2 grudnia 2017

35. Ja też znam trudne słowa

Zmarszczyła czoło, rozbudzając się, ale było za jasno, więc ledwo rozchylone powieki znów zamknęła. Tak bardzo nie chciało jej się wstawać.
— Czy ja w ogóle muszę wstać? — pytała samą siebie w myślach.
— E tam, nic się nie stanie, jak pośpisz dłużej — odpowiedział jej wewnętrzny leń, z którym zaraz się zgodziła.
— No to jeszcze godzinka snu — postanowiła, powolutku tracąc kontakt ze świadomością.
Itachi będzie marudził, że jak zwykle za długo śpisz — odezwało się jej sumienie, lekko ją rozbudzając.
Skrzywiła się, tak niewiele brakowało. Wystarczyło wyłączyć myślenie, a nadal odczuwalne senne odrętwienie mięśni, pochłonęłoby ją w krainę Morfeusza. Jednak szansa została zaprzepaszczona.
Uśnij, uśnij, powtarzała w myślach nadaremno. Eh, no cóż, już po ptakach, za bardzo się rozbudziła. Jednak to nie powód, żeby od razu zrywać się na nogi. Uznała, że poczeka aż Itachi zacznie się krzątać.
Leżała rozbudzając do końca zmysły, przy okazji nasłuchując. Spodziewanego szumu wody z łazienki nie usłyszała. Za to do jej uszu dobiegło nieznośne pikanie oraz kroki na korytarzu, wiele kroków i skrzypienie metalowego wózka? Coś było nie halo. Ze zdumieniem pośpiesznie otworzyła oczy. Jednak zaraz je zamknęła oślepiona nadmierną jasnością. Zamrugała parę razy, próbując się przyzwyczaić.
Biały sufit. To pierwsze, co zobaczyła. Biały sufit? Przecież w swoim pokoju nie miała białego sufitu. Itachiego coś pogięło i urządził nocne malowanie? Nie moment! Ten charakterystyczny ostry zapach jednoznacznie wykluczał możliwość przebywania w domu. Niechętnie zerknęła w obok na przypięty woreczek z dożylnym podawaniem płynu. Westchnęła, zniesmaczona tym, że... Hm, widok wielkiego okna z białą firanką poruszaną przez wiatr, kłócił się z faktem, że u Kindersów sekcja szpitalna jest pod ziemią.
Gdzie ja jestem, pomyślała, ostrożnie podnosząc się, próbując zignorować nieprzyjemne uczucie zesztywnienia mięśni oraz ich obolenia. Niestety, jak na złość niczego konkretnego nie mogła sobie przypomnieć. Przed oczami przesuwały się nieutożsamione chaotyczne obrazy, przypominające sceny wyjęte z oglądanego filmu. Była pusta cela. Ciasny pokoik wypełniony shinobi, gdzie na środku stało krzesło. Oślepiające światło i zarysy ludzi. Zdenerwowana Tsunade za biurkiem. Krew na rękach. Ciało na stole operacyjnym. I do tego wszystkiego przytłaczające uczucie strachu o… coś? Kogoś? Nic z tego nie rozumiała, a ostry przeszywający ból głowy nie pomagał.
Zmarszczyła intensywnie brwi, usilnie próbując odtworzyć ostatnie wydarzenia, kiedy nagle trybiki zazębiły się. Wytrzeszczyła przerażone oczy.
— Sasuke — szepnęła lekko zachrypniętym głosem. — Sasuke — powtórzyła pewniej, zrzucając z siebie kołdrę.
Nie bacząc na swój stan, zerwała się na równe nogi, chaotycznym nieskładnym ruchem odrywając od klatki piersiowej przyssawki. Igły nie wyjęła, bo na szczęście stojak na kroplówkę był na kółkach. Także pochwyciła go za metalową rurę, ciągnąć za sobą.
W amoku wybiegła na korytarz, zwracając na siebie uwagę pielęgniarek, które zbyt zaszokowane zaistniałym widokiem nie zdążyły zareagować w porę. Keiko pognała ku windzie, zjeżdżając do recepcji, gdzie dopadłszy do kontuaru, natychmiast zaczęła dopytywać o Sasuke. Kobieta za ladą oniemiała, patrząc na pacjenta biegającego na boso z kroplówką w ręce. Zniecierpliwiona brakiem odzewu sięgnęła po zeszyt. Przeleciała pospiesznie wzrokiem po stronach, szybko odnajdując pożądane dane. I nim recepcjonistka zdążyła ocknąć się z szoku, dziewczyny już nie było.
Higashiyama ignorując wszystko i wszystkich, włącznie z krzyczącymi za nią pielęgniarkami, gnała ku celowi, które majaczyło w oddali. Niewiele myśląc, z trudem wyhamowując na zakręcie, zawisła na klamce, wpadając niczym tornadu do pokoju.
Itachi poskoczył, zrywając się na równe nogi, omal nie krzyknąwszy. Najpierw usłyszał harmider za drzwiami, potem potężne uderzenie w nie, a następnie coś wleciało do środka i natychmiastowo rozłożyło się na podłodze. Z oszołomieniem patrzył na potarganą burzę kasztanowych włosów, rękę kurczowo zaciskającą się na rurce od stojaka z kroplówką oraz wyeksponowane majtki, które wymsknęły się spod szpitalnej koszuli. Model rozcięty na plecach, zawiązywany tylko na troczki, raczej nie sprawdzał się w takich sytuacjach. Aczkolwiek, kto przewidywał, że pacjent będzie wykładał się na brzuchu na podłodze, ano nikt.
Keiko niezbyt przejęta upadkiem, poderwała się wręcz błyskawicznie i odpadła do łóżka z nieprzytomnym Sasuke. Zamarła nad nim, niepewnie wpatrując się w nadal lekko bladą twarz mężczyzny. Nie wiedziała, czy wszystko z nim dobrze, czy truciznę udało się wyjąć, czy leży tu w krytycznym stanie, powoli umierając. Wyciągnęła drżące dłonie, które zawisły w połowie ruchu, jakby bała się go dotknąć.
Itachi potrząsnął głową, otrząsając się z tego niespodziewanego widowiska. Ruszył ku dziewczynie, lecz nim zdążył, chociażby musnąć jej ramię, do pokoju weszła rozjuszona pielęgniarka.
— Co to ma znaczyć?! — fuknęła na Keiko, goniąc ją od recepcji. — Co pani sobie wyobraża?
Higashiyama dopadła do kobiety, zaciskając na jej fartuchu palce.
— Co z nim? — pytała z autentycznym strachem w oczach, szarpiąc ją za ubranie.
— Proszę się uspokoić.
— Keiko — wtrącił się Itachi, zwracając na siebie uwagę, dzięki czemu dopiero go dostrzegła. — Jego stan jest stabilny, nic mu nie zagraża. Wszystko przebiegło pomyślnie. Do siedmiu dni powinien odzyskać przytomność.
— Dzięki bogu — jęknęła z ulgą. Całe napięcie z niej uszło, przez co kolana ugięły się pod jej ciężarem i zjechała na podłogę.
Pielęgniarka patrzyła z dezaprobatą na siedzącą na zimnych kafelkach dziewczynę.                   
— Proszę natychmiast wrócić do swojego pokoju. Który numer?
Keiko otworzyła usta, aby odpowiedzieć, ale zaraz je zamknęła. Nie miała pojęcia, gdzie się mieści jej pokój, ani nawet, na którym piętrze. Wybiegła z niego w takim amoku, że na nic nie zwracała uwagę.
— Nie mam pojęcia — odparła cicho, lekko zawstydzona niewiedzą.
Kobieta ciężko westchnęła.
— Nazwisko proszę.
— Higashiyama Keiko.
— A to pani — mruknęła z takim zrozumieniem, jakby to wszystko tłumaczyło. — Proszę za mną — poleciła, pomagając dziewczynie dźwignąć się na nogi.
— Keiko poczekaj — zawołał Itachi, podchodząc do niej i poprawiając zadarty materiał koszuli, który znów odsłaniał pośladki. — Pójdę z tobą — dodał, kiedy zniecierpliwiona pielęgniarka ponaglająco machnęła na nich ręką.
W trójkę opuścili pokój Sasuke udając się do windy. Keiko spokojnie kroczyła, ciągnąc za sobą stojak. Nadal nie zważając na to, że idzie na bosaka, pewnie stawiała kroki, a na jej ustach znów zagościł uśmiech. Teraz kiedy miała pewność, że już mu nic nie grozi, mogła zaznać spokoju.
Tak się tym zamartwiała, że wczoraj — o ile to faktycznie było wczoraj, nie wiedziała, ile spała — zapomniała opaść z sił. Dosłownie, transport kogoś na taką dużą odległość powinno, doszczętnie pozbawić ją energii doprowadzając do omdlenia. Jednak umysł przesiąknięty strachem o Sasuke blokował wszystko, uczucie zmęczenia, ból, pragnienie, głód. Nie odczuwała niczego takiego, jakby tego nie potrzebowała, co było złudzeniem. Ledwo trzymała się na nogach i tylko za sprawą silnego poczucie winny nie padła jak długa. Mało tego potrafiła jeszcze zdać Tsunadzie dokładny raport. Jednak podczas niego, kiedy zaczęła kasłać krwią i omal nie zabrudziła dokumentów, kobieta wywaliła ją za drzwi, wzywając lekarza. Pamiętała wstępne badania, ale to, co się działo później, rozmywało się, zupełnie jakby urwał jej się nagle film. Prawdopodobnie podano jej środki uspakajające i nasenne, po których zwyczajnie odpłynęła.
Zmarszczyła na chwilę brwi, zastanawiając się, czy Josuke już wie, że wróciła do Konohy. Lekko spochmurniała na myśl o jego wściekłości. W końcu wybyła sobie ot tak, nie informując nikogo z Kindersów, nawet Kaoru o niczym nie wiedział. Oj dopiero teraz zdała sobie sprawę z poziomu ochrzanu, jaki zbierze.

Idący obok Itachi, właśnie wewnętrznie ubolewał nad zachowaniem Keiko. Nie, żeby miał jakieś obiekcje do tego, że się troszczy o jego młodszego brata, ale powinna także mieć na uwadze swoje zdrowie. Sama pewnie również brała czynny udział w walkach, a samo przetransportowanie Sasuke musiało kosztować ją wiele wysiłku. Pamiętał, jak wracając z Suna przy ich pierwszej misji, także wykorzystała tę technikę i jak wówczas od razu straciła przytomność, przeciążając organizm. A wczoraj nie dość, że czekała pod drzwiami obwiniając siebie to jeszcze przeprowadzała rozmowę z Hokage.
Zresztą nadal nie wymazał z pamięci jej łez, do których to doprowadził właśnie Sasuke. Liczył na to, że nigdy nie będzie mu dane ich oglądać. Niestety los chciał inaczej. Zmusił go do zobaczenia, jak jego młodszy brat zrujnował wewnętrzną siłę dziewczyny. Keiko mimo nadmiernego okazywania emocji i skłonności do impulsywnego reagowania, nie była kimś, kto płacze, tym bardziej publicznie. Jednak wtenczas słone krople ciepły ciurkiem po policzku, a usta wykrzykiwały słowa, które w normalnych okolicznościach nie ujrzałyby światła dziennego.
Zacisnął na chwilę powieki. Naprawdę nie chciał widzieć zapłakanej dziewczyny. A jeśli już to musiałoby nastać, wolałby inną sytuację, inny powód oraz bez udziału Sasuke. Niby wiedział, że nie ma podstaw do złości, tym bardziej zazdrości, ale jednak mimo wszystko nieprzyjemne ukucie nie chciało zniknąć, bo znów ktoś był ważniejszy. U Keiko nigdy ona nie stała na piedestale, zawsze olewała siebie na rzecz przyjaciół, lecz po raz kolejny na liście priorytetów stanął Sasuke. W trosce o niego zignorowała swoje zdrowie, przemierzając szpital na bosaka z kroplówkę w ręce, aby tylko dowiedzieć się, czy nic mu nie jest.
Może to i głupie, może i bez sensu, a nawet może i złe, ale chciałby częściej być na szczycie listy, aby i o niego się tak zamartwiała. Faktycznie to było idiotyczne. Niechciana zbłąkana kretyńska i samolubna myśl, która jak na złość nie chciała go opuścić. Przecież nie był zazdrosny, przecież wszystko rozumiał, tylko, czemu to uczucie nie chciało odejść?
Pokręcił głową, odpędzając przykre rozmyślania i zerknął na Keiko, która szła obok z lekko przygnębioną miną. Właśnie otwierał usta, aby zapytać o samopoczucie, kiedy pielęgniarka zagrodziła mu drogę.
— Przepraszam, ale proszę poczekać na zewnątrz.
Nie mógł się sprzeciwić, bo nie miał tu nic do gadania, grzecznie usiadł na krześle, obserwując wejście do pokoju, przez które niedługo później wszedł mężczyzna w białym fartuchu i stetoskopie zawieszonym na szyi.
Zbyt długo nie musiał czekać. Piętnaście minut później wyszła stamtąd Keiko przebrana w swoje ciuchy, zapewniając, że będzie o siebie dbać. Ta już gdzieś słyszał ten olewacki ton głosu, który ewidentnie wskazywał na to, że wypowiedziane słowa, były tylko po to by były. Westchnął cichutko, odhaczając w głowie kolejny obowiązek: pilnować Keiko, aby dbała o siebie. Lecz długo niedane mu było rozmyślać, bo zaraz dziewczyna rzuciła mu się na szyję.
— Tęskniłam — wyjaśniła. Ja też, chciałby rzec, lecz słowa te jakoś grzęzły w gardle, mimo iż były prawdziwe. Także tylko nieznacznie uniósł kąciku ust, muskając policzek w subtelnej pieszczocie. — Bardzo byłeś zły za zniszczenie rozpiski? — zagadała, ciągnąc go wzdłuż korytarza, przypominając sobie o pracy, jaką włożył w ustalenie podziału obowiązków.
— Owszem — potaknął, zastanawiając się, czy dla lepszego efektu nie dodać, jak diabli. To także byłoby prawdą, gdyż dawno na nic nie był tak rozzłoszczony. Jednak to teraz mało istotne, wrócili żywi, więc niczego więcej nie trzeba. No może jeszcze unormowania stosunków między wioskami, trzepnięcia Sasuke w ten durny łeb, jego powrotu do pełnego zdrowia i zrobienia wykładu Keiko o tym, że najpierw ma dokładnie przemyśleć każdy pomysł, a potem dla bezpieczeństwa go nie realizować.
— A Hokage jak to zniosła?
— Koszmarnie.
— Taa, coś o tym wiem — mruknęła, przypominając sobie jej wściekłą minę.
Jeszcze chwilę rozmawiali o tym, co się działo w wiosce, po ich wyruszeniu, aż stanęli pod drzwiami do pokoju Sasuke. Keiko weszła tym razem, jak człowiek, normalnie nie wywarzając drzwi i nie wywijając orła na kafelkach. Ze smętnym wzrokiem podeszła do łóżka, obserwując lekko bladą twarz nieprzytomnego.
— Wiesz, że to miałam być ja — szepnęła, kładąc swoją dłoń na jego i nieznacznie zaciskając palce. Była delikatnie chłodna, bez życia oraz czucia, bezwładna. Myśląc o tym, mocniej zamknęła pięść, jakby chciała, aby to poczuł.
— To nie twoja wina — zapewniał, lecz dziewczyna szybko zaprzeczyła gwałtownym ruchem głowy.
— Moja. Nie potrafiłam wygrać, a Sasuke mnie osłonił przed atakiem i dlatego został zraniony zatrutym ostrzem. Gdybym tylko nie wpadła w tę głupią technikę.
Zacisnęła powieki, odwracając ze wstydem głowę. Gdyby była lepsza, to nic takiego by się nie wydarzyło. Gdyby tylko potrafiła sobie poradzić. Gdyby umiała… Powtarzała w myślach, jednak prawdą było to, że niewiele mogła poradzić, styl błyskawicy był jej słabością, z którą zawsze przegrywała. Nie znosiła tego, nienawidziła wręcz i za każdym razem odczuwała wściekłość, ilekroć tylko dawała się pokonać za jego pomocą. Aczkolwiek, co można było poradzić na to, że ciało ludzkie, jak i woda przewodzą prąd? Nic, takie są prawa natury i już.
— Keiko — zaczął łagodnie, kładąc jej dłoń na ramieniu. — Nie powinnaś siebie obwiniać. W końcu pomogłaś mu, w porę przenosząc do Konohy. Gdybyś to ty została ranna, nikt nie byłby w stanie tego zrobić.
Zamyśliła się na chwilę, wsłuchując w pikającą aparaturę, drażniącą swoim nieznośnie wysokim monotonnym dźwiękiem.
— Niby ta. Chociaż ja bym nie zgrywała macho i od razu powiedziała, że tracę czucie, więc mogliby zareagować szybciej.
— Z pewnością, ale wówczas to jeszcze byście tkwili w Suna, a tak już tu jesteście. Dzięki czemu mogliście przekazać Hokage recepturę na antidotum dla Haniko.
— Prawda, z tym się nie da dyskutować. Ej, chwila, skąd wiesz o tym? — zainteresowała się, spoglądając na niego kątem oka.
— Tsunade mi powiedziała. Także o twoim milczeniu. Wiesz ona jest Hokage powinnaś…
— Nie złamię danego słowa — odparła machinalnie, wcinając się mu w zdanie. — Takie mam zasady i koniec. Obiecałam coś przyjacielowi i nawet na torturach mnie nie złamią — wyjaśniła dobitnie.
Itachi cicho westchnął, dziękując w duchu, że Piąta jest rozsądną kobietą. Z pewnością reszta Kage chciałaby siłą, natychmiast wyciągnąć z Keiko tak ważą rzecz. Zwłaszcza że ukrywa ją przed przełożonym, co jest zabronione. Shinobi bezwzględnie muszą mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę w obliczu Hokage. Takie były zasady, które dziewczyna postanowiła zignorować, stawiając przyjaciela ponad nadrzędną władzę wioski.
— Mówisz, że to dobrze, że potoczyło się to tak, a nie inaczej? Nie powinnam martwić się tym, że… No wiesz, powinno być na odwrót? — zapytała, po krótkiej chwili ciszy.
— Tak. Co się stało, to się nie odstanie. A jak już mówiłem, dzięki temu można pomóc Haniko. Poza tym jemu nic już nie jest. Niedługo wróci do nas.
Już… Jednak horror, który przeżywał wczoraj, był nie do zniesienia. Przeraźliwe pełne bólu krzyki brata, wyryły mu się w pamięci. Prześladowały go całą noc, nie dając zmrużyć oczu, chociażby na chwilę. Te wrzaski, jakby z dna piekieł, rozrywały jego serce, kawałek po kawałku w agonalnych bólach.
— Ech, niech on się tylko obudzi, to mu wybiję takie głupie pomysły z głowy — rzuciła pewnym głosem, dźgając go palcem w klatkę piersiową, rozmywając dotychczasowe rozmyślania Itachiego. — Słyszysz. Jeszcze raz będziesz mi jakieś durne przemowy uskuteczniał, to ci kości porachuję — groziła, ale nieznaczny uśmiech zdradzał, że wcale tak naprawdę się nie złości. — Wracaj szybko do zdrowia — szepnęła, zaciskając palce na jego dłoni.

***

Odłożyła papiery, zapadając się głębiej w fotel. Chwilę jeszcze niechętnie patrzyła na rozłożone na biurku kartki, nim wprawiła siedzenie w ruch obrotowy, odwracając się twarzą do okna, które miała zwykle za plecami.
Piękny błękit nieba upstrzony pierzastymi chmurami, niestety nie absorbował na tyle, aby usunąć gniewny wyraz twarzy, uspakajając nerwy. Ze ściągniętymi brwiami obserwowała majaczące w oddali mury Konohy, w duchu klnąc na dwójkę nierozgarniętych shinobi.
To, co dostała, nie było oczekiwanym rezultatem. Wprawdzie cieszyła się, że udało im się pozyskać recepturę, ale… W międzyczasie dopuścili się licznych przestępstw, które skutecznie nadszarpnęły dobre stosunku pomiędzy krajem Ognia i Wiatru. Wypracowywany w pocie czoła sojusz, ciągnące się latami negocjacje, stanęły właśnie pod znakiem zapytania. Sama dobra wola Kazekage nie wystarczy, aby uspokoić wzburzone społeczeństwo, ciągle pamiętające czasy Trzeciej Wielkiej Wojny Shinobi.
Cmoknęła, zagryzając paznokieć na kciuku, jeszcze bardziej zbliżając brwi. Sprawa wyglądała poważniej, niż zakładała. Przecież byli profesjonalistami, nie powinni dać się złapać, a tymczasem nakryto ich, jak szczeniaków na gorącym uczynku.
Przeszperali akta medyczne, zostali wplątani w dwa trupy i nagle odkryli wielką sieć podziemnych korytarzy, będącą wspaniałym reliktem wielkiego Orochimaru. Na domiar złego ten relikt wcale nie był tak opuszczony, jak powinien.
— Przepraszam, herbata dla pani — usłyszała.
— Postaw na stole Shizune — mruknęła, nie odwracając się do asystentki. Nawet nie rejestrując, kiedy weszła do gabinetu.
Kobieta wniosła kubek, odstawiając go koło dokumentów, przysłanych dzisiejszego poranka z Suna. Spojrzała na kopię szczegółowych zeznań, skrupulatnie spisanych przez tamtejszych shinobi, co jej przypomniało o czymś.
— Wysłać do Josuke polecenie dostarczenia dokładnego raportu?
— Nie za szkodzi — rzuciła niebyt przekonana. W końcu Keiko zarzekała się, że tylko Sasuke może wyjawić prawdę. — Może on coś z niej wyciągnie — dodała, odwracając się w stronę biurka.
— Oczywiście, już to robię.
Tsunade sięgnęła po herbatę, odruchowo zerkając na papiery. Wyjaśnienia Higashiyamy były identyczne z Uchihą i podobne z Endo. Cała trójka zgodnie zatuszowała parę szczegółów. A może Akihito przy tym nie było? W każdym razie obecnie niewiele można było zdziałać, póki Sasuke nie odzyska przytomności, sprawa nie ruszy z miejsca.
Odstawiła kubek, wychylając się po długopis. Mogła jedynie zapewnić Gaarę, że wczorajsze zeznanie Keiko pokrywa się z tym uzyskanym od niego i wyrazić chęć współpracy w wyjaśnieniu sprawy oraz zadeklarować gotowość do poniesienia konsekwencji. W obecnej sytuacji to trochę za mało.

***

— Naprawdę musisz tam teraz iść? — dopytywał niechętnie. Wolałby, aby jednak odpowiedziała nie i wróciła z nim do domu. Wprawdzie rozumiał, że od razu po misji należy zdać, chociażby krótki ustny raport przed przełożonym, ale jak ona tam wejdzie, to szybko nie wyjdzie. Nie mógł wyjawić, że wie o przygotowanej karnej kampanii, bo musiałby wówczas przyznać się też do bójki z Kaoru, a to wolał przemilczeć.
— Nic na to nie poradzę — powtarzała któryś już raz. Tym jednym zdaniem zbywając wszystkie jego argumenty. — Wiesz, że mnie tutaj długo trzymać nie mogą. — Wskazała za siebie na budynek szpitala, z którego właśnie wychodzili. — Muszę iść do Nerina na rekonwalescencję.
Itachi spojrzał na nią bacznie, na chwilę się zatrzymując.
— No, co? — mruknęła lekko oburzona. — Ja też znam trudne słowa.
— Nie wątpię — odpowiedział lekko nieobecnym głosem. — Jednak czy to nie…
— Itachi — zawołała kobieta, machając do niego ręką.
Nie pomylił się. Zatrzymał się nie, dlatego że Keiko zaskoczyła go poważnym słowem, ale z powodu Mikoto zbliżająca się w ich stronę.
— O twoja mama — wyjaśniła dziewczyna, odwracając się.
Itachi nie odpowiedział, tylko sprężystym krokiem ruszył w jej stronę.
— Wracasz od brata?
— Tak. Nadal nie ocknął się, ale lekarze zapewniają, że nic mu nie grozi, a jego stan jest stabilny.
— Całe szczęście. Słyszysz mała, twojemu tacie nic nie jest — zagadała do wózka, patrząc w czarne oczka Sumire, która grzecznie leżała opatulona kocykiem na tak zwanego naleśnika. Mężczyzna nieznacznie zajrzał do środka, upewniając się w przekonaniu, że Mikoto rozpieszcza wnuczkę. Tego różowego delfinka wcześniej nie widział. A skąd wiedział, jakie zabawki ma Sumire? O tym wolałby zapomnieć, ale niestety to nie takie łatwe. Wówczas dowiedział się również, że Fugaku jest wyjątkowo cwany.
To było, kiedy Mikoto wyszła na chwilę z domu do sąsiadki pozostawiając Sumire i Kinari pod opieką męża. Tylko na momencik, na drobne dziesięć minutek. Pech chciał, że te drobne dziesięć minutek dawno się skończyło, a po kobiecie nadal nie było śladu. Fugaku wpadł na genialny pomysł i zadzwonił do Itachiego, wzywając go w trybie natychmiastowym. Ten zaniepokojony pognał, co tchu do rodzinnego domu, obawiając się strasznych wieści. Jednak zamiast tego dostał wymigującego się ojca od opieki nad dziećmi. Dosłownie minął go w drzwiach, oznajmiając, że ta straszliwie pilna sprawa to właśnie to, że on musi koniecznie w trybie nagłym wyjść do pracy i nie miał, z kim zostawić dziewczynek. Itachi nie zdążył zaprotestować, ba nawet otworzyć ust, a Fugaku już nie było. Na nieszczęście Kinari była w zabawowym nastroju, więc musiał siedzieć i ją pilnować. Między innymi, dlatego poznał wszystkie zabawki siostry oraz te kilka, które Sasuke zapakował dla Sumire.
Szybko odgonił powracające wspomnienia, zamykając na trochę dłużej powieki. Po ponownym ich otworzeniu zorientował się, że został wykluczony z rozmowy.
— Oj nie jest aż tak trudno, Sumire to kochane grzeczne dziecko, więc tym się nie przejmuj.
— No to się cieszę. A jak po wczorajszym pan zrzęda?
— Słucham? — Spojrzała na nią zaskoczona, lecz po chwili zrozumiała. — Nic mu nie jest, chociaż ostatnio często zamyka się w gabinecie. W sumie zawsze często tam przesiadywał, ale tym razem robi to jeszcze częściej. Albo wychodzi do pracy, rzekomo w pilnej sprawie.
— Może to jego kącik zadumy — zażartowała.
— Z pewnością.
— No, a on to ma, nad czym dumać.
— Może trochę — poparła ją nieśmiało, nie chcąc teraz przed Keiko wywlekać rodzinnych problemów, mimo iż była świadoma tego, że dziewczyna z pewnością wiele wie. W końcu część niechwalebnych decyzji męża odbiła się i na niej. — A byłeś kochanie u Haniko? — zagadała do syna, przerywając krótkie milczenie.
— Tak. Na razie bez zmian, ale mają już receptę na antidotum. Tylko jego przygotowanie trochę trwa.
— Rozumiem — mruknęła, lekko smutniejąc.
— Ej chwila — rzuciła Keiko, łącząc parę faktów. — Chcesz mi powiedzieć, że odwiedziłeś Haniko, potem Sasuke i na końcu miałam być ja? W ogóle to ty miałeś za miar do mnie zajrzeć? — zapytała z pretensją, krzyżując ręce.
— Tak oczywiście — zapewniał, ale dziewczyna niezbyt mu wierzyła, bo spojrzała podejrzliwie. — Nie wiedziałem, że jesteś w szpitalu — przyznał się, chociaż niechętnie. — Byłem przekonany, że od razu poszłaś do Nerina.
— A miałeś, chociaż zamiar się tam udać, dopytać, co ze mną? Jak już odwiedzisz wszystkich innych.
— Oczywiście.
Aczkolwiek rozważał też, czy nie lepiej by było zadzwonić do Fumiko, niż pokazywać się tam osobiście, ale do tego się nie przyzna.
— No rozumiem, że brat ważniejszy, ale Haniko też? — Skrzywiła się ostentacyjnie.
— Nie przejmuj się tym — pocieszała ją Mikoto. — On…
— Ma czasami niewłaściwe priorytety — dokończyła za nią. — Coś o tym wiem — dodała smętnie, na co kobieta posłała synowi karcące spojrzenie.
Tak samo, jak ty, pomyślał, lecz tego już nie powiedział.
— Wiesz mamo, będziemy już powoli szli — oznajmił, próbując się wymigać od dalszej konwersacji i pociągnąć za sobą dziewczynę.
— No tak oczywiście, ale Keiko mam nadzieję, że już się nie obwiniasz. To naprawdę nie twoja wina, wręcz przeciwnie, pomogłaś mu — tłumaczyła, ściskając ją za rękę.
Uśmiechnęła się miło: — Spokojnie już mi częściowo przeszło. Nie zupełnie, ale jest lepiej.
— Mam nadzieję, bo to było naprawdę zbyteczne. A w ogóle to zapraszam na obiad. Odkąd obaj synowie się wyprowadzili, to tak rzadko nas ktoś odwiedza. Jesteś zawsze mile widziana, więc wpadaj czasami.
— Nie ma sprawy, z miłą chęcią zajrzę, jak tylko będę mogła.
— Dobrze mamo to pomogę ci z tym wózkiem i będziemy się już zbierać — zakomunikował, kiedy powolnym krokiem podeszli do schodów. Już nawet schylił się, aby chwycić za ramę, lecz Mikoto go powstrzymała.
— Nie trzeba, tam jest specjalny podjazd — wyjaśniła, wskazując palcem spiralę prowadzącą pod drzwi wejściowe. To go zaskoczyło. Tyle razy już tutaj bywał, a jakoś nigdy podjazd nie rzucił mu się w oczy, nawet nie zwracał na niego uwagi. Może, dlatego że nie był mu potrzebny? Kiedy czegoś nie używasz, to nie zauważasz tego.
— Rozumiem, w takim razie będziemy już szli. Do zobaczenia.
— Papa.
— Do zobaczenia. — Odmachała Keiko i zaraz odwróciła się, popychając wózek ku podjazdowi.

***

Spojrzała niepewnie, wręcz z obawą na szyld nad drzwiami. Piękny majestatyczny węzeł symbolizujący organizację. Chluba i duma jej członków, a jednak Keiko chyba pierwszy raz bała się pod nim przejść.
— Będzie dobrze — zapewniał, kładąc dłoń na ramieniu. Zwykłe kłamstwo na dodanie otuchy. Przecież dobrze wiedział o karnej kompanii, która ją czeka.
— Ta z pewnością — mruknęła niezbyt przekonana, odwracając się do drzwi plecami i spoglądając na Itachiego. — No to chyba będę musiała iść. Komórki nie mam, więc nie będę miała, jak z tobą pisać.
— Możemy po nią teraz pójść — zaproponował, chcąc odwlec pożegnanie. W końcu, jeśli tam wejdzie, to szybko nie wyjdzie, był tego świadom.
Zaprzeczyła ruchem głowy: — Nie trzeba. Znając Nerina wsadzi mnie do kapsuły hydratacyjnej, a tam i tak nie mogę mieć komórki.
— To na jak długo znikasz?
— W szpitalu mnie podleczyli, więc sądzę, że na jakieś dwa dni? Chyba, może w sumie nie wiem, nie znam się na tym.
— Rozumiem — mruknął cicho, mocniej zaciskając palce na jej dłoni.
— To tylko parę dni, nie rób takiej miny — pocieszała, uśmiechając się uroczo.
Niestety to niewiele dawało. I naprawdę marzył tylko o tym, aby wreszcie wszystko się unormowało, a Keiko w końcu była obok. Pomijając fakt, że martwiło go to, co kryje się za złowieszczymi słowami karna kompania.
— Ej — zawołała, kołysząc ich splecionymi dłońmi. Odwzajemnił nieznacznie mimikę, rozglądając się po okolicy. Miał ochotę ją mocno przytulić i ucałować, jednak należał do ludzi, którzy nie uznają okazywania sobie czułości publicznie. Trzymanie za ręce, czy delikatny uścisk, to wszystko, co tolerował, no w ostateczności skromne muśnięcie policzka, też by uszło, ale coś poza tym, zdecydowanie nie.
Dlatego dostrzegłszy wysoki stojak reklamowy, ruszył w jego kierunku, ciągnąć dziewczynę za sobą. Niewielka przestrzeń pomiędzy nim i ścianą budynku była absolutnie nie romantyczna, ale dawała odrobinę prywatności, o którą mu chodziło. Przysunął Keiko bliżej, czule całując.
— Chyba ktoś tu bardzo tęsknił — zagadała, słodko się uśmiechając, nadal trzymając ręce zarzucone na jego szyję.
— Przede wszystkim bardzo się martwił — sprostował, niezbyt chętnie podchodząc do wizji przyznania się do tęsknoty.
— Najgorsze już za nami — zapewniła, ale zaraz zmarszczyła brwi — albo przed nami. Zależy jak Josuke będzie wściekły. Sasuke ma łatwiej, Hokage raczej niewiele wymyśli. Może wpaść jedynie na zawieszenie go w prawach na jakiś czas, ale on i tak teraz będzie wracał do sił, więc to żadna kara.
— Jakoś to będzie. — Pogładził ją po włosach, znów całując.
— A gdzie twoja zasada, żadnych buzi publicznie? — zapytała, unosząc znacząco brew. — Przyznaj, że bardzo tęskniłeś — nalegała, pukając go palcem w mostek.
— Nie ma mowy — rzucił, muskając wargami policzek, wyciągając ich za reklamy.
— Jak tam chcesz, ale ja i tak swoje wiem — zapewniała, skocznym krokiem zbliżając się z powrotem pod schody prowadzące do organizacji.
— Keiko! — usłyszała krzyk i nim zdążyła rozejrzeć się za znajomym głosem, została mocno przytulona. Nawet trochę zbyt mocno, bo coś ją zabolało. — Rany boskie tak się martwiliśmy. Nic ci nie jest? Dawno wróciłaś?— dopytywał, oglądając dziewczynę ze wszystkich stron. Nieprzychylnie zerkając na Itachiego, wręcz posyłając mu wrogie spojrzenie.
— Isamu — zawołała, na nowo przytulając się do przyjaciela. — Spokojnie nic mi nie jest. Dopiero wyszłam ze szpitala i właśnie zmierzałam grzecznie prosto w paszczę lwa — wyjaśniła, odsuwając się o kilka kroków.
— Trafne określenie. Josuke był mega wściekły.
— Oj.
Spojrzała za Orinoke na drzwi siedziby z jeszcze większą obawą niż chwilę wcześniej.
— Ale z pewnością się ucieszy, że wróciłaś cało. Będzie dobrze — zapewniał, obejmując ją ramieniem. — Choć. — Pociągnął ją na stopnie, obdarzając Uchihę wrednym uśmiechem. Jednak nie wyszło tak, jak chciał. Keiko wyrwała się i zawróciła przytulając się do Itachiego.
— Do zobaczenia w domu.
— Do szybkiego.
Spojrzał jej głęboko w oczy, delikatnie odgarniając kosmyki włosów z twarzy. Uśmiechnęła się uroczo, muskając jeszcze policzek na pożegnanie, nim odbiegła do Isamu, mierzącego parę chłodnym spojrzeniem.
— Papatki. — Pomachała mu, znikając za drzwiami.

***

— A jak to zniósł Kaoru? — dopytywała, idąc z Isamu korytarzem, prosto pod drzwi Josuke.
— Koszmarnie, więc licz się z dogłębną pogadanką.
— O rany — jęknęła cierpiętniczo.
— No, to powodzenia — oznajmił, klepiąc ją po plecach, kiedy zatrzymali się przed gabinetem przywódcy. — Poczekam tu i zawiadomię Kaoru, że wróciłaś. Pewnie wyleguje się w łóżku albo gra.
— Okej, dzięki — mruknęła, niezbyt zważając na to, co mówił.
Z lękiem wpatrywała się w solidne drzwi. Nie ma odwrotu, musi to zrobić. Przecież była na to cały czas gotowana, chyba. No przecież powinna być. To nic strasznego, tylko złożenie raportu przed przełożonym. Ta, tylko że ten raport dotyczy samowolnej misji, na którą poszła sobie ot tak bez żadnego pozwolenia.
Przełknęła głośno ślinę i biorąc potężny wdech, zapukała.
— Wejść.
Skamieniała. Głos był podirytowany, co nie wróżyło dobrze. No i zastała Josuke w gabinecie. Zwykle chodził po organizacji, unikając tego pokoju, aby nie musieć zbyt wiele pracować.
— Wejść!
Niemalże podskoczyła. Raz kozie śmierć, nacisnęła klamkę, wchodząc do środka.
— O co chodzi? — mruknął posępnym głosem, nie podnosząc wzroku znad dokumentów, które podpisywał.
— Em, dzień dobry? — zapytała nieśmiało, zamykając za sobą drzwi i postępując do przodu.
— Keiko? — Poderwał głowę, niepewny czy dobrze widzi. Wiadomości z gabinetu Hokage jeszcze nie odczytał. Leżała sobie spokojnie na biurko wraz ze stertą przekazanych do wypełnienia misji, czekając na swoją kolei. — Keiko — powtórzył, ucieszywszy się na jej widok, lecz zaraz jego mina stężała. — Keiko! — warknął, uderzając otwartymi dłońmi w blat.
— Przepraszam — rzuciła natychmiast, kłaniając się w pas. — Ja naprawdę przepraszam. Solennie przepraszam — zapewniała.
— Ja ci kurwa dam przepraszam — cedził przez zaciśnięte zęby, podnosząc się. — Coś ty sobie kurwa myślała, co?! — fuknął, potrząsając dziewczyną. — Ty cokolwiek masz w tej pustej łepetynie. — Zdzielił ją w tył głowy, na tyle mocno, że syknęła i złapała się za obolałe miejsce. — Spowiadaj się i to natychmiastowo! Liczę, że misja przebiegła gładko.
Otworzyła usta, ale po kolejnym jego zdaniu zamknęła je, kuląc się w sobie.
— No gadaj — ponaglił, opierając pośladki o rant biurka i krzyżując ręce. Jednak Keiko milczała, jak zaklęta wpatrują się w czubki swoich butów. — Co poszło nie tak? — dopytał zrezygnowanym głosem.
— To w sumie nic takiego — skłamała cichutkim głosem, nadal nie podnosząc wzroku.
— No mów — mruknął zniecierpliwiony.

***

— Wejść — krzyknął, usłyszawszy pukanie.
— Panie kapitanie oto przygotowany tekst do akceptacji — oznajmił, wchodząc sprężystym krokiem. — Media proszą o dostarczenie go jeszcze dziś, aby zdążyli zamieścić informację w gazecie, zanim ona pójdzie do druku — tłumaczył, wręczając Fugaku papiery.
— Chodzi o sprawę tej młodocianej szajki złodziei, co zostali ostatnio aresztowani? — dopytał, pobieżnie przeglądając tekst.
— Tak.
— Rozumiem. Zaraz się tym zajmę. Przy okazji, nie dostałem jeszcze raportu od Korpusu Śledczego, co z nim?
— Wydawało mi się, że przynosiłem od nich papiery — oznajmił lekko niepewnym głosem, marszcząc czoło i pośpiesznie przerzucając kartki w kalendarzowym notatniku.
— Dostarczyłeś tylko raport odnośnie postępu nad rozpracowywaniem kanału przerzutowego. Mnie chodziło o raport z całokształtu pracy za ostatni miesiąc.
— Rozumiem. Zaraz to wyjaśnię — zapewnił, kłaniając się i opuszczając gabinet.
Fugaku jeszcze chwilę patrzył na zamknięte drzwi, nim powrócił do przerwanej pracy. Jednak szybko ją zaniechał, dokładając pióro wraz z niepodpisaną kartką. Starał się ogromem pracy zagłuszyć własne myśli, znaleźć sobie tyle roboty, aby nie mieć czasu na rozmyślania. Niestety nie wychodziło. Nie umiał pozbyć się krążących po głowie wątpliwości i natrętnych pytań bez odpowiedzi.
Rozmasował nasadę nosa, krótko wzdychając. Wydarzenia w szpitalu nie dawały mu spokoju. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego pomógł Sasuke. Przecież to były syn, któremu powinien życzyć jak najgorzej, a tymczasem on go ratuje z własnej nieprzymuszonej woli. Nie rozumiał tego, a może nie chciał?
To prawda, obawiał się odpowiedzi na to pytanie. Stanięcia przed faktem dokonanym, zaprzeczenia swoim ideałom i słowom. Wykluczył go, odtrącił oraz przekreślił, jaki da przykład, jeśli teraz przyzna się, że to był błąd. Jest w końcu przywódcą klanu Uchiha, w jego słowniku nie istnieje zlepek słów, popełniłem błąd, on się nie myli.
Dlatego nie chciał o tym rozmyślać. Świadomie i nie, uciekał przed prawdą, która mogłaby być zbyt wyniszczająca. Zaprzeczenie własnym słowom zachwiałoby autorytetem, dałoby innym możliwość podważania jego decyzji. Do tego dopuścić nie może! Nie w obliczu szykowania się do kolejnego zamachu.
Co by się nie działo, będzie trwał przy swoim! Ale czy to na pewno słuszne? Przecież…
Zacisnął mocno pięści, aż knykcie pobielały. Nie! Nie będzie tego roztrząsać. Wtedy w szpitalu to był odruch. Pomógł synowi, który się od niego odwrócił, udowadniając tym, że jest ponad to. Wykazał się szlachetną postawą, pokazując swoją wielkoduszność i nic więcej. W tym wszystkim nie było żadnego ukrytego dna, drugiego znaczenia, a tym bardziej jakiegoś wyimaginowanego przyznania się do błędu wychowawczego. Sasuke sam wybrał swoją drogę, do której on w żadnych wypadku się nie przyczynił. Itachi zachowuje się, jak należy, więc to nie kwestia wychowania.
Zresztą on nie ma czasu na takie dyrdymały. Musi kierować policją i ma bardzo, ale to bardzo dużo pracy. Z tym postanowieniem sięgnął po pióro, wracając do podpisywania dokumentów.

***

— I to jest kurwa nic takiego! — wrzasnął, kiedy Keiko skończyła zdawać relację z misji. Oczywiście zgrabnie omijając prawdę o tym, jak to się stało, że uzyskali recepturę dla Haniko.
Dziewczyna skuliła się, niemalże zupełnie wciskając głowę w ramiona.
— Kurwa! — zaklął już po raz n-ty, uderzając dłonią w biurko, co spowodowało, że Higashiyama lekko podskoczyła w miejscu. Oj dawno nie widziała Josuke tak wściekłego.
— Ale…
— Jakie, ale! — fuknął. — Zawaliłaś po całości. Co to ma znaczyć, że dałaś się złapać ludziom Hokage?! Jesteś Kindersem piątego stopnia, czy nie?! — Zwiesiła mocniej głowę. Tsunade wczoraj była łagodniejsza, a może jej słowa mniej ją ruszały? — Dać się jak gówniarz złapać za rękę na gorącym uczynku — lamentował. — Gorzej się już nie dało. I co to było, że nie mogłaś sobie poradzić z jednym przeciwnikiem i ten padalec musiał cię ratować?
— To była technika błyskawicy, więc…
— A gówno mnie to obchodzi. Dałaś ciała, na czymś tak banalnym, że nawet nasi rekruci by sobie lepiej poradzili! A podobno reprezentujesz najwyższy poziom. Jak… — urwał, napotykając pełne łez oczy dziewczyny. Przesadził i to nieźle, miał tego stuprocentową pewność.
Westchnął ciężko, podchodząc do okna, starając się uspokoić.
— Naprawdę przepraszam. Ja wiem, że to było złe po całości, ale…
— Trochę się zagalopowałem — mruknął niewyraźnie. — To nie były standardowe warunki pracy. Nie mogłaś w sposób zwyczajowy eliminować przeszkody, a tym bardziej po prostu wykończyć pościg — mówił, nadal stojąc do niej plecami. — Zrobiłaś, co mogłaś — podsumował, odwracając się i lekko uśmiechając. Keiko od razu się rozpromieniła. — Ale nie myśl sobie, że cię kara ominie — sprostował poważnym tonem, który zaraz rozwiał jej entuzjazm.
— Em, to, co mi grozi? — zapytała niepewnie.
— Karna kompania.
Wytrzeszczyła przerażone oczy.
— A-a-ale jak, jak to? Przecież…
— Opanuj się — polecił, starając się grać niewzruszonego. — To nie będzie w pełni tego słowa znaczeniu. Nie zdegraduję cię ani nie wyrzucę. — Odetchnęła wyraźnie z ulgą. — Jednak kara będzie surowa. Dostaniesz niemalże wszystkie niechciane roboty w ilościach nadprogramowych. —Jęknęła boleściwie, ale nic nie powiedziała. Wiedziała, że sobie na to zasłużyła. — Przydałyby się także publiczne przeprosiny i przykładne ukaranie, jednak chciałbym, aby twoja karna kompania pozostała sekretem. Reszta nie może się dowiedzieć, zwłaszcza ci na niższych szczeblach, inaczej to zepsuje reputację nie tylko całego piątego stopnia, ale również moją i twoją. Także niestety muszę sobie to darować. A teraz chcę, abyś poszła do domu i się spakowała.
— Spakowała? Misja?
— Nie. Po prostu będziesz mieć tyle roboty, że nie będzie czasu na krążenie między domem i siedzibą, więc na pewien czas przeniesiesz się tutaj.
— Na jak długo?
— Zobaczy się, ale sądzę, że może to potrwać nawet i do trzech tygodni.
— Aż tyle?!
— Tak aż tyle, bo ktoś tu dał się złapać.
Od razu uspokoiła się, przybierając skruszoną minę. Powinna dziękować, że nie poniesie większych konsekwencji, a nie jeszcze się wykłócać o nie.
— Dobrze, rozumiem, to pójdę się spakować.
— Zuch dziewczynka. A potem jak wrócisz to prosto do Nerina. Musi sprawdzić, w jakim jesteś stanie.
— Oczywiście.
— A i — zawołał, zatrzymując ją przed drzwiami, w chwili, kiedy chciała nacisnąć klamkę — cieszę się, że wróciłaś cała.
Uniósł delikatnie kąciki ust, prezentując swoje łagodniejsze zwyczajowe oblicze. W odpowiedzi Keiko szeroko się uśmiechnęła i podbiegła do niego, lekko przytulając.
— Oj nie przesadzaj — zganił ją, odklejając od siebie. — Idź się już lepiej spakować.

***

Stała na niewielkim ganku, mocując się z kluczem, który nie chciał wejść. Właśnie miała już zrezygnować i zapukać, kiedy usłyszała szczęk zamka.
— Szybko wróciłaś — oznajmił na powitanie, uśmiechając się delikatnie, wyraźnie rady z jej obecności. — Słyszałem cię — wyjaśnił, kiedy spojrzała na niego pytająco.
— A szybko wróciłam, bo wpadłam tylko po parę rzeczy — mówiła, rozbierając się. — Ech, jak miło być znów w domu. Ej, a gdzie figurka? — zapytała, dostrzegłszy brak przedmiotu, podczas dokładania kluczy na szafkę.
— Przepraszam, ale potłukła się.
— Coo? — zawołała rzewnie, robiąc zbolałą minę. — To był prezent od… A dobra, zresztą nieważne — dodała niemal do razu, machając od niechcenia ręka. — Stare dzieje, teraz ty mi coś ładnego sprawisz.
— Jasne, odkupię ją. Chcesz może herbaty? — zaproponował, poprawiając jej rozrzucone buty. — A może coś do jedzenia? — dodał, słysząc, jak burczy jej w brzuchu.
— W sumie to bym coś zjadła.
— Nie ma sprawy, to pójdę coś przygotować.
— Dzięki.
Uśmiechnęła się i musnęła jego policzek, po czym wbiegła na górę.
Pakowanie długo jej nie zajęło. Dokładnie w chwili, kiedy Itachi zawołał ją, ona była już gotowa. Z ciężką torbą sportową wypchaną po brzegi zeszła na dół, odstawiając ją przy drzwiach w kuchni. Dostrzegłszy talerz jajecznicy, dwoma dużymi susami dopadła do stołu, napadając na jedzenie.
— A to, po co? — zainteresował się, zalewając herbatę.
— Mufilam — wybełkotała z pełnymi ustami. — Mówiłam — poprawiła się, przełykając — że wpadłam po parę rzeczy.
Spojrzał niepewnie na torbę, prawie że pękającą w szwach. Za dużo na misję, na leczenie zwykle niczego nie brała, trochę to mu nie pasowało.
— A możesz jaśniej? — dopytał, zorientowawszy się, że Keiko jest tak zaabsorbowana pochłanianiem jedzenie, że sama z siebie nie wyjaśni.
— Moment. — Podniosła talerz i przykładając go sobie do ust, widelcem zgarniała resztki. — Pycha — zakomunikowała, odstawiając naczynie, sięgając przy okazji po przygotowane jeszcze kanapki. — Mam nadzieję, że jadałeś coś więcej oprócz tego? — Zgrabnie zmieniła temat, odciągając uwagę. — W ogóle poradziłeś sobie sam?
— Spokojnie, dałem radę. To nic wielkiego.
No przecież, nie przyzna się, że wówczas niewiele jadał i jeśli już to głównie odgrzewane dania wciskane mu przez Mikoto, albo inne mrożonki. I tylko te, które miały z tyłu instrukcję obsługi lub gotowe przepisy. W sumie to wcale by się nie pogniewał, jakby Keiko wróciła do gotowania mu obiadków.
— No tak, co z ciebie byłby za Uchiha, gdybyś nie umiał sobie czegoś ugotować — podsumowała, kiwając ze zrozumieniem głową. — Fugaku to was jednak nieźle wytresował.
Tę uwagę przemilczał.
— W każdym razie nie zmieniaj tematu. Pytałem, o co chodzi z tą torbą — przypomniał, wskazując na nią głową, przy okazji zbierając naczynia ze stołu, gdyż Keiko zdążyła pochłonąć także i kanapki.
Skrzywiła się, próbując na szybko wymyślić nowy temat. Nerwowo zaczęła rozglądać się po kuchni, nie mogąc niczego znaleźć. Naprawdę czuła się źle, musząc oznajmić mu, że znika za drzwiami siedziby na kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt dni. Zwłaszcza teraz, kiedy on jest stęskniony po wcale nie krótkiej misji. Nie odpowiadało jej to. Sama chciała mieć trochę wolnego i spędzić go z nim. Zerknęła na jego plecy, nie dobrze już prawie skończył zmywanie.
— Więc jak? — ponaglił, wycierając ręce w ścierkę.
Kruczę, zamyśliła się, przez co nie zdążyła znaleźć tematu zastępczego. Nie dobrze, pomyślała, kiedy spojrzał na nią wyczekująco.
— Bo ja muszę na trochę do organizacji — szepnęła, wlepiając wzrok w zawartość kubka z herbatą.
— Aż tak poważnie jesteś ranna? — zaniepokoił się, siadając naprzeciwko niej i próbując uchwycić kontakt wzrokowy.
— To nie to — mówiła cicho, wiercąc się na krześle. — No, bo Josuke był bardzo zły za tą samowolkę… — I reszty już nie musiał słuchać. Domyślił się, że to związane jest z tą straszną karną kompanią. — Powiedział, że da tak dużo zadań, że nie będę mieć czas podrapać się po nosie, a co dopiero wrócić do domu, więc mam na trochę zamieszkać w siedzibie.
— Ah tak — mruknął niechętnie, zawiedziony. Wydawało mu się, wręcz był nastawiony na to, że kara będzie po tym, jak Keiko odzyska w pełni siły i trochę odpocznie. — Rozumiem, nie ma sprawy.
— Mnie też to nie pasuje, ale nic na to nie mogę poradzić.
— Wiem i rozumiem. Ciężkie będą te zadania?
— Nie wiem, dowiem się po tym, jak mnie Nerin przebada.
— Rozumiem. To musisz już teraz wracać?
— Niestety tak. Dopiję herbatę, skoczę się jeszcze tylko odświeżyć i będę musiała iść.
— Rozumiem. Na długo?
— Nie jestem pewna. Może to trochę potrwać, nawet kilka tygodni.
— Rozumiem.
— Ej, a nie za dużo trochę tego zrozumienia — rzuciła, lekko się zaśmiewając. Odpowiedział jej nieznacznym, przygasłym uśmiechem. — Choć. — Wstała, kierując się w stronę wyjścia. — Herbatki weź — poleciła, maszerując do salonu, gdzie chwyciła za pilot, uruchamiając telewizor. Następnie, kiedy Itachi przyszedł z kubkami, popchnęła go na kanapę, lokując się na jego kolanach. — Tak też można wypić herbatę, a będzie milej.
— Masz rację. — Pogłaskał ją po włosach, trochę mocniej przysuwając do siebie, starając się nacieszyć tą krótką chwilą.

***

Było tak, jak przypuszczała. Nerin orzekł obniżony poziom płynów i zarządził wyprawę do komory hydratacyjnej. Spędziła w niej resztę dnia, całą noc oraz pół następnego. Potem została napadnięta przez Kaoru i Isamu, co w sumie trwało krótko, bo zaraz pojawił się Josuke z licznymi pracami. Nie kłamał odnośnie braku czasu na podrapanie się ani tego, że zadania dotyczą niechcianych robót.
Z nietęgą miną patrzyła na rozpiskę czynności. Drobne staranne pismo Danara zajmowało dokładnie całą kartkę w formacie A4. Jęknęła boleściwie, otrzymawszy wytyczne na kolejne dni, które zawierały nie mniej pracy, a wręcz miała wrażenie, że odrobinkę więcej. Rzewnie pociągnęła nosem, robiąc minę smutnego psiaczka, lecz na mężczyźnie nie zrobiło to wrażenia. Josuke można by było na to nabrać, ale nie Danara, ten był nieugięty, stąd też pierwszaki go unikały, przezywając żelazny mur. Keiko dopiero teraz zaczynała dostrzegać słuszność tego przezwiska.
Nie miała wyboru, musiała zacisnąć zęby i brać się do pracy, przy okazji wmawiając każdemu, że robi to z samego kaprysu, czy chęci nieznacznego podniesienia pensji, co było bzdurą, bo to było w ramach kary, więc nie mogła za to otrzymać żadnego wynagrodzenia. Niestety Josuke nalegał, aby nikt poza ewentualnie piątym stopniem — po prawdzie to nie miał tu nic do gadania i tak oni już wiedzieli, a przynajmniej połowa z nich — nie wiedział o przeprowadzanej karnej kompani. Miało to na celu utrzymanie wizerunku przywódcy, najwyższego poziomu wtajemniczenia, a także poniekąd samej organizacji. Zrobiłoby się nieciekawie, gdy wyszło na jaw, że członkini Kindersów złamała międzynarodowe prawo, rujnując tym z trudem uzyskany sojusz z Suną. Z podobnych pobudek również i sprawa Sasuke była utajniona. Opinia publiczna za żadne skarby nie mogła dowiedzieć się o ich samowolnej misji. Wywołałoby to niepotrzebny chaos i panikę, przy okazji oczerniając samą profesję shinobi oraz mocno nadwątlając i tak słabe zaufanie społeczeństwa do Uchiha.
W każdym razie miało się o tym nie mówić, jakby sprawa nie istniała, mimo iż spędzała sen z powiek Tsunade.
Keiko karna kompania również spędzała sen z powiek. Dzień miała wypełniony po brzegi nudną robotą, w którą wliczało się między innymi ciągłe sprzątanie wszelkich możliwych zakamarków, poczynając od standardowo sal treningowych, po szatnie, łazienki, korytarze, a kończąc na nieodwiedzanych składzikach i archiwach. Nie przesadą byłoby stwierdzenie, że musiała wyczyścić całą organizację i to nie jeden raz. Niektóre pomieszczenia powtarzały się w rozpiskach na kolejne dni. Jednak to był tylko wierzchołek tej kary. Oprócz tego miała też liczne dyżury na salach treningowych dla niższych stopni. Dodatkowo przeprowadzała ich treningi, szkolenia, a nawet musiała pomagać w przygotowaniach oraz prezentacji wykładów, których osobiście nie znosiła. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze nudne niechciane wręcz duperelne czynności typu asystowanie Danarowi w segregowaniu papierów i ogarnianiu archiwów, remanent w bibliotece, przenoszeniu pudeł to z dokumentami, to z medykamentami, wsparcie przy opiece nad przebywającymi w sekcji szpitalnej, przejęcie portierni za Arona, aby ten mógł wziąć dzień wolnego. Ogólnie to masa pracy, która zupełnie jej nie podchodziła. Ponadto było tego tak dużo, że naprawdę nie miała czasu na nic, całkowicie na nic. Ledwo znajdowała chwilę, aby pogadać z Itachim przez telefon. I to niewiele miało wspólnego ze standardową u niej rozmową, czyli nawijaniu przez kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt minut o wszystkim, czym się dało. Nie, tym razem to naprawdę były chwilki, parę drobnych minutek na wymienienie podstawowych pytań. A co więcej zdarzało się, że potrafiła w czasie odpowiedzi mężczyzny usnąć ze zmęczenia.
I tak mijały dni. Na bieganiu tam i z powrotem odhaczając zadania na liście, nie zwracając uwagę na to, czy jest czternasta, dwudziesta czy pierwsza w nocy. To nie miało znaczenia, musiała tylko wyrobić się z pracą. I nie, nie mogła zaangażować do wsparcia przyjaciół, co przeważnie działo się przy takich nudnych zajęciach. Danar skutecznie pilnował, aby nie ważyli się kiwnąć paluszkiem. Mogli jedynie jej towarzyszyć, swoim samym byciem dodawać otuchy, umilając czas. Za co była im bardzo wdzięczna, bo tylko dzięki temu jeszcze nie padła, rzucając to w cholerę.
I tak oto wygląda marny los ludzi na karnej kompanii.

4 komentarze:

  1. Jedziemy od początku :)
    1 Scena wbicia Keiko do sali Sasuke tak bardzo mi do niej pasowała, przy czym się uśmiałam. Istny huragan, który troszkę kłóci się z jej rangą. Wydawałoby się, że ktoś z organizacji to taki sztywny, poważny a Keiko to istne przeciwieństwo. Ale za tą ją lubimy :)
    2 Też bym chciała, aby Itachi częściej gościł na piedestale u Keiko. Wydaje mi się, że ona musi się troszkę ogarnać bo jak dalej będą takie akcje to im się związek rozpadniea tego nikt nie chce. Mimo to cieszę się, że Itaś pociesza Keiko, aby nie czuła się winna. Szkoda zaś, że muszą się rozdzielić przez kare na tyle czasu. Kompaniakarna brzmi strasznie a Itachi nie wie na czym ma polegać jej kara,więc myślę, że się o nią martwi.
    3 Serio Itachi chciałeś odwiedzić/zadzwonić i spytać się o Keioko jako ostatnią. Mikoto też dobrze podsumowała, że ma problem z piorytetami. Eh ile oni muszą się jeszcze nauczyć.
    4Rozmowa z Josuke..mh wyobrażałam sobie, że na nią nakrzyczy to mocno ale cieszę się, że on się cieszy, że wróciła. Tylko ta kara, brzmiało gorzej ale tak nawet 3 tygodnie harówki...ciężko.
    5 Jeśli jesteśmy przy karze to nadal się zastanawiam jaką kare wymyśli Tsunade, nie mogę się doczekać na waszą odpowiedż. Kobieta nie ma lekko. Wolałaby, aby nie zostai schwytani, tak b było lepiej. Mam nadzieję, że stosunki poprawią się z Suną. Może Naruto coś zadziała? XD
    6 śmiechłam, gdy Keiko posumowała, że Fugaku sobie i Ich wytresował bo to prawda, pora zerwać się z łańcucha. W ogóle widać, że głowa Uchiha próbuje zagłuszyć myśli . Kiedy on przestanie zachowywać się jak gówniarz a stanie się mężczyzną, który przyzna, że spieprzył pare rzeczy. UHHH
    7 Nie moge się doczekać kiedy Heniko się obudzi, tak dawno jej nie było :) Nie wiem jak określić jej relacje z Keiko, niby nie są przyjaciółkami ale przez braci Uchiha się zbliżyły do siebie. Na ile Keiko pomogła Sasuke w misji bo chciała mu pomóc a na ile zrbiła to dla Haniko????
    8 mikoto rozpieszczająca wnuczkę tak to do niej pasuje. W ogóle mała ma pod górkę z ojcem XD. Biedna, rodzice w szpitalu. Jestem ciekawa jej spotkania z mamą i tatą ( to zwłaszcza), może poruszy to moje serce.
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scena z wbiciem Keiko była dość spontaniczna i w sumie sama się pisała, ale to do niej pasuje. Keiko jak i też większość Kindersów są kreowani na przeciwieństwo standardowego wyobrażenia o shinobi. Zamiast być sztywnymi, chłodnymi osobnikami o poważnej postawie oni są lekkoduchami, wiecznymi dziećmi bawiącymi się w dorosłość (przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo jednak kwestia ta jest bardziej złożona).
      Itachi jak to Itachi martwi się wszystkim i o wszystkich. I z tym piedestałem to są jego odczucia, gdyby zapytać Keiko to by odpowiedziała że on zawsze na nim jest. Tylko ona to trochę inaczej ukazuje i uważa że takie oczywistości nie trzeba tłumaczyć. Stąd też oboje (bo Itachi też ma swoje, że się tak wyrażę dziwactwa) muszą bardziej brać poprawkę na to że druga osoba ma zupełnie inny tok myślenia. Czasami o tym zapominają przez co pojawiają się drobne rysy. I tak, dobrze to napisałaś oni jeszcze muszą się wiele nauczyć, głownie o sobie i tym jak związek funkcjonuje.
      I mówiłam że Josuke dramatyzował i przesadzał. Po części nie mógł zrealizować swoich gróźb ale też nie chciał. To na takiej samej zasadzie jak grożenie komuś bliskiemu po tym jak zrobi jakąś głupotę, opowiada się jak go się udusi albo zachlasta gazetą a w ostatecznym rozrachunku będzie się szczęśliwym, że nic mu nie jest i tylko zrobi się bardzo pouczającą gadkę z odrobiną krzyku.
      A co do kary Sasuke to nic nie zdradzę. Mogę jedynie powiedzieć że na jej ogłoszenie będzie trzeba jeszcze trochę poczekać. Tak samo trzeba jeszcze trochę poczekać nim Fugaku się opamięta i ogarnie. Już przebłyski widać ale do finiszu wciąż daleko.
      I tak Haniko wreszcie się pojawia w następnym rozdziale. A co do jej relacji z Keiko to hm, na pewno na misję poszła głównie ze względu na Sasuke, ale Haniko także nie jest jej obojętna. Wie jaka ona jest ważna dla Saskie i Itachiego, rozumie to, przez co i dla niej samej Haniko zyskuje, stając się ważniejsza. Relacje między nimi nie zostały zbytnio nakreślone, bo też dziewczyny nie miały ku temu okazji. Ciągle się coś działo i nie miały kiedy zbliżyć się do siebie, ale jak zauważyłaś ze względu na braci ich relacje są bardziej złożone niż status zwykłych koleżanek.
      Ciszę się że rozdział przypadł Ci do gustu. Dziękuję za komentarz i do następnego :)

      Usuń
  2. Keiko się mimo wszystko upiekło. Jej podejście do Itachiego coraz bardziej mi się nie podoba. Mądra dziewczyna, ale nie widzi, że sprawia mu przykrość. Czy to coś dziwnego? No cóż, łatwiej dojrzeć drzazgę w cudzym oku, niż belkę w swoim. Wierzę jednak, że ona to zauważy i jakoś naprawi.
    Przemyślenia Pana Uchiha spoko. Niech myśli i dojdzie do czegoś mądrego dla odmiany 😀
    Szkoda, że nie odpisałaś tego jak Itachi zajmował się siostrą i bratanicą. Pewnie było ciekawie, bo raczej nie ma wielkiego doświadczenia, nawet jeśli pomagał przy Sasuke, a tu dwoje bobasów.
    No i chowanie się w zakamarkach, aby się pocałować. Pomysł dobry. Ach ci Uchiha. Jakby taki pocałunek przy innych był czymś strasznym.
    Weny i natchnienia, oraz spokojnej nocy 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety Keiko jest jaka jest. Lecz to też nie tylko jej winna. Itachi również ponosi jakąś część odpowiedzialności, w końcu nie podjął wysiłku wytłumaczenia jej swoich uczuć. Jednak kiedy wreszcie nadejdzie moment w którym porozmawiają razem tak od serca to wszystko się ułoży :)
      I tak Fugaku ma nad czym rozmyslac, jeszcze wiele tego przed nim.
      I też z chęcią bym opisała jak Itachi zajmuje się dziewczynami, nawet miałam to w planach jednak jak zawsze limity na to nie pozwoliły. Smuteczek :c
      No i wiesz Uchiha bardzo tradycyjni, całowanie się publicznie toż to bezecenstwo xD A przynajmiej tak wmawiał im Fugaku, a chcąc nie chcąc trochę tym tracają.

      Dziękuje za komentarzi do następnego. Pozdrawiam :)

      Usuń