3 października 2019

49. Od teraz oficjalnie już moja

Rozejrzał się po sali, obserwując, jak zebrani zajmowali swoje miejsca z nietęgimi minami. W końcu nagle zwołana narada mogła oznaczać tylko jedno, nastał postęp w przygotowaniach, a aktualnie niemal nikomu nie paliło się do kolejnych zamachów.
— Skoro są już wszyscy... — donośny głos Fugaku rozniósł się delikatnym echem, uciszając wszelkie rozmowy. Itachi przymknął na dłuższą chwilę powieki, starając się wyciszyć umysł. To nie był najodpowiedniejszy moment na kolejne pomysły ojca. Przecież dzisiaj był pierwszy lipca.
— Możemy zaczynać.
Z ociągnięciem spojrzał na jego władczą postawę. Siedział dumnie wyprostowany z rozpostartą za plecami ogromną płachtą przedstawiającą czerwono-biały wachlarz.
— Z pewnością zdążyliście zauważyć, że ostatnio wizerunek policji znacząco się ocieplił — ciągnął Fugaku, upewniwszy się, że skupia na sobie uwagę. — Przełożyło się to na wzrost zaufania, co bezpośrednio koreluje z liczbą zgłaszanych przestępstw i zwiększeniem ilość pracy. Według naszych analiz — mówił, zaglądając do wyjętego z teczki pliku kartek — liczba zgłaszanych przestępstw wzrosła o ponad sto procent w porównaniu do okresu sprzed pierwszej próby zamachu. Ponadto...
Wszyscy ze skupieniem wysłuchiwali się w statystyki, nie dowierzając liczbą. Wprawdzie poprawę było widać gołym okiem, ale wyniki przewyższały oczekiwania. Aktualnie, uznanie dla policji było najwyższe od kilkunastu lat, a być może wynik ten był najwyższy w całej kadencji Fugaku.
— W związku z obecną koniunkturą nierozsądne byłoby podejmowanie kroków, które mogłoby jej zaszkodzić. W zaistniałej sytuacji lepiej skupić się na wypracowaniu trwałego mandatu zaufania. To właśnie jego brak doprowadził do nieprzyjemnych komplikacji, które nas spotkały po ostatniej próbie zamachu.
Itachi otworzył ze zdumienia szerzej oczy. Wypowiedź ojca zmierzała w zaskakującym kierunku i bardzo chciałby, aby to nie były jedynie jego pobożne życzenia. Jednak zdziwione spojrzenia pozostałych upewniły go, że nie tylko on tak ją odebrał.
— Myślisz, że... — ktoś cichutko szepnął po jego prawej stronie, zawieszając lekko zlękniony, ale i też przepełniony nadzieją głos.
— Ciężko powiedzieć — odpowiedział mu sąsiad, starając się opanować przedwczesny entuzjazm towarzysza.
Fugaku odchrząknął znacząco, uciszając drobne szmery.
— Także mając to na względzie, zostają wyznaczone nowe cele dla klanu. — Wszyscy wstrzymali oddech, z napięcie oczekując kolejnych słów. — Priorytetem będzie poprawa relacji z mieszkańcami oraz systematyczne podnoszenie standardów pracy policji. Przed kolejnym zamachem konoszanie muszą nam jeść z rąk, aby wykluczyć ewentualne przeszkody, które mogą nastąpić z ich strony po objęciu przez nas władzy. Stąd też dotychczasowe przygotowania do zamachu zostają zawieszone na czas nieokreślony.
Nastała absolutna cisza, w której każdy powoli dochodził do siebie. Słowa Fugaku były tak nierealne, że aż nikt nie mógł w nie uwierzyć. Dopiero po chwili rozniósł się świst, wypuszczanego z ulgą powietrza. Początkowe niedowierzanie wymieszane ze sporym szokiem, powoli ustępowało miejsca radości oraz euforii. Uczucie odprężenia stawało się coraz bardziej namacalne. Pojawiały się uśmiechy pełne szczęścia, drobne śmiechy, przygarbione postawy podpierające się rękoma o blat, wygodne rozkładanie się na krzesłach, zaczepne szturchanie sąsiadów.
Nawet Itachi nie potrafił w tej chwili ukryć swoich myśli pod maską. Poczuł się taki wolny, lekki i nieskrępowany. Wielki ciążący od wielu lat głaz, niespodziewanie wyparował. Tak po prostu, puf i go nie ma. Wieczna, niekończąca się misja teraz ot tak przestała istnieć.
Parsknął śmiechem, kręcąc przecząco głową. Cały Fugaku. Nie potrafił całkowicie zrezygnować z zamachu, zdradzić ideały przodków, otwarcie powiedzieć, że jednak wszyscy do tej pory się mylili. W końcu można odwlekać to w nieskończoność, zawsze znajdą się dobre powody, aż wszyscy o tym zapomną.
— Co oznacza czas nieokreślony? — To oburzone pytanie niczym błyskawica przecięło pomieszczenie, a lekkie uderzenie otwartej dłoni w stół zakłóciło spokój. — Ile będziemy czekać?
— Czas nieokreślony to czas nieokreślony — odpowiedział Fugaku z pełnym stoicyzmem. — Nie jesteśmy w stanie ustalić, ile zajmie nam przekonanie do siebie społeczeństwa. Jak już mówiłem, mieszkańcy muszą nam jeść z rąk, aby móc wykluczyć wszelkie późniejsze niedogodności i złagodzić ewentualną przegraną. Nie możemy pozwolić sobie na to, aby scenariusz ostatniego zamachu znów się powtórzył. Tym razem musimy być przygotowani na każde warunki, wziąć każdą możliwość pod uwagę. Stąd też do mojego odwołania klan nie będzie podejmować żadnych kolejnych kroków związanych z przygotowaniami. Wszystko na stan obecny ulega zawieszeniu. To wszystko, co miałem wam dzisiaj do powiedzenia — oznajmił, podnosząc się z miejsca. — Wasze ostatnie raporty zbierze Itachi. Możecie się rozejść. A Itachi — zawołała, zatrzymując się w drzwiach. — Zapraszam do gabinetu, musi omówić jeszcze kilka kwestii.
Zrzedła mu mina. W tej całej szczęśliwości zapomniał, że jeszcze nie wszystko zostało ustalone przed trzecim lipca.

***

— Keiko — zawołał od progu, od razu kierują się do kuchni. — Skarbie!
— Nom. O co kaman?
— Świętujemy — oznajmił wesoło, wyjmując z reklamówki piwa i lody.
— No nie mów — krzyknęła zadowolona. — Nie miał pretensji?
Uśmiechnął się wymijająco, skupiając się na niesamowicie interesującej etykiecie na butelce.
— Czyli co powiedział? — dopytywała, buńczucznie krzyżując ręce pod biustem.
— Nic takiego. Nie musimy się przeprowadzać — zapewniał, chociaż wciąż unikał wzroku. Po raz kolejny chciał przeciwstawić się tradycji, czego ojciec nie potrafił zdzierżyć. W końcu dla Uchiha tradycja jest wszystkim.
— Ale? — ponaglała, mrużąc oczy. Wiedziała, że ot tak Fugaku na coś takiego by się nie zgodził.
Westchnął cicho.
— Tylko do czasu, aż nie będę musiał przejąć tytułu głowy rodu.
Skrzywiła się mocno, cmokając z niezadowolenia.
— Mam! — krzyknęła nagle olśniona. — Tuż przed weźmiemy rozwód i zostaniem parą tajemniczych kochanków, spotykających się w sekrecie.
Spojrzał na nią wymownie.
— No, co? — żachnęła się, lekko kuląc w sobie. — Naprawdę nie widzi mi się mieszkanie na ulicy klanu — jęknęła, już oczami wyobraźni widząc tę mękę. Ta Itachi też wiedział, że Keiko nie nadaje się do mieszkania wśród sąsiadów, zwłaszcza takich. Uchiha raczej nie będą zadowoleni z przemarszów Kindersów, hałaśliwych imprez, głośnej muzyki o każdej porze dnia oraz nocy. A sama dziewczyna za bardzo była przywiązana do aktualnego domu, aby móc się przeprowadzić z tak błahych powodów.
— A tobie jak poszło? — zapytał, zmieniając temat. Starając się przejść na neutralny grunt.
— W porządku, co prawda marudził, ale jeszcze w tym roku nie wzięłam ani jednego dnia urlopu, więc musiał mi go dać.
— To dobrze. Będziemy mogli zaraz po weselu wyjechać.
Przysunął ją bliżej, muskając wargami skroń. Już nie mogąc doczekać się relaksu i wspólnego wypoczynku sam na sam.
— A w ogóle to, co świętujemy? — zainteresowała się, patrząc, jak wyjmuje wysokie szklanki do piwa.
— Zamach jest odwołany na czas nieokreślony — odparł dumnie, nie potrafiąc się przy tym nie uśmiechnąć.
— Serio? — rzuciła zaskoczona, lecz zaraz jej wyraz twarzy zmienił się w pełnię szczęścia. — O rany tak bardzo ci gratuluję. — Rzuciła mu się na szyję, przyduszając. — To niesamowite. Udało ci się. Moje gratulacje.
— Bez przesady, w sumie niewiele zrobiłem. Okoliczności były sprzyjające. Nawarstwiło się parę naglących spraw, przez co ojciec musiał kilka rzeczy przemyśleć na nowo.
— Teraz to ty nie przesadzaj. Nie umniejszaj swojego udziału, dam głowę, że był całkiem spory.
— Może — mruknął, ukrócającym tym temat, chociaż nie był zbyt przekonany.
— Jeszcze raz moje gratulacje. Hokage będzie z ciebie dumna — zaręczała, delikatnie napierając dłońmi na jego szyję, aby się pochylił i mogła go pocałować.

***

Właśnie był świadkiem jednego z najpiękniejszych a na pewno najsłodszych widoków na świecie. Nie wiedząc, czemu uważał, że Keiko rano była przeurocza. Potargane włosy, na wpół przymknięte powieki, klejące się jeszcze od snu, jego koszulka i bose stopy. Tak prezentowała się panna młoda o poranku, która głośno ziewając, klapnęła na krześle, żądając kawy.
— Jak się czujesz? — zapytał z troską, stawiając przed nią kubek.
— Chyba nas trochę poniosło — mruknęła, podpierając opadającą głowę dłońmi.
Uśmiechnął się na wspomnienie nocy.
— Sama chciałaś.
— No ta, siłą cię wzięłam, a ty wcale nie byłeś chętny.
Faktycznie wybitnie długo nie oponował, po jakże trafnym argumencie o konieczności uczczenia ich ostatniej nocy narzeczeństwa, skapitulował. W końcu każdy wykręt jest dobry.
— Mniejsza o to. — Musnął wargami jej czubek głowy. — Gotowa na nasz wielki dzień?
— Chyba tak — mruknęła niepewnie, obserwując, jak krąży po kuchni, przygotowując śniadanie. — Chociaż z chęcią wróciłabym spać, ale zaraz Fumiko z Miyu wpadają i mamy już iść do hotelu się przygotować. A kiedy przychodzi Shisui?
— Za dwie i pół godziny — wyjaśnił, zerkając na zegarek. — Przebierzemy się, a potem idziemy do kwiaciarni po twój bukiet. Następnie do hotelu przypilnować ostatnich detali.
— Mhm...

***

— Wszystko w porządku? — zapytała zatroskana Fumiko, stając koło przyjaciółki.
Keiko drgnęła, czując jej dłoń na ramieniu, lecz mimo tego jej wzrok nie potrafił oderwać się do okna.
— Nerwy cię zjadają? — dopytała rozbawiona Miyu, poprawiając fryzurę w lustrze.
— Dużo ich — rzuciła cicho, widząc, jak miejsca od strony pana młodego błyskawicznie się zapełniają. Nawet z tej odległości doskonale widziała posągowe oblicze Fugaku i rozemocjonowaną Mikoto, gotową płakać ze szczęścia, kiedy tylko popłyną pierwsze nuty marszu weselnego.
Przełknęła głośno ślinę, niepewnie zerkając na przepiękny kwiatowy łuk, przy którym już ustawił się urzędnik. Widziała również Shisuiego dziarskim krokiem przemierzającego rozłożony dywan pomiędzy krzesłami. Z pewnością szedł do Itachiego witającego gości przy głównym wejściu.
— Jeszcze możemy stąd zwiać.
— Miyu! — fuknęła Orinoke, na co dziewczyna uniosła niewinnie dłonie. — Lepiej idź już na dół.
— Chciałam tylko wesprzeć.
Spojrzała na nią wymownie.
— Okej, okej — mruknęła, posłusznie się wycofując. — Już idę.
— Wszystko będzie dobrze — zapewniała, przytulając lekko nieobecną Keiko. — Choć, trzeba zejść.
— Em, to idź już, a ja-ja za chwilę zejdę — wyjaśniła słabym głosem, posyłając wymuszony nerwowy uśmiech, na krótką chwilę odrywając wzrok od ogrodu.
— Wiesz, jakbyś chciała porozmawiać, to się nie krępuj i mów.
— Nie trzeba — zaprzeczyła błyskawicznie, lekko podskakując w miejscu. — Poradzę sobie, po prostu chcę przez chwilę zostać sama.
Fumiko uśmiechnęła się blado, ale pokiwała głową i po cichu wyszła. Od razu pod Keiko ugięły się kolana. Chwyciła się mocniej parapetu, starając się utrzymać pionową postawę, lecz ostatecznie została zmuszona przysiąść na krześle, głęboko oddychając.
Nie rozumiała, dlaczego, ale ogarniała ją niepewność, a trema zaczynała zżerać od środka. Wiedziała, że to głupie, bo niby czym miałaby się stresować. Wyjdzie do ludzi, powie formułki i w sumie finał. Jednak czuła, że temu nie podoła.
W poszukiwaniu czegoś, czym zajęłaby myśli, rozejrzała się po niewielkim pokoju, gdzie na krzesłach walały się ubrania, stół uginał się od kosmetyków i akcesoriów do włosów. Miyu spisała się na medal, robiąc za jej stylistkę. Nie dość, że wykonała niemalże perfekcyjny makijaż z tymi wszystkimi bazami, przedłużaczami trwałości i resztą dziwnych dodatków, o których Keiko nie miała pojęcia, to jeszcze ułożyła włosy w elegancki luźny kok.
Uśmiechnęła się nieznacznie, nie bez przyczyny to Miyu była ich urodowym guru. Niestety dobry humor prysł niczym bańka mydlana wraz z irytującym dźwiękiem powiadomienia. Dźwignęła się na chwiejnych nogach, ostrożnie podchodząc do prowizorycznej toaletki, gdzie leżała komórka. Powinna już zejść na dół. Z pewnością wszyscy goście zdążyli zająć swoje miejsca. Przełknęła ślinę, znów czując, jak miękną kolana. Przecież nie bała się tłumów, ba doskonale wiedziała ile będzie ludzi na ślubie, a jednak miała nieodpartą ochotę przed nimi uciec. Myśl, że będzie stała na samy środku, bombardowana krytycznymi spojrzeniami, które będą uważnie śledzić każdy najmniejszy jej gest i grymas, skutecznie ją paraliżowała. Stała przed lustrem niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, tępo patrząc w swoją przestraszoną twarz.
— W co ja się wpakowałam — jęknęła, ciężko opadając na łóżko. Nie była w stanie stanąć przed klanem Uchiha, sprostać jego tradycji i wymogą. To nie jej klimaty, nie jej liga. Wiedziała, że Itachi jest z wyższej półki, że nie będzie łatwo, że czeka ją sporo zaciskanie zębów, ale wówczas to wszystko było odległe, zamglone, niewyraźne. Niestety teraz uderzało swoją namacalnością, wręcz przygniatało.
Podskoczyła na dźwięk pukania.
  Mogę wejść?
— Tak oczywiście — rzuciła słabo, starając się z całej siły brzmieć naturalnie.
— Wszystko w porządku? — Do środka zajrzała zatroskana pani Orinoke, przyglądają się jej uważnie. — Powinnaś już zejść.
Keiko poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy.
— Denerwujesz się? — zapytała, przysiadając obok, chwytając ją za dłonie. — Spokojnie to normalne. Ja również przez to przechodziłam. W dniu ślubu wolałam podjąć się najcięższej misji najwyższej rangi, byleby tylko nie musieć tam wychodzić — zaśmiała się delikatnie do swoich wspomnień. — Małżeństwo to ogromna odpowiedzialność, dlatego nas przeraża, ta nieznana jak to będzie. Shinobi przeżywają to ciężej, bo tak naprawdę nigdy nie wiemy, kiedy czeka nas koniec i czy będziemy w stanie tej ukochanej osobie dać szczęście, czy tylko rozbijemy jej serce na drobne kawałki. — Keiko zadrżała, kuląc się w sobie. Nanako objęła ją w matczynym geście, przyciskając do siebie. — Nie bój się. Pamiętaj, że teraz w małżeństwie nigdy nie będziesz sama. Zawsze Itachi będzie obok, gotowy cię wspierać w każdej minucie. Pamiętaj, nie wchodzi w to sama, wchodzicie razem i zawsze będziecie razem.
Znów rozległo się pukanie.
— Zostawisz nas na chwilę.
Kobieta przez chwilę wahała się, nim ostatecznie potaknęła głową.
— Uśmiechnij się, ze smutkiem ci nie do twarzy — rzucił Josuke, pewnie wchodząc do środka.
Keiko zmusiła się do nieznacznego uniesienia kącików ust, lecz gdy tylko zatrzasnęły się za Nanako drzwi, od razu zalała się na nowo niepewnością.
— Wyglądasz marnie — zauważył, siadając obok. — Jak mokry kot.
— Ale wsparcie — mruknęła, wywracając oczami.
— Ty się ciesz, że nie zaczynam jak Miyu od budującego tekstu, że można jeszcze stąd zwiać.
— Coś w tym jest.
— To do ciebie niepodobne. Mów, co jest.
— Nie wiem — jęknęła zdenerwowana. — Nie mam pojęcia, o co mi chodzi. Ja po prostu nie chce tam iść.
Przyjrzał się jej uważnie, po czym odgiął się lekko do tyłu, opierając na wyprostowanych rękach. Zupełnie jakby chciał się wygrzewać w świetle żarówki.
— Wiesz, jeszcze można to odwołać. Wystarczy, że go rzucisz — oznajmił spokojnie, z niesamowitą lekkością porównywalną do gadki o pogodzie.
— Nie! — krzyknęła, zrywają się do pionu.
Spojrzał na nią zaskoczony, unosząc pytająco brew.
— Przecież powiedziałaś, że nie chcesz tam iść.
Skrzywiła się, ciężko opadając z powrotem na swoje miejsce.
— To nie tak, że nie chce Itachiego. Chcę bardzo, tylko... Ja nie wiem, czy chcę być Uchiha. Wcześniej to do mnie niezbyt docierało, ale teraz, kiedy za chwilę zostanę oficjalnie przyjęta do klanu... Nie wiem, czy ja chcę. A co z Kindersami?
— A co ma być?
Wzruszył ramionami, zupełnie nie reagując na powagę sytuacji.
— No, bo... — urwała, zwieszając głowę. Nie umiała ubrać tego w słowa, dokładnie wyrazić nachodzących ją wątpliwości.
Westchnął ciężko.
— Chyba się trochę pogubiłaś — skwitował oczywistym głosem. — Co by się nie wydarzyło, nadal będziesz jedną z nas. Małżeństwo tego nie zmieni. Nie pozwolę, abyś odeszła z Kindersów, więc o to nie musisz się bać. — Spojrzała na niego niepewnie ze wzrokiem pełnym nadziei. Obawiała się tego, że mimo jego zapewnień, zostanie odseparowana, bo przecież... — Wiem, jakie mamy prawo, ale... Eh... — Pochylił się do przodu, opierając przedramiona na udach i nieodgadnionym wzrokiem wpatrując się w kremowy dywan. — Może pora zmienić zakaz na zalecenie? Może się pomyliłem, wprowadzając je — szeptał. — W końcu Itachi nie odciągnął cię od organizacji. Sam jeszcze nie wiem, ale jednego możesz być pewna — dodał głośniej, podnosząc na nią wzrok. — Nie wydam żadnego kodu ani cię nie odizoluję. — Uśmiechnął się gorzko, widząc jej szczerą ulgę. — Na serio myślałaś, że byłby do tego zdolny?
— Nie, ja... — speszyła się, uciekając wzrokiem. — Po prostu boję się, że mając inne prawa, będę tak trochę z boku, wykluczona — przyznała cicho. — W końcu inni też chcieliby mieć kogoś, a nie mogą, bo prawo jest jedno, ale jednocześnie ja jestem poza nim i...
Płynnym ruchem przygarnął ją do siebie.
— Wiem, o co ci chodzi, ale nie powinnaś się tym przejmować — zapewniał, uspokajająco głaszcząc po plecach. — Przecież to rozumiemy, wiemy, jak wygląda sytuacja i jak ciężko pracowałaś na to, abyśmy go zaakceptowali.
— A...
— Sza — uciszył, nie dając dojść do słowa. — Nikt z przyjaciół nie będzie cię o nic oskarżać, a reszta... Na razie twój ślub postaramy się wyciszyć, aby plotka zbyt szybko nie ogarnęła organizacji, dopóki... — Nie chciał zdradzać szczegółów, nie, kiedy wszystko było jeszcze rozmyte w całkowitej fazie projektów. — Spokojnie, już z Danarem działamy. Zresztą jesteś pełnoprawny Kindersem, członkiem piątego stopnia i choćby Ziemia miała stanąć, a Słońce ruszyć, nic tego nie zmieni — zapewniał gorliwie, dzięki czemu rozluźniła się, zdobywając na delikatny uśmiech. — I tak samo jest z klanem. To, że przyjmą cię do Uchiha i zmienisz nazwisko, nie spowoduje, że nagle przestaniesz być sobą. Nadal twoim żywiołem będzie woda, nadal będziesz Higashiyamą. Przynajmniej w naszych aktach — dodał, puszczając jej oczko, na co delikatnie się zaśmiała.
Wtuliła się, odnajdując schronienie w jego szerokich ramionach. Przyjemne uczucie bezpieczeństwa zalało umysł, dopędzając wątpliwości.
— Ty zawsze wiesz, co powiedzieć.
— Urok bycia przywódcą. Chodźmy już lepiej, twój chłoptaś się pewnie niecierpliwy.
Jak na komendę poderwała się do pionu.
— Cholera, powinnam już tam być! — jęknęła, podbiegając do lustra, aby ostatni raz sprawdzić, czy dobrze wygląda. — I jak?
— Przepięknie.

A jednak, kiedy tylko znaleźli się na dole, znów ogarnęła ją trema. Zatrzymała się, przytłoczona gwarem.
— Pójdę przodem i powiadomię, że można zaczynać, dobrze? — Nieznacznie kiwnęła głową, zaciskając kurczowo palce na trzymanym bukiecie. — Wchodzisz na pierwsze nuty marszu. Wszystko będzie dobrze — dodał, głaszcząc ją po głowie, kiedy odruchowo chwyciła go za rękaw marynarki, nie pozwalając odejść.
Zamknęła mocno powieki, starając się uspokoić nerwy oraz oszalałe serce, które drastycznie przyśpieszyło, kiedy usłyszała muzykę. Z trudem przełknęła narastającą w gardle gulę i zmusiła rozdygotane nogi do ruchu. Powolnym krokiem wyszła za budynku, stając przed rozłożonym dywanem pomiędzy rzędami krzeseł. Nie potrafiła spojrzeć na członków klanu Uchiha, więc szybko przeleciała wzrokiem po twarzach przyjaciół, w nich szukając wsparcia.
Fumiko dyskretnie machnęła rękę, dając znać, aby podeszła. Biorąc głęboki wdech, ruszyła, patrząc prosto przed siebie, gdzie dostrzegła Itachiego. Spojrzała na niego, a wszystko z niej uleciało, jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Nie było już obaw, niepewności, tremy, nerwów, bo już nic innego oprócz niego się nie liczyło.
Stał tam na końcu drogi, cierpliwie czekając, wpatrując się tylko w nią pełnym miłości i oddania wzrokiem. Mimo znacznej odległości utonęła w nich, tych ukochanych czarnych tęczówkach. Przyśpieszyła, chcąc jak najszybciej znaleźć się obok, blisko, na tyle blisko, aby mógł przytulić, pocałować, chwycić za dłoń.
Przy nim poczuła się pewniej, bezpieczniej i nagle te dziesiątki par oczy wbitych w jej plecy przestały mieć znaczenie. Całkowicie zapomniała o tym, że ktokolwiek jest za nimi, bo liczyło się tylko to, że Itachi był obok.
Nawet nie zorientowała się, kiedy urzędnik skończył swoją przemowę, prosząc, aby para młodych odwróciła się do siebie. Również nie zarejestrowała momentu, zabrania z rąk bukietu. Jedyne, na co zwracała uwagę to Itachi i ten jego ciepły wzrok oraz pewny dotyk, kiedy chwycił ją za dłonie. Nigdy wcześniej tak na nią nie patrzył, z taką miłością, uwielbieniem.
— Świadom praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, ja Itachi Uchiha uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Keiko Higashiyamą i uroczyście przyrzekam, że uczynię wszystko, aby była szczęśliwa... — urwał, orientując się, że przeinaczył — aby nasze małżeństwo było szczęśliwe — poprawił się szybko — i trwało aż do śmierci.
Czuła zbierające się pod powiekami łzy gotowe popłynąć, jak tylko zostaną oficjalnie ogłoszeni mężem i żoną.
— Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, ja Keiko Higashiyama uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Itachim Uchihą i uroczyście przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było szczęśliwe i trwało aż do śmierci.
— Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że związek małżeński pani Keiko Higashiyamy i pana Itachiego Uchihy został zawarty zgodnie z przepisami. Jako symbol łączącego państwa związku wymieńcie się obrączkami.
Tak się skupiała na Itachiem, że gdyby nie Fumiko podkładająca jej obrączkę niemalże pod nos, zupełnie by zapomniała, że przecież też musi mu ją założyć. W totalnym amoku chwyciła biżuterię wywołując u mężczyzny delikatny śmiech.
— Nie ta ręka skarbie — wyszeptał, rozbawiony jej próbami włożenia obrączki na niewłaściwą dłoń.
— Dokumentem, który stwierdza fakt zawarcia związku małżeńskiego, jest akt małżeństwa, sporządzony w księdze małżeństwa. Proszę państwa młodych o podpisanie tego aktu — zakomunikował urzędnik, wskazując dłonią przygotowany stolik.
Keiko aż westchnęła widząc piękny staranny podpis Itachiego, kiedy jej ręce drżały i gryzmoliła jak kura pazurem.
— Teraz na mocy nadanej mi przez prawo i władze Konohy oficjalnie ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować.
Na to czekała od samego początku. Przysunęła się bliżej Uchihy, zarzucając mu ręce na szyję. Zamknęła już nawet oczy, wychylając usta, lecz mężczyzna powstrzymał ją, kładąc dłoń na policzku. Uchyliła powieki, zaintrygowana jego opóźnieniem. Delikatnie wodził palcami po jej skórze, dokładnie badając wzrokiem najmniejszy szczegół twarzy.
— Ita... — urwała, kiedy przesunął kciukiem po jej wargach.
Uśmiechnął się tak szczerze i słodko, że serce zabiło mocniej.
— Od teraz oficjalnie już moja — szepnął cichuteńko, wreszcie złączając ich usta w czułym pełnym oddania pocałunku. A ich przyśpieszone tętno i nierównomierne bicie serc zlało się w jedną melodię. Jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną, oryginalną, stworzona tylko dla nich.
— Kocham cię Itachi — wyszeptała cicho, odgarniając czarne niesforne kosmyki zakrywające te najukochańsze oczy. — I to najmocniej na świecie, aż do szaleństwa.
Drgnął, przysuwając ją bliżej, chowając nos w zagłębienie szyi, wzdychając ukochany zapach jej ciała, pomieszany z ulubionymi perfumami.
— Też cię kocham — oznajmił cichuteńko, wprost do jej ucha. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo...
Nogi się pod nią ugięły, a z oczu pociekły pierwsze stróżki łez wzruszenia. Nie potrafiła ich powstrzymać, nie teraz, kiedy tkwiła w ramionach swojego męża i słuchała najcudowniejszego wyznania. Nigdy wcześniej nie był aż tak wylewny, a jego oczy nie patrzyły na nią z taką miłością.
— Skarbie proszę cię, nie płacz. — Zgarnął kciukiem łzy. — Uśmiechnij się.
Pociągnęła leciutko nosem, ocierając kąciki. Całe szczęście, że miała wodoodporny makijaż. A jeszcze głupio upierała się przy Miyu, że się nie wzruszy i nie będzie potrzebny.
Wykonała prośbę, posyłając mu ten najbardziej uwielbiany przez niego uśmiech, więc zaraz po nim została na nowo pocałowana, z większą pasją znaczniej czulej. Dopiero później odsunęli się od siebie, zwracając w stronę zebranych, którzy powstawali z krzeseł, bijąc brawo.
Kiedy się rozejrzała, dostrzegła Mikoto wylewającą rzewne potoki łez. Fugaku dumnie wypinającego pierś. Uśmiechniętego Sasuke stojącego obok równie szczęśliwej Haniko. Był nawet Akihito wystawiający do niej dwa uniesione kciuki. I po drugiej stronie Nanako wypłakującą się w ramię męża, który z uznaniem kiwał głową. Isamu szczerzącego się jak przysłowiowy głupi do sera. Kaoru mrugającego intensywnie, jakby starał się odpędzić zbierające się łzy. Josuke przepełnionego dumą. A także zerknęła w bok, dostrzegając Fumiko dyskretnie ocierającą oczy oraz Shisuiego podającego jej chusteczkę.
Itachi ścisnął ją mocniej za rękę, chcąc dodać wsparcia przy nadchodzącym rytuale. Nieznacznie kiwnęła głową, informując, że jest gotowa. Mężczyzna uniósł dłoń, a zebrani ucichli, powracając na swoje miejsca.
— Ja Itachi Uchiha pierworodny Fugaku Uchihy chciałbym prosić głowę rodu Fugaku Uchihę o przyjęcie do klanu mojej żony Keiko — ogłosił uroczystym tonem, kłaniając się równo pod kątem 45° jak nakazywała tradycja.
Ojciec wystąpił i wraz z Mikoto podeszli do pary. Dziewczyna jak na zawołanie spięła się, prostując na baczność.
— Ja Fugaku Uchiha pełniący funkcję głowy rodu przychylam się do twojej prośby. — Zwrócił się w stronę żony, odbierając z jej rąk pięknie złożoną płachtę materiału. — Czy ty Keiko Higashiyama jesteś świadoma praw i obowiązków wynikających z przystąpienia do klanu Uchiha?
— Tak jestem — odpowiedziała głośno i stanowczo.
— Zatem proszę, złożyć przysięgę.
Dziewczyna spojrzała na Fugaku i szybko tego pożałowała. Widząc jego chłodne oblicze z wręcz wymalowanym na twarzy testem, tylko tego nie zepsuj, resztki pewności ją opuściły, przez co natychmiast wyleciała jej z pamięci cała formułka.
Nastało krępujące milczenie. Wszyscy w ciszy oczekiwali słów przysięgi, kiedy ona usilnie próbowała ją sobie przypomnieć. Jeszcze na domiar złego kątem oka dostrzegła, jak mina mężczyzny tężeje z każdą przeciągającą się sekundą.
— Ja Keiko Higashiyama — zaczęła niepewnie, starając się unikać wzroku Fugaku. — Świadoma praw i obowiązków wynikających z przystąpienia do klanu Uchiha, przysięgam: służyć wiernie klanowi, strzec jego honoru, bronić bezpieczeństwa jego członków i w potrzebie oddać za nich życie. Jako członek klanu przyrzekam godnie go reprezentować, przynosić mu chwałę, przestrzegać jego praw i tradycji oraz ślubuję strzec jego tajemnic.
Itachi odetchnął z ulgą. Na moment przestraszył się, że coś może pójść nie tak. Również Fugaku nieznacznie rozluźnił się, podzielając obawy syna.
— Keiko Higashiyama, od teraz jesteś pełnoprawnym członkiem klanu, jesteś Uchiha — oznajmił donośnym głosem, rozkładając materiał, który narzucił dziewczynie na ramiona. Keiko uśmiechnęła się, odwracając do niego plecami, ukazując ogromny symbol na swoich plecach, czerwono-biały wachlarz.
— Oto nowy członek klanu, Keiko Uchiha — zakomunikował, odsuwając się, aby zebrani mogli dojrzeć godło klanu.
Rozniosły się gromkie oklaski i wiwaty, głównie ze strony rodziny Itachiego. W sumie tylko od nich, bo Kindersi nie byli zbytnio zachwyceni. Ograniczyli się do uprzejmego udawania braw.
Itachi podszedł do niej, łapiąc za jeden z rogów materiału, który założył również na swoje ramię tak, aby oboje byli przykryci.
— Trzymasz się skarbie? — wyszeptał, delikatnie gładząc jej dłoń kciukiem.
— Pewnie — potaknęła, posyłając mu delikatny uśmiech.
— Jeszcze chwila i się skończy — zapewniał, przysuwając ją bliżej siebie.
Odwrócili się nie spiesznie, zarzucając płachtą tak, aby poleciała w stronę Shisuiego, który płynnie ją pochwycił, nie dając upaść. Następnie błyskawicznie poskładał w nienaganną kostkę, na nowo im wręczając, aby mogli wspólnie z lekkim ukłonem oddali ją głowie rodu. Fugaku odebrał materiał z namaszczeniem i skinąwszy, powrócił na swoje miejsce.
Na tym kończyło się tradycyjne przyjmowanie współmałżonka w poczet klanu. Jednak należało sprostać jeszcze jednemu rytuałowi, uroczystemu i formalnemu podziękowaniu dla rodziców.
Także zgodnie z obyczajem Itachi zwrócił się w stronę Fugaku i Mikoto padając na kolana z czołem przyłożonym do dywanu. Oczywiście to nie mógł być zwyczajny pokłon, w żadnym wypadku. Tutaj nawet dłonie należało mieć poprawnie ułożone według wytycznych.
W tym czasie świeżo upieczona pani Uchiha pokłoniła się nisko dokładnie pod kątem 90 , czego wymagała tradycja. Ona również starała się odpowiednio ustawić ręce, lecz tutaj troszkę się pogubiła, nakładając dłonie na siebie, co było niewskazane.
W takiej pozycji trwali precyzyjne pół minuty, aby następnie wyprostować się i zwrócić w stronę rodziców dziewczyny. Problem polegał na tym, że oficjalnie ich nie miała, lecz Keiko była zbyt przywiązana do państwa Orinoke, aby zignorować ich tylko, dlatego że nie są biologiczni. Także im również się pokłoniła. Jednak, aby nie burzyć obyczajów, schyliła się na jedyne 45°, co również uczynił Itachi.
Następnie po upływie kolejnych trzydziestu sekund, nastąpiło oficjalne zakończenie ślubu. Para chwyciwszy się za rękę, ruszyła rozłożonym dywanem, obsypywana płatkami róż.

***

— Itachi! — krzyczała kobieta, przeciskając się przez tłum gości. — Itachi! — Dopadła go, rzucając się mu na szyję.
— Ciocia Rize — wyszeptał, próbując się oswobodzić z żelaznego uścisku.
 — Nadal nie mogę uwierzyć, że masz już żonę. Tak szybko dorosłeś, przecież jeszcze niedawno byłeś takim małym berbeciem. — Machnęła ręką w okolicy swoich kolan.
— Już? — zdziwił się jej mąż, zjawiając się obok. — Toż to już była najwyższa pora.
— Kazuki — mruknęła ganiącym głosem.
— Taka prawda — bronił się. — Stary chłop, a żadnej panny nie miał.
Kobieta jeszcze chwilę karciła go wzrokiem, nim na nowo ożywiła się, skupiając na Itachim.
— A właśnie, gdzie twoja wybranka?
Spojrzał w obok, z zaskoczeniem odkrywając, że jej nie ma, chociaż była minutę temu. Lekko wychylił się, rozglądając po zebranych. Nawet w takim tłumie wypatrzenie panny młodej nie powinno stanowić problemu i bingo. Dość szybko ją znalazł przy... No tak, gdzie indziej mogła być Keiko, jak nie przy bufecie ze słodkościami. Jeszcze nie podali oficjalnie obiadu, a ona już dopadła do jedzenia. Na szczęście akurat ich wzrok spotkał się, więc zawołał ją gestem ręki. Nie kwapiła się do podejścia, próbując mu na migi wyjaśnić, że przecież je sernik, który jest ważniejszy od jego fanaberii. Jednak ostatecznie pod ponaglającym spojrzeniem, posłusznie się ruszyła.
— Ciociu, wujku to jest Keiko, moja żona — odparł dumnie, kładąc jej dłoń na ramieniu. Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie, wyciągając dłoń w kierunku Rize, ale nim zdołała cokolwiek powiedzieć, została pochwycona w ramiona i porządnie przytulona.
— Jeju, jesteś taka śliczna.
— Nasz siostrzeniec ma gust — wyjaśnił dumnie Kazuki, kiwając z aprobatą głową.
— Poczekaj — mruknęła, przyglądając się uważnie twarzy Keiko — czy ty przypadkiem nie byłaś na jego urodzinach? Tak! — krzyknęła olśniona. — To ty byłaś tą jego dziewczyną. O rany, rok temu ledwo dziewczyna, a teraz już żona. Jak ten czas szybko leci.
— Pośpieszyłeś się.
— Kazuki — znów fuknęła na męża.
— Rize! Oh Rize!
— Mikoto! Siostrzyczko kochana!
Kobiety wpadły sobie w objęcia, trajkocząc jak najęte. To była idealny moment, aby się ulotnić. Keiko delikatnie pociągnęła Itachiego za rękaw marynarki, wskazując głową bufet, gdzie porzuciła taki pyszny sernik. Nawet już miał zamiar się zgodzić, lecz na horyzoncie pojawił się Fugaku.
— Witam jeszcze raz oficjalnie w klanie — oznajmił beznamiętnie, stając przed parą.
— Em, dziękuję.
— I cieszę się, że wszystko przebiegło należycie bez zbędnych incydentów.
Aż się jej głupio zrobiło. Naprawdę musiał z góry zakładać jej porażkę? Pal licho, że faktycznie przez moment wizja katastrofy była iście realna, gdyby na czas nie przypomniała sobie słów przysięgi.
— Szwagrze, co tak oficjalnie? Przecież to od dzisiaj twoja synowa.
Fugaku się spiął. To, że przyjął tę dziewuchę do rodziny, nie oznacza, że ma zamiar się z nią spoufalać.
— Kochana — zawołała Mikoto, ściskając Keiko. — Uroczystość wyszła tak przepięknie, aż nie mogłam powstrzymać łez — mówiła z przejęciem, na dowód ocierając kąciki oczy, lekko podrażnione po niedawnym płaczu.
— Cieszymy się, że się podobało — wtrącił się Itachi, chwytając zagubioną żonę za rękę. Napaść rodziny Mikoto trochę ją przytłoczyła.
— I dziękuję za pomoc przy organizacji.
— Ależ to drobiazg. Przecież bym cię nie zostawiła z tym samą. Oh — dodała, po chwili przyglądania się parze — jestem taka dumna. Najstarszy syn się ożenił. Nawet nie wiesz, jaka jestem uradowana. Moje dzieci dorastają. — Pociągnęła nosem. — Teraz nic tylko czekać na wnuki.
Keiko zbladła, mocniej chwytając się Itachiego, aby przypadkiem nie upaść.
— Dokładnie — poparła ją siostra, klaszcząc w dłonie. — Planujecie już dzieci?
— Nie — zaprzeczyła automatycznie drżącym głosem. Ledwo przeżyła wstąpienie do klanu i ślub, dzieci to było dla niej za dużo.
— Jak to? — zapytały jednocześnie, zaskoczone oraz zawiedzione gwałtowną odmową.
— Twoim najważniejszym obowiązkiem jest danie Itachiemu męskiego potomka, aby ciągłość rodu została zachowana.
— Ee... — wydukała, odruchowo cofając się, gotowa uciekać, gdzie pieprz rośnie, wymigawszy się pierwszym lepszym pomysłem. Jednak mężczyzna nie pozwolił wyszarpnąć ręki, wręcz przeciwnie przysunął ją bliżej siebie. Spojrzała na niego lękliwie, lecz jego mina nie wyrażała nic.
— Przykro mi, ale jest jeszcze za wcześnie na takie rozmowy — wyjaśnił spokojnym głosem. — A teraz prosimy o wybaczenie. — Pokłonił się delikatnie, ciągnąć ją w głąb sali.
Odetchnęła z ulgą, opierając czoło o jego ramię. Zdążyła mu tylko podziękować, krótkim pełnym wdzięczności uśmiechem, a już na nowo ktoś ich wołał.
— Keiko! Keiko! — Długo nie musieli czekać, aby ujrzeć państwa Orinoke, zmierzających do nich dziarskim krokiem. — Spójrz Reiji, nasze maleństwo nam dorasta — mruknęła, ocierając zbłąkaną łzę.
— Dumny jestem z ciebie — oznajmił mężczyzna, uśmiechając się ciepło. — Nigdy bym nie pomyślał, że dożyję twojego ślubu.
— Tato — zawołała rzewnie, rzucając się mu na szyję. Odwzajemnił uścisk, po czym spojrzał bacznie na Itachiego, mrożąc go wzrokiem.
— Dbaj o nią — nakazał, ostrzegawczo kładąc mu dłoń na ramieniu.
— Oczywiście będę.
— A jeśli coś jej zrobisz...
— Oj Reiji nie strasz go — zganiła męża Nanako.
— No, co? — Wzruszył ramionami, rozkładając bezradnie ręce. — To mój obowiązek.
— Tato — jęknęła Keiko równocześnie z Fumiko, która akurat do nich podchodziła.
— A strasz, strasz — poparł ojca Isamu.
— Się mu należy — potaknął Kaoru, wyłaniający się za pleców pana Orinoke.
— Ej, nie zgadzam się na napadanie na mojego chłopaka.
— Męża — przypomniał Itachi.
— O właśnie!
— W ogóle chłopaki, przystojnie wyglądacie. I widziałam to Kaoru — dodała, oskarżycielsko wymachując mu palcem przed twarzą — tę łezkę wzruszenia w twoim oku.
— Nie wiem, o czym mówisz — zbulwersował się oczywistym kłamstwem. — Niby, dlaczego miałbym się wzruszać?
Wyszczerzyła się głupkowato, nie pozwalając mu na uniknięcie kontaktu wzrokowego.
— Widziałam, widziałam — zapewniała, nie dając spokoju.
— No i z czego się tak cieszysz — fuknął, totalnie się naburmuszając. — Ale to nie zmienia fakty, że dalej go nie lubię — oznajmił dobitnie, wskazując palcem Uchihę.
— Tak, tak, wiemy — burknęła Fumiko, zbywając go machnięciem ręki. — Moje gratulacje — dodała cieplej, przytulając Keiko. — Wprawdzie nadal mam ci za złe, że znalazłaś miłość wcześniej niż ja, ale tak pięknie razem wyglądanie, że nie jestem w stanie się złościć. Życzę wam wiele szczęścia.
— Powodzenia na nowej drodze życia — wtrąciła się Nanako, przyłączając do życzeń. — I pamiętaj o tym, co ci dzisiaj mówiłam, to najważniejsze.
— Będę pamiętać.
— Ma piękna niewiasta, w panią się zmieniła i teraz me serce żal ściska z niepewności, czy jeszcze swego dzielnego rycerza w pamięci będzie mieć.
— No jasne Isamu — gorliwie zapewniała, przytulając przyjaciela. — Nawet tak nie myśl. Oczywiście, że wszystko będzie po staremu.
— Mamy taką nadzieję.
— Kaoru — jęknęła — no naprawdę nie przesadzajcie. Między nami nadal będzie tak samo. Mówiłam wam to wielokrotnie, a nawet on o tym mówił, prawda? — zwróciła się w jego stronę, na co potaknął. — O widzisz.
— Mniejsza o to. Choć, Josuke ciebie szukał.
— To już lecę. Przepraszam skarbie, zaraz wracam — obiecała, muskając policzek, po czym pognała z przyjaciółmi, znikając mu z oczy.
Uśmiechnął się delikatnie, było mu to nawet na rękę. Niezbyt odnajdował się w ich żywiołowym towarzystwie. Przeważnie stał z boku, przysłuchując się wszystkiemu.
— Wiesz, co stary — żachnął się Shisui, który tylko czekał na moment, kiedy Itachi będzie sam. — Mogłeś mi powiedzieć, że ją znasz. — Uniósł pytająco brew. — Fumiko — wyjaśnił przyciszonym głosem, rozglądając się, czy aby przypadkiem blondynka nie znajduje się w okolicy.
— Nie pytałeś — odparł spokojnie, zgodnie z prawdą.
— No wiesz. — Skrzywił się urażony. — Ale na kawalerskim to mogłeś bąknąć słówko.
— Wybacz.
Jakoś wówczas nie skojarzył, że mowa była o tej Fumiko. Chyba już wówczas za dużo wypił albo, co innego zaprzątało mu myśli, a może miał zamiar, ale rozmowa potoczyła się dalej i zapomniał?
— Dobra nieważne. — Machnął lekceważąco ręką, zerkając na zegarek. — Lepiej się zbierajmy. Wszyscy już pewnie przeszli z ogrodów oraz lekko zaaklimatyzowali, więc idealna pora na przyjmowanie prezentów i życzeń.
Itachi potaknął, rozglądając się za dziewczynami.
— O, widzę Fumiko — zawołała Shisui, błyskawicznie wypatrując Orinoke.
— To pewnie obok jest i Keiko. Pójdź po nie, ja ustawię się przy wejściu.
— Okej.

***

Przyjmowanie prezentów, choć trochę trwało, przebiegało dość sprawnie. Oczywiście najwięcej roboty mieli świadkowie, którzy musieli zadbać o ich odpowiednie ułożenie i posegregowanie.  W końcu nawet najmniejsza paczuszka czy koperta nie mogła zaginąć w akcji.
Keiko bardzo się tym stresowała, bo chcąc nie chcąc musiała poznać całą rodzinę Itachiego. A pech chciał, że nauki Fugaku na zbyt długo nie zagościły w jej głowie, przez co zaczęła mieszać postacie. Na szczęście świeżo upieczony mąż stanął na wysokości zadania, specjalnie na samym początku zwracając się do wszystkich po imieniu, co ułatwiło sprawę. Łatwiej jej było przypasować imię do funkcji niż imię do osoby.
Następnie zwyczajowo zasiedli do jedzenia, aby napełnić brzuchy przed zabawą. Teść nie miał, do czego się przyczepić. Dziewczyna może nie robiła wszystkiego, tak jak trzeba, ale nie popełniała większych błędów. Do czasu. Na sam koniec, kiedy podali herbatę, zagadała się, przez co nieupilnowana ciastka, które z głośnym pluskiem wylądowało w filiżance. Na szczęście nie wpadła na pomysł wyjmowania go, doprowadzając tym Fugaku do zawału. Skutecznie starała się ignorować jego obecność na dnie, udając, że wpadka nie miała miejsca.
Po jedzeniu przyszedł czas na przemówienia. Tradycyjnie pierwszy powinien zacząć ojciec panny młodej i tak też się stało. Mowa pana Orinoke chyba najbardziej trafiła w gusta gości, mimo iż niewiele było o samej młodej parze. Niestety przez ciągłe przebywanie poza granicami Konohy posiadał jedynie strzępy informacji, które później uzupełniał historiami żony i dzieci. Jednak wypowiedź nadrabiała humorem oraz uniwersalnością. Skupił się na fundamentalnych podstawach miłości i małżeństwa, nie zaś na konkretnym przykładzie Keiko i Itachiego. A wszystko zakończył zgodnie z obyczajem pięknym tostem za nowożeńców.
Później głos zabrał Fugaku, który nie przegapi okazji do wygłoszenia wykładu, zwłaszcza przed tak liczną publiką. Niestety jego tekst wypadał zdecydowanie gorzej. Był sztywny, pozbawiony żartów i totalnie skupiony na Itachim.
Następnie na scenę wszedł świadek pana młodego, czyli Shisui. Wprawdzie on również nie miał wiele do powiedzenia o samej dziewczynie oraz związku. Stąd też postanowił skupić się na tym, jak związek zmienił kuzyna. I zdecydowanie wyszło to na plus. Mowa była wzruszająca, chociaż niepozbawiona śmiesznych anegdotek.
Ostatnie wystąpienie należało do Josuke. Powinno zostać poprzedzone wypowiedziami głów rodów, ale nie było sensu fatygować Fugaku drugi raz. Tekst przywódcy Kindersów, mimo iż odpowiednio wyważony, chyba najdokładniej opisał istotę relacji Keiko i Itachiego. Nie omieszkał wytknąć panu młodemu, że był niepożądany przez chyba każdego z jej przyjaciół. Jednak, aby załagodzić ostrość tej gorzkiej prawdy, zaczął opowiadać o tym, jak bardzo dziewczyna zabiegała o zaakceptowanie go oraz wbrew pozorom skupił się na sobie. Bez krępacji przyznając się do błędu, osądzenia Itachiego po samym nazwisku oraz pełnionej funkcji. A także zdobył się na odwagę pogratulowania panu młodemu wytrwałości. Nie zrezygnował z dziewczyny mimo ciężkich kłód rzucanych mu pod nogi.
Mówił szczerze i to aż do bólu, co nie koniecznie przypadło Fugaku do gustu, który siedział wyraźnie zniesmaczony. Zwłaszcza pod koniec, tuż przed toastem, kiedy Josuke nie darował sobie uszczypliwej uwagi, że nadal ma oko na Itachiego i przypilnuje, aby nie skrzywdził dziewczyny.
Mowa była na tyle wzruszająca i prawdziwa, że aż Keiko pociekły niepożądane łzy, a sam Itachi nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
W dalszej kolejności obowiązkowym punktem programu był pierwszy taniec młodej pary, który został poprzedzony prezentem od Miyagami. Utalentowane rodzeństwo postanowiło wykonać specjalnie napisaną na ten dzień piosenkę. Meiji, Miyu oraz ich młodsza siostrzyczka Misaki już po kilkunastu sekundach zdążyli zahipnotyzować publikę. Nikogo z Kindersów to nie dziwiło, nie od dziś wiadomo, że kekkai genkai klanu Miyagami to głos.
Po tym niesamowitym prezencie, w końcu para młodych mogła zalśnić, płynąc po parkiecie, nie w takt a z taktem. Miało się wrażenie, jakby to dźwięki utworu dopasowywały się do ich widzimisię nie na odwrót. A ich harmonijnym niemalże idealnym dopasowaniu było coś magicznego, nienamacalnego, ale i nierozerwalnego.
Następnie wyszli rodzice oraz świadkowie, aby dokonać tradycji i odbyć pierwszy taniec panny młodej z ojcem pana młodego, jego z matką panny młodej, ojca panny młodej z matką pana młodego, a także drużby z druhną. Uściślając, Keiko musiała wirować z Fugaku, ku jego nieszczęściu, które perfekcyjnie maskował, Itachi z Nanako, Reiji z Mikoto, no i uradowany tą koniecznością Shisui z Fumiko.
Na tym praktycznie kończyły się obowiązkowe zwyczaje weselne. Więc... Nareszcie można trochę wyluzować i się wyszaleć. Pora na zabawę!

***

Itachi znudzonym wzrokiem omiótł salę. No cóż, to było raczej do przewidzenia, że goście nie będą skłonni bawić się razem. Uchiha spędzali czas w swoim gronie, a Kindersi między sobą. Po prostu jedno do drugiego nie przystawiało. Przyjaciele Keiko bawili się na całego, kiedy rodzina Itachiego wolała bardziej dystyngowane zachowanie. Skupione na rozmowach przy lampce alkoholu niż wywijanie biodrami na parkiecie.
Chociaż... może sami przyczynili się do podziału? W końcu już przy ustalaniu miejsc rozdzielili salę na pół. Stoliki klanu Uchiha znajdowały się po stronie pana młodego, zaś Kindersów po stronie panny młodej, a między nimi ogromny parkiet. Tak na zaś, aby mieć pewność, że jedni nie skoczą do gardeł drugim. Nie, tak naprawdę było to podyktowane zapewnieniem komfortu gościom. Oboje wiedzieli, że żadne z nich nie będzie się dobrze czuło w obcym towarzystwie, tak bardzo odstającym.
Plus po prostu zmuszała do tego wielkość sali. Przy jej wymiarach w grę wchodziło tylko rozmieszczenie wszystkiego po bokach. Parkiet stanowił centralną część. Nie, tak naprawdę było to podyktowane czystą wygodą. Oboje wiedzieli, że żadne z nich nie będzie się dobrze czuło w obcym towarzystwie, tak bardzo odstającym.
Mimowolnie prześlizgnął się wzrokiem po stolikach, bufecie, barze i... DJu. Kolorowa zawadiacka fryzura trochę gryzła się z eleganckim garniturem. A na wspomnienie kłótni o niego, skrzywił się nieznacznie. To była najgorsza część przygotowań i jedyna, kiedy Keiko z Mikoto odstawiły popisową sprzeczkę, niczym z tanich komedii weselnych. W przypadku innych spraw dość szybko odnajdowały wspólny język, przez co nie zdarzały się sytuacje wymagające jego interwencji. Do czasu, kwestia muzyki poruszała wrażliwą strunę. Dla matki oczywistością było zatrudnienie zespołu, ku czemu i on się skłaniał. Jednak Keiko przyzwyczajona do klubów jednoznacznie opowiadał się za DJejem, co popierały również Fumiko z Nanako. Chyba nie trzeba wyjaśniać, kto ostatecznie poniósł klęskę. Zwłaszcza że teraz siedział, wsłuchując się w popową muzykę, oświetlany niebieskimi reflektorami.
Aczkolwiek trzeba przyznać, że spór był zażarty. Trwał prawie dwa tygodnie. Keiko z Mikoto omal nie zerwały kontaktu, a dziewczyna wyniosła się z dala od niego, sypiając to na kanapie, to u Fumiko lub Kaoru. W końcu skapitulował, ale nie bezwarunkowo, wywalczył wspólne przesłuchanie każdego utworu, aby skomponować własną listę piosenek.
Finalnie nie prezentowało się to źle. Zabronili DJowi kiczowatych ogłoszeń zachęcających do zabawy. Głośne: rączki do góry, raczej nie służyło atmosferze. Muzyka faktycznie została taneczna, skoczna, ale wyselekcjonowana, przez co wyzbyta tandetnych pełnych podtekstów utworów, które niestety dość często gościły w głośnikach klubów. Przeplatana bardziej stonowanymi kawałkami, idealnymi do kołysania się, mniej więcej przypasowała klanowi, a przynajmniej nikt się nie uskarżał. Nawet kolorowe światła nie psuły klimatu dekoracji, wręcz przeciwnie. Niebieskie reflektory tylko podbiły aurę dostojeństwa, nadając jej odrobinę dynamizmu i tajemniczości.
— Przepraszam.
Odwrócił się, dostrzegając drobną brunetkę, nieśmiało pukającą go w ramię.
— O Sachika, dawno cię nie widziałem — wtrącił się jego rozmówca, uważnie mierząc dziewczynę. Itachi na moment całkowicie zapomniał o krewnym, wyłączając się przy jego monologu. — Bardzo wyrosłaś. Ile to już lat?
— Siedemnaście.
— A myślałem, że się z nami napijesz.
— Innym razem — zapewniała, uśmiechając się delikatnie, lecz z wymuszeniem. — Przepraszam Itachi, ale dziadek powoli chciałby już iść. Rozumiesz w jego wieku... — urwała, jakby reszta była oczywistością. Pokiwał głową, doskonale zorientowany w sytuacji.
— Zaraz do niego podejdziemy — zapewnił, pośpiesznie wstając. — Przepraszam, dokończymy rozmowę później.
Mężczyzna tylko machnął lekceważąco ręką.
— Jasne, jasne — mruknął, zatapiając usta w czerwonym trunku, czego Itachi już nie mógł dostrzec. Szybkim krokiem wkroczył pomiędzy tańczących, mocno lawirując. Dostanie się na sam środek, gdzie Keiko wywijała otoczona przyjaciółmi, nie było czymś łatwym.
— O co chodzi? — żachnęła się, oswobodziwszy nadgarstek, kiedy bezceremonialnie ściągnął z parkietu, niczego nie tłumacząc.
— Musimy spotkać się z dziadkiem zanim wyjdzie.
— Koniecznie? — jęknęła z nadzieją w głosie, tęskno spoglądając na Kindersów bawiących się w najlepsze. Powoli miała już dość obchodzenia jego rodziny, wyciągania od przyjaciół i zmuszania do obcowania z klanem. Wiadomo, obowiązkiem pary młodej jest zamienienie, chociażby kilku zdań z każdym z gości, jednak wolałabym, aby Uchiha zajął się Itachi. W końcu poza staniem i uśmiechaniem się nic nie robiła. A sam mężczyzna również nie był chętny do kontaktów z Kindersami, taktycznie wymigując się od nich, więc czemu i ona by nie mogła?
— Tak — wyjaśnił, niecierpliwie rozglądając się po stolikach.
Skrzywiła się niechętnie, poprawiając lekko rozchwianą do tańców fryzurę.
— Czekaj, jakim dziadkiem? — rzuciła zaskoczona, zamierając w połowie ruchu, dopiero teraz łącząc ze sobą fakty. — Masz tylko jedną babcię, od strony mamy i już się z nią widzieliśmy. No to, jakim dziadkiem?
— Musimy zobaczyć się z najstarszą osobą w klanie, panem Hideyoshim. Wszyscy nazywają go dziadkiem z powodu jego dziewięćdziesięciu dwóch lat — tłumaczył, pochwyciwszy dziewczynę pod ramię i idąc z nią wzdłuż stolików.
— To faktycznie dziadzio.
— Nie inaczej. Moja kuzynka, a jego wnuczka, zapowiedziała, że będą już szli, bo dziadek musi się położyć. Jednak ze względu na jego wiek, powinniśmy oddać mu szacunek i poprosić o błogosławieństwo.
— Noo doobraa — mruknęła niechętnie, widząc, że się z tego nie wywinie. Pozostało tylko liczyć na lepsze spotkanie niż z jego babcią. Na wspomnienie napaści kobiety, wzdrygnęła się lekko. Kolejne dopytywania o dzieci, nie przypadły jej do gustu. Zwłaszcza że ich nie chciała, co jednak trudno było wytłumaczyć. Dokładniej, nikt tego nie chciał słuchać, bo jak to można nie chcieć małego szkraba. A to, że Sasuke już dorobił się swojego, wcale nie pomagało, bo jak to młodszy już ma, a starszy nawet nie planuje.
— Tylko nie mów za dużo, bo ma już słaby słuch oraz nie zdziw się, jeśli będzie chciał dotknąć twojej twarzy. Niestety przez sharingan pogorszył mu się wzrok i aktualnie prawie nie widzi.
— O! Ej to dziedziczne, ty też na starość oślepniesz? — rzuciła z pełnym zainteresowaniem, wybijając go z rytmu.
— Nadużywanie sharingana z czasem powoduje pogorszenie wzroku — wyjaśnił dyplomatycznie, nie bardzo wiedząc, do czego pije tym pytaniem.
— Fajnie — oznajmiła zadowolona, już totalnie wprowadzając go w osłupienie. — To jak mi się zestarzejesz, to będę mogła ci wciskać kity, że posprzątałam, a ty i tak nie będziesz w stanie sprawdzić, czy to prawda, czy nie, bo nie zobaczysz kurzu.
Jej radość go osłabiła. Tylko Keiko mogła w ten sposób pomyśleć o starości.
— A kiedy zaczyna się ta starość? — Aktualnie załamał się wewnętrznie, taktycznie starając się udawać głuchego. — Bo Fugaku to już stary jest, a jednak nadal dobrze widzi, nie?
— Dobrze widzi i bardzo dobrze słyszy — zauważył, starając się przypomnieć dziewczynie, że takie uwagi o przywódcy nie są wskazane, zwłaszcza wygłaszane zbyt głośno.
— No i to bardzo dobrze, nie chcę, abyś mi ogłuchł, bo nie będziesz mnie słuchać — oburzyła się, totalnie nie łapiąc subtelnej aluzji Itachiego. — To weź, pilnuj momentu, kiedy Fugaku zacznie słabiej widzieć. Sobie zanotuję i będę wiedzieć, kiedy następuje starość. Plus to może się okazać przydatne. Przestanie się mnie w końcu o wszystko czepiać.
Wywrócił oczami, usilnie starając się ignorować jej paplaninę, skupiając się na majaczącym w oddali wózku pana Hideyoshiego.

***

— Co tak stoisz z boku? — zagadała, podchodzącą do Akihito, okupującego stół bufetowy. Mężczyzna w odpowiedzi uniósł wyżej talerzyk po brzegi zapełniony truskawkami w czekoladzie. — Ej, nie zjedz mi wszystkiego — jęknęła, zerkając za niego na kurczącą się piramidę z owoców. Z powodu pełnych ust nie mógł mówić, więc wskazał dłonią, aby się poczęstowała, co nie omieszkała zrobić.
— Genialne wesele — odezwał się w końcu. — Chociaż ta część trochę drętwa — dodał, nieznacznie kiwając głową w stronę Uchihów. Keiko parsknęła, zerkając na przedstawicieli klanu wyglądających niczym na poważnym spotkaniu szych biznesu.
— Nie spodziewałam się, że przyjdziesz, że w ogóle będziesz w Konoha. Haniko cię wzięła ze sobą?
— Nie. Itachi mnie zaprosił na kawalerskim.
— O to byłeś na nim — ożywiła się, wyraźnie podekscytowana. Nikt jakoś nie był skory opowiedzieć, jak przebiegała impreza. Itachi skąpił szczegółów, Shisui rzucał jakimiś ogólnikami, że to normalne męskie spotkanie, a Sasuke zbywał temat.
Pokiwał głową, na nowo pakując do ust truskawkę.
— No to opowiedz coś! Wiem, że poszliście do jakiegoś pubu bez dziewczyn. W ogóle takie są?
Znów potaknął, szybko przełykając.
— Shisui wykombinował zabawę w stylu country, wiesz kowboje, rodeo, kapelusze, frędzle przy ciuchach — tłumaczył, kiedy dostrzegł uniesioną w niezrozumieniu brew dziewczyny.
— I co? — parsknęła śmiechem, nie mogąc go już dłużej powstrzymywać. — Ubraliście w to Itachiego?
— Kurczę a mogliśmy — rzucił zawiedziony, że wcześniej nikt na to nie wpadł. — Niestety nie. Wcisnęliśmy mu tylko welon. Ale za to dał się namówić na ujeżdżanie mechanicznego byka, z którego widowiskowo zleciał. Mam nawet fotki — wyjaśnił, sięgając do kieszeni spodni, skąd wyjął komórkę. Błyskawicznie ją pochwyciła, kiedy tylko otworzył folder ze zdjęciami.
— Znam sporo pubów i klubów, ale ten widzę pierwszy raz.
— Taka tam spelunka w dziwnym miejscu, nie zachęcająca, więc mogłaś ominąć.
— Być może — mruknęła bez przekonania. — Hihi, jak słodko wygląda.
Akihito zerknął na zdjęcie Itachiego w welonie.
— Urocza panna młoda.
Po czym wybuchli gromkim śmiechem.
— Miyu też chciała z niego zrobić pannę młodą i proponowała mi różowe kajdanki dla niego.
— Uuu — zainteresował się — a do czego?
— Słodka tajemnica. — Puściła mu oczko, przykładając palec do ust, na co wyszczerzył się głupkowato, znacząco poruszając brwiami.
— Okej, okej.
— A co to za karteczki na stoliku? — Z zainteresowanie przyglądała się zdjęciu, na którym wszyscy za pozowali z uniesionymi kieliszkami.
— Znalazłem w jednym sklepie grę kawalerską. Super zabawa.
— I masa tajemnic! — zawołała zadowolona, a jej oczy zabłyszczały z ekscytacji. — Wypłynęło na światło dzienne coś ciekawego? Jakieś żenady?
— Czy ja wiem? — zamyślił się, zawieszając wzrok na płachtach materiałów tworzących pod sufitem piękną niebiesko-białą girlandę zbierającą się na samym środku sali, gdzie udekorowana była potężną kulą z balonów w tych samych kolorach.
— Eh, wy i ta wasza męska solidarność — mruknęła zrezygnowana, na co Akihito uśmiechnął się delikatnie, wzruszając ramionami. — Ale już o Itasiu możesz mi coś powiedzieć, nie? W końcu to mój chłopak.
— Mąż już — przypomniał, taki oczywisty drobiazg, który ciągle jej uciekał.
— No to tym bardziej.
— Hm... w sumie za bardzo nie ma, o czym.
— No weź — jęknęła namolnie, szarpiąc go za ramię. — Coś musiało wymsknąć się ciekawego. Taka zabawa, sami faceci, alkohol się leje.
— Chce mieć psa — rzucił pierwsze, co mu do głowy przyszło.
— Kurczę. — Skrzywiła się. — A ja kota. Ej, co jest? — zawołała, kiedy Akihito zaczął się dusić.
— Buahahahaha. — W końcu nie wytrzymał, wybuchł na całego, prawie trzęsąc się ze śmiechu i zrzucając owoce z talerzyka. — Przy-przypomniała mi się — mówił powoli z trudem, starając się okiełznać napady śmiechu — jego opowieść, jak napadł na niego... pff zdziczały kot. Hahahaha.
— Że co? — parsknęła rozbawiona.
— Poharatał mu twarz, a jemu głupio było przed ojcem, więc wciskał wszystkim kity, że nabawił się tych ran na misji.
— Co takiego? Buhahahaha. Tego mi nie mówił. Hahaha.
— Heheh, dobre — mruknął, ocierając zebraną w kąciku oka łzę. — Nawet Sasuke nie potrafił zachować maski, a Naruto omal nie zleciał pod stół.
— Nie dziwię się, hahaha, ja bym od razu padła na podłogę, hihihi. Masz tam jeszcze coś dobrego? — rzuciła, na nowo interesując się zawartością komórki. — O! To tutaj oberwał?
Zaniepokoiła się, kiedy wrócił z kawalerskiego z krzywo zawiązanym bandażem na głowie. Co, jak, co, ale na jej panieński nikt nie ucierpiał.
Zajrzał jej przez ramię na zdjęcie, które osobiście zrobił, kiedy Sasuke z Shisuim próbowali go opatrzyć.
— Tak. Nieźle przy dzwonił w ścianę. Zleciał z tego byka w tempie błyskawicznym — parsknął śmiechem. — To było widowiskowe, ale nie zdążyłem uchwycić.
Mruknęła na potwierdzenie, że słucha, znów przeskakując na następne... Zamrugała zaskoczona, patrząc na wycinki nagich części kobiecego ciała, układające się w jedną całość.
— A co to?
— A! — krzyknął, ukazując koniuszki zębów umorusane czekoladą. — Fabafa w ufkladanke — bełkotał z pełnymi ustami. Wzruszyła nieznacznie ramionami, dając do zrozumienia, że nie wie, co powiedział. — To była zabawa w uświadomienie, co właśnie tracisz.
— A-ha — rzuciła ostrożnie bez przekonania.
— Układaliśmy z tych puzzli swój ideał kobiety. To jest dzieło Shisuiego.
Pokiwała głową, z coraz bardziej rosnącym zainteresowaniem, dokładnie oglądając marzenie mężczyzny, które pod pewnymi względami wydawało jej się znajome.
— Ej! — krzyknęła nagle oświecona. — Czy ona nie przypomina trochę Fumiko?
Zwłaszcza te blond włosy, jasne oczy i mniej więcej tego samego rozmiaru biust, wskazywały na Orinoke.
— Mówił, że mu się podoba, więc to możliwe.
Wzruszył ramionami, bardziej zajęty pałaszowaniem niż przyglądaniem się zdjęciom, które dobrze znał.
— A to ci heca. — Chwilowe zaskoczenie, szybko przerodziło się w zachwyt oraz wysoki pisk radości. — Tia! Swatam ich! Moja siostrzyczka też będzie mieć swojego Uchihę i będziemy mogły ich obgadywać. A! Już nie mogę się doczekać!
Z tego szczęście trochę za mocno ścisnęła komórkę, przez co niechcący zdjęcie przesunęło się, ukazując kolejny kobiecy ideał.
— A to czyje? — zainteresowała się podświetlonym ekranem, dostrzegając zmianę, chociaż nadal to była blondynka.
— Sasuke. I tutaj to ewidentnie widać Haniko — wyjaśnił, zerkając na podstawiany mu pod nos telefon.
— Serio? — zainteresowała się, próbując w tych skrawkach papieru odnaleźć Shimanouchi. Na pewno znów włosy i oczy się zgadzały, a reszta? Nie znały się jakoś zbyt dobrze, nie paradowały przy sobie w bieliźnie czy bikini, więc trochę trudno jej było jednoznacznie potwierdzić słuszność słów Akihito. Chociaż, jak przywoływała obraz Haniko sprzed jej półrocznej misji, kiedy to nosiła trochę bardziej przylegające ubrania, to faktycznie pupa i biodra by pasowały.
— A kiedy Itachiego? — zapytała, przeskakując na kolejne zdjęcie.
— Patrzysz na nie.
— Co?
Nie kryła zdziwienia, bo właśnie chciała stwierdzić, że to wybranka Endo. Na pierwszy rzut oka za nic nie pasowała do złożonej kobiety. No dobra, pierwsze wrażenie może być mylące. Dla pewności przyjrzała się dokładniej, ale nadal werdykt był taki sam. Ta osoba nie przypominała jej. Jedyne, co można uznać za wspólne to kolor włosów i długie nogi, nic poza tym. Ona nie miała tak dużego biustu, zaokrąglonych bioder, talii osy. Nawet kurde oczy się nie zgadzały. Wybranka Itachiego miała piękne orzechowe tęczówki.
Powoli narastała w niej złość. Jak on mógł kilka dni przed ślubem ułożyć sobie dziewczynę tak totalnie niepodobną do niej! Jakoś ideał Sasuke przypominał Haniko, ba, nawet Shisuiego zgadzał się z Fumiko, chociaż się nie spotykali. A dziwnym trafem wybranka Itachiego nie pasowała do Keiko.
— To na pewno jego ideał? — dopytywała, próbując uczepić się ostatniej nadziei, pomyłki Akihito.
— Noo — rzucił przeciągle, odwracając się do niej plecami, aby nałożyć sobie nową porcję truskawek, które znikały w zastraszającym tempie.
I na swoje nieszczęście, winowajca sam się napatoczył. Właśnie Itachi podszedł do nich z pustym talerzykiem w ręku, który zapewne chciał uzupełnić.
— Coś się stało? — zapytał uprzejmie zdziwiony, dostrzegając jej wściekłe spojrzenie oraz gniewnie zaciśnięte usta. — Keiko?
Nie odpowiedziała, tylko przywaliła mu mocno z pięści w ramię, aż syknął.
— Za ten twój ideał dziewczyny — burknęła obrażonym głosem, ostentacyjnie stając do niego bokiem, więc nie mogła zauważyć jego braku zrozumienia.
Napięte milczenie, przerywane cichym mlaskaniem Endo, wcale nie trwało zbyt długo. Keiko nie należała do osób, które potrafią siedzieć cicho. Po chwili z powrotem odwróciła się do męża.
— No na serio nie mogłeś ułożyć sobie dziewczyny trochę bardziej podobnej do mnie? — żachnęła się, wystawiając w jego stronę komórkę Akihito. — No niby, z której strony to coś to ja?
Cień zrozumienia przebiegł po jego twarzy i błyskawicznie został zastąpiony zakłopotaniem.
— To była tylko zabawa. Wiesz, wypiliśmy już sporo, więc... Nie masz się, czym przejmować. To tylko wygłupy — tłumaczył lekko nerwowym głosem, plącząc się w zeznaniach. Co rusz zerkając na zdjęcie. Faktycznie przedstawiało kobietę, którą osobiście stworzył z puzzli na kawalerskim oraz co gorsze naprawdę była niemalże całkowicie inna od Keiko. Wtenczas zupełnie o tym nie pomyślał. W głowie miał tylko szum alkoholu i tę nieprzyjemną rozmowę wymieszaną ze specyficzną muzyką country z tła. Może, dlatego wszyscy dziwnie patrzyli na jego dzieło, a Sasuke dopytywał, czy to na pewno jego ideał?
— Tsa jasne — prychnęła bez przekonania.
— Nie masz się, czym przejmować, to tylko zabawa, naprawdę — zapewniał gorliwie. —To nie jest ideał. Możesz być spokojna, po prostu brałem cokolwiek.
— Nie ważne. — Machnęła lekceważąco dłonią, uciszając go, chociaż wzrok miała wbity w wyświetlone zdjęcie. — Teraz mi tylko źle z tym że tak zbyłam striptizera z panieńskiego — szepnęła do siebie, ale na tyle głośno, aby ją usłyszał.
— Uuu, miałaś striptiz na panieńskim? — Akihito ożywił się, odbierając od niej swoją komórkę. — Przystojny był?
— Przystojny, przystojny. — Energicznie potakiwała głową. — Chociaż trochę nie mój typ, ten uśmiech miał zbyt bezczelny, ale za to, jak się ruszał. Żebyś ty widział te kręcące się biodra! Mraśnie wygimnastykowany, wszystko szłoby z nim zatańczyć.
— Oh żałuję, że mnie tam nie było — mruknął rozmarzonym tonem.
— Taaa, ja też żałuję, że go zbyłam — oznajmiła smętnie, wzdychając cicho, na co Itachi się spiął. Niezauważalnie przesunął się, aby dokładniej przyjrzeć się dziewczynie, a kiedy dostrzegł lekko drżący kącik ust, pragnący unieść się ku górze, odetchnął z ulgą.
Wprawdzie Itachi nie okazywał swojej zazdrości, starając się zamknąć wszystko w przyzwoitych normach, ale czuł się pewniej, trzymając dziewczynę z dala od potencjalnych sytuacji, w których dochodziłoby do jakichkolwiek flirtów. Niestety Keiko za każdym razem każdego mężczyznę traktowała, jak kumpla i na nic zdawały się tłumaczenia. Do dzisiaj była święcie przekonana, że bracia sobie coś wymyślają, a Aken jedynie zapraszał do kina na koleżeński wypad, żadną randkę.
Jednak mimo tego, nuta rozczarowania kryła się w jej oczach, więc chwycił za dłoń, przysuwając bliżej.
— Choć zatańczyć — zaproponował, kiedy złożył delikatny pocałunek na skroni. Żal zniknął od razu, ustępując miejsca entuzjazmowi. Pod tym względem uwielbiał Keiko, błyskawicznie potrafiła pozbyć się przykrych emocji, na nowo rozpalając w sobie radość.
— Wybacz Akihito, ale tego nie przegapię — oznajmiła podekscytowana, ściskając mocniej dłoń Itachiego.
Endo uśmiechnął się i pokiwawszy ze zrozumieniem głową, uniósł kciuk do góry z racji zapchanych ust.

***

— Ah — sapnęła, duszkiem opróżniając zawartość szklanki i ciężko opadając na krzesło.
— Hehe, to dopiero początek — mruknął Kaoru, rozsiadając się obok.
— Coś mej nadobnej pani odzienie doskwiera? — rzucił Isamu kąśliwie, uśmiechając się jednym kącikiem ust. Nie ciężko było zauważyć, że Keiko przez rodzaj sukienki nie jest w stanie wykonać wszystkich ruchów, a część musi kaleczyć, co nie umknęło uwadze.
— Zlej baletnicy i rąbek spódnicy — zawtórowała mu Yumi, bezceremonialnie zajmując krzesło nieobecnego Fugaku.
Świeżo upieczona Uchiha spojrzała na nią wymownie, lecz nim zdążyła odciąć się, przy stole zjawił się Meiji.
— No dziewczęta nie czas na siedzenie, trzeba poruszać bioderkami — zakomunikował, seksownie przy tym kołysząc wymienioną częścią ciała, czym wywołał drobne chichoty.
— No to idziemy. — Keiko niechętnie się podniosła, nieznacznie zaciskając zęby przy pierwszych krokach. — Taka dobra piosenka nie może się zmarnować.
— No ba! — krzyknął Kaoru podrywając się z miejsca i z resztą ekipy ochoczo kierując się z powrotem na parkiet. — Co tak stoisz?
— Chwila — mruknęła, zatrzymując się na widok Mikoto. Kobieta siedziała sama, na swoim krześle, kulturalnie popijając szampana. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Znajdowała się raptem trzy kroki od niej, a jakoś przychodząc tutaj, nie zauważyła jej. Wprawdzie panie Uchiha nie zależała do osób rzucających się w oczy, ale żeby aż tak.
— Co...?
— Chodź ze mną — zakomunikowała, podchwytując zdezorientowaną nagłą napaścią kobietę.
— Ale, ja... — protestowała, lecz resztę jej słów zagłuszył głośniejszy bit z głośników, a zaraz po nim wcięła się Keiko.
— Nie będziesz mi samotnie siedzieć w kącie. Trzeba się bawić! — oznajmiła, odwracając się do niej z niesamowicie energicznym uśmiechem. Nie miała jak odmówić. Dała zaciągnąć się na parkiet w samo centrum grupki Kindersów.
Wyszła poza swoją strefę komfortu i nie wiedziała jak się zachować. Nie była przyzwyczajona do tak nowoczesnych melodii, przez co zwyczajnie się w nich nie odnajdywała. Przyjęcia klanowe przypominały spotkania biznesowe, opierające się głównie na rozmowach. A za jej młodości muzyka była spokojniejsza, mniej agresywna. Wprawdzie czasami, kiedy nikt nie patrzył i Fugaku nie było w domu, zakołysała się do hitu z radia, ale to nie to samo.
Spojrzała niepewnie na przyjaciół dziewczyny, który już zdążyli na całego wkręcić się w taniec i oniemiała z wrażenia. Ich nogi poruszały się tak szybko, że ciężko było dostrzec poszczególne ruchy. Sprawiali wrażenie, jakby nie dotykali parkietu, tylko płynęli po nim, ślizgając się, a jednocześnie niemalże się nie przemieszczając.
Zerknęła oszołomiona na Keiko, która położyła jej rękę na ramieniu.
— Proszę spróbować — zachęcała, równie sprawnie się poruszając, chociaż wyglądała trochę bardziej komicznie przez trzymaną suknię zadartą do kolan.
— Ja... — urwała, dostrzegając Yumi, która podskakując na jednej nodze, wymachiwała drugą w rytm bitów.
— To freestyle, nie ma się, czym przejmować. Grunt, by się ruszać.
Kiwnęła głową, skupiając się na wyraźnie spokojniejszych krokach Keiko. I spróbowała... Skończyło się to stanięciem na palcach, bo tylko tyle jej wyszło. Nagle nie potrafiła oderwać stóp od podłogi.
— Może coś innego? — zaproponowała Asami, starając się wyratować zagubioną panią Uchiha. Keiko potaknęła ze zrozumieniem, machając w stronę DJa, a kiedy ją zauważył, krzyknęła tytuł piosenki. Po chwili z głośników popłynęła zupełnie inna melodia. Teraz była spokojniejsza jakby luźniejsza bez tak wyraźnego i mocnego bitu oraz przede wszystkim popularna. Nie raz i nie dwa słyszała ją w radiu, więc łatwiej jej było się przy niej odnaleźć. Do tego ekipa chcąc ją wesprzeć, zaczęła wykonywać dokładnie te same ruchy. Wszyscy się zgrali, pokazując jeden układ.
Mikoto uśmiechnęła się, gdy każdy machnął rączką jak paniusia z wystawioną nogą w bok, po czym zamachali rękoma górą dół i podparli się po bokach, ruszając głową jednocześnie z biodrami. Te kroki były na tyle spokojne, że Keiko radziła sobie bez zadzierania sukienki, więc uznała, że i ona ma szanse. Z większą pewnością zakręciła przedramionami kołowrotka, okręcając się z całą resztą.

***

— Co to ma znaczyć? — fuknął Fugaku, wyrastając przy nich jak spod ziemi, mrożąc wszystkich zdegustowanym wzrokiem, a zwłaszcza wywijającą Mikotę. Kobieta rozkręciła się, a Kindersi przyjęli ją bardzo ciepło. Dość szybko porzucili standardowe układy, przechodząc na totalną samowolkę. Aktualnie okręcała się z Keiko pod rękę, w takt wyrzucając zaciśniętą dłoń w górę.
— Chcesz dołączyć?
Spojrzał zdegustowany na wyciągniętą w jego stronę dłoń synowej.
— Ekhm — odchrząknął znacząco, poprawiając krawat, jakby chciał wskazując na niego, przypomnieć powagę uroczystości. — Mikoto wróć do stołu.
— Ale... — za jąkała się, nie chcąc przerywać tak dobrej zabawy. Spodobała jej się atmosfera, którą tworzyli Kindersi. Była niesamowicie swobodna i choć patrzyli na nią, nie czuła, żeby oceniali. Często wśród Uchiha odczuwała presję. Pierwsza dama, żona Fugaku, przecież musi być idealna. Kontrolować każdy ruch, grymas, słowo, przecież nie może popełnić gafy. Tutaj to nie istniało. Nawet nikt nie spojrzał krzywo, kiedy robiąc piruet, zachwiała się i podparła o Josuke. Natychmiast przygotowała się na przeprosiny oraz zdegustowane miny, więc tym bardziej była w szoku, kiedy mężczyzna uśmiechnął się, złapał za rękę i poprowadził pod nią.
— Nalegam.
Zerknęła za niego, na stół, gdzie dostrzegła swoją mamę. Uśmiechnęła się delikatnie, próbując ukryć rozbawienie. Czyżby próbował wykręcić się od rozmowy?
— Przepraszam was.
Odpowiedział jej pomruk niezadowolenia.
— Jakby, co to mu tu jesteśmy, przyjdź jeszcze się pobawić — zapraszała Keiko, puszczając jej oczko.
— Nie omieszkam. Dziękuję ci kochana. — Przytuliła dziewczynę.— Świetnie się bawiłam i miałaś rację, DJ to był dobry wybór — dodała na odchodne, kończąc tym ich wielki spór o muzykę.

***

— Hm — zamyślił się głęboko, obserwując środek parkietu. — Muszę ci się przyznać, że trochę obawiałem się tego ślubu.
Itachi delikatnie napiął mięśnie. Gorou zawsze był cięty na niego, zazdroszcząc pozycji w klanie. Mimo bycia zagorzałym zwolennikiem wszystkiego, co postanawiał Fugaku, pozostawał jedynie pupilkiem nikim więcej.
— Nie ty jeden — wtrącił się drugi kuzyn, nieznacznie kiwając głową na poparcie myśli przedmówcy. — Kinders Uchihą.
Pokręcił powątpiewająco głową, co tylko wzmogło napięcie. Itachi zacisnął niezauważalnie mocniej palce na trzymanym kieliszku.
— Nie widziałem tego — ciągnął dalej niezrażony, najprawdopodobniej ośmielony procentami. — Zwłaszcza że Keiko, twoją żonę — poprawił się szybko — poznałem w zeszłym roku podczas tej ich parady.
— O, to interesujące — zawołał Gorou wyraźnie się ożywiając.
— No cóż — sapnął, robiąc pauzę na łyk wina. — Nie powiem, żeby zaprezentowała się z najlepszej strony. Tak samo, jak ich przywódca.
— Naprawdę? — Usta mężczyzny wykrzywiały się w chytrym uśmiechu. — Wiele się słyszy o Kindersach i Josuke.
— Panowie chyba przesadzacie — wtrącił się Itachi nie mogąc tego dłużej znieść. Oszczerstwa ojca można było jeszcze jakoś wytłumaczyć, ale nie dalekich kuzynów!
— Wybacz nam. — Gorou schylił głowę ze skruchą. — Zależy nam jedynie na dobrze klanu.
— Dokładnie. Musisz pamiętać, że jesteś następcą rodu.
Westchnął bezdźwięcznie, odstawiając kieliszek. Następca Fugaku, następny Fugaku... Przymknął na chwilę powieki.
— Proszę pamiętać, że mój wybór został zaaprobowany.
— Nie inaczej — uśmiechnął się, widząc jego niemoc. Ta rozmowa coraz bardziej go radowała, co niestety zaczynało drażnić Itachiego.
— Również — ciągnął dalej, przybierając chłodne oblicze — należy nie zapomnieć, że pierwsza dama pełni tylko i wyłącznie rolę reprezentacyjną. A chyba nie uznacie, że moja żona się dzisiaj źle zaprezentowała?
— Oh nie, Itachi, oczywiście, że nie. Przepraszamy, nie o to na chodziło. Nie chcieliśmy cię urazi ani twojej żony. Po prostu...
— Do rzeczy — przerwał mu oschle. Dzięki latom spędzonym na naradach klanowych nabył umiejętność uciszania oponentów.
Mężczyzna schylił głowę w pełnej skrusze, zaś Gorou stracił sporo z dotychczasowej pewności.
— Chcieliśmy... — Zerknął na kolegę, lecz ten odwrócił wzrok. — Chciałem jedynie przedstawić swoje obawy, które okazały się bezpodstawne. Twoja żona wypadła dziś rewelacyjnie. Nie spodziewałem się złożenia przysięgi i znajomości naszych tradycji. Nie wspominając już o członkach klanu. Wprawdzie miałem obiekcję do Kindersów, lecz zachowują się przyzwoicie. Może są trochę nazbyt rozentuzjazmowani, ale to taki wiek, hehe.
— Rozumiem.
Odetchnął z ulgą. Może jednak dziwne wymysły ojca nie były bezpodstawne? Z początku miał do niego uraz za katowanie dziewczyny szkoleniami, ale... Nie spodziewał się, że reszta klanu będzie pod tym kontem oceniać Keiko.
— Ale jak tak popatrzeć, to zebrali się chyba wszyscy? — zauważył, starając się zmienić temat i rozluźnić nieco napiętą atmosferę.
— Odzew był bardzo duży. Oprócz osób na misjach oraz dyżuru na posterunku są wszyscy.
— Nie pamiętam, kiedy ostatnio klan zebrał się w tak dużym gronie — dorzucił Gorou, również próbując zamaskować wcześniejszą rozmowę. Z chęcią dopiekłby Itachiemu, wytknął błędy, znalazł haczyk, niestety, mimo usilnych prób, mężczyzna był nie do ruszenia.
— Nie inaczej — potaknął, wzrokiem wyłapując schodzącą z parkietu Haniko. — Panowie wybaczą. 
Kurtuazyjnie skinął głową, pośpiesznie odchodząc. Przechodząca nieopodal Shimanouchi była idealnym pretekstem do pozbycia się natrętnych kuzynów.
— Ależ naturalnie — zawołał za nim, nonszalancko kołysząc prawie pustym kieliszkiem. Gorou tylko zacisnął zęby, odprowadzając parę na parkiet. I tym razem nic na niego nie miał. Nawet żona Kinders nie potrafiła zachwiać reputacją.

***

Zmęczona wywijaniem na parkiecie, usiadła przy stole, znów pogrążając się w zachwycie nad dekoracją sali. Sama wybierała poszczególne elementy, więc mogła przewidzieć finalny efekt. To jednak nie przypuszczała, że wyjdzie to tak spójnie. Wprawdzie, gdyby nie pomoc Mikoto, Nanako i Fumiko, które dzielnie stały na straży, pilnując, aby każdy drobiazg pasował, a odcienie niebieskiego nie gryzły się, to jej samej nie udałoby się uzyskać takiego harmonijnego rezultatu.
Uśmiechnęła się, spoglądając na blat przed sobą i drobne przezroczyste wazoniki, w których znajdowały się ozdobne kamyczki zatopione w barwionej na błękitno wodzie oraz niewielkie bukieciki białych i niebieskich kwiatów. Uniosła jeden z nich, obserwując, jak mieni się w świetle niebieskich reflektorów. Wyglądał bajecznie i pewnie bawiłaby się nim dłużej, gdyby nie dostrzegła ruchu na granicy pola widoczności. Zbawiona nim, pospiesznie odstawiła przedmiot, odruchowo uśmiechając się w stronę nadchodzącego. Niestety to nie był nikt z przyjaciół, tylko randomowy Uchiha przechodzący przed głównym stołem. Szkoda. Z chęcią przyjęłaby teraz kogoś do towarzystwa. Tak trochę dziwnie się siedziało samej przy blacie z trzynastoma miejscami. Dokładnie aż trzynastoma. Wyjątkowo długi stół, jak na miejsce dla pary młodej, ale zwyczajowo oprócz nowożeńców powinni siedzieć z nimi rodzice oraz świadkowie, więc chcąc nie chcąc ludzie sami się nazbierali. Fugaku i Mikoto, Sasuke i Haniko, bo przecież pary nie można rozdzielić oraz na końcu Shisui. I z drugiej strony, Nanako i Reiji, Fumiko z Isamu, a także nieoczekiwanie — tylko dla Itachiego, bo Keiko nie wyobrażała sobie usadzić ich gdzie indziej — Kaoru z Josuke. Najbliżsi muszą być najbliżej.
Pomyślawszy o nich, odruchowo zaczęła ich wypatrywać. Pana Uchihę znalazła od razu. Siedział wyprostowany jak struna, nawet można by zasugerować, że był spięty i wysłuchiwał szwagrów, kiedy jego żona ćwierkała podekscytowana z siostrami. Niedaleko nich na parkiecie wirowała Haniko w przepięknej sukience koloru wina, która idealnie pasowała do blond włosów i podkreślała walory figury. Wyglądała olśniewająco, zwłaszcza kiedy promiennie uśmiechała się rozbawiona żartem partnerującego jej Akihito.
Wśród tańczących również namierzyła państwa Orinoke. I choć piosenka była chyba trochę zbyt nowoczesna dla nich, bo zdarzało im się pogubić rytm, to nie przejmowali się tym, bawiąc na całego.
Nikogo więcej na parkiecie nie odszukała. Za to Isamu znalazła przy bufecie nakładającego sobie solidną porcję mięsa, z którą przysiadł na pierwszy z brzegu miejscu, podsiadając kogoś z Uchiha. Parsknęła śmiechem, widząc, z jakim zaangażowaniem zabiera się do jedzenia, zupełnie ignorując zbulwersowany wzrok sąsiadów.
Prześlizgując wzrok po półmiskach pełnych dań, natrafiła na Fumiko z Shisuim przy barze. Stali blisko siebie z kieliszkami w rękach, prowadząc rozmowę. Zmrużyła zaintrygowana oczy, zauważając pewne małe sygnały. Tak jak nie potrafiła niczego dostrzec, kiedy sprawa dotyczyła jej osoby, tak dobrze odczytywała subtelności, będąc osobą postronną. A tutaj aż nie dało się nie zauważyć tego niby przypadkowego drobnego dotyku.
Wyszczerzyła się, kiedy Fumiko na słowa mężczyzny uciekła speszona wzrokiem. Uhu, czyżby jakiś komplement? Byłoby tak wspaniale, gdyby i ona znalazła partnera. Życzyła jej tego z całego serca, bo doskonale wiedziała, że dla Fumiko to bardzo ważna sprawa.
Aż serce zabiło mocniej, na widok ich spojrzenia utkwionego w swoich tęczówkach. Wiedziała, że Shisuiego ciągnie do Fumiko, co było już sporym krokiem naprzód. A i sama dziewczyna nie wyglądała na niechętną poznania go bliżej.
Keiko podparła brodę na dłoniach, wzdychając z rozrzewnieniem. Śliczny obrazek. Jednak dość szybko coś innego przykuło jej uwagę. Sasuke w towarzystwie babci. Z politowaniem pokiwała głową. Nawet z tej odległości doskonale widziała jego cierpiętniczą minę, ukrywaną pod maską niewzruszenia. Znała to z autopsji. Na samym początku to jej przypadło bycie ofiarą. Kobiety swoim podekscytowaniem nie dawała żyć, zasypując masą pytań. A niestety Sasuke znajdował się w gorszym położeniu. Nie dość, że jest wnuczkiem, to jeszcze ma córeczkę, o której nie wiedziała oraz dziewczynę. Można śmiało powiedzieć, że ma przekichane i na bank nie pozbędzie się jej przez długi, długi czas. Aż zaczęła mu współczuć.
— Czemu siedzisz sama? — zagadał Kaoru, podchodząc do stołu oraz zajmując wolne miejsce Itachiego. — Choć do nas.
— Nie mam już sił — przyznała szczerze, pociągając solidny łyk z przyniesionej wcześniej lemoniady z lodem.
— Pewnie to te buty — zasugerował, wymownie opuszczając wzrok na jej kolana, gdyż reszta niknęła pod blatem. — Może pora zmienić na coś wygodniejszego?
— W sumie — zamyśliła się, poważnie zastanawiając nad uwagą przyjaciela. Nie pomyślała o tym wcześnie, ale faktycznie od tańca była przyzwyczajona, ale nie do obcasów. — Wiesz, co? Masz rację, idę je przebrać.
— Świetnie — zawołała za nią. — To potem wyciągam cię na parkiet.

***

Wypatrzenie mężczyzny w garniturze wśród samych mężczyzn w garniturach nie było łatwym zadaniem. Również nie pomagał fakt posiadania niebieskiego krawatu pasującego pod bukiet, jej buty i wystrój sali. Wprawdzie mogła szukać po długich włosach, które jednak wyróżniały się z tłumu, lecz nadal było ciężko. W końcu wszyscy Uchiha to brunetami lub ciemni szatyni. Na szczęście się udało. Dostrzegła go, kiedy schodził z parkietu prowadząc ożywioną dyskusję z Haniko.
— Itachi — zawołała, zwracając jego uwagę. — Wybacz, ale porywam go na chwilę — rzuciła pewnie, chwytając męża pod ramię.
— Jasne nie ma sprawy — zapewniła, uśmiechając się pośpiesznie.
— Coś się stało? — dopytał, zerkając ze smutkiem na przyjaciółkę. Szkoda mu było przerywać tak dobrą rozmowę tym bardziej że powody Keiko zazwyczaj nie stanowiły najpilniejszych. Nie oszukujmy się przeważnie dotyczyły kolejnego genialnego pomysłu na zintegrowanie z Kindersami, co nie należało do przyjemności.
— Nie bardzo. — Zaprzeczyła ruchem głowy. — Ale fotograf wymyślił sobie, że chce nam zrobić zdjęcia na dworze. Podobno sceneria jest idealna.
A to, co innego. Już bez oporu dał się poprowadzić w stronę wyjścia na taras.
Mężczyzna miał rację, na dworze panowała cudowna atmosfera, sprzyjająca pięknym romantycznym ujęciom. Pusty ogród, pogrążony w ciszy, granatowe niebo usiane drobnymi migoczącymi punkcikami, biel materiałów oblekających krzesła ślubne, piękny kwiecisty łuk, któremu mistycyzmu dodawały ciepłe światła niewielkich latarenek i lampionów.

Zdjęcia przebiegały sprawnie oraz dość szybko. Zatrudnili naprawdę dobrego fotografa, który nie potrzebował dziesięciu takich samych ujęć, każde przy trochę innych ustawieniach. Wystarczyły mu tylko dwa podejścia, oba perfekcyjnie przygotowane.
— Zrobione — zakomunikował, zdejmując aparat ze statywu.
— Mogę zobaczyć? — Keiko podeszła, zaglądając mu przez ramię na niewielki wyświetlacz. — Oh... — szepnęła mimowolnie, zachwycona ujętym klimatem tajemniczości, intymności i uczucia, które wybijało na pierwszy plan.
— Proszę poczekać, aż zostaną wydrukowane i obrobione.
— Nie mogę się doczekać — rzuciła, podniecona wizją oglądania fotografii.
Mężczyzna uśmiechnął się usatysfakcjonowany i zabrawszy sprzęt, wrócił do środka.
— Dobry miał pomysł — pochwalił Itachi, przysiadając na pobliskim krześle. — Panujący tutaj klimat sprzyja takim zdjęciom.
— Mhm — potaknęła, pakując mu się na kolana oraz kładąc głowę na ramieniu.
Oboje umilkli, wsłuchując się, w co wyraźniejsze basy dochodzące z sali.
— Ej, a tamte puzzle...
— Nie wracaj do tego — wciął się w jej zdanie, obejmując trochę mocniej, czulej. — To naprawdę nic, czym powinnaś się przejmować. Zwykłe pijackie wygłupy. Mogę cię zapewnić, że żadnego ideału nie układałem, brałem cokolwiek z tego, co było, chcąc to jak najszybciej zakończyć, nic więcej.
— Czyli — zaczęła niepewnie — nie rzucisz mnie dla tej cycatej ciemnookiej o szerokich biodrach, nawet jeśli taką spotkasz?
— Oczywiście, że nie — oburzył się, urażony domniemanymi insynuacjami. — Skarbie — dodał łagodniej, chwytając za brodę i zmuszając, do spojrzała na niego — przecież przyrzekałem, że aż do śmierci będziemy razem.
Keiko zaszkliły się oczy, więc schowała twarz w zagłębienie jego szyi, zaciągając się odurzającym zapachem ulubionych perfum.
— Na serio kocham cię najmocniej na świecie — wyjaśniła cichutko, drażniąc nosem wrażliwą skórę.
Zadrżał pod wpływem przyjemnych dreszczy, a fala ciepła zalała serce. Keiko zawsze była wylewna, ale wcześniej mniejszą wagę przywiązywał do jej słów. Teraz całym sobą czuł ich prawdziwość, tę miłość, którą mu ofiarowywała.
— Ja też — szepnął, gładząc w niespiesznej pieszczocie plecy, zwłaszcza ich odsłonięty fragment. Dalej nie mógł uwierzyć, że zaczęli się spotykać niecałe trzynaście miesięcy temu. Trzynaście miesięcy to niewiele więcej niż rok, a tyle zdążyło się pozmieniać. Już w ramionach trzymał nie dziewczynę, tylko żonę. I nie będzie przesadą stwierdzenie, że zmianie uległo całe jego życie.
— Hm, w takim razie, na co pierwsze zwróciłeś uwagę? W czym się zakochałeś? — zapytała, podrywając głowę i spoglądając mu uważnie w oczy.
Zamyślił się, smyrając palcem po jej nagim ramieniu.
— Twoje zachowanie, nie dało się, tego przeoczy.
Uśmiechnął się lekko na wspomnienie spotkania pod drzwiami gabinetu Hokage i jakiś dwóch godzin później, kiedy obsmarowała go lodami. Nie ma to, jak dobre pierwsze wrażenie.
— No ta — mruknęła zamyślona, zdając sobie sprawę ze swojego dość nietypowego usposobienia — ale mi chodzi o coś fizycznego.
— Oczy — odparł pewnie bez namysłu. — Nie ważne, jaką przybierasz minę, one zawsze są rozradowane, jakby roześmiane. A potem był uśmiech. Ten uroczy, słodki, który natychmiast odpędza wszelkie troski. Już na sam jego widok się uśmiechałem, chociaż wcześniej raczej ciężko było mnie do tego zmusić.
— To nie mogłeś mi tego powiedzieć wcześniej — oburzyła się, sprzedając mu kuksańca w ramię. Ściągnął brwi, patrząc na nią bez zrozumienia. — Bo ja się zakochałam w twoim uśmiechu — burknęła, lekko się rumieniąc. — Nawet jeśli to było jedynie delikatne uniesienie kącików to i tak mnie zniewalało, więc robiłam wszystko, abyś się więcej uśmiechał. O nie, za uroczy jesteś — oznajmiła dobitnie, zasłaniając mu dłonią usta. Po tym, jak uśmiechnął się słodko, patrząc na nią z czułością. Nic sobie z tego nie zrobił, szybko zabrał jej rękę, całując z pasją.
— Nie powinniśmy wracać? — zainteresowała się, zerkając w stronę budynku.
— Jeszcze chwila — poprosił, na nowo złączając ich wargi.

***

Po wejściu do sali pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to plecy Sasuke. Uśmiechnęła się chytrze. Stąpając po cichu na paluszkach, zaszła go od tyłu i rzuciła mu się na szyję z głośnym piskiem radości, który ściągnął uwagę pobliskich ludzi.
— Tia! Napaść na prawie braciszka! — oznajmiła dumnie, wzmacniając uścisk, przez który zaczynało brakować mu tchu.
— Szwagra — sprostował, po tym, jak ku jego ogromnej uldze, puściła go.
— No to prawie braciszek.
Wyszczerzyła się, uparcie trwając przy swojej tezie, niemającej zbyt wiele wspólnego z faktycznym stopniem pokrewieństwa.
— Niech ci będzie — mruknął zrezygnowany, ostrożnie klepiąc ją po głowie. W pierwszym odruchu chciał poczochrać po włosach, lecz w ostatniej chwili zatrzymał dłoń. Dostrzegając misterną fryzurę, która z pewnością była układana ładnych kilkadziesiąt minut.
— Nie, niech ci będzie, tylko mam rację — naburmuszyła się, brakiem zrozumienie z jego strony. — Brat chłopaka to prawie brat, taki przyszywany brat, o!
— Męża — rzucili obaj panowie jednocześnie, znów ją poprawiając.
— Ojej, ale żeście się uczepili tego słownictwa — żachnęła się, wykrzywiając usta w ciup. Już je na nowo otwierała, aby dodać coś więcej, lecz ktoś ją uprzedził.
— O kogo my tu mamy? Pan zastępstwo za brata.
Od razu Sasuke zrzedła  mina. Lekko nerwowo zerkał w stronę Itachiego, próbując cokolwiek wyczytać z jego spokojnego oblicza. Nie przypuszczał, aby został wtajemniczony w jego dziwną akcję, kiedy wpadł na genialny pomysł ocieplenie wizerunku brata w oczach przyjaciół Keiko. A wyciąganie tego teraz, w takich okolicznościach, nie było stosowne.
Dziewczyna również dość szybko załapała, do czego pił przywódca. Także bacznie obserwowała reakcję Itachiego, który nie zrozumiawszy aluzji, po prostu przysłuchiwał się ich wymianie zdań. Odetchnęła z ulgą, choć nie na długo.
— I jak tym razem też to jest tylko...
— Nie! — krzyknął Sasuke, obawiając się, że zaraz wypłynie na światło dzienne ich niedoszły pocałunek. To naprawdę nie był odpowiedni moment na coś takiego. W ogóle jakikolwiek moment nie byłby do tego odpowiedni. Tamta sytuacja powinna zostać pomiędzy ich trójką i nikim więcej. A najlepiej, jak o tym zapomną, pozostając w błogim przekonaniu, że nic takiego nigdy nie miało miejsca.
— Josuke! — przerwała mu Keiko, niemalże w tym samym czasie, co młodszy Uchiha.
Teraz to dopiero zaczynało się robić dziwnie. Itachi patrzył po „winnych”, marszcząc intensywnie brwi. Dziewczyna poczuła, jak robi się jej gorąco. Jeśli zacznie dopytywać, to przysłowiowe umarł w butach.
— A co? — kontynuował Josuke, niezrażony panującą atmosferą, wręcz przeciwnie wyglądał na takie, co się dobrze bawi. — Niby teraz to nie jest tylko kolejny cyrk? — dokończył, uśmiechając się wrednie.
— Hehehe — zaśmiała się nerwowo, niespokojnie bawiąc palcami.
— Czegoś nie wiem? — zapytał skonsternowany Itachi, na co Keiko pobladła, a Sasuke poczuł nieprzemożoną ochotę zwiać.
— Eee — wyrzuciła z siebie, niezdolna do żadnej sensowniejszej wypowiedzi.
— O tu jesteście! — zawołał Shisui ratując całą sytuację. Dziewczyna gotowa była rzucić się na niego z wdzięcznością. — Już po północy, trzeba rzucić bukietem i krawatem. Fumiko czeka przy DJu.
— No to panowie idziemy do przodu — oznajmiła energicznie, chwytając pod ramię zaskoczonego Sasuke i Josuke, ciągnąc ich we wskazaną stronę.
— Co ty robisz? — zapytał przez zęby, starając się delikatnie oswobodzić, bez zbytniego zamieszania. W końcu za plecami szli Itachi z Shisuim.
— Jak to, co? Jak na kawalerów przystało, musicie mi coś złapać.
— No chyba cię pogięło — rzucił bez pardonu Josuke, wypowiadając myśli młodszego Uchihy, który delikatnie potaknął głową.
— No chyba nie — burknęła, przedrzeźniając jego ton głosu. — Trzeba cię w końcu wyswatać, abyś nie był taki marudny. O!
— Mhm, z ich kuzynką. — Wskazał na Sasuke palcem, krzywiąc się przy tym z niesmakiem. — No chyba nie!
— Jaką kuzynką? — zapytała skonsternowana, przystając kilka kroków przed Fumiko.
— Połowa sali to Uchiha, pamiętasz? — Machnął ręką w stronę ich stolików.
— Masz z tym jakiś problem? — wtrącił się Sasuke.
— Twój bukiet.
I znów ktoś ratował sytuację. Tym razem Fumiko.
— Dobra to można zaczynać — zakomunikował Shisui, odbierając od DJa mikrofon. I nim zdążył odejść kilka kroków, piosenka się skończyła. Tańczący z zaskoczeniem zaczęli się rozglądać, gdy nie usłyszeli kolejnej melodii. Nawet osoby siedzące przy stolikach zainteresowały się nagłą ciszą.
— Proszę o uwagę — zaczął, skupiając na siebie wzrok zebranych. — Panie i panowie, szanowni goście, chcielibyśmy teraz zaprosić wszystkie panny i kawalerów do wzięcia udziału w tradycyjnym łapaniu bukietu panny młodej i krawata pana młodego. Kto będzie tym szczęściarzem, kto w najbliższym czasie złoży przysięgę? Zapraszamy was na parkiet. Panny proszę stańcie tutaj wokół Keiko, a kawalerów zapraszam na tamtą stronę do Itachiego.
Rozniosły się szmery odsuwany krzeseł, stukot obcasów przemieszczających się ludzi i drobne rozmowy, głównie podekscytowany dziewczyn, chętnym na zdobycie trofea. Chwilę trwało nim wszyscy się poustawiali.
— A teraz proszę o to, aby panna młoda zamknęła oczy — kontynuował Shisui. — Dobrze. Panny proszę o poruszanie się wokół panny młodej w rytmy muzyki, a kiedy ona ucichnie wystawienie rąk do złapania bukietu. Kawalerów poproszę o przekazywanie pomiędzy sobą krawata podczas muzyki, a komu zostanie w rękach, zostanie przyszłym panem młodym. Wszystko jasne, w takim razie... Muzyka!
Było widać, że część dziewczyn wręcz wyliczało, jak daleko można rzucić bukietem, aby mogły go z łatwością pochwycić. I raczej to były głównie osoby z Uchiha, chociaż Fumiko wyglądała tam na najbardziej zaciętą. Większość Kindersów nie do końca odnajdywała się w tym pomyśle. Skupili się bardziej na tańczeniu, gdzieś w odpowiednio dalekiej odległości, żeby to ich nie dotyczyło. Również Sasuke zmuszony do konieczności brania w tym udziału, starał się znaleźć na szarym końcu, aby tylko krawat do niego nie dotarł.
I nagle muzyka ucichła, a nieszczęsny niebieski materiał pozostał w rękach... Akihito, który oniemiały przyglądał mu się, jakby pierwszy raz w życiu widział takie cudo. Natomiast bukiet Keiko trafił do... Chętne do zamążpójścia dziewczyny niestety nie wiedziały, że panna młoda ma różne pomysł i zamiast rzucić za siebie, rzuciła w bok i to dość daleko. Wiązanka wylądowała centralnie na twarzy nadal pochłoniętej tańczeniem Yumi. Wywołując spory pomruk zawiedzenia i ogromną salwę śmiechu wśród Kindersów.
— Ekhem — zachrząkał Shisui uciszając szmery. — W takim razie poproszę teraz wybrańców o wspólny taniec.
Yumi patrzyła to na bukiet to na Akihito, zakładającego zdobyczny krawat na szyję. Musiał go mieć, chociażby na tym jednym tańcu.
— Totalna głupota — mruknęła, dość brutalnie wciskając bukiet Ryoko.
— No weź to słodkie — zapewniała ją, próbując zachęcić do zmiany nastroju. W odpowiedzi wywróciła oczami, podchodząc do uśmiechniętego Endo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz