17 listopada 2019

50. Być ze sobą. Na dobre i na złe

Witam!
Nadszedł ten moment, ta chwila... OSTATNI rozdział drugiej serii pojawia się właśnie dziś, teraz. Można rzec, że napisanie tej historii zajęło nam wiele długich lat, ale nie do końca byłaby to prawda. Już od jakiegoś czasu zastanawiałyśmy się nad kontynuacją przygód naszych bohaterów, ponieważ bardzo się z nimi zżyłyśmy i... postanowiłyśmy spróbować. Dlaczego spróbować? Bo obie nie grzeszymy zbyt dużą ilością wolnego czasu. Z tym pisaniem może być różnie, więc nawet jeśli ta seria powstanie, nie liczyłabym na naszą systematyczność. Druga sprawa to zaangażowanie. I nie, nie tylko nasze, ale i czytelników. Ręka do góry, kto chciałby przeczytać o dalszych losach Itachiego, Sasuke, Haniko i Keiko? Dajcie znać w komentarzach.

Wracając do samego rozdziału, będzie to najdłuższa rzecz, jaka pojawiła się na tym blogu. Jeżeli komuś przeszkadzają takie kolosy, może czytać na raty, książki chyba też wszyscy czytamy w ten sposób, a ilość i długość naszych rozdziałów wskazuje ewidentnie, że napisałyśmy kolejny Potop.

Jest to również pierwszy rozdział, w którym pojawi się piosenka. Inspirowała mnie podczas pisania, więc nie mogłam sobie darować zamieszczenia słów. Nie wrzucam żadnych linków, jeśli ktoś będzie miał ochotę posłuchać, to bez problemu ją sobie znajdzie.

To tyle. Dziwnie pisze mi się te słowa, dziwne jest kończenie czegoś, co trwało tyle lat, pochłonęło tyle myśli, wywołało tak wiele dyskusji. Być może zobaczymy się już wkrótce z pierwszym rozdziałem kolejnej części, ale na razie czuję, jakbym się żegnała.

Kończę więc.
Żegnam.
Do zobaczenia.

I miłego czytania!
_________________________________________________________________


Haniko przykucnęła przy łóżeczku i przez drewniane szczebelki wpatrywała się w drobną ciałko śpiącej córki. Sumire marszczyła przez sen nosek zupełnie jak jej ojciec, chociaż w jej wykonaniu prezentowało się to raczej zabawnie. Sasuke nie był tak rozkoszny, zwłaszcza  że w ciągu ostatniego roku bardzo zmężniał.
– Wszystko w porządku?
W drzwiach stanęła opiekunka do dzieci, wynajęta na czas wesela. Spojrzała na Haniko z obawą, jakby miała wątpliwości, czy należycie zajęła się jej córką. Miała pod opieką troje niemowląt i czwórkę kilkulatków, które bawiły się w oddzielnym pokoju. Trochę dużo jak dla jednej tak młodej osoby.
Haniko wysiliła się, by choć delikatnie się uśmiechnąć; nie było sensu niepotrzebnie niepokoić opiekunki.
– Wszystko dobrze. Już wychodzę.
Jeszcze raz spojrzała na Sumire, jakby samym wpatrywaniem się, potrafiła wyryć jej obraz w pamięci. Zrobić zdjęcie, żeby nie zapomnieć. Niezależenie od tego, ile w końcu zajmie jej misja, czasu nie będzie w stanie cofnąć. Sumire w ciągu tych miesięcy na pewno mocno się zmieni. Zacznie mówić, chodzić… Były to więc dla Haniko ostatnie takie chwile z córką. Ostatnie dni, ostatnie godziny.
Z walącym sercem zeszła schodami na dół. To nie były jej ostatnie minuty w tym miejscu, jej obecność w Konoha miała potrwać dłużej niż kilka najbliższych oddechów, a jednak już miała wrażenie, że nie dane jej będzie więcej spojrzeć na Sumire przed wyjazdem. Że…
– Marnuję czas – szepnęła, wchodząc na salę, gdzie zabawa trwała w najlepsze.
Państwo Uchiha niezmiennie siedzieli przy stolikach w tej części pomieszczenia, która, choć udekorowana w dokładnie ten sam sposób, co druga, wydawała się dużo bardziej chłodna i dystyngowana. Może to z powodu zachowania gości? Ich świętowanie bardziej przypominało uroczystą kolację pogrzebową niż zabawę na weselu członka rodziny.
Haniko westchnęła. Postanowiła napić się soku, ale w drodze do części bufetowej wpadła na nią zdyszana po wygibasach na parkiecie Keiko.
– O, Haniko – zauważyła inteligentnie, uśmiechając się szeroko. Miała mocno zaróżowione policzki i zjadła już większość pomadki, którą miała wymalowane usta podczas uroczystości ślubnej, ale wciąż prezentowała się świeżo i nienagannie. – Gdzie jest Sasuś? Dawno go nie widziałam, a chciałam z nim o czymś pomówić. Bardzo ważna sprawa, serio, życia i śmierci normalnie! Użyczysz mi go na pięć minutek? No może piętnaście. To jak?
Zaledwie minutę temu podskakiwała radośnie na parkiecie, teraz zaś twierdziła, że ma bardzo pilną sprawę do Sasuke i poszukuje go niecierpliwie od dłuższego czasu. Cała Keiko!
– Nie pomogę ci, nie wiem, gdzie jest.
– O… a dlaczego?
Haniko uniosła pytająco brew. Co dlaczego? Dlaczego nie bawili się razem? Dlaczego zamiast z nią, Sasuke był… No właściwie gdzie?
– Byłam u Sumire. Sasuke został, nie wiem, gdzie jest teraz.
Przemilczała to, że nawet gdyby nie jej wizyta u córki, nie wiedziałaby, co robi Sasuke, bo choć przyszli jako para, do tej pory cały czas spędzali oddzielnie. Naprawdę byli siebie warci. Równie uparci, równie skryci i w gruncie rzeczy równie dzicy i niedostępni.
– Ale wszystko między wami okej?
– Tak, Keiko, jest w porządku.
– Taka ulga!
Keiko wyraźnie się rozchmurzyła, jakby powodzenie ich związku miało kluczowe znaczenie dla jej nastroju. Oczy zabłyszczały jej z podekscytowania, kiedy spojrzała na Shimanouchi. Kryło się w nich coś, jakieś ukryte zagrożenie, słodka do przesady i nieprzewidywalna groźba. Haniko nie chciała dowiadywać się, co to tak naprawdę jest i z czym przyjdzie jej się mierzyć, jeśli dopuści ją do głosu, więc postanowiła odezwać się jako pierwsza.
– Nie miałam okazji wcześniej ci tego powiedzieć, ale… – przerwała nieoczekiwanie, z trudem panując nad tym, by nie rozdziawić ust w oszołomieniu.
Keiko miała na sobie naprawdę piękną, idealnie dopasowaną do sylwetki suknię, a na stopach…  soczyście różowe sportowe buty.
Sportowe buty.
Różowe.
Na nogach panny młodej.
…i to w dodatku ze światełkami ukrytymi w podeszwie, które uruchamiały się przy każdym, nawet najmniejszym kroku.
Haniko omal się nie powachlowała. Szok jeszcze przez chwilę nie pozwolił jej się odezwać.
– Pięknie wyglądasz – dokończyła już ze znacznie mniejszym entuzjazmem, nie wiedząc, czy wciąż w to wierzy.
Keiko przebrała nogami w miejscu, a potem zachichotała i okręciła się wokół własnej osi. Haniko raz jeszcze zmierzyła sylwetkę świeżo upieczonej panny młodej, udając, że nie dostrzega jej nowego obuwia. Suknia była elegancka i kobieca, i chociaż z pozoru te dwa słowa nie pasowały do samej Keiko, to jej dzisiejsza kreacja jak najbardziej.
– Dzięki. Podobają ci się? – dopytała, dostrzegając, że Haniko intensywnie przygląda się jej butom. – Od Kaoru dostałam. W prezencie ślubnym. Jest taki kochany!
– Z pewnością dobrze zna twój gust… Tylko że prezenty ślubne powinny być podarkiem dla obojga małżonków. A szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie w nich Itachiego.
Keiko spojrzała z namysłem na swoje stopy. Haniko zaś zaczęła się zastanawiać, czy Fugaku już dostał ataku epilepsji, czy jeszcze nie widział tego… gustownego dodatku.
– Chyba masz rację, stopa mu nie wejdzie – oznajmiła po chwili Keiko, marszcząc brwi. Chyba tylko w tym widziała problem. – A Sasuś jaki nosi rozmiar?
– Co?
– O, spytam go!
W podskokach wyminęła Haniko i z piskiem pognała w stronę stojącego kilka kroków dalej Uchihy. Zanim Sasuke zdołał umknąć, uwiesiła mu się na ramieniu, a potem z entuzjazmem opowiedziała o najlepszym prezencie ślubnym, jaki kiedykolwiek dostała.
Chociaż był to jej pierwszy ślub i pierwszy prezent.
Haniko z lekkim uśmiechem na ustach przyglądała się, jak Sasuke delikatnie próbuje od siebie odsunąć rozentuzjazmowaną przyjaciółkę. Bezskutecznie.
– No tylko popatrz, Sasuś! Są cudowne, prawda? Właśnie rozmawiałyśmy o nich z Haniko. Wiesz, że ona też by takie chciała? Mógłbyś się czasem postarać i być bardziej romantyczny!
– Co w tym romantycznego? – prychnął. – Czy Itachi to widział?
– Jeszcze nie, ale…
– To postaraj się, żeby nie zobaczył. Idź, zdejmij to i nie rób cyrku.
Podziałało. Keiko odsunęła się od niego i nadymała policzki.
– Akurat cyrk to twoja specjalność.
Sasuke otworzył usta, ale po chwili namysłu je zamknął. Jego mina była jednak wystarczająco dosadna. Keiko uśmiechnęła się przebiegle, co nie pozostawiło Haniko żadnych wątpliwości – coś na niego miała.
– W takim razie droga wolna.
– Co? Jaka droga?
Uchiha przewrócił oczami.
Haniko pospieszyła z wyjaśnieniami.
– Sasuke chce powiedzieć, że lepiej, by Fugaku cię nie zobaczył. Te buty… hm, trochę odbiegają od jego wizji idealnej panny młodej. Tak podejrzewam.
Keiko tylko prychnęła, krzyżując ręce na piersi.
– Przecież jego wizja idealnej panny młodej i tak nijak ma się do mnie, więc co za różnica? Jestem w stu procentach inna, niż sobie wymarzył. Albo nie, wróć, wizja Fugaku marzącego o ślubie Itasia jest jakaś taka dziwna…
Faktycznie. Wyobraźnia podsunęła Haniko obraz Fugaku, który z rozmarzonym wzrokiem przegląda czasopisma z dodatkami weselnymi i godzinami wybiera je na ślub ukochanego pierworodnego. Taki bukiet, takie kwiaty na stołach, takie serwetki. A na deser sięga po gruby i przepięknie zdobiony katalog z sukniami. Bo przyszła pani Uchiha musi wyglądać elegancko i z klasą. A kto zna się na klasie i elegancji lepiej niż sam Fugaku? Ziemia nie wydała jeszcze na świat drugiego człowieka tak hojnie obdarzonego wyczuciem smaku.
– Kaoru będzie przykro, jeśli je teraz zdejmę…
– A Itachiemu będzie przykro, jeśli będzie musiał się z tego gęsto tłumaczyć ojcu. Wybieraj.
Keiko spojrzała z wyrzutem na Sasuke, ale to nie była przecież jego wina. W końcu pociągnęła nosem, wygięła usta w podkówkę i poczłapała w stronę, gdzie zostawiła poprzednie buty. Znając ją, było to gdzieś na samym środku parkietu albo pod pierwszym lepszym stołem.
Haniko zerknęła na Uchihę, który z surową miną śledził sylwetkę przyjaciółki. W końcu jego wzrok przesunął się na nią, a spojrzenie złagodniało.
– Masz chwilę?
Przytaknęła. Uchiha zaprowadził ją do oddalonego od centrum, pustego stolika. Nie prowadził jej za rękę, nie położył jej też dłoni na ramieniu, w ogóle jej nie dotknął. Szedł przodem, więc patrzyła na jego szerokie plecy odziane w białą koszulę, myśląc o tym, że chciałaby go przytulić.
Sasuke odsunął jej krzesło, a kiedy usiadła, wyjął coś spod stolika. W papierowej torbie znajdowała się szklana butelka wypełniona przezroczystą, żółtawą cieczą. Na stoliku stały już dwa przygotowane kieliszki. Sasuke rozlał alkohol.
– Ja nie piję, przykro mi – powiedziała, kiedy przysunął jeden w jej stronę. – Dziękuję, ale nie.
– Ale ty jesteś uparta… Dlaczego nie?
Haniko spojrzała na kieliszek. Po prostu…
– Po prostu nie, nie zmuszaj mnie.
– Nawet tyle nie możesz dla mnie zrobić? Chociaż raz się ze mną napić? – Chwycił za szkło i podsunął do ust, patrząc jej wyzywająco w oczy. – Zdrowie Sumire.
Haniko drgnęła, ale nie sięgnęła po swój kieliszek. Patrzyła, jak Uchiha opróżnia swój i mocno się przy tym krzywi. Jakby robił to za karę.
– W taki sposób się wina nie pije.
Sasuke skrzywił się po raz ostatni i z odrazą spojrzał na butelkę.
– Skoro jesteś taka mądra, to może mi pokażesz, jak mam to pić? Jest gorsze, niż podejrzewałem…
– To po co w ogóle to pijesz? Czemu się zmuszasz?
I wtedy stało się coś, co sprawiło, że serce Haniko zabiło mocniej. Sasuke na nią spojrzał. Ale nie tak zwyczajnie, nie w taki sposób, w jaki patrzył na innych. Jego oczy… Ich wyraz mówił jej w tej chwili więcej, niż sam Sasuke zapewne chciał. I niemal natychmiast wszystko zrozumiała.
Jej ręka mimowolnie zacisnęła się na kieliszku i podniosła go do ust. Wino było ciepłe, ale to w niczym nie przeszkadzało. Lekko słodkie, choć przeważała w nim kwaskowatość cytryn, z którego zostało zrobione. Smaczne. Zupełnie takie jak niegdyś. Ten sam aromat słońca, żar, który nawet w głębokim cieniu bił od nagrzanego piasku. Powietrze wypełnione słodkawą nutą potu. Suche, gorące lato. Piaszczyste, lecz wietrzne.
– Skąd je masz?
Sasuke wzruszył ramionami, jakby nie było to nic wielkiego. A przecież było! Tego wina nie można było ot tak kupić w pierwszym lepszym markecie. Jego produkcja każdego roku nie była pewna, bo zależała od zbiorów ryżu i cytryn, a sezon sezonowi nierówny. Czasem udawało im się je kupić od przemiłego właściciela plantacji, czasem nie.
– Sasuke…
– Co mam ci powiedzieć? Akihito. Mnie tam nie było i nawet nie wiedziałbym, gdzie szukać.
Haniko kiwnęła głową. Sasuke starał się wyglądać na kogoś, komu przyszło to wszystko bez większego wysiłku i nie robiło żadnej różnicy, ale ona wiedziała, że to tylko pozory. Może własnoręcznie nie zdobył jej ulubionego wina, ale poprosił Akihito, z którym nie utrzymywał najlepszych stosunków. I co najważniejsze – miał świadomość, że to wino zwróci jej myśli w stronę wspomnień o zmarłym ukochanym. O Satoru.
Sięgnęła po kieliszek i ponowie umoczyła usta. Alkohol był słodki. Oblizała wargi.
– Dolejesz mi?
Sasuke spojrzał na nią uważnie, po czym skinął głową. Kiedy wznosili kolejny toast, patrzyli sobie w oczy.
A Sasuke nawet się nie skrzywił.

***

Pierwszy, drugi, trzeci kieliszek. Przy czwartym Sasuke zauważył, że zaczęło przyjemnie szumieć mu w głowie, a wino przestało smakiem przypominać cytrynowy ulepek.
Haniko błyszczały oczy, wargi miała wilgotne i choć zapewne pieruńsko słodkie, chętnie by ich skosztował. Jedno ramiączko sukienki delikatnie zsunęło się z ramienia, a jego świerzbiły ręce, by to samo zrobić z drugim.
Rozmawiali.
– Wiesz, że poza Krajem Ognia i Wiatru, właściwie nigdzie nie byłam?
– A Kraj Rzek? Żeby dotrzeć do Konohy, musiałaś przez niego przejść.
Haniko przytaknęła. Oblizała dolną wargę, a Sasuke niemal zakręciło się od tego w głowie.
– Kraj Rzek nie odgrywa szczególnej roli. I jest zbyt blisko.
Sasuke nie rozumiał. Zbyt blisko czego? O co jej tak właściwie chodziło?
– Nigdy nie wspomniałaś, że marzysz o podróżowaniu.
– To nie to… – wyznała, przenosząc wzrok na wino.
Sasuke zrozumiał niemą prośbę i uzupełnił jej kieliszek. Obiecał sobie jednak, że to już ostatni. Haniko jako osoba niepijąca nie miała zbyt mocniej głowy.
– Byłam kiedyś na granicy Ame, ale nigdy wewnątrz Kraju. A Kraj Ziemi, Błyskawic, czy Wody zawsze pozostawał poza moim zasięgiem. Chciałabym tam kiedyś dostrzec, rozejrzeć się, poszukać… czegoś znajomego.
A może już przesadził? Może już ostatni kieliszek był błędem?
– Co masz na myśli?
Spojrzała mu w oczy.
– Zawsze, kiedy przyglądam się Sumire, widzę ciebie. Jest jeszcze bardzo mała, a już bardzo cię przypomina. Zrozum mnie dobrze, nie chodzi mi tylko o takie oczywiste podobieństwo, jak kolor oczu czy włosów, bo gdy zestawić ją z Itachim, poza tymi cechami, nie ma między nimi żadnego innego podobieństwa. Inna cera, inne rysy, wszystko inne. Oglądałam ostatnio twoje zdjęcia z dzieciństwa i okresu nastoletniego, i jestem pewna, że kiedy Sumire dorośnie, będzie wyglądała jak twoja kalka. Byłeś w tamtym czasie niesamowicie podobny do Mikoto, wiesz? Zanim nabrałeś typowo męskich rys, wyglądałeś identycznie jak twoja matka. Sumire zawsze będzie przypominała ciebie.
– Jestem tego świadom. Opowiadałaś mi już o dziedziczeniu w twoim klanie. Skoro nie może być podobna do ciebie, siłą rzeczy będzie przypominała mnie.
– No właśnie… A kiedy ja stoję przed lustrem, kogo tak naprawdę widzę? Czy też jestem tak bardzo podobna do swojego ojca?
Uchiha chciał coś odpowiedzieć, ale nie potrafił. Zatkało go. Czy Haniko właśnie zasugerowała, że chciałaby odnaleźć swoją rodzinę? Nie, nie rodzinę… swojego ojca?
– Czasem tak się czuję… – Oparła brodę na dłoni i spojrzała mu w oczy. – Że nie wiem, kim tak naprawdę jestem. Mogę sobie mówić, że jestem Haniko z klanu Shimanouchi, ale co to tak naprawdę znaczy? To tylko połowa mnie. Kim jest ta druga?
– Nigdy mi o tym nie mówiłaś. Mogę… spróbować pomóc ci w poszukiwaniach, tylko czy to naprawdę konieczne? Czy nie ważniejsze jest to, kim się czujesz? Nie musisz być tym, kim twoi rodzice. Nie chciałbym, żebyś się niepotrzebnie rozczarowała.
Haniko pokręciła głową. Przysunęła sobie krzesło bliżej niego, kiedy z głośników popłynęła kolejna, dużo głośniejsza piosenka.
– Ja nie mam żadnych wyobrażeń, co do mojego ojca, Sasuke. Nie marzę o tym, kim mógłby być, chcę tylko wiedzieć, kim jest. Czuję, że jestem w połowie pusta, bo nigdy go nie poznałam, bo nie wiem, co mogłam po nim odziedziczyć prócz wyglądu. Może pasjonowało go medyczne ninjutsu, a może tak jak ja, miał słabość do szarlotki? To, kim był lub jest, pomogłoby mi zrozumieć, kim ja sama mogę się stać. Nawet w tym negatywnym znaczeniu. Bo czy kiedy ty patrzysz na swojego ojca, mimowolnie nie zaczynasz pracować nad sobą, by nie być taki, jak on? Nie obraź się, Sasuke, ale masz do tego predyspozycje. Nie znaczy to oczywiście, że twój ojciec nie ma swoich dobrych stron, ale dobrze jest uczyć się na błędach, zwłaszcza czyichś.
– Wiem – odpowiedział bezbarwnym głosem. Przypominanie mu o jego oczywistym podobieństwie do Fugaku, nigdy nie poprawiało mu humoru. – I wydaje ci się, że on może być gdzieś tam? W Kraju Wody, Błyskawic? Że twoja matka uciekła jak najdalej, nie ryzykując, że przypadkiem mogłaby go spotkać?
Haniko położyła mu dłoń na kolanie, a on mimowolnie ją chwycił.
– Nie wiem, świat jest ogromny, może być wszędzie lub nigdzie, może już od dawna nie żyć. Niemniej chciałabym się przejść uliczkami Kumo i Kiri, rozejrzeć się wokół i zastanowić, czy coś wydaje mi się znajome, choć nigdy wcześniej tam nie byłam. Pooddychać ich powietrzem, spróbować tamtejszej kuchni i zastanowić, czy czuję się tam dobrze. Nawet gdyby nie było tam mojego ojca, może taka podróż pomogłaby mi zrozumieć, kim tak właściwie jestem. Bo nie wiem. Nigdy nie wiedziałam, choć łudziłam się, że tak jest…
Sasuke poczuł, jak mocno wali mu serce w piersi. Haniko dzieliła się z nim swoimi najskrytszymi pragnieniami, które… wywoływały w nim lęk. Rozumiał jej potrzebę odnalezienia ojca, ale przerażało go jej pragnienie zwiedzenia wszystkich wiosek na świecie w poszukiwaniu swoich korzeni. Ile czasu mogłoby jej to zająć? Co będzie w tym czasie z nim i Sumire? No i najważniejsze – co się stanie, jeśli ona znajdzie tam swoje miejsce?
Do tej pory wydawało mu się, że udało mu się odsunąć Haniko od jej niezrozumiałego dla niego klanu. Odciągnąć od tradycji i zachowań, których nie akceptował, ale teraz nie był już tego taki pewien. Ona miała swoje wyobrażenia o życiu, a jego rodzina wychowała inaczej.
I co teraz?
Pewnie powinien zapytać wprost, powiedzieć co czuje i porozmawiać z nią o tym, jak wyobraża sobie ich wspólną przyszłość, ale nie potrafił. Mógłby podzielić się z nią swoimi najbardziej wyuzdanymi pragnieniami, opowiedzieć ze szczegółami, co jeszcze chętnie zrobiłby z nią w łóżku, ale nie potrafił mówić o swoim strachu.
Wsłuchał się w rytm granej właśnie piosenki i postanowił zrobić coś innego. Wyjął z jej dłoni na wpół opróżniony kieliszek, a potem pociągnął ją na parkiet. Haniko nie była aż tak pijana, jak mu się wydawało – szła pewnie w wysokich szpilkach. Zatrzymali się gdzieś na uboczu sali, objął ją pewnie w talii i poprowadził.
– Nie zapominaj, że Sumire to też pięćdziesiąt procent ciebie. Może niewidoczne na pierwszy rzut oka, ale z czasem się ujawni. Ja już je widzę, na przykład… w tym jaka jest uparta. Ty też musisz zawsze postawić na swoim.
Haniko z uśmiechem pokręciła głową.
– A ty nie? Ty nie jesteś uparty?
– Nie aż tak.
– Nie wiem, czy mogę się z tym zgodzić.
– Oczywiście, że nie możesz. Przecież jesteś uparta.
Haniko roześmiała się i niemal straciła równowagę. Sasuke złapał ją mocniej w pasie i przysunął bliżej siebie. A jednak nie była w aż tak dobrym stanie. Jej ciało oparło się o jego; było ciepłe i miękkie, a jej oddech pachniał alkoholem. Policzki miała zaczerwienione i była rozluźniona jak nie ona. Jakby miał do czynienia z inną kobietą, choć równie atrakcyjną.
Jakby tego było mało, Haniko patrzyła na niego takim wzrokiem, że momentalnie zrobiło mu się ciasno w spodniach. Próbował uspokoić oddech, próbował skupić uwagę na czymś innym. Na wystroju sali, na tańczącej obok nich parze, na… ciemnym zaułku w drodze do toalet.
Pociągnął Haniko w tamtą stronę, a kiedy tylko zniknęli za rogiem, przycisnął ją całym ciałem do ściany i wpił się w jej usta. Nie protestowała, nie okazała nawet zdziwienia, tak, jakby tylko na to czekała. Pocałunek tak naprawdę niewiele z całowaniem miał wspólnego. Zęby uderzały o zęby, języki splatały się w chaotycznym tańcu. Haniko zupełnie straciła nad sobą panowanie, bo pierwszy raz w życiu tak chętnie i bez oporów się o niego ocierała. W miejscu publicznym.
O tym ostatnim, Sasuke przypomniał sobie, dopiero kiedy uświadomił sobie, że wokół cały czas głośno gra muzyka i… słyszy równie głośną rozmowę dochodzącą z wnętrza toalety.
Z niechęcią odsunął od siebie Haniko i rozejrzał się wokół. Poza toaletami, w głębi korytarza były jeszcze jedne drzwi. Po chwili namysłu – a trzeba przyznać, że w tym czasie nie myślał trzeźwo, a i z rozsądkiem jego myśli miały niewiele wspólnego – pociągnął ją za rękę w tamtym kierunku.
Pomieszczenie było ciemne, a pod ścianami stały krzesła. Zanim zdążył się dobrze rozejrzeć, Haniko pchnęła go na jedno z nich i wdrapała się na jego kolana. Pocałowała go głęboko, rękoma dobierając się do rozporka w spodniach. Sasuke czuł jej dłonie na swojej pulsującej męskości. Sam wsunął dłonie pod jej sukienkę i chwycił ją za pośladki. Spojrzeli sobie w oczy i… wszystko prysło.

***

Znalezienie porzuconych butów zajęło Keiko ponad dwadzieścia minut. I chociaż bardzo starała się kryć przed Fugaku, a raz w tym celu musiała nawet wczołgać się pod stół, to w końcu niestety ją dopadł. Chyba. Bo spojrzał w jej kierunku, a wtedy ona czmychnęła do toalety. Zauważył? A może w tym rozgardiaszu nawet nie spojrzał w stronę jej stóp?
Keiko podeszła do lustra i przyjrzała się swojemu obliczu. A nie, jednak zauważył pewnie tylko jej rozmazany wokół prawego oka tusz. Szybko wytarła mokrym papierem niechcianą plamę spod oka i się uśmiechnęła. Pomimo wielu godzin biegania, skakania i picia, prezentowała się nienagannie. Fryzura trzymała się dzielnie, makijaż oka może odbiegał wyglądem od początku wesela, ale wciąż wyglądał bardzo dobrze.
Cała ona wyglądała przyzwoicie.
Może z wyjątkiem butów.
Tylko gdzie zostawiła swoje?
Pamiętała, że kiedy zaczęły boleć ją nogi, zamieniła obcasy na płaskie pantofelki. Niby wygodniej, stabilniej, a dla osoby przez cały wieczór pijącej alkohol, to jak koło ratunkowe dla topielca, a jednak wciąż było jej jakoś tak nie do końca…
Próbowała sobie przypomnieć, gdzie Kaoru wręczył jej prezent i gdzie się przebierała, ale jak na złość jej umysł jakoś wyparł ten fragment wieczoru z pamięci. Zamiast tego jej wspomnienia pełne były momentów, których wcale pamiętać nie musiała, bo i po co? Na przykład tego momentu, kiedy pierwszy raz przyszła do tej toalety i zachwycała się zapachem bananowego mydła w piance i tym, jak miękki był obrus przy jej stoliku.
Odwróciła się tyłem do umywalki, postanawiając chwilę poczekać, bo Fugaku mógł czaić się pod drzwiami. Rozejrzała się po pomieszczenie i wtem…
– O! – krzyknęła w zdziwieniu, kiedy dostrzegła swoje buty porzucone przy koszu na śmieci w samym rogu. To tutaj je zmieniała? – Mam was!
Nieważne. Ważne, że były.
Szybko zmieniła obuwie, krzywiąc się z powodu niewygody. Wytrzyma, na pewno. Zrobi to dla Itasia!
Wyszła po cichu z łazienki, różowe buty trzymając za plecami. O wilku mowa. Itachi stał kilka kroków dalej i rozmawiał o czymś z Shisuim. Ten drugi wydawał się bardzo zadowolony i rozluźniony.
Keiko podeszła bliżej.
– Jest niesamowita – stwierdził Shisui. – Idealna. Mądra, zabawna, delikatna.
– I ładna – dodał Itachi, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
Shisui potaknął.
– Bardzo ładna! Mógłbym z nią spędzić resztę…
Keiko wykorzystała okazję i skoczyła na plecy swojego… męża. Tak, męża. Wciąż brzmiało to nieco nieprawdopodobnie, ale powoli oswajała się z tą myślą. Miała męża!
Itachi wzdrygnął się, jakby jego plecy zaatakował rozwścieczony kot, wbijając mu pazury w skórę.
– O czym rozmawiacie?
Zapadła cisza. Shisui odchrząknął, odwracając wzrok i zerkając w zupełnie przypadkowe miejsce. Itachi odkleił ją od siebie i uśmiechnął się niepewnie.
– O… – Zawiesił się. – O książce.
– Z ładną okładką? Musisz mi ją pokazać! Lubię ładne okładki.
Dalszą część niedorzecznej rozmowy przerwało pojawienie się ojca pana młodego. Fugaku miał minę bardziej surową niż zwykle, co wskazywało na to, że stało się coś poważnego. Przez mocno zmarszczone brwi na jego czole pojawiły się zmarszczki, które w normalnych warunkach nie były widoczne, a teraz dodawały mu lat. Dziadzia Fugaku w ustach małej Sumire było tylko kwestią czasu.
– Prosto z misji na twoje wesele przybył wujek Masato, a nie ma dla niego miejsca. Itachi, nie możesz pozwolić mu stać.
Keiko spojrzała na mężczyznę z niedowierzaniem. Tonem jakby co najmniej ktoś umarł, on obwieścił, że brakuje jakiegoś krzesła. No co za bzdury. Niech sobie jej krzesło weźmie, ona nie zamierzała siedzieć przy stole, kiedy trwała taka impreza!
Kiedy tak wgapiała się w Fugaku, on w końcu zwrócił uwagę i na nią. Keiko zacisnęła dłonie na butach, które wciąż trzymała za plecami. Uchiha przyjrzał się dokładnie jej sylwetce, ale nie krzywił się na jej widok bardziej niż zwykle. A więc nie wiedział.
– To ja już pójdę… – odburknął Shisui, korzystając z okazji do ulotnienia się.
Itachi przybrał poważny wyraz twarzy, zdaniem Keiko zupełnie nieadekwatny do sytuacji.
– Oczywiście, ojcze, już się tym zajmuję.
Pociągnął Keiko lekko za łokieć w stronę pomieszczenia z dodatkowym wyposażeniem, o którym poinformował ich właściciel sali. Oboje mieli chyba nadzieję, że temat się zakończy, ale ku ich zgrozie, Fugaku ruszył za nimi.
– To spore niedopatrzenie, synu. Przez takie sytuacje wesele może zostać bardzo źle zapamiętane. Musisz jak najszybciej zatrzeć złe wrażenie.
Keiko nie mając pewności, co zrobić, by nie zwracać na siebie uwagi, postanowiła iść bokiem. Na ten widok brew Itachiego uniosła się pytająco ku górze, ale tematu nie drążył. Fugaku na szczęście nie zwracał na nią uwagi, zbyt pochłonięty nową plamą na honorze klanu.
– To się nie może więcej powtórzyć – ciągnął, jakby temat brakującego krzesła nie został już dawno wyczerpany. – Taki błąd może wyprzeć dobre wspomnienia tego wieczoru. Za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał, czy zaserwowane potrawy były smaczne, nikt nie będzie pamiętał muzyki czy dekoracji, wszyscy za to zapamiętają, że Masato nie został ugoszczony z należytym szacunkiem.
Zatrzymali się przed odpowiednimi drzwiami.
– To ja przyniosę! – zawołała Keiko, widząc w tej sytuacji idealną okazję, do schowania wściekle różowych butów.
Fugaku chyba nawet jej nie usłyszał, bo dalej ciągnął temat, jakby zostało coś jeszcze do powiedzenia, a Itachi potakiwał mu bezmyślnie głową, nie mając siły się sprzeciwić.
Keiko chwyciła buty jedną ręką, drugą zamachała w powietrzu, ale żaden z mężczyzn nie zwrócił na nią uwagi. Może to i dobrze? Podeszła do drzwi, pociągnęła za klamkę…
A w następnej chwili pisnęła z zaskoczenia i wrzuciła buty do środka.
Natężenie decybeli było tak wysokie, że Fugaku przerwał na moment swój monolog i spojrzał na nią z chęcią mordu.
– Eee… – zaczęła Keiko, przytulając się plecami do drzwi. – To nic, wydawało mi się, że ducha widziałam. Ale to bzdurne, duchy przecież nie istnieją, nie?
– Keiko… – próbował coś powiedzieć Itachi, ale zanim dokończył, Fugaku podszedł do drzwi.
– Odsuń się. Każda dodatkowa minuta grozi, że ta sytuacja urośnie do rangi niewybaczalnych.
Keiko mocniej przytuliła się do drzwi. Rozłożyła szeroko ramiona, blokując Fugaku dostęp, a sama prawie tracąc równowagę, bo sukienka uniemożliwiła jej zrobić to samo z nogami. Przeklęta kiecka!
– Nie wolno! – krzyknęła, naprędce szukając jakiegoś wyjaśnienia. – Tam nie ma krzeseł! Chyba gdzieś wyszły albo ktoś zabrał.
– Wyszły… – wycedził Fugaku, na którego czole pojawiła się dodatkowa zmarszczka do kolekcji.
– No właśnie tak, wyszły. Możemy ich poszukać na przykład na dworze, co pan na to?
Zanim Fugaku na dobre stracił cierpliwość, drzwi otworzyły się gwałtownie. Keiko tylko cudem zachowała równowagę, z przerażeniem patrząc na Sasuke, który trzymał w ręku buta, którym dostał nieumyślnie w głowę.
– Co ty wyprawiasz? Chciałaś mnie zabić?!
Uchiha był wściekły. Patrzył na nią z mordem w oczach, dopóki nie dostrzegł ojca i Itachiego, a wtedy mina nieco mu zrzedła. Nie wiedział jednak jeszcze najgorszego…
Keiko próbowała na migi dać mu znak, machała rękoma wokół twarzy, ust, ale było już za późno. Itachi ukrył twarz w dłoniach, przeczuwając nadchodzącą katastrofę.
– Co ty masz na twa…
Zanim Fugaku zdołał skończyć zdanie, drzwi otworzyły się ponownie i stanęła w nich Haniko. Była lekko potargana, jedno ramiączko sukienki miała opuszczone, a czerwona szminka z jej ust… zawędrowała na usta Sasuke, rozmazując się malowniczo wokół.
Fugaku zrobił się purpurowy ze złości. Wyglądał jak czajnik, który zaraz eksploduje, bo ktoś wlał do niego wody poza górną kreskę.
Keiko zastanawiała się, jak ratować sytuację. I gdzie podział się jej drugi but, bo Sasuke trzymał tylko jednego.
– Widzieliście może jakieś krzesła? – wypaliła.
Para przyjrzała jej się bez krzty zrozumienia. No jasne, pewnie myślami byli wciąż zbyt zajęci sobą, żeby rozumieć takie subtelne aluzje, a ona chciała im tylko pomóc. No zero współpracy! Zawsze wszystko musi robić sama…
– No ale tragedii nie ma, ja krzesła nie potrzebuje, więc ten dziadzio może wziąć moje. Nie będę już dziś siadać. Sasuś obiecał mi taniec. Chodź, Sasuś.
Keiko podeszła do niego, zamierzając pociągnąć go za rękę i odciągnąć od Fugaku, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie i złapała go za łokieć. Z boku musiało to wyglądać bardzo nienaturalnie, ale kto wie, gdzie on tę rękę jeszcze przed chwilą trzymał… Najpierw musiała go zaprowadzić do łazienki.
Itachi podchwycił jej koślawy pomysł i postanowił jak najszybciej ewakuować stamtąd Haniko. Keiko otworzyła usta w zdziwieniu, zauważając, że dziewczyna jest pijana i nie idzie tak prosto, jakby chciała. No to się porobiło…

***

Sasuke bez słowa dawał się ciągnąć Keiko. Kompletnie nie rozumiał, co przed chwilą zaszło, prócz tego, że wpadli. W dodatku na czymś, czego nawet nie robili. Pięknie.
– Ja… przepraszam. Matko, co za wstyd.
Odwrócił się, spoglądając na Haniko, która szła tuż za nimi, prowadzona przez Itachiego. Przepraszając, jeszcze utwierdziła wszystkich w przekonaniu, że za tymi drzwiami wyrabiali nie wiadomo co.
– Itachi, strasznie mi przykro, ja… Keiko chyba widziałam twojego buta.
– Nie musisz przepraszać – odburknął Itachi, prawdopodobnie dlatego, że dziewczynę bardzo to męczyło.
Sasuke utwierdził się w tym przekonaniu, kiedy brat na niego spojrzał; to on miał usłyszeć reprymendę, nie Haniko. No pięknie. Nie zrobili nic złego, nawet nie byli bliscy uprawiania seksu, bo atmosfera gdzieś po drodze prysła, a będzie musiał wysłuchiwać żali, że to zrobili. Że wywołał mały skandal na jego weselu.
Co poniekąd było prawdą.
Przed toaletą dokonali małej wymiany. Keiko puściła go wreszcie i przejęła Haniko z rąk Itachiego. On zaś wskazał Sasuke drzwi, prosząc, by wszedł pierwszy. I zaczęło się…
W łazience było pusto. Źle i dobrze zarazem. Źle, bo nic nie mogło powstrzymać Itachiego, dobrze, bo nikt inny nie mógł tego usłyszeć.
Sasuke podszedł do umywalki i przyjrzał się swojemu odbiciu. Prócz tego, że ten odcień czerwieni to raczej nie był jego kolor, zauważył, że ma potargane włosy i krzywo zawiązany krawat. Dobrze przynajmniej, że rozporek miał zapięty.
Itachi stanął obok i spojrzał na niego w lustrze.
– Sasuke…
– Nie zaczynaj. Ty masz zagwarantowaną noc poślubną, a ja…
– A ty zawsze możesz wziąć ślub – wciął mu się Itachi, mrużąc oczy. – Jak mogłeś w ogóle doprowadzić do takiej sytuacji? Wiesz, co by było, gdyby był tam ktoś prócz nas? Gdyby wuj Masato udał się po krzesło osobiście? W dodatku wciągnąłeś w to w Haniko… kompletnie pijaną!
– Do niczego nie doszło… – odburknął.
– Sasuke, do cholery!
Itachi uderzył pięścią w rant umywalki. Spojrzeli sobie w oczy. Itachi naprawdę był na niego wściekły.
Tylko jak on miał się teraz z tego wytłumaczyć? Sytuacja wyglądała jednoznacznie, a ich intencje początkowo były jakie były. Czy prawdą było, że zaciągnął tam Haniko, żeby ją przelecieć? Tak. To, że w międzyczasie oboju im się odwidziało i zamiast się kochać, poprzestali na przytulaniu i szeptaniu sobie czułych słówek, nie miało znaczenia.
– Dobrze wiesz, że ona nie pije. Dlaczego wykorzystałeś to, że zrobiła wyjątek? Wiesz, jak ona będzie się po tym wszystkim czuła?
– Nie wykorzystałem jej, powtarzam.
– Nie wykorzystałeś, bo sama chciała, tak mam to rozumieć?
– Nie…
– To jak?
Sasuke czuł, że powoli traci cierpliwość. Itachi był świetny w umoralniających gadkach, tę umiejętność odziedziczył po Fugaku. I nie tylko to… Do perfekcji opanował również kompletny brak zrozumienia i postawienia się w czyjejś sytuacji. A to w połączeniu z wiecznymi pretensjami, doprowadzało Sasuke do szału.
– Przestań mnie, kurwa, wreszcie oceniać! Łatwo ci mówić, bo ty i twoja świeżo upieczona żonka jesteście razem i nic nie wskazuje na to, by miało się to w najbliższym czasie zmienić! Nic wam nie stoi na przeszkodzie, nie macie dziecka, ona nie ma zmarłego chłopaka, którego kocha nad życie i do którego właśnie wraca! Masz pewną, stabilną sytuację… Keiko może i jest nieprzewidywalna, ale do swoich bliskich jest mocno przywiązana i nie potrafi ich opuścić. O Haniko tego powiedzieć nie można…
Kiedy skończył, zauważył, że Itachi patrzy na niego jak na wariata. Jakby był niespełna rozumu.
– Co ty pieprzysz, Sasuke?
Uchiha spojrzał w lustro. No właśnie, o czym on pieprzył? Nie wiedział.
– Ona zawsze będzie kochać Satoru… – odburknął.
– Ale on nie żyje. To, że wraca na jakiś czas do Suny, nie oznacza, że tam zostanie, by móc do końca życia przesiadywać przy jego grobie. To niedorzeczne. Poza tym kocha Sumire, jak ty to sobie wyobrażasz?
Sasuke wzruszył ramionami. Nie wyobrażał sobie, nie chciał. Nie miał na to siły.
Itachi westchnął. Potarł oczy dłonią i spojrzał w odbiciu na brata.
– Jak ci się wydaje, dlaczego ona z tobą jest?
Dlaczego? To akurat proste. Dla seksu, dla…
– Dla penisa? – wyszeptał.
Itachi spojrzał na niego z niedowierzaniem. Wyglądał, jakby zastanawiał się, czy nie przyłożyć mu dłoni do czoła, by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma wysokiej gorączki. Bo bredził, jakby tracił kontakt z rzeczywistością.
– Nie ty jeden go masz – odparł ze spokojem, marszcząc brwi. – A to, że kobiety mają do ciebie słabość i miękną im kolana na twój widok, nie oznacza, że jesteś jakimś bogiem seksu, którego nie sposób zastąpić.
Sasuke prychnął z pogardą.
– Och, no jasne, a ty to wiesz, bo często gościsz w moim łóżku, prawda? I doskonale wiesz, co i jak robię. A Haniko sypia ze mną pewnie tylko dlatego, że jest nimfomanką i nie może się obejść bez bzykania i kiedy tylko wyjedzie, prześpi się z połową Suny. Dzięki, od razu mi lepiej.
Itachi przewrócił oczami. Podszedł bliżej i położył Sasuke dłoń na ramieniu, zmuszając go, by na niego spojrzał.
– Nie, sypia z tobą, ponieważ jej na tobie zależy, ponieważ potrzebuje kontaktu z tobą i twojej bliskości. Ponieważ jest między wami chemia i ponieważ cię kocha.
Sasuke westchnął. Słowa brata nieco go uspokoiły, ale wciąż miał w pamięci ten fragment rozmowy z dziewczyną, kiedy przyznawała, że marzy o podróżach po świecie w poszukiwaniu swojego miejsca. Czasem miał wrażenie, że Haniko wbrew pozorom była bardziej nieprzewidywalna niż stale zaskakująca go Keiko… Nigdy nie rozumiał, co się tak naprawdę działo w jej sercu i głowie. A ona nigdy nie raczyła mu wytłumaczyć, sprawiając, że żył w ciągłej niepewności. Może nad tym powinni popracować? Może najwyższy czas było to zmienić?
Itachi stojąc przodem do odwróconego bokiem Sasuke, objął go lekko i przytknął czoło do jego głowy. Sasuke położył mu dłoń na przedramieniu i na chwilę przymknął oczy. Czasem jednak dobrze było mieć brata. Nawet jeśli nie można było mu o wszystkim powiedzieć.

***

Haniko dawno się tak nie czuła.
Zawsze miała nad wszystkim kontrolę. Zawsze decydowała o sobie i podejmowała racjonalne decyzje. Potrafiła przekonywać innych do swojego zdania, potrafiła wykazać się intelektem i dzielić doświadczeniem. Często okazywała się dojrzalsza i mądrzejsza od osób od siebie starszych, a teraz… czuła się jak małe dziecko.
Pozwoliła się poprowadzić Keiko do umywalki, pozwoliła doprowadzić się do ładu i było jej… jakoś źle. Bo to była Keiko. Nierozgarnięta, często bardzo dziecinna Keiko. I chociaż była od Haniko starsza, to zawsze ona traktowała ją jak młodszą i mniej doświadczoną koleżankę. Jakie to zabawne. Role łatwo było odwrócić.
– Dobrze się czujesz? – spytała świeżo upieczona pani Uchiha, poprawiając jej potargane włosy. – Nie jest ci niedobrze?
– Jest w porządku – odburknęła, nieswoim głosem. Trochę bardziej pijanym, z lekkim zaśpiewem. – Keiko, nie jest wcale tak źle, jak ci się wydaje. Nie wypiłam tak dużo.
– No, no, na pewno – przytaknęła, wilgotnym papierem ścierając z jej ust pozostałości szminki. Najwyraźniej Sasuke nie zdołał zjeść wszystkiego. – Upiłaś się kiedyś? Czy to pierwszy raz?
– Ale ja wcale nie jestem pijana…
– Czyli pierwszy – stwierdziła z przekonaniem Keiko. Odsunęła się trochę i przyjrzała dokładnie twarzy Haniko. – Pierwszy raz jest najgorszy. Nie kontrolujesz siebie, nie wiesz, co się dzieje z twoim ciałem, wydaje ci się niewłaściwe. No… ale już wyglądasz pięknie.
Haniko spojrzała w lustro. Postać, którą w nim zobaczyła, była nią, ale tak nie do końca. To nie było to samo odbicie, które dostrzegała na co dzień. Było dokładnie tak, jak mówiła Keiko – wydawało się niewłaściwe. Spojrzenie miała jakieś zamulone, nieostre. Naprawdę było aż tak źle?
Wyszły w łazienki. A raczej Keiko ją z niej wyprowadziła, trzymając ją mocno pod ramię, jakby Haniko miała się lada moment przewrócić. Nie, niemożliwe, przecież była w stanie poruszać się z normalną dla siebie gracją!
Bracia Uchiha już na nie czekali. Co wydało jej się dziwne – obaj przyglądali się właśnie jej. Itachi z troską, Sasuke z… wyrzutami sumienia? Chyba musiała sobie coś ubzdurać.
Itachi chwycił ją za rękę i coś do niej powiedział, ale ona nie potrafiła oderwać spojrzenia od młodszego Uchihy. Sasuke był taki przystojny, tak bardzo chciała go dotknąć, tak bardzo pragnęła w tej chwili jego ciała. Chciała, by do niej mówił, by na nią patrzył, by się w niej znalazł…
– Chodź, powinnaś ochłonąć.
Kiedy ona nie chciała! Chciała Sasuke i tylko jego. Rozebrać go, pchnąć na materac i…
Zarumieniła się, uświadamiając sobie, że nawet loda mogłaby mu zrobić. A nawet nie tyle mogła, co chciała. Penis Sasuke nie był jakichś monstrualnych rozmiarów, choć on bardzo chciał w to wierzyć. Był może większy niż Satoru, ale statystyka mówiła, że dwadzieścia procent mężczyzn miało przyrodzenie większe niż…
Zaraz… O czym ona właściwie myślała?!
Dwadzieścia procent, to jedna piąta. Kwestia dyskusyjna, czy to dużo, czy wciąż mało.
Itachi posadził ją przy stoliku na uboczu, najprawdopodobniej obawiając się, że zrobi coś nieoczekiwanego i się wygłupi. Ale ona przecież nie była pijana, była w stu procentach zwyczajną sobą! To wszyscy wokół rozczulali się nad nią i histeryzowali, jakby była małą dziewczynką. A nie była. Małe dziewczynki nie myślały o obciąganiu swojemu facetowi…
Moment… Czemu wciąż przychodziło jej to do głowy?
Do ich stolika zbliżył się uśmiechnięty od ucha do ucha Akihito. Ale po chwili mina całkowicie mu zrzedła.
– O cholera – wydukał, przyglądając się uważnie Haniko. Zmarszczył brwi, po czym zwrócił się do Itachiego. – Zabiję go.
– Daj mu spokój, już dostał nauczkę.
Akihito zlustrował uważnie Haniko, a ona odpowiedziała mu tym samym.
– Śmiem wątpić, czy to na pewno była nauczka…
– Coś sugerujesz? – spytała, marszcząc brwi. Kolejny, który zamierzał ją traktować jak dziecko. Dziwne, że wszyscy wokół wiedzieli, co jest dla niej dobre, lepiej niż ona sama. – Słyszę i rozumiem, co mówisz, więc licz się ze słowami.
Endo przysunął sobie krzesło i siadł koło niej.
– Kochana, znam cię nie od dziś i wiem, że…
– Że do pewnych spraw powinieneś się nie mieszać – wtrąciła. – Jestem trzeźwa. Wiem, co robię. I mam dziecko.
Itachi westchnął.
– I co w związku z tym? – ciągnął niezrażony Endo, opierając łokcie o kolana. – Co z tego, że masz dziecko? Czy to cię czyni mądrzejszą i bardziej odpowiedzialną? Nie. To tylko oznacza, że powinnaś się bardziej pilnować i uczyć na błędach.
– Sumire nie jest błędem – sapnęła z oburzeniem. – I nasze kolejne dziecko też nim nie będzie.
– Kolejne? – Akihito wydawał się wstrząśnięty. Itachi również mocno zbladł. – Boże, dziewczyno! Kiedy?
– Co kiedy?
– No… który to miesiąc? Kiedy się urodzi?
Haniko spojrzała na swój brzuch. Był już płaski, choć niepozbawiony delikatnych wałeczków, które ją denerwowały, a Sasuke chyba bardzo się podobały. Lubił ich dotykać, lubił za nie łapać, a kiedy się zbliżał, czuła jego gorącego, nabrzmiałego…
– Haniko!
Podskoczyła. Akihito podniósł głos, ponieważ znowu odpłynęła, zatapiając się we własnych myślach. Bujanie w obłokach po alkoholu było jakieś takie łatwiejsze. Myśli śmielsze, a wizje wyraźniejsze.
– Nie spodziewam się kolejnego – odpowiedziała, dotykając swojego brzucha. – Co nie zmienia faktu, że gdybym zaszła w ciążę, nie byłby to koniec świata.
Itachi wyglądał, jakby kamień spadł mu z serca. To nie byłoby nawet jego dziecko, a wyglądał, jakby ten temat dotyczył również jego.
A przecież Sasuke dorósł, prawda?
Akihito machnął dyskretnie palcem, dając Itachiemu znak, by się do niego przybliżył. Było to jednak tak dyskretne, że Haniko bez trudu to zauważyła. Zmarszczyła brwi i spodziewając się najgorszego, nadstawiła ucha.
– Jutro zabieram ją ze sobą… – szepnął Akihito, przekonany, że ona tego nie usłyszy. – Ale na wszelki wypadek i tak daj dziś bratu prezerwatywy. Dużo, dużo prezerwatyw. I naucz go, jak powinien z nich korzystać, bo mam wrażenie, że w pełni tego nie opanował. Sam bym mu chętnie pokazał… no ale chyba sam rozumiesz. Mógłby się poczuć nieco niepewnie, gdybym spróbował go złapać za to i owo.
I zachichotał, a w Haniko niemal się zagotowało. Zacisnęła dłonie w pięści.
– Itachi, mogę cię na chwilę przeprosić?
Dwa razy nie musiała tego powtarzać. Uchiha wyglądał, jakby z ogromną chęcią opuszczał ich towarzystwo. Widząc jej minę, uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, a potem zniknął na parkiecie.
– Tobie żadna ciąża nie grozi, co? O siebie nie musisz się martwić, więc postanowiłeś pomieszać trochę w moim życiu.
– Nie bądź złośliwa… – odparł ze spokojem Akihito, patrząc na jej rozzłoszczoną minę. – To były tylko żarty, żeby rozładować napięcie. Nikt wam przecież nie zabrania powiększania rodziny, ale błagam, z rozwagą, a nie pod wpływem chwili! Jesteś pijana, Sasuke trochę też, nic gorszego od kolejnej ciąży nie mogłoby was teraz spotkać. I ty to wiesz, ale nie myślisz racjonalnie, w tym problem…
– I co z tego, że jestem pijana? Chcesz mi powiedzieć, że wszystkie pijane pary, bez wyjątku, wymagają przyzwoitki i ciągłego pilnowania? Wszystkich należy rozdzielać albo wciskać antykoncepcję? Nie rób ze mnie idiotki, tłumacząc się alkoholem! Przecież wiesz, co się dzieje, kiedy Sasuke przychodzi zobaczyć się z Sumire… Doskonale to wiesz. Więc czym różnią się tamte sytuacje od tej teraz? No czym?
Akihito zamilkł. Przetarł powieki, a potem spojrzał zmęczonym wzrokiem na przyjaciółkę; jej dla odmiany był ostry i przenikliwy.
– Martwię się.
Haniko skrzywiła się.
– W ciekawy sposób, to okazujesz…
– To nie tak. Po prostu… nie chcę, żebyś później żałowała. Może i wyszliście na prostą, ale pamiętasz, co było rok temu? Zadzwoniłaś do mnie, płakałaś, nie potrafiłem cię uspokoić, nie mogłem ci pomóc… Nie chcę, żeby on znowu cię skrzywdził, świadomie czy nie.
Akihito chwycił ją za rękę. Miał dużą, ciepłą dłoń i trzymał ją tak pewnie. Haniko mimowolnie zaczęła się rozluźniać.
– Czemu miałby to robić?
– Bo znowu rozstajecie się na kilka miesięcy. Ciągnie was do ciebie, Sasuke jest zdesperowany i zrobi wszystko, żeby cię przy sobie zatrzymać. Wmówił sobie nawet, że chciałby mieć kolejne dziecko, ale tak naprawdę wcale tego teraz nie pragnie. Pragnie ciebie i jest tak strasznie zakochany w waszej córce, że ta myśl sama zrodziła się w jego głowie. Mówił ci o tym? Wspomniał o powiększaniu waszej małej rodzinki?
Potaknęła. Kiedy zostali sami w schowku na krzesła, ona na jego kolanach, Uchiha zwierzył jej się, że chciałby znów oglądać ją z ciążowym brzuszkiem, chciałby tym razem być przy niej, chciałby… dziecka. Zszokował ją tym. Skąd ten pomysł, pomyślała. Czemu tak nagle?
Uzmysłowiła sobie, że Akihito mógł mieć rację…
Endo zlustrował dokładnie wyraz jej twarzy.
– Sam nie wierzę, że to mówię, ale nie miej mu tego za złe. On jest strasznie emocjonalny, choć stara się to zamaskować. Ale przede mną nic się nie ukryje.
Haniko uśmiechnęła się smutno, po czym przysunęła się do niego i przytuliła mocno, kładąc mu głowę na ramieniu. Endo zaczął ją głaskać po plecach.
Trwali tak dobrą chwilę. Kątem oka Haniko zauważyła, że Shisui przygląda im się z zainteresowaniem. Chwilę później dołączyła do niego Fumiko, chwycili się na ręce i… poszli.
– Ty go naprawdę lubisz – zauważyła Haniko z uśmiechem, uświadamiając sobie, o czym myśli. – Udajesz, że tak nie jest, ale lubisz go.
– Wydaje ci się.
– Właśnie nie wydaje. Może nie czytam z ludzi, ale ciebie znam na wylot. Dogryzasz Sasuke, peszysz go, podpuszczasz. Lubisz go.
– Lubię go denerwować – sprostował. – I tylko tyle.
– Lubisz go denerwować, ponieważ wtedy zwraca na ciebie uwagę. A ty chcesz, żeby cię zauważał, chcesz, żeby o tobie pamiętał.
– Bzdury pleciesz.
– Nie plotę. I zaczynam się zastanawiać, czy nie powinnam czuć się zaniepokojona… Akihito, on ci się podoba!
Mężczyzna złapał ją za ramiona i odsunął od siebie.
– Wypluj to! Wypluj, wypluj!
Haniko skrzywiła się, kiedy wbił boleśnie palce w jej skórę.
– Akihito…
– Pamiętaj, że zawsze, ZAWSZE mieliśmy inny gust w kwestii facetów. Ty lubiłaś blondynów, ja… lubiłem blondynów, teraz ty masz bruneta, a ja… No dobra, może Sasuke trochę mi się podoba. Ale tylko trochę! Nie jesteś zła?
Haniko z uśmiechem pokręciła głową.
– Itachi jest przystojniejszy, taki… szlachetny – kontynuował niezrażony Endo. – Ale Sasuke ma w sobie coś takiego, taką dzikość, która przyciąga spojrzenia. Jest bardzo pewny siebie, Itachi nie ma takiego sposobu bycia, może dlatego w damskim towarzystwie często traci przy bracie. Ale ty to chyba doskonale rozumiesz, skarbie.
– Jasne, że rozumiem, po prostu nie spodziewałam się, że ty też…
– Ale ja się w nim nie kocham, nic z tych rzeczy! – Akihito zaczął energicznie wymachiwać przed sobą rękoma. – Po prostu doceniam jego urodę, kształty.
– Kształty? O czyim tyłku mówicie?
Oboje niemal podskoczyli, kiedy zza ich pleców wyskoczyła Keiko, ciągnąć Sasuke za rękę. Spojrzała na ich przerażone miny, a potem na towarzystwo na parkiecie przed nimi. Pech chciał, że mniej więcej dokładnie naprzeciwko ich stolika stał zwrócony do nich tyłem… Fugaku. Dokonał oględzin parkietu, a następnie schylił się i podniósł jakiś papierek.
Jego pośladki opięte w tamtym momencie materiałem garniturowych spodni, to ostatnia rzecz, jaką Haniko miała ochotę oglądać tego wieczoru.
Akihito patrzył na ten widok przez chwilę z niedowierzaniem, po czym wybuchnął śmiechem. Rzucał się przez chwilę na krześle, po czym zgiął się w pół i złapał za brzuch, próbując opanować drgawki na całym ciele.
– Aha… – odparła Keiko z niedowierzaniem. – No to może ja wam nie będę przeszkadzać…
– To było… – zaczęła Haniko.
– Obrzydliwe – podsumował Sasuke.
Keiko pokiwała w skupieniu głową, by po chwili również zacząć głośno się śmiać. Oparła się o krzesło, na którym siedział – a właściwie już wisiał – Akihito i oboje poddali się atakowi niepohamowanej wesołości.
Haniko i Sasuke wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
– Dobra! – wrzasnęła nieoczekiwanie Keiko, klaskając w dłonie. – Bawimy się!

***

Wybiło wpół do czwartej. Ilość gości na weselu znacznie się uszczupliła. Wyszli wszyscy ci, którzy musieli wstać skoro świt, a także część starszego towarzystwa; głównie z klanu Uchiha. Fugaku wraz ze świtą oraz rodziną żony zasiadali teraz przy połączonych stolikach i dyskutowali o polityce. Kindersi wyszli kilka minut temu się przewietrzyć i czasem słychać było ich krzyki dochodzące z dworu. A Haniko…
W momencie, kiedy ganianie z Keiko i Akihito po parkiecie zaczęło ją nużyć, przykleiła się do Sasuke i od tej pory nikt nie był w stanie jej od niego odkleić. Byli obecnie jedyną parą na parkiecie i tańczyli już chyba siódmą piosenkę. O ile przebieranie nogami w miejscu i kołysanie się na boki w ogóle można było określić mianem tańca. Uczepiła się go kurczowo, a on nie pozostawał jej dłużny, jakby już nigdy nie zamierzał jej puszczać; jakby stanowili jedność. Trzymał mocno, choć delikatnie. Było tak… bezpiecznie.
Dawno temu przestało kręcić jej się w głowie. Dawno temu przestała myśleć o tym, co czeka ją następnego dnia, a właściwie to już za kilka godzin. Chciała tylko być tu z nim. Jak najdłużej. Najlepiej na zawsze.
Oderwała głowę od jego ramienia i spojrzała w górę. Kąciki jego ust uniosły się lekko, kiedy ich spojrzenia się spotkały; Sasuke ścisnął mocniej jej talię.
Nie przestawali tańczyć, nawet kiedy piosenka się skończyła. DJ, którego państwo młodzi wynajęli na wesele, zapowiedział kolejny utwór. Melodia popłynęła z głośników, a oni dość szybko wczuli się w rytm.
I am not the only traveler
Who has not repaid his debt
I've been searching for a trail to follow again
Take me back to the night we met
Haniko serce mocniej zabiło w piersi. Miała o tym nie myśleć, miała choć na ten jeden wieczór zapomnieć, że następnego już nie będzie.
And then I can tell myself
What the hell I'm supposed to do
And then I can tell myself
Not to ride along with you
Zacisnęła mocniej dłoń na ramieniu Sasuke. Był prawdziwy. Był tu wciąż z nią. W pełni rzeczywisty. Mężczyzna, którego kochała.
I had all and then most of you
Some and now none of you
Take me back to the night we met
I don't know what I'm supposed to do
Haunted by the ghost of you
Oh, take me back to the night we met
W oczach Sasuke błysnęło zrozumienie. Ta piosenka była o nich. O nich obojgu jednocześnie, choć dla każdego znaczyła pewnie coś innego i mówiła o innych fragmentach ich wspólnego życia. Oczy Sasuke błyszczały nienaturalnie, a ona nie potrafiła przerwać kontaktu wzrokowego. Wdziała go tak dokładnie, tak doskonale, a jednocześnie z każdą chwilą oddalała się od niego o kolejne metry, mile, oceany.
When the night was full of terrors
And your eyes were filled with tears
When you had not touched me yet
Oh, take me back to the night we met
Schowała twarz w zagłębieniu jego szyi, schowała wątpliwości. Chciała za wszelką cenę mu tego oszczędzić, choć zdawała sobie sprawę z tego, że to niemożliwe.
To była piosenka o niej. O niej, o nim, o dniu, w którym zginął Satoru oraz nocy, kiedy omal nie stracili Sumire. Ta piosenka była o wszystkim. O życiu, które wiedli i które będą wiedli. Razem choć oddzielnie.
I had all and then most of you
Some and now none of you
Take me back to the night we met
I don't know what I'm supposed to do
Haunted by the ghost of you
Take me back to the night we met*
Sasuke to rozumiał. Przytulił ją mocniej do siebie i choć trzymał mocno, ona już teraz miała wrażenie, że świat, który ich otacza, przestał być rzeczywisty. Czuła jego ciało, czuła jego ciepło, a zarazem trzęsła się z zimna. Razem choć oddzielnie.
Kiedy z głośników wybrzmiały ostatnie nuty, a z ust wokalisty ostanie słowa, Haniko zapragnęła uciec.
– Przepraszam.
Wyrwała się Sasuke i nawet na niego nie patrząc, szybkim krokiem ruszyła do toalety. A może pobiegła? Nieważne. Pchnęła mało delikatnie drzwi i dopadła do umywalki.

***

Sasuke tkwił oszołomiony na samym środku parkietu. Z głośników rozbrzmiewała kolejna piosenka, ale on nie dość, że nie rozumiał słów, to nie słyszał nawet muzyki. W głowie wciąż huczały mu wersy poprzedniego utworu. Tego, który dosłownie przed chwilą wywołał zamęt w jego sercu, a z Haniko zrobił coś znacznie gorszego.
Take me back to the night we met
– Hej, w porządku?
Sasuke spojrzał nieprzytomnie w bok. Itachi. Oczywiście to musiał być Itachi. Jego starszy brat w roli jego anioła stróża pojawiał się zawsze, kiedy z Sasuke działo się coś niedobrego. A takie sytuacje miały w ostatnim czasie miejsce bardzo często. Co robił nie tak?
Pokiwał głową, nie mając pewności, czy jest w stanie wydusić z siebie choćby słowo; oszołomienie nie mijało.
Itachi objął go ramieniem i poprowadził w stronę stolika, przy którym wszyscy siedzieli. Dlaczego tam? Sasuke nie wiedział. Obecność Fugaku i jego wymądrzające gadki nigdy nie działały na niego kojąco, a jednak to właśnie w tamtą stronę teraz zmierzali. Matka uśmiechała się do niego już z daleka, a on miał nadzieję, że po jego twarzy nie widać było, co działo się w środku.
Dlaczego tam?
Itachi musiał najwyraźniej uznać, że nie należy go po prostu zostawiać teraz samego. A Sasuke nie wiedział, czy się z tym zgodzić, czy też nie.
– Cieszę się, że do nas dołączyłeś, kochanie – zaćwierkała Mikoto, łapiąc go za dłoń, kiedy tylko siadł obok niej. – A dokąd poszła Haniko?
– Zjesz coś, Sasuke? – Wciął się Itachi, wciskając mu talerzyk z koreczkami rybnymi. – Są bardzo dobre.
Sasuke spojrzał na jedzenie i pokręcił odmownie głową. Skupił uwagę na ojcu, który właśnie wszechwiedzącym tonem tłumaczył szwagrowi gospodarkę Kraju Wody, na której tamten znał się lepiej od niego. Naturalnie nikt mu wywodu nie przerywał; Mikoto uśmiechała się, jak na posłuszną żonę przystało, jej starsza siostra krzywiła ledwie zauważalnie, młodsza patrzyła w stronę patery z owocami i wydawało się, że w ogóle nie słucha.
Sasuke patrzył bezmyślnym wzrokiem na ojca i zaczął się zastanawiać, co on zrobiłby na jego miejscu. Znając Fugaku, pewnie zabroniłby Haniko wyruszyć na tak długą misję, a gdyby się zbuntowała, postawiłby jej ultimatum i zagroził, że na zawsze odbierze dziecko.
Skrzywił się. Jak okropnym człowiekiem trzeba być, żeby posuwać się do czegoś takiego…
W następnej chwili usłyszał płacz Sumire, a kiedy się odwrócił, zauważył opiekunkę wynajętą na czas wesela z własną córką, która wyrywała się, jakby się paliło. Mimo zaledwie kilku miesięcy życia, jej wojowniczy charakter objawiał się dosyć wyraźnie.
– Przepraszam… – zaczęła nieśmiało kobieta – ja… nie mogę znaleźć pani Haniko, a nie potrafię jej uspokoić.
Sasuke przejął od niej dziecko, a dopiero potem zauważył butelkę, którą trzymała w drugiej ręce. Próba nakarmienia Sumire często dla niewprawionych kończyła się porażką.
– Wezmę ją – oznajmił i skinął opiekunce w podzięce. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i ulotniła się, wracając do pozostałych dzieci.
Wykład Fugaku przestał mieć jakiekolwiek znaczenie, kiedy przy ich stoliku pojawiła się najmłodsza członkini klanu. Kobiety zaczęły zachwycać się jej urodą, popiskując przy tym cicho, a mężczyźni… mężczyźni zostali całkowicie zagłuszeni przez ich rozentuzjazmowane głosy.
– Och, jaka ona jest urocza!
– Kochana, dawno nie wysyłałaś mi żadnych zdjęć wnuczki. Przecież to sama słodycz!
– Taka podobna do ojca, nie mogę się napatrzeć!
– Będzie łamaczką męskich serca, kiedy dorośnie!
– Schrupałabym ją, gdybym mogła!
– Och, och!
OCH!
Sasuke czuł się nieco niekomfortowo, będąc teraz w samym centrum zainteresowania, ale nie dał tego po sobie poznać. Odsunął się nieco od stołu i posadził sobie Sumire na kolanach; dziewczynka siedziała już dość pewnie, choć wciąż wymagała asekuracji, bo zdarzało jej się gibnąć w tył lub przód. Kiedy podstawił jej butelkę do ust, chwyciła ją w swoje drobne rączki.
– Zapomniałem, że potrafisz karmić się sama.
Kiedy puścił butelkę, Sumire na moment straciła równowagę, ale zacisnęła mocniej rączki na przedmiocie i odzyskała stabilność. Dłonie jej ojca były w ciągłym pogotowiu, ale tym razem nie musiały interweniować.
– Jesteś fantastycznym ojcem, Sasuke.
Sasuke podniósł wzrok na ciotkę Rize; kobieta patrzyła na niego załzawionymi oczyma, jakby dokonał właśnie czegoś niemożliwego. A tak naprawdę nie zrobił przecież nic…
– Raczkuje już? – zapytała, z uwielbieniem przyglądając się dziewczynce.
– Nie, choć czasem próbuje. Dość sprawnie za to pełza. Chwila nieuwagi, a jest po drugiej stronie pokoju.
Kiedy Sumire skończyła jeść, Sasuke zabrał jej butelkę. Dziewczynka odwrócił główkę w jego stronę i z radością zaczęła uderzać rączką w jego udo.
– Mikoto wspomniała, że zostałeś już jōninem, gratuluję – powiedział wuj Eizō, ignorując Fugaku, który wciąż próbował wciskać mu jakieś bzdury. – To oznacza znacznie trudniejsze misje i większą odpowiedzialność. Kiedy ma się małe dziecko, świadomość, że w każdej chwili można zginąć, wydaje się straszniejsza niż przedtem. Jednak wierzę, że sobie poradzisz, masz to we krwi.
– Na razie raczej nie będę musiał się z tym zmagać – zauważył Sasuke, ocierając palcem resztki posiłku z brody Sumire. Jej skóra była taka delikatna, a uśmiech powodował szybsze bicie serca. – Haniko wyrusza jutro na dziewięciomiesięczną misję do Suny.
– Ojej! – Ciotka Rize zakryła usta dłonią. – A co z małą?
– Ja się nią zajmę. I tak jestem w trakcie rehabilitacji po swoim ostatnim…
Wybryku. Ale tego już nie powiedział. W ogóle nie rozumiał, dlaczego mówił to, co mówił. Wciąż miewał problemy z pracą mięśni, wciąż zdarzało mu się zawiesić, ale to nie było coś, czym chciałby dzielić się z innymi. Zwłaszcza z rodziną matki. A jednak to zrobił, dlaczego?
Bo dość miał udawania? Dość miał kłamstw i wymówek? Połowa jego najbliższych znajomych wciąż nie miała pojęcia, że zostanie sam z dzieckiem na wiele miesięcy, a on, zamiast ich o tym poinformować, udawał, że wszystko jest w najlepszym porządku, a w jego życiu nic się nie dzieje.
Gówno prawda.
Co potem? Co zrobi, kiedy ona już zniknie? Powie wszystkim, że schował ją w szafie?
– To coś poważnego? – spytała, zmartwiona Rize. – Mikoto nic mi nie wspomniała…
Sasuke wzruszył ramionami. Sumire wpatrywała się w niego z zaciekawieniem i lekko uchylonymi ustami.
– Trucizna. Gdybym w porę nie trafił do szpitala, pewnie już bym nie żył. Przez pewien czas byłem niemal całkowicie sparaliżowany, ale teraz jestem na dobrej drodze do powrotu do poprzedniej sprawności.
– Czyli przez najbliższe miesiące… – zaczął wuj Eizō.
Sasuke podniósł wzrok. Ciotki spoglądały na niego z maślanymi oczyma, wuj pokiwał głową w zadumie, a Mikoto… Mikoto patrzyła na niego z niedowierzaniem, a dolna warga drżała jej niebezpiecznie.
– Będę zajmował się córką, tak.
– Kochanie, o czym ty mówisz? Jaka misja? – wydusiła, chwytając go za rękę. – Dlaczego nikt mi nic o tym nie powiedział? Dlaczego nie wspomniałeś, że wciąż źle się czujesz? Potrzebujesz pomocy? Sasuke!
– Mikoto! – zagrzmiał Fugaku, sprowadzając żonę na ziemię. Kiedy kobieta posłusznie opadła na swoje krzesło i spuściła wzrok, odchrząknął. – Nie zapominajmy, że obecny tu Itachi jest wysokiej klasy jōninem już od wielu, wielu lat. I ma na tyle poczucia odpowiedzialności, by nie przedkładać niczego ponad swoje obowiązki.
– Z tego, co zrozumiałam, to Sasuke ma teraz wyższy stopień – zauważyła Rize, marszcząc lekko brwi. – A rodzina, zwłaszcza dzieci, są bardzo ważne.
– To nie ma znaczenia – fuknął Fugaku. – Itachi doskonale wie, że na zakładanie rodziny jeszcze przyjdzie pora. Wybierze moment, zamiast pozwolić wybrać losowi. Ranga zaś nie zawsze świadczy o umiejętnościach.
Ranga nie świadczy o umiejętnościach
Sasuke nie wierzył w to, co właśnie usłyszał.
To właśnie tymi słowami Haniko zamknęła Fugaku usta, podczas ich pierwszego wspólnego spotkania. To z tymi słowami się nie zgodził, a teraz… posłużył się nimi, by umniejszyć jego rolę, by znowu zepchnąć go do cienia i ukryć za nieskazitelnym Itachim.
Jakby wciąż był małym dzieckiem, które niczym wyjątkowym nie mogło się pochwalić.
Chwycił Sumire i wstał. Następnie wepchnął ją w ręce skołowanemu Itachiemu i podszedł do Fugaku, który nie zwracał na niego najmniejszej uwagi.
Czemu wciąż był dla niego dzieckiem, które się nie liczyło? Czemu nie zasługiwał na choćby odrobinę uznania?
Dopiero kiedy położył dłoń na oparciu krzesła, na którym siedział ojciec, ten łaskawie podniósł na niego wzrok. Mierzyli się spojrzeniami, dopóki Sasuke nie otworzył ust. Padło z nich tylko jedno zdanie: Wyjdźmy na zewnątrz. Zdanie, które Fugaku całkowicie zignorował, jakby jego rozmówca nie był godzien nawet tego, by doczekać się reakcji. Nie, tego było już naprawdę za wiele.
Sasuke pochylił się nad ojcem i odezwał się, tak, by tylko on jeden mógł go usłyszeć:
– Daję ci wybór. Albo w tej chwili wstaniesz, zrobisz to, o co grzecznie cię proszę i porozmawiamy na dworze, albo wszyscy usłyszą, co mam ci do powiedzenia. A zaznaczam, że nie jest to nic miłego. To jak, urządzimy mały skandal na weselu Itachiego?
Fugaku nie dał po sobie poznać, jak bardzo nie podobały mu się te groźby; nawet powieka mu nie drgnęła. Z kamiennym wyrazem twarzy podniósł się z miejsca. Spojrzeli sobie przelotnie w oczy i obaj skierowali się w stronę wyjścia na zewnątrz. Fugaku miał sztywny krok, jak żołnierz, który szedł na wojnę i wiedział, że starcie z wrogiem go nie ominie.
I poniekąd miał rację.
– Zaczekajcie! – krzyknęła Mikoto, zrywając się z miejsca.
Ale Sasuke nie mógł pozwolić, by poszła za nimi i uczestniczyła w tej… rozmowie. I nie on jeden najwyraźniej, bo Fugaku odezwał się dokładnie w tym samym momencie, co on.
– Mikoto!
– Mamo!
Kobieta zatrzymała się wpół kroku, patrząc na nich szklistymi oczyma. Sasuke chciał ją jakoś uspokoić, uśmiechnąć się choć kącikiem ust, cokolwiek, ale nie był w stanie.
Ostatnią rzeczą, którą usłyszał, zanim znalazł się na podwórzu, było westchnienie ciotki Rize i słowa, przez które zjeżył się jak rozgniewany kocur.
Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Fugaku nie odezwał się do niego ani słowem, dopóki nie znaleźli się w sporym oddaleniu od głównego wejścia. Idąc ogrodem, omal nie zostali stratowani przez Keiko i grupkę jej przyjaciół, którzy bawili się akurat w berka… rozbieranego. Do takiego wniosku doszedł Sasuke, kiedy wpadł na niego półnagi Kaoru. Skrzywił się na widok Uchihy, jakby zjadł cytrynę, ale nie miał czasu się z nim pokłócić, bo od goniącego go Isamu, dzieliło go tylko kilka metrów.
– Wyskakiwać z gaci, no już! – wrzasnął drugi przyjaciel Keiko, przebiegając tuż obok Sasuke i wymachując męskimi koszulami, które wyglądały, jak wyjęte psu z gardła.
Kiedy poślizgnął się na trawniku, Sasuke przekonał się dlaczego.
Fugaku zaprowadził ich niemal pod samą bramę. Stanęli przy płocie, schowani za krzakami, tak, by nikt nie miał szansy im przeszkodzić.
Tak, jakby naprawdę zamierzali się bić…
 …inaczej niż tylko na słowa.
– Jakim prawem zakłócasz rodzinne posiedzenie i psujesz rodzonemu bratu wesele? Myślisz, że jesteś tu najważniejszy i masz prawo zakłócać innym spokój?! Kim ci się wydaje, że jesteś?!
Kim? No właśnie, kim on właściwie był?
– Twoim synem!
Takiej odpowiedzi Fugaku się chyba nie spodziewał, ponieważ aż się zapowietrzył, wpatrując się w Sasuke ze słabo skrywanym zaskoczeniem.
Przez pierwsze pięć sekund.
– Mój syn ma na tyle klasy i godności, że potrafi się zachować w towarzystwie i nie wywołuje skandali. Mój syn…
– ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnął Sasuke i gdyby nie głośna muzyka, usłyszeliby go zapewne wszyscy goście.
Fugaku zamilkł, a on zaczął dyszeć, jak po wyczerpującym biegu. Łapiąc oddech, przyglądał się ojcu, który tym razem naprawdę zamilkł. Sam więc zadał sobie pytanie, jaki musiał mieć wyraz twarzy, że po raz pierwszy udało mu się go przekrzyczeć?
– Zamknij się i ten jeden raz to ty mnie posłuchaj! Przyrzekam, że już nigdy o nic cię nie poproszę, ale przymknij się wreszcie! Proszę… Kiedy skończę, możesz sobie z tą wiedzą zrobić, co tylko zechcesz. Nie dbam o to…
Odwrócił się, przez prześwit między drzewami spoglądając na wynajętą na czas wesela salę. Wszyscy tam byli, a on…
Zerknął ponownie w stronę Fugaku, który z założonymi rękoma cierpliwie czekał; chyba pierwszy raz w życiu.
– Kiedyś myślałem, że to moja wina… – wydusił Sasuke, przez samoistnie zaciskające się gardło. – Winiłem siebie i choć wielokrotnie próbowałem coś z tym zrobić, nigdy mi się nie udało. Myślałem…
Przerwał. Nie po to, by się zastanowić nad kolejnymi słowami, nie po to, by to jeszcze przemyśleć. Po to, by spojrzeć raz jeszcze na ojca; na te zaciśnięte do granic możliwości wargi, na te zmarszczone czoło i ostre brwi nadające oczom jeszcze surowszego wyrazu. Ten sam wyraz twarzy odkąd pamiętał, tylko zmarszczek dochodziło.
– Myślałem, że po prostu mnie… że mnie nie kochasz, że na to nie zasłużyłem. Ale teraz wiem, że byłem zwyczajnie głupi i każda kolejna chwila, która mi to uświadamia, sprawia, że nienawidzę cię jeszcze bardziej.
Fugaku wyprostował się gwałtownie, mocniej mrużąc oczy; gotowy do ataku, do odparcia oskarżeń, których nie chciał słuchać, choć niemo obiecał nie przerywać.
– Nienawidzę cię za to, w jaki sposób mnie traktujesz i zupełnie nie rozumiem, dlaczego to robisz. Też mam dziecko, pamiętasz? Córkę. I jedno wiem na pewno – nigdy nikogo nie kochałem tak mocno, jak jej. Może jeszcze do niedawna pojęcie miłości rodzicielskiej było mi obce, ale teraz wiem, że nie można nie czuć niczego do swojego dziecka, po prostu się nie da…
Sasuke zacisnął pięści. Im więcej słów wylewało się z jego ust, tym większą czuł wściekłość. Po prostu mówił; pierwszy raz otwarcie rozmawiał z ojcem.
Pierwszy i zapewne ostatni…
– Nie wyobrażam sobie życia bez uśmiechu Sumire i nie ma rzeczy, której bym dla niej nie zrobił. Tymczasem ty jako ojciec jesteś w stanie tylko mnie krytykować! Albo próbujesz udowodnić, że jestem nic niewart, albo od razu mnie wydziedziczasz! Wystarczy, że zrobię coś, co ci się nie spodoba lub z czym się nie zgadzasz. Naprawdę tyle wystarczy, bym przestał być twoim synem?! Mam być ci na każdym kroku posłuszny, by zasłużyć na szacunek? Nie godzę się na to, rozumiesz?! Od teraz ja będę stawiał warunki, a pierwszy jest taki, że albo mnie wreszcie zaakceptujesz i zaczniesz traktować jak równego sobie, albo faktycznie przestaniesz być moim ojcem! Jeśli twój stosunek do mnie się nie zmieni, to naprawdę mnie stracisz…
Zupełnie niespodziewanie głos mu się załamał. Patrząc ojcu prosto w twarz, poczuł, że zaczyna wątpić, a mówienie o tym, sprawia mu coraz więcej trudności. A przecież przyszło mu to tak łatwo! Może to naprawdę koniec? Może to donikąd nie prowadzi?
– Więc jeśli… jeśli kochasz mnie chociaż odrobinę, to weź pod uwagę moje ostrzeżenie, bo to naprawdę twoja ostatnia szansa. Po tym, jak traktowałeś mnie przez całe życie, będę w stanie się bez ciebie obyć, ale sam sobie zadaj pytanie, co ty będziesz znaczył beze mnie…
Skończył. Wyrzucił z siebie wszystko to, co gromadził w sobie latami wraz z odkryciami ostatnich miesięcy, ale wyraz twarzy Fugaku nie uległ zmianie. Nic. Spłynęło to po nim, pomyślał Sasuke. Tak po prostu spłynęło…
– Tylko jednego się od ciebie nauczyłem… Że nie chcę i, mam nadzieję, nigdy nie będę takim ojcem jak ty – wydusił, czując, że cisza między nimi staje się gęsta i przytłaczająca. – To wszystko.
Na reakcję nie musiał długo czekać, Fugaku po prostu wyminął go i odszedł. A Sasuke… Sasuke stał i patrzył przed siebie, aż zrobiło mu się zimno. A może to nie wina pogody? Może ten chłód brał się z serca?
Nie wiedział, ile czasu minęło, nim został znaleziony.
– Sasuke?
Spojrzał w stronę wąskiego przejścia prowadzącego z głównej ścieżki do jego małej kryjówki. Haniko poprawiając Sumire przytuloną do jej piersi, przeciskała się przez krzaki, by do niego podejść.
– W porządku? – zapytała, kiedy nie odezwał się do niej ani słowem.
– Nie – wypalił. – Boję się.
Haniko dotknęła jego dłoni, ale odsunął rękę. Nie potrzebował tego.
– Czego?
Sasuke spojrzał jej głęboko w oczy, a potem przeniósł wzrok na budynek w tle; wesele trwało w najlepsze.
– Że straciłem ojca…
– Nie może być aż tak źle.
– Nie spytasz nawet, co się stało?
Jeden szybki rzut oka w jej stronę wystarczył mu za odpowiedź. Itachi.
– Sasuke, otrząśnij się, to nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Wiem, że teraz wydaje ci się to niemożliwe, ale prędzej czy później się dogadacie.
Nie… tym razem to nie była tylko jedna z wielu sprzeczek. Tym razem był to najprawdopodobniej koniec.
Ale zaraz… Co ona do niego właśnie powiedziała? Otrząśnij się? W takim razie była równie empatyczną i zdolną pocieszycielką, co on sam! Straciłeś kogoś na zawsze? To nic, otrząśnij się!
Sasuke westchnął. Mimo tego wszystkiego nie miał nawet siły, by się złościć czy z nią kłócić. Nie miał w tej chwili na nic siły.
– Nie chcę o tym rozmawiać, wracajmy do domu. Pożegnasz Itachiego i Keiko ode mnie? Wezmę Sumire. Idź.
Pospiesznie wyjął jej dziecko z rąk i odwrócił się tyłem. Stojąc przodem do najzwyklejszych krzaków, przez które nic nie było widać, musiał wyglądać głupio, ale nie dbał o to. Haniko widziała już wiele jego słabości, a to tylko kolejna z nich.
I w tej właśnie pozycji próbował się otrząsnąć.

***

Haniko nie zdawała sobie sprawy z tego, jak głośną muzykę puszczał wynajęty DJ, dopóki choć na chwilę nie znalazła się na zewnątrz. Perkusja, gitara i melodyjny głos wokalisty mocno kontrastowały ze spokojem trwającej od dawna nocy.
I chyba faktycznie nadszedł już czas, by się wyciszyć i odpocząć.
Haniko wróciła do stolika zajmowanego przez klan Uchiha, zauważając, że i oni zdążyli się już częściowo rozejść.
Keiko ciągnęła właśnie swojego świeżo upieczonego męża za rękaw koszuli, próbując wyciągnąć go na parkiet, kiedy Haniko do nich podeszła.
– Chciałam się pożegnać.
Keiko rozejrzała się dookoła.
– A gdzie Sasuś?
– Od niego też chciałabym was pożegnać – dodała, patrząc Itachiemu prosto w oczy. To on powiedział jej o wyjściu Sasuke z ojcem na zewnątrz. I to właśnie on zdawał sobie sprawę z prawdopodobnych skutków tej rozmowy. – Sumire już zasnęła, woleliśmy jej nie budzić, więc został z nią na dworze.
– No tak, jak na super tatusia przystało – oznajmiła Keiko, szczerząc się szeroko.
Dopiero kiedy nikt z obecnych nie zareagował na jej uwagę, kiedy między nimi nastała kompletna cisza, która przedłużała się niemiłosiernie, odezwała się znowu, spokojnym głosem:
– Zobaczymy się jeszcze przed twoją misją?
Haniko pokręciła głową, siląc się na uśmiech.
– Cały dzień minie mi na pakowaniu, wy też raczej będziecie mieli ważniejsze sprawy.
Nie musiała mówić nic więcej; Keiko rzuciła się jej w ramiona, ściskając mocno, jakby przez cały ten czas były najlepszymi przyjaciółkami. A przecież bywało między nimi różnie, prawda?
Haniko czuła przyjemne ciepło w sercu. Objęła mocno pannę młodą i trwały tak wtulone w siebie przez kilkanaście sekund.
Potem było już tylko trudniej.
Kiedy odsunęła się od Keiko i spojrzała na stojącego obok Itachiego, łzy naleciały jej do oczu. Zasłoniła je ręką, myślała, że jak kilka razy odetchnie głęboko i uspokoi bijące szybko serce, to będzie lepiej, ale nie było. Rozkleiła się kompletnie i nawet nie zarejestrowała chwili, kiedy Itachi ją objął. Wtuliła twarz w jego ramię, wiedząc, że tym samym zabrudzi mu koszulę, ale czuła, że jeśli tego nie zrobi, to w jej życiu zabraknie czegoś bardzo ważnego.
– To tylko misja – szepnęła bardziej do siebie niż do niego. – Za kilka miesięcy znowu się zobaczymy.
– Oczywiście, że tak – odpowiedział, głaszcząc ją po plecach.
Jemu chyba też nie było wcale łatwo, bo ten uścisk, to objęcie, w którym trwali, niczym nie przypominało tego, czego Haniko doświadczała z jego strony do tej pory. Tym razem nie przytulał jej, by dodać otuchy, czy pocieszyć, tym razem on sam również tego potrzebował. Trwali wtuleni w siebie, dopóki Haniko nie zaczęła się uspokajać. Łzy wciąż nalatywały jej do oczu, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że dłużej tak nie może.
Wytarła policzki zaoferowaną przez Keiko chusteczką i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
– Przepraszam was za to, ale… lepiej teraz, niż przy Sasuke.
– No, on by tego nie zniósł – zauważyła głośno Keiko, nie przejmując się tym, że ta uwaga wcale jej nie pomogła, a wręcz przeciwnie. – Serce by mu pękło.
Haniko pomyślała o Sasuke i znowu zebrało się na płacz. Na kilka chwil zasłoniła ręką oczy, prosząc samą siebie w myślach o spokój. Głęboki wdech, jeden, drugi. Ale łzy wciąż spływały po jej policzkach i nie chciały przestać. Czemu to zawsze ona musiała się mazać? Czemu to ją zawsze musiał ktoś pocieszać?
– Haniko, spokojnie, daję ci słowo, że Itaś i ja zaopiekujemy się naszym małym braciszkiem!
– Naszym – powtórzył z powątpieniem Itachi. Bądź co bądź, to był jego brat.
– No naszym, przecież nie Haniko! A mały Sasuś zawsze może liczyć na wsparcie swojego starszego rodzeństwa, prawda?
Uchiha nie oponował; kontynuowanie tej rozmowy nie miało sensu.
– Pomogę mojemu małemu braciszkowi ze wszystkim! – kontynuowała Keiko. – Od czasu do czasu ugotuję mu coś dobrego, chociaż to marudna zrzęda, która nawet nie pochwali, o taki drań z niego. No i dzieckiem się zajmiemy, jeśli trzeba, Itaś to ma do tego rękę, Sumire by nie śmiała się nie posłuchać, tak go uwielbia! No i przytulić mogę, jak ładnie poprosi, a poprosi… prędzej czy później, bo czułości mu brak będzie. No a że ja go tak bardzo kocham, chociaż niewdzięcznik z niego straszny i mi zawsze serce mięknie, jak zatrzepocze tymi rzęskami i zrobi minkę zbitego psiaka – chociaż do wrednego kociska mu bliżej – to na pewno wytulam go jak trzeba i spać będzie mógł dobrze. Nie masz się czym martwić, serio!
Haniko zaśmiała się przez łzy. Nawet kąciki ust Itachiego uniosły się lekko ku górze, choć wizja opiekowania się bratanicą na pewno nie była dla niego tak beztroska, jak widziała to Keiko. Sumire rozniosłaby go w pył. Miała nad nim w końcu niewyobrażalną przewagę –  była dzieckiem.
– Haniko, moja droga!
Za krzykiem w ruch poszły rękoczyny. Zanim dziewczyna zdążyła się obejrzeć, podbiegła do niej Mikoto i z całej siły przycisnęła do swojej piersi, próbując udusić własnym biustem. Haniko wstrzymała oddech.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś, kochanie?
– Mamo…
– Nie, Itachi! Nie masz racji!
Itachi zacisnął usta. Przecież nie zdążył nic jeszcze powiedzieć. Zanim jednak otworzył usta ponownie, by wyjaśnić matce, nie… by delikatnie zasugerować, żeby przestała się wygłupiać, ona – o zgrozo – wtórując Haniko w jej histerii, zalała się cała łzami.
A przecież nikt nie umarł.
Na Haniko podziałało to jednak bardzo otrzeźwiająco. Momentalnie przestała ronić łzy, uświadamiając sobie, że w swojej słabości sprzed chwili, musiała prezentować sobą obraz nędzy i rozpaczy porównywalny z obrazem wiecznie histeryzującej i płaczącej Mikoto.
Delikatnie, choć stanowczo, uwolniła się w uścisku pani Uchiha i siląc się na spokojny uśmiech, chwyciła ją za obie dłonie.
– To tylko misja.
Tylko dlaczego, choć powtarzała to już wielokrotnie, dopiero teraz to sobie uświadomiła?
To misja. To misja. To… misja. Czy wciąż brzmiało to tak źle? Była shinobi, Sasuke też nim był. Jedno rozstanie przeżyli, przeżyją i kolejne. Drugie, trzecie i zapewne jeszcze kilka następnych. Będą za sobą tęsknić, będzie brakować im bliskości, ale nie oni jedni na tym świecie znaleźli się w takiej sytuacji. W gruncie rzeczy była to rzecz trywialna i całkowicie normalna w ich zawodzie. I zapewne, gdyby nie to, że wciąż tworzyli świeży i dość intensywny w emocje związek, cała ta sytuacja sprzed chwili nie miałaby miejsca.
Haniko spojrzała kątem oka na stojących obok Itachiego i Keiko; na młode i nieco dziwne na pierwszy rzut oka małżeństwo. To był prawdziwie dojrzały związek, bo choć była w nim dziecinna w swych przekonaniach Keiko i niedorosły do mówienia o uczuciach Itachi, ich relacja była trwała i mocna. To świeżo upieczone państwo Uchiha powinno być dla niej i Sasuke wzorem. Bo to właśnie oni nauczyli się tak naprawdę, jak powinno się kochać.
Mikoto próbowała ponownie się wyrwać i ją objąć, ale Haniko jej na to nie pozwoliła. Histeryczne ataki pani Uchiha zazwyczaj ją denerwowały, ale teraz była uosobieniem spokoju. Już się  nie rozklei. Choć patrząc Sasuke prosto w oczy, podczas tego ostatniego pożegnania, mogło być różnie…
– Wracam za kilka miesięcy. Będziemy w stałym kontakcie – zapewniła, mając nadzieję, że Mikoto jednak nie weźmie jej słów za obietnicę i nie będzie wydzwaniała z taką częstotliwością, jak robiła to, kiedy Haniko była w ciąży. – To misja pokojowa, wszystko jest pod kontrolą.
– A co z Sumire?
– Sumire ma jeszcze ojca. A Sasuke ma… – Zawahała się, uświadamiając sobie, że chciała powiedzieć Keiko. Nie, Sasuke miał w swoim otoczeniu znacznie więcej bliskich mu osób. – Sasuke ma rodzinę, ma was. Wszystko będzie dobrze, zapewniam.
Mikoto jednak dalej łkała, choć odrobinę ciszej niż na początku. Gdyby nie głośna muzyka, gdyby nie wesele wciąż żywe i rozpędzone, stanowiłaby atrakcję dla większości gości.
A jeśli istniał ktoś, kto bardzo nie lubił sensacji – zwłaszcza w takim wydaniu – to tym kimś był jej mąż.
Fugaku poszedł do nich żołnierskim krokiem i położył żonie dłoń na ramieniu. Nie w takim znanym, uspokajającym geście, raczej jakby łapał ster, by skierować swą łajbę do upatrzonej przystani. I żaden sztorm, żadna burza z piorunami nie mogły stanąć mu na drodze.
– Mikoto, idziemy. I nie rób cyrku, ludzie patrzą.
Pani Uchiha wzdrygnęła się lekko, ale na jej ustach pojawiła się ulga. Jeżeli to miał być przejaw czułości ze strony Fugaku, to Haniko miała ogromną nadzieję, że Sasuke nigdy nie pójdzie w jego ślady.
– A ty… – Niespodziewanie zwrócił się do niej, wprawiając ją w osłupienie. – Nie zawiedź. Nie możesz przynieść wstydu mojemu synowi.
Mojemu synowi… Te słowa krążyły w jej umyśle, nasuwając zaskakujący, choć bardzo pozytywny wniosek.
– Tak, oczywiście – odpowiedziała, obserwując wyraz twarzy ojca Sasuke.
Bo czy na jego obliczu, nie pojawił się właśnie nikły, ale zawsze uśmiech?
Nie zdołała się jednak należycie długo przyjrzeć, gdyż Fugaku szybko odprowadził żonę w stronę toalet. Mikoto odwróciła się tylko raz, by pomachać jej serdecznie i uśmiechnąć się z miłością.
A Haniko próbowała sobie wyobrazić, czy to właśnie tak jest mieć rodzinę.
– Ha, czy to było jego… ludzkie oblicze? – zapytała z niedowierzaniem Keiko, chwytając męża mocno za rękę.
Atmosfera znacznie się rozluźniła i już nie przypominała tego melodramatycznego nastroju sprzed kilku minut.
– Na mnie już pora, Sasuke czeka – oznajmiła Haniko, po raz ostatni obejmując najpierw Keiko, później Itachiego. Tym razem szybki przyjacielski uścisk, nic przydługiego i wzbudzającego niepotrzebne emocje. – Życzę wam dużo szczęścia na nowej drodze. Jesteście świetną parą i wierzę, że jeszcze wiele cudownych chwil przed wami.
Itachi skinął w podzięce głową, uśmiechając się do niej ciepło. Od niego więcej nie było jej trzeba. To Keiko, mimo że Haniko zmierzała już do wyjścia, postanowiła wyrzucić z siebie kolejny potok słów.
– Trzymaj się, Haniko! I pamiętaj, nie wracaj! A… nie, czekaj, ty przecież nie od nas. Wracaj, wróć, dokładnie zapamiętaj drogę! A jakbyś jednak zapomniała, to pisz, wyślę ci mapę!
Jej głos niósł się nawet na zewnątrz, gdzie Haniko przystanęła na chwilę, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Łatwo było mówić, że to wszystko nie było takie trudne, podczas gdy było. I to nie tylko ze względu na rozstania.
Czekał ją jeszcze powrót do przeszłości. Po ponad roku pierwszy raz postawi stopę w ojczyźnie. Zobaczy to, z czym się wychowała. Powspomina, czego zabrakło.
Westchnęła. To nie był czas ani miejsce na tego typu przemyślenia. Będzie, co ma być i tym razem nie pozwoli już życiu się zatrzymać.
Podeszła do Sasuke. Do swojej miłości.
– Wracamy?
Skinął głową. Zdołał się już uspokoić, od kiedy go opuściła, ale wciąż wyglądał na przygnębionego.
Chwyciła go za rękę. Jego dłoń była szorstka i ciepła.
– Twój ojciec jest bardziej twój, niż ci się wydaje.
– To znaczy? – Zmarszczył brwi.
– To znaczy, że nie musisz się już tym martwić. Chodźmy szybko do domu, mam ochotę… Mam ochotę iść do łóżka. Zainteresowany?
Jego oczy odpowiedziały jej, że był. A przyspieszony krok tylko to wrażenie potwierdził.

***

Tym razem było inaczej. Sasuke czuł to, chociaż nie był jakimś specem w wyczuwaniu nastroju, zwłaszcza podczas gry wstępnej. Zazwyczaj na tym etapie myślał tylko o seksie, o swoim pulsującym penisie, o szeroko rozsuniętych nogach Haniko. Może to było płytkie, ale prawdziwe. Oczywiście czuł z nią wówczas więź i bliskość inną niż fizyczna, ale nigdy nie było to takie doznanie, jak teraz.
Może to wina tego, że był to najprawdopodobniej ich ostatni raz przed jej długoterminową misją? Nie wiedział. I nie myślał o tym. Myślał o niej.
Zdejmowanie biustonosza nigdy nie przychodziło mu z łatwością, ale tym razem czuł się jak prawiczek, który pierwszy raz rozbiera kobietę. Dziwne metalowe zapięcie, zamiast ułatwić pracę, tylko niepotrzebnie ją utrudniało. Jakby nie mógł jej tego po prostu zdjąć przez głowę.
Kiedy uwolnił wreszcie jej piersi, podniosła wzrok. Stali przed łóżkiem, on mógł spoglądać na nią z góry, ona na niego z dołu. Jego dłoń znalazła się na jej lewej piersi, druga sięgnęła ust, a w ślad za nią poszły jego własne. Pocałunek był głęboki, a oboje wciąż smakowali alkoholem.
Sasuke momentalnie przypomniał sobie słowa brata, że w takim stanie tylko ją wykorzystuje, ale szybko spróbował wyrzucić tę myśl.
– Jesteś już trzeźwa? – przerwał pocałunek tylko po to, by zadać dręczące pytanie.
Haniko nie wydawała się z tego powodu zadowolona.
– Jestem.
Chciała z powrotem złączyć ich usta, ale Sasuke ponownie się odsunął.
– Czyli mnie nie zabijesz po tej nocy?
Sam chyba niedowierzał, że o to pyta, a ona tym bardziej. Jej brwi się zmarszczyły, jakby zastanawiała się, w co on takiego znowu pogrywa.
– Nie jestem już dziewicą od pewnego czasu. Chodź.
Pociągnęła go i oboje wylądowali na łóżku. Sasuke wsparł się na rękach i całował ją z wolna. Kiedy oderwali się od siebie, choć za tym nie przepadała, zjechał ustami na jej szyję. Nie wiedział za to kompletnie, co zrobić z rękami. Był dziś taki nieporadny, taki nieprzygotowany. Dopiero kiedy zsunął z niej bieliznę i cisnął majtkami w przeciwległą ścianę, poczuł ten doskonale znany ogień.
Ogar budził się do życia.
Rozsunął jej nogi i zsunął pomiędzy nie. Krew pulsowała mu w żyłach. Widok jej rozsypanych po poduszce włosów, zaróżowionych policzków i piersi, które – jak wiedział – będą się poruszać z każdym jego pchnięciem, sprawił, że serce zaczęło mu mocniej walić. To nie było romantyczne, czyste pożądanie w ogóle takim nie było, a jednak właśnie teraz poczuł…
Pochylił się nad nią i schował nieoczekiwanie twarz w jej włosach.
Łup. Łup.
Waliło jego serce.
– Sasuke?
– Tylko na chwilkę…
Haniko położyła mu dłonie na ramionach. Kiedy w końcu odsunął się od niej, wydawała się zaniepokojona. Czyżby przy okazji nastrój prysł? Nie, niemożliwe. Musiał szybko się pozbierać.
Już ustawiał się, by w nią wejść, kiedy…
– Poczekaj. Prezerwatywa.
Sasuke spojrzał na swojego penisa, a potem na nią.
– Rozumiem, że to oznacza nie? Nie chcesz mieć ze mną drugiego dziecka?
Haniko westchnęła.
– To nie jest dobry czas, zrozum. Porozmawiamy o tym, kiedy wrócę z Suny.
Ta odpowiedź mu się nie spodobała, ale zacisnął usta i postanowił nic już nie mówić. Nie miał przecież powodu do złości, to była jej decyzja i miała do niej prawo. Zaskoczył ją, nie dał czasu do namysłu, tak naprawdę sam był sobie winien. I był sobą trochę… zawiedziony.
Wstał z materaca i odnajdując w ciemności spodnie, wygrzebał z przedniej kieszeni paczuszkę prezerwatyw. Nie lubił ich, było mu w nich niewygodnie i zdecydowanie wolał seks bez tego kawałka lateksu, ale jak mus, to mus.
Wskakując z powrotem na łóżko, zauważył, że ma jeszcze na stopach skarpetki, więc zatrzymał się i zrzucił je na podłogę. Te kilka sekund i tak nie mogło już uratować sytuacji.
Sasuke bardzo lubił tę chwilę, kiedy w nią wchodził. Nie dość, że ogarniało go nagłe ciepło, mógł obserwować wyraz twarzy Haniko. A ta – choć bardzo lubiła seks – bywała podczas zbliżeń na tyle nieśmiała, że często krygowała się przed okazaniem, jak się z nim czuje. Jednak kiedy w nią wchodził, nie miała nad sobą takiej kontroli, jak jej się wydawało. Jej oczy iskrzyły, usta drgały. Często lekko przygryzała wargę, a Sasuke… Sasuke to uwielbiał, Sasuke to kochał.
Nie inaczej było i tym razem. Haniko uchyliła lekko usta, kiedy na nią naparł, a potem głębiej oddychając, uciekła wzrokiem, patrząc na coś ponad jego głową. Dopiero kiedy cały znalazł się w środku i zaczął ruszać, spojrzała mu nagle w oczy.
– Nie.
Sasuke zamarł.
– Nie? – zapytał z powątpieniem, a potem się wycofał. Powiedzieć, że czuł się skołowany jej nagłą zmianą zdania, to za mało. W dodatku rozdrażnił się na tyle, że bez wizyty w łazience się nie obejdzie. Bez udziału pomocnej… ręki nie upora się z tym problemem.
Kiedy się odsunął, Haniko podniosła się do siadu, po czym… pocałowała go mocno i popchnęła na poduszki.
Sasuke oparł się na łokciach, a ona usiadła mu na biodrach, poruszając się rytmicznie i stymulując ich oboje. Ocieranie się o siebie było przyjemne, a mimo to Sasuke skrzywił się nieświadomie.
– Mam być na dole?
Haniko odrzuciła włosy do tyłu i spojrzała mu w oczy.
– A masz z tym problem?
Miał. Może nie jakiś poważny, ale miał. Ta pozycja odebrałaby mu możliwość dominacji i kontroli nad wszystkim, a to było dla niego dosyć kluczowe. Choć tak właściwie… dlaczego?
Kiedy Haniko podniosła się do góry i chwyciła jego męskość, zamierzając najwyraźniej w pełni zacząć igraszki, Sasuke przesunął się lekko pod ścianę, zmieniając trochę ich pozycję. Półleżący, to zawsze lepiej niż leżący. Chwycił ją za biodra i nakierował na swojego penisa.
Zobaczymy, co z tego wyjdzie, mruknął do siebie, zanim połączyli się w jedność.

***

Kiedy po wszystkim Haniko chciała uciec, chciała się wykąpać lub chociaż ubrać, Sasuke przycisnął ją mocno do siebie i powiedział, że nie puści. Nie była z tego powodu zachwycona, bo po długim i intensywnym seksie czuła się nieświeżo, ale Uchiha miał więcej siły i kiedy już przycisnął ją do swojego nagiego ciała, zrobił to, co powiedział – nie puścił.
Początkowo była na niego o to lekko zła – w końcu robił to bez jej zgody – ale dość szybko ta złość jej minęła. Sasuke potrzebował czułości, a że ona mu ich nie okazała, sam zaczął z wolna gładzić ją po ramieniu. Leżąc na jego klatce piersiowej, mogła delektować się ciepłem jego skóry i bliskością, której do tej pory tak naprawdę nie zaznali. Raz na jakiś czas przejeżdżała palcem po jego prawym sutku, zastanawiając się, kiedy ten dotyk wzbudzi jakąś reakcję.
Ale się nie doczekała.
Dopiero kiedy przejechała ręką po jego boku, prawie podskoczył.
– Masz łaskotki? – spytała z uśmiechem.
Sasuke stanowczym ruchem odsunął jej rękę z dala od wrażliwej części ciała.
– Nie mam.
Jego reakcja stanowczo przeczyła słowom, ale Haniko nie zamierzała się spierać.
Tylko zrobić użytek z tego odkrycia i skorzystać z tej wiedzy w razie potrzeby.
Ułożyła z powrotem głowę na jego klatce piersiowej. Nie minęła chwila, a Sasuke ponownie zaczął gładzić ją po ramieniu.
Leżeli tak dłuższą chwilę. Tym razem ciszę przerwał on.
– O czym myślisz?
– Żebyś nie był dla niej zbyt surowy.
– …co?
– Chodzi o Sumire – wyjaśniła, podnosząc na chwilę głowę, by spojrzeć mu w oczy. – Chodzi o to… mam po prostu nadzieję, że nie przesadzisz, jak zostaniesz z nią na tak długo sam.
Sasuke zmarszczył brwi.
– Robię coś nie tak? Nie wydaje mi się, bym był w stosunku do niej zbyt wymagający.
– Bo nie jesteś – odpowiedziała, ponownie układając się wygodnie. Wróciła również do przerwanej czynności, jaką było kreślenie palcem kółeczek wokół jego sutka. – Ale ona rośnie i stale się zmienia. Do niedawna była leżącym dzieckiem, teraz siada prawie samodzielnie, lada dzień zacznie mówić i chodzić. Dopiero teraz tak naprawdę zacznie poznawać świat, a co za tym idzie – robić dużo zamieszania. Boję się, że jak po raz dwudziesty rzuci zabawką, żebyś z powrotem ją jej podał, to stracisz cierpliwość.
Przez chwilę między nimi panowała cisza. Najwyraźniej Sasuke musiał dobrze przetrawić jej słowa.
– Obiecuję, że… będę się starał. Nie chcę być dla niej takim ojcem, jakiego sam miałem. Mam naprawdę silną motywację, by zacisnąć zęby i… Nie będzie tak źle, zadbam o to.
– Sasuke, jeśli chodzi o Fugaku…
– Nie chcę o tym mówić – przerwał jej dosyć ostro. – On już dla mnie nie istnieje.
To po co zaczynałeś temat?, pomyślała. Haniko miała wrażenie, że Sasuke tak naprawdę bardzo chciał o tym porozmawiać. Bądź co bądź, była to ostatnia taka okazja przed jej wyjazdem do Suny.
Westchnęła, a potem podniosła się wyżej, by sięgnąć jego ust. Pocałunek był krótki.
– On cię naprawdę kocha.
Sasuke prychnął; trochę z lekceważeniem, a trochę z wyrzutem.
– Nie opowiadaj głupstw – odparł.
– Rozmawiałam z nim.
Dopiero kiedy to powiedziała, Uchiha skupił na niej całą swoją uwagę i przestał miotać wzrokiem gdzieś ponad jej głową.
– I co mu powiedziałaś? – zapytał z nieskrywanym zainteresowaniem.
– Nie chodzi o to, co ja jemu powiedziałam, a co on powiedział mnie. – Uśmiechnęła się. – Może nie był ciepłym i uczuciowym ojcem, i pewnie już nigdy taki nie będzie, ale byłeś i jesteś dla niego bardzo ważny i na swój pokrętny sposób już zawsze będzie cię chronił.
Widząc jego niezdecydowanie, Haniko uśmiechnęła się szerzej. Sasuke wyraźnie nie wiedział, czy również ma się uśmiechnąć, czy co właściwie zrobić.
– Teraz on będzie cię obserwować – dodała, bo coś przyszło jej niespodziewanie do głowy. – Więc pokaż mu, jakiego ojca zawsze chciałeś mieć.

***

Poranek nadszedł szybciej, niżby oboje chcieli. Zasnęli dopiero koło szóstej, więc kiedy koło dziesiątej Sumire wszczęła alarm, bo w jej żołądku zrobiło się zbyt pusto, nie byli zbyt pełni życia.
Haniko nakarmiła małą po raz ostatni. Z butelki, co prawda, bo odstawiła ją od piersi już jakiś czas temu, ale ten ostatni raz tak wiele dla niej znaczył, że niemal nie zauważała tej różnicy.
Zupełnie, jakbyśmy znów były jednością, pomyślała.
Kiedy dziewczynka najadła się do syta, nie marzyła już oczywiście o śnie. Była w świetnym humorze i z entuzjazmem zabrała się za zabawę pluszową zebrą, która stanowiła obecnie jej ulubioną maskotkę.
Haniko i Sasuke nie byli równie entuzjastyczni. Prócz tego, że zupełnie niewyspani, nastanie dnia, uświadomiło im, że czekały ich już ostatnie wspólne godziny. A mówienie o tym zdawało się tak trudne, że żadne z nich nie wspomniało o tym nawet słowem. Ani przy kawie, ani przy kanapkach, które zrobił Sasuke. Potem bez słowa się rozeszli – on przypilnować córki, ona zacząć się pakować.
W sypialni tylko z plecakiem i stertą ubrań z szafy Haniko zaczęła wątpić. Może w Suna poradzą sobie bez jej pomocy? Może Akihito miał rację, może ona sama niczego tam nie zdziała? Do wątpliwości dołączyły łzy, które przysłoniły jej widoczność, ale tym razem nie pozwoliła im popłynąć. Zawsze była twarda, zawsze była nieustępliwa, szkoda tylko, że przy tym wszystkim mocno płaczliwa.
Trochę lepiej zrobiło jej się w okolicach obiadu, kiedy plecak był już zapięty na ostatni guzik, a ona dołączyła w kuchni do Sumire i Sasuke. Z uśmiechem na ustach i skrywanym wzruszeniem, obserwowała podrywającą się z ekscytacji córkę, której Sasuke dał do ręki łyżkę. Dziewczynka była tak zafascynowana nową zabawką, w której odbiciu dostrzegała w dodatku różne kształty, że otworzyła usta ze zdumienia i nie przejmując się spływającą po brodzie śliną, hipnotyzowała łyżkę wzrokiem.
Haniko chłonęła ten widok, dopóki Sasuke nie postawił przed nią talerza z czymś na kształt makaronu z sosem. Mistrzem kulinarnym to on nie był, bo gotował zdecydowanie gorzej od Keiko, a i do Haniko, u której z gotowaniem również było krucho, nie dorastał do pięt, ale posiłek spożyła ze smakiem.
Ten jeden, jedyny raz.
Uśpili Sumire i posiedzieli trochę w salonie. Zaparzyli herbatę, włączyli radio i rozmawiali. O wszystkim i o niczym. O marzeniach i planach. Żadne z nich nie uzewnętrzniło się specjalnie, nie wyskoczyło z jakąś rewelacją, która miałaby okazję zmienić te ostatnie wspólne chwile. To były zwykłe pogaduchy. Znajomych, przyjaciół, partnerów.
To ostatnie słowo, ta myśl, uświadomiła Haniko, że właśnie tym teraz są – partnerami. Wreszcie, po tak długim czasie i boju, który składał się z wielu bitew i zdawało się, że nie miał końca, wreszcie potrafili zbudować relację, która zaczynała opierać się na partnerstwie. Do ideału było im jeszcze daleko, sporo pracy i wysiłku przed nimi, ale chyba po raz pierwszy siedząc z Sasuke na kanapie i popijając gorący napój z ulubionego kubka, Haniko nie czuła między nimi tylko tej chemii, przez którą nieustannie lądowali w łóżku, ale i wzajemne zaufanie i bliskość.
Wszystko zaczynało się zmieniać.
Nowe uczucie i sielanka z nim związana nie trwały jednak długo.
Kiedy zegarek wskazał godzinę dziewiętnastą trzynaście, rozległo się pukanie. Nie był to jednak nikt niespodziewany. Żadne z nich nie musiało się nawet podnosić z kanapy i otwierać, bo wiedzieli, kto czekał za drzwiami. Haniko była już gotowa do drogi, ubrana w strój podróżny, a plecak z rzeczami podniosła z podłogi w przedpokoju i przewiesiła przez ramię.
– Mam coś dla ciebie – oznajmiła, w ostatniej chwili przypominając sobie o upominku, który przygotowywała przez wiele dni, wiele godzin. Podeszła do schowka i wyjęła spod kartonu ze starociami, który stał na samym wierzchu, grubą brązową kopertę. – To dla ciebie. Nie chcę, żebyś czuł, że zostałeś z wychowaniem Sumire sam.
Sasuke przyjrzał się upominkowi, ale zanim zajrzał do koperty, Haniko złapała go za dłonie.
– Otwórz, jak mnie tu już nie będzie, dobrze?
– W porządku – przytaknął. – Dziękuję.
Haniko poprawiła plecak. Stała z nim zaledwie od kilku chwil, a już było jej zbyt ciężko i niewygodnie.
– To… do zobaczenia.
Nie wiedziała, co więcej powinna powiedzieć. Pożegnania były koszmarne, zwłaszcza kiedy na długi czas opuszczało się kogoś, kogo się kocha.
Albo dwóch takich ktosiów.
Sasuke nic nie powiedział, po prostu podszedł i mocno ją przytulił. Haniko schowała twarz w zagłębieniu jego szyi, po raz ostatni wdychając zapach jego perfum.
Żeby pamiętać.
Żeby wmawiać sobie, kiedy nie będzie mogła spać, że wciąż je czuje, a on leży tuż obok.
– Wystarczy – szepnęła, kiedy długo jej nie puszczał. – Przeciąganie tego nie ma sensu, nie opuszczam Konohy na zawsze. Akihito czeka.
Sasuke odsunął się niechętnie. Wciąż jednak trzymał dłonie na jej ramionach i patrzył jej prosto w oczy.
– Powiedz mi przynajmniej coś miłego na koniec.
– Kocham cię – odpowiedziała z uśmiechem.
Usta Sasuke rozchyliły się lekko; skinął głową.
– Ja też…
– Nie mów mi tego – przerwała mu. Te dwa głupie, choć bardzo pożądane słowa, mogły wywołać niepotrzebne łzy, a tego bardzo by nie chciała. – Wiem o tym, nie musisz.
– A jeśli chcę to powiedzieć?
– To nie mów mi tego, tylko to udowodnij. Wysyłaj mi czasem zdjęcia Sumire. Dzwoń, rozmawiaj ze mną. Wychowaj mi córkę na prawdziwą księżniczkę. Tyle wystarczy.
– Niech tak będzie – odpowiedział i po raz ostatni odgarnął jej przydługi kosmyk włosów za ucho. – Pewnie myślisz, że nie zauważyłem. Masz tak samo długie włosy, jak wtedy, kiedy pojawiłaś się w Konoha. Dość szybko drastycznie je obcięłaś, ale ja pamiętam. Doskonale pamiętam.
Haniko poczuła, że drżą jej usta. Zbyt ckliwie, za dużo słów i wspomnień.
Nie mogła już dłużej czekać. Sasuke kiedy chciał, potrafił być szarmancki i romantyczny. Jeszcze kilka minut, kilka zdań, a rozpłacze się jak mała dziewczynka i nie będzie w stanie opuścić tego domu. Wtuli się mocno w jego pierś, wsłucha w bicie jego serca, przypomni sobie…
Już sobie przypomniała. Wszystkie te słówka, które szeptał jej wieczorem w łóżku, drobne czułości, troskę, którą okazywał jej na początku ciąży. Tego było za dużo. Stanowczo za dużo.
Zrobiła krok w stronę drzwi.
– Pamiętaj zadzwonić – rzuciła w pośpiechu i naparła na klamkę.
Kiedy postawiła pierwszą stopę na zewnątrz, oślepiło ją zachodzące słońce. Potem wyszła drugą nogą z mieszkania i znalazła się w cieniu drzewa, a za plecami usłyszała ciche trzaśnięcie drzwi.
Wyszła. Zrobiła to.
Akihito stał przy furtce, oparty o obdrapany z farby płotek. Podszedł do niej i objął ramieniem.
– Wszystko się ułoży, mała. Zobaczysz, że wszystko się ułoży.
Poprowadził ją przez furtkę w stronę bramy wioski. Haniko szła, choć kroki stawiała zupełnie nieświadomie. To wszystko było takie odrealnione.
– Tak naprawdę to dobrze wam zrobi, wiesz? – zagadał, kiedy w dalszym ciągu milczała, pochłonięta myślami. – Umiecie już zbudować związek na seksie, ale czy umiecie uzyskać ten sam efekt, ten sam poziom bliskości, bez niego? To spory krok, duże wyzwanie, ale przyniesie też sporo korzyści. Nauczycie się nie tylko być RAZEM, ale również być ZE SOBĄ. Na dobre i na złe. To zawsze działa.
– Tak myślisz? – spytała, spoglądając na zachód, który mienił się teraz odcieniami różu i pomarańczy.
– Jestem o tym przekonany.


*Lord Huron - The Night We Met

8 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny, jestem oczarowana tym opowiadaniem. Wierzę że będziesz kontynuować serię, liczę na to i czekam z niecierpliwością
    Pozdrawiam i całuje
    Dona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam!
      A może rozwiniesz myśl i napiszesz, co dokładnie Cię oczarowało? :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Charaktery bohaterów są takie jakie sobie zawsze wyobrażałam. Sasuke jako zimny, bojacy się własnych uczuć, Itachi jako starszy opiekuńczy brat. Twoje opowiadanie wzbudza wiele emocji, czuje nerwy za każdym razem kiedy bohaterowie omijają najprostsze rozwiązania i kręcą się w kółko zamiast zwyczajnie że sobą porozmawiać. I to jest cudowne. Prawie codziennie sprawdzam czy wstawilas coś nowego i zastanawiam się co tym razem pójdzie nie tak w relacjach między nimi, lub wręcz przeciwnie. Po prostu codziennie czekam na kolejny rozdział A moja wyobraźnia wariuje. Oczywiście czekam też na pozostałe opowiadania tj. Przebudzenie bohaterów, czy trylogia zabójcy.
      Całuje i czekam na następną dawkę wrażeń
      Dona

      Usuń
    3. Cieszę się, że Ci się podoba. Pozwolę sobie tylko dodać, że autorki tego bloga są dwie ;)
      Na kontynuacje nie masz na razie co czekać, Akari dopiero zaczęła pisać rozdział i raczej prędko nie uda jej się skończyć. Niestety.
      Wspomnianych przez Ciebie opowiadań niestety nie znam.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Przepraszam za pomyłkę, Waszego bloga znalazłam na innym blogu przez co źle położyłam wątki i myślałam że to ten sam autor. W każdym razie na spokojnie poczekam na przyszcze rozdziały
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta-dam pojawiła się i druga autorka tekstu! Fanfary proszę. Żartuję, bez przesady, ale faktycznie opowiadanie piszemy we dwie. Rozdziały mniej więcej ukazują się naprzemiennie, co można zauważyć po nickach.
      I jestem mega szczęśliwa, że ktoś czeka na kontynuację. To daje motywację i chęci do pisania. Nie będę ukrywać, o czym już pisała Erroaya, że brak komentarzy bardzo frustrowało i dobijało. Odechciewało nam się pisać, bo przecież i tak nikt tego nie czyta. Dość dobijające. Na szczęście miałyśmy siebie, dzięki czemu motywowałyśmy się nawzajem, co pozwoliło na ukończenie serii. Chociaż kontynuacja jest w planach. I co gorsza zależy ode mnie. Moja kolei na rozdział, a niestety raczej szybko się za pisanie nie wezmę. Grudzień to dość ciężki okres u mnie w pracy. Będę się starała z całych sił jak najszybciej napisać nowy rozdział, lecz nie ukrywam, że będzie trzeba na niego trochę poczekać.
      Jednak serdecznie dziękuję za zainteresowanie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. czekam niecierpliwie kiedy będzie kontynuacja opowiadania ;-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hah, weszłam z głupa powspominać takie wspaniałe opowiadanie a tu dwie nowe części :DD teraz jak za starych dobrych czasów zamiast spać będę czytać. Niech moc będzie z wami <3

    OdpowiedzUsuń