Z czystym sumieniem, odhaczywszy
podstawowe obowiązki, wyciągnął telefon, odruchowo wybierając numer Keiko.
Tęsknił za nią, bo odkąd zniknęła za drzwiami siedziby, nie widzieli się. Mogli
jedynie rozmawiać przez telefon, ale tym razem dziewczyna słodko nie nawijała
dziesiątkami minut, dzwoniąc, co kilka godzin. To były tylko krótkie wymiany
informacji, raz dziennie.
Itachi posmutniał, chowając urządzenie
do kieszeni. Nie odebrała. Josuke nie kłamał, mówiąc, że nie będzie miała czasu
na krążenie między domem a organizacją, nie ma go nawet na rozmowę. Rozumiał,
że to w formie kary i to nie nic nie ma wspólnego z ich niechęcią do niego.
Jednak nie potrafił pozbyć się nieprzyjemnego uczucia izolacji, specjalnej
izolacji. Gdzieś nadal pobrzmiewało echo słów Isamu. Starał się je wyprzeć z
pamięci, zaprzeczyć im, ale nie umiał, nie tak zupełnie. Z przykrością zaczynał,
dostrzegał ich częściową rację. Keiko jednocześnie żyje w dwóch światach, u
siebie w organizacji i przy nim. Wydawało mu się to nieistotnym dodatkiem.
Przecież sam będąc w ANBU prowadzi podwójne życie. Bezlitosny zabójca skryty w
mroku, a także szary prawy obywatel. Niestety w tym wszystkim zapominał, że
Kindersi powstali na wzór Korzenia. A ludzie Danzo żyją tylko dla swojej siedziby,
są tylko i wyłącznie Korzeniem, niczego więcej nie ma, ba nawet nie może być. I
z przykrością musiał stwierdzić, że nie wiedział jak bardzo Kindersi są do nich
podobni. Czy u nich jest tak samo?
Na to nie znał odpowiedzi i częściowo
nie chciał. Obawiał się konfrontacji z nagą prawdą oraz przyznania Isamu racji.
Przyznania się do tego, że rozbija wewnętrznie Keiko, zmuszając ją do życia w
jego normalnym świecie. Mimo iż daleki był od chęci wyrywania jej z
organizacji. Rozumiał, ile ona dla niej znaczy. On po prostu chciał stać obok,
tak zwyczajnie krocząc dalej razem. Również nie miał zamiaru jej zmieniać — no
dobra, może pomijając parę detali, jak chociażby umiejętność niepozostawiania
po sobie bałaganu — nie oczekiwał, że porzuci organizację, czy przyjaciół. Przez
myśl mu to nawet nie przeszło, bo sam nie byłby w stanie odtrącić rodziny, ani
porzucić swojej kariery, jako członek ANBU. Jednak skoro jej przyjaciele tego
nie pojmowali, to może sama Keiko też nie?
Instynkt dał o sobie znać i odruchowo
przystanął. W samą porę, aby nie oberwać w głowę piłką.
— Przepraszamy! — krzyczała grupka
chłopców, podbiegając do ogrodzenia.
— Kopsnie pan piłkę? — zapytał
blondynek, w ogóle nieprzejęty niedoszłym wypadkiem.
— Jasne.
— Dzięki! — krzyknęło kilkoro z nich,
odbiegając na swoje pozycje.
Itachi jeszcze przez chwilę patrzył na
wznowioną grę. Dzieciaki pełnymi garściami czerpały z pięknej pogody, mając w
poważaniu rodzicielskie straszenie grypą. W końcu nadeszły pierwsze dni
ciepełka i słońca, kto będzie się martwił niezapiętą bluzą, czy kurtką. Nie ma
na to czasu, trzeba delektować się pierwszymi soczyście zielonymi źdźbłami
trawy, drobnymi listkami na drzewach, nieśmiałymi pąkami kwiatów oraz radosnym
trelem ptaków.
Itachi uśmiechnął się, odchodząc od ogrodzenia.
Pełen zapału entuzjazm dzieciaków przywodził mu na myśl Keiko. Z pewnością ona
również hasałaby uradowana wiosną i z energią za pięcioro roztaczałaby tak
pozytywną aurę, że każdy w promieniu kilometra zmuszony byłby się uśmiechać.
Chciałby się z nią teraz zobaczyć,
spędzić trochę czasu, zarazić się odrobiną optymizmu. Nie przypuszczał, że ta
przedłużająca się rozłąka będzie mu tak doskwierać. Niespodziewanie bardzo
przyzwyczaił się do obecności dziewczyny. Do tego stopnia, że brakowało mu jej
paplaniny, czy nawet zwyczajowego szwendania się po domu i przeszkadzania.
Dziwnie się czytało książkę bez Keiko okupującej kolana, wieszającej się na
ramieniu lub zmuszającej do smyrania.
W momencie, kiedy o tym pomyślał, poczuł
wibracje komórki. Odczytawszy nazwę kontaktu, odebrał z radością.
— Hej, wybacz, że nie mogłam odebrać,
ale dopiero teraz udało mi się wybłagać kilka minut przerwy. No masakra, nawet
po nosie nie mam czasu się podrapać, istny koszmar. Jak ja bym chciała, aby to
się już skończyło. No, ale i tak dobrze, że tylko taka kara. Plus sądzę, że to jeszcze
tylko parę dni. A jak wrócę, to najpierw wymoczę się w wannie, a potem śpię
trzy dni — mówiła szybko, nie dając mu dojść do słowa. Uśmiechnął się lekko.
Lubił, jak mu tak nawijała, nie ważne, o czym, byleby słodko gadała. Niestety
mimo dość radosnego tonu głosu i w miarę wczesnej godziny, słychać było zmęczenie.
Jeszcze nie padała na twarz, tak jak wieczorem, kiedy to potrafiła usnąć
podczas słuchania jego odpowiedzi, ale zapewne w tej chwili marzyła o położeniu
się. — No, a co tam u ciebie? — zapytała, kończąc swoje marzycielskie wizje
powrotu do domu. — Widziałeś się z Sasuke?
— U mnie w porządku, właśnie zdałem
raport i jeszcze ich nie odwiedziłem.
— Wybierasz się tam, jak sójka za morze,
no weź w końcu, tam pójdź.
— Spokojnie, nic im nie jest, jestem
tego pewien.
— No wiem, że Mikoto by w tej kwestii
tobie nie kłamała, ale ja się martwię, więc wolałabym, abyś sam to ustalił.
— Dopiero przedwczoraj wróciłem, więc…
— No właśnie, jak się czujesz? Mówiłeś,
że trochę sobie nadwyrężyłeś ramię, wszystko z nim już w porządku?
— Tak, to nic takiego. Trochę mocniejsze
stłuczenie, nic poza tym.
— Jak już mi się uda, stąd wyrwać to je
wymasuje — zapewniała. — Będziesz musiał się tylko upom… — I reszty już nie
dosłyszał, bo dziewczyna odsunęła telefon od twarzy. Z oddali dobiegały szmery rozmowy,
ale nie potrafił wyłapać konkretnych słów. Nieznacznie spochmurniał, wiedząc,
co zaraz powie. — Ja muszę kończyć — mruknęła smętnie. — Już mi tu jęczą, że
koniec przerwy, więc, no…
— Spokojnie rozumiem. Do później
skarbie.
— Do usłyszenia. Papa Itaś, całusków sto
dwa — zaćwierkała i się rozłączyła.
Zerknął na ekran komórki, odczytując
czas połączenia. Coraz krótsze te rozmowy, pomyślał, chowając urządzenie do
kieszeni.
***
Trochę dziwnie się czuł, przychodząc do
rodzinnego domu w odwiedziny do brata, który jako pierwszy opuścił to miejsce,
jeszcze długo przed nim. Jednak zanim ta myśl pochłonęła go na dłużej, drzwi
gwałtownie się otworzyły. Fugaku ignorując jego obecność, ba omal go nie
potrącając, wyszedł.
— Kochanie, przecież… — wołała za nim
żona, wybiegając na zewnątrz. Niestety ona również została olana. Cicho
westchnęła, obserwując, jak mąż znika za krzakiem, kierując się do ogrodu. —
Znów to samo.
Itachi znacząco odchrząknął, dając znać,
że stoi za drzwiami.
— Oh — zawołała zaskoczona, odwracając
się w jego stronę. — Witaj kochanie, dawno cię nie widziałam — dodała radośnie,
przytulając syna.
— Dzień dobry mamo. Coś się stało? —
zagadał kurtuazyjnie, wskazując głową krzak, za którym zniknął ojciec. Chociaż
domyślał się, co jest tego przyczyną.
— Odkąd Tsunade kazała mu pilnować
Sasuke i nie opuszczać domu zrobił się wyjątkowo… — urwała, z zawahaniem
powstrzymując się od wypowiedzenia tego słowa: marudny. — Nieswój — dokończyła, zapraszając Itachiego gestem ręki
do środka.
— Rozumiem. To musi być ciężkie. A
ogólnie, jak w domu? — zapytał, kierując się za nią do kuchni i zgrabnie
omijając temat ojca. Roztrząsanie jego fanaberii to nic dobrego.
— Wszystko dobrze. Dom znów jest pełen
życia. Po waszej wyprowadzce zrobiło się pusto i cicho, ale teraz Sasuke z
Haniko na nowo go wypełniają — mówiła z pełną ekscytacją, krojąc warzywa. — To
dla matki taka radość, gdy…
I Itachi dalej już nie słuchał. Mikoto podekscytowana
powrotem do rodzinnego gniazdka ukochanego synka bywała... jakby to ująć,
męcząca? Wysłuchiwanie o tym, jak dobrze, że Sasuke znów jest w domu i po raz
kolejny może gotować mu obiadki, a zrządzeniem losu jednocześnie ma możliwość
opiekować się wnuczką oraz Haniko, było tak samo fascynujące, co opowieści
Keiko o imprezach sprzed roku. Odruchowo się wyłączał, nie przywiązując wagi do
wypowiadanych słów. Grzecznie potakiwał głową, od czasu do czasu lekko
pomrukując na znak uwagi, jednocześnie będąc myślami daleko stąd.
—
Kinari się bardzo cieszy z obecności Sasuke, chociaż z niego jeszcze słaby
kompan zabawy.
— Mhm z pewnością — mruknął, wyłapując
jedynie początek zdania, przenosząc wzrok z listy zakupów na lodówce na kręcącą
się matkę po kuchni. Kobieta właśnie przechodziła koło drzwi, a przy jej
granatowym sweterku blond włosy Haniko mocno się wyróżniały. Nawet jeśli
dostrzegł je na przestrzał z salonu.
— Miło mieć całą rodzinę w komplecie.
Oh, tak dawno nie spotkaliśmy się wszyscy razem.
— Przepraszam, ale chciałbym porozmawiać
z Haniko — wyjaśnił, wstając od stołu.
— Dobrze, ale za godzinę będzie obiad i
masz mi nagle nie wybyć — ostrzegła, machając w jego stronę drewnianą łyżką.
Zmarszczył brwi. Naprawdę nie słuchał do
takiego stopnia, że nawet nie zarejestrował, w którym momencie zgodził się
zostać na posiłek? No cóż, już po ptakach został złapany za słówko i nic z tym
się zrobić nie da. To musi być jakaś damska specjalizacja, Keiko też wymuszała
obiecanki, kiedy akurat on wyłączał się z otoczenia.
— Zostanę na obiedzie — zapewniał,
chociaż wyboru nie miał. Sprzeciw nie wchodził w rachubę, o czym dobrze
wiedział. Mikoto, kiedy jest w swoim żywiole, się nie odmawia. A teraz miała
nie dość, że wnuczkę pod opieką to jeszcze ukochanego syna z dziewczyną, którą
bardzo lubi. Przy takim zestawie nawet humorki Fugaku nie stanowiły problemu i
nie psuły nastroju, chociaż jej.
— Cieszę się — podsumowała, posyłając mu
pełen ciepła matczyny uśmiech. — W takim razie zamiast ziołowego pieprzu użyję
czarnego tak, jak lubisz.
— Dziękuję.
Ewidentnie była w swoim żywiole, aż za
bardzo, ale przynajmniej ona cieszyła się z zaistniałej sytuacji. Fugaku
wściekał się, co zdążył już zauważyć, Sasuke na bank jest w podobnie
rewelacyjnym humorze, a i z pewnością Haniko nie jest zachwycona mieszkaniem
tutaj. Trzy do jednego, słaby wynik.
Ostrożnie zajrzał do salonu, nie chcąc przeszkadzać.
Przy takim natłoku ludzi, nie, raczej przy takiej wszędobylskiej Mikoto bez
wątpienia brakuje chwili sam na sam, która dla Haniko jest niebywale ważna. Powoli
podszedł bliżej, obserwując jak pochylała się nad Sumire, gilgając ją po
brzuszku, co wywoływało śmiech. Wprawdzie dźwięki, które wydawała, jeszcze w
pełni nie były tym, czym powinny, ale coraz bardziej przypominały dziecięce
piski radości. Szczerzyła się uradowana do mamusi w bezzębnym uśmiechu, śliniąc
wciskane do ust drobne paluszki. Shimanouchi ze spokojem i rodzicielskim zaangażowaniem
wyciągając jej rączki z buzi, wycierając je w chusteczkę. Sumire chyba ta
zabawa przypadła do gustu, bo z rozbawieniem na nowo, jak tylko dłoń została
wytarta, brudziła ją z powrotem.
— Oj, bo następnym razem nie wytrę —
groziła, na co mała zastygła, mrugając intensywnie, jakby próbowała
przeanalizować swoją sytuację, po czym zakwiliła, znów śliniąc paluszki. Haniko
uśmiechnęła się czule, kiedy Sumire wyciągnęła do niej mokrą dłoń, oczekując
osuszenia.
Itachiego poruszył ten widok. Dawno nie
widział tak wyciszonej, pogodnej i przede wszystkim zdrowej dziewczyny. Skóra
nabrała zdrowego promiennego kolorytu, tracąc dawną szarość oraz ziemistość.
Oczy wreszcie straciły lalkową pustkę, na nowo emanując życiem. A także zniknął
drażniący nos apteczny zapach leków, zmieniając się na przyjemną kwiatową woń.
Nawet miał wrażenie, że kolory ubrań stały się intensywniejsze, jakby wreszcie
zostały wyprane w odpowiednim płynie. Jednak bez wątpienia to szczery i
naturalny, w końcu bez żadnego wymuszania uśmiech, najbardziej przykuwał uwagę.
Z pewnością lepiej by się czuła u siebie
w domu, na swoim, bez nadgorliwej, ciągle wiszącej nad głową Mikoto, ale
domyślał się, że po takim długim czasie przykucia do łóżka każde inne
pomieszczenie, które nie jest szpitalnym, było idealne.
— Widzę, że u ciebie wszystko w porządku
— zagadał, pochodząc jeszcze bliżej.
— O Itachi. Dobrze cię widzieć.
— Ciebie lepiej zwłaszcza w pełni sił,
na nogach i poza szpitalem — dodał, przytulając ją na powitanie.
— Prawda, miło nareszcie nie musieć
spędzać całego dnia wśród ostrego zapachu lekarstw i białych ścian. Słyszałam,
że miałeś misję? — zapytała, nadal nie dorywając wzroku od małej, wyciągającej
drobne rączki po grzechotkę, którą machała jej przed twarzą.
— Dlatego nie mogłem pomóc ci z
przenoszeniem swoich rzeczy.
— Nic nie szkodzi. Twoja mama jest
bardzo pomocna — urwała, zerkając w stronę drzwi, czy aby kobieta nie znajduję
się w zasięgu słuchu — czasami trochę zbyt — dodała ciszej.
Itachi leciutko się uśmiechnął, kiwając
ze zrozumieniem.
— Coś o tym wiem — mruknął. — A jak
sobie radzisz?
— Wszystko jest w porządku. Głównie
zajmuję się Sumire, a w wolnych chwilach ćwiczę. W końcu mogę spokojnie się
pogimnastykować bez pielęgniarek wiecznie krzyczących, że mam wracać do łóżka.
— Tylko się nie przemęczaj, jeszcze
możesz być trochę słaba i…
— I weź nie przesadzaj — skarciła go,
posyłając mu nieprzychylne spojrzenie. — Bo będę musiała cię wcisnąć w biały
kitel i czepek — zaśmiała się.
Przystopował, lekko zrugany. Powinien w
końcu wyzbyć się tego odruchu matkowania wszystkim wokół. Starał się z tym
walczyć, ale rezultat był marny. Niestety zdecydowana większość osób, z którymi
się przyjaźnił, była młodsza od niego, do tego niemalże zawsze pełnił funkcję
kapitana drużyny, więc robił to całkowicie nieświadomie, poniekąd z
przyzwyczajenia.
— A jak sytuacja z… — Spojrzał wymownie
ku górze, a następnie ku ogrodowi, gdzie przez firanki można było dostrzec
zarys postaci siedzącej na leżaku.
— Są bardzo do siebie podobni —
podsumowała niezbyt wesołym tonem, na co Itachi uniósł pytająco brew. — Oboje udając,
że nie ma tematu.
No cóż, to było do przewidzenia.
Ulubione zagranie Fugaku, jeśli coś jest nie tak, jakby on tego chciał, to
ignoruje to.
— Rozmawiałaś z Sasuke? — dopytywał,
mając nadzieję, że chociaż on w jakimkolwiek zakresie sprostał oczekiwaniom.
Dziewczyna zmieszała się, starając ukryć
to za wymuszonym uśmiechem.
— Tak oczywiście nawet parokrotnie. A co
tam u Keiko? — zagadała, naprędce zmieniając temat. — Wypuścili ją, czy jeszcze
nie?
Haniko próbowała zgrabnie ominąć kwestię
Sasuke, udając, że wszystko jest dobrze, ale niechęć do zagłębienia się w sprawę
była aż nadto wyczuwalna, więc postanowił odpuścić i nie naciskać.
— Niestety nie. A jak ci się podoba
Konoha wiosną? — zapytał, również chcąc uniknąć poruszania mniej przyjemnych
zagadnień.
— Jest cudowna. Taka różnoraka, zielona,
no i wreszcie trochę ciepła.
Atmosfera rozluźniła się samoczynnie, na
nowo stając się swobodną.
— A przy okazji wiosny — kontynuowała,
pozwalając, aby Sumire odebrała od niej grzechotkę. — Twoja mama wspominała coś
o święcie kwitnienia drzew. Wypada chyba za niedługo, bo już mówiła o
przygotowaniach.
— U niej zawsze wszystko musi być gotowe
kilka dni przed. Ale faktycznie to już za parę dni. Pewnie tego święta nie
znasz. To stara tradycja Konohy, której hołduje klan Uchiha. Podczas kwitnienia
drzew wiśni, rodziny spotykają się na pikniku, celebrując pierwsze kwiaty
wiosny. U nas zawsze organizuje się małe przyjęcie w ogrodzie. Obowiązują
wówczas tradycyjne stroje i potrawy, w których lubuje się ojciec — tłumaczył,
zamyślając się nad tym zagadnieniem. Wiedział o kwitnieniu, ale jakoś zapomniał
o tej ceremonii. Może z powodu tego, że w zeszłym roku ją przegapił, albo
chodziło o to, że zbytnio nie przywiązywał do niej wagi.
Aktualnie mało, kogo interesowało to
święto i chyba już tylko Uchiha go obchodzili. Ogólnie była to miła i przyjemna
uroczystość. Jednak ludzi odstraszała tradycja. Kimona nie należy do tanich,
wręcz przeciwnie kosztowały niekiedy spory majątek. Do tego dochodziły
trudności w przyrządzeniu dawnych dań, których przepisy nie były łatwe, a
często też wymagały mniej dostępnych produktów. Przez takie niby szczegóły,
kiedy rodziny wychodziły świętować do parków, od razu uderzały różnice
majątkowe. Nierówność biła po oczach, więc sporo ludzi wolała darować to sobie,
lub wynieść się z uroczystością do swoich ogródków. Aktualnie na pikniki
wychodziły tylko młode grupki przyjaciół, ciesząc się bardziej z ciepłej pogody
i początku wiosny, niż oddając się celebracji tego lekko zapomnianego święta.
***
Niechętnie patrzył na dobrze znane
drzwi, zbyt dobrze, w końcu spoglądał na nie od dzieciństwa. I mimo iż prowadziły
do jego pokoju, miał obiekcję, by je otworzyć. Nie, dlatego że weźmie go
sentyment, kiedy zobaczy swoje dawne cztery ściany. Sprawa była bardziej
przyziemna i dotyczyła tego, co za nimi zastanie, a ujrzy brata. I wcale nie
chodziło o to, że przejął jego pokój, raczej o ostatnie wydarzenia, które były
dość burzliwe oraz nieprzyjemne. Stąd też stał przed drzwiami, zastanawiając
się… No właśnie, nad czym tak rozmyślał? Przecież tylko odwiedza brata. Brata,
który leży niemalże przykuty do łóżka po tym, jak prawie nie zszedł od
trucizny, którą oberwał w tajnym podziemiu koło Suna, bo poszedł wraz z jego
dziewczyną na samowolną misję, przez którą teraz wiosce grozi zerwanie
stosunków z Krajem Wiatru, a może nawet i wojna. Lepiej to pozostawić bez
komentarza oraz pod żadnych pozorem do tego nie wracać. Marna porada, zwłaszcza
dla Itachiego. On nie specjalizował się w udawaniu, że problem nie istnieje.
Cichutko westchnąwszy, zapukał. Odpowiedziała
mu cisza, powtórzył trochę głośniej, ale nic to nie dało. Stał lekko
skonsternowany, no przecież sobie nigdzie nie poszedł. Rozmawiał z mamą i
wiedział, że Sasuke niemalże nie opuszczał pokoju. Dla upewnienia zerknął w
stronę łazienki, ale światło się nie paliło.
— Cześć — rzucił, nieznacznie uchylając
drzwi.
Sasuke nawet tego nie zarejestrował.
Siedział na materacu rozłożonym na podłodze, co nieźle zaskoczyło i nieobecnym
wzrokiem wpatrywał się w rozłożoną na kolanach książkę, marszcząc przy tym
intensywnie brwi.
Itachi stał w drzwiach jeszcze chwilę,
ale nadal nie został zauważony. To już było niepokojące.
— Sasuke wszystko w porządku? — zapytał,
przekraczając próg.
— Nie chcę — burknął machinalnie,
reagując na swoje imię. — Mógłbyś zapukać — żachnął się i szybko pochwycił
książkę, udając zaczytanego. Itachiego się nie spodziewał, był przekonany, że
to znów matka.
— Pukałem.
— A — rzucił niedbale, odkładając
lekturę, jakoby właśnie oderwał się od czytania.
— Wszystko w porządku? — dopytywał,
zamykając za sobą drzwi. Mina Sasuke sprzed chwili wzbudzała niepokój.
— Jasne.
Odpowiedź szybka, beznamiętna i cuchnąca
brakiem szczerości na kilometr. Z trudnością powstrzymał westchnienie
rezygnacji.
— A jak się… — czujesz, nie to zły
pomysł, aby z czymś takim wyskakiwać do Sasuke, zwłaszcza przy jego aktualnie
lekko nadąsanej minie — masz? — dokończył, kierując się w stronę okna. Z braku
innych perspektyw, na krześle leżała torba Haniko, oparł się o parapet.
— Dobrze — mruknął, nieznacznie
poprawiając się na materacu. Nie czuł się jeszcze na tyle dobrze, aby zbyt
często wstawać. Wprawdzie usilnie, a wręcz na upartego próbował, ale przeważnie
kończyło się to utrata równowagi i upadkiem, co tworzyło hałas, który jak na
złość zawsze zwabiał Mikoto. Kobieta od razu, czym prędzej bieżała swojemu
syneczkowi na ratunek, co tylko podnosiło jego poziom zirytowania. Także, jak
ognia unikał schodów, mając przed oczami wizję widowiskowego ześlizgu przy
każdej próbie pokonania ich. Z tego powodu zmuszony był jadać w pokoju, co
również doprowadzało go do szewskiej pasji. Sasuke nie należał do osób, które
grzecznie z zadowoleniem będą leżeć, pozwalając się obsługiwać innym.
— To dobrze. A co lekarze powiedzieli?
— Nic ciekawego.
A-ha, no bardzo ciekawa ta rozmowa.
Itachi przymknął na dłuższą chwilę powieki i niezrażony postawą brata, ciągnął
dalej, nie dając za wygraną:
— To znaczy?
Mimo iż z Sasuke już nie wił się w
agonalnych jękach na stole operacyjnym, a nawet zeszła z niego trupia bladość,
no i jak widać, mógł w pewnym zakresie się poruszać, to jednak fakt pozostania
pod kocem zwłaszcza na materacu, o takiej porze dnia oraz wyraźny kilkudniowy
zarost, mógł sugerować, że nadal coś jest nie tak. Z tego powodu nie miał serca
zacząć wypominać mu już od progu jego idiotycznego postępowanie. Tak, Itachi
miał do niego żal za wyruszenie na tę samowolną misję, która doprowadziła do
poważnego zachwiania stosunków między krajami oraz płaczu Keiko. Chciałby to
wymazać z pamięci i nigdy więcej nie wracać do tego obrazu, ale jakby na złość
to właśnie ta scena, wraz z Sasuke leżącym na stole operacyjnym, przypomniała
mu się, jak tylko go zobaczył.
— Że trochę minie, zanim wróci pełna
kontrola nad mięśniami — wyjaśnił mimochodem, pełnym niezadowolenia głosem,
skupiając wzrok na książce. Czuł się nieswojo, tłumacząc bratu, że nie jest w
stanie w pełni panować nad swoim ciałem. To upokarzające.
— Rozumiem — odparł, urywając tym dalszą
rozmowę. Miał ochotę dopytać o szczegóły typu, czy już sam chodzi, sam się
ubiera, czy mu w czymś nie pomóc, ale wiedział, że takie detale tylko go rozwścieczą,
a wizyta skończy się kłótnią.
Z powodu braku tematu, atmosfera stała
się krępująca i jakaś taka drętwa. Sasuke unikał jego wzroku, z
zainteresowaniem oglądając swoje dłonie i strony otwartej książki. Nie czytał
ich, tylko wpatrywał się w litery, zupełnie tak jakby ich nie dostrzegał.
Itachi po przyjrzeniu się bratu także nie wiedział, na czym zawiesić wzrok,
więc zaczął rozglądać się po pokoju. Niby się nie zmienił od jego wyprowadzki,
ale jednak już słabo go rozpoznawał. Tak jakby więź między tym pomieszczeniem a
nim się rozmyła. Znał meble, ich rozmieszczenie, każdy kąt, ale to nie było to
samo, co parę miesięcy temu. Gąbczasty nieduży materacyk, otoczony
kosmetycznymi butelkami oraz pokaźną paką pieluszek, ewidentnie wskazywał na
nowe zastosowania dla biurka. Do tego dochodziło łóżeczko dla małej, kilka jej
zabawek leżących na niegdyś wypchanej książkami po brzegi półce, torby z ich
rzeczami. No i materac na środku pokoju, na którym właśnie siedział Sasuke. O
to miał ochotę dopytać, ale ostatecznie skapitulował, nim zaczął temat.
Przyszedł porozmawiać, nie kłócić się, więc drażliwe sprawy trzeba było odsunąć
na bok.
Nieznośne krępujące milczenie się
przedłużało. Sasuke za wszelką ceną próbował udawać niewzruszonego, jakby cała
ta sytuacja była iście normalna i naturalna, bo nawet bez patrzenia na brata
doskonale widział jego minę oraz wiedział, o co chciałby zapytać. I nie, nie będzie mu tłumaczył, czemu śpi na
materacu. Pewnym ruchem, choć trochę koślawym wychylił się, sięgając po
komórkę. Świadomość sztuczności, z jaką uparcie wpatrywał się w strony książki,
drażniła go. Także próbując wprowadzić więcej naturalności w tę bezdźwięczną,
ale jakże porywającą konwersację, niedbale stukał w ekran urządzenia, udając,
że musi coś bardzo ważnego zrobić. W rzeczywistości z braku pomysłów po prostu
przeglądał ostatnie wiadomości. Ze sztucznym zainteresowaniem przesuwał wzrok
po smsach od operatora ze spamem, reklamach, pytaniach Naruto i dopiero po tym
wszystkim zobaczył kontakt Keiko. Trochę go to zaskoczyło. Wcześniej tego nie
zauważył, ale nie kontaktowała się z nim od powrotu do Konohy.
— Co u Keiko? — zagadał, siląc się na
obojętności, jakby odpowiedź wcale go nie interesowała.
— Ciężko powiedzieć, odbywa teraz karę u
siebie w organizacji — wyjaśnił, oglądając przez okno dobrze znane gałęzie
pobliskiego drzewa.
— Karę? — zapytał zaskoczony, podnosząc
gwałtownie głowę. Był przekonany, że to jego pociągną do odpowiedzialności, a
jej, co najwyżej Tsunade pogrozi paluszkiem. Fakt Higashiyama wpadła na pomysł
misji, ale Sasuke oszukał wartowników i co najważniejsze zabił Satoru.
— Tak, jej przełożony był wściekły. Od
waszego powrotu siedzi zamknięta u Kindersów tyrając jak wół — wyjaśnił,
starając się nie mieć zbyt rozgoryczonego tonu.
Sasuke zacisnął szczękę, układając usta
w wąską kreskę. Na myśl cisnęły się głupie wyrzuty sumienia, powodując
nieprzyjemne odczucie.
— A jak twoja pogadanka z Tsunade? —
zagadał, przypominając sobie, że jeszcze nie wie, co strasznego Piąta
przygotowała dla niego. — Oprócz tyrady, coś ci wyznaczyła w ramach kary?
— Na razie siedzenie tu pod opieką
Fugaku — warknął, groźnie akcentując imię. Samo słowo ojciec, jakoś nie chciało mu przejść przez gardło. Nadal siebie
unikali, udając, że jedno dla drugiego nie istnieje. Zresztą Sasuke i tak
prawie nie wychodził z pokoju, więc nie mieli okazji się widywać.
— Czekaj, jak to? — dopytał zaskoczony,
próbując ogarnąć fakty, które układały się raczej w niechcianym kierunku. — Nie
rozmawiałeś z nią? — wypalił nagle, kiedy trybiki zazębiły się, doprowadzając
do niezaprzeczalnej prawdy.
Nie odpowiedział, zaciskając pięści na
materiale koca. Po ostatnim jej wybryku i umieszczeniu siłą go tutaj, nawet nie
chciał widzieć na oczy tej wrednej baby.
— Sasuke — zganił go. — Grozi nam wręcz
wojną z Suna, a ty…
— Zamknij się — warknął, spinając się.
Itachi umilkł. Ciągnięcie tego dalej nie
miało sensu. Wiedział, że Sasuke potrafi być tak samo nieznośnie uparty, jak
ojciec. Naciskanie nic tutaj nie pomoże, wręcz przeciwnie spowoduje jeszcze
większe zaparcie i dodatkową kłótnię. Poza tym przecież nie jest głupi, sam
widział, w jakim nastawieniu do nich byli mieszkańcy Suna, więc powtarzanie
tego niczego nie zmieni.
Także nie pozostało nic innego, jak
siedzieć cicho pozwalając, aby napięta atmosfera rozluźniła się wraz z
podirytowanym bratem. Lekko znużonym wzrokiem omiótł pokój, znów szukając czegoś,
na czym mógłby zawiesić oko. W końcu po zbadaniu jakże fascynujących napisów na
paczce pieluszek mimochodem zerknął na rozłożoną książkę, skupiając mocnej
wzrok. Jednak po chwili okazało się, że niemożliwość odczytania liter nie brała
się z odległości, lecz z faktu, że Sasuke trzymał ją do góry nogami. I nie,
mógłby przysiąc, że nie była odwracana, odkąd tutaj wszedł. W takim wypadku
tamta niepokojąco nerwowa mina, którą zobaczył, nie mogła być spowodowana
książką, skoro jej nie czytał. To, co było jej przyczyną? Chciałby móc dopytać,
ale już widział jego pełną zachwytu reakcję na niby zwykłe, jak sobie radzisz. Musiał odpuścić, jeśli chciał wyjść stąd bez
wszczynania awantury.
— Wiesz — zaczął spokojnie, znajdując
bardziej neutralny grunt, ale nadal krążący gdzieś wokół tematu — Keiko bardzo
zależało na tym, abym dowiedział się, co u ciebie, więc z pewnością byłoby jej
miło, jakbyś napisał do niej smsa. Raczej nie spodziewaj się odpowiedzi, a
przynajmniej nie prędkiej, trochę nie ma na to czasu.
— Mhm — mruknął potakująco, rozluźniając
się. — Coś jej wyślę.
— I dziękuję za jej uratowanie — dodał
ciszej, obserwując potargane bardziej niż zwykle włosy brata. Najwyraźniej
koordynacja nie była jeszcze na tyle dobre, aby porządnie się rozczesać.
Mężczyzna zdębiał. Nie spodziewał się
takich słów. Z początku przypuszczał, że dostał jakiś dziwnych omamów i
spojrzał zaskoczony na Itachiego, ale jego mina wykluczała taką możliwość.
— Nie ma sprawy — wybełkotał, nadal
oszołomiony zaistniałą sytuacją.
— Tylko miałbym prośbę, następnym
razem, gdy będziesz mdlał, nie naopowiadaj jej bzdur. — Spojrzał na niego
niepewnie, unosząc jedną brew. — Strasznie się tym przejęła, miała wyrzuty
sumienia do tego stopnia, że naskoczyła na Fugaku i... się rozpłakała.
Poczuł, jak wyrzuty sumienia podchodzą
mu pod gardła. Przegiął, po całości.
— Napiszę do niej — zapewniał,
zdecydowany zrobić to, jak tylko Itachi wyjdzie.
— Z pewnością się ucieszy. A no i
gratuluję zdobycia antidotum dla Haniko. Miło jest ją wreszcie zobaczyć pełną
życia.
— Mhm — mruknął niewyraźnie,
jednoznacznie dając znak, że to temat, który należy zakończy, zanim się go
zacznie i absolutnie unikać.
— Słyszałeś, mama już się przygotowuje
na kolejne święto kwitnienia — rzucił dla rozluźnienia, całkowicie zmieniając
dotychczasowy tok rozmowy.
Skrzywił się, omal nie cmoknąwszy z
niezadowolenia. Sama już myśl o ubieraniu kimona go drażniła, nie wspominając o
zejściu na dół, po schodach! Do tego trzeba by było się porządnie wykąpać i
ogolić. Przecież do takiego odświętnego stroju w zaroście się nie pokaże.
Niechęć do celebracji pierwszych kwiatów
wiosny rosła w galopującym tempie.
***
— Jak donoszą raporty Itachiego kryzys
został zażegnany — podsumowała Tsunade, powoli kończąc debatę. — Kolejna
potencjalna grupa chcąca współpracować z Uchiha przeciwko wiosce, została
rozbita.
— Zażegnany — mruknął ironicznie. — To
tylko misja zakończona sukcesem. W poczynaniach Fugaku nie widać żadnego
rezultatu. Jego ruchy nadal są
zdecydowane — zauważył Josuke, zmykając teczkę z dokumentami. — Uważam, że
powinniśmy zwiększyć nacisk.
— Proszę o wybaczenie — wtrącił się
Itachi — ale jak zaznaczałem w raporcie, nie mogę aktualnie podjąć bardziej
dosadnych kroków. Zaistniała sytuacja lekko blokuje pole manewru. Również
trzeba brać poprawkę na to, że mój ojciec jest bardzo stanowczy i tak od razu
nie zmieni planów. O czym pisałem w uwagach dodatkowych.
— Nazwijmy rzecz po imieniu, uparty jak
osioł — rzucił bez pardonu, wywracając oczami, za co Hokage skarciła go
spojrzeniem.
— Jednak — ciągnął dalej — jeśli dojdzie
do pełnej zmiany zdania to bez względu na postęp w realizacji planu, ojciec
jest w stanie go zatrzymać na każdym etapie.
— I na to liczymy — westchnęła,
zapadając się głębiej w fotel. — Kiedy jest najbliższe zebranie klanu?
— Powinno być na początku przyszłego
tygodnia, ale najprawdopodobniej zostanie odwołane.
— No tak — mruknęła, przypominając
sobie, że przecież zabroniła Fugaku wychodzić z domu. — W takim razie spotkanie
można uznać za zakończone. Do widzenia panom.
Itachi wyprostował się na baczność,
pochylając się znacznie. — Do widzenia.
— Do zobaczenia. — Skinął głową, uśmiechnął
się przyjaźnie, lecz sztucznie. — Wreszcie mogę wrócić do siebie — rzucił
ciszej, ale przesadnie się z tym nie kryjąc.
— A właśnie Josuke — dodała, zatrzymując
mężczyznę, nim ruszył w kierunku drzwi — jak przebiega kara Keiko?
Itachi zamarł z wyciągniętą ręką, prawie
dotykając klamki. Wprawdzie powinien wyjść, to już nie dotyczyło sprawy, do
której został wezwany, ale nogi odmówiły posłuszeństwa.
— Zgodnie z założeniami. Wraz z jej
raportem wysłałem ci przecież zaplanowane kary.
— Tak, tak. — Machnęła niedbale ręką. —
Chciałam się tylko dowiedzieć, czy są skrupulatnie realizowane.
— Oczywiście, co do najdrobniejszego
szczególiku. A jak wygląda sprawa Sasuke? — Uchiha wzdrygnął się, omal nie
odwracając w stronę Tsunade, chcąc zobaczyć jej wyraz twarzy. W ostatniej
chwili powstrzymał się, mając nadzieję, że bezruch spowoduje niedostrzeżenie
jego obecności. — Słyszałem, że nie został jeszcze ukarany. To raczej nie w
twoim stylu — dodał z nutą kąśliwości.
— Ty pilnuj lepiej Higashiyamę — odcięła
mu się. — Uchiha był w tragicznym stanie, nie mogłam wymierzyć mu żadnej kary.
— Keiko również wróciła naznaczona
piętnem walki, a jakoś została niemalże natychmiast poddana sprawiedliwości.
— Eh, Josuke, Josuke — mruknęła
powątpiewająco. — W tej mierze nie masz, czego się obawiać. Sasuke od kary się
nie wywinie. Z powodu paraliżu została ona przesunięta w czasie, ale
nieodwołana.
— Rozumiem, a mogę, chociaż wiedzieć, co
dla niego uszykowałaś? — dopytywał dość namolnie, a to, dlatego, że nie podobał
mu się taki obrót sprawy. W końcu, gdyby nie Sasuke to Keiko nigdy nie udałaby
się do Suna, szukać lekarstwa dla Haniko. Stąd uważał, że powinien zostać
surowiej ukarany. I to nic nie miało wspólnego z jego osobistymi pobudkami… No
dobra, trochę miało.
— Coś stosownego i na pewno surowego —
wyjaśniła, uśmiechając się wrednie i przykładając do warg trzymany w ręku
długopis. — I tak właśnie sobie myślę, że mógłbyś zaostrzyć karę Keiko.
Zmrużył gniewnie oczy, a Itachi drgnął.
— Namieszali zbyt ostro. Suna domaga się
wyjaśnień, a ten przebrzydły Uchiha milczy. Udało ci się coś wyciągnąć z Keiko?
— Josuke zacisnął pięści, ale zmuszony był zaprzeczyć. Darł się na nią z
godzinę albo i dłużej próbując wydusić całą prawdę. Ba, nawet groził, czym się
tylko dało, ale dziewczyna była nieubłagana. Ciągle powtarzała, że tylko Sasuke
może to wyjaśnić.
— Sam widzisz — ciągnęła dalej. — I
spokojnie on za te przygłupie szczeniackie wyskoki solidnie oberwie. A, że kara
musi być równomierna, to dorzuć jej coś ekstra.
Josuke zacisnął zęby, ale sprzeciwić się
nie mógł.
— Dobrze — burknął, zamaszystym ruchem
odwracając się. — Żegnam. A ty, co tutaj robisz? Won stąd — warknął, wymijając
Itachiego.
— Do widzenia — pożegnał się raz
jeszcze, unikając nieprzychylnego spojrzenia Tsunade.
Na korytarzu lekko przyśpieszył,
starając się dogonić szybko maszerującego przed siebie Josuke.
— Przepraszam — zawołał, milknąć zaraz. Przypominając
sobie, że nadal nie bardzo wie, o co tak dokładnie chciałby zapytać. Od samego
początku to planował, zaczepić go po wyjściu z gabinetu, ale po głowie kłębiło
mu się tyle detali, na które Josuke z pewnością nie zamierzał odpowiadać, że te
główne kwestie, gdzieś lekko rozmywały się. Niestety Itachi był typem człowieka
potrzebującym znać dogłębnie każdy temat, ze wszystkimi możliwymi
szczególikami. Cecha dość przydatna na misjach, lecz bywająca też mocno
upierdliwa w życiu codziennym.
— Czego chcesz? — warknął, odwracając
się w jego stronę.
Jego chłodny ton głosu z wyraźnie
pobrzmiewającą nutą złości, szybko go postawił na baczność.
— Wiadomo ile jeszcze będzie trwała kara
Keiko? — zapytał, raczej pośpiesznie wyrzucił z siebie to, co go najbardziej
dręczyło.
Ciężko było mu o tym mówić, ale tęsknił.
Po jej powrocie widzieli się tylko na chwilę, bo zaraz musiała wracać do
Kindersów, więc można by było założyć, że nie mieli dla siebie czasu od momentu,
kiedy wraz z Sasuke opuściła teren Konohy, czyli od jakiegoś miesiąca…
— Tyle ile będzie trzeba — oznajmił
chłodno, mierząc go nieprzychylnym spojrzeniem.
No cóż, po prawdzie trochę się tego
spodziewał, lecz i tak poczuł lekki zawód.
— A co, chcesz, żeby wróciła do domku,
do ciebie? — mówił z udawaną życzliwością pełną nieukrywanego sarkazmu. — Nie
myśl sobie, że tak łatwo ci ją oddamy. Lepiej jej z dala od was, ciebie i tego twojego
braciszka — warknął, szybkim krokiem przemierzając niewielką odległość, jaka
ich dzieliła. — Nie dopuszczę do odizolowania. Możesz o tym zapomnieć — wysyczał
cicho, po czym odwrócił się napięcie i odszedł. — Trzymaj się z daleka — dodał,
nim zniknął za zakrętem.
Itachi pozostał w miejscu, obserwując
korytarza przed sobą, pusty korytarz. Westchnął, rozmasowując nasadę nosa. No
to kwestię dogadania się z jej przyjaciółmi miał już za sobą. Chyba musiałby
nastać cud, aby się zaczęli tolerować. Wprawdzie wcześniej były wysyłane
akceptujące gesty, Josuke sam zapewniał, o jako takim zawieszeniu broni, ale była
już przeszłość. Wojna rozszalała się w najlepsze, a on niestety tkwił na dość
przegranej pozycji.
***
— No, ale Josuke no proszę cię.
— A odczep się ode mnie — fuknął,
odsuwając się od niej i odkładając segregator na półkę.
Keiko jęczała już od dwudziestu minut,
błagając wręcz, aby dał jej wyjść, chociażby na kilka godzin. I to wszystko z
powodu tego, że Itachi zaprosił ją w imieniu matki na celebrację kwitnienia
wiśni. Z początku lekko oponowała przed tym, ale nalegał, więc ostatecznie się
zgodziła. Wprawdzie długo naciskać nie musiał, sama miała ogromną ochotę się z
nim zobaczyć oraz przy okazji wyrwać się z tej klatki na przynajmniej
odrobinkę.
— Proszę cię. No błagam nawet — dodała,
padając na kolana i uczepiając się jego nóg.
— Czego ty w słowie nie, nie rozumiesz!
Odbywasz teraz karną kompanię, więc nie możesz ot tak sobie lecieć, bo cię ten
idiota zawołał.
— No, ale błaaaagaaaam! — zawodziła, nie
dając mu się ruszyć nawet o milimetr. — Nie musi to być cały dzień wolny, ale
chociaż pół?
— NIE!
— No to przynajmniej pięć godzinek?
Tylko pięć godzinek, no tak pięknie proszę. Tyle już tutaj siedzę, że te pięć
godzinek nie powinno stanowić problemu.
— Keiko, weź się opanuj i przede
wszystkim mnie nie irytuj — warknął, okrężnymi ruchami masując oczodoły.
— Prooooszę. To tylko pięć godzinek, ja,
ja mogę to odrobić — zaproponowała, łapiąc się ostatniej deski ratunku. —
Możesz mi dowalić jakieś dwa ekstra zadania za to albo przedłużyć karę o
kolejny dzień.
— Ty tak serio? — zapytał zaskoczony,
zerkając w dół, na ciągnącą go za nogawkę spodni dziewczynę.
— Tak! Bardzo serio. Zostanę dzień
dłużej w robocie, w zamian za pięć godzinek wolnego jutro.
Josuke zamilkł, przyglądając się jej.
— Proooszę! — znów zawyła, padając
niemalże na twarz, uczepiona jego kostek.
***
Niemieszkanie z rodzicami miało swoje
zdecydowane plusy, ale i też drobne minusy. Do tych drugich z pewnością
zaliczała się odległość. Dom Keiko mieścił się niemalże po drugiej stronie
wioski, więc do rodzinnej posiadłości miał dość spory kawałek drogi. Niby nic,
taki ot drobiazg, ale spróbuj ten drobiazg przemierzyć w kimonie.
Itachi z nietęgą miną szybko maszerował
przez uliczki Konohy, usilnie ignorując ciekawskie spojrzenia przechodniów oraz
niby ukradkowe błyski fleszy, najprawdopodobniej turystów. Po kolejnym
charakterystycznym dźwięku aparatu przyśpieszył, mocniej zaciskając szczękę.
Nie było wyboru, musiał zjawić się na
celebracji kwitnienia i to koniecznie w tradycyjnym stroju. Ubiorze, który
przykuwał wzrok swoją niecodziennością. Wprawdzie nikt już nie paradował po
ulicach w kimonie. Pomijając trupy teatralne, grupę dziwaków, niektórych
starszych ludzi oraz orszaki ślubne utrzymane w tradycyjnym, żeby nie rzec
ludowym klimacie.
Wreszcie odetchnął, ucieszywszy się na
widok znaku klanu. Najprawdopodobniej pierwszy raz poczuł taką ulgę przechodząc
pod szyldem Uchiha rozciągającym się nad ulicą. Tutaj jego ubiór już nie
wzbudzał zainteresowania, wpasowując się do reszty.
Zwolnił tempo, robiąc to, co Fugaku
lubił najbardziej, majestatycznie kroczyć. W kimonie nic więcej zrobić się nie
dało, taki urok tego kroju. I możliwe, że dlatego ojciec chętnie go
nakładał. Przy okazji zmuszając do tego wszystkich
wokół.
— Oh Itachi, tak się cieszę, że cię
widzę — zawołała Mikoto od razu, po otwarciu drzwi. — Wchodź, wchodź.
— Witaj mamo.
— A Keiko nie ma z tobą? — zapytała
zasmucona, spoglądając za syna, gdzie nie ujrzała oczekiwanej dziewczyny. W
końcu to święto, czyli cała rodzinka ma być w komplecie.
— Nie mogła ze mną przyjść. Zjawi się
później i uprzedzam, może trochę się spóźnić.
W jej przypadku trochę może oznaczać,
całkiem sporo.
— To dobrze. — Ucieszyła się,
poprawiając ułożenie, wiercącej się na rękach Kinari.
— Może ci w czymś pomóc? — zapytał, po
przyjrzeniu się jej. Pięknie upięty kok, delikatny makijaż i odświętnie ubrana
Kinari nie współgrało ze zwykłym strojem i kucharskim lekko gdzieniegdzie
poplamionym fartuchem.
— W sumie to już prawie wszystko jest
gotowe — odpowiedziała, po krótkiej chwili namysłu, podczas której wodziła
wzrokiem po kuchennym stole zawalonym półmiskami. — Właśnie skończyłam wykładać
ostatnie danie. Kinari jest ubrana, więc muszę tylko jeszcze pomóc przygotować
się Haniko i samej się ubrać. Sądzę, że za dwadzieścia minut wszystko będzie
gotowe — mówiła, wchodząc po schodach, zmuszając tym samym Itachiego, aby podążył
za nią. — Jednak mógłbyś zajrzeć do Sasuke. Mnie wygonił, a nie wiem, czy
poradził sobie z kimonem — wyjaśniła przyciszonym głosem.
— Nie ma sprawy — zapewnił, chociaż nie
był do końca przekonany. Sasuke raczej zachwycony nie będzie. To ten typ
uparciucha, który, mimo iż nie radzi sobie z czymś i tak będzie odmawiał
pomocy, święcie przekonany, że w końcu sam da radę. A może stwierdzenie,
samosia lepiej by pasowało?
— Czego? — usłyszał warczenie, po
krótkim zapukaniu. Niezbyt tym przejęty wszedł.
— Cześć — rzucił i od razu się
zatrzymał. Widok Sasuke szamoczącego się z nałożeniem tradycyjnych bardzo
szerokich spodni był… Sam już nie wiedział, czy bardziej komiczny, czy żałosny.
Bez zastanowienia podszedł, ściągając mocniej troczki u pasa oraz zawiązując je
na kokardkę. Taka manualna czynność jednak przerastała jeszcze nie w pełni
funkcjonujące mięśnie.
Sasuke z naburmuszoną miną stał bez
słowa, jakby ignorując obecność brata. No w końcu spodnie mogą się same
zawiązywać, nie?
— Widzę, że wyjścia nie miałeś? —
zagadał, sięgając po resztę stroju.
— Pff jak każdy. Matka pod tym względem
jest niemożliwa — odburknął, dalej wmawiając sobie, że ciuchy same się na niego
nakładają.
— To prawda — potaknął, przypominając
sobie, jak usilnie namawiała go na zaproszenie Keiko. Z początku odmawiał, bo
wiedział, że dziewczyna odbywa karę, przez którą nie ma opcji, aby opuściła
siedzibę, mimo iż sam chciałby ją zobaczyć. Aczkolwiek w końcu musiał
skapitulować i nalegać na Higashiyamę.
— Że też nie mogła sobie tego raz
darować — marudził, całkowicie podirytowany. Od sama rana się przygotowywał.
Kąpiel, czy zmiana odzieży w jego obecnym stanie strasznie się wydłużała
czasowo. Wszystko zajmowało po trzy raz dłużej, co tylko podnosiło poziom
irytacji, który podchodził, już pod wkurw pospolity.
— Wiesz, że ona lubi wszelkiej maści
rodzinne święta.
Wywrócił oczami, darując sobie komentarz
do tej oczywistości. Wiedział, że lubi, ale przecież ona też wiedziała, że on
nie schodzi na dół, więc mogłaby, chociaż jego wykluczyć z tej wątpliwej przyjemności.
Niby, co fajnego było we wciskaniu się w niewygodny, totalnie niepraktyczny i całkowicie
przeżyty stroju, siedzeniu kilku godzin na zimnej ziemi i gapieniu się na
różowe kwiatki na, na wpół łysych gałęziach, wciskaniu w siebie albo totalnie słonych,
albo totalnie słodkich dań z zamierzchłych czasów oraz słuchaniu jak ona
świergocze o cholera wie czym, do niesłuchającego jej ojca, który będzie
opychał się ciastami.
— Ostatnio zdawałem raport z misji —
zaczął ostrożnie. — I Hokage się wścieka.
— Nic nowego — burknął, unoszące ręce,
aby można było zawiązać pas.
— Podobno sprawa z Suna się komplikuje —
ciągnął dalej, niezrażony jego nastawieniem. — Rozmawiałeś już z nią?
— Nie było czasu — skłamał, bo po
prawdzie było mu to obojętne. W końcu wychodzić z domu nie mógł, o czy Hokage
wiedziała, ba nawet ze schodami sobie nie radził, więc oczywiście, że nie miał
jak do niej pójść, a skoro ona nie raczyła się pofatygować, to widać sprawa nie
była aż tak ważna.
— Sasuke — uniósł głos. — Suna zerwała
stosunki dyplomatyczne, w każdej chwili może dojść do otwartej walki, a ty…
— Zamknij się — warknął, odpychając go,
przez co sam się zakołysał. Na szczęście stał nieopodal biurka, więc wspierając
się o niego, złapał równowagę. — Sam to załatwię — dodał, sięgając po specjalny
płaszcz do kimona, który miał za zadanie podnieść rangę uroczystości. Lekko
niezgrabnym ruchem naciągnął materiał na ramiona. Teraz już tylko odpowiednie
sandały i był gotowy. Od stóp po głowę emanując tradycją.
— Powinieneś z nią porozmawiać, przecież
to Hokage i…
— Powiedziałem, że sam to załatwię!
— Jak będziesz dalej się tak upierać, to
może cię zdegradować. Tsunade jest zdolna do wielu rzeczy, a ty zaszedłeś jej
poważnie za skórę. Nie ogłosiła jeszcze, co będzie twoją karą, więc można
spodziewać się wszystkiego — tłumaczył nieznacznie uniesionym zaniepokojonym
głosem.
Sasuke zaciskał szczękę, mrużąc gniewnie
oczy, gotów wszcząć kłótnię, lecz jego wybuch powstrzymało pukanie do drzwi.
— Kochani jesteście gotowi? Schodźcie,
wynoszę już dania do ogródka.
Mikoto rozluźniła atmosferę, niszcząc
zbierające się napięcie. Bez dalszego ciągnięcia tematu wyszli, starając się
udawać, że rozmowy nie było.
***
Przyjęcie przebiegało w raczej chłodnej
atmosferze. Fugaku z kamiennym obliczem, obrażony na wszystkich siedział z dala
od towarzystwa, zajadając się wypiekami żony. Mikoto zaś z entuzjazmem
zagadywała do każdego, biegając z aparatem w ręku. Sasuke natomiast zająwszy miejsce
pod drzewem, poszedł w ślady ojca, prezentując zobojętniałą na wszystko minę.
No prawie. Wzrok, którym obdarzał Haniko daleko było do niewzruszonego, a
zerkał w jej stronę dość często. Owszem dziewczyna w kimonie Mikoto prezentowała
się zjawiskowo, przyciągając uwagę poprzez ciekawy kontrast pomiędzy ciemną
kolorystyką ubioru, jasnymi włosami oraz pastelowymi barwami stroju Sumire,
którą zabawiała na rękach. Przy okazji mając baczenie na rozentuzjazmowaną Kinari
wkładaniem i wyjmowaniem swojej piankowej piłeczki z pudełka z resztą jej
skarbów. Za to Itachi krążył zaniepokojony, co chwilę zerkając w stronę
leciutko uchylonych drzwi od tarasu. Keiko powinna już to być, a ponad godzinne
spóźnienie trochę go martwiło. Przez co omal nie podskoczył, kiedy usłyszał
dzwonek do drzwi.
— Otworzę — rzucił machinalnie,
pośpiesznie opuszczając ogród, wywołując tym u Mikoto rozczulony matczyny
uśmiech.
Niemal przebieg przez salon, dopadając
do drzwi, które otworzył w pośpiechu.
— Cze... — nie dając dokończyć, bez
zastanowienia przytulił ją mocno, zamykając na dłużej w swoich ramionach.
Delektując się tym przyjemnym uczuciem błogości.
— Ej nie gnieć — skarciła go, gdy chciał
mocniej objąć. — Lepiej daj popatrzeć na mojego przystojnego Itasia — zawołała,
lekko się odsuwając i lustrując go uważnie. — No, no — cmokała z zadowoleniem —
wyglądasz bardzo dystyngowanie.
— A ty słodko — lekko skłamał,
przejeżdżając dłonią po jej policzku. Wprawdzie pożyczone kimono od Fumiko
prezentowało się świetnie, mimo iż jasne, żywe kolory, bardziej pasowałyby
blondynce, to idealnie oddawały jej charakter. Niestety całość psuło zmęczenie,
którego makijaż nie potrafił ukryć. Sam puder bez podkładu nie radził sobie z
zamaskowaniem szarawej cery, since pod oczami przebijały przez korektor, róż
wypadał iście nienaturalnie, a wypompowanych z energii oczu nie uratował nawet
kolorowy cień.
— Jak się czu...
— Ci — przerwała mu. — Lepiej daj buzi.
Szybko wykalkulowała, że czas tylko dla siebie
mają właśnie tylko teraz, więc nie chciała go marnować. I gorący pocałunek
zdecydowanie trwałby dłużej, gdyby nie podejrzane szmery. Itachi przerwał
pieszczotę, zerkając za siebie.
— Oj przepraszam, nie miałam zamiaru
przerywać — tłumaczyła się Mikoto, wychodząc z salonu. — Szłam dolać soku.
Zerknął na uniesiony dzbanek, zmuszając się
do powiedzenia, czegoś, co wcale nie myślał:
— Nic nie szkodzi.
— Dzień dobry pani, przepraszam za
spóźnienie, ale musiałam pożyczyć kimono.
— Nawet gdybyś przyszła bez to nic by
się nie stało. Najważniejsze, że jesteś, dzięki czemu mam całą rodzinę w
składzie. — Pociągnęła Keiko w stronę salonu, wciskając w ręce Itachiego pusty
dzbanek. — Chodź, zaprowadzę cię do reszty.
Poczuł się lekko dotknięty tym, że matka
zabrała mu dziewczynę, niemalże wyrywając ją z jego rąk. A uczucie to zmogło
się, kiedy wróciwszy do ogrodu, zastał Keiko uwieszoną na Sasuke.
***
Przyjęcie się rozkręcało, a Itachi miał
coraz mniej zachwyconą minę. Wprawdzie nie dorównywała ona obrażonemu obliczu
ojca, ale prawie sięgają jego pięt. Głównie za sprawą Keiko, która to
interesowała się wszystkimi poza nim. Rozmawiała chwilę z Haniko i Mikoto,
zabawiała trochę Sumire, potem uczepiła się Kinari próbując namówić ją, by
powiedziała ciocia, kiedy ona usilnie pozostawiała przy caca oraz co go drażniło przeważnie przesiadywała przy Sasuke,
znosząc mu tony jedzenia, którego nie chciał, tworząc tak pretekst dla siebie
do zjedzenia tych wszystkich słodkości.
— Jak tam? — zagadała Haniko,
podchodząc. — Chyba nie bawisz się zbyt dobrze.
— Przy takich obrazkach trochę to
ciężkie — mruknął, zerkając na Keiko, która ze zmęczenia pokładała głowę na
ramieniu Sasuke. — Eh, nie ważne, a jak ty się bawisz? — zapytał, zadzierając
lekko głowę, aby przyjrzeć się różowym płatka kwiatów na błękitnym tle nieba. Z
takiej perspektywy wydawały się jeszcze bardziej nietrwałe i ulotne.
— Jak widać na całego — zażartowała, wymachując
szklanką soku. — Nie masz ochoty trochę się przejść?
Spojrzał na nią pytająco, lecz nie
odpowiedziała, tylko ciągnęła go w bok, przy okazji znikając z oczu zebranych.
— To, o czym chciałaś porozmawiać? — zaczął,
przyglądając się jeszcze nieobrobionym grządkom, ciągnącym się wzdłuż płotu.
— Pytanie raczej brzmi, co ty chcesz
powiedzieć.
— Słucham?
— Nie udawaj, widzę, że coś cię gryzie. Powiedz,
o co chodzi — poprosiła, delikatnie dotykając jego dłoni.
Westchnął, odwracając się do niej tyłem.
— Przecież wiesz, o co chodzi. Suna się
piekli, Tsunade wychodzi z siebie, Sasuke uparcie milczy, a Keiko… Nie istotne.
— Uważam, że jednak bardzo
istotne — mówiła, bawiąc się zawartością szklanki.
— Tak samo, jak sprawa Sasuke.
Co tam u was? — zagadał, zmieniając temat.
— Nie odwracaj kota ogonem.
— To jest tak samo ważne.
Haniko wywróciła oczami,
wypijając jednym haustem resztkę soku.
— Nie ma, o czym gadać —
mruknęła smętnie z rezygnacją. — Każda próba rozmowy kończy się na złośliwych
uwagach i unikaniu siebie. Lepiej mów, co z Keiko — szybko zmieniła temat, aby
Itachi nie zdążył odpowiedzieć. — Od razu to po tobie widać, że coś jest nie
tak.
— No cóż, sytuacja z jej
przyjaciółmi się dość mocno skomplikowała. Przez co odnoszę wrażenie, jakbym
był specjalnie izolowany.
— Przykra sprawa. — Położyła mu
dłoń na ramieniu, posyłając pokrzepiający uśmiech. — A coś więcej zdradzisz? —
Zmarszczył brwi. — Ciężko coś poradzić, kiedy wie się tylko tyle.
Parsknął, unosząc jeden kącik
ust, w podobnym sposób, jak czynił to Sasuke, lecz dla niego to była
codzienność, niemalże nie znał innej formy uśmiechania się, a u Itachiego to
była rzadkość.
Haniko odwróciła wzrok, próbując
wywołać zainteresowanie wróblem, przysiadłym na parapecie. Geny to jednak silna
rzecz i może bracia aż tacy różni nie są. Ewentualnie dopuszczała jeszcze
opcję, że jej odbiło. W każdym razie, szybko odpędziła te zbyteczne doszukiwanie
się mało istotnych rzeczy, skupiając się na słowach Itachiego.
Z uwagą wysłuchała dość mocno
okrojonej wersji zmartwień i bolączek mężczyzny. Z całkowitą autentycznością
chcąc móc mu dobrze doradzić.
— Hmm — mruknęła, zastanawiając
się, nieświadomie rytmicznie pukając palcami o szklankę. — A rozmawiałeś z
Keiko o tym, jak się czujesz?
Zaprzeczył ruchem głowy, opierając
się o ścianę domu.
— Nie było, kiedy.
— Rozumiem, ale pamiętaj, to
Keiko ona sama się czegoś takiego nie domyśli, musisz mówić. Pogadanie z nimi
to też dobry pomysł. Możliwe, że czują się tak samo i również myśląc, że ty ich
izolujesz. Jak dla mnie, to tutaj jest kwestia zwykłego niedogadania się.
— Może — mruknął, lekko
powątpiewająco, ale z nutą zamyślenia. — Dzięki, że wysłuchałaś.
— To nic takiego. Czasami
wygadanie się zrzuca niepotrzebny ciężar.
— Keiko też tak mówi.
— I widzisz, powinieneś się jej
słuchać.
O jeżu ale mi żal Itachiego. Serce mi pęka. Rozmowa z Sasuke taka o wszystkim i niczym, nic się człowiek nie dowiedział ale mnie to nie dziwi to w końcu Sasuke. Ale wracając do Iatchiego to mam go ochote przytulić XD Musi porozmawiać z Keiko jak najszybciej jeśli ten związek ma przetrwać.
OdpowiedzUsuńPrzerażająca jest scena Tsunade z Josuke to kara - wyobrażam sobie szyderczy uśmiech a z drugiej strony aż tak poważnie, że Suna zerwała stosunki. Dajcie Naruto może coś on zdziała, ponadto wydaje mi się to lekko przesadzone. Bo konoha wybaczała Sunie gorsze rzeczy. Nie dziwie się, że Sasuke milczy co ma chłopak powiedzieć, że zabił na prośbę już to widzę jak mu wierzą, ponadto laboratoria Orochimaru a on był u niego na misji, więc kto mu uwierzy, dodatkowo przez to Haniko może go znienawidzić Zastanawiam się jak to rozwiążecie bo zostało tylko 13 rozdziałów ( tylko?) a relacje Itachiego z Kindersami znowu są beznadziejne a ponadto sprawa z Suna o kara Sasuke ( to mnie tak ciekawi co takiego Tsunade wymyśliła bo pewnie to nie bedzie więzienie), z drugiej storny nadal rozumiem Sasuke i Keiko i Itachi też rozumie i jest miedzy młotem a kowadłem. Cieszą mnie scenki Haniko z Sumire. Mikot w swoim żywiole, teraz to władze wręczy tyrana ma Mikoto w domu, nie dziwie się, że Fugaku spędza czas w gabinecie. Żona by dała spokój bo ta 4 razem - jej synowie i dziewczyny po takich wydarzeniach. Czemu nie opisaliście scenki Keiko z Sasuke? Uduszę :P
No nic czekam na nexta :)
Tak to prawda Itachi jest ostatnio biedulkowaty. Taka długa rozłąka z dziewczyną, do tego jeszcze ataki jej przyjaciół. No nie ma lekko. I faktycznie muszą ze sobą porozmawiać, wyjaśnić parę spraw. Keiko jest specyficzna, zupełnie inna od Itachiego i on ja niestety nie zawsze rozumie, przez co jest trochę niepewny. Ale spokojnie wszystko niedługo się wyjaśni.
UsuńA co do Sasuke, no cóż tak wyglądają z nim rozmowy. Niby ciągle coś mówi, ale w ostateczności nic konkretnego.
I spokojnie Naruto też się niedługo pojawi. Jak już Erroay pisała, kwestia kary Sasuke dopiero ma się wyjaśnić, te uziemienie pod nadzorem Fugaku było bardziej podyktowane jego zdrowiem niż ukaraniem. Chociaż pewne aspekty kary w tym są.
I ostre stanowisko Suna jest podyktowane głównie przez naciskające społeczeństwo. Gaara i gabinet Kazekage z pewnością rozwiązali by to bardziej polubownie, ale Sasuke z Keiko zostali niemalże publicznie przyłapani, przez co ludność się burzy. Prosty obywatel nie koniecznie rozumie niuanse świata shinobi. Za to dobrze pamięta wojnę, ciągle napięcie i strach w jakim żył, obawiając się między innymi shinobi z Konohy. Nic dziwnego, że wybuchła wrzawa wśród społeczeństwa. Shinobi sojuszniczego państwa przyłapani na nielegalnym wtargnięciu i szpiegowaniu ich stolicy, to brzmi jak przygotowania do wojny. Także sprawa przybrała nieoczekiwanie na sile i choć faktycznie można by było załatwić to delikatniej oraz bez szumu, to niestety obywatele naciskają, żądając innego scenariusza.
W kwestii ilości rozdziałów tak, mamy zamiar skończyć serię na 50 rozdziale +... No i właśnie tu nie wiemy, czy to będzie jeden epilog wspólny, po jednym na głowę, czy może po trzy rozdziały serii 3, aby przedstawić ich późniejsze życie. Nadal tego nie ustaliłyśmy, ale zapewniam, że jak tylko będziemy coś wiedzieć, to poinformujemy.
Też chciałam opisać scenkę Sasuke z Keiko, ale niestety limity na to nie pozwoliły. Tak wiem, że ciągle się tym tłumaczę, ale taka jest prawda. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego co chcemy umieścić w rozdziale, bo by ich długości były kosmiczne. Nie rzadko musimy wybierać, odrzucając wiele innych. Niestety.
Do zobaczenia w następnym.
Pozdrawiam i papa
Ale scenka między Keiko a Sasuke jeszcze się pojawi, spokojnie :-)
UsuńSasuke znowu jest dupkiem. Ja nie wiem. Ten facet jest kompletnie nie reformowalny. Jeszcze kilka rozdziałów temu zmienił się w dojrzałego, mądrego mężczyznę, a teraz znowu jest sobą sprzed wyprawy do Orochimaru. Na kiego czorta jest taki dla brata? Naraził jego dziewczynę, dobro wioski i swoje życie dla kobiety. Wrócił i teraz zachowuje się jakoś dziwnie. Czy on myślał, że zrobią z niego bohatera? Nie wiem i jakoś nie mogę tego pojąć. Itachi powinien mu przywalić, to może chłopak jakoś by się ocknął, bo faktycznie jest coraz bardziej podobny do ojca.
OdpowiedzUsuńMikoto znowu przegieła. Mogła dać synkowi chwilę się nacieszyć swoją dziewczyną. Czy ona jest tak ślepa? Nie, ona po prostu zachowuje się jak typowa teściowa. Matki dostają jakiegoś bzika, gdy ich syn z kimś się wiąże i zawsze próbują narzucać swoje zasady. Nie wiem Akari czy masz teściową, ale jeśli nie, to licz się z tym, że prawdopodobnie w przyszłości czeka cię starcie z taką Mikoto. Niech cię nie zmyli dobry początek. Prędzej czy później, szydło wyjdzie z worka. Pewnie są jakieś wyjątki potwierdzające regułę, ale ja osobiście ich nie znam.
Wow! Itachi się wygadał przed Haniko. To jakiś postęp. Może następny krok to rozmowa z Keiko. To by się im przydało. Jej zachowanie trochę mnie dziwi. Chyba mało się stęskniła za swoim chłopakiem. Przynajmniej tak to wyglądało. Oj czekam na ich rozmowę w cztery oczy. Ciekawe jak ją poprowadzisz, bo podejrzewam, że to będzie twoja działka.
Weny i chęci do dalszego pisania :)
Racja, Sasuke teraz zachowuje się mało odpowiednio, ale co się dziwić skoro tyle ma na głowie. W końcu jak tutaj się przyznać, że się zabiło wielką miłość Haniko. To nie takie łatwe, więc ogarnięcie się trochę mu zajmie. A do jakiego stopnia się ogarnie, tego nie zdradzę ;)
UsuńTa, Mikoto ostatnio wychodzi na tą złą. Niby chce dobrze i niby wszystko robi z dobrej myśli, ale jakoś nie dostrzega tego, jak bardzo jej poczynania wychodzą na niekorzyść. A Keiko i Haniko już uważa za część rodziny, więc faktycznie ma odruchy teściowej.
W kwestii Keiko to nie tak, że ona nie stęskniła się za Itachi. Po prostu w jej hierarchii własne odczucia są mniej ważne niż przyjaciele, a w tamtej chwili to Sasuke potrzebował większego wsparcia, także zajęła się nim. Wychodząc z założenia, że za kilka dni kara jej się skończy i będzie na całkowitą wyłączność Itachiego. W każdym razie spokojnie ich sytuacja już niedługo się wyklaruje. Mam nadzieję, że to co przygotowałam sprosta twoim oczekiwaniom.
Pozdrawiam :)