31 grudnia 2016

08. Jestem najgorszy na świecie i zostanę twoim chłopem

Witajcie!
Na wstępie życzę Szczęśliwego Nowego Roku i szampańskiej zabawy! A w chwili przed szykowaniem się na zabawę zapraszam na chwilę humoru i relaksu z nowym rozdziałem.
_______________________________________________________________


Fumiko wyszła już z kilka godzin temu, po dość długich i męczących przesłuchaniach. Podczas których Keiko doszła do wniosku, że zacznie zdawać jej relacje, na bieżąco, gdyż zdążyła pogubić się w wydarzeniach ostatnich dni. Niestety dziewczyna cierpiała na pamięć wybiórczą. Potrafiła nie pamiętać tego, co wczoraj robiła, ale mogła ze szczegółami opowiedzieć o spotkaniu z przyjaciółmi sprzed miesiąca. A do tego dostała przydługi pouczający wykład. Fumiko czasami zapominała, że Keiko wcale nie jest jej nastoletnią siostrą a tym bardziej uczennicą. Dziewczyna przez swój zawód, który zresztą uwielbiała, wyuczyła w sobie czasami irytujący odruch opowiadania kazań. Moralizujący monolog od czasu do czasu bywał przydatny, lecz Orinoke potrafiła przesadzać.
Uniosła lekko kąciki ust na przypomnienie ich rozmowy i tony bulwersacji pod adresem Sasuke, który zamiast najnormalniej w świcie zrobić jej awanturę w obronie uciskanego brata, wolał, odwalić absolutnie oderwany od realności cyrk pod tytułem: jestem najgorszy na świecie i zostanę twoim chłopem. Już zamierzała westchnąć ze zrezygnowanie, kiedy zadrżała. W głowie zahuczało wspomnienie tonu głosu Josuke, informującego, że ma jutro przyjść do jego gabinetu. Zacisnęła pięści, gotowa znów zacząć spekulować, że Sasuke ktoś mózg wyssał, lecz nim zdążyła otworzyć usta, usłyszała charakterystyczny dźwięk towarzyszący przekręcaniu klucza w zamku. Wyłączyła telewizor z jakimś wybitnie mało śmiesznym programem rozrywkowy i się podniosła. Z pustym kubkiem udała się do kuchni, nie zaszczycając Sasuke nawet spojrzeniem, ignorując jego ciche, wróciłem. Odstawiając naczynie do zlewu, zerknęła na korytarz, obserwując, jak wchodzi do salonu. Z obojętnym wyrazem twarzy, poszła w jego ślady. Siedział na kanapie z rękoma opartymi o kolana i opuszczoną głową. Oczy chował za włosami nachodzącymi na pół twarzy. Wydawał się mocno przybity. Keiko odruchowo drgnęła, pragnąc, wypytać, pomóc, pocieszyć, ale w porę się wycofała. Była na niego zła i chciała, aby o tym wiedział.
— Jeśli masz ochotę, to w garnkach jest obiad. Możesz sobie przygrzać — oznajmiła beznamiętnym tonem. Zaskoczyła go tym, lecz aktualnie miał inne zmartwienia, iż jej humorki, więc tylko pokiwał głową.

***

Mężczyzna podszedł do okna, obserwując uśpione miasto pogrążone w ciemności, gdzie jedynymi punktami światła były uliczne latarnie.
— Czasami jesteś, jak ich ojciec, który nadal rozczula się nad dorosłymi dziećmi.
— …
— Nie powinieneś, tak o niej myśleć — oznajmił, przyglądając się mu.
— Tak, znaczy, jak? — zapytał, nadal wpatrując się w niesprecyzowany punkt za oknem.
— Przez pryzmat początku.
— Nie zaczynaj — burknął niechętnie. Wiedział, że Keiko nie jest już małą dziewczynką, że jest silna, że umie poradzić sobie w ekstremalnych warunkach, nawet jeśli właśnie jest świadkiem śmierci towarzyszy. Jednak coś w głębi nie pozwalało myśleć rozsądnie. Obawiał się, że jeśli Itachi okaże się zdrajcą, a cały ich związek farsą, ona załamie się, rozpadając na kawałeczki. Tego by nie zniósł. Ten ból znał z autopsji, dlatego przysiągł zrobić wszystko, aby nikogo z jego przyjaciół to nie spotkało.
— Josuke posłuchaj mnie — powiedział poważnym, zmartwionym głosem, kładąc przełożonemu dłoń na ramieniu. — Stracisz ją.
— O czym ty mówisz?
Odwrócił się, groźnym wzrokiem mierząc nad wyraz opanowanego Danara.
— Brnąć w to dalej, spowodujesz, że w końcu odwróci się od ciebie.
— Nie ma mowy — zaprzeczył, znów przenosząc wzrok na wioskę.
— Niestety tak będzie. Stworzyłeś nowy system relacji obowiązujących w organizacji, lepszy od poprzedniego, przynoszący współmierne korzyści. Jednak pamiętasz, co mi powiedziałeś na samym początku? Dlaczego powołałeś takie stanowisko i mnie na nim? Pamiętasz? Pilnuj mnie, ustrzeż przed błędami…
— Które mogę popełnić z powodu mojego charakteru — dokończył za niego. Doskonale to pamiętał. Zająwszy stołek przywódcy, wprowadził wiele zmian, dokonując ogromnej reorganizacji, tuż przed tym, jak jego przyjaciele przyłączyli się do Kindersów. Aktualnie w ekipie zostali nieliczni, którzy pamiętają stary system, opierający się na bardzo szczegółowym i ścisłym prawie oraz członkach wręcz zaprogramowanych do przestrzegania go.
— I to właśnie chcę zrobić.
— Mów — polecił, wzdychając zrezygnowany. Nie znosił, kiedy prawił mu pouczające kazania.
— Mówiłem, jeśli dalej będziesz w to brnął, spowodujesz, że odwróci się od ciebie. Jesteś święcie przekonany, zbyt pewny tego, że w razie ultimatum i przyparcia do muru bez wahania wybierze nas. Tak nie musi być, a mało tego, ostatnio pokazała, że w ostatecznym rozrachunku może wybrać jego. W końcu wyzwała cię na pojedynek, w pełni świadoma wszystkich konsekwencji. I to tylko po to, abyś zaakceptował Itachiego. To nie jest spóźnione nastoletnie zauroczenie, po którym wyleje rzewnie łzy i wróci uśmiechnięta. Ja wiem, że za wszelką cenę chcesz ją uchronić przed zranieniem, jednak pomyśl obiektywnie. Niby, dlaczego Itachi miałby się w niej zwyczajnie nie zakochać? Niczego jej nie brakuje, jest ładna, towarzyska, zabawna, urocza, potrafi wszystkim poprawić humor, rozbawić każdego, a do tego cały czas być słodką jak cukierek. Każdemu starszemu bratu nie podoba się wybranek jego ukochanej malutkiej siostrzyczki, która zasługuje na najlepszego i najwspanialszego księcia. To oczywiste. Ale musisz na to spojrzeć nie swoimi oczami, tylko osoby postronnej. Daj temu szansę. Nie martw się, jeśli coś będzie nie tak, Keiko na pewno ciebie powiadomi.
Odpowiedziała mu cisza.
— Przemyśl to.

***

— Już mogę? — zapytała niepewnie, wymijając Miyu w drzwiach. Mężczyzna zamarł. Jeszcze przed chwilą widział wchodzącą Keiko, ze skrępowaniem wymalowanym na twarzy, a teraz biegła do niego słodka czternastoletnia dziewczynka z dwoma kucykami, pełna radości i podekscytowania, że została wezwana do gabinetu przełożonego. Pokręcił gwałtownie głową, Danar miał rację.
— Co to był za cyrk? — zapytał poważnym tonem, mierząc groźnym wzrokiem, wiercącą się z zakłopotania Higashiyamę.
— Ja przepraszam, ja naprawdę przepraszam, nie miałam nic z tym wspólnego — jęknęła rozżalonym głosem, rzucając się na biurko i wyciągając błagalnie splecione dłonie przed siebie. — Ja nic o tym nie wiedziałam. To Sasuke wymyślił, bez mojej wiedzy. Ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła i nigdy mu o tobie tak nie mówiłam. Uwierz, ja naprawdę nie miałam nic z tym wspólnego — łkała.
— Uspokój się — polecił, wskazując ręką, aby zasiadła z powrotem na krześle. — Porozmawiamy poważnie na spokojnie, więcej cyrków nie potrzeba.
Keiko zamrugała gwałtownie. Josuke był nade wszystko opanowany. Zbyt spokojny. Oczekiwała wrzasków, kłótni i wiele krzyku, a on prezentuje stoicyzm. Obdarta z pewności siebie usiadła, patrząc na niego lękliwie, kuląc się nieznacznie.
— Wytłumacz się. I nie kituj mi, ja nie okno.
— Dobrze — potaknęła, rozumiejąc, że nie nabrał się na farsę Sasuke, co było do przewidzenia. — To, co mówił, było kłamstwem. Wściekł się za to, że obrażasz jego brata i zareagował pod wpływem impulsu. Ja nie brałam w tym udziału, wyszłam tylko, dlatego że on by tego nie zakończył, gdyby się nie zmyła. Nie miałam żadnego wpływu na to, co mówił i jak się zachowywał.
— Flirtujesz z nim?
— Nie — zaprzeczyła gwałtownie, kręcąc głową. — Nie jesteśmy parą, kochankami, ani nic z tych rzeczy.
— Pocałował cię?
— Nie! Nie trafił w usta.
— Wyglądało to inaczej.
Skrzywił się, krzyżując ręce na piersiach.
— Przysięgam, nie pocałował, ani wtedy, ani nigdy wcześniej.
— To, co on w ogóle u ciebie robił? — dopytywał, mimo iż miał świadomość, że to, z kim mieszka, wykracza poza jego zainteresowanie, jako jej przełożonego.
— Jest bratem Itachiego, więc nie ma bata, żebyśmy się nie znali. Nie jest zły, jeśli nie ma tylko głupich pomysłów. No tak wyszło, że się zaprzyjaźniliśmy, a że potrzebował pomocy, to postanowiłam pomóc i przenocować go na jakiś czas.
— Więc to o to chodziło z tym że mogłaś wybrać gorzej, a Itachi jest najlepszy z Uchiha — wyszeptał do siebie, krzywiąc się ze zniesmaczeniem.

***

Pełnia szczęścia to mało powiedziane. Była tak prze szczęśliwa, że mogłaby to wykrzykiwać wniebogłosy przez najbliższe godziny, tak ją energią roznosiła. Niestety nie miała czasu na ostry trening, który spowodowałby pozbycie się jej nadmiaru. Miała plan, który chciała koniecznie jeszcze dzisiaj zrealizować. Na zasadzie, kuj żelazo. póki gorące. Stąd też całą drogę od siedziby do domu nieustanie biegła, starając się wyżyć na maksa. Nie przejmując się omal nierozdeptanym na schodach Sasuke, pognała na górę. Ledwo złapała odrobinę tchu, aby znów wyparować z pomieszczenia, po raz kolejny potrącając mężczyznę. Naprędce wystroiła się, jak tylko mogła i zbiegła na dół. Nie mając czasu na zbędne tłumaczenia, wykrzyczała, jest bombowo, zbiegając ze schodów i zniknęła za drzwiami.

***

Poprawiła lekko zadartą przez płaszcz spódniczkę, otrzepała koniec szalika z zebranego gdzieś po drodze śniegu i zapukała. Na szczęście uspokoiła się w połowie drogi, dzięki czemu nie stała teraz na wycieraczce, dysząc, nie mogąc złapać tchu.
— O! — zawołała, widząc pana domu ze standardowo kwaśną miną. Tego się nie spodziewała, zakładając z góry, że go nie będzie. Przez co, niewiele myśląc, wypaliła: — A pan to, czemu nie w pracy?
Obdarzył ją lodowatym, na wskroś nieprzychylnym spojrzeniem, który gdyby mógł zamrażać, Keiko byłaby już jedną wielką bryłą lodu.
— Oj, przepraszam — wybełkotała zakłopotana, rozumiejąc, jaką gafę popełniła. — Już, nie mieszając się do pańskich wagarów, jest Itachi?
— Nie ma — ton głosu wyraźnie mówił, odejdź stąd, póki żyjesz.
— Nie ma? — powtórzyła, się zasmucając. To ona tak gnała, aby okazało się, że go nie ma. Spochmurniała, zawiedziona. — A to — zawołała, widząc, jak mężczyzna przymierza się do zamknięcia drzwi — jest pani domu? — zapytał kulturalnie, starając się tym razem czegoś nie palnąć o jego żonie.
— Mikoto?
Był zaskoczony, czego nie dało się ukryć. Niepewnie spoglądał na uśmiechniętą życzliwie dziewczynę. Już otwierał usta, aby zaprzeczyć...
— Kochanie, coś się stało?
Obok męża w drzwiach stanęła kobieta, zaniepokojona trzymaniem gościa na wycieraczce.
— O Keiko, wchodź, wchodź — zachęciła, otwierając szerzej drzwi. Fugaku nie miał, jak zaprotestować, więc z obojętną miną wycofał się w głąb, znikając w swoim gabinecie.
— Dzień dobry pani.
— Widzę w dobrym humorze? — zagadała, widząc jej uśmiech od ucha do ucha.
— No jasne.
— To ja może pójdę po Itachiego.
— A to on jest w domu?
W porę ugryzła się w język, aby nie palnąć, że Fugaku jest draniem, który kłamie, jak ona ma tak ważną sprawę.
— Owszem, pójdę po niego, a w tym czasie rozbierz się i rozgość.
— Mhm — mruknęła potakująco, rozwijając szalik.
Ledwo zdążyła usiąść na kanapie, kiedy w salonie pojawił się Itachi, z czającą się za nim Mikoto.
— Ita — krzyknęła, zrywając się do pionu i rzucając mu na szyję. Nie zdążył zareagować, odciągając ją w porę, co skończyło się tym, że pocałowała go czule prosto w usta.
— Oohh — westchnęła kobieta, ukradkiem obserwując parę.
 Itachi drgnął, lekko odsuwając Keiko. Już zamierzał ofukać dziewczynę za publiczne pieszczoty na oczach rodziców, kiedy dostrzegł pełne radości oblicze. Serce oblała przyjemna fala ciepła. Dawno jej takiej nie widział. Z pełnym szczerej szczęśliwości uśmiechem ukazującym koniuszki zębów i oczami błyszczącymi podekscytowaniem.
— Choć może na górę? — zaproponował, wyczuwając wzrok matki na swoich plecach.
— Nie. Przyszłam, aby cię zaprosić na randkę.
— Ty mnie?
— Tak!
Szybko przeczesywał pamięć, szukając obrazu swojego odbicia w lustrze. I znalazł jedno gdzie niestety, niezbyt korzystnie wyglądał.
— Dasz mi piętnaście minut?
— Jasne poczekam. To ja tu siedzę — oddała, opadając na kanapę. Pokiwał głową, szybko znikając na górze. Łazienka, szafa, szczotka, ma tylko kwadrans na wszystko.
— Herbaty? — zagadała Mikoto, zjawiając się z kubkiem.
— O bardzo chętnie. Tak się tu śpieszyłam, że mi w gardle zaschło od biegu.
Kobieta uśmiechnęła się, siadając naprzeciwko rozpromienionej dziewczyny.
— Aż tak się śpieszyłaś, że biegłaś?
— No pewnie. Mam niespodziankę dla Itachiego, więc nawet dobrze, że poszedł się przebrać. Powinien dobrze wyglądać, zresztą zawsze dobrze wygląda, nawet jak jest nieuczesany. O rany, wygląd — zawołała, zrywając się do pionu. Orientują się, że przez bieg mogła popsuć wyszykowanie. — Dobrze wyglądam? — Z wyczekiwaniem spojrzała na Mikoto.
Kobieta dokładnie jej się przyjrzała, uważnie lustrując każdy detal.  W końcu Keiko wychodziła na randkę z jej synem, każdy szczegół musiał być dokładny. No cóż, przy Higashiyamie, ciężko o to, aby tak było, jednak dzisiaj prezentowała się uroczo, całość psuła tylko fryzura, zmierzwione rozpuszczone włosy.
— Trochę splątały ci się włosy.
— O nie — zawyła, przeczesując je palcami, co nie wyszło, przez drobne kołtunki. — Akurat teraz jak niczego nie mam przy sobie — oznajmiła zawiedziona, siadając z powrotem, z lekkim zrezygnowaniem wypisanym na twarzy.
— Poczekaj, coś na to zaradzę — rzekła, wychodząc. Nie minęła minuta, kiedy wróciła ze szczotką, polecając, aby dziewczyna odwróciła się do niej.
— Dziękuję pani bardzo. Ratuje mnie pani.
— Oj, to nic.
Na chwilę nastało milczenie, podczas którego Mikoto delikatnie i spokojnie rozczesywała splątane włosy, cichuteńko nucąc ulubioną melodię, przy której Kinari od razu zasypiała.
— Ma pani wprawę.
— Dziwnie się czuję z tą panią. Jesteś już prawie jak rodzina, nie ma sensu pozostawać przy sztywnych tytułach.
— Jak rodzina?
— Dziewczyna najstarszego syna, to już prawie członek rodziny. A przynajmniej niedaleko do takiego tytułu.
Keiko z konsternacją popukała się palcem po ustach. Czyżby Mikoto coś insynuowała? Wolała w to nie brnąć.
— Inaczej się czesze kogoś a samego siebie. Pani zapewne przyzwyczajona do czesania siebie, więc skąd ta wprawa? — zapytała, ciągnąć lekko na siłę zaczęty przez siebie temat.
— W tajemnicy ci powiem, że nabrałam ją przy Itachim.
— Serio? — zapytała ożywiona, omal odruchowo nie odwracając głowy.
— Jak był młodszy, potrafił nie radzić sobie z rozczesywaniem. No wiesz, jak to na misji bywa. Tu jakiś listek, tam gałązka, tu trochę błota, tu znów jakiś rzep, a tam żywica. Potajemnie musiałam rozczesywać mu te kołtuny.
Keiko zachichotała, oczami wyobraźni widząc małego Itachiego, z załzawionymi oczami i szczotką w ręku, który płaczliwym głosem prosi mamę o uczesanie.
— Ale, to taki mały sekret. Głupio mu było przed bratem i ojcem, że nie radzi sobie z włosami.
— Postaram się nie wygadać. Ale jak teraz urośnie Kinari to przynajmniej będzie miała już z górki.
— Nie mogę się doczekać, aż będę mogła ubrać ją w śliczną sukieneczkę, związać dwa kucyki i pójść za rączkę do parku — rozmarzyła się. — Te moje urwisy, też są urocze, ale córka to jednak, co innego.
— Na pewno. A oni są uroczy, tylko jak śpią. Bo jak nie śpią, to mają głupie pomysły. Zwłaszcza durne pomysły ma ten najmłodszy. No tak, tak. Mówię pani, tak jest — opowiadała z przejęciem tonem rzeczoznawcy, potakując z aprobatą głową. — Jest do zniesienia tylko, jak śpi albo go nie ma. A poza tym to robi cyrki i wprowadza chaos do kuchni. Poważnie.
Mikoto uśmiechnęła się, rozbawiona jej wywodem i tonem.
— Przy okazji, chciałabym zaprosić cię na moje urodziny, są w przyszłą sobotę. Byłoby miło, gdybyś przyszła.
— O! Lubię urodziny. A co kupić?
— Oj kochana, nie musisz mi nic kupować. Twoja obecność będzie już wystarczającym prezentem.
— O nie ma mowy. Kto to widział, żeby na urodziny przychodzić z pustymi rękoma? Już ja coś poszukam — odparła pewnie, uderzając pięścią w otwartą dłoń.
— Związać je? — zapytała, przeczesując ostatnie pasmo.
Mruknęła, zaprzeczając: — Itachi lubi rozpuszczone.
— Na przedpokoju jest lustro, możesz się obejrzeć.
— O ja, ale ślicznie — mówiła, oglądając wygładzone, schludnie przyczesane włosy. — Dziękuję pani bardzo. — Przytuliła się do lekko tym zaskoczonej Mikoto.
— Już jestem gotowy — zakomunikował, schodząc. Zatrzymał się, zaskoczony widząc matkę w objęciach Keiko. Czyżby zaszło tu coś, o czym powinien wiedzieć?
— No to idziemy — oznajmiła, pochwytując mężczyznę za rękę. — Jeszcze raz pani dziękuję i na pewno przyjdę. Do widzenia.
— Bawcie się dobrze kochani.

— To gdzie chcesz iść? — zapytał, zamykając furtkę. — I to ja powinienem zapraszać.
— Oj tam, szczegóły. Na sam początek mam niespodziankę, chodź.
Pociągnęła go, nie zdradzając celu podróży. To miała być miła niespodzianka i nie zamierzała jej zepsuć.
— Wszystko w porządku? — zapytał zmartwionym głosem, obserwując jak dziewczyna unika kontaktu wzorkowego, rozglądając się chaotycznie po okolicy i po raz siódmy powtarza to samo. Dokładnie tę samą historyjkę, siedem razy z rzędu. Trochę stresowała się, bojąc się, że jak zacznie paplać jak najęta, to wymsknie jej się, dokąd idą.
— Ta, hehe, czemu miałoby być coś nie tak?
— Wyglądasz na spiętą.
— Wydaj ci się.
— Skoro tak — mruknął nieprzekonany, jednak odpuszczając. — Powinnaś nosić rękawiczki — zakomunikował, łapiąc ją za dłoń. Była zimna, posiadała lekko posiniałą skórę oraz skostniałe palce. Zamknął w ciasnym uścisku i tak złączone ręce włożył do swojej kieszeni, przez co Keiko musiała przysunąć się bliżej. Spojrzała na niego zaskoczona, się zatrzymując. Uśmiechnął się delikatnie, przejeżdżając kciukiem po zmarzniętej dłoni ukrytej w ciepłej kieszeni. Delikatnie uniesione kąciki ust i tańczący w oczach blask z sąsiedniej latarni, niesamowicie współgrały z ciepłym wzrokiem Itachiego.
Keiko patrzyła z zafascynowaniem, zastanawiając się, czy wyjąć telefon, aby to uwiecznić. Chociaż? Pal licho telefon, buzi jest przyjemniejsze! Przysunęła się bliżej.
— Nie — krzyknęła, odskakując, przez co wyszarpnęła dłoń z uścisku. — Nie będziesz mnie tu teraz czarował — odparła twardo, tupiąc nogą i chowając twarz w szaliku. — Świętowanie będzie później, najpierw trzeba coś zrobić.
Przyglądał się jej uważnie. Powinien zapytać, o co chodzi? Jednak skoro niespodzianka, to uznał, że tę chwilę wytrzyma.
— Dobrze, ale dłonie to masz zmarznięte. — Wyjął z kieszeni swoje rękawiczki. Na Keiko były przy duże, przez co lekko spadały i kłapały. Z zafascynowaniem patrzyła, jak latają, przy energicznym zginaniu palców.
— Ty zobacz, ale fajne.
Wystawiła ręce centralnie przed twarz Uchihy, nadal powtarzając czynność. Uśmiechnął się rozczulony, jak niewiele trzeba, aby była uradowana.
— Dobrze, dobrze, chodź, bo jeszcze o niespodziance zapomnisz.
— O rany, a która jest?
Wygrzebała komórkę, lecz w przydużych rękawiczkach trudno było trafić w odpowiednie przyciski.
— Musimy się pośpieszyć — zawołała, kiedy Itachi wyciągnął swoją, pokazując podświetlony ekran. — Szybko — zakomunikowała, ciągnąc go w boczną uliczkę. Za długo zabalowała, czekając, aż się wybierze, teraz powinni się streszczać. W końcu na coś takiego nie wypada się spóźnić.

— Idziesz do siebie? — zapytał z zaskoczeniem, zerkając na szyld nad dwuskrzydłowymi drzwiami. Znak przedstawiał czarną przeplataną wstążkę, identyczną, jaką posiada węzeł celtycki i jaki znajduje się na ciele Keiko oraz reszty członków organizacji. Symbol ANBU był wariacją na temat godła Konohy, miał symbolizować przynależność shinobi do wioski. Noszony z dumą na lewym ramieniu, prezentowany nawet podczas walki. Natomiast Kindersi nie afiszowali się, znak na torsie był ukryty pod ciuchami z dala od oczu innych. Obcy shinobi, niewtajemniczeniu w struktury Konohy, nie odróżni ich do ANBU. Obie organizacje używają masek, a ich członkowie są profesjonalistami. Niewiele osób zwróci uwagę na innego rodzaju strój czy drobny czerwony tatuaż.
— Idziemy — poprawiła go, otrząsając z zamyślenia. Wzrok utkwiony w szyldzie przeniósł na nią. Pokonała już jedną czwartą schodów, kiedy on nadal stał u ich podnóża.
— Poczekam tutaj.
— Masz iść ze mną — odparła twardo, przyjmując stanowczą postawę z dłońmi na biodrach. Nie doczekawszy się reakcji, cofnęła się, ciągnąc go za rękę ku górze. Nie miał wyboru, posłusznie ruszył, niepewnie wchodząc do środka. To miejsce nie kojarzyło mu się zbyt dobrze. Ostatni raz był tutaj, kiedy Keiko dostała misję, po której przebywała na leczeniu.
— Siema Aron — przywitała się uprzejmie, podchodząc do portiera. Mężczyzna obdarzył Itachiego srogim wzrokiem, wyraźnie niezadowolony z jego obecności. — Możesz zawiadomić Josuke, że przyszłam.
Zmarszczył brwi. Zerkał to na nią to na stojącego lekko z boku Uchihę. Chwila minęła, nim pochwycił za telefon, wybierając odpowiedni numer.
— Przepraszam szefie, Keiko przyszła. Tak. Dobrze.
Odłożył urządzenie, kiwając głową w stronę szatynki. Nie musiał nic mówić, wiedziała, że przywódca ich oczekiwał i zaraz tu przyjdzie. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a jej wzrok przykuły rozłożone ulotki na niewielkim stole przy wysłużonej kanapie. Wszystkie dotyczyło rekrutacji. Uśmiechnęła się na wspomnienie, kiedy przyszła tu pierwszy raz prosząc o plik formularzy. Jednak nim zdążyła na dobre pogrążyć się w przeszłości, drzwi prowadzące w głąb budynku otworzyły się gwałtownie. Stanął w nich Josuke z bardzo poważną miną, lustrując nieprzychylnie Itachiego.
— Klucze do salki — nakazał, podchodząc do portierni. Aron zaskoczony zamrugał parokrotnie. — Klucze — powtórzył zniecierpliwiony.
Pośpiesznie podał je, lecz nie potrafił odwrócić ciekawskiego spojrzenia, uważnie obserwując, jak Josuke skieruje się do drewnianych drzwi, znajdujących się nieopodal kanapy.
— Zapraszam — oznajmił, wskazując ręką niewielką salę używaną do rozmów z gośćmi, którzy nie mieli prawa przekroczyć progu oddzielającego siedzibę od świata zewnętrznego. Do portierni wejść mógł każdy, ale do środka to już tylko członkowie organizacji.
Itachi zmarszczył brwi. Josuke we władczej postawie z ręką skierowaną do wnętrza sąsiedniego pomieszczenia, nie spuszczał z niego wzroku. Czyżby mówił do niego? To, o to Keiko chodziło? Niespodzianką była rozmowa z jej przełożonym?
— No idź.
Keiko szturchnęła go, popychając w stronę otwartych drzwi. Spojrzał głęboko w rozradowane tęczówki. Nie odwrócił się, póki nie odnalazł w nich potwierdzenia. Tak, o to chodziło. Higashiyama nic nie mówiąc, zaaranżowała te spotkania, a może tylko wypełniała polecenia?
— To zajmie nam chwilę — zakomunikował, zamykając za Uchihą drzwi z lekkim trzaskiem. Pokój był ciasny, a większość jego miejsca zajmował stół obstawiony krzesłami. Itachi bacznie lustrował pełną majestatu postawę przywódcy Kindersów. Prezentował powagę, skupienie i autorytet. Zupełnie nie przypominał mężczyzny, którego widział na imprezie u Keiko pół roku temu. Domyślał się, że sprawa dotyczy zdjęć, więc spiął się, zasiadając na wskazanym krześle. Z uwagą, godną najlepszego przeciwnika obserwował najdrobniejszy ruch, najmniejszy grymas, skupiając się na oczach, z których można najwięcej wyczytać. Jednak nie tym razem. Josuke był profesjonalny, aż zanadto.
— O co chodzi? — zapytał, przerywając trwające od dłuższego czasu mierzenie się wzrokiem. Przypominali dwóch wrogów na polu bitwy szykujących się do starcia, nie zaś dwójkę mężczyzny, mających zamiar porozmawiać.
— Dla Keiko jesteśmy niczym rodzina — zaczął spokojny, opanowanym tonem. — Nie staje się pomiędzy członkami rodziny. Po prostu nie wypada niszczyć relacji między rodzeństwem. Nie przyszło ci może do głowy, aby usunąć się, zejście z drogi? W imię miłości nie niszczyć jej szczęścia.
— W imię miłości, tak? Hm — zamyślił się, udając, zastanowienie. — A tobie nie przyszło do głowy usunąć się w cień, aby nie niszczyć szczęścia siostry? W imię miłości do niej.
Josuke uśmiechnął się drwiąco. Zrozumiał przekaz. Keiko jest dla mnie ważna i tak jak wy z niej nie zrezygnujecie, tak i ja nie zamierzam. W gruncie rzeczy to właśnie chciał usłyszeć, deklarację walki. Przyglądał się pełnym determinacji czarnym tęczówkom, odzwierciedlającym wypowiedziane słowa. Wstał, wyciągając rękę. Ten gest zaskoczył Itachiego. Podniósł się, nieufnie obserwując nadal nieustępliwy wzrok Josuke.
— Co jest? Nie chcesz? — dopytywał, a w jego głosie pobrzmiewała odrobina kpiny. Niepewnie wyciągnął rękę, traktując mężczyznę z rezerwą. Dłonie zetknęły się i doszło do wymiany uścisku. Twarz Josuke nieznacznie złagodniała, lecz Itachi nie był skory do rozluźnienia. Wyszło mu to na dobre, gdyż nagle, diametralnie oblicze przywódcy Kindersów się zmieniło. Pociągnął Uchihę za złączoną dłoń, zmuszając do tego, aby pochylił się nad dzielącym ich stołem. Ich twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie, parę centymetrów od zetknięcia się nosami. Nie było już profesjonalnego, poważnego oblicza, teraz jego mina wyrażała gniew, zdecydowanie i bojowość.
— Jeśli ją zranisz — cedził przez zaciśnięte zęby, owiewając policzki ciepłym oddechem — jeśli kiedykolwiek będzie płakała z twojego powodu, wiedz, że cię zabiję.
Puścił dłoń, prostując się, pozwalając, by znów dzielił ich stół.
— Z niezrozumiałych dla mnie powodów, Keiko ci wierzy — odparł, ciągnąc dalej, przybierając z powrotem spokojny, lecz twardy ton głosu. — Zaakceptuję to, jak i fakt, że jesteście parą. Jednak Uchiha radzę ci się pilnować, mamy co do ciebie ograniczone zaufanie. To wszystko — oznajmił, ciągnąc za klamkę. Przepuścił, przekręcając za sobą klucz w drzwiach.
W portierni czekała, krążąca ze stresu Keiko, która jak tylko ich zobaczyła znieruchomiała. Z wyczekiwaniem wpatrywała się w przełożonego, oczekując jakiegoś potwierdzenia. Uśmiechnął się, przybierając łagodny, ciepły wyraz twarzy i potaknął. Pisk dziewczyny musieli słyszeć nawet na drugim piętrze. Rzuciła mu się na szyję, mocno przytulając. Mężczyzna zerknął w stronę Uchihy, zaborczo przysuwając Keiko bliżej siebie.
— Jesteś meeega kochany! Tak ci dziękuję.
Pocałowała delikatnie w policzek, po czym odsunęła się, promieniejąc z radości. Z wręcz ojcowskim rozczuleniem położył jej dłoń na głowie, targając nieznacznie włosy.
— To my się będziemy zbierać.
Podbiegła do Itachiego, wtulając się w ramię.
— Na razie. — Odwróciła się i jeszcze, nim dwuskrzydłowe drzwi zamknęły się za parą z hukiem, pomachała na dowidzenia.
Uchiha dopiero po oddaleniu się na kilka kroków od budynku, odetchnął z ulgą, się rozluźniając. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Keiko musiała niezłą awanturę zrobić, że aż sam Josuke został zmuszony do zaakceptowania go. Mało tego, do poinformowania go o tym fakcie.
— I jak się podobała niespodzianka? — zapytała, zagradzając drogę. Rozejrzał się, ulica była prawie pusta, nie licząc kilku śpieszących się przechodniów. Delikatnie uniósł kąciki ust, przysuwając ją bliżej i pocałował czule. Jednak szybko się odsunął. Nie przepadał za okazywaniem uczuć publicznie, zwłaszcza w ten sposób. Pocałunki były zarezerwowane na słodkie, sam na sam.
— Następnym razem nie stawiaj się przełożonym, aby mnie bronić. Nie chciałbym, aby wysłali cię na kolejną długą misję. Nie umiałbym znieść następnej rozłąki.
Odgarnął niesfornie kasztanowe kosmyki fruwające na wietrze, zakładając ze za ucho, po czym delikatnie musnął wargami policzek. Uwielbiał, kiedy uśmiechała się w ten specyficzny czarująco-słodki sposób, za każdym razem, jak okazywał, chociażby odrobinę czułości. Serce miękło, nieważne ile razy to widział i zawsze nabierał ochoty na obsypanie jej pieszczotami, aby tylko dalej się uśmiechała.
— No, to teraz możemy iść na obiecaną randkę.
— Jak najbardziej.
Spokojnym, powolnym krokiem ruszyli przed siebie. W międzyczasie Keiko oddała jedną rękawiczkę, tylko po to, aby znów złączone dłonie wepchnąć Itachiemu do kieszeni, radośnie komunikując, że tak jej się bardziej podoba.
Spacerowali bocznymi uliczkami, nie przejmując się celem, który dla nich nie grał roli. Pozwolili, aby nogi same niosły przed siebie. I tak w akompaniamencie trajkotania dziewczyny o wszystkim, czym tylko się dało, zawędrowali na główną ulicę handlową, gdzie mimo późnej pory nadal kręciło się dużo osób.
Kolorowe witryny kusiły przechodniów, mamiąc światełkami. Tutaj wszystko błyszczało, zalewane wszędobylskim oświetleniem. Latarnie, rozstawione znacznie częściej niż na innych ulicach, podświetlane witryny, oświetlane wejścia do sklepów. Mimo późnej godziny nie było mowy o ciemnościach. Jedynie czarne niebo przypominało o porze dnia i roku. A najpiękniej ta ulica wyglądała w szale świątecznym, kiedy wszystko ozdobione charakterystycznymi dekoracjami tonęło w morzu lampek. Keiko już teraz rozglądała się z zachwytem, zatrzymując się niemal przy każdym sklepie. Pomyślał o tym, że chciałby ją zobaczyć w święta, te płonące z ekscytacji granatowe tęczówki, chłonące atmosferę otoczenia, napawające się ogólnym pobudzeniem i radością, która ogarnia każdego.
— O rany zobacz! — krzyknęła, podbiegając do mijanej witryny, przy okazji rozłączając splecione dłonie. — Wow — szeptała, zapatrzona w gigantycznie długi szalik, rozwieszony między krańcami wystawy. Mało tego, przecinał ja kilkukrotnie, nim zabrakło materiału. Usilnie próbowała wyobrazić siebie w tym czerwonym, ręcznie robionym szaliku. Może byłby na tyle duży, aby nawet po okręceniu wokół szyi zwisać na wysokość kolan? Nie, na pewno ciągnąłby się po ziemi. A może jego długość wystarczyłaby na owinięcie się nim dookoła i rezygnację z płaszcza? Hm, a gdyby tak nago w samym szaliczku? Kątem oka zerknęła na Itachiego, stojącego kilka kroków dalej. Jemu to odpowiadałoby. To już wie, jaki prezent sprawi mu w przyszłym roku. Pozbawiona ubrania, owinie się szalikiem, zamknie w kartonie i przypnie kokardkę na czubek głowy. Już widziała minę bruneta. Najpierw byłoby zaskoczenie, potem rozbawienie, następnie słodki uśmiech a na koniec te oczy, patrząc z pożądaniem, gorące wargi pomieszane z chłodnym dotykiem.
Zarumieniła się, chowając twarz w lekko odwiniętym od szyi szaliku, starając się nie wyobrażać sobie dalszej części. Tak się na tym skupiła, że omal nie pisnęła, czując dłoń na ramieniu.
— Zimno ci? — zapytał zatroskany, zerkając na czerwone policzki.  Pokręciła gwałtownie głową, przeskakując z nogi na nogę, czując między udami przyjemny zacisk. Zła na siebie, że teraz jej się na to zebrało, przybrała naburmuszoną minę odwracając się plecami do lekko tym zdezorientowanego Itachiego.
— Że też musiałam nabrać ochoty teraz — mruknęła do siebie, nadal się krzywiąc.
— Ochoty, na co? — wyszeptał wprost do ucha, owiewając go ciepłym oddechem. Wzdrygnęła się. Przełknąwszy ślinę, odwróciła się, napotykając parę czarnych tęczówek zagłębiających się w jej oczach. Zawsze czuła się przy nich bezsilna.
— To nic takiego — zaprzeczyła, uśmiechając się delikatnie, spuszczając wzrok. Żałowała, że teraz nie są razem na kanapie, oglądając film. Mogliby wówczas pozwolić sobie na słodkie buziaczki, odrobinę mizianka, dzięki czemu od razu byłoby przyjemniej. Niestety nie można mieć wszystkiego, co się chce. A aktualnie na kanapie miała Sasuke.
Na szczęście sytuację uratowało burczenie. Keiko w całym tym szale zapomniała, o czymś tak podstawowym, jak jedzenie. Od obiadu znacznie ważniejszy był Itachi, poinformowanie go o akceptacji przez przyjaciół oraz spędzenie wreszcie trochę czasu razem.
— No to, na co masz ochotę? — zapytał, rozglądając się, czy w okolicy nie ma restauracji.
Nadal na ciebie, pomyślała, ale nie mogła tego powiedzieć. Nie było warunków na kolejne igraszki. Chociaż, gdyby Sasuke nie było w domu? O nie, to miała być grzeczna randka i taka będzie.
— To ja zapraszałam, więc ty wybierasz — oznajmiła, wznawiając marsz, przy okazji kręcąc energicznie głową, aby wyzbyć się niechcianych myśli.
— Gorące kakao, pyszne ciasto i słodki pocałunek — wyliczał, dostrzegając szyld kawiarenki na rogu. Odwrócił wzrok, aby spojrzeć w pełne fascynacji, rozszerzone źrenice dziewczyny, która patrzyła na niego ze świętym namaszczeniem.
— Chwila — rzuciła, otrząsając się — wybrałeś to pode mnie, specjalnie — oburzyła się, rozumiejąc, że Itachi wcale nie wymienił tego, co by chciał on, tylko ona.
— Nie udowodnisz mi tego.
— A ten chytry uśmieszek to tak z niczego.
— Czyli nie zgadasz się na to, co wybrałem?
— Muszę, to ja cię zaprosiłam.  — Z udawaną rezygnacją pokiwała głową. — Ale jak tak dalej będziesz kombinować, to nie będzie pocałunku a pocałunki — dodała przyciszonym głosem, wyraźnie akcentują liczbę mnogą.
— A skąd wiesz, że do tego nie dążę?
Nie odpowiedziała, wtulając się w jego ramię. Czyżby przy szaliku pomyślał o tym samym?

***

Czas mijał przyjemnie na jedzeniu słodkiego wypieku, popijaniu ciepłego napoju i rozmawianiu o niczym. W rzeczywistości Itachi tylko słuchał, a dziewczyna nawijała, rzadko dopuszczając go do głosu. Nie przeszkadzało mu to, wolał przyglądać się jej, śledzić każdy ruch i grymas. Obserwować jak z wypiekami na policzkach, żywo gestykulując, opowiada o ekscytujących planach, jakie ma, gdy tylko przyjaciel wróci do Konohy. Uwielbiał te iskrzące się z pobudzenia tęczówki, jaśniejące hipnotyczny blaskiem. A całość dopełniał szczęśliwy uśmiech, który nie schodził jej z twarzy nawet na minutę.
I jeszcze ten uroczy widok, jak pochyliwszy głowę nad talerzykiem, z lekko zachodzącymi zębami na dolną wargę, odgarniała włosy za ucho. Westchnął bezdźwięcznie, ubolewając nad tym, że są w miejscu publicznym i nic poza głaskaniem jej dłoni, nie może zrobić. Mimo iż był zmuszony do oglądania, jak oblizuje usta, po ubabraniu ich bitą śmietaną. Mógł, pozwolił sobie jedynie na lekki muśniecie odkrytych przez spódniczkę ud, kiedy wepchnęła się na jego lożę, aby pokazać coś w telefonie. Musiał walczyć z wielką ochotą zamknięcia jej w ramionach i wycałowania, a Keiko nie pomagała. Usadowiwszy się obok, ułożyła nogę na nogę, ale nie tak zwyczajnie, zrobiła to, siedząc na jednej z nich, przez co druga została dość mocno wyeksponowana. Obsunięta lekko spódniczka, ukazała koronkowy haft imitujący zakończenie pończoch, za którym czarne rajstopy stawały się jaśniejsze i cieńsze. A następnie przysunęła się na tyle, blisko, aby na ramieniu czuł przyciskające się piersi. Katorga.
Zastanawiał się nawet czy robiła to umyślnie, czy on jest w stanie zbytniego uwrażliwienia na takie rzeczy. Czuł, że jego cierpliwość i opanowanie jest wystawiane na próbę. Usilnie próbował wmówić sobie, że Keiko to Keiko, robi to nieświadomie. Brnął w to dalej, póki nie zapędził się do wniosku, że dziewczyna po prostu czuje się swobodnie i zachowuje jak przy przyjacielu. Tu pojawił się niechciany obrazek, jej w salonie z Sasuke. A jak często głosiła Sasuke to tylko przyjaciel. W taki wypadku już wolał, aby po prostu go drażniła, kusząc niż gdyby miała tak zachowywać się przy każdym przyjacielu.
— Coś tak odpłynął? — zapytała, owiewając jego szyję ciepłym oddechem. Wzdrygnął się, wracając myślami do kawiarenki i jej dłoni, którą machała mu przed oczami.
— Wybacz, co mówiłaś?
Skrzywiła się. Nic nie mówiła, pokazywała filmik, którego w ogóle nie zarejestrował.
 — No pora się zbierać, chyba mi tu przysypiasz — zakomunikowała, lekko markotnym głosem, wracając na swoje miejsce naprzeciwko.
Ubrali się, zapłacili i wyszli na coraz bardziej opustoszałą ulicę. Robiło się już późno, a chłodny wiatr nie zachęcał do spacerów. Uszli jedynie parę kroków, kiedy Keiko musiała, cofnąć się, bo zapomniała komórki.
Wracając wymachując odzyskanym telefonem, gdy nagle przystanęła. Itachi rozmawiał z dwiema dziewczynami. Przyjrzała się im. No tak, wszystkie znajome Uchihy musiały wyglądać, jakby właśnie zeszły z planu zdjęciowego na okładkę nowego magazynu modowego. Zerknęła na siebie, dziękując, że zdecydowała się nałożyć spódniczkę, co dodawało jej uroku. Z początku chciała poczekać w tej odległości, aż grupka skończy rozmawiać. Przecież nie będzie się wcinać w dyskusję, przeszkadzając. Jednak zmieniła zdanie, dostrzegając kilka charakterystycznych gestów. Nad wyraz czarująco mrugające powieki, mimo wyższego wzrostu mężczyzny patrzenie na niego spod lekko pochylonej głowy, ciągłe poprawianie nachodzących na twarz włosów, co nie było spowodowane wiatrem, słodki uśmiech, non stop przebywanie dłoni blisko twarzy, a to zakrywanie delikatnego śmiechu, udawane zawstydzenie, poprzez schowanie twarzy za dłonią. Keiko może nie była najlepsza w te klocki, ale wiedziała, jak kobieta zachowuje się podczas uwodzenia. Przybrawszy gniewny wyraz twarzy, dziarskim krokiem ruszyła do rozmawiającej grupki, po czym bez słowa wtuliła się zaborczo w Itachiego, kładąc mu głowę na piersi. Były w szoku, czego nie ukrywały.
— Mój — mruknęła z naburmuszoną miną — nie oddam go — zakomunikowała, mocniej obejmując.
Teraz to zaliczyły ciężki szok, zaś Itachi tylko lekko się uśmiechnął. Nie dość, że miał powód, do wyłgania się z tej dziwnej rozmowy, to jeszcze poczuł przyjemnie rozpierającą go dumę.
— Chodź skarbie — oznajmił, głaszcząc ją delikatnie po włosach. — Miło było znów was zobaczyć. Do zobaczenia — rzucił na odchodne. Milczały zbyt bardzo zaskoczona, aby zdołać coś odpowiedzieć. A Keiko odsunęła się, prostując dopiero, jak uszli kilka kroków.
— Zostawić cię na kilka minut — burknęła.
— Zazdrosna? — dopytywał.
— I nie i tak.
— A jaśniej? — dopytywał, nie nadążając za rozumowaniem dziewczyny.
— Chciałam zaznaczyć, że pan Uchiha Itachi ma już swoją ukochaną dziewczynę i łapki od niego precz, bo umiem gryźć — zakomunikowała, ukazując zęby niczym u warczącego psa i łapiąc pomiędzy nie, wyimaginowany przedmiot. — A plotka szybko się roznosi, więc i ty powinieneś mieć spokój z natrętnymi fankami.
— Czyli jesteś zazdrosna?
— No tłumaczę ci, że nie bardzo. — Spojrzał na nią wymownie. — No może odrobinę — burknęła nadąsana.
Uśmiechnął się, zaciskając mocniej palce na jej dłoni, schowanej w jego kieszeni.

***

Kolejny pocałunek, pełen pasji i namiętności. Para aktualnie stała na ganku pod drzwiami prowadzącymi do domu Keiko. Itachim zaproponował odprowadzenie, a wszystko miało skończyć się na jednym dłuższym buziaku na dowidzenia. Tylko coś nie wyszło, bo to był n-ty pocałunek.
— Itachi — wyszeptała, delikatnie się odsuwając.
— Mhm — mruknął, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. Ona go pół wieczoru kusiła, a on grzecznie się powstrzymywał, ale kiedy nadarzyła się okazja, nie umiał przerwać. Pozwolił zatracić się w przyjemności.
Kolana jej zmiękły, pod wpływem wzroku pełnego pożądania. I jak tu mu odmówić, gdy sama ledwo się hamuje? Poczuła się źle. Wprawdzie kusiła go, ale była przekonana, że tylko ona miała takie myśli. Zrozpaczona spojrzała kątem oka za siebie na drzwi. No przecież, nie może go zaprosić do środka, nie teraz, kiedy jest tam Sasuke.
— A możemy to przełożyć? — zapytała niepewnie, unikając kontaktu wzrokowego.
W odpowiedzi dostała buziaka w szyję, która przez odwrócenie głowy została odsłonięta. Wyraźnie Itachi już nie myśl w innych kategoriach, niż zaspokojenie ogarniającego go uczucia i nie pamiętał, że za drzwiami może zastać brata.
— Mam niedobraną bieliznę — ciągnęła, wykręcając się, poniekąd faktem. — Głupio będzie pokazać ci się w kremowym staniku z łaciatymi różowo-fioletowymi majtkami. Nie są nawet koronkowe.
— Nie szkodzi i tak je zdejmę — wymruczał, trochę bardziej napierając na i tak przygwożdżoną do drzwi Keiko.
Spanikowała. No przecież w środku na pewno jest Sasuke. Co robić, co robić? Nerwowo wodziła wzrokiem po okolicy. A gdyby tak... Upewniłaby się gdzie jest Sasuke i wpuściła Itachiego przez okno w sypialni. Można by podstawić krzesło pod drzwi, aby na pewno nikt im nie przeszkodził. Do tego postaraliby się być cicho albo dałaby się zakneblować. Lokator niczego by nie usłyszał. Nie, za duże ryzyko. Czułaby się mega niekomfortowo, nic by nie wyszło z przyjemności.
— Przepraszam skarbie, ale nie dzisiaj — wyszeptała, odsuwając go.
— Znowu — mruknął zły, że znów mu odmawia.
— Okres mam, wybacz — skłamała, udając skruszoną. Nie, nie miała, to była tylko wymówka. Wolała nie wspominać o Sasuke. Stosunki między braćmi jeszcze nie zupełnie się unormowały, więc lepiej ich nie nadwyrężać. Dobrze zrobiła, gdyż Itachi spokojnie przyjął odmowę. Grymas niezadowolenia zastąpił nikły uśmiech.
— Trudno, nic na to nie poradzimy.
— Jak tylko minie, wynagrodzę ci to.
— Trzymam za słowo. Śpij dobrze, słodkich snów.
Pocałował czule w czoło, przytulając na pożegnanie.
— Dobrej nocy. Papa.

— Daje ci dwie godziny, dłużej nie mam ochoty szlajać się po wiosce.
Odwróciła się, spoglądając na mężczyznę opierającego się o framugę.
— O czym ty gadasz? — zapytała, odwijając szalik.
W odpowiedzi wywrócił tylko oczami, zgarniając kurtkę z wieszaka.
— Wychodzisz? Po co?
Prychnął.
— Jakbyś nie wiedziała. — Zerknął na nią wymownie. — I lepiej się pośpiesz, bo zniecierpliwi się czekaniem.
Obdarzyła go zatroskanym spojrzeniem, dotykając czoła.
— Temperatury nie ma, więc nie wiem, czemu bredzisz.
— Nie udawaj, widziałem was. Nie wiem, czy wiesz, ale z okna w kuchni dokładnie widać drzwi wejściowe.
Zapowietrzyła się, czerwieniąc.
— Nie dość, że podsłuchujesz, to teraz jeszcze podglądasz! Jak cię któregoś dnia przyłapię pod drzwiami do łazienki, to ci się oberwie!
— Nie schlebiaj sobie zbytnio. Aż taka ładna to znów nie jesteś.
— Phi. Itachi jest innego zdania.
— Ma dziwny gust.
— A to teraz to już, cel nie uświęca środków i nie chcesz być czyimś zastępstwem — odcięła się, uśmiechając w pełni usatysfakcjonowana grymasem, który zazwyczaj robił, kiedy nie miał riposty. — I dla twojej wiadomości — dodała, wchodząc w głąb domu — Itachi poszedł do domu.
Odwrócił się do niej, obserwując, jak znika w kuchni. Na serio go spławiła? Zobaczył ich przez czysty przypadek i zaraz odsunął się od okna, czując się niezręcznie, obserwując migdalenie się brata z dziewczyną.
— Wykończysz go — mruknął, wchodząc do pomieszczenia, gdzie zostawił niedopitą herbatę. Był przekonany, że para zechce pobyć sam na sam. Czekał, aż tylko Keiko wejdzie, aby zaraz móc się ulotnić.
Popatrzyła na niego, mrugając niezrozumiale. Ciężko opadł na krzesło, wywracając przy tym oczami.
— Faceci bardzo nie lubią, kiedy na tym etapie odmawia im się seksu — wyjaśnił. Nim odsunął się od okna, dostrzegł, z jakim pożądaniem Itachi parzył na nią.
— To tylko buzi.
— Może dla ciebie. On teraz pewnie będzie musiał spędzić trochę czasu w łazience.
— No, na noc trzeba się wykąpać, ale co to ma do rzeczy?
— Jak ty nic nie rozumiesz. — Kręcił z rezygnacją głową. — Ty może teraz zrobisz sobie herbatę, radośnie pójdziesz na górę i zajmiesz się swoimi sprawami, ignorując, a za pewnie nawet zapominając o tym, co przed chwilą było. Mężczyźni tak łatwo nie mają. Odmowa w stanie silnej ochoty, czy pobudzenia bardzo frustruje. I póki nie będzie okazji dania upustu swoim pragnieniom, wszystko będzie się wokół tego kręcić.  Ulżenie sobie jest formą zastępstwa, chociaż średnio skuteczną, zwłaszcza jak ma się dziewczynę. A na dłuższą metę to ta frustracja połączona z irytacją niemożliwości wyładowania swojego pożądania, prowadzi do szukania kobiet na boku. Taka prawda.
Keiko przysiadła się, z zafascynowaniem słuchając i patrząc na Sasuke z namaszczeniem godnym świętego.
— Ale nie zaprotestował? — zauważyła.
— A co miał zrobić głuptasie? Przecież nie chce wyjść na zwierzę.
Zamyśliła się, pukając palcami w wargi.
— Itaś zwierzę — szepnęła. — Itachi, jako zwierzę, jako… Itachi, jako taka mała słodka łasiczka!
— O rany.
Westchnął, uderzając dłonią w czoło.

3 komentarze:

  1. No nie.... Czy to już koniec bojowego nastawienia na Itachiego? Poważnie tak to miało się udobruchać? A ja miałam takie fajne pomysły w głowie i wyobrażenia tej sytuacji ;(( To pewnie jeszcze nie koniec. Oni może jakoś go tolerują, na tyle, aby nie obrzucać go już błotem, ale pewnie Itaś będzie musiał jeszcze bardziej się postarać :D
    To jak Keiko zawitała do domu wielkiego klanu kraju Ognia, to było bardzo zabawne. Sasuke pewnie będzie się podobnie zachowywał w przyszłości, kiedy do jego córci będą przychodzić potencjalni adoratorzy :))) Choć on może być jeszcze groźniejszy i poszczuć ich wszystkich scharinganem :))
    Wspólne mieszkanie Sasuke i Keiko jak na razie wychodzi im na dobre. Kto by pomyślał, że oboje mogą się tak dużo od siebie dowiedzieć i nauczyć. Niestety cierpi na tym przyjaciel Itasia, którego trzyma w portkach. No ale w końcu dojdzie do normalności i Sasuke się wyprowadzi. Tylko gdzie? :) Tak, wiem. Nic nie zdradzicie, bo tak jest zawsze :( A kiedy on pogodzi się z Naruto? Nie to żeby coś, ale to jest dziwne, że oni jeszcze nie osiągnęli jakiegoś kompromisu. Przecież blondyn sam by nie popuścił i dążył do jakiegokolwiek porozumienia. Może to Naruto teraz wyruszył na długa misję i dlatego go nie ma w historii :) Chyba za dużo kombinuję.
    Rozdział fajny, czekam na więcej, dlatego przesyłam masę pozytywnej energii do dalszego tworzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Itachim i przyjaciołach Keiko się nie wypowiem, ale co do reszty, to masz rację - nic nie zdradzimy ;-) ale to dlatego, że odpowiedzi na oba nurtujące Cię pytania poznasz już w kolejnym rozdziale :-)

      Usuń
    2. To może teraz ja się wypowiem :)
      Jaki koniec bojowego nastroju? A gdzie tam, żaden koniec, to mogę zapewnić xD Te udobruchanie które zostało tu przedstawione było wstępną akceptacją Itachiego. A dokładniej mówiąc Josuke zapewniał, że nie będzie ingerował w relacje między kochankami. Ale to nie oznacza, że od razu się pogodził i całkowicie zaakceptował Itachiego, to samo tyczy się reszty jej przyjaciół. Nadal będę niechętnie do niego nastawieni. Koniec wredny komentarzy i tym podobnych również nie nastąpi. I oni go tolerują na tyle aby nie wymyślać nowych pomysłów typu te zdjęcia, ale nie na tyle aby nie mieszkać go z błotem ;)
      No i dokładnie jest tak jak napisała Erroay, nic nie można zdradzić gdyż te wątki zostaną poruszone już w kolejnym moim rozdziałe 14.01

      Usuń