Nawet by nie
rozejrzał się po pustej uliczce, gdyby nie nierównomierny klekot kółeczek. To
raczej niespotykany dźwięk, zważywszy na okolicę. Tutaj słychać jedynie
grasujące po opuszczonych parcelach zwierzęta oraz hulający wiatr przez wybite
okna sąsiedniego budynku.
Trzasnąwszy
pokrywą od kubła — w końcu, jako mężczyzna musiał podjąć się najbardziej
męskiego obowiązku, czyli wynoszenia śmieci — niezbyt skwapliwie podniósł wzrok
w poszukiwaniu nieproszonych gości. Wprawdzie dwudziesta to nie pora na odwiedziny,
ale przyjaciele Keiko byli specyficzni i żadna godzina im niestraszna. Zdążył
się już o tym nie jeden raz przekonać.
Poczuł ulgę na
widok Mikoto, chociaż jej wizyta również była mocno nieoczekiwana, żeby nie
powiedzieć dziwna. Jednak chwilowa konsternacja szybko uleciał, kiedy dostrzegł
ciągniętą walizkę i ten charakterystyczny ruch przecierania oczu. Ruszył
sprintem, a że odległość była nie większa niż sto metrów, momentalnie zjawił
się przed matką. Dopiero teraz mógł dostrzec przekrwiony wzrok oraz załzawione
policzki.
— Mamo? —
zapytał zatroskany, kiedy zorientował się, że kobieta nie zauważyła jego
obecności.
— Oh Itachi —
mruknęła, szybko ocierając oczy rantem kurtki. — Ja przepraszam, ja nie wiedziałam,
co zrobić i pomyślałam o tobie — mówiła przez łzy, nie mogąc się wysłowić.
— Spokojnie.
— Położył jej uspokajająco dłoń na ramieniu. — Nie przeszkadzasz — zapewniał,
odbierając walizkę i lekko popychając kobietę w stronę domu. — Wejdź do środka.
— Dobrze, ale...
— Napijesz
się herbaty i dopiero na spokojnie opowiesz — przerwał łagodnie, wskazując
dłonią furtkę.
Kiwnęła
potakująco i już więcej się nie odezwała. Przebyli ten niewielki odcinek drogi
w akompaniamencie pociągania nosem oraz klekotu kółeczek walizki. Aż był
zaskoczony, że przy tym wszystkim Kinari słodko spała. Nawet nie obudziła się
przy wnoszeniu wózka na ganek, czy mozolnym staraniom przepchnięcia go przez
drzwi wejściowe.
— Haha to
dobre Kaoru — mówiła Keiko, schodząc po schodach. — Czekaj chwilę. Itachi ja tu
rozmawiam przez telefon, mógłbyś robić mniejszy ra-ban — zawahała się widząc
Mikoto, a jej oczy powiększyły się, kiedy dostrzegła twarz kobiety. — Wybacz,
muszę kończyć.
Wykorzystując
sytuację, podczas której pani Uchiha rozbrajała wózek, aby zrobić z niego
nosidełko, Keiko żywo gestykulując, domagała się wyjaśnień. Niestety mężczyzna
tylko uniósł nieznacznie ramiona, kręcąc przecząco głową.
— Chyba nie
przeszkadzam? — zapytała słabo, wyczuwając podmuch wiatru, który robiła
dziewczyna, machając rękami.
— Ależ skąd —
pośpiesznie zaprzeczyła, błyskawicznie chowając dłonie za plecami. — Proszę
wejść, a ja skoczę zrobić herbatki.
Kobieta gorliwie
pokiwała głową, znikając za rogiem, co umożliwiło Keiko napaść na Itachiego.
— Co się
dzieje? — szepnęła przejętym głosem, zerkając w stronę drzwi, obawiając się, że
Mikoto zaraz za nich wyjrzy.
— Nie mam
pojęcia. Spotkałem ją przed domem, kiedy szła do nas.
— A to? —
zapytała, wskazując niepokojąco wypchaną walizkę.
— Skąd mam
wiedzieć — fuknął podirytowany. Cała sytuacja wyglądała wyjątkowo nieciekawie,
a Keiko oczekująca od niego wszechwiedzącego nie pomagała.
Dziewczyna
skrzywiła się, ale nic nie powiedziała, dochodząc do słusznego wniosku, że nie
ma sensu ciągnąć tego dalej. Za to zajęła się przygotowaniem herbaty, w czym o
dziwo poszedł pomóc Itachi. Niezbyt chętny do zostania z matką sam na sam,
zwłaszcza w takim jej stanie.
— Proszę —
oznajmiła ciepłym tonem, stawiając gorące napoje na ławie.
— Dziękuje,
ja-ja nie wiedziałam, co mam zrobić i...
— Spokojnie —
znów ją zapewniał, kładąc dłoń na ramieniu. — Opowiedz, co się stało?
— To takie
straszne — zakwiliła, rzucając się Itachiemu w ramiona. — Pierwszy raz
widziałam go w takiej furii. Tak się bardzo bałam — łkała, wylewając nowe
soczyste łzy, moczące jego koszulę.
Spiął się
wyraźnie.
— Co zrobił
ojciec? — zapytał twardym i lodowatym tonem. Do tego stopnia, że nawet Keiko
poczuła jego chłód, wzdrygając się delikatnie. — Powiedź — ponaglił. Jednak
Mikoto tylko głośno pociągnęła nosem, zanosząc się kolejnymi łzami.
— Teraz jesteś
tu i nic ci nie grozi — wyjaśniła łagodnym głosem, na który kobieta
zareagowała. Powoli oswobodziła syna z uścisku, spoglądając przekrwionym
wzrokiem na dziewczynę, uśmiechającą się do niej z troską. — Proszę. —
Podsunęła jej pod nos chusteczki.
— Powiesz, co
się stało? — poprosił, kiedy Mikoto ogarnęła swój stan na tyle, aby być w
stanie wyraźnie mówić, nie bełkotać przez łzy. — Spokojnie, od początku.
— Nie wiem,
jak to się stało — wyjaśniała słabym głosem, wyraźnie zmęczonym płaczem. —Krzątałam
się po kuchni, nakrywając do stołu. Wszedł ojciec i normalnie zajął swoje
miejsce. Nagle zaczął się awanturować, kiedy wspomniałam o rodzinnym obiedzie,
na który chciałam was zaprosić. Wściekł się, krzyczał głośno i rzucał
talerzami. Nie mogłam go uspokoić. Nie chciał mnie słuchać i... — głos się jej
załamał, a oczu ponownie zaszkliły.
Keiko nic nie
powiedziała, darując sobie nic niewnoszące spokojnie.
Zamiast tego przytuliła roztrzęsioną kobietę.
— Wówczas do
kuchni wszedł Sasuke z Haniko, co go jeszcze bardziej rozwścieczyło. Krzyczał
głośniej i mocniej i... i... i wyrzucił ich z domu — załkała, chowając twarz w
dekolcie dziewczyny.
— Co takiego?
— wyrwało mu się ciche zapytanie, pełne niedowierzania. Ostatnio tak dobrze się
między nim układało, nawet można było mówić o pewnym stopniu porozumienia oraz
co ważniejsze przecież to teraz on grał rolę tego złego syna, więc co się
stało?
— Krzyczał,
że mają się wynosić, że nigdy więcej nie chce ich widzieć, że... uuułłeeeee —
zawyła, rozpłakawszy się na dobre. — On-on po-po-powiedział, że-że — mówiła,
dławiąc się łzami — nie-nie ma już sy-sy-nów — wydukała, kończąc kolejnym
głośnym zawodzącym szlochem, desperacjo wczepiając się w Keiko.
Itachi
właśnie przeżył wewnętrzne załamanie. Znów to samo. Z tym wyjątkiem, że teraz
nie tylko Sasuke jest byłym synem, on także awansował w rankingu. Cała ta
sytuacja była kuriozalna. Z jednej strony wyglądała jak nie śmieszny żart. Były
syn, były rodzic, no jak to brzmi. Niestety miała też inne oblicze bardziej
niebezpieczne i tragiczne. Aktualnie nikt nie kontroluje Fugaku, a ciężko
stwierdzić, co zrobi w furii. Do tego dochodziła nadal nierozwiązana kwestia
zamachu.
Przetarł
powieki, z całych sił starając się nie westchnąć. To koniec, jak Hokage się o
tym dowie... Wszystko się posypało, bo on postanowił raz w życiu zostać
egoistą, stawiając swoje widzimisię ponad wioskę. Czuł się głupio, zwłaszcza w
obliczu niechcianych myśli, które postanowiły mu oznajmić, że popełnił błąd,
chcąc się ożenić.
Tsunade go
zabije. Nie. Najpierw zrobi awanturę, potem wywali z ANBU — bo przecież poza
pilnowaniem ojca i tak nic innego nie robił — a potem dopiero na sam koniuszek
udusi. Świetna przyszłość, nie ma co.
Tak go
pochłonęły czarne myśli, że na chwilę wyłączył się z rozmowy. Dopiero słowa
Keiko skierowane do niego spowodowały oprzytomnienie.
— Hm? —
mruknął niewyraźnie, niepołapany w temacie.
— Mówię, że
na pewno nie masz nic przeciwko temu, aby twoja mama trochę z nami pomieszkała
— powtórzyła, przyglądając się mu uważnie. To trochę dziwne, żeby w tak ważnym
momencie nie słuchał.
— Co? —
dopytał, nadal nie do końca kontaktując.
— Przepraszam
was, ale tak się wystraszyłam — zaczęła cicho Mikoto, skruszonym tonem. — Nigdy
wcześnie się tak nie zachowywał. Kocham go tak bardzo, ale... nie mogłam
zostać. Kinari jest jeszcze malutka i...
— Nic się nie
stało — przerwała jej Keiko. — To naprawdę nic takiego. Z chęcią ugościmy,
proszę czuć się jak u siebie w domu. Prawda Itachi? — rzuciła ostro w stronę
mężczyzny, oczekując jednoznacznego poparcia.
— Tak
oczywiście mamo. Cieszę się, że do nas przyszłaś — zapewniał odruchowo. — Nie
musisz się niczym martwić, możesz tu zostać, ile chcesz.
— Kochani
jesteście.
— To nic
takiego — zaręczała. — Pokaże pokój — ożywiła się, ciągnąc Mikoto w stronę
wyjścia. — Wystarczy tylko zetrzeć kurze, a będzie jak nowiutki. Choć, w dwójkę
pójdzie nam to szybciej.
I wyciągnęła
zapłakaną kobietę na górę, wciskając jej w ręce wiadro i ścierki. Dziwny moment
na sprzątanie, ale tak Keiko okazywała swoje wsparcie. Wiedziała, że pani
Uchiha lubi porządki, a nie od dziś wiadomo, że aby nie myśleć, nie roztrząsać
spraw trzeba się czymś zająć. I to nic nie miało wspólnego z tym że pokój był
zamknięty i nieużywany od momentu, kiedy Itachim tam urzędował przez pierwsze
swoje dni mieszkania tutaj, a zebrana tona kurzu czyniła pomieszczenie niezdalnym
do zagospodarowania w innym celu niż kolejna szafa na niepotrzebne graty.
***
— Hej —
burknął na przywitanie, siadając obok na ławce.
— Cześć —
odpowiedział równie entuzjastycznym tonem, nie podnosząc na niego wzrok, zajęty
oglądaniem czubków butów.
I na tym się
skończyło. Nastała krępująca głucha cisza. Nawet dźwięki otoczenia ucichły,
jakby chciały uszanować depresyjną atmosferę między mężczyznami.
Minuty
leciały, a Sasuke zaczął robić się niecierpliwy.
— Zaczniesz w
końcu mówić — mruknął podirytowany, odchylając się do tyłu na oparcie ławki.
— Tutaj to
chyba ty masz więcej do powiedzenia.
— Eeehhh —
westchnął głęboko, obserwując niewielki prześwit między dywanem chmur. Pogoda
również starała się dostosować do ich nastrojów, prezentując pochmurny
chłodnawy dzień. — Jako że przejąłeś po mnie pałeczkę tego złego i byłego syna,
to on ubzdurał sobie, że w takim razie ja muszę przejąć twoją. Chciał, żebym
został przyszłą głową rodu.
— I to tyle?
— dopytał beznamiętny tonem, cały czas nie odrywając wzroku od butów.
— Ta, moja
odmowa wystarczyła, aby się wściekł — bąknął. — A co? Pogonił cię spod drzwi? —
zażartował trochę prześmiewczym tonem. Coś w tym było zabawnego, bo chociaż raz
Itachi rozumiał, co znaczy podpaść ojcu tylko, dlatego że wyraziło się własne
zdanie.
— Gorzej —
mruknął, niechętnie odwracając głowę, aby przez ramię móc spojrzeć na brata. —
Matka musiała uciekać.
— Co takiego?
— Odruchowo poderwał się, prostując rozłożoną na oparciu ławki sylwetkę.
— Po waszym
wyjściu wcale się nie uspokoił, wręcz przeciwnie nakręcił się jeszcze bardziej.
Matka twierdzi, że nigdy w życiu nie widziała go w takim stanie i poważnie się
przestraszyła. Pośpiesznie z Kinari uciekła z domu, jak tylko ojciec zszedł do
piwnicy, udając się do tajnych pomieszczeń.
— Gdzie teraz
są? — dopytał mocno zaniepokojony.
— Spokojnie nic
im nie jest, są u mnie. Ale wyprowadzka matki dolała tylko oliwy do ognia. Cały
ranek wydzwaniał do niej. Również obdzwonił wszystkich jej znajomych, bo część
z nich również do niej dzwoniła, a nawet do mnie. I to wszystko przeze mnie —
dodał ciszej, prawie bezdźwięcznie, chowając twarz w dłoniach.
— Co? O czym
ty gadasz? — żachnął się oburzony. — Akurat nie masz z tym nic wspólnego.
— Nic
wspólnego — rzucił głośniej, podrywając głowę. — To chciałbym ci przypomnieć,
że wszystko się zaczęło do moich oświadczyn. Gdyby nie one ojciec nie
odstawiałby histerii, a ta wasza rozmowa pewnie nie miałaby miejsca. A teraz
wizja zamachu jest iście realna, nikt nie ma nad tym kontroli ani nie jest w
stanie tego zatrzymać. Do tego matka jest w stanie emocjonalnego
rozgorączkowania, nas się wyrzekł, a Hokage go pewnie zamknie na stałe za byle
przewinienie, aby tylko nie dopuścić do walk. I to wszystko przeze mnie! —
fuknął, znów chowając twarz w dłoniach, garbiąc się jeszcze bardziej.
Sasuke
siedział oniemiały. Itachi zawsze miał plan awaryjny, zawsze znajdował
rozwiązanie, odnajdywał wszelkie możliwe luki i to bez względu na zaistniałą
sytuację. Zdarzały się mu chwile uniesienia owszem, ale zaraz szybko odzyskiwał
zimną krew. A teraz siedział obok niego w beznadziejnej bezsilności. To
szokowało swoją nierealnością.
— Chyba nie
masz zamiaru tego zrobić Keiko? — rzucił ostro.
Itachi mocno
zacisnął powieki, nie chcąc wracać do porannego obrazu, kiedy zatroskana
dziewczyna ze sztucznym uśmiechem wciskała mu w ręce pudełeczko z pierścionkiem,
gorliwie zapewniając, że nic się nie stanie, jeśli odwołają zaręczyny, a
rozwiąże to sporo sprawy. Ścisk w sercu był nie do zniesienia. W imię pogodzenia
jego relacji z ojcem zdecydowała zaprzepaścić swoje szczęście. To ona chciała
za wszelką cenę ratować to, co on spartolił. Było mu głupio i wstyd. Keiko
próbowała rozwiązać jego sprawy, starając się stanąć na wysokości zadania,
kiedy on załamywał ręce. Sięgnął totalnego dna.
— Nie
dopuszczę do tego — zapewnił hardo, mimo iż brakowało mu perspektyw na wyjście
z tej podbramkowej sytuacji.
Sasuke
rozluźnił się, na nowo opierając o tył ławki.
— I wiem, że
sam o tym wszystkim tak nie myślisz — rzucił w końcu, pewny swego.
Zaintrygowany tymi słowami Itachi zerknął na niego przez ramię. — Daj spokój,
nie uwierzę, że nie miałeś wcześniej żadnych analiz — wyjaśnił, ze znudzeniem
podchodząc do umiejętności brata w dokładnej kalkulacji niemalże wszystkiego.
Miał rację.
Faktycznie cały czas starał się postępować stosownie, mając na względzie
zachowanie oraz poglądy ojca. Sprzeciwiał mu się, ale w dość umiejętny sposób,
próbując złagodzić atmosferę. A jednak i tak obwiniał siebie o źle poprowadzony
dialog. W końcu przecież mógł to rozegrać inaczej, lepiej, nie stawać tak
bezpośredniego oporu, nie sprzeciwiać się tak otwarcie. Zawsze można było coś
poprawić, zmienić, ulepszyć.
— W końcu coś
wymyślisz — zapewnił, pokładając wiarę w możliwości brata, chociaż sam zaczął
rozważać różne opcje, chcąc pomóc. Wprawdzie ciężko mu szło dogadywanie się z
ojcem. Przeważnie ich spotkania kończyły się awanturami, wrzaskami między
innymi o byłych pokrewieństwach i tłuczeniem zastawy stołowej. To jednak nie
miał zamiaru zostawić z tym brata samego.
— No i wiesz — zaczął niepewnie, po chwili
milczenia — jakbyś potrzebował wsparcia...
Itachi
poderwał głowę, z zaskoczeniem spoglądając na Sasuke, usilnie wpatrującego się
w jeden wyznaczony punkt przed sobą.
— Dziękuję.
Uśmiechnął
się łagodnie, rad z deklaracji. To podnosiło na duchu. Sam fakt, że nie jest
się osamotnionym w swoich zmaganiach.
— A co z wami?
— dopytał, starając się, chociaż trochę wyprostować opierającą się na kolanach
sylwetkę.
— Wróciliśmy
do domu Haniko.
— Rozumiem. Potrzebujecie
pomocy?
Drgnął, czego
starał się po sobie nie poznać.
— Nie,
radzimy sobie — zaręczył pośpiesznie.
— A co u
Haniko? Ostatnio nie miała się najlepiej, a jeszcze teraz to.
— Cieszy się
z powrotu do domu i odzyskanej swobody — rzucił ogólnikiem, niezbyt chętny do
zagłębiania się w szczegóły oraz skory, czym prędzej stąd zwiać.
***
— Ej wszystko
w porządku? — zapytała zatroskana, stawiając przed nim na ławie kubek z
herbatą. — Wyglądasz tak trochę żałośnie, martwisz mnie.
— To nic
takiego Keiko — zapewniał, kłamiąc w żywe oczy.
— Ta jasne —
rzuciła sarkastycznie, siadając obok niego. — Lepiej mów, co jest. I nie waż
się wykręcać, obiecałeś dzielić się swoimi problemami, pamiętasz? —
przypomniała buńczucznym głosem, gotowa siłą wycisnąć z niego prawdę.
— Po prostu
martwi mnie sytuacja z ojcem, nie wiem, co z tym zrobić — dodał ciszej,
przygarniając ją bliżej siebie.
— To
faktycznie duży problem — potaknęła smętnie, wtulając się w niego mocniej. — Ale ej, jesteś mój Itaś, na pewno coś
wymyślisz. W końcu mieszkałeś z nim przez wiele, wiele lat, więc siłą rzeczy
musisz coś wiedzieć. Wystarczy, że pójdziesz do kąta sobie pomyśleć, jak to
zawsze robisz i już będziesz wiedział, co robić — wyjaśniła entuzjastycznie,
pewna swoich słów.
Nawet Keiko
pokładała ogromną wiarę w jego możliwości, więc czemu on w nie zwątpił.
Powinien zrobić to, co mu radzą; w spokoju przemyśleć całą sprawę.
— Kochana
jesteś — mruknął, muskając czubek jej głowy, na co dziewczyna zadarła ją,
wystawiając policzek. Uśmiechnął się, całując go, potem kącik ust i wreszcie
same wargi. Krótka czuła pieszczota nabrała tempa oraz namiętności. Keiko próbowała
wejść mu na kolana, trochę nieudolnie, więc pochwycił ją za pośladki, sadzając
pewniej. Po czym pozwolił sobie na wślizgnięcie dłoni pod jej sweterek i koszulkę,
badając gładką skórę pleców. Pochłonięci sobą, nie zwracali uwagę na otoczenie,
całkowicie o nim zapominając.
— Kochana nie
zechciałabyś... — zaczęła pani Uchiha, wchodząc do salonu. Oboje podskoczyli, niczym
przyłapani na gorącym uczynku małolaci i tylko dzięki dłoniom Itachiego na
plecach, nie ześlizgnęła się z jego kolan, widowiskowo lądując na ławie oraz
kubku z gorącą herbatą. — Oh
przepraszam, nie miałam zamiaru wam przeszkadzać — tłumaczyła pośpiesznie. —
Chciałam tylko zapytać, czy Keiko nie zechciałaby pójść ze mną i Kinari na
spacer.
— A bardzo
chętnie — zgodziła się, niewiele sobie robiąc z zaistniałej sytuacji, która
według Itachiego była krępująca. Wyraźnie odczuwał unoszące się w powietrzu
zażenowanie, ale jak wywnioskował po swobodniej postawie dziewczyny, ona nie.
— Może jednak
zostań — zaproponowała nieśmiało. — Będziecie mogli wówczas wrócić do em
przerwanej czynności.
To już za
wiele. Matka właśnie jednoznacznie sugerowała, że przerwała inicjowanie
stosunku. No mogłoby być coś gorszego?
— Oj tam. —
Machnęła lekceważąco dłonią, wstając z Itachiego. — Wcale mi nie przeszkadza przerwanie zmywania i
tak zrobiłam sobie przerwę. Chętnie pójdę na spacer.
Wyraźnie nie
załapała aluzji Mikoto, mimo iż wypowiedziała ją niemalże wprost. A może olała?
Trudno zgadnąć, no, ale przynajmniej dowiedział się, dlaczego dziewczyna do
niego przyszła z herbatą. Znów próbowała wymigać się od sprzątania.
— W takim
razie pójdę po Kinari — zapowiedziała kobieta, znikając za rogiem.
— To my idziemy,
a ty będziesz mieć ciszę i spokój na myślenie w kąciku. Powodzenia — rzuciła,
jeszcze na chwilę pochylając się nad nim, kradnąc ostatniego krótkiego buziaka.
***
Sasuke z
Keiko mieli rację. Trzeba było zwyczajnie na spokojnie z dystansem przeanalizować
sytuację. I to robił przez resztę popołudnia, cały wieczór oraz część nocy. Tyle
zajęło mu przygotowanie się na tę jedną rozmowę, którą jakby nie spojrzeć miał
przeprowadzić z własnym ojcem.
Ciekawe czyja
to wina, że tak to wygląda. Fugaku, bo reaguje awanturą na każdy sprzeciw i
najmniejsza słowo, które mu nie pasuje, czy Itachiego posłusznie mówiącego mu to,
co chce, aby tylko się nie denerwował? W aktualnym stanie już nie sposób
odkryć, kto pierwszy popełnił błąd. Chociaż sam Itachi obwiniał siebie za źle
poprowadzoną strategię.
Brzmiało to
strasznie, ustalanie strategii na utrzymywanie relacji z własnym rodzicem. Dla
osoby z zewnątrz z pewnością podchodziłoby to pod patologię i konieczność
zaalarmowania służb opieki społecznej. Jednak dla braci to był chleb powszedni.
Mimo iż Sasuke ciągle się buntował, sprzeciwiając Fugaku, niestety również pod
pewnymi względami ustępował, obierając stanowisko milczącej akceptacji.
Itachi
pokręcił energicznie głową, odrzucając niechciane myśli. Nie mógł teraz pozwolić
sobie na brak skupienia. Skoncentrowawszy się, wziął głęboki oddech, stanowczo
pukając. Niedzielne przedpołudnie eliminowało możliwość nieobecności ojca w
domu, więc brak odzewu z jego strony raczej wynikało z niechęci spotkania.
Niezrażony tym, powtórzył czynność, gotów stać na tej wycieraczce choćby i
godzinę.
Za trzecim
razem podziałało, usłyszał szczęk przekręcanego klucza, a chwilę później
zobaczył władczą postawę Fugaku. Mężczyzna, widząc syna, zwęził powieki,
mocniej zaciskając palce na klamce i bez zbędnych słów ją popchnął.
— Stój! —
zakrzyknął, próbując go powstrzymać przed zatrzaśnięciem drzwi. — Posłuchaj
mnie — nawoływał, szarpiąc się z nim w progu. — Chcę z tobą porozmawiać. Ojcze,
daj szansę.
Na to spiął
się bardziej, gwałtowniej napierając na klamkę. Sekundy później dopiął swego. Drzwi
zatrzasnęły się z wielki hukiem, aż zatrzęsła się framuga.
— Ja nie mam
syna — wycedził tryumfalnie.
No jakże by
inaczej.
— Chciałbym tylko
z tobą na spokojnie porozmawiać — zapewniał, łagodnym tonem, wręcz proszącym.
— Nie mam ci
nic do powiedzenia.
— Ojcze
proszę, otwórz.
— Ja nie mam
syna — powtórzył twardo, nadal upierając się przy swoim osądzie.
Itachi
westchnął zrezygnowany, przewidywał coś takiego.
— Panie
Fugaku proszę otworzyć — zaczął lekko beznamiętnym urzędniczym tonem. —
Przyszedłem z panem na spokojnie porozmawiać. — Połechtało to jego ego. Poczuł
się ważny i dominujący tylko, dlatego że syn mówił do niego pan. — Proszę wpuścić, rozmowa przez
drzwi nie jest wskazana, sąsiedzi mogą się zaniepokoić.
Drgnął. Temu
argumentowi słuszności nie mógł odebrać. Z pewnością, jeśli ta farsa się
przeciągnie, może ściągnąć gapowiczów, a chciałby uniknąć zbędnego
zainteresowania i wynikłych później plotek. Niechętnie, ale wpuścił do środka.
Jednak tylko na tyle głęboko, aby mógł zamknąć za sobą drzwi. Ani kroku dalej.
— Dobrze,
więc czego chcesz? — zapytał, krzyżując ręce na piersiach, przyjmując iście
władczą postawę. Na zasadzie ty masz siedem lat i jesteś o taki niski oraz
nieznaczący, a ja jestem wyższy i wszystko wiem. Działało to tylko, kiedy
faktycznie był dzieckiem, ewentualnie jeszcze w okresie wczesnego nastolatka,
później prezentowało się to groteskowo. Najgorsze, że wszyscy pozwalali mu na
to, dla świętego spokoju przybierając narzuconą rolę.
— Porozmawiać
o ostatniej sytuacji.
— Nie mamy o
czym — zaprzeczył hardo, zanim Itachi rozwinął temat. — Niewdzięczny gówniarz
nie wie, co to szacunek do ojca. Ty również poszczyciłeś się takim niegodnym
zachowaniem. Także nie mam już synów.
— I znów
robisz to samo — rzucił z pretensją, co zaskoczyło Fugaku, na chwilę niszcząc
jego postawę niewzruszonej wyższości. — Kolejna heca z byłym synem? Ty wiesz,
jak to wygląda z boku? Co powiesz na
kolejnym zebraniu klanowym, że Sasuke został wydziedziczony po raz drugi, że
przyjąłeś go na moment do siebie, bo taką miałeś właśnie fanaberię, ale teraz
wracasz do poprzedniej decyzji, oraz że tym razem również i ja jestem
wykluczony, póki nie zmienię zdania i nie porzucę Keiko? Serio? Na serio?!
— Wy...
— I co będzie
dalej? — wciął się, niemalże jawnie rzucając ojcu wyzwanie. — Matkę też
wydziedziczysz? Weźmiesz z nią rozwód, aby móc mówić o byłej żonie, tylko,
dlatego że jak najzwyklejsza matka stanęła w obronie swojego dziecka? A co z
Kinari? Odbierzesz ją matce, aby mieć następcę? Zmienisz prawo klanowe o
dziedziczeniu tytuły tylko przez męskich potomków, aby zachować ciągłość linii
i pałeczkę władzy w elicie trzonu klanu? Tak? Okej, a potem, co? Jak dorośnie i
się zakocha w niewybranym przez ciebie kandydacie, to ją też wydziedziczysz?
Pozbędziesz się kolejnego dziecka tylko, dlatego że nie jest tobą?
W Fugaku
gotowało się, co nawet nie starał się ukryć. Ze złości zrobił się cały
czerwony. Oprócz knykci, które zaciskał do białości. Brakowało już jedynie
dymiącej czaszki.
— ZAMILCZ! —
ryknął, aż powietrze wokół zadrżało. — ZAMILCZ! Jak śmiesz tak odzywać się do
swojego ojca!
— Podobno się
mnie wyrzekłeś i nie masz już synów, więc tytuł ojca ci nie przysługuje. Takie
sprawy działają w obie strony — wyjaśnił spokojnym tonem, przygotowany na jego
furię.
To go zgasiło,
zachwiało jego poczuciem dominacji. Itachi tylko na to czekał, na wyrwę w jego
linii obrony.
— Ja nie chcę
urazić ani tym bardziej wyśmiać. Próbuję tylko przedstawić nielogiczność
takiego postępowania. Zawsze cię szanowałem i podziwiałem twoją inteligencję. —
Tak, trzeba trochę połechtać jego ego, aby zbytnio się nie nakręcił. — W sposób
godny pochwały trzymałeś pod kontrolą cały klan, w międzyczasie również dbając
o bezpieczeństwo szarych obywateli, jako główny kapitan policji. To było
niesamowite, że sam potrafiłeś sprostać temu wszystkiemu.
Itachi dobrze
rozgrywał karty. Ojciec po wcześniejszej utracie pewności siebie zaczął znów ją
nabierać, na co wskazywała zmiana postawy. Palce rozluźniły się, dopuszczając
do koniuszków krew. Bruzdy na czole złagodniały, a pierś została dumnie
wypięta, jakby oczekiwała medalu uznania. Oj tak, doskonale wiedział, że Fugaku
był łasy na pochwały.
— Jednak nie
jesteśmy twoimi podwładnymi — ciągnął dalej. — Ani ja, ani Sasuke, ani matka,
ani Kinari nie jesteśmy twoimi pracownikami. Nie możesz wybrać za nas partnerek
życiowych, jakbyś wybierał nam partnerkę na misję. Ganić i wyrzucać za własne
zdanie, jakbyś pozbywał się kłopotliwych, czy niepotrzebnych pracowników.
I znów spiął
się, na nowo przybierając rozwścieczone oblicze.
— DOŚĆ! —
fuknął. — Nie będę tego dalej słuchał. Moja anielska cierpliwość się skończyła.
Wynoś się! I każ matce nie odstawiać scen i wracać do domu. Swoim niewłaściwym
zachowaniem niszczy mój wizerunek w oczach reszty klanu.
— A czy
wyrzucanie synów i ich wyrzekania się tego nie robi? — trafnie zauważył, na
nowo zbijając go z tropu. — Przez takie postępowanie sam osłabiasz swój autorytet
i to z byle powodu.
— Mam
wystarczające dowody! Oboje odrzuciliście mnie i moje dziedzictwo, plując na
klan!
— Wyraziliśmy
tylko swoje zdania! Chęć życia własnym życiem, wybierania własnej drogi nie
jest wystarczającym powodem, aby spisać kogoś na straty. Sasuke nie chce być
twoim następcą i ma do tego prawo, ja chcę poślubić Keiko i też mam do tego
prawo.
— DOŚĆ, tego
już za wiele. Wyjdź!
— Naprawdę
chcę się z tobą pogodzić — ciągnął, nie zważając na słowa ojca, ani jego
kipiącą wściekłość.
— Wybaczę ci
tylko, jeśli powrócisz na łono rodziny, pozbywając się niegodnej ciebie
dziewczyny.
— Chcę się z
tobą pogodzić, ale z Keiko nie zrezygnuję.
— Nie
rozumiesz, że ta kobieta zniszczy twoją i klanu reputację. Kiri wydało na nią
wyrok za zdradę stanu. Dopuściła się śmierci wielu znamienitych członków
tamtejszej elity shinobi.
— Ona?! Ona
wówczas miała pięć lat. To, że władzom Kiri coś się ubzdurało, nie oznacza, że
to jest słuszne. Nie można karać jej za winy jej klanu.
— Skoro nie
wyrzekał się nazwiska rodowego, którym nadal się posługuje, musi być gotowa
przyjąć na siebie odpowiedzialność za klan.
Itachiemu
ręce opadały. Tego się słuchać nawet nie dawało, a co dopiero odpowiadać na
takie argumenty.
— W takim
razie mam rozumieć, że jeśli przy następnym zamachu coś pójdzie nie tak i
Hokage podejmie drastyczniejsze kroki, a wieści o tym wyciekną do opinii
publicznej, to Kinari, kiedy dorośnie ma z dumą znosić prześladowania i
szykanowania, bo ty dopuściłeś się zamachu, a ona pozostała przy nazwisku
Uchiha? A może powinna się jego wstydzić i zmienić je?
Wściekłość
Fugaku przybrała krwistoczerwony kolor, kiedy w jego oczach zabłysnął
sharingan. Furia była na tyle duża, że zatracił kontrolę i w twarz Itachiego
poszybowała pięść.
Był gotowy
przyjąć odpowiedzialność za swoje poglądy. Hardo spojrzał ojcu w oczy, nie
drgnąwszy nawet o milimetr. Jednak do uderzenia nie doszło. Mimowolnie dłoń
mężczyzny zatrzymała się niezdolna do ataku.
Czerwień
ustąpiła miejsca czerni, a ręką przeniosła się na kołnierz koszuli Itachiego.
— WYNOŚ SIĘ!
— ryknął, a powietrze w przedpokoju za wibrowało. Można było nawet odnieść wrażenie,
że fundamenty domu zadrżały. — Byłem tolerancyjny, ale tego już za wiele —
cedził groźnie, przez zaciśniętą szczękę. — Wynocha! — zakomunikował, siłą
wyrzucając syna za próg.
Nie zdążył
złapać równowagi, wszystko działo się za szybko. W ostateczności wylądował na
ziemi w akompaniamencie tak donośnego trzasku, że było go słychać na całej
ulicy i aż dziw, że drzwi nie wyleciały z zawiasów.
***
Zwabiony
ruchem, uniósł książkę, spoglądając w dół na swój tors, na którym spała
dziewczyna. Uśmiechnął się delikatnie, poprawiając zsunięty z jej ramion koc. Brakowało
mu właśnie takich chwil spokoju i prywatności. Odrobina relaksu przy boku
ukochanej osoby. Niestety ostatnio ich przestrzeń osobista została mocno
nadwątlona. Rozumiał położenie matki i absolutnie nic nie miał do niej. Z miłą
chęcią ją gościł, lecz czuł się tymi odwiedzinami zmęczony. Przekonany, że
tylko on cierpi z powodu niemożliwości zbliżenia do Keiko bez nagle
wyskakującej za rogu Mikoto, nawet nie zadał sobie trudu, aby przyjrzeć się
położeniu dziewczyny. I niestety to ona tu miała zdecydowanie gorzej. O czym
się przekonał godzinę temu, jak rzewnie skarżyła się na panią Uchiha.
Kobieta
wszystko robiła z dobrych chęci w imię wparcia i pomocy, jednak rezultaty
bywały różne. Mikoto czuła się bardzo swobodnie, niczym u siebie, co
powodowało, że wszędzie jej było pełno. Z początku Keiko była nawet ucieszona,
kiedy nagle pranie w magiczny sposób zniknęło wraz ze zbierającą się kupka
prasowania. Miło także było wybrać się z Kinari na spacer po okolicy, czy
ogólnie pomagać w zajmowaniu się nią. Ze spokojem również przyjęła wsparcie
Mikoto w kuchni, jak chciała ją nauczyć paru kucharskich trików i nowych
przepisów. Niestety jej reorganizacja z powrotem na modłę Sasuke to było już za
wiele. Keiko przeżyła niemały szok, odkrywając, że łyżeczki nie są koło kubków,
płatki śniadaniowe nie stoją przy miskach, a nieduży garnek w sam raz na ryż
dziwny trafem znalazł się koło patelni. Wprawdzie tłumaczenia pani Uchiha o
tym, że postanowiła pomóc i posprzątać, kiedy Higashiyama jest zajęta tyloma
innymi obowiązkami, wysłuchała kulturalnie, chociaż z dość nietęgą miną.
Narzekała na to dopiero jemu i choć chciałby móc zaprzeczyć, broniąc stanowiska
matki, nie mógł tego zrobić. On także
miał już jej dość. Rozumiał, że niczego nie robiła im specjalnie na złość, że
tylko cieszyła się uczestnictwem w ich życiu, ale naprawdę chciałby mieć chwile
prywatności.
Tak bardzo
odzwyczaił się od mieszkania z rodzicami. Wtenczas nie zwracał uwagi na ich
obecność. W końcu to naturalne i oczywiste, że będą na siebie wpadać. Niestety
teraz odnosił inne wrażenie. Nagle przestronny za duży na nich dwoje dom stał
się niewygodnie ciasny. Prywatność, którą mógł cieszyć się w każdej minucie —
nawet Keiko wchodząca mu do łazienki nie stanowiła problemu — zamknęła się do niewielkiej przestrzeni dwóch
pomieszczeń. W sumie to spokój znajdował tylko w łazience, bo i tak matka
często zaglądała im do sypialni. A co gorsza, za nic nie mógł znaleźć chwili,
chociażby na pocałunki. Zaraz Mikoto przypadkiem się zjawiała lub wołała w
naglącej sprawie. Z pewnością wyolbrzymiał zbyt bardzo przyzwyczajony do
mieszkania tylko z Keiko, ale raz nawet zaczął zastanawiać się, czy kobieta nie
ma jakiegoś radaru.
Aczkolwiek
obecność Mikoto miała też swoje plusy. Trzeci lipca pomyślał, obejmując czule
dziewczynę. Nadal nie mógł uwierzyć, że tego dnia będzie mógł ją nazwać
oficjalnie swoją żoną. Pani Keiko Uchiha. Uśmiechnął się, odgarniając
kasztanowe kosmyki nachodzące na jej oczy.
Tak, obecność
Mikoto dobrze robiła tej sprawie, bo gdyby nie jej dociekliwość i niekończące
się pytania, z pewnością żadne z nich nie zabrałoby się za przygotowania. Zanim
nie pojawiła się, nie mieli nawet terminu, ba, chociażby przez ułamek sekundy
nie pomyśleli o zajęciu się tym. Ciągle coś odciągało uwagę. Itachi skupiał się
na Fugaku. Keiko cieszyła się statusem narzeczonej i piękną pogodną, odganiając
w niepamięć harówkę karnej kompanii. Dopiero Mikoto chcąc rzucić się w wir
pracy, zająć czymś myśli, odepchnąć przykre realia, zmusiła ich do
zainteresowania się tematem. Jednak był i malutki minusik, Higashiyama miała ją
non stop na głowie. Na co również mu marudziła.
Jeszcze przez
chwilę przyglądał się spokojnemu śnie dziewczynie, nim wrócił do przerwanej
książki. W prawdzie nie trwało to długo, bo kilka minut później usłyszał
pukanie i ciche:
— Mogę wejść?
Z trudem
powstrzymał się przed wzdychaniem.
— Proszę — rzucił,
starając się nie brzmieć na zrezygnowanego.
Mikoto
delikatnie wejrzała do środka, uśmiechając się z rozczuleniem na widok pary.
— Tak pięknie
razem wyglądanie, ale nie chciałabym przeszkadzać — kontynuowała, uchylając
mocniej drzwi.
Standardowe
trzy słowa, które zdawały się nie mieć sensu i być jedynie formułką
grzecznościową używaną ot tak, bo wypada.
— Spokojnie wejdź
— zapewniał, odkładając książkę, chociaż nie obraziłby się, gdyby sobie poszła.
— Martwię się
o ojca — wyjaśniła, wchodząc głębiej i przysiadając na skraju łóżka. — Wasza
ostatnia rozmowa nic nie dała?
Zaprzeczył
ruchem głowy. Po tym, jak został wyrzucony za próg, nie podjął żadnych
następnych kroków. Nie z powodu rezygnacji, o nie, nie miał zamiaru odpuścić.
Zależało mu na doprowadzeniu sprawy do końca i obecności ojca na ślubie. Nie
wspominając o tym, że tylko głowa rodu mogła przyjąć nowego członka w poczet
klanu. Sama zmiana nazwiska spowodowana małżeństwem to jednak trochę za mało.
— Nadal
wydzwania — kontynuowała, pokazując swoją komórkę z nieodebranymi od niego
jedenastoma połączeniami. — A nawet pisze.
Wracaj do domu.
No tak, a
czego się spodziewał. Kochanie wróć do
mnie. Fugaku zawsze używał słownictwa i retoryki nakazującej, nawet jeśli
był zmuszony użyć słowa, proszę to w
głosie pobrzmiewał rozkaz.
— Bardzo go
kocham, chciałabym wrócić, ale... — głos jej się urwał. Pochyliła głowę, mocno
przyciskając do siebie komórkę, obawiając się napływających łez. Itachi
wyciągnął rękę, uspokajająco głaszcząc po ramieniu. — Boje się — dokończyła
ciszej. — Nie chcę stracić z wami kontaktu, zwłaszcza teraz w fazie
przygotowań. Nie mogę was zostawić. Po prostu nie mogę — tłumaczyła
przepełniona determinacją.
— Spokojnie
mamo załatwię to. Nie musisz się niczym przejmować. Daj mi jeszcze trochę czasu.
Chyba właśnie
tego oczekiwała, bo rozpromieniła się, nabierając nadziei i jednocześnie
pokładając ogromną wiarę w prawdziwość usłyszanej deklaracji.
Wyraźnie
chciała coś jeszcze powiedzieć, bo zaczęła otwierać usta, z których popłynęła
pierwsza sylaba, lecz głośne pukanie dochodzące z dołu, ją zatrzymało.
Uśmiechnąwszy się delikatnie, po cichu opuściła pokój, starając się, nie
obudzić śpiącej dziewczyny. Jednak los nie miał zamiaru być dzisiaj dla niej łaskawy.
— Przyszła
przyjaciółka Keiko i...
Nawet nie udało
jej się dokończyć zdania. Drzwi gwałtownie otworzyły się, a w nich stanęła
Fumiko z ogromnym podekscytowaniem bijącym z oczu.
— No koniec
tego gołąbeczki — zawołała radośnie, machając reklamówką wypchaną po brzegi. —
Na gruchanie będzie jeszcze czas, teraz trzeba się zająć przygotowaniami.
— Cicho tam —
burknęła niewyraźnie Keiko, nakrywając głowę kocem.
— O nie! —
rzuciła dobitnie, wchodząc głębiej. — Już wystarczająco długo prowadziłaś te
przygotowania beze mnie. Nie pozwolę się zepchnąć do roli konsultantki, jako
twoja siostra będę wpierać... Ej! — krzyknęła, dostrzegając brak
zainteresowania ze strony dziewczyny. — Wstawaj. — Energicznie podeszła, płynnym
ruchem zdzierając koc.
Keiko
zadrżała pozbawiona przyjemnego ciepełka. Z wielką opieszałością zerknęła na
przyjaciółkę, która pomachała do niej reklamówką pełną magazynów ślubnych. Na
sam widok tej ogromnej sterty, zrobiło jej się słabo.
— Mowy nie ma
— zapewniła, wciskając głowę pod koszulkę Itachiego, który lekko się wzdrygnął,
kiedy poczuł na skórze nieoczekiwany dotyk.
— Keiko! —
krzyknęła karcącym głosem. — Później będziesz się mogła do niego kleić. Mamy
huk roboty, a bardzo nie wiele czasu. Prawie nic nie zostało jeszcze zrobione.
— Prawda —
potaknęła Mikoto, wyjmując z kieszeni rozpiskę zadań.
Czyżby nosiła
to przy sobie non stop?
— Odhaczone
jest zaledwie parę marnych punkcików — żaliła się, przeglądając listę. — Nie ma
mowy, choć Keiko. — Gwałtownie pociągnęła dziewczynę za nogę, wyciągając ją
spod koszulki mężczyzny.
— Itachi
ratuj — zawyła rzewnie, wdrapując się na niego i desperacko uczepiając.
— Itachi jest
po mojej stronie — oznajmiła pewna swego. — Prawda Itachi, że organizacji jest
kluczowa i należy trzymać się harmonogramu?
Mężczyzna
niepewnie spoglądał to na Fumiko to na oczekującą od niego zaprzeczenia Keiko.
Popierał Orinoke, bez wątpienia zostało mało czasu, a jeszcze dużo do
przygotowania i należało trzymać się wytycznych. Jednak chęć zatrzymania przy sobie dziewczyny
oraz powrotu do ostatnio tak rzadkiego spędzania razem czasu, była bardzo duża.
— Zarobiłeś
focha — burknęła niezadowolona, odbierając milczenie za niemą akceptację słów
Fumiko.
— No widzisz
— rzuciła dumnie, ciągnąc Higashiyamę w stronę drzwi.
***
Machnął
podpis na dole strony, trochę za mocno przyciskając pióro do kartki. Niestety
ostatnio ciągle był podenerwowany. Od rozmowy z Itachim nie mógł się uspokoić.
Jego słowa natarczywie krążyły po głowie niczym nieznośne echo. Niechciany
głos, krzyczący prawdę.
Na samo
przypomnienie awantury skrzywił się, ściągając mocniej brwi i bezdźwięcznie
mamrocząc przekleństwo, rzucił piórem o biurko, tworząc malownicze drobne
kleksiki na raporcie. Zacisnął zęby, gwałtownie sięgając po telefon.
— Do mnie —
warknął do słuchawki i rozłączył się, nim druga osoba zdążyła zareagować.
Długo czekać
nie musiał. Zaraz w drzwiach pojawił się jego asystent w dość zlęknionej pozie,
niepewnie zaglądając do środka.
— Pan wzywał?
— Potrzebuję
kopii tego — wyjaśnił, machając zaplamioną kartką. No przecież nie schowa do
segregatora takiego niechlujnego dokumentu.
— Znowu? — wyrwało
się mu. — Kapitanie to już trzecia w ciągu tego dnia — tłumaczył, odbierając
papier. — A będzie ponad dziesiąta w przeciągu ostatnich dni. Może powinien pan
udać się na urlop? Odrobinę się relaksować, odpocząć.
— Coś
insynuujesz? — rzucił zaczepnie, urażony przypuszczeniami asystenta.
— Niczego nie
insynuuję — zapewniał.
— Nie
potrzebuję urlopu.
No jakże by
inaczej, przecież wielki kapitan Fugaku Uchiha nie może być przepracowany. Duma
mu na to nie pozwala.
— To może
niech pan wyjdzie dzisiaj wcześniej z pracy? — zaproponował nieśmiało, zerkając
na grafik przełożonego.
— Jest za dużo
pracy. — I jakby na potwierdzenie swoich słów, chwycił opasłą teczkę. Przecież
w żadnym wypadku nie może przyznać się przed zwykłym pracownikiem, że w domu
czekają go puste ściany, sterta prania, z którą nie wie, co zrobić oraz pusta
lodówka. Nie wspominając o zebranej już warstwie kurzu, bezwstydnie rzucającej
się w oczy. I po prawdzie też nie miał
pojęcia, co z tym zrobić. Wypadałoby ją zetrzeć, ale przecież to kobiecy
obowiązek. On jako głowa rodziny oraz rodu nie może zajmować się tak
trywialnymi i przyziemnymi duperelami, jak porządki. Kieruje całym klanem,
nadzorować dziesiątki funkcjonariuszy. Nie może skompromitować takiej funkcji obowiązkami
domowymi.
— Rozumiem —
rzucił z rezygnacją. — W takim razie nie przeszkadzam już.
I nieznacznie
pokłoniwszy się, wyszedł, na nowo zostawiając go samego. Znów samego. Tutaj siedzi
samiuteńki zamknięty w czterech ścianach gabinetu, w domu porzucony wśród
pustych pokoi.
Potrząsnął
głową, odpędzając ponure myśli. Dziś wieczorem ma się odbyć nadzwyczajne
zebranie klanu, nie czas na sianie defetyzmu. Wprawdzie nikt jeszcze o nim nie
wiedział, ale to szybko można zmienić. Wyjął z szuflady notes, otwierając go na
numerach telefonu do osób zbierających się na tajnych naradach dotyczących
zamachu. Lista była całkiem imponująca, chociaż jak miało się za niedługo
okazać nie aż tak bardzo.
Przepisawszy
na osobną kartkę imiona, wydzwaniał do wszystkich po kolei, zaznaczając
obecność. Z początku dobrze szło, pierwsze trzy osoby zadeklarowały przyjście,
co wprawiło go w dobry humor. Niestety później przyszła sama odmowa.
— Przepraszam, świętuję roczek synka.
— Mąż jest na misji.
— Dzisiaj po południu wyjeżdżamy, mam urlop.
— Jestem chory.
— Mam nocną zmianę w pracy.
Tego już było
za wiele. W Fugaku się gotowało, więc po kolejnej odmowie nie wytrzymał.
— Nikt ci nie
każe zostawać po godzinach — fuknął na stojącego przed nim mężczyznę. Pech
chciał, że Shinzo akurat był pod ręką. Na swoje nieszczęście przyszedł z
raportem w nie porę. A Fugaku to wykorzystał, bo przecież nikt mu nie odmówi,
stając twarzą w twarz.
— Z całym
szacunkiem, sam doskonale wiesz, ile jest teraz pracy na komisariacie.
— Możesz
wziąć nadgodziny jutro — trafnie zauważył, ściskając mocniej trzymane pióro.
— Przykro mi,
ale muszę zostać i dzisiaj i jutro. Praca w policji jest dla mnie bardzo ważna
oraz potrzebuję pieniędzy na zbliżający się okres wakacyjny. Przepraszam —
wyjaśnił spokojnym monotonnym głosem, lekko kłaniając się przed opuszczeniem
pomieszczenia.
Fugaku
pobielały knykcie od zaciskania ich. Gdy tylko drzwi zamknęły się za Shinzo,
cisnął piórem o nie, klnąc siarczyście pod nosem.
Tego było za
wiele! Jak jego podwładny śmiał mu odmówić osobiście, patrząc prosto w oczy,
stawiając swoją rodzinę ponad dobro klanu. Kiedy on poświęca się dla nich,
biorąc na barki organizację zamachu, aby podnieść standard życia każdemu
Uchiha. On wszystko robi dla nich, a oni tak bezczelnie odrzucają go!
Zaczął
krążyć, nie mogąc się uspokoić. Sapał rozwścieczony, mimowolnie zgniatając
pochwyconą z biurka kartkę.
Najpierw
Sasuke bezwstydnie stanął przeciwko niemu, plując mu pod nogi! Później jego
pierworodny zhańbił jego dobre imię, wiążąc się z kimś tak nieszlachetnym. A
kiedy z dobroci serca postanowił ofiarować, tak niespotykany zaszczyt zostanie
jego następcą marnotrawnemu synowi. Ten bezceremonialnie wypiął się na dziedzictwo
klanu! Do tego żona go porzuciła na rzecz tych nikczemnych byłych już synów! A
teraz jeszcze jego podwładni, dla których przecież chce jak najlepiej, dla
których wszystko to robi, odtrącają go w imię własnego egoizmu.
Wściekłość
narastała. Pieniła się i bulgotała. Aż czuł ją w brzuchu. Palący ból, od
którego robiło mu się niedobrze. Słyszał nierównomierne uderzenia serca, szamoczącego
się w piersi, próbującego rozerwać ciasne kraty żeber.
Nigdy nie docenię twojej cholernej arogancji!
Nie będziesz mi mówił, co mam robić ani kim
być!
A potem, co? Też ją wydziedziczysz?
Pozbędziesz się kolejnego dziecka tylko,
dlatego że nie jest tobą?
Nagle w
pokoju zrobiło się niesamowicie duszno. Oparł dłonie o blat biurka, dysząc
głośno, próbując łapczywie połykać powietrze, którego nie odczuwa. Zupełnie tak
jakby próbował oddychać wodą. Zaczął kaszleć, niemalże się dławiąc.
Nie jesteśmy twoimi podwładnymi!
Sam osłabiasz swój autorytet!
Z dumą znosić prześladowania i szykanowania!
Osunął się na
fotel, tracąc siły. Silny ból promieniście rozchodzący się od kołaczącego
serca, nadal próbującego rozerwać żebra, był nie do zniesienia. Narastał,
stopniowo, powoli się wzmagając. Stawał się nie do wytrzymania. W amoku
rozejrzał się po biurku, szukając wzrokiem telefonu.
Nikt inny ci nie pozostał...
Świat
zawirował, a meble przed nim stały się rozmazanymi niewyraźnymi kształtami.
—
AAAAAAAAA!!! — wrzasnął. Czując stalowe kleszcze zaciskające się na sercu,
miażdżące je.
Ułamki sekund
później jego głowa poleciała na bok. Ciało osunęło się z krzesła, lądując pod
biurkiem.
Nikt inny...
NIKT... NIKT...
NIKT...
NIKT...
NIKT... NIKT...
SAM...
Jeszcze kontaktował, lecz kiedy policzek
dotknął parkietu... Nie chcę być sam...
Nastała ciemność.
***
Keiko
dziarskim krokiem weszła do kuchni, lecz zaraz gwałtownie zatrzymała się w
progu. Widok przerażonej Mikoto był z pewnością osobliwy, ale przede wszystkim
niepokojący.
— Eee...
Itachi! — krzyknęła w stronę salonu, licząc na wsparcie mężczyzny, który będzie
wiedział, co robić. — Wszystko w porządku? — zapytała zatroskana, podchodząc
bliżej kobiety.
Mikoto nie
zareagowała, wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w komórkę, zbyt sparaliżowana,
aby móc się ruszyć.
— Co się
stało?
— I-ita-chi —
sylabizowała niewyraźnie prawie szeptem, chwytając go kurczowo za koszulę. —
O-o-ojciec...
— Mamo co się
dzieje?
— O-ojciec
jest w-w szpitaluuuuu — zawyła rzewnie, chowając twarz w skrawek materiału.
— Co?
— Ale czemu?
— dopytywała Keiko również zmartwiona sytuacją.
— Nie-nie
wiem. Jego asystent dzwonił, że zabrali go do szpitala i-i nie wiadomo, co z
nim. To takie strasznie — tłumaczyła przez mokrą już koszulę. — Ja muszę się z
nim zobaczyć — dodała, podnosząc na mężczyznę załzawione oczy.
— Wszyscy musimy
— sprostował. — Zbieramy się natychmiast. Mamo, zadzwoń do Sasuke. Keiko idź po
Kinari, ja zniosę wózek z ganku — tłumaczył, pośpiesznym krokiem opuszczając kuchnię.
— Nie odbiera
— wyjaśniła, kiedy po chwili zjawił się z powrotem.
— Napiszę mu
smsa — rzucił, szybko stukając w komórkę. — Mamo proszę pomóż Keiko.
Jednak nim Mikoto
zdążyła opuścić pomieszczenie, Higashiyama zjawiła się z Kinari na rękach i
torbą przewieszoną przez ramię z najpilniejszymi akcesoriami. Dobrze, że pani
Uchiha jeszcze jej nie rozpakowała po ostatnim spacerze, to szybko poszło.
— Gotowa! — zakomunikowała.
— To
wychodzimy — nakazał, wciskając telefon do kieszeni. — Ruchy, ruchy — ponaglał lekko
nerwowym głosem.
***
Mikoto
zawahała się przed chwyceniem za klamkę. Itachi również miał obiekcję, obawiając
się, że jego wizyta może tylko pogorszyć stan ojca. Na szczęście czy wręcz
przeciwnie Keiko takich obaw mi posiadała. Przepchała się do przodu, pewnie
popychając drzwi, dziarskim krokiem wchodząc do środka.
— Dzień
dobry. Jak się pan czuje? — rzuciła od progu, ciągnąć za rękę kobietę. —
Przyszliśmy w odwiedziny.
Fugaku
drgnął, poprawiając się na łóżku.
—
Ko-ko-kochanie — wydusiła, po czym biegiem pokonała dzielącą ich odległość i
rzuciła się mężowi na szyję, na nowo płacząc.
Fugaku z
przyjemnością przyjął uścisk, obejmując ją w trochę zaborczy sposób. Nie mając
odwagi przyznać się nawet przed samym sobą, że brakowało mu jej.
— Witaj ojcze
— zaczął spokojnie, stając koło Keiko, która nie wyczuwszy napiętej atmosfery,
radośnie uśmiechała się, siedząc na metalowym stołku. — Jak się czujesz?
— Po coś tu
przyszedł? — burknął buńczucznie, rzucając wyzwanie za włosów Mikoto. Postawa
twardziela nie prezentowała się najlepiej z desperacko tulącą się do ciebie kobietą.
— Martwiłem
się i matka chciała cię zobaczyć — wyjaśnił spokojnie, starając się grać
niewzruszonego.
— Sam się nie
mniej przejąłeś — mruknęła, bawiąc się pierścionkiem, a dokładnej światłem
odbijanym przez kamień. — Tylko ty w przeciwieństwie do niej nie płakałeś.
Cień
zaskoczenia przemknął po twarzy Fugaku, lecz szybko je zamaskował, skupiając
się na Mikoto, wciskającej mu w ręce Kinari.
— Widzisz,
ona też się stęskniła — wyjaśniła, podając mu małą. Dziewczynka ufnie wyciągnęła
ku niemu rączki.
— Tata —
zakomunikowała dumna ze swojej umiejętności określenia rodzica. I mimo iż
rozczuliło go to, nadal starał się grać nieporuszonego. Jednak drobny gest,
pogłaskania po głowie oraz ledwo zauważalnie uniesione kąciki ust, mówiły same
za siebie.
Rodzinną
scenkę przerwały zgrzyt otwieranych drzwi. Mężczyzna w białym fartuchu i
stetoskopie na szyi rozejrzał się po zebranych.
—
Przepraszam, do odwiedzin ma prawo tylko najbliższa rodzina.
— Jestem jego
żoną.
— A ja synem,
proszę powiedzieć, co się stało?
Keiko również
miała ochotę zabrać głos. Wychylić się za Itachiego z budującym tekstem a ja nie. Aczkolwiek ostatecznie
zrezygnowała z tego, cichutko śmiejąc się ze swojego pomysłu.
— Rozumiem —
rzucił lekarz, zerkając na wyniki, które trzymał w ręce. — Chciałbym z wami
porozmawiać na osobności. Proszę za mną — polecił, otwierając drzwi.
— Przypilnuj
małą — poprosiła odruchowo, z niepokojem udając się na zewnątrz.
Keiko
popatrzyła na dziewczynę żywo rozglądającą się po nowym otoczeniu i już trochę
z nudów wiercącą się na kolanach ojca.
— Nana —
oznajmiła, zwracając się do Higashiyamy z wyciągniętą rączką. Przez te kilka
dni przyzwyczaiła się do opieki nad Kinari, przez co parę rzeczy już wiedziała.
Także nie zważając na minę Fugaku, podniosła się, wyjmując z wózka kolorową
ośmiorniczkę.
— Proszę.
Z
wdzięcznością przyjęła maskotkę, poruszając jedną z jej macek.
— Nana —
zawołała melodyjnie. Keiko uśmiechnęła się, poruszając drugą macką i
powtarzając dwie sylaby w trochę innej tonacji, co próbowała powtórzyć Kinari.
Zajmowanie się prawie rocznym dzieckiem było łatwiejsze oraz według Higashiyamy
miało więcej plusów.
Fugaku
siedział troszeczkę oniemiały sceną rozgrywającą się na jego oczach. No nie
tego się spodziewał.
— Po co tu
przyszłaś? — zapytał w końcu, zaskoczony jej obecnością. Żony spodziewał się na
sto procent. Itachi był niespodzianką, ale ona to nieoczekiwany i mało chciany
dodatek.
— No jak to,
po co? — oburzyła się, spoglądając na jego chłodne oblicze. — To chyba
logiczne, że się martwiłam. No heloł przecież leży pan w szpitalu.
Ściągnął brwi
nieusatysfakcjonowany odpowiedzią.
— Jesteś tu,
bo Itachi cię ściągnął — wyjaśnił za nią.
— No nie. —
To go zbiło z tropu. — W każdej chwili mogłam odmówić, ale zmartwiłam się, więc
przyszłam. No i bardzo martwi mnie Itachi. Nie dość, że przeżywa ten wasz spór,
to jeszcze teraz ten szpital. Był wstrząśnięty i dam głowę, że zacznie obwiniać
siebie, albo już to robi — gadała, nie spoglądając na niego, zajęta pilnowaniem
Kinari. Odruchowo mówiąc, co ślina na język przyniosła, na moment zapominając,
że przecież rozmawia z Fugaku.
— Co? — rzucił
cicho z niedowierzaniem.
— No Itachi
taki jest — wyjaśniła smętnie. — Zawsze oskarża siebie. Ostatnio chodził struty
i markotny. W ogóle nie mogłam go pocieszyć, nic tylko się tobą martwił.
Fugaku zacisnął
usta, nie podobały mu się jej słowa. Nie chciał słychać czczej propagandy,
którą uskuteczniała, wmawiając, że Itachiego obchodziła ich kłótnia. Zaczął ją,
mało tego nie zamierzał przerwać, podporządkowując się wymogą. Sam jest sobie
winien.
— Pytałem o
to, dlaczego tu przyszłaś — sprostował, nakierowując rozmowę na lekko pominięty
przez dziewczynę tor.
Delikatnie
przechyliła głowę, obserwując go w konsternacji.
— Mówiłam, że
się martwiłam — przypomniała, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. — No może nie
jest pan zbyt sympatyczny, miły, przyjemny i jakoś siebie nie lubimy, no, ale
nadal jest pan ojcem Itachiego. A co jest ważne dla niego, staje się też
automatycznie ważne dla mnie, więc będę o to dbać. — Zerknęła na Fugaku, który
odruchowo uniósł pytająco brew. To jest chyba dziedziczne. Żaden Uchiha nie
rozumie prostych wyjaśnień. Przecież to jest oczywiste, więc czemu zawsze musi
tłumaczyć? Westchnęła cichutko, szukając dobrego przykładu. — O! Dla pańskiej
żony wszelkie pamiątki rodzinne są bardzo ważne, niezmiernie cenne. Pewnie dla
pana już nie tak bardzo, ale rozumie pan znaczenie ich dla Mikoto i dlatego nie
dopuści do zniszczenia ich, bo to by bardzo ją zraniło. Ja również nie pozwolę,
aby coś zraniło Itachiego, dlatego martwię się pańskim zdrowiem. W ogóle jak
się pan czuje?
Nie
odpowiedział. Patrzył przed siebie z szeroko otwartymi oczami, jakby zobaczył ducha.
***
— Pacjent
miał zawał serca — wyjaśnił na korytarzu.
Mikoto
wciągnęła głośno powietrze, zasłaniając sobie usta. Itachi odruchowo objął ją,
bojąc się, że zaraz osunie się na podłogę.
— Pan Uchiha
jest dość kapryśnym pacjentem — kontynuował. — Nie chce przyjąć diagnozy,
upierając się, że posiada takiego problemu.
— Czy...
— Już jestem
— zawołał Sasuke zjawiając się obok matki, wcinając się bratu w słowo. — Co z
nim jest? — dopytywał, spoglądając z wyczekiwaniem na w jego mniemaniu
ociągającego się lekarza.
— Coś
poważnego? — wtrąciła się Haniko, przychodząc chwilę po Sasuke. Ustawienie
wózka, aby nie przeszkadzał innym przechodniom, zajmuje trochę czasu.
Lekarz
bacznie przyjrzał się przybyłym, gotów znów zacząć śpiewkę o najbliższej
rodzinie, ale Itachi był szybszy.
— To, jaka
jest ta diagnoza?
— Jak mówiłem
pan Uchiha miał zawał. Z przeprowadzonych badań — ciągnął, zaglądając w papiery
— wynika, że choroba pojawiła się na tle nerwowym. Ma wprawdzie lekko
podwyższone ciśnienie, ale nie na tyle, aby mogło doprowadzić do zawału. Poziom
cholesterolu jest w normie. Pacjent nie ma nadwagi, nie pali, nie cierpi na
cukrzycę, ani inne choroby sercowe. Ponadto twierdzi, że aktywność fizyczną ma
w normie. A w kartotece nie ma nic o możliwości dziedziczenia, co niekiedy ma
miejsce. Także najprawdopodobniej stan pana Fugaku Uchiha wynika z
przepracowania, stresu i nerwów. Praca w policji z pewnością jest stresogenna,
więc muszę zapytać, czy pacjent ostatnio nie miał problemów w pracy? Może brał
nadgodziny? Czymś się denerwował lub martwił? Poważnie się z kimś pokłócił?
I jak na
zawołanie, cała grupa pochyliła z zawstydzenia głowę. Zwłaszcza Mikoto i Itachi
obarczali siebie winą za wpędzenia Fugaku niemalże do grobu.
— Owszem
ostatnio ojciec miał sporo problemów — zaczął nieśmiało tłumaczyć, gotów
krzyczeć wniebogłosy moja wina.
— Rozumiem —
mruknął, odhaczając coś w papierach.
— Zrobiono mu
koronarografię? — dopytała Haniko, zbudzając powszechne zainteresowanie, gdyż
nikt oprócz lekarza nie zrozumiał terminu.
— Czekamy na
wyniki. Jednak wysoka obecność troponiny jednoznacznie wskazuje na diagnozę.
RTG również potwierdziło zawał, zaprzeczając występowaniu problemów z
niedokrwieniem. Czekamy jeszcze na wyniki badań laboratoryjnych, aby sprawdzić
inne przyczyny zawału. Aczkolwiek najprawdopodobniej jest nim przepracowanie i
stres.
Mikoto
wtuliła się w Itachiego, ukrywając pojedyncze łzy.
— Wiadomo już,
ile procent obejmuje martwica? — drążyła temat dalej.
— Na
szczęście jest to jedyne trzy procent, także pacjent będzie mógł wrócić do
normalnego funkcjonowania. Na razie zostanie zatrzymany przez parę dni w
szpitalu na obserwacji. Jednak największy problem polega na wprowadzeniu pewnej
profilaktyki po powrocie do domu. Pan Uchiha dość uparcie wypiera się diagnozy
obarczającej przepracowanie i stres przyczyną zawału. To może powodować pewne
trudności i niechęć w zmianie stylu życia. Zalecane jest wzięcie urlopu,
zmniejszenie liczby godzin pracy, odpowiednia dieta eliminująca nadmiar mocniej
kawy, no i oczywiście dużo odpoczynku, relaksu oraz brak stresu.
Ta,
faktycznie to może być trudne. Zwłaszcza kiedy wyrzekł się obu synów, żona od
niego uciekła wystraszona, a on z pewnością rzucił się w wir przygotowań do
zamachu.
***
— Sasuś —
zawołała Keiko, jak tylko mężczyzna przekroczył próg. — Dawno cię nie widziałam
— wyjaśniała, ściskając go. — Jak się czujesz? Z nogą wszystko w porządku? Nic
cię nie boli? — zasypywała go lawiną pytań, na szczęście zadowalając się
potaknięciami głowy. — O jest i Haniko. Cześć. — Szybko go porzuciła na rzecz
dziewczyny. — Jak się masz? Wydaje mi się, czy schudłaś? O i nawet Sumire
przyszła. — Znów zmieniła obiekt zainteresowania. — Rośnie berbeć jak na
drożdżach — komentowała, zaglądając do wózka.
I nagle
powstał przyjemny zgiełk, kiedy wszyscy zaczęli się ze sobą witać i wymieniać
kurtuazyjne zdania. Mikoto koniecznie musiała wyściskać Haniko, przy okazji
przytłaczając ją nadmiarem zainteresowania. Panowie raczej trzymali się z boku,
kończąc rozmowę na krótki dialogu o wysłanym smsie. No i oczywiście gdzie
zamieszanie tam w centrum Keiko, która koniecznie musiała skakać między każdym
z osobna, co kilkadziesiąt sekund zmieniając rozmówce. Przez co przyjemny
zgiełk zamienił się w lekki harmider.
Fugaku
uważnie przyglądał się zaistniałej wrzawie o wręcz rodzinnej atmosferze. Często
miał przyjemność czy też nie, widywał coś takiego, przecież Mikoto uwielbiała
grupowe niedzielne obiadki, ale teraz było jakoś innej.
— No i widzi
pan, jaki jest pan kochany — zauważyła Keiko, oddając Kinari maskotkę, którą
upuściła. — Wszyscy przyszli, nawet pańska wnuczka.
Mimochodem
ściągnął brwi, niechętnie musząc się zgodzić. Naprawdę byli wszyscy. Był
Sasuke, któremu kazał się wynosić. Była Haniko, którą również wyrzucił. Także
malutka Sumire, której nie akceptował. Była i Mikoto, mimo iż kilka dni temu z
przerażeniem od niego uciekła. Teraz przyszła, sadzając mu na kolanach ich
najmłodsze dziecko, Kinari. I Itachi się zjawił, chociaż siłą wywalił go na
bruk. Nawet Keiko się pojawiła. Dziewczyna, przy której słowa nieakceptowana,
było wyjątkowo delikatne. Oraz...
Drzwi
otworzyły się gwałtownie.
— Przepraszam
kapitanie za zwłokę — tłumaczył się zdyszany. — Przyniosłem pańskie rzeczy. —
Wskazał na zawieszoną na ramieniu torbę sportową.
Także i on
przyszedł. Mężczyzna, dzięki któremu przeżył. To jego asystent, wbrew jego
ciągłym krzykom oraz wyganianiu za drzwi, zatroskany o hałas wszedł do gabinetu,
odnajdując go nieprzytomnego. Akurat to jego pierwszego zobaczył po
przebudzeniu, z zatrwożoną miną siedzącego na krześle obok łóżka. I to on bez
sprzeciwu sam z siebie zadeklarował przyniesienie potrzebnych rzeczy, jak tylko
lekarz wspomniał o zatrzymaniu w szpitalu. A także — o czym Fugaku już nie
wiedział — to on zadzwonił do Mikoto.
To prawda. Przyszli
wszyscy...
***
Spotkanie
powoli dobiegało końca. Asystent już wyszedł, tłumacząc się koniecznością
ogłoszenia nie dyspozycyjności szefa w pracy i kilkoma innymi sprawami z tym
związanymi. Dziewczyny z dziewczynkami poszły pospacerować po korytarzu, gdyż
Kinari była zbyt ciekawska nowego miejsca i uparła się, że chce pozwiedzać, a
Sumire rozpłakała się, niezadowolona ze szpitalnego ostrego zapachu, który
wyraźnie źle jej się kojarzył.
W
pomieszczeniu została tylko najbliższa rodzina, żona i synowie.
Po wyjściu
najgłośniejszej trójki — tak Keiko się do niej zaliczała — zapadła głucha
cisza, przerywana jedynie monotonnym pikaniem aparatury. Itachi nie potrafił
niczego powiedzieć, nadal obwiniając siebie o doprowadzenie ojca do
zawału. Trzy procent to wprawdzie nie
dużo, ale jednocześnie to trzy procent martwego serca. Natomiast Sasuke nie
wiedział, co mógłby ojcu powiedzieć, więc skutecznie unikał spoglądania na
niego. Ogólnie nikt nie czuł się komfortowo i na miejscu, chociaż nie, Mikoto
zdawała się nie krępować ciężką atmosferą. W końcu z powrotem miała swojego
męża oraz pretekst do powrotu.
—
Przepraszam, ale musicie państwo już wyjść. Pacjent potrzebuje odpoczynku —
wyjaśniła pielęgniarka, ściągając na siebie uwagę zebranych.
— Już, tak
szybko? — zapytała zawiedzionym głosem Mikoto, błagalnie spoglądając na
kobietę, gotowa prosić o jeszcze parę minutek.
— Niestety
tak. — Potaknęła, przyciskając do piersi twardą podkładkę z plikiem kartek.
— Dobrze, już
wychodzimy — zakomunikowała zrezygnowana, powoli wstając, lecz zaraz wylądowała
z powrotem na krześle, nieoczekiwanie pociągnięta za nadgarstek. — Ko...
— Wróć do
domu — nakazał, spoglądając żonie w oczy.
— Ależ
oczywiście — zaćwierkała szczęśliwa, znów przyciskając go do piersi. — Nie
mogłabym cię teraz zostawić samego. Potrzebujesz odpowiedniej diety, spokoju i
relaksu.
Itachi
uśmiechnął się delikatnie, rad z tego, że chociaż oni się dogadali. W końcu to
Mikoto, co by Fugaku nie zrobił i tak by do niego wróciła.
— Itachi —
rzucił ostro, mrożąc lodowatym spojrzeniem. — Po powrocie widzę cię w moim
gabinecie.
Potaknął
głową, nie umiejąc zdobyć się na słowa. Nie brzmiało to zbyt dobrze.
— Ciebie
oczekuję godzinę później. — Zwrócił się do Sasuke tak złowróżbnym głosem, że aż
ciarki przeszły mu po plecach.
***
Mikoto
wyprowadziła się jeszcze tego samego dnia, lecz ciężko było mówić o powrocie do
normy. Wszakże Itachi odetchnął ulgą, odzyskawszy prywatność, ale o spokoju
mógł zapomnieć. Jednak, co się dziwić, wybrany przez nich termin był
nieoczekiwanie bliski. Miało to niewątpliwie swoje minusy.
— Aaaaaa czy
one nie są cudowne — piszczałą z podekscytowania, przytulając do siebie
otrzymane dzisiejszego poranka zaproszenia.
— Uważaj, bo
pognieciesz — upomniał ją, ze starannością zaklejając kopertę.
— No, ale
zobacz. — Podetknęła mu pod nos kartkę. — Zaproszenie na ślub Keiko Higashiyamy
i Itachiego Uchihy — odczytała nagłówek, znów wydobywając z siebie serię
wysokich pisków. — Czy to nie piękne? — dodała, opierając głowę na jego
ramieniu.
— Owszem —
potaknął, muskając wargami jej czoło. — Ale musimy to skończyć — przypomniał,
wskazując na stertę niezapakowanych kopert, przy okazji zerkając na wyświetlacz
komórki. Powinien za niedługo wyjść.
— Ej a
właśnie, bo ja rozdam swoim gościom ty swoim, ale kto da Sasuke?
— Ja.
— Buuu — jęknęła
rzewnie. — Ale dlaczego? Chciałabym zobaczyć jego minkę, jak mu to wręczę.
— To mój
brat.
— Brat —
burknęła rozgniewana. — Ale to mój bardzo ważny przyjaciel.
Wywrócił
oczami. Problem mniej więcej tego samego kalibru jak wczoraj podczas wybierania
kwiatów do udekorowania sali. Naprawdę było mu obojętnie czy w wazonach będą
chabry, czy niezapominajki. Grunt, aby Keiko się podobało.
— To
pójdziemy razem — zaproponował, starannym pismem adresując kopertę do rodziców.
— Keiko? — rzucił z niepokojem, kątem oka dostrzegając jej wyczyny.
— No, co? —
mruknęła, pochłonięta rysowaniem uśmiechniętego słoneczka, obok wesołych, ciut
koślawych kwiatków.
— Czy to, aby
konieczne? — dopytał niepewnie, dziękując w duchu, że to on podpisywał
zaproszenia dla klanu Uchiha.
— Oczywiście
— zapewniała, podnosząc wyżej kopertę. — To spersonalizowane ważne zaproszenie
dla ważnej osoby. Patrz. — Wskazała napis, dla
wspaniałej Fumiko Orinoke.
— Skoro tak.
Wzruszył
ramionami, powracając do przerwanej czynności.
— Ulala —
zawołała radośnie, odczytując otrzymanego smsa. — Całkiem seksi, nie? —
Podetknęła mu pod nos komórkę z wyświetlonym zdjęciem bielizny, bardzo
koronowej oraz skąpiej. Kątem oka spojrzał na nią niezrozumiale. — Miyu
zaangażowała się w wybór na noc poślubną. No, co? — kontynuowała, kiedy
mimowolnie zamrugał parokrotnie. — To, że nie będzie to nas pierwszy raz, nie
uszczupla to znaczeniu tej nocy. Zresztą i tak to będzie pierwszy raz, jako
małżeństwo.
Gdzieś w tym
odnajdywał logikę, więc nie mógł się nie zgodzić.
— Spodobałabym
ci się w czymś takim? — dopytywała, wieszając się mu na ramieniu i przykładając
ekran bliżej twarzy.
Pech chciał,
że to zobaczył. Instynktownie ubrał Keiko w ten wyzywający komplecik. Wyglądała
zniewalająco, a raz uruchomiona wyobraźnia pognała swoim torem.
— I jak? —
zapytała, dmuchając mu w ucho.
Drgnął, a
wewnętrzną batalię z pragnieniem wygrał rozsądek.
— Keiko nie
teraz — mruknął, zasłaniając dłonią telefon i lekko strzepując dziewczynę z
ramienia.
— Czyli
jednak za mało kusząca. — Zmarkotniała przyglądając się zdjęciu.
— Nie o to
chodzi. Jestem umówiony z ojcem, pamiętasz?
— A-ha —
zawahała się, intensywnie nad czymś dumając. — Czyli chcesz powiedzieć, że ja w
tym. — Uniosła wyżej telefon, aby jeszcze raz mógł zerknąć na bieliznę. —
Przegrałam z Fugaku. No ekstra — dodała kwaśno.
— Przecież to
nie tak — zapewniał, lecz już siedziała do niego bokiem, zajęta pisaniem smsa.
— Miyu
twierdzi, że to skandal, żeby nie zareagować na erotyczną bieliznę swojej
narzeczonej. Pisze też, że mnie zaniedbujesz — skomentowała, błyskawicznie
przeprowadzoną rozmowę z przyjaciółką.
Westchnął.
Przecież to nie tak, że chce jej odmówić. Przeciwnie, z wielką ochotą
przystałby na kuszenie, oddając się chwili uniesienia. Niestety ta
odpowiedzialna część jego nie pozwalała na to.
Delikatnie
wyjął komórkę z jej rąk i chwycił za brodę, zmuszając do uniesienia wzroku.
— Naprawdę,
gdyby nie to spotkanie z ojcem to...
— To, co? —
rzuciła zaczepnie, hardo spoglądając mu w oczy.
Mimowolnie
drgnął mu kącik ust. Nachylił się nad nią mocniej, szepcząc niskim
uwodzicielskim głosem kilka słów, na które oblała się rumieńcem.
— Wieczorem —
zapewnił, muskając czoło.
Energicznie
potaknęła głową, a w jej oczach błysnęły łobuzerskie iskry.
***
Niepewny
tego, co ma zaraz nadejść, przekroczył próg wchodząc do aż za dobrze znanego
gabinetu ojca. Tak jak przypuszczał, Fugaku we władczej postawie zasiadał na
fotelu niczym król na tronie. Nie wróżyło to niczego dobrego.
— Wezwałem
cię tutaj, aby porozmawiać o twoich planach na przyszłość.
Co? Chyba się
przesłyszał. Ojciec naprawdę użył sformułowania twoich planach? To było tak odrealnione, że zakrywało o iluzję na
kilometry. Nigdy, przenigdy nie ułożyłby tak słów. Nie Fugaku. Rozmowy zawsze
były o twojej przyszłości, a nie o twoich planach, przecież on nie uznawał
czegoś takiego, jak posiadanie własnych planów innych od jego.
Z
ociężałością pokiwał głową, zorientowawszy się, że oczekuje jakiegoś
potwierdzenia.
— Twoja
wybranka ma wiele braków w bardzo licznych aspektach. Jej postawa nie jest
godna przynależności do klanu.
I się
przeliczył. Miał cichą nadzieję, że po tym jakże nieoczekiwanym wstępnie
dostanie coś innego niż zwykle, ale niestety nie. Ojciec uderzył w do bólu
wałkowany temat.
— Jednak
każdy materiał można formować.
— Słucham? —
wyrwało się mu.
Nie
odpowiedział. Jego oblicze nie wyrażało niczego, lecz we wnętrzu toczył ciężką
batalię.
— Nie
rozumiem, do czego zmierzasz? — dopytał neutralnym tonem, świdrując ojca
spojrzeniem.
Skapitulował,
pozwalając sobie na krótki głośniejszy wydech. Następne słowa z wielkim trudem
przechodziły mu przez gardło.
— Jeśli
chcesz, abym zaakceptował jej wstąpienie do rodziny, musi nauczyć się klanowych
tradycji i sprostać naszej etykiecie.
Nie dowierzał
własnym uszom. Czy to się dzieje naprawdę? Ojciec chce przyjąć Keiko jako swoją
synową? Nie potrafił oponować radości. Kąciku ust same powędrowały ku górze.
— Moja
akceptacja będzie zależna od jej wyników w szkoleniu — wyjaśnił, ostudzające
emocje Itachiego. — Będzie trzeba popracować nad jej manierami, które krzyczą o
pomstę do nieba. Zachowanie również ma karygodne. Nie wspominając o
niestosownym się wysławianiu. Do tego dochodzi nauka historii klanu oraz jej
członków. Nie pozwolę, aby skompromitowała trzon swoją niewiedzą. Oprócz tego
zaplanowałem jeszcze sztukę tańca oraz stosownego się poruszania. Ma emanować
gracją i elegancją.
Keiko będzie
zachwycona, pomyślał, przysłuchując się litanii ojca z niemałą obawą. Zrobienie
z Higashiyamy damy w ciut więcej, niż miesiąc zakrywało o pobożne życzenie.
— Macie już
ustaloną datę ślubu?
Spiął się,
wyjmując z torby kopertę. Następnie wstał, wystawił dłonie przed siebie i mocno
się pokłonił.
— Chciałbym
ci szanowny ojcze wręczyć zaproszenie na mój ślub. Mam nadzieję, że zechcesz
się pojawić — wygłosił oficjalnym tonem. Cierpliwie czekając, aż odbierze
kopertę.
Powoli jakby
z niechęcią otworzył ją, odczytując treść zaproszenia, zatrzymując się dłużej
na dacie. Podniósł wzrok, przeszywając nim Itachiego. Tak jakby chciał go
przejrzeć na wylot, poznać aktualne myśli, wniknąć do nich, przedrzeć się, a
nawet zmienić je.
— Czy masz mi
coś do powiedzenia? — rzucił oschle, nadal nie spuszczając z niego wzroku.
Nie był w
stanie, określi, czego oczekuje ojciec, o co tak dokładnie pyta, co chce
usłyszeć. Gdzieś mu z tyłu głowy zapaliła się lampka dotycząca przeprosin za
ostatnią ich rozmowę, ale nie chciał tego robić. Ukajając się teraz,
zaprzepaści wzbudzone w nim wątpliwości. Doprowadzając do impasu, powrotu do
tego, co już było. A przecież nie o to w tym wszystkim chodziło.
Zaprzeczył
ruchem głowy.
— To dobrze.
Zaciążenie przed ślubem mogłoby wzbudzić tylko niepotrzebne plotki.
Czekaj, co?
Czyżby ojciec błyskawiczny ślub powiązał ze spodziewaniem się dziecka?
Odetchnął z ulgą. Nie chodziło o ich ostatnią rozmowę.
— Jesteście
pewni tej daty? — dopytywał, na nowo wprowadzając w osłupienie. Ta rozmowa było
coraz bardziej niespotykana. Fugaku mimo przykrywki dawnego siebie diametralnie
zmienił sposób rozmowy. Itachi jeszcze nie do końca zdążył ocknąć się po
wiekopomnym przełomie, kiedy nastała wreszcie rozmowa twoich planach, a nie twojej
przyszłości, a tu jeszcze coś takiego.
— Tak,
przygotowania są już w trakcie — wyjaśnił pośpiesznie.
— Rozumiem —
mruknął do siebie, na chwilę milknąć ze wzrokiem intensywnie skupionym na
zaproszeniu. — Szkolenie trzeba rozpocząć natychmiastowo, Keiko ma się zjawić
jutro o jedenastej. Nie toleruję spóźnień.
Znów
mimowolnie się uśmiechnął.
— Oczywiście.
***
— Kto to
jest? — zapytał poważnym tonem, wskazując bambusowym kijem na zdjęcie.
— Randomowy
Uchiha — rzuciła zmęczonym głosem.
— Nie! —
krzyknął podenerwowany. — Następny. Kto to jest?
— Ty.
Zerknął na
pokazane zdjęcie, które faktycznie przedstawiało jego.
— Podaj imię.
— Fugaku.
— Pełniona
funkcja.
— Tyran na
pełny etat.
Gdyby wzrok
mógł zabijać... Chwila moment sharingan może zabijać, więc to aż cud, że Keiko
nadal siedziała żywa.
— Jak ty
przeszłaś przez Akademię jak nie potrafić zapamiętać kilku osób?
Wzruszyła
obojętnie ramionami. Miała serdecznie dość i było już jej wszystko jedno.
— Jestem
zmęczona — zakomunikowała rzewnym tonem, zapadając się w kanapę jeszcze
bardziej. — I pić mi się chce. Nie możemy zrobić przerwy? — biadoliła, kiedy
Fugaku starał się, ukradkiem rozmasować pulsującą żyłę na czole.
— Dobrze —
odpowiedział po chwili, zwracając się w stronę dziewczyny. — Nalej do filiżanki
i się napij.
Uradowana od
razu wyprostowała się, sięgając po dzbanek, który pewnie przechyliła.
Niefortunnie zrobiła to zbyt gwałtownie, przez co herbata chlusnęła, spływając
po brzegach filiżanki na spodek.
— Nie, nie,
nie — powtarzał karcącym tonem i zdzielił ją kijem po dłoniach.
— Au! —
krzyknęła z pretensją.
— Jedna ręka
na uchu, drugą podtrzymujesz pokrywkę, nie lejesz z wysoka i robisz to powoli —
tłumaczył po raz setny.
— O-kej —
rzuciła przeciągle, starając się nie dodać złośliwego komentarza. — Ale chociaż
mogę się napić?
Skinął głową.
Ucieszona chwyciła obiema dłońmi filiżankę, wychylając się ku niej. Została
zdzielona kijem po głowie, nim zdążyła dotknąć wargami rantu.
— Źle! —
krzyknął. — Ta ręka niepotrzebna. — Machnął bambusem, uderzając lewą dłoń
okalającą porcelanę. — Paluszek prosto. — Kolejny ruch i zamach na drugą rękę.
— Czoło do tyłu.
— Au —
jęknęła, kiedy koniec kija wbił się w środek czoła.
Mężczyzna nie
przejął się, tylko obszedł ją dookoła i zdzielił po plecach.
— Nie garbimy
się. Masz podnieść filiżankę do ust, a nie zniżać się do niej.
Dziewczyna
skulił ramiona, wykrzywiając twarz w grymasie wściekłości. Oj wiele ją
kosztowała, by czegoś mu nie odpowiedzieć.
Itachiemu żal
było na to wszystko patrzeć. Powoli wyłonił się z cienia przy drzwiach,
wchodząc głębiej.
— Itaś ratuj
— zawołała błagalnie na jego widok.
— Spokojnie —
zapewniał ciepłym tonem, siadając obok. — Zobacz, to nietrudne. — Odebrał od
niej filiżankę, kładąc ją na stole. — Wyprostuj się — polecił, delikatnie
przejeżdżając dłonią po kręgosłupie. — Ramiona do tyłu. — Chwycił za nie,
pomagając przyjąć dobrą postawę. — Nogi razem. — Poprawił niewielki rozkrok, w
którym siedziała. — Dłonie na uda. — Ułożył je poprawnie. — Teraz prowadząc ją
o tak — instruował, poruszając jej ręką. — Delikatnie, ale pewnie chwytasz za
ucho i teraz nie wychylaj głowy, tylko poczekaj, aż ręka sama dotrze do ust —
mówił, nadal trzymając ją za nadgarstek. — O widzisz, a teraz jeszcze wychyl
łokieć. Tak będzie ci łatwiej poruszać ręką. I to wszystko. Teraz wystarczy
wziąć małego łyczka. Nie przetrzymuj płynu w ustach, ale też nie pij
zachłannie, aby się nie zakrztusić. Przechylaj filiżankę odpowiednio mocno, aby
nie siorbać, ale nie przesadzaj, aby nie pociekło po kącikach ust. To wszystko
— zakomunikował, kończąc instruktaż.
Oczy Keiko
świeciły się pełną wdzięcznością.
— Mój
wybawca.
Uśmiechnął
się delikatnie, rozumiejąc położenie dziewczyny. Ich też w ten sposób nauczył
etykiety. Posługując się pamiętnym bambusowym kijkiem, którym obrywali za każdy
zły ruch. Oni przyzwyczajeni do surowej dyscypliny inaczej reagowali. Szybciej
pojmując, za co byli karani. Keiko niestety nie rozumiała. Nie wystarczał jej jeden
pokaz i wytyczne egzekwowane kijem. Potrzebowała czegoś więcej, czegoś innego.
— A teraz
sama spróbuj.
PRZECZYTAŁAM!!! Na raty, ale co to za różnica :D
OdpowiedzUsuńCo mi się najbardziej nie podoba w tym rozdziale? A no to, że śmierdzi końcem serii. To się tak jakoś wyczuwa, że aż szkoda na samą myśl :(( No ale nie ma tego złego. W końcu poznanie zakończenia to też dobra rzecz. Zwłaszcza, że zawsze jest jakaś szansa na ciąg dalszy ;)
Fajny rozdział. Podoba mi się. Najbardziej chyba te luzackie zwroty o tyranie do p. Uchihy :D
Nawet jak uda się jej przebrnąć przez to szkolenie, to i tak nie widzę jej jako osoby poruszającej się z gracją. To jest Keiko i przerobienie jej pod realia Uchihowskie, to taka szkoda. Wierzę jednak w jej wewnętrzna oporność przed taką zmianą.
Rozmowa Fugaku z Itachim musiała dobrze się skończyć. To wynika z faktu charakteru starszego z synów. Nie wierze jednak, że z Sasuke pójdzie tak łatwo. Oni są do siebie zbyt podobni. Para upartych, dumnych i wybuchowych ludzi, którzy co innego myślą, a co innego mówią, bo duma hamuje słowa, które faktycznie powinny paść :D No ale może się mylę. Jak znajdę czas, to sama to sprawdzę :D
Weny dziewczęta. :))
Sorki, że tylko tyle, ale nie pamiętam już wszystkich myśli jakie miałam, czytając wcześniejsze fragmenty tego rozdziału.
Cieszę się, że udało ci się znaleźć chwilę i przeczytać, a tym bardziej, że udało ci się znaleźć chwilę na napisanie komentarza. Aktualnie jak za pewne widzisz blog świeci pustkami. Chyba okres wakacyjny nie służy przesiadywaniu przed komputerem, chociaż, co kto lubi. Aczkolwiek brakuje nam motywacji na pisanie, kiedy widzimy okrągłe zero pod rozdziałami, także każdy komentarz jest na wagę złota.
UsuńW tym wypadku zakończenie jest łatwo wyczuwalne, gdyż zbiega się ze ślubem. A nie sposób nie zauważyć, że zbliża się on wielkimi krokami. Poza tym też cyferki zdradzają. Nie kryłyśmy się z tym, który rozdział będzie ostatni.
Co do kontynuacji... Pomysły by się znalazły, z tym nie ma większego problemu, leczy czy ona będzie? Na stan obecny trudno mi coś powiedzieć. Także ani nie zaprzeczam, ani nie potwierdzam ;)
Ta, końcówka z tyranem na pełnym etacie również mi przypadła do gustu. Po prostu nie mogłam się oprzeć, aby tego nie napisać, nie wcisnąć tych słów w usta Keiko xD Aczkolwiek dziewczyna łatwo z naukami pana Fugaku nie będzie miała, co zostanie bliżej przedstawione w późniejszych rozdziałach. A i również samemu panu Uchiha nie będzie przy niej lekko.
W kwestii rozmowy Sasuke z ojcem nie będę się wypowiadać, bo to pierwsza scena następnego rozdziału. Także tylko napiszę: serdecznie zapraszam do przeczytanie 46 ;) I mogę zapewnić, że spoooro się dzieje, no ale jakżeby inaczej, w końcu to rozdział Erroayi ;)
Dziękujemy za wenę i do następnego :))
Dobra zeszło mi to dłużej niż planowałam, przez miesiąc nie otworzyłam laptopa - a podobno w wakacje ma się więcej czasu...
OdpowiedzUsuń1 Zdziwiłam się bo myślałam, że Mikoto pójdzie do Sasuke w końcu Sasuke ma dziecko a ona ma Kinari, a u Itachiego nie ma dzieci i taka Kinari wprowadza chaos ddo domu, oni mają ślub do zorganizowania i po trzecie to Sasuke mówił, że ją przyjmą jakby chciała.
2 W końcu pani Uchiha się spełni z Fumiko i zajmną się organizacją bo jak sama miałaby się zająć tym Keiko to może byłaby katastrofa z kolei jeśli Itachi ma za sztywny charakter, dla niego wszystko jest to niepotrzebne. Czekam jeszcze na rodziców Keiko.
3 Fugaku się doigrał i nie dziwi, mnie, że dopadł go zawał, może coś do tego pustego łba dotrze, że zostanie sam. Scena w szpitalu powinna go uśwadomić ile ma wokól siebie ciepłych osób, na które nie zasługuje. Ja bym nie chciała znać takiego teścia. I żal mi asystenta, pracować z takim tyranem.
No i oczywiście, że Mikoto wróciła jakby inaczej.
4 I jest zogda na ślub, choć ja niewidze zmiany Keiko, pan Uchiha nie wie na co się szykuje ale jest zmiana.
5 Keiko wygrała. W KOŃCU. KTOŚ. POWIEDZIAŁ. MU. ŻE. JEST. TYRANEM!!!!!!
No ale nie podoba mi się to uderzanie kijem, jeszcze naprawde coś jej zrobi, wiem, że shinobi ale to nie trening, Fugaku mógłby być naczelnikiem w więznieniu.
Ponadto tu Itachi powinien zareagować, że na nie ma bić Keiko, jakoś nie widze tego, żeby Fugaku walił kijkiem Heniko ( tak wiem ona zna etykiete), Sasuke by na to nie pozwolił, szybciej by sam przyłożyć Fugaku niż pozwolił na to. Mam nadzieję, żę to tylko humorystyczna wstawka.
Krótko dziś ale jestem padnięta, jednak na pewno nadrobię 2 rozdziały do srody bo jestem w domu wtedy.
No i zgadzam się w 100% z komentarzem Annzwill jeśli chodzi o przerobienie Keiko pod wymagania Uchihów.
Pozdrawiam :)
Właśnie z tymi wakacjami to jest tak złudnie. Pamiętam jak to było, kiedy chodziło się na uczelnię; zawsze wyczekiwało się wakacji, bo brak zajęć i więcej czasu, a ostatecznie te dni uciekały jeszcze szybciej niż zwykle i na nic nie mogło się znaleźć chwili wolnego. Także doskonale cię rozumiem.
UsuńW kwestii 1 punktu. Mikoto wiedziała, że jeśli tylko pójdzie do Sasuke taka roztrzęsiona, zapłakana i powie mu, że to wina ojca, to on nie będzie czekał na dalsze wyjaśnienia. Od razu pójdzie do niego rozpętać wielką wojną. Stąd też pani Uchiha wybrała tego rozsądniejszego syna, który najpierw wszystko przemyśli, a dopiero potem będzie działać.
I oj tak, gdyby przygotowaniami zajmowała się jedynie Keiko to ślubu można byłoby spodziewać się za trzy lata xD Przy jej nieogarnięciu z niczym by się nie wyrobiła. Za to Itachi mógłby się tego podjąć, lecz... Przyznajmy się to dla kobiety najważniejszy dzień, mężczyźni aż takiej uwagi do tego nie przywiązują. Dlatego wolał dać Keiko wolną rękę, chociaż jednocześnie stara się dość mocno angażować.
Fugaku to Fugaku i o ile scena w szpitalu otworzyła mu kilka klapek to nie można spodziewać się natychmiastowej poprawy. W końcu nie przyzna się do błędu, bo to by go zabiło. Wprawdzie stara się trochę zmienić podejście, ale nadal będzie udawać, że wszystko jest po staremu.
I tak, Fugaku marzy o przykładnej synowej, jako wzorze wszystkich cnót, idealnej poukładanej pani Uchiha, to choćby stanął na rzęsach z Keiko zbyt wiele nie wykrzesa. Taka jest prawda, a to ile uda mu się uzyskać jest pokazane w następnych rozdziałach, także zachęcam do zapoznania się z nimi ;)
I powtórzę to jeszcze raz, nie mogłam się oprzeć. Keiko musiała mu rzucić prawdę tak bez pardonu prosto w twarz. Wprawdzie on niezbyt wiele sobie z tego zrobił, traktują to jak jej głupawą paplaninę, ale i tak punkt dla Keiko!
I tutaj masz rację, akcja z kijem jest dość brutalna i tak Sasuke w życiu by nie pozwolił, aby ojciec uderzył Haniko. Jednak Sasuke to nie Itachi. Nie to, że Itachi mniej ceni, czy kocha Keiko. Itachi jest po prostu bardziej hmm pragmatyczny/zachowawczy. On nie postrzega zachowania ojca, jako ataku na dziewczynę, lecz jako środek do zdyscyplinowania jej. Faktycznie takie uderzenia są bolesne, jednak w gruncie rzeczy Keiko nie dzieje się krzywda. Przynajmniej z jego punktu widzenia. Plus jakby nie było Itachi mimo zmiany nadal stara się w pewnych kwestiach podporządkowywać ojcu, aby móc powstrzymywać jego zapędy. I choć stara się jej pomóc, to nie zakwestionuje decyzji Fugaku (przynajmniej nie powie tego głośno, a już na pewno nie przy nim), bo jakby nie patrzeć wychowanie Keiko to jeden z warunków zaakceptowania ich ślubu. Także... No Itachi nie jest aż tak idealnie kochany, ale nikt nie jest idealny i nawet on ma swoje wady ;)
Z niecierpliwością czekamy na twoje komentarze.
Pozdrawiam i do następnego :)
Dobra zgadzam sie co do pani Uchihy. Wracając do kijka to jednak Itachi w moich oczach dużo stracił bo facet ma bronić kobietę według mnie. Z drugiej strony też nie widzę aby Haniko dala się uderzyć a Keiko robi to dla Itachiego i ślubu ale no jednak nie powinna aż tak ulec. Wiadomo w naszym świecie większość (mam nadzieje) przywaliła by teściowi, gdyby ten ja uderzył.No na pewno ja. Etykiety można inaczej nauczyć i tyle. Biedna Kinaru będzie to samo przechodzić bo Mikoto raczej sie nie obudzi. Teraz przypomniałam sobie, że Haniko powiedziała w szpitalu co myśli o Fugaku i choć uwielbiam Keiko to chciałabym aby bardziej się broniła. Jak czytałam kiedyś rozdział to pomyślałam o tym którego brata bym wolała i wyszło, że żadnego (nie bijcie) bo Itaci za bardzo podporządkowany a Sasuke niestabilny to znaczy nikt nie wie co on mysli/czuje jedna zawsze stwierdzałam, że Itachi lepiej wypada w związku a dziś chyb poraź pierwszy stwierdzałam, że bardziej cenie Sasuke bo potrafi obronić bliskich. Ale tak ich lubię:)
UsuńMikota
Za co mamy bić? :D Przecież my też nie zgadzamy się w tej kwestii, bo ja wolę Sasuke, a Akari Itachiego. Każdy ma prawo do własnego zdania, więc śmiało się nim dziel. Wolisz jednego od drugiego? Spoko, ja problemu nie widzę :-)
UsuńCo do bicia Keiko przez Fugaku, to ośmielę się tylko wtrącić, że to wciąż świat shinobi. Małe dzieci spotykają gorsze rzeczy, niż obrywanie bambusową pałką po łapach. Widzą śmierć (Itachi), biorą udział w wojnach (poniekąd również Itachi), niekiedy są zmuszone same siebie nawzajem zabijać (Sai). Wydaje mi się więc, że to nic takiego patrząc na skalę przemocy, która funkcjonuje w tym świecie.
Pozdrawiam!
Niby racja ale z drugiej strony to nie jest szkolenie shinobi, tylko u teścia a to jednak coś innego i o ile oberwać na treningu to norma to od przyszłego teścia to dla mnie coś innego.
UsuńA jeśli chodzi o te małe rzeczy to czasami mam wrażenie, że Kishimoto przesadzić zwłaszcza jeśli chodzi o Itachiego, bo bycie kapitanem ANBU w wieku 13 lat, według mnie powinien być starszy tak 15 przynajmniej, nie wspomnę, że Kakashi był chunnien w w wieku 6 lat.
Mikota