Poranek przebiegał bez jakichkolwiek słowa. Kompletna,
dziwna cisza zaległa między grupą. Każdy był zajęty sobą, dziewczyny nie
wspominały o wydarzeniach nocy, a żaden z chłopaków nie chciał ich pamiętać z
resztą skupieni byli na tym, aby doprowadzić siebie do stanu używalności.
Cała drużyna na baczność stałą przed Kazekage Suna
czekając na wygłoszenie celu misji.
— Ostatnimi czasy wywiązała się w okolicznym wąwozie
walka, gdzie zabunkrowały się oddziały z Oto. Większość moich ludzi jest na
misjach i brakuje mi kogoś, kto zająłby się zabezpieczeniem miejsca walki.
Chodzi o znalezienie ciał poległych, tutaj macie listę shinobi, których nie
udało nam się odszukać — rzekł wręczają Itachiemu plik kartek. — Trzeba również
pozbyć się pozostałych tam pułapek, aby nie sprawowały zagrożenia dla cywili.
Niestety tamten szlak jest dość często uczęszczany, toteż zależy nam na
szybkość wykonania zadania. Dlatego też zwróciłem się z pomocą do Konohy. Macie
czas do północy na rozbrojenie pułapek oraz odnalezienie ciał. Oczywiście zrozumie jak wszystkich nie
znajdziecie, jednak starajcie się. Andar
wam wytłumaczy dokładne położenie walki. Do widzenia i życzę wam powodzenia —
rzekł pogrążając się z powrotem w papierach, które czytał. Zebrani pokłoniwszy
się kurtuazyjnie opuścili pomieszczenie gdzie na korytarzu czekał na nich
mężczyzna z mapą. Wszyscy zebrali się wokół niego uważnie słuchając. No może
nie wszyscy, bo Keiko stałą z bok, zupełnie niezaaferowana położeniem terenu,
który mają oczyścić. W końcu to należy do obowiązku kapitana, wyprowadzić
drużynę w wyznaczone miejsce.
Grupa shinobi z Konohy z mapą w ręku przemierzała uliczki
Suna, aby wyjść odpowiednim wyjściem. Gdyż miasto było otoczone wysokim
kamieniem, jakby zagłębione w kraterze, chociaż wcale teren nie był wklęsły. A
tylko jedna z bram prowadziła do poszukiwanego wąwozu. Akurat w tym mogła pomóc
Haniko, która jak się okazało pochodzi z Suna. Dziwna cisza, która zaległa się
między nimi z samego rana, trwałą nadal. Zaskoczona takim spokojem Keiko,
postanowiła dowiedzieć się, czemu jest cicho.
— Ej! — krzyknęła dość głośno, tak, aby skacowani panowie
dość mocno odczuli jej obecność. — Co wyście tacy milczący dzisiaj? Kac
doskwiera państwu — mruknęła do Sasuke kładąc mu na chwilę łokieć na ramieniu.
Chłopak podskoczył i skulił się w sobie, a twarz wykrzywiła się w grymasie. No
cóż, skacowane uszy lepiej odbierają dźwięki, toteż nawet lekko podniesiony
głos powoduje irytację oraz pulsujący ból głowy, a co dopiero mówienie do ucha.
— Mam wrażenie, że złożyli sobie uroczyste ślubowanie —
rzuciła Haniko również nie szczędząc głosu.
— A propos niby, czego? — zapytała Keiko, która nic sobie
nie robiła z odległości, jaka dzieliła ją od blondynki.
— Odbudowy reputacji.
W końcu ich wczorajszy wyczyn bardzo ją naderwał.
— Tak sądzisz?
— Jestem o tym przekonana.
— To mam wrażenie, że im to nie wyjdzie. Bo jakoś to nie
wymaże mi z pamięci ich rozmowy… o czym tam gadali?
— Jeśli dobrze
pamiętam to chyba o owcy.
Uchiha obali się czerwienią a na twarzy wypełzło
zakłopotanie. Sasuke starał się patrzyć gdzieś w bok, byle by nie pokazać
słabości idącej tuż obok Keiko. Itachi dla niepoznaki ukrył się w mapie udając,
że coś zawzięcie studiuje. Oraz zaczął mamrotać do Haniko, czy to na pewno ta
droga. Chcąc tym samym odciągnąć dziewczynę od rozmowy na odległość z szatynką.
Jednak Keiko wpadła na jeszcze jeden
pomysł, w podręczeniu ledwo żywych mężczyzn. Skocznym, trochę tanecznym krokiem
podeszłą do Itachiego i… zamachnęła się uderzając go w kręgosłup między
łopatkami.
— Nie garb się, bo ci tak zostanie — rzuciła śmiejąc się i
nim Uchiha zdążył cokolwiek powiedzieć, wyprzedziła go oddalając się na dobre
trzy metry, tym dziwnym taneczno-skocznym krokiem.
Po półgodziny marszu szerokim wąwozem, głębokim na dobre dziesięć
metrów. Gdzie nic oprócz palącego słońca i czerwonawo-pomarańczowej skały nie
było widać.
— To tutaj — oznajmił Itachi zatrzymując się raptownie. —
Według wytycznych od tego. — Wskazał wbity w skałę kunai po prawej. — Do
następnego oddalonego o jakieś pięć kilometry, to nasz teren do oczyszczenia.
— Trochę dużo tego
— mruknął Takeshi, któremu pracowanie przez cały dzień na pustyni, na kacu
jakoś się nie podobało.
— Musicie być w ciągłej gotowości. Nikt nie wie ile jest
tych pułapek i jak niebezpieczne są. Do tego trzeba również sprawdzić okolice
na górze. Jeśli zobaczycie jakieś części ciała, zgłoście się. To mogą być
pozostałości po shinobi, których szukamy. Proponuję, więc, aby powoli poruszali
się wspólnie do przodu. Powinno nam to pozwolić szybko uporać się z robotą.
— Też tak uważam — oznajmił Sasuke.
— To jest podejrzane — rzuciła Keiko do swojej koleżanki.
— Oni się popierają?
— Mówiłam ci, że założyli sobie ślubowanie o obudowie
autorytetu.
— Na to wygląda.
Wszyscy zabrali się do pracy, może nie z wielkim entuzjazmem,
ale zabrali. Haniko znając wymyślność pułapek shinobi z Suna ostrożnie
przesuwała się po terenie szukając odbijających się w słońcu linek. Takeshi został wyrzucony na górę wraz z
Sasuke. Itachim uruchomił sharingan rozglądając się uważnie po ścianach. Keiko
zaś przyglądała się piaskowi, wychodząc z założenie, że ludzie z Oto lubią
wyskakiwać z podziemie i tam często tworzą zapadnie.
Mijały godziny a teren niezbyt ubywał. Zaangażowanie
trwało raptem niecały kilometr, po nim nastąpiło znudzenie i zniechęcenie, a
panom powróciła wzmożona fala kacu. Dopełnieniem koszmaru było nastanie
południa, kiedy to z nieba lał się czysty jak spirytus żar. Wszystkim
doskwierał, chociaż Haniko bardzo dobrze sobie z nim radziła, przyzwyczajona do
takich temperatur. Panom pot lał się z czoła wpadając do oczu, przez co gorzej
widzieli. Uchiha musieli, co chwile dezaktywować sharingan, by nie narażać się
na przeciążenie. Takeshi rzucał shurikenami jakby machał chusteczką na
pożegnanie. A do tego przedmiot pokonywał drogę nie większą niż metr. Itachi
miał problem z utrzymaniem pionowej postawy, toteż, co jakiś czas przytulał się
do skały udając, że tak pilnie ją sprawdza. Sasuke podobną metodę stosował,
tyle, że łaził na czworaka twierdzą, że sprawdza czy przy podłożu nie ma żadnych
lin. Keiko również przeżywała katusze związane z gorącem. Już dawno pozbyła się
lekkiego płaszczy, w który trzeba było się tutaj wyposażyć, aby piasek
niedostawał się w niepożądane części ciała.
— Jak tu można żyć — jęknęła zwijając rąb bluzki na ramiączkach
i przekładając skręt przez dekolt, przez co wyglądało to tak, jakby miała
jeszcze jeden stanik na sobie.
— Radzę ci się ubrać — poleciła Haniko. — Jeszcze
dostaniesz poparzenia skóry lub odwodnienia organizmu i cię nie zechce Itachi w
swoim fanclubie. — Na dźwięk tych słów brunet zakłopotał się i schował twarz w
ścianie znów oglądając nazbyt dokładnie szczelinę.
— I nie będę musiał go więcej widywać — rzekła z graną
radością. — To jest warte nawet bólu.
— Zapewne tak, ale mówiłam poważnie o tym odwodnieniu i
poparzeniu.
— Nie boję się tego. Nic mi nie będzie.
— Ostrzegałam.
— Mamy coś jeszcze do picia? — zapytał Sasuke opierając
plecy o skałę.
— Chyba się skończyło — rzekł Takeshi sprawdzają torbę, w
której miał zapas płynów.
— Wygląda na to, że
jest południe — oznajmił Itachi spoglądając przymrużonymi oczami na słońce. —
Zróbmy przerwę.
— Popieram w stu procentach —rzucił Sasuke starając się
wtulić jeszcze bardziej w skałę, która dawała znikomy, ale zawsze jakiś, chłód.
— Nie możemy od tak leżeć na słońcu. Jest samo południe,
gdzie wy chcecie się schować? — zapytuje Haniko, jako znawczyni tutejszych
warunków.
— Może ja zaradzę — zaproponował Takeshi. — Moja
specjalność to techniki powietrzne, mogę unieść w górę cześć piasku, który
zrobi dla nas duży parasol — rzekłszy to ukucnął dotykając rozwartymi dłońmi
gorzącego podłoża. Wymamrotał odpowiednie pieczęcie i podnosząc się do góry,
ciągnął za sobą dość grubą warstwę piasku. Po czym wystrzelił ręce do góry, ale
zachwiał się, czego skutkiem było to, że ziarna zasypały Keiko.
— Ty idioto!!! — ryknęła wściekła kobieta wygrzebując się
z gorącego, miałkiego piachu.
— Błagam cię — jęknął łapiąc się za głowę. — Mam dzisiaj
bardzo dobry słuch, i niestety niezbyt dobrą orientację w pionie.
— To było tyle nie pić!!! — syknęła. — Teraz nie ma
miejsca gdzie bym nie miała tego durnego piachu — marudziła starając się
wytrzepać sobie złociste ziarenka spod bluzki. Jednak robiła to tak
chaotycznie, że czasami niemalże zdejmowała materiał z ciała, do tego skakała,
mając nadzieję, że to cos pomoże. A jako, że wzrok wszystkich na chwilę zwrócił
się ku szatynce i Itachi pozwolił sobie na dokładne obserwowanie dziewczyny.
Zważywszy na to, że była zajęta, przez co nie zobaczy jak jej się przygląda.
— Czekajcie spróbuję jeszcze raz — oznajmił Takeshi znów
kucając.
— Spróbuję jeszcze raz oberwać a osobiście wyślę cię na
tamten świat — syknęła Keiko łupiąc groźnie, na znak, że wcale nie żartuje.
Jednak tym razem chłopakowi się udało. Nad zebranymi zawisł „parasol” piasku
dając cień a przez co wytchnienia od palącego słońca.
— Uff… — westchnęli
wszyscy siadając i delektując się ucieczką ze sfery piekielnego żaru.
— Keiko uda się załatwić trochę wody? — zapytała Haniko
upewniając się, że butelki w torbie Takeshimy są puste.
— Ta jasne.
Drużyna z Konohy przeczekała pod „parasolem” największy
skwar przypadający na od dwunasta do pierwszej. Po tym niestety musieli ruszyć
dalej do pracy. Jak dotąd pułapki nie były zbyt wymyślne i mało ich. Kilka
linek, które przytrzymywały ruchome części skały, które miały się zwalić
przeciwnikowi na głowę, to wszystko. Również nie udało się odnaleźć żadnego
ciała, czy czegokolwiek, co wskazywałoby na to, że tutaj ktoś poległ.
Największy skwar już minął a pora dnia sprzyjała grupie. Jednak wykończeni jej
członkowie mieli naprawdę bardzo spowolnione ruchy. Panowie niewyleczeni z kacu
poruszali się jak zombi czy nienaoliwione maszyny. Ich ruchy były powolne,
nieskoordynowane oraz chwiejne, gdyż jakoś trudno było im utrzymać pionową
postawę. Do tego wszystko wykonywali tak, jakby robili to za karę i sprawiało
wielki ból. Przy okazji pochłaniając niewyobrażalne ilości wody. Najlepiej
trzymała się Haniko przystosowana do życia w takim klimacie. Niestety Keiko
również sobie nie radziła, chociaż dobrze ukrywała to. Jako osoba z naturą
wody, ciężko jej szło utrzymanie poprawnego stężenia owej substancji w ciele,
które było tak bardzo znaczące dla niej. Płyn szybko wyparowywał, a dziewczyna
nie miała, z czego go pozyskiwać. Normalnie czerpała wodę z otoczenia,
powietrze, ziemia, rośliny, jednakże na pustyni to było naprawdę trudne. Płynne
złoża ukryte gdzieś niewyobrażalnie głęboko wymagałyby niespożytej energii ze
strony szatynki, aby z nich czerpać siłę.
Do tej pory ilekroć przemieszczała się po tych terenach robiła to nocą,
kiedy było jej łatwiej, w chwili, gdy nie musiała tracić takiej ilości wody z
organizmu tylko ze względu na temperaturę. Jednak ukrywała fakty, że
nienajlepiej się czuje, że ów klimat bardzo źle na nią wpływa. W końcu, jako
członek Kindersów nie mogła pokazać słabości, zważywszy na banalność tej misji.
Czas płyną, drużyna przemieszczała się dalej. W połowie
trasy natrafili na pierwsze zwłoki ukryte we wnęce w skale. Cóż widok i zapach
nie był przyjemny. Ciała szybko rozkładają się przy takiej temperaturze.
Mężczyzna został zidentyfikowany, jako jeden z shinobi Suny. Takeshi obwinął go
w płachty materiału, które dostali wychodząc z wioski. Zostało ustalone, że nie
ma sensu go taszczyć ze sobą, zabierze się nieboszczyka w drodze
powrotnej. Wyglądało na to, że ciało
było jakąś granicą, gdyż za nim pułapki zaczęły być bardzie złożone.
— Uwaga — mruknął Sasuke nacinając znalezioną linę. Wówczas
z obu stron skał poszybowała salwa dobrych kilkudziesięciu igieł. Jak na
zawołanie nagle wszyscy otrzeźwieli unikając lub odbijając broń. Reszta pułapek
również była nastawiona na atak ogólny, o szerokim zasięgu. Również pojawiały
się następne ciała, nie koniecznie tylko ludzi z Suna i nie zawsze były one
całe. Haniko z krzykiem ze szczelinie wyjęła zgniłą rękę. Nawet nie można było ustalić tożsamości.
Dochodziła już godzina siedemnasta, przez co słońce tak
nie paliło, gdyż zniknęło z nieba nad wąwozem, przez co jedna ze skał rzucała
przyjemny cień. Nastąpiła zmiana, która polegała na tym, że dziewczyny zostały
wyrzucone na górę, aby tam przeszukiwać teren.
— Ktoś się zbliża wąwozem — rzekł Sasuke uruchamiając
alarm i tym samym ściągając koleżanki na dół. Wszyscy zastygli obserwując
postać w długiej szacie, ochraniającej przed piaskiem i w kapturze. Wyglądała
tajemniczo oraz dziwnie poruszała się bardzo wolno. Keiko bardzo dokładnie
wpatrywała się w przybysza, którego postawa wydawała jej się znajoma.
— Ktoś ty? — zapytał Takeshi, kiedy zakapturzony mężczyzna
był już zaledwie trzy metry od zebranych.
— Ja mości pana imienia nie chcę znać, więc z całym
szacunkiem, nie ma powodu bym i ja się przedstawiał. — Keiko od razu
zareagowała na te słowa. Teraz już rozumiała, czemu wydawała się jej jego
postać znajoma, pod kapturem jak nic skrywała się blond włosa czupryna.
— A jakiegoż to rycerza nam wiatr przywiał w te strony? —
odparła szatynka uśmiechając się pogodnie oraz występując z szeregu, który
został utworzony ze względów bezpieczeństwa.
— Twój rycerz mości księżniczko przynosi wiadomość od
króla — odparł zrzucając kaptur by ukazać długie blond włosy.
— Kaoru wrócił do Konohy? — zapytała z nadzieją w głosi i
iskrzącymi się z zachwytu oczami.
— Wybacz mi droga, lecz nie tędy droga. Wiadomość
przynoszę od wielmożnego Josuke, króla nam miłościwie wszechwładnego. Lecz otóż iformacyja ściśle tajna, nie dla
pospolitego waćpaństwa. — Drużyna stała dość zdezorientowana a przede wszystkim
zaskoczona jego sposobem wypowiedzi. Każdy spoglądał z wymalowanym na twarzy
słowem „wariant” na Isamu, który nic sobie z tego nie robił, chociaż doskonale
odczytał niemy przekaz, i uśmiechał się uroczo jak miał w zwyczaju.
— Przepraszam was, to poufna informacja — odparła Keiko
podchodząc do przyjaciela. Oboje oddalili się jeszcze bardziej od pozostałych,
aby na pewno nie było ich słuchać, ani żeby nie wyczytać nic z ruchu warg. — Co
się dzieje? Co jest tak pilne, że nie poczekało do mojego powrotu?
— Jest wielkie prawdopodobieństwo, że ładunek przenosili
ci ludzie z Oto, których wybili ci z Suna — rzekł przyciszonym głosem tak, że
go Higashiyama ledwo słyszała i musiała bardzo się przysunąć. Dziewczyna od
razu wyczuła powagę sytuacji, na którą wskazywał brak używania zwyczajowego
języka przez Isamu.
— Czym jest ładunek?
— W tym problem, że nie wiadomo.
— Kaoru nie dał wam żadnych wytycznych? Przecież
infiltruje kraj Dźwięku, powinien mieć jakieś informacje.
— Wiadomo tylko tyle, że jest to bardzo ważne dla
Orochimaru. I streszczaj się, bo w nocy ewentualnie jutro powinny pojawić się
nowe oddziały od nich.
— Nowe?
— Tak, już raz ten teren został przeczesany. Jednak, jako
iż nikt z nich nie przeżył tego spotkania z shinobi Suna, nikt nie wie gdzie to
jest ukryte.
— To, dlatego tak nie wiele tutaj tych pułapek. I ciał nie
można znaleźć.
— Szybko łączysz fakty. Kaoru mówi, że to jest mały
przedmiot, mniej więcej długości kartki A-4. I szczerze mówiąc może być
wszędzie. Twoja misja polega na odnalezieni go i dostarczeniu w ręce Josuke.
— Tak jest.
W tym samym czasie, kiedy ta dwójka rozmawiała ze sobą
reszta dziwnie się im przyglądała.
— Tajna infrmacyja, ta — prychnął Sasuke. — Mam wrażenie,
że coś z nią jest nie tak.
— Może szpieg? — podsunął Takeshi.
— A niby, dla kogo by szpiegowała? — zapytała rozsądnie
Haniko, która była zaskoczona postawą, a raczej językiem intruza, ale w końcu
nie jej oceniać przyjaciół Keiko. Sama posiadała kogoś, kogo po pierwszy
spotkaniu można nazwać rąbniętym jak i fałszywym, gdyż często mu się zdarzało zaprzeczać
samemu sobie.
— Nie podoba mi się on — mruknął do siebie Itachi.
— I tu cię popieram w stu procentach — rzucił Sasuke.
— Ja bym tam miał na oku tą spóźnialską.
— A ja uważam, że przesadzacie.
Isamu naciągnął kaptur na głowę, przytulił przyjaciółkę i
zawrócił udając się tą samą drogą, która przybył. Keiko stała jeszcze chwilę
przyglądając się jak odchodzi. Pod uczuciem, że ktoś się jej bacznie przygląda
odwróciła się w stronę zebranych, gdzie napotkała parę czarnych tęczówek
należące do długowłosego bruneta. Przez moment mierzyli się wzrokiem, jakby
jedno chciało zgadnąć, co myśli drugie. Jednak to zostało przerwane przez
blondynkę zachęcającą do powrotu do pracy.
— A ty, czemu nie wracasz na górę? — zapytał Sasuke
widząc, że dziewczyna nie udała się w ślad za Shimanouchi.
— Bo będę teraz przeszukiwać dół.
— A to, z jakiej racji?
— Z takiej, że tak chcę.
— Akurat chcenie tu nie ma nic do rzeczy. Masz wykonywać
polecenie kapitana drużyny, czyli Itachiego — rzekł, a wzrok wszystkich padł na
starszego Uchiha. Sasuke starał się wykorzystać pakt o zgodzie i braku
kłótni. I zgrabnie nim manipulując
wysłać Keiko na górę, gdyż domyślał się, że dziewczyna dostała jakąś dodatkową
misje. A nawet jak nie, to, jeśli Itachi
go nie poprze, będzie miał powód do dręczenia brata. Co akurat długowłosy
zrozumiał i nie patrząc na dziewczynę rzekł:
— Pomóż Haniko.
— Co?
— Idź jej pomóc. Mieliśmy się wymieniać w przeszukiwaniu
góry.
— Uznałam, że jest to niewygodne. Wolę pozostać całą drogę
do końca tutaj, a wrócić górą.
— Ale kapitan powiedział nie — wtrącił się Sasuke.
— Ale nie z tobą
rozmawiam.
— Ale podwładny musi wykonywać polecenia kapitana.
— Ale skąd tak nagle uznajesz brata na stanowisku
kapitana? — Sasuke zamilkł, spoglądając ostrzegawczo w stronę Itachiego, który
nie mógł złamać umowy, którą sam zainicjował.
— Keiko idź na górę.
— Wybacz, ale tego nie zrobię. Możesz wymyśleć mi nową
karę, możesz zrobić, co ci się żywnie podoba, ale to nie zmieni mojej decyzji.
Zostaję tutaj.
— A dlaczego ci tak na tym zależy? — wtrącił się Akaibe.
— Nie twój interes.
— Ty coś ukrywasz. Nie jesteś szczera. Fałszywa menda. —
Dziewczyna nie odpowiedziała, jedynie zlustrowała chłopaka piorunującym
spojrzeniem i gdyby wzrok zabijał, już by nie żył.
— Co się tu dzieje? — zapytała Haniko schodząc z góry. —
Nie wracamy do pracy?
— Nic. Już wznawiamy poszukiwania — odparła Keiko mierząc Akaibe
ostatni raz morderczym spojrzeniem.
— Takeshi pomóż Haniko na górze.
— Wolałbym tutaj pozostać.
— Idź na górę — rzekł Itachi z głosem, który ewidentnie
nie chce usłyszeć sprzeciwu. Praca została wzmożona, mimo iż pewne nieprzyjemna
atmosfera dalej zalegała między drużyną. Robiło się coraz później, ale i trasa
się kończyła. Pozostał ostatni niepełny kilometr, bo raptem siedemset metrów.
Nagle Keiko zaintrygował pewien fragment skały przy podnóżu. Wpatrywała się w
niego z wielką intensywnością. Miała dziwne wrażenie, że nie pasuje do
pozostały, do otoczenia. Kiedy się tak w to wpatrywała, Itachi rozbrajał
właśnie kolejną pułapkę. Jednak ta okazałą się bardziej złożona niż reszta, a
niestety pozostałości po kacu pozostały, toteż refleks był zaburzony.
— Uwaga! — krzyknął, kiedy otworzyła się zapadnia w
piasku, z której została wypuszczona salwa dwudziestu kunai i dobra setka
senbon. Itachi stał po drugiej stronie, gdzie broń nie była w stanie dosięgnąć.
Sasuke może szybko nie zareagował, gdyż on również w pełni sprawny dzisiaj nie
był, ale sharingan robi swoje. Jedynie Keiko zaabsorbowana kawałkiem skały nie
zwróciła uwagi na lecące w jej kierunku bronie, przez co oberwała. Każda
możliwa igła, która była w jej zasięgu czy kunai trafił do celu.
— Keiko! — krzyknął Itachi podbiegając do dziewczyny.
— He? — zapytała zupełnie jeszcze nie kontaktując z
rzeczywistością.
— Zawołajcie Haniko — polecił starszy Uchiha, kiedy
szatynka zachwiała się i straciła równowagę prawie upadając, przed czym
ochronił ją.
— Co się dzieje? — zapytała blondynka schodząc z góry wraz
z Akaibe. — O nie — jęknęła widząc broń w ciele koleżanki. — Tutejsze bronie są
zawsze nasączane trucizną. Mają manie na tym punkcie. A ona, sądząc po ilości
ostrzy, właśnie przyjęła dawkę śmiertelną.
— Czyli, że chcesz…
— Jeszcze nie Itachi. Chyba nie — rzuciła klękając przy na
wpół nie przytomniej Higashiyamy. Szybko wygrzebała z torebki ampułkę z
antidotum uniwersalnym, skutecznym na podstawowe, popularne trucizny, którymi
smarowało się ostrza. Zapakowało je rano, tak na wszelki wypadek. Zaaplikowała
lekarstwo za pomocą strzykawki, do żylnie, aby miało najlepsze działanie.
— Mam nadzieję, że pomoże, ale trzeba ją natychmiast
zabrać do Suna, do szpitala. Niech zbadają, jaka to trucizna, gdyż możliwe, że
moje antidotum tylko spowolni jej działanie.
— Rozumiem. Zabieram ją do wioski. A wy skończcie
przeszukiwanie tego terenu. Raport zdamy jutro grupowo — zarządził.
— Ani mi się waż — mruknęła dziewczyna, która doszła do
siebie po odtrutce, dzięki czemu kontaktowała już niemalże w pełni z
rzeczywistością. A zareagowała tak
gwałtownie widząc chęć bruneta, aby wziąć ją na ręce. — Skanowanemu gościu, co
ledwo się rusza nie dam się nieść. No chyba, że to byłby Josuke albo Kaoru, ale
mniejsza z tym. Tobie nie pozwalam.
— Ale trzeba cię szybko przetransportować do Suna.
— To sobie poradzę. Mam jeszcze nogi.
— Ależ ty oparta. Daj, chociaż sobie pomóc. Przecież ledwo
stoisz — rzekł widząc pokrzywioną sylwetkę dziewczyny, która tym starała się
utrzymać na nogach. Przerzucił jej rękę przez swoje ramię oraz objął w pasie,
aby pomóc przy chodzeniu. Z nadąsana miną, bo przecież mówiła, że sobie
poradzi, ruszyła w stronę wioski z „pomocą” u boku.
— Jakoś tak strasznie się przejął — skomentował Takashi
obserwując oddalającą się dwójkę.
— Jest kapitanem, to on beknie, jeśli coś się stanie
reszcie drużyny — przypomniał Sasuke, którego bardziej interesowało to, w co
tak wpatrywała się dziewczyna. Jednak mężczyzna przez to, że starał się uniknąć
broni nie mógł dobrze określić punktu zainteresowania. Prześledził dokładnie
okolice poszukując czegoś dziwnego, co przykułoby uwagę. Wówczas w blasku
zachodzącego słońca błysnął przedmiot. Sasuke pochylił się i wyciągnął ze
szczeliny złoty medalik.
— To tylko duperela — mruknął do siebie. — Takashi masz te
kartki od Itachiego. Mamy tam jakiegoś gościa, co nosił medalik z napisem REW.
— E, nie — rzekł przeglądając opis, znaki/przedmioty
szczególne. — Ale jest dziewczyna, która nazywała się Rema Eni Wanchi. Może o
tą chodzi?
— Chyba tak.
***
Poważnego stanu zagrożenia życiem w szpitalu nie
stwierdzili toteż podajać dziewczynie odpowiednie proszki, które cofną
jakiekolwiek skutki trucizny, wypuścili ją. Obecnie był ranek a Higashiyama
leżała na łóżku w swoim pokoju dzielonym z Haniko. Zegar na ścianie wskazywał
zaledwie kilka minut po wpół do piątej. Keiko nie spała wsłuchując się w równy
oddech współlokatorki, świadczący o tym, że blondynka jest w głębokim śnie.
Szatynka powoli i najciszej jak tylko potrafiła zeszła ze skrzypiącego łóżka.
Nabazgrała cztery słowa na kartce, którą zostawiła na szafce nocnej i zabrawszy
swoje rzeczy, wyskoczyła przez okno. Poruszając się po zakamarkach oraz
zaułkach dotarła do bramy wychodzącej na wąwóz, który przeczesywali
poprzedniego dnia. Modląc się o to, żeby oddziały z Oto ją nie wyprzedzili
pognała w kierunku tamtego dziwnego fragmentu skały. Niestety nie zdążyła
dobrze oznaczyć miejsca, w którym to było, liczyła jedynie na swój zmysł
orientacji i możliwość nieposprzątania igieł po pułapce. Broni nie było, ale
dziura w piasku, po klapie skąd wystrzeliły przedmioty, tak.
— Genialne — mruknęła przyspieszając biegu, gdyż owe
miejsce widziała z daleka. Szybko dopadła do skały, klękając przed nią i
obmacując ten fragment, który według niej nie pasował do reszty. I miała rację,
skała była inna w dotyki a po chwili wyczuła cieniutkie linki. Za pomocą kunai
sprawie się ich pozbyła zdejmując kamuflaż, którym było grube płótno z
namalowaną bardzo dobrą podobizną tutejszych skał. W niewielkie wnęce,
skrywanej pod materiałem mieścił się zwój. Był mniejszy niż zakładał to Kaoru,
gdyż jedynie długości formatu B-5. Ucieszona dziewczyna chciała zajrzeć do
środka, zobaczyć, co skrywa ten tak ważny przedmiot, lecz usłyszała głosy
dochodzące, nie ze strony wioski.
— Nie wiem gdzie jest, tak — mruczał rozeźlony męski głos.
— Wiem tyle, że to zwój i, że mamy go przynieść inaczej będzie, ładnie mówiąc
nieciekawie.
— A powiedzieli, co zawiera? — dopytywał się nastolatek,
sądząc po barwie dźwięku. Keiko pośpiesznie odłożyła materiał na miejsce, tak,
aby znów przykryć wnękę i błyskawicznie wskoczyła na górę, skąd dojrzała
czwórkę osób idących w jej stronę. Zaklęła w myślach, kładąc się na piasek,
który na szczęście nie zdążył się jeszcze nagrzać i nie był palący. Domyśliła
się, że to są ci wysłannicy z Oto. Musiała teraz jak najszybciej się stąd
oddalić. Wzdłuż wąwozu nie mogła pobiec, gdyż w celu poszukiwania istnieje
prawdopodobieństwo, że wejdą tutaj na górę. Jedyna droga, jaką dostrzegła to
udać się na zachód, w otwartą pustynię, a potem spróbować okrążyć Suna i udać
się do miasta przez inne wejście.
***
Nastały poranne godziny, w których to drużyna z Konohy budziła
się. Haniko wcale nie zmartwiła się brakiem współlokatorki, z początku
założyła, że jest w łazience. Jednak, kiedy te przypuszczenia zostały szybko
rozwiane, pomyślała, że zeszła po prostu na dół.
— Mogę wejść? — zapytał Itachi pukając do drzwi.
— Tak
proszę — rzuciła blondynka pakując przybory łazienkowe do swojego bagażu.
— Jak
się czuje Keiko? Lekarze powiedzieli, że nic jej w prawdzie nie jest, ale
lepiej żeby uważała na siebie przez najbliższe dni.
— Nie
mam pojęcia. Nie ma jej w pokoju.
— A
gdzie jest?
— Nie
wiem. Może zeszła na dół.
—
Dobra, dzięki — odparł wychodząc z pomieszczenia. Jednak po około piętnastu
minutach wrócił, teraz już pomijając pukanie. — Nie ma jej — rzucił od progu
lustrując uważnie posłanie szatynki.
Dostrzegłszy brak bagażu i kartkę podszedł do szafki. — Nie czekajcie na
mnie — przeczytał treść.
—
Keiko wyszła w nocy?
—
Wygląda na to, że tak. Nic nie mówiła? Nic nie wiesz?
—
Nie, nic.
—
Trzeba iść zdać raport do Kazekage.
Hej,
OdpowiedzUsuńwielki kac ich dosięgnął, tak i Isamu się pojawił, bracia chwilowo zawiesili broń między sobą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam,
OdpowiedzUsuńhahha Uchihów wielki kac dosięgnął, no i Isamu się pojawił, choć chwilowo to się cieszę, że bracia zawiesili broń między sobą...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Witam,
OdpowiedzUsuńo matko, to jest boskie, naszych szanownych młodych Uchihów wielki kac dosięgnął, jak się nie zna to nie chleje się tak jak kompot... nasz Isamu się pojawił... ale cieszę się, że bracia zawiesili broń między sobą choć jest chwilowo, to jednak mam nadzieję, że dłużej taki stan będzie trwał...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Więcej Itachiego w rozdziałach, a tak to super się to czyta
OdpowiedzUsuń