Poruszył się w fotelu, zmieniając pozycję. Tak jak
przypuszczał, nic to nie dało. Odkąd Tsunade zawitała do jego domu i zażądała
udostępnienia gabinetu, czuł się w nim nieswojo. Jego prywatne ukochane
sanktuarium spokoju zostało zbezczeszczone przez tę głupią babę. Teraz nawet
uwielbiany skórzany fotel stał się niekomfortowy i jakiś obcy, przez co za nic
nie mógł rozsiąść się w nim wygodnie. I mimo iż zdawał sobie sprawę z tego, że
to tylko jego wymysły, to jednak nie potrafił się pozbyć tego nieznośnego
wrażenia, że coś jest nie tak. Do tego stopnia go to denerwowało, że był gotów
przysiąść, że nadal wyczuwa subtelny zapach perfum Hokage, co było już totalnym
absurdem. Nie sposób, aby pozostał jakikolwiek zapach po tak długim czasie oraz
skrupulatnym wietrzeniu.
Znów się poruszył. Przeklęta baba! Pomyślał, zaciskając
palce na trzymanym piórze. Jak ona śmiała tak zhańbić jego święte miejsce! Nie
mógł tego zdzierżyć, przez co jego myśl były niespokojnie i brakowało im
koncentracji.
— Niestety to wszystko.
— Tylko tyle?
Z zaskoczeniem spojrzał na otrzymane raporty. Dokładniej
trzy, spisane przez jego najzagorzalszych sprzymierzeńców. Trzy z piętnastu, to
jedyne dwadzieścia procent tego, co miał otrzymać.
— Tak — zapewnił, wychylając się i podając sporządzoną
listę. — Ptaszek oznacza dostarczenie, znak zapytania, że dokumenty zostaną
dostarczone w ciągu tygodnia. Byli przekonani, że z powodu braku spotkania,
wszystko zostało przesunięte do następnego. Natomiast myślniki odnoszą się do
tych, którzy odmówili.
— Jak to odmówili?
Ściągnął brwi, przelatując szybko po liście wypełnionej myślnikami.
Trzy ptaszki, kilka znaków zapytania i cała masa odmowy.
— Powiedzieli, że raporty przyniosą dopiero na następne
spotkanie.
— Dlaczego nie w przeciągu najbliższego tygodnia? —
dopytywał, nie odrywając wzroku od kartki.
— Z powodu braku czasu wynikającego z natłoku pracy,
licznych nadgodzin oraz celebracji kwitnienia. — Fugaku spojrzał na niego, a
jego wzrok zdawał się krzyczeć: co to za
bzdury! — Tak się tłumaczyli — wyjaśnił, kładąc na biurko wypchaną po
brzegi opasłą teczkę. — Przy okazji, Kazuma prosił, aby ci to przekazać. Spotkałem
go po drodze.
— Dlaczego sam nie przyszedł?
— Spieszył się z powrotem na posterunek.
— Rozumiem. Skontaktuje się z nim później — rzucił
machinalnie, nadal zerkając na rzędy myślników. — Itachi a ty, co o tym
sądzisz? — zapytał spokojnym głosem, podnosząc na niego wzrok.
— Uważam, że należałoby to odłożyć w czasie. Aktualne
nastroje nie są zbyt przychylne, a niepotrzebny nacisk może tylko spowodować
ogólną niechęć.
— Takie jest twoje zdanie?
— Tak ojcze.
Fugaku przyjrzał się determinacji wypisanej w jego oczach,
które jeszcze chwilę temu podczas zdawania mu raportu były obojętnie puste.
— Rozumiem — oznajmił po chwili, odkładając nieszczęsną
listę. — To chyba zamyka nasze spotkanie.
— Raczej tak.
***
Po zamknięciu drzwi za sobą oparł się o nie plecami,
wzdychając z ulgą. Z przyjemnością opuścił gabinet ojca, kończąc te tortury.
Zawsze ciężko znosił rozmowy dotyczące przygotowywania zamachu. Słuchanie o
zamordowaniu Hokage, aby samemu przejąć władzę w wiosce, było istną męczarnią.
Jednak dzisiaj wyjątkowo wszystko poszło gładko. Według niego trochę zbyt
gładko.
Zmarszczył brwi, odrywając plecy od drzwi i postępując
parę kroków do przodu. Czyżby jednak Fugaku zaczął rozumieć? Miał taką
nadzieję. W końcu aktualna sytuacja powinna go skłonić do przemyśleń. Oj bardzo
by chciał, zamienić słowo powinna na musi. No przecież coś musi, go zmusić do
zmiany zdania, albo chociażby do wątpliwości. Nie może, całe życie upierać się
przy jednej głupocie.
Wszedł do kuchni i z cichym westchnieniem męczennika,
duszkiem wypił szklankę wody. Chwilę się jej przyglądał, rozmyślając nad
kolejną rozmową. Wprawdzie nie powinna być tak trudna, jak dyskusja o
planowanym zamachu, ale to tylko teoria, którą rzeczywistość może raz-dwa
zmieść. Biorąc poprawkę na zaistniałą sytuację, troskę o wioskę, o ich relacje,
o jego zdrowie te fizyczne oraz psychiczne, jego charakter, tak spotkanie z
Sasuke nie jawi się, jako swobodna pogadanka. To nie Keiko, na którą wystarczy
tylko mocniej nacisnąć, głośniej krzyknąć, aby przyznała się do zbrodni wykreślenia
zmywania z rozpiski domowych obowiązków.
Odruchowo umył szklankę, nim ruszył na górę. Gdzie, jak
się chwilę później okazało, nie zastał brata. Na pukanie nikt nie odpowiadał,
więc zajrzał do środka, ale pokój był pusty. Dla pewności sprawdził również
łazienkę, lecz to samo.
Lekko zmarszczył brwi. Nie spodziewał się, że Sasuke czuje
się już na tyle dobrze, aby tak wędrować po domu. Niestety na dole również
nigdzie go nie było, co wprowadziło go w konsternację. Czyżby udał się do
Hokage? Nie. Przecież Mikoto wychodząc z Haniko oraz dziewczynkami coś by mu
powiedziała. I miał rację, Sasuke nie opuścił terenu domu. O czym przekonał
się, kiedy zrezygnowawszy z rozmowy z nim, wyszedł, a zmierzając w stronę
furtki, usłyszał głośne kichnięcie.
— Cześć — rzucił łagodnie, przeskakując rząd rabatek.
— Hej — mruknął, przenosząc wzrok z nieba na niego.
Właśnie znalazł sobie cichy kąt, a już ktoś mu przeszkadza.
— Jak tam u ciebie? — zagadał, opierając się o pień
drzewa, dokładnie tego samego, pod którym w sobotę przesiadywał Sasuke.
— W porządku.
Itachi przyjrzał mu się. Faktycznie musiało być dobrze,
skoro poruszał się już na tyle swobodnie, aby wybrać się na przechadzkę po
ogrodzie, lecz cienie pod oczami i zmęczenie na twarzy, trochę temu przeczyły.
— Słyszałem, że już niedługo w pełni będziesz… — mógł się
ruszać. W porę ugryzł się w język. Mówienie o tym w ten sposób to kiepski
pomysł. — Podobno niedługo mają zniknąć wszelkie objawy — dokończył
pośpiesznie.
— Owszem — potaknął, nie zaszczycając go wzrokiem.
Spojrzenie wbijał w niebo, a dokładnie w nieokreślony punkt na nim, bo Itachi
był przekonany, że gdyby zapytał o stopień zachmurzenia, to Sasuke by nie umiał
odpowiedzieć, mimo iż wpatrywał się w czysty błękit.
— To będziesz mógł się przejść do Hokage — rzucił
swobodnie, starając się udawać, że wcale mu na tym nie zależy i absolutnie pod
żadnym pozorem nie naciska na niego.
— Aha — mruknął zmęczonym głosem, podnosząc się z krzesła.
Itachi zmarszczył brwi. Sasuke nie uniósł się, co
zaniepokoiło go. Coś musiało być nie tak, lecz nim zdążył otworzyć usta, został
wyprzedzony:
— Co u Keiko? — zapytał, postępując parę kroków do przodu.
Nie kaleczył już tak mocno chodu, wyglądając niczym parodia pijaka. Wprawdzie
to nadal nie była pełna swoboda, bo jednak spina mięśnie, poruszając się dość
sztywno, ale szedł zdecydowanie i prosto. — Słyszałem, że skończyła się jej
kara — ciągnął dalej, nie doczekawszy się reakcji brata.
— Tak i to parę dni temu.
— Fajnie. I to już koniec, czy coś jeszcze będzie miała? —
dopytywał, gdyż Keiko nic mu na ten temat nie mówiła. Zasypując go jedynie
smsami pełnymi wsparcia i otuchy, non stop zapewniając, że jest po jego
stronie, cokolwiek nie zdecyduje. Miało to podnosić na duchy, ale ostatecznie
rzucało się na sumienie. Ona mu bezgranicznie ufała, a on naraził wszystkich na
takie niebezpieczeństwo.
— Wygląda na to, że nie. — Dopiero słowa Itachiego wyrwały
go z pogrążania się w smętnych myślach. — Przynajmniej nic mi o tym nie
wiadomo.
—Mhm — mruknął, lekko zwalniając, kiedy poczuł
nieprzyjemne szczypanie w łydce.
I nastała cisza, dość niezręczna. Sasuke powoli, ale
zdecydowanie kroczył przed siebie, zaś Itachi w niewielkim odstępie podążał za
nim, zastanawiając się jak nakierować rozmowę na temat Hokage. Głupio to
wyglądało, zwłaszcza kiedy ogród się skończył. Skakanie przez rabatki to
jeszcze nie ten etap, więc zmuszony był zawrócić, stając twarzą w twarz z
bratem. Skrzywił się, jego mina wyrażała więcej, niż chciał wiedzieć.
— Daruj sobie — burknął, doskonale rozumiejąc, o co chciał
zapytać.
— Sasuke musisz z nią porozmawiać.
— Już to zrobiłem —
rzucił niechętnie, przystając przy poidełku dla ptaków, jakby widok wróbla go
zaciekawił. Tak naprawdę to złapał go skurcz w nodze, co starał się zamaskować.
Jednak nagłe i całkowite zesztywnienie prezentowała się naturalnie tylko w jego
głowie.
— Cieszę się, że w końcu to zrobiłeś — oznajmił z
nieukrywaną ulgą. — I co powiedziała? — dopytywał, kiedy Sasuke nie raczył
pociągnąć tematu.
Wzruszył ramionami: — Niewiele.
— A co z karą? — drążył dalej, nie dając za wygraną.
— Na razie nic nie wiadomo. — Ruszył powoli do przodu,
starając się nie kuleć na jeszcze lekko odrętwiałej nodze.
— Nic ci nie wyznaczyła? To do niej niepodobne.
— Tutaj ważniejsza jest decyzja Gaary.
— Kazekage?
— Tak. Ma przyjechać na przesłuchanie — wyjaśnił od
niechcenia, jakby z bożej łaski dzieląc się tą informacją. — Tylko nic im o tym
nie mów — upomniał, ostrym głosem. Nawet nie musiał wymieniać, o kogo chodzi,
Itachi z łatwością się domyślił. W pierwszej kolejności milczenie trzeba było
zachować przed Mikoto, bo biedaczka zawału by dostała. W drugiej kolejności
szła Haniko, która i tak obwiniała siebie o stan Sasuke. No i jeszcze w rachubę
wchodziła Keiko, która z pewnością przybiegłaby, czym prędzej, być może także
rzuciłaby się z pretensjami do samej Tsunade. Kto wie? Ciężko było przewidzieć,
co by wymyśliła.
— Nie ma sprawy, nic im nie powiem — zapewniał, dość
przygnębionym tonem. Wiedział o powadze sytuacji, miał jej świadomość, ale
gdzieś w głębi liczył na to, że przesadza oraz panikuje. I choć lubił słodki
posmaczek tryumfu, kiedy okazywało się, że ma rację i wszystko się działo tak,
jak przewidywał, tak teraz wolałby się pomylić. Nawet z przyjemnością przyjąłby
docinki Sasuke o wyolbrzymianiu.
***
Znów w jego głowie kłębiły się pesymistyczne myśli, znów
tworzył czarne scenariusze z tragicznym zakończeniem odwiedzin Kazekage.
Naprawdę chciałby to wyłączyć, poprzestać na zwykłym zamartwianiu się, bez tego
idiotycznego dramatyzowania. Wiele by dał, aby tak się stało, ale… to było
niewykonalne. Analiza jest częścią jego osobowości, bez niej nie byłby sobą. To
dzięki wrodzonej skłonności do szybkiego tworzenia różnych wariantów
przyszłości na podstawie rozłożonej na czynniki pierwszej sytuacji, dostał się
do ANBU w tak młodym wieku. Dar ten był niezwykle przydatny i równie niezwykle upierdliwy.
W momencie, kiedy dotyczył misji, stawał się nieodzowny, ale był istną mordęgą,
jeśli dotyczył spraw osobistych.
Bo co jeśli Kazekage zażąda wydania Sasuke? Zniknie na
zawsze, zamknięty w lochach Suny? A może zostanie publicznie zabity na głównym
placu? Nie znał Gaary na tyle, aby móc z dobrym prawdopodobieństwem wskazać
przykładowe kary, przez co musiał brać pod uwagę każdą możliwość, co jeszcze
bardziej dobijało. Mógł jedynie liczyć na Tsunade, która nie dopuściłaby do
takiego obrotu sprawy i mieć nadzieję, że Kazekage nie ugnie się pod naciskiem
rozszalałej opinii publicznej, której coś się ubzdurało.
Wprawdzie Sasuke dopuścił się licznych przestępstw, a
także złamał porozumienie między wioskami, ale odnalezienie tajnej kryjówki
Orochimaru, zdecydowanie działało na jego korzyść. W końcu uchronił mieszkańców
Suna przed serią tajemniczych zniknięć, bo przecież nadszedłby moment, w którym
tamten mężczyzna potrzebowałby materiału do eksperymentów i zaczął
wykorzystywać w tym celu cywili. A tak Uchiha obalił kolejny pozostały bastion
po wężowatym, dostarczając tym masę cennych materiałów tamtejszych medyków. To
ewidentnie są okoliczności łagodzące. Do tego wystrychnięcie na dudków
strażników, może w końcu otworzy oczy Kazekage na problemy przestarzałych metod
ochrony.
Także w całym tym zamieszaniu można było odnaleźć pewne
pozytywne aspekty, dzięki czemu istniała możliwość całkiem sensownej linii
obrony, więc nie ma, co przesadnie dramatyzować. W takim wypadku żaden z
mrocznych scenariuszy nie ma prawa bytu.
Odetchnął spokojnie, znajdując sposobność do odrzucenia
niechcianej analizy i wyciszenia myśli. Teraz wystarczało na czymś się skupić,
uniemożliwiając tym powrót do porzuconego tematu. I nagle zapalił się mała
lampeczka. Zakupy. Może to nie wiele, ale przypomniał sobie, że parę produktów
brakuje w tym kawy, bez której nie sposób rozpocząć dnia.
***
Wczesne popołudnie i zwykły dzień tygodnia spowodował, że
po markecie kręciło się niewiele osób. Idealny moment na zakupy. Brak
popychających cię przechodniów, lawirowania między wózkami, długich kolejek
oraz barykadowania dostępu do półek.
Itachi właśnie studiował etykiety przypraw w poszukiwaniu
tej jednej, kiedy usłyszał sapanie i stękanie po drugiej stronie regału.
— Jeszcze tylko trochę. Yyyy, no jeszcze troszkę. Guzik —
warknęła głośno podirytowanym głosem. — Po jakiego grzyba stawiają to tak
wysoko. To nie detergenty, które o dziwo są na najniższych półkach, aby dzieci
mogły je sobie zjeść.
Wychylił się za rogu, sprawdzając, co się dzieje, bo głos
wydawał mu się dziwnie znajomy. A dostrzegłszy dziewczynę mocującą się ze
zdjęciem słoika z kawą z najwyższej półki, uśmiechnął się delikatnie. Komicznie
wyglądała zaciętość, z jaką walczyła z regałem. Jej determinacja rosła z każdą
chwilą i wiedział, że lada moment po prostu wdrapie się na półki, więc szybko
ruszył z odsieczą.
— O, dziękuję — uradowała się, odwracając w stronę
wybawcy. — O! Moje kochanie — zaćwierkała, rozpromieniając się jeszcze
bardziej. — To już ten etap, że masz w głowie mrugającą czerwoną lampkę, która
karze ci się zjawiać obok, jak tylko mam problemy?
— Nie, wszedłem zrobić zakupy i cię usłyszałem.
— Buu — zawołała rzewnie, wkładając słoik do wypchanego po
brzegi koszyka sklepowego. — A już myślałam, że masz jakąś super moc.
— A to sharingan się już nie liczy?
— Hmm, no nie bardzo — mruknęła zamyślona, zerkając na
przygotowaną listę zakupów. To była jedna z nielicznych nauk Itachiego, jaką
udało się jej wpoić. Zawsze robiła zakupy na zasadzie przechodzenia przez cały
sklep i chwytania tego, co wpadło w oko lub o czym sobie akurat przypomniała.
Rezultat tego był taki, że wróciwszy do domu, miała stertę niepotrzebnych
produktów i nie mniejszą tych, których zapomniała. Przez co mężczyzna zmuszony
był wracać do sklepu, bo często dziwnym trafem bywały one niezbędne do obiadu.
To mobilizowało go do zmuszania jej do robienia list.
— Keiko tyle razy prosiłem cię, byś nie dźwigała takich
ciężarów — zganił ją, sięgając po koszyk, który okazał się cięższy niż
wyglądał. — Czemu nie wzięłaś wózka?
— Nie mam drobnych — odparła, zapatrzona w kartkę,
znikając za rogiem.
— A jak miałaś zamiar te ciężary sama donieść do domu?
— Tak jak zawsze.
Eh… tego jeszcze jej nie wpoił. Jednak powinien się
cieszyć, że cokolwiek mu się udało.
— Twoi przyjaciele przychodzą? — zapytał, spoglądając na
listę, którą mu wręczyła, bo właśnie poszła wybierać jabłka. Takie pozycje jak:
napoje, ciastka, paluszki, ewidentnie wskazywały na imprezkę w gronie
przyjaciół, na co się lekko skrzywił.
Kaoru z Isamu nie widział od ich feralnego wtargnięcia do
domu, podczas misji Keiko. Nie wspominał tego dobrze. Z pierwszym się pobił, a
drugi mu zrobił wykład o tym, że jest łatwą do zastąpienia zbyteczną osobą,
która jeszcze na domiar złego sprowadza nieszczęście i niszczy wszystko wokół.
Bez dwóch zdań chciałby uniknąć spotkania z nimi.
— Tak, wpada Yumi, Fumiko i Miyu. Ogólnie robimy takie babskie
spotkanie — tłumaczyła, odważając owoce, które następnie wrzuciła Itachiemu do
koszyka.
Nie chciał tego przyznać, ale odetchnął z ulgą, że to
jednak nie oni.
— Ej Itaś — zaczęła niepewnie, zerkając to na kartkę to na
niego — nie dołożyłbyś się trochę?
Ułożył usta w wąską kreskę. Mieszkają razem, są parą, więc
to logiczne, że tak. Przecież już to tłumaczył, jednak dziewczyna jakby na złość
ciągle o tym zapominała, niekiedy traktując go jak pomieszkującego z nią
przyjaciela. Trochę to bywało dotkliwe, ale jednocześnie rozumiał, że jeszcze
nie do końca ogarnia niuanse rodzinnej koegzystencji. W końcu od dzieciństwa
mieszkała sama, a ciężko wyplenić wieloletnie przyzwyczajenia.
— Nie — odparł spokojnie, chcąc jej trochę podokuczać.
Spojrzała na niego lekko zaskoczona, markotniejąc po
chwili.
— No to w takim razie… — urwała, przeczesując listę z
wahaniem. Już z czegoś musiała zrezygnować, aby zamknąć się w budżecie.
Westchnął ciężko. Nawet nie przyszło jej do głowy, że
kłamał.
— Keiko, a co ja ci tyle razy powtarzałem w takich
momentach?
Zmarszczyła intensywnie brwi, ale zaraz lekko uniosła
ramiona, patrząc na niego niepewnym wzrokiem. Nic jej do głowy nie
przychodziło.
— Co zawsze odpowiadałem na twoje pytanie o dołożenie się?
— drążył temat, starając się ją naprowadzić na odpowiedź, aby sama to załapała.
— Tak? — zapytała nieśmiało, licząc, że o to chodziło.
— Żebyś nie zadawała głupich pytań. — Dalej patrzyła na
niego, jak cielę na malowane wrota, przez co stracił resztki nadziei. — Dołożę
— mruknął, dokonując całkowitej kapitulacji. Oj wiele czasu i nerwów straci,
zanim ją wreszcie uspołeczni, tego był pewien.
— Tak? — ucieszyła się, od razu uśmiechając. — Dzięki
wielkie. Przez to, że ostatnie wszystkie prace były w formie kary to Josuke mi
za nie, nie zapłaci, więc trochę marnie. Będę musiała wyłudzić jakąś porządną
misję. W takim razie wezmę jeszcze mięsko na jutro, o i trochę papryki, a może
jeszcze oliwki? — mówiła, krzątając się między półkami, kiedy Itachi posłusznie
dreptał za nią z przyciężkim koszykiem.
***
Fugaku odłożył przeczytany raport i sięgnął po kolejny.
Praca w domu miała swoje minusy. Nie mógł zawołać swojego asystenta, który
zjawiłby się po chwili w drzwiach, zapewniając, że zaraz wyjaśni wszelkie
niedociągnięcia. Wprawdzie mógł zadzwonić do biura, ale to już nie było to
samo.
Ostatnio policja miała pełne ręce roboty i wiele osób
zostawało po godzinach, aby ze wszystkim, jako tako się wyrobić. Przez co nawet
jego asystent nie miał czasu się nim zajmować. Uziemienie dawało się we znaki.
Machnął zatwierdzającą parafkę, wychylając się po następny
raport. Naprawdę ostatnio liczba przestępstw niespodziewanie wzrosła. A jak donosiła
analiza przeczytana kilka godzin temu, najprawdopodobniej spowodowane to było
trwającą od feralnego zamachu akcją ocieplania wizerunku funkcjonariuszy, przez
którą ludzie chętniej je zgłaszali. Wprowadzenie projektu dążącego do
pozytywnego odbioru policji w oczach obywateli było poniekąd własną inicjatywą,
ale i też wymogiem Tsunade. Wówczas o Uchiha krążyło wiele nieprzychylnych
plotek, niektórych wręcz absurdalnych, ale wszystkie należało w jak najszybszym
czasie zdementować.
Najwyraźniej to zaczęło skutkować, bo dostawali więcej
zgłoszeń, nawet tych błahszych, które do tej pory raczej nie pojawiały się. Wcześniej
z braku zawiadomień Uchiha zmuszeni byli głównie zajmowali się żmudnymi
śledztwami oraz przestępstwami, które dotykały mieszkańców, ale nie tak
zupełnie bezpośrednio. Walka z korupcją czy mobbingiem jest równie ważna,
jednak dla pospolitego zjadacza chleba mało zauważalna.
Media z chęcią nagłaśniają akcje chuligańskie, kradzieże
na większą skalę czy włamywaczy, a jak dojdzie do jakiegoś morderstwa to już
zupełnie, wszelka prasa o tym krzyczy. A jakiś czas temu ukazało się kilka
artykułów, parę krótkich zdań przekazanych dziennikarzom radia i telewizji, w związku
właśnie z zorganizowaną grupą złodziei oraz wcześniej odnośnie zabójstw. To
zapewniło pozytywny rozgłos, który spowodował poprawę nastawienia ludzi do
klanu i ogólnie ich pracy, jako policjantów.
Mieszkańcy Konohy już tak nie spoglądali bykiem na symbol
klanu Uchiha, nie spławiali policjantów przeprowadzających rutynowe kontrole,
chamsko nie odszczekiwali się na ich każde pytanie. Wprawdzie wiadomo, że nagle
jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki wszystko, co złe nie zniknęło, ale
przestało być stałym i nagminnie powtarzającym się elementem relacji
mundurowych ze społeczeństwem.
A wszystko to odbijało się na nastrojach członków klanu.
Byli bardziej chętni do zaangażowania się w pracę niż do planowania zamachu.
Obalanie władzy, która zepchnęła ich na margines i cały czas tłamsi rozwój,
nagle przestało mieć takie znaczenie. Mieszkańcy zaczęli doceniać pracę policji
oraz rozumieć, że jest im potrzebna, co wywołało dumę wśród Uchiha. Do tego
stopnia, że…
Fugaku kątem oka zerknął na kartkę pełną myślników przy
nazwiskach. Dobrze znanych imionach stałych członków tajnych narad klanu, którzy
teraz go zignorowali, niemalże jawnie się przeciwstawiając. Woleli zwykłą pracę
pospolitego funkcjonariusza policji cieszącego się szacunkiem niż obalanie
tyrady Hokage.
Itachi miał rację. Przy aktualnych tendencjach i nastrojach
wśród Uchiha nie sposób popchnąć przygotowania do przodu. Nikt się do tego nie
pali. Nikt tego nie chce…?
Mężczyzna miał poważny mętlik w głowie. Nic mu się nie
układało tak, jak chciał. A mało tego, sam już nie był pewny, czego chce. Przerażało go to. Zawsze był doskonale
świadom swoich pragnień, ale teraz… wszystko gdzieś się zacierało, tworząc dość
niewyraźną paćkę, trudną do rozszyfrowania.
***
— Widzę, że już wróciłaś do pełni sił — skomentowała Yumi,
wychylając się po paluszki. — Ostatnio byłaś taka mizerna.
— A jaka wykończona, wycieńczona i bez motywacji. Josuke
to całkowicie wypruwał ze mnie nie siódme, a już dziesiąte poty albo nawet i
dwunaste — biadoliła rzewnym głosem.
— Słyszałam, że nieźle się pieklił — wtrąciła się Miyu,
rzucając kością.
— Pieklił się to mało powiedziane, szału dostał —
sprostowała Yumi, sięgając po kartę szansy. — No Fumi proszę mi tu wypłacić
setkę. — Wyszczerzyła się do dziewczyny pełniącej funkcję bankiera. — Ale to
jeszcze nic, żebyś ty widziała Kaoru i Isamu.
— Isamu też? — zdziwiła się.
— Tak, tak Miyu, nawet mój braciszek stracił kontrolę. A
właśnie, Itachi coś wie na temat tej ich niepoczytalności? — zagadała, znacząco
spoglądają na Keiko zaaferowaną liczeniem banknotów.
— Hę? — rzuciła zaskoczona, wyłaniając się za wachlarza
pieniędzy. — Ale niby, czemu by miał coś wiedzieć?
— No jak to, czemu? Ty weź, trochę pomyśl — żachnęła się
Yumi, odbierając od Hiagashiymy czynsz za stanięcie na jej polu. — Trochę
ciężko mi uwierzyć, że nie napadli na niego.
— No, co wy. — Machnęła lekceważąco ręką, ale cała reszta
potakiwała znacząco głowami. — Przesadzacie. Obiecywali jego akceptację, więc
na pewno z niczym nie wyskoczyli — mówiła z przekonaniem i pełną wiarą we
własne słowa, na co dziewczyny wywróciły oczami.
— Za bardzo w nich wierzysz, przez co wszystko im uchodzi
na sucho. Ty pamiętaj, że mowa tu o twoim Kaoru, który nie zna słowa
roztropność.
— Miyagami — oburzyła się, zwracając do koleżanki po
nazwisku.
— Wybacz Keiko, ale taka prawda — poparła ją Yumi, z ulgą
zerkając na planszę, gdzie ledwo, co uszła przed aresztowaniem.
— Zmieńmy temat — zażądała, niezbyt skora do dalszego
ciągnięcia tej rozmowy. Zwłaszcza że ostatnio wszystko krążyło tylko wokół
tego, co powoli zaczynało ją męczyć. I jakoś nie miała ochoty przeznaczać się
do ochrzanu, jaki jej zrobili Kaoru z Isami. Tak nawet Isamu był wytrącony z
równowagi. Przy czym trzeba zaznaczyć, że słowo ochrzan to delikatnie mówiąc
kolokwialne określenie.
Na samą myśl wzdrygnęła się, omal nie rozchlapując piwa,
nalanego po sam rant szklanki.
— Dobra to w ramach innego tematu, gdzie ten twój rzekomo
ukochany?
— Chodzi ci o Itachiego? — Spojrzała na przyjaciółkę lekko
zaskoczona. — Jest na górze, a co?
— Chciałabym go zobaczyć, więc mogłabyś go na chwilę
zawołać.
Keiko zamyśliła się, faktycznie Miyu nie brała udziału w
imprezce nad basem, więc z Itachim się nie spotkała.
— A niby, po co? Każdy Uchiha wygląda tak samo. Ciemne
włosy, ciemne oczy, jasna karnacja i do tego kamienne oblicze. Można ich
postawić w ogródku, jako strach na wróble. Ręczę, że każde biedne ptaszątko na
ich widok ucieknie.
— Yumi — uniosła karcąco głos Fumiko, zupełnie jakby
beształa swojego ucznia. Jednak Keiko nie przejęła się docinkami przyjaciółki.
Bardziej pochłonęła ją wizja Fugaku spełniającego się w tej roli. Wielki i
dostojny pan Uchiha roztaczający złowrogą aurę z jednym wróblem na szczycie
głowy, który postanowił się go nie przestraszyć. Zaczęła pokładać się ze
śmiechu.
— To jak? Skoczysz po swojego kochasia?
— No dobra, już idę — mruknęła, podnosząc się z
kanapy. Chichocząc jeszcze na schodach.
Tak jak zakładała, Itachiego zastała w pokoju czytającego
książkę oraz, co również przewidywała, nie był skory do zejścia na dół, jednak
w końcu dał się namówić.
— Itachi poznaj to jest moja przyjaciółka Miyu Miyagami,
Miyu to mój chłopak Itachi Uchiha.
— Miło mi poznać — rzucił beznamiętnie, odruchowo
wyciągając rękę.
— Mi również. — Uśmiechnęła się zalotnie. — No, no —
zacmokała, dokładnie go lustrując takim wzrokiem, jakby rozbierała. — Ej, a nie
zechciałbyś rzucić ją i zainteresować się mną? — zapytała flirciarskim głosem,
kładąc mu dłonie na klatce piersiowej.
Itachi zdębiał. Dokładnie zdębiał, bo cały się spiął i zaniemówił,
nie bardzo pewny, czy przypadkiem to nie jest jakaś iluzja.
— Ej hola — warknęła Keiko, odciągając mężczyznę od
lepiącej się do niego przyjaciółki. — Co ty sobie wyobrażasz? Itaś jest mój i
go nie oddam — ręczyła, przybierając buńczuczną minę, gotowa wdać się w bójkę.
Miyu zaśmiała się dźwięcznie, na co Fumiko z Yumi
odetchnęły z ulgą. Bały się, że faktycznie mogłoby dojść do jakiś
nieprzyjemnych incydentów. Miyagami słynęła ze swojej urokliwości, która dawała
jej niejaką władzę nad mężczyznami. Wszyscy dość szybko jej ulegali, więc gdyby
tylko zechciała, mogłaby uwieść każdego. A drobny flirt, aby odbić komuś faceta,
nie stanowił dla niej problemu. W końcu po części w tym się specjalizowała na
swoich misjach.
— Spokojnie, chciałam tylko zobaczyć ten twój słodki
pyszczek — zapewniała, ciągnąc Keiko za policzki.
Higashiyama mocno zwęziła powieki, przyglądając się jej z
wątpliwościami, dąsając się bardziej.
— Nie rujnuję związków swoich przyjaciół, więc się tak nie
marszcz, bo ci jeszcze zostanie, a wówczas to jemu może się odwidzieć —
zażartowała, wracając na swoje miejsce na fotelu.
Na te słowa oblicze Keiko od razu złagodniało. Natomiast Itachi
dalej nie reagował, nadal nie do końca ogarniając, co się tutaj właściwie
wydarzyło.
— Hehe. No to my wracamy do gry, a ty skarbie możesz sobie
iść — oznajmiła, cmokając go w policzek i lekko popychając w stronę drzwi. —
Przepraszam — szepnęła, kiedy wypchnęła go za nie.
— Taki zupełnie nie w twoim stylu — podsumowała Miyu,
rzucając kością, na nowo wczuwając się w grę.
— Oj ty się lepiej już nie odzywaj — mruknęła Keiko,
której nadal nie przeszedł foch.
— Ale dlaczego tak uważasz? — zainteresowała się Fumiko,
wypłacając dziewczynie pieniądze za przejść przez linię startu. — Według mnie
Itachi pasuje do niej.
— Czy ja wiem? — zamyśliła się na chwilę, upijając spory
łyk piwa wymieszanego z sokiem. — Taki zupełnie niepodobny do Toru.
— Kogo? — Wtrąciła się Yumi, wystawiając pusty talerzyk w
stronę Orinoke, aby jej dołożyła własnoręcznie upieczonego ciasta.
— Pierwsza i WIELKA miłość Keiko — zachichotała,
uśmiechając się do wspomnień, w dziwny i przesadny sposób akcentując
przymiotnik.
— A — mruknęła, jakoś niezbyt zainteresowana tematem,
wkładając sobie do ust pokaźny kawałek biszkoptu z kremem.
— Nie przesadzaj — speszyła się Keiko, przesadnie
skupiając się na swoim jakże szałowym pionku w kształcie kota.
— Nie przesadzam. Naprawdę Yumi, ciebie wówczas z nami
jeszcze nie było, ale wierz mi, nie odstępowała biedaczka na krok. Wiecznie
kręciła się gdzieś koło niego. A Fumiko pamiętasz tę akcję pod jemiołą? Haha,
ja myślała, że tam ze śmiechu zejdę.
— To nie była żadna akcja — mówiła coraz bardziej
zafrapowana słowami Miyu. — Po prostu tak się złożyło, że razem stanęliśmy pod
jemiołą i tyle.
— Tak się złożyło? Hahaha, głupot to ty nie opowiadaj. To
była cała przygotowana akcja, żeby tylko pocałował cię pod jemiołą, a chłopaki koniecznie
to uwiecznili na zdjęciach. Cały i to totalnie calutki wieczór czatowałaś na
niego. Przypadek tu nie miał z tym nic, a nic wspólnego.
— Ej no, co chcesz? — żachnęła się. — Nie umiem, jak ty
powalić chłopaka na kolana samym spojrzeniem.
— Tak to prawda. — Potaknęła z uznaniem głową. — Ale ja
nie mogę — zaśmiała się po raz kolejny. — Takie ceregiele uskuteczniałaś, żeby
tylko cię zauważył.
— I niby, co w tym takiego śmiesznego? — burknęła zła,
zabijając zakłopotanie piwem.
— Głównie to, że on i tak za tobą wodził wzrokiem —
wyjaśniła, ocierając kąciki oczu, gdzie zaczęły się zbierać drobne łezki.
— Co?! — krzyknęła zaskoczona, omal nie wypluwając
zawartość ust na siedzącą obok Fumiko.
— No weź, naprawdę Keiko nie widziałaś tego, że czuł do
ciebie miętę?
— Jesteś tego pewna? — dopytywała Fumiko, niezbyt
przekonana. — Jakoś zbytnio tego nie okazywał.
— Tak, było to widać. No dobra — dodała po chwili,
napotykając powątpiewający wzrok przyjaciółek. — Niby, dlaczego koleś, który
jest na piątym stopniu, kumplował się z dziewczyną na trzeci? Czemu spędzał z
nią i jej znajomymi więcej czasu niż ze swoimi? Niby, dlaczego próbował
połączyć oba poziomy? Niby, dlaczego z nią trenował, przychodząc na gorszą
salę? Niby, dlaczego wszędzie się z tobą szwendał po godzinach?
— O w mordę — wymsknęło się Orinoke, kiedy połączyła
fakty.
— A-ale jak to? — pytała Keiko całkowicie zdezorientowana.
— Nigdy nie okazywał czegoś, co by wykraczało poza przyjaźń.
— Wiesz, że u nas nie można wchodzić w związki. On to
rozumiał, więc trzymał cię na dystans, a jednocześnie blisko.
— Ale na związki pomiędzy Kindersami patrzyło się inaczej
— broniła się.
Miyu pokręciła przecząco głową.
— On lepiej rozumiał, o co chodzi w tym zakazie. I sądzę,
że ty powoli również do tego dochodzisz.
Keiko spochmurniała, miała rację. Coraz bardziej
uświadamiała sobie znaczenie tego niepisanego prawa. Zanim zaczęła spotykać się
z Itachi, wydawało jej się, że wie, o co chodzi, ale im dłużej trwała w związku
tym horyzont poszerzał się i na jaw wychodziła prawda, inna od tej, którą
machinalnie powtarzało się, jako wytłumaczenie tego zakazu.
— W każdym razie — zaczęła, przerywając lekko posępne
milczenie — to już przeszłość. Toru zginął wiele lat temu.
— Pamiętam, cały miesiąc płakałaś, aby potem przybrać
żałobę na bardzo długo.
— Miyu! — uniosła głos, ganiąc. Poruszane kwestie coraz
bardziej przestawały być przyjemne i lepiej byłoby zakończyć ten temat.
— Spokojnie Fumiko. — Keiko uśmiechnęła się delikatnie, uspakajająco
dotykając jej ręki, na znak, że wszystko jest w porządku. — To przeszłość i
mogę o niej rozmawiać. Bo w gruncie rzeczy to dzięki Toru zeszłam się z Itachim
— dodała, rozpromieniając się bardziej.
— Jak to? — zainteresowała się Yumi. Zresztą nie tylko
ona, pozostałe dwie przyjaciółki także popatrzyły zaskoczone na Higashiyamę,
jednoznacznie oczekując wyjaśnień.
— No, bo zamiast powiedzieć Toru, co czuję, wymyślałam
wymówki. Non stop zasłaniając się konsekwencjami złamania zakazu. Po jego
śmierci długo plułam sobie w brodę, że tego nie zrobiła. Byłam na siebie absolutnie
totalnie wkurzona i wówczas obiecałam sobie, że następnym razem nie będę
milczeć. Dzięki temu miałam odwagę, aby zbliżyć się do Itachiego i skraść
buziaka — wytłumaczyła, na koniec zaczepnie wystawiając koniuszek języka.
Dziewczyny zaśmiały się lekko, powracając do gry w dużo
lepszej atmosferze.
— Ale nadal mnie zastanawia, czemu Itachi — oznajmiła Miyu,
przesuwając swój pionek. — Toru był zawsze pogodny, wesoły, uśmiechnięty,
rozrywkowy, skory do wygłupów i zabaw. Do tego miał roztrzepane krótkie blond
włosy oraz piękne oczy w kolorze młodej trawy. Świetnie się dogadywaliście, a
Itachi… jakby to ładnie powiedzieć, jest giętki jak głaz i rozrywkowy niczym
kolekcja znaczków pocztowych.
— Nie powinnaś go oceniać, skoro nie znasz — zarzuciła jej
Fumiko, nawet nie podnosząc wzroku znad swoich kart, które studiowała pod
kątem: postawić domek, czy nie.
— Dokładnie — potaknęła Keiko. — Itachi faktycznie nie ma
nic wspólnego z Toru, ale to właśnie z nim jestem. I gdyby nagle jakimś cudem
Toru wrócił do Konohy i wyznał mi miłość, to bym go odrzuciła. Mam mojego
Itasia i nic tego nie zmieni.
— Słodko — skomentowała Yumi, przysłuchując się rozmowie i
zajadając paluszkami.
— Jak to?
— No tak to Miyu. To Itachiego kocham i koniec kropka. Nic
nie poradzę na to, że uwielbiam te jego czarne oczęta, skromne uśmiechy oraz te
przyjemne łaskotanie w brzuszku, jak mnie przytula — mówiła rozanielona. — I
nie ważne, czy będzie wzdychał cierpiętniczo, kiedy znów będę próbowała wymigać
się od obowiązków domowych, czy mnie strofował lub znów mi matkował. Pod pewnym
kątem to nawet urocze. Chcę, aby zawsze był blisko, bym mogła za nim chodzić.
Fumiko podniosła pytająco brew, zaś Miyu porządnie się
skrzywiła z niezadowolenia.
— No, co — żachnęła się, lekko zawstydzona. — Itaś jest
mega słodki jak myśli, że nikt go nie widzi i robi uroczą minką, jak układa
moje porozrzucane ciuchy lub pilnuje, abym nie zmarzła.
— Oh — zawalała rozczulona Orinoke. — Jakie to piękne,
wpadłaś po uszy i to totalnie. Może to ten jedyny?
Miyagami wystawiła ostentacyjnie język, obrazując odruchy
wymiotne. Yumi nadal starała się być neutralna w tej sprawie, natomiast Keiko
zamyśliła się dość mocno.
— Wiesz, co Fumiko, masz rację. Itaś to ten jedyny, nie
chce nikogo innego. To z nim chcę być do końca.
Dziewczyna wręcz pisnęła, rzucając się przyjaciółce na
szyję.
— Tak się strasznie cieszę! Oohh znalazłaś swoją prawdziwą
miłość, to takie piękne.
— Ble — rzuciła Miyu, odbierając od Yumi czynsz za stanie
na jej polu. — Związki to kule u nogi, a taki stały i trwały to już jak klatka.
Powinnaś go rzucić i pójść się z nami bawić.
— To, że ty masz takie podejście, nie znaczy, że wszyscy
muszą mieć. A Keiko bawić się może będąc w związku, to niczego nie ogranicza —
uniosła się Fumiko, oburzona poglądami przyjaciółki.
— Ej, a może zmienimy temat? — zagadała Yumi, próbując
wynaleźć coś neutralnego. — Oglądałyście wczoraj ten horror o siedemnastej na
piątym kanale?
— Genialny był — oznajmiła Miyu, podchwytując nowy temat.
— Miałam nadgodziny — mruknęła smętnie Fumiko. — A o czym
był?
***
I na tym poprzestał. Z bardzo przyjemnym ciepłem na sercu
odsunął się od drzwi.
Tak dokładnie, Itachi podsłuchiwał całą rozmowę dziewczyn.
Nie specjalnie, tak po prostu wyszło. Po tym, jak Keiko go wypchnęła na
przedpokój, pozostał jeszcze chwilę oszołomiony całym zajściem, nie dowierzając
w możliwości jej przyjaciół. Wprawdzie już po Kaoru powinien domyślić się, że oni
są zdolni do wszystkiego, ale nadal niektóre ich zachowania go zaskakiwały.
W momencie, kiedy chciał ruszyć i wrócić na górę do
przerwanej książki, usłyszał słowa Miyu: pierwsza
i WIELKA miłość Keiko, które go zatrzymały. Sam nie do końca rozumiał, dlaczego,
ale nie potrafił wykonać kroku. Nogi nie chciały go słuchać, a tym bardziej
drgnąć, więc został zmuszony do pozostania w miejscu.
Z początku niezbyt podobał mu się wydźwięk rozmowy,
wspominanie o jemiole i zabiegach Keiko. Niby to była dawna przeszłość, coś już
nie aktualnego, to jednak czuł pewien dyskomfort, słuchając tego.
Później zrobiło się gorzej, jak Miyu zaczęła tłumaczyć, że
ten koleś odwzajemniał uczucia Higashiyamy. Co prawda wzmianka o jego śmierci,
była pewnego rodzaju osłodą, ale i tak gdzież pozostało te kłopotliwe odczucie
niepokoju. Nie chciały, aby Keiko zaczęła go rozpamiętywać lub — co gorsza — porównywać
z nim. Zwłaszcza że został już dość dobitnie podsumowany.
Następnie po ciele rozniosło się przyjemne ciepełko. Tak
pięknie o nim mówiła, że miał ochotę tam wejść, zabrać ją i mocno, mocno
przytulić. Potem spojrzeć głęboko w oczy, wyszeptać coś miłego, wywołując na
jej ustach ten ukochany jedyny uśmiech, zarezerwowany wyłącznie dla niego, a na
sam koniec namiętnie pocałować.
Keiko nigdy nie stroniła od wyrażania swoich uczuć
względem niego. Często mówiła, kocham cię
tak o, bez specjalnej okazji. Jednak przyznanie się przed przyjaciółkami, kiedy
wiedziała, że Itachiego nie ma w pobliżu i tego nie usłyszy, dało mu niezbite
potwierdzenie prawdziwości jej słów.
Do tej pory Itachi nie raz zastanawiał się, ile tak
naprawdę znaczy dla Keiko. Dziewczyna wielokrotnie swoim zachowaniem zostawiała
go z licznymi wątpliwościami i nieprzyjemną niepewnością. Nie potrafił ze zdecydowaniem
potwierdzić jej uczuć ani im zaprzeczyć. Niektóre słowa, gesty, czy nawet czyny
stawiały ich związek w nieciekawym świetle. Niby rozumiał, czym się kierowała,
ale… gdzieś wewnątrz niego kołatał się sceptycyzm. Czy, aby na pewno o to
wówczas chodziło? A teraz nie miał wątpliwości, żadnych. Oboje względem siebie
czuli dokładnie to samo.
Uśmiechnął się delikatnie, powoli wchodząc na górę. Niewyobrażalny
błogostan i przyjemne ciepełko zagościło w jego sercu. To wspaniale uczucie nie
do opisania, kiedy dowiadujesz się, że ukochana osoba odwzajemnia w całości
wszelkie twoje uczucia.
***
Omiotła wzorkiem bajzel w salonie i z wrażenia usiadła na
kanapie. Zapał do sprzątania był tak wielki, że aż nie istniał. Porządki po imprezie
bywały smutne. Zbieranie naczyń, resztek jedzenia i pustych opakowań, wiedząc,
że to koniec, nie jest przyjemne, więc zawsze podchodziła do tego bez energii.
Zupełnie inaczej sprawa miała się, kiedy przygotowywała się na przyjście
przyjaciół. Z werwą i mnóstwem siły garnęła się nawet do znielubionych
porządków.
Skrzywiła się, patrząc na pusty pokój. Dziewczyny wyszły
niecałe pięć minut temu, a ona już czuła się samotnie. Z ogromną niechęcią
poniosła się, zbierając talerze i sztućce. W momencie, kiedy miała już
wychodzić, coś przykuło jej uwagę pod nogą fotela. Schyliła się, podnosząc
niewielki plastikowy domem z gry. Odruchowo zaniosła go na przedpokój, kładąc
na szafkę na buty, aby nie zapomnieć oddać Fumiko. Nie chciała znów oberwać za
to, że po raz kolejny czegoś nie oddała/zgubiła/zniszczyła; jak ten pożyczony sweterek,
który ubrudziła sosem do spaghetti. Wzdrygnęła się na samo wspomnienie awantury
Orinoke. I dla pewności przesunęła domek na podstawkę pod świecę, gdzie
trzymała drobne, wyjęte z kieszeń.
Chwilkę przyglądała się zawartości blatu z nieprzyjemnym
wrażeniem, że coś tutaj nie gra, lecz zaraz przypomniała sobie o braku figurki,
pobitej podczas jej misji. Nie miała urazu do Itachiego, mimo iż kiedyś była ona
na tyle cenna, aby zajmować miejsce wśród fotografii na komodzie w sypialni. I
to tylko dlatego, że dostała ją od Toru, z jakieś tam okazji, a może nawet i
bez, już nie pamiętała. Wtenczas niepozorna figurka była niczym skarb, ale z
czasem na nowo stała się bibelotem. Zwykłą durnostojką kurzącą się na szafce,
którą trzyma się bardziej z przyzwyczajenia niż sentymentu. I tak na nią
patrzyła, zwracała uwagę na jej brak, jedynie w kontekście coś tu kiedyś stało,
a nie pamięci o Toru.
Tamte czasy były po prostu kolejnym wspomnieniem ani
dobrym, ani złym, po prostu wspomnieniem. Keiko rzadko wracała do tego, co
było, rzadko też patrzyła na to, co będzie, dla niej liczyło się to tutaj,
teraz. Uważała, że nie ma sensu rozpaczać nad przeszłością, ani też
dramatyzować nad przyszłością. Jedno jest bytem minionym i co by się nie
zrobiło, nigdy nie powróci, a drugie jest jedną wielką niewiadomą, która cały
czas się przekształca.
— Ej skarbie — zawołała, odwracając się do Itachiego,
kiedy usłyszała jego kroki na schodach — mógłbyś mi przypomnieć, aby to oddała
Fumiko?
Mężczyzna spojrzał na dłoń dziewczyny i palec wskazujący
wystawiony w kierunku plastikowej zabawki.
— Nie ma sprawy — potaknął, wchodząc do kuchni.
Higashiyama uśmiechnęła się, wracając do salonu.
Sekretarka — kolejna ukryta funkcja Itachiego. Zawsze, kiedy chciała o czymś nie
zapomnieć, to informowała o tym właśnie jego. A on skrupulatnie dopilnowywał,
aby zrobiła, co miała zrobić.
— Co się tak cieszysz? — zagadał do niej, kiedy weszła do
kuchni z naręczem brudnych naczyń.
— Bo mam słodkiego Itasia — wyjaśniła radośnie, wciskając do
zlewu talerzyki. Po czym szybko czmychnęła, aby nie zdążył odezwać się,
zaznaczając, że zgodnie z rozpiską to jej pora na mycie naczyń.
— A tak w ogóle — ciągnęła, wracając tym razem ze
szklankami — to przepraszam za teksty Miyu, ona… No ona już po prostu taka
jest. Ma specyficzne poczucie humoru, a to był tylko żart. Nie myśl o niej źle.
— Mhm — mruknął, na potwierdzenie, że słucha, niezbyt usatysfakcjonowany
lichym wyjaśnieniem.
— Na pewno wszystko okej? — dopytywała, przytulając się do
jego pleców. — Bo to naprawdę był tylko jej żarcik.
— Już to mówiłaś — przypomniał dość beznamiętnym głosem,
zajęty zmywaniem.
— No wiem, ale chcę mieć pewność, że nie gniewasz się. To
jak? — nalegała, lekko ciągnąc go za kosmyki włosów.
— Nie gniewam się — zapewnił, odwracając się do niej
przodem. — Ale mogłabyś... — zaczął, wystawiając w jej kierunku gąbeczkę do
naczyń, na co dziewczyna odsunęła się błyskawicznie.
— Przynieść resztę? — dokończyła za niego, ignorując myjkę.
— Jasne, nie ma sprawy.
I pognała do salonu, uciekając czym prędzej. Itachi
parsknął śmiechem rozbawiony jej zachowaniem. Wiedział, że tak będzie. Czasami
złościł się na nią za unikanie sprzątania, ale bywały chwile, kiedy go to wręcz
nawet rozczulało.
— Przy okazji pożyczyłam genialną komedię, obejrzymy? —
zaczęła swobodnie, jak gdyby nigdy nic, wchodząc z talerzem ciasteczek.
— Czemu nie.
— No to ekstra. Ej, a w sumie to może chcesz coś do filmu?
— zagadała, powstrzymując się przed schowaniem słodyczy do puszki. — Zostały
nam właśnie ciasteczka, trochę soku i ciasta Fumiko. Paluszki i czekolada
wyszły.
— Nie trzeba.
— No to zrobię herbatę — zadeklarowała, porzucając zaczętą
robotę. — A słyszałeś, że teraz jest problem z misjami w Kraju Błyskawicy?
Podobno trwają jakieś prace remontowe na tym moście przed Kumo. Tym, co spaja
oba końce, eee nie wiem, co to było kotlina, wąwóz, przepaść? Mniejsza o to,
ale wiesz, o jaki most idzie. No i tam teraz wiecznie robotnicy siedzą, przez
co nie ma się jak przekraść i cichociemność szlag trafia. Trzeba leźć na około,
a to sporo wydłuża drogę. W ogóle Kraj Błyskawicy jest ciężki, same góry —
nawijała, krzątając się tam i z powrotem. Niezbyt zważając na rozmówcę, a nawet
to czy słucha. Po prostu mówiła, nie przejmując się takimi detalami.
***
— I koniec — zakomunikował, chwytając za pilota.
— Co to za komedia, w której główny bohater kończy w
więzieniu? — oburzyła się Keiko, krzywiąc się z niezadowolenia.
— Pouczająca, że przy żartach i dowcipach trzeba uważać,
bo można przekroczyć pewną granicę. — Spojrzała na niego wymownie. — Owszem
nawet komedie mogą mieć pewien morał.
— Psujesz całą zabawę — burknęła, przeciągając się.
— Po tym jego ostatnim dowcipie nie było innego
rozwiązania, przesadził.
— Niby racja, ale to nie zmienia faktu, że to jednak dziwne
zakończenie, jak na komedię — upierała się przy swoim, obserwując, jak Itachi
wyjmuje płytę z odtwarzacza.
— Na pewno
niestandardowe.
— No cóż, Yumi ostrzegała, że zakończenie denne, ale
pomijając je to genialna komedia.
— Nie najgorsza, miejscami bywało śmiesznie, tylko humor
trochę nastoletni.
— Marudzisz, bo nie było tutaj dramatu psychologicznego —
zarzuciła mu.
— To nie tak, że lubię oglądać tylko dramaty — bronił się,
przed dość niesprawiedliwym osądem. —
Nie pogardzę też innymi gatunkami.
— Żeby były tylko filozoficzno-psychologiczne — dodała,
nadal upierając się przy swoim argumencie.
— Przesadzasz — podsumował, ukrócając tym dyskusję. — To,
co teraz? — zagadał, siadając z powrotem obok dziewczyny.
— Nie mam pomysłu — wyjaśniła, wtulając się, na co
odruchowo zareagował, przygarniając ją bliżej. — Może ty masz jakąś propozycję?
— Niestety nie.
— Mhm — mruknęła, zamyślonym głosem.
— W porządku? — zainteresował się, delikatnie smyrając ją
po ramieniu. To trochę niepodobne do Keiko, żeby po seansie nie nawijała o nim.
Zdecydowanie za szybko urwała temat, nawet nie wspominając fajniejszych scen,
co zawsze miało miejsce.
— Wtenczas z Miyu... — zaczęła cicho, odsuwając się, aby
móc mu spojrzeć w oczy. Te piękne hipnotyzujące czarne oczęta, określane przez
wiele ludzi, jako puste i zimne. Dla Keiko były pełne spokoju oraz
tajemniczości niczym bezgwiezdne nocne niebo. Nieodgadnione, niezbadane,
nieznane, ale jednocześnie porywające.
Znów dała się oczarować oczom, w których się zakochała. Na
moment zapominając o otaczającym świecie.
— Nie oddam — zakomunikowała zdeterminowanym głosem,
rzucając się mu na szyję. — Na serio nie oddam. Jesteś mój Itaś i koniec
kropka, więc nawet nie waż się spojrzeć na kogoś innego. Póki nie umrę jesteś
mój Itaś!
Uśmiechnął się rozczulony, uspokajająco głaszcząc ją po
plecach.
— Spokojnie Keiko, tym nie musisz się przejmować, ponieważ
to z tobą chcę być do końca — szepnął, muskając wargami skroń. — Z tobą do
końca — powtórzył jeszcze ciszej.
— Naprawdę? — Poderwała się, patrząc na niego z oczami
pełnymi nadziei.
— Tak naprawdę.
— Ale wówczas w ogóle nie zareagowałeś — rzuciła z
pretensją.
— Chyba miałem prawo być oszołomiony po tym, jak dopiero,
co poznana przyjaciółka dziewczyny proponuje, abym związał się z nią — tłumaczył
się. — Gdybyś nie wyrzuciłaś mnie niemal od razu za drzwi, to bym zdążył
odpowiedzieć.
— To nie było do razu — żachnęła się, krzyżując ręce pod
biustem. — Mogłeś zareagować. Ja jakoś zdążyłam.
— Nie reaguję tak szybko, jak ty — bronił się, raczej dość
nie udolnie, sądząc po minie Keiko.
— Nie prawda — oburzyła się. — Ostatnio błyskawicznie
pochwyciłeś spadający kubek, jak go potrąciłam. I nie wmówisz mi, że wielki pan
Itachi Uchiha, geniusz ANBU, który został kapitanem w wieku nastu lat, nie
potrafi szybko reagować na zaistniałą sytuację.
— Kochanie misje to, co innego, przecież to rozumiesz.
— Czyli miałeś zamiar jej odmówić? — Pokiwał głową. — I
wyjaśnić, że masz najwspanialszą dziewczynę, którą nie zostawisz?
— Oczywiście, że tak — zapewniał gorliwie. — A zdradzić ci
mały sekret? — Od razu zaintrygowała się, przysuwając bliżej i nastawiając ucha.
— Kocham cię — wyszeptał spokojnie.
Po raz kolejny poderwała głowę zaskoczona jego słowami. Itachi
wychodził z założenia, że tak ważnych słów nie powinno się nadużywać, bo
wówczas stracą one na znaczeniu, stając się bardziej błahe. Stąd też Keiko nie
często je słyszała. Przez co chwila, kiedy wypowiadał je, od razu stawała się
unikalna i magiczna.
— Też cię kocham Itachi. — Wychyliła się, całując czule.
Przelewając w tę jedną czynność wszystkie swoje uczucia. — Więc mogę liczyć na
status twojej dziewczyny już na zawsze?
— Nie bardzo. Daj dokończyć — dodał pośpiesznie, widząc
jak ściąga brwi i otwiera usta. — Chodzi o to, że chciałbym, abyś została kimś
więcej niż tylko dziewczyną.
— A co oświadczasz się? — rzuciła żartobliwie, przekomarzając
się.
— Poniekąd — odparł, również wczuwając się w atmosferę. —
A co, nie chciałabyś kiedyś zostać moją żoną? — Wyciągnął rękę, przejeżdżając w
subtelnej pieszczocie po policzku. — Keiko Uchiha, nawet pasuje, więc… to jak
zgodziłabyś się wyjść za mnie?
Początkowe oszołomienie bardzo szybko zniknęło,
przeradzając się w euforię.
— TAK! — pisnęła,
rzucając się mu na szyję. — Kocham mojego Itasia!
— Wiem — mruknął, przysuwając ją bliżej, po raz kolejny
łącząc wargi w czułym pełnym miłości pocałunku.
W zasadzie po przeczytaniu tego rozdziały nasunęły mi się na myśl słowa: "czysta abstrakcja". Oczywiście już tłumaczę skąd taki wniosek, abyś opacznie tego nie odebrała. Otóż od dłuższego czasu karmicie nas ciężkimi tematami, problemami większej wagi, sytuacjami, gdy nic nie idzie do końca tak jak powinno, gdzie emocje po przeczytaniu rozdziału aż rzucają człowiekiem po ścianach i albo ma się ochotę kogoś wyściskać, albo potraktować patelnią w głowę, by zmądrzał (tych drugich jest więcej). No i bez żadnego ostrzeżenia pojawia się rozdział, w którym dzieje się tak dużo miłych rzeczy. Począwszy od Sasuke, który przestał warczeć na brata i odezwał się do niego sensownie, kończąc na takich a'la zaręczynach.
OdpowiedzUsuńMatko, nawet nie wiesz jak kibicowałam, aby okazało się, że Itachi stoi pod drzwiami, jak Keiko mówiła o ich związku tak dużo dobrego. Kilka razy to czytałam, chcąc nachapać się jak najwięcej, bo kto wie kiedy znowu pojawi się taki maraśny temat. Aby żałuję, że Keiko nie posłuchała przyjaciółek i nie postanowiła dowiedzieć się więcej na temat tego jak zachowują się jej przyjaciele względem Itachiego. No ale skoro temat został ruszony, to może i to wyjdzie na jaw. W każdym razie tym rozdziałem wynagrodziłaś brunetowi wszystko co znosił w imię swojej miłości do Keiko. Zyskał pewność, że było warto i jestem pewna, że mimo swojej inteligencji, to i w prawdziwy ogień by po nią skoczył. Kiedy w tak ważnej kwestii się układa, to i inne znosi się dużo łatwiej. Dlatego wieżę, że Uchiha podbudował się psychicznie i ze wszystkim teraz podoła.
Ja się tu tak cieszę, a Wy pewnie jakąś petardę szykujecie. No bo w końcu jeszcze nie pojawił się kompromis między Itachim a Kauro i Isamu (mam nadzieję, że dobrze napisałam te imiona. W kwestii imion nie mam pamięci, a nie chce mi się teraz szukać ich w tekście).
w ogóle to trochę dziwi mnie tak szybka i pewna odpowiedź dziewczyny. Kiedy Mikoto mówiła jej, że dobrze wygląda w ubraniu z emblematem klanu Uchiha i że kiedyś będzie chodzić w takich ciuchach, ona pewnie odpowiedziała, że tak się nie stanie. Zakładała wtedy, że nie będzie żyła zbyt długo. No ale to Keiko. Ona jest nieprzewidywalna i cieszę się, że nie popsuła tej miłej chwili takimi przemyśleniami.
Najgorszy tekst mężczyzny, kiedy kobieta mówi mu, że go kocha?
odp: "wiem" :))
No cóż, akurat Itasiowi można wybaczyć wszystko :))
Powodzenia w pisaniu i znajdowaniu inspiracji :)
W twoich słowach jest sporo racji. Ostatnio był ciężki klimat w rozdziałach i powstała potrzeba na nutkę słodkości :) A kto może być bardziej słodki od Itachiego i Keiko xD Tak, tak wiem zaraz Erroaya wyskoczy z Sasuke.
UsuńI owszem Itachiemu potrzebne było zapewnienie ze strony Keiko, że ten związek nie jest dla niej czymś przelotnym. Długo się chłopina musiał na to wyczekać, ale cierpliwość popłaca. A przy okazji teraz pójdzie mu lepiej na innych płaszczyznach, bo jak sama zauważyłaś zyskał równowagę psychiczną. Bez ciągłej niepewności świadomej mniej lub bardziej, może odetchnąć w pełni skupiając się na innych zagadnieniach.
Czy petardę szykujemy to ciężko powiedzieć. Na pewno z pewnych powodów zrobi się nieciekawie, ale czy to już petarda to chyba nie nam oceniać. Kwestia relacji między Kaoru i Isamu a Itachim jest nadal otwarta i niewyjaśniona, chociaż cała trójka dostaje coraz więcej powodów, aby zacząć się ze sobą dogadywać. Czy do tego dojdzie? Zobaczymy.
Kwestia odpowiedzi Keiko nie jest niczym dziwny. Wówczas podczas pytania Mikoto kierowała się rozsądnym myśleniem i oczywistością. Kindersi umierają dość młodo, taki mają tryb życia, a ona o tym doskonale wie. Nie chciała robić niepotrzebnych nadziej. Powiedziała to co powinna, co było od niej wymagane jako Kindersa. Teraz przy Itachim, no cóż, nie sposób odmówić ukochanemu mężczyźnie, który tak słodko mówi i jest tak blisko. Kierowała się tutaj uczuciami odrzucając na dalszy plan wszelkie racje umysłu. Bo jednak ma ukochanego i ciężko nie snuć marzeń o wspólnej przyszłości, okrągłej rocznicy, czy nawet hałaśliwym berbeciu. Sety czy nie to przychodzi automatycznie, takie mamy instynkty.
No i nie mogłam sobie darować tego tekstu "wiem" xD Itachi nie należy do osób rzucających słowami "kocham cię" co piętnaście minut. Raz powiedział i uznał, że na tą chwilę wystarczy :) I tak jemu to wszystko uchodzi na sucho <3
Pozdrawiam
Ale słodko....Przyjemnie czyta się w końcu jakiś miły rozdzialik a nie same dramaty ( choć też je lubię) w końcu udało się naszym bohaterom spędzić miłe chwile ze sobą, bez żadnych spin. Od początku.
OdpowiedzUsuń1 Do Fugaku w końcu dociera, że zamach to bardzo zły pomysł i nawet jeśli on chce to jego klan nie chce a jako przywódca powinien się klanu słuchać XD Cieszę się, że Uchiha też zyskują uznanie w wiosce bo głównie to jest powód ich poczynań. Ubolewam, że w mandze Hiruzen dał ciała i doprowadził do masakry Uchiha, zamieniając przy tym życie dwóch braci w piekło. Czekam na scenę aż Fugaku wyrzuci ten fotel przez okno XD. W sumie to takie dziwne, że Tsunade i Fugaku ze soba rozmawiają i współpracują (bo muszą), choć ten by jej wbił nóż w serce, podziwam Tsunade, że może na niego patrzeć ale kto wie, może stanie się cud i ugaku przekona się do Hokage.
2 Rozmowa Itachiego z Sasuke, jak zwykle o wszystkim i niczym, dobrze, że Itaś wie, że Sasuke się przyznał ale z drugiej strony zaniepokoił brata jeśli chodzi o proces. Ja chcę Itachiego na obrońce, trochę mnie uspokoił jego przemyśleniami no ale Itachi jest opanowany, jest bardzo inteligenty, na pewno zna się na prawie, ma poparcie. Adwokat jak znalazł.
3 Czasami takie podsłuchiwanie jest dobre XDDD. Itachi się przynajmniej uspokoił i nie musi się martwić o uczucia Keikodo niego. Nie dziwie się bo mógł się poczuć ostatnio pominięty.
4 Słowa Keiko o Itachim to miód na serce, choć z drugiej strony jakoś ten poprzedni chłopak bardzo mi do niej pasuje. Nie pytaj czemu, lubie pary na zasadzie przeciwieństw ale jakoś no nie wiem, boję się , że Keiko wynudzi się przy Itachim. Jednka życze im jak najlepiej XD.
5 Tak bardzo mnie to nie dziwi, że Itachiego wryło po tym co usłyszał od przyjaciółki Keiko.
6 Ostatnia scena to cudo. Takie oświadczyny, nieośwadczyny.Romantycznie, spokojnie, lubie takie przyjemne rozdziały.
7 Tak mnie teraz naszło, że jak myśle o Itachim to mam przed oczami Twoją wizję a jak wiadomo w anime był inny taki zimny, mordujący rodzine itd. Wolę Twoją wersje Itachiego bo za mangowym jakoś śednio przepadam i tutaj wielki plus dla ciebie, za to, że mogę przeczytać o jego innym obliczu. :)))