14 kwietnia 2018

43. Przecież jutro już jutro!

Szczęk klucza w zamku poderwał ich z kanapy. Niemal biegiem rzucili się do drzwi, zatrzymując gwałtownie zaraz po opuszczeniu salonu. Nie spodziewali się zastać w przedpokoju Keiko, machającą do nich z uśmiechem. Zwłaszcza Itachi zmarszczył brwi, bo pamiętał, że dziewczyna miała nawrzeszczeć na przyjaciela. Przynajmniej tak mu powiedziała, wychodząc z domu. Czyżby tym przyjacielem zgarniającym ochrzań był Sasuke? Przestało to być istotne, kiedy tylko on wyłonił się za pleców Higashiyamy.
— I jak poszło? — zapytała zatroskanym głosem Mikoto, przerywając pełną napięcia ciszę.
— Dobrze — burknął od niechcenia, pośpiesznie zdejmując buty. Jedyne, o czym teraz marzył to odpoczynek, a nie kolejna seria przesłuchań przeprowadzona tym razem przez najbliższych.
— A jaki jest werdykt? — dopytywał Itachi, ignorując już uwieszającą mu się na ramieniu Keiko.
— Nie zostanę zgładzony — wyjaśnił ponurym głosem przepełnionym zmęczeniem — ale mam karę — dodał, wchodząc na schody.
— A coś więcej? — żachnął się. W końcu nie siedzieli cały ten czas w napięciu, zamartwiając się o niego, aby zostać teraz tak totalnie olanym. Odruchowo wykona krok naprzód, lecz ręka Haniko zagrodziła mu drogę. Spojrzał zaskoczony na dziewczynę, która delikatnie pokręciła głową.
— Lepiej nie — szepnęła, zerkając na górę, na znikające za rogiem plecy mężczyzny.
Zawstydzony odwrócił wzrok. Sasuke zawsze maskował słabości, a zmęczenie traktował jak jedno z nich, lecz teraz był tak skonany, że nawet nie starał się tego ukryć. Itachi doskonale widział jego ociężały chód i ledwo odrywające się stopy od podłoża. Zmrużone powieki, starające się ograniczyć dostęp rażącego światła do zbolałych przekrwionych oczu. A także intensywnie ściągnięte mięśnie twarzy, wręcz krzyczące o relaks. Tak szczerze to wyglądał, jakby wyszedł z pralki po trybie wirowania.
Wiedział, że nie powinien go teraz męczyć, ale... tyle czekali w nerwach i napięciu, że mogliby dostać lepsze wyjaśnienia. Ale no przecież jest zmęczony, przesłuchanie do przyjemności nie należy. Aczkolwiek tak bardzo się martwili... I tak można zapętlać w niekończących. Zawsze istnieje jakieś, ale...
Z ust Mikoto wyrwało się cichutkie smętne westchnienie. Zapragnęła pognać za nim, zamknąć w objęciach matczynej czułości, otoczyć nadmiarem troski i, i, i niestety wiedziała, że nie tego potrzebował. Zerknęła znacząco na Haniko, wymownie wskazując głową kierunek. Shimanouchi zrozumiała, co potwierdziła delikatnym skinieniem. Niezauważona przez pozostałą dwójkę, dyskretnie wycofała się, znikając na piętrze.
— O w samą porę — zawołała radośnie Mikoto, słysząc gwizd czajnika. — Może napijemy się herbatki? — zaproponowała, kierując się do kuchni.
— A tak, poproszę — ocknęła się Keiko, przestając pisać smsa.
Itachi jeszcze przez chwile niepewnie przyglądał się szczytowi schodów, jakby ten nagle przestał być znajomy, lecz ostatecznie odwrócił się, podążając za kobietami.
— Pamiętasz może, czy Sasuke coś mówił? — dopytywał, nie dając za wygraną. Nie miał zamiaru cierpliwie czekać, aż brat raczy cokolwiek wyjaśnić.
— Ano i to całkiem sporo.
— Mówił coś o karze? — zainteresowała się Mikoto, również zdeterminowana, dowiedzieć się więcej.
— No oczywiście, a co wy myślicie, że ja bym mu pozwoliła nic mi o tym nie powiedzieć — żachnęła się, oburzona insynuacjami jakoby o Sasuke martwiła się mniej od nich.
— To, co powiedział?
— Że musi czekać, aż się wiedźmie znudzi — odparła po krótkim namyśle, dziarsko wsypując cukier do kubka.
Mikoto zamrugała parokrotnie w całkowitej konsternacji, a Itachi zakrywał oczy dłonią. Keiko nie była najlepszym źródłem informacji.
— Nie bardzo rozumiem.
— Niech się pani nie martwi, ja też nie — odparła wesoło.
— Keiko nam chodzi o to, co mówił w sprawie przesłuchania — wyjaśnił, starając się ją naprowadzić na właściwy tor.
— No właśnie to. Po moim bardzo poważnym wykładzie o jego nagannym zachowaniu — mówiła przejętym głosem — nie chciał się przytulić. A potem mówił właśnie coś o jakieś wiedźmie.
Itachi stracił resztki nadziei. Westchnął krótko, przysuwając do siebie kubek z herbatą. Chyba za wiele oczekiwał.
Jednak Keiko tym niezrażona ciągnęła dalej: — A następnie spotkałam gila! Bo to chyba był gil. Takie małe słodkie wróbelkowate z czerwonym brzuszkiem. Był totalnie uroczy — zachwycała się. — No i wówczas sobie pomyślałam, że to jednak nie taka zupełna czerwień, bo to jednak taki ciepły kolor i wydaje mi się wpadający w pomarańczowy. Nie to, co sharingan. Intensywna czerwień wręcz krwista. Widziałam sukienkę w takim kolorze — opowiadała, nie przejmując się zrezygnowana miną Itachiego i lekko zakłopotanym uśmiechem Mikoto, która nie wiedziała, jak jej przerwać. — Pasowałaby mi, do Itasia też. Co prawda on by jej nie włożył, nie te gabaryty. Ale i tak trochę nie miałam na to pieniędzy. Sasuke też musi oszczędzać. Kazekaga każe sobie płacić trzydzieści procent z pensji. A to zdzierstwo! Przez cały rok oddawać aż trzydzieści procent w ramach jakiegoś tam odszkodowania, to dużo. Jak on teraz małej będzie zabawki kupował i Haniko sukienki? No istna masakra.
— Czekaj, co? — Itachi poderwał głowę, wyłapując z jej paplaniny cenne informacje.
— Sasuke ma płacić rekompensatę?
— Tak, ale niech się pani nie martwi. Twierdzi, że ma oszczędności i nie ma się, czym przejmować. Bardziej go trapią ci przestępcy.
— Jacy przestępcy? — zaniepokoiła się.
— Nie wiem, nie znam ich, nigdy nie byłam w zakładzie poprawczym.
— O czym ty mówisz? — sapnął lekko podirytowanym głosem. Przy tak poważnej sprawie, ona się wydurnia, rzucając pół słówkami wyrwanymi z kontekstu.
— Noooo odpowiadam na wasze pytania? — zrzuciła niepewnie, patrząc na niego, jak na ostatniego debila. Pytać o takie oczywistości. — E, co robisz? — dodała zaskoczona, kiedy gwałtownie wyciągnął ręce i nieoczekiwanie chwycił ją za dłoń. Normalnie pewnie by nie zwróciła na to uwagi, jednak raptowność zajścia była trochę dziwna. Taka niepasująca do Itachiego.
— Sprawdzam, czy nie masz lodowatych palców, wydają się lekko sine i bez koloru — wyjaśnił naprędce, przenosząc jej dłoń na ciepły kubek z herbatą. — Może powinnaś je ogrzać.
Zmarszczyła gniewnie brwi, czując, jak cofając ręce, ściągnął jej pierścionek. Nawet już otwierała usta z żądaniem natychmiastowego oddania, ale powstrzymała się, widząc jego zaprzeczenie. Przekrzywiła głowę, co często robiła, kiedy czegoś nie rozumiała, więc wskazał siedzącą obok Mikoto. Chwilę jeszcze dumała, nim jej oblicze rozpogodziło się, a z ust wyrwało krótkie aaa.
— No może mi trochę zmarzł. — Zacisnęła dłonie na kubku dla podtrzymania kitu. — A, mam kontynuować? —  rzuciła, napotykając wyczekujący wzrok kobiety. — To, na czym stanęło?
— Mówiłaś o zakładzie poprawczym. Ale nie mają zamiaru zamkną Sasuke w więzieniu, prawda?  — dopytywała zatrwożonym głosem.
— Spokojnie. — Położył jej dłoń na ramieniu. — Keiko nic o więzieniu nie mówiła, a on jest dorosły, więc jego poprawczak nie dotyczy.
— Niby nie, ale ma tam chodzić — wyjaśniła, kołysząc kubkiem.
— Jak to?
— Tsunade tak wymyśliła. — Wzruszyła ramionami, dalej bawiąc się herbatą, nawet nie zauważając przejętej miny Mikoto. — Ma ich szkolić.
— To chyba nie tak źle — odetchnęła, a ulga w jej głosie była wręcz namacalna.
— Też mu tak mówiłam, ale on jak zwykle tylko się nadymał. O! Może w poprzednim życiu był rozdymką? — zaproponowała, zafascynowana swoją teorią. — No wiecie to taka ryba, co się nadyma jak balon. — Nabrała powietrza w usta, wypychając policzki. — I wówczas takie kolce się pojawiają — ciągnęła dalej, żywo gestykulując.
— Tak, wiemy — zapewniał, starając się okiełznać jej entuzjazm, ratującym tym samym pobliskie naczynia.
Pani Uchiha delikatnie się zaśmiała. Bracia nawet, jako dzieci często cechowali się stoicyzmem, czemu zresztą hołdował i nadal hołduje Fugaku. Także, jeśli już czymś się emocjonowali, to i tak nie mieli przy tym takiej energii, jak Keiko, która swoją żywiołowość i pogodą ducha na miarę dziecka rozczulała Mikoto.
— A może byś kochana coś zjadła?
— Z chę…
— Podziękuje — wtrącił się Itachi, nie dając dokończyć nawet słowa. — Będziemy się zbierać. Późno już, nie chcemy przeszkadzać.
— Ale ja nie dopiłam herbaty.
— Śpieszymy się — mruknął twardo, wymownie na nią patrząc.
Zamrugała parokrotnie, na chwilę zamyślając się, po czym głupio wypaliła:
— Dokąd?
Ręce mu opadły. Szczęście w nieszczęściu Mikoto wtrąciła się, nim wymyślił sensowną odpowiedź.
— Ale chyba nic się nie stanie, jak zostaniecie te dziesięć minut dłużej? Keiko tak rzadko tu przychodzi i jeszcze nie dopiła herbaty.
— No dobrze.
Skapitulował. Nie mając, jak oponować przy argumentach matki i nieogarnięciu dziewczyny. W końcu nie mógł zdradzić, że chce ją wyciągnąć tylko po to, aby przypadkiem nie chlapnęła niczego o oświadczynach.

***

— I jak poszło? — zapytał, zatrzymując mijanego mężczyznę.
— Eh, strata czasu.
— Czyli rozumiem, że nie udało się kupić mydła? — mimo iż wypominał Josuke jego głupią wymówkę, ton głosu miał beznamiętny.
— Taa — burknął przeciągle, wykrzywiając usta w niezadowoleniu. — Nie chciało współpracować.
Poszedł tam, bo go błagała Keiko. Przynajmniej tak się usprawiedliwiał. Unikając przyznania do prawdy, że chciał tam być. Na własne oczy zobaczyć, jaki on jest. Samemu móc ocenić Uchihę Sasuke.
Nie, żeby nie wierzył Higashiyamie, lecz wiedział, do czego jest zdolna w imię obrony przyjaciół. Zupełnie jak wtedy, kiedy Isamu zawalał misję po misji, a kolejna porażka oznaczała poważne konsekwencje. Wzięła odpowiedzialność na siebie, aby go chronić. Prawdy dowiedział się wiele miesięcy później całkowicie przypadkowo.
Niestety, mimo iż samo przesłuchanie było owocne, dostarczając mu wielu interesujących informacji, to nie udało mu się wyciągnąć tego, co chciał. Uchiha nie potwierdził jednoznacznie, kim jest dla niego Keiko, ale, jakby na złość, coraz bardziej otwierały mu się oczy. Chcąc nie chcąc znajdywał kolejne potwierdzenia ich przyjaźni i o zgrozo, nie miał nic oczerniającego. Mimo tego nadal miał trudności z przełknięciem prawdy. Prawdy, która dobijała się do niego drzwiami i oknami. Uciekał przed nią, starając się nie dostrzegać oczywistości, ale ile to może jeszcze trwać? Doskonale wiedział, że w końcu będzie zmuszony do kapitulacji i to na nieprzychylnych mu warunkach.
— W każdym razie będzie rada z tego, że w ogóle tam poszedłeś.
— Nie wiem, o czym mówisz — bąknął, odwracając się do Danara plecami. Na siłę trzymając się durnej wymówki, jakoby wyszedł do sklepu po mydło. Taa i wybierał je pół dnia, w niespotykanym u niego eleganckim stroju. Nikt nigdy nie wierzył w jego wymówki, ale mimo tego wszyscy je powtarzali.
 — Spadam — dodał, pośpiesznie odchodząc, nim asystent otworzył usta, aby zarzucić go furą roboty. Notabene czekającą już od samego rana i to dnia zeszłego, bo wczoraj przednią nią uciekł. Chowając się u Nerina, w bibliotece, archiwum, salach treningowych oraz wszędzie, gdzie tylko mógł. Każde miejsce jest dobre na kryjówkę, póki nie zjawi się tam Danar.

***

— A tak w ogóle to, czemu nie chciałeś, aby go zobaczyła? — dopytywała, po krótkim tłumaczeniu, dokąd im tak rzekomo śpieszno i odebraniu pierścionka.
— To nie był dobry moment na informowanie o zaręczynach.
— Chyba faktycznie — mruknęła, po chwili zastanowienia, wkładając go na palec. — Ale to, kiedy chcesz im o tym powiedzieć? Bo w sumie to zostali tylko twoi rodzice. U mnie wszyscy wiedzą, Sasuke i Haniko też, więc nikt inny nie został. Shisui! On chyba jeszcze nie wie.
— Jemu powiem później, jest na misji.
— Mhm.
— W kwestii rodziców, to zaprosiłem ich jutro do nas na obiad.
— Mhm — znów mruknęła, machinalnie kiwając głowę. Jej nieobecny wzrok wskazywał na to, że zupełnie nie słucha, pogrążona we własnych rozmyślaniach. Na potwierdzenie tego nie trzeba było długo czekać. — Że co zrobiłeś?! — krzyknęła nagle, płosząc pobliskie ptaki. — Ja mogłeś coś takiego zrobić bez uprzedzenia?! W ogóle, kiedy?
— Jak poszłaś się ubierać, zostałem chwilę dłużej w kuchni.
— Zdrajca — fuknęła, ostentacyjnie odwracając głowę i przyśpieszając.
— Ale Keiko, o co ci chodzi? — dopytywał skołowany, równając krok. Nie, żeby irracjonalne zachowanie dziewczyny było czymś wyjątkowym. Bardziej chodziło o jej wybuch. Spodziewał się ucieszenia. — Przecież lubisz organizować przyjęcia?
— Ta, ale tylko dla przyjaciół. A to ma być wytrawny obiad dla twoich rodziców. I to jeszcze jutro, jakby gorzej być nie mogło. No po prostu świetnie, będzie totalna masakra — lamentowała. — Przecież jutro już jutro! I co ja zrobię?! — Przystanęła, gwałtownie łapiąc za materiał kurtki Itachiego i lekko go szarpiąc.
— Kochanie spokojnie. — Chwycił ją pewnie za ramiona, starając się, powstrzymując od paniki. — Powiedz, w czym problem?
— Jak to, w czym problem?! Jutro na obiad przychodzi Mikoto. Przecież ja nie umiem gotować. I nie zdążę nauczyć się tego na juuutro — zawyła żałośnie, wtulając się w mężczyznę.
A to o to chodziło. Nie, Itachi nigdy za nią nie nadążał i w życiu by nie wpadł, że ten cały dramat jest z tego powodu. Zakładał ogólny strach przed kolejnym obiadem z Fugaku. Poprzedni wypadł… jakby to ująć dyplomatycznie, nienajlepiej.
— Spokojnie oni…
— Jakie spokojnie! Już widzę, jak Mikoto będzie się sztucznie uśmiechać, aby ukryć zażenowanie, a Fugaku bez skrupułu walnie gadkę o tym, jak to ja nie umiem gotować i tym samym nie nadaje się na żonę. Już po mnie — dodała smętnie, powłócząc nogami.
— Nic takiego nie będzie. Poza tym przyjdzie jeszcze Sasuke i Haniko.
— O zebrałeś większą publikę na moją porażkę. Miło.
— Nie przesadzaj. Aż tak źle nie gotujesz. Twoja wczorajsza ryba była… bardzo apetyczna.
— To był kurczak — sprostowała, łypiąc na niego krzywo.
— Serio? — wymsknęło mu się pełne zaskoczenia pytanie, nim zdążył ugryźć się w język. Autentycznie był przekonany, że te bez smaku gąbczaste coś w sosie to ryba.
— Nie pomagasz — fuknęła, krzywiąc się ostentacyjnie.
Westchnął głęboko, przystając na chwilę. Liczył na spokojniejszą reakcję. Zwłaszcza że ona również nagle wyskoczyła z zapraszaniem przyjaciół i ogłaszaniem zaręczyn. Rano oznajmiła, wieczorem przybyli, nie miał nic do gadania. A teraz był problem, bo postąpił tak samo. Przecież im szybciej się powiadomi, tym lepiej. Nie tak mówiła?
Eh… jak zwykle za nią nie nadążał.

***

— Skończyłem — zakomunikował, wchodząc do kuchni. — Wszystko jest już gotowe. Salon wysprzątany, stół nakryty.
— Świetnie, dzięki — rzuciła, nawet się do niego nie odwracając, zbyt zajęta pilnowaniem gotujących się dań.
— A jak tam tobie idzie? — zagadał, podchodząc bliżej, zwabiony apetycznym aromatem. — Mmm świetnie pachnie.
— Na serio? — zapytała z nadzieją w głosie i szczenięcymi oczami. — Jak dobrze, bo już się bałam, że coś sknociłam — dodała z ulgą, kiedy tylko potaknął. — Mama twierdzi, że to będzie najlepsze.
— Na pewno tak będzie — zapewniał, delikatnie obejmując ją do tyłu i patrząc jak starannie, wręcz z namaszczeniem miesza sos na patelni. — Dużo ci jeszcze zostało?
Zerknęła na zegarek, po czym na kartkę przypiętą do lodówki i wyłączyła jeden z palników.
— Nie, tylko pilnowanie patelni jeszcze przez szesnaście minut — wyjaśniła, odczytując notatki. Ta się zaangażowała, że nawet wypisała, co, o której musi wyłączyć, aby na pewno nie przegapić tego momentu. Nie wspominając o telefonach do pani Orinoko mniej więcej, co pół godziny.
— To przypilnuję, a ty może idź się przygotować — zaproponował, również zerkając na zegarek. Wprawdzie mieli jeszcze czterdzieści minut do wyznaczonej godziny, ale goście mogli przyjść w każdej chwili. Fugaku przecież nie będzie przez kwadrans stać pod drzwiami tylko, dlatego że droga zajęła mniej czasu i zjawił się wcześniej.
—A co, źle wyglądam?
— E… — zawiesił się. Keiko trochę za bardzo przejęła się dobrym obiadem, zapominając o reszcie. Nie, żeby coś było nie tak z jej potarganymi włosami spiętymi w niechlujny kok, policzku z czerwoną smugą od pomidorowego sosu, czy też różowej bluzce z wielkim nadrukowanym zdjęciem ludzi w krzykliwych, kolorowych i totalnie bez gustu kreacjach rodem z teatru. Szczerze powiedziawszy, przez ten wygląd nawet nie był w stanie określić płci. Nie miał pojęcia czy to jest męski zespół, żeński, czy może mieszany.
— Chyba lepiej by było nałożyć koszulę — zaproponował, kiedy zorientował się, że dziewczyna czeka na odpowiedź.
— Zapewne masz rację — mruknęła, pociągnąwszy koszulkę w dół i z zastanowieniem oglądając nadruk. — Dobra to idę się przebrać, a ty w tym czasie pilnuj patelni. Trzeba mieszać, co dwie minuty i pięć minut przed końcem dodać te przyprawy w takich ilościach — tłumaczyła poważnym tonem, wciskając mu w ręce kartkę z lodówki.
Popatrzył zaskoczony na rozpiskę czynności. Wszystko zaznaczone aż do przesady, do tego stopnia, że omal nie parsknął śmiechem, doczytując zapis:
Gotować przez pół godziny często mieszając, a często to, co dwie minuty.
— A i bym zapomniała, w międzyczasie wlej sok do dzbanka — rzuciła, jeszcze na chwilę odwracając się do niego, nim zniknęła na schodach.

***

— Eh kochanie mógłbyś się trochę rozpromienić — zganiła go pełnym pretensji głosem. Wprawdzie oblicze Fugaku, jak zwykle nie wyrażało żadnych emocji. Jednak Mikoto doskonale wiedziała, że krzywi się z niezadowolenia. Wprawdzie robił to wewnętrznie i w myślach — żaden nerw na twarzy nawet nie drgnął — ale ona z łatwością potrafiła przejrzeć jego naburmuszoną minę.
Spojrzał tylko wymownie, nie zaszczycając odpowiedzią.
— Mógłbyś ucieszyć się z zaproszenia na obiad. Itachiemu bardzo zależało na tym, abyśmy przyszli całym kompletem.
— Powinienem teraz kończyć czytanie raportów, mam dużo pracy.
— To może poczekać, są rzeczy ważniejsze.
— Na przykład obiad — rzucił ironicznie, choć z tonu głosu nie można było tego wyczytać.
— Dokładnie — odparła, całkowicie ignorując jego uwagę. — Zresztą skoro Itachiemu tak bardzo na tym zależało i zaprasza do siebie, to sądzę, że ma nam coś ważnego do powiedzenia. Ciekawe, o co chodzi? Jak myślisz? Ja podejrzewam, że Keiko jest w ciąży. Tak, na pewno o to chodzi. Oh, nie mogę się doczekać, będzie kolejny wnuk! — zatrzebiotała z ekscytacji. — To już najwyższa pora. W końcu jest starszy, powinien się już doczekać małego szkraba.
Fugaku zacisnął szczękę, z całych sił powstrzymując się od komentarza. I tylko fakt, że akurat byli na zewnątrz, Kinari właśnie spała, a dwa kroki za nimi szedł Sasuke z Haniko oraz Sumire, uratowało sytuację. Przecież nie można robić scen na środku ulicy. Dobra etykieta wygrała z niepohamowaną ochotą wytłumaczenia żonie, że nie życzą sobie wnuka bez ślubu z nieodpowiednią kobietą. Byłby to już kolejny w rodzinie.
— O to już nie daleko — zakomunikowała, skręcając w boczną uliczkę na końcu, której mieścił się dom Keiko.

***

Obiad przebiegał w dość krępującej atmosferze. Fugaku ze swoją posągowością nie prezentował się zbyt zachęcająco. Itachi z nietęgą miną próbujący zbywać zniecierpliwioną matkę, niemogącą doczekać się wyjaśnienia powodu ich spotkania, również nie był przykładem swobody. Sasuke także nie pomagał w rozluźnianiu nastroju, niepewnie zerkając to na brata, to na Keiko, nadal zastanawiając się, czy to, co chcą zrobić to dobry pomysł. Znał ojca i wiedział, czym to może grozić. Nawet Haniko instynktownie wyczuwając nadciągającą burzę, siedziała w milczeniu z niezbyt dobrą miną. Aczkolwiek starała się wspierać Itachiego w tym trudnym momencie, od czasu do czasu posyłając mu pokrzepiający uśmiech. I może całość dałoby się jeszcze uratować dzięki rozanielonej Mikoto oraz pełnej pozytywnej energii Keiko, gdyby nie mały szkopuł. Niestety Higashiyama dzisiaj wypadała iście sztucznie. Zżerające ją od środka nerwy nie pozwalały na entuzjazm czy swobodę. Skutkiem czego zwykła luźna gadka o niczym brzmiała dziwnie i na wymuszoną. A wszystko przez napięcie, z jakim oczekiwała werdyktu dotyczącego smaku dań. Czuła się zupełnie tak jakby czekała na kata z wyrokiem śmierci.
 Odetchnęła z ulgą, dopiero kiedy Sasuke przybył z odsieczą. Ulitował się nad stresującą dziewczyną i zmusił do publicznego wygłoszenia pochwały. Był pozytywnie zaskoczony jakością potraw. Nie spodziewał się, że jeśli chce, to potrafi tak dobrze gotować. Jednak nadal nie należał do osób, które z łatwością rzucają komplementami, więc nie zaliczało się do najswobodniejszych czynności. Aczkolwiek Keiko bardzo tego potrzebowała, bo biorąc przykład z Sasuke, Mikoto również wyraziła swoje uznanie, co w pełni ją usatysfakcjonowało. Dzięki czemu całe napięcie z niej uleciało. No może trochę ją poniosło, bo kopnęła Fugaku pod stołem. Oczywiście niechcący, po prostu jakimś cudem jego noga znalazła się na trajektorii jej, kiedy rozluźniwszy się, wyprostowała zdrętwiałe kolana.
Itachi wewnętrznie ubolewał, wzdychając cierpiętniczo. Już wystarczająco się denerwował. Może sam fakt powiadomienia rodziców nie był stresujący, ale za to reakcja Fugaku to już inna sprawa. Na entuzjazm z jego strony to się nawet nie nastawiał, z pewnością do aprobaty również będzie mu daleko, aczkolwiek ucieszyłby się, gdyby chociaż nie odstawił sceny. Pouczający wykład zniesie, lecz naprawdę chciałby uniknąć cyrku w obecności Keiko.

Nie sposób odwlekać czegokolwiek w nieskończoność. W końcu trzeba będzie stawić temu czoła.  Czy chcemy, czy nie tak chwila i tak nas dopadnie. Itachi był tego całkowicie świadomy, więc ze spokojem zakomunikował:
— Keiko możesz już go nałożyć.
 Odwróciła się do niego zaskoczona, obserwując, jak wkłada brudne naczynia do zlewu.
— Ale co nałożyć? — rzuciła, zatrzaskując szafkę, z której wyjęła pudełko ciasteczek. Itachi spojrzał na nią wymownie, cierpliwie czekając, aż sama skojarzy fakty. — A! — krzyknęła po chwili. — Jasne.
Po skończeniu wykładania ciastka na talerz pośpiesznie założyła pierścionek, który musiała zdjąć, aby zawczasu się nie wydało i ruszyła do salonu z tacą pełną kubków, serwując poobiednią herbatę. Mężczyzna odczekał chwilę, wziął głęboki wdech, mentalnie przygotowując się na wybuch ojca, a następnie ruszył w ślad za dziewczyną, po drodze zabierając cukierniczkę oraz ciasteczka.
— Przepraszam, czy mogę prosić o uwagę, chciałbym coś powiedzieć — zaczął, odkładając przedmioty na stół.
Drobny gwar ucichł, a oczy zebranych skierowały się na Itachiego. No dobrze, może nie wszystkich. Kinari nadal była zajęta próbą wydostania się z objęć Mikoto, aby móc powędrować po nowych okolicach. Sumire także go olała, bardziej zainteresowana wyciąganiem rączek ku sporemu guzikowi u szczytu swetra, który pięknie odbijał światło wpadające przez okno. Przez to też Haniko bardziej skupiała się na małej, uniemożliwiając jej włożenia upragnionego przedmiotu do ust. Pomijając te trzy osoby, reszta skierowała wzrok na Itachiego. Szczególnie matka spoglądała na niego z niecierpliwym oczekiwaniem.
— Parę dni temu zdobyłem się na uklęknięcie przed Keiko i zadanie tego najważniejszego pytania — wyjaśniał, gestem ręki zapraszając do siebie dziewczynę. — Odpowiedziała mi tak — ciągnął, unosząc ich splecione dłonie ku górze, pokazując pierścionek na jej serdecznym palcu. — Także pobieramy się.
Zapadła cisza. Mikoto gwałtownie poderwała się z miejsca, pośpiesznie wciskając Kinari w ręce męża i niemalże rzuciła się synowi na szyję.
— Itachi! Oh, tak się cieszę synku! Jestem niewyobrażalnie dumna — mówiła, pociągając nosem. — Moje gratulacje.
— Mamo? — zapytał lekko zaniepokojony, dostrzegłszy pojedyncze łzy na jej policzkach.
— Oh, nie przejmuj się tym, to ze szczęścia — tłumaczyła, ocierając drobne krople. — Tak się bardzo cieszę, że aż nie wiem, co powiedzieć. Chodź kochana, niech ciebie też przytulę.
— Gratulacje — rzucił Sasuke, podnosząc się ze swoje miejsca i wystawiając rękę do brata.
— Dzięki.
— Sasuś! — zawołała Keiko, rzucając mu się na szyję. — Widzisz, od teraz będziesz moim szafranem!
Wywrócił oczami.
— Szwagrem — poprawił ją, beznamiętnym głosem, przyzwyczajony już do jej pomysłów.
— No to szwagrem. Ty, a szafran to w takim razie, kto? — zapytała zaciekawiona, przestając go podduszać.
— Nikt, to taka przyprawa.
— Serio? Chyba za dużo dzisiaj gotowałam.
— Moje gratulacje Keiko — oznajmiła, podchodząc do niej z małą na rękach, przez co dziewczyny tylko delikatnie się przytuliły.
— Dzięki i dzięki też za to. — Wskazała swój pierścionek. — Słyszałam, że miałaś w tym swój udział.
— Drobnostka. Chociaż zdradzę ci małą tajemnicę — dodała ciszej, gestem reki zachęcając, aby się pochyliła — nie pozwalaj wybierać Itachiemu na zakupach. Będzie to trwało wiekami. Strasznie jest niezdecydowany.
Zaśmiały się cicho. Keiko odruchowo już widziała oczami wyobraźni, mężczyznę spacerującego po sklepie odzieżowym grymasząc na każdą koszulkę, a wszystkie identycznie czarne.
— Nie zgadzam się — zahuczał donośny głos Fugaku, któremu wtórowało twarde uderzenie otwartej dłoni o blat.
Wszyscy zamilkli, odwracając się w jego stronę. I może nawet ktoś by się go zląkł, gdyby wyglądałby bardziej przerażająco albo chociaż poważniej. Ciężko jest grać bezwzględnego twardziela z Kinari na rękach. Sytuacji nie ratował nawet groźny mrożący krew w żyłach wzrok. Mała urocza dziewczynka uczepiona ramienia psuła cały wizerunek.
Zorientowawszy się, pośpiesznie odstawił córkę na sąsiednie krzesło.
— Nie zaakceptuję takiego związku. Ta dziewczyna nie jest godna stać się częścią wielkiego klanu Uchiha. Zaręczyny są nieważne — fuknął, tym razem prezentując się bardziej surowo.
— Fugaku! — krzyknęła Mikoto karcąc męża, gotowa niczym lwica bronić przyszłości syna.
— Mamo proszę, ja się tym zajmę — zapewnił łagodnym głosem, kładąc dłoń na ramieniu kobiety oraz znacząco zerkając w stronę lekko zmieszanej Keiko, której, co się rzadko zdarza, zabrakło języka w buzi. — Ojcze, jeśli możesz, proszę, przejdź do kuchni, chciałbym, porozmawiamy na osobności.
Mężczyzna lekko zmrużył oczy, lustrując surowym spojrzeniem, nieznacznie wychylonego w jego stronę syna, który cały czas trwał w jednej pozycji, wskazując dłonią drzwi. Walka na to, kto pierwszy mrugnie trwała długo i zakończyła się remisem. Fugaku lekko zadarłszy podbródek do góry, dostojnym krokiem wyszedł, niczym urażony władca prezentujący swojego focha.
— Przepraszam was na moment — oznajmił Itachi, zamykając za sobą drzwi. Jeszcze jeden cichy trzask poinformował, że zamknął również te do kuchni.
— Spokojnie moja droga, wszystko się ułoży — zapewniała Mikoto, obejmując dziewczynę i pocierając pokrzepiająco dłonie o jej ramiona.

***

— Nie mamy, o czym rozmawiać — zaręczał, już na start przyjmując bezkompromisowe stanowisko, o czym świadczył między innymi ton głosu oraz skrzyżowane ręce. — Sprawa jest prosta…
— Nie zerwę z nią.
Mężczyzna zwęził oczy, próbując już samą postawą wymusić na synu zmianę zdania. Itachi dobrze znał te zagrywki i był na nie gotowy, więc niezrażony surowością ojca ciągnął dalej:
— Wiem, że uważasz Keiko za nieodpowiednią dziewczynę nawet na partnerkę, a co dopiero żonę. Owszem ma sporo wad, ale także zalet, które przeważają, więc nie odwołam oświadczyn. I będę trwać przy tym postanowieniu.
— Zawsze miałem cię za rozsądnie myślącego, a teraz dajesz się omamić...
— Nie omamiła mnie — wciął się po raz kolejny, nie pozwalając mu, rozkręcić się w obrzucaniu błotem.
— Masz być następną głową rodu z taką…
— To ja będę pełnić tę funkcję nie Keiko, więc nie widzę przeciwwskazań.
— Pierwsza dama…
— Nie pełni żadnej znaczącej funkcji w klanie. Mama nie bierze udziału w zebraniach klanu ani innych spotkaniach, wpływu na kształt, czy zadania podjęte przez Uchiha też nie ma, także Keiko również nie będzie miała.
W Fugaku coś się zagotowało. Itachi, który przed nim stał nie był tym, którego znał. Zawsze potakującym, wysłuchującym do końca i wypełniającym wolę ojca synem. Teraz miał przed sobą obcego mężczyznę wcinającego się w słowo, przerywającego wypowiedź, jawnie stającego w opozycji, a ponadto niechcącego podporządkować się głowie rodu i rodzicielowi.
— Nie zaakceptuję jej w rodzinie. Nie jest godna ani ciebie, ani wejścia w…
— Ośmielę się…
— Zamilcz! — uniósł głos, zaciskając wyraźnie pięści. — Trochę szacunku, twój ojciec przemawia. — Nic nie odpowiedział, chwilę tylko mierzył Fugaku wzrokiem, aby w końcu dać za wygraną i opierając się o kuchenkę, przymknąć oczy. — Tak lepiej — pochwalił zachowanie syna, które leciutko połechtało jego, jak dotąd urażoną dumę. W końcu poczuł, że ma kontrole nad otoczeniem oraz tą rozmową, co wprawiło go w lepszy nastrój. — Jak mówiłem, ona nie jest godna, aby stać się częścią klanu Uchiha…

***

Ukradkiem zerknęła w stronę zamkniętych drzwi, a potem na zegarek. Trochę zaczynała się niepokoić. Wprawdzie nie minęło wiele czasu, ale każda minuta zdawała się trwać godzinę.
Rozumiała, że wtrącać się nie powinna, w końcu Itachi także nie wciął się w jej uspakajanie Kaoru, kiedy ten popadł w histerię po ogłoszeniu zaręczyn. Aczkolwiek czuła, że dłużej na tej kanapie nie usiedzi.
— Przepraszam, muszę do łazienki — skłamała, wręczając zaskoczonej kobiecie dziewczynkę, która ulokowana była na jej kolanach. — Zaraz wrócę — zapewniała, sztucznie się uśmiechając i pośpiesznie opuszczając pokój.
Z ulgą odetchnęła, zamykając za sobą drzwi. Mikoto chyba za bardzo wzięła sobie do serca odciąganie jej uwagi, bo zasypywała masą durnych pytań oraz opowiastek. W innych okolicznościach z pewnością radośnie paplałaby razem z nią, ale aktualnie miała prawie taką samą minę jak Sasuke, czyli do zachwytu było daleko.
Cichutko westchnęła, wykonując pierwszy krok w stronę kuchni. Powoli skradała się, starając nie stanąć na skrzypiącej desce. Nie dość, że Itachi nie byłby zachwycony jej podsłuchiwaniem, to jeszcze guzik by się dowiedziała, bo przerwaliby rozmowę. Także ostrożnie zbliżyła się, nadstawiając ucha.
Zaczęła żałować, że te drzwi nie posiadają dziurki od klucza, dzięki czemu z pewnością słyszałaby więcej. Biadoląc w myślach na kiepską jakość dźwięku, przytuliła policzek do ziemnego lakierowanego drewna. Z pozornie jednolitego szmeru powoli zaczynała wyłapywać pierwsze zdania.
— Nie ty o tym decydujesz — oznajmił spokojny, twardy głos, który jak mniemała powinien należeć do Itachiego, chociaż w tych warunkach ciężko było to jednoznacznie stwierdzić.
— Syn powinien wykazywać posłuszeństwo względem rodziców.
Tak, te słowa zdecydowanie należały do Fugaku.
— Nawet w takich sprawach — ciągnął dalej. — Jako twój ojciec troszczę się o twoją przyszłość i chcę, aby była jak najbardziej świetlana, a u boku takiej partnerki nie sposób zaznać szczęścia.
— Nie znasz jej, nie wiesz, jaka jest. Poza tym jestem na tyle dorosły, żeby samemu decydować o swoim szczęściu.
— Póki masz rodziców, to nadal im podlegasz i musisz się liczyć z ich zdaniem, a moje już znasz. Nie dopuszczę do tego małżeństwa!
Keiko spochmurniała, lecz nie oderwała ucha od drzwi. Jeszcze przez dłuższy czas przysłuchiwała się ich wymianie zdań. I z każdym kolejnym ostrym słowem Fugaku odczuwała coraz większe wyrzuty sumienia. Źle się czuła z tym że… No właśnie, czym? Sama już nie była pewna. Wręcz miała wrażenie, że złe jest samo jej istnienie.
Z przykrymi myślami, przykucnęła na schodach, odruchowo spoglądając na pierścionek. Był piękny, kunsztowny i... nie na miejscu. Bo przecież nie musi, wychodzić za Itachiego. Wystarczało jej samo bycie parą. Ślub do tego nie jest potrzebny, a zerwanie zaręczyn rozwiązało wiele spraw. Wprawdzie jej przyjaciele zgodzili się zaakceptować Uchihę. W tej mierze niemalże wszystko zostało rozstrzygnięte, ale z pewnością odetchnęliby z ulgą, gdyby zrezygnowała z zacieśnienia więzi. I przede wszystkim Fugaku by się uspokoił, co też zdjęłoby z Itachiego masę problemów. W końcu nie może zawalić tak ważnej misji, jaką jest pohamowywanie władczych zapędów ojca, zwłaszcza z jej powodu. Dobro Konohy było dla niego czymś niezmiernie ważny. Sprzeciwiając się, może zostać pozbawiony uczestnictwa w procesach decyzyjnych, a w najgorszym wypadku nawet wydziedziczony. I to tylko ze względu na nią…
Nie mogła do czegoś takiego dopuścić. Ostatecznie wcale jej nie zależało na tych zaręczynach. Wystarczy, że będą parą. Niczego więcej nie potrzebowała. Grunt, żeby byli razem. To najważniejsze. Do wzajemnej miłości nie jest niezbędne przyrzeczenie na kawałku papieru. Przecież akt małżeństwa to tylko formalny dokumencik zmieniający jedynie nazwisko, czy jakieś duperele typu prawo majątkowe. Czy to im obu jest potrzebne do szczęścia? No nie. Bez tego też mogą być razem.
Z pewnością siebie płynnie zsunęła pierścionek z palca, zaciskając na nim dłoń. Następnie wstała, wręcz z bojową miną, odwracając się w stronę drzwi do kuchni. Miała zamiar wkroczyć tam śmiało i zakończyć tę aferę.
— Tchórzostwo to nie twój styl.
Aż z wrażenia podskoczyła, święcie przekonana, że jest sama.
— Co ty tu? — syknęła, dopiero teraz dostrzegając Sasuke, opierającego się o szafkę na buty. Naprawdę nawet nie usłyszała, kiedy wyszedł z salonu.
— Uważam, że to zły pomysł — wyjaśnił spokojnie, lekko przyciszonym głosem. W końcu nie chcieli, aby przypadkiem panowie w kuchni zorientowali się, że ktoś ich podsłuchiwał z przedpokoju.
— Nie-nie wiem, o co ci chodzi — bąknęła, chowając dłoń z pierścionkiem za siebie.
Spojrzał na nią wymownie, więc z zakłopotania zwiesiła głowę, wlepiając wzrok w swoje różowe skarpetki, których granatowy wzorek wokół gumki niknął w nogawkach dżinsów.
— Dał ci to nie bez powodu i zaręczam, że nie chciałby zwrotu — ciągnął dalej, dość karcącym głosem, co spowodowało, że Keiko jeszcze bardziej skuliła się, zmieszana przyłapaniem na gorącym uczynku.
— A-ale to by pomogło i… — próbowała bronić swoich niestety bardzo kruchych motywów. Samo urwanie zdania oraz unikanie wzroku mężczyzny wyraźnie sugerowało, że sama niezbyt jest przekonany do argumentów, które chciała wygłosić.
Nastaną ciszę, przerwał donośny okrzyk NIE dobiegający z kuchni. Jednak drzwi na tyle dobrze tłumił, że różnienie głosów było ciężkie i Keiko nie umiała przypisać słowu właściciela. A jej niepewny wzrok utkwiony w lakierowanym drewnie, Sasuke skomentował krótkim westchnieniem.
— Tym się nie martw — zapewniał, przysiadając na schodach. — Ojciec zawsze odstawia jakieś awantury. Poradzi sobie.
— Myślisz, że… nie robić tego? — zapytała po chwili z wahaniem. Z jednej strony chciała mu pomóc, ułatwić sprawę oddając pierścionek, lecz z drugiej, czy to go ucieszy? Wizja rozczarowanego i zawiedzionego Itachiego była czymś, czego nie mogła znieść. Pełne żalu czarne tęczówki mężczyzny, lekko uniesione ściągnięte brwi w bólu. Nie chce tego widzieć!
— Zdecydowanie — odparł natychmiast bez namysłu. — Nie zapominaj, że mowa tu o nim. W jego tysiącach scenariuszy na pewno wziął pod uwagę i to. — Wskazał na drzwi do kuchni, więc i Keiko na nie zerknęła.
No tak, Itachi nie mógłby nie przewidzieć takiej oczywistości. Przecież nawet nie zareagował na sprzeciw ojca tuż po ogłoszeniu, jakby był na to gotowy, bo z pewnością był, więc... nie ma się, czym przejmować?
Uśmiechnęła się delikatnie, spoglądając na swoją dłoń, w której nadal zaciskała pierścionek. Powoli rozwarła palce, przyglądając się biżuterii, jakby widziała ją w nowym lepszym świetle, po czym nałożyła z powrotem na jej prawowite miejsce.
— Dziękuję — szepnęła, przytulając się do Sasuke, który wyjątkowo nie próbował ją odkleić.
— Nie ma sprawy — burknął, jakby nie zrobił nic ważnego.
— Wiesz, co? Jesteś naprawdę kochany i słodki — zapewniała. Skrzywił się, co tylko ją lekko rozbawiło. — I wbrew ogólnej opinii troszczysz się o brata. — Teraz to wywrócił oczami, udając, że opowiada stek bzdur. No, bo przecież się nie przyzna.
Sasuke miał rację. Skoro Itachi nie uciekł przed Kaoru ani Josuke. Nie zawahał się nawet w obliczu histerii tego pierwszego, to ona również nie powinna rezygnować. W końcu to tylko Fugaku. Nie, to aż Fugaku. Jednak nawet aż Fugaku ze swoją tyranią nie jest powodem, aby brać nogi za pas.
Znów Sasuke miał rację. Chciała po prostu nawiać. Głupio stchórzyć i wycofać się na bezpieczniejszą pozycję, ale to idiotyczne. Niby, dlaczego miałaby odrzucić Itachiego, aby uciec przed Fugaku. To totalnie idiotyczne. Itachiemu z pewnością nawet przez chwilę taka myśl nie przyszła do głowy.  A nie zapominając o tym, że konfrontacji z jej przyjaciółmi miał sporo, więc tym bardziej ona nie powinna tego robić w obliczu jednego zgrzytu. Przecież silna jest i na pewno nie ma nic wspólnego z tchórzem!
— Będzie dobrze — zaręczał, kładąc jej dłoń na ramieniu.
Nawet nie zauważyła, że zamyśliwszy się, cały czas wpatrywała w drzwi do kuchni.
— Wracajmy lepiej — szepnęła, odwracając się do niego ze swoim zwyczajowym uśmiechem pełnym szczerości i szczęścia. W pewnym sensie uradował go powrót dawnej Keiko, do tego stopnia, że sam lekko uniósł kąciki ust.

***

— To było nieoczekiwane — zaczęła Mikoto, dostawiając kubek na ławę — i takie też dość nagłe. Nie jest to czymś spowodowane?
— Hę? — rzuciła machinalnie, bardziej zainteresowana pilnowaniem raczkującej po pokoju Kinari, niż skupianiem się na licznych pytaniach kobiety.
— No wiesz, tak bez uprzedzenia ogłosiliście zaręczyny, więc zastanawiam się, czy nie jest to podyktowane hm — udała zamyślenie — no nie wiem, na przykład spodziewaniem się dziecka?
— Nie — odpowiedziała od razu, co trochę zasmuciło Mikoto. — Itaś po prostu stwierdził, że już po grób chce mi zmywać naczynka i tyle. A tak w ogóle to pani chyba marzy się stadko wnucząt, co?
— Jaka pani, kochana mów mi mamo. W końcu niemalże jesteśmy już rodziną — wyjaśniła z błyskami entuzjazmu w oczach. — I zbytnio o tym nie myślałam — zastanowiła się na chwilę — ale to takie szczęście, kiedy rodzina się powiększa, a was dwoje wiąże mała pociecha. Oh, pamiętam, jak wyczekiwałam swojego pierwszego maluszka. Ojciec Fugaku nie był tym zbytnio zachwycony i chyba niestety on się w niego wdał — dodała smętniejszym głosem. — Lepiej pomówić o czymś milszym. Planujecie dzieci?
— Eee, nic mi o tym nie wiadomo. Ale jak chcesz więcej pociech to wal do Sasuke — rzuciła radośnie Keiko, na co wspomniany omal nie zakrztusił się herbatą. Zakasłał cicho parę razy, udając, że nic nie słyszy.  Haniko również nieprzyjemnie drgnęła, jeszcze bardziej zaglądając do wózka, w którym leżała Sumire. 
— W końcu ma już wprawę w dzieciaczkach — kontynuowała, zupełnie nie zważając na lekko skrępowaną atmosferę. I z pewnością, gdyby nie to, że nagle drzwi do salonu otworzyły się z hukiem, ciągnęłaby temat dalej.
Oczy wszystkich zwróciły się ku Fugaku, zamaszystym krokiem wchodzącego do środka. Z jego kamiennej miny nic nie dało się wyczytać, więc od razu uwagę przykuł Itachi. Keiko natychmiast zerwała się z miejsca, podchodząc do niego. Nie odpowiedział na jej wyczekujące spojrzenie, tylko delikatnie pogłaskał po włosach, nieznacznie unosząc kąciku ust w geście zapewnienia, że wszystko jest w porządku. To nie wróżyło dobrze. Przytuliła się do niego, zaciskając mocno powieki w oczekiwaniu na rozwój sytuacji.
Gęstą atmosferę przeciął stanowczy i władczy głos, który nie przyjmie odmowy.
— Wychodzimy.
— Nie — szepnęła Mikoto, opuszczając głową.
— Wychodzimy — powtórzył, jakby oczekiwał, że żona po prosty niedosłyszała.
Zacisnęła pięści, nadal nie spoglądając na niego.
— Powiedziałam nie. Masz im pogratulować zaręczyn i cieszyć się szczęściem Itachiego.
— Nie będę aprobował niewłaściwych decyzji — odpowiedział aż do bólu beznamiętnym głosem.
— Jak możesz? — szepnęła z goryczą, podrywając głowę, a po policzku pociekły jej pierwsze łzy. — Nie mam zamiaru tracić kolejnego syna przez twoją chorą dumę! — krzyknęła, co wprawiło w osłupienie nie tylko samego Fugaku, ale także pozostałych.
Mężczyzna jeszcze chwilę nie mógł otrząsnąć się z szoku. Miał wrażenie, jakby wszystko sypało mu się w rękach. Stabilna konstrukcja zbudowana na solidnych fundamentach, teraz zdawała się dziecinną kulą z piasku. Niestaranną i niekształtną, gotową rozpaść się przy najmniejszym nacisku.
Stał w miejscu, lustrując sytuację. Patrzył na płaczącą żonę, wtulająca się w Sasuke, który delikatnie głaskał ją po włosach, starając się uspokoić. Kinari siedzącą na podłodze i przyglądającą się mu z zaciekawieniem. Keiko z twarzą schowaną w torsie Itachiego. Jego czule ją obejmującą. Haniko kołyszącą w rękach Sumire, najmłodszą członkinię rodziny wyjącą wniebogłosy. Po czym... wyszedł. Tak po prostu, odwrócił się napięcie, opuszczając salon.
Najpierw salon, potem przedpokojów, później podwórko, następnie ulicę, a w dalszej kolejności i dzielnicę. Całą tę trasę przemierzył sam, mimo iż jeszcze kilka godzin temu po dokładniej tej samej drodze szedł z rodziną. Teraz został całkowicie sam, bo… Tak chciał? Nie, nie chciał, ale nie dali mu wyboru. Nie, też nie, wiedział, że wybór miał, lecz go nie przyjął. Zwyczajnie odrzucił.  To tylko jedna z możliwości, jeden wybór, którego nie chciał. Nic takiego. A jednak... Wychodząc, zostawił za sobą nie tylko niechciany wybór, ale także i rodzinę.
Zostawił za sobą siódemkę osób, siódemkę osób, z czego piątka nosiła nazwisko Uchiha, a właściwie to już niemalże szóstka. A on, po prostu odwrócił się od nich i wyszedł.

***

Wystartował, zamachnąwszy się nogą na wysokości kolan. Pudło. Przeciwnik odskoczył w bok, robiąc unik. Spodziewał się tego, więc, jak tylko stopa dotknęła ubitej ziemi, zaraz wyskoczył, próbując z pół obrotu trafić w ramiona. Niestety znowu pudło, mężczyzna schylił się, kucając, a kiedy Sasuke wylądował, odbił się od ziemi, celując nogą w jego klatkę piersiową. Normalnie zdążyłby uskoczyć, ale po paraliżu refleks miał opóźniony, więc pozostało mu tylko zablokowanie ciosu.
Podeszwa buta uderzyła przedramiona. Młody Uchiha lekko zaszurał, cofając się i wzbijając tym delikatny kłąb kurzu. Wykorzystując okazję oraz siłę pędu przeciwnika, zacisnął palce na kostkach i z łatwością przerzucił go nad swoją głową. Nim tamten się pozbierał, zdążył odskoczyć, ustawiając się przodem w pozycji wyjściowej.
Niestety czas reakcji Itachiego zawsze był bardzo krótki. Ledwo przyjął odpowiednią postawę, a już zobaczył zbliżającą się pięść, idealnie wymierzoną w nos. Z gracją skręcił ciało, lekko je odchylając do tyłu. Jednak ruch był zbyt szybki, przez co stracił równowagę. Ratując się z opresji, wykonał przejście w tył na jednej ręce. Co chwilę później okazało się dobrym posunięciem, bo atak wymierzony w twarz był zmyłką, mającą na celu odciągnięcie uwagi od nóg. Gdyby nadal stał w miejscu, właśnie zostałby podcięty.
Satysfakcja nie trwała długo. Zaraz po wyprostowaniu się, musiał zablokować kolejne uderzenie. Jednak samo zatrzymanie nogi nie wystarczyło. Przeciwnik odgiął się w tył, przenosząc ciężar ciała na ręce, wyrzucając drugą kończynę w górę. Wycofał się w ostatniej chwili. Ułamki sekund później, a oberwałby kopniaka w szczękę.
Sasuke nie miał zamiaru być dłużny. Nim brat zdążył podnieść się do pozycji pionowej, ruszył na niego. Pięść groźnie zaświszczała centymetry przed nosem Itachiego. Chwała szybkiemu refleksowi, tylko dzięki niemu minął się z ciosem.
Młody Uchiha zezłoszczony brakiem oczekiwanego rezultatu zawrócił rękę, zmieniając jej trajektorię. Chciał tym zmusić przeciwnika do ucieczki, ale się przeliczył. Mężczyzna sprawnie obiema dłońmi chwycił go za przedramię. Wystąpiwszy nogą do przodu i uginając kolana, przerzucił go przez ramię. Sasuke z głuchym łoskotem wylądował na ziemi.
Skrzywił się zniesmaczony, błyskawicznie podnosząc do pionu. Niestety, kiedy tylko odwrócił się przodem, ustawiając ręce w podstawowej pozycji, zamarł w bezruchu. Poczuł nieprzyjemne mrowienie w łydkach, a następnie delikatne ukłucia, jakby tysiące cieniutkich igiełek wbijało mu się w skórę. To sparaliżowało dolne kończyny. Mięśnie odmówiły posłuszeństwa, przez co całkowicie nie mógł się ruszyć. Pech tej sytuacji polegał na tym, że podczas walki wszystko dzieje się w sekundach. Jego sparing partner nie zdążył w porę się zorientować, że coś jest nie tak i wymierzył mu porządne uderzenie w brzuch. Zgięty w pół odleciał do tyłu, znów lądując na ziemnej glebie.
— Może mała przerwa? — zaproponował, podchodząc do niego i wyciągając rękę. Domyślił się, że coś jest nie w porządku. Nawet jeśli szybkość refleksu zawiodła, to będąc w pozycji wyjściowej powinien, chociażby zablokować cios.
— Może być — mruknął niby od niechcenia, przyjmując pomocną dłoń. Wstał, otrzepując spodnie z kurzu i ruszył w kierunku ławki.
— Coraz lepiej ci idzie — pochwalił ze szczerością w głosie, lecz on tak nie uważał. Nadal nie mógł poruszać się tak szybko oraz zwinnie, jak przed paraliżem. Ponadto potrafił stracić równowagę, wyskoki nie były zbyt wysokie, wszystkiemu brakowało płynności, do tego dochodziły nieprzyjemne odczucia związane z zaburzeniami w dopływie krwi, a no i zdarzało się, że cały sztywniał, nie mogą się ruszyć. Nie, coś takiego nie można określić, jako coraz lepiej, było tragicznie. Zawsze wysoko stawiał poprzeczkę, wymagając od siebie więcej, niż powinien oraz szalenie denerwując się, kiedy nie potrafił sprostać oczekiwaniom. Ten trening nie miał być wyjątkiem.
Zazgrzytał zębami, olewając pochwałę brata. Dopiero ocierając czoło z kropelek potu, dostrzegł zachodzące słońce pomiędzy drobnymi listkami okolicznych drzew. Byli tu już od ładnych paru godzin. Nic dziwnego, że odczuwał spore zmęczenie.
Zerknął na Itachiego, który przysiadłszy obok pił wodę. Wyciągnął go na ten trening, aby zrobić mu przyjemność, odciągając od ponurych myśli. Przynajmniej tak opowiadał, zachęcając do dzisiejszego sparingu. A po prawdzie chodziło znów o niego. Chciał, czym prędzej wrócić do pełni sił. Jak to szło, upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Mniej więcej.
— Jak tam twój bunt? — zagadał niby uszczypliwie, odwracając wzrok.
— Tragedia.
— Ta, co nieco słyszałem.
Szczerze to nie dało się nie. Pieklącego się ojca słychać czasami było nawet i na piętrze, zwłaszcza jak krzyczał NIE podczas rozmowy z Itachim, który odwiedzał go dość często, starając się nakłonić do zmiany zdania.
— Żadnych postępów?
— Nie bardzo — mruknął przybitym głosem.
— Chyba po tym wszystkim nie uda ci się odzyskać renomy grzecznego synka — zauważył, uniósłszy głowę ku górze, śledząc lot ptaków. — Nie przeszkadza ci to?
W odpowiedzi usłyszał tylko ciche westchnienie przepełnione rezygnacją, a kiedy nie doczekał się niczego więcej, zerknął w jego stronę. Chyba nie wybrał najlepszego tematu, bo Itachi się oddalił. Niby wstał wyrzucić pustą butelkę, ale jakoś nie wrócił i nadal stał koło kosza, udając, że się przeciąga. Najprawdopodobniej było gorzej, niż zakładał.
— Co zrobisz, jeśli to będzie trwało dalej? — ciągnął temat, próbując wesprzeć go na swój sposób. Ciekawe tylko czy brat to doceniał?
— Jakoś to będzie — mruknął bez przekonania oraz wiary we własne słowa.
— Jesteś sobie w stanie pozwolić na wykluczenie z klanu?
Milczał, wodząc wzrokiem po okolicy, próbując znaleźć coś, co by odwróciło uwagę Sasuke, ale on nie był Keiko, aby złapać się na piękne chmurki powoli barwiące się na pomarańczowo.
— Itachi — ponaglił, więc trzeba było odpuścić. Zmarnowanym krokiem wrócił na ławkę, opadając na nią ciężko.
— Wiesz, że nie.
Tak przypuszczał, a nawet był tego pewien.
— A jak tam w domu? — zagadał po kolejnej chwili milczenia, próbując lekko zmienić temat.
— Nie najgorzej. Ojciec raczej unika wszystkich, zamykając się w gabinecie lub uciekając do pracy, więc źle nie jest. Matka jak to matka się podekscytowała i na razie obdzwania rodzinę.
Uśmiechnął się nieznacznie, tak to do niej pasuje.
— A Keiko, jak sobie z tym radzi?
— Zamartwia się, chociaż stara udawać, że nic się nie dzieje i problemu nie ma. Przy okazji, o czym plotkowały z matką, jak rozmawiałem z ojcem?
— A skąd mam wiedzieć, jej się zapytaj. — Wzruszył ramionami, sięgając po swoją butelkę wody i wypijając ją duszkiem.
— Mówi mi o tym, nawet za dużo i od tamtej pory zadaje dziwne pytania.
— Hmm — zamyślił się, idealnie celując do kosza — wiesz jak to matka. Ślub, dzieci te sprawy.
Itachi westchnął ciężko, przecierając powieki. Tego mu właśnie brakowało.
— A właśnie, podobno oświadczałeś się, zmywając gary.
— Co takiego?
— No tak wszystkim opowiada Keiko.
— No nie żartuj. To powiedziała matce? — zaniepokoił się.
— Mniej więcej.
Chociaż historia przedstawiona Mikoto była dużo bardziej bogata w szczegóły, więc w pewnym momencie pogubił się i przestał słuchać, ale zaczynała się tak samo, od zmywania naczyń.
— O boże — jęknął cierpiętniczo. Gorzej to się już chyba nie da. Aż dziwne, że matka jeszcze nie naskoczyła na niego z reprymendą.
— To, co — zaczął, podnosząc się — ostatni sparing? Z pewnością przyszła żoneczka czeka już z obiadkiem — dodał kąśliwie, przeciągając się.
— Akurat nie. Keiko wyszła spotkać się z przyjaciółmi, więc wróci późno. Także z chęcią znów wygram.
— Jasne, bo ci się uda.

6 komentarzy:

  1. Rozdział wciągający, szybko i przyjemnie się czytało. Czekam na następne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam nowego czytelnika :) i cieszę się, że rozdział przypadł ci do gustu

      Usuń
  2. Myślałam, że zdążę przed nowym rozdziałem a on już wszedł prawie tydzień temu O_O.
    Wybaczcie za moje zniknięcie ale mi czas strasznie szybko leci i pewnie do sesji mogę zniknąć, dodatkowo przez blogi rozwojowe mam jakiś kryzys osobowościowy XD
    1 Sasuke mógłby powiedzieć, że ma tylko płacić i robić charytatywnie a potem iść, rozumiem, że jest wykończony no ale niech się zlituje nad rodziną. Keiko to Keiko, dobrze, że Itachi wyłapuje określone słowa.
    2 Serio też bym tak zareagowała jak Keiko, przecież wszystko musi być idealane a on dał jej mniej niż 24 h. Z tym gotowaniem to jakbym siebie widziała XDDDD
    3 No i w końcu obiad, w ogóle jestem w szkou, że Sasuke pochwalił Keiko a to taka żadkość.
    4 I mamy finał, zachowanie Fugaku do przewidzenia, jest wręcz z tym targikomiczny, że to rodzina wybiera małżonka. Hello nie, te czasy się skończyły i nic ci do tego. Swoją drogą przecież on z Mikot też wziął ślub a sama Mikoto wspominała, że i ojciec Fugaku za tym nie był, więc kobieta miała pod górkę, mimo że była jonninem. A może Fugaku z nią jest tylko dlatego, że wpadli i nie wypadało odsunąć się od kobiety z brzuchem a z czasem zrobił z niej swoją służącą. UCHHH
    5 Kocham postawę Itachiego, w końcu przed ojcem pokazuje, że ma jaja i nie jest jego własnością.
    6 Mimo wszystko scena z Sasuke i Keiko wygrała. Tak przykro mi się jej zrobiło, gdy myślała, żeby zrezygnować, a Sasuke w miły sposób wybił jej to z głowy. Kocham ich relacje.
    7 Może do Fugaku coś dotrze, po tym jak widzie, że wszyscy zostali i został sam. Mam nadzieję, ze stanie się lepszym ojciem bo jeszcze jest Kinari, niech chociaż ona ma w miare spokój z ojcem bo po tym co zrobił Itachiemu i Sasuke to żal mi małej.
    8 Noramlna rozmowa braci, tęskniłam za tym ale żal mi Itachiego z dwóch powodów
    a- jest między młotem a kowadłem bo nie może być wykluczony z klanu, to on miał być przywódcą w przyszłosci i przedewszystkim znowu zjednoczyć wioskę i klan
    b - ja tam nie chce wiedzeć co pomyślała sobie Mikoto o synu bo z opowiadania Keiko można wszytko inaczej zrozumieć, żeby Mikoto potem nie próbowała jakoś wciskać Itachiemu rady jak postępować z kobietę XD
    Pozdrawiam
    PS Jtr jest świetna akcja i jeśli nie macie planów to wartko skorzystać bo bilety do teatru kosztują 3 zł, wystarczy wpisać 300 groszy teatr i nazwe miejscowości i można miło jtr spędzić dzień. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znamy bóle sesyjne, więc rozumiemy Twoje położenie, chociaż nie ukrywamy, że troszkę nam przykro, że musisz na tak długo zniknąć. Aczkolwiek życzymy powodzenia i oby sesja zakończyła się szybko i z sukcesem.
      Sasuke jak to Sasuke, mógłby, ale jak zwykle tego nie zrobił. W końcu kto lepiej wyjaśni niż Keiko xD Zresztą po takim przesłuchaniu to ja się nie dziwię, że nie miał sił na jakiekolwiek rozmowy. I tak cud, że był w stanie znieść Keiko w drodze powrotnej.
      Z tym gotowaniem to taki trochę spadek po mnie. Też gotując muszę, co pięć minut pytać się czy na pewno dobrze robię i co jest dalej. Mój zapał i talent jest na poziomie Keiko xD
      I tak owszem reakcja Fugaku była do bólu oczywista. Przy jego poglądach nie mogło być inaczej. A jak się sprawa potoczy dalej, się zobaczy. Zdradzić mogę, że jeszcze trochę się to pogmatwa i może zrobić się leciutko nieciekawie.
      W kwestii Mikoto, nie Fugaku na pewno ją kochał i kocha, chociaż dziwnie to okazuje. Po prostu na starość przejął ideały oraz poglądy ojca, stając się tym kim chciał, aby był. W gruncie rzeczy Fugaku nie jest taką złą postacią, jest jedynie oderwany do rzeczywistości. Za bardzo skupił się na tym, co mu wpajano. Na szczęście bracia mają odpowiednie partnerki, które za nic nie dopuszczą do czegoś takiego. O to możemy być spokojni.
      I nie mogłam sobie darować tej sceny pomiędzy Sasuke i Keiko, ona tam była tak potrzebna, taka idealna <3 Obie ich kochamy, więc jak tylko możemy staramy się, gdzieś wcisnąć tę dwójkę.
      Owszem Itachi ma teraz przekichane. Nie jest w stanie zrezygnować z Keiko, aby ucieszyć ojca, ale jednocześnie nie jest w stanie pozwolić sobie na wykluczenie z klanu. Ciężka sprawa. Jak zwykle ma pod górkę, próbując godzić swoje uczucia z klanem i ojcem.
      Pozdrawiam i liczę, że jednak uda ci się niedługo znów tu zajrzeć. Będziemy czekać ;)

      Usuń
  3. Popełniłam wielki błąd. Przeczytałam, ale nie znalazłam czasu na komentarz od razu. Minęło już co najmniej dwa tygodnie. Ciekawe ile po takim czasie pamiętam :D Po tytule wnioskuję, że to ten rozdział, gdzie rodzice Itachiego dowiadują się o zaręczynach syna.
    Postawa Itachiego fajna. Sasuke też. Chyba jeszcze nigdy nie cieszyłam się z przyjaźni Sasuke z Keiko jak w tym rozdziale. Dobrze, że ją powstrzymał przed oddaniem pierścionka. Itachi dużo zniósł ze strony przyjaciół ukochanej, a ona chciała się poddać przy pierwszym poważnym starciu? Przestałabym ją lubić, gdyby to zrobiła. Co jeszcze musi się wydarzyć, aby pan ojciec zmądrzał? Jaki atak teraz go czeka? Rozdziałów ma być 50? To rozwiązanie tuż tuż. Ostatni rozdział będzie jednej z Was, czy wspólny? Komu pisana jest ta ciężka rola postawienia ostatniej kropki, na końcu ostatniego zdania? Macie już gotowe słowa jakimi zakończycie? Ależ jestem ciekawska, aż się sama sobie dziwię :))
    No i rozmowa braci na końcu też mi się podobała. Relacje między nimi z tego rozdziału diametralnie się różnią od tych na początku. Oboje zmądrzeli. W pamięci mam to ja spali wspólnie w namiocie, gdzie się do siebie tulili i kiedy go rozwalili, na oczach swoich obecnych ukochanych. A właśnie. Ten ich piąty kolega, co myślał, że Keiko jest mężczyzną, to co z nim? Myślałam, że więcej namiesza w ich życiu, po powrocie do wioski. W końcu cały czas zbierał materiały na czwórkę głównych bohaterów. (no i znowu zadaję pytania, ehhh)
    Mam nadzieję, że Itachi schował przepis na obiadek, który Keiko dostała od "mamy". Może jeszcze kiedyś mu to ugotuje :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny, oraz wytrwałości do końca :D
    PS. Sorrki, że z takim opóźnieniem. Mam nadzieję, że niczego nie pomieszałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam, czas nie ważny, grunt, że pamiętałaś, bo ja niestety tak mam, że jak nie napiszę komentarza od razu to potem totalnie o tym zapominam. Niestety. I tak dobrze pamiętałaś to ten rozdział, gdzie państwo Uchiha dowiadują się o zamiarach syna.
      Sasuke miał tutaj dużą rolę do odegrania i sprawdził się w niej idealnie, jego wręcz życiowa rola xD (bez przesady). Keiko tak chciała mu oddać pierścionek, ale nie się rozstać. Pragnęła tylko pomóc, bo wie ile dla Itachiego znaczą więzi rodzinne. Nie tyle co chciała się poddać, co mu ułatwić wiele spraw, bo w gruncie rzeczy dla niej ślub to nic takiego. Równie dobrze mogłaby nigdy go nie brać, a jej uczucia względem Itachiego by się nie zmieniły. Owszem cieszy się, angażuje w przygotowania, jednak Keiko nie robi różnicy czy będą małżeństwem czy tylko parą, grunt by byli razem. Tyle się liczy. Stąd też nie widziała problemu w oddaniu pierścionka. Chociaż prawda, Itachi by to odebrał inaczej, bo jemu bardzo zależy na podniesieniu relacji. I nie sądzę, żeby przestałby ją lubić. Było by spięcie, poważna rozmowa, jakby Keiko bardzo się upierała, albo zrobiła to właśnie przy Fugaku na pewno doszłoby do awantury, ale nie zostawiłby ją. Nie Itachi.
      Ano zobaczysz co musi się jeszcze wydarzyć, aby Fugaku się lekko otrząsnął ;)
      Tak rozdziałów ma być 50 + epilog. Ostatni rozdział, czyli 50 przypada Erroay, więc ona będzie kończyć historię. Potem napiszemy krótki wspólny epilog. Kwestia części 3 nadal jest nierozwiązana. Jeszcze nie podjęłyśmy decyzji co z nią. Na razie zmagamy się z kończącymi się zapasami i brakiem weny, a przede wszystkim czasu oraz sił na pisanie.
      Ciężko mi powiedzieć, czy Erroaya ma już dokładnie zaplanowany ostatni rozdział. Jednak sądzę, że nie na tyle, aby w tej chwili wiedzieć jakimi słowami zakończy.
      O rany proszę weź nie przypominaj tych początkowych rozdziałów. Wstyd na całego. Z Erroay planujemy poprawić właśnie tą pierwszą misję, aby była hm mniej dziecinna? I tak bardzo nie odbiegała od standardów późniejszych rozdziałów, aby nie odstraszała czytelników na starcie. Jednak owszem relacje między braćmi przez te wszystkie rozdział (prawie już 100) mocno się zmieniły. Aczkolwiek co się dziwić, ich życie również przeszło wiele zmian. Cały czas się rozwijali, a wraz z nimi również ich relacja.
      A słynny Takeshi, no cóż... Głupio się tutaj przyznać, ale po prostu zaginał w akcji. Jego postać była czystym spontanem. Na samym wstępnie w ogóle miało go nie być, potem miał być postacią epizodyczną totalnie na kilka rozdziałów, potem zabawnie, ale miał być najlepszym przyjacielem Sasuke (xD), następnie miał wyjść taki sobie zwykła postać, aż w końcu ewoluował do tego czym był xD. Obie lubiłyśmy jego teorie spiskowe i z chęcią byśmy o nim jeszcze pisały gdyby nie... limity. Niestety taka prawda. Nagle porwał nas wir wydarzeń, akcja nabrała tempa i nie było miejsca na niego. Ciągle powtarzałyśmy sobie, że dobra jeszcze rozdział i wprowadzamy go, ale pojawiały się nowe wątki, które trzeba było pociągnąć, pozamykać poprzednie, więc Takeshiego znów przesuwaliśmy na następne rozdziały. W końcu totalnie zaginął w morzu wydarzeń, niestety. Ubolewamy nad tym, aczkolwiek, kiedy zorientowałyśmy się, że został w tyle, było już za późno. Przykra sprawa i głupio się do tego przyznać.
      Dziękujemy za życzenia, mnie się bardzo przydadzą, bo teraz moja pora na rozdział, a brakuje mi weny.
      Pozdrawiam i do następnego ;)

      Usuń