Rozejrzał się
po sali, obserwując, jak zebrani zajmowali swoje miejsca z nietęgimi minami. W
końcu nagle zwołana narada mogła oznaczać tylko jedno, nastał postęp w
przygotowaniach, a aktualnie niemal nikomu nie paliło się do kolejnych
zamachów.
— Skoro są już
wszyscy... — donośny głos Fugaku rozniósł się delikatnym echem, uciszając
wszelkie rozmowy. Itachi przymknął na dłuższą chwilę powieki, starając się
wyciszyć umysł. To nie był najodpowiedniejszy moment na kolejne pomysły ojca.
Przecież dzisiaj był pierwszy lipca.
— Możemy
zaczynać.
Z
ociągnięciem spojrzał na jego władczą postawę. Siedział dumnie wyprostowany z
rozpostartą za plecami ogromną płachtą
przedstawiającą czerwono-biały wachlarz.
— Z pewnością
zdążyliście zauważyć, że ostatnio wizerunek policji znacząco się ocieplił — ciągnął
Fugaku, upewniwszy się, że skupia na sobie uwagę. — Przełożyło się to na wzrost
zaufania, co bezpośrednio koreluje z liczbą zgłaszanych przestępstw i
zwiększeniem ilość pracy. Według naszych analiz — mówił, zaglądając do wyjętego
z teczki pliku kartek — liczba zgłaszanych przestępstw wzrosła o ponad sto
procent w porównaniu do okresu sprzed pierwszej próby zamachu. Ponadto...
Wszyscy ze
skupieniem wysłuchiwali się w statystyki, nie dowierzając liczbą. Wprawdzie
poprawę było widać gołym okiem, ale wyniki przewyższały oczekiwania. Aktualnie,
uznanie dla policji było najwyższe od kilkunastu lat, a być może wynik ten był
najwyższy w całej kadencji Fugaku.
— W związku z
obecną koniunkturą nierozsądne byłoby podejmowanie kroków, które mogłoby jej
zaszkodzić. W zaistniałej sytuacji lepiej skupić się na wypracowaniu trwałego
mandatu zaufania. To właśnie jego brak doprowadził do nieprzyjemnych
komplikacji, które nas spotkały po ostatniej próbie zamachu.
Itachi
otworzył ze zdumienia szerzej oczy. Wypowiedź ojca zmierzała w zaskakującym
kierunku i bardzo chciałby, aby to nie były jedynie jego pobożne życzenia.
Jednak zdziwione spojrzenia pozostałych upewniły go, że nie tylko on tak ją odebrał.
— Myślisz,
że... — ktoś cichutko szepnął po jego prawej stronie, zawieszając lekko
zlękniony, ale i też przepełniony nadzieją głos.
— Ciężko
powiedzieć — odpowiedział mu sąsiad, starając się opanować przedwczesny
entuzjazm towarzysza.
Fugaku
odchrząknął znacząco, uciszając drobne szmery.
— Także mając
to na względzie, zostają wyznaczone nowe cele dla klanu. — Wszyscy wstrzymali
oddech, z napięcie oczekując kolejnych słów. — Priorytetem będzie poprawa
relacji z mieszkańcami oraz systematyczne podnoszenie standardów pracy policji.
Przed kolejnym zamachem konoszanie muszą nam jeść z rąk, aby wykluczyć
ewentualne przeszkody, które mogą nastąpić z ich strony po objęciu przez nas
władzy. Stąd też dotychczasowe przygotowania do zamachu zostają zawieszone na
czas nieokreślony.
Nastała
absolutna cisza, w której każdy powoli dochodził do siebie. Słowa Fugaku były
tak nierealne, że aż nikt nie mógł w nie uwierzyć. Dopiero po chwili rozniósł się
świst, wypuszczanego z ulgą powietrza. Początkowe niedowierzanie wymieszane ze
sporym szokiem, powoli ustępowało miejsca radości oraz euforii. Uczucie
odprężenia stawało się coraz bardziej namacalne. Pojawiały się uśmiechy pełne
szczęścia, drobne śmiechy, przygarbione postawy podpierające się rękoma o blat,
wygodne rozkładanie się na krzesłach, zaczepne szturchanie sąsiadów.
Nawet Itachi
nie potrafił w tej chwili ukryć swoich myśli pod maską. Poczuł się taki wolny,
lekki i nieskrępowany. Wielki ciążący od wielu lat głaz, niespodziewanie wyparował.
Tak po prostu, puf i go nie ma. Wieczna, niekończąca się misja teraz ot tak
przestała istnieć.
Parsknął
śmiechem, kręcąc przecząco głową. Cały Fugaku. Nie potrafił całkowicie
zrezygnować z zamachu, zdradzić ideały przodków, otwarcie powiedzieć, że jednak
wszyscy do tej pory się mylili. W końcu można odwlekać to w nieskończoność,
zawsze znajdą się dobre powody, aż wszyscy o tym zapomną.
— Co oznacza
czas nieokreślony? — To oburzone pytanie niczym błyskawica przecięło
pomieszczenie, a lekkie uderzenie otwartej dłoni w stół zakłóciło spokój. — Ile
będziemy czekać?
— Czas
nieokreślony to czas nieokreślony — odpowiedział Fugaku z pełnym stoicyzmem. —
Nie jesteśmy w stanie ustalić, ile zajmie nam przekonanie do siebie społeczeństwa.
Jak już mówiłem, mieszkańcy muszą nam jeść z rąk, aby móc wykluczyć wszelkie
późniejsze niedogodności i złagodzić ewentualną przegraną. Nie możemy pozwolić
sobie na to, aby scenariusz ostatniego zamachu znów się powtórzył. Tym razem
musimy być przygotowani na każde warunki, wziąć każdą możliwość pod uwagę. Stąd
też do mojego odwołania klan nie będzie podejmować żadnych kolejnych kroków związanych
z przygotowaniami. Wszystko na stan obecny ulega zawieszeniu. To wszystko, co
miałem wam dzisiaj do powiedzenia — oznajmił, podnosząc się z miejsca. — Wasze
ostatnie raporty zbierze Itachi. Możecie się rozejść. A Itachi — zawołała,
zatrzymując się w drzwiach. — Zapraszam do gabinetu, musi omówić jeszcze kilka
kwestii.
Zrzedła mu
mina. W tej całej szczęśliwości zapomniał, że jeszcze nie wszystko zostało
ustalone przed trzecim lipca.
***
— Keiko —
zawołał od progu, od razu kierują się do kuchni. — Skarbie!
— Nom. O co
kaman?
— Świętujemy
— oznajmił wesoło, wyjmując z reklamówki piwa i lody.
— No nie mów
— krzyknęła zadowolona. — Nie miał pretensji?
Uśmiechnął
się wymijająco, skupiając się na niesamowicie interesującej etykiecie na
butelce.
— Czyli co
powiedział? — dopytywała, buńczucznie krzyżując ręce pod biustem.
— Nic
takiego. Nie musimy się przeprowadzać — zapewniał, chociaż wciąż unikał wzroku.
Po raz kolejny chciał przeciwstawić się tradycji, czego ojciec nie potrafił
zdzierżyć. W końcu dla Uchiha tradycja jest wszystkim.
— Ale? —
ponaglała, mrużąc oczy. Wiedziała, że ot tak Fugaku na coś takiego by się nie
zgodził.
Westchnął
cicho.
— Tylko do
czasu, aż nie będę musiał przejąć tytułu głowy rodu.
Skrzywiła się
mocno, cmokając z niezadowolenia.
— Mam! —
krzyknęła nagle olśniona. — Tuż przed weźmiemy rozwód i zostaniem parą
tajemniczych kochanków, spotykających się w sekrecie.
Spojrzał na
nią wymownie.
— No, co? —
żachnęła się, lekko kuląc w sobie. — Naprawdę nie widzi mi się mieszkanie na
ulicy klanu — jęknęła, już oczami wyobraźni widząc tę mękę. Ta Itachi też wiedział,
że Keiko nie nadaje się do mieszkania wśród sąsiadów, zwłaszcza takich. Uchiha
raczej nie będą zadowoleni z przemarszów Kindersów, hałaśliwych imprez, głośnej
muzyki o każdej porze dnia oraz nocy. A sama dziewczyna za bardzo była
przywiązana do aktualnego domu, aby móc się przeprowadzić z tak błahych powodów.
— A tobie jak
poszło? — zapytał, zmieniając temat. Starając się przejść na neutralny grunt.
— W porządku,
co prawda marudził, ale jeszcze w tym roku nie wzięłam ani jednego dnia urlopu,
więc musiał mi go dać.
— To dobrze.
Będziemy mogli zaraz po weselu wyjechać.
Przysunął ją
bliżej, muskając wargami skroń. Już nie mogąc doczekać się relaksu i wspólnego
wypoczynku sam na sam.
— A w ogóle
to, co świętujemy? — zainteresowała się, patrząc, jak wyjmuje wysokie szklanki
do piwa.
— Zamach jest
odwołany na czas nieokreślony — odparł dumnie, nie potrafiąc się przy tym nie
uśmiechnąć.
— Serio? —
rzuciła zaskoczona, lecz zaraz jej wyraz twarzy zmienił się w pełnię szczęścia.
— O rany tak bardzo ci gratuluję. — Rzuciła mu się na szyję, przyduszając. — To
niesamowite. Udało ci się. Moje gratulacje.
— Bez
przesady, w sumie niewiele zrobiłem. Okoliczności były sprzyjające. Nawarstwiło
się parę naglących spraw, przez co ojciec musiał kilka rzeczy przemyśleć na
nowo.
— Teraz to ty
nie przesadzaj. Nie umniejszaj swojego udziału, dam głowę, że był całkiem
spory.
— Może —
mruknął, ukrócającym tym temat, chociaż nie był zbyt przekonany.
— Jeszcze raz
moje gratulacje. Hokage będzie z ciebie dumna — zaręczała, delikatnie
napierając dłońmi na jego szyję, aby się pochylił i mogła go pocałować.
***
Właśnie był
świadkiem jednego z najpiękniejszych a na pewno najsłodszych widoków na
świecie. Nie wiedząc, czemu uważał, że Keiko rano była przeurocza. Potargane
włosy, na wpół przymknięte powieki, klejące się jeszcze od snu, jego koszulka i
bose stopy. Tak prezentowała się panna młoda o poranku, która głośno ziewając,
klapnęła na krześle, żądając kawy.
— Jak się
czujesz? — zapytał z troską, stawiając przed nią kubek.
— Chyba nas
trochę poniosło — mruknęła, podpierając opadającą głowę dłońmi.
Uśmiechnął
się na wspomnienie nocy.
— Sama
chciałaś.
— No ta, siłą
cię wzięłam, a ty wcale nie byłeś chętny.
Faktycznie
wybitnie długo nie oponował, po jakże trafnym argumencie o konieczności
uczczenia ich ostatniej nocy narzeczeństwa, skapitulował. W końcu każdy wykręt
jest dobry.
— Mniejsza o
to. — Musnął wargami jej czubek głowy. — Gotowa na nasz wielki dzień?
— Chyba tak —
mruknęła niepewnie, obserwując, jak krąży po kuchni, przygotowując śniadanie. —
Chociaż z chęcią wróciłabym spać, ale zaraz Fumiko z Miyu wpadają i mamy już
iść do hotelu się przygotować. A kiedy przychodzi Shisui?
— Za dwie i
pół godziny — wyjaśnił, zerkając na zegarek. — Przebierzemy się, a potem
idziemy do kwiaciarni po twój bukiet. Następnie do hotelu przypilnować
ostatnich detali.
— Mhm...
***
— Wszystko w
porządku? — zapytała zatroskana Fumiko, stając koło przyjaciółki.
Keiko
drgnęła, czując jej dłoń na ramieniu, lecz mimo tego jej wzrok nie potrafił
oderwać się do okna.
— Nerwy cię zjadają?
— dopytała rozbawiona Miyu, poprawiając fryzurę w lustrze.
— Dużo ich —
rzuciła cicho, widząc, jak miejsca od strony pana młodego błyskawicznie się
zapełniają. Nawet z tej odległości doskonale widziała posągowe oblicze Fugaku i
rozemocjonowaną Mikoto, gotową płakać ze szczęścia, kiedy tylko popłyną
pierwsze nuty marszu weselnego.
Przełknęła
głośno ślinę, niepewnie zerkając na przepiękny kwiatowy łuk, przy którym już
ustawił się urzędnik. Widziała również Shisuiego dziarskim krokiem
przemierzającego rozłożony dywan pomiędzy krzesłami. Z pewnością szedł do
Itachiego witającego gości przy głównym wejściu.
— Jeszcze
możemy stąd zwiać.
— Miyu! —
fuknęła Orinoke, na co dziewczyna uniosła niewinnie dłonie. — Lepiej idź już na
dół.
— Chciałam
tylko wesprzeć.
Spojrzała na
nią wymownie.
— Okej, okej
— mruknęła, posłusznie się wycofując. — Już idę.
— Wszystko
będzie dobrze — zapewniała, przytulając lekko nieobecną Keiko. — Choć, trzeba
zejść.
— Em, to idź
już, a ja-ja za chwilę zejdę — wyjaśniła słabym głosem, posyłając wymuszony
nerwowy uśmiech, na krótką chwilę odrywając wzrok od ogrodu.
— Wiesz,
jakbyś chciała porozmawiać, to się nie krępuj i mów.
— Nie trzeba
— zaprzeczyła błyskawicznie, lekko podskakując w miejscu. — Poradzę sobie, po
prostu chcę przez chwilę zostać sama.
Fumiko uśmiechnęła
się blado, ale pokiwała głową i po cichu wyszła. Od razu pod Keiko ugięły się
kolana. Chwyciła się mocniej parapetu, starając się utrzymać pionową postawę,
lecz ostatecznie została zmuszona przysiąść na krześle, głęboko oddychając.
Nie rozumiała,
dlaczego, ale ogarniała ją niepewność, a trema zaczynała zżerać od środka. Wiedziała,
że to głupie, bo niby czym miałaby się stresować. Wyjdzie do ludzi, powie
formułki i w sumie finał. Jednak czuła, że temu nie podoła.
W
poszukiwaniu czegoś, czym zajęłaby myśli, rozejrzała się po niewielkim pokoju,
gdzie na krzesłach walały się ubrania, stół uginał się od kosmetyków i
akcesoriów do włosów. Miyu spisała się na medal, robiąc za jej stylistkę. Nie
dość, że wykonała niemalże perfekcyjny makijaż z tymi wszystkimi bazami,
przedłużaczami trwałości i resztą dziwnych dodatków, o których Keiko nie miała
pojęcia, to jeszcze ułożyła włosy w elegancki luźny kok.
Uśmiechnęła
się nieznacznie, nie bez przyczyny to Miyu była ich urodowym guru. Niestety
dobry humor prysł niczym bańka mydlana wraz z irytującym dźwiękiem
powiadomienia. Dźwignęła się na chwiejnych nogach, ostrożnie podchodząc do
prowizorycznej toaletki, gdzie leżała komórka. Powinna już zejść na dół. Z
pewnością wszyscy goście zdążyli zająć swoje miejsca. Przełknęła ślinę, znów
czując, jak miękną kolana. Przecież nie bała się tłumów, ba doskonale wiedziała
ile będzie ludzi na ślubie, a jednak miała nieodpartą ochotę przed nimi uciec.
Myśl, że będzie stała na samy środku, bombardowana krytycznymi spojrzeniami,
które będą uważnie śledzić każdy najmniejszy jej gest i grymas, skutecznie ją
paraliżowała. Stała przed lustrem niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, tępo
patrząc w swoją przestraszoną twarz.
— W co ja się
wpakowałam — jęknęła, ciężko opadając na łóżko. Nie była w stanie stanąć przed
klanem Uchiha, sprostać jego tradycji i wymogą. To nie jej klimaty, nie jej
liga. Wiedziała, że Itachi jest z wyższej półki, że nie będzie łatwo, że czeka
ją sporo zaciskanie zębów, ale wówczas to wszystko było odległe, zamglone,
niewyraźne. Niestety teraz uderzało swoją namacalnością, wręcz przygniatało.
Podskoczyła
na dźwięk pukania.
— Mogę wejść?
— Tak
oczywiście — rzuciła słabo, starając się z całej siły brzmieć naturalnie.
— Wszystko w
porządku? — Do środka zajrzała zatroskana pani Orinoke, przyglądają się jej uważnie.
— Powinnaś już zejść.
Keiko poczuła,
jak krew odpływa jej z twarzy.
— Denerwujesz
się? — zapytała, przysiadając obok, chwytając ją za dłonie. — Spokojnie to
normalne. Ja również przez to przechodziłam. W dniu ślubu wolałam podjąć się
najcięższej misji najwyższej rangi, byleby tylko nie musieć tam wychodzić —
zaśmiała się delikatnie do swoich wspomnień. — Małżeństwo to ogromna
odpowiedzialność, dlatego nas przeraża, ta nieznana jak to będzie. Shinobi
przeżywają to ciężej, bo tak naprawdę nigdy nie wiemy, kiedy czeka nas koniec i
czy będziemy w stanie tej ukochanej osobie dać szczęście, czy tylko rozbijemy
jej serce na drobne kawałki. — Keiko zadrżała, kuląc się w sobie. Nanako objęła
ją w matczynym geście, przyciskając do siebie. — Nie bój się. Pamiętaj, że
teraz w małżeństwie nigdy nie będziesz sama. Zawsze Itachi będzie obok, gotowy
cię wspierać w każdej minucie. Pamiętaj, nie wchodzi w to sama, wchodzicie
razem i zawsze będziecie razem.
Znów rozległo
się pukanie.
— Zostawisz nas
na chwilę.
Kobieta przez
chwilę wahała się, nim ostatecznie potaknęła głową.
— Uśmiechnij
się, ze smutkiem ci nie do twarzy — rzucił Josuke, pewnie wchodząc do środka.
Keiko zmusiła
się do nieznacznego uniesienia kącików ust, lecz gdy tylko zatrzasnęły się za
Nanako drzwi, od razu zalała się na nowo niepewnością.
— Wyglądasz
marnie — zauważył, siadając obok. — Jak mokry kot.
— Ale
wsparcie — mruknęła, wywracając oczami.
— Ty się
ciesz, że nie zaczynam jak Miyu od budującego tekstu, że można jeszcze stąd
zwiać.
— Coś w tym
jest.
— To do
ciebie niepodobne. Mów, co jest.
— Nie wiem —
jęknęła zdenerwowana. — Nie mam pojęcia, o co mi chodzi. Ja po prostu nie chce
tam iść.
Przyjrzał się
jej uważnie, po czym odgiął się lekko do tyłu, opierając na wyprostowanych
rękach. Zupełnie jakby chciał się wygrzewać w świetle żarówki.
— Wiesz,
jeszcze można to odwołać. Wystarczy, że go rzucisz — oznajmił spokojnie, z
niesamowitą lekkością porównywalną do gadki o pogodzie.
— Nie! —
krzyknęła, zrywają się do pionu.
Spojrzał na
nią zaskoczony, unosząc pytająco brew.
— Przecież
powiedziałaś, że nie chcesz tam iść.
Skrzywiła
się, ciężko opadając z powrotem na swoje miejsce.
— To nie tak,
że nie chce Itachiego. Chcę bardzo, tylko... Ja nie wiem, czy chcę być Uchiha.
Wcześniej to do mnie niezbyt docierało, ale teraz, kiedy za chwilę zostanę
oficjalnie przyjęta do klanu... Nie wiem, czy ja chcę. A co z Kindersami?
— A co ma
być?
Wzruszył
ramionami, zupełnie nie reagując na powagę sytuacji.
— No, bo... —
urwała, zwieszając głowę. Nie umiała ubrać tego w słowa, dokładnie wyrazić
nachodzących ją wątpliwości.
Westchnął
ciężko.
— Chyba się
trochę pogubiłaś — skwitował oczywistym głosem. — Co by się nie wydarzyło,
nadal będziesz jedną z nas. Małżeństwo tego nie zmieni. Nie pozwolę, abyś
odeszła z Kindersów, więc o to nie musisz się bać. — Spojrzała na niego
niepewnie ze wzrokiem pełnym nadziei. Obawiała się tego, że mimo jego
zapewnień, zostanie odseparowana, bo przecież... — Wiem, jakie mamy prawo,
ale... Eh... — Pochylił się do przodu, opierając przedramiona na udach i
nieodgadnionym wzrokiem wpatrując się w kremowy dywan. — Może pora zmienić
zakaz na zalecenie? Może się pomyliłem, wprowadzając je — szeptał. — W końcu
Itachi nie odciągnął cię od organizacji. Sam jeszcze nie wiem, ale jednego
możesz być pewna — dodał głośniej, podnosząc na nią wzrok. — Nie wydam żadnego
kodu ani cię nie odizoluję. — Uśmiechnął się gorzko, widząc jej szczerą ulgę. —
Na serio myślałaś, że byłby do tego zdolny?
— Nie, ja...
— speszyła się, uciekając wzrokiem. — Po prostu boję się, że mając inne prawa,
będę tak trochę z boku, wykluczona — przyznała cicho. — W końcu inni też
chcieliby mieć kogoś, a nie mogą, bo prawo jest jedno, ale jednocześnie ja
jestem poza nim i...
Płynnym
ruchem przygarnął ją do siebie.
— Wiem, o co
ci chodzi, ale nie powinnaś się tym przejmować — zapewniał, uspokajająco
głaszcząc po plecach. — Przecież to rozumiemy, wiemy, jak wygląda sytuacja i
jak ciężko pracowałaś na to, abyśmy go zaakceptowali.
— A...
— Sza —
uciszył, nie dając dojść do słowa. — Nikt z przyjaciół nie będzie cię o nic
oskarżać, a reszta... Na razie twój ślub postaramy się wyciszyć, aby plotka
zbyt szybko nie ogarnęła organizacji, dopóki... — Nie chciał zdradzać
szczegółów, nie, kiedy wszystko było jeszcze rozmyte w całkowitej fazie
projektów. — Spokojnie, już z Danarem działamy. Zresztą jesteś pełnoprawny
Kindersem, członkiem piątego stopnia i choćby Ziemia miała stanąć, a Słońce
ruszyć, nic tego nie zmieni — zapewniał gorliwie, dzięki czemu rozluźniła się,
zdobywając na delikatny uśmiech. — I tak samo jest z klanem. To, że przyjmą cię
do Uchiha i zmienisz nazwisko, nie spowoduje, że nagle przestaniesz być sobą. Nadal
twoim żywiołem będzie woda, nadal będziesz Higashiyamą. Przynajmniej w naszych
aktach — dodał, puszczając jej oczko, na co delikatnie się zaśmiała.
Wtuliła się,
odnajdując schronienie w jego szerokich ramionach. Przyjemne uczucie
bezpieczeństwa zalało umysł, dopędzając wątpliwości.
— Ty zawsze
wiesz, co powiedzieć.
— Urok bycia
przywódcą. Chodźmy już lepiej, twój chłoptaś się pewnie niecierpliwy.
Jak na
komendę poderwała się do pionu.
— Cholera,
powinnam już tam być! — jęknęła, podbiegając do lustra, aby ostatni raz
sprawdzić, czy dobrze wygląda. — I jak?
— Przepięknie.
A jednak,
kiedy tylko znaleźli się na dole, znów ogarnęła ją trema. Zatrzymała się,
przytłoczona gwarem.
— Pójdę
przodem i powiadomię, że można zaczynać, dobrze? — Nieznacznie kiwnęła głową,
zaciskając kurczowo palce na trzymanym bukiecie. — Wchodzisz na pierwsze nuty
marszu. Wszystko będzie dobrze — dodał, głaszcząc ją po głowie, kiedy odruchowo
chwyciła go za rękaw marynarki, nie pozwalając odejść.
Zamknęła
mocno powieki, starając się uspokoić nerwy oraz oszalałe serce, które
drastycznie przyśpieszyło, kiedy usłyszała muzykę. Z trudem przełknęła
narastającą w gardle gulę i zmusiła rozdygotane nogi do ruchu. Powolnym krokiem
wyszła za budynku, stając przed rozłożonym dywanem pomiędzy rzędami krzeseł.
Nie potrafiła spojrzeć na członków klanu Uchiha, więc szybko przeleciała
wzrokiem po twarzach przyjaciół, w nich szukając wsparcia.
Fumiko
dyskretnie machnęła rękę, dając znać, aby podeszła. Biorąc głęboki wdech,
ruszyła, patrząc prosto przed siebie, gdzie dostrzegła Itachiego. Spojrzała na
niego, a wszystko z niej uleciało, jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Nie
było już obaw, niepewności, tremy, nerwów, bo już nic innego oprócz niego się
nie liczyło.
Stał tam na
końcu drogi, cierpliwie czekając, wpatrując się tylko w nią pełnym miłości i
oddania wzrokiem. Mimo znacznej odległości utonęła w nich, tych ukochanych
czarnych tęczówkach. Przyśpieszyła, chcąc jak najszybciej znaleźć się obok,
blisko, na tyle blisko, aby mógł przytulić, pocałować, chwycić za dłoń.
Przy nim
poczuła się pewniej, bezpieczniej i nagle te dziesiątki par oczy wbitych w jej
plecy przestały mieć znaczenie. Całkowicie zapomniała o tym, że ktokolwiek jest
za nimi, bo liczyło się tylko to, że Itachi był obok.
Nawet nie
zorientowała się, kiedy urzędnik skończył swoją przemowę, prosząc, aby para
młodych odwróciła się do siebie. Również nie zarejestrowała momentu, zabrania z
rąk bukietu. Jedyne, na co zwracała uwagę to Itachi i ten jego ciepły wzrok
oraz pewny dotyk, kiedy chwycił ją za dłonie. Nigdy wcześniej tak na nią nie
patrzył, z taką miłością, uwielbieniem.
— Świadom
praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, ja Itachi Uchiha uroczyście
oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Keiko Higashiyamą i uroczyście przyrzekam,
że uczynię wszystko, aby była szczęśliwa... — urwał, orientując się, że
przeinaczył — aby nasze małżeństwo było szczęśliwe — poprawił się szybko — i
trwało aż do śmierci.
Czuła
zbierające się pod powiekami łzy gotowe popłynąć, jak tylko zostaną oficjalnie
ogłoszeni mężem i żoną.
— Świadoma
praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, ja Keiko Higashiyama
uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Itachim Uchihą i
uroczyście przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było
szczęśliwe i trwało aż do śmierci.
— Wobec
zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że
związek małżeński pani Keiko Higashiyamy i pana Itachiego Uchihy został zawarty
zgodnie z przepisami. Jako symbol łączącego państwa związku wymieńcie się obrączkami.
Tak się
skupiała na Itachiem, że gdyby nie Fumiko podkładająca jej obrączkę niemalże
pod nos, zupełnie by zapomniała, że przecież też musi mu ją założyć. W totalnym
amoku chwyciła biżuterię wywołując u mężczyzny delikatny śmiech.
— Nie ta ręka
skarbie — wyszeptał, rozbawiony jej próbami włożenia obrączki na niewłaściwą
dłoń.
— Dokumentem,
który stwierdza fakt zawarcia związku małżeńskiego, jest akt małżeństwa,
sporządzony w księdze małżeństwa. Proszę państwa młodych o podpisanie tego aktu
— zakomunikował urzędnik, wskazując dłonią przygotowany stolik.
Keiko aż westchnęła
widząc piękny staranny podpis Itachiego, kiedy jej ręce drżały i gryzmoliła jak
kura pazurem.
— Teraz na
mocy nadanej mi przez prawo i władze Konohy oficjalnie ogłaszam was mężem i
żoną. Możecie się pocałować.
Na to czekała
od samego początku. Przysunęła się bliżej Uchihy, zarzucając mu ręce na szyję.
Zamknęła już nawet oczy, wychylając usta, lecz mężczyzna powstrzymał ją, kładąc
dłoń na policzku. Uchyliła powieki, zaintrygowana jego opóźnieniem. Delikatnie
wodził palcami po jej skórze, dokładnie badając wzrokiem najmniejszy szczegół
twarzy.
— Ita... —
urwała, kiedy przesunął kciukiem po jej wargach.
Uśmiechnął
się tak szczerze i słodko, że serce zabiło mocniej.
— Od teraz
oficjalnie już moja — szepnął cichuteńko, wreszcie złączając ich usta w czułym
pełnym oddania pocałunku. A ich przyśpieszone tętno i nierównomierne bicie serc
zlało się w jedną melodię. Jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną, oryginalną,
stworzona tylko dla nich.
— Kocham cię Itachi
— wyszeptała cicho, odgarniając czarne niesforne kosmyki zakrywające te
najukochańsze oczy. — I to najmocniej na świecie, aż do szaleństwa.
Drgnął,
przysuwając ją bliżej, chowając nos w zagłębienie szyi, wzdychając ukochany
zapach jej ciała, pomieszany z ulubionymi perfumami.
— Też cię
kocham — oznajmił cichuteńko, wprost do jej ucha. — Nawet nie zdajesz sobie
sprawy jak bardzo...
Nogi się pod
nią ugięły, a z oczu pociekły pierwsze stróżki łez wzruszenia. Nie potrafiła
ich powstrzymać, nie teraz, kiedy tkwiła w ramionach swojego męża i słuchała
najcudowniejszego wyznania. Nigdy wcześniej nie był aż tak wylewny, a jego oczy
nie patrzyły na nią z taką miłością.
— Skarbie
proszę cię, nie płacz. — Zgarnął kciukiem łzy. — Uśmiechnij się.
Pociągnęła
leciutko nosem, ocierając kąciki. Całe szczęście, że miała wodoodporny makijaż.
A jeszcze głupio upierała się przy Miyu, że się nie wzruszy i nie będzie
potrzebny.
Wykonała
prośbę, posyłając mu ten najbardziej uwielbiany przez niego uśmiech, więc zaraz
po nim została na nowo pocałowana, z większą pasją znaczniej czulej. Dopiero
później odsunęli się od siebie, zwracając w stronę zebranych, którzy powstawali
z krzeseł, bijąc brawo.
Kiedy się
rozejrzała, dostrzegła Mikoto wylewającą rzewne potoki łez. Fugaku dumnie
wypinającego pierś. Uśmiechniętego Sasuke stojącego obok równie szczęśliwej
Haniko. Był nawet Akihito wystawiający do niej dwa uniesione kciuki. I po
drugiej stronie Nanako wypłakującą się w ramię męża, który z uznaniem kiwał
głową. Isamu szczerzącego się jak przysłowiowy głupi do sera. Kaoru mrugającego
intensywnie, jakby starał się odpędzić zbierające się łzy. Josuke
przepełnionego dumą. A także zerknęła w bok, dostrzegając Fumiko dyskretnie
ocierającą oczy oraz Shisuiego podającego jej chusteczkę.
Itachi
ścisnął ją mocniej za rękę, chcąc dodać wsparcia przy nadchodzącym rytuale.
Nieznacznie kiwnęła głową, informując, że jest gotowa. Mężczyzna uniósł dłoń, a
zebrani ucichli, powracając na swoje miejsca.
— Ja Itachi
Uchiha pierworodny Fugaku Uchihy chciałbym prosić głowę rodu Fugaku Uchihę o
przyjęcie do klanu mojej żony Keiko — ogłosił uroczystym tonem, kłaniając się równo
pod kątem 45° jak nakazywała tradycja.
Ojciec
wystąpił i wraz z Mikoto podeszli do pary. Dziewczyna jak na zawołanie spięła
się, prostując na baczność.
— Ja Fugaku
Uchiha pełniący funkcję głowy rodu przychylam się do twojej prośby. — Zwrócił
się w stronę żony, odbierając z jej rąk pięknie złożoną płachtę materiału. —
Czy ty Keiko Higashiyama jesteś świadoma praw i obowiązków wynikających z
przystąpienia do klanu Uchiha?
— Tak jestem
— odpowiedziała głośno i stanowczo.
— Zatem
proszę, złożyć przysięgę.
Dziewczyna
spojrzała na Fugaku i szybko tego pożałowała. Widząc jego chłodne oblicze z
wręcz wymalowanym na twarzy testem, tylko
tego nie zepsuj, resztki pewności ją opuściły, przez co natychmiast
wyleciała jej z pamięci cała formułka.
Nastało
krępujące milczenie. Wszyscy w ciszy oczekiwali słów przysięgi, kiedy ona
usilnie próbowała ją sobie przypomnieć. Jeszcze na domiar złego kątem oka
dostrzegła, jak mina mężczyzny tężeje z każdą przeciągającą się sekundą.
— Ja Keiko
Higashiyama — zaczęła niepewnie, starając się unikać wzroku Fugaku. — Świadoma
praw i obowiązków wynikających z przystąpienia do klanu Uchiha, przysięgam: służyć
wiernie klanowi, strzec jego honoru, bronić bezpieczeństwa jego członków i w
potrzebie oddać za nich życie. Jako członek klanu przyrzekam godnie go
reprezentować, przynosić mu chwałę, przestrzegać jego praw i tradycji oraz
ślubuję strzec jego tajemnic.
Itachi
odetchnął z ulgą. Na moment przestraszył się, że coś może pójść nie tak.
Również Fugaku nieznacznie rozluźnił się, podzielając obawy syna.
— Keiko
Higashiyama, od teraz jesteś pełnoprawnym członkiem klanu, jesteś Uchiha — oznajmił
donośnym głosem, rozkładając materiał, który narzucił dziewczynie na ramiona.
Keiko uśmiechnęła się, odwracając do niego plecami, ukazując ogromny symbol na
swoich plecach, czerwono-biały wachlarz.
— Oto nowy
członek klanu, Keiko Uchiha — zakomunikował, odsuwając się, aby zebrani mogli
dojrzeć godło klanu.
Rozniosły się
gromkie oklaski i wiwaty, głównie ze strony rodziny Itachiego. W sumie tylko od
nich, bo Kindersi nie byli zbytnio zachwyceni. Ograniczyli się do uprzejmego
udawania braw.
Itachi podszedł
do niej, łapiąc za jeden z rogów materiału, który założył również na swoje
ramię tak, aby oboje byli przykryci.
— Trzymasz
się skarbie? — wyszeptał, delikatnie gładząc jej dłoń kciukiem.
— Pewnie —
potaknęła, posyłając mu delikatny uśmiech.
— Jeszcze chwila
i się skończy — zapewniał, przysuwając ją bliżej siebie.
Odwrócili się
nie spiesznie, zarzucając płachtą tak, aby poleciała w stronę Shisuiego, który
płynnie ją pochwycił, nie dając upaść. Następnie błyskawicznie poskładał w
nienaganną kostkę, na nowo im wręczając, aby mogli wspólnie z lekkim ukłonem
oddali ją głowie rodu. Fugaku odebrał materiał z namaszczeniem i skinąwszy, powrócił
na swoje miejsce.
Na tym
kończyło się tradycyjne przyjmowanie współmałżonka w poczet klanu. Jednak należało
sprostać jeszcze jednemu rytuałowi, uroczystemu i formalnemu podziękowaniu dla
rodziców.
Także zgodnie
z obyczajem Itachi zwrócił się w stronę Fugaku i Mikoto padając na kolana z
czołem przyłożonym do dywanu. Oczywiście to nie mógł być zwyczajny pokłon, w żadnym
wypadku. Tutaj nawet dłonie należało mieć poprawnie ułożone według wytycznych.
W tym czasie
świeżo upieczona pani Uchiha pokłoniła się nisko dokładnie pod kątem 90
, czego wymagała tradycja. Ona również
starała się odpowiednio ustawić ręce, lecz tutaj troszkę się pogubiła,
nakładając dłonie na siebie, co było niewskazane.
W
takiej pozycji trwali precyzyjne pół minuty, aby następnie wyprostować się i
zwrócić w stronę rodziców dziewczyny. Problem polegał na tym, że oficjalnie ich
nie miała, lecz Keiko była zbyt przywiązana do państwa Orinoke, aby zignorować ich
tylko, dlatego że nie są biologiczni. Także im również się pokłoniła. Jednak,
aby nie burzyć obyczajów, schyliła się na jedyne 45°, co również uczynił
Itachi.
Następnie
po upływie kolejnych trzydziestu sekund, nastąpiło oficjalne zakończenie ślubu.
Para chwyciwszy się za rękę, ruszyła rozłożonym dywanem, obsypywana płatkami
róż.
***
—
Itachi! — krzyczała kobieta, przeciskając się przez tłum gości. — Itachi! —
Dopadła go, rzucając się mu na szyję.
—
Ciocia Rize — wyszeptał, próbując się oswobodzić z żelaznego uścisku.
— Nadal nie mogę uwierzyć, że masz już żonę.
Tak szybko dorosłeś, przecież jeszcze niedawno byłeś takim małym berbeciem. — Machnęła
ręką w okolicy swoich kolan.
—
Już? — zdziwił się jej mąż, zjawiając się obok. — Toż to już była najwyższa
pora.
—
Kazuki — mruknęła ganiącym głosem.
—
Taka prawda — bronił się. — Stary chłop, a żadnej panny nie miał.
Kobieta
jeszcze chwilę karciła go wzrokiem, nim na nowo ożywiła się, skupiając na
Itachim.
—
A właśnie, gdzie twoja wybranka?
Spojrzał
w obok, z zaskoczeniem odkrywając, że jej nie ma, chociaż była minutę temu.
Lekko wychylił się, rozglądając po zebranych. Nawet w takim tłumie wypatrzenie
panny młodej nie powinno stanowić problemu i bingo. Dość szybko ją znalazł
przy... No tak, gdzie indziej mogła być Keiko, jak nie przy bufecie ze
słodkościami. Jeszcze nie podali oficjalnie obiadu, a ona już dopadła do
jedzenia. Na szczęście akurat ich wzrok spotkał się, więc zawołał ją gestem
ręki. Nie kwapiła się do podejścia, próbując mu na migi wyjaśnić, że przecież
je sernik, który jest ważniejszy od jego fanaberii. Jednak ostatecznie pod
ponaglającym spojrzeniem, posłusznie się ruszyła.
—
Ciociu, wujku to jest Keiko, moja żona — odparł dumnie, kładąc jej dłoń na
ramieniu. Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie, wyciągając dłoń w kierunku
Rize, ale nim zdołała cokolwiek powiedzieć, została pochwycona w ramiona i
porządnie przytulona.
—
Jeju, jesteś taka śliczna.
—
Nasz siostrzeniec ma gust — wyjaśnił dumnie Kazuki, kiwając z aprobatą głową.
—
Poczekaj — mruknęła, przyglądając się uważnie twarzy Keiko — czy ty przypadkiem
nie byłaś na jego urodzinach? Tak! — krzyknęła olśniona. — To ty byłaś tą jego
dziewczyną. O rany, rok temu ledwo dziewczyna, a teraz już żona. Jak ten czas
szybko leci.
—
Pośpieszyłeś się.
—
Kazuki — znów fuknęła na męża.
—
Rize! Oh Rize!
—
Mikoto! Siostrzyczko kochana!
Kobiety
wpadły sobie w objęcia, trajkocząc jak najęte. To była idealny moment, aby się
ulotnić. Keiko delikatnie pociągnęła Itachiego za rękaw marynarki, wskazując
głową bufet, gdzie porzuciła taki pyszny sernik. Nawet już miał zamiar się
zgodzić, lecz na horyzoncie pojawił się Fugaku.
—
Witam jeszcze raz oficjalnie w klanie — oznajmił beznamiętnie, stając przed
parą.
—
Em, dziękuję.
—
I cieszę się, że wszystko przebiegło należycie bez zbędnych incydentów.
Aż
się jej głupio zrobiło. Naprawdę musiał z góry zakładać jej porażkę? Pal
licho, że faktycznie przez moment wizja katastrofy była iście realna, gdyby na
czas nie przypomniała sobie słów przysięgi.
— Szwagrze,
co tak oficjalnie? Przecież to od dzisiaj twoja synowa.
Fugaku się
spiął. To, że przyjął tę dziewuchę do rodziny, nie oznacza, że ma zamiar się z
nią spoufalać.
— Kochana —
zawołała Mikoto, ściskając Keiko. — Uroczystość wyszła tak przepięknie, aż nie
mogłam powstrzymać łez — mówiła z przejęciem, na dowód ocierając kąciki oczy,
lekko podrażnione po niedawnym płaczu.
— Cieszymy
się, że się podobało — wtrącił się Itachi, chwytając zagubioną żonę za rękę.
Napaść rodziny Mikoto trochę ją przytłoczyła.
— I dziękuję
za pomoc przy organizacji.
— Ależ to
drobiazg. Przecież bym cię nie zostawiła z tym samą. Oh — dodała, po chwili
przyglądania się parze — jestem taka dumna. Najstarszy syn się ożenił. Nawet
nie wiesz, jaka jestem uradowana. Moje dzieci dorastają. — Pociągnęła nosem. —
Teraz nic tylko czekać na wnuki.
Keiko
zbladła, mocniej chwytając się Itachiego, aby przypadkiem nie upaść.
— Dokładnie —
poparła ją siostra, klaszcząc w dłonie. — Planujecie już dzieci?
— Nie —
zaprzeczyła automatycznie drżącym głosem. Ledwo przeżyła wstąpienie do klanu i
ślub, dzieci to było dla niej za dużo.
— Jak to? — zapytały
jednocześnie, zaskoczone oraz zawiedzione gwałtowną odmową.
— Twoim najważniejszym
obowiązkiem jest danie Itachiemu męskiego potomka, aby ciągłość rodu została
zachowana.
— Ee... —
wydukała, odruchowo cofając się, gotowa uciekać, gdzie pieprz rośnie, wymigawszy
się pierwszym lepszym pomysłem. Jednak mężczyzna nie pozwolił wyszarpnąć ręki,
wręcz przeciwnie przysunął ją bliżej siebie. Spojrzała na niego lękliwie, lecz
jego mina nie wyrażała nic.
— Przykro mi,
ale jest jeszcze za wcześnie na takie rozmowy — wyjaśnił spokojnym głosem. — A
teraz prosimy o wybaczenie. — Pokłonił się delikatnie, ciągnąć ją w głąb sali.
Odetchnęła z
ulgą, opierając czoło o jego ramię. Zdążyła mu tylko podziękować, krótkim pełnym
wdzięczności uśmiechem, a już na nowo ktoś ich wołał.
— Keiko!
Keiko! — Długo nie musieli czekać, aby ujrzeć państwa Orinoke, zmierzających do
nich dziarskim krokiem. — Spójrz Reiji, nasze maleństwo nam dorasta — mruknęła,
ocierając zbłąkaną łzę.
— Dumny
jestem z ciebie — oznajmił mężczyzna, uśmiechając się ciepło. — Nigdy bym nie
pomyślał, że dożyję twojego ślubu.
— Tato —
zawołała rzewnie, rzucając się mu na szyję. Odwzajemnił uścisk, po czym
spojrzał bacznie na Itachiego, mrożąc go wzrokiem.
— Dbaj o nią
— nakazał, ostrzegawczo kładąc mu dłoń na ramieniu.
— Oczywiście
będę.
— A jeśli coś
jej zrobisz...
— Oj Reiji
nie strasz go — zganiła męża Nanako.
— No, co? —
Wzruszył ramionami, rozkładając bezradnie ręce. — To mój obowiązek.
— Tato —
jęknęła Keiko równocześnie z Fumiko, która akurat do nich podchodziła.
— A strasz,
strasz — poparł ojca Isamu.
— Się mu
należy — potaknął Kaoru, wyłaniający się za pleców pana Orinoke.
— Ej, nie
zgadzam się na napadanie na mojego chłopaka.
— Męża —
przypomniał Itachi.
— O właśnie!
— W ogóle
chłopaki, przystojnie wyglądacie. I widziałam to Kaoru — dodała, oskarżycielsko
wymachując mu palcem przed twarzą — tę łezkę wzruszenia w twoim oku.
— Nie wiem, o
czym mówisz — zbulwersował się oczywistym kłamstwem. — Niby, dlaczego miałbym się
wzruszać?
Wyszczerzyła
się głupkowato, nie pozwalając mu na uniknięcie kontaktu wzrokowego.
— Widziałam,
widziałam — zapewniała, nie dając spokoju.
— No i z
czego się tak cieszysz — fuknął, totalnie się naburmuszając. — Ale to nie
zmienia fakty, że dalej go nie lubię — oznajmił dobitnie, wskazując palcem
Uchihę.
— Tak, tak,
wiemy — burknęła Fumiko, zbywając go machnięciem ręki. — Moje gratulacje —
dodała cieplej, przytulając Keiko. — Wprawdzie nadal mam ci za złe, że
znalazłaś miłość wcześniej niż ja, ale tak pięknie razem wyglądanie, że nie
jestem w stanie się złościć. Życzę wam wiele szczęścia.
— Powodzenia
na nowej drodze życia — wtrąciła się Nanako, przyłączając do życzeń. — I
pamiętaj o tym, co ci dzisiaj mówiłam, to najważniejsze.
— Będę
pamiętać.
— Ma piękna
niewiasta, w panią się zmieniła i teraz me serce żal ściska z niepewności, czy
jeszcze swego dzielnego rycerza w pamięci będzie mieć.
— No jasne
Isamu — gorliwie zapewniała, przytulając przyjaciela. — Nawet tak nie myśl.
Oczywiście, że wszystko będzie po staremu.
— Mamy taką
nadzieję.
— Kaoru —
jęknęła — no naprawdę nie przesadzajcie. Między nami nadal będzie tak samo. Mówiłam
wam to wielokrotnie, a nawet on o tym mówił, prawda? — zwróciła się w jego
stronę, na co potaknął. — O widzisz.
— Mniejsza o
to. Choć, Josuke ciebie szukał.
— To już
lecę. Przepraszam skarbie, zaraz wracam — obiecała, muskając policzek, po czym
pognała z przyjaciółmi, znikając mu z oczy.
Uśmiechnął
się delikatnie, było mu to nawet na rękę. Niezbyt odnajdował się w ich żywiołowym
towarzystwie. Przeważnie stał z boku, przysłuchując się wszystkiemu.
— Wiesz, co
stary — żachnął się Shisui, który tylko czekał na moment, kiedy Itachi będzie
sam. — Mogłeś mi powiedzieć, że ją znasz. — Uniósł pytająco brew. — Fumiko —
wyjaśnił przyciszonym głosem, rozglądając się, czy aby przypadkiem blondynka
nie znajduje się w okolicy.
— Nie pytałeś
— odparł spokojnie, zgodnie z prawdą.
— No wiesz. —
Skrzywił się urażony. — Ale na kawalerskim to mogłeś bąknąć słówko.
— Wybacz.
Jakoś wówczas
nie skojarzył, że mowa była o tej Fumiko. Chyba już wówczas za dużo wypił albo,
co innego zaprzątało mu myśli, a może miał zamiar, ale rozmowa potoczyła się
dalej i zapomniał?
— Dobra nieważne.
— Machnął lekceważąco ręką, zerkając na zegarek. — Lepiej się zbierajmy.
Wszyscy już pewnie przeszli z ogrodów oraz lekko zaaklimatyzowali, więc idealna
pora na przyjmowanie prezentów i życzeń.
Itachi
potaknął, rozglądając się za dziewczynami.
— O, widzę
Fumiko — zawołała Shisui, błyskawicznie wypatrując Orinoke.
— To pewnie
obok jest i Keiko. Pójdź po nie, ja ustawię się przy wejściu.
— Okej.
***
Przyjmowanie
prezentów, choć trochę trwało, przebiegało dość sprawnie. Oczywiście najwięcej
roboty mieli świadkowie, którzy musieli zadbać o ich odpowiednie ułożenie i
posegregowanie. W końcu nawet
najmniejsza paczuszka czy koperta nie mogła zaginąć w akcji.
Keiko bardzo
się tym stresowała, bo chcąc nie chcąc musiała poznać całą rodzinę Itachiego. A
pech chciał, że nauki Fugaku na zbyt długo nie zagościły w jej głowie, przez co
zaczęła mieszać postacie. Na szczęście świeżo upieczony mąż stanął na wysokości
zadania, specjalnie na samym początku zwracając się do wszystkich po imieniu,
co ułatwiło sprawę. Łatwiej jej było przypasować imię do funkcji niż imię do osoby.
Następnie
zwyczajowo zasiedli do jedzenia, aby napełnić brzuchy przed zabawą. Teść nie
miał, do czego się przyczepić. Dziewczyna może nie robiła wszystkiego, tak jak
trzeba, ale nie popełniała większych błędów. Do czasu. Na sam koniec, kiedy
podali herbatę, zagadała się, przez co nieupilnowana ciastka, które z głośnym
pluskiem wylądowało w filiżance. Na szczęście nie wpadła na pomysł wyjmowania
go, doprowadzając tym Fugaku do zawału. Skutecznie starała się ignorować jego
obecność na dnie, udając, że wpadka nie miała miejsca.
Po jedzeniu
przyszedł czas na przemówienia. Tradycyjnie pierwszy powinien zacząć ojciec
panny młodej i tak też się stało. Mowa pana Orinoke chyba najbardziej trafiła w
gusta gości, mimo iż niewiele było o samej młodej parze. Niestety przez ciągłe
przebywanie poza granicami Konohy posiadał jedynie strzępy informacji, które później
uzupełniał historiami żony i dzieci. Jednak wypowiedź nadrabiała humorem oraz uniwersalnością.
Skupił się na fundamentalnych podstawach miłości i małżeństwa, nie zaś na
konkretnym przykładzie Keiko i Itachiego. A wszystko zakończył zgodnie z
obyczajem pięknym tostem za nowożeńców.
Później głos
zabrał Fugaku, który nie przegapi okazji do wygłoszenia wykładu, zwłaszcza
przed tak liczną publiką. Niestety jego tekst wypadał zdecydowanie gorzej. Był
sztywny, pozbawiony żartów i totalnie skupiony na Itachim.
Następnie na
scenę wszedł świadek pana młodego, czyli Shisui. Wprawdzie on również nie miał
wiele do powiedzenia o samej dziewczynie oraz związku. Stąd też postanowił skupić
się na tym, jak związek zmienił kuzyna. I zdecydowanie wyszło to na plus. Mowa
była wzruszająca, chociaż niepozbawiona śmiesznych anegdotek.
Ostatnie
wystąpienie należało do Josuke. Powinno zostać poprzedzone wypowiedziami głów
rodów, ale nie było sensu fatygować Fugaku drugi raz. Tekst przywódcy
Kindersów, mimo iż odpowiednio wyważony, chyba najdokładniej opisał istotę
relacji Keiko i Itachiego. Nie omieszkał wytknąć panu młodemu, że był
niepożądany przez chyba każdego z jej przyjaciół. Jednak, aby załagodzić
ostrość tej gorzkiej prawdy, zaczął opowiadać o tym, jak bardzo dziewczyna
zabiegała o zaakceptowanie go oraz wbrew pozorom skupił się na sobie. Bez
krępacji przyznając się do błędu, osądzenia Itachiego po samym nazwisku oraz
pełnionej funkcji. A także zdobył się na odwagę pogratulowania panu młodemu
wytrwałości. Nie zrezygnował z dziewczyny mimo ciężkich kłód rzucanych mu pod
nogi.
Mówił
szczerze i to aż do bólu, co nie koniecznie przypadło Fugaku do gustu, który siedział
wyraźnie zniesmaczony. Zwłaszcza pod koniec, tuż przed toastem, kiedy Josuke
nie darował sobie uszczypliwej uwagi, że nadal ma oko na Itachiego i
przypilnuje, aby nie skrzywdził dziewczyny.
Mowa była na
tyle wzruszająca i prawdziwa, że aż Keiko pociekły niepożądane łzy, a sam
Itachi nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
W dalszej
kolejności obowiązkowym punktem programu był pierwszy taniec młodej pary, który
został poprzedzony prezentem od Miyagami. Utalentowane rodzeństwo postanowiło
wykonać specjalnie napisaną na ten dzień piosenkę. Meiji, Miyu oraz ich młodsza
siostrzyczka Misaki już po kilkunastu sekundach zdążyli zahipnotyzować publikę.
Nikogo z Kindersów to nie dziwiło, nie od dziś wiadomo, że kekkai genkai klanu
Miyagami to głos.
Po tym
niesamowitym prezencie, w końcu para młodych mogła zalśnić, płynąc po parkiecie,
nie w takt a z taktem. Miało się wrażenie, jakby to dźwięki utworu dopasowywały
się do ich widzimisię nie na odwrót. A ich harmonijnym niemalże idealnym
dopasowaniu było coś magicznego, nienamacalnego, ale i nierozerwalnego.
Następnie wyszli
rodzice oraz świadkowie, aby dokonać tradycji i odbyć pierwszy taniec panny
młodej z ojcem pana młodego, jego z matką panny młodej, ojca panny młodej z
matką pana młodego, a także drużby z druhną. Uściślając, Keiko musiała wirować
z Fugaku, ku jego nieszczęściu, które perfekcyjnie maskował, Itachi z Nanako,
Reiji z Mikoto, no i uradowany tą koniecznością Shisui z Fumiko.
Na tym
praktycznie kończyły się obowiązkowe zwyczaje weselne. Więc... Nareszcie można
trochę wyluzować i się wyszaleć. Pora na zabawę!
***
Itachi
znudzonym wzrokiem omiótł salę. No cóż, to było raczej do przewidzenia, że goście
nie będą skłonni bawić się razem. Uchiha spędzali czas w swoim gronie, a
Kindersi między sobą. Po prostu jedno do drugiego nie przystawiało. Przyjaciele
Keiko bawili się na całego, kiedy rodzina Itachiego wolała bardziej
dystyngowane zachowanie. Skupione na rozmowach przy lampce alkoholu niż
wywijanie biodrami na parkiecie.
Chociaż...
może sami przyczynili się do podziału? W końcu już przy ustalaniu miejsc
rozdzielili salę na pół. Stoliki klanu Uchiha znajdowały się po stronie pana
młodego, zaś Kindersów po stronie panny młodej, a między nimi ogromny parkiet.
Tak na zaś, aby mieć pewność, że jedni nie skoczą do gardeł drugim. Nie, tak
naprawdę było to podyktowane zapewnieniem komfortu gościom. Oboje wiedzieli, że
żadne z nich nie będzie się dobrze czuło w obcym towarzystwie, tak bardzo odstającym.
Plus po
prostu zmuszała do tego wielkość sali. Przy jej wymiarach w grę wchodziło tylko
rozmieszczenie wszystkiego po bokach. Parkiet stanowił centralną część. Nie,
tak naprawdę było to podyktowane czystą wygodą. Oboje wiedzieli, że żadne z
nich nie będzie się dobrze czuło w obcym towarzystwie, tak bardzo odstającym.
Mimowolnie prześlizgnął
się wzrokiem po stolikach, bufecie, barze i... DJu. Kolorowa zawadiacka fryzura
trochę gryzła się z eleganckim garniturem. A na wspomnienie kłótni o niego,
skrzywił się nieznacznie. To była najgorsza część przygotowań i jedyna, kiedy
Keiko z Mikoto odstawiły popisową sprzeczkę, niczym z tanich komedii weselnych.
W przypadku innych spraw dość szybko odnajdowały wspólny język, przez co nie
zdarzały się sytuacje wymagające jego interwencji. Do czasu, kwestia muzyki
poruszała wrażliwą strunę. Dla matki oczywistością było zatrudnienie zespołu,
ku czemu i on się skłaniał. Jednak Keiko przyzwyczajona do klubów jednoznacznie
opowiadał się za DJejem, co popierały również Fumiko z Nanako. Chyba nie trzeba
wyjaśniać, kto ostatecznie poniósł klęskę. Zwłaszcza że teraz siedział,
wsłuchując się w popową muzykę, oświetlany niebieskimi reflektorami.
Aczkolwiek
trzeba przyznać, że spór był zażarty. Trwał prawie dwa tygodnie. Keiko z Mikoto
omal nie zerwały kontaktu, a dziewczyna wyniosła się z dala od niego, sypiając
to na kanapie, to u Fumiko lub Kaoru. W końcu skapitulował, ale nie
bezwarunkowo, wywalczył wspólne przesłuchanie każdego utworu, aby skomponować
własną listę piosenek.
Finalnie nie
prezentowało się to źle. Zabronili DJowi kiczowatych ogłoszeń zachęcających do
zabawy. Głośne: rączki do góry,
raczej nie służyło atmosferze. Muzyka faktycznie została taneczna, skoczna, ale
wyselekcjonowana, przez co wyzbyta tandetnych pełnych podtekstów utworów, które
niestety dość często gościły w głośnikach klubów. Przeplatana bardziej
stonowanymi kawałkami, idealnymi do kołysania się, mniej więcej przypasowała
klanowi, a przynajmniej nikt się nie uskarżał. Nawet kolorowe światła nie psuły
klimatu dekoracji, wręcz przeciwnie. Niebieskie reflektory tylko podbiły aurę
dostojeństwa, nadając jej odrobinę dynamizmu i tajemniczości.
—
Przepraszam.
Odwrócił się,
dostrzegając drobną brunetkę, nieśmiało pukającą go w ramię.
— O Sachika,
dawno cię nie widziałem — wtrącił się jego rozmówca, uważnie mierząc
dziewczynę. Itachi na moment całkowicie zapomniał o krewnym, wyłączając się
przy jego monologu. — Bardzo wyrosłaś. Ile to już lat?
— Siedemnaście.
— A myślałem,
że się z nami napijesz.
— Innym razem
— zapewniała, uśmiechając się delikatnie, lecz z wymuszeniem. — Przepraszam
Itachi, ale dziadek powoli chciałby już iść. Rozumiesz w jego wieku... —
urwała, jakby reszta była oczywistością. Pokiwał głową, doskonale zorientowany
w sytuacji.
— Zaraz do
niego podejdziemy — zapewnił, pośpiesznie wstając. — Przepraszam, dokończymy
rozmowę później.
Mężczyzna
tylko machnął lekceważąco ręką.
— Jasne,
jasne — mruknął, zatapiając usta w czerwonym trunku, czego Itachi już nie mógł
dostrzec. Szybkim krokiem wkroczył pomiędzy tańczących, mocno lawirując.
Dostanie się na sam środek, gdzie Keiko wywijała otoczona przyjaciółmi, nie
było czymś łatwym.
— O co
chodzi? — żachnęła się, oswobodziwszy nadgarstek, kiedy bezceremonialnie
ściągnął z parkietu, niczego nie tłumacząc.
— Musimy
spotkać się z dziadkiem zanim wyjdzie.
— Koniecznie?
— jęknęła z nadzieją w głosie, tęskno spoglądając na Kindersów bawiących się w
najlepsze. Powoli miała już dość obchodzenia jego rodziny, wyciągania od
przyjaciół i zmuszania do obcowania z klanem. Wiadomo, obowiązkiem pary młodej
jest zamienienie, chociażby kilku zdań z każdym z gości, jednak wolałabym, aby
Uchiha zajął się Itachi. W końcu poza staniem i uśmiechaniem się nic nie
robiła. A sam mężczyzna również nie był chętny do kontaktów z Kindersami,
taktycznie wymigując się od nich, więc czemu i ona by nie mogła?
— Tak —
wyjaśnił, niecierpliwie rozglądając się po stolikach.
Skrzywiła się
niechętnie, poprawiając lekko rozchwianą do tańców fryzurę.
— Czekaj, jakim
dziadkiem? — rzuciła zaskoczona, zamierając w połowie ruchu, dopiero teraz
łącząc ze sobą fakty. — Masz tylko jedną babcię, od strony mamy i już się z nią
widzieliśmy. No to, jakim dziadkiem?
— Musimy
zobaczyć się z najstarszą osobą w klanie, panem Hideyoshim. Wszyscy nazywają go
dziadkiem z powodu jego dziewięćdziesięciu dwóch lat — tłumaczył, pochwyciwszy
dziewczynę pod ramię i idąc z nią wzdłuż stolików.
— To faktycznie
dziadzio.
— Nie
inaczej. Moja kuzynka, a jego wnuczka, zapowiedziała, że będą już szli, bo
dziadek musi się położyć. Jednak ze względu na jego wiek, powinniśmy oddać mu
szacunek i poprosić o błogosławieństwo.
— Noo doobraa
— mruknęła niechętnie, widząc, że się z tego nie wywinie. Pozostało tylko
liczyć na lepsze spotkanie niż z jego babcią. Na wspomnienie napaści kobiety,
wzdrygnęła się lekko. Kolejne dopytywania o dzieci, nie przypadły jej do gustu.
Zwłaszcza że ich nie chciała, co jednak trudno było wytłumaczyć. Dokładniej,
nikt tego nie chciał słuchać, bo jak to można nie chcieć małego szkraba. A to,
że Sasuke już dorobił się swojego, wcale nie pomagało, bo jak to młodszy już
ma, a starszy nawet nie planuje.
— Tylko nie
mów za dużo, bo ma już słaby słuch oraz nie zdziw się, jeśli będzie chciał
dotknąć twojej twarzy. Niestety przez sharingan pogorszył mu się wzrok i
aktualnie prawie nie widzi.
— O! Ej to
dziedziczne, ty też na starość oślepniesz? — rzuciła z pełnym zainteresowaniem,
wybijając go z rytmu.
— Nadużywanie
sharingana z czasem powoduje pogorszenie wzroku — wyjaśnił dyplomatycznie, nie
bardzo wiedząc, do czego pije tym pytaniem.
— Fajnie —
oznajmiła zadowolona, już totalnie wprowadzając go w osłupienie. — To jak mi
się zestarzejesz, to będę mogła ci wciskać kity, że posprzątałam, a ty i tak
nie będziesz w stanie sprawdzić, czy to prawda, czy nie, bo nie zobaczysz
kurzu.
Jej radość go
osłabiła. Tylko Keiko mogła w ten sposób pomyśleć o starości.
— A kiedy
zaczyna się ta starość? — Aktualnie załamał się wewnętrznie, taktycznie
starając się udawać głuchego. — Bo Fugaku to już stary jest, a jednak nadal
dobrze widzi, nie?
— Dobrze
widzi i bardzo dobrze słyszy — zauważył, starając się przypomnieć dziewczynie,
że takie uwagi o przywódcy nie są wskazane, zwłaszcza wygłaszane zbyt głośno.
— No i to
bardzo dobrze, nie chcę, abyś mi ogłuchł, bo nie będziesz mnie słuchać —
oburzyła się, totalnie nie łapiąc subtelnej aluzji Itachiego. — To weź, pilnuj
momentu, kiedy Fugaku zacznie słabiej widzieć. Sobie zanotuję i będę wiedzieć,
kiedy następuje starość. Plus to może się okazać przydatne. Przestanie się mnie
w końcu o wszystko czepiać.
Wywrócił
oczami, usilnie starając się ignorować jej paplaninę, skupiając się na
majaczącym w oddali wózku pana Hideyoshiego.
***
— Co tak
stoisz z boku? — zagadała, podchodzącą do Akihito, okupującego stół bufetowy.
Mężczyzna w odpowiedzi uniósł wyżej talerzyk po brzegi zapełniony truskawkami w
czekoladzie. — Ej, nie zjedz mi wszystkiego — jęknęła, zerkając za niego na
kurczącą się piramidę z owoców. Z powodu pełnych ust nie mógł mówić, więc
wskazał dłonią, aby się poczęstowała, co nie omieszkała zrobić.
— Genialne wesele
— odezwał się w końcu. — Chociaż ta część trochę drętwa — dodał, nieznacznie
kiwając głową w stronę Uchihów. Keiko parsknęła, zerkając na przedstawicieli
klanu wyglądających niczym na poważnym spotkaniu szych biznesu.
— Nie
spodziewałam się, że przyjdziesz, że w ogóle będziesz w Konoha. Haniko cię
wzięła ze sobą?
— Nie. Itachi
mnie zaprosił na kawalerskim.
— O to byłeś
na nim — ożywiła się, wyraźnie podekscytowana. Nikt jakoś nie był skory opowiedzieć,
jak przebiegała impreza. Itachi skąpił szczegółów, Shisui rzucał jakimiś
ogólnikami, że to normalne męskie spotkanie, a Sasuke zbywał temat.
Pokiwał
głową, na nowo pakując do ust truskawkę.
— No to
opowiedz coś! Wiem, że poszliście do jakiegoś pubu bez dziewczyn. W ogóle takie
są?
Znów
potaknął, szybko przełykając.
— Shisui
wykombinował zabawę w stylu country, wiesz kowboje, rodeo, kapelusze, frędzle
przy ciuchach — tłumaczył, kiedy dostrzegł uniesioną w niezrozumieniu brew
dziewczyny.
— I co? —
parsknęła śmiechem, nie mogąc go już dłużej powstrzymywać. — Ubraliście w to
Itachiego?
— Kurczę a
mogliśmy — rzucił zawiedziony, że wcześniej nikt na to nie wpadł. — Niestety
nie. Wcisnęliśmy mu tylko welon. Ale za to dał się namówić na ujeżdżanie
mechanicznego byka, z którego widowiskowo zleciał. Mam nawet fotki — wyjaśnił,
sięgając do kieszeni spodni, skąd wyjął komórkę. Błyskawicznie ją pochwyciła,
kiedy tylko otworzył folder ze zdjęciami.
— Znam sporo pubów
i klubów, ale ten widzę pierwszy raz.
— Taka tam
spelunka w dziwnym miejscu, nie zachęcająca, więc mogłaś ominąć.
— Być może —
mruknęła bez przekonania. — Hihi, jak słodko wygląda.
Akihito
zerknął na zdjęcie Itachiego w welonie.
— Urocza
panna młoda.
Po czym
wybuchli gromkim śmiechem.
— Miyu też chciała
z niego zrobić pannę młodą i proponowała mi różowe kajdanki dla niego.
— Uuu —
zainteresował się — a do czego?
— Słodka
tajemnica. — Puściła mu oczko, przykładając palec do ust, na co wyszczerzył się
głupkowato, znacząco poruszając brwiami.
— Okej, okej.
— A co to za
karteczki na stoliku? — Z zainteresowanie przyglądała się zdjęciu, na którym
wszyscy za pozowali z uniesionymi kieliszkami.
— Znalazłem w
jednym sklepie grę kawalerską. Super zabawa.
— I masa tajemnic!
— zawołała zadowolona, a jej oczy zabłyszczały z ekscytacji. — Wypłynęło na
światło dzienne coś ciekawego? Jakieś żenady?
— Czy ja
wiem? — zamyślił się, zawieszając wzrok na płachtach materiałów tworzących pod
sufitem piękną niebiesko-białą girlandę zbierającą się na samym środku sali,
gdzie udekorowana była potężną kulą z balonów w tych samych kolorach.
— Eh, wy i ta
wasza męska solidarność — mruknęła zrezygnowana, na co Akihito uśmiechnął się
delikatnie, wzruszając ramionami. — Ale już o Itasiu możesz mi coś powiedzieć,
nie? W końcu to mój chłopak.
— Mąż już —
przypomniał, taki oczywisty drobiazg, który ciągle jej uciekał.
— No to tym
bardziej.
— Hm... w
sumie za bardzo nie ma, o czym.
— No weź —
jęknęła namolnie, szarpiąc go za ramię. — Coś musiało wymsknąć się ciekawego.
Taka zabawa, sami faceci, alkohol się leje.
— Chce mieć
psa — rzucił pierwsze, co mu do głowy przyszło.
— Kurczę. —
Skrzywiła się. — A ja kota. Ej, co jest? — zawołała, kiedy Akihito zaczął się
dusić.
— Buahahahaha.
— W końcu nie wytrzymał, wybuchł na całego, prawie trzęsąc się ze śmiechu i zrzucając
owoce z talerzyka. — Przy-przypomniała mi się — mówił powoli z trudem, starając
się okiełznać napady śmiechu — jego opowieść, jak napadł na niego... pff zdziczały
kot. Hahahaha.
— Że co? —
parsknęła rozbawiona.
— Poharatał
mu twarz, a jemu głupio było przed ojcem, więc wciskał wszystkim kity, że
nabawił się tych ran na misji.
— Co takiego?
Buhahahaha. Tego mi nie mówił. Hahaha.
— Heheh,
dobre — mruknął, ocierając zebraną w kąciku oka łzę. — Nawet Sasuke nie
potrafił zachować maski, a Naruto omal nie zleciał pod stół.
— Nie dziwię
się, hahaha, ja bym od razu padła na podłogę, hihihi. Masz tam jeszcze coś
dobrego? — rzuciła, na nowo interesując się zawartością komórki. — O! To tutaj
oberwał?
Zaniepokoiła
się, kiedy wrócił z kawalerskiego z krzywo zawiązanym bandażem na głowie. Co,
jak, co, ale na jej panieński nikt nie ucierpiał.
Zajrzał jej
przez ramię na zdjęcie, które osobiście zrobił, kiedy Sasuke z Shisuim
próbowali go opatrzyć.
— Tak. Nieźle
przy dzwonił w ścianę. Zleciał z tego byka w tempie błyskawicznym — parsknął
śmiechem. — To było widowiskowe, ale nie zdążyłem uchwycić.
Mruknęła na
potwierdzenie, że słucha, znów przeskakując na następne... Zamrugała zaskoczona,
patrząc na wycinki nagich części kobiecego ciała, układające się w jedną
całość.
— A co to?
— A! — krzyknął,
ukazując koniuszki zębów umorusane czekoladą. — Fabafa w ufkladanke — bełkotał
z pełnymi ustami. Wzruszyła nieznacznie ramionami, dając do zrozumienia, że nie
wie, co powiedział. — To była zabawa w uświadomienie, co właśnie tracisz.
— A-ha —
rzuciła ostrożnie bez przekonania.
— Układaliśmy
z tych puzzli swój ideał kobiety. To jest dzieło Shisuiego.
Pokiwała
głową, z coraz bardziej rosnącym zainteresowaniem, dokładnie oglądając marzenie
mężczyzny, które pod pewnymi względami wydawało jej się znajome.
— Ej! —
krzyknęła nagle oświecona. — Czy ona nie przypomina trochę Fumiko?
Zwłaszcza te
blond włosy, jasne oczy i mniej więcej tego samego rozmiaru biust, wskazywały
na Orinoke.
— Mówił, że
mu się podoba, więc to możliwe.
Wzruszył
ramionami, bardziej zajęty pałaszowaniem niż przyglądaniem się zdjęciom, które
dobrze znał.
— A to ci heca.
— Chwilowe zaskoczenie, szybko przerodziło się w zachwyt oraz wysoki pisk
radości. — Tia! Swatam ich! Moja siostrzyczka też będzie mieć swojego Uchihę i
będziemy mogły ich obgadywać. A! Już nie mogę się doczekać!
Z tego
szczęście trochę za mocno ścisnęła komórkę, przez co niechcący zdjęcie przesunęło
się, ukazując kolejny kobiecy ideał.
— A to czyje?
— zainteresowała się podświetlonym ekranem, dostrzegając zmianę, chociaż nadal
to była blondynka.
— Sasuke. I
tutaj to ewidentnie widać Haniko — wyjaśnił, zerkając na podstawiany mu pod nos
telefon.
— Serio? —
zainteresowała się, próbując w tych skrawkach papieru odnaleźć Shimanouchi. Na
pewno znów włosy i oczy się zgadzały, a reszta? Nie znały się jakoś zbyt
dobrze, nie paradowały przy sobie w bieliźnie czy bikini, więc trochę trudno
jej było jednoznacznie potwierdzić słuszność słów Akihito. Chociaż, jak
przywoływała obraz Haniko sprzed jej półrocznej misji, kiedy to nosiła trochę
bardziej przylegające ubrania, to faktycznie pupa i biodra by pasowały.
— A kiedy
Itachiego? — zapytała, przeskakując na kolejne zdjęcie.
— Patrzysz na
nie.
— Co?
Nie kryła
zdziwienia, bo właśnie chciała stwierdzić, że to wybranka Endo. Na pierwszy
rzut oka za nic nie pasowała do złożonej kobiety. No dobra, pierwsze wrażenie
może być mylące. Dla pewności przyjrzała się dokładniej, ale nadal werdykt był
taki sam. Ta osoba nie przypominała jej. Jedyne, co można uznać za wspólne to kolor
włosów i długie nogi, nic poza tym. Ona nie miała tak dużego biustu,
zaokrąglonych bioder, talii osy. Nawet kurde oczy się nie zgadzały. Wybranka
Itachiego miała piękne orzechowe tęczówki.
Powoli
narastała w niej złość. Jak on mógł kilka dni przed ślubem ułożyć sobie
dziewczynę tak totalnie niepodobną do niej! Jakoś ideał Sasuke przypominał
Haniko, ba, nawet Shisuiego zgadzał się z Fumiko, chociaż się nie spotykali. A dziwnym
trafem wybranka Itachiego nie pasowała do Keiko.
— To na pewno
jego ideał? — dopytywała, próbując uczepić się ostatniej nadziei, pomyłki
Akihito.
— Noo —
rzucił przeciągle, odwracając się do niej plecami, aby nałożyć sobie nową
porcję truskawek, które znikały w zastraszającym tempie.
I na swoje
nieszczęście, winowajca sam się napatoczył. Właśnie Itachi podszedł do nich z
pustym talerzykiem w ręku, który zapewne chciał uzupełnić.
— Coś się
stało? — zapytał uprzejmie zdziwiony, dostrzegając jej wściekłe spojrzenie oraz
gniewnie zaciśnięte usta. — Keiko?
Nie odpowiedziała,
tylko przywaliła mu mocno z pięści w ramię, aż syknął.
— Za ten twój
ideał dziewczyny — burknęła obrażonym głosem, ostentacyjnie stając do niego
bokiem, więc nie mogła zauważyć jego braku zrozumienia.
Napięte
milczenie, przerywane cichym mlaskaniem Endo, wcale nie trwało zbyt długo.
Keiko nie należała do osób, które potrafią siedzieć cicho. Po chwili z powrotem
odwróciła się do męża.
— No na serio
nie mogłeś ułożyć sobie dziewczyny trochę bardziej podobnej do mnie? — żachnęła
się, wystawiając w jego stronę komórkę Akihito. — No niby, z której strony to
coś to ja?
Cień
zrozumienia przebiegł po jego twarzy i błyskawicznie został zastąpiony zakłopotaniem.
— To była
tylko zabawa. Wiesz, wypiliśmy już sporo, więc... Nie masz się, czym przejmować.
To tylko wygłupy — tłumaczył lekko nerwowym głosem, plącząc się w zeznaniach. Co
rusz zerkając na zdjęcie. Faktycznie przedstawiało kobietę, którą osobiście stworzył
z puzzli na kawalerskim oraz co gorsze naprawdę była niemalże całkowicie inna
od Keiko. Wtenczas zupełnie o tym nie pomyślał. W głowie miał tylko szum
alkoholu i tę nieprzyjemną rozmowę wymieszaną ze specyficzną muzyką country z
tła. Może, dlatego wszyscy dziwnie patrzyli na jego dzieło, a Sasuke dopytywał,
czy to na pewno jego ideał?
— Tsa jasne —
prychnęła bez przekonania.
— Nie masz
się, czym przejmować, to tylko zabawa, naprawdę — zapewniał gorliwie. —To nie
jest ideał. Możesz być spokojna, po prostu brałem cokolwiek.
— Nie ważne.
— Machnęła lekceważąco dłonią, uciszając go, chociaż wzrok miała wbity w
wyświetlone zdjęcie. — Teraz mi tylko źle z tym że tak zbyłam striptizera z
panieńskiego — szepnęła do siebie, ale na tyle głośno, aby ją usłyszał.
— Uuu, miałaś
striptiz na panieńskim? — Akihito ożywił się, odbierając od niej swoją komórkę.
— Przystojny był?
— Przystojny,
przystojny. — Energicznie potakiwała głową. — Chociaż trochę nie mój typ, ten
uśmiech miał zbyt bezczelny, ale za to, jak się ruszał. Żebyś ty widział te
kręcące się biodra! Mraśnie wygimnastykowany, wszystko szłoby z nim zatańczyć.
— Oh żałuję,
że mnie tam nie było — mruknął rozmarzonym tonem.
— Taaa, ja
też żałuję, że go zbyłam — oznajmiła smętnie, wzdychając cicho, na co Itachi
się spiął. Niezauważalnie przesunął się, aby dokładniej przyjrzeć się
dziewczynie, a kiedy dostrzegł lekko drżący kącik ust, pragnący unieść się ku
górze, odetchnął z ulgą.
Wprawdzie Itachi
nie okazywał swojej zazdrości, starając się zamknąć wszystko w przyzwoitych
normach, ale czuł się pewniej, trzymając dziewczynę z dala od potencjalnych
sytuacji, w których dochodziłoby do jakichkolwiek flirtów. Niestety Keiko za
każdym razem każdego mężczyznę traktowała, jak kumpla i na nic zdawały się tłumaczenia.
Do dzisiaj była święcie przekonana, że bracia sobie coś wymyślają, a Aken
jedynie zapraszał do kina na koleżeński wypad, żadną randkę.
Jednak mimo
tego, nuta rozczarowania kryła się w jej oczach, więc chwycił za dłoń,
przysuwając bliżej.
— Choć
zatańczyć — zaproponował, kiedy złożył delikatny pocałunek na skroni. Żal
zniknął od razu, ustępując miejsca entuzjazmowi. Pod tym względem uwielbiał
Keiko, błyskawicznie potrafiła pozbyć się przykrych emocji, na nowo rozpalając
w sobie radość.
— Wybacz
Akihito, ale tego nie przegapię — oznajmiła podekscytowana, ściskając mocniej
dłoń Itachiego.
Endo
uśmiechnął się i pokiwawszy ze zrozumieniem głową, uniósł kciuk do góry z racji
zapchanych ust.
***
— Ah —
sapnęła, duszkiem opróżniając zawartość szklanki i ciężko opadając na krzesło.
— Hehe, to
dopiero początek — mruknął Kaoru, rozsiadając się obok.
— Coś mej
nadobnej pani odzienie doskwiera? — rzucił Isamu kąśliwie, uśmiechając się
jednym kącikiem ust. Nie ciężko było zauważyć, że Keiko przez rodzaj sukienki
nie jest w stanie wykonać wszystkich ruchów, a część musi kaleczyć, co nie
umknęło uwadze.
— Zlej
baletnicy i rąbek spódnicy — zawtórowała mu Yumi, bezceremonialnie zajmując
krzesło nieobecnego Fugaku.
Świeżo
upieczona Uchiha spojrzała na nią wymownie, lecz nim zdążyła odciąć się, przy
stole zjawił się Meiji.
— No
dziewczęta nie czas na siedzenie, trzeba poruszać bioderkami — zakomunikował,
seksownie przy tym kołysząc wymienioną częścią ciała, czym wywołał drobne
chichoty.
— No to
idziemy. — Keiko niechętnie się podniosła, nieznacznie zaciskając zęby przy pierwszych
krokach. — Taka dobra piosenka nie może się zmarnować.
— No ba! —
krzyknął Kaoru podrywając się z miejsca i z resztą ekipy ochoczo kierując się z
powrotem na parkiet. — Co tak stoisz?
— Chwila —
mruknęła, zatrzymując się na widok Mikoto. Kobieta siedziała sama, na swoim
krześle, kulturalnie popijając szampana. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Znajdowała
się raptem trzy kroki od niej, a jakoś przychodząc tutaj, nie zauważyła jej.
Wprawdzie panie Uchiha nie zależała do osób rzucających się w oczy, ale żeby aż
tak.
— Co...?
— Chodź ze
mną — zakomunikowała, podchwytując zdezorientowaną nagłą napaścią kobietę.
— Ale, ja...
— protestowała, lecz resztę jej słów zagłuszył głośniejszy bit z głośników, a
zaraz po nim wcięła się Keiko.
— Nie
będziesz mi samotnie siedzieć w kącie. Trzeba się bawić! — oznajmiła,
odwracając się do niej z niesamowicie energicznym uśmiechem. Nie miała jak
odmówić. Dała zaciągnąć się na parkiet w samo centrum grupki Kindersów.
Wyszła poza
swoją strefę komfortu i nie wiedziała jak się zachować. Nie była przyzwyczajona
do tak nowoczesnych melodii, przez co zwyczajnie się w nich nie odnajdywała.
Przyjęcia klanowe przypominały spotkania biznesowe, opierające się głównie na
rozmowach. A za jej młodości muzyka była spokojniejsza, mniej agresywna.
Wprawdzie czasami, kiedy nikt nie patrzył i Fugaku nie było w domu, zakołysała
się do hitu z radia, ale to nie to samo.
Spojrzała niepewnie
na przyjaciół dziewczyny, który już zdążyli na całego wkręcić się w taniec i
oniemiała z wrażenia. Ich nogi poruszały się tak szybko, że ciężko było dostrzec
poszczególne ruchy. Sprawiali wrażenie, jakby nie dotykali parkietu, tylko
płynęli po nim, ślizgając się, a jednocześnie niemalże się nie przemieszczając.
Zerknęła oszołomiona
na Keiko, która położyła jej rękę na ramieniu.
— Proszę
spróbować — zachęcała, równie sprawnie się poruszając, chociaż wyglądała trochę
bardziej komicznie przez trzymaną suknię zadartą do kolan.
— Ja... —
urwała, dostrzegając Yumi, która podskakując na jednej nodze, wymachiwała drugą
w rytm bitów.
— To
freestyle, nie ma się, czym przejmować. Grunt, by się ruszać.
Kiwnęła
głową, skupiając się na wyraźnie spokojniejszych krokach Keiko. I spróbowała...
Skończyło się to stanięciem na palcach, bo tylko tyle jej wyszło. Nagle nie
potrafiła oderwać stóp od podłogi.
— Może coś
innego? — zaproponowała Asami, starając się wyratować zagubioną panią Uchiha. Keiko
potaknęła ze zrozumieniem, machając w stronę DJa, a kiedy ją zauważył,
krzyknęła tytuł piosenki. Po chwili z głośników popłynęła zupełnie inna melodia.
Teraz była spokojniejsza jakby luźniejsza bez tak wyraźnego i mocnego bitu oraz
przede wszystkim popularna. Nie raz i nie dwa słyszała ją w radiu, więc łatwiej
jej było się przy niej odnaleźć. Do tego ekipa chcąc ją wesprzeć, zaczęła
wykonywać dokładnie te same ruchy. Wszyscy się zgrali, pokazując jeden układ.
Mikoto
uśmiechnęła się, gdy każdy machnął rączką jak paniusia z wystawioną nogą w bok,
po czym zamachali rękoma górą dół i podparli się po bokach, ruszając głową
jednocześnie z biodrami. Te kroki były na tyle spokojne, że Keiko radziła sobie
bez zadzierania sukienki, więc uznała, że i ona ma szanse. Z większą pewnością
zakręciła przedramionami kołowrotka, okręcając się z całą resztą.
***
— Co to ma znaczyć?
— fuknął Fugaku, wyrastając przy nich jak spod ziemi, mrożąc wszystkich
zdegustowanym wzrokiem, a zwłaszcza wywijającą Mikotę. Kobieta rozkręciła się,
a Kindersi przyjęli ją bardzo ciepło. Dość szybko porzucili standardowe układy,
przechodząc na totalną samowolkę. Aktualnie okręcała się z Keiko pod rękę, w
takt wyrzucając zaciśniętą dłoń w górę.
— Chcesz
dołączyć?
Spojrzał
zdegustowany na wyciągniętą w jego stronę dłoń synowej.
— Ekhm —
odchrząknął znacząco, poprawiając krawat, jakby chciał wskazując na niego,
przypomnieć powagę uroczystości. — Mikoto wróć do stołu.
— Ale... — za
jąkała się, nie chcąc przerywać tak dobrej zabawy. Spodobała jej się atmosfera,
którą tworzyli Kindersi. Była niesamowicie swobodna i choć patrzyli na nią, nie
czuła, żeby oceniali. Często wśród Uchiha odczuwała presję. Pierwsza dama, żona
Fugaku, przecież musi być idealna. Kontrolować każdy ruch, grymas, słowo,
przecież nie może popełnić gafy. Tutaj to nie istniało. Nawet nikt nie spojrzał
krzywo, kiedy robiąc piruet, zachwiała się i podparła o Josuke. Natychmiast
przygotowała się na przeprosiny oraz zdegustowane miny, więc tym bardziej była
w szoku, kiedy mężczyzna uśmiechnął się, złapał za rękę i poprowadził pod nią.
— Nalegam.
Zerknęła za
niego, na stół, gdzie dostrzegła swoją mamę. Uśmiechnęła się delikatnie,
próbując ukryć rozbawienie. Czyżby próbował wykręcić się od rozmowy?
— Przepraszam
was.
Odpowiedział
jej pomruk niezadowolenia.
— Jakby, co
to mu tu jesteśmy, przyjdź jeszcze się pobawić — zapraszała Keiko, puszczając jej
oczko.
— Nie
omieszkam. Dziękuję ci kochana. — Przytuliła dziewczynę.— Świetnie się bawiłam
i miałaś rację, DJ to był dobry wybór — dodała na odchodne, kończąc tym ich
wielki spór o muzykę.
***
— Hm — zamyślił się głęboko, obserwując środek parkietu. — Muszę ci
się przyznać, że trochę obawiałem się tego ślubu.
Itachi delikatnie napiął mięśnie. Gorou zawsze był cięty na niego,
zazdroszcząc pozycji w klanie. Mimo bycia zagorzałym zwolennikiem wszystkiego,
co postanawiał Fugaku, pozostawał jedynie pupilkiem nikim więcej.
— Nie ty jeden — wtrącił się drugi kuzyn, nieznacznie kiwając głową na
poparcie myśli przedmówcy. — Kinders Uchihą.
Pokręcił powątpiewająco głową, co tylko wzmogło napięcie. Itachi zacisnął
niezauważalnie mocniej palce na trzymanym kieliszku.
— Nie widziałem tego — ciągnął dalej niezrażony, najprawdopodobniej ośmielony
procentami. — Zwłaszcza że Keiko, twoją żonę — poprawił się szybko — poznałem w
zeszłym roku podczas tej ich parady.
— O, to interesujące — zawołał Gorou wyraźnie się ożywiając.
— No cóż — sapnął, robiąc pauzę na łyk wina. — Nie powiem, żeby
zaprezentowała się z najlepszej strony. Tak samo, jak ich przywódca.
— Naprawdę? — Usta mężczyzny wykrzywiały się w chytrym uśmiechu. —
Wiele się słyszy o Kindersach i Josuke.
— Panowie chyba przesadzacie — wtrącił się Itachi nie mogąc tego
dłużej znieść. Oszczerstwa ojca można było jeszcze jakoś wytłumaczyć, ale nie
dalekich kuzynów!
— Wybacz nam. — Gorou schylił głowę ze skruchą. — Zależy nam jedynie
na dobrze klanu.
— Dokładnie. Musisz pamiętać, że jesteś następcą rodu.
Westchnął bezdźwięcznie, odstawiając kieliszek. Następca Fugaku,
następny Fugaku... Przymknął na chwilę powieki.
— Proszę pamiętać, że mój wybór został zaaprobowany.
— Nie inaczej — uśmiechnął się, widząc jego niemoc. Ta rozmowa coraz
bardziej go radowała, co niestety zaczynało drażnić Itachiego.
— Również — ciągnął dalej, przybierając chłodne oblicze — należy nie
zapomnieć, że pierwsza dama pełni tylko i wyłącznie rolę reprezentacyjną. A
chyba nie uznacie, że moja żona się dzisiaj źle zaprezentowała?
— Oh nie, Itachi, oczywiście, że nie. Przepraszamy, nie o to na
chodziło. Nie chcieliśmy cię urazi ani twojej żony. Po prostu...
— Do rzeczy — przerwał mu oschle. Dzięki latom spędzonym na naradach
klanowych nabył umiejętność uciszania oponentów.
Mężczyzna schylił głowę w pełnej skrusze, zaś Gorou stracił sporo z
dotychczasowej pewności.
— Chcieliśmy... — Zerknął na kolegę, lecz ten odwrócił wzrok. — Chciałem
jedynie przedstawić swoje obawy, które okazały się bezpodstawne. Twoja żona
wypadła dziś rewelacyjnie. Nie spodziewałem się złożenia przysięgi i znajomości
naszych tradycji. Nie wspominając już o członkach klanu. Wprawdzie miałem
obiekcję do Kindersów, lecz zachowują się przyzwoicie. Może są trochę nazbyt rozentuzjazmowani,
ale to taki wiek, hehe.
— Rozumiem.
Odetchnął z ulgą. Może jednak dziwne wymysły ojca nie były
bezpodstawne? Z początku miał do niego uraz za katowanie dziewczyny szkoleniami,
ale... Nie spodziewał się, że reszta klanu będzie pod tym kontem oceniać Keiko.
— Ale jak tak popatrzeć, to zebrali się chyba wszyscy? — zauważył,
starając się zmienić temat i rozluźnić nieco napiętą atmosferę.
— Odzew był bardzo duży. Oprócz osób na misjach oraz dyżuru na
posterunku są wszyscy.
— Nie pamiętam, kiedy ostatnio klan zebrał się w tak dużym gronie —
dorzucił Gorou, również próbując zamaskować wcześniejszą rozmowę. Z chęcią
dopiekłby Itachiemu, wytknął błędy, znalazł haczyk, niestety, mimo usilnych
prób, mężczyzna był nie do ruszenia.
— Nie inaczej — potaknął, wzrokiem wyłapując schodzącą z parkietu
Haniko. — Panowie wybaczą.
Kurtuazyjnie skinął głową, pośpiesznie odchodząc. Przechodząca
nieopodal Shimanouchi była idealnym pretekstem do pozbycia się natrętnych
kuzynów.
— Ależ naturalnie — zawołał za nim, nonszalancko kołysząc prawie
pustym kieliszkiem. Gorou tylko zacisnął zęby, odprowadzając parę na parkiet. I
tym razem nic na niego nie miał. Nawet żona Kinders nie potrafiła zachwiać reputacją.
***
Zmęczona wywijaniem na parkiecie, usiadła przy stole, znów pogrążając
się w zachwycie nad dekoracją sali. Sama wybierała poszczególne elementy, więc
mogła przewidzieć finalny efekt. To jednak nie przypuszczała, że wyjdzie to tak
spójnie. Wprawdzie, gdyby nie pomoc Mikoto, Nanako i Fumiko, które dzielnie
stały na straży, pilnując, aby każdy drobiazg pasował, a odcienie niebieskiego
nie gryzły się, to jej samej nie udałoby się uzyskać takiego harmonijnego
rezultatu.
Uśmiechnęła
się, spoglądając na blat przed sobą i drobne przezroczyste wazoniki, w których
znajdowały się ozdobne kamyczki zatopione w barwionej na błękitno wodzie oraz
niewielkie bukieciki białych i niebieskich kwiatów. Uniosła jeden z nich,
obserwując, jak mieni się w świetle niebieskich reflektorów. Wyglądał bajecznie
i pewnie bawiłaby się nim dłużej, gdyby nie dostrzegła ruchu na granicy pola
widoczności. Zbawiona nim, pospiesznie odstawiła przedmiot, odruchowo
uśmiechając się w stronę nadchodzącego. Niestety to nie był nikt z przyjaciół,
tylko randomowy Uchiha przechodzący przed głównym stołem. Szkoda. Z chęcią
przyjęłaby teraz kogoś do towarzystwa. Tak trochę dziwnie się siedziało samej
przy blacie z trzynastoma miejscami. Dokładnie aż trzynastoma. Wyjątkowo długi
stół, jak na miejsce dla pary młodej, ale zwyczajowo oprócz nowożeńców powinni
siedzieć z nimi rodzice oraz świadkowie, więc chcąc nie chcąc ludzie sami się
nazbierali. Fugaku i Mikoto, Sasuke i Haniko, bo przecież pary nie można
rozdzielić oraz na końcu Shisui. I z drugiej strony, Nanako i Reiji, Fumiko z
Isamu, a także nieoczekiwanie — tylko dla Itachiego, bo Keiko nie wyobrażała
sobie usadzić ich gdzie indziej — Kaoru z Josuke. Najbliżsi muszą być
najbliżej.
Pomyślawszy o
nich, odruchowo zaczęła ich wypatrywać. Pana Uchihę znalazła od razu. Siedział
wyprostowany jak struna, nawet można by zasugerować, że był spięty i
wysłuchiwał szwagrów, kiedy jego żona ćwierkała podekscytowana z siostrami.
Niedaleko nich na parkiecie wirowała Haniko w przepięknej sukience koloru wina,
która idealnie pasowała do blond włosów i podkreślała walory figury. Wyglądała
olśniewająco, zwłaszcza kiedy promiennie uśmiechała się rozbawiona żartem
partnerującego jej Akihito.
Wśród
tańczących również namierzyła państwa Orinoke. I choć piosenka była chyba trochę
zbyt nowoczesna dla nich, bo zdarzało im się pogubić rytm, to nie przejmowali
się tym, bawiąc na całego.
Nikogo więcej
na parkiecie nie odszukała. Za to Isamu znalazła przy bufecie nakładającego
sobie solidną porcję mięsa, z którą przysiadł na pierwszy z brzegu miejscu,
podsiadając kogoś z Uchiha. Parsknęła śmiechem, widząc, z jakim zaangażowaniem
zabiera się do jedzenia, zupełnie ignorując zbulwersowany wzrok sąsiadów.
Prześlizgując
wzrok po półmiskach pełnych dań, natrafiła na Fumiko z Shisuim przy barze.
Stali blisko siebie z kieliszkami w rękach, prowadząc rozmowę. Zmrużyła
zaintrygowana oczy, zauważając pewne małe sygnały. Tak jak nie potrafiła
niczego dostrzec, kiedy sprawa dotyczyła jej osoby, tak dobrze odczytywała
subtelności, będąc osobą postronną. A tutaj aż nie dało się nie zauważyć tego
niby przypadkowego drobnego dotyku.
Wyszczerzyła
się, kiedy Fumiko na słowa mężczyzny uciekła speszona wzrokiem. Uhu, czyżby
jakiś komplement? Byłoby tak wspaniale, gdyby i ona znalazła partnera. Życzyła
jej tego z całego serca, bo doskonale wiedziała, że dla Fumiko to bardzo ważna sprawa.
Aż serce
zabiło mocniej, na widok ich spojrzenia utkwionego w swoich tęczówkach.
Wiedziała, że Shisuiego ciągnie do Fumiko, co było już sporym krokiem naprzód.
A i sama dziewczyna nie wyglądała na niechętną poznania go bliżej.
Keiko
podparła brodę na dłoniach, wzdychając z rozrzewnieniem. Śliczny obrazek.
Jednak dość szybko coś innego przykuło jej uwagę. Sasuke w towarzystwie babci.
Z politowaniem pokiwała głową. Nawet z tej odległości doskonale widziała jego
cierpiętniczą minę, ukrywaną pod maską niewzruszenia. Znała to z autopsji. Na
samym początku to jej przypadło bycie ofiarą. Kobiety swoim podekscytowaniem
nie dawała żyć, zasypując masą pytań. A niestety Sasuke znajdował się w gorszym
położeniu. Nie dość, że jest wnuczkiem, to jeszcze ma córeczkę, o której nie
wiedziała oraz dziewczynę. Można śmiało powiedzieć, że ma przekichane i na bank
nie pozbędzie się jej przez długi, długi czas. Aż zaczęła mu współczuć.
— Czemu
siedzisz sama? — zagadał Kaoru, podchodząc do stołu oraz zajmując wolne miejsce
Itachiego. — Choć do nas.
— Nie mam już
sił — przyznała szczerze, pociągając solidny łyk z przyniesionej wcześniej
lemoniady z lodem.
— Pewnie to
te buty — zasugerował, wymownie opuszczając wzrok na jej kolana, gdyż reszta
niknęła pod blatem. — Może pora zmienić na coś wygodniejszego?
— W sumie —
zamyśliła się, poważnie zastanawiając nad uwagą przyjaciela. Nie pomyślała o
tym wcześnie, ale faktycznie od tańca była przyzwyczajona, ale nie do obcasów.
— Wiesz, co? Masz rację, idę je przebrać.
— Świetnie —
zawołała za nią. — To potem wyciągam cię na parkiet.
***
Wypatrzenie
mężczyzny w garniturze wśród samych mężczyzn w garniturach nie było łatwym
zadaniem. Również nie pomagał fakt posiadania niebieskiego krawatu pasującego
pod bukiet, jej buty i wystrój sali. Wprawdzie mogła szukać po długich włosach,
które jednak wyróżniały się z tłumu, lecz nadal było ciężko. W końcu wszyscy
Uchiha to brunetami lub ciemni szatyni. Na szczęście się udało. Dostrzegła go,
kiedy schodził z parkietu prowadząc ożywioną dyskusję z Haniko.
— Itachi —
zawołała, zwracając jego uwagę. — Wybacz, ale porywam go na chwilę — rzuciła
pewnie, chwytając męża pod ramię.
— Jasne nie
ma sprawy — zapewniła, uśmiechając się pośpiesznie.
— Coś się
stało? — dopytał, zerkając ze smutkiem na przyjaciółkę. Szkoda mu było
przerywać tak dobrą rozmowę tym bardziej że powody Keiko zazwyczaj nie
stanowiły najpilniejszych. Nie oszukujmy się przeważnie dotyczyły kolejnego
genialnego pomysłu na zintegrowanie z Kindersami, co nie należało do
przyjemności.
— Nie bardzo.
— Zaprzeczyła ruchem głowy. — Ale fotograf wymyślił sobie, że chce nam zrobić
zdjęcia na dworze. Podobno sceneria jest idealna.
A to, co
innego. Już bez oporu dał się poprowadzić w stronę wyjścia na taras.
Mężczyzna
miał rację, na dworze panowała cudowna atmosfera, sprzyjająca pięknym
romantycznym ujęciom. Pusty ogród, pogrążony w ciszy, granatowe niebo usiane
drobnymi migoczącymi punkcikami, biel materiałów oblekających krzesła ślubne,
piękny kwiecisty łuk, któremu mistycyzmu dodawały ciepłe światła niewielkich
latarenek i lampionów.
Zdjęcia
przebiegały sprawnie oraz dość szybko. Zatrudnili naprawdę dobrego fotografa,
który nie potrzebował dziesięciu takich samych ujęć, każde przy trochę innych
ustawieniach. Wystarczyły mu tylko dwa podejścia, oba perfekcyjnie
przygotowane.
— Zrobione —
zakomunikował, zdejmując aparat ze statywu.
— Mogę
zobaczyć? — Keiko podeszła, zaglądając mu przez ramię na niewielki wyświetlacz.
— Oh... — szepnęła mimowolnie, zachwycona ujętym klimatem tajemniczości,
intymności i uczucia, które wybijało na pierwszy plan.
— Proszę poczekać,
aż zostaną wydrukowane i obrobione.
— Nie mogę
się doczekać — rzuciła, podniecona wizją oglądania fotografii.
Mężczyzna
uśmiechnął się usatysfakcjonowany i zabrawszy sprzęt, wrócił do środka.
— Dobry miał
pomysł — pochwalił Itachi, przysiadając na pobliskim krześle. — Panujący tutaj
klimat sprzyja takim zdjęciom.
— Mhm —
potaknęła, pakując mu się na kolana oraz kładąc głowę na ramieniu.
Oboje
umilkli, wsłuchując się, w co wyraźniejsze basy dochodzące z sali.
— Ej, a tamte
puzzle...
— Nie wracaj
do tego — wciął się w jej zdanie, obejmując trochę mocniej, czulej. — To
naprawdę nic, czym powinnaś się przejmować. Zwykłe pijackie wygłupy. Mogę cię
zapewnić, że żadnego ideału nie układałem, brałem cokolwiek z tego, co było,
chcąc to jak najszybciej zakończyć, nic więcej.
— Czyli —
zaczęła niepewnie — nie rzucisz mnie dla tej cycatej ciemnookiej o szerokich
biodrach, nawet jeśli taką spotkasz?
— Oczywiście,
że nie — oburzył się, urażony domniemanymi insynuacjami. — Skarbie — dodał
łagodniej, chwytając za brodę i zmuszając, do spojrzała na niego — przecież
przyrzekałem, że aż do śmierci będziemy razem.
Keiko zaszkliły
się oczy, więc schowała twarz w zagłębienie jego szyi, zaciągając się
odurzającym zapachem ulubionych perfum.
— Na serio
kocham cię najmocniej na świecie — wyjaśniła cichutko, drażniąc nosem wrażliwą
skórę.
Zadrżał pod
wpływem przyjemnych dreszczy, a fala ciepła zalała serce. Keiko zawsze była
wylewna, ale wcześniej mniejszą wagę przywiązywał do jej słów. Teraz całym sobą
czuł ich prawdziwość, tę miłość, którą mu ofiarowywała.
— Ja też —
szepnął, gładząc w niespiesznej pieszczocie plecy, zwłaszcza ich odsłonięty
fragment. Dalej nie mógł uwierzyć, że zaczęli się spotykać niecałe trzynaście
miesięcy temu. Trzynaście miesięcy to niewiele więcej niż rok, a tyle zdążyło
się pozmieniać. Już w ramionach trzymał nie dziewczynę, tylko żonę. I nie
będzie przesadą stwierdzenie, że zmianie uległo całe jego życie.
— Hm, w takim
razie, na co pierwsze zwróciłeś uwagę? W czym się zakochałeś? — zapytała, podrywając
głowę i spoglądając mu uważnie w oczy.
Zamyślił się,
smyrając palcem po jej nagim ramieniu.
— Twoje
zachowanie, nie dało się, tego przeoczy.
Uśmiechnął
się lekko na wspomnienie spotkania pod drzwiami gabinetu Hokage i jakiś dwóch
godzin później, kiedy obsmarowała go lodami. Nie ma to, jak dobre pierwsze
wrażenie.
— No ta —
mruknęła zamyślona, zdając sobie sprawę ze swojego dość nietypowego
usposobienia — ale mi chodzi o coś fizycznego.
— Oczy —
odparł pewnie bez namysłu. — Nie ważne, jaką przybierasz minę, one zawsze są
rozradowane, jakby roześmiane. A potem był uśmiech. Ten uroczy, słodki, który natychmiast
odpędza wszelkie troski. Już na sam jego widok się uśmiechałem, chociaż
wcześniej raczej ciężko było mnie do tego zmusić.
— To nie
mogłeś mi tego powiedzieć wcześniej — oburzyła się, sprzedając mu kuksańca w
ramię. Ściągnął brwi, patrząc na nią bez zrozumienia. — Bo ja się zakochałam w
twoim uśmiechu — burknęła, lekko się rumieniąc. — Nawet jeśli to było jedynie
delikatne uniesienie kącików to i tak mnie zniewalało, więc robiłam wszystko,
abyś się więcej uśmiechał. O nie, za uroczy jesteś — oznajmiła dobitnie,
zasłaniając mu dłonią usta. Po tym, jak uśmiechnął się słodko, patrząc na nią z
czułością. Nic sobie z tego nie zrobił, szybko zabrał jej rękę, całując z
pasją.
— Nie
powinniśmy wracać? — zainteresowała się, zerkając w stronę budynku.
— Jeszcze
chwila — poprosił, na nowo złączając ich wargi.
***
Po wejściu do
sali pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to plecy Sasuke. Uśmiechnęła się
chytrze. Stąpając po cichu na paluszkach, zaszła go od tyłu i rzuciła mu się na
szyję z głośnym piskiem radości, który ściągnął uwagę pobliskich ludzi.
— Tia! Napaść
na prawie braciszka! — oznajmiła dumnie, wzmacniając uścisk, przez który
zaczynało brakować mu tchu.
— Szwagra —
sprostował, po tym, jak ku jego ogromnej uldze, puściła go.
— No to
prawie braciszek.
Wyszczerzyła
się, uparcie trwając przy swojej tezie, niemającej zbyt wiele wspólnego z
faktycznym stopniem pokrewieństwa.
— Niech ci
będzie — mruknął zrezygnowany, ostrożnie klepiąc ją po głowie. W pierwszym
odruchu chciał poczochrać po włosach, lecz w ostatniej chwili zatrzymał dłoń.
Dostrzegając misterną fryzurę, która z pewnością była układana ładnych
kilkadziesiąt minut.
— Nie, niech
ci będzie, tylko mam rację — naburmuszyła się, brakiem zrozumienie z jego
strony. — Brat chłopaka to prawie brat, taki przyszywany brat, o!
— Męża —
rzucili obaj panowie jednocześnie, znów ją poprawiając.
— Ojej, ale
żeście się uczepili tego słownictwa — żachnęła się, wykrzywiając usta w ciup.
Już je na nowo otwierała, aby dodać coś więcej, lecz ktoś ją uprzedził.
— O kogo my
tu mamy? Pan zastępstwo za brata.
Od razu
Sasuke zrzedła mina. Lekko nerwowo
zerkał w stronę Itachiego, próbując cokolwiek wyczytać z jego spokojnego
oblicza. Nie przypuszczał, aby został wtajemniczony w jego dziwną akcję, kiedy
wpadł na genialny pomysł ocieplenie wizerunku brata w oczach przyjaciół Keiko.
A wyciąganie tego teraz, w takich okolicznościach, nie było stosowne.
Dziewczyna
również dość szybko załapała, do czego pił przywódca. Także bacznie obserwowała
reakcję Itachiego, który nie zrozumiawszy aluzji, po prostu przysłuchiwał się
ich wymianie zdań. Odetchnęła z ulgą, choć nie na długo.
— I jak tym
razem też to jest tylko...
— Nie! —
krzyknął Sasuke, obawiając się, że zaraz wypłynie na światło dzienne ich
niedoszły pocałunek. To naprawdę nie był odpowiedni moment na coś takiego. W
ogóle jakikolwiek moment nie byłby do tego odpowiedni. Tamta sytuacja powinna
zostać pomiędzy ich trójką i nikim więcej. A najlepiej, jak o tym zapomną,
pozostając w błogim przekonaniu, że nic takiego nigdy nie miało miejsca.
— Josuke! —
przerwała mu Keiko, niemalże w tym samym czasie, co młodszy Uchiha.
Teraz to
dopiero zaczynało się robić dziwnie. Itachi patrzył po „winnych”, marszcząc
intensywnie brwi. Dziewczyna poczuła, jak robi się jej gorąco. Jeśli zacznie
dopytywać, to przysłowiowe umarł w butach.
— A co? —
kontynuował Josuke, niezrażony panującą atmosferą, wręcz przeciwnie wyglądał na
takie, co się dobrze bawi. — Niby teraz to nie jest tylko kolejny cyrk? —
dokończył, uśmiechając się wrednie.
— Hehehe —
zaśmiała się nerwowo, niespokojnie bawiąc palcami.
— Czegoś nie
wiem? — zapytał skonsternowany Itachi, na co Keiko pobladła, a Sasuke poczuł
nieprzemożoną ochotę zwiać.
— Eee —
wyrzuciła z siebie, niezdolna do żadnej sensowniejszej wypowiedzi.
— O tu
jesteście! — zawołał Shisui ratując całą sytuację. Dziewczyna gotowa była
rzucić się na niego z wdzięcznością. — Już po północy, trzeba rzucić bukietem i
krawatem. Fumiko czeka przy DJu.
— No to
panowie idziemy do przodu — oznajmiła energicznie, chwytając pod ramię
zaskoczonego Sasuke i Josuke, ciągnąc ich we wskazaną stronę.
— Co ty
robisz? — zapytał przez zęby, starając się delikatnie oswobodzić, bez zbytniego
zamieszania. W końcu za plecami szli Itachi z Shisuim.
— Jak to, co?
Jak na kawalerów przystało, musicie mi coś złapać.
— No chyba
cię pogięło — rzucił bez pardonu Josuke, wypowiadając myśli młodszego Uchihy,
który delikatnie potaknął głową.
— No chyba
nie — burknęła, przedrzeźniając jego ton głosu. — Trzeba cię w końcu wyswatać,
abyś nie był taki marudny. O!
— Mhm, z ich
kuzynką. — Wskazał na Sasuke palcem, krzywiąc się przy tym z niesmakiem. — No
chyba nie!
— Jaką
kuzynką? — zapytała skonsternowana, przystając kilka kroków przed Fumiko.
— Połowa sali
to Uchiha, pamiętasz? — Machnął ręką w stronę ich stolików.
— Masz z tym jakiś
problem? — wtrącił się Sasuke.
— Twój
bukiet.
I znów ktoś
ratował sytuację. Tym razem Fumiko.
— Dobra to
można zaczynać — zakomunikował Shisui, odbierając od DJa mikrofon. I nim zdążył
odejść kilka kroków, piosenka się skończyła. Tańczący z zaskoczeniem zaczęli
się rozglądać, gdy nie usłyszeli kolejnej melodii. Nawet osoby siedzące przy
stolikach zainteresowały się nagłą ciszą.
— Proszę o
uwagę — zaczął, skupiając na siebie wzrok zebranych. — Panie i panowie,
szanowni goście, chcielibyśmy teraz zaprosić wszystkie panny i kawalerów do
wzięcia udziału w tradycyjnym łapaniu bukietu panny młodej i krawata pana
młodego. Kto będzie tym szczęściarzem, kto w najbliższym czasie złoży
przysięgę? Zapraszamy was na parkiet. Panny proszę stańcie tutaj wokół Keiko, a
kawalerów zapraszam na tamtą stronę do Itachiego.
Rozniosły się
szmery odsuwany krzeseł, stukot obcasów przemieszczających się ludzi i drobne
rozmowy, głównie podekscytowany dziewczyn, chętnym na zdobycie trofea. Chwilę
trwało nim wszyscy się poustawiali.
— A teraz
proszę o to, aby panna młoda zamknęła oczy — kontynuował Shisui. — Dobrze.
Panny proszę o poruszanie się wokół panny młodej w rytmy muzyki, a kiedy ona
ucichnie wystawienie rąk do złapania bukietu. Kawalerów poproszę o
przekazywanie pomiędzy sobą krawata podczas muzyki, a komu zostanie w rękach,
zostanie przyszłym panem młodym. Wszystko jasne, w takim razie... Muzyka!
Było widać,
że część dziewczyn wręcz wyliczało, jak daleko można rzucić bukietem, aby mogły
go z łatwością pochwycić. I raczej to były głównie osoby z Uchiha, chociaż
Fumiko wyglądała tam na najbardziej zaciętą. Większość Kindersów nie do końca
odnajdywała się w tym pomyśle. Skupili się bardziej na tańczeniu, gdzieś w
odpowiednio dalekiej odległości, żeby to ich nie dotyczyło. Również Sasuke
zmuszony do konieczności brania w tym udziału, starał się znaleźć na szarym
końcu, aby tylko krawat do niego nie dotarł.
I nagle
muzyka ucichła, a nieszczęsny niebieski materiał pozostał w rękach... Akihito,
który oniemiały przyglądał mu się, jakby pierwszy raz w życiu widział takie
cudo. Natomiast bukiet Keiko trafił do... Chętne do zamążpójścia dziewczyny
niestety nie wiedziały, że panna młoda ma różne pomysł i zamiast rzucić za
siebie, rzuciła w bok i to dość daleko. Wiązanka wylądowała centralnie na
twarzy nadal pochłoniętej tańczeniem Yumi. Wywołując spory pomruk zawiedzenia i
ogromną salwę śmiechu wśród Kindersów.
— Ekhem —
zachrząkał Shisui uciszając szmery. — W takim razie poproszę teraz wybrańców o
wspólny taniec.
Yumi patrzyła
to na bukiet to na Akihito, zakładającego zdobyczny krawat na szyję. Musiał go
mieć, chociażby na tym jednym tańcu.
— Totalna
głupota — mruknęła, dość brutalnie wciskając bukiet Ryoko.
— No weź to
słodkie — zapewniała ją, próbując zachęcić do zmiany nastroju. W odpowiedzi
wywróciła oczami, podchodząc do uśmiechniętego Endo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz