Witajcie!
Na wstępie życzę Szczęśliwego Nowego Roku i szampańskiej zabawy! A w chwili przed szykowaniem się na zabawę zapraszam na chwilę humoru i relaksu z nowym rozdziałem.
_______________________________________________________________
Fumiko wyszła już z kilka godzin temu, po dość długich i
męczących przesłuchaniach. Podczas których Keiko doszła do wniosku, że zacznie
zdawać jej relacje, na bieżąco, gdyż zdążyła pogubić się w wydarzeniach
ostatnich dni. Niestety dziewczyna cierpiała na pamięć wybiórczą. Potrafiła nie
pamiętać tego, co wczoraj robiła, ale mogła ze szczegółami opowiedzieć o spotkaniu
z przyjaciółmi sprzed miesiąca. A do tego dostała przydługi pouczający wykład.
Fumiko czasami zapominała, że Keiko wcale nie jest jej nastoletnią siostrą a
tym bardziej uczennicą. Dziewczyna przez swój zawód, który zresztą uwielbiała,
wyuczyła w sobie czasami irytujący odruch opowiadania kazań. Moralizujący
monolog od czasu do czasu bywał przydatny, lecz Orinoke potrafiła przesadzać.
Uniosła lekko kąciki ust na przypomnienie ich rozmowy i
tony bulwersacji pod adresem Sasuke, który zamiast najnormalniej w świcie
zrobić jej awanturę w obronie uciskanego brata, wolał, odwalić absolutnie
oderwany od realności cyrk pod tytułem: jestem
najgorszy na świecie i zostanę twoim chłopem. Już zamierzała westchnąć ze
zrezygnowanie, kiedy zadrżała. W głowie zahuczało wspomnienie tonu głosu
Josuke, informującego, że ma jutro przyjść do jego gabinetu. Zacisnęła pięści,
gotowa znów zacząć spekulować, że Sasuke ktoś mózg wyssał, lecz nim zdążyła
otworzyć usta, usłyszała charakterystyczny dźwięk towarzyszący przekręcaniu
klucza w zamku. Wyłączyła telewizor z jakimś wybitnie mało śmiesznym programem
rozrywkowy i się podniosła. Z pustym kubkiem udała się do kuchni, nie
zaszczycając Sasuke nawet spojrzeniem, ignorując jego ciche, wróciłem. Odstawiając naczynie do zlewu,
zerknęła na korytarz, obserwując, jak wchodzi do salonu. Z obojętnym wyrazem
twarzy, poszła w jego ślady. Siedział na kanapie z rękoma opartymi o kolana i
opuszczoną głową. Oczy chował za włosami nachodzącymi na pół twarzy. Wydawał
się mocno przybity. Keiko odruchowo drgnęła, pragnąc, wypytać, pomóc,
pocieszyć, ale w porę się wycofała. Była na niego zła i chciała, aby o tym
wiedział.
— Jeśli masz ochotę, to w garnkach jest obiad. Możesz
sobie przygrzać — oznajmiła beznamiętnym tonem. Zaskoczyła go tym, lecz
aktualnie miał inne zmartwienia, iż jej humorki, więc tylko pokiwał głową.
***
Mężczyzna podszedł do okna, obserwując uśpione miasto pogrążone
w ciemności, gdzie jedynymi punktami światła były uliczne latarnie.
— Czasami jesteś, jak ich ojciec, który nadal rozczula się
nad dorosłymi dziećmi.
— …
— Nie powinieneś, tak o niej myśleć — oznajmił,
przyglądając się mu.
— Tak, znaczy, jak? — zapytał, nadal wpatrując się w
niesprecyzowany punkt za oknem.
— Przez pryzmat początku.
— Nie zaczynaj — burknął niechętnie. Wiedział, że Keiko
nie jest już małą dziewczynką, że jest silna, że umie poradzić sobie w
ekstremalnych warunkach, nawet jeśli właśnie jest świadkiem śmierci towarzyszy.
Jednak coś w głębi nie pozwalało myśleć rozsądnie. Obawiał się, że jeśli Itachi
okaże się zdrajcą, a cały ich związek farsą, ona załamie się, rozpadając na
kawałeczki. Tego by nie zniósł. Ten ból znał z autopsji, dlatego przysiągł
zrobić wszystko, aby nikogo z jego przyjaciół to nie spotkało.
— Josuke posłuchaj mnie — powiedział poważnym, zmartwionym
głosem, kładąc przełożonemu dłoń na ramieniu. — Stracisz ją.
— O czym ty mówisz?
Odwrócił się, groźnym wzrokiem mierząc nad wyraz
opanowanego Danara.
— Brnąć w to dalej, spowodujesz, że w końcu odwróci się od
ciebie.
— Nie ma mowy — zaprzeczył, znów przenosząc wzrok na
wioskę.
— Niestety tak będzie. Stworzyłeś nowy system relacji
obowiązujących w organizacji, lepszy od poprzedniego, przynoszący współmierne
korzyści. Jednak pamiętasz, co mi powiedziałeś na samym początku? Dlaczego
powołałeś takie stanowisko i mnie na nim? Pamiętasz? Pilnuj mnie, ustrzeż przed
błędami…
— Które mogę popełnić z powodu mojego charakteru —
dokończył za niego. Doskonale to pamiętał. Zająwszy stołek przywódcy,
wprowadził wiele zmian, dokonując ogromnej reorganizacji, tuż przed tym, jak
jego przyjaciele przyłączyli się do Kindersów. Aktualnie w ekipie zostali
nieliczni, którzy pamiętają stary system, opierający się na bardzo szczegółowym
i ścisłym prawie oraz członkach wręcz zaprogramowanych do przestrzegania go.
— I to właśnie chcę zrobić.
— Mów — polecił, wzdychając zrezygnowany. Nie znosił,
kiedy prawił mu pouczające kazania.
— Mówiłem, jeśli dalej będziesz w to brnął, spowodujesz,
że odwróci się od ciebie. Jesteś święcie przekonany, zbyt pewny tego, że w
razie ultimatum i przyparcia do muru bez wahania wybierze nas. Tak nie musi
być, a mało tego, ostatnio pokazała, że w ostatecznym rozrachunku może wybrać
jego. W końcu wyzwała cię na pojedynek, w pełni świadoma wszystkich
konsekwencji. I to tylko po to, abyś zaakceptował Itachiego. To nie jest
spóźnione nastoletnie zauroczenie, po którym wyleje rzewnie łzy i wróci
uśmiechnięta. Ja wiem, że za wszelką cenę chcesz ją uchronić przed zranieniem,
jednak pomyśl obiektywnie. Niby, dlaczego Itachi miałby się w niej zwyczajnie
nie zakochać? Niczego jej nie brakuje, jest ładna, towarzyska, zabawna, urocza,
potrafi wszystkim poprawić humor, rozbawić każdego, a do tego cały czas być
słodką jak cukierek. Każdemu starszemu bratu nie podoba się wybranek jego
ukochanej malutkiej siostrzyczki, która zasługuje na najlepszego i
najwspanialszego księcia. To oczywiste. Ale musisz na to spojrzeć nie swoimi
oczami, tylko osoby postronnej. Daj temu szansę. Nie martw się, jeśli coś
będzie nie tak, Keiko na pewno ciebie powiadomi.
Odpowiedziała mu cisza.
— Przemyśl to.
***
— Już mogę? — zapytała niepewnie, wymijając Miyu w
drzwiach. Mężczyzna zamarł. Jeszcze przed chwilą widział wchodzącą Keiko, ze
skrępowaniem wymalowanym na twarzy, a teraz biegła do niego słodka
czternastoletnia dziewczynka z dwoma kucykami, pełna radości i podekscytowania,
że została wezwana do gabinetu przełożonego. Pokręcił gwałtownie głową, Danar
miał rację.
— Co to był za cyrk? — zapytał poważnym tonem, mierząc
groźnym wzrokiem, wiercącą się z zakłopotania Higashiyamę.
— Ja przepraszam, ja naprawdę przepraszam, nie miałam nic
z tym wspólnego — jęknęła rozżalonym głosem, rzucając się na biurko i
wyciągając błagalnie splecione dłonie przed siebie. — Ja nic o tym nie
wiedziałam. To Sasuke wymyślił, bez mojej wiedzy. Ja nigdy bym czegoś takiego
nie zrobiła i nigdy mu o tobie tak nie mówiłam. Uwierz, ja naprawdę nie miałam
nic z tym wspólnego — łkała.
— Uspokój się — polecił, wskazując ręką, aby zasiadła z
powrotem na krześle. — Porozmawiamy poważnie na spokojnie, więcej cyrków nie
potrzeba.
Keiko zamrugała gwałtownie. Josuke był nade wszystko
opanowany. Zbyt spokojny. Oczekiwała wrzasków, kłótni i wiele krzyku, a on
prezentuje stoicyzm. Obdarta z pewności siebie usiadła, patrząc na niego
lękliwie, kuląc się nieznacznie.
— Wytłumacz się. I nie kituj mi, ja nie okno.
— Dobrze — potaknęła, rozumiejąc, że nie nabrał się na
farsę Sasuke, co było do przewidzenia. — To, co mówił, było kłamstwem. Wściekł
się za to, że obrażasz jego brata i zareagował pod wpływem impulsu. Ja nie
brałam w tym udziału, wyszłam tylko, dlatego że on by tego nie zakończył, gdyby
się nie zmyła. Nie miałam żadnego wpływu na to, co mówił i jak się zachowywał.
— Flirtujesz z nim?
— Nie — zaprzeczyła gwałtownie, kręcąc głową. — Nie
jesteśmy parą, kochankami, ani nic z tych rzeczy.
— Pocałował cię?
— Nie! Nie trafił w usta.
— Wyglądało to inaczej.
Skrzywił się, krzyżując ręce na piersiach.
— Przysięgam, nie pocałował, ani wtedy, ani nigdy
wcześniej.
— To, co on w ogóle u ciebie robił? — dopytywał, mimo iż
miał świadomość, że to, z kim mieszka, wykracza poza jego zainteresowanie, jako
jej przełożonego.
— Jest bratem Itachiego, więc nie ma bata, żebyśmy się nie
znali. Nie jest zły, jeśli nie ma tylko głupich pomysłów. No tak wyszło, że się
zaprzyjaźniliśmy, a że potrzebował pomocy, to postanowiłam pomóc i przenocować go
na jakiś czas.
— Więc to o to chodziło z tym że mogłaś wybrać gorzej, a
Itachi jest najlepszy z Uchiha — wyszeptał do siebie, krzywiąc się ze zniesmaczeniem.
***
Pełnia szczęścia to mało powiedziane. Była tak prze szczęśliwa,
że mogłaby to wykrzykiwać wniebogłosy przez najbliższe godziny, tak ją energią
roznosiła. Niestety nie miała czasu na ostry trening, który spowodowałby
pozbycie się jej nadmiaru. Miała plan, który chciała koniecznie jeszcze dzisiaj
zrealizować. Na zasadzie, kuj żelazo. póki gorące. Stąd też całą drogę od siedziby
do domu nieustanie biegła, starając się wyżyć na maksa. Nie przejmując się omal
nierozdeptanym na schodach Sasuke, pognała na górę. Ledwo złapała odrobinę
tchu, aby znów wyparować z pomieszczenia, po raz kolejny potrącając mężczyznę.
Naprędce wystroiła się, jak tylko mogła i zbiegła na dół. Nie mając czasu na zbędne
tłumaczenia, wykrzyczała, jest bombowo,
zbiegając ze schodów i zniknęła za drzwiami.
***
Poprawiła lekko zadartą przez płaszcz spódniczkę,
otrzepała koniec szalika z zebranego gdzieś po drodze śniegu i zapukała. Na
szczęście uspokoiła się w połowie drogi, dzięki czemu nie stała teraz na
wycieraczce, dysząc, nie mogąc złapać tchu.
— O! — zawołała, widząc pana domu ze standardowo kwaśną
miną. Tego się nie spodziewała, zakładając z góry, że go nie będzie. Przez co,
niewiele myśląc, wypaliła: — A pan to, czemu nie w pracy?
Obdarzył ją lodowatym, na wskroś nieprzychylnym
spojrzeniem, który gdyby mógł zamrażać, Keiko byłaby już jedną wielką bryłą
lodu.
— Oj, przepraszam — wybełkotała zakłopotana, rozumiejąc,
jaką gafę popełniła. — Już, nie mieszając się do pańskich wagarów, jest Itachi?
— Nie ma — ton głosu wyraźnie mówił, odejdź stąd, póki
żyjesz.
— Nie ma? — powtórzyła, się zasmucając. To ona tak gnała,
aby okazało się, że go nie ma. Spochmurniała, zawiedziona. — A to — zawołała,
widząc, jak mężczyzna przymierza się do zamknięcia drzwi — jest pani domu? —
zapytał kulturalnie, starając się tym razem czegoś nie palnąć o jego żonie.
— Mikoto?
Był zaskoczony, czego nie dało się ukryć. Niepewnie spoglądał
na uśmiechniętą życzliwie dziewczynę. Już otwierał usta, aby zaprzeczyć...
— Kochanie, coś się stało?
Obok męża w drzwiach stanęła kobieta, zaniepokojona trzymaniem
gościa na wycieraczce.
— O Keiko, wchodź, wchodź — zachęciła, otwierając szerzej
drzwi. Fugaku nie miał, jak zaprotestować, więc z obojętną miną wycofał się w
głąb, znikając w swoim gabinecie.
— Dzień dobry pani.
— Widzę w dobrym humorze? — zagadała, widząc jej uśmiech
od ucha do ucha.
— No jasne.
— To ja może pójdę po Itachiego.
— A to on jest w domu?
W porę ugryzła się w język, aby nie palnąć, że Fugaku jest
draniem, który kłamie, jak ona ma tak ważną sprawę.
— Owszem, pójdę po niego, a w tym czasie rozbierz się i
rozgość.
— Mhm — mruknęła potakująco, rozwijając szalik.
Ledwo zdążyła usiąść na kanapie, kiedy w salonie pojawił
się Itachi, z czającą się za nim Mikoto.
— Ita — krzyknęła, zrywając się do pionu i rzucając mu na
szyję. Nie zdążył zareagować, odciągając ją w porę, co skończyło się tym, że
pocałowała go czule prosto w usta.
— Oohh — westchnęła kobieta, ukradkiem obserwując parę.
Itachi drgnął,
lekko odsuwając Keiko. Już zamierzał ofukać dziewczynę za publiczne pieszczoty
na oczach rodziców, kiedy dostrzegł pełne radości oblicze. Serce oblała
przyjemna fala ciepła. Dawno jej takiej nie widział. Z pełnym szczerej
szczęśliwości uśmiechem ukazującym koniuszki zębów i oczami błyszczącymi podekscytowaniem.
— Choć może na górę? — zaproponował, wyczuwając wzrok
matki na swoich plecach.
— Nie. Przyszłam, aby cię zaprosić na randkę.
— Ty mnie?
— Tak!
Szybko przeczesywał pamięć, szukając obrazu swojego
odbicia w lustrze. I znalazł jedno gdzie niestety, niezbyt korzystnie wyglądał.
— Dasz mi piętnaście minut?
— Jasne poczekam. To ja tu siedzę — oddała, opadając na
kanapę. Pokiwał głową, szybko znikając na górze. Łazienka, szafa, szczotka, ma
tylko kwadrans na wszystko.
— Herbaty? — zagadała Mikoto, zjawiając się z kubkiem.
— O bardzo chętnie. Tak się tu śpieszyłam, że mi w gardle
zaschło od biegu.
Kobieta uśmiechnęła się, siadając naprzeciwko
rozpromienionej dziewczyny.
— Aż tak się śpieszyłaś, że biegłaś?
— No pewnie. Mam niespodziankę dla Itachiego, więc nawet
dobrze, że poszedł się przebrać. Powinien dobrze wyglądać, zresztą zawsze
dobrze wygląda, nawet jak jest nieuczesany. O rany, wygląd — zawołała, zrywając
się do pionu. Orientują się, że przez bieg mogła popsuć wyszykowanie. — Dobrze
wyglądam? — Z wyczekiwaniem spojrzała na Mikoto.
Kobieta dokładnie jej się przyjrzała, uważnie lustrując
każdy detal. W końcu Keiko wychodziła na
randkę z jej synem, każdy szczegół musiał być dokładny. No cóż, przy
Higashiyamie, ciężko o to, aby tak było, jednak dzisiaj prezentowała się uroczo,
całość psuła tylko fryzura, zmierzwione rozpuszczone włosy.
— Trochę splątały ci się włosy.
— O nie — zawyła, przeczesując je palcami, co nie wyszło,
przez drobne kołtunki. — Akurat teraz jak niczego nie mam przy sobie —
oznajmiła zawiedziona, siadając z powrotem, z lekkim zrezygnowaniem wypisanym
na twarzy.
— Poczekaj, coś na to zaradzę — rzekła, wychodząc. Nie
minęła minuta, kiedy wróciła ze szczotką, polecając, aby dziewczyna odwróciła
się do niej.
— Dziękuję pani bardzo. Ratuje mnie pani.
— Oj, to nic.
Na chwilę nastało milczenie, podczas którego Mikoto
delikatnie i spokojnie rozczesywała splątane włosy, cichuteńko nucąc ulubioną
melodię, przy której Kinari od razu zasypiała.
— Ma pani wprawę.
— Dziwnie się czuję z tą panią. Jesteś już prawie jak
rodzina, nie ma sensu pozostawać przy sztywnych tytułach.
— Jak rodzina?
— Dziewczyna najstarszego syna, to już prawie członek
rodziny. A przynajmniej niedaleko do takiego tytułu.
Keiko z konsternacją popukała się palcem po ustach. Czyżby
Mikoto coś insynuowała? Wolała w to nie brnąć.
— Inaczej się czesze kogoś a samego siebie. Pani zapewne
przyzwyczajona do czesania siebie, więc skąd ta wprawa? — zapytała, ciągnąć lekko
na siłę zaczęty przez siebie temat.
— W tajemnicy ci powiem, że nabrałam ją przy Itachim.
— Serio? — zapytała ożywiona, omal odruchowo nie
odwracając głowy.
— Jak był młodszy, potrafił nie radzić sobie z
rozczesywaniem. No wiesz, jak to na misji bywa. Tu jakiś listek, tam gałązka,
tu trochę błota, tu znów jakiś rzep, a tam żywica. Potajemnie musiałam
rozczesywać mu te kołtuny.
Keiko zachichotała, oczami wyobraźni widząc małego
Itachiego, z załzawionymi oczami i szczotką w ręku, który płaczliwym głosem
prosi mamę o uczesanie.
— Ale, to taki mały sekret. Głupio mu było przed bratem i
ojcem, że nie radzi sobie z włosami.
— Postaram się nie wygadać. Ale jak teraz urośnie Kinari
to przynajmniej będzie miała już z górki.
— Nie mogę się doczekać, aż będę mogła ubrać ją w śliczną
sukieneczkę, związać dwa kucyki i pójść za rączkę do parku — rozmarzyła się. — Te
moje urwisy, też są urocze, ale córka to jednak, co innego.
— Na pewno. A oni są uroczy, tylko jak śpią. Bo jak nie
śpią, to mają głupie pomysły. Zwłaszcza durne pomysły ma ten najmłodszy. No
tak, tak. Mówię pani, tak jest — opowiadała z przejęciem tonem rzeczoznawcy,
potakując z aprobatą głową. — Jest do zniesienia tylko, jak śpi albo go nie ma.
A poza tym to robi cyrki i wprowadza chaos do kuchni. Poważnie.
Mikoto uśmiechnęła się, rozbawiona jej wywodem i tonem.
— Przy okazji, chciałabym zaprosić cię na moje urodziny,
są w przyszłą sobotę. Byłoby miło, gdybyś przyszła.
— O! Lubię urodziny. A co kupić?
— Oj kochana, nie musisz mi nic kupować. Twoja obecność
będzie już wystarczającym prezentem.
— O nie ma mowy. Kto to widział, żeby na urodziny
przychodzić z pustymi rękoma? Już ja coś poszukam — odparła pewnie, uderzając
pięścią w otwartą dłoń.
— Związać je? — zapytała, przeczesując ostatnie pasmo.
Mruknęła, zaprzeczając: — Itachi lubi rozpuszczone.
— Na przedpokoju jest lustro, możesz się obejrzeć.
— O ja, ale ślicznie — mówiła, oglądając wygładzone,
schludnie przyczesane włosy. — Dziękuję pani bardzo. — Przytuliła się do lekko
tym zaskoczonej Mikoto.
— Już jestem gotowy — zakomunikował, schodząc. Zatrzymał
się, zaskoczony widząc matkę w objęciach Keiko. Czyżby zaszło tu coś, o czym
powinien wiedzieć?
— No to idziemy — oznajmiła, pochwytując mężczyznę za
rękę. — Jeszcze raz pani dziękuję i na pewno przyjdę. Do widzenia.
— Bawcie się dobrze kochani.
— To gdzie chcesz iść? — zapytał, zamykając furtkę. — I to
ja powinienem zapraszać.
— Oj tam, szczegóły. Na sam początek mam niespodziankę,
chodź.
Pociągnęła go, nie zdradzając celu podróży. To miała być
miła niespodzianka i nie zamierzała jej zepsuć.
— Wszystko w porządku? — zapytał zmartwionym głosem,
obserwując jak dziewczyna unika kontaktu wzorkowego, rozglądając się chaotycznie
po okolicy i po raz siódmy powtarza to samo. Dokładnie tę samą historyjkę,
siedem razy z rzędu. Trochę stresowała się, bojąc się, że jak zacznie paplać
jak najęta, to wymsknie jej się, dokąd idą.
— Ta, hehe, czemu miałoby być coś nie tak?
— Wyglądasz na spiętą.
— Wydaj ci się.
— Skoro tak — mruknął nieprzekonany, jednak odpuszczając.
— Powinnaś nosić rękawiczki — zakomunikował, łapiąc ją za dłoń. Była zimna, posiadała
lekko posiniałą skórę oraz skostniałe palce. Zamknął w ciasnym uścisku i tak
złączone ręce włożył do swojej kieszeni, przez co Keiko musiała przysunąć się
bliżej. Spojrzała na niego zaskoczona, się zatrzymując. Uśmiechnął się
delikatnie, przejeżdżając kciukiem po zmarzniętej dłoni ukrytej w ciepłej
kieszeni. Delikatnie uniesione kąciki ust i tańczący w oczach blask z
sąsiedniej latarni, niesamowicie współgrały z ciepłym wzrokiem Itachiego.
Keiko patrzyła z zafascynowaniem, zastanawiając się, czy
wyjąć telefon, aby to uwiecznić. Chociaż? Pal licho telefon, buzi jest
przyjemniejsze! Przysunęła się bliżej.
— Nie — krzyknęła, odskakując, przez co wyszarpnęła dłoń z
uścisku. — Nie będziesz mnie tu teraz czarował — odparła twardo, tupiąc nogą i
chowając twarz w szaliku. — Świętowanie będzie później, najpierw trzeba coś
zrobić.
Przyglądał się jej uważnie. Powinien zapytać, o co chodzi?
Jednak skoro niespodzianka, to uznał, że tę chwilę wytrzyma.
— Dobrze, ale dłonie to masz zmarznięte. — Wyjął z
kieszeni swoje rękawiczki. Na Keiko były przy duże, przez co lekko spadały i
kłapały. Z zafascynowaniem patrzyła, jak latają, przy energicznym zginaniu
palców.
— Ty zobacz, ale fajne.
Wystawiła ręce centralnie przed twarz Uchihy, nadal powtarzając
czynność. Uśmiechnął się rozczulony, jak niewiele trzeba, aby była uradowana.
— Dobrze, dobrze, chodź, bo jeszcze o niespodziance
zapomnisz.
— O rany, a która jest?
Wygrzebała komórkę, lecz w przydużych rękawiczkach trudno
było trafić w odpowiednie przyciski.
— Musimy się pośpieszyć — zawołała, kiedy Itachi wyciągnął
swoją, pokazując podświetlony ekran. — Szybko — zakomunikowała, ciągnąc go w
boczną uliczkę. Za długo zabalowała, czekając, aż się wybierze, teraz powinni się
streszczać. W końcu na coś takiego nie wypada się spóźnić.
— Idziesz do siebie? — zapytał z zaskoczeniem, zerkając na
szyld nad dwuskrzydłowymi drzwiami. Znak przedstawiał czarną przeplataną
wstążkę, identyczną, jaką posiada węzeł celtycki i jaki znajduje się na ciele
Keiko oraz reszty członków organizacji. Symbol ANBU był wariacją na temat godła
Konohy, miał symbolizować przynależność shinobi do wioski. Noszony z dumą na
lewym ramieniu, prezentowany nawet podczas walki. Natomiast Kindersi nie
afiszowali się, znak na torsie był ukryty pod ciuchami z dala od oczu innych. Obcy
shinobi, niewtajemniczeniu w struktury Konohy, nie odróżni ich do ANBU. Obie
organizacje używają masek, a ich członkowie są profesjonalistami. Niewiele osób
zwróci uwagę na innego rodzaju strój czy drobny czerwony tatuaż.
— Idziemy — poprawiła go, otrząsając z zamyślenia. Wzrok
utkwiony w szyldzie przeniósł na nią. Pokonała już jedną czwartą schodów, kiedy
on nadal stał u ich podnóża.
— Poczekam tutaj.
— Masz iść ze mną — odparła twardo, przyjmując stanowczą
postawę z dłońmi na biodrach. Nie doczekawszy się reakcji, cofnęła się, ciągnąc
go za rękę ku górze. Nie miał wyboru, posłusznie ruszył, niepewnie wchodząc do
środka. To miejsce nie kojarzyło mu się zbyt dobrze. Ostatni raz był tutaj,
kiedy Keiko dostała misję, po której przebywała na leczeniu.
— Siema Aron — przywitała się uprzejmie, podchodząc do
portiera. Mężczyzna obdarzył Itachiego srogim wzrokiem, wyraźnie niezadowolony
z jego obecności. — Możesz zawiadomić Josuke, że przyszłam.
Zmarszczył brwi. Zerkał to na nią to na stojącego lekko z
boku Uchihę. Chwila minęła, nim pochwycił za telefon, wybierając odpowiedni
numer.
— Przepraszam szefie, Keiko przyszła. Tak. Dobrze.
Odłożył urządzenie, kiwając głową w stronę szatynki. Nie
musiał nic mówić, wiedziała, że przywódca ich oczekiwał i zaraz tu przyjdzie. Rozejrzała
się po pomieszczeniu, a jej wzrok przykuły rozłożone ulotki na niewielkim stole
przy wysłużonej kanapie. Wszystkie dotyczyło rekrutacji. Uśmiechnęła się na
wspomnienie, kiedy przyszła tu pierwszy raz prosząc o plik formularzy. Jednak nim
zdążyła na dobre pogrążyć się w przeszłości, drzwi prowadzące w głąb budynku
otworzyły się gwałtownie. Stanął w nich Josuke z bardzo poważną miną, lustrując
nieprzychylnie Itachiego.
— Klucze do salki — nakazał, podchodząc do portierni. Aron
zaskoczony zamrugał parokrotnie. — Klucze — powtórzył zniecierpliwiony.
Pośpiesznie podał je, lecz nie potrafił odwrócić
ciekawskiego spojrzenia, uważnie obserwując, jak Josuke skieruje się do
drewnianych drzwi, znajdujących się nieopodal kanapy.
— Zapraszam — oznajmił, wskazując ręką niewielką salę
używaną do rozmów z gośćmi, którzy nie mieli prawa przekroczyć progu
oddzielającego siedzibę od świata zewnętrznego. Do portierni wejść mógł każdy,
ale do środka to już tylko członkowie organizacji.
Itachi zmarszczył brwi. Josuke we władczej postawie z ręką
skierowaną do wnętrza sąsiedniego pomieszczenia, nie spuszczał z niego wzroku.
Czyżby mówił do niego? To, o to Keiko chodziło? Niespodzianką była rozmowa z
jej przełożonym?
— No idź.
Keiko szturchnęła go, popychając w stronę otwartych drzwi.
Spojrzał głęboko w rozradowane tęczówki. Nie odwrócił się, póki nie odnalazł w
nich potwierdzenia. Tak, o to chodziło. Higashiyama nic nie mówiąc,
zaaranżowała te spotkania, a może tylko wypełniała polecenia?
— To zajmie nam chwilę — zakomunikował, zamykając za Uchihą
drzwi z lekkim trzaskiem. Pokój był ciasny, a większość jego miejsca zajmował
stół obstawiony krzesłami. Itachi bacznie lustrował pełną majestatu postawę
przywódcy Kindersów. Prezentował powagę, skupienie i autorytet. Zupełnie nie
przypominał mężczyzny, którego widział na imprezie u Keiko pół roku temu.
Domyślał się, że sprawa dotyczy zdjęć, więc spiął się, zasiadając na wskazanym
krześle. Z uwagą, godną najlepszego przeciwnika obserwował najdrobniejszy ruch,
najmniejszy grymas, skupiając się na oczach, z których można najwięcej
wyczytać. Jednak nie tym razem. Josuke był profesjonalny, aż zanadto.
— O co chodzi? — zapytał, przerywając trwające od
dłuższego czasu mierzenie się wzrokiem. Przypominali dwóch wrogów na polu bitwy
szykujących się do starcia, nie zaś dwójkę mężczyzny, mających zamiar
porozmawiać.
— Dla Keiko jesteśmy niczym rodzina — zaczął spokojny,
opanowanym tonem. — Nie staje się pomiędzy członkami rodziny. Po prostu nie
wypada niszczyć relacji między rodzeństwem. Nie przyszło ci może do głowy, aby
usunąć się, zejście z drogi? W imię miłości nie niszczyć jej szczęścia.
— W imię miłości, tak? Hm — zamyślił się, udając,
zastanowienie. — A tobie nie przyszło do głowy usunąć się w cień, aby nie
niszczyć szczęścia siostry? W imię miłości do niej.
Josuke uśmiechnął się drwiąco. Zrozumiał przekaz. Keiko
jest dla mnie ważna i tak jak wy z niej nie zrezygnujecie, tak i ja nie
zamierzam. W gruncie rzeczy to właśnie chciał usłyszeć, deklarację walki.
Przyglądał się pełnym determinacji czarnym tęczówkom, odzwierciedlającym
wypowiedziane słowa. Wstał, wyciągając rękę. Ten gest zaskoczył Itachiego.
Podniósł się, nieufnie obserwując nadal nieustępliwy wzrok Josuke.
— Co jest? Nie chcesz? — dopytywał, a w jego głosie
pobrzmiewała odrobina kpiny. Niepewnie wyciągnął rękę, traktując mężczyznę z
rezerwą. Dłonie zetknęły się i doszło do wymiany uścisku. Twarz Josuke
nieznacznie złagodniała, lecz Itachi nie był skory do rozluźnienia. Wyszło mu
to na dobre, gdyż nagle, diametralnie oblicze przywódcy Kindersów się zmieniło.
Pociągnął Uchihę za złączoną dłoń, zmuszając do tego, aby pochylił się nad
dzielącym ich stołem. Ich twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie,
parę centymetrów od zetknięcia się nosami. Nie było już profesjonalnego,
poważnego oblicza, teraz jego mina wyrażała gniew, zdecydowanie i bojowość.
— Jeśli ją zranisz — cedził przez zaciśnięte zęby,
owiewając policzki ciepłym oddechem — jeśli kiedykolwiek będzie płakała z
twojego powodu, wiedz, że cię zabiję.
Puścił dłoń, prostując się, pozwalając, by znów dzielił
ich stół.
— Z niezrozumiałych dla mnie powodów, Keiko ci wierzy —
odparł, ciągnąc dalej, przybierając z powrotem spokojny, lecz twardy ton głosu.
— Zaakceptuję to, jak i fakt, że jesteście parą. Jednak Uchiha radzę ci się
pilnować, mamy co do ciebie ograniczone zaufanie. To wszystko — oznajmił,
ciągnąc za klamkę. Przepuścił, przekręcając za sobą klucz w drzwiach.
W portierni czekała, krążąca ze stresu Keiko, która jak
tylko ich zobaczyła znieruchomiała. Z wyczekiwaniem wpatrywała się w
przełożonego, oczekując jakiegoś potwierdzenia. Uśmiechnął się, przybierając
łagodny, ciepły wyraz twarzy i potaknął. Pisk dziewczyny musieli słyszeć nawet
na drugim piętrze. Rzuciła mu się na szyję, mocno przytulając. Mężczyzna
zerknął w stronę Uchihy, zaborczo przysuwając Keiko bliżej siebie.
— Jesteś meeega kochany! Tak ci dziękuję.
Pocałowała delikatnie w policzek, po czym odsunęła się,
promieniejąc z radości. Z wręcz ojcowskim rozczuleniem położył jej dłoń na
głowie, targając nieznacznie włosy.
— To my się będziemy zbierać.
Podbiegła do Itachiego, wtulając się w ramię.
— Na razie. — Odwróciła się i jeszcze, nim dwuskrzydłowe
drzwi zamknęły się za parą z hukiem, pomachała na dowidzenia.
Uchiha dopiero po oddaleniu się na kilka kroków od
budynku, odetchnął z ulgą, się rozluźniając. Nie spodziewał się takiego obrotu
sprawy. Keiko musiała niezłą awanturę zrobić, że aż sam Josuke został zmuszony
do zaakceptowania go. Mało tego, do poinformowania go o tym fakcie.
— I jak się podobała niespodzianka? — zapytała,
zagradzając drogę. Rozejrzał się, ulica była prawie pusta, nie licząc kilku
śpieszących się przechodniów. Delikatnie uniósł kąciki ust, przysuwając ją
bliżej i pocałował czule. Jednak szybko się odsunął. Nie przepadał za okazywaniem
uczuć publicznie, zwłaszcza w ten sposób. Pocałunki były zarezerwowane na
słodkie, sam na sam.
— Następnym razem nie stawiaj się przełożonym, aby mnie
bronić. Nie chciałbym, aby wysłali cię na kolejną długą misję. Nie umiałbym
znieść następnej rozłąki.
Odgarnął niesfornie kasztanowe kosmyki fruwające na
wietrze, zakładając ze za ucho, po czym delikatnie musnął wargami policzek.
Uwielbiał, kiedy uśmiechała się w ten specyficzny czarująco-słodki sposób, za
każdym razem, jak okazywał, chociażby odrobinę czułości. Serce miękło, nieważne
ile razy to widział i zawsze nabierał ochoty na obsypanie jej pieszczotami, aby
tylko dalej się uśmiechała.
— No, to teraz możemy iść na obiecaną randkę.
— Jak najbardziej.
Spokojnym, powolnym krokiem ruszyli przed siebie. W międzyczasie
Keiko oddała jedną rękawiczkę, tylko po to, aby znów złączone dłonie wepchnąć
Itachiemu do kieszeni, radośnie komunikując, że tak jej się bardziej podoba.
Spacerowali bocznymi uliczkami, nie przejmując się celem,
który dla nich nie grał roli. Pozwolili, aby nogi same niosły przed siebie. I
tak w akompaniamencie trajkotania dziewczyny o wszystkim, czym tylko się dało,
zawędrowali na główną ulicę handlową, gdzie mimo późnej pory nadal kręciło się
dużo osób.
Kolorowe witryny kusiły przechodniów, mamiąc światełkami.
Tutaj wszystko błyszczało, zalewane wszędobylskim oświetleniem. Latarnie,
rozstawione znacznie częściej niż na innych ulicach, podświetlane witryny, oświetlane
wejścia do sklepów. Mimo późnej godziny nie było mowy o ciemnościach. Jedynie
czarne niebo przypominało o porze dnia i roku. A najpiękniej ta ulica wyglądała
w szale świątecznym, kiedy wszystko ozdobione charakterystycznymi dekoracjami
tonęło w morzu lampek. Keiko już teraz rozglądała się z zachwytem, zatrzymując
się niemal przy każdym sklepie. Pomyślał o tym, że chciałby ją zobaczyć w
święta, te płonące z ekscytacji granatowe tęczówki, chłonące atmosferę
otoczenia, napawające się ogólnym pobudzeniem i radością, która ogarnia
każdego.
— O rany zobacz! — krzyknęła, podbiegając do mijanej
witryny, przy okazji rozłączając splecione dłonie. — Wow — szeptała, zapatrzona
w gigantycznie długi szalik, rozwieszony między krańcami wystawy. Mało tego,
przecinał ja kilkukrotnie, nim zabrakło materiału. Usilnie próbowała wyobrazić
siebie w tym czerwonym, ręcznie robionym szaliku. Może byłby na tyle duży, aby
nawet po okręceniu wokół szyi zwisać na wysokość kolan? Nie, na pewno ciągnąłby
się po ziemi. A może jego długość wystarczyłaby na owinięcie się nim dookoła i
rezygnację z płaszcza? Hm, a gdyby tak nago w samym szaliczku? Kątem oka
zerknęła na Itachiego, stojącego kilka kroków dalej. Jemu to odpowiadałoby. To
już wie, jaki prezent sprawi mu w przyszłym roku. Pozbawiona ubrania, owinie
się szalikiem, zamknie w kartonie i przypnie kokardkę na czubek głowy. Już
widziała minę bruneta. Najpierw byłoby zaskoczenie, potem rozbawienie,
następnie słodki uśmiech a na koniec te oczy, patrząc z pożądaniem, gorące wargi
pomieszane z chłodnym dotykiem.
Zarumieniła się, chowając twarz w lekko odwiniętym od szyi
szaliku, starając się nie wyobrażać sobie dalszej części. Tak się na tym
skupiła, że omal nie pisnęła, czując dłoń na ramieniu.
— Zimno ci? — zapytał zatroskany, zerkając na czerwone
policzki. Pokręciła gwałtownie głową,
przeskakując z nogi na nogę, czując między udami przyjemny zacisk. Zła na
siebie, że teraz jej się na to zebrało, przybrała naburmuszoną minę odwracając
się plecami do lekko tym zdezorientowanego Itachiego.
— Że też musiałam nabrać ochoty teraz — mruknęła do siebie,
nadal się krzywiąc.
— Ochoty, na co? — wyszeptał wprost do ucha, owiewając go
ciepłym oddechem. Wzdrygnęła się. Przełknąwszy ślinę, odwróciła się,
napotykając parę czarnych tęczówek zagłębiających się w jej oczach. Zawsze
czuła się przy nich bezsilna.
— To nic takiego — zaprzeczyła, uśmiechając się
delikatnie, spuszczając wzrok. Żałowała, że teraz nie są razem na kanapie,
oglądając film. Mogliby wówczas pozwolić sobie na słodkie buziaczki, odrobinę mizianka,
dzięki czemu od razu byłoby przyjemniej. Niestety nie można mieć wszystkiego,
co się chce. A aktualnie na kanapie miała Sasuke.
Na szczęście sytuację uratowało burczenie. Keiko w całym
tym szale zapomniała, o czymś tak podstawowym, jak jedzenie. Od obiadu znacznie
ważniejszy był Itachi, poinformowanie go o akceptacji przez przyjaciół oraz
spędzenie wreszcie trochę czasu razem.
— No to, na co masz ochotę? — zapytał, rozglądając się,
czy w okolicy nie ma restauracji.
Nadal na ciebie, pomyślała, ale nie mogła tego powiedzieć.
Nie było warunków na kolejne igraszki. Chociaż, gdyby Sasuke nie było w domu? O
nie, to miała być grzeczna randka i taka będzie.
— To ja zapraszałam, więc ty wybierasz — oznajmiła,
wznawiając marsz, przy okazji kręcąc energicznie głową, aby wyzbyć się
niechcianych myśli.
— Gorące kakao, pyszne ciasto i słodki pocałunek — wyliczał,
dostrzegając szyld kawiarenki na rogu. Odwrócił wzrok, aby spojrzeć w pełne
fascynacji, rozszerzone źrenice dziewczyny, która patrzyła na niego ze świętym
namaszczeniem.
— Chwila — rzuciła, otrząsając się — wybrałeś to pode
mnie, specjalnie — oburzyła się, rozumiejąc, że Itachi wcale nie wymienił tego,
co by chciał on, tylko ona.
— Nie udowodnisz mi tego.
— A ten chytry uśmieszek to tak z niczego.
— Czyli nie zgadasz się na to, co wybrałem?
— Muszę, to ja cię zaprosiłam. — Z udawaną rezygnacją pokiwała głową. — Ale
jak tak dalej będziesz kombinować, to nie będzie pocałunku a pocałunki — dodała
przyciszonym głosem, wyraźnie akcentują liczbę mnogą.
— A skąd wiesz, że do tego nie dążę?
Nie odpowiedziała, wtulając się w jego ramię. Czyżby przy
szaliku pomyślał o tym samym?
***
Czas mijał przyjemnie na jedzeniu słodkiego wypieku,
popijaniu ciepłego napoju i rozmawianiu o niczym. W rzeczywistości Itachi tylko
słuchał, a dziewczyna nawijała, rzadko dopuszczając go do głosu. Nie
przeszkadzało mu to, wolał przyglądać się jej, śledzić każdy ruch i grymas.
Obserwować jak z wypiekami na policzkach, żywo gestykulując, opowiada o ekscytujących
planach, jakie ma, gdy tylko przyjaciel wróci do Konohy. Uwielbiał te iskrzące
się z pobudzenia tęczówki, jaśniejące hipnotyczny blaskiem. A całość dopełniał
szczęśliwy uśmiech, który nie schodził jej z twarzy nawet na minutę.
I jeszcze ten uroczy widok, jak pochyliwszy głowę nad
talerzykiem, z lekko zachodzącymi zębami na dolną wargę, odgarniała włosy za
ucho. Westchnął bezdźwięcznie, ubolewając nad tym, że są w miejscu publicznym i
nic poza głaskaniem jej dłoni, nie może zrobić. Mimo iż był zmuszony do
oglądania, jak oblizuje usta, po ubabraniu ich bitą śmietaną. Mógł, pozwolił
sobie jedynie na lekki muśniecie odkrytych przez spódniczkę ud, kiedy wepchnęła
się na jego lożę, aby pokazać coś w telefonie. Musiał walczyć z wielką ochotą
zamknięcia jej w ramionach i wycałowania, a Keiko nie pomagała. Usadowiwszy się
obok, ułożyła nogę na nogę, ale nie tak zwyczajnie, zrobiła to, siedząc na
jednej z nich, przez co druga została dość mocno wyeksponowana. Obsunięta lekko
spódniczka, ukazała koronkowy haft imitujący zakończenie pończoch, za którym
czarne rajstopy stawały się jaśniejsze i cieńsze. A następnie przysunęła się na
tyle, blisko, aby na ramieniu czuł przyciskające się piersi. Katorga.
Zastanawiał się nawet czy robiła to umyślnie, czy on jest
w stanie zbytniego uwrażliwienia na takie rzeczy. Czuł, że jego cierpliwość i
opanowanie jest wystawiane na próbę. Usilnie próbował wmówić sobie, że Keiko to
Keiko, robi to nieświadomie. Brnął w to dalej, póki nie zapędził się do
wniosku, że dziewczyna po prostu czuje się swobodnie i zachowuje jak przy
przyjacielu. Tu pojawił się niechciany obrazek, jej w salonie z Sasuke. A jak
często głosiła Sasuke to tylko przyjaciel. W taki wypadku już wolał, aby po
prostu go drażniła, kusząc niż gdyby miała tak zachowywać się przy każdym
przyjacielu.
— Coś tak odpłynął? — zapytała, owiewając jego szyję
ciepłym oddechem. Wzdrygnął się, wracając myślami do kawiarenki i jej dłoni,
którą machała mu przed oczami.
— Wybacz, co mówiłaś?
Skrzywiła się. Nic nie mówiła, pokazywała filmik, którego
w ogóle nie zarejestrował.
— No pora się
zbierać, chyba mi tu przysypiasz — zakomunikowała, lekko markotnym głosem, wracając
na swoje miejsce naprzeciwko.
Ubrali się, zapłacili i wyszli na coraz bardziej
opustoszałą ulicę. Robiło się już późno, a chłodny wiatr nie zachęcał do
spacerów. Uszli jedynie parę kroków, kiedy Keiko musiała, cofnąć się, bo zapomniała
komórki.
Wracając wymachując odzyskanym telefonem, gdy nagle przystanęła.
Itachi rozmawiał z dwiema dziewczynami. Przyjrzała się im. No tak, wszystkie
znajome Uchihy musiały wyglądać, jakby właśnie zeszły z planu zdjęciowego na
okładkę nowego magazynu modowego. Zerknęła na siebie, dziękując, że zdecydowała
się nałożyć spódniczkę, co dodawało jej uroku. Z początku chciała poczekać w
tej odległości, aż grupka skończy rozmawiać. Przecież nie będzie się wcinać w
dyskusję, przeszkadzając. Jednak zmieniła zdanie, dostrzegając kilka
charakterystycznych gestów. Nad wyraz czarująco mrugające powieki, mimo
wyższego wzrostu mężczyzny patrzenie na niego spod lekko pochylonej głowy,
ciągłe poprawianie nachodzących na twarz włosów, co nie było spowodowane
wiatrem, słodki uśmiech, non stop przebywanie dłoni blisko twarzy, a to
zakrywanie delikatnego śmiechu, udawane zawstydzenie, poprzez schowanie twarzy
za dłonią. Keiko może nie była najlepsza w te klocki, ale wiedziała, jak
kobieta zachowuje się podczas uwodzenia. Przybrawszy gniewny wyraz twarzy,
dziarskim krokiem ruszyła do rozmawiającej grupki, po czym bez słowa wtuliła
się zaborczo w Itachiego, kładąc mu głowę na piersi. Były w szoku, czego nie ukrywały.
— Mój — mruknęła z naburmuszoną miną — nie oddam go —
zakomunikowała, mocniej obejmując.
Teraz to zaliczyły ciężki szok, zaś Itachi tylko lekko się
uśmiechnął. Nie dość, że miał powód, do wyłgania się z tej dziwnej rozmowy, to
jeszcze poczuł przyjemnie rozpierającą go dumę.
— Chodź skarbie — oznajmił, głaszcząc ją delikatnie po
włosach. — Miło było znów was zobaczyć. Do zobaczenia — rzucił na odchodne.
Milczały zbyt bardzo zaskoczona, aby zdołać coś odpowiedzieć. A Keiko odsunęła
się, prostując dopiero, jak uszli kilka kroków.
— Zostawić cię na kilka minut — burknęła.
— Zazdrosna? — dopytywał.
— I nie i tak.
— A jaśniej? — dopytywał, nie nadążając za rozumowaniem
dziewczyny.
— Chciałam zaznaczyć, że pan Uchiha Itachi ma już swoją
ukochaną dziewczynę i łapki od niego precz, bo umiem gryźć — zakomunikowała,
ukazując zęby niczym u warczącego psa i łapiąc pomiędzy nie, wyimaginowany
przedmiot. — A plotka szybko się roznosi, więc i ty powinieneś mieć spokój z
natrętnymi fankami.
— Czyli jesteś zazdrosna?
— No tłumaczę ci, że nie bardzo. — Spojrzał na nią
wymownie. — No może odrobinę — burknęła nadąsana.
Uśmiechnął się, zaciskając mocniej palce na jej dłoni,
schowanej w jego kieszeni.
***
Kolejny pocałunek, pełen pasji i namiętności. Para
aktualnie stała na ganku pod drzwiami prowadzącymi do domu Keiko. Itachim
zaproponował odprowadzenie, a wszystko miało skończyć się na jednym dłuższym
buziaku na dowidzenia. Tylko coś nie wyszło, bo to był n-ty pocałunek.
— Itachi — wyszeptała, delikatnie się odsuwając.
— Mhm — mruknął, patrząc na nią spod przymrużonych powiek.
Ona go pół wieczoru kusiła, a on grzecznie się powstrzymywał, ale kiedy
nadarzyła się okazja, nie umiał przerwać. Pozwolił zatracić się w przyjemności.
Kolana jej zmiękły, pod wpływem wzroku pełnego pożądania. I
jak tu mu odmówić, gdy sama ledwo się hamuje? Poczuła się źle. Wprawdzie kusiła
go, ale była przekonana, że tylko ona miała takie myśli. Zrozpaczona spojrzała kątem
oka za siebie na drzwi. No przecież, nie może go zaprosić do środka, nie teraz,
kiedy jest tam Sasuke.
— A możemy to przełożyć? — zapytała niepewnie, unikając
kontaktu wzrokowego.
W odpowiedzi dostała buziaka w szyję, która przez
odwrócenie głowy została odsłonięta. Wyraźnie Itachi już nie myśl w innych
kategoriach, niż zaspokojenie ogarniającego go uczucia i nie pamiętał, że za
drzwiami może zastać brata.
— Mam niedobraną bieliznę — ciągnęła, wykręcając się,
poniekąd faktem. — Głupio będzie pokazać ci się w kremowym staniku z łaciatymi
różowo-fioletowymi majtkami. Nie są nawet koronkowe.
— Nie szkodzi i tak je zdejmę — wymruczał, trochę bardziej
napierając na i tak przygwożdżoną do drzwi Keiko.
Spanikowała. No przecież w środku na pewno jest Sasuke. Co
robić, co robić? Nerwowo wodziła wzrokiem po okolicy. A gdyby tak... Upewniłaby
się gdzie jest Sasuke i wpuściła Itachiego przez okno w sypialni. Można by
podstawić krzesło pod drzwi, aby na pewno nikt im nie przeszkodził. Do tego
postaraliby się być cicho albo dałaby się zakneblować. Lokator niczego by nie
usłyszał. Nie, za duże ryzyko. Czułaby się mega niekomfortowo, nic by nie
wyszło z przyjemności.
— Przepraszam skarbie, ale nie dzisiaj — wyszeptała,
odsuwając go.
— Znowu — mruknął zły, że znów mu odmawia.
— Okres mam, wybacz — skłamała, udając skruszoną. Nie, nie
miała, to była tylko wymówka. Wolała nie wspominać o Sasuke. Stosunki między
braćmi jeszcze nie zupełnie się unormowały, więc lepiej ich nie nadwyrężać. Dobrze
zrobiła, gdyż Itachi spokojnie przyjął odmowę. Grymas niezadowolenia zastąpił
nikły uśmiech.
— Trudno, nic na to nie poradzimy.
— Jak tylko minie, wynagrodzę ci to.
— Trzymam za słowo. Śpij dobrze, słodkich snów.
Pocałował czule w czoło, przytulając na pożegnanie.
— Dobrej nocy. Papa.
— Daje ci dwie godziny, dłużej nie mam ochoty szlajać się
po wiosce.
Odwróciła się, spoglądając na mężczyznę opierającego się o
framugę.
— O czym ty gadasz? — zapytała, odwijając szalik.
W odpowiedzi wywrócił tylko oczami, zgarniając kurtkę z
wieszaka.
— Wychodzisz? Po co?
Prychnął.
— Jakbyś nie wiedziała. — Zerknął na nią wymownie. — I
lepiej się pośpiesz, bo zniecierpliwi się czekaniem.
Obdarzyła go zatroskanym spojrzeniem, dotykając czoła.
— Temperatury nie ma, więc nie wiem, czemu bredzisz.
— Nie udawaj, widziałem was. Nie wiem, czy wiesz, ale z okna
w kuchni dokładnie widać drzwi wejściowe.
Zapowietrzyła się, czerwieniąc.
— Nie dość, że podsłuchujesz, to teraz jeszcze podglądasz!
Jak cię któregoś dnia przyłapię pod drzwiami do łazienki, to ci się oberwie!
— Nie schlebiaj sobie zbytnio. Aż taka ładna to znów nie
jesteś.
— Phi. Itachi jest innego zdania.
— Ma dziwny gust.
— A to teraz to już, cel nie uświęca środków i nie chcesz
być czyimś zastępstwem — odcięła się, uśmiechając w pełni usatysfakcjonowana
grymasem, który zazwyczaj robił, kiedy nie miał riposty. — I dla twojej
wiadomości — dodała, wchodząc w głąb domu — Itachi poszedł do domu.
Odwrócił się do niej, obserwując, jak znika w kuchni. Na
serio go spławiła? Zobaczył ich przez czysty przypadek i zaraz odsunął się od
okna, czując się niezręcznie, obserwując migdalenie się brata z dziewczyną.
— Wykończysz go — mruknął, wchodząc do pomieszczenia,
gdzie zostawił niedopitą herbatę. Był przekonany, że para zechce pobyć sam na
sam. Czekał, aż tylko Keiko wejdzie, aby zaraz móc się ulotnić.
Popatrzyła na niego, mrugając niezrozumiale. Ciężko opadł
na krzesło, wywracając przy tym oczami.
— Faceci bardzo nie lubią, kiedy na tym etapie odmawia im
się seksu — wyjaśnił. Nim odsunął się od okna, dostrzegł, z jakim pożądaniem Itachi
parzył na nią.
— To tylko buzi.
— Może dla ciebie. On teraz pewnie będzie musiał spędzić
trochę czasu w łazience.
— No, na noc trzeba się wykąpać, ale co to ma do rzeczy?
— Jak ty nic nie rozumiesz. — Kręcił z rezygnacją głową. —
Ty może teraz zrobisz sobie herbatę, radośnie pójdziesz na górę i zajmiesz się
swoimi sprawami, ignorując, a za pewnie nawet zapominając o tym, co przed
chwilą było. Mężczyźni tak łatwo nie mają. Odmowa w stanie silnej ochoty, czy
pobudzenia bardzo frustruje. I póki nie będzie okazji dania upustu swoim
pragnieniom, wszystko będzie się wokół tego kręcić. Ulżenie sobie jest formą zastępstwa, chociaż
średnio skuteczną, zwłaszcza jak ma się dziewczynę. A na dłuższą metę to ta frustracja
połączona z irytacją niemożliwości wyładowania swojego pożądania, prowadzi do
szukania kobiet na boku. Taka prawda.
Keiko przysiadła się, z zafascynowaniem słuchając i
patrząc na Sasuke z namaszczeniem godnym świętego.
— Ale nie zaprotestował? — zauważyła.
— A co miał zrobić głuptasie? Przecież nie chce wyjść na
zwierzę.
Zamyśliła się, pukając palcami w wargi.
— Itaś zwierzę — szepnęła. — Itachi, jako zwierzę, jako…
Itachi, jako taka mała słodka łasiczka!
— O rany.
Westchnął, uderzając dłonią w czoło.
No nie.... Czy to już koniec bojowego nastawienia na Itachiego? Poważnie tak to miało się udobruchać? A ja miałam takie fajne pomysły w głowie i wyobrażenia tej sytuacji ;(( To pewnie jeszcze nie koniec. Oni może jakoś go tolerują, na tyle, aby nie obrzucać go już błotem, ale pewnie Itaś będzie musiał jeszcze bardziej się postarać :D
OdpowiedzUsuńTo jak Keiko zawitała do domu wielkiego klanu kraju Ognia, to było bardzo zabawne. Sasuke pewnie będzie się podobnie zachowywał w przyszłości, kiedy do jego córci będą przychodzić potencjalni adoratorzy :))) Choć on może być jeszcze groźniejszy i poszczuć ich wszystkich scharinganem :))
Wspólne mieszkanie Sasuke i Keiko jak na razie wychodzi im na dobre. Kto by pomyślał, że oboje mogą się tak dużo od siebie dowiedzieć i nauczyć. Niestety cierpi na tym przyjaciel Itasia, którego trzyma w portkach. No ale w końcu dojdzie do normalności i Sasuke się wyprowadzi. Tylko gdzie? :) Tak, wiem. Nic nie zdradzicie, bo tak jest zawsze :( A kiedy on pogodzi się z Naruto? Nie to żeby coś, ale to jest dziwne, że oni jeszcze nie osiągnęli jakiegoś kompromisu. Przecież blondyn sam by nie popuścił i dążył do jakiegokolwiek porozumienia. Może to Naruto teraz wyruszył na długa misję i dlatego go nie ma w historii :) Chyba za dużo kombinuję.
Rozdział fajny, czekam na więcej, dlatego przesyłam masę pozytywnej energii do dalszego tworzenia ;)
O Itachim i przyjaciołach Keiko się nie wypowiem, ale co do reszty, to masz rację - nic nie zdradzimy ;-) ale to dlatego, że odpowiedzi na oba nurtujące Cię pytania poznasz już w kolejnym rozdziale :-)
UsuńTo może teraz ja się wypowiem :)
UsuńJaki koniec bojowego nastroju? A gdzie tam, żaden koniec, to mogę zapewnić xD Te udobruchanie które zostało tu przedstawione było wstępną akceptacją Itachiego. A dokładniej mówiąc Josuke zapewniał, że nie będzie ingerował w relacje między kochankami. Ale to nie oznacza, że od razu się pogodził i całkowicie zaakceptował Itachiego, to samo tyczy się reszty jej przyjaciół. Nadal będę niechętnie do niego nastawieni. Koniec wredny komentarzy i tym podobnych również nie nastąpi. I oni go tolerują na tyle aby nie wymyślać nowych pomysłów typu te zdjęcia, ale nie na tyle aby nie mieszkać go z błotem ;)
No i dokładnie jest tak jak napisała Erroay, nic nie można zdradzić gdyż te wątki zostaną poruszone już w kolejnym moim rozdziałe 14.01