18 listopada 2017

34. Jak brat dla brata. Pozwól mi umrzeć

Fugaku spojrzał na zegarek i kiedy upewnił się, że do zebrania klanu ma jeszcze czas, a Mikoto jest zajęta obiadem i nie będzie zawracała mu głowy, zamknął drzwi do gabinetu. Odetchnął głęboko, opadając na czarny fotel ze skórzanym obiciem i rozejrzał się dookoła. Jego wzrok przesunął się po granatowych ścianach i ciemnych meblach do kompletu. Trzy wysokie regały, półki wypełnione teczkami z danymi wszystkich członków klanu, korespondencją, tajnymi aktami. Wszystko zaszyfrowane, oczywiście.
Fugaku kochał to, co robił, z pełną pasją oddawał się pracy, ale bywały takie dni, kiedy patrzenie na te segregatory napawało go wstrętem. Był dumny ze swoich osiągnięć. Zazwyczaj. Czuł się spełniony, dowodząc tak dużą grupą kompetentnych ludzi. Przeważnie. Sukcesy napawały go radością, a wyzwania mobilizowały do jeszcze cięższej pracy. Z reguły. Na ogół, często, prawie zawsze. Bo obowiązki potrafiły go również przytłoczyć, zwłaszcza wtedy, kiedy do komplikacji w pracy, dochodziły problemy w rodzinie.
I właśnie dziś miał taki dzień. Dzień przytłoczenia i zniechęcenia. Pierwszy, drugi, trzeci, bo ostatnio zdarzały mu się tylko takie. Do spraw związanych z zamachem jakoś stracił zapał, Mikoto warczała na niego częściej niż w przeciągu ostatniej dekady, z Itachim nie potrafił znaleźć wspólnego języka, a z Sasuke… No właśnie.
Westchnął i podszedł do jednej z półek. Poszukał odpowiedniego segregatora, a potem imienia i teczki. I już, akta Sasuke znalazły się w jego rękach. Otworzył je na pierwszej stronie i, linijka po linijce, przeczytał życiorys swojego młodszego syna. Mikoto wolałaby pewnie sięgnąć do rodzinnego albumu i powzdychać do zdjęć, wspominając dzieciństwo ukochanego dziecka, on wolał rzeczowe informacje, suche fakty, które mówiły o Sasuke więcej niż fotografie z piaskownicy i nad tortem urodzinowym.
Tak więc przypominał sobie teraz datę urodzin syna, grupę krwi i znak zodiaku, a żeby przeczytać o nim coś więcej, musiał aktywować sharingan i wykonać serię pieczęci, niezbędną do złamania dodatkowej blokady umieszczonej we wszystkich aktach. Indywidualnej dla każdego, a Fugaku musiał spamiętać je wszystkie.
Jego oczom ukazała się obecna ranga Sasuke, ilość wykonanych misji na stan obecny, ich poziom, a także streszczenie kilku najważniejszych, w tym oczywiście infiltracja kryjówki i zabójstwo Orochimaru. Fugaku poczuł lekkie ukłucie. Takie poważne zadanie… Na następnej stronie pojawił się szczegółowy opis i zakres umiejętności, a także wyniki różnorodnych testów sprawnościowych, którym Sasuke został poddany. Wszystko to nieaktualizowane od ponad trzech lat.
Fugaku niedowierzał. Naprawdę nie poddał młodszego syna żadnemu sprawdzianowi od tak długiego czasu? Starał się badać formę każdego z członków klanu średnio raz do roku, a niektórych poddawał takiemu testowi znacznie częściej. Chociażby Itachiego. W grudniu trzeci raz w czasie ostatnich dwunastu miesięcy.
Jak to się stało?
Czując, że wertowanie tych akt może być dla niego trudniejsze, niż przypuszczał, zajął z powrotem miejsce przy biurku.
Sasuke był w szczytowej formie, w wieku, kiedy organizm może wszystko i potrafi wiele znieść i przezwyciężyć. Między jednym a drugim sprawdzianem powinna istnieć przepaść, w porównaniu z niezmiennymi od lat wynikami nieco starszych osób, ale… tych testów nie było.
Ktoś o nich zapomniał, chciałby rzec Fugaku, ale wiedział, że tym kimś był on sam. I dołował go fakt, że Tsunade miała aktualniejsze informacje o jego byłym dziecku. Wezwała ich wszystkich na dywanik i raczyła poinformować, jak zdolnym shinobi jest Sasuke, a on, jako ojciec, nawet nie zareagował, nawet niczego z jej wywodu nie zapamiętał. Jednym uchem wpuszczał, a drugim wypuszczał usłyszane informacje, gardził nimi, a przecież po sytuacji sprzed kilku miesięcy, kiedy Sasuke bez trudu powalił go i ośmieszył na oczach innych, powinien chłonąć je jak gąbka.
Naprawdę nic o własnym dziecku nie wiedział. Czy to oznacza, że… zawiódł jako rodzic?
Zanim pewnie trybiki ze zgrzytem przestawiły się w jego głowie i dały mu odpowiedź na to pytanie, do drzwi zastukała Mikoto, a nie doczekawszy się żadnej reakcji, nieśmiało zajrzała do środka.
– Jesteś zajęty? – spytała, ciekawsko zerkając w jego stronę.
Fugaku odchrząknął i z grobowym wyrazem twarzy spakował z powrotem wszystkie dokumenty do teczki. Wrzucił ją do szuflady i ze zniecierpliwieniem przyjrzał się żonie.
– Tak.
– Hokage po ciebie posłała, ponoć to ważne.
Fugaku drgnął. Czyżby wszystko się wydało?
Wyminął żonę i podszedł do drzwi, przy których czekał na niego młody chłopak. Miał przyspieszony oddech, co oznaczało, że musiał biec całą drogę. Żaden wytrawny wojownik zdolny powalić głowę tak znakomitego rodu, jakim byli Uchiha, nie sapałby po pokonaniu takiej odległości. I nie powinien być sam. Powinno ich być co najmniej piętnastu.
– O co chodzi? – Skrzyżował ręce na piersi, lustrując uważnie chłopaka. Miał co najwyżej siedemnaście lat. Wysłanie kogoś takiego, by go pojmał, było obrazą.
Dzieciak zgiął się wpół w nieco niechlujnym ukłonie.
– Wielmożna Tsunade niezwłocznie wzywa pana do siebie.
– O co chodzi? – powtórzył Fugaku, nieco mniej przyjemnym tonem. – Za dwadzieścia minut mam ważne spotkanie, uroczystość klanową. Fanaberie Hokage nie są dla mnie podstawą do tego, by odpuścić tak ważne dla nas przedsięwzięcie.
Słysząc jego głos, chłopak wzdrygnął się i skulił nieco w sobie. Jego następne spojrzenie już nie było tak pewne, a mimo że niemal wyszeptał kolejne słowa, Fugaku usłyszał i zrozumiał je aż za dobrze.
– Do szpitala właśnie trafił Uchiha Sasuke. Jego stan jest ciężki. Natychmiast potrzebuje transfuzji krwi.

***

Sasuke miał takie dziwne poczucie, że jego ciało jest niesamowicie ciężkie i uziemione. Tylko gdzie? W tym pokoju, w którym aktualnie przebywał? Nic nie mogło mu tu grozić, znał to pomieszczenia bardzo dobrze i nie raz zapadał tu w głęboki sen, na tej niewygodnej kanapie, na której…
– Ach! – jęknęła Haniko, szerzej rozstawiając już i tak mocno rozkraczone nogi. Na jej czole wystąpił pot, a ona sama zmarszczyła nos, kiedy przyszedł kolejny skurcz.
– Cholera – szepnął Sasuke, niezgrabnie przesuwając się w jej stronę.
Chwycił ją za rękę, którą niemal od razu zmiażdżyła mu w niesamowicie silnym uścisku. A ponoć słaba kobieta z niej była.
Patrzył jej w oczy, bojąc się spojrzeć w stronę nóg. Wciąż była ubrana, poród planowano w sypialni na górze, ale Sasuke i tak bał się patrzeć. Sukienka była bardzo luźna i sięgała za kolana, a jednak zaledwie kilku minut wcześniej Tsunade kazała mu się odwrócić, bo… chciała sprawdzić rozwarcie.
Robiło mu się słabo na samą myśl, co to mogło znaczyć.
– Zaraz… będzie po wszystkim – odparł, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to nieprawda. Kogo chciał oszukać? Chyba samego siebie, bo Haniko wyglądała na względnie spokojną i tylko pogłębiająca się zmarszczka na czole i zaciśnięte zęby, świadczyły o tym, że odczuwała pewien dyskomfort.
Kiedy skurcz minął, puścił jej dłoń i usiadł na podłodze przy kanapie. Czuł się niewyraźnie i wcale nie było to efektem sytuacji, w jakiej się obecnie znajdował. Poruszał się z jakimś takim ociąganiem, wszystko kosztowało go znacznie więcej siły i przychodziło z większym trudem. Nogi miał z ołowiu, ręce miał z ołowiu i nawet głowę, a może przede wszystkim właśnie ją?
Haniko oddychała ciężko i patrzyła na niego wyczekująco. Na co liczyła?
Odniósł wrażenie, że ma déjà vu. Kiedyś już widział to spojrzenie. Czy znajdował się w takiej samej sytuacji? To wszystko już się wydarzyło?
Nie, być może śnił już kiedyś o tym dniu. O chwili, w której na świat przyjdzie jego dziecko, mała córeczka, której bał się jak diabli.
– Już czas. – Tsunade wyrosła jakby za jego plecami, bo nie słyszał, kiedy wchodziła. Nie słyszał właściwie niczego. – Itachi, musicie pomóc jej wejść na górę. No raz, raz.
Brat znalazł się przy nim i razem chwycili ją pod ręce i pomogli stanąć. Jej ciało było przeraźliwie zimne i Sasuke w pierwszej chwili chciał się odsunąć. To zupełnie tak, jakby właśnie zamierzał się przytulać do lodówki.
Tyle że lodówka nie wyda na świat jego dziecka.
Haniko była słaba, ale dopóki nie łapał ją skurcz, szła niemal o własnych siłach. Podtrzymywana z obu stron, powoli pokonywała kolejne stopnie. W połowie schodów zatrzymała się jednak i z całej siły zacisnęła szczękę, żeby nie jęknąć.
– Może ja… zrobię ci herbaty i… – Sasuke miał wrażenie, że plącze mu się język. – I przejdzie…
Oboje, Haniko i Itachi, spojrzeli na niego jakoś dziwnie, ale nie raczyli skomentować. Ona pokręciła tylko głową i uśmiechnęła się z wymuszeniem.
– Taka mięta działa przeciwbólowo, więc może… Albo melisa, na uspokojenie…
Z sypialni wychynęła Keiko. Ona również popatrzyła na niego nieco dziwnie. Jakby… bredził?
Pomogli dojść Haniko do ich małżeńskiego łoża. Sasuke dźwięczało w głowie zwłaszcza to słowo małżeńskie. Nie byli przecież mężem i żoną, a chwilowo nie byli nawet parą. Tylko czy aby na pewno był to jedynie stan przejściowy? Równie dobrze mogli już nigdy się nie zejść.
Itachi bez słowa skierował się do wyjścia, ale Sasuke przystanął w miejscu i patrzył, jak Keiko i druga medyczka, pomagają odpowiednio ułożyć się Haniko na materacu. Teraz miało nastąpić najgorsze. Zdejmą z niej te wszystkie ubrania, rozetną je, czy coś, a potem poród. Haniko wypchnie na świat jego dziecko, ale on nie będzie patrzył.
– Zostajesz?
To Keiko. Stanęła obok i położyła mu dłoń na ramieniu, chcąc dodać otuchy.
Czy zostanie? Fugaku tak zrobił, kiedy na świat przychodziła Kinari. Czy towarzyszył również przy jego porodzie? Albo Itachiego? Czy matce była do czegoś potrzebna jego obecność? Zawsze powiadał, że mężczyźni i kobiety mają w życiu różne role. Czy to nie zadaniem przedstawicielek płci pięknej było wydać na świat potomstwo? Mężczyzna powinien zapewnić im bezpieczeństwo i dostatek, ale nie było mowy o tym, by pomagał dziecku wydostawać się na zewnątrz.
Chyba że robili to razem jako… rodzina.
Haniko spojrzała na niego, wyczekująco, jemu pozostawiając tę decyzję. Chciał tu być, czy nie? A czego chciała ona? Jeśli miałby strzelać, powiedziałby, że nie życzyła tu sobie jego towarzystwa. Zawiódł ją, zostawił, zawodził w dalszym ciągu. A jednak dała mu wybór. Bała się? Czyżby to strach powstrzymywał ją przed natychmiastowym wypchnięciem go za drzwi? Chciała się znaleźć w jego silnych, męskich ramionach, wdychać jego zapach i czuć, że sprawuje nad nią piecze?
To uczucie byłoby mylące. To położna i Tsunade zadbają o jej bezpieczeństwo. To Keiko mogła jej zapewnić słowa otuchy w tak ważnej chwili. On miał zaciśnięte gardło, a kolana trzęsły mu się jak galareta.
– Proszę, zrób to dla mnie – szepnął, odwracając się przodem do Higashiyamy i po raz kolejny niczego przy niej niczego nie udawał. Pozwolił jej zobaczyć cały swój strach, poczuć go, zrozumieć.
Keiko nie wahała się zbyt długo. Pokiwała głową i chwyciła Haniko za rękę. Została. I pomogła jej przez to wszystko przejść.

***

Potem już wszystko potoczyło się szybko. Zanim Fugaku zdążył się otrząsnąć z szoku, Mikoto podrzuciła dziewczynki sąsiadce i siłą zaciągnęła go do szpitala. Warczał na nią po drodze kilkakrotnie, ale nie puściła, zaciskając swoje smukłe palce na jego nadgarstku. Do licha, ludzie na nich patrzyli! A ona trzymała go tak… jakby bała się, że jeśli puści, on odejdzie.
Wraz z uświadomieniem sobie tego, poczuł się gorzej. Spróbował złapać z nią kontakt wzrokowy, ale i to mu się nie udało. Nie chciała patrzeć, nie chciała widzieć, jak porzuca własne dziecko z powodu urażonej dumy.
W recepcji poinformowano ich, że Sasuke znajduje się na najniższym piętrze. Tym, gdzie nikogo względnie zdrowego nigdy nie trzymano. Na korytarzach siały zawsze pustki, a żarówki dawały ledwie słabe żółte światło, tak różne od tego, które sączyło się na pozostałych poziomach. Czy była tu też kostnica?
Kiedy Mikoto ciągnęła go za rękaw, niemal biegnąc tymi pustymi korytarzami, tylko to przychodziło Fugaku do głowy. Czy przetrzymywali tu zwłoki? I czy jego syn był wśród nich?
– Itachi! – krzyknęła kobieta, docierając na miejsce. W końcu puściła męża i rzuciła się w ramiona mężczyzny. – Och, Itachi!
Dopiero teraz pozwoliła sobie na szloch. Fugaku patrzył, jak wtula się w starszego syna, szepcząc pod nosem imię młodszego. Dlaczego nie poszukała oparcia w ramionach męża? Odpowiedź nasuwała się sama.
– Rozmawiałeś z kimś? – zapytał, chcąc przerwać krępującą ciszę, którą naruszało tylko ciche chlipanie Mikoto.
Itachi spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem. A więc i on był nieobecny duchem. Otworzył usta, ale nic nie odpowiedział, pokręcił tylko głową i pogłaskał matkę po włosach. Takie drobne czułości zrobią w tej chwili dobrze i jej i jemu. Oboje wyglądali, jakby mieli się zaraz rozsypać z tego zdenerwowania.
Zero z nich pożytku, pomyślał Fugaku, krzywiąc się z niesmakiem. Jak zawsze wszystko spoczywało na jego głowie.
Zapukał do jednych drzwi, później następnych, ale wszystkie pokoje były opuszczone. Albo… zajmowały je trupy, a wizja ta wyjątkowo mu się nie podobała. Coś ścisnęło mocno jego serce, wywróciło do góry nogami żołądek, zawładnęło myślami i zdrowym rozsądkiem, i nie chciało puścić. Potrząsnął głową, próbując przegonić najczarniejsze scenariusze i w tej chwili na końcu korytarza otworzyły się drzwi. Windy, jak się okazało. Grupa sześciu lekarzy pchała przed sobą łóżko, na którym spoczywał jego syn.
Mikoto oderwała się od Itachiego, ale zanim zdołała do nich podbiec i rzucić się na Sasuke, Fugaku chwycił ją za łokieć i zatrzymał w miejscu. Całej grupie bardzo się spieszyło i nie było sensu teraz im przeszkadzać. Fugaku zamierzał się nawet odwrócić i poczekać, aż znikną za drzwiami sali operacyjnej, ale nie potrafił zmusić się do ruchu. Ciało nie chciało drgnąć, oczy nie chciały się odwrócić. Zamiast tego spoczęły na niezdrowo bladym ciele, leżącym na śnieżnobiałym prześcieradle. Sasuke jako dziecko wyglądał jak porcelanowa lalka, kiedy dorósł, nabrał trochę kolorów, ale teraz ponownie zostały mu one odebrane.
Mikoto kilka razy próbowała się wyrwać, ale Fugaku trzymał ją mocno, samemu nie będąc w stanie oderwać oczu od łóżka, które właśnie ich mijało.
Sasuke był nagi. Przykryty tylko cienkim prześcieradłem, które zarzucono mu na biodra i nogi. Twarz miał spokojną i taką… trupią.
Kiedy cała szóstka lekarzy wraz z pacjentem znalazła się w sali, a drzwi z łoskotem się za nimi zatrzasnęły, Fugaku spostrzegł, że na korytarzu był ktoś jeszcze.
– Keiko! – krzyknął z ulgą Itachi, robiąc krok w jej stronę.
Ona zaś uśmiechnęła się na jego widok, ale zrobiła to jakoś niemrawo. Czując na sobie baczne spojrzenie Fugaku i Mikoto, spuściła wzrok i wycofała się pod ścianę. Mikoto miała mnóstwo pytań, Itachi też zapewne miał ich bez liku, ale zanim ich grad spadł na wyjątkowo milczącą dziewczynę, usłyszeli stukot obcasów, a w korytarzu pojawiła się Tsunade. Z założonymi rękoma i surową miną, oznajmiła:
– Nie znam chyba większego kretyna niż Sasuke. Pobił na głowę wszystkich idiotów, którzy przewijają się przez mój gabinet.
– Co się stało? Posłaniec mówił, że jest z nim źle i potrzebuje krwi. – Itachi podwinął rękaw koszuli. – Skoro jego stan jest ciężki, to nie traćmy czasu. Który pokój? – Pielęgniarka już powinna na nich czekać, woreczki na krew, sprzęt…
– Chwileczkę. – Hokage podniosła rękę, by ostudzić jego zapał. – To nie będzie niestety takie proste.
– Czy ja też mogę oddać krew? – spytała Mikoto. – Mam grupę A, Sasuke ma AB, więc…
– Nie – przerwała jej Tsunade. – Sprawa jest bardziej skomplikowana. Chodźcie.
Machnęła ręką, więc ruszyli za nią. Itachi chciał podejść do Keiko, ale ta cofnęła się na sam tył pochodu, a na twarzy miała wymalowane poczucie winy. Fugaku obserwował ją czujnie, zastanawiając się, co przeskrobała, a cokolwiek to było… nie powinno jej tu być.
– Poczekam na zewnątrz. – Jakby czytając w jego myślach, dziewczyna przysiadła na krześle przed drzwiami.
Rzucił jej jeszcze jedno znaczące spojrzenie, a potem wszedł za żoną do niewielkiego gabinetu lekarskiego sąsiadującego z salą operacyjną. Pomieszczenia były połączone drzwiami, przez które przeszła młoda lekarka i usiadła przy stole laboratoryjnym. Czekała.
Tsunade oparła się o blat i spojrzała na nich z powagą.
– Sasuke ma grupę AB Rh+. Gdyby chodziło o zwykłą transfuzję krwi, dawcą mógłby być każdy. Niestety sytuacja jest poważna i nie możemy mu jej przetoczyć w normalny sposób.
– Co się stało? – spytała zrozpaczona Mikoto. – Nie widziałam na jego ciele poważniejszych ran. Co mu dolega, dlaczego jest nieprzytomny? I taki… blady…
Hokage westchnęła. Fugaku chwycił Mikoto za rękę, bo czuł, że jeśli czegoś nie zrobi, to żona zamęczy Tsunade, zanim ta zdąży im cokolwiek wyjaśnić. Albo rozwścieczy ją na tyle, że żadnych wyjaśnień nie będzie, a Sasuke czeka powolna, bolesna śmierć.
– Jak już wspomniałam, wasz syn i… brat. – Spojrzała kątem oka na Itachiego. – Jest największym kretynem, jakiego znam. Bo tylko kretyn, kiedy czuje, że w jego żyłach płynie trucizna, zgrywa bohatera i nikomu o tym nie mówi. Minęło półtora dnia, zanim się przyznał, że traci czucie w całym ciele, a niedługo później stracił przytomność.
– Trucizna? – zdziwił się Itachi. – Półtora dnia?
Tsunade wzruszyła ramionami.
– Początkowo zakładaliśmy, że chodzi o substancję o opóźnionym działaniu, ale nikt nie używa tego typu trucizn w walce, w której spodziewa się osłabić przeciwnika natychmiast. Doszło więc albo do pomyłki i napastnik użył nie tego ostrza, albo środek został źle zaaplikowany. Wbrew pozorom wiele substancji nie zadziała, jeśli tylko zadraśniemy kogoś ostrzem, które nią wysmarowaliśmy. Jeżeli ktoś nie posiada szczegółowej wiedzy na temat trucizn, często nie potrafi się nimi posługiwać w pełnym znaczeniu tego słowa. Sasuke miał szczęście, już powinien być martwy.
Jeszcze może być, pomyślał Fugaku. Gdyby było inaczej, Hokage ubarwiłaby opowieść licznymi przekleństwami pod jego adresem, a nie ograniczyła się do jednego zwięzłego nazwania go kretynem. Tsunade słynęła z ostrego języka i jeśli tylko miała sposobność, korzystała z niego w pełnym wymiarze.
Dokładnie tak, jak posiadacz wiedzy o truciznach, korzystał ze swoich zabawek zamkniętych w małych, szklanych buteleczkach…
– Sasuke został potraktowany substancją silnie paraliżującą. Zaczęło się od kończyn, skończy na sercu, jeśli w porę nie zatrzymamy spustoszenia, którą trucizna sieje w jego organizmie.
Mikoto załkała, przyciskając dłonie do ust. Hokage rzuciła jej zimne spojrzenie, ale widok zapłakanej i przejętej do granic możliwości matki, najwyraźniej podziałał na jej skamieniałe serce.
– Wątpię, by miało się to tak skończyć – dodała łagodniejszym tonem. – Trucizna płynie już w jego żyłach, jest za późno, by utaczać mu krwi, bo ogarnęła zbyt duży obszar, ale możemy tę krew wypompować. Zrobimy to za pomocą jednej z technik transfuzji, której nazwy pozwolę sobie nie przytaczać, bo i tak nic wam nie powie. W każdym razie jest to skomplikowany zabieg, a wybór odpowiedniej krwi jest znacznie trudniejszy niż normalnie. Nie tylko grupa musi być identyczna u dawcy i biorcy, ale również inne… parametry. – Zawiesiła się na moment, najwyraźniej nie wiedząc, jakich słów użyć, by w sposób zwięzły i najprostszy przekazać im, o co chodzi. – Największa szansa na znalezienie takiego dawcy jest oczywiście w rodzinie.
Fugaku udawał, że nie zauważa znaczącego spojrzenia, jakim uraczyła go Tsunade. Że nie poczuł, jak Mikoto spięła się w jego ramionach, a Itachi zerknął na niego ukradkiem.
– Zapraszam.
Jemu jednak nogi wrosły w podłogę.
Itachi nie potrzebował większej zachęty. Wystąpił, poprawiając wywinięty rękaw. Podszedł do medyczki siedzącej przy blacie i bez mrugnięcia dał się ukłuć. Kilka czerwonych kropel pociekło na niewielkie szkiełko, do którego w następnej chwili lekarka przyłożyła rękę. Drugą zamoczyła w niewielkiej fiolce z krwią Sasuke i przymknęła oczy. Chwila skupienia. Skrzywiła się i pokręciła głową.
– Bardzo duża różnica. Aż trudno uwierzyć, że są braćmi, bo ich krew jest całkowicie niekompatybilna. Znacznie większą zgodność uzyskamy z którymś z losowych dawców, dostępnych od zaraz. Przeszukać bibliotekę?
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę Fugaku. Wszystkie z wyjątkiem oczu Mikoto, która zaczęła drżeć, a głos ugrzązł jej w gardle. Trzęsła się jak osika, bała się, a Fugaku znał ją przecież doskonale. Byli razem od trzydziestu lat i wiedzieli już o sobie wszystko. Nie musiał patrzeć jej w oczy, by wiedzieć, że w tym momencie nie chodziło już o Sasuke. Panika, która nie pozwalała jej ustać prosto, nie pozwalała jej mówić, a nawet płakać, brała się z obawy o to, co zaraz usłyszy. A konkretniej, że usłyszy: nie.
Fugaku znał ten strach. Ten sam sparaliżował ją, kiedy będąc jeszcze nastolatką, poinformowała go o ciąży. Nie bała się porodu, nie bała się zostania matką ani tego, że dziecko zniszczy jej życie i karierę shinobi, obawiała się tylko jego reakcji, a konkretniej rozczarowania jego osobą.
Rozczarowania.
Fugaku wyrwał stopę z tych brzydkich kafelków, w których zdążył się zakorzenić i wykonał pierwszy krok. Zostawił Mikoto w tyle i podszedł do lekarki, niechlujnie podwijając rękaw. Jakby robił to wszystko od niechcenia. Pozory musiały pozostać.
Dziewczyna upuściła mu krwi, tak, jak poprzednio zrobiła to z Itachim, a potem skupiła się na porównywaniu obu próbek.
– Ta się nada. – Pokiwała głową. – Zgodność jest bardzo duża, uda nam się ją przetoczyć z niewielkimi stratami.
– Pan Uchiha na fotel – oznajmiła zadowolona Tsunade. – Reszta niech poczeka na zewnątrz, już.
Fugaku próbował dostrzec wyraz twarzy Mikoto, ale zniknęła za drzwiami, zanim on zdołał jej się lepiej przyjrzeć. A kiedy tak patrzył na te pomalowane na biało drewno, stanęła przed nim Tsunade, znacznie psując widok.
– Mamy… niewielki problem. Jeden dawca to za mało. Potrzebujemy co najmniej siedmiuset pięćdziesięciu mililitrów krwi, a od jednej osoby możemy pobrać czterysta pięćdziesiąt. Masz wytrzymały organizm, proponuję… sześćset?
– Stoi – przytaknął.
A kiedy drzwi i za nią się zamknęły, a do niego zbliżyła się medyczka, oznajmił:
– Proszę pobrać nie mniej niż osiemset. I bez dyskusji, bo inaczej…

***

Ciało było jeszcze cięższe niż poprzednio, a on znalazł się w przeszłości. Teraz to wiedział. Czuł to gdzieś podświadomie, że to wszystko, to tylko wspomnienia. Patrzył na coś, co już się wydarzyło.
Czy w związku z tym nie powinien być spokojny? Może gdyby… pamiętał. Gdyby potrafił złożyć to wszystko w całość i przypomnieć sobie coś więcej niż tylko ulotne chwile. Bo co było wcześniej, a co potem? Wiedział, że Haniko była kobietą, w której się zakochał, ale nie pamiętał niczego ponadto. Przeżywał swoje wspomnienia raz jeszcze, reagował automatycznie i robił rzeczy, których nie rozumiał. A wszystko to było okupione strachem i bólem.
– Usiądź – powiedział łagodnie Itachi i wskazał fotel naprzeciw siebie.
Sasuke nie miał pojęcia, jak znalazł się z nim w jednym pokoju. Byli… w tym samym miejscu, w którym zaczęło się rozgrywać jego poprzednie wspomnienie. Itachi siedział na tej samej kanapie, na której dopiero co Haniko głośno jęknęła, łapiąc się na swój ogromny brzuch. Te chwile już jednak minęły.
– Może tobie zaparzę… melisę? – spytał ostrożnie starszy brat, zerkając na niego z niepokojem.
Czy on, do cholery, wyglądał na kogoś, komu potrzebne by były ziółka na uspokojenie? Mina Itachiego powiedziała mu, że chyba tak. Tylko dlaczego?
Usłyszał krzyk. Kobiecy wrzask bólu, który dobiegał gdzieś z góry.
Sasuke zerwał się na równe nogi, zdziwiony łatwością, z jaką mu to przyszło. Przecież ciało wciąż miał ociężałe, z każdą chwilą coraz bardziej i bardziej.
– Może nawet dwie – odburknął Itachi i zniknął w kuchni.
Dwie melisy dla niego, czy dwie dla nich obu? W jakich poda je szklankach? W rezydencji Uchiha mieli zestaw eleganckich filiżanek na każdą okazję, Keiko wyszczerbione kolorowe kubki, a Haniko… też kubki. Wszystkie identyczne, lecz inne. W odcieniu brudnego niebieskiego, a każdy z nich przyozdobiony ręcznie malowaną szarą falą. Jedną, drugą, trzecią. Jak fale na morzu albo… chluśnięcie wód płodowych przy porodzie.
Sasuke miał wrażenie, że miesza mu się w głowie. Stał w salonie, na górze Haniko męczyła się, rodząc ich dziecko, a on myślał o kubkach. Przedmiotach, które nie miały obecnie żadnego znaczenia ani dla niego, ani dla kogokolwiek. Może tylko dla tej melisy było ważne, w jakim naczyniu się parzy. A może nawet dla niej nie, skoro była już ususzona i martwa.
Przyszedł kolejny skurcz, a wraz z nim kolejny krzyk Shimanouchi.
Sasuke przyszło na myśl, że może widać już główkę, ale nie chciał sobie tego wyobrażać. Umysł podsuwał mu różne obrazy, a żaden z nich nie podnosił na duchu. Jak to możliwe, że ciało kobiety było takie… elastyczne? Bycie mężczyzną było bowiem sztywne i kruche.
Itachi wrócił z gorącym naparem.
Sasuke przez następną godzinę próbował się wyciszyć, sącząc swoją ziołową herbatkę, ale krzyki na piętrze przybrały na sile i daleko mu było do spokoju i opanowania. Chodził nerwowo wokół kanapy, co jakiś czas zastanawiając się, czy nie powinien być jednak na górze. Z nią. Być może już za jakiś czas z nimi. Uspokoić matkę, przytulić córkę.
– Gdyby… mi kiedykolwiek przyszło tak krzyczeć, zabij mnie, dobrze?
Itachi spojrzał na niego bez zrozumienia. Bo co też on najlepszego plótł? Nigdy nie urodzi dziecka, a żaden ból nie może się równać z tym, które towarzyszą kobiecie podczas wydawania potomstwa na świat. Tak przynajmniej słyszał Sasuke. Przy okazji słyszał też o tym, że emocje, które temu towarzyszą, czasem są w stanie przyćmić te drobne niedogodności i uczynić je czymś znacznie lżejszym, ale jakoś nie chciało mu się w to wierzyć. To nie były krzyki radości, entuzjastyczne wołanie dziecka, by pojawiło się już po tej stronie i przywitało z matką. W jego odczuciu to była rzeź.
– Obiecujesz? – dopytał, kiedy nie otrzymał odpowiedzi.
Itachi wyglądał, jakby nie wiedział, czego młodszy brat od niego oczekuje. A przecież wyraził się już jasno i wyraźnie. Nigdy nie przyjdzie mu urodzić dziecka, a tak silny ból pewnie by go od razu zabił, ale to nie znaczyło, że nie mógłby kiedykolwiek cierpieć równie mocno. Nie bał się bólu, przezwyciężał go na każdym kroku, choć kosztowało go to wiele siły i zaciskania zębów, ale gdyby przyszło co do czego… Gdyby doszło do ostateczności, kiedy nie byłby w stanie się powstrzymać…
– Sasuke, nie myślisz trzeźwo, uspokój się.
– Może nie myślę. Może nigdy nie myślałem – odpowiedział z cichym westchnieniem. – Ale nie chcę tego przeżywać. Złamanie mojej samokontroli będzie oznaczało śmierć, tak.
– Sasuke…
– Po prostu to zrób. Jak brat dla brata. Wyświadcz mi tę przysługę i pozwól mi umrzeć.

***

Itachi był w takim szoku, że kiedy tylko znalazł się na korytarzu, opadł na pierwsze lepsze krzesło. Mikoto poszła jego śladem i oparła głowę o jego ramię, wzdychając z ulgi. Tacy byli zaabsorbowani sytuacją, że niemal zapomnieli o Keiko, która siedziała kilka krzesełek dalej.
– Czy on…? – spytała, wykonując jakiś nieokreślony gest ręką.
– Fugaku mu pomoże – odpowiedziała z dumą Mikoto, uśmiechając się z lekkością. – Już o nic się nie martw.
I ku zaskoczeniu Itachiego, wstała i podeszła do Higashiyamy, przytulając ją go siebie. Keiko wyraźnie stężała w jej ramionach. Wyglądała nawet, jakby chciała ją odepchnąć.
– Niech pani przestanie – powiedziała słabym głosem. – Wystarczy.
Jej zachowanie mocno zaniepokoiło Itachiego. Co złego jeszcze stało się podczas tej misji? A może…
Zamarł, uświadamiając sobie, że Sasuke wrócił z niej ciężko ranny, a przecież w Suna nie powinni z nikim wdawać się w otwartą walkę. Czy oni… naruszyli tak ciężko przez lata wypracowany sojusz? Czy teraz nie czekało ich nic lepszego niż wojna? Kazekage był rozsądnym człowiekiem, ale nawet tacy ludzie nie puszczali płazem próby zdrady. Co się tam wydarzyło, do diabła? Z kim walczył Sasuke? I… nie tylko on. Keiko sama wyglądała jak nieszczęście. Była blada i wycieńczona, ubranie miała częściowo podarte, włosy poplątane i zakurzone. Na jej pięknym gładkim ciele gdzieniegdzie prezentowały się fioletowe siniaki i zadrapania. Na szczęście żadnych głębszych naruszeń ciała.
– Keiko uratowała mu życie – oznajmiła Tsunade, zamykając za sobą drzwi. – Sasuke ma u niej ogromny dług.
Keiko drgnęła. Spuściła głowę, zaciskając pięści na udach.
– Nie istnieją takie słowa, którymi jako matka potrafiłabym wyrazić swoją wdzięczność – zaczęła Mikoto, chwytając ją za ramiona. – Całym sercem…
– Wystarczy! – krzyknęła niespodziewanie Keiko i odsunęła się od niej gwałtownie. – To… to nie było tak
– Ale…
– Zajmiecie się tym później – oznajmiła Tsunade, podchodząc do Higashiyamy. – Teraz zapraszam do mojego gabinetu.
– Odpowiadam tylko przed Josuke – wyrzuciła z siebie Keiko na wydechu, kierując te słowa bardziej do swoich kolan niż do Hokage.
– Ależ oczywiście. – Kobieta zacisnęła usta, ale nie wyglądała na zaskoczoną. – A Sasuke odpowiada przede mną. Jesteś świadkiem zbrodni, której się dopuścił, a prawo mówi, że w takim przypadku musisz niezwłocznie złożyć zeznania. Nie pomijając niczego, rozumiemy się? Z Josuke porozmawiasz sobie później. Zna zasady i wie, kiedy musi im się podporządkować. Idziemy.
Higashiyama wstała.
– Keiko… – zaczął Itachi, próbując uchwycić jej wzrok. – Keiko.
Ich oczy spotkały się na ułamek sekundy. Ułamek za długo. Keiko zacisnęła mocno usta i się zatrzymała.
– To ja powinnam tam leżeć, wiesz? – Jej głos był pełen nerwowości. – To we mnie celował ten gościu, to ja się miałam powoli zamieniać w trupa, leżeć na tym stole i…
Drzwi od gabinetu się otworzyły. Blady na twarzy Fugaku zachwiał się, ale żona chwyciła go w pasie i pomogła usiąść.
– I… i to wszystko pańska wina jest! – krzyknęła Keiko, celując palcem w mężczyznę. – Bo on musi być do pana taki podobny, zgrywać non stop takiego macho i pleść coś, co nigdy nie stanie się prawdą! Nawet koło niej nie stało! I… bo… – Spojrzała na Itachiego, nagle gubiąc wątek. – Wiesz… co powiedział, zanim stracił przytomność? Uszczęśliw Itachiego, Keiko. Nigdy by mi nie wybaczył, gdyby coś ci się stało. Wielkie słowa! Na każdą okazję ma przygotowane takie przemówienie? A może robi to wszystko specjalnie? Daje się za kogoś ranić, jakby chciał umrzeć, jak jakiś pieprzony bohater! Od kogo się tego nauczył?! Kto mu powiedział, że takie zachowanie jest fair?!
Pociągnęła nosem i chyba dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że płacze. Szybkim ruchem starła łzy rękawem i nie patrząc już na Itachiego, ruszyła za Tsunade, która cierpliwie czekała na końcu korytarza, obserwując to widowisko.
Itachi patrzył, jak jego dziewczyna powłóczy nogami, aż w końcu wraz z Hokage znika w windzie.
– Obwinia się – powiedziała Mikoto, przerywając niezręczną ciszę. – Niepotrzebnie.
– Tak – przytaknął Itachi. – Niepotrzebnie.
Już on sobie z bratem porozmawia, kiedy ten tylko wróci do żywych! Piękne słowa, wielkie słowa, słowa, którymi Fugaku uwielbiał raczyć zgromadzenie, słowa, których umierający bohaterowie używali w książkach, słowa… nie na miejscu w prawdziwym życiu. Jednym zdaniem Sasuke nafaszerował Keiko taką dawką poczucia winy, że teraz po raz pierwszy Itachi miał okazję zobaczyć jej łzy. Nigdy nie była oazą spokoju, cierpliwości, ale była na tyle twarda, że doprowadzenie jej do płaczu, do tej pory wydawało mu się czymś niemożliwym. Silna, przebojowa, pełna pozytywnej energii, a tacy ludzie nie wzruszają się bez powodu.
Sasuke potrafił zniszczyć wszystko, czego się tylko dotknął.
Itachi z niepokojem zerknął na ojca, pewien, że teraz jego nastawienie do Keiko będzie jeszcze gorsze, ale Fugaku wyjątkowo był uosobieniem spokoju. Był chyba zbyt zmęczony, by się pieklić. Blady, nawet nie ukrywał, że wraz z oddaną krwią, stracił również wiele sił.
Mikoto obejmowała go ramieniem, a on nie protestował, chociaż tak bardzo nienawidził publicznego okazywania czułości. Wtuliła się w niego, zaczęła nawet głaskać po włosach, a słowa protestu nie nadchodziły.
Co się działo z tymi wszystkimi ludźmi?
W korytarzu zrobiło się cicho. Wszyscy zajęci swoimi myślami przestali zwracać uwagę na rzeczywistość. Tak, jakby było na co. Żarówki jarzyły się słabo, a jedna, na końcu korytarza, migała niemiłosiernie. Ławki, na których siedzieli, były zakurzone. Ściany już dawno niemalowane. Dlaczego znaleźli się akurat w takim miejscu?
Odpowiedź przeszła przez drzwi sali operacyjnej.
– Państwo Uchiha? – spytała dla formalności kobieta. – Wyjaśnię państwu, na czym będzie polegał zabieg, zanim…
Jej pozostałe słowa zagłuszył krzyk. Nie, nie krzyk, pomyślał Itachi, to był wrzask, jakby kogoś obdzierano właśnie ze skóry. Powolutku, patrząc, jak wierzchnia warstwa odchodzi od różowego mięsa, sprawiając niewyobrażalny ból. Albo jakby odrywano komuś paznokcie, co bolało ponoć jeszcze bardziej.
– Co się tam dzieje? – spytała zaniepokojona Mikoto, zrywając się z miejsca. Jej dziecku w końcu działa się krzywda.
– Spokojnie. – Medyczka, wyciągnęła przed siebie dłonie. – To nieuniknione.
Wrzask rozległ się po raz kolejny. Tym razem dłuższy, a osoba, która krzyczała, ledwie była w stanie zaczerpnąć tchu. To była prawdziwa tortura dla uszu. Tak nie krzyczeli prawdziwi mężczyźni. Oni w ogóle nie powinni krzyczeć, a już na pewno nie tak przeraźliwie.
Itachi nigdy nie słyszał takiej kakofonii dźwięków. Jakby jeden krzyk nakładał się na drugi, jakby dochodził do tego płacz, skomlenie, a wszystkie one sygnalizowały tylko jedno uczucie: ból.
– Czy nie możecie… – Mikoto głos się załamał. – Podać mu jakichś środków przeciwbólowych?
– Dostał maksymalną dawkę. Wszystko, co mogliśmy podać.
– I wciąż…
– Podaliśmy mu leki i wprowadziliśmy dodatkowo w stan śpiączki, żeby zminimalizować dyskomfort, ale więcej zrobić nie możemy. Transfuzja nieprzeprowadzana dożylnie odbywa się za sprawą medycznego ninjutsu. Za pomocą naszej chakry wydobywamy i pompujemy w niego świeżą krew. Wygląda to niegroźnie, ale boli jak diabli. Inna sprawa, że nasz pacjent ma raczej dość niski próg bólu.
To prawda, uzmysłowił sobie Itachi. Sasuke ciało miał znacznie wytrzymalsze niż jego własne, znosił większe obciążenie, dłużej był w stanie wykonywać te trudniejsze techniki, ale mocniej też przy tym cierpiał. Sasuke musiał naprawdę mocno zaciskać zęby, żeby nawet nie pisnąć.
A teraz, kiedy puściły wszelkie hamulce, darł się wniebogłosy.
– Powiem państwu, nad czym pracujemy – kontynuowała kobieta. – Dwie osoby zajmują się wspomnianą wcześniej transfuzją, dbając o to, by ilość krwi pobieranej i oddawanej była zbliżona. Zanieczyszczoną krew poddajemy następnie oczyszczeniu, wydzielając z niej truciznę. Tym zajmuje się trzech lekarzy, żeby zminimalizować straty i zwiększyć skuteczność zabiegu. Kiedy krew jest czysta, pompujemy ją z powrotem w pacjenta, a pobieramy świeżą porcję. Ostatnia z osób monitoruje prace jego serca i blokuje do niego dostęp zakażonej krwi. Jest to dosyć pracochłonne i wymagające zadanie.
– Ile taki zabieg może potrwać? – zapytał Itachi, pewien, że już długo nie zniesie wsłuchiwania się w krzyki Sasuke. Od razu włączał mu się jakiś tryb starszego brata, a instynkt wzywał do natychmiastowego udzielenia mu pomocy. Tyle że w tej sytuacji nie mógł przecież nic zrobić.
– Kilka godzin. Jeśli będzie się tak rzucał po łóżku i ogłuszał medyków, to trochę dłużej.
– Jak pani może?! – warknął Itachi, zaciskając pięści.
Kobieta spojrzała na niego chłodno.
– Też zamierzasz nas postraszyć sharinganem, chłopcze?
Chłopcze? Byli przecież w podobnym wieku! Zaraz… co?
– Słucham? – zapytał, zbity z tropu.
– Daruj sobie. – Machnęła ręką. – Twój ojciec już to zrobił. Na groźby nie reagujemy zbytnią delikatnością, panie Uchiha. Cóż, może pański syn mógłby jednak krzyczeć odrobinę mniej?
Mikoto strzeliła męża po głowie. Na nim nie zrobiło to większego wrażenia, ale na Itachim tak. Pierwszy raz widział, żeby matka podniosła na kogoś rękę. A już największym szokiem było to, że zrobiła to w stosunku do ojca.
– Proszę – wyszeptała. – Proszę to zrobić dla mojego dziecka.
Lekarka wyglądała na udobruchaną. Do kogokolwiek Mikoto nie zatrzepotałaby rzęsami, ten niemal natychmiast odpuszczał. Sasuke odziedziczył tę niezwykłą umiejętność i też tak robił. Tylko że u niego zawsze chodziło o samo spojrzenie, bo rzęsy naturalnie nie szły w ruch. Miękły za to kobiece kolana, a czasem też i męskie, bo Itachi od urodzenia był podatny na niektóre spojrzenia tych oczu, a czasem łapał się na nie i teraz. Naruto też miał do niego słabość.
Kolejny wrzask Sasuke przerwał gonitwę myśli w głowie Itachiego. Rozum próbował przed tym uciec. Ból najbliższych, kiedy nie mogło się im w żaden sposób pomóc, był jak najgorsza tortura. Gdyby przebywał teraz w obozie wroga, właśnie zacząłby śpiewać. Powiedziałby wszystko, byle tylko nie krzywdzili jego młodszego brata.
– Mamo, nie ma sensu, byś tu siedziała. Zadzwonię, kiedy coś się zmieni, obiecuję.
Mikoto pokręciła głową.
– Wracaj do Kinari i Sumire, będą cię potrzebowały. – Próbował dalej Itachi. Nie chciał, by i ona cierpiała, musząc tego słuchać. – Zwłaszcza Sumire. Zrób to dla Sasuke.
Podziałało.
– Idźcie oboje – dodał, dostrzegając, w jak kiepskim stanie jest ojciec. Zamiast tu tkwić, powinien zjeść coś treściwego i odzyskiwać siły. – Zadzwonię.
Mikoto pokiwała głową i próbowała pomóc Fugaku się podnieść, ale on odtrącił jej rękę. Limit okazywania słabości na dziś został wyczerpany. Dumnym, wyprostowanym krokiem ruszył w stronę końca korytarza. I Itachi nie miał żadnych wątpliwości, że nawet w tej sytuacji ojciec wybierze schody, zamiast skorzystać z wygodnej windy. Udogodnienia rodziły ludzi słabych, powtarzał.
– Tylko podam ojcu obiad, nakarmię dziewczynki i cię zmienię – oznajmiła szeptem Mikoto. – To… do zobaczenia.
– Do zobaczenia – odpowiedział.
A kiedy został sam, osunął się na krzesło i schował twarz w dłoniach.

***

Ołowiane nogi promieniowały bólem. Ręce piekły niemiłosiernie, ale Sasuke nie potrafił puścić wózka. Pchał go szpitalnym korytarzem, zbliżając się do sali numer sto siedemnaście. Pierwsze piętro. Oddział, w którym trzymano pacjentów w niezłym stanie. Takich, którzy mieli tu zostać jeszcze tylko kilka dni, a później mogli cieszyć się świeżym powietrzem i zdrowiem.
Sasuke nie pamiętał, jak się tu znalazł. Dlaczego pchał przed sobą wózek z Sumire, a przede wszystkim tego, dlaczego czuł taki straszny ból. Musiał usiąść, natychmiast musiał się położyć, bo inaczej zacznie krzyczeć. Kto wie, może i płakać, jeśli będzie trzeba, jeśli to okropne uczucie nie minie.
Drżącą dłonią pchnął drzwi i zajrzał do środka. Haniko rozciągała się, patrząc za okno. Skręty tułowia, a następnie większy rozkrok i… skłon. Wypięła do niego pośladki ubrane tylko w materiał cienkich czarnych legginsów, przez które prześwitywał krój jej bielizny.
Sasuke poczuł się nieswojo. Kiedyś zaszedłby ją od tyłu i zerwał z niej tę opinającą pupę tkaninę. Przejechałby dłonią po jej skórze i zagłębił się palcami między nogi. Najpierw nimi, potem własnym penisem, wywołując u Haniko falę aprobaty. Zatańczyliby ten erotyczny taniec, oddając mu się z pełną pasją i uczuciem, zdobywając najwyższe noty od niewidocznego jury. Finał wywołałby fajerwerki, zarówno w jego, jak i jej oczach. Zrodziłaby się niepohamowana chęć na więcej i więcej…
Teraz wydawało mu się, że jest świadkiem czegoś intymnego i nieprzeznaczonego dla jego oczu. Jakby podglądał właśnie całkiem obcą kobietę, a nie taką, którą niejednokrotnie widywał już w negliżu, w sytuacjach znacznie bardziej jednoznacznych.
Odchrząknął, chcąc przerwać ten niezręczny moment. Haniko spojrzała na niego spomiędzy swoich nóg i zerwała się do pionu, szybciej niż przypuszczał, że jest w stanie to zrobić.
– Cześć.
– Witaj – odpowiedziała, przypatrując mu się takim wzrokiem, jakby wciąż niedowierzała, że przyszedł.
Zaskoczył ją, to prawda. Do tej pory wysyłał jej raz dziennie, zazwyczaj wieczorem, zdjęcie zasypiającej Sumire. Nie naciskała na spotkanie, więc to musiało jej wystarczać. Nigdy mu nawet na żadną wiadomość nie odpisała. Ich kontakt był jednostronny, o ile w ogóle można go było określić tym mianem.
– Pomyślałem, że… – Machnął niezobowiązująco ręką.
Haniko jednak zrozumiała niedokończony przekaz. Podeszła do wózka i z uśmiechem na ustach zerknęła na córkę. Mała wampirzyca wyjątkowo nie płakała, choć w pokoju było stosunkowo jasno. Zupełnie tak, jakby wyczuwała, że jej mama jest tuż obok.
Haniko bez słowa wyjęła małą z wózka, od razu mocno przytulając ją do piersi. Sasuke chciał jej nawet wyjaśnić, że robi to zbyt mocno, ale Sumire nie protestowała. Dziwne. Jemu zawsze dawała do zrozumienia, że życzy sobie zachować większy dystans, ale matce pozwalała najwyraźniej na wszystko.
Może to wszystko zasługa biustu? Był miękki, idealny do przytulania, a nawet spania. Twardy tors ojca musiał być stanowczo mniej wygodny i komfortowy. Sasuke pozwolił sobie nawet poczynić na ten temat uwagę.
Albo coś, co w zamierzeniu miało nią być. W dodatku miało być błyskotliwe.
– Masz… no. – Pokazał rękoma swoją klatkę piersiową, imitując piersi.
– Dopiero zauważyłeś?
Sarkastyczny ton. Zupełnie jak na początku ich znajomości. Może jeszcze nie wszystko stracone?
– Nie. To miał być komplement.
Liczył na jeszcze jakąś odpowiedź, coś, co mógłby pociągnąć, ale Haniko urwała temat. Przestała zupełnie zwracać na niego uwagę, kołysząc Sumire i dotykając jej nosa i policzków. Robiła wszystko to, czego mała zazwyczaj nie lubiła, a jednak wyjątkowo zdawało jej się to podobać.
– Zawsze się marszczy i odsuwa, kiedy tak robię – zauważył Sasuke.
Haniko spojrzała na niego pytająco, a potem przeniosła wzrok na dziecko.
– A, to. Bo masz szorstkie ręce.
Nie, to nie dlatego. Jego dłonie dawno temu zapomniały, co to ostry trening, zmywanie naczyń, czy babranie się z wilgotnym praniem, bo nie miał na to kompletnie czasu. Z wyjątkiem dziecięcych śpioszków, dawno nie wyprał niczego, a jego własne ciuchy piętrzyły się na stosie przed pralką, w nadziei, że rozzłoszczą właściciela i zmuszą do działania. Bezskutecznie.
Ręce częściej maczał w olejkach do kąpieli, oliwce dla niemowląt czy innych ultra delikatnych kosmetykach, po których miał skórę gładszą niż niejedno dziecko. Jakieś domowe Spa mu się w końcu należało.
– Nie mam – odpowiedział, ale Haniko nie zaczęła się z nim na ten temat kłócić. Jej uwaga ponownie skupiła się na dziecku. – Co u ciebie?
– Niedługo wychodzę – odparła, nawet na niego nie patrząc.
Pewnie powinna jeszcze dodać: I raz na zawsze zabiorę ci dziecko, ale tego nie powiedziała. Chyba nie musiała.
– No jasne… – wyszeptał pod nosem.
Oczy Haniko niespodziewanie zwróciły się w jego kierunku. Patrzyła na niego z pełną powagą i niejakim przejęciem. Wyraz twarzy miała zupełnie nieadekwatny do sytuacji.
– Coś mówiłeś?
– Tylko życzyłem ci zdrowia – odpowiedział, chcąc jak najszybciej zakończyć tę dyskusję.
Mówienie przychodziło mu z coraz większym trudem. Piekły go usta, piekł język, dziąsła, a nawet nos. Szczypało go całe ciało, każdy jego element, bez wyjątku. Gorąca krew, jak lawa, paliła jego wnętrzności, przepływając żyłami w tę i z powrotem. Czuł ból.
– Tobie również, Sasuke. – Haniko uśmiechnęła się do niego ciepło. Zupełnie tak, jak kiedyś, gdy mu jeszcze ufała i oddawała się w jego ręce. – Walcz o zdrowie i pamiętaj, by nigdy się nie poddawać, nigdy.

***

Minęło drugie śniadanie, popołudnie, lunch, obiad, kolacja i podwieczorek, a nastał późny wieczór, zanim operacja dobiegła końca. Wprawdzie Sasuke nie został poddany żadnym cięciom, w ruch nie poszedł skalpel ani żadne z tych innych śmiercionośnych narzędzi, które potrafiły zarówno leczyć, jak i wyrządzać krzywdę, ale Itachi nie potrafił inaczej tego nazwać.
Słowo zabieg wydawało mu się zbyt mało inwazyjne. Na zabiegach nikt nie wrzeszczał, nie płakał i nie łapał z trudem oddechu. Zabiegi były delikatne, krótkie i nie decydowały o czymś życiu. Ot, taka drobnostka.
Kiedy krzyki ustały, a drzwi do sali w końcu się otworzyły, Itachi nie miał już siły nawet wstać. Czuł, że tej nocy nie będzie mógł zasnąć, dręczony przeraźliwymi wrzaskami młodszego brata. Zapewne śniłyby mu się tortury i nic więcej. A gdyby tak się zdarzyło, to i on sam by płakał, tyle że przez sen.
Zanim na zewnątrz i później z powrotem do windy, wytoczono łóżko, podeszła do niego młoda lekarka, ta sama, z którą rozmawiali wcześniej.
– Pański… brat? – Upewniła się. – Pański brat czuje się już dobrze. Udało nam się z powodzeniem wydobyć całą truciznę z jego krwioobiegu, bez większych strat w ilości krwi. Ma jej obecnie trochę poniżej normy, ale ten ubytek możemy odrobić w normalny sposób. Jest pan gotów oddać jej trochę dla niego?
Przytaknął. Mógłby dorzucić nawet nerkę w pakiecie, gdyby była potrzebna.
– Dobrze… – Medyczka wydawała się w znacznie lepszym nastroju. – Trucizna nie wyrządziła żadnych większych szkód w organizmie. Chwilowo pozostanie jeszcze w śpiączce około tygodnia. Paraliż może ustępować przez dłuższy czas, więc proszę go uspokoić, jeśli odzyska przytomność i okaże się, że nie może ruszać rękami czy nogami. To cholerstwo krążyło w jego żyłach stanowczo zbyt długo, by efekty minęły bez echa.
– Wróci do zdrowia? – Wolał się upewnić.
– Całkowicie.
Kamień spadł mu z serca. Kiedy wywozili Sasuke, sięgnął po telefon i wykręcił numer domowy. Radość w głosie Mikoto była nie do opisania. Itachi żałował tylko, że nie może porozmawiać jeszcze z ojcem, bo czuł, że ten pozytywnie by go zaskoczył. Cóż, chyba zbyt wiele cudów jak na jeden dzień.
Kiedy zmierzał do wyjścia, natknął się na Tsunade, która bez słowa kazała mu iść za sobą. Doczłapali się do ciemnego korytarza, który łączył szpital z siedzibą Hokage, a z którego nie korzystała raczej zbyt często, bo żarówka mająca za zadanie oświetlić całe przejście, od dawien dawna była wypalona.
– Jaka sytuacja? – zapytał, kiedy znaleźli się już w zaciszu jej gabinetu. – Będzie… wojna?
– Wojna? Wojnę to ja mu urządzę, kiedy tylko odzyska przytomność! – Tsunade huknęła pięścią w biurko, które zatrzeszczało od tego niebezpiecznie. – Ale namieszali… poważnie. Trudno będzie się z tego wykaraskać, nie naruszając traktatów.
Itachi westchnął. Oczywiście musiało wyjść jak zwykle. Sam Sasuke miał niekończące się pokłady niszczycielskiej energii, a jeśli dodać do tego jeszcze nieprzewidywalną Keiko… nie chciał nawet myśleć. Pierwszy raz zdawało mu się, że Hokage nie wyolbrzymiała, a wręcz umniejszała sytuację. Przecież to musiała być jakaś katastrofa!
– Ale mamy też to – powiedziała i rzuciła na stół nieco wygnieciony i obdarty świstek papieru. – Sprawdzimy jeszcze tę recepturę, ale… chyba mamy antidotum.
Uchiha niedowierzał. Podniósł wygnieciony papier dwoma palcami i przyjrzał się drobnemu pismu brata, który starał się jak mógł, żeby jego rysunek pozostawał czytelny na niewielkiej powierzchni, jaką mógł na niego przeznaczyć.
– Co… skąd to?
– Właśnie tego musimy się dowiedzieć. Keiko wspomniała mi, że Sasuke ukrył to w ubraniu, które oddaliśmy do spalenia. O mały włos, a… – Pokręciła głową, wyraźnie zniesmaczona. – Bardzo sprytnie to przemycił. W więzieniu w Suna na pewno bardzo gruntownie ich obszukano, a mimo to nikomu nie udało się tego znaleźć. Nam też o mało co, a by się nie powiodło.
– Gdzie to ukrył?
– Nie to jest w tej chwili ważne. Interesuje mnie tylko to, jak zdobyli wzór i cały proces otrzymywania związku, którym struła się Haniko. Niestety Keiko nie chce mi nic zdradzić.
– Dlaczego?
Tsunade spojrzała mu prosto w oczy.
– Ponieważ obiecała to Sasuke i tylko on jeden może ją zwolnić z dotrzymania tajemnicy. Jest nieugięta, a ja nie mam zamiaru posuwać się do tortur, skoro mogę zaczekać na niego. Itachi, lepiej, żeby twój brat wyznał całą prawdę, bo inaczej… może się zrobić nieprzyjemnie. Tam zginął człowiek. I to ktoś taki, kogo zupełnie byś się nie spodziewał.

10 komentarzy:

  1. Przyjemny rozdział.
    Cieszę się, że przeszłyście już do akcji i Sasuke znalazł się w wiosce od razu ale po kolei.
    1 Fugaku pali się grunt pod stopami. Podoba mi się, że uświadamia sobie, że miał gdzieś młodszego syna i zdaje sobie sprawę z swoich błędów i tego, że go nie doceniał.
    2 Tak coś przypuszczałam po cichu, że Fugaku jakoś pomoże Sasuke.Piękna scena z Mikoto. Zastanawiam się na ile sam się przeraził, gdy zobaczył Sasuke wyglądającego jak trup, że aż sam nie mógł zrobić kroku, gdy przejechało łóżko i potem. Czyżby szok dla niego. Na ile zrobił to dla Mikoto. Nie wiem, czy bardziej zrobił to z ojcowskiej miłości, czy dla żony, czy dla honoru klanu Uchiha.
    3 Mikot walneła meża jej :)
    4 Czy ja dobrze zrozumiałam, że dopiero jak Mikoto poprosiła pielegniarkę, abyjeszcze zmniejszyli cierpienie Sasuke to wtedy się zgodziła a tak to na złosć Fugaku nie. Jesli tak to suka, gdzie tu etyka pracy.
    5 Biedny Itachi, nie mógł nic zrobić, słuchając tych wrzasków. Biedna też Keiko widać, ze się obwiniają. Najlepiej bym ich przytuliła, zwłaszcza Keiko. Ona płacze...to boli mnie i Itachiego. I jestem ciekawa czy bedzie zły na Sasuke, że doprowadził ją do takiego stanu, w końcu on to destrukcja z czym nie zgadzam sie w 100%
    5 Nie wydaje mi się,że ostatnie słowa Sasuke to było jakieś wyolbrzymienie, z jego strony.
    6 Czekałam na momet aż dokładniej opiszesz wizytę u Haniko i porób bo czułam niedosyt. Scena z porodem...Co tu dużo pisać widzać, że chłopak się załamał. Natomiast wizyta u Haniko jakoś tak mi ciepło się zrobiło na sercu. Ucieszyłam się z ich krótkiej ale dziwnej rozmowy. Sumire jednak wygrała bo to ona najbardziej tęskniła za mamusią.
    7 Mam nadzieję, że sprawę misji niedługo zakończycie bo jeszcze asuke wyląduje w więzieniu za to, że chciał komuś pomóc w cierpieniu. Musi powiedzieć co się tam stało ale z drugiej strony rozumiem sojusz itp.
    8 Też nie chce wiedzeić gdzie Sasuke to schował, czyżby w bokserkach XD Niech tsunade pracuje nad odtrutką i Haniko wraca.

    Wracając do naszej poprzedniej dyskusji o Sakurze napisze jutro albo w niedziele, długi temat. Miło mi przeczytać waszego bloga, mam wrażenie że czasami mógłbybyć bardziej kanoniczny niż koniec mangi a raczej Boruto. Torche czytałam mange i obejrzałam anime z nudów i nieee. To nie tak miało się potoczyć. Boruto nie może przerosnąć Naruto. NO NIE!!!!!!! Nie mówiać, że z Sasuke i Naruto zrobili pracoholików a oni powinni spędzić czas z dziećmi. Nie moge przeżyć tego, że z Sasuke zrobili senseia dla Boruto (wkurza mnie on strasznie) a zaniedbuje własną córkę. Dodaktowo Orochimaru jest na wolnosći, podczas gdy Uchiha miał proces i był w wiezieniu. Heloo gdzie tu sprawiedliwość. A, ze Oro ma syna to już w ogóle kosmos.
    ahhh musiałam się wyżalić.
    WENY, WENY I JESZCZE RAZ WENY :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fugaku potrzebuje wstrząsu, żeby zdać sobie sprawę z własnych błędów i uczuć. Kto go tam wie, czy bardziej zrobił to z miłości do Sasuke, czy z powodu Mikoto, która nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby nie pomógł synowi. Myślę, że kolejne rozdziały jeszcze co nieco wyjaśnią w tej sprawie, choć jednoznacznej odpowiedzi możemy się nigdy nie doczekać :-)
      Lekarze nie byli zbyt delikatni, bo Fugaku im groził, ale czy dało się jeszcze zmniejszyć dyskomfort Sasuke podczas tego zabiegu? Wątpię, ona powiedziała tak raczej dlatego, żeby wkurzyć Fugaku i dać mu do zrozumienia, że nie dadzą się zastraszyć. Może i Sasuke trochę mniej cierpiał, ale myślę, że nie była to znaczna różnica. A czy to etyczne, to już inna sprawa ;P
      Słowa Sasuke może nie były jakimś wielkim wyolbrzymieniem, ale usłyszeć je w takiej sytuacji też raczej nie było miło. Sprawa była poważna, wszyscy podenerwowani, a on jeszcze z czymś takim wyskoczył, co przelało czarę goryczy u Keiko. I tak miała wyrzuty sumienia, że Sasuke ją ochronił, a jego organizm trawiła trucizna. Myślę, że nieważne już, co by powiedział, tego było dla niej za dużo :-). Czy Itachi będzie wściekły? Na pewno, ale będzie też cholernie przejęty i zmartwiony stanem brata, więc kto wie, jak będzie wyglądała ich pierwsza rozmowa po tym wszystkim ;-)
      Hm, co do tych rozmów Sasuke zarówno z Itachim, jak i Haniko, to w rzeczywistości niekoniecznie były one właśnie takie, jak tu zaprezentowałam. Sasuke wspomnienia mieszały się ze snem, czuł, że z jego ciałem dzieje się coś niewłaściwego, potem przyszedł ból, jego podświadomość na pewno miała wpływ na to, jak te spotkania w jego pamięci przebiegły. Nie sądzę np. by prosił o Itachiego o to, by ten pozwolił mu umrzeć, gdyby kiedyś przyszło mu tak mocno cierpieć ;-) rozmowa z Haniko też nie mogła tak do końca w ten sposób wyglądać, bo jeszcze wtedy nic mu nie dolegało. Jak te spotkania przebiegały w rzeczywistości nie dowiemy się chyba nigdy ;-)
      Sprawa misji się jeszcze trochę pociągnie, nic więcej nie zdradzę, ale kara nie będzie przyjemna. A o niektórych jej aspektach Sasuke nie dowiedział się jeszcze do tej pory. a mamy już 43 rozdziały ;-)

      Z kanonicznością u nas raczej słabo, więc wow, nie sądziłam, że ktoś może nasze opowiadanie uważać za bardziej pasujące do mangi/anime niż 'Boruto'. No ale fakt, ja też za tym nie przepadam, postać Boruto mnie irytuje, bo niby ma być inny niż Naruto, ale jak przychodzi co do czego, to jest taki sam, tylko zdolniejszy i bardziej zuchwały. Sarady też specjalnie nie lubię, ale mnie również doprowadza do szału, że Sasuke tak ją olał i nawet podstawowej techniki klanu Uchiha jej nie nauczył. Ale już sam fakt, że jest dziewczyną, stawia ją na straconej pozycji. Jej rola w 'Boruto' na pewno będzie mniejsza niż Sasuke w 'Naruto'. Cóż...

      Dziękuję za komentarz :-)

      Usuń
    2. Mimo wszystko jakiś obraz był tego spotkania i jakiś tam % był prawdą :).
      Kara nie może być przyjemna ale zaciekawiło mnie toco napisałaś. Przypuszczam, że Sasuke nie pójdzie do więzienia bo to byłoby za prosto. Ciekawa jestem waszej pomysłowości bo długa wydaje się ta kara i skomplikowana jeśli Sasuke do 43rozdziału nie dowiedział się o wszystkich aspektach. Ubolewam, że nie dodajecie rozdziałów co tydzień.
      Miałam napisać komentarz co do Sakury ale jeszcze się wstrzymam trochę bo sprawy uczelniane nie dają mie spokoju XD

      Jeśli chodzi o Boruto to myśle to samo. Znaczy wkurza mnie, że niby inny a niby taki jak Naruto. Przecież on go nie może przerosnąć a prwenie to się stanie. I wkurza mnie, że dzieciaki nic nie wiedzą o swoich rodzicach o ich przejściach. Brak słów. Sarade nawet lubię ale wkrzua mnie, że nic nie wie o Uchiha a jest spadkobierczynią i że Sasuke nie widział ja z dobre 9 lat.

      Usuń
    3. To może teraz ja pokuszę się o odpowiedź ^.^
      Co do kary Sasuke, hmm czy ja wiem czy ona jest komplikowana, no na pewno nie jest sztamponowa i niezbyt oczywista, ale na pewno będzie dotkliwa. Nie zdradzę więcej, aby nie było spoilerów.
      W kwestii rozdziałów co tydzień to już to kiedyś wyjaśniałyśmy. Naprawdę chciałybyśmy móc tak robić, ale ze względu na niezbyt duży zapas rozdziałów nie możemy. Nasze tempo pisania jest ostatnio dość niskie, a nie chcemy, aby doszło do sytuacji, gdzie nie mamy co wstawić, albo piszemy byle co, aby tylko mieć co wstawić. Także póki nie uda nam się uzbierać dobry zapas, nie zaryzykujemy wstawiania rozdziałów co tydzień. No niestety.

      I mnie również Boruto nie przypadło do gustu. Straciło pewien klimat, który miało Naruto. Do Boruto od czasu do czasu zaglądam głównie z sentymentu do Naruto, ale tytuł ten mnie nudzi. Mam podobne zarzuty co Erroaya i Ty, zwłaszcza do samego Boruto. Z początku był kreowany na nową postać, bardzo starał się odbiegać od ojca i za wszelką cenę nie być jak on, a mimo tych zapewnień staje się taki sam. Przez to robi się to nudne i nijakie. Także mam za złe rodzicom bohaterów, że nie zapoznali ich z dziedzictwem klanu i ich przeszłością. Boruto nic nie wie o kyuubim, o dzieciństwie Naruto i tym jak powoli dochodził do tego wszystkiego. Sarada nie ma pojęcia o sharinganie ani o Sasuke. Coś tam było pokazane, że Boruto dowiadywał się o aspekty byakugana i tradycję klanu Hyuuga, ale też nic o tym nie wiedział, dostając jakieś strzępy informacji na życzenie. Myślałam, że skoro Hinata jest gospodynią domową i zajmuje się dziećmi to powinna im trochę tego przybliżyć, a nawet o byakuganie im nie mówiła. Dziwne to. I ogólnie to też drażni mnie to, że te dzieci są tak podobne do rodziców, a głównie to do ojców. No rozumiem, że to dość normalne, ale oni są niemalże kopiami to nudzi. Przydałoby się wspomnieć też o tym, że przesadzają ze swoimi umiejętnościami. Niby ciągle jest podkreślane, że dzieci się teraz zmieniły i nie chcą się uczyć ninjutsu, że poziom młodego pokolenia shinobi nie jest takie jak kiedyś, ale jednocześnie one będąc w akademii za dużo umieją. Za czasów Naruto kończyło się ją poprzez stworzenie klona. A tutaj spokojnie są w trakcie nauki i szastają sobie klonami na prawo i lewo. Na serio ja czekam tylko aż nagle Boruto w ciągu tygodnie wytrzaśnie swoją wersję rasengana. Naprawdę przesadzają z tym, nie wiem ile Boruto ma lat, ale kończąc akademię ma się 12/13 lat, a on sobie tutaj radzi z co prawda samozwańczymi Siedmioma Mistrzami Mieczów i jeszcze wychodzi z tego bez większego szwanku. No naprawdę przesada. Jakby jeszcze to jakoś wyjaśnili, że ciężko trenował do maleńkiego itd, ale tak nie było.
      No dobra koniec bulwersu.

      Usuń
  2. Kit z tym, że muszę wstać o 7. Erroay przeczytałam T woj fanfick sasunaru "Nie potrzeba tragedii ani wojny..." jestem zachwycona, czytałam to całe 3 godziny. Piszę to tutaj bo szybciej odczytasz. Wspominałaś, że jak zakończycie tego bloga to wrócisz do opowiadania. Trzymam kciujubojestem ciekawa jak się to skończy, jak główna para się zejdzie i o co chodziło z gwałtem itp. Pokochałam Twój opis emocji Sasuke.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miło mi :-)
      No to jeszcze trochę potrwa, bo jednak mam zamiar tamto opowiadanie poprawić i napisać od zera. Jest w nim kilka aspektów, które obecnie zupełnie mi nie pasują do koncepcji, błędów logicznych, no i fragmentów, na które po prostu nie mogę patrzeć :D. I mam nadzieję, że nowa wersja też przypadnie czytelnikom do gustu.
      A na razie mam prawie skończone inne coś ;-)

      Usuń
  3. Nie nie wiem co napisać. Mam bardzo mieszane uczucia. Niektóre fragmenty czytałam kilka razy, starając się zrozumieć czemu je napisałaś. Te wstawki z wspomnień też mi nie podeszłym. Trochę je chyba pozmieniałaś. Może zamysł był dobry, ale są chyba nieco zbyt rozpisane. To już było, więc wspominka może być, ale kiedy jest ich dużo i zbyt dokładnie rozpisanych, to troszkę męczy. W końcu zamiast przypominać sobie przeszłość, wolimy się dowiedzieć co dzieje się w teraźniejszości.
    Jedno ze stwierdzeń nie daje mi spokoju. Czemu twierdzisz, że mężczyzna jest kruchy?
    Zachowanie Fugaku rewelacja. W końcu jak ojciec. Myślę, że nie mogłaś tego inaczej opisać. W końcu ojciec to ojciec, a wielki Pan Uchiha nie jest aż tak nieczułym dupkiem. Ładnie się zachował, oddając tyle krwi ile było trzeba. Swoją drogą pierwsze słyszę, ale ktoś w śpiączce krzyczał. Wprowadza się ludzi w śpiączki farmakologiczne po to, by nie czuli bólu, no ale może coś mylę.
    Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że po tym rozdziale zaczęłam się zastanawiać czy Itachi jest dzieckiem Fugaku. Skoro jego krew aż tak różni się o krwi brata, to może coś w tym jest. No i jeszcze jedno pytanko. Czy Mikoto zaszła w ciążę przed ślubem? Pytam, bo skoro bała się reakcji ukochanego na taką wiadomość, to musiała mieć powód, a po ślubie to przecież nic złego.
    Weny i kilkania w klawiaturę do rana 😀😀😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie tego wszystkiego nie było :-) możesz poszukać, ale nie znajdziesz tych fragmentów w żadnym z wcześniejszych rozdziałów. A znaczenie ich już tłumaczyłam w komentarzu gdzieś wyżej.
      Nigdzie nie twierdzę, że mężczyzna jest kruchy, to są luźne, chaotyczne przemyślenia Sasuke. Zdawało mi się, że to jasne, zwłaszcza, że zastanawia się też nad innymi kwestiami, jak chociażby melisa i filiżanki. Wszystko to jednoznacznie wskazuje na chaos w jego głowie, związany ze stresem tamtej sytuacji, mieszającym się ze snem. Wydawało mi się to oczywiste, więc nie czułam potrzeby, by to wyjaśniać.
      Chyba za bardzo upraszczasz i wszystko sprowadzasz do naszych realiów, zapominając, że to świat 'Naruto' :-).
      Grupę krwi mają taką samą. To że mają np. inny poziom żelaza we krwi, czy czegokolwiek innego, raczej nie świadczy od razu o tym, że nie ma między nimi pokrewieństwa :D. Ale bardzo ciekawa teoria!
      Chyba nie bardzo rozumiem, co do tego wszystkiego ma ślub? Przecież małżeństwa mogą nie chcieć mieć dzieci. Jedno nie ma przecież nic wspólnego z drugim. To tak, jakby para, która decyduje się na dziecko, koniecznie musiałaby się zaobrączkować. Ja wiem, że u nas w Polsce panują takie dziwaczne przekonania, ale naprawdę nie mieszałabym tego do realiów z mangi/anime ;-).
      Cieszę się, że decyzja Fugaku Ci się podobała, choć to na pewno jeszcze nie koniec :-).
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
    2. Zdarzyło Ci się kiedyś przeczytać książkę więcej niż jeden raz? Za pierwszym podejściem (jeśli jesteś normalnym człowiekiem) dostrzegasz to co najważniejsze. Za drugim szczegóły, które umknęły podczas pierwszego czytania. Za trzecim szczególiki. Ludzie, którzy lubują się w wyłapaniu wpadek filmowych, oglądają projekcje po kilkanaście razy. Dlatego ja nie odebrałam przemyśleń Sasuke jako chaos. Za pierwszym razem nie zwracał uwagi na "pierdoły". Wracając pamięcią do wydarzeń, które były, mógł lepiej przyjrzeć się temu, co kiedyś mu umknęło, zwłaszcza że podświadomość pamięta. To ładnie tyczy się np. przemyśleń o kubkach. Tak wiem, oni są w innym świecie, ale nadaliście im dużo cech ludzi z naszego świata, więc nie dziw się, że takie rozwiązania się nasuwają, zwłaszcza, że pod tym kątem nie wydaje mi się aby tak się różnili. Sygnałem do tego, że coś w tych wspominaniach jest nie tak, były szczególiki. Było ciężko je wyłapać nawet mi, choć wydaje mi się, że zapamiętuję takie rzeczy. Moim zdaniem zrobiłaś błąd, nie sygnalizując, że to wspominania i że coś jest w nich nie tak. Kazałaś nam samym się tego domyślić, a to byłoby nie takie trudne, gdyby czytało się opowiadanie jak książkę. Pamiętaj jednak, że to blog, a sceny ze wspominek były kilka miesięcy temu. Ty to wszystko wiesz, bo to piszesz, ale my możemy nie pamiętać.

      Wracając do mojej teori "nierodzeństwa" Uchiha. Jak czytasz tekst: "Bardzo duża różnica. Aż trudno uwierzyć, że są braćmi, bo ich krew jest całkowicie niekompatybilna. Znacznie większą zgodność uzyskamy z którymś z losowych dawców, dostępnych od zaraz." Podkreśmy stwierdzeie "całowicie niekompatybilna". Coś mi się wydaje, że nie świadomie to napisałaś. Wiem do czego chciałaś dorzyć, ale wyszło opacznie :)) Pozimiem żelaza nie da się tego wytłumaczyć. Weźmy pod lupę sytuacje jakie miały meijsce. Sasuke był na misji u Orochimaru. Żył w ciężkich warunkach, bez słońca i nie wiadomo czym waszerowany. Wrócił w kiepskim stanie zdrowia. Przez perypetnie z Haniko zmizerniał jeszcze bardziej. Później opieka nad dzieckiem, gdzie okazało się, że zaniedbuje siebie, bo całą uwagę poświęca córce. Ostatni czas - misja na pustynii, uciekanie pościgowi, itd, itp. Czyli jaką ma krew? Kiepską, bo wyjałowioną. Fugaku żyje może nieco w stresie, ale na kuchni swojej żony, która niczego mu nie żałuje. W jakiej jest kondycji? No w dobrej. Słabeusz tyle krwi by nie oddał. To też nie kupuję tego tłumaczenia. Wystarczyło napisać, że Itachi ma krew po matce i że do tego zabiegu potrzebna jest taka sama grupa.
      Ślub ma do tego tylko tyle, że jeśli się na niego decydujesz, to automatycznie deklarujesz się na tworzenie rodziny z kimś takim. Wiadomo, że może nie zawsze od razu dziecko, albo wcale, jeśli ktoś tak woli, ale w świadomości to jest, że jak się trafi to będzie i tyle. Jeśli nie ma ślubu, to oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby mieć dzieci, tylko nigdy nie wiadomo jak to będzie. Zostanie czy odejdzie? Rozumiem stres, ale panika? Byli po ślubie i ona panikowała, że zaszła w ciąże? Tego nie roumiem.
      Zbierajać do kupy to o ślubie i niezgodności krwi braci, łatwo wyciągnąć wniosek, że a może autorki przygotowały super bombę i bracia nie bądą prawdzimy braćmi. Nie wiem czemu, ta opcja mi się podoba :) Rozwaliłybyście wtedy system, będąc mega oryginalne.

      Usuń
    3. Tak, zdarzyło mi się czytać coś/oglądać więcej niż jeden raz. Mimo to nie zgodzę się z Tobą, bo nie lubię rzeczy jednoznacznych, tylko takie, które zmuszają do myślenia. I wydaje mi się, że przedstawiłam to dostatecznie jasno, by po chwili zastanowienia nad tym, co się czytało, wyciągnąć odpowiednie wnioski. Przed publikacją rozdział czytały dwie osoby i żadna nie miała uwag do tej kwestii (choć zawsze staram się omówić konkretne fragmenty, by mieć pewność, że czytelnik zrozumiał przekaz), a już na pewno nie miał uwag do zdania, będącego wynikiem chaotycznych i spanikowanych przemyśleń Sasuke. Nie wydaje mi się, by myśli kogoś przeżywającego we śnie stresujący dla niego moment w życiu, należało poddawać analizie. Wręcz przeciwnie.
      Przyznaję, zdanie jest może nieco przesadzone, ale zwracam uwagę na to, że jest to tylko wypowiedź, a nie kwestia narratora. A o czym to świadczy? Że może być wyolbrzymione, zwłaszcza w takiej sytuacji, kiedy krew musi być naprawdę bardzo do siebie zbliżona. Ja akurat mam skłonności do przesady, kiedy coś do czegoś porównuję. Czy inni tak nie mają? Mają. Poza tym nie ma czegoś takiego jak 'krew po matce'. Dziedziczenie nie przebiega w ten sposób, zapewniam. Itachi może mieć parametry krwi podobne do Mikoto (jeśli oczywiście nie jest na coś chory), ale nie mieć identyczną krew. Tym bardziej, że Itachi ma taką samą grupę krwi jak Sasuke i Fugaku. Polecam również zwrócić większą uwagę na rolę stresu na organizm ludzki. Bo dobry obiadek naprawdę go nie zniweluje.
      Nie, ślub nie równa się deklaracji założenia rodziny. Ślub to taki papierek załatwiany w urzędzie, który rozwiązuje np. kwestie majątkowe i absolutnie nie ma to nic do zakładania rodziny i niczego w tej kwestii nie zmienia. Reszta jest zależna od człowieka.
      I nie była po ślubie. Sasuke o tym wspominał jakoś w 3 lub 5 rozdziale drugiej serii.
      Czytałam już kilka ff, w których Sasuke i Itachi nie okazywali się braćmi, a przynajmniej nie z jednego ojca, więc nie widzę w tym niczego oryginalnego. I nie wydaje mi się, by po takiej informacji udało się jeszcze odratować tę rodzinę. Definitywnie wszystko by się posypało.

      Usuń