13 stycznia 2018

37. Następnym razem, gdy będziesz mdlał

Z czystym sumieniem, odhaczywszy podstawowe obowiązki, wyciągnął telefon, odruchowo wybierając numer Keiko. Tęsknił za nią, bo odkąd zniknęła za drzwiami siedziby, nie widzieli się. Mogli jedynie rozmawiać przez telefon, ale tym razem dziewczyna słodko nie nawijała dziesiątkami minut, dzwoniąc, co kilka godzin. To były tylko krótkie wymiany informacji, raz dziennie.
Itachi posmutniał, chowając urządzenie do kieszeni. Nie odebrała. Josuke nie kłamał, mówiąc, że nie będzie miała czasu na krążenie między domem a organizacją, nie ma go nawet na rozmowę. Rozumiał, że to w formie kary i to nie nic nie ma wspólnego z ich niechęcią do niego. Jednak nie potrafił pozbyć się nieprzyjemnego uczucia izolacji, specjalnej izolacji. Gdzieś nadal pobrzmiewało echo słów Isamu. Starał się je wyprzeć z pamięci, zaprzeczyć im, ale nie umiał, nie tak zupełnie. Z przykrością zaczynał, dostrzegał ich częściową rację. Keiko jednocześnie żyje w dwóch światach, u siebie w organizacji i przy nim. Wydawało mu się to nieistotnym dodatkiem. Przecież sam będąc w ANBU prowadzi podwójne życie. Bezlitosny zabójca skryty w mroku, a także szary prawy obywatel. Niestety w tym wszystkim zapominał, że Kindersi powstali na wzór Korzenia. A ludzie Danzo żyją tylko dla swojej siedziby, są tylko i wyłącznie Korzeniem, niczego więcej nie ma, ba nawet nie może być. I z przykrością musiał stwierdzić, że nie wiedział jak bardzo Kindersi są do nich podobni. Czy u nich jest tak samo? 
Na to nie znał odpowiedzi i częściowo nie chciał. Obawiał się konfrontacji z nagą prawdą oraz przyznania Isamu racji. Przyznania się do tego, że rozbija wewnętrznie Keiko, zmuszając ją do życia w jego normalnym świecie. Mimo iż daleki był od chęci wyrywania jej z organizacji. Rozumiał, ile ona dla niej znaczy. On po prostu chciał stać obok, tak zwyczajnie krocząc dalej razem. Również nie miał zamiaru jej zmieniać — no dobra, może pomijając parę detali, jak chociażby umiejętność niepozostawiania po sobie bałaganu — nie oczekiwał, że porzuci organizację, czy przyjaciół. Przez myśl mu to nawet nie przeszło, bo sam nie byłby w stanie odtrącić rodziny, ani porzucić swojej kariery, jako członek ANBU. Jednak skoro jej przyjaciele tego nie pojmowali, to może sama Keiko też nie?
Instynkt dał o sobie znać i odruchowo przystanął. W samą porę, aby nie oberwać w głowę piłką.
— Przepraszamy! — krzyczała grupka chłopców, podbiegając do ogrodzenia.
— Kopsnie pan piłkę? — zapytał blondynek, w ogóle nieprzejęty niedoszłym wypadkiem.
— Jasne.
— Dzięki! — krzyknęło kilkoro z nich, odbiegając na swoje pozycje.
Itachi jeszcze przez chwilę patrzył na wznowioną grę. Dzieciaki pełnymi garściami czerpały z pięknej pogody, mając w poważaniu rodzicielskie straszenie grypą. W końcu nadeszły pierwsze dni ciepełka i słońca, kto będzie się martwił niezapiętą bluzą, czy kurtką. Nie ma na to czasu, trzeba delektować się pierwszymi soczyście zielonymi źdźbłami trawy, drobnymi listkami na drzewach, nieśmiałymi pąkami kwiatów oraz radosnym trelem ptaków.
Itachi uśmiechnął się, odchodząc od ogrodzenia. Pełen zapału entuzjazm dzieciaków przywodził mu na myśl Keiko. Z pewnością ona również hasałaby uradowana wiosną i z energią za pięcioro roztaczałaby tak pozytywną aurę, że każdy w promieniu kilometra zmuszony byłby się uśmiechać.
Chciałby się z nią teraz zobaczyć, spędzić trochę czasu, zarazić się odrobiną optymizmu. Nie przypuszczał, że ta przedłużająca się rozłąka będzie mu tak doskwierać. Niespodziewanie bardzo przyzwyczaił się do obecności dziewczyny. Do tego stopnia, że brakowało mu jej paplaniny, czy nawet zwyczajowego szwendania się po domu i przeszkadzania. Dziwnie się czytało książkę bez Keiko okupującej kolana, wieszającej się na ramieniu lub zmuszającej do smyrania.
W momencie, kiedy o tym pomyślał, poczuł wibracje komórki. Odczytawszy nazwę kontaktu, odebrał z radością.
— Hej, wybacz, że nie mogłam odebrać, ale dopiero teraz udało mi się wybłagać kilka minut przerwy. No masakra, nawet po nosie nie mam czasu się podrapać, istny koszmar. Jak ja bym chciała, aby to się już skończyło. No, ale i tak dobrze, że tylko taka kara. Plus sądzę, że to jeszcze tylko parę dni. A jak wrócę, to najpierw wymoczę się w wannie, a potem śpię trzy dni — mówiła szybko, nie dając mu dojść do słowa. Uśmiechnął się lekko. Lubił, jak mu tak nawijała, nie ważne, o czym, byleby słodko gadała. Niestety mimo dość radosnego tonu głosu i w miarę wczesnej godziny, słychać było zmęczenie. Jeszcze nie padała na twarz, tak jak wieczorem, kiedy to potrafiła usnąć podczas słuchania jego odpowiedzi, ale zapewne w tej chwili marzyła o położeniu się. — No, a co tam u ciebie? — zapytała, kończąc swoje marzycielskie wizje powrotu do domu. — Widziałeś się z Sasuke?
— U mnie w porządku, właśnie zdałem raport i jeszcze ich nie odwiedziłem.
— Wybierasz się tam, jak sójka za morze, no weź w końcu, tam pójdź.
— Spokojnie, nic im nie jest, jestem tego pewien.
— No wiem, że Mikoto by w tej kwestii tobie nie kłamała, ale ja się martwię, więc wolałabym, abyś sam to ustalił.
— Dopiero przedwczoraj wróciłem, więc…
— No właśnie, jak się czujesz? Mówiłeś, że trochę sobie nadwyrężyłeś ramię, wszystko z nim już w porządku?
— Tak, to nic takiego. Trochę mocniejsze stłuczenie, nic poza tym.
— Jak już mi się uda, stąd wyrwać to je wymasuje — zapewniała. — Będziesz musiał się tylko upom… — I reszty już nie dosłyszał, bo dziewczyna odsunęła telefon od twarzy. Z oddali dobiegały szmery rozmowy, ale nie potrafił wyłapać konkretnych słów. Nieznacznie spochmurniał, wiedząc, co zaraz powie. — Ja muszę kończyć — mruknęła smętnie. — Już mi tu jęczą, że koniec przerwy, więc, no…
— Spokojnie rozumiem. Do później skarbie.
— Do usłyszenia. Papa Itaś, całusków sto dwa — zaćwierkała i się rozłączyła.
Zerknął na ekran komórki, odczytując czas połączenia. Coraz krótsze te rozmowy, pomyślał, chowając urządzenie do kieszeni.

***

Trochę dziwnie się czuł, przychodząc do rodzinnego domu w odwiedziny do brata, który jako pierwszy opuścił to miejsce, jeszcze długo przed nim. Jednak zanim ta myśl pochłonęła go na dłużej, drzwi gwałtownie się otworzyły. Fugaku ignorując jego obecność, ba omal go nie potrącając, wyszedł.
— Kochanie, przecież… — wołała za nim żona, wybiegając na zewnątrz. Niestety ona również została olana. Cicho westchnęła, obserwując, jak mąż znika za krzakiem, kierując się do ogrodu. — Znów to samo.
Itachi znacząco odchrząknął, dając znać, że stoi za drzwiami.
— Oh — zawołała zaskoczona, odwracając się w jego stronę. — Witaj kochanie, dawno cię nie widziałam — dodała radośnie, przytulając syna.
— Dzień dobry mamo. Coś się stało? — zagadał kurtuazyjnie, wskazując głową krzak, za którym zniknął ojciec. Chociaż domyślał się, co jest tego przyczyną.
— Odkąd Tsunade kazała mu pilnować Sasuke i nie opuszczać domu zrobił się wyjątkowo… — urwała, z zawahaniem powstrzymując się od wypowiedzenia tego słowa: marudny. — Nieswój — dokończyła, zapraszając Itachiego gestem ręki do środka.
— Rozumiem. To musi być ciężkie. A ogólnie, jak w domu? — zapytał, kierując się za nią do kuchni i zgrabnie omijając temat ojca. Roztrząsanie jego fanaberii to nic dobrego.
— Wszystko dobrze. Dom znów jest pełen życia. Po waszej wyprowadzce zrobiło się pusto i cicho, ale teraz Sasuke z Haniko na nowo go wypełniają — mówiła z pełną ekscytacją, krojąc warzywa. — To dla matki taka radość, gdy…
I Itachi dalej już nie słuchał. Mikoto podekscytowana powrotem do rodzinnego gniazdka ukochanego synka bywała... jakby to ująć, męcząca? Wysłuchiwanie o tym, jak dobrze, że Sasuke znów jest w domu i po raz kolejny może gotować mu obiadki, a zrządzeniem losu jednocześnie ma możliwość opiekować się wnuczką oraz Haniko, było tak samo fascynujące, co opowieści Keiko o imprezach sprzed roku. Odruchowo się wyłączał, nie przywiązując wagi do wypowiadanych słów. Grzecznie potakiwał głową, od czasu do czasu lekko pomrukując na znak uwagi, jednocześnie będąc myślami daleko stąd.
 — Kinari się bardzo cieszy z obecności Sasuke, chociaż z niego jeszcze słaby kompan zabawy.
— Mhm z pewnością — mruknął, wyłapując jedynie początek zdania, przenosząc wzrok z listy zakupów na lodówce na kręcącą się matkę po kuchni. Kobieta właśnie przechodziła koło drzwi, a przy jej granatowym sweterku blond włosy Haniko mocno się wyróżniały. Nawet jeśli dostrzegł je na przestrzał z salonu.
— Miło mieć całą rodzinę w komplecie. Oh, tak dawno nie spotkaliśmy się wszyscy razem.
— Przepraszam, ale chciałbym porozmawiać z Haniko — wyjaśnił, wstając od stołu.
— Dobrze, ale za godzinę będzie obiad i masz mi nagle nie wybyć — ostrzegła, machając w jego stronę drewnianą łyżką.
Zmarszczył brwi. Naprawdę nie słuchał do takiego stopnia, że nawet nie zarejestrował, w którym momencie zgodził się zostać na posiłek? No cóż, już po ptakach został złapany za słówko i nic z tym się zrobić nie da. To musi być jakaś damska specjalizacja, Keiko też wymuszała obiecanki, kiedy akurat on wyłączał się z otoczenia.
— Zostanę na obiedzie — zapewniał, chociaż wyboru nie miał. Sprzeciw nie wchodził w rachubę, o czym dobrze wiedział. Mikoto, kiedy jest w swoim żywiole, się nie odmawia. A teraz miała nie dość, że wnuczkę pod opieką to jeszcze ukochanego syna z dziewczyną, którą bardzo lubi. Przy takim zestawie nawet humorki Fugaku nie stanowiły problemu i nie psuły nastroju, chociaż jej.
— Cieszę się — podsumowała, posyłając mu pełen ciepła matczyny uśmiech. — W takim razie zamiast ziołowego pieprzu użyję czarnego tak, jak lubisz.
— Dziękuję.
Ewidentnie była w swoim żywiole, aż za bardzo, ale przynajmniej ona cieszyła się z zaistniałej sytuacji. Fugaku wściekał się, co zdążył już zauważyć, Sasuke na bank jest w podobnie rewelacyjnym humorze, a i z pewnością Haniko nie jest zachwycona mieszkaniem tutaj. Trzy do jednego, słaby wynik.
Ostrożnie zajrzał do salonu, nie chcąc przeszkadzać. Przy takim natłoku ludzi, nie, raczej przy takiej wszędobylskiej Mikoto bez wątpienia brakuje chwili sam na sam, która dla Haniko jest niebywale ważna. Powoli podszedł bliżej, obserwując jak pochylała się nad Sumire, gilgając ją po brzuszku, co wywoływało śmiech. Wprawdzie dźwięki, które wydawała, jeszcze w pełni nie były tym, czym powinny, ale coraz bardziej przypominały dziecięce piski radości. Szczerzyła się uradowana do mamusi w bezzębnym uśmiechu, śliniąc wciskane do ust drobne paluszki. Shimanouchi ze spokojem i rodzicielskim zaangażowaniem wyciągając jej rączki z buzi, wycierając je w chusteczkę. Sumire chyba ta zabawa przypadła do gustu, bo z rozbawieniem na nowo, jak tylko dłoń została wytarta, brudziła ją z powrotem.
— Oj, bo następnym razem nie wytrę — groziła, na co mała zastygła, mrugając intensywnie, jakby próbowała przeanalizować swoją sytuację, po czym zakwiliła, znów śliniąc paluszki. Haniko uśmiechnęła się czule, kiedy Sumire wyciągnęła do niej mokrą dłoń, oczekując osuszenia.
Itachiego poruszył ten widok. Dawno nie widział tak wyciszonej, pogodnej i przede wszystkim zdrowej dziewczyny. Skóra nabrała zdrowego promiennego kolorytu, tracąc dawną szarość oraz ziemistość. Oczy wreszcie straciły lalkową pustkę, na nowo emanując życiem. A także zniknął drażniący nos apteczny zapach leków, zmieniając się na przyjemną kwiatową woń. Nawet miał wrażenie, że kolory ubrań stały się intensywniejsze, jakby wreszcie zostały wyprane w odpowiednim płynie. Jednak bez wątpienia to szczery i naturalny, w końcu bez żadnego wymuszania uśmiech, najbardziej przykuwał uwagę.
Z pewnością lepiej by się czuła u siebie w domu, na swoim, bez nadgorliwej, ciągle wiszącej nad głową Mikoto, ale domyślał się, że po takim długim czasie przykucia do łóżka każde inne pomieszczenie, które nie jest szpitalnym, było idealne.
— Widzę, że u ciebie wszystko w porządku — zagadał, pochodząc jeszcze bliżej.
— O Itachi. Dobrze cię widzieć.
— Ciebie lepiej zwłaszcza w pełni sił, na nogach i poza szpitalem — dodał, przytulając ją na powitanie.
— Prawda, miło nareszcie nie musieć spędzać całego dnia wśród ostrego zapachu lekarstw i białych ścian. Słyszałam, że miałeś misję? — zapytała, nadal nie dorywając wzroku od małej, wyciągającej drobne rączki po grzechotkę, którą machała jej przed twarzą.
— Dlatego nie mogłem pomóc ci z przenoszeniem swoich rzeczy.
— Nic nie szkodzi. Twoja mama jest bardzo pomocna — urwała, zerkając w stronę drzwi, czy aby kobieta nie znajduję się w zasięgu słuchu — czasami trochę zbyt — dodała ciszej.
Itachi leciutko się uśmiechnął, kiwając ze zrozumieniem.
— Coś o tym wiem — mruknął. — A jak sobie radzisz?
— Wszystko jest w porządku. Głównie zajmuję się Sumire, a w wolnych chwilach ćwiczę. W końcu mogę spokojnie się pogimnastykować bez pielęgniarek wiecznie krzyczących, że mam wracać do łóżka.
— Tylko się nie przemęczaj, jeszcze możesz być trochę słaba i…
— I weź nie przesadzaj — skarciła go, posyłając mu nieprzychylne spojrzenie. — Bo będę musiała cię wcisnąć w biały kitel i czepek — zaśmiała się.
Przystopował, lekko zrugany. Powinien w końcu wyzbyć się tego odruchu matkowania wszystkim wokół. Starał się z tym walczyć, ale rezultat był marny. Niestety zdecydowana większość osób, z którymi się przyjaźnił, była młodsza od niego, do tego niemalże zawsze pełnił funkcję kapitana drużyny, więc robił to całkowicie nieświadomie, poniekąd z przyzwyczajenia.
— A jak sytuacja z… — Spojrzał wymownie ku górze, a następnie ku ogrodowi, gdzie przez firanki można było dostrzec zarys postaci siedzącej na leżaku.
— Są bardzo do siebie podobni — podsumowała niezbyt wesołym tonem, na co Itachi uniósł pytająco brew. — Oboje udając, że nie ma tematu.
No cóż, to było do przewidzenia. Ulubione zagranie Fugaku, jeśli coś jest nie tak, jakby on tego chciał, to ignoruje to.
— Rozmawiałaś z Sasuke? — dopytywał, mając nadzieję, że chociaż on w jakimkolwiek zakresie sprostał oczekiwaniom.
Dziewczyna zmieszała się, starając ukryć to za wymuszonym uśmiechem.
— Tak oczywiście nawet parokrotnie. A co tam u Keiko? — zagadała, naprędce zmieniając temat. — Wypuścili ją, czy jeszcze nie?
Haniko próbowała zgrabnie ominąć kwestię Sasuke, udając, że wszystko jest dobrze, ale niechęć do zagłębienia się w sprawę była aż nadto wyczuwalna, więc postanowił odpuścić i nie naciskać.
— Niestety nie. A jak ci się podoba Konoha wiosną? — zapytał, również chcąc uniknąć poruszania mniej przyjemnych zagadnień.
— Jest cudowna. Taka różnoraka, zielona, no i wreszcie trochę ciepła.
Atmosfera rozluźniła się samoczynnie, na nowo stając się swobodną.
— A przy okazji wiosny — kontynuowała, pozwalając, aby Sumire odebrała od niej grzechotkę. — Twoja mama wspominała coś o święcie kwitnienia drzew. Wypada chyba za niedługo, bo już mówiła o przygotowaniach.
— U niej zawsze wszystko musi być gotowe kilka dni przed. Ale faktycznie to już za parę dni. Pewnie tego święta nie znasz. To stara tradycja Konohy, której hołduje klan Uchiha. Podczas kwitnienia drzew wiśni, rodziny spotykają się na pikniku, celebrując pierwsze kwiaty wiosny. U nas zawsze organizuje się małe przyjęcie w ogrodzie. Obowiązują wówczas tradycyjne stroje i potrawy, w których lubuje się ojciec — tłumaczył, zamyślając się nad tym zagadnieniem. Wiedział o kwitnieniu, ale jakoś zapomniał o tej ceremonii. Może z powodu tego, że w zeszłym roku ją przegapił, albo chodziło o to, że zbytnio nie przywiązywał do niej wagi.
Aktualnie mało, kogo interesowało to święto i chyba już tylko Uchiha go obchodzili. Ogólnie była to miła i przyjemna uroczystość. Jednak ludzi odstraszała tradycja. Kimona nie należy do tanich, wręcz przeciwnie kosztowały niekiedy spory majątek. Do tego dochodziły trudności w przyrządzeniu dawnych dań, których przepisy nie były łatwe, a często też wymagały mniej dostępnych produktów. Przez takie niby szczegóły, kiedy rodziny wychodziły świętować do parków, od razu uderzały różnice majątkowe. Nierówność biła po oczach, więc sporo ludzi wolała darować to sobie, lub wynieść się z uroczystością do swoich ogródków. Aktualnie na pikniki wychodziły tylko młode grupki przyjaciół, ciesząc się bardziej z ciepłej pogody i początku wiosny, niż oddając się celebracji tego lekko zapomnianego święta.

***

Niechętnie patrzył na dobrze znane drzwi, zbyt dobrze, w końcu spoglądał na nie od dzieciństwa. I mimo iż prowadziły do jego pokoju, miał obiekcję, by je otworzyć. Nie, dlatego że weźmie go sentyment, kiedy zobaczy swoje dawne cztery ściany. Sprawa była bardziej przyziemna i dotyczyła tego, co za nimi zastanie, a ujrzy brata. I wcale nie chodziło o to, że przejął jego pokój, raczej o ostatnie wydarzenia, które były dość burzliwe oraz nieprzyjemne. Stąd też stał przed drzwiami, zastanawiając się… No właśnie, nad czym tak rozmyślał? Przecież tylko odwiedza brata. Brata, który leży niemalże przykuty do łóżka po tym, jak prawie nie zszedł od trucizny, którą oberwał w tajnym podziemiu koło Suna, bo poszedł wraz z jego dziewczyną na samowolną misję, przez którą teraz wiosce grozi zerwanie stosunków z Krajem Wiatru, a może nawet i wojna. Lepiej to pozostawić bez komentarza oraz pod żadnych pozorem do tego nie wracać. Marna porada, zwłaszcza dla Itachiego. On nie specjalizował się w udawaniu, że problem nie istnieje.
Cichutko westchnąwszy, zapukał. Odpowiedziała mu cisza, powtórzył trochę głośniej, ale nic to nie dało. Stał lekko skonsternowany, no przecież sobie nigdzie nie poszedł. Rozmawiał z mamą i wiedział, że Sasuke niemalże nie opuszczał pokoju. Dla upewnienia zerknął w stronę łazienki, ale światło się nie paliło.
— Cześć — rzucił, nieznacznie uchylając drzwi.
Sasuke nawet tego nie zarejestrował. Siedział na materacu rozłożonym na podłodze, co nieźle zaskoczyło i nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w rozłożoną na kolanach książkę, marszcząc przy tym intensywnie brwi.
Itachi stał w drzwiach jeszcze chwilę, ale nadal nie został zauważony. To już było niepokojące.
— Sasuke wszystko w porządku? — zapytał, przekraczając próg.
— Nie chcę — burknął machinalnie, reagując na swoje imię. — Mógłbyś zapukać — żachnął się i szybko pochwycił książkę, udając zaczytanego. Itachiego się nie spodziewał, był przekonany, że to znów matka.
— Pukałem.
— A — rzucił niedbale, odkładając lekturę, jakoby właśnie oderwał się od czytania.
— Wszystko w porządku? — dopytywał, zamykając za sobą drzwi. Mina Sasuke sprzed chwili wzbudzała niepokój.
— Jasne.
Odpowiedź szybka, beznamiętna i cuchnąca brakiem szczerości na kilometr. Z trudnością powstrzymał westchnienie rezygnacji.
— A jak się… — czujesz, nie to zły pomysł, aby z czymś takim wyskakiwać do Sasuke, zwłaszcza przy jego aktualnie lekko nadąsanej minie — masz? — dokończył, kierując się w stronę okna. Z braku innych perspektyw, na krześle leżała torba Haniko, oparł się o parapet.
— Dobrze — mruknął, nieznacznie poprawiając się na materacu. Nie czuł się jeszcze na tyle dobrze, aby zbyt często wstawać. Wprawdzie usilnie, a wręcz na upartego próbował, ale przeważnie kończyło się to utrata równowagi i upadkiem, co tworzyło hałas, który jak na złość zawsze zwabiał Mikoto. Kobieta od razu, czym prędzej bieżała swojemu syneczkowi na ratunek, co tylko podnosiło jego poziom zirytowania. Także, jak ognia unikał schodów, mając przed oczami wizję widowiskowego ześlizgu przy każdej próbie pokonania ich. Z tego powodu zmuszony był jadać w pokoju, co również doprowadzało go do szewskiej pasji. Sasuke nie należał do osób, które grzecznie z zadowoleniem będą leżeć, pozwalając się obsługiwać innym.
— To dobrze. A co lekarze powiedzieli?
— Nic ciekawego.
A-ha, no bardzo ciekawa ta rozmowa. Itachi przymknął na dłuższą chwilę powieki i niezrażony postawą brata, ciągnął dalej, nie dając za wygraną:
— To znaczy?
Mimo iż z Sasuke już nie wił się w agonalnych jękach na stole operacyjnym, a nawet zeszła z niego trupia bladość, no i jak widać, mógł w pewnym zakresie się poruszać, to jednak fakt pozostania pod kocem zwłaszcza na materacu, o takiej porze dnia oraz wyraźny kilkudniowy zarost, mógł sugerować, że nadal coś jest nie tak. Z tego powodu nie miał serca zacząć wypominać mu już od progu jego idiotycznego postępowanie. Tak, Itachi miał do niego żal za wyruszenie na tę samowolną misję, która doprowadziła do poważnego zachwiania stosunków między krajami oraz płaczu Keiko. Chciałby to wymazać z pamięci i nigdy więcej nie wracać do tego obrazu, ale jakby na złość to właśnie ta scena, wraz z Sasuke leżącym na stole operacyjnym, przypomniała mu się, jak tylko go zobaczył.
— Że trochę minie, zanim wróci pełna kontrola nad mięśniami — wyjaśnił mimochodem, pełnym niezadowolenia głosem, skupiając wzrok na książce. Czuł się nieswojo, tłumacząc bratu, że nie jest w stanie w pełni panować nad swoim ciałem. To upokarzające.
— Rozumiem — odparł, urywając tym dalszą rozmowę. Miał ochotę dopytać o szczegóły typu, czy już sam chodzi, sam się ubiera, czy mu w czymś nie pomóc, ale wiedział, że takie detale tylko go rozwścieczą, a wizyta skończy się kłótnią.
Z powodu braku tematu, atmosfera stała się krępująca i jakaś taka drętwa. Sasuke unikał jego wzroku, z zainteresowaniem oglądając swoje dłonie i strony otwartej książki. Nie czytał ich, tylko wpatrywał się w litery, zupełnie tak jakby ich nie dostrzegał. Itachi po przyjrzeniu się bratu także nie wiedział, na czym zawiesić wzrok, więc zaczął rozglądać się po pokoju. Niby się nie zmienił od jego wyprowadzki, ale jednak już słabo go rozpoznawał. Tak jakby więź między tym pomieszczeniem a nim się rozmyła. Znał meble, ich rozmieszczenie, każdy kąt, ale to nie było to samo, co parę miesięcy temu. Gąbczasty nieduży materacyk, otoczony kosmetycznymi butelkami oraz pokaźną paką pieluszek, ewidentnie wskazywał na nowe zastosowania dla biurka. Do tego dochodziło łóżeczko dla małej, kilka jej zabawek leżących na niegdyś wypchanej książkami po brzegi półce, torby z ich rzeczami. No i materac na środku pokoju, na którym właśnie siedział Sasuke. O to miał ochotę dopytać, ale ostatecznie skapitulował, nim zaczął temat. Przyszedł porozmawiać, nie kłócić się, więc drażliwe sprawy trzeba było odsunąć na bok.
Nieznośne krępujące milczenie się przedłużało. Sasuke za wszelką ceną próbował udawać niewzruszonego, jakby cała ta sytuacja była iście normalna i naturalna, bo nawet bez patrzenia na brata doskonale widział jego minę oraz wiedział, o co chciałby zapytać.  I nie, nie będzie mu tłumaczył, czemu śpi na materacu. Pewnym ruchem, choć trochę koślawym wychylił się, sięgając po komórkę. Świadomość sztuczności, z jaką uparcie wpatrywał się w strony książki, drażniła go. Także próbując wprowadzić więcej naturalności w tę bezdźwięczną, ale jakże porywającą konwersację, niedbale stukał w ekran urządzenia, udając, że musi coś bardzo ważnego zrobić. W rzeczywistości z braku pomysłów po prostu przeglądał ostatnie wiadomości. Ze sztucznym zainteresowaniem przesuwał wzrok po smsach od operatora ze spamem, reklamach, pytaniach Naruto i dopiero po tym wszystkim zobaczył kontakt Keiko. Trochę go to zaskoczyło. Wcześniej tego nie zauważył, ale nie kontaktowała się z nim od powrotu do Konohy.
— Co u Keiko? — zagadał, siląc się na obojętności, jakby odpowiedź wcale go nie interesowała.
— Ciężko powiedzieć, odbywa teraz karę u siebie w organizacji — wyjaśnił, oglądając przez okno dobrze znane gałęzie pobliskiego drzewa.
— Karę? — zapytał zaskoczony, podnosząc gwałtownie głowę. Był przekonany, że to jego pociągną do odpowiedzialności, a jej, co najwyżej Tsunade pogrozi paluszkiem. Fakt Higashiyama wpadła na pomysł misji, ale Sasuke oszukał wartowników i co najważniejsze zabił Satoru.
— Tak, jej przełożony był wściekły. Od waszego powrotu siedzi zamknięta u Kindersów tyrając jak wół — wyjaśnił, starając się nie mieć zbyt rozgoryczonego tonu.
Sasuke zacisnął szczękę, układając usta w wąską kreskę. Na myśl cisnęły się głupie wyrzuty sumienia, powodując nieprzyjemne odczucie.
— A jak twoja pogadanka z Tsunade? — zagadał, przypominając sobie, że jeszcze nie wie, co strasznego Piąta przygotowała dla niego. — Oprócz tyrady, coś ci wyznaczyła w ramach kary?
— Na razie siedzenie tu pod opieką Fugaku — warknął, groźnie akcentując imię. Samo słowo ojciec, jakoś nie chciało mu przejść przez gardło. Nadal siebie unikali, udając, że jedno dla drugiego nie istnieje. Zresztą Sasuke i tak prawie nie wychodził z pokoju, więc nie mieli okazji się widywać.
— Czekaj, jak to? — dopytał zaskoczony, próbując ogarnąć fakty, które układały się raczej w niechcianym kierunku. — Nie rozmawiałeś z nią? — wypalił nagle, kiedy trybiki zazębiły się, doprowadzając do niezaprzeczalnej prawdy.
Nie odpowiedział, zaciskając pięści na materiale koca. Po ostatnim jej wybryku i umieszczeniu siłą go tutaj, nawet nie chciał widzieć na oczy tej wrednej baby.
— Sasuke — zganił go. — Grozi nam wręcz wojną z Suna, a ty…
— Zamknij się — warknął, spinając się.
Itachi umilkł. Ciągnięcie tego dalej nie miało sensu. Wiedział, że Sasuke potrafi być tak samo nieznośnie uparty, jak ojciec. Naciskanie nic tutaj nie pomoże, wręcz przeciwnie spowoduje jeszcze większe zaparcie i dodatkową kłótnię. Poza tym przecież nie jest głupi, sam widział, w jakim nastawieniu do nich byli mieszkańcy Suna, więc powtarzanie tego niczego nie zmieni.
Także nie pozostało nic innego, jak siedzieć cicho pozwalając, aby napięta atmosfera rozluźniła się wraz z podirytowanym bratem. Lekko znużonym wzrokiem omiótł pokój, znów szukając czegoś, na czym mógłby zawiesić oko. W końcu po zbadaniu jakże fascynujących napisów na paczce pieluszek mimochodem zerknął na rozłożoną książkę, skupiając mocnej wzrok. Jednak po chwili okazało się, że niemożliwość odczytania liter nie brała się z odległości, lecz z faktu, że Sasuke trzymał ją do góry nogami. I nie, mógłby przysiąc, że nie była odwracana, odkąd tutaj wszedł. W takim wypadku tamta niepokojąco nerwowa mina, którą zobaczył, nie mogła być spowodowana książką, skoro jej nie czytał. To, co było jej przyczyną? Chciałby móc dopytać, ale już widział jego pełną zachwytu reakcję na niby zwykłe, jak sobie radzisz.  Musiał odpuścić, jeśli chciał wyjść stąd bez wszczynania awantury.
— Wiesz — zaczął spokojnie, znajdując bardziej neutralny grunt, ale nadal krążący gdzieś wokół tematu — Keiko bardzo zależało na tym, abym dowiedział się, co u ciebie, więc z pewnością byłoby jej miło, jakbyś napisał do niej smsa. Raczej nie spodziewaj się odpowiedzi, a przynajmniej nie prędkiej, trochę nie ma na to czasu.
— Mhm — mruknął potakująco, rozluźniając się. — Coś jej wyślę.
— I dziękuję za jej uratowanie — dodał ciszej, obserwując potargane bardziej niż zwykle włosy brata. Najwyraźniej koordynacja nie była jeszcze na tyle dobre, aby porządnie się rozczesać.
Mężczyzna zdębiał. Nie spodziewał się takich słów. Z początku przypuszczał, że dostał jakiś dziwnych omamów i spojrzał zaskoczony na Itachiego, ale jego mina wykluczała taką możliwość.
— Nie ma sprawy — wybełkotał, nadal oszołomiony zaistniałą sytuacją.
— Tylko miałbym prośbę, następnym razem, gdy będziesz mdlał, nie naopowiadaj jej bzdur. — Spojrzał na niego niepewnie, unosząc jedną brew. — Strasznie się tym przejęła, miała wyrzuty sumienia do tego stopnia, że naskoczyła na Fugaku i... się rozpłakała.
Poczuł, jak wyrzuty sumienia podchodzą mu pod gardła. Przegiął, po całości.
— Napiszę do niej — zapewniał, zdecydowany zrobić to, jak tylko Itachi wyjdzie.
— Z pewnością się ucieszy. A no i gratuluję zdobycia antidotum dla Haniko. Miło jest ją wreszcie zobaczyć pełną życia.
— Mhm — mruknął niewyraźnie, jednoznacznie dając znak, że to temat, który należy zakończy, zanim się go zacznie i absolutnie unikać.
— Słyszałeś, mama już się przygotowuje na kolejne święto kwitnienia — rzucił dla rozluźnienia, całkowicie zmieniając dotychczasowy tok rozmowy.
Skrzywił się, omal nie cmoknąwszy z niezadowolenia. Sama już myśl o ubieraniu kimona go drażniła, nie wspominając o zejściu na dół, po schodach! Do tego trzeba by było się porządnie wykąpać i ogolić. Przecież do takiego odświętnego stroju w zaroście się nie pokaże.
Niechęć do celebracji pierwszych kwiatów wiosny rosła w galopującym tempie.

***

— Jak donoszą raporty Itachiego kryzys został zażegnany — podsumowała Tsunade, powoli kończąc debatę. — Kolejna potencjalna grupa chcąca współpracować z Uchiha przeciwko wiosce, została rozbita.
— Zażegnany — mruknął ironicznie. — To tylko misja zakończona sukcesem. W poczynaniach Fugaku nie widać żadnego rezultatu.  Jego ruchy nadal są zdecydowane — zauważył Josuke, zmykając teczkę z dokumentami. — Uważam, że powinniśmy zwiększyć nacisk.
— Proszę o wybaczenie — wtrącił się Itachi — ale jak zaznaczałem w raporcie, nie mogę aktualnie podjąć bardziej dosadnych kroków. Zaistniała sytuacja lekko blokuje pole manewru. Również trzeba brać poprawkę na to, że mój ojciec jest bardzo stanowczy i tak od razu nie zmieni planów. O czym pisałem w uwagach dodatkowych.
— Nazwijmy rzecz po imieniu, uparty jak osioł — rzucił bez pardonu, wywracając oczami, za co Hokage skarciła go spojrzeniem.
— Jednak — ciągnął dalej — jeśli dojdzie do pełnej zmiany zdania to bez względu na postęp w realizacji planu, ojciec jest w stanie go zatrzymać na każdym etapie.
— I na to liczymy — westchnęła, zapadając się głębiej w fotel. — Kiedy jest najbliższe zebranie klanu?
— Powinno być na początku przyszłego tygodnia, ale najprawdopodobniej zostanie odwołane.
— No tak — mruknęła, przypominając sobie, że przecież zabroniła Fugaku wychodzić z domu. — W takim razie spotkanie można uznać za zakończone. Do widzenia panom.
Itachi wyprostował się na baczność, pochylając się znacznie. — Do widzenia.
— Do zobaczenia. — Skinął głową, uśmiechnął się przyjaźnie, lecz sztucznie. — Wreszcie mogę wrócić do siebie — rzucił ciszej, ale przesadnie się z tym nie kryjąc.
— A właśnie Josuke — dodała, zatrzymując mężczyznę, nim ruszył w kierunku drzwi — jak przebiega kara Keiko?
Itachi zamarł z wyciągniętą ręką, prawie dotykając klamki. Wprawdzie powinien wyjść, to już nie dotyczyło sprawy, do której został wezwany, ale nogi odmówiły posłuszeństwa.
— Zgodnie z założeniami. Wraz z jej raportem wysłałem ci przecież zaplanowane kary.
— Tak, tak. — Machnęła niedbale ręką. — Chciałam się tylko dowiedzieć, czy są skrupulatnie realizowane.
— Oczywiście, co do najdrobniejszego szczególiku. A jak wygląda sprawa Sasuke? — Uchiha wzdrygnął się, omal nie odwracając w stronę Tsunade, chcąc zobaczyć jej wyraz twarzy. W ostatniej chwili powstrzymał się, mając nadzieję, że bezruch spowoduje niedostrzeżenie jego obecności. — Słyszałem, że nie został jeszcze ukarany. To raczej nie w twoim stylu — dodał z nutą kąśliwości.
— Ty pilnuj lepiej Higashiyamę — odcięła mu się. — Uchiha był w tragicznym stanie, nie mogłam wymierzyć mu żadnej kary.
— Keiko również wróciła naznaczona piętnem walki, a jakoś została niemalże natychmiast poddana sprawiedliwości.
— Eh, Josuke, Josuke — mruknęła powątpiewająco. — W tej mierze nie masz, czego się obawiać. Sasuke od kary się nie wywinie. Z powodu paraliżu została ona przesunięta w czasie, ale nieodwołana.
— Rozumiem, a mogę, chociaż wiedzieć, co dla niego uszykowałaś? — dopytywał dość namolnie, a to, dlatego, że nie podobał mu się taki obrót sprawy. W końcu, gdyby nie Sasuke to Keiko nigdy nie udałaby się do Suna, szukać lekarstwa dla Haniko. Stąd uważał, że powinien zostać surowiej ukarany. I to nic nie miało wspólnego z jego osobistymi pobudkami… No dobra, trochę miało.
— Coś stosownego i na pewno surowego — wyjaśniła, uśmiechając się wrednie i przykładając do warg trzymany w ręku długopis. — I tak właśnie sobie myślę, że mógłbyś zaostrzyć karę Keiko.
Zmrużył gniewnie oczy, a Itachi drgnął.
— Namieszali zbyt ostro. Suna domaga się wyjaśnień, a ten przebrzydły Uchiha milczy. Udało ci się coś wyciągnąć z Keiko? — Josuke zacisnął pięści, ale zmuszony był zaprzeczyć. Darł się na nią z godzinę albo i dłużej próbując wydusić całą prawdę. Ba, nawet groził, czym się tylko dało, ale dziewczyna była nieubłagana. Ciągle powtarzała, że tylko Sasuke może to wyjaśnić.
— Sam widzisz — ciągnęła dalej. — I spokojnie on za te przygłupie szczeniackie wyskoki solidnie oberwie. A, że kara musi być równomierna, to dorzuć jej coś ekstra.
Josuke zacisnął zęby, ale sprzeciwić się nie mógł.
— Dobrze — burknął, zamaszystym ruchem odwracając się. — Żegnam. A ty, co tutaj robisz? Won stąd — warknął, wymijając Itachiego.
— Do widzenia — pożegnał się raz jeszcze, unikając nieprzychylnego spojrzenia Tsunade.
Na korytarzu lekko przyśpieszył, starając się dogonić szybko maszerującego przed siebie Josuke.
— Przepraszam — zawołał, milknąć zaraz. Przypominając sobie, że nadal nie bardzo wie, o co tak dokładnie chciałby zapytać. Od samego początku to planował, zaczepić go po wyjściu z gabinetu, ale po głowie kłębiło mu się tyle detali, na które Josuke z pewnością nie zamierzał odpowiadać, że te główne kwestie, gdzieś lekko rozmywały się. Niestety Itachi był typem człowieka potrzebującym znać dogłębnie każdy temat, ze wszystkimi możliwymi szczególikami. Cecha dość przydatna na misjach, lecz bywająca też mocno upierdliwa w życiu codziennym.
— Czego chcesz? — warknął, odwracając się w jego stronę.
Jego chłodny ton głosu z wyraźnie pobrzmiewającą nutą złości, szybko go postawił na baczność.
— Wiadomo ile jeszcze będzie trwała kara Keiko? — zapytał, raczej pośpiesznie wyrzucił z siebie to, co go najbardziej dręczyło.
Ciężko było mu o tym mówić, ale tęsknił. Po jej powrocie widzieli się tylko na chwilę, bo zaraz musiała wracać do Kindersów, więc można by było założyć, że nie mieli dla siebie czasu od momentu, kiedy wraz z Sasuke opuściła teren Konohy, czyli od jakiegoś miesiąca…
— Tyle ile będzie trzeba — oznajmił chłodno, mierząc go nieprzychylnym spojrzeniem.
No cóż, po prawdzie trochę się tego spodziewał, lecz i tak poczuł lekki zawód.
— A co, chcesz, żeby wróciła do domku, do ciebie? — mówił z udawaną życzliwością pełną nieukrywanego sarkazmu. — Nie myśl sobie, że tak łatwo ci ją oddamy. Lepiej jej z dala od was, ciebie i tego twojego braciszka — warknął, szybkim krokiem przemierzając niewielką odległość, jaka ich dzieliła. — Nie dopuszczę do odizolowania. Możesz o tym zapomnieć — wysyczał cicho, po czym odwrócił się napięcie i odszedł. — Trzymaj się z daleka — dodał, nim zniknął za zakrętem.
Itachi pozostał w miejscu, obserwując korytarza przed sobą, pusty korytarz. Westchnął, rozmasowując nasadę nosa. No to kwestię dogadania się z jej przyjaciółmi miał już za sobą. Chyba musiałby nastać cud, aby się zaczęli tolerować. Wprawdzie wcześniej były wysyłane akceptujące gesty, Josuke sam zapewniał, o jako takim zawieszeniu broni, ale była już przeszłość. Wojna rozszalała się w najlepsze, a on niestety tkwił na dość przegranej pozycji.

***

— No, ale Josuke no proszę cię.
— A odczep się ode mnie — fuknął, odsuwając się od niej i odkładając segregator na półkę.
Keiko jęczała już od dwudziestu minut, błagając wręcz, aby dał jej wyjść, chociażby na kilka godzin. I to wszystko z powodu tego, że Itachi zaprosił ją w imieniu matki na celebrację kwitnienia wiśni. Z początku lekko oponowała przed tym, ale nalegał, więc ostatecznie się zgodziła. Wprawdzie długo naciskać nie musiał, sama miała ogromną ochotę się z nim zobaczyć oraz przy okazji wyrwać się z tej klatki na przynajmniej odrobinkę.
— Proszę cię. No błagam nawet — dodała, padając na kolana i uczepiając się jego nóg.
— Czego ty w słowie nie, nie rozumiesz! Odbywasz teraz karną kompanię, więc nie możesz ot tak sobie lecieć, bo cię ten idiota zawołał.
— No, ale błaaaagaaaam! — zawodziła, nie dając mu się ruszyć nawet o milimetr. — Nie musi to być cały dzień wolny, ale chociaż pół?
— NIE!
— No to przynajmniej pięć godzinek? Tylko pięć godzinek, no tak pięknie proszę. Tyle już tutaj siedzę, że te pięć godzinek nie powinno stanowić problemu.
— Keiko, weź się opanuj i przede wszystkim mnie nie irytuj — warknął, okrężnymi ruchami masując oczodoły.
— Prooooszę. To tylko pięć godzinek, ja, ja mogę to odrobić — zaproponowała, łapiąc się ostatniej deski ratunku. — Możesz mi dowalić jakieś dwa ekstra zadania za to albo przedłużyć karę o kolejny dzień.
— Ty tak serio? — zapytał zaskoczony, zerkając w dół, na ciągnącą go za nogawkę spodni dziewczynę.
— Tak! Bardzo serio. Zostanę dzień dłużej w robocie, w zamian za pięć godzinek wolnego jutro.
Josuke zamilkł, przyglądając się jej.
— Proooszę! — znów zawyła, padając niemalże na twarz, uczepiona jego kostek.

***

Niemieszkanie z rodzicami miało swoje zdecydowane plusy, ale i też drobne minusy. Do tych drugich z pewnością zaliczała się odległość. Dom Keiko mieścił się niemalże po drugiej stronie wioski, więc do rodzinnej posiadłości miał dość spory kawałek drogi. Niby nic, taki ot drobiazg, ale spróbuj ten drobiazg przemierzyć w kimonie.
Itachi z nietęgą miną szybko maszerował przez uliczki Konohy, usilnie ignorując ciekawskie spojrzenia przechodniów oraz niby ukradkowe błyski fleszy, najprawdopodobniej turystów. Po kolejnym charakterystycznym dźwięku aparatu przyśpieszył, mocniej zaciskając szczękę.
Nie było wyboru, musiał zjawić się na celebracji kwitnienia i to koniecznie w tradycyjnym stroju. Ubiorze, który przykuwał wzrok swoją niecodziennością. Wprawdzie nikt już nie paradował po ulicach w kimonie. Pomijając trupy teatralne, grupę dziwaków, niektórych starszych ludzi oraz orszaki ślubne utrzymane w tradycyjnym, żeby nie rzec ludowym klimacie.

Wreszcie odetchnął, ucieszywszy się na widok znaku klanu. Najprawdopodobniej pierwszy raz poczuł taką ulgę przechodząc pod szyldem Uchiha rozciągającym się nad ulicą. Tutaj jego ubiór już nie wzbudzał zainteresowania, wpasowując się do reszty.
Zwolnił tempo, robiąc to, co Fugaku lubił najbardziej, majestatycznie kroczyć. W kimonie nic więcej zrobić się nie dało, taki urok tego kroju. I możliwe, że dlatego ojciec chętnie go nakładał.  Przy okazji zmuszając do tego wszystkich wokół.

— Oh Itachi, tak się cieszę, że cię widzę — zawołała Mikoto od razu, po otwarciu drzwi. — Wchodź, wchodź.
— Witaj mamo.
— A Keiko nie ma z tobą? — zapytała zasmucona, spoglądając za syna, gdzie nie ujrzała oczekiwanej dziewczyny. W końcu to święto, czyli cała rodzinka ma być w komplecie.
— Nie mogła ze mną przyjść. Zjawi się później i uprzedzam, może trochę się spóźnić.
W jej przypadku trochę może oznaczać, całkiem sporo.
— To dobrze. — Ucieszyła się, poprawiając ułożenie, wiercącej się na rękach Kinari.
— Może ci w czymś pomóc? — zapytał, po przyjrzeniu się jej. Pięknie upięty kok, delikatny makijaż i odświętnie ubrana Kinari nie współgrało ze zwykłym strojem i kucharskim lekko gdzieniegdzie poplamionym fartuchem.
— W sumie to już prawie wszystko jest gotowe — odpowiedziała, po krótkiej chwili namysłu, podczas której wodziła wzrokiem po kuchennym stole zawalonym półmiskami. — Właśnie skończyłam wykładać ostatnie danie. Kinari jest ubrana, więc muszę tylko jeszcze pomóc przygotować się Haniko i samej się ubrać. Sądzę, że za dwadzieścia minut wszystko będzie gotowe — mówiła, wchodząc po schodach, zmuszając tym samym Itachiego, aby podążył za nią. — Jednak mógłbyś zajrzeć do Sasuke. Mnie wygonił, a nie wiem, czy poradził sobie z kimonem — wyjaśniła przyciszonym głosem.
— Nie ma sprawy — zapewnił, chociaż nie był do końca przekonany. Sasuke raczej zachwycony nie będzie. To ten typ uparciucha, który, mimo iż nie radzi sobie z czymś i tak będzie odmawiał pomocy, święcie przekonany, że w końcu sam da radę. A może stwierdzenie, samosia lepiej by pasowało?
— Czego? — usłyszał warczenie, po krótkim zapukaniu. Niezbyt tym przejęty wszedł.
— Cześć — rzucił i od razu się zatrzymał. Widok Sasuke szamoczącego się z nałożeniem tradycyjnych bardzo szerokich spodni był… Sam już nie wiedział, czy bardziej komiczny, czy żałosny. Bez zastanowienia podszedł, ściągając mocniej troczki u pasa oraz zawiązując je na kokardkę. Taka manualna czynność jednak przerastała jeszcze nie w pełni funkcjonujące mięśnie.
Sasuke z naburmuszoną miną stał bez słowa, jakby ignorując obecność brata. No w końcu spodnie mogą się same zawiązywać, nie?
— Widzę, że wyjścia nie miałeś? — zagadał, sięgając po resztę stroju.
— Pff jak każdy. Matka pod tym względem jest niemożliwa — odburknął, dalej wmawiając sobie, że ciuchy same się na niego nakładają.
— To prawda — potaknął, przypominając sobie, jak usilnie namawiała go na zaproszenie Keiko. Z początku odmawiał, bo wiedział, że dziewczyna odbywa karę, przez którą nie ma opcji, aby opuściła siedzibę, mimo iż sam chciałby ją zobaczyć. Aczkolwiek w końcu musiał skapitulować i nalegać na Higashiyamę.
— Że też nie mogła sobie tego raz darować — marudził, całkowicie podirytowany. Od sama rana się przygotowywał. Kąpiel, czy zmiana odzieży w jego obecnym stanie strasznie się wydłużała czasowo. Wszystko zajmowało po trzy raz dłużej, co tylko podnosiło poziom irytacji, który podchodził, już pod wkurw pospolity.
— Wiesz, że ona lubi wszelkiej maści rodzinne święta.
Wywrócił oczami, darując sobie komentarz do tej oczywistości. Wiedział, że lubi, ale przecież ona też wiedziała, że on nie schodzi na dół, więc mogłaby, chociaż jego wykluczyć z tej wątpliwej przyjemności. Niby, co fajnego było we wciskaniu się w niewygodny, totalnie niepraktyczny i całkowicie przeżyty stroju, siedzeniu kilku godzin na zimnej ziemi i gapieniu się na różowe kwiatki na, na wpół łysych gałęziach, wciskaniu w siebie albo totalnie słonych, albo totalnie słodkich dań z zamierzchłych czasów oraz słuchaniu jak ona świergocze o cholera wie czym, do niesłuchającego jej ojca, który będzie opychał się ciastami.
— Ostatnio zdawałem raport z misji — zaczął ostrożnie. — I Hokage się wścieka.
— Nic nowego — burknął, unoszące ręce, aby można było zawiązać pas.
— Podobno sprawa z Suna się komplikuje — ciągnął dalej, niezrażony jego nastawieniem. — Rozmawiałeś już z nią?
— Nie było czasu — skłamał, bo po prawdzie było mu to obojętne. W końcu wychodzić z domu nie mógł, o czy Hokage wiedziała, ba nawet ze schodami sobie nie radził, więc oczywiście, że nie miał jak do niej pójść, a skoro ona nie raczyła się pofatygować, to widać sprawa nie była aż tak ważna.
— Sasuke — uniósł głos. — Suna zerwała stosunki dyplomatyczne, w każdej chwili może dojść do otwartej walki, a ty…
— Zamknij się — warknął, odpychając go, przez co sam się zakołysał. Na szczęście stał nieopodal biurka, więc wspierając się o niego, złapał równowagę. — Sam to załatwię — dodał, sięgając po specjalny płaszcz do kimona, który miał za zadanie podnieść rangę uroczystości. Lekko niezgrabnym ruchem naciągnął materiał na ramiona. Teraz już tylko odpowiednie sandały i był gotowy. Od stóp po głowę emanując tradycją.
— Powinieneś z nią porozmawiać, przecież to Hokage i…
— Powiedziałem, że sam to załatwię!
— Jak będziesz dalej się tak upierać, to może cię zdegradować. Tsunade jest zdolna do wielu rzeczy, a ty zaszedłeś jej poważnie za skórę. Nie ogłosiła jeszcze, co będzie twoją karą, więc można spodziewać się wszystkiego — tłumaczył nieznacznie uniesionym zaniepokojonym głosem.
Sasuke zaciskał szczękę, mrużąc gniewnie oczy, gotów wszcząć kłótnię, lecz jego wybuch powstrzymało pukanie do drzwi.
— Kochani jesteście gotowi? Schodźcie, wynoszę już dania do ogródka.
Mikoto rozluźniła atmosferę, niszcząc zbierające się napięcie. Bez dalszego ciągnięcia tematu wyszli, starając się udawać, że rozmowy nie było.

***

Przyjęcie przebiegało w raczej chłodnej atmosferze. Fugaku z kamiennym obliczem, obrażony na wszystkich siedział z dala od towarzystwa, zajadając się wypiekami żony. Mikoto zaś z entuzjazmem zagadywała do każdego, biegając z aparatem w ręku. Sasuke natomiast zająwszy miejsce pod drzewem, poszedł w ślady ojca, prezentując zobojętniałą na wszystko minę. No prawie. Wzrok, którym obdarzał Haniko daleko było do niewzruszonego, a zerkał w jej stronę dość często. Owszem dziewczyna w kimonie Mikoto prezentowała się zjawiskowo, przyciągając uwagę poprzez ciekawy kontrast pomiędzy ciemną kolorystyką ubioru, jasnymi włosami oraz pastelowymi barwami stroju Sumire, którą zabawiała na rękach. Przy okazji mając baczenie na rozentuzjazmowaną Kinari wkładaniem i wyjmowaniem swojej piankowej piłeczki z pudełka z resztą jej skarbów. Za to Itachi krążył zaniepokojony, co chwilę zerkając w stronę leciutko uchylonych drzwi od tarasu. Keiko powinna już to być, a ponad godzinne spóźnienie trochę go martwiło. Przez co omal nie podskoczył, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi.
— Otworzę — rzucił machinalnie, pośpiesznie opuszczając ogród, wywołując tym u Mikoto rozczulony matczyny uśmiech.
Niemal przebieg przez salon, dopadając do drzwi, które otworzył w pośpiechu.
— Cze... — nie dając dokończyć, bez zastanowienia przytulił ją mocno, zamykając na dłużej w swoich ramionach. Delektując się tym przyjemnym uczuciem błogości.
— Ej nie gnieć — skarciła go, gdy chciał mocniej objąć. — Lepiej daj popatrzeć na mojego przystojnego Itasia — zawołała, lekko się odsuwając i lustrując go uważnie. — No, no — cmokała z zadowoleniem — wyglądasz bardzo dystyngowanie.
— A ty słodko — lekko skłamał, przejeżdżając dłonią po jej policzku. Wprawdzie pożyczone kimono od Fumiko prezentowało się świetnie, mimo iż jasne, żywe kolory, bardziej pasowałyby blondynce, to idealnie oddawały jej charakter. Niestety całość psuło zmęczenie, którego makijaż nie potrafił ukryć. Sam puder bez podkładu nie radził sobie z zamaskowaniem szarawej cery, since pod oczami przebijały przez korektor, róż wypadał iście nienaturalnie, a wypompowanych z energii oczu nie uratował nawet kolorowy cień.
— Jak się czu...
— Ci — przerwała mu. — Lepiej daj buzi.
 Szybko wykalkulowała, że czas tylko dla siebie mają właśnie tylko teraz, więc nie chciała go marnować. I gorący pocałunek zdecydowanie trwałby dłużej, gdyby nie podejrzane szmery. Itachi przerwał pieszczotę, zerkając za siebie.
— Oj przepraszam, nie miałam zamiaru przerywać — tłumaczyła się Mikoto, wychodząc z salonu. — Szłam dolać soku.
Zerknął na uniesiony dzbanek, zmuszając się do powiedzenia, czegoś, co wcale nie myślał:
— Nic nie szkodzi.
— Dzień dobry pani, przepraszam za spóźnienie, ale musiałam pożyczyć kimono.
— Nawet gdybyś przyszła bez to nic by się nie stało. Najważniejsze, że jesteś, dzięki czemu mam całą rodzinę w składzie. — Pociągnęła Keiko w stronę salonu, wciskając w ręce Itachiego pusty dzbanek. — Chodź, zaprowadzę cię do reszty.
Poczuł się lekko dotknięty tym, że matka zabrała mu dziewczynę, niemalże wyrywając ją z jego rąk. A uczucie to zmogło się, kiedy wróciwszy do ogrodu, zastał Keiko uwieszoną na Sasuke.

***

Przyjęcie się rozkręcało, a Itachi miał coraz mniej zachwyconą minę. Wprawdzie nie dorównywała ona obrażonemu obliczu ojca, ale prawie sięgają jego pięt. Głównie za sprawą Keiko, która to interesowała się wszystkimi poza nim. Rozmawiała chwilę z Haniko i Mikoto, zabawiała trochę Sumire, potem uczepiła się Kinari próbując namówić ją, by powiedziała ciocia, kiedy ona usilnie pozostawiała przy caca oraz co go drażniło przeważnie przesiadywała przy Sasuke, znosząc mu tony jedzenia, którego nie chciał, tworząc tak pretekst dla siebie do zjedzenia tych wszystkich słodkości.
— Jak tam? — zagadała Haniko, podchodząc. — Chyba nie bawisz się zbyt dobrze.
— Przy takich obrazkach trochę to ciężkie — mruknął, zerkając na Keiko, która ze zmęczenia pokładała głowę na ramieniu Sasuke. — Eh, nie ważne, a jak ty się bawisz? — zapytał, zadzierając lekko głowę, aby przyjrzeć się różowym płatka kwiatów na błękitnym tle nieba. Z takiej perspektywy wydawały się jeszcze bardziej nietrwałe i ulotne.
— Jak widać na całego — zażartowała, wymachując szklanką soku. — Nie masz ochoty trochę się przejść?
Spojrzał na nią pytająco, lecz nie odpowiedziała, tylko ciągnęła go w bok, przy okazji znikając z oczu zebranych.
— To, o czym chciałaś porozmawiać? — zaczął, przyglądając się jeszcze nieobrobionym grządkom, ciągnącym się wzdłuż płotu.
— Pytanie raczej brzmi, co ty chcesz powiedzieć.
— Słucham?
— Nie udawaj, widzę, że coś cię gryzie. Powiedz, o co chodzi — poprosiła, delikatnie dotykając jego dłoni.
Westchnął, odwracając się do niej tyłem.
— Przecież wiesz, o co chodzi. Suna się piekli, Tsunade wychodzi z siebie, Sasuke uparcie milczy, a Keiko… Nie istotne.
— Uważam, że jednak bardzo istotne — mówiła, bawiąc się zawartością szklanki.
— Tak samo, jak sprawa Sasuke. Co tam u was? — zagadał, zmieniając temat.
— Nie odwracaj kota ogonem.
— To jest tak samo ważne.
Haniko wywróciła oczami, wypijając jednym haustem resztkę soku.
— Nie ma, o czym gadać — mruknęła smętnie z rezygnacją. — Każda próba rozmowy kończy się na złośliwych uwagach i unikaniu siebie. Lepiej mów, co z Keiko — szybko zmieniła temat, aby Itachi nie zdążył odpowiedzieć. — Od razu to po tobie widać, że coś jest nie tak.
— No cóż, sytuacja z jej przyjaciółmi się dość mocno skomplikowała. Przez co odnoszę wrażenie, jakbym był specjalnie izolowany.
— Przykra sprawa. — Położyła mu dłoń na ramieniu, posyłając pokrzepiający uśmiech. — A coś więcej zdradzisz? — Zmarszczył brwi. — Ciężko coś poradzić, kiedy wie się tylko tyle.
Parsknął, unosząc jeden kącik ust, w podobnym sposób, jak czynił to Sasuke, lecz dla niego to była codzienność, niemalże nie znał innej formy uśmiechania się, a u Itachiego to była rzadkość.
Haniko odwróciła wzrok, próbując wywołać zainteresowanie wróblem, przysiadłym na parapecie. Geny to jednak silna rzecz i może bracia aż tacy różni nie są. Ewentualnie dopuszczała jeszcze opcję, że jej odbiło. W każdym razie, szybko odpędziła te zbyteczne doszukiwanie się mało istotnych rzeczy, skupiając się na słowach Itachiego.
Z uwagą wysłuchała dość mocno okrojonej wersji zmartwień i bolączek mężczyzny. Z całkowitą autentycznością chcąc móc mu dobrze doradzić.
— Hmm — mruknęła, zastanawiając się, nieświadomie rytmicznie pukając palcami o szklankę. — A rozmawiałeś z Keiko o tym, jak się czujesz?
Zaprzeczył ruchem głowy, opierając się o ścianę domu.
— Nie było, kiedy.
— Rozumiem, ale pamiętaj, to Keiko ona sama się czegoś takiego nie domyśli, musisz mówić. Pogadanie z nimi to też dobry pomysł. Możliwe, że czują się tak samo i również myśląc, że ty ich izolujesz. Jak dla mnie, to tutaj jest kwestia zwykłego niedogadania się.
— Może — mruknął, lekko powątpiewająco, ale z nutą zamyślenia. — Dzięki, że wysłuchałaś.
— To nic takiego. Czasami wygadanie się zrzuca niepotrzebny ciężar.
— Keiko też tak mówi.
— I widzisz, powinieneś się jej słuchać.

5 komentarzy:

  1. O jeżu ale mi żal Itachiego. Serce mi pęka. Rozmowa z Sasuke taka o wszystkim i niczym, nic się człowiek nie dowiedział ale mnie to nie dziwi to w końcu Sasuke. Ale wracając do Iatchiego to mam go ochote przytulić XD Musi porozmawiać z Keiko jak najszybciej jeśli ten związek ma przetrwać.
    Przerażająca jest scena Tsunade z Josuke to kara - wyobrażam sobie szyderczy uśmiech a z drugiej strony aż tak poważnie, że Suna zerwała stosunki. Dajcie Naruto może coś on zdziała, ponadto wydaje mi się to lekko przesadzone. Bo konoha wybaczała Sunie gorsze rzeczy. Nie dziwie się, że Sasuke milczy co ma chłopak powiedzieć, że zabił na prośbę już to widzę jak mu wierzą, ponadto laboratoria Orochimaru a on był u niego na misji, więc kto mu uwierzy, dodatkowo przez to Haniko może go znienawidzić Zastanawiam się jak to rozwiążecie bo zostało tylko 13 rozdziałów ( tylko?) a relacje Itachiego z Kindersami znowu są beznadziejne a ponadto sprawa z Suna o kara Sasuke ( to mnie tak ciekawi co takiego Tsunade wymyśliła bo pewnie to nie bedzie więzienie), z drugiej storny nadal rozumiem Sasuke i Keiko i Itachi też rozumie i jest miedzy młotem a kowadłem. Cieszą mnie scenki Haniko z Sumire. Mikot w swoim żywiole, teraz to władze wręczy tyrana ma Mikoto w domu, nie dziwie się, że Fugaku spędza czas w gabinecie. Żona by dała spokój bo ta 4 razem - jej synowie i dziewczyny po takich wydarzeniach. Czemu nie opisaliście scenki Keiko z Sasuke? Uduszę :P
    No nic czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to prawda Itachi jest ostatnio biedulkowaty. Taka długa rozłąka z dziewczyną, do tego jeszcze ataki jej przyjaciół. No nie ma lekko. I faktycznie muszą ze sobą porozmawiać, wyjaśnić parę spraw. Keiko jest specyficzna, zupełnie inna od Itachiego i on ja niestety nie zawsze rozumie, przez co jest trochę niepewny. Ale spokojnie wszystko niedługo się wyjaśni.
      A co do Sasuke, no cóż tak wyglądają z nim rozmowy. Niby ciągle coś mówi, ale w ostateczności nic konkretnego.
      I spokojnie Naruto też się niedługo pojawi. Jak już Erroay pisała, kwestia kary Sasuke dopiero ma się wyjaśnić, te uziemienie pod nadzorem Fugaku było bardziej podyktowane jego zdrowiem niż ukaraniem. Chociaż pewne aspekty kary w tym są.
      I ostre stanowisko Suna jest podyktowane głównie przez naciskające społeczeństwo. Gaara i gabinet Kazekage z pewnością rozwiązali by to bardziej polubownie, ale Sasuke z Keiko zostali niemalże publicznie przyłapani, przez co ludność się burzy. Prosty obywatel nie koniecznie rozumie niuanse świata shinobi. Za to dobrze pamięta wojnę, ciągle napięcie i strach w jakim żył, obawiając się między innymi shinobi z Konohy. Nic dziwnego, że wybuchła wrzawa wśród społeczeństwa. Shinobi sojuszniczego państwa przyłapani na nielegalnym wtargnięciu i szpiegowaniu ich stolicy, to brzmi jak przygotowania do wojny. Także sprawa przybrała nieoczekiwanie na sile i choć faktycznie można by było załatwić to delikatniej oraz bez szumu, to niestety obywatele naciskają, żądając innego scenariusza.
      W kwestii ilości rozdziałów tak, mamy zamiar skończyć serię na 50 rozdziale +... No i właśnie tu nie wiemy, czy to będzie jeden epilog wspólny, po jednym na głowę, czy może po trzy rozdziały serii 3, aby przedstawić ich późniejsze życie. Nadal tego nie ustaliłyśmy, ale zapewniam, że jak tylko będziemy coś wiedzieć, to poinformujemy.
      Też chciałam opisać scenkę Sasuke z Keiko, ale niestety limity na to nie pozwoliły. Tak wiem, że ciągle się tym tłumaczę, ale taka jest prawda. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego co chcemy umieścić w rozdziale, bo by ich długości były kosmiczne. Nie rzadko musimy wybierać, odrzucając wiele innych. Niestety.
      Do zobaczenia w następnym.
      Pozdrawiam i papa

      Usuń
    2. Ale scenka między Keiko a Sasuke jeszcze się pojawi, spokojnie :-)

      Usuń
  2. Sasuke znowu jest dupkiem. Ja nie wiem. Ten facet jest kompletnie nie reformowalny. Jeszcze kilka rozdziałów temu zmienił się w dojrzałego, mądrego mężczyznę, a teraz znowu jest sobą sprzed wyprawy do Orochimaru. Na kiego czorta jest taki dla brata? Naraził jego dziewczynę, dobro wioski i swoje życie dla kobiety. Wrócił i teraz zachowuje się jakoś dziwnie. Czy on myślał, że zrobią z niego bohatera? Nie wiem i jakoś nie mogę tego pojąć. Itachi powinien mu przywalić, to może chłopak jakoś by się ocknął, bo faktycznie jest coraz bardziej podobny do ojca.
    Mikoto znowu przegieła. Mogła dać synkowi chwilę się nacieszyć swoją dziewczyną. Czy ona jest tak ślepa? Nie, ona po prostu zachowuje się jak typowa teściowa. Matki dostają jakiegoś bzika, gdy ich syn z kimś się wiąże i zawsze próbują narzucać swoje zasady. Nie wiem Akari czy masz teściową, ale jeśli nie, to licz się z tym, że prawdopodobnie w przyszłości czeka cię starcie z taką Mikoto. Niech cię nie zmyli dobry początek. Prędzej czy później, szydło wyjdzie z worka. Pewnie są jakieś wyjątki potwierdzające regułę, ale ja osobiście ich nie znam.
    Wow! Itachi się wygadał przed Haniko. To jakiś postęp. Może następny krok to rozmowa z Keiko. To by się im przydało. Jej zachowanie trochę mnie dziwi. Chyba mało się stęskniła za swoim chłopakiem. Przynajmniej tak to wyglądało. Oj czekam na ich rozmowę w cztery oczy. Ciekawe jak ją poprowadzisz, bo podejrzewam, że to będzie twoja działka.
    Weny i chęci do dalszego pisania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, Sasuke teraz zachowuje się mało odpowiednio, ale co się dziwić skoro tyle ma na głowie. W końcu jak tutaj się przyznać, że się zabiło wielką miłość Haniko. To nie takie łatwe, więc ogarnięcie się trochę mu zajmie. A do jakiego stopnia się ogarnie, tego nie zdradzę ;)
      Ta, Mikoto ostatnio wychodzi na tą złą. Niby chce dobrze i niby wszystko robi z dobrej myśli, ale jakoś nie dostrzega tego, jak bardzo jej poczynania wychodzą na niekorzyść. A Keiko i Haniko już uważa za część rodziny, więc faktycznie ma odruchy teściowej.
      W kwestii Keiko to nie tak, że ona nie stęskniła się za Itachi. Po prostu w jej hierarchii własne odczucia są mniej ważne niż przyjaciele, a w tamtej chwili to Sasuke potrzebował większego wsparcia, także zajęła się nim. Wychodząc z założenia, że za kilka dni kara jej się skończy i będzie na całkowitą wyłączność Itachiego. W każdym razie spokojnie ich sytuacja już niedługo się wyklaruje. Mam nadzieję, że to co przygotowałam sprosta twoim oczekiwaniom.
      Pozdrawiam :)

      Usuń