Witam!
Jak wszyscy zapewne wiecie, opowiadanie zbliża się do końca. Dzisiejszy rozdział będzie zaś ostatnim z serii tych krótkich. Tak, wzrok Was nie myli! Od następnego aż do końca, będą one o ponad 40% dłuższe! Zalecam wygospodarować więcej czasu na czytanie ;-)
Zapraszam!
__________________________________________________________________
Czując, że
włosy lecą jej do oczu, Haniko zatrzymała się na skraju parku i podeszła do
ławki. Potrzebowała chwili wytchnienia. Po takim długim czasie w bezruchu, kiedy
jej kondycja, lekko mówiąc – podupadła, powinna się oszczędzać. No właśnie,
powinna, ale nie potrafiła.
Tylko
poprawiła włosy, wyślizgujące się z niechlujnego koka stworzonego na czubku
głowy i ruszyła w dalszą drogę.
Biegiem, bo
czuła, że dłużej już nie jest w stanie stać w miejscu, spacerować, wolno i z
uwagą podążać przed siebie, kroczyć, maszerować. Czuła napięcie mięśni w
nogach, zmęczenie, rwanie w płucach, a jedynym, co słyszała, był jej oddech,
ale się nie zatrzymała.
Kiedyś dosyć
sporo biegała. Co ranek, jeszcze przed świtem, wybierali się z Satoru na krótką
przebieżkę wokół wioski. Najpierw truchtem, potem szybciej i szybciej. Biegli
przez życie obok siebie, obiecując sobie wsparcie i że nigdy przenigdy nie
zostawią się w potrzebie. A jednak… stało się. On odszedł.
Prawie dwa
lata, prawie siedemset trzydzieści dni, prawie siedemnaście tysięcy pięćset
dwadzieścia godzin, prawie sześćdziesiąt trzy miliony siedemdziesiąt dwa
tysiące… oddechów. Tyle czekał, tyle czasu miał nadzieję.
Haniko
zatrzymała się gwałtownie, dobiegając do samego muru i opierając o niego obiema
dłońmi. Wysoka na kilkadziesiąt metrów ściana zasłaniała światło słoneczne, a
rosnące wokół drzewa tylko potęgowały wrażenie lekkiego półmroku. W samym
środku ciepłego, słonecznego dnia.
– Szlag! –
Uderzyła w całej siły pięścią w kamienny mur.
Itachi mówił,
żeby się nie obwiniała, Sasuke też tak uważał, samemu czując się winnym. Ale
czegokolwiek by nie zrobił, czy nie powiedział, to ona miała na sumieniu śmierć
Satoru. Jak mogła to wtedy przegapić? Jak mogła nie zauważyć, że to jakaś
sztuczka, marny podstęp? Była wykwalifikowanym ninja, czy nie, do cholery?!
Po co były te
gadki o porozumieniach dusz? O więzi tak silnej, że za życia nierozerwalnej?
Przecież ona niczego nie czuła!
A on jej przez
ten cały czas potrzebował. Czymże była jej choroba, kiedy on cierpiał stokroć
bardziej, bez nadziei na lepsze jutro? Myślał o niej, zamartwiał się, zapewne i
tęsknił, a ona w tym czasie leżała w łóżku Uchihy, uprawiała z nim seks,
szeptała jego imię.
– Nie mieszaj
w to Sasuke – szepnęła do samej siebie, zdając sobie sprawę, że zapędza się z
wyobrażeniami stanowczo za daleko.
Odwróciła się
tyłem do muru, spoglądając na drogę, którą przybiegła. Wąska ścieżka wśród
dziewiczo rosnących drzew na samym skraju wioski. Tutaj nikt nie dbał o
roślinność. Nie przycinał krzewów, jak to miało miejsce w samym centrum. Dzika natura i ona sama. Zupełnie sama.
Powstrzymała
chęć, by oprzeć się o mur, schować twarz w ramionach i się rozpłakać. Łzy nie
miały teraz sensu, niczego nie były w stanie rozwiązać ani zmienić, a ona
wiedziała, że nawet gdyby tak było, raczej nie cofnęłaby czasu. Nie potrafiła
już wyobrazić sobie życia bez Sumire, a nawet bez… Sasuke. Czy gdyby miała wyjście,
zostawiłaby to wszystko, by ratować Satoru? Problem w tym, że nie. I to chyba
bolało najbardziej.
– Wybacz…
Słowa
poleciały z wiatrem w przestrzeń. Satoru by wybaczył. Nie, on już to zrobił.
Rozmawiał z Uchihą, pogratulował, życzył szczęścia. Sasuke nie chciał nic jej o
tym mówić, ale kiedy zaczęła naciskać, a on zauważył, jak bardzo jej na tym
zależy, wyznał wszystko. Przy okazji samemu przyznając się do winy w wielu
innych kwestiach.
I teraz
mogłoby być między nimi jak w bajce… gdyby nie wspomnienie dawnej miłości, które
wciąż nad nią wisiało, rzucając cień.
– Weź się w
garść – rzuciła do siebie, ponownie wpychając niesforne włosy pod gumkę, z
której ewidentnie chciały się uwolnić.
Raz jeszcze
odetchnęła świeżym, nawet nieco leśnym powietrzem i ruszyła w drogę powrotną.
***
Haniko wzdrygnęła
się, wchodząc do rezydencji Uchiha. Miała tak za każdym razem, kiedy przekraczała
próg tego domu i nic nie wskazywało na to, by miało się to zmienić. To nie było
jej miejsce, czuła się tu nieswojo, obco i źle. I nawet upływ czasu nie był w
stanie sobie z tym poradzić. Cztery tygodnie, cztery długie tygodnie, a ona
nigdy nie przyzwyczaiła się do tych ścian, tych mebli, tej… atmosfery. Wszystko
w tym miejscu było zimne i nieprzyjemne. Nawet te wesołe bibeloty, którymi
Mikoto zawaliła każdy wolny kąt, nie wprowadzały do wystroju ani grama przytulności.
Złowroga aura klanu Uchiha, a przede wszystkim ciemna i gęsta osobowość pana
domu, unosiły się w powietrzu, nie pozwalając swobodne oddychać.
– Och! – usłyszała
stłumiony okrzyk. – Już jesteś, kochanie.
Mikoto stanęła
spłoszona w miejscu, przywdziewając sztuczny uśmiech. Najwyraźniej nie
spodziewała się nikogo spotkać na drodze z kuchni do łazienki. Skąd Haniko
wiedziała, że właśnie tam szła? Oczy ją zdradziły. Zaczerwienione i opuchnięte,
płakała.
– Wszystko
dobrze? – spytała Haniko, zdejmując buty i odkładając na stojak. Podeszła do
pani Uchiha, ale zatrzymała się, widząc jej niepewne spojrzenie. – Czy…
– To nic,
tylko cebulę kroiłam. Wszystko w porządku.
I nie czekając
na odpowiedź, umknęła z powrotem do kuchni, zamykając za sobą drzwi. No to
koniec rozmowy. Haniko nie mając wątpliwości, że znowu stało się coś złego,
ruszyła po schodach do siebie.
Sasuke zastała
siedzącego na łóżku i rozkładającego przed sobą kilka dość grubych tomów. Z
niesmakiem wertował spis treści. Sumire leżała na łóżku obok niego i próbowała
przekręcić się na brzuch. Kiedy kilka dni temu odkryła, że umie taką sztuczkę,
a świat z tej nowej perspektywy wygląda naprawdę interesująco, wierciła się
niemal non stop.
Haniko
uśmiechnęła się, widząc poczynania córeczki, a potem raz jeszcze spojrzała na
Sasuke. Nowe książki i zapłakana Mikoto. Nagle wszystko stało się jasne.
– Twoja mama
kiepsko się trzyma – oznajmiła, pochodząc do łóżka i siadając obok mężczyzny. –
Itachi przyniósł ci kodeksy, o które prosiłeś?
– Jest tego
więcej, niż się spodziewałem – odparł z niezadowoleniem, wertując książki jedną
ręką, drugą pilnując, żeby Sumire nie wierciła się zbyt mocno i nie zleciała z
łóżka. – A o matkę się nie martw, poradzi sobie. Itachi znowu nie dogadał się z
ojcem, więc po jego wyjściu trochę się poprztykali.
– To nie
wyglądało na trochę…
– Jak zwykle
wyolbrzymia i niepotrzebnie histeryzuje.
Haniko nic już
więcej nie powiedziała. Nie zamierzała kłócić się z Sasuke, choć jej zdaniem
ewidentnie sprawa zaszła za daleko. Owszem, Mikoto często zamartwiała się z
błahych powodów i notorycznie zalewała łzami, ale tym razem sprawa była
poważniejsza.
– Ona jest już
tym wszystkim zmęczona, wiesz?
Sasuke
wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od śledzonego tekstu. Po chwili przewrócił
kartkę. Odezwał się dopiero wtedy, kiedy się zorientował, że ona oczekuje od
niego jakiejś reakcji.
–
Niepotrzebnie się wtrąca i tylko wszystko utrudnia. Ojciec może już dawno
zmieniłby zdanie, ale nigdy nie przyzna racji kobiecie, więc dopóki ona przy
tym wszystkim tak przystaje, on nie odpuści.
– Ty słyszysz,
jak to brzmi? To strasznie dziecinne, a w przypadku dorosłego mężczyzny
zupełnie nie do pomyślenia. Jak można się tak zachowywać? – westchnęła Haniko i
pokręciła głową. Ta męska duma często wydawała jej się po prostu zabawna, ale
wszystko miało swoje granice. Jeśli faktycznie Fugaku zdarzało się nie robić
czegoś, tylko dlatego, że jego żona próbowała go do tego nakłonić, to ona bardzo
Mikoto współczuła. Życie z takim upartym i zawziętym człowiekiem musiało być naprawdę
trudne.
Spojrzała na
Sasuke. Wzruszył ramionami. Nie, jednak nawet on nie wdał się w ojca tak bardzo.
Wiele można było mu zarzucić, ale na szczęście on kierował się rozsądkiem.
Zazwyczaj.
Poklepała go
po ramieniu, wstała i wyjęła z szafy świeże ubrania. Zamierzała wziąć szybki
prysznic, zmyć z siebie pot i bród z dzisiejszego treningu, a potem…
porozmawiać z Mikoto. Wzdrygnęła się na samą myśl, bo ta rozmowa jawiła jej się
jak walka z wiatrakami, ale czuła się w obowiązku to zrobić. Pani Uchiha tak
bardzo ją wspierała w trudnych chwilach, była zawsze blisko i choć jej opieka
była często przesadna i wyczerpująca, chciała dobrze. A teraz Haniko chciała
jak najlepiej dla niej. Zrobi to. Nawet jeśli będzie musiała się do tego trochę
przymuszać i gryźć w język, by nie powiedzieć za dużo.
– Dlaczego nie
pijesz?
Zatrzymała się
przy drzwiach i odwróciła z powrotem w stronę Uchihy.
– Słucham?
– Piwa, wina
ani niczego innego – wyjaśnił, patrząc na nią wyczekująco, a potem kiwnął głową
na czytany kodeks. – Dotarłem do rozdziału dotyczącego picia alkoholu przed i w
trakcie misji. A ja nigdy nie widziałem cię z puszką piwa w ręce. Nawet przed
ciążą.
– Nawet… –
powtórzyła to słowo, bo zupełnie nie pasowało jej do kontekstu. Brzmiało tak,
jakby naprawdę musiała się mocno starać, by nie pić, nosząc dziecko pod
sercem. Nie, to nie było aż takie trudne. – Nieważne. Nie lubię piwa.
– A coś
innego?
– Jeśli masz
na myśli coś mocniejszego, to nie, ale… – Zamyśliła się. Było w końcu coś
takiego, coś wyjątkowego, co zdarzało jej się… – Czasem białe wino, półsłodkie.
Wyrabiane w
jednej z niewielkich osad w Kraju Wiatru, gdzie winogrona i inne owoce drzew
liściastych, tak jak i same drzewa, nie rosły lub rosły stosunkowo rzadko.
Satoru czasem po ciężkim dniu zachodził do znajomego sklepikarza, który trzymał
dla nich butelkę, dwie. Po cichu, bez świadków.
Na początku
nie chciała nawet spróbować. Opierała się, karciła go, powtarzając do
znudzenia, że zachowuje się jak gówniarz, któremu wydaje się, że jest już
dorosły i wszystko mu wolno. Powtarzała mu wszystko to, czym niegdyś była w
stanie powstrzymać go matka. Jej by posłuchał, matki słuchał zawsze. Niestety zginęła,
kiedy mieli po piętnaście lat i od tej pory ten obowiązek spoczywał na jej
barkach.
Pijał więc
sam. Nigdy do upadłego, do utraty przytomności. Delektował się, dla samego
smaku. Ona dołączyła do niego dopiero później i również ograniczała się do
zaledwie jednej lampki. Nigdy nie zaszumiało jej w głowie, nigdy nie miała kaca
i wcale tego nie żałowała.
Przymknęła
oczy i przełknęła ślinę, czując cytrusowy smak na języku. Czasem towarzyszył mu
gorący oddech i smak obcej śliny. Mokry, leniwy pocałunek.
– Z czego to
wino?
Haniko otworzyła
oczy. Sasuke całował inaczej, jego wargi niosły ogień. Gorące, pożądliwe.
– Grejpfrut, pomelo,
ryż. Słodzone brązowym cukrem.
– Z ryżu?
Przytaknęła. Wina
ryżowe były rzadkością, wyrabiano je tylko w jej rodzinnych stronach. W pozostałych
częściach świata ryż był raczej wykorzystywany do produkcji sake, a to był
jednak nieco inny rodzaj trunku.
No i za sake
nie przepadała.
Sasuke
przetrawił te informacje i najwyraźniej stracił zainteresowanie, ponownie
zagłębiając się w lekturze. A raczej denerwując się, że musi to robić.
Haniko wyszła.
W łazience
spojrzała na swoją twarz, w pierwszym odruchu opłukując ją letnią wodą.
Poczucie winy. Miała wrażenie, że naprawdę ma je wypisane na czole i nic nie da
się z tym zrobić. Tym razem ścięcie włosów nie dałoby gwarancji, że uda jej się
odwrócić od niego uwagę. Zarówno swoją, jak i innych.
– Weź się w
garść – powiedziała do swojego odbicia. To już drugi lub trzeci raz, kiedy te
słowa padły dziś z jej ust. – Nie wracaj do tego. Nie wracaj.
***
Mikoto zastała
przy kuchennym stole obierającą ziemniaki. Żadnej cebuli w zasięgu wzroku.
Kiedy kobieta podniosła na nią wzrok, Haniko uśmiechnęła się łagodnie i zajęła
miejsce po drugiej stronie stołu.
– Nie chcę się
wtrącać, ale… – Ale właśnie zamierzam to zrobić, pomyślała. Uświadomienie sobie
tego, nieco ostudziło jej zapał.
Mikoto
westchnęła i odłożyła na wpół obranego kartofla do rondla z zimną wodą.
– Wiem, po co
przyszłaś, kochana. Daj mi rękę.
Haniko
wyciągnęła ją przed siebie i objęła drobną i nieco zniszczoną dłoń Mikoto.
Shinobi mieli często poharataną skórę, poobcinane palce, głębokie blizny, bo to
właśnie rękoma zasłaniali się w pierwszym odruchu. Mikoto miała skórę
pomarszczoną i wysuszoną wieloletnimi obowiązkami domowymi. Ani śladu piętna
wojny. Musiała zostać panią domu w bardzo młodym wieku, na dobre rezygnując z
kariery.
Nic dziwnego,
bo ileż ona mogła mieć lat? Urodziła Itachiego, mając pewnie nie więcej niż
naście. Kinari to był jej ostatni dzwonek.
– Cokolwiek by
nie powiedział, cokolwiek by nie zrobił, ja tak strasznie go kocham…
– Wiem –
odparła, głaszcząc jej blade palce. Obie miały szczupłe i niewielkie dłonie,
ale w tej chwili ręka pani Uchiha wyglądała jak dłoń małego dziecka. Krucha i
wrażliwa na zranienia. – Jednak wydaje mi się, że nawet w miłości powinny
istnieć jakieś granice. Niektóre rzeczy są po prostu niedopuszczalne. Ja wiem,
że to dla pani trudne, ale…
– Haniko,
kochanie, może nie jesteście z Sasuke małżeństwem, ale jesteś matką mojej
jedynej wnuczki. Proszę, zaakceptuj, że jesteśmy rodziną i mów mi proszę po
imieniu.
Prośba Mikoto
nieco zbiła Haniko z tropu. Jakby już to, co zamierzała jej powiedzieć, nie
było wystarczająco trudne. Przeszły na wyższy poziom znajomości i choć właśnie
ten fakt powinien ułatwić przeprowadzenie tej rozmowy, było wręcz
przeciwnie. Teraz dopiero Haniko poczuła, że nie ma prawa się mieszać.
Głos ugrzązł
jej w gardle.
– Poprosiłam
kiedyś Sasuke, by mi cię opisał w kilku słowach. Byłam ciekawa, jakich użyje, w
jakich cechach twojego charakteru się zakochał.
– I co
powiedział? – zapytała, nie mając pewności, czy jest ciekawa odpowiedzi. Sasuke
na pewno użył pod jej adresem kilku niewybrednych określeń. Zwłaszcza jeśli
miało to miejsce kiedyś. Typu:
pyskata i przemądrzała.
– Że jesteś
bezpośrednia i masz cięty język. Jesteś surowa i nie boisz się konsekwencji. I
w stosunku do niego z pewnością właśnie taka jesteś, ale mnie nie chcesz
powiedzieć, co naprawdę myślisz.
To prawda. To
wszystko prawda.
– Nie chcę cię
zranić – wyznała. – Sasuke jest…
– Sasuke nie
jest mną – przerwała, mocniej ściskając jej dłoń. – Ale ja też nie jestem z
porcelany, choć może czasem tak właśnie wyglądam. Powiedz mi, proszę, co
naprawdę myślisz, kochana.
Haniko skinęła
głową. W oczach Mikoto kryła się determinacja.
– Jeśli tego
właśnie chcesz…
***
Sasuke nie
potrafił się skupić. Nie dość, że te wszystkie przepisy były niewyobrażalnie
nudne i w dodatku napisane jakimś dziwnym językiem, to dodatkowo o jego uwagę
walczyła Sumire. Najpierw wiercąc się na łóżku, później próbując z nim
porozmawiać, co jeszcze nawet w najmniejszym stopniu nie przypominało żadnych znanych mu słów, w końcu dopraszając się wzięcia na ręce.
– Zaraz wróci
mama, to cię przytuli – odparł, kiedy dziewczynka zaczęła być napastliwa, a
niemowlęca mowa powoli przeradzała się w płacz.
Jak nietrudno
się domyślić, Sumire nie zamierzała słuchać ojca. Była za mała, by rozumieć, a
nawet gdyby było inaczej, to… co ją to właściwie obchodziło? Ona nie chciała w
tym momencie na ręce do mamy, chciała przytulić się do taty.
Nie minęła
dłuższa chwila, nim postawiła na swoim. Sasuke wzdychając z rozdrażnieniem,
odłożył kodeksy na bok i wziął dziecko na ręce. Pogłaskał po głowie, kołysząc
się niespiesznie na boki. Kiedyś nie potrafił jej uśpić, bo robił to zbyt
gwałtownie, zbyt szybko, czy mocno. A potem matka zdradziła mu sekret, który znacznie
ułatwiał życie.
– Jeśli nie
chcesz jej śpiewać, nuć przynajmniej sobie – oznajmiła. – Znajdź w pamięci
kołysankę i rób to w myślach, jeśli nie jesteś w stanie na głos.
I tak też od
tamtej pory robił. Kołysząc się do konkretnego rytmu, niespiesznie i powoli,
usypiał Sumire dwa razy szybciej niż poprzednio. Nigdy nie zanucił niczego na
głos, słowa kołysanki rozbrzmiewały tylko w jego głowie, ale zdawało się nie
mieć to znaczenia. Czasem miał wręcz wrażenie, że Sumire słyszy jego myśli.
Sasuke zerknął
na jej przymknięte oczka. Dziecięce ciałko stawało się coraz bardziej
bezwładne. Sumire wtuliła policzek w jego klatkę piersiową.
Poczuł, że na
ten widok, ogarnia go przyjemne ciepło. Nieświadomie kąciki jego ust wygięły
się ku górze, a palec przejechał po pucołowatym policzku. Zanim jednak zdążył
na dobre rozkręcić się z czułościami, usłyszał pukanie do drzwi. Przewrócił
oczami, domyślając się, że to matka znowu czegoś od niego chce. Haniko po
prostu by weszła.
– Jestem
zajęty – rzucił w przestrzeń na tyle głośno, by słychać go było na korytarzu,
ale na tyle cicho, by nie zbudzić dziecka. Już jakiś czas temu opanował, w jaki
sposób to robić.
Jednak pomimo
jego wyraźnego sprzeciwu, drzwi się otworzyły. Sasuke zmemłał w ustach
przekleństwo. Nie miał nic przeciwko towarzystwu matki, ale nie wtedy, kiedy
była bezpodstawnie rozhisteryzowana. Przejmowała się tym starym durniem, jakby
w ogóle było warto. Jasne, jeśli czuła potrzebę, by się komuś wypłakać, to
mogła na niego liczyć, ale litości, nie co drugi dzień!
–
Powiedziałem, że jestem za… – urwał w pół słowa, kiedy odwrócił się w stronę
wejścia.
W drzwiach
stał Fugaku. Spoglądał na niego ze zmarszczonymi brwiami, a potem przeniósł
wzrok na wtuloną w niego Sumire i zmarszczka na jego czole jeszcze się
pogłębiła. Sasuke wiedział, że zajmując się córką, nie robi niczego złego, a
wręcz więcej dobrego, ale chcąc nie chcąc, zrobiło mu się głupio. Na temat
wychowywania dzieci, ojciec miał bardzo ukierunkowane poglądy.
– Za pięć
minut w moim gabinecie – oznajmił Fugaku i nie tłumacząc nic więcej, zamknął
drzwi.
Sasuke zerknął
na córkę, a potem z powrotem na drzwi. I Fugaku też doskonale wiedział, jakim
tonem mówić, by brzmieć władczo, a przy tym na tyle cicho, by nie obudzić
małego dziecka. Tylko czemu go to właściwie dziwiło? Co by o nim nie mówić, był
ojcem trójki dzieci i pomimo że rodzic był z niego marny, jakieś przydatne
sztuczki na pewno opanował. Kto wie, może byłby w stanie podzielić się z synem
cennymi uwagami?
Kiedy Sasuke
upewnił się, że Sumire śpi jak kamień i że minęło co najmniej siedem minut –
nie chciał dawać ojcu tej satysfakcji, że jest na każde jego zawołanie – stanął
przed gabinetem Fugaku i zapukał od niechcenia. Potem równie nonszalancko
wkroczył do środka.
Fugaku
siedział na swoim skórzanym fotelu i wyglądał jak król. Sasuke ledwie się
powstrzymał, by nie pokłonić się do jego stóp. Och, to pieprzone wychowanie!
Całe życie czcił ojca jak jakiegoś boga i choć teraz mocno się przed tym wzbraniał,
głupie myśli i odruchy pozostały, dając o sobie znać w najmniej odpowiednich
momentach.
– O co chodzi?
– Usiądź,
Sasuke.
Niespiesznie
zajął więc miejsce po drugiej stronie biurka, po raz pierwszy od dawna, tak naprawdę
mając okazję dokładniej przyjrzeć się ojcu. Kiedy po raz ostatni siedzieli tak,
jak gdyby nigdy nic naprzeciw siebie? Wieki temu. W ciągu ostatniego roku każda ich próba rozmowy kończyła się kłótnią. Były wyrzuty, pretensje, żale.
Wojna. Kto kogo bardziej zrani, który lepiej potrafi sprawiać przykrość?
I przez cały
ten czas ani razu nie zwrócił uwagi na jego twarz. Na głębokie bruzdy, które
zdobiły jego czoło, kąciki ust, które z wiekiem opadły jeszcze niżej,
spojrzenie równie ostre, co zazwyczaj, choć…
O cholera. Sasuke
po raz pierwszy w życiu patrząc na Fugaku, miał wrażenie, że widzi w nim
starego człowieka!
– Wezwałem cię
tu, ponieważ uznałem, że już najwyższy czas, by wyjaśnić ci kilka kwestii i
zapoznać z planami, jakie mam wobec ciebie.
Sasuke z
trudem się powstrzymał, by już na wstępie się nie skrzywić. Wezwać, bo nie zaprosić. Poinformować o przyszłości, bo nie o
niej porozmawiać. O jego przyszłości. Wezwać! Informować! Jasna cholera, że też
na stare lata w ojcu obudził się talent do przewidywania przyszłości! Zamiast
głową klanu, ten stary pryk powinien zostać wróżką!
Sasuke zacisnął
usta, obiecując sobie, że przynajmniej go wysłucha. Może ten wstęp był tylko po
to, by znowu poczuł się przy nim jak małe dziecko, by stracił całą pewność
siebie i przewagę, którą do tej pory czuł. Może to było tylko takie zagranie,
może…
– Popełniłem
błąd.
Zamrugał. Te
dwa słowa ledwo przeszły Fugaku przez gardło. Trudno było nie zauważyć jego
mocno zmarszczonych brwi i zaciśniętych ust. Przyznanie się do tego musiało go
naprawdę sporo kosztować.
– Powinienem
był wykazać się większą cierpliwością. Powinienem poczekać na… ciebie.
– Chyba nie
rozumiem – przyznał Sasuke, poprawiając się w niewygodnym fotelu. A może to nie
siedzenie było takie niekomfortowe, a sytuacja, w jakiej się znalazł?
Fugaku wywiercający
mu oczami dziurę w głowie był dodatkowym bodźcem.
– No właśnie.
Zawsze potrzebowałeś więcej czasu, by… zrozumieć pewne sprawy. Więcej niż Ita…
– odchrząknął i choć zamarkował kaszel, Sasuke bez problemu domyślił się, że to
niedokończone słowo miało być imieniem jego brata. – Wolniej dorastałeś,
wolniej się rozwijałeś i rosłeś w siłę. Byłem niecierpliwy, bo choć zauważałem
twoje starania, nie dostrzegałem całokształtu sytuacji. Wolniej nie zawsze
znaczy gorzej. Czasem wolniej oznacza, że poświęca się na coś więcej czasu, a
co za tym idzie, zdobywa więcej doświadczenia. Nie wspominając o tym, że
prawdziwy mężczyzna zawsze uczy się na swoich błędach. Tak.
Sasuke patrzył
bezmyślnie na kiwającego głową ojca. Że, kurwa, co? To nie był pierwszy raz,
kiedy nie pojmował, do czego jego wywód zmierza, ale pierwszy raz czuł się tak
bardzo zdezorientowany. Czy jemu się już ze starości na mózg rzuciło?
– Poświęciłem
zbyt wiele uwagi twojemu… byłemu bratu, choć od początku nie był tego godzien.
Ach, to o to
chodziło! I w tym właśnie momencie Sasuke zapragnął wstać i wyjść.
A mimo to nie
ruszył się z miejsca.
– Na szczęście
zrządzenie losu pchnęło cię z powrotem pod mój dach. Dało mi sposobność, by
dobrze ci się przyjrzeć. Jesteś stanowczy, władczy, potrafisz okiełznać rodzinę
i pokazać, gdzie jej miejsce. Oddziedziczyłeś mój niezwykły talent oratorski i
potrafisz oczarować tłum. I przy tym wszystkim, krew Uchiha jest w tobie silna.
– Nie wydaje
mi się – syknął cicho Sasuke, ale ojciec nie zwrócił na niego najmniejszej
uwagi, zbyt pochłonięty własnym wystąpieniem.
– To
pierworodne dziecko powinno otrzymać w spadku najlepsze geny rodziców. Powinno
być ich godnym następcą, dawać młodszemu rodzeństwu przykład, kierować nim, jak
swoją pierwszą armią. Niestety, tym razem tak się nie stało. Późno zrozumiałem,
że wśród rodzeństwa, to ty grasz pierwsze skrzypce. Wyznaczasz standardy,
wzbudzasz respekt i dyktujesz warunki.
Sasuke nie
wierzył, że to dzieje się naprawdę. Nie wierzył, że naprawdę to usłyszał. Wielkie
słowa, mocne słowa, ale w tym kontekście będące co najwyżej stekiem bzdur. Aż
miał ochotę parsknąć śmiechem, wyobrażając sobie Itachiego, który uważa go za
swojego guru i bez mrugnięcia wykonuje wszystkie jego polecenia. Podziwiającego
go Itachiego, zazdroszczącego mu inteligencji i polotu, Itachiego proszącego o
radę…
Wszystkie te
wizje były tak bardzo odrealnione, że skrzywił się mimowolnie. Nigdy przenigdy
nie był dla brata żadnym wzorem, nigdy nie zrobił niczego, czym mógłby mu
zaimponować. W jego oczach wciąż był niezbyt inteligentnym dzieciakiem, który
wszystko robi nie tak.
Jego grymas
Fugaku zrozumiał jednak na swój własny sposób.
– Nadszedł
jednak dzień twojej chwały. Staniesz u mego boku, wypniesz dumnie pierś do
przodu i złożysz przysięgę wierności i oddania klanowi po kres swoich dni.
Przekażesz tradycję i wyniesione z domu wartości następnym pokoleniom.
Wychowasz w dumie i oddaniu swoich synów, a przyszłych dzielnych mężów, nakazując
im walczyć o honor i godność Uchiha. A potem przekażesz pałeczkę temu, którego
od najmłodszych lat będziesz przygotowywał do tej roli. To będzie jego
przeznaczenia. Czy rozumiemy się?
– Nie.
To, co miało
być prostą odpowiedzią, wybrzmiało w cichym pomieszczeniu niemal jak krzyk.
Sasuke nie był jednak zdziwiony barwą swojego głosu, jego ostrym brzmieniem i
władczością. Tym wszystkim zaskoczony wydawał się jedynie Fugaku.
Odchrząknął,
przybierając taki wyraz twarzy, jakby miał do czynienia z nierozgarniętym
dzieciakiem, któremu trzeba zbyt wiele wyjaśniać. Wychylił się w stronę Sasuke,
splatając ze sobą palce obu rąk.
– Jesteś
młody, przed tobą jeszcze długa droga do zrozumienia, jak ogromnym zaszczytem
jest moja propozycja. Może w tej chwili tego nie doceniasz, ale przyjdzie taki
dzień, kiedy…
– Nie, nie
przyjdzie. Nigdy nie docenię tego, że zawsze traktowałeś mnie jak kogoś
gorszego i teraz z braku lepszych kandydatów, postanowiłeś zrobić ze mnie zastępstwo
Itachiego. Nigdy nie docenię twojej cholernej arogancji i poczucia
bezgranicznej, nieuzasadnionej władzy. Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim
będę jadł ci z ręki, bo łaskawie raczyłeś na mnie spojrzeć? Nie będziesz mi
mówił, co mam robić ani kim być. A już na pewno nie będziesz organizował życia
mojej córce! Tak, córce, bo nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie mam synów i
zapewne nigdy żadnego mieć nie będę!
Fugaku zrobił
się czerwony na twarzy. Wyglądał jak gotujący się czajnik. Puchnący gotujący się
czajnik. Tylko brakowało, by para zaczęła wychodzić mu uszami i nosem.
– Jak śmiesz,
jestem twoim ojcem! – huknął. Jego donośny głos rozniósł się echem po
pomieszczeniu, a wkrótce i całym domu. – Nie rozumiesz jeszcze, czym jest
rodzicielstwo, ale…
– Ja?! Ja nie
rozumiem, ale ty niby tak?!
W Sasuke aż
się zagotowało. Jak ten człowiek, który całe życie mianował się jego ojcem, ale
nigdy nim tak naprawdę nie był, śmiał go pouczać i wmawiać, że się myli?! Może
jego staż rodzicielski był śmiesznie krótki, ale był niemal pewien, że
wywiązywał się ze swojej roli dużo lepiej niż Fugaku w swoim czasie. Zresztą…
dowodów nie trzeba było daleko szukać, wystarczyło spojrzeć na jego
zaangażowanie w rozwój Kinari.
Fugaku
odetchnął głęboko i oparł się o zagłówek. Z całej siły starał się wyglądać
profesjonalnie, jak człowiek spokojny i wyluzowany. Zamiast tego przypominał
jednak tykającą bombę. Oczy ciskały gromy, a słowa próbowały przyprzeć
przeciwnika do muru.
– Jesteś
jeszcze młody i głupi, nic nie wiesz o życiu. Poproś o wybaczenie, a zostanie
ci ono udzielone. To twoja ostatnia szansa.
Sasuke
parsknął. Dużo się nie pomylił, kiedy wchodząc do gabinetu, przyrównał ojca do
boga. Oto właśnie nadeszła ta chwila, kiedy Fugaku żądał od niego ołtarzyka i
modlitwy.
– Niech Kinari
zostanie twoim następcą. Nikt inny ci nie pozostał.
Wstał, a kiedy
tylko się odwrócił, usłyszał trzask. To ojciec z całej siły uderzył pięścią w
biurko. Tsunade przebiłaby je na wylot, zrobiła nim jeszcze dziurę w podłodze i
kto wie, może zahaczyłaby o fundamenty. Działania Fugaku wzbiły jedynie
niewielki stosik dokumentów w powietrze. Małe pieski szczekają najgłośniej.
Sam Sasuke nie
mogąc pohamować swojej złości, trzasnął drzwiami. Zwłaszcza kiedy usłyszał
ostatnie słowa ojca.
– Wynoś się z
mojego domu i nigdy nie wracaj!
***
– Ale czuję,
że on naprawdę się zmienia! Jest lepiej, już prawie dobrze, naprawdę.
Haniko z
trudem powstrzymała westchnienie. Rozmowa, która miała zmienić wszystko, zmierzała
donikąd.
Minęły właśnie
wysoką, zdobioną bramę, ponownie znajdując się w dzielnicy Uchiha. Mikoto
pchała przed sobą wózek z Kinari, Haniko szła obok, odliczając kroki, które
dzieliły ją od obecnego miejsca zamieszkania.
Ich szczera
rozmowa dotycząca Fugaku przebiegała gładko i bez komplikacji, póki nie padło
jedno zdanie, które całkowicie zmieniło postrzeganie sprawy przez panią Uchiha.
Gdyby Sasuke taki był, nigdy bym z nim nie
była.
Mikoto
momentalnie zamarła, a potem było już tylko gorzej. Po jej krytycznym
spojrzeniu na męża nie pozostał nawet ślad. Zastąpiło je wyparcie. Tylko tak
potrafiła to nazwać Haniko, bo na pewno nie był to już trzeźwy osąd i
spojrzenie na całą sprawę z szerszej perspektywy. Fugaku stał się cudownym,
niemal bez wad, mężem. Wszystkie jego krętactwa nagle dawało się wytłumaczyć
wielkim sercem i wrażliwością na ludzką krzywdę.
I Mikoto nie
żartowała. Naprawdę wierzyła w to, co wydobywało się z jej ust.
– Ta sprawa z
Itachim, to też nieporozumienie. Fugaku tak bardzo się o niego martwi! Nie zna
Keiko i boi się, że skrzywdzi naszego synka. Przejmuje się, bo nie chce, by
Itachi cierpiał.
– Bez urazy,
ale Itachi nie jest małym dzieckiem i wie, co robi.
Mikoto zdawała
się jednak zupełnie jej nie słuchać.
– Nie przyzna
tego głośno, ale naprawdę bardzo kocha nasze dzieci i byłby w stanie poświęcić
dla nich wszystko. Wie, że to ich szczęście jest najważniejsze.
Haniko
westchnęła, tym razem otwarcie. Wkrótce znalazły się przed drzwiami rezydencji.
Wyprzedziła panią Uchiha, żeby jak najprędzej znaleźć się w środku. Dopóki
jeszcze potrafiła trzymać swój cięty język za zębami.
W przedpokoju
panowała cisza i spokój.
– Och, jak
późno, muszę dokończyć obiad – zauważyła Mikoto, odstawiając buty na szafkę. –
Pomożesz mi, kochanie?
Haniko zamarła
w drodze do schodów, przekonana, że pytanie zostało skierowane do niej. Na
szczęście kobieta po chwili wyjęła Kinari z wózka i ignorując obecność
Shimanouchi, weszła do kuchni, zamykając za sobą drzwi. I albo jej się zdawało,
albo to już podchodziło pod trzaśnięcie nimi. Obraziła się? W tej chwili Haniko
zupełnie to nie obchodziło.
Z nieskrywaną
ulgą weszła po schodach, a potem do sypialni.
I zamarła.
Sasuke krzątał
się przy szafie i niedbale pakował swoje rzeczy do leżącej na krześle torby.
Obok spoczywała już jedna po brzegi wypełniona artykułami dziecięcymi, a w
pełni ubrana Sumire spoglądała na nią ze spacerowego wózka.
– Sasuke?
Uchiha drgnął,
spojrzał na nią, a potem podszedł i zaatakował jej usta swoimi. Pocałunek był
mocny, zachłanny. Przycisnął jej ciało do drzwi, dłonie kładąc na jej biodrach.
Całowali się
szybko i gwałtownie. No właśnie… całowali. Haniko nawet nie zarejestrowała,
kiedy zaczęła odpowiadać na pieszczotę. Uchyliła powieki, spoglądając na Sasuke.
Patrzył na nią, ale nie była pewna, czy ją widzi. Jego usta napierały na jej
wargi, ciało domagało się więcej. Tak jak ona jeszcze niedawno chciała pójść z
nim do łóżka, by zagłuszyć sumienie i myśli o Satoru, tak teraz on przed czymś
uciekał.
I pewnie
powinno jej to przeszkadzać.
Pewnie.
Powinno.
Odsunęli się
od ściany. Na tym etapie namiętności, pocałunek ciężko była nawet nazwać
pocałunkiem. Wpychali sobie języki do gardeł, lizali. Zęby uderzały o zęby.
Popchnęła go w stronę łóżka, a kiedy na nie opadł, usiadła okrakiem na jego udach.
Otarła się o niego raz, drugi. W końcu przerodziło się to w szaloną walkę, kto
pierwszy ulegnie i zedrze z drugiej osoby wszystkie ubrania.
Pierwsza w
powietrze poszybowała koszulka Sasuke. Niemal zdarta z ciała, wylądowała na
rogu łóżka, a kiedy jeszcze się przesunęli, spadła na podłogę i zniknęła im z
oczu.
Drugi był
miodowy sweterek, który miała na sobie Haniko. Poczuła się nieco niezręcznie,
kiedy światło dzienne ujrzały jej fałdki i ciążowe rozstępy na brzuchu, z
którymi do tej pory nie udało jej się uporać. Dłonie, które zachłannie pieściły
jej ciało, spowodowały jednak, że wstyd odszedł w zapomnienie.
– Sasuke… –
westchnęła, kiedy złapał w dłonie jej piersi i wszystko wskazywało na to, że
lada chwila uwolni je z krępującej bielizny. – Sasuke… co się stało?
Zignorował jej
uwagę, przyciągając ją bliżej siebie. Pierwszy raz byli w takiej sytuacji, że
to ona leżała na nim, a nie odwrotnie.
– Sasuke...
– Cicho –
sapnął, rozpinając guzik własnych spodni.
Zrozumiała
przekaz. Nie, nie ten słowny. Jej dłonie szybko znalazły się na jego rozporku.
Sasuke uniósł biodra, ale zanim zsunęła mu spodnie przynajmniej do połowy ud,
usłyszeli trzask. Jeden, a później następny. Zamarli, a kiedy na dole rozległ
się głośny płacz, Sasuke zepchnął ją z siebie i zerwał się z miejsca.
Nagle okazało
się, że jego koszulka wcale nie wylądowała nie wiadomo gdzie, bo nie musiał jej
nawet szukać. Rozporek zasunął i zanim zdążyła coś powiedzieć, już go nie było.
Czym prędzej sama wciągnęła z powrotem sweter przez głowę i zbiegła na dół.
Już na
schodach słyszała wyraźnie wrzaski pana domu. Podeszła do otwartych kuchennych
drzwi i wyjrzała zza pleców stojącego w progu Sasuke.
Fugaku
krzyczał i rzucał. Talerzami rzucał. Mikoto płakała głośno, przyciskając plecy
do ściany.
– Nie rób
tego! O ten… ten wyszczerbił w dzieciństwie Itachi. Odłupał kawałek widelcem,
pamiętasz?
Pan Uchiha nie
miał żadnych skrupułów, by i tym rzucić o posadzkę. Mikoto patrzyła, jak
naczynie rozpada się na setki kawałków, a potem zapłakała mocniej.
Sasuke wszedł
do pomieszczenia i nie zwracając uwagi na opętanego furią ojca, podszedł do
kobiety.
– Mamo, weź
Kinari, spakuj się i…
– Wynocha! –
zagrzmiał pan domu, ciskając kolejnym talerzem tuż pod nogi syna. Odłamki
obsypały mu spodnie.
Mikoto
drgnęła. Mógł niszczyć zastawę po dziadkach, krzyczeć na nią i upajać się swoją
złością, ale kiedy groził jej dzieciom, strach odchodził na dalszy plan.
Zasłoniła Sasuke własnym ciałem, gotowa go bronić, jak lwica swoich młodych.
Szkoda tylko,
że na lwicę nie wyglądała. Bardziej na antylopę gotową w każdej chwili do
ucieczki przed drapieżnikiem.
– Kochanie,
przecież to twój syn…
– Ja nie mam
syna!
– Ale… Itachi
i Sasuke…
– NIE!
W oczach
Fugaku błysnął sharingan i Mikoto nie miała już odwagi się odezwać. Przegrała tę
bitwę, jej twarz zalały gorzkie łzy. Sasuke w przeciwieństwie do niej zachował
całkowity spokój. Położył jej dłoń na ramieniu, szepnął coś do ucha, a potem
spojrzał na Haniko i dał jej do zrozumienia, że wracają się pakować.
Mikoto
chwyciła go za rękę.
– Ojciec wcale
nie chciał! Zostańcie, proszę…
Sasuke
przeniósł wzrok z matki na Fugaku. Na jego zaciśnięte usta, oczy obiecujące
śmierć w męczarniach i zmarszczone mocno brwi. Zmarszczki wyraźną siateczką
pokrywały jego czoło. To był obraz, który on sam za kilkadziesiąt lat mógłby
dostrzec w lustrze. A jeśli czegoś bardzo nie chciał, to właśnie tego.
– Ja nie mam
ojca – szepnął i wyrywając się z uścisku matki, minął Haniko w drzwiach i w
dwóch susach pokonał schody.
– Nie, proszę…
– Ma się
wynieść! – wrzasnął pan Uchiha, tym razem uderzając pięścią w stół.
Najwyraźniej wszystkie talerze poza tymi dwoma, które Mikoto rozstawiła na
stole, zdążył już potłuc. Jeśli mieli zostać tylko we dwoje, więcej nie było im
potrzebnych do szczęścia. Tylko ona i on. I Kinari, bo jak sam przyznał, nie
miał już synów.
Haniko zrobiło
się szkoda kobiety, ale nawet jej zalana łzami twarz, nie potrafiła wzbudzić w
niej takiego współczucia, by na błagalne spojrzenie nie odpowiedzieć
wzruszeniem ramionami. To było podłe, zdawała sobie z tego sprawę, ale Mikoto
nie mogła całe życie liczyć na innych. Jeśli chciała coś zmienić, musiała wziąć
sprawy w swoje ręce. I Haniko nie wyciągnęła do niej ręki, nie tym razem.
Słuchając
tyrady Fugaku, na temat tego, że od dziś zero gości i rodzinnych niedzielnych obiadków
dla dzieci, których nie miał, wróciła na górę. Sasuke podał jej torbę, a ona przyjęła
ją bez słowa.
***
– Mam déjà vu
– oznajmiła Haniko, zamykając drzwi i rozglądając się po ciemnym, zaniedbanym
wnętrzu. Pociągnęła nosem i zdecydowała, że musi natychmiast pootwierać
wszystkie okna, bo ten zaduch ją zabije. Było zupełnie tak, jak w szpitalu. W
czasach, kiedy jeszcze nie mogła wychodzić na balkon i oddychać świeżym
powietrzem.
– Hm – mruknął
Sasuke, podnosząc z podłogi niewielki stosik lisów. Głównie rachunki, nie
potrafił się więc nie skrzywić. – Ja nie. Ale jeśli zamoczysz włosy w
fioletowej farbie, to kto wie.
Haniko
uśmiechnęła się. Pamiętał.
Weszła do
kuchni. Podeszła do szafki i przejechała po niej palcem, zbierając nadmiar
kurzu. Skrzywiła się, kiedy jego ilość znacznie przerosła jej oczekiwania. Jeśli
chcieli doprowadzić to mieszkanie do porządku, czekało ich sporo pracy.
– Otwórz okno
– poprosiła.
Podeszła do
czajnika, postanawiając porządki zacząć właśnie od niego. Przetarła go wilgotną
szmatką i postawiła na gazie. Ale najpierw herbata.
– Pokłóciłeś
się z ojcem. – Odwróciła się przodem do stołu i spojrzała na Sasuke, który
wyjął właśnie Sumire z wózka. Odwrócił ją tyłem do siebie, tak, że teraz oboje
jej się przyglądali. A kiedy tak ona spoglądała na nich, nie mogła się nadziwić,
jak podobna była córka do ojca. – Dlaczego?
Uchiha
westchnął zirytowany, ale to było za mało, żeby ją odwieść od tematu. Wiedział
o tym doskonale, dlatego zrobił coś więcej. Sumire na powrót wylądowała w swoim
wózku, a Haniko… przyciśnięta do blatu. Jego mokry język wdarł się do jej ust.
Dłonie znalazły się na pośladkach po to, by po chwili pomóc jej usadzić się na
kuchennych szafkach.
Czajnik
zagwizdał i minęła dłuższa chwila, nim zakręcili pod nim gaz.
Jeszcze
dłuższa, nim napili się w końcu tej herbaty.
***
Sasuke leżał
na plecach i wpatrując się w nie dość biały sufit, pomyślał o papierosie.
Zapaliłby. Bardzo. Odwrócił głowę na bok, by spojrzeć na Haniko, ale tak, jak
się spodziewał, zakryła się cienkim prześcieradłem niemal po uszy. No dobrze,
miał widok na jej rozsypane na poduszce włosy, zarumienione jeszcze policzki i
gołe ramiona, jednak cała reszta była poza zasięgiem jego wzroku. Materiał był
trochę prześwitujący, ale niczego ponad zarys sylwetki nie udało mu się
dostrzec. Westchnął. Było tak, jak zawsze.
Czuł błogie
rozluźnienie, zrelaksowany chyba każdy mięsień w jego ciele. Może z wyjątkiem
tych, które wciąż nie do końca funkcjonowały tak, jak powinny.
– Wezmę
prysznic – oznajmiła Haniko, jeszcze szczelniej chowając się za prześcieradłem
i wstając z łóżka. Owinęła się nim niczym mumia. Tak, jakby zaledwie trzy
minuty wcześniej nie widział jej w pełnej okrasie, w świetle dnia wpadającym
przez odsłoniętą szybę.
Nie
odpowiedział. Ona wyszła.
Przez uchylone
okno słyszał cichy śpiew ptaków, a do płuc wciągał zapach świeżo skoszonej,
wiosennej trawy. Powietrze – o tej porze roku jeszcze nieco chłodne – tańczyło
po jego nagim ciele. Promienie słońca uderzały w szybę. Papieros byłby idealny.
Sielankową
atmosferę zepsuła myśl, że tuż obok na stoliku, jak gdyby nigdy nic, wygrzewały
się rachunki. Sięgnął po nie jedną ręką, drugą wciskając sobie do ust końcówkę
długopisu. Ile mogło ich być? Siedem, osiem? Z dwóch, trzech miesięcy?
Jedenaście.
Wezwanie do zapłacenia za prąd, gaz i wodę. Odsetki za nieuiszczenie opłat. Kolejne
wezwanie. Kolejne odsetki. Kwota rosła i rosła, i nim Sasuke dobrnął do końca,
zrobiło mu się słabo, a papieros wzywał silniej, niż dotychczas.
– Kurwa.
Nie miał
takich pieniędzy. Do niedawna jego oszczędności były w nienajgorszej formie,
ale po zapłaceniu Kazekage odszkodowania – o którym strategicznie nikomu nie wspomniał
– zmalały o niemal dwie trzecie. I teraz jeszcze kochana Tsunade zamierzała mu
zabierać znaczną część z i tak niewysokiej pensji chūnina. A z zarobków na
poziomie genina, który na misje chadzał głównie po to, by łapać koty, nie
będzie w stanie utrzymać rodziny. Nie było na to szans.
Zaczął
obgryzać ze zdenerwowania końcówkę długopisu. Kiedy plastik się połamał, wyjął to
ustrojstwo z ust, żeby przypadkiem nie zalać ich wkładem.
Co miał
zrobić? Nie nadawał się nawet na żadną misję, żeby choć trochę sobie dorobić.
Ze względu na to, że złamał prawo, nie przysługiwał mu też żaden dodatek za
długotrwałą rehabilitację. Jeśli to wszystko spłaci, zostanie bez grosza.
Skąd mógłby
wziąć pieniądze? Nie chciał brać od matki, nie chciał pożyczać od Itachiego ani
żyć na koszt Haniko. To on był mężczyzną, to on powinien zapewnić im byt i
pewną przyszłość. Szlag!
Jego
spojrzenie zatrzymało się na granatowej torbie, którą od niechcenia rzucił na
krzesło. Czy on przypadkiem nie miał w niej…
Zerwał się z
miejsca i podszedł do mebla. Wywalił na łóżko wszystkie ubrania, które ułożył
na wierzchu, aż znalazł to, czego szukał. Kodeksy. Prawa obowiązujące w Kraju
Ognia. Kilka potężnych tomiszczy, które pożyczył od Itachiego i które wertował
od samego rana, chcąc jak najlepiej przygotować się do swojej nowej pracy.
Otworzył od razu na interesującym go rozdziale i zaczął czytać.
Kiedy kilka
minut później Haniko weszła do pokoju owinięta tylko w kusy ręcznik, zastała go
siedzącego na podłodze. Spojrzała na jego nagie ciało i nieco się speszyła. Wzięła
ubrania powieszone na oparciu krzesła, wyjęła jeszcze z szafki świeżą bieliznę
i zniknęła za zamkniętymi drzwiami.
Sasuke nie
zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Chyba znalazł rozwiązanie.
***
Tsunade
zasypiała nad stertą papierów, kiedy ktoś nieoczekiwanie zaczął walić w jej
drzwi. Co to, paliło się, czy jak? Dla bezpieczeństwa wyjrzała jeszcze przez
okno, szukając ognia, a potem zmrużyła oczy.
– Proszę.
Do gabinetu
wparował Uchiha. Skrzywiła się na jego widok, bo po ostatnich wydarzeniach
raczej nie był u niej mile widziany. Ani razu nie przyszedł w żadnym pożytecznym
celu, zawsze chodziło o zrobienie awantury i popsucie jej humoru. Może powinna
była go jednak wydać Gaarze?
– Uchiha,
jestem zajęta, won.
Sięgnęła po
leżące na wierzchu dokumenty, jakby dla zaznaczenia, jak ważna była jej praca i
jak mało miała czasu na pierdoły. Sasuke zdawał się tym jednak zupełnie nie
przejmować i bez zaproszenia siadł naprzeciwko.
– Pokaż mi
moje akta – rozkazał.
– Słucham? –
Tsunade spojrzała na niego z niezrozumieniem. Jednak cokolwiek knuł… – Ściśle
tajne.
Uchiha drgnął.
Wychylił się do przodu i oparł obie dłonie na blacie biurka. Jej biurka. A tym
samym wkraczał w jej przestrzeń osobistą.
– MOJE akta,
nie są DLA MNIE ściśle tajne – oznajmił ze spokojem. – Znam swoje prawa, do
cholery. Sama mnie do tego zmusiłaś. Wiem, co mogę i zamierzam właśnie z tego
skorzystać. Pokaż mi moje akta.
Tsunade
zacisnęła usta, a potem otworzyła szufladę i wyciągnęła z niej odpowiednią
teczkę. Dziwnym trafem życiorys Uchihy od jakiegoś czasu trzymała pod ręką, bo
w każdej chwili mógł się znowu przydać. A szuflada Hokage, to nie byle co.
Sasuke powinien czuć się nieziemsko wyróżniony.
Rzuciła teczkę
na stół i patrzyła, jak mężczyzna wyjmuje ze środka pokaźny plik papierów.
Spodziewała się, że chciał przejrzeć dokumenty dotyczące ostatniej sprawy i
znaleźć jakiś sposób, by wymigać się od obowiązków, ale on skupił się na
stronie z danymi osobowymi. Puknął palcem w kartkę, podsuwając jej pod nos.
– Wykonałem
siedemnaście misji rangi A i cztery rangi S. Zgodnie z prawem żaden chūnin nie
ma prawa mieć na swoim koncie więcej niż dziesięciu rangi A w ciągu siedmiu lat
i może mieć wykonaną maksymalnie jedną misję rangi S. Wraz z kolejną
automatycznie zostaje mianowany do rangi specjalnego jōnina.
Tsunade
westchnęła z irytacją. To o to mu chodziło?
– Dobra. Od
dziś jesteś jōninem specjalnym. A teraz wynocha.
Spuściła wzrok
na tekst, a kiedy go podniosła, Uchiha wciąż siedział w tym samym miejscu.
Spojrzała na niego z nieskrywanym rozdrażnieniem.
– Wykonałem
również jedno zadanie znacznie wykraczające poza którąkolwiek z rang. Zabiłem
Orochimaru, pamiętasz? To shinobi klasy S, siłą dorównujący lub nawet
przewyższający kage. Jako… specjalny jōnin nie mam kompetencji do wykonywania
takich misji.
Tsunade
zmarszczyła brwi i splotła palce obu rąk. Dopóki trzymała je razem, istniała
szansa, że nie straci cierpliwości i mu zaraz nie przywali.
– Do czego
zmierzasz?
– Chcę zostać oficjalnie
wyniesiony do rangi jōnina.
– Mowy nie ma.
Sasuke
zacisnął szczękę i zamknął na chwilę oczy, jakby z trudem powstrzymywał się
przed tym, by nie postraszyć jej sharinganem. Tak jakby mogło mu to w
czymkolwiek pomóc.
– Chyba się
nie zrozumieliśmy – zaczął ze ściśniętym gardłem. – Ja nie daję ci wyboru. Masz
to zrobić, bo inaczej…
– Inaczej co?
Uchiha wyjął z
kieszeni kodeks z prawami shinobi i uderzył nim o stół.
– Inaczej
zacznę egzekwować swoje prawa w inny sposób. To cholerstwo, do którego znajomości
na pamięć mnie przymusiłaś, stoi po mojej stronie.
Tsunade
sięgnęła po grube tomiszcze i w spisie treści odnalazła rozdział poświęcony
rangom shinobi. Otworzyła na odpowiedniej stronie i od niechcenia zaczęła
czytać. Kartka po kartce, a im dalej była, tym większą miała ochotę, by
przyłożyć Sasuke tym cholernym kodeksem. Łypnęła na niego kątem oka, a potem
zamknęła książkę i przesunęła w jego stronę.
– Nie
posiadasz odpowiednich kwalifikacji. Nie potrafisz dowodzić grupą ani
przekładać powodzenia misji ponad swój egoizm. Gdyby któryś z twoich
podwładnych próbował podważyć twoje kompetencje, byłbyś gotów zawalić misję i
narazić innych na niebezpieczeństwo, byleby tylko udowodnić, że się myli. Żeby
zostać jōninem, poza umiejętnościami trzeba mieć również głowę na karku, być
gotowym do poświęceń i wykazywać się chłodnym osądem niezależnie od sytuacji.
Nie nadajesz się.
– Ja się nie
nadaję? – warknął, a potem rzucił się na teczkę ze swoimi aktami i wygrzebał z
niej sprawozdanie z ostatniej, samozwańczej misji. – A to? Czy to nie dowodzi,
że nie brak mi odpowiednich kompetencji? Rozegrałem to bezbłędnie, a zadanie
nie było łatwe! Ucieczka z Konohy, włamanie się na teren Suny, potem szpitala.
Nikomu nie zrobiliśmy krzywdy, nikomu nie spadł nawet włos z głowy! Wszystko
zostało rozegrane z rozmysłem. I jak sama zauważyłaś, nie wmieszałem w to
wszystko Keiko w większym stopniu, niż było to konieczne. Ona i Akihito darzyli
mnie autorytetem. A dlaczego? Bo wierzyli w moje zdolności przywódcze! A
przypominam, że to zadanie nie było dla mnie łatwe, bo zahaczało o sferę
osobistą. A mimo to…
– To chyba
mało powiedziane – przerwała mu Tsunade.
Sasuke
zamilkł. Przyjrzał jej się badawczym wzrokiem, zanim postanowił kontynuować.
– Tak, pewnie
masz rację. A więc było dla mnie cholernie ważne i cholernie trudne, bo zależało
od niego wszystko, co w tamtym momencie liczyło się dla mnie w życiu. A mimo to
podołałem.
– A może
właśnie dlatego?
– Co przez to
rozumiesz?
– Byłeś
zaangażowany, jak nigdy przedtem, a to dodało ci sił. Co mi przyjdzie z jōnina,
który z wyjątkiem spraw osobistych, nie angażuje się w powierzane misje? Co ja
na tym zyskam, jeśli pewnego pięknego dnia uznasz, że wyznaczone ci zadanie nie
jest godne uwagi i poświęcenia? Jōnin, to nie tylko tytuł, z którego czerpie
się przywileje. To również ogromna odpowiedzialność.
Sasuke
spojrzał jej hardo w oczy.
– Podołam.
– Dobrze –
przytaknęła, chowając jego akta z powrotem do teczki. – Proponuję więc pewien
test.
Pusto tu to może ja coś napisze xD Z Fugakku ciężko wytrzymać, choć pokazał w przeszłości że jednak jak trzeba to potrafi pomóc. Co będzie dalej z Mikoto? Nie ma lekkiego życia.
OdpowiedzUsuńTak, Fugaku jest niestety trudny we współżyciu. I podobnie jak Sasuke, ma problemy z okazywaniem uczuć względem bliskich. Co z Mikoto? O tym wkrótce ;-)
UsuńDziękuję za komentarz! :-)
Matko kochana!!! Żart? Nieśmieszny. Przecież prima aprilis był już dawno temu. Ech.... Wcale ne podoba mi się Wasz pomysł. Kiedy mam tylko chwilę i chcę coś przeczytać, to wiem, że za Wasza rozdziały nie ma co się zabierać, bo zejdą dużo dłużej niż przy innych. Teraz mają być jeszcze dłuższe. Nie zawsze jest to dobre. Ja osobiście wolę częściej do czegoś zajrzeć, ale nie spędzać przy tym zbyt wiele czasu. Kiedy go mam, to sprawa wygląda różnie. Ciężko też komuś coś napisać, kiedy rozdział się ciągnie na duuużo tekstu, bo pod koniec nie zawsze pamięta się jakie miało się myśli, bądź uwagi co do wydarzeń. No ale to Wasz blog i Wasze decyzje. Czasem te Wasze limitu zdają mi się bez sensu, ale nie ja tu rządzę, więc się nie wtrącam.
OdpowiedzUsuńTekst oczywiście czytałam na raty i to kilka dni temu, to też teraz muszę porządnie ruszyć mózgownicą, aby odwołać się do swoich przemyśleń.
Haniko chce dobrze i fajnie zachowała się w stosunku do "przyszłej" teściowej. To się jednak nie uda. One nie mogą się dogadać, bo to zaprzecza wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi i życiu które zawsze stawia kość niezgody pomiędzy teściową i synową. To nie teściowa dla zięcia jest zakałą i okrutną kobietą. To wszystko cholerne mity, bądź wyjątki. To teściowa dla synowej jest prawdziwym utrapieniem :))) Sasuke to mimo wszystko wychuchany synek Mikoto, więc Haniko od razu jest na straconej pozycji. One owszem mogą się dogadywać, rozmawiać, wysłuchiwać, ale... słowo daję, jest tego "ale" dużo i fajnie to już pokazałaś. Nie dogadają się, bo choć wydaje się, że ta starsza kobieta ma dobrze poukładane w głowie, to gdy przychodzi co do czego, mówi jakby ktoś ją podmienił, a jej wszystkie mądrości chwilowo uleciały z niej samej. Broni męża przed całym światem i przed samą sobą. Już od jakiegoś czasu wydaje mi się, że to Mikoto jest kluczem do ostatecznej przemiany Fugaku. Pytanie czy ona jego wywali z domu, czy po prostu się spakuje i wyjdzie, zostawiając kartkę na stole, że nie wróci, póki on się nie zmieni. No a mężczyzna dla kobiety jest w stanie baaaardzo się zmienić :) Jak to mówią: "z babą źle, ale bez baby jeszcze gorzej" Chciałabym przeczytać jak Fugaku osamotniony, próbuje zrobić sobie jakiś obiad. Oblewa się gorącą zupą, czy też spalił kilka garnków. Może się mylę, ale w tej chwili to wydaje mi się, że nawet wodę na herbatę by przypalił :D
Co do Sasuke, to takiego go lubię. Postawił się ojcu, ale nie jakoś bezczelnie, tylko tak jak trzeba. Nie dał sobą rządzić, ani nie zachwycił się tym, że ojciec w końcu "coś" w nim dostrzegł. To w ogóle był cios poniżej pasa. Nie wiem czy chciałabym wiedzieć co zrobiłby dawny Sasuke w takiej sytuacji. W każdym razie fajnie, że się wyprowadzili. Młodzi powinni mieszkać sami i na pewno na dobre im to wyjdzie.
No to powodzenia przy kolejnych rozdziałach :)
Weny dziewczęta :D
Witaj!
UsuńTrochę myślałam nad tym, co Ci odpisać. Na początku po przeczytaniu Twojego komentarza byłam nieco zaskoczona, później zniesmaczona, a teraz... teraz już nie wiem, co myśleć.
Nie spodziewałyśmy się (tak, już zdążyłyśmy to przedyskutować), że ktokolwiek może mieć problem z tym, że od teraz rozdziały będą dłuższe. Ba, mnie wciąż niezadowolenie z tego powodu wydaje się wręcz absurdalne. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś odwiedza naszego bloga i go czyta, to raczej ucieszy się, że tego tekstu będzie miał więcej. Ale że odwrotnie? Chyba nie rozumiem. To tak jakby pójść na spotkanie autorskie i powiedzieć pisarzowi, żeby pisał krótsze książki, bo czytanie zabiera czas. I nie ma znaczenia, że ten blog to nie książka a głupiutkie ff, a z nas takie autorki, że lepiej nie mówić. Ja osobiście cieszę się z każdego dodatkowego zdania na każdym blogu, który odwiedzam. A jeśli nie mam czasu, by pochłonąć taką ścianę tekstu na raz, to zaglądam kilka i czytam na raty. I zawsze doceniam jego pracę, bo sama doskonale wiem, jak trudne bywa pisanie i jak czasochłonne jest. Skoro ktoś chce poświęcać tyle swojego wolnego czasu, by sprawić mi przyjemność, to nic tylko się... cieszyć? Nie przyszło mi do głowy, żeby marudzić autorowi, że ma pisać krócej, bo mam inne zajęcia. Może to dlatego, że ja generalnie lubię czytać i czytam sporo? Nie wnikam.
Limity nas ograniczają, a gdyby ich nie było, rozdziały byłyby cztery razy takie jak do tej pory i opisywały wydarzenia z miesiąca z życia tylko dwóch bohaterów. A co z pozostałymi? Gdybym pisała sama na pewno bym ich sobie nie narzuciła, ale skoro tworzymy ten blog razem i obie bardzo lubimy się rozpisywać, to nie mamy innego wyjścia, jeśli ma to mieć ręce i nogi.
Szczerze mówiąc nie lubię takich stereotypów, że teściowa i synowa nigdy się nie dogadają, bo tak. To zależy od człowieka, a nie od tego, jaką rolę pełni się w rodzinie. I niestety nie ma to żadnego pokrycia w rzeczywistości, bo z własnym obserwacji zauważam coś zupełnie przeciwnego. Jasne, matki często mają obsesję na punkcie synów, tak jak ojcowie na punkcie córek, ale to nic nie znaczy. To tak samo stereotypowe, jak te zabawne scenki w filmach, kiedy ojcowie grożą chłopakom swoich córek przed pierwszą randką. Zabawne, ale tylko tyle, bo nierealne. Prawda, że Haniko i Mikoto nigdy się nie dogadają, ale będzie to wynikało z różnicy charakterów, a nie tego, która kim będzie dla Sasuke. To nie ma nic do rzeczy.
A tak swoją drogą, to wydaje mi się, że ten drugi stereotyp o którym wspomniałaś - ten o zięciu i teściowej, wynika z tego, że mężowie mają dość marudliwych matek swoich żon i nie zauważają tego magicznego momentu, kiedy żony same się w te matki zamieniają. Marudzą więc na coś, co sami w przyszłości dostaną :D. Przynajmniej ja to tak postrzegam.
Czy Mikoto jest kluczem? Może... a może sporą jego częścią? W sumie niepotrzebnie robię z tego tajemnicę, skoro Akari już rozdział wstawiła. Z drugiej strony trochę pewnie minie, zanim go przeczytasz ;P
Sasuke pewnie postawiłby się bezczelniej, gdyby go to wszystko tak nie zabolało. Nie ma co ukrywać, że chociaż ojciec go 'docenił', to chyba bardziej go uraził niż podniósł jego samoocenę. Sasu stracił chęć i siły na dalszą dyskusję, rozczarował się. Inaczej pewnie wykłócałby się o Itachiego, zrobił większą awanturę i przy okazji wmieszał w to wszystko, co by się tylko dało, a tak to... marzył tylko, by stamtąd uciec i nigdy już na tego człowieka nie patrzeć.
Myślę, że oni też się cieszą, że mogli się już wynieść. Haniko się męczyła od dłuższego czasu, Sasuke doszedł w pełni do siebie i odzyskał zdrowie, więc przestali mieć powód, by dłużej z nimi mieszkać. A teraz jeszcze taki piękny bodziec się trafił i nie musieli nawet z tego tłumaczyć.
Dzięki za komentarz!
Oj, to jest własnie zajebista "zaleta" pisania. Napiszesz coś, ktoś przeczyta, nie wie czy Ty piszesz to ze śmiechem, pretensją, czy też jakimś bulwersem. Nie marudzę, że piszecie za długie teksty. Wyraziłam swoją opinię, która została odebrana nie tak jak chciałam. Książka jest książką i tu nie ma co porównywać jej do bloga, gdzie cała historia jest podzielona na częście, jakie autor dodaje we własnym rytmie zmuszając do czekania. Do książki zasiadasz kiedy chcesz, czytasz ile chcesz, a to jakie uczucia po niej Ci zostają zachowujesz dla siebie, bądź dzielisz się ze znajomymi. Kiedy czytam bloga i nie pozostawiam po sobie żadnego komentarza, jest mi wszystko jedno ile ma stron taki wpis. Przerywam kiedy chcę i zaglądam kiedy chcę. Kiedy chcę coś na końcu napisać, to najlepiej jest zasiąść do rozdziału i przeczytać na raz. Jak się tego nie zrobi, to część emocji, jaka towarzyszyła przy czytaniu, opada. Po kilku dniach trzeba pożądnie zastanowić się co miało się wtedy na myśli, czy były jakieś uwagi, albo pochawły, jaki fragment był w tym rozdziale, a który w poprzednim i czy czasem nie myli się jakiś wydarzeń z innego opowiadania. Chcę Wam tylko powiedzieć, że teraz będzie mi jeszcze ciężej zasiąść do Waszego opowiadania, a jeszcze gorzej napisać coś na koniec. Ja osobiście wolałabym, aby historia trwała kilka tygodni bądź miesięcy dłużej, miała więcej rozdziałów, nawet dużo kródszych, ale dodawanych np. co tydzień, niż kilka, ale za to bardzo długich. Jestem specyficznym człowiekiem i tak już mam. Szkoda, że mierzycie mnie swoją miarą, może wtedy byłybyście w stanie mnie trochę zrozumieć w tej kwestii.
UsuńNie masz teściowej, prawda? Póki jej nie będziesz miała, Twoje obserwacje są skarzone. To tak jak się patrzy na małe dzieciaczki i ich szczęśliwych rodziców. Wszystko wygląda super, gdy się obserwuje z boku. Wystarczy, gdy samemu się zapragnie pociechę i okazauje się, że są problemy, aby ją mieć. Wtedy dowiadujesz się, że takich ludzi jest bardzo dużo, choć wcześniej o nich się nie wiedziało. Gdy kobieta poroni i zastanawia się dlaczego ją to spotkało, okazuje się, że wokół jest dużo kobiet, które przeżyły również coś tak strasznego, ale o tym się nie mówi, a inni tego nie zauważają, póki tego nie doświadczą. Jeśli twierdzisz, że stereotyp teściowej i synowej nie ma pokrycia w rzeczywistości, to tak jakbyć próbowała mi wmówić, że niebo jest różowe. Możliwe, że są wyjątki potwierdzające regułę, ale ja ich nie znam, choć większość moich znajomych jest pożeniona. Póki sama nie dorobiłam się teściowej nie zauważałam żadnych przesłanek. Teraz widzę aż za dużo. Kiedyś, gdy moja teściowa wypiła za dużo, w oczy mi przyznała, że cokolwiek zrobimy nie po ich myśli to zawsze i tak jest moja wina, nawet jeśli decyzję podejmuje mój mężczyzna. No a to tylko wierzchołek góry lodowej ;) Nie będziemy sobie psuć dnia opowieściamia, o tym co już przeszłam na własnej skórze :D
Co do teściowych dla zienciów, ech :) W dzisiejszych czasach faceci mają za dobrze. Moja mama zawsze piecze jabłecznik dla mojego mężczyzny, choć ja go nie jem, bo jest z kaszą manną, no ale przecież, przyjedzie jej zieńć, a on go uwielia, więc musi być. Złego słowa na niego powiedzieć nie mogę, bo burę dostanę od matki. No i wśród moich znajomych wygląda to podobnie. Nie rozumię tego świata :D chyba trzeba było się urodzić mężczyzną :D
no tak, mów mi, że jest nowy rozdział i jest odpowiedź choć częściowa na moje przypuszczenia ;P To fakt, nie wiem kiedy go przeczytam :( próbuję sama coś napisać, bo termin mnie goni, a potwierdzając Twoje wcześniejsze słowa, zajmuje to czas, dużo czasu. Jak ma się dobry dzień, natchnienie i pomysł, to bywa szybciej, ale swoje i tak trzeba przed klawiaturą przesiedzieć. To też, teraz będę próbowała coś stworzyć, a aktualnie piszę rozdział do opowiadania, gdzie są długie posty.
UsuńMi się zachowanie Sasuke podobało. Będę im teraz kibicować. Na swoich śmieciach życie wygląda zupelnie inaczaj. Można nawet ganiać się nago po mieszkaniu ;) Pewnie wiedli by cudowne życie, gdyby nie to, że Ty coś jeszcze kombinujesz. W końcu kara Sasuke przewiduje coś jeszcze, co wiąże się z Haniko
Pozdrawiam ;) i nie bierzcie do siebie aż tak moich tekstów :) naprawdę nie miałam zamiaru na Was burkać, czy też marudzić. Bardziej było mi szakoda, że nie dysponuję takim czasem, aby poświęcić go na czytanie i że chcecie zakończyć w mniejszej iliści rozdziałów pisanie, a ja nie chcę przestać czytać tego opowiadania ;)
To prawda, ciężko czasem poznać, jakie intencje miał autor komentarza. Początek Twojej wypowiedzi wskazywał na dowcipkowanie, ale kiedy ona się rozrosła zmieniłam na jej temat zdanie, bo późniejszy ton nie był już taki swobodny i zaczepny, a bardziej jednak pretensjonalny. No nieważne zresztą, to już za nami.
UsuńRóżnice które przytoczyłaś nie są tak naprawdę różnicami znaczącymi. Istnieje coś takiego jak powieść w odcinkach, choć obecnie ta forma jest już rzadko stosowana. Niegdyś rozdziały takiej powieści ukazywały się np. w gazecie, a po zakończeniu, publikowane były w całości w postaci książki. Prawda, nasz blog po zakończeniu nie zostanie wydany, ale jeśli to miała być ta największa różnica między nim, a książką, to niestety jest nieznaczna. Przy okazji w powieści publikowanej w odcinkach raczej też ciężko włożyć zakładkę, jeśli tekstu jest zbyt dużo jak na chwilę czytania. I też trzeba czekać. Autorom zaś czytelnicy też pewnie chętnie by napisali, co sądzą o ich dziele, ale no... nie mają jak. Całość można sobie skomentować na lubimyczytać.pl, ale z poszczególnymi rozdziałami byłoby trudno, to fakt.
Co do długości tekstu - tak, myślałam o tym, żeby ze względu na obszerność podzielić przyszłe rozdziały np. na trzy części (w ramach ciekawostki - rozdział 48 jest nie o 40%, a o 70% dłuższy od tego tutaj), ale nie miałoby to sensu. Wychodzę z założenia, że każdy rozdział ma o czymś opowiadać, niekoniecznie od początku do końca, ale ma coś do historii wnosić, a w momencie, kiedy np. jedną bardzo długą scenę pocięłabym na trzy, otrzymałabym... nie wiadomo co tak właściwie. Na pewno nic, do czego można by się później odnieść, bo to jak zdanie wyrwane z kontekstu. Inna sprawa, to moje podejście do długości tekstu, bo ja osobiście mam wręcz odwrotnie (dziwne, nie? :D) niż Ty. Krótkie teksty bardzo trudno mi się komentuje, bo nie mam czego omawiać i nad czym się zastanawiać. Mam ograniczone przemyślenia, bo autor nie dał mi możliwości wczuć się w akcję. Przy krótkich rozdziałach czasem nie przychodzi mi nic do głowy poza streszczeniem tego, co się działo, bo tego było za mało, by wyciągnąć jakieś wnioski. Nie zdążę się po prostu wczuć, a to już koniec i... jak żyć? Ja lubię się pozastanawiać, lubię poanalizować i lubię bardzo nasze kilkugodzinne rozmowy z Akari, które prowadzimy niemal po każdym rozdziale, omawiając i planując co dalej. Jasne, że to też wiąże się z tym, że nawet czytając 'na raz' często zapominam coś, o czym jeszcze chciałam wspomnieć. Ale tak jak wyżej pisałam, obawiam się, że gdyby mi ten tekst dawkować, być może w ogóle nie przyszłoby mi to do głowy. Wolę zapomnieć i poruszyć temat po czasie, niż nawet się nie zastanawiać, czy jest coś, o czym jeszcze chciałabym podyskutować.
Dobra, jak już wymieniłyśmy się naszymi skrajnie innymi poglądami na ten temat, to przejdę dalej :D
Ej, tak szczerze to przy tekście o teściowej parsknęłam śmiechem. Nie, nie mam jej, ale nie sądzę, by sformalizowanie mojego związku coś zmieniło w moich kontaktach z 'prawie' teściową. Na gorsze. Wręcz przeciwnie, jestem pewna, że byłoby tylko lepiej. I wrażenia też mam skrajnie różne od Twoich, bo w przypadku mojego związku, za wszystko winiony przez swoją matkę jest mój facet. Może to dlatego, że ona uważa, że przy mnie stał się innym człowiekiem, zmienił na lepsze? Więc zdania nie zmienię, to wszystko kwestia człowieka, a nie pełnionej przez niego roli w rodzinie. Współczuję Ci jednak, skoro z teściową trafiłaś tak słabo.
UsuńW kwestii wyjątku potwierdzającego regułę, to ja wiem, że powszechnie stosowany jest jako argument na wszystko, ale to błędne zastosowanie. Wyjątek potwierdzający regułę, to takie zdanie jak np. 'w piątek wyjątkowo nie ubrałam sukienki', co wskazuje na to, że z wyjątkiem piątku, sukienki noszę codziennie. I to jest reguła i odstępstwo od niej. Zdanie, w którym A mówi, że w jego rodzinie nikt nie je mięsa, a B na to, że C je mięso, na co znowu A, że: 'wyjątek potwierdzający regułę!'... nie jest wyjątkiem potwierdzającym regułę, bo nie ma tu reguły ani żadnego wyjątku. To tak nie działa, ale to w ramach ciekawostki.
Z kolei moja mama mojego faceta nie traktuje w żaden specjalny sposób. Nie ma przywilejów, nie dostaje żadnych ciast i nie jest rozpieszczany. Traktuje go jak każdego w tej rodzinie, więc czasem ma swoje chwile, a czasem ich nie ma. To jest moim zdaniem równowaga i poprawny stosunek do drugiej osoby, bez oceniania jej zależnie od płci. Szczerze mówiąc nie lubię czegoś takiego, więc bardzo się cieszę, że mnie to ominęło.
Ale ej, nie możesz napisać, że nie odpowiedziałam na Twoje podejrzenia! :D Jest nowy rozdział, a tam są informacje, już wszystko co ważne wiesz ;-)
Oczywiście, ja zawsze coś kombinuję, przyznaję się bez bicia :-)
Spoko, tylko dyskutujemy, nikt się nie obraża, chociaż nie ukrywam, że byłam trochę oburzona poprzednim komentarzem xd
Pozdrawiam również :-)
Wiesz co sobie właśnie boleśnie uświadomiłam? Za jakiś czas to opowiadanie się skończy. Jeśli nie zdecydujecie się na kolejny "sezon" (czy ja mogę go tak w ogóle nazwać? to chyba bardziej odniesienie do seriali), to pewnie skończą się nasze "burzliwe" dyskusje. Choć początkowo trochę dziwnie było mi się z Tobą tak nie zgadzać, to teraz myślę, że w przyszłości będzie mi tego brakować.
UsuńJuż wcześniej wspomniałam, że dziwny ze mnie człowiek. Czasami pochłaniam bardzo dużo tekstu, ale czytam jedynie opowiadania normalnych ludzi, na wszelkiego rodzaju blogach. Jak się wciągnę, potrafię siedzieć do 4 w nowy, a przebudzając się, od razu z powrotem zaczynać czytać. Książki pochłaniam jedynie w wersji audiobooków. Nie czytam ich normalnie i bo dziwo, trochę mnie nudzą, a duża ilość stron zniechęca. Ja widzisz, ciężko mi dogodzić :D Im ktoś starszy, tym więcej ma jazd :D
Co do przyszłej teściowej, to życzę Ci aby było tak niezależnie od tego, czy dasz się zaobrączkować, czy też nie. Ja przed ślubem miałam podobnie do Ciebie, a może nawet lepiej. Cudowna kobieta, która wielokrotnie dziękowała mi za to, że jestem z jej synem i że dzięki mnie on jest taki jaki jest. Na rękach by mnie nosili oboje. Do ich domu wniosłam uśmiech i radość, a potem... ech... Najważniejsze, aby mieszkać na swoim ;))) i mieć dystans do sytuacji ;)
Można to i sezonem nazwać. Póki co ustaliłyśmy, że kończymy tę część i robimy sobie przerwę. Jeśli się stęsknimy za tą historią, to pewnie napiszemy jakąś krótką (żeby nie miała znowu 50 rozdziałów :D) trzecią za jakiś czas.
UsuńZgadzam się z tym co piszesz (wow!), bo ja generalnie właśnie to w komentowaniu lubię najbardziej. Że można podyskutować i wymienić się spostrzeżeniami. To jest zawsze najlepsze, bo takie bezgranicznie wychwalające komentarze są miłe, ale w gruncie rzeczy niewiele wnoszą. Jeśli nie wiem, jak jakąś sytuację widzą inni, jakie mają przemyślenia, to ciężki mi ocenić, czy osiągnęłam to, co chciałam i czy moi bohaterowie są postrzegani tak, jak planowałam. Można się dowiedzieć i nauczyć wielu nowych rzeczy.
Nawet jeśli opowiadanie się skończy, to istnieje szansa, że to ja będę miała jakieś nietypowe spostrzeżenia dotyczące Twoich historii, więc uwierz, szybko za tym nie zatęsknisz :D
Ja się cieszę, że będą dłuższe teksty a z drugiej smucę bo to znaczy, że blog dobija do końca i co ja potem będę czytać ( Tu czekam na ciebie Erroay :) )
OdpowiedzUsuń1 Są pokazane emocje Haniko i fajnie bo to skryta postać, cieszę się, że nie chce mieszać w to Sasuke to znaczy go nie obwinia i potrafi zastopować myśli, które do niczego dobrego ją nie doprowadzą.
2 Mikoto opisze póżniej. Haniko stara się ale nigdy nie zrozumie się z Mikoto w 100% bo ona nie da sobą pomiatać w przeciwieństwie do Mikoto. Jednak lubie ich relacje. Sama Haniko coś kiedyś wspominała, że Mikoto jest/była dla niej jak matka, której nigdy nie miała. Mam nadzieję, że pomimo tego ich stosunek będzie bliski. Teraz mi uświadomiłyście, że tak naprawdę to Mikoto jest dużo bliżej i dużo lepiej zna Haniko niż Keiko ale pewnie to się może zmienić (przygotowania do ślubu itp)
3 W końcu scena z Sumire i Sasuke, w końcu ją tuli i jeszcze Fugaku w tle, ciekawa jestem, czy on myśli, że to jest niemęskie, czy raczej gdy nikt nie widzi sam się tak kiedyś zachowywał i zachowuje w stosunku do Kinari? Obstawiam to druge :P
4 Zrobiło mi się żal Sasuke i pewnie go to też zabolało. Fugaku go zaakceptował bo nie ma wyjścia. Swoją drogą jak powiedział, że Itachi to jego były syn to ręcę mi opadły, ahh. Sasuke sam to wie, i go to boli bo Fugaku nadal nie widzi jego potrzeb, emocji, a teraz łaskawie mu chce dać przywództwo. Jestem pełna podziwu, że tak ich rozmowa przebiegła w miare spokojnie, mam wrażenie, że Sasuke kiedyś by był bardziej agresywny a teraz spokojniej ale dosadnie powiedział co o tym myśl i dobrze. W ogóle nie rozumiem czemu nikt nie powie Fugaku jaki jest bo takie poklepywanie po ramieniu to najgorsza taktyka.
5 Nie wiem kto mnie bardziej denerwuje Mikoto czy Fugaku. Obstawiam ją, tu mam nietypowe zdanie ale uważam, że kobieta która ma dziecko a żyje z nieobliczalnym mężem jest współwinna cierpieniu tego dziecka i od takich rodziców należy się odciąć w przyszłości, matki też bo nic nie radzi ( mam tu namyśli domy dysfunkcyjne a potem jest tylu DDD/DDA). A ja bym dom Uchihów określiła dysfunkcyjnym bo Sasuke i Itachi są emocjonalnie zranieni, ojciec tyran, matka współuzależniona i jeszcze biedna Kinari. Fugaku....brak słów w normalnym życiu to mam ochote przyłożyć takim "mężczyznom", dla mnie jest skończony i bymw życiu nie chciała znać takiego człowieka ale wiem,że u Was może się zmieni.
6 Haniko i Sasuke dobrze zrobili, że się wyprowadzili, i dobrze, że Mikoto nie wyciągali siłą bo co tu robić, skoro baba współuzależniona od męża. Dodatkowo mają dziecko i o nim powinni myśleć, Haniko też lepiej poczuje się u siebie. Tylko jedna rzecz mi się nie podoba - nie zabrali Kinari, wiem że Sasuke nie czuje z nią więzi ale to jego siostra a ja bym się bała o takie małe dziecko, niech tylko znajdzie się w nieodpowiednim miejscu, Fugaku żuco talerz akurat tam, gdzie przeraczkowała i trup na miejscu. Za to dla mnie duży minus dla nich ( może to też by otrzeźwiło Mikoto)
7 Nieznajomość prawa szkodzi :P Tsunade szuka oszczędności i wykiwała Uchihę, ciekawe ilu jeszcze tak robi w konia. Sasuke jako Jonin no nie wiem też mam obawy czy jest wstanie kierować grupą ale myślę, że teraz tak, dojrzał, ciekawa jestem próby
8 Nadal jestem ciekawa tej kary Sasuke co ma związek z Haniko bo ja ich rozdzielicie to się obrażę :PPP
Może pod jeszcze w tym tygodniu napisze komentarz do następnego rozdziału.
pozdrawiam :)
AhA pamiętam, że tam gdzieś mamy niedokończona dyskusję jak znajde czas to odpisze ( raz spróbowałam i wtedy siad mi internet i cholery dostałam XD)
Do końca jeszcze trochę, ale mam nadzieję, że zanim opublikujemy tutaj 50 rozdział, to moja historia będzie już publikowana na blogu. Chciałam ją skończyć przed początkiem maja, a jutro czerwiec... W gruncie rzeczy tak niewiele mi zostało. Muszę w końcu do tego siąść :-)
UsuńMikoto i Haniko nigdy nie będą w stanie się zrozumieć, ale myślę, że bliskie stosunki są w stanie utrzymywać. To prawda, że Mikoto nie ma tak dobrego kontaktu z Keiko i pewnie nigdy być nie będzie. Mimo różnić w charakterach i postrzeganiu różnych rzeczy, to z Haniko zawsze łatwiej będzie jej znaleźć wspólną płaszczyznę, bo Keiko... cóż, ona to już w ogóle jest z innego świata :-)
Ciężko powiedzieć, co myśli Fugaku. Nie zastanawiałam się nad tym, ale obstawiam coś pośrodku :D. To nie jego pierwsze dziecko, więc pewnie też się nad nim tak nie rozczula, bo jest już stary, 'wychował' dwóch synów i takie rzeczy go nie ruszają. Z drugiej strony chyba nie jest aż tak nieczuły, by gardzić Sasuke z powodu jego uczuć do córki. Myślę, że rozumie, choć udaje, że jest inaczej i że on nigdy się tak nie zachowywał. A Kinari... biedaczka wydaje mi się bardzo pokrzywdzona. Bracia się nią nie interesują, bo jest za mała, by mogli mieć z nią jakiś kontakt, a Sasuke ma dziecko niewiele młodsze od niej, więc ono naturalnie jest ważniejsze, ojciec też niezbyt się nią interesuje, bo wszystko wokół ważniejsze od niemowlęcia, Mikoto się nią opiekuje mechanicznie, non stop zajmując się innymi sprawami, niewiele uwagi poświęcając jej tak naprawdę. Biedne to dziecko. Trzeba liczyć na to, że z czasem zacznie wzbudzać większe zainteresowanie wśród członków rodziny. Oby.
Tak, Mikoto jest zdecydowanie przykładem takiej kobiety, która sama szkodzi sobie i dzieciom, bo nie potrafi odejść od męża. W moim mniemaniu on też jest skończony, nie chciałabym mieć z nim nic do czynienia i nie utrzymywałabym z nim żadnych kontaktów na jej miejscu. Niemniej Mikoto to Mikoto... Nie wiem, co mam Ci odpisać, bo właściwie odpowiedź znajduje się w najnowszym rozdziale :-)
Ja z kolei myślę, że zabranie Kinari nie otrzeźwiłoby Mikoto, bo ona nie tyle zaczęłaby się zastanawiać, dlaczego, co po prostu poszła za nimi. To by było takie niezrozumiałe dla niej, jak dla małego dziecka, by nie pchać paluchów do kontaktu. A Fugaku choć to nieobliczalny tyran, nie jest na tyle nieuważny, bo zrobić krzywdę małemu dziecku. Nie rzucałby talerzami, gdyby Kinari była wtedy w kuchni. On umie nad sobą panować, jeśli wymaga tego sytuacja.
Kara Sasuke też już wkrótce :D liczę na burzliwą reakcję xD
Pozdrawiam!
Keiko jest z innego świata ale potrafi zjednać ludzi cos jak Naruto ( swoja droga fajnie jakby się poznali, choć może Sasuke by tego nie przeżył 😂). Jednak ona Mikoto maja swoje fazy i przy organizacji ślubu może być ciekawie bo nie wierze, ze ani Uchiha sie nie wtraci.
UsuńJednak się nie zgadzam, uważam ze Fugakunw takiej furi nie wiedział co robi, wiec mógłby uszkodzić córeczkę, zresztą Mikoto tam była i naprawdę coś mogło by jej sie stać, wystarczy ze by przyblizyla sie bliżej, z tego biorą się te nieszczęśliwe wypadki. Ponadto sorry ale jednak to siostra, może nie ma relacji jakoś ale siostra to siostra, ponadto Sasuke i Haniko sa rodzicami i nie powinni pozwolić by taki rychliwy już brzdąc pozostał tam bez opieki ( Mikoto nie była w stanie) i dlatego u mnie.maja za to nadal minusa.
W ogóle teraz uwiadomiłam sobie, że fajnie pokazałyście jak ludzi potrafią przybierać maski - Fugaku kapitan policji i zarazem.stosujacy przemoc, nie ma co to należało bu zgłosić do hokage, może by sie uspokoił. Ja sie nadal dziwie, ze jest na tej funkcji po zamachu, Tsunade go za łagodnie potraktowała, coś musi uderzyć w jego nadmuchane ego aby cos dotarło to tego pustego łba.
Ta odpowiedzią o karze wcale mnie nke uapokoilas, przygotuj sie na moje zale XD
Na tym polu nie porównywałabym Keiko do Naruto. Łączy ich na pewno żywiołowość, towarzyskość i pozytywne nastawienie do życia, ale Keiko nie posiada takiej osobowości, by wszystkich do niej ciągnęło. Dobrym przykładem jest chociażby Haniko. One mogą się lubić, ale nigdy nie będą blisko i Haniko nigdy nie będzie do niej w żaden sposób ciągnęło. I ona nie jest wyjątkiem.
UsuńEj, ej, pogubiłam się. Dlaczego Mikoto miałoby się coś stać? Fugaku tylko rzucał talerzami, nie celował nimi przecież w żonę, a już tym bardziej w siedzące w foteliku dziecko. Kinari przecież nie chodziła sobie po podłodze, kiedy jej matka gotowała obiad, to by było mocno nieodpowiedzialne.
Czemu Kinari miałaby pozostać bez opieki? Przecież Mikoto ma ją cały czas na oku, nie zostawia jej gdzieś samej, nie jest złą matką. Do mnie ten argument niestety nie trafia. Moim zdaniem Sasuke nie miał powodów ani tym bardziej prawa, by zabrać jej dziecko :-)
Hm, trzeba też wziąć poprawkę na to, że to nie nasz świat. Nie ma czegoś takiego jak przemoc psychiczna ani fizyczna, raczej nikt nie zna tam takiego pojęcia. Oni tam wiecznie walczą, trenują, zadają sobie rany większe i mniejsze. Oczywiście jest różnica między ćwiczeniem, a celowym robieniem komuś krzywdy, ale na pewno jest ona bardziej płynna niż w naszej rzeczywistości. O przemocy psychicznej to już pewnie w ogóle nie słyszeli. Myślę więc, że na Tsunade nie zrobiłoby to wrażenia.
A miałam uspokoić? :D To wybacz, ale nie będę kłamać xD
Wybacz, za błędy. Dla mnie jeśli ktoś rzuca talerzami to sytuacja jest niebezpieczna, on był w takiej furi, ze mógłby przez przypadek źle wycelować i trafić przez przypadek w żonę, czy Kinari. Ponadto to talerze,wiec odlamki naczynia latają a one potrafią być ostre jak brzytwa albo mógłby wlecieć ten kawałek np Kimari do oka. Z tego bierze sie tyle "nieszczęśliwych wypadków", jak człowiek jest tak wkurzonym to nie patrzy co gdzie leci, kto sie zbajduje a potem ludzie trafiają do szpitala np po oparzeniu oto.Mikoto nie jest zła matka ale na tamtą chwile nie była w stanie zaopiekować sie Kinari bo sama była przerażona i ja uważam, ze obowiązkiem Sasule jako brata jest to aby dziecko wziąć z takiego domu. Już sama ta awantura negatywnie wpływa na takie dziecko, nawet jak jest male to do 3 roku życia wszystko.kształtuje sie w podświadomości, zresztą po tym rodziale zaczęłam.sie zastanawiać czy Fugaku uderzył kiedyś żonę albo synów.
UsuńMaja poprawczka i kodeksy karne, wiec pewnie sa przestępstwa bp za nękanie, bapastowanie oto a to przemoc psychiczna, ponadto jest policja wiec na 100% wzywani sa tez do kłótni małżeńskich, i pewnie widza scene gdy maz bije zone, wiec myślę ze istnieją tam takie pojęcia XD.
Nadal mnie ciekawi czemu Tsunade po zamachu nie pokazala Fugaku gdzie jego miejsce i np nie zawiesiła, w ogóle czemu on nie siedzi w więzieniu.
Dla mnie jednak Keiko ma osobowość, może ona i Haniko za mało spędzimy ze sobą czas ale sam fakt, ze jest chyba druga po Naruto przyjaciółka Sasuke mówi sam za siebie😜
To chociaż zdradź czy ta kara będzie w najbliższym.rozdziale czy gdzieś później XD
Nie jestem do końca przekonana. Wydaje mi się, że gorsze rzeczy już działy się w tym domu. Jasne, że Kinari może mieć traumę, ale kto tam jej nie ma? Itachi widział umierających na wojnie w wieku 4 lat, Sasuke dzieciństwo miał spokojne, bo był wpatrzony w ojca jak w obrazek, ale pewnie później trochę bardziej ucierpiał. To świat shinobi, a on rządzi się trochę innymi prawami.
UsuńCzy Fugaku uderzył kiedykolwiek żonę? Wydaje mi się, że nie. Mikoto jest chyba dla niego najważniejsza, trochę wręcz święta. Może na nią krzyczeć i nią pomiatać, ale ręki by na nią nie podniósł. Tak mi się wydaje. Ale czy uderzył synów? Tutaj już mam chwilę zawahania, bo... niewykluczone. Sasuke ma cięty język, może został za to spoliczkowany w przeszłości. Itachi jeśli w ogóle, obrywał raczej za inne rzeczy. Nie wiem, trudno powiedzieć.
Wątpię, by policja była wzywana do kłótni małżeńskich. To świat shinobi, tam się poważniejsze rzeczy dzieją. No chyba, że to małżeństwo to się pojedynkowało już tak na całego, demolując przy okazji pół wioski.
Fugaku został na stanowisku z dwóch powodów:
1. Jest najlepszy w tym, co robi. Można narzekać na jego osobowość i stosunek do własnych dzieci, ale kapitanem policji jest świetnym. Umie zarządzać ludźmi, rozwiązywać skomplikowane sprawy itd.
2. Gdyby Tsunade zamknęła go w więzieniu, naraziłaby się na gniew pozostałych Uchiha i zamachu nie udałoby się już powstrzymać. Musiałaby chyba wszystkich zamknąć, a nie wykluczone, że wtedy nie zaczęliby knuć jeszcze bardziej, nie uciekli i nie zdemolowali wioski. Dla jej dobra wybrała najlepsze rozwiązanie.
Sasuke nie jest chyba jakimś wyznacznikiem umiejętności zjednywania sobie ludzi przez innych :-) może i Keiko wzięła go podstępem i sprawiła, że stał się jej bliskim przyjacielem (z wzajemnością), ale to nie oznacza, że zdobędzie każdego. A Haniko i Keiko gdyby spędziły ze sobą więcej czasu, pewnie jeszcze mocniej by się od siebie odsunęły. Keiko przejawia zachowania, które denerwują Haniko, z którymi się nie zgadza i uważa za niedopuszczalne, jak chociażby jej mieszanie się we wszystko, nawet jeśli sprawa jej nie dotyczy. I Haniko nie jest w tej kwestii wyjątkiem. Naruto i Keiko jednak mocno się od siebie różnią.
Będzie wyjaśniona w 46 :D
No ale po co więcej ludzi ma mieć traumę, niech chociaż Kinari będzie normalna XD
UsuńMoże jest święta ale ma bardzo oryginalny sposób wyrażania tego, może jak sa sami, w ogóle jestem ciekawa jak sie poznali bo raczej pochodzą z dwóch światów i czy Mikoto jest Uchiha bo w mandze tego nie wytłumaczyli a ma bardziej uchihowski wygląd niż Fugaku.
Ale żyją tam jeszcze cywile, wiec może sa wzywani do jakiś bojek, w anime była scena jak byli wezwani do bójki pijaków XD
W sumie racja, ze Fugaku jest dobry w tym co robi ale szkoda, ze nie beknął za zamach, w końcu zginęli tam ludzie.
Sasuke to Sasuke i jak komuś udało sie do niego dotrzeć to wow bo na początku to ma sie mu ochotę tylko przyłożyć.
Wiesz na początku opwiadania bardziej lubiłam Haniko ale z czasem jakoś Keiko moja sympatie zdobyła bo niby taka nie ogarnięta a jak chce to potrafi wyrazić to vo myślą wszyscy ale nikt tego nie powie i dziś raczej ja wole ale Haniko tez lubię. Wiec tak jestem pełna podziwu dla was bo w większość ci bohaterowie OC mnie wkurzają a ty dwie fajne kobietki stworzyłyście 👍
Akurat przed sesja pojawi sie rozdział nie zdziwię sie jeśli zamiast uczyć ie bede czytać bo mnie to interesuje bardziej niz prawo administracyjneXD
Wszyscy Uchiha są spaczeni, czemu odebrać to dziedzictwo Kinari? :D haha, a tak na poważnie, to może Fugaku jeszcze się ogarnie i córeczka jako jedyna nie będzie miała źle :-)
UsuńMyślę, że jak są sami, to jest bardziej czuły. Mikoto jest wrażliwą kobietą i na dłuższą metę nie wytrzymałaby z takim ostrym i niebezpiecznym tyranem. Fugaku musi coś w sobie mieć, kiedy są razem ;-)
No pewnie tak, cywile też mieszkają w wiosce, ale wydaje mi się, że to są mniejszościowe sprawy, a policja przybywa, by takich rozdzielić, a nie ukarać męża za podniesienie ręki na żonę. Wydaje mi się, że w świecie 'Naruto' nie ma takiego podziału, że kobieta jest słaba i delikatna, a mężczyzna silny i niepokonany. Dobrym przykładem jest tu np. Sakura, która potrafi przyłożyć lepiej niż przeciętny facet :-) wśród cywilów na pewno ten podział jest bardziej widoczny, ale shinobi wybijają się z takiego szufladkowania.
Generalnie wydaje mi się, że Keiko jednak łatwiej jest lubić. Jest taka żywiołowa, pozytywna i nie przejmuje się przeszłością. Przezwycięża trudności z łatwością, a nawet jeśli coś leży jej na sercu, uśmiecha się i wierzy, że będzie lepiej. Potrafi również podbudować innych, a jej wpływ na Sasuke jest naprawdę nieoceniony. Haniko z kolei nie potrafi się odciąć od przeszłości, to wszystko gdzieś tam z nią cały czas jest, jest bardziej wycofana, obowiązkowa i mniej skora do traktowania życia jak zabawy. Jest stanowcza, popełnia sporo błędów w kontaktach z Sasuke (bo nie zawsze to on jest winien) i płaczliwa, czasem aż nazbyt. Kiedy w rozdziale pojawiają się obie, pozostaje też w cieniu Keiko. Zresztą... kto nie pozostaje? Itachi ginie w tekście jako pierwszy :D. Myślę, że raczej Keiko jest tą osobą, która jako pierwsza skrada serca czytelników :-). Niemniej ja mam słabość do postaci kobiecych, które nie są takie typowe, więc zawsze kusiło mnie by stworzyć kogoś takiego jak Haniko. W moich wyobrażeniach była bardziej silna i niezależna, ale cóż... nie wszystko wychodzi tak, jak byśmy chcieli.
Cieszę się bardzo, że nasze bohaterki przypadły Ci do gustu! Itachiego i Sasuke trochę sobie zmodyfikowałyśmy, nadając im cech, których oryginalni nie mieli, ale prawdziwym wyzwaniem jest jednak stworzyć jakąś postać od zera, nie korzystając z gotowca. Dlatego bardzo nam miło, że to się udało :-)
No prawo administracyjne (sama nazwa mnie odrzuca) brzmi jak naprawdę mocna konkurencja dla naszego opowiadania :D. Oj tam, zrobisz sobie przerwę w nauce, żeby odetchnąć i wpadniesz do nas, zapraszamy ;-)
Teraz sobie pomyślałam, że Fugaku jest dobry w seksie, samo to, że maja 3 dzieci w tym jednego bobasa, ponadto pamiętam jak uczył któregoś z braci (obu?) jak traktować kobietę podczas seksu. 🙊🙈 To tak jak z Sasuke i Haniko gdyby nie dobry seks to Haniko szybciej sie deklarowała na coś albo szybciej by pogadali bo u nich była do pewnego momentu zasada seks dobry na wszystko🙈
UsuńKiedy w rozdziale pojawiają się obie, pozostaje też w cieniu Keiko. Zresztą... kto nie pozostaje? Itachi ginie w tekście jako pierwszy :D. - śmiechłam, kto jak to ale Itachi zawsze najszybciej znika w tłumie.
Też lubię twarde babki, już od dziecka nie lubiłam niektórych księżniczek bo dla mnie takie nijakie były a w Mullan i Potahontas sie zakochałam XD Ale wyjątkowo Keiko mnie kupiła.
No i racja z shinobi nic nie wiadomo, przecież najsilniejsze jednostki to Tsunade i Sakura a pewnie niedługo Sarada
Mnie też odrzuca a jeszcze bardziej nauka na pamięć ustaw (tas powinnam sie teraz uczyć), które zmieniają sie co 2/3 lata #fucklogic
Pewnie tak :D. Fugaku uczył obu, robił im wykład z zabezpieczania się, co jemy samemu chyba średnio wyszło, patrząc chociażby na to, że ma nieplanowaną w tym wieku Kinari xD
UsuńHmm, u Sasuke i Haniko wciąż ten 'seks dobry na wszystko' chyba obowiązuje ;-)
Keiko to też silna babka. Szybko przezwycięża problemy, najszybciej ze wszystkich bohaterów. Haniko udaje, że ich nie ma, ale wewnętrznie przeżywa, Sasuke jest bardzo emocjonalny, a Itachi martwi się niemalże wszystkim. Keiko do tej pory płakała zaledwie raz, to już Sasuke miał więcej takich łzawych momentów :D
Nie znoszę wkuwania na pamięć, więc cieszę się, że za wiele na studiach nie musiałam. Zdecydowanie wolę na zrozumienie. A już wkuwanie czegoś, co za chwilę będzie nieaktualne w ogóle wydaje mi się demotywujące.
To był genialny rozdział. Wiesz ja tam bym.sie nie zdziwiła, ryby to Mikoto chciała dziecko i "zapomniała" pigułki.
UsuńNo właśnie tylko na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie jakby była trochę dziecinna a tu sie okazje, że jest najsilniejsza.
Ej a Itachi płakał?? XDDD
Keilo też jako jedyna tego nie dusi prawidłowo bo pozostała 3 zachowuje sie tak, jakby emocje były czymś złym.
Tez nie widzę sensu, wiec uczę sie minimum tęgo, choc jak pomyśle, ze biorę drugo kierunek, czyli więcej nauki, to.mam ochotę sie uderzyć
PS Fugaku miał 2 nieplanowanych dzieci - Itachiego i Kinari, wiec nie zdziwię sie, jeśli Sasuke tez urodził sie z wpadki 🙈
UsuńMożliwe, że tak było :D dzieci już duże, nie przychodzą się przytulić, nie dają mamie laurek na urodziny, czas sobie nowe sprawić :D
UsuńItachi nie płakał. Najbardziej płaczliwą jednostką z naszej czwórki jest zdecydowanie Haniko, której łzy cisną się do oczu bardzo często. Później mamy emocjonalnego Sasuke, który wszystko w sobie tłumi i potem nie jest w stanie już wytrzymać i Keiko, która z większością problemów radzi sobie optymizmem i rzadko coś ją wzrusza. I na samym końcu mamy Itachiego, który choć bardzo mocno przeżywa wiele rzeczy, to jakoś nie jest zdolny do łez. Nie oznacza to jednak, że nie potrafi płakać, a jedynie tyle, że emocje nie działają na niego w taki sposób, jak w przypadku chociażby Haniko. Radzi sobie z nimi w inny, a czasem... nie radzi?
Czy Sasuke też był wpadką? Myślę, że nie. Myślę, że Fugaku był tak zachwycony Itachim, że zapragnął drugiego syna, który już niestety nie okazał się tak zdolny i inteligentny jak pierworodny. Fugaku się rozczarował i więcej dzieci już nie chciał. Itachi stał się wszystkim, Sasuke przestał mieć znaczenie. Przykre.
Ło matko, drugi kierunek? Jaki? I oczywiście życzę powodzenia :-)
I w końcu dziewczynka i może w przeciwieństwie do braci, pokocha te wszystkie uroczystości, zdjęcia, pamiątki jak.mamusia.
UsuńTo ich dobrałyście pod względem płaczliwości. Jakaś wspólna cecha Keiko i Itachiego, mimo ze nie płaczą z różnych powodów.
Teraz jak myślę to masz racje, ze Sasuke był planowany, Fugaku chciał druga jego kopie ( bo przecież Itachi jest taki zdolny po nm) a Mikoto nie trzeba dwa razy mówić.
Jednak właśnie za to jakim ojcem i jak wielka krzywdę zrobił Sasuke nie lubię go, choc przynaje, ze wprowadza pewny smaczek do tego opowiadania XD. Ale też mi jest przykro z tego powodu, niektórzy nie pownini zostać rodzicami i tak jak Sasuke wspomniał, pewnie jest, że mimo ze on niedawno jest tata to pewnie bardziej już zadbal o Sumire biz Fugaku o niego.
Mam nadzieje, że pomimo, ze niektórzy mówią, ze Sasuke jest podobny do Fugaku to nie powtórzy jego błędów.
Dla mnie Fugaku nie dorósł do tego aby być ojcem.
Tak na 80%( musza mnie przyjść) - ekonomie bardziej z praktyki bo prawnik musi mieć jakieś pojęcie. Wymyśliłam sobie tez ze nauczę sie francuskiego. I programowania. Chyba cierpię na nadmiar ambicji albo pracoholizm 😂
Jak dorośnie, to się okaże. Kto wie, może to będzie taka damska wersja Fugaku :D
UsuńNie byli dobierani pod tym względem, samo tak się jakoś zrobiło. Sasuke to zresztą nie taka znowu beksa, tak mu się akurat w życiu złożyło, że miał wiele ciężkich momentów, ale wychodzi na prostą... chyba ;-)
Fugaku wprowadza wiele smaczków :D nie wyobrażam sobie tej historii bez niego, bo jest niezastąpiony pod pewnymi względami :D
Czy Sasuke popełni błędy ojca? Ja już wiem, bo mam wymyśloną kontynuacje, ale czy ona ujrzy światło dzienne i się tego dowiesz, to nie gwarantuję ;-)
Widzę, że lubujesz się w kierunkach, które najbardziej mnie odstraszają :D prawo to koszmar, zasypiam na głupim bhp bo tam za dużo ustaw i dziwnych definicji, a co dopiero mówić o całych kodeksach, a ekonomia to kolejna nuda nad nudami, mój brat studiuje i jak coś opowiada, to brrr... nigdy w życiu :D. W tym zestawieniu brakuje jeszcze filologii angielskiej i medycyny, żeby całkowicie mnie odrzuciło xD
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń