Sasuke stał oparty o ścianę. Naprzeciw niego znajdowały się
drzwi do gabinetu ojca. Za nimi Itachi. A on sam po drugiej ich stronie, wystukiwał
stopą jakiś zupełnie losowy rytm, powoli tracąc cierpliwość.
Nie, żeby miał jej dużo.
Nie podobał mu się pomysł tej rozmowy. Nie spodobała mu się
mina ojca, kiedy wszedł do rodzinnego domu. Nie podobał mu się ton, którym
kazał mu zaczekać, bo najpierw musi porozmawiać ze swoim pierworodnym. Nie
podobało mu się to, bo… Wiedział, że jeśli Itachi pogodzi się z ojcem – czego
oczywiście z całego serca mu życzył – on sam znowu stanie się dla Fugaku kimś
zupełnie nieważnym. Wiedział o tym albo właśnie tego się bał. Wiedział, ale
miał nadzieję. A nadzieja…
Przykro mi, Itachi
zostanie moim następcą, więc nie jesteś mi już potrzebny.
Nie zawracaj mi
głowy, mam z Itachim bardzo ważne sprawy do omówienia.
Jeśli musisz, przyjdź
na zebranie klanu, ale stań z tyłu, żeby nie zasłaniać Itachiego.
Nadzieja umierała ostatnia.
Kiedy nerwowe tupanie przybrało na sile i częstotliwości,
drzwi w końcu kliknęły i pojawił się w nich Itachi. Zauważył Sasuke, więc
podszedł do niego, a na jego usta bezwiednie wkradł się uśmiech. Wyglądał,
jakby ogromny kamień spadł mu z serca. Stukilowy głaz. Tona gruzu.
Sasuke zmusił się do tego, żeby również się uśmiechnąć.
Przecież w gruncie rzeczy się cieszył z ich pogodzenia, prawda? Nikt nie zrobi
dla klanu więcej dobrego niż jego starszy brat. Nikomu bardziej nie zależy na
jego świetności i jednoczesnym zachowaniu dobrych relacji z władzami Konohy. A
mimo to…
Wyszło mu to niemrawo.
– Gratuluję.
Itachi machnął ręką. Najwyraźniej zupełnie nie doceniał
tego, co zostało mu dane.
– Idź, czeka na ciebie. – Poklepał go po plecach i wskazał
drzwi. – A! I Sasuke… nie kłóćcie się, błagam.
Sasuke odburknął coś pod nosem i zostawił brata samego. Im
bliżej był tych drzwi, tym większą miał ochotę zawrócić. Chrzanić to wszystko,
tę rozmowę, ten cyrk. Po co to? Na co? Czy komukolwiek zrobi się od tego
lepiej? Został tu zaproszony tylko dlatego, że akurat był w szpitalu. Że był
jedną z trzech osób obecnych w pokoju i Fugaku nie miał szans go nie zauważyć.
Tylko tyle. Albo aż tyle.
Pociągnął za klamkę i wszedł. Nie przywitał się, nie
pokłonił. Nie czekając nawet na zaproszenie, zajął miejsce naprzeciw ojca i
rozłożył się nonszalancko na niewygodnym drewnianym oparciu. Po chwili namysłu
jeszcze w męski sposób założył nogę na nogę i skrzyżował ręce na klatce
piersiowej.
Bardziej lekceważąco już wyglądać nie mógł.
Fugaku nie wydawał się zadowolony z tego, co zobaczył, ale
zacisnął szczękę i dyplomatycznie nic nie powiedział. Sięgnął po leżące przed
nim dokumenty, udając, że się w nich zaczytuje. Sasuke miał ochotę przewrócić
oczami. Typowa zagrywka, mająca na celu uświadomić mu, że nie jest pępkiem
świata i ojciec nie ma pojęcia, dlaczego go do siebie przywołał. Musiał
przeczytać. Musiał udawać, że nie pamięta.
– Przejrzałem twoja akta – oznajmił rzeczowym tonem,
zerkając na Sasuke kątem oka. – Od dawna nie były aktualizowane. Chciałbym,
żebyś podszedł do testów sprawnościowych, kiedy dojdziesz do siebie.
Zamilkł. Sasuke ani śmiał się odezwać. Niczego nie
potwierdził, ale też nie zaprzeczył. Spojrzeli na siebie, ale po zaledwie
sekundzie, obaj odwrócili głowy. Sasuke przyglądał się zakurzonym żaluzjom,
Fugaku obserwował ścianę za jego plecami.
I tak to trwało.
Sasuke nie pamiętał, kiedy po raz ostatni czuł się tak
niezręcznie i niekomfortowo. Zupełnie jakby całkiem nagi stał gdzieś w centrum
wioski, narażając się na prześmiewcze chichoty i spojrzenia. Uważał, że ma
atrakcyjne ciało, ale to wcale nie znaczyło, że miał ochotę je wszystkim
pokazywać. A powinien nie wstydzić się przynajmniej przed własnym ojcem.
Tymczasem on miał nawet problem, by siedząc naprzeciw,
przynajmniej spojrzeć mu w oczy. Dwoje ludzi tak blisko i tak daleko
jednocześnie.
– Coś jeszcze? – zapytał, kiedy cisza między nimi się
przeciągała, a wyobraźnia zaczęła podsuwać coraz dziwniejsze porównania dla tej
sytuacji.
– Przyszłość klanu. O tym chciałem porozmawiać.
– Więc do rzeczy. – Sasuke wzruszył ramionami, jakby temat
ten był mu całkiem obojętny.
– Do rzeczy… – powtórzył ojciec, ponownie zagłębiając się
treści trzymanego przed sobą dokumentu. Mrużył przy tym oczy, co nie umknęło uwadze
Sasuke. – Ostatnio… z policji pozwalniało się kilka osób. Zmniejszyła się
liczebność oddziałów i zaczyna brakować nam ludzi do zadań specjalnych.
Wykwalifikowanych ludzi.
Mycie podłóg, koszenie trawników, wynoszenie śmieci…
– Masz stopień chūnina, jesteś dosyć bystry, powinieneś
sobie poradzić. Chciałbym, żebyś dołączył do oddziału Mayakiego. Jeśli sobie
poradzisz, być może za jakiś czas sam będziesz miał pod sobą ludzi. Nie zawiedź
mnie.
Sasuke zacisnął pięści pod stolikiem, żeby nie dać po sobie
poznać, jak bardzo rozzłościł go wyraźny ton rozkazujący tej wypowiedzi. Czy
rozmowa Itachiego z ojcem też tak wyglądała? Też po raz kolejny ten stary dziad
mówił mu, co ma robić?
– Jeśli jesteś tym zainteresowany, oczywiście – dodał po
krótkiej chwili Fugaku.
Tak lepiej, ale…
– Nie.
Kiedyś marzył o tym, by wstąpić do policyjnych oddziałów
Uchiha, by robić coś dobrego dla mieszkańców wioski i być za to docenianym.
Wierzył w szlachetność swojej rodziny, jej czyste intencje. Teraz było inaczej.
W dodatku nie kusiła go posada, która wiązała się ze stałym kontaktem z ojcem.
I byciem jego podwładnym przez najbliższe kilkadziesiąt lat, bo nie miał
wątpliwości, że ten drań nikomu nie ustąpi, dopóki nie umrze. Kto po nim
przejmie dowództwo nad oddziałami policji? Tego Sasuke nie wiedział, ale nawet
gdyby miał to być on, wątpił, by psychicznie dał radę dożyć tych pięknych
czasów.
– Jak uważasz – skomentował beznamiętnym tonem Fugaku. –
Itachi by się zgodził.
– To mu to zaproponuj – warknął Sasuke, a potem
odchrząknął. Mieli się nie kłócić. – To wszystko?
– Mamy z Itachim sporo pracy, więc…
Niczego więcej mówić nie musiał. Młodszy Uchiha podniósł
się z miejsca.
– Sasuke.
Zamarł. Ojciec przyglądał mu się bardzo uważnie. Nie
wyglądał już tak srogo i bezwzględnie, jak jeszcze chwilę temu. Nie wywyższał
się, nie próbował grać niezniszczalnego, a jednak… Nic nie powiedział. Czasem
słowa były zbędne, a czasem milczenie to za mało. Ciężko było mówić w tym
przypadku o porozumieniu dusz. To jedno krótkie spojrzenie nie rozwiązało
niczego, choć pomogło coś zrozumieć. Zaledwie ułamek tego, o czym powinni
porozmawiać.
Sasuke skinął ojcu głową i chwilę później znalazł się za
drzwiami. Nie czuł ulgi, że to spotkanie nie potoczyło się zgodnie z jego
najczarniejszymi scenariuszami. Może powinien? Nie było w końcu tak źle. Chyba…
Nie zdążył się nawet zastanowić, co dokładnie czuje, bo z
kuchni nadszedł zmasowany atak.
– W porządku, kochanie? – Zatroskana Mikoto, przyglądała mu
się, jakby lada moment miał się rozpłakać. Naprawdę aż tak źle wyglądał?
– Wyjaśniliście sobie wszystko? – To z kolei był Itachi,
który stał nieco z tyłu, niemniej wydawał się nim równie zainteresowany, co
matka.
Sasuke miał ochotę się skrzywić. Oboje byli zdecydowanie
zbyt wścibscy. Odganianie się od nich często przypominało walkę z natrętnymi
owadami. Bzyczeli mu nad uchem, lgnęli jak ćmy do światła, pszczoły do kwiatów,
osy do słodkiego. A tym światłem, jasnym jak słońce, halogenem, żarówką, która
zwalczała mrok, tym wyjątkowym kwiatem, wyróżniającym się spośród innych na
ogromnej łące zwanej światem, tym cukierkiem tak słodkim, że aż mdliło,
czekoladowym, landrynką, kukułką albo raczkiem, tym wszystkim był on. Sam sobie
był źródłem problemów.
– Okej – rzucił od niechcenia i wymijając ich, ruszył do
drzwi.
– Może zostaniesz na obiedzie, kochanie? Zrobiłam twój
ulubiony…
– Nie.
– Ale…
– Mamo, nie – warknął, odwracając się do niej. – Nie mam
czasu, zaraz zaczynam wykład w tym pieprzonym poprawczaku.
Kobieta posmutniała. Niemniej, dopóki to nie zależało od
niego, nie zamierzała robić mu z tego powodu wyrzutów. Sam przecież nie był z
tego zadania ani trochę zadowolony. A nie był to wciąż najgorszy aspekt jego
kary…
– Ucałuj ode mnie Haniko i Sumire – powiedziała, posyłając
mu słaby uśmiech. Kiedy skinął głową, wróciła do kuchni.
Itachi wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale jedno
spojrzenie Sasuke wybiło mu ten pomysł z głowy. Oparł się więc o framugę i
patrzył, jak ten wkłada buty. Sasuke starał się go ignorować, przynajmniej do
czasu, aż uzmysłowił sobie, że ciało brata uniemożliwia mu wyjście.
– Co chcesz usłyszeć? – westchnął.
– Czy na pewno wszystko w porządku.
Sasuke wzruszył ramionami.
– Wszystko wróciło do normy, nie? Zejdź mi z drogi, spieszę
się.
Itachi ani drgnął, nie spuszczając z niego wzroku.
A potem obaj usłyszeli wołanie z głębi domu.
– Itachi! Czekam na ciebie.
Zawahał się. Znowu ojciec wolał i znowu posłuszny Itachi
musiał posłuchać rozkazu i czym prędzej do niego polecieć. Sasuke miał ochotę
trochę nim z tego powodu wzgardzić, ale trochę też zazdrościł. I to wydawało mu
się tak absurdalne, że ostatecznie nie zrobił nic.
– Jutro widzimy się na treningu – oznajmił brat, odsuwając
się od drzwi.
– Widzimy się.
Skinęli sobie jeszcze głowami i Itachi wrócił do gabinetu
ojca. Sasuke stał w miejscu jeszcze przez chwilę. W końcu pokręcił głową,
odganiając niepotrzebne myśli i wyszedł.
***
Minęły dwa tygodnie. Choć bracia widywali się codziennie,
bo Sasuke bardzo naciskał na treningi, więcej nie poruszyli już tego tematu.
Zapomnieli? Udawali, że nigdy go nie było? Sasuke nie wiedział, co siedziało w
głowie brata, ledwo ogarniał, co działo się w jego własnej.
– Za dużo czasu spędzamy z ciocią Keiko, słyszysz? – zagadał
do córki siedzącej w wózku. Wzrok wlepiała przed siebie, próbując uchwycić
krajobraz, który tak szybko się zmieniał. Sasuke skręcił za róg i przyspieszył.
– Mamy… prawie dwadzieścia minut spóźnienia. Nieładnie. Żeby ci to tylko w
nawyk nie weszło.
Sumire nie odpowiedziała. To nie jej wina, że tatuś tak
strasznie się grzebał i przypomniał sobie o niej, dopiero kiedy miał już
wychodzić. Nieubrana, niegotowa, zaczęła się walka z czasem.
W końcu znaleźli się na ścieżce prowadzącej na pole
treningowe klanu Uchiha. Schodzenie ze wzniesienia, kiedy pod koła wózka wpadały
kamienie, należało do średnio przyjemnych. Sasuke dziwił się, że córka jeszcze
się nie zbuntowała, kiedy zapewniał jej takie atrakcje.
– Nie wytrzęsło cię tam za mocno?
Sumire nie odpowiedziała ani nie zapłakała, więc Sasuke
wzruszył ramionami. Najwyraźniej lubiła być traktowana jak worek kartofli.
W końcu wychynęli zza drzew i znaleźli się na mocno
nasłonecznionym polu. Sasuke zaklął, bo już po samym tym biegu przez pół
wioski, był zgrzany i spocony, a teraz jeszcze znalazł się w miejscu, w którym
nie mógł liczyć nawet na odrobinę cienia.
Itachi stał tyłem i wyglądał na znudzonego. Kopał butem
dziurę w trawie.
– Jestem – oznajmił Sasuke, próbując uspokoić oddech.
– Mogłeś przynajmniej dać znać, że się spóź… – urwał,
dostrzegając wózek. – Wziąłeś na trening dziecko? Nie mogłeś jej…
– Nie mogłem. Haniko poszła na jakieś badania kontrolne.
Itachi westchnął, patrząc z niedowierzaniem na siedzącą
spokojnie Sumire. Pokręcił głową, czym tylko rozdrażnił Sasuke.
– Co? Miałem ją samą zostawić w domu? To by było twoim
zdaniem odpowiedzialne?
– Nie, jasne, że nie. Mogliśmy to przełożyć…
– Nie – odpowiedział ostro, zaciskając pięści na rączce
wózka.
Itachi niespecjalnie się tym przejął.
– Jeden dzień odpoczynku nam obu dobrze by zrobił. Trzeba
było zadzwonić, to wyszlibyśmy na krótki spacer.
Sasuke otworzył usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale szybko
je zamknął. Pewnie tak, w końcu coraz dotkliwiej odczuwał każdy kolejny siniak
czy nadwyrężony mięsień. Tylko że, cholera, nie miał czasu na odpoczynek.
Egzamin na jōnina miał się odbyć już jutro, a on wciąż nie wrócił w pełni do
formy! Jeszcze tego by brakowało, żeby nawalił. Musiał wypaść jak najlepiej i
dlatego o niczym nie powiedział bratu. Potem musiałby się tłumaczyć, dlaczego…
nie.
– Nie rozumiem, w czym ci przeszkadza Sumire. Postawimy
wózek z boku. Ona zaraz zaśnie, zobaczysz.
Itachi spojrzał z powątpieniem na bratanicę, która
wytrzeszczała swoje ciemne oczy i z zaciekawieniem rozglądała się dookoła,
pchając palce do ust. Wyglądała na ożywioną, nie na senną. I zapewne, gdyby nie to,
że nie umiała jeszcze chodzić, wylazłaby z wózka i samodzielnie przemierzyła
całą polanę.
– Skoro tak uważasz… – odpowiedział Itachi.
– Tak będzie, zobaczysz.
Zaczęli od krótkiej rozgrzewki. Sasuke z całych sił starał
się nie dawać po sobie poznać, z jakim trudem przychodzi mu dotrzymanie tempa
bratu. To wciąż nie było to, wciąż w pełni nie panował nad swoim ciałem, nie
wrócił mu dawnej zwinności i szybkości. Miał wrażenie, że wciąż porusza się
ociężale i niezgrabnie. Jednak pot, który wystąpił na czole Itachiego, a także
jego zaciśnięte z wysiłku usta, były dla niego prawdziwą nagrodą. Niemą
pochwałą i jedyną pociechą w tej sytuacji.
Itachi uśmiechnął się, dysząc lekko.
– Wow, to było…
Nie dokończył, bo Sasuke płynnie z taijutsu przeszedł do
ninjutsu. Obawiał się, że bez uformowania pieczęci nie uda mu się stworzyć
chidori, ale wyszło mu to bez problemu. Na ustach Itachiego pojawił się nikły
uśmiech. Stanął na szeroko rozstawionych nogach, ale zanim Sasuke zdołał się
przekonać, co też brat przygotował na odparcie jego ataku…
… usłyszeli dziecięcy płacz.
Dźwięk ten tak wybił Sasuke z rytmu, że niemal potknął się
o własne nogi. Odzyskał równowagę, a potem poleciał na drzewo, zostawiając nim
malowniczą dziurę. Fragmenty kory i drewna unosiły się w powietrzu, kiedy
wyprostował się i spojrzał w stronę wózka.
Cisza.
Z wyjątkiem śpiewu ptaków, do jego uszu nie doleciał żaden
niepokojący dźwięk.
– Chyba mam paranoję… – szepnął, tłumiąc irytację.
To, co przed chwilą wykonał, musiało wyglądać komicznie w
oczach Itachiego. A więc zdołał już zatrzeć dobre wrażenie. Zazgrzytał zębami,
ponownie formując chidori w lewej dłoni. Z wyskoku ruszył w stronę brata, ale
sytuacja się powtórzyła.
Poza głośnym szumem techniki, śpiewem tysiąca ptaków, jak
go zwano, słyszał dziecięcy płacz. Wyraźnie. Spojrzał na Itachiego, który
również nie przejmując się pojedynkiem, zerkał w kierunku wózka. A więc mu się
nie przesłyszało?
Tym razem zdołał wycofać technikę, zanim zmuszony został za
jej pomocą brutalnie się na czymś wyżyć. Doskoczył do wózka i pochylił się nad
córką.
Nie płakała już, ale jej oczy były pełne łez. Również jej
wilgotne policzki świadczyły o tym, że stało się coś niedobrego.
– Co jest?
Spytał, jakby córka potrafiła udzielić mu odpowiedzi na to
pytanie. Wpatrywała się w niego ze spokojem i nic nie wskazywało na to, że coś
jest w stanie jej spokój zaburzyć.
Do wózka podszedł Itachi.
– Zrób to jeszcze raz.
– Co?
– Chidori.
Sasuke miał ochotę spytać, po co, ale wzruszył tylko
ramionami i skumulował chakrę w dłoni. Wraz z błękitną błyskawicą, pojawił się
też głośny szum. A zaraz za nim, dziecięcy płacz. A więc w tym tkwił problem.
Sasuke westchnął. Dźwięk ten najwyraźniej drażnił Sumire.
– Chyba wystarczy na dziś – stwierdził Itachi.
Sasuke z naburmuszoną miną wyjął dziewczynkę z wózka i
usiadł na polanie. Brat poszedł jego śladem i rozłożył się wygodnie obok,
wyrywając kilka źdźbeł trawy. Przyglądał się Sumire, która najpierw próbowała
zaślinić własną rękę, a kiedy Sasuke uparcie jej to uniemożliwiał, wsadziła
sobie do ust jego palec. Na twarzy Itachiego pojawił się lekki uśmiech.
– Co, takie to zabawne?
Sasuke nie było do śmiechu. Sumire była małą uparciuchą,
która najwyraźniej nie zamierzała go słuchać. I nie miało znaczenia to, że
liczyła zaledwie kilka miesięcy i nie rozumiała tego, co mówił. Powinna być mu
posłuszna. Był w końcu jej ojcem.
– Mama cię za słabo karmi, że pakujesz do ust wszystko, jak
leci?
Podniósł ją wyżej, tak, by ich oczy znalazły się na
podobnej wysokości. Czoło dziewczynki zmarszczyło się, a po chwili jej twarz
rozjaśnił uśmiech. Jednak te kilka piskliwych dźwięków, które z siebie wydała,
zamiast go zdenerwować, sprawiło, że zrobiło mu się nieznośnie gorąco. Dlaczego
tak bardzo waliło mu serce? Dlaczego widok roześmianego dziecka wprawił go w
tak dobry nastrój?
Haniko zawsze chwytała ją w ten sposób, kiedy chciała ją pocałować.
W czoło, nos, w oba policzki. Sumire gruchała z radości, a Sasuke przyglądał
się temu z pewnym rozczuleniem. Ale jeszcze nigdy nie przyszło mu do głowy, że
on też by tak mógł. Że jego widok, jego bliskość, też mogłyby wywołać w córce
takie emocje.
Czy właśnie tym była… miłość?
– Jeszcze nie mówi, prawda?
Sasuke z pewną dezorientacją spojrzał na brata.
– Czego… nie mówi?
– Na przykład tata?
Sasuke ponowie spojrzał na Sumire, wyobrażając sobie, że te
słowa padają z jej ust. Och, chyba by się rozpłynął.
– Nie mówi. Ale reaguje na swoje imię, kiedy się ją woła.
– A raczkuje?
Pokręcił głową.
– Też nie.
Sumire nie zarobiła w końcu całusa, ale za to została z
czułością przytulona do ojcowskiej piersi. Wyglądała ponad jego ramieniem na
świat i nawet zapomniała o tym, że powinna trochę ponarzekać.
Jej ciekawość szybko jednak przemieniła się w znużenie.
Minęły te czasy, kiedy przytulona do taty bywała bardziej niespokojna, niż
pozostawiona sama sobie. Sasuke pamiętał, ale były to wspomnienia jak przez mgłę.
Niby zaledwie kilka miesięcy temu, a miał wrażenie, że od tego czasu minęły
lata. Tyle się wydarzyło, tyle się zmieniło.
Czuł się zrelaksowany. Teraz na tej łące z córką w
ramionach. Z bratem, który mu wybaczył, z Haniko, która pewnie czekała już z
obiadem. Był szczęśliwy.
– Masz rację, może ta chwila wytchnienia była mi potrzebna.
***
Kiedyś szpitale kojarzyły się Haniko z domem – Satoru
spędzał w nich w końcu niemal każdą chwilę. Potem przypominały jej o
przeżywanej żałobie, stały się miejscem zadumy, a teraz… czuła do nich wstręt. I
wrogość. W końcu miejsce, w którym ludzie powinni zdrowieć, zdecydowanie zbyt
często nie spełniało swojej funkcji, a czasem nawet u objętych opieką medyczną obserwowało
się skutek wręcz przeciwny. Ona była tego doskonałym przykładem.
Z uwagą obserwowała każdą wbijaną w jej ciało strzykawkę,
prosiła, by pielęgniarki trzy razy sprawdzały, czy wykonują poprawnie swoją pracę, była oschle – żeby nie
powiedzieć, że wrogo – nastawiona do lekarzy. Trzymała nerwy na wodzy, ale
gdzieś w środku czuła strach. Obawę, że jeszcze tu wróci, że przyjdzie jej tu
umrzeć.
Kiedy badania dobiegły końca, zamknęła się w łazience i
długo dochodziła do siebie.
– Masz za swoje. Trzeba było wtedy nie manipulować
uczuciami Sasuke – szepnęła do swojego odbicia, przypominając sobie ich nocną
rozmowę sprzed kilku tygodni. Powiedziała mu wtedy, że nie może spać, bo się
boi. I nie mogła spać, i faktycznie się bała, ale nie tego, o czym mu
powiedziała. Ten strach dopadł ją dopiero teraz.
Poklepała się po policzkach, chcąc wrócić im trochę koloru,
bo przy oświetleniu panującym w pomieszczeniu, wyglądała wręcz trupioblado.
Chyba stres spowodowany wizytą w szpitalu odbił się na niej bardziej, niż się
spodziewała.
W końcu z ociąganiem wyszła z łazienki i udała się od razu
po odbiór wyników. Tsunade obiecała, że będzie miała nad wszystkim kontrolę,
więc Haniko wcale nie zdziwiło, kiedy dziewczyna z recepcji odesłała ją właśnie
do Hokage. Przynajmniej będzie miała pewność, że lekarze niczego nie
przeoczyli.
– Siadaj – rzuciła Tsunade, nawet nie podnosząc na nią
wzroku.
Na jej biurko piętrzył się stos dokumentów, jakiego Haniko
jeszcze nie widziała. A ona odrzuciła to wszystko, by poświęcić jej chwilę i
przeanalizować wyniki badań. Sasuke chwalił się co prawda, że po akcji z
pomyłką postawił Hokage do pionu, ale Haniko wzięła to tylko za jego kolejne
głupie gadanie.
Zajęła miejsce naprzeciw kobiety i rozejrzała się dookoła.
Próbowała skupić na czymś wzrok, ale przeczucie mówiło jej, że coś jest nie
tak. Ta cholerna kobieca intuicja nie zechciała się zamknąć, chociaż Haniko
bardzo ją o to prosiła. Raz, drugi, trzeci, w końcu skapitulowała.
Tsunade westchnęła.
– Coś nie tak?
– Nie. – Hokage odważyła się wreszcie na nią spojrzeć. –
Choć jest gorzej, niż się spodziewałam. Cóż, oczekiwałam… większej poprawy.
Organizm nie regeneruje się zbyt szybko, a to, że wróciłaś do karmienia piersią,
jeszcze spowalnia ten proces.
– To nie jest ważne. Interesuje mnie tylko, czy jestem zdrowa?
Hokage skinęła głową, splatając palce. Ulga, którą poczuła
Haniko, nie była jednak zadowalająca. Ewidentnie było coś jeszcze, zachowanie Tsunade
wyraźnie na to wskazywało.
– O co chodzi? – spytała z nieufnością.
– Jakby ci to powiedzieć…
– Do rzeczy proszę.
Tsunade uśmiechnęła się z sympatią, a potem swoim zwyczajem
sięgnęła po jakąś teczkę. Tajemniczą teczkę.
– Mam dla ciebie zadanie. Długoterminową misję, na którą
nie musisz, ale możesz się zgodzić. Jesteś jedyną kandydatką, więc nie ukrywam,
że ucieszyłoby mnie twoje zainteresowanie. I zanim odmówisz, przynajmniej mnie
wysłuchaj.
Haniko zachowała kamienny wyraz twarzy, choć najchętniej by
się skrzywiła i wyszła. Była młodą mamą, która nie zdołała nawet w pełni
odbudować dobrych relacji z ojcem własnego dziecka, nie wspominając o tym, że
fizycznie nie doszła jeszcze do siebie, a Hokage już miała wizję, że odeśle ją
gdzieś na długie miesiące. Tylko dobre wychowanie powstrzymało ją przed tym, by
nie odmówić od razu.
– Dobrze, tak w skrócie.
– Tak w skrócie, jest to kilkumiesięczna misja pokojowa na
terenie Kraju Wiatru, mam rozwinąć?
Haniko zmarszczyła brwi. Miała złe przeczucia.
– Poproszę.
– Wiesz, czego dopuścił się Sasuke. Wiesz, jaka spotkała go
za to kara i wiesz też, że Kazekage nie był zadowolony z jej wymiaru. A teraz
wyobraź sobie, że Gaara, to obecnie nasz najmniejszy problem, bo mieszkańcy
Suny dowiedzieli się o całej sprawie i najchętniej nabiliby głowę Uchihy na pal
i postawili go jako trofeum w samym centrum wioski.
Shimanouchi zamarła. Jak to w ogóle możliwe? Pobyt Sasuke w
Kraju Wiatru na pewno został dobrze zatuszowany i poza nielicznymi, nikt nie
powinien o tym wiedzieć. Rozpowiadanie takich informacji było surowo karane.
Jak do tego w ogóle doszło?
Miała ochotę zerwać się z miejsca, ale opanowała tę pokusę.
– Dlaczego? I jak długo to trwa?
– Nie ukrywam, że mieliśmy nadzieję, że sprawa przycichnie
– odpowiedziała Tsunade zupełnie ignorując jej pytania. – Niestety tak się nie
stało i chociaż mówienie o tym, że grozi nam wojna, to obecnie spora przesada,
sytuacja nie prezentuje się kolorowo. Spora grupa buntuje się przeciw Kazekage,
uważając go za zbyt pobłażliwego. Na początku było to zaledwie kilka osób, ale
ich liczba ciągle rośnie. Opozycja wyczuła, że jest to dobry moment na
zniechęcenie mieszkańców do Gaary i dobrze go wykorzystuje. Padają coraz
ostrzejsze słowa, niekiedy także groźby. Sama spójrz.
Przed Haniko wylądowała teczka wypełniona kserokopiami
listów, które obywatele wysłali do Kazekage. Na początku pogróżki były
anonimowe, ale im bardziej sprawa się rozrastała, tym większej śmiałości
nabrali przeciwnicy Gaary. Grozili zarówno jemu, jak i Sasuke śmiercią i nie bali
się podpisać pod tym własnym imieniem i nazwiskiem.
– Niemożliwe…
– A jednak – odparła Tsunade, splatając razem palce i
uważnie śledząc reakcję Haniko. – Ludzie się buntują, a wrogowie Kazekage
wykorzystują to, by przejąć władze w wiosce. Mieli czelność wywlec nawet na
światło dzienne informacje o tym, że Uchiha planowali przewrót w Konoha.
Oczywiście nie omieszkali się wspomnieć, że Uchiha nawiązali współpracę z pewną
grupą w Suna i zamierzali dokonać zamachu stanu również tam. A kiedy zasiali
już ziarnko niepewności, wmieszanie w to wszystko nieżyjącego od dawna Madary,
nie stanowiło problemu. Sasuke nazwali jego następcą. Prawdopodobnie to na
niego, nie na Fugaku spadła cała wina, ponieważ wszyscy wiedzą o jego
powiązaniach z Orochimaru. Kto by pomyślał, że ta misja dalej będzie się na nim
mścić…
Haniko zacisnęła pięść na pojedynczej kartce, zupełnie
ignorując, że niszczy dokument dowodowy. To i tak nie był oryginał, a ona
musiała jakoś odreagować, bo czuła, że z tych nerwów zaczyna kręcić jej się w
głowie. To było nieprawdopodobne. To szaleństwo.
– Trzeba to odkręcić – oznajmiła z pewnością w głosie,
jakby właśnie znalazła rozwiązanie.
– Trzeba. Ktoś musi to zrobić. Może nie grozi nam obecnie
wojna, ale jeśli sytuacja jeszcze się pogorszy, nie będzie można wykluczyć
nawet tego. Jeśli mieszkańcy Suny postanowią wziąć odwet i zemścić się na
Sasuke, wmiesza się w to cały klan Uchiha, a przy okazji i połowa Konohy. Co
gorsza, nie mam pewności, po której stronie stanie ta połowa, co powoduje
kolejne komplikacje.
Sasuke był słynny z tego, że samą obecnością dolewał oliwy
do ognia, ale nigdy by nie podejrzewała, że wystarczy jego jedna wizyta w Suna,
by zniszczyć przez tyle lat budowany pokój i wzajemne zaufanie. Zwłaszcza że
przecież cała sytuacja została wyjaśniona, Kazekage zaakceptował jego zeznanie
i nie zdecydował się na żadne drastyczne kroki. Przecież gdyby wiedział, gdyby
choć podejrzewał, że odpuszczając Sasuke, spowoduje coś takiego, nigdy by mu
nie uległ. I Uchiha odczułby to boleśnie na własnej skórze. Tymczasem chodził
sobie wolny, a tuż za granicami Kraju Ognia, toczył się pierwszy od dawna
konflikt. Konflikt, który łatwo mógł przerodzić się w wojnę domową.
– Czemu Akihito o niczym mi nie powiedział… – szepnęła.
– Akihito nie miał prawa tego robić. Obecna sytuacja w Suna
pozostaje na razie tajemnicą. Jak myślisz, jak zareagują mieszkańcy Konohy,
kiedy dowiedzą się, że tak lubiane przez nich ostatnio oddziały policji,
planowały wyrżnąć ich wszystkich i przejąć kontrolę nad wioską? Musimy
utrzymywać tę wiadomość w tajemnicy najdłużej, jak się da. Dopóki nie
wymyślimy, jak z tego wybrnąć, nie wywołując zamieszek.
Haniko pokręciła głową. Chciała coś powiedzieć, ale
zabrakło jej słów.
– Gaara obawiał się, że może do tego dojść – kontynuowała
Hokage. – Nie chciał jednak karać Sasuke, bo wiedział, że czegokolwiek by z nim
nie zrobił, żądny krwi tłum, nie byłby usatysfakcjonowany. Sytuacja nie
wyglądała najlepiej już w chwili, kiedy przybył do Konohy. Zażądał więc…
ciebie, w zamian za łagodne potraktowanie Sasuke.
Haniko oparła się o zagłówek. Wolała się zapaść w tym
fotelu niż brać w tym czynny udział. I w dodatku została w to wszystko
wplątana wbrew swojej woli. Serce waliło jej w piersi, nie miała pewności, czy
się nie przesłyszała.
– Mnie? Ja nie potrafię tego zatrzymać.
– Być może nikt tego nie potrafi. A jednak ty byłaś
dziewczyną Satoru, jego pierwszą ręką, jedyną powierniczką. Ludzie go lubili, będą
mieli to na uwadze.
– A będą mieli na uwadze również to, że Sasuke i ja mamy
dziecko? A może uznają po prostu, że zostałam zmanipulowana, wyjaśnią sobie to wpływem
sharingana i zamiast za osobę, która jest pokojowo do nich nastawiona, wezmą
mnie za szpiega?
Tsunade westchnęła. Haniko uzmysłowiła sobie, że i ona jest
tym problemem bardzo zmęczona. Nawet mówienie o tym kosztowało ją wiele sił. Temat
poruszany wielokrotnie, przemyślany przez najlepszych strategów, a rozwiązanie
nie nadchodziło. Czy naprawdę było aż tak źle, że Hokage postanowiła poprosić
ją o pomoc, jako swoją ostatnią deskę ratunku? Bo jej plan był ryzykowny i
wątpliwy. Haniko nie wierzyła w jego powodzenie.
– Jesteś inteligentna i potrafisz dobrze argumentować, jeśli
chcesz przekonać innych do swoich racji. Wszyscy wiedzą, że kochałaś Satoru, że
Suna to twój dom i jesteś z nią emocjonalnie związana. Problemem w tym momencie
jest brak wiary jej mieszkańców w dobre intencje Sasuke, niech więc twoje życie
będzie tego dowodem. Wierzę, że sobie poradzisz.
Haniko wstała z miejsca. Miałaby zostawić Sumire, zostawić
Sasuke i zniknąć na kilka miesięcy – o ile w ogóle udałoby jej się stamtąd
wrócić – by walczyć siłami, których nie miała? Pokładać nadzieję w rozwiązanie,
w które nie wierzyła? Pokręciła głową.
– To nie ma sensu, nic nie da, a stracimy tylko czas.
– Co więc proponujesz? – Tsunade zmarszczyła brwi. –
Mieszkałaś tam prawie całe życie… co powinniśmy zrobić?
Haniko otworzyła usta, ale po chwili je zamknęła. Zanim
ponownie się odezwała, wzięła kilka głębszych wdechów, by odzyskać opanowanie.
Przynajmniej pozornie.
– Przykro mi, nie mogę tego zrobić.
– Przynajmniej to przemyśl. I porozmawiaj z Akihito. Skoro
już o wszystkim wiesz, nie będzie miał przed tobą żadnych tajemnic.
Na to mogła się zgodzić. Przytaknęła i na nogach jak z
waty, opuściła gabinet Hokage.
***
Rozmowę z Endo przeprowadziła już podczas powrotu do domu.
Szła zatłoczonymi uliczkami Konohy i słuchała o tym, że w ostatnim czasie tłok
w Suna oznaczał tylko demonstracje. Nastroje nie były pozytywne. Nie wszyscy
popadali w absurd, nie wszyscy mieli problem z Konohą, a przede wszystkim z
klanem Uchiha. Wszyscy za to wierzyli, że sprawa ot tak nie ucichnie. Że
rozwinie się w coś większego.
– Nie daj się w to wmanewrować. Cokolwiek ci wmówili, nie
jesteś ich ostatnią nadzieją. Żadna z ciebie dyplomatka, nic tu nie zdziałasz –
przekonywał.
A jednak kiedy nieuważnie wspomniał, że pierwszy na celowniku
jest Sasuke, włosy zjeżyły jej się na karku. Bo uderzenie w Sasuke można
poprowadzić dwoma drogami – bezpośrednio lub… celując w kogoś mu bliskiego, na
przykład w jego córkę.
W jednym momencie zapragnęła zrobić w tył zwrot i zgodzić
się na wszystko, co zaproponuje jej Hokage. Zdrowy rozsądek nakazał jej jednak
odczekanie i przekalkulowanie swoich szans na chłodno.
Do domu wróciła więc nieco później, niż planowała, a po
drodze wstąpiła jeszcze w kilka miejsc, by poprawić sobie nieco nastrój.
Zakupami.
I nie wyszło.
– Jestem! – krzyknęła już od progu.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, ruszyła z torbami do
kuchni, gdzie zastała Sasuke… zaczytanego. Siedział plecami do niej i nawet się
nie odwrócił, by na nią spojrzeć. Kiedy podeszła bliżej, dostrzegła, że czytał
w dodatku coś, co na pewno go nie interesowało. Już miała odezwać się ponownie,
kiedy zauważyła jego zamknięte oczy. Głowę opierał na dłoni i jeszcze jako tako
trzymał pion. Z daleka naprawdę wyglądało to tak, jakby czytał. Z bliska efekt
psuło ciche pochrapywanie.
– Hej. – Położyła mu dłoń na ramieniu, a potem cofnęła się
gwałtownie, kiedy podskoczył. Był gotowy wyjąć nawet broń, ale potem ją
zauważył i wyraźnie się uspokoił. Spojrzał na zegarek, marszcząc brwi.
– Długo ci zeszło.
Wzruszyła ramionami.
– Trochę się skomplikowało. Ale już w porządku.
– Ciężki dzień?
– Oj nawet nie wiesz jak bardzo.
Zapadła cisza. Sasuke uśmiechnął się pokrzepiająco i wstał,
by zaparzyć wody w czajniku. Dopiero kiedy wracał do stołu, zauważył dwie
foliowe torby, które na nim ustawiła.
– Co to?
– A, uznałam, że nie mam dziś siły gotować, więc wzięłam
coś na wynos z twojej ulubionej knajpy.
Sięgnęła do jednej z toreb i wyjęła styropianowe opakowanie.
Postawiła przed nim, a potem sięgnęła do drugiej reklamówki.
Kiedy podniosła wzrok, dostrzegła niezadowolenie, które
Sasuke z całych sił starał się ukryć.
– Coś nie tak? Myślałam, że będziesz zadowolony.
– Nie, w porządku – odparł, sięgając do szuflady po sztućce.
– Cieszę się.
– Właśnie widzę… – wyszeptała, przyglądając mu się uważnie.
Sasuke nie lubił jej kuchni. Ona zresztą też nie, bo nie
potrafiła gotować i wcale się z tym nie kryła. On też do najzdolniejszych nie
należał, więc każdy posiłek będący czymś więcej niż ryżem z warzywami czy
kupnymi pulpetami ze słoika, powinien radować na równi ich oboje. Tym razem tak
nie było.
– Jadłeś już?
– Nie.
– Więc o co…
– O nic – odwarknął, nerwowo odkładając widelec, bo
zagwizdał właśnie czajnik.
Postawił na stole kubki z parującymi napojami, a potem bez
słowa wrócił do jedzenia. Haniko już do końca posiłku się nie odezwała.
Najwyraźniej Sasuke miał równie kiepski dzień, jak ona. Trudno, czasem tak już
było. Szkoda tylko, że jego zły dzień zbiegł się z jej. I że był akurat
dzisiaj.
Po skończonym obiedzie Sasuke sprzątnął ze stołu. Pudełka
do kosza, sztućce do zlewu. Przetarł wilgotną szmatką blat i po robocie.
Spojrzał na kolejną torbę, którą dla odmiany Haniko zostawiła przy drzwiach.
– A to? – zapytał, wskazując reklamówkę głową. – Deser?
Haniko zaczęła nerwowo wyłamywać palce. To, ten pakunek, to
był zakup całkiem nieprzemyślany, chociaż… może podświadomy? Jeśli tak, to
zdecydowanie nie podobało jej się to, co jej umysł chciał jej w ten sposób
zasugerować.
– Nie, to… mleko dla niemowląt.
Sasuke uniósł brew.
– Zamierzasz już odstawić Sumire od piersi?
Milczała. Najchętniej nic by już nie mówiła, ale jego
spojrzenie zmusiło ją do odpowiedzi.
– Nie wiem. A tak w ogóle, to wykupiłam jej pakiet
szczepień. Chcę mieć pewność, że na nic nie zachoruje.
Sasuke drgnął na krześle.
– Wykupiłaś?
Skinęła głową, a potem podeszła do torebki i wyjęła z niej
potwierdzenie wraz z ulotką. Podała mu, obserwując, jak z każdą chwilą jego
mina rzednie. Złapał się za głowę, przyglądając się opisowi, jak fantastyczne
jest to ustrojstwo oraz… kwocie.
– Sasuke?
– Kurwa.
– Co jest?
Spojrzał na nią, ale szybko uciekł wzrokiem. Zatrzymał się
na ulotce, potem znowu na Haniko. W końcu wstał z miejsca i zaczął chodzić
nerwowo po kuchni.
– Powinniśmy porozmawiać – odparł niespodziewanie i z
powrotem opadł na krzesło. – Nie mam pieniędzy – wypalił niespodziewanie.
– Co?
– Nie mam pieniędzy – powtórzył, choć po mocno zaciśniętych
ustach, Haniko domyśliła się, że musiało go to sporo kosztować. – Oprócz tego,
że trzydzieści procent zarobionej kwoty leci na konto Kazekage, musiałem mu
jeszcze zapłacić ogromne odszkodowanie. Trochę oszczędności mi zostało, ale… nie
spodziewałem się, że znikną tak szybko. Te wszystkie rachunki i w ogóle…
Haniko oparła się łokciami o blat i podparła po bokach
głowę.
– Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję?
Wzruszył ramionami, nawet na nią nie patrząc. Jego wzrok
skoncentrował się gdzieś w okolicy czajnika i Haniko miała nadzieję, że skoro
już zdecydował się na tamtą część pomieszczenia, to przynajmniej zauważy, jak
brudna jest już kuchenka i zdecyduje się coś z tym zrobić.
I pewnie na jej nadziei się skończy.
– Bo myślałem, że do tego czasu uda mi się skołować jakieś
pieniądze.
– Sasuke, litości! Jesteśmy w tym związku razem, czy nie?
Powinieneś mówić mi o takich rzeczach!
Haniko chciała powiedzieć coś jeszcze, ale odpuściła, kiedy
zauważyła, że Uchiha zacisnął szczękę. Robienie mu teraz wyrzutów, nie rozwiąże
problemu. Podnoszenie na niego głosu zadziała jak płachta na byka. A kłótnia z
nim, to ostatnia rzecz, na jaką miała w tej chwili ochotę.
Chwyciła go za rękę i ścisnęła lekko.
– Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy już mieć przed sobą
tajemnic, pamiętasz? To miał być partnerski związek, a partnerstwo opiera się
na wzajemnym zaufaniu. Nie musisz się czuć w obowiązku, by nas utrzymywać, oboje
powinniśmy o to zadbać. Dlatego powinieneś był mi powiedzieć – westchnęła. – Mam
jeszcze trochę gotówki i powinno starczyć na kilka tygodni, ale musimy się
zastanowić, jak rozwiązać ten problem. Pójdę jutro do przychodni i postaram się
jakoś wycofać z tego szczepienia.
Sasuke odwzajemnił uścisk, splatając razem ich palce.
– Z niczego się nie wycofuj. Na zdrowiu dziecka nie
będziemy oszczędzać.
– To co zrobimy?
– Nie siedziałem cały ten czas z założonymi rękami, mam
plan.
– Mów dalej – zachęciła go, kiedy zamilkł. On jednak
pokręcił głową. – Dlaczego nie? Przecież jeśli twój pomysł nie wypali,
zostaniemy z niczym. Nie wiem jak ty, ale ja nie mam najmniejszej ochoty wracać
do twoich rodziców. Powiedz, co ci chodzi po głowie, obgadamy to na spokojnie i
wspólnie podejmiemy jakieś kroki.
– Jutro ci powiem, jutro będę już wszystko wiedział.
– Sasuke, ale…
– Chodź.
Pociągnął ją za rękę i zaprowadził do salonu.
– Zrelaksuj się, odpręż – szepnął jej do ucha, popychając
lekko w stronę kanapy. A kiedy usiadła, znalazł się za nią i położył jej dłonie
na ramionach. – Jesteś spięta, zrobię ci masaż.
Haniko nie zaprotestowała. Masaż? Co mu nagle strzeliło do
głowy?
Sasuke jednak nie żartował. Jeździł rękoma po jej karku,
ramionach. A kiedy zaczął śmielej sobie poczynać, zaczepił w końcu o materiał
sukienki i jego dłonie powędrowały do suwaka.
– Mogę?
Przytaknęła. Czuła, że ten masaż skończy się przyjemniej,
niż podejrzewała. Chciała go pocałować, ale jeszcze bardziej chciała się
przekonać, co planował dalej.
Sukienka powędrowała w dół. Haniko westchnęła, kiedy Sasuke
wygrał walkę z zapięciem od stanika i uwolnił jej piersi. Chwilę później
poczuła na swojej szyi gorący oddech, mokre pocałunki. Masaż przeniósł się na
całe ciało. Jego dłonie na jej biuście, pośladkach, sukienka na wysokości
łydek. W końcu popchnął ją na kolana i pochylił się nad nią. Językiem błądził
po jej plecach, rękoma masował biodra. Haniko zacisnęła mocno dłonie na
poduszce, kiedy otarł się o nią i poczuła sporą wypukłość w jego spodniach.
– Sasuke…
– Zróbmy to w ten sposób, proszę – usłyszała przy uchu i
przeszedł ją dreszcz.
Potem dotarł do niej odgłos rozpinanego zamka. Odwróciła
się. Kiedy ich oczy się spotkały, Sasuke powędrował dłonią między jej nogi,
drugą dotknął siebie. Pieścił ją i patrzył jej w oczy, przesuwając szybko drugą
dłonią po swoim penisie.
– Chodź już do mnie – szepnęła, dziwiąc się, jak
zachrypnięty jest jej głos.
Więc przyszedł. I został na długo.
***
Następny dzień nadszedł nieoczekiwanie. Przynajmniej dla
Sasuke. Oszałamiał go i…
– Kawy?
Sasuke oparł się o drzwi. Kawy? Chyba lepiej zrobiłaby mu
melisa. Dużo, dużo melisy.
– Poproszę.
Haniko sięgnęła po dodatkowy kubek, a on nie potrafił się
zmusić do tego, by usiąść. Spojrzał na zegarek. Zostało mu tylko czterdzieści
minut! Za mało, by coś powtórzyć, za mało, by nauczyć się tego, na co nie
znalazł czasu.
A trochę tego było. Na testy w Akademii był zawsze
przygotowany. Zdobywał sto punktów na sto, nigdy się nie potknął ani nie
wyłożył. Egzamin na chūnina zdał, choć wcale nie tak śpiewająco, a teraz… Teraz
był zupełnie nieprzygotowany. Przeczytał zaledwie połowę z wymaganej
literatury, a jeszcze mniej z niej pamiętał. Jak miał to zdać? Jak miał nie
zawieść, skoro się, kurwa, nie przygotował?!
Shimanouchi spojrzała na niego pytająco, więc zmusił się,
by zająć miejsce przy stole. Nic nie umykało jej uwadze, a jednak powstrzymała
się przed zadaniem pytania.
Sasuke sięgnął po swój kubek. Spojrzał na brązowawy napój,
a potem odstawił go z powrotem na stół. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale
żadne słowo nie wydobyło się z jego gardła. Haniko o nic nie pytała, ale wyraźnie
czekała.
– Załatwię to, załatwię pieniądze – wydusił w końcu, wstając od
stołu. – Obiecuję.
***
Było już grubo po południu, kiedy Sasuke wracał do domu.
Słońce świeciło już z innej strony. Żeby nie powiedzieć, że żarzyło, czy wręcz
paliło żywym ogniem. A jego bolały wszystkie mięśnie, piekła go rozcięta w
wielu miejscach skóra, bolała głowa, bo porządnie w nią oberwał i oczy od
nadmiernego używania sharingana. Jakby fakt, że i tak słońce świeciło mu prosto
w twarz, nie wystarczał.
– Jestem! – krzyknął, po tym, jak już doczłapał do domu i
zamknął za sobą drzwi.
Z salonu odpowiedział mu dziecięcy pisk radości.
Zdjął buty i poszedł w tamtą stronę. Sumire siedziała w
wózku, a na jego widok machnęła nogami i nieporadnie klasnęła w dłonie.
– Co tu robisz bez mamy? Wychodzicie dokądś?
Dziewczynka zagruchała, a Sasuke musiało to wystarczyć za
odpowiedź. Na szczęście na szczycie schodów pojawiła się Haniko, a wraz z nią
możliwość rozmowy z kimś, kogo potrafił zrozumieć.
– Długo cię nie było, dzwoniłam kilka razy… Co ci się
stało?
Sasuke wiedział, że nie wyglądał najlepiej. Podarte
ubranie, błoto na twarzy i we włosach, gdzieniegdzie zaschnięta krew. Starał
się obmyć w szpitalnej łazience, kiedy medycy opatrywali mu najgłębsze rany,
ale zrobił to tylko pobieżnie, zbyt mocno spieszyło mu się do domu.
– W ten sposób postanowiłeś zdobyć pieniądze?
– Właściwie, to tak. Chciałbym ci o czymś powiedzieć.
Haniko zerknęła na zegarek, a potem na wózek z radosną
Sumire. Widok obojga rodziców w jednym kadrze sprawiał, że głupiała z
podekscytowania.
– Możemy pogadać o tym później? Twoja mama zaprosiła nas na
obiad. Zbierz się szybko, poczekam.
Sasuke się skrzywił. Jaki znowu obiad? Nie mogła powiedzieć
mu o tym wcześniej? Chociażby wczoraj? Na samą myśl, że będzie musiał siedzieć
przy stole z rodzicami i udawać, że świetnie się bawi, robiło mu się niedobrze.
Chciał zostać z Haniko. Tylko z nią. Z drugiej zaś strony…
– Wiem, ja też nie mam na to ochoty, ale zadzwoniła godzinę
temu i nalegała, byśmy przyszli, jakby się paliło. Dla niej to chyba kwestia
życia lub śmierci.
Serce zabiło mu mocniej. A może to właśnie była jego
szansa? Rodzinny obiad, Itachi i Keiko też zapewne przyjdą. Załatwi to za
jednym zamachem.
Z rozmachem.
– Daj mi pięć minut.
***
Sasuke miał ochotę wycałować Haniko za to, że nie była
Keiko. Zaplanowała wyjście na tyle wcześniej, że nawet z jego drobną zwłoką na
miejsce dotarli chwilę przed czasem. W przeciwieństwie do Itachiego i Keiko,
którzy spóźnili się prawie pół godziny. Fugaku nie był pocieszony. Już, kiedy
stanęli w drzwiach, zdzielił dziewczynę bambusową pałką po ręce. A że nie była
w tym spóźnieniu sama, Itachiemu też się dostało.
Sasuke uśmiechnął się, bo ta sytuacja wydała mu się co
najmniej zabawna, a mina Itachiego bezcenna. Coś czuł, że to będzie
niezapomniany dzień.
Obiad zjedli w spokoju. Fugaku na początku mocno strofował
przyszłą synową, wytykając jej każde, nawet najmniejsze potknięcie, ale w końcu
sobie odpuścił i po prostu bił ją po łapach. Krzywo trzymała widelec. Garbiła
się. Kopnęła Mikoto pod stołem. Aż w końcu wylała na jej ulubiony obrus gorącą
herbatę.
– No przepraszam – jęknęła Keiko, łapiąc się za bolącą
rękę. Opuchlizna i zaczerwienienie zapewne będzie goić się kilka dni. – Nie
podejrzewałam, że to takie… niesłodkie.
Sasuke przewrócił oczami. Tylko Keiko mogła z impetem
wypluć, a potem rozlać ziołową herbatę ze względu na jej smak. Kompozycja ziół,
z których ją przygotowano, nie smakowała może najlepiej, ale bracia znali ją od
dzieciństwa. Poiła ich nią od dawna nieżyjąca już babcia. A Keiko wylała, bo…
bo było gorzkie. To żadne wytłumaczenie.
– To tradycyjny napój, spożywany podczas każdej ważnej
uroczystości klanowej – wyjaśnił Fugaku, starając się nie warczeć. – I nie ma
być słodki, tylko wykwintny.
– Też mi coś, po co się tak katować… – szepnęła do
siedzącego obok Itachiego.
– Słyszałem to.
– Och, przestańcie już. – Dalszą wymianę zdań przerwała
Mikoto, wchodzą do jadalni z ogromnym tortem. – To ważna chwila, uczcijmy ją, jak należy.
– Ktoś ma urodziny? – Keiko rozejrzała się po zebranych,
jakby oczekując, że jubilat włożył w międzyczasie na głowę papierową czapkę w
kształcie stożka i tylko czeka, żeby zdmuchnąć świeczki.
– No jak to, Itachi do mnie zadzwonił i wszystko mi
powiedział! Przepraszam cię bardzo, Haniko, że nie życzyłam ci wszystkiego
najlepszego już wczoraj, ale przysięgam, nic nie wiedziałam! Ale to się da
nadrobić, prawda? Chodź do mnie, kochanie i daj się uściskać!
Sasuke zamarł, a potem spojrzał na siedzącą obok Shimanouchi.
Urodziny? Wczoraj? Cholera, o niczym nie miał pojęcia! Pal licho, że nic dla
niej nie miał, bo prezenty nie były najważniejsze, ale on jej nawet życzeń nie
złożył. Nic. Nie sprawił w żaden sposób, by ten dzień był dla niej wyjątkowy. Cholera!
Keiko zerwała się z miejsca, ponownie wywracając filiżankę
z resztką ziołowej herbaty. Podbiegła do skołowanej Haniko i uścisnęła ją
mocno, zanim ta zdążyła zaprotestować. Potem wróciła na miejsce, ostrożnie
mijając Fugaku, który dzierżył w dłoni bambusowy kijek. Z zaskoczenia jej nie
weźmie.
– Ja… to naprawdę miłe, dziękuję – powiedziała Haniko po
dłuższej chwili, ze skrępowaniem przyglądając się ogromnemu tortowi, który
wyglądem nie ustępował tym, które dumie prezentowały swe wdzięki na wystawach w
cukierni. Nie, on wręcz przyćmiewał je blaskiem. – To naprawdę wiele dla mnie
znaczy.
Uśmiechnęła się do Itachiego, który odwzajemnił się tym
samym. Po chwili wyjął z kieszeni na piersi jakąś kopertę i wręczył ją
Shimanouchi.
Co on, list do niej napisał? Sasuke skrzywił się i pokręcił
głową. A może wiersz?
Haniko podziękowała, obejrzała prezent z każdej strony, a
potem schowała go do torebki, czym wywołała zawód u Keiko i nieco również u
samego Sasuke, który był strasznie ciekaw, co było w środku.
Zabrali się za jedzenie deseru.
Sasuke dłubał w swoim kawałku. Jak na coś słodkiego, ciasto
nawet nie było takie złe. Miało dużo gorzkiej czekolady, która nawet mu
smakowała i kremu, do którego Mikoto zapomniała dodać cukru pudru, o czym nie
omieszkała wspomnieć i przeprosić. U Keiko ta wiadomość wywołała jęk rozpaczy,
u niego jęk zadowolenia.
Wewnętrzny.
W końcu nadeszła ta chwila. Kiedy wszyscy odłożyli
widelczyki na bok, kiedy rozmowa ucichła, bo nikt nie był pewien, co teraz
powiedzieć. To był jego czas, jego pięć minut. Wstał bez ostrzeżenia i
gwałtowniej niż zamierzał, przez co i jego herbata zatrzęsła się w filiżance.
Nieważne. Nikt nie zwracał uwagi na jakiś tam napój, wszyscy patrzyli na niego.
– Chciałem coś ogłosić.
– Tak! – krzyknęła Mikoto, przyciskając niespodziewanie
dłonie do ust. – Wiedziałam! Kochanie, to cudowne! Wiedziałam!
– Co? Mamo, ale…
– Bierzecie ślub! – pisnęła, a potem sięgnęła do kieszeni
po chusteczkę. – Tak się cieszę. Wiedziałam, że to w końcu nastąpi. Że wykorzystasz
ten cudowny dzień i się oświadczysz! Gratuluję wam obojgu, bądźcie szczęśliwi!
– Mamo… – Sasuke westchnął, szukając swojej wewnętrznej
cierpliwości. Gdzieś tam powinna być, przecież jeszcze w pełni jej nie
wyczerpał. Za krótko żył. Chyba. – Nie oświadczyłem się i nie bierzemy ślubu –
odparł ze spokojem. – Chodzi o coś innego.
Mikoto zamrugała zaskoczona, a potem spojrzała na zaskoczoną
Haniko. Kiedy przeniosła wzrok na jej brzuch, Sasuke miał ochotę jęknąć. Z
rozpaczy.
– Jesteś w ciąży, kochana? Sumire będzie miała rodzeństwo?
– Nie, to…
Resztę wypowiedzi Haniko zagłuszył głośny pisk Keiko.
Dziewczyna niemal zerwała się z miejsca i gdyby nie Fugaku,
który siedział jej na drodze do Haniko, pewnie już by się na nią rzuciła. Mikoto
nie miała takich oporów.
– To pomyłka, nie jestem w ciąży – zaprzeczyła Haniko,
korzystając z okazji, że Mikoto przestała ją dusić. – To nie o to chodzi.
– Więc o co? – spytała Keiko. – Nie trzymajcie nas już w
niepewności. Sasuke, wyrzuć to z siebie!
Z wielką chęcią, pomyślał, zanim zabrał głos.
– Podszedłem dziś do egzaminu na jōnina i zdałem. Zrobiłem
pełen pakiet uprawnień, w tym dowodzenie w zakresie A i S, logistyczne, do planowania
i uprawnienia do zadań specjalnych oraz nadzwyczajnych. Ponadto Hokage wpisze
mnie do księgi ninja o wyjątkowych zdolnościach. Mam pełne kwalifikacje, by
prowadzić już każdą misję.
Tym razem przez jadalnię przetoczyło się zbiorowe Ooo. Chyba tylko Fugaku nie wydał
żadnego dźwięku, bo wymsknęło się nawet Itachiemu. Pierwsza z letargu wyrwała
się Mikoto, która swoim zwyczajem postanowiła porządnie uściskać syna.
– Gratuluję, kochanie. Zawsze ci powtarzałam, że będziesz
wspaniałym shinobi. Taki syn to skarb, prawda, Fugaku? Będzie się można
sąsiadom pochwalić!
– Ej, czekaj. – Keiko zrobiła zamyśloną minę. – Te
wszystkie uprawnienia… Czy to znaczy, że jakbyś teraz dostał misję z Itachim,
to on byłby twoim… parobkiem?
Parobkiem? Sasuke musiał przyznać, że było to dość nietypowe
określenie. Skąd ona w ogóle znała takie słowo?
Spojrzał kątem oka na siedzącego obok dziewczyny brata.
Czuł jakąś ekscytację, wyższość. I bynajmniej nie miało to nic wspólnego z tym,
że on stał, a Itachi nie.
– Można tak powiedzieć.
– Łał! – Keiko klasnęła w dłonie. – To musi być mega fajne!
Chciałabym to zobaczyć, pójść z wami na misję, na której będziesz mu
rozkazywać.
– Przywództwo to nie tylko przywileje, to też ogromna
odpowiedzialność – odpowiedziała Haniko.
Jak zwykle się mądrowała. Musiała. Ale nie miał czasu się
złościć, bo chwyciła go za rękę.
– Gratuluję.
Zapadła cisza. Zostały już tylko dwie osoby. Sasuke patrzył
z wyczekiwaniem to na ojca, to na brata. Z twarzy tego pierwszego nie potrafił
nic wyczytać, ten drugi uśmiechał się życzliwie. Kiedy wyciągnął do niego rękę,
Sasuke bez wahania uścisnął ją mocno.
W ich przypadku słowa często bywały zbędne. Nie musieli
słuchać, czasem wystarczyło tylko spojrzeć temu drugiemu głęboko w oczy. Sasuke
niepotrzebne były słowne gratulacje, podziw, który dojrzał w oczach brata, znaczył dla niego dużo więcej.
A jednak tych słów się doczekał. Kiedy z wyczekiwaniem
spoglądał na ojca, kiedy czekał, aż ten w końcu odważy się spojrzeć na niego.
Chciał usłyszeć, że jest jego synem. Czuł się jak dziecko. Jakby znowu stał na
drewnianym pomoście i z całych sił starał się opanować technikę kuli ognia.
Ale to nie nastąpiło. Fugaku patrzył wyłącznie na swój
talerz.
Itachi odchrząknął znacząco.
– Jestem z ciebie dumny, Sasuke – mówił, zerkając w stronę
ojca. – To naprawdę spore, godne pochwały osiągnięcie, to…
– Zawiodłem się na tobie, Itachi – oznajmił w końcu pan
domu. – Kiedy skończymy tę farsę, oczekuję, że udasz się do Hokage i poprosisz,
by dopuściła cię jutro do tego testu. To spore niedopatrzenie z twojej strony,
że jeszcze nie posiadasz takich uprawnień.
Sasuke zacisnął pięści. Czy na jego twarzy był widoczny
zawód? Czy może choć trochę udało mu się zatuszować, jak mocno uderzyły w niego
słowa ojca?
Jeden, dwa, trzy. Cztery. Pięć. Sześć.
Odsunął gwałtownie krzesło i wyszedł z pokoju. Szybkim
krokiem udał się do wyjścia, ignorując wołającą go Haniko. Dopadła go, dopiero kiedy pospiesznie wkładał buty.
– Jeśli chcesz, to zostań, ale ja nie wytrzymam tu ani
minuty dłużej. Ani minuty, rozumiesz?
– Rozumiem – odpowiedziała. – Idę po Sumire. Wracamy z
tobą.
***
Całą drogę do domu, Haniko musiała niemal biec za Sasuke,
który uparcie parł do przodu, nie zważając na nikogo i na nic. Wypruł na
dobrych kilka metrów, a ona leciała za nim, pchając wózek. Najpierw prawie
staranował jakąś starszą panią, potem mało delikatnie przepychał się przez
grupę nastolatków, która bezmyślnie stanęła na środku drogi, zamiast zejść na
pobocze, by w spokoju porozmawiać. Haniko nie widziała, czy Sasuke postraszył
ich sharinganem, czy odsunęli się bez słowa, bo zobaczyli po prostu wyraz jego
twarzy. Kiedy przebiegała koło nich z wózkiem, skinęła tylko przepraszająco
głową.
Aż do mieszkania nie zrównała kroku z wściekłym Uchihą.
Nawet kiedy byli już blisko, kiedy nieco zwolnił, dała mu tę odrobinę
prywatności i zostawiła go w spokoju. O ile można to tak nazwać, kiedy non stop
deptała mu po piętach i obserwowała bacznie.
Kiedy Sasuke wszedł do domu, zatrzymał się i poczekał, żeby
przytrzymać jej drzwi. Wymienili spojrzenia, uśmiechnął się kwaśno.
– Chcesz o tym porozmawiać? – spytała, kiedy wprowadziła
już wózek do salonu, a on zamknął drzwi.
– Nie ma takiej potrzeby, wszystko jest jasne.
– Nie wydaje mi się, Sasuke.
W odpowiedzi tylko prychnął i pokręcił głową, jakby
powiedziała coś niemądrego. Haniko wyjęła Sumire z wózka, ale po chwili się
rozmyśliła i posadziła ją w nim z powrotem.
Sasuke westchnął głośno i opadł na kanapę. Uśmiechnął się
do Sumire, która przyglądała mu się z zainteresowaniem. Pogłaskał ją po drobnej
rączce.
– Fugaku naprawdę cię docenia. Imponuje mu twoja siła, ale
nie potrafi ci tego okazać.
Zamarł, a po chwili cofnął dłoń.
– Itachiemu jakoś potrafi.
– Nie jesteś Itachim, a on tobą. – Haniko podeszła do
kanapy i zajęła miejsce obok Sasuke. Położyła mu rękę na kolanie. – Itachi
zawsze był mu posłuszny, traktował go z szacunkiem. On nie jest typem buntownika,
a ty? Dobrze wiesz, że nie masz żadnych oporów, by dać ojcu do zrozumienia, co
myślisz. Przypomnij sobie teraz wasze ostatnie kłótnie. Obaj czujecie, że
powiedzieliście trochę za dużo, ale żaden z was nie przyzna się do błędu i nie
wyciągnie ręki do tego drugiego. Kto powinien przeprosić? Kto jest winien?
– Itachi potrafi to zrobić – zauważył Sasuke. – Przyznać
się do błędu i wyciągnąć rękę.
– Tak, on tak. Dlatego zawsze będzie lepiej dogadywał się z
Fugaku. Bo skoro ani ty, ani ojciec nie potraficie nawet powiedzieć
przepraszam, to jaka jest szansa, że będziecie potrafili sobie pogratulować?
Prawda jest taka, że twój awans wbił Fugaku w fotel. Na pewno poczuł do ciebie
ogromny podziw i dumę, ale nawet nie próbował tego głośno wyrazić. On wierzy w
twoją siłę, ale obawia się, że ty już nie wierzysz w jego.
Sasuke przyglądał jej się w zamyśleniu. Złość już z niego uleciała.
Pokiwał głową na znak, że rozumie i przyjmuje jej wyjaśnienia. Nie znaczyło to
jednak, że sytuacja stała się dla niego łatwiejsza. W żaden sposób to
wyjaśnienie nie umniejszało ukłucia w sercu. Powody, którymi kierował się
Fugaku, nie miały w tej chwili znaczenia.
– Ciebie potrafię przeprosić – odparł po dłuższej chwili
milczenia, łapiąc ją za rękę. – Przepraszam, że zapomniałem o twoich
urodzinach. Za bardzo skupiłem się na tym egzaminie i nawet nic dla ciebie nie
mam.
Haniko pokręciła głową.
– Nic się nie stało. Zrobiłeś mi przecież… masaż.
– Masaż – powtórzył Sasuke, a na jego ustach pojawił się
zalotny uśmiech.
To spojrzenie. Haniko nie potrzebowała niczego więcej, by
sobie uświadomić, że chętnie by to powtórzył. Ona zresztą… o zgrozo, też. Tak
się wzbraniała przed seksem w takiej pozycji, zapierała rękoma i nogami,
uważała, że to poniżające, przedmiotowe traktowanie, ale…
Chyba jeszcze nigdy nie wirował jej tak obraz przed oczami
i nie czuła się tak fantastycznie. W pewnym momencie zupełnie straciła nad sobą
panowanie, była głośna, wychodziła mu naprzeciw, puściły jej wszelkie hamulce.
Musiała zachowywać się jak te rozwiązłe gwiazdy porno. A jemu się to jeszcze
podobało.
I zanim zdołała się z tego powodu porządnie zawstydzić,
Sasuke ją pocałował. Delikatnie, ale z obietnicą czegoś więcej. Jego usta były
miękkie, ale wystarczyło, że bardziej się do niej przysunął i już podrapał ją
niedogolonym zarostem.
Odchyliła się do tyłu, by uwolnić usta.
– Nie skończyliśmy rozmawiać.
– A po co rozmawiać, skoro można spędzić ten czas
przyjemniej – szepnął, ponownie próbując naprzeć na jej usta.
Wstała z miejsca.
– Chciałabym ci o czymś powiedzieć.
– Co takiego? – westchnął niezadowolony i podniósł wzrok.
– Najpierw powiedz mi, czy twój awans rozwiązuje nasze
problemy finansowe. Bo to o tym wczoraj mówiłeś, tak? Oczywiście bardzo ci
gratuluję, to spore osiągnięcie i bardzo je podziwiam, ale chciałabym wiedzieć,
czy w związku z tym mogę być spokojna, czy…
Sasuke się skrzywił. I już to powinno jej wystarczyć za
odpowiedź.
– Będę zarabiał prawie dwa razy tyle, co do tej pory, ale…
słowo klucz, to będę. Najpierw
musiałbym dostać jakąś misję, a ta stara wiedźma z radością oznajmiła mi, że
obecnie niczego dla mnie nie ma i nie znajdzie. Więc odpowiedź brzmi: nie.
Wciąż jesteśmy w czarnej dupie.
Haniko przez chwilę biła się z myślami. Mogli pożyczyć
pieniądze, w najgorszym wypadku mogli nawet wrócić na jakiś czas do jego
rodziców, ale… Jakby wszystko się zmówiło, by wskazać jej inną drogę.
– Ja dostałam pewną propozycję – wydusiła w końcu. Teraz
nie było już odwrotu. – Nie spodoba ci się, ale chciałabym, żebyś najpierw mnie
wysłuchał.
Sasuke zmarszczył brwi. Już po takim wstępie był negatywnie
nastawiony. Co będzie później?
– To misja dyplomatyczna. Długoterminowa. A konkretnie: na
co najmniej osiem, dziewięć miesięcy.
– Odmówiłaś, prawda? – warknął.
– Taki miałam zamiar, ale… bo to wcale nie jest takie
proste.
Zerwał się z miejsca i teraz spoglądał na nią z góry.
– Co nie jest proste? Zrezygnowanie? A zostawienie nas,
zostawienie Sumire na prawie rok takie nie będzie? Łatwizna, co?
– Proszę cię, nie denerwuj się i mnie wysłuchaj…
Wyciągnęła przed siebie dłonie, żeby położyć je na jego
klatce piersiowej, ale się cofnął. Ze spokojem to on już nie miał nic
wspólnego.
– Czego mam słuchać i po co, skoro podjęłaś decyzję beze
mnie? Dokąd ta misja?
Haniko przełknęła ślinę. Teraz miało nastąpić
prawdopodobnie najgorsze. Chciała najpierw podejść do Sasuke, przytrzymać go w
miejscu, żeby nie zrobił niczego głupiego, żeby na nią spojrzał i spróbował
zrozumieć, ale on się nie dał. Kiedy zrobiła krok w jego stronę, on się cofnął.
Nie chciał znaleźć się blisko niej.
– Do Suny, jest bardzo poważna sytuacja i…
– Nie pójdziesz – przerwał jej niespodziewanie. – Koniec,
nie będziemy o tym rozmawiać.
– Co to znaczy, że nie będziemy rozmawiać?
– To co powiedziałem.
Sasuke wyszedł, więc ona poszła za nim. Weszli do kuchni, z
której nie miał jak uciec. Haniko stanęła w drzwiach, obiecując sobie, że go
stąd nie wypuści, dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnią.
– Prosiłam cię, żebyś mnie tylko wysłuchał! Naprawdę za
wiele wymagam? Nigdzie jeszcze nie poszłam, niczego nie zdecydowałam, chciałam
to omówić z tobą, na spokojnie. Liczyłam na to, że wykażesz się większą
dojrzałością, zwłaszcza po tym, co sam w swoim czasie zrobiłeś. Ja ci wybaczyłam,
choć twoje odejście wcale nie było dla mnie łatwe, a ty nawet nie potrafisz
wysłuchać, co mam ci do powiedzenia! Tak twoim zdaniem powinien wyglądać nasz
związek? Naprawdę, Sasuke?
– Gdybyś naprawdę nie podjęła jeszcze żadnej decyzji, po
mojej reakcji zakończyłabyś temat i uznałabyś, że już samo zastanawianie się
nad tym było błędem! Ale ty to ciągniesz, a dlaczego? Bo zamierzasz tam pójść,
do cholery! Zamierzasz zostawić Sumire, mnie…
– Nie zostawię was, słyszysz? – Haniko zrobiła krok w jego
stronę. – Spójrz mi w oczy, to zrozumiesz, że mówię prawdę.
Sasuke nie skorzystał z propozycji. Wlepił wzrok w ścianę,
zaciskając mocno pięści.
– Wiesz, jaka jest między nami różnica? Ja może i o niczym
ci nie powiedziałem, ale poszedłem tam, by cię ratować. Spędziłem tyle czasu u
Orochimaru dla ciebie i dla Sumire. Ty chcesz wrócić do Suny, bo masz taki
kaprys! A może tu chodzi o Satoru? Nie byłaś na pogrzebie, wciąż go kochasz…
Tego było już za wiele. Chciała być spokojna, chciała
załatwić to pokojowo, ale puściły jej nerwy. I po raz kolejny odpowiedzialny
był za to Uchiha.
– Sasuke! – krzyknęła, a kiedy na nią spojrzał, zachciało
jej się wyć. – Nigdy ci tego nie mówiłam, ale ty wiedziałeś, zawsze wiedziałeś!
I nie oszukasz mnie, bo w twoich oczach widzę, że doskonale wiesz, jak bardzo
cię kocham, więc proszę cię, nie mieszaj w to Satoru! Dla niego zawsze będzie
miejsce w moim sercu, na pewno pójdę zobaczyć jego grób i spędzę przy nim
trochę czasu, ale nie chcę wracać do Suny dla niego, bo na swój sposób chcę to zrobić
właśnie dla ciebie…
Przyglądali się sobie w milczeniu jeszcze przez jakiś czas.
Haniko czuła, że zbiera jej się na płacz. Sasuke miał tak beznamiętną minę, że
miała wrażenie, jakby patrzyła na kogoś obcego. W końcu odwrócił się tyłem do
niej, niszcząc jej nadzieję, że jeszcze uda im się porozumieć.
– Chcę zostać sam, zejdź mi z oczu.
***
Sasuke nie mógł zbyt długo cieszyć się samotnością, bo
chwilę zadumy boleśnie przerwała mu Sumire, która wciąż siedziała w spacerowym
wózku w ciemnym pokoju. Wziął ją na ręce i zrobił rundkę po salonie, ale mała
nie chciała się wyciszyć.
– Znowu to samo… – szepnął. Znowu nie był spokojny. –
Chcesz do mamy, co? A mama zamierza cię zostawić…
Sumire nie rozumiała. Patrzyła na niego załzawionymi
oczami, aż w końcu się uspokoiła. A więc tym razem tata wystarczył. Ale czy
wystarczyłby, gdyby taka sytuacja trwała dłużej? Miesiąc, dwa, siedem? Sumire
nie była już bezmyślnym noworodkiem, któremu wszystko jedno, kto się nim
zajmuje. Rozpoznawała ludzi, lgnęła do nich. Nie było opcji, by wytrzymała tyle
czasu bez mamy.
– Nie poradzilibyśmy sobie – stwierdził Sasuke,
przyciskając dziecko do piersi. – Nie dalibyśmy rady.
Pokręcił się jeszcze trochę po pokoju, aż mała zasnęła.
Stąpając cicho, zaniósł ją na górę i umieścił w łóżeczku. Uchylił okno, by
wpuścić do sypialni trochę świeżego powietrza, po czym zamknął za sobą drzwi.
W łazience paliło się światło. Zapukał trzy razy.
– Haniko! Porozmawiajmy.
Odczekał kilka chwil, a potem zapukał jeszcze raz. Za
drugim razem drzwi już się otworzyły.
Haniko miała zaczerwienione oczy, a policzki wciąż wilgotne.
Sasuke miał ochotę głośno westchnąć. To on czuł się w tej sytuacji
pokrzywdzony, więc to znowu ona przez niego płakała.
Dotknął jej ramienia.
– Porozmawiajmy, tym razem na spokojnie.
Skinęła głową. Żeby nie budzić Sumire, gdyby nieoczekiwanie
znowu doszło do kłótni, po cichu zeszli do kuchni. Haniko wstawiła wodę na
herbatę, bo kiedy, jak nie przy filiżance ulubionego napoju, rozmawiało się
najlepiej?
Czekali w milczeniu, aż woda się zagotuje. Potem zasiedli
po przeciwnych stronach stołu, jak dwa wrogie obozy, zmuszone do tego, by dojść
po porozumienia. I to porównanie nie było wcale takie głupie i dalekie od
prawdy.
– Opowiedz mi wszystko.
Haniko złapała kubek w obie dłonie.
– Istnieje ryzyko, że w Suna wybuchnie wojna domowa.
Obywatele buntują się, uważając, że Kazekage nie ukarał cię dość surowo. W
dodatku na jaw wyszedł plan niedoszłego zamachu planowanego przez Uchiha i…
wszystko się posypało. Nastroje są kiepskie, ludzie cię nienawidzą, rozpowiadają
na twój temat niestworzone rzeczy, są żądni zemsty.
– I co to ma wspólnego z tobą? – spytał beznamiętnym
głosem.
Skoro Kraj Wiatru miał problemy, to Kraj Wiatru powinien je
rozwiązać. Zacisnął dłonie pod stołem, bo wbrew temu, co obiecywał, wcale nie
był spokojny.
– Zrobiłeś to wszystko, by mnie ratować. Może nie jest to
moja wina, ale czuję się za to odpowiedzialna, rozumiesz? Nie jestem na tyle
szlachetna, by stwierdzić, że lepiej, gdybyś mi nie pomógł, bo wtedy do niczego by
nie doszło. Ale mimo to chciałabym to naprawić…
– To już nie jest twój problem.
– Sasuke… – westchnęła. – To jest mój problem. Tam się
urodziłam i wychowałam, czuję się zobowiązana, by to zrobić. Dla siebie i dla
ciebie, żebyśmy oboje mogli mieć czyste sumienia.
– Mojemu nic nie dolega.
– Ale mojemu tak…
Zamilkli. Sasuke wolał się nie odzywać, nie, kiedy cisnęły
mu się na usta same nieodpowiednie słowa. Wyżywając się na niej, niczego nie
osiągnie, z wyjątkiem tego, że ją zrani.
Zachował więc dla siebie, że jego zdaniem nie różniła się
niczym od reszty kobiet z jej klanu, które porzucały mężczyzn, z którymi
zachodziły w ciąże, a potem również własne dzieci. Wiele takich obraz
przychodziło mu na myśl. To nieco smutne, że z mówieniem rzeczy przykrych nie
miał problemu. Ale jeśli trzeba było kogoś pochwalić, czy docenić…
Czym on właściwie różnił się od swojego ojca?
– I ja po tym, jak zostałem jōninem, mam siedzieć w domu i
zajmować się dzieckiem?
– Dobrze wiesz, że to nie będzie na zawsze…
Sasuke westchnął. Kapitulował. I nienawidził się za to.
– Ile ci za to zapłacą i kiedy wyruszasz?
***
Tego wieczoru obeszli się bez seksu. Sasuke czuł
podniecenie widokiem jej odzianego tylko w skąpą piżamkę ciała, ale nie
pozwolił sobie na żaden ruch, by zainicjować stosunek. Haniko pewnie by się
zgodziła. Po kłótni zawsze kochali się jak szaleni, jakby świat lada dzień miał
przestać istnieć.
Ale tym razem Sasuke bał się, że on naprawdę się skończy.
Tylko trochę ponad miesiąc. Dokładnie dwa dni po ślubie
Itachiego i Keiko Haniko miała odejść z jego życia na długi czas. Obiecała, że
będą w stałym kontakcie, będą do siebie dzwonić, może nawet wpadać jedno do
drugiego na kilka dni. Ale im więcej słyszał tych rozwiązań, które powinny
ułatwić im obojgu rozstanie, tym gorzej się czuł.
Przewrócił się na drugi bok i spojrzał na pogrążoną we śnie
Haniko. Włosy kaskadami opadały jej na twarz i ramiona. Nigdy jej nie
powiedział, że krótsze podobały mu się bardziej. Koki, które plotła na czubku
głowy, miały wprawdzie swój urok, ale w żadnej fryzurze nie było jej tak dobrze,
jak w tej, którą z pomocą tępych nożyczek zrobiła sobie sama. Nie mogła wtedy
schować twarzy za przydługimi włosami. Nie mogła się przed nim ukryć.
Kiedy przysunęła się do niego, poczuł, że ma déjà vu.
Ostatnim razem to on musiał odejść i wtedy też nie potrafił wytrzymać jej
dotyku. Odsunął się, a kiedy to nie poskutkowało, zerwał się z łóżka. Powinien
przenieść się na dół, czy…?
– Sasuke?
Haniko podniosła głowę i spojrzała na niego zaspanymi
oczyma. Jej skóra błyszczała w blasku wpadającej przez okno latarni, ramiączko koszuli
nocnej kusząco zsunęło się z ramienia. Sasuke wiedział, że tego nie wytrzyma.
Podszedł do torby leżącej pod krzesłem i wrzucił do niej
kilka koszulek i bieliznę. No i spodnie i…
– Co robisz?
Tym razem brzmiała trzeźwo. Musiała oprzytomnieć,
zauważając, co takiego robił. Odwrócił się do niej, podszedł do łóżka i
przywarł ustami do jej ust. Pocałunek skończył się równie nagle, jak się
zaczął.
Haniko dotknęła dolnej wargi.
– Nie mogę tu zostać, bo oszaleję.
– Wyprowadzasz się?
– Na… jakiś czas. Muszę to sobie poukładać, tak będzie nam
łatwiej.
– Komu będzie łatwiej?
– Tobie, mnie? – Wzruszył ramionami. – Będę przychodził do
Sumire, codziennie.
Haniko nie odpowiedziała. Przyglądała mu się, jakby to
wszystko było tylko złym snem. Ale on naprawdę nie był w stanie wytrzymać z nią
w jednym domu, mając świadomość, że za kilkadziesiąt dni już jej tu nie będzie.
Lepiej było ograniczyć widzenia już teraz. Tak. Tak było lepiej.
– Zadzwonię do ciebie rano – oznajmił, podnosząc się z
posłania. Chwycił torbę i spojrzał raz jeszcze w stronę łóżka. Akurat w jej
odsłonięty dekolt. – Obiecuję.
I wyszedł. W samej bieliźnie, bo czuł, że tam na górze nie
byłby w stanie się ubrać. Dopiero kiedy znalazł się w salonie, wyjął z torby
spodnie i pierwszą lepszą koszulkę. Przetarł jeszcze twarz dłonią, obawiając
się, że wygląda jak kupka nieszczęścia i wyszedł w noc.
Dziewczyny miałam skomentować jak zdam sesje ale zdarzyła sie okazja i jestem na wyjedzie i wracam 13 i wtedy nadrobię te 2 rozdziały. Pisze to bo wiem, ze brak komentarzy demotywuję ale ja pamiętam o was, wiec do następnego
OdpowiedzUsuńMikota
Witaj! Nawet nie wiesz, jak miło Cię widzieć :-)
UsuńW szoku jestem, że chciało Ci się tu wejść tylko po to, by napisać, że chwilowo jesteś niedostępna, ale wpadniesz później. To... bardzo miłe i pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo :-).
Jak widać nasza motywacja legła w gruzach, rozdziału nie ma, chociaż termin upłynął, ja od 3 tygodni nie napisałam nawet pierwszego zdania do swojego ostatniego i no... dno dna, że tak powiem. Ale to w tej chwili nieważne. Nie weszłam tu po to, by Ci marudzić, a życzyć udanych wakacji! Baw się dobrze :-)
OdpowiedzUsuń1 Chwycił mnie za serce ten początek, czuć taką desperacje i pragnienie, aby ojciec mnie w końcu zauważył. Zamiast dorosłego chłopca znowu widzę 7latka, który stara się opanować kulę ognia.
Jednak rozmowa ojca z synem przebiegła spokojnie i Fugaku robi postępy ale zastanawia mnie to zwrócenie się do Sasuke, kiedy Fugaku wypowiedział jego imie. Tyle niedopowiedzenia a wiadomo, że z nich akurat ciężko czytać co myślą i czują.
2 Scena na treningu z Sumire piękna, najpierw to wytrącenie z skupienia przez płacz córeczki a potem przytlenie jej siedząc obok brat, poczułam szczęście, które biło od Sasuke w tamtej chwili, cieszę się, że się nie wstydzi czułości przez bratem.
3 Tsunade to jest cwana, oszukała Sasuke na przez to, że nie ma wyższej rangi ale z drugiej strony Sasuke jako osoba odpowiadająca za grupe. On to najlepiej na samotne misje.
4 Serio zapomnieć o urodzinach ukochanej,no brawo.
5 No i Fuagku znowu dał popis. Dla mnie on daje jeden krok w przód i jeden w tył i tak się kręci, serio nie mógł choć rzucić krótkie gratuluję. Nie dziwię się, że Sasuke wyszedł, też bym wyszła, nie cierpie takiej niesprawiedliwości. Nie przekonują mnie też słowa Haniko, bo Fugaku wygląda jakby wcale mu nie zależało na Sasuke, okazuje jakąś nić zainteresowania w sytuacjach krytycznych jak po otruciu a tak to mógłby jego młotszy syn nie istnieć. Ciekawa jestem czy jeszcze zrobisz coś z tą sytuacją pomiędzy nimi?
6 I SIĘ ZAŁAMAŁAM. JAKA DŁUGOTERMINOWA MISJA. Nie wiem, czy wierzyć, że sytacja jest tak krytyczna, bo przecież przyjaciel Haniko powiedział, że nie ma wierzyć 5 hokage. Z drugiej strony w poprzednim rozdziale Tsunade stwierdziła, że niechce by Haniko się zgodziła a tutaj praktycznie odcieła fundusze rodziny bo mam wrażenie, że nie dała specjalnie zarobić Sasuke, po prostu przycisnęła do muru. Nie powinni karać Haniko, jak już to Sasuke powinien być gdzieś wysłany ( oczywiście nie do Suny XD). Sprawy materialne zadecydowały, choć ja na miejscu Uchihy starałabym się pożyczyć jakoś, wiem, że Iatchi i Keiko mają slub a może od matki lub coś? Bo nie chce wierzyć, że znowu taka rozłąka, oni cały czas nie są ze soba razem, więcej byli osobno w tym opowiadaniu, dla mnie Tsunade niepozostawiła im wyboru i to jest smutne. Ciekawa jestem co Itachi i Keiko na to bo ona może będzie chciała szukać innego wyjścia. No i nie odbierajcie Sumiere matki, przecież to nadal niemowlę. Nawet Kurenai nie wysyłali na wojne bo miała niemowle. Mam nadzieję, że jednak to jakość jeszcze odwrócisz. No i szkoda, że znowu rozłam między tą parą, Sasuke się wyprowadził co jest przykre, kiedy oni zaczną rozmawiać??? Czy on znowu mieszka u Naruto?
Miałam nadrobić do dziś ale jak zobaczyłam, że rozdział Akari jest jeszcze dłuższy niż Twój to się nie wyrobie ale do piątku napisze bo w piątek jestem w domciu.
Aha i wejde na twój drugi blog ale trochę przeraża mnie, że nie zakładasz happy endu a ja wrażliwy człowiek jestem :P.
Pozdrawiam
Mikota
Witaj :-)
UsuńSasuke już taki jest. Niby dorosły, wydaje mu się, że jest poważny i dojrzały, ale bardzo zależy mu na akceptacji ojca, choć stara się wszystkich przekonać (w tym samego siebie), że jest inaczej. To samo z Itachim, jego wsparcia też twierdzi, że nie potrzebuje, a łaknie go tak bardzo, że to czasem naprawdę widać.
Kurenai została z dzieckiem sama, Sumire ma jeszcze ojca i to z nim może zostać. Misja Haniko nie jest wieczna, a oni jako para będą mogli przemyśleć na spokojnie, czego od siebie oczekują i jak chcą, by wyglądał ten związek. Ja pragnę tylko zauważyć, że im obojgu bardziej na sobie zależy, kiedy się od siebie oddalają, niż kiedy są blisko. Mają podobne charaktery, oboje są uparci, na dłuższą metę zawsze wychodzą z tego kłótnie i nieporozumienia. Kto wie, może potrzebują jeszcze trochę czasu, by dojrzeć do tego związku :-)
To nie tak, że nie zakładam happy endu, ale nie chcę, żeby czytelnicy nastawiali się, że on tam będzie, bo może być różnie ;-) nie oznacza to jednak, że wszyscy na końcu umrą :D zakończenie mam już napisane, ale nie zdradzę, czy jest ono dobre czy złe, może ani jedno ani drugie? ;-)
Dziękuję za komentarz!
Bardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuń