26 sierpnia 2017

28. Aleś się pan spina

Przybywam do Was z chciałoby się rzec dobrymi wieściami, ale niestety są złe.
Wakacje niemalże się skończyły, a wraz z nimi nasza akcja "rozdział na tydzień". Dzisiejszy wpis jest ostatnim z tej serii, przez co następny ukaże się już zwyczajowo za dwa tygodnie. Także rozdziału 29 należy wypatrywać dopiero 09.09..
Także, już nie przedłużając, serdecznie zapraszam do lektury oraz komentowania.
_______________________________________________________________

Drgnął, podrywając głowę, niebezpiecznie lecącą na bok. Znów przysnął nad niedojedzoną kanapką. Z warkotem niezadowolenia przejechał dłonią po twarzy, próbując jakkolwiek nie zamykać powiek. Niestety nawet radio było przeciwko mu, puszczając same smętne piosenki.
Senny wzrok z czarnego urządzenia przeniósł na zegarek. Odnosił wrażenie, że ślamazarnie posuwające się wskazówki, drgają jedynie o tysięczną milimetra, a może mikromilimetra? Tak czy owak, czas niemalże stanął, kiedy on marzył o powrocie do domu i rzuceniu się na łóżko. Nie, żeby kanapa w domu Haniko była jakoś wybitnie niewygodna. Problem raczej tkwił w różowawej małej istocie spoczywającej na fotelu. Po nocnym prysznicu, o którym swoją drogą wolałbym nie pamiętać, Sasuke niezupełnie kontaktując z otoczeniem, walnął się, jak długi do łóżka, natychmiast zapadając w sen. Z dobrego serca, wpadł na jakże wówczas wydający się dobry pomysł, zabrania dziecka na dół, aby brat mógł się raz porządnie wyspać. Niestety Sumire najwyraźniej niezbyt spodobała się technika opieki, jaką stosował Itachi, albo może miała jakieś sugestie do samej postaci wujka. W każdym razie nieźle mu dawała się we znaki. Budziła go mniej więcej, co dwie godziny, żądając… w sumie to niczego. Za każdym razem sprawdzał wszelkie możliwości, zaczynając do karmienia, a kończąc na takich duperelach jak, czy małej nie jest za ciepło albo za zimno. Niestety Sumire tylko machała zawzięcie kończynami, intensywnie ściągając brwi. Ze zmarszczkami wściekłości, z ustami wydętymi w podkówkę obdarzała go nieprzychylnym spojrzeniem, ewidentnie żądając czegoś. Przez co Itachi opadał z sił. Poddał się już do tego stopnia, że godzinę temu, kiedy znów został wyrwany z półsnu, w który udało mu się zapaść po poprzednim wybudzeniu, przez dobre piętnaście minut tłumaczył dziecku rzeczowym tonem, że nie może jej zanieść na górę do wygodnego łóżeczka, bo tatuś musi się raz wyspać. Wprawdzie nie wiedział, czy o to jej chodziło, ale to była jedyna już pozostała możliwość. Niestety Sumire nie zrozumiała przekazu, jak to dziecko, więc postawiła siebie na pierwszym miejscu i miało być tak, jak ona chce. Długo się z nią męczył, nim w końcu znudzona czytaną książką zasnęła. I nie ma, co spodziewać się, że Itachi sięgnął po bajeczkę dla dzieci, wręcz przeciwnie zanudzał biedne niemowlę historią powstania Suny. Nawet nie przejął się tym, że Sumire zasnęła raczej od jego monotonnego, pozbawionego emocji, przez co nudnego głosu niż od treści, którą i tak nie rozumiała.
Przez na wpół przymknięte powieki patrzył na zegarek, co więcej nie siląc się nawet na odczytanie godziny. Dopiero żywsza melodyjka i głos prezentera obwieszczającego wybicie pełnej godziny, spowodowały ocknięcie się. Skrzywił się, była zaledwie jedenasta. Sasuke po nocnej popijawie z pewnością pośpi jeszcze ze dwie godziny, co najmniej.
Wstał, kierując kroki ku kuchence, w międzyczasie dopijając zawartość kubka. Gwałtownymi ruchami, wskazującymi na irytację wstawił czajnik, na kolejną kawę. Przez moment zatrzymał się przy myśli, czy przypadkiem, jak tak dalej pójdzie, to nie będzie musiał ją odkupić. Jednak wizja ta rozpłynęła się gdzieś wraz z głosem informującym o nocnym napadzie z pobiciem.
— Sprawcami z pewnością są ci sami ludzie. Na plecach ofiar czarnym sprejem namalowany był ten sam znak, odwrócona omega wpisana w okręg. To już czwarta taka napaść. Wszelkie poszlaki wskazują na shinobi. Precyzja w zadawanych ranach jest zbyt duża, aby móc posądzić o to zwykłych chuliganów, czy nawet kogoś z gangu. Jednak informacja ta nie została potwierdzona. Generalny inspektor policji pan Fugaku Uchiha zapewnia, że policja jest na tropie przestępców, a ich złapanie to kwestia dni. Jednakże prosi o wyjątkową czujność mieszkańców dzielnicy Hajime i ostrożność w porach wieczornych.
Zasłuchany odruchowo uniósł kubek do ust.
— To wszystko z wiadomości ogólnych. Na szczegółowe informacje zapraszamy o dwunastej. A teraz Namar i sport.
Dopiero teraz wyłączył się na głos prezentera, orientując się, że nadal przykłada do warg pusty kubek. Skrzywił się, odstawiając naczynie. Naprawdę chciałby już wrócić do domu i odespać noc.
Najpierw nie mógł zasnąć, mając przed oczami zapłakaną twarz brata i nieprzyjemne poczucie winny. Potem nawiedzały go wizje zdjęć, które oglądali przez większość czasu, aż wreszcie lekko wilgotne na karku i przy twarzy kosmyki przywoływały obraz feralnego prysznicu. W sumie to nic takiego widzieć brata nago, nie miał ku temu jakichś obiekcji, ale wolał nie pamiętać jego nieudolnej szamotaniny z mokrą skarpetką, zwłaszcza że ona wygrywała.
Nieprzyjemne myśli gryzły go przez większość czasu. Wiedział, że po wczorajszym relacja z Sasuke się unormuje, ale nie był pewny jak dalece. A teraz, kiedy znał więcej szczegółów autentycznie chciałby, żeby sytuacja wróciła do normalności, by było jak dawniej. Napięte relacja z bratem rzutowały na wszystko wokół, odciskając się piętnem na psychice. Wprawdzie zdawał sobie sprawę, że nic już nie będzie takie jak było i wskazówek zegara cofnąć się nie da, lecz wystarczy mu, chociażby neutralny rozejm. Niczego więcej nie potrzebował, tylko normalnych relacji z bratem.


***

W dalszym ciągu uparcie walczył z przysypianiem do tego stopnia, że nie usłyszał, jak brat wstał, póki nie wszedł do kuchni.
— Cześć — mruknął ledwie słyszalnie mocno zachrypniętym głosem, zamaszyście otwierając lodówkę.
— Mhm cześć — odpowiedział, wychylając się znad książki i obserwując, jak jednym potężnym łykiem wypija całą zawartość półlitrowej butelki.
— Kac męczy? — zapytał, chociaż bardziej to było zdanie oznajmujące, wszakże wiedział, jaka jest odpowiedź.
Potaknął, choć szybko tego pożałował, łapiąc się za głowę.
— Co z Sumire? — dopytywał, wyjmując kolejną butelkę. To był odruch, zawsze pierwszą rzeczą, jaką robił po przebudzeniu, było sprawdzenie, co z małą.
— Śpi w salonie — a resztę, która cisnęła mu się na usta o tym, że pewnie zaraz coś znów będzie chciała, przemilczał.
I nastała lekko niezręczna cisza. Itachi się nie odzywał, bo nie wiedział, co miałby niby powiedzieć. A wracanie do tego, co działo się wczoraj, jest raczej nie komfortowe. Ładnie ujmując. Sasuke czuł się zażenowany swoim wybuchem, faktem rozsypania się na oczach brata. Itachiego także krępowała sytuacja. Poczucie winny mocno się na nim odciskało, co powodowało jeszcze większe zawstydzenie. Poczuwał się w obowiązku powiedzieć coś, przeprosić nawet, ale… Wszystko grzęzło na etapie myśli. Już samo myślenie o tym powodowało, że chciał zapaść się pod ziemię. Zamiast jak przystało na starszego brata myśleć trzeźwo i logicznie, on postanowił grać obrażoną nastolatkę. Ta, jego zachowanie nie miało nic wspólnego z dorosłością, ani gówniarstwem, ani nawet okresem buntu. To przypominało tylko i wyłącznie nafochaną nastolatkę. Niżej upaść się nie dało, zdawał sobie z tego sprawę.
— To…
Otrząsnął się z myśli, spoglądając na plecy brata, który stał cały czas do niego tyłem.
— … powiedź mi, jak zakończyła się noc?
Zmarszczył brwi. Nie spodziewał się, że Sasuke będzie chciał wracać do tego, co było wczoraj. Jednak niepewność w jego głosie i to, że się nadal nie odwrócił…
— O co dokładnie chodzi? — dopytał dla bezpieczeństwa. Wolał przypadkowo nie poruszyć czegoś, o czym obaj chcieliby zapomnieć, a raczej udawać, że nigdy nie miało miejsca.
Sasuke drgnął, spinając mięśnie.
— Obudziłem się nagi — wymamrotał niewyraźnie, pochylając głowę. Sprawiał wrażenie, jakby przemawiał do wnętrza zlewu, nie zaś Itachiego siedzącego po drugiej stronie stołu.
Nie pamiętał. Może to i lepiej, pomyślał, niechcący przywołując niechciane obrazy. Naprawdę chciał pozbyć się wizji Sasuke szamoczącego się pod prysznicem ze skarpetką oraz głupio mu było, że posunął się do porównywania, kto ma większego. Zwłaszcza że to i tak było bezcelowe, niewnoszące zupełnie niczego.
— W nocy wziąłeś prysznic, po czym rzuciłeś się na łóżko, momentalnie zasypiając.
— Mhm — mruknął, rozluźniając się.
I znów zapadła cisza. Tylko tym razem Sasuke swobodnie krzątał się wokół kuchenki, przygotowując kawę.
— To nie jest dobre na kaca. Powinieneś zjeść jajecznicę i wypić coś z magnezem, potasem, witaminą C i glukozą — mówił pouczającym tonem, podnosząc się z krzesła, odruchowo chcąc przygotować specyfik, którego nauczyła go Keiko.
— Poradzę sobie — warknął, z większą niż potrzeba siłą zamykając puszkę z kawą.
No tak, nie powinien mu matkować, a zrobił to całkowicie nieświadomie. Zawsze starsze rodzeństwo poucza młodsze, dając stertę dobrych rad, zapominając w tym wszystkim, że przecież nie na tym polega bycie starszym rodzeństwem. Niestety Itachiemu tak mocno weszło to w krew, że potrafił nie kontrolować tego odruchu. Dodatkowo mieszkanie z taką dziewczyną, jak Keiko wcale nie pomagało wyplenić niechcianego nawyku.
Kolejne niezręczne milczenie. Sasuke przysiadł na krześle i podpierając opadającą głowę, wpatrywał się z wyczekiwaniem w czajnik. Itachi dla bezpieczeństwa ugryzł się w język, zaglądając do niemalże pustego kubka. Dwa małe łyczki lub jeden porządny, a nic już nie będzie. To wyraźny znak, aby powoli się zbierać. Wprawdzie i tak nie marzy teraz o niczym innym, jak o własnym wygodnym łóżeczku. Właśnie dopił kawę oraz zaczął otwierać usta, kiedy płacz Sumire poderwał ich obu.
— Ja to zrobię — wyjaśnił, podchodząc do czajnika, którego gwizd zlał się z protestem małej. Sasuke tylko kiwnął nieznacznie głową, wychodząc z kuchni.
Uśmiechnął się nieznacznie, słysząc, jak zanosi ją na górę. No teraz to ci w swoim łóżeczku będzie wygodniej, pomyślał, odstawiając umyty po sobie kubek na suszarkę.
— Będę powoli się zbierał — oznajmił, kiedy Sasuke wrócił. — Poradzisz sobie?
Potaknął, odprowadzając na przedpokój.
— Wiesz to… — Zatrzymał go, w połowie zapinania kurtki. — Ta misja — ciągnął zakłopotany, ze zmieszaniem drapiąc się w kark i skutecznie unikając kontaktu wzrokowego. — Wziąłem ją dla Haniko. Miała przynieść jej lekarstwo, ale nie mogłem nic powiedzieć. — Bardziej nie chciałem, ale to przez gardło przy nim mu nie przejdzie.
Omal bezmyślnie nie palnął, że już o tym wie. Na szczęście w porę zreflektował się i przemilczał zbyteczny komentarz. W końcu Sasuke nie miał pojęcia o tym, że Akihito się wygadał, bo Tsunade puściła parę z ust.
— Rozumiem — oznajmił z powagą, w miarę łagodnym tonem.
Sasuke ściągnął brwi, przenosząc zaskoczony wzrok na brata. Takiej reakcji się nie spodziewał. Wprawdzie powinien się zezłościć, zacząć ciągnąć za język, drążyć temat, rzucić się z oskarżeniami, czemu wcześniej nie wyjawił prawdy. Jednak zamiast tego Itachi stał spokojnie, obdarzając go pełnym zrozumienia wzrokiem. Skrzywił się i poruszył ramionami zupełnie tak, jakby prychnął, lecz żadnego dźwięku nie było.
Natomiast atmosfera zgęstniała, jeszcze bardziej krępując. Błahe pożegnanie pod drzwiami z powodu wczorajszego zdarzenia urosło do kłopotliwej sytuacji.
— To ja będę już szedł — zakomunikował, odwracając się. — Ale wiesz. — Zatrzymał się z dłonią na klamce. — Jakbyś coś chciał czy coś, to się nie krępuj i dzwoń — zapewniał, mamrocząc niewyraźnie. — Do zobaczenia — pożegnał się, nawet na moment się nie odwracając.

***

Itachi przystanął zaskoczony, mrugając gwałtownie. Jednak nie przewidziało mu się i dobrze widział siedzącą dziewczynę na wysokim murze otaczającym czyjąś posesje. Przez głowę przebiegła jedna zbłąkana myśl o jej nierozwadze, ale szybko uleciała, kiedy zdał sobie sprawę, z kim ma do czynienia. W końcu to Keiko, ona nie zna znaczenia tego słowa.
Rozmasował nasadę nosa, starając się nie wzdychać cierpiętniczo. Co ona sobie wyobraża, siedzą tam samotnie, kiedy w okolicy grasują mordercy?
— Keiko — zawołał, ale dziewczyna nie drgnęła. Podszedł bliżej, dostrzegając, że ma założone słuchawki. Powstrzymał się do wywrócenia oczami i wyciągnął rękę, szturchając ją w zwisającą nogę. Zero reakcji, nadal z brodą opartą na podkulonym kolanie, z zamyśleniem wpatrywała się w dal.
Teraz nie udało się, zatrzymać westchnienia, które urwało mu się z ust. Pięknie wystawiona na celownik, do tego brak kontaktu z otoczeniem, nawet by się nie zorientowała, że umarła.
— Keiko! — krzyknął, wyciągając nieco mocniej rękę, pochwyciwszy między palce kasztanowych kosmyk, który lekko pociągnął.
— Au! Ale nie za włosy — żachnęła się, odwracając w jego stronę. Obdarzając go pełną niezadowolenia miną, wpychając słuchawki do niewielkiej kieszeni bluzy.
— Czyli jednak mnie słyszałaś?
— Nie — odparła, zeskakując z muru. — Zareagowałam na twój dotyk.
— To, czemu udawałaś, że nie? — dopytywał, wznawiając marsz i delikatnie uśmiechając się do dziewczyny, kiedy spletli palce razem.
— Bo chciałam wiedzieć, jak masz zamiar zwrócić na siebie uwagę — wyjaśniła radosnym tonem, odwzajemniając mimikę. — Aleś zrobiłeś to w baaaardzo zły sposób — zganiła go. — Mogłeś mnie delikatnie stamtąd ściągnąć albo usiąść naprzeciwko i dać buzi.
— A skąd ja to niby miałeś wiedzieć?
— No oglądasz ze mną komedie romantyczne nie? — żachnęła się. — To powinieneś wiedzieć.
— Aha — podsumował, zbyt zmęczony na ciągnięcie tej dyskusji. Przede wszystkim raczej był niechętny do przyznania się, że takie filmy to ogląda na zasadzie zwyczajnego gapienia się i całkowicie niczego z tego nie zapamiętuje. Ledwo byłby w stanie po skończeniu seansu, wypowiedzieć imiona głównych bohaterów.
— Powinnaś być bardziej czujna — zganił. Spojrzała na niego pytająco. — W dzielnicy obok podobno grasuje jakaś grupa morderców.
— No to trafi swój na swego — odparła swobodnie, uśmiechając się. — Z resztą nie sądzę, żeby to byli naprawdę shinobi. Kto z profesjonalnych shinobi chciałby się bawić w zabijanie cywili. Żadna radocha, no i totalna żenada.
— W sumie. — Potaknął. — A w ogóle to, co tutaj robiłaś w tym stroju? — Zerknął na sportowy ubiór, zmieniając temat.
— Biegałam, a potem postanowiłam ci wyjść naprzeciwko. No właśnie! — krzyknęła, raptownie przystając. — Przez ciebie okrążyłam Konohę chyba ze dwa razy, tak się denerwowałam — mówiła, szarpiąc nim. — Zero odzewu, znikasz mi na całą noc, rano w domu się nie zjawiasz. Jest już popołudnie! Ja z nerwów usiedzieć nie mogłam.
— Spokojnie — zapewniał, przysuwając ją bliżej. — Nic mi nie jest. — Delikatnie pogładził ją po głowie, obserwując, jak rozzłoszczona mina zmienia się w zaskoczoną.
— Ale ja się martwiłam o Sasuke.
Jej szczerość go powaliła. No ta Sasuke, przecież Itachi się nie liczy. Lekko zawiedziony, bez słowa ruszył dalej.
— No o ciebie też się martwiłam — oznajmiła, podbiegając i uczepiając się jego ręki, — coś tam — dodała. Sekundowa poprawa humoru szybko uleciała. — Chcesz buzi?
Odruchowo lekko uniósł kąciki ust.
— W domu mi dasz.
— Oki! — zawołała radośnie. — No, a co z Sasuke? — dopytywała już ze zmartwioną miną.
— W domu.
— No wiem, że jest w domu, ale…
— W domu pogadamy.
Mruknęła niezadowolona, krzywiąc się, ale nic więcej nie powiedziała.

***

— Ej — krzyknęła, wpadając, jak burza do pokoju. — Weź, mi tu nie zasypiaj — mówiła, szturchając na wpół przysypiającego mężczyznę. — Powiedziałeś, że nie zaśniesz, nim się wykąpię. No i miałeś mi powiedzieć, co z Sasuke.
Mruknął niewyraźnie, przewracając się na plecy.
— Powiedz mi natychmiast — zażądała, łapiąc go za bluzkę i mocno potrząsając. — Bo jak nie to wybiorę się do niego. A! — pisnęła, kiedy pociągnął ją na łóżko.
— Potrzebuje odpoczynku, więc lepiej zostaw go dzisiaj w spokoju — wyjaśnił, wtulając się w jej biust, na nowo przysypiając. Jakoś u Sasuke na kanapie uspokoić się nie mógł. Dręczące obrazy z wieczoru i przeszłości, zlewały się z irytującym płaczem Sumire, dając wybuchową mieszankę.
— No okej — szepnęła niezbyt przekonana. — Ale powiesz coś więcej? Naprawdę bardzo się martwię. Akihito był taki roztrzęsiony, to do niego niepodobne.
— Lepiej, abyś nie wiedziała.
— Ale…
— On nie chciałby, abyś wiedziała.
Umilkła, wpatrując się w sufit.  Bo jestem dziewczyną, pomyślała, pochmurniejąc. Nie znosiła tego. Głupiego jednego zdania to męska sprawa. Ale z drugiej strony rozumiała, Kaoru z Isamu także czasami tak robili. Wprawdzie zawsze to ją dręczyło i koniecznie chciała wiedzieć, o co chodziło, lecz sprawa pozostawała bez odpowiedzi.
— Niech wam będzie — burknęła zawiedziona. — Ale teraz jest z nim lepiej? — dopytywała, nadal zatroskana o dobro przyjaciela.
— Zdecydowanie — potaknął, wtulając się jeszcze bardziej, coraz mocniej odpływając.
— A między wami?
— Polepszyło się.
— Uf, całe szczęście. Tak się bardzo cieszę.
Uśmiechnęła się, spoglądając w dół na niemalże śpiącego już Itachiego.
— No, ale mam nadzieję, że nie byłeś dla niego zbyt surowy? — napomniała, wychylając się po koc, którym okryła mężczyznę.
— Mhm — mruczał, całkowicie odpływając.
— To dobrze. A ty jak się czujesz? — ciągnęła temat dalej, delikatnie głaszcząc go po głowie.
— Skołowany.
Parsknęła śmiechem. Ta otwarta szczerość z pewnością miała coś wspólnego z niedokładnym kontaktowaniem z otoczeniem.
— No to śpij — poleciła, ucałowawszy w czoło.

***

Niespiesznym krokiem przemierzał łukowaty korytarz, zaczytując się w niesionych papierach.  Znał już je niemalże na pamięć, bo piąty raz dokładnie przeglądał, doszukując się jakiejkolwiek luki. Cmoknął językiem, kiedy wzrok przesunął się na podpis autora raportu. Szczerze liczył, że nie dojdzie do sytuacji, kiedy będą musieli ze sobą współpracować. Na szczęście już nie posiadał więcej czasu na rozmyślanie o tym. Z trzaskiem zamknął teczkę, podchodząc do solidnych drzwi. Nie zatrzymując się, zapukał, jednocześnie popychając drzwi.
— Jesteś zdecydowany, jak zawsze, Josuke — skomentowała, odkładając dopiero, co podpisany dokument.
— Witaj wielmożna Tsunade. — Uśmiechnął się delikatnie, lekko kłaniając, po czym nawet nie czekając na zaproszenie, usiadł.
— Nie często mam okazję gościć się tu — przypomniała, podnosząc się z fotela. — Jakoś tak przeważnie siebie unikamy — kontynuowała, przeszukując szufladę po brzegi wypchaną papierami. — Trzeci pokładał w was ogromne nadzieje.
— Ty również nie narzekasz na swobodę, jaką nam dał.
— Naturalnie — odwróciła się w jego stronę, posyłając uroczy, aczkolwiek nienaturalny uśmiech. — Jest ona kluczowa w tym, co robicie.
— Z należytą starannością wypełniamy powierzone nam obowiązki.
— Po swojemu — objaśniła, zasiadając z powrotem.
— Taka nasz specyfikacja, jednakże to ty wybierasz nasze misje, a nie robimy nic poza wypełnianiem ich.
— Owszem, spisujecie się należycie, czasami aż za bardzo — oznajmiła, patrząc wyzywająco na mężczyznę, a dokładniej na jego nieznacznie arogancki uśmiech. — Rozkaz brzmiał, zinfiltrujcie nie zgładźcie.
— Wypadek przy pracy — odparł spokojnie, ukazując koniuszki zębów. — Zdarza się każdemu. — Wzruszył ramionami na poparcie błahości tego zagadnienia.
Kobieta westchnęła ciężko, spoglądając na wyjętą teczkę i na wcale nie chudszą znajdującą się w rękach mężczyzny. Czytała raport i wiedziała, że faktycznie nie było innego wyboru, jak tylko likwidacja grupy, ale niekoniecznie podobała jej się zbytnia swoboda Kindersów. Trzeci pod koniec swojego panowania niemalże dał im wolną rękę. Byli swoistym miastem w mieście. Związek z innymi strukturami shinobi ograniczał się do częściowej wymiany dokumentów. Zlecenia na misje przybywały do gabinetu Hokage i ona rozdysponowywali nimi, ale raportu już do niej nie docierały, tylko krótkie adnotacje informujące, że misja przebiegła zgodnie z oczekiwaniem i zakończyła się sukcesem. W innym wypadku zostawała zapełniona rubryczka z uwagami, gdzie znajdowało się bardzo ubogie wyjaśnienie. Wszystkie dokładne sprawozdanie pozostawały pod jurysdykcją Josuke. Wprawdzie na polecenie musiał je udostępnić, ale jeśli nie było to konieczne, nikt się w to nie bawił. A najgorsze w tym było to, że Korzeń działał identycznie. Z tym że do niego miało się zdecydowanie mniejsze zaufanie.
Kindersi powstali na ich wzór. Z początku mieli być identyczną, konkurencyjną organizacją, mającą na celu osłabienie Korzenia i umożliwienie jego likwidacji. Niestety Trzeci się przeliczył, wpływy Danzo były już na tyle duże, że nie było mowy o żadnych odsunięciu go od władzy. Ograniczył możliwości organizacji, na tyle ile się dało i to wszystko. Nic więcej nie można było zrobić. Wtenczas Kindersi rozrośli się, nabierając kształtów, a ich przywódcza zaczął naprawiać błędy popełnione przy tworzeniu Korzenia. Trzeciemu zapaliła się lampka, obarczył ich licznymi swobodami i zostawił, jako ciekawe doświadczenie pod kloszem. Chciał zobaczyć, czy winę za aktualny kształt Korzenia ponosi jego struktura i prawo, czy może jednak sama osoba Danzo.
Eksperymentowi pozwolono żyć, przyglądając się mu. Nie sposób ukryć, że władze Konohy, jak i innych większych wiosek potrzebują takich organizacji. Ludzi, którzy nie będą włączać się w część społeczeństwa, a za to będą bez mrugnięcia okiem taplać się w posoce. W końcu przeciętny shinobi nie nadawał się na akcje pełne trupów, bez uprzedniego odpowiedniego prania mózgu. Psychicznie by tego nie wytrzymywał.
— Wielmożna Tsunade?
Dźwięk tych słów spowodował oprzytomnienie. Pokręciła głową, odtrącając przeszłość. Dość świeżą, biorąc pod uwagę, fakt, że kilka dni temu studiowała ją.
— Następny wybryk nie potraktuję tak ulgowo — ostrzegła, podpierając podbródek na splecionych dłoniach.
— Ależ naturalnie — odparł, uśmiechając się miło, choć z nutą sztuczności. Jak to szło? Instytut Hokage szanuj, lecz przykładu nie bierz. Z pełnym szacunkiem donosił się do funkcji Piątej, ale nie uważał, aby robiła to należycie. W tym systemie było pełno dziur i błędów przeszłości nieskorygowanych na czas, czego dowodził aktualny problem. I miał ogromną urazę, za nieokiełznanie Korzenia, co sprowadzało się do tego, że to mu przydzielano misję pilnowania go. Poniekąd nastawiając tym obie organizacje przeciwko sobie.
— Cóż mój drogi Josuke, może przestańmy bawić się w maski i przejdziemy do konkretów? — zaproponowała. — W tej sprawie powinniśmy zdać się na pełną współpracę — kontynuowała, podnoszą się. Podeszła do okna spoglądając na dachy konoszańskich domostw, gdzie na granicy pola widoczności po lewej rozpoczynała się dzielnica klanu Uchiha. — Dlatego też udostępniłam ci raporty Itachiego — ciągnęła dalej, nie odwracając wzroku. — To plus materiały uzyskane przez twojego podopiecznego…
— Dają nieciekawy obraz sytuacji — wciął się z nonszalancją w głosie, kończąc za Piątą wypowiedź. — Kolokwialnie mówiąc.
Tsunade odwróciła się w jego stronę, opierając dłonie oraz pośladki na parapecie. Chwilę bacznie mu się przyglądała spod lekko zmrużonych powiek, nim z cichym westchnieniem pociągnęła temat dalej:
— Sprawa jest poważna. Nie przypuszczałam, że Fugaku tak szybko się pozbiera.
— Było do przewidzenia. Fugaku nie jest osobą, którą powstrzyma jakieś zastraszanie i chwilowe zamknięcie za kratkami. Do tego sama postać Itachiego psuje wszystko.
— Co masz na myśli? — ponagliła go, kiedy umilkł, zaciskając mocniej palce na trzymanej teczce.
— Gra rolę podwójnego agenta donosząc ci o posunięciach ojca. To bardzo dobrze. Klan Uchiha jest mocno zamknięty, z zewnątrz ciężko by było o infiltrację. Jednakże tak naprawdę gra rolę potrójnego agenta. Za twoją zgodą, donosząc Fugaku o tobie. Przez co on czuje się zbyt pewny siebie, uważając, że ma gabinet Hokage w garści. Stąd zapewne zuchwałość w myśli, że tym razem zdobędzie cel nawet bez pomocny syna, który go zdradził, a który według niego i tak niewiele znaczył.
— Widzę, że jesteś dobrze obeznany w zagadnieniu — z komplementowała go, na co odpowiedział uroczym uśmiechem.
— Wszystko zawdzięczam mojemu podopiecznemu Odzie. Mimo iż jest piątą wodą po kisielu, to jego zmarły tuż przed wykluczeniem go z klanu ojciec, był zagorzałym zwolennikiem Fugaku. Także dość sprawie wychodzi mu odgadywanie jego zamiarów.
— Hmm — mruknęła z zainteresowaniem, przykładając kciuk do warg, a dokładniej paznokieć. — Intrygujące. Wracając do kwestii Itachiego — oznajmiła energiczniejszym tonem, zasiadając z powrotem na fotelu. — Zapewne zapoznałeś się z jego raportami.
— Czytałem — potwierdził, otwierając opasłą teczkę i wygrzebując stamtąd kilka sprawozdań.
— Tym razem planują skontaktować się nie tylko z grupą z Suna, która by im zapewniła brak ingerencji Kazekage, ale także zawiązują kontakty z innymi przestępczymi grupami składającymi się z shinobi. To jeszcze nic pewnego, ale Itachi uważa, że Fugaku planuje przeprowadzić zamach pod osłoną ataku zewnętrznego.
— Ta, oni przeprowadzą atak na Konohę odciągając uwagę naszych ludzi, kiedy on będzie mógł po cichu doprowadzić do przewrotu, zwalając winę na tamtych za śmierć władz. No nie powiem, tym razem trochę bardziej pomysłowo — dodał, nie odrywając wzroku od bardzo dobrze znanych papierów.
— Dokładnie. I tu potrzeba twojego zaangażowania.
Josuke podniósł wzrok, uśmiechając się radośnie, zupełnie jakby ktoś mu właśnie zapowiedział możliwość dobrej zabawy.
— Obawiam się, że już to zrobiłem. — Starał się przyjąć skruszony ton i wyraz twarzy, lecz wychodziło to mizernie, zadowolenie zbyt mocno się przebijało na tle reszty.
Tsunade wywróciła oczami. To prawda, zagalopował się w powierzonej mu misji. Po zamachu Gaara zobowiązał się, zająć konspiracyjną grupą z Suna. Według zapewnień rozbił ją, pojmując ważniejsze osoby. Jednak w tym wypadku Konoha potrzebowała niezbitego dowodu, że Uchiha więcej nie będą mogli nawiązać z nimi kontaktu, także przekazała Josuke nakaz zbadania sprawy. Kazekage nie kłamał, rewolucjoniści zostali zniszczeni, ale nie dotarł na tyle głęboko, aby dowiedzieć się, że byli tylko jedną z filii. Kindersi tak się zaangażowali w sprawę, że dotarli do głównych przywódców. Wprawdzie mieli jedynie ich zlokalizować i zinfiltrować, jednak z powodu wynikłych komplikacji doszło do starcia, wyniku, którego zostali zgładzeni. Fugaku usilnie stara się nawiązać z nimi kontakt, nie wiedząc, że wiadomości, które uzyskuje od rzekomo ocalałych po akcji, są spreparowane. Cała ich treść jest ściśle konsultowana, a łączność podtrzymywana jedynie w celu poznania posunięć Fugaku i zapewniania go, że nie potrzebuje poszukiwać innej grupy.
Kobieta westchnęła ciężko, przymykając oczy, by po chwili ciągnąć dalej:
— Chciałabym, abyś zajął się również zbadaniem innych grup, z którymi Fugaku nawiązuje kontakt. W świetle doniesień Itachiego, sprawa jest na tyle poważna, że oczekuję pełnej współpracy.
— Ależ naturalnie. A tak w ogóle — wypalił nagle — po cóż te wszystkie ceregiele? Nie wygodniej byłoby po prostu sprzątnąć go i paru jego zagorzałych fanów? Ułatwiłoby to całkowicie robotę. No, bo spójrz, nawet Itachi o tym pisze, że Fugaku nie cieszy się stuprocentowym poparciem. Ponadto było to widać podczas ostatniego zamachu, jak część jego ludzi zdezerterowała na starcie. Pozbycie się kłopotliwych osobników rozwiązałoby sprawę. Reszcie nie pali się do grania pierwszych skrzypiec w Konoha, więc grzecznie znieśliby zmianę swojej władzy i w ciszy wiedli dalej swój żywot.
— Niby jakbyś chciał bez wzbudzania podejrzeń pozbyć się ich? — zapytała z dość uszczypliwym tonem.
— Proste. Wysłać ich na bardzo ważną i trudną misję, która byłaby pułapką. Wymorduje się ich i ogłosi, że zostali bohaterami ginąć za ojczyznę. Bułeczka z masełkiem — zapewniał radośnie.
— Typowe dla ciebie — prychnęła pod nosem. — Na szczęście to ja wydaję rozkazy. — Kąciki ust mu drgnęły, jednak szczęśliwie Tsunade nie pociągnęła obelgi. — A skoro już raczyłeś pojawić się u mnie osobiście — zaczęła, otwierając opasłą teczkę — porozmawiajmy jeszcze o…
Josuke uśmiech zszedł z twarzy, kiedy wystawiła doń rękę z dokumentem. Ściągnął mocno brwi, odbierając świstek. W całkowitym skupieniu pochłaniał niełatwy do zrozumienia urzędowy język. Po czym krótko westchnął na koniec.
— Skoro nie ma innego wyjścia — mruknął, niechętnie patrząc na pewny siebie wzrok Tsunade.

***

Obudziło go nieznośnie buczenie. Było mu tak przyjemnie, miękko i wygodnie, że postanowił zignorować natrętny dźwięk. Mocnie oplótł rękoma poduszkę, która niespodziewanie poruszyła się. Niechętnie podniósł powieki, odkrywając, że zasnął wtulony w dziewczynę. Uśmiechnął się delikatnie, oswobadzając ją z własnego ciężaru i zerknął na wibrującą na komodzie komórkę. Nie jego komórkę, co mógł z daleko rozpoznać, po dyndającej przywieszce.
Zignorował urządzenie, ponownie się kładąc. Było mu trochę za dobrze, aby wstawać z tak błahego powodu, jak telefon. Zważywszy na to, że komórka Keiko bardzo często wibrowała.
Niewiele myśląc, przysunął dziewczynę bliżej, znów się wtulając. To naprawdę zaskakujące, ale przy niej czuł ukojenie. Zbłąkane myśli uspakajały się, a problemy wydawały się wyblakłe, pozbawione tej rozemocjonowanej otoczki.
Odruchowo zaczął, smyrać ją po ramieniu. Obraz zapłakanego brata, mimo iż w pewnym sensie wydawał się odległy, wciąż był dość żywy i wyraźny. Tak samo, jak jego słowa zakochałem się, rozbrzmiewało cichym echem. A do tego wszystkiego jeszcze te zdjęcia z urodzin matki. Naprawdę dobrze razem wyglądali i autentycznie chciałby, aby oboje zdolni byli, uśmiechać się szczerze.
Zmarszczył brwi. Jednak gorycz nadal przebijała przez inne odczucia. Znów ją poczuł, przypominając sobie te gorsze chwile. Te puste oczy Haniko, kiedy patrzyła w dal przez okno. Twarz pozbawioną emocji, lecz w tęczówkach przelewało się cierpienie. Silny ból utraty i porzucenia.
— Wszystko będzie dobrze — usłyszał cichutki szept, a następnie został przyciśnięty do piersi, zamknięty w czułym uścisku. — Trzeba w to wierzyć, a pozytywna energia sama do ciebie przyjdzie — tłumaczyła łagodnym głosem, takim innym od codziennego. — Na swój sposób, wszystko można naprawić, wiesz? — zaakcentowała ostatnie słowo, melodyjnym tonem. Uśmiechnął się, przewracając się z nią na plecy, tak, że wylądowała na nim.
— Skąd wiedziałaś? — zapytał, obserwując jej zwyczajową radosną minę.
— Obudziłeś mnie łaskotaniem, a potem robiłeś tę straszną zmarszczkę — tłumaczyła, próbując tak samo ściągnąć brwi, jak on, pokazując na swoje czoło — tą z gatunku, właśnie analizuję cały wszechświat i coś mi się nie zgadza, więc uznałam, że potrzebujesz wsparcia — zakończyła dumnie, ukazując koniuszki zębów.
Nie wytrzymał, pociągnął ją do siebie, złączając wargi. Jednak słodka przyjemność została zakłócona kolejnymi wibracjami jej komórki.
— No, co tam Kaoru? — zaśpiewła, odbierając połączenie. Chwilę słuchała w milczeniu, nim jej wesoła mina całkowicie uleciała, zmieniając się w panikę. — O cholera! Zaraz będę. — Rozłączyła się, wpychając telefon do kieszeni. — Zapomniałam o moich badaniach. Nerin mnie zatłucze, muszę lecieć — zakomunikowała, wypadając z pomieszczenia niczym burza.

***

Lekko wierciła się w krześle, czując się nie pewnie pod tym przeszywającym wzorkiem. Nerin skończył badania jakiś czas temu i teraz przyglądał jej się uważnie znad okularów, zerkając, co chwilę w trzymane papiery.
—  To, jaki kolor? — zaczęła nieśmiało, próbując przerwać krępującą ciszę.
— Poukładałaś ostatnio swoja sprawy? — zapytał znienacka, odkładając wyniki białą stroną do góry, aby dziewczyna nie mogła na nie zerknąć.
— Eee, no tak.
— A-ha — mruknął, mrużący oczy, przez co jego wzrok sprawiał wrażenie intensywniejszego. To wywołało panikę. Keiko gorączkowa analizowała ostatnie tygodnie, obawiając się, że kolor mógł spać jeszcze niżej. Wprawdzie została znokautowana przez Korzeń, no ale to nie było aż takie poważne. Zwykłe spadnięcie, od co.
— Czyli rozumiem, że teraz masz czystszy umysł? — ciągnął dalej.
Jego osobliwe zachowanie tylko potęgowało zaniepokojenie. Zaczynała czuć się jak ofiara na talerzu.
— To już niebieski? — wybełkotała lękliwie.
Prychnął.
— Uspokój się głuptasie — rzucił, rozluźniając się w fotelu. — To twoja karta.
Pochwyciła papier lekko drążącymi rękoma. Dane osobowe, bla, bla, bla, zalecenia, bla, bla i… Werdykt na samym dola kartki. Brak ograniczeń w misjach.
Pisnęła głośno, podskakując w miejscu. Radość natychmiast zagościła na jej twarzy, a wzrok, który wcześniej skrupulatnie ominął rubryczkę z kolorem, teraz spokojnie odczytał numerek.
— Makowy — poinformował ją, nim zdążyła o to zapytać. — Intensywna czerwień.
— Wróciło do normy! Hura! I ej, to wyżej niż fuksja Kaoru!
— Wiesz o tym, że jest zakaz podawania swoich kolorów — upomniał, wkładając dokładniejsze wyniki do teczki.
— Ta, ta. — Machnęła lekceważąco ręką, zaczytując się w kartce.
— Jutro dane trafią na biurko Josuke, więc możesz spodziewać się misji w niedalekiej przyszłość.
— Ekstra! — krzyknęła, podrywając się z miejsca. — Nareszcie coś ciekawego. Mogę już sobie iść?
— Jasne. Chociaż… — Zatrzymał ją przy drzwiach. — W sumie to nic. Cieszę się, że oczyściłaś już umysł ze zbędnych myśli. Dobrego wieczoru.
— Taaa — mruknęła bez przekonania z całkowicie skonsternowaną miną. — Na razie.
Mimo wyjścia na korytarz nie ruszyła się spod drzwi. Stała oszołomiona, niepewna tego, co usłyszała. Nerin nie ma prawa informować, co jest powodem zaistniałego koloru, ale nie sposób zaprzeczyć faktowi, że właśnie zasugerował to. Jawnie nakierował na… Nie, to na pewno nie tak, pomyślała, kręcąc przecząco głową, ruszając wzdłuż korytarza. Przecież to nie tak, że winę za poprzedni wrzosowy kolor ponosi… Jednak prawdą jest, że wówczas kłóciła się z Itachim i bardzo zamartwiała zaistniałą sytuacją.
— No masz ci los — mruknęła, przysiadając na schodach. Nerin wprost zasugerował, że pogorszony stan zdrowia spowodowany był przez Uchihę. A co grosza, teraz i jej własne myśli także to podsuwały.
Schowała twarz w dłoniach. Czyżby o to chodziło z tym że Kindersi mają nie zawierać związków? Wszystko tylko po to, aby nie przysparzać niepotrzebnych zmartwień, aby umysł był czysty, pozbawiony chaosu i nieobarczony problemami? Dzięki czemu kolor jest jasny, a misje sprawnie wykonywane. Eh, czyli dziwne zasady, jednak mają jakiś sens.

***

Niechętnie spojrzał na mężczyznę za biurkiem. Zawsze w tym gabinecie czuł się jak zbesztany uczniak na dywaniku u dyrektora. I naprawdę chciałby unikać tego miejsca, jak tylko się da. Niestety ojciec był innego zdania. Bardzo lubił przeprowadzać pogadanki właśnie w tym miejscu, w którym całkowicie panował, gdzie każdą karteczkę sam układał według swoich fanaberii.
Niezręczne milczenie trwało, tylko zagęszczając atmosferę. Właśnie zamierzał przerwać to, lecz został uprzedzony.
— Chciałbym porozmawiać z tobą o twojej przyszłości.
No jakże by inaczej. Fugaku nie może mieć normalnych tematów.
— Powoli wkraczasz już w wiek, w którym należy się ustatkować. Dlatego uważam, że powinieneś pewne sprawy zamknąć i zacząć bardziej przykładać się do innych.
A jeszcze kilka tygodni temu opowiadał o tym, że mężczyzna musi się wyszaleć. Naprawdę nastałby cud, gdyby on się w końcu zdecydował.
— Widziałem ostatnio Nabuchike. Jego córka wyrosła na wspaniałą kobietę, byłaby idealną partnerką.
Co?
— Do czego zmierzasz ojcze? — w jego głosie pobrzmiewało lekkie zwątpienie. Tego nie mógł pozostawić bez komentarza, ale jednocześnie nie chciał, aby Fugaku wypowiedział te słowa.
— Uważam, że twoja aktualna — umilkł na chwilę, jakby kolejne słowo nie chciało mu przejść przez gardło — partnerka nie jest cię godna.
No i to powiedział. Już parę razy o tym mówił, ale nigdy nie w kontekście wspominania o innej dziewczynie.
— Jest wulgarna, źle wychowana, brak jej ogłady i manier. Do tego posiada niechlubną przeszłość i jeszcze mniej chwalebną posadę w tej okraszonej niesławą organizacji. Pomijając fakt jej usposobienie, czy zachowania, jej ranga uwłaszcza honorze naszego klanu. Nie godzi się, aby członek ANBU wysokiej rangi spotykał się z geninem. To źle wpływa na wizerunek nazwiska Uchiha. Oczekuję, że rozumiesz to.
I w tym momencie wypadałoby coś odpowiedzieć. Doskonale o tym wiedział, ale brakowało słów. Tak naprawdę to miał ochotę wstać i po prostu wyjść w milczeniu. Niestety nie mógł. Hokage naciska na pilnowanie Fugaku, zapewniając, że jest teraz gorący okres, więc nie może zrobić niczego, co mogłoby zezłościć ojca.
Przymknął na dłuższą chwilę powieki. Obowiązki czy uczucia? Jeśli nie zaprzeczy, Fugaku postawi nowe warunki, zmuszając do oddalenie się od Higashiyamy. Jeśli zacznie za bardzo zaprzeczać, Fugaku zdenerwuje się, przez co plany Tsunade się posypią. Zaprzeczyć, ale nie za mocno, zgodzić się, ale nie zupełnie. To naprawdę było trudne, zwłaszcza że rozmówcą był właśnie on.
Spojrzał na ojca, starając się mieć, jak najbardziej obojętną minę.
— Rozumiem to.
— Nie zgadzam się! — krzyknęła, zamaszyście otwierając drzwi, nie pozwalając Itachiemu skończyć myśli. — Nie pozwolę, abyś ponownie zrujnował życie swojemu synowi.
— Mikoto — oburzył się, podnosząc z fotela, co źle wróżyło. — Co to ma znaczyć?!
— Dla rodzica najważniejszą rzeczą jest szczęście dzieci. Nie możesz, dobrać mu tego szczęści i nakazać zerwania tej relacji.
— To ja decyduje, co jest dla niego najlepsze!
— Ale…
— Mamo — szepnął Itachi, wtrącając się. Położył jej dłoń na ramieniu, posyłając łagodny uśmiech. — Poradzę sobie. Spokojnie, to nic takiego — zapewniał cicho, delikatnie naprowadzając ją na drzwi.
Patrzyła na niego niepewnie, póki ostatecznie nie znalazła potwierdzenie, że naprawdę może zostawić ich samych. Z cichym westchnieniem zamknęła za sobą.
— Te kobiety — mruknął do siebie, opadając na fotel. — Cieszę się synu, że masz więcej rozumu i…
— Przepraszam cię ojcze — wciął się w jego zdanie, pochylając sylwetkę w pokłonie — jednak uważam, że Keiko taka nie jest.
— Rozumiem. — Westchnął ciężko, wprawiając Itachiego w osłupienie. To było zbyt piękne, aby tak łatwo odpuścił i się nie przeliczył. — Niektóre kobiety potrafią zawładnąć mężczyznami poprzez swój urok. Omamiła cię fizycznością. To nie miłość, tylko pożądanie. Musisz nauczyć się to rozróżniać.
Bezsilnie opadł na krzesło. Oj, szybko to się nie skończy.
— Zdaję sobie sprawę, że atrakcyjność jest bardzo pociągająca, ale ona mija. Jako poważny mężczyzna powinieneś myśleć o przyszłość. Z pożądania nie powstanie dobra rodzina. Musisz mieć na uwadze to, kim jesteś, a jako mój syn masz godnie reprezentować klan. Zniewagą dla rodu byłoby, aby ktoś jej pokroju odgrywała rolę pierwszej damy. To nie jest wzór przykładnej, dobrze prowadzącej się kobiety, która zadba o dom i dzieci.
— Ojcze, proszę posłuchaj…
— Nie musisz się tłumaczyć — zapewniał, przerywając mu gestem uniesionej ręki. — Pożądanie to nic złego, ale na tym nie zbuduje się poważnego związku. Chciałbym, abyś zrozumiał, jaka jest różnica między nim a miłością. Także…

Gdyby nie silna wola i cierpliwość dawno trzasnąłby drzwiami, a tak pozostał i wysłuchał do końca wykładu oraz kilkudziesięciu uwag do Keiko.  W każdym razie wszystko sprowadzało się do wzniosłych słówek, konieczności odpowiedzialności, a także pamiętania o wyższości klanu nad całą resztą, dbania o to, aby nie splamić honoru i nie zhańbić nazwiska — naprawdę nie wiedział jak fakt bycia z Higashiyamą miało oczernić Uchiha — oraz paru mniej lub bardziej wyidealizowanych scenariuszy. Ogólnie było bardzo dużo klanu i odpowiedzialności w parze z brakiem większego sensu. Gdzieś jeszcze w tym wszystkim zawieruszyło się coś o szacunku dla rodziców z obowiązkiem ich słuchania, bo zawsze mają rację. W końcu, kto jak nie ojciec wiec, jaka dziewczyna uszczęśliwi syna.
Starał się mu zaprzeczyć, wtrącić jakiekolwiek słowo sprzeciwu, lecz Fugaku miał to raczej w poważaniu. Ignorował lub automatycznie temu przeczył, rzucając jakimiś absurdalnymi argumentami.
Po godzinie takiej dyskusji. Nie! Wróć, po godzinie słuchania monologu ojca był bardziej zmęczony niż po nie jednym treningu. Z gabinetu wychodził z nietęgo miną, którą przygnębiły telefon od Keiko.
— Tak jestem u rodziców. Mam poczekać? O której? — pytał niewesołym tonem, przeczesując palcami włosy. — Gdzie? Dobrze nie ma sprawy. Jest dobrze, do później.
— Choć na słówko.
Odwrócił się do matki stojącej w drzwiach salonu, gdzie odszedł, aby porozmawiać. Gestem ręki zapraszała do kuchni, posyłając pokrzepiający uśmiech.
— Jak tam rozmowa z ojcem? — dopytywała, stawiając przed nim kubek z herbatą.
— W porządku.
— Nie przejmuj się jego słowami, czasami trochę przesadza. Nie miałam okazji zbyt dobrze poznać Keiko, ale wydaje mi się, że naprawdę dobrze się dogadujecie. Nie chciałabym, aby przez wzgląd na słowa ojca doszło do zepsucia waszej relacji.
— Mamo spokojnie. — Chwycił ją za dłonie, kiedy głos zaczął jej się łamać. — To nic takiego, rozwiąże ten problem.
— Ja wiem, ja wiem, ale nie chce stracić kolejnego syna — załkała, chowając twarz w dłoniach.
Delikatnie pogładził ją po ramieniu, jak zawsze w takich momentach czując bezsilność.
— A co tam u Sasuke? — Otarła dłonią kąciki ust, w których zbierały się łzy.
— W porządku, ma cię dobrze.
— To dobrze, a Sumire?
— Także.
— Widziałeś się z nimi ostatnio?
Ta seria pytań właśnie weszła na niebezpieczne tory.
— Tak, wszystko u nich dobrze. Wiesz nie chciałbym kazać Keiko zbyt długo czekać, więc będę już szedł — wykręcił się, taktycznie zmierzając w stronę przedpokoju.
— A tak, oczywiście. Nie możesz kazać jej czekać. Wpadnijcie kiedyś razem do mnie.
— Postaramy się — zapewnił niezbyt skwapliwie, szybko ubierając się by, czym prędzej wyjść.

***

Z miną jakby patrzył na coś gorszego, a nawet obrzydliwego przemierzał pustą uliczkę opuszczonych, miejscami lekko już rozpadających się domostw. Doprawdy, że też mój syn mieszka w takiej okolicy, pomyślał, nieznacznie wykrzywiając usta w odrazie.
Od ostatniej ich rozmowy minęło kilka dni, podczas których nie doczekał się stosownej reakcji Itachiego. Najwyraźniej ta diablica omamiła go zbyt mocno, bo jedyne, co wypowiedział na koniec to przykro mi ojcze, ale nie przeprowadzę się i nie mam zamiaru kończyć tego związku. Tak być nie może, żeby własny syn ojca się nie słuchał.
Zwolnił kroku, przystając przed lekko uchyloną furtką. Skoro Itachi nie rozumie, to trzeba zaatakować u źródła. Z takim nastawieniem pchnął metalowe ogrodzenie, dziarskim krokiem wchodząc na posesje. Przyjrzał się frontalnym drzwiom i łuszczącej się z nich farbie, po czym z kamiennym wyrazem twarzy mocno zapukał. Odpowiedziała cisza. Zdegustowany czekaniem ponowił czynność, wkładając w nią więcej siły. Trochę przesadził, gdyż odleciała drobna łuska farby. Już zamierzał znów zapukać, kiedy z wewnątrz dobiegło go głośne tupanie.
— Już, już — zapewniał kobiety głos, zlewający się ze szczękiem przekręcanego klucza. Oczom Fugaku ukazała się postać dziewczyny w samej bieliźnie. Na jego widok pisnęła, podskoczyła i trzasnęła drzwiami tuż przed nosem.
— CZEKAĆ! — wydarła się, znów głośno tupiąc po schodach.
Zdegustowanie mężczyzny sięgnęło zenitu. Dziewczyna uważająca się za partnerkę jego syna otwiera drzwi w takim wulgarnym odzieniu, a raczej jego braku. Hańba dla klanu! Żadna porządna szanująca się kobieta tak się nie zachowuje.
— Dzień dobry. — Uchyliła szerzej drzwi i uśmiechnęła się niepewnie. — Pan w sprawie?
— Chciałem porozmawiać.
— Itachiego nie ma w domu. Proszę wrócić za godzinę.
— Do ciebie przyszedłem — zapewnił, zatrzymując ręką, zamykające się drzwi.
— Oh — wyrwało jej się pełne zszokowania zawołanie. — A nie można poczekać na Itasia? — Jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. — No to chyba muszę wpuścić — wymamrotała zdecydowanie do siebie, ale Fugaku to usłyszał. — Zapraszam do środka.
Wszedł stanowczym wręcz władczym krokiem, bacznie z lekkim niesmakiem oglądając przedpokój.
— Proszę.
Szybko omiótł wzrokiem salon, stwierdzając brak gustu i lekki kusz w kątach. Zniesmaczył się, dostrzegając więdnącą paprotkę na parapecie. Odhaczając w głowie, kolejny zarzuć pod adresem dziewczyny, brak regularności w działaniu.
— Może herbaty? — zaproponowała, siląc się na miły uśmiech i ton. Wzrok z mebli przeniósł na nią, krytycznie lustrując od stóp po głowę. Nie mógł zrozumieć, jak Itachi może pałać pożądaniem do kogoś takiego. Wybitną piękność wcale nie była.
— Objedzie się. Chciałbym szybko przejść do meritum.
— Oczywiście.
— Chciałbym, abyś nie wchodziła w drogę przyszłości mojego syna.
Dziewczyna milczała, mrugając intensywnie.
— Ee, co? — wypaliła w końcu w całkowitej konsternacji. — A jaśniej?
Do tego niezbyt mądra, pomyślał, czując coraz większą awersją do dziewczyny.
— Itachiego czeka świetlana przyszłość, a ty ściągasz go na dno. Chciałbym, abyś wypuściła go ze swoich sideł i przestała mamić swoimi wątpliwymi wdziękami.
— Odezwał się top model roku — burknęła, nim zdążyła ugryźć się w język.
Kamienna mina Fugaku, o ile to możliwe jeszcze bardziej stężała. Keiko w myślał, karciła się za głupotę. Wypadałoby ze względu na Itachiego postarać się być w miarę poważnym, a w ostatecznym rozrachunku była po prostu sobą.
— Zdajesz sobie sprawę, że Itachi nie żywi do ciebie głębszych uczuć i ma już na oku pewną odpowiednią kobietę.
— A — zawołała w pełni olśniona. — czyli przyszedłeś, jako odpowiedzialny rodzic przeprosić mnie za zdradę Itachiego?
— Nie.
— No to już nie wiem. Kręcisz coś — wypalił, opierając ręce na kolanach, a na nich brodę.
— Chciałem ci zakomunikować, że nie aprobuję związku mojego syna i uważam, że jest on błędem.
— No spoko — odparła swobodnie.
— Słucham?
— No miło, że podzieliłeś się, to jest, pan podzielił się ze mną swoją opinią, ale, bo nie bardzo rozumiem, co chce… pan chce.
— Widzę, że elokwencji ci brakuje. — Przekrzywiła głowę, przyglądając się mu ciekawsko. — Także użyję bardziej kolokwialnego słownictwa. Nie jesteś godna mojego syna.
— A-ha. Ale pan wie, że ja panu nie wierzę — odparła beztrosko, uśmiechając się.
Ta dziewucha! Fugaku zacisnął wargi w wąską kreskę. Nie dość, że jest bezczelna, to jeszcze pogrywa sobie ze mną.
— Aleś się pan spina. Może jednak tej herbatki? Uspokoisz się, odkwasisz, to znaczy pan.

***

Wracał przytłoczony myślami, które kłębiły mu się w głowie do tego stopnia, że mógłby przysiąść, że wylewając się z uszu, przez co zostawia za sobą powabną ścieżkę splątanych zdań. Marzył o chwili relaksu i zapomnienia, o zatraceniu się w czymś przyjemny, zostawiając ciężki świat na zewnątrz. I myśląc tak o tym przed oczami przychodziły obraz Keiko, dokładniej nagiej Keiko. To było to, czego potrzebował. Godziny lub dwóch w objęciach rozkoszy, co całkowicie ukoi nerwy oraz pozwoli zapomnieć, chociażby na chwilę.
Z coraz bardziej rosnącą ochotą włożył klucz do zamka. Niestety blokował się, nie dając przekręcić. Idealnie, jest w domu, pomyślał, pukając. Wyjątkowo długo nie musiał czekać, aby drzwi stanęły otworem, a w nich pełna szczęścia uśmiechnięta twarz dziewczyny.
— Witaj z powrotem.
Przywitała się krótki muśnięciem policzka i rozpromieniona odwieszała pośpiesznie zdjętą oraz wciśniętą w jej ręce kurtkę mężczyzny.
—  Dobrze, że już jesteś — ciągnęła dalej, niepewnie zerkając w stronę salonu — bo jest taka sprawa…
Nie dał dokończyć, zgrabnym ruchem, choć gwałtownym przysuwając ją bliżej. Od razu wpił się w usta, całując zachłannie. Naprawdę miał sporą ochotę na seks, więc nie przejmując się niczym, zaczął podwijać jej bluzkę. Keiko próbowała bez wszczynania zamieszania, wyswobodzić się, lecz Itachi był silniejszy. Starania odsunięcia się na odległość skończyły się tym, że szturchnęła szafkę na buty, która pod naporem Uchihy pilnującego, aby nie wyślizgnęła mu się, zaszurała. To niestety zwróciło uwagę...
— Ekhm! — rozległo się głośno, sztuczne odchrząknięcie. Zaskoczonym tym Itachi oderwał się od ust Higashiyamy, aby zobaczyć swojego ojca w progu salonu. Całkowicie zdębiał. A fakt, że właśnie kompletnie podwinął jej bluzkę i zaczął unosić stanik, wcale nie pomagało. Zgrabnym ruchem zaciągnął ją za swoje plecy, dokładnie zasłaniając.
Keiko chwile wierciła się za nim, poprawiając ubiór, ale potem znieruchomiała desperacko uczepiając się bluzki Itachiego. Nie miała odwagi wychylić się, a tym bardziej odezwać.
— I to jest właśnie to, o czym ostatnio rozmawialiśmy.
— Co tutaj robisz? — zapytał z trochę zbyt oskarżycielskim głosem.
Tego było za wiele. Nie spodziewał się, że ojciec jest zdolny do tego, aby nachodzić Keiko i opowiadać jej te swoje bzdury.
— Nie tym tonem — fuknął. — Przyszedłem sprostować kilka spraw.
Itachi zacisnął pięści, mierząc ojca spod lekko przymrużonych powiek.
— Keiko idź na górę. — Nie drgnęła. — Powiedziałem, idź na górę.
Nieśmiało wyłoniła się, mijając Fugaku i posłusznie człapiąc na piętro. Jednak nie zamierzała tak całkowicie go posłuchać. Schowała się za ścianą, nasłuchując.
— Bardzo dobrze — pochwalił go. — Widzę, że nauczyłeś się już w pewnym stopniu kierować kobietami. Rodzinę należy trzymać twardą ręką, więc ta postawa się chwali.
— W jakiej konkretniej sprawie przyszedłeś ojcze? — silił się na neutralny ton, lecz nie wychodziło to najlepiej.
— W tej, o której ostatnio rozmawialiśmy. Zbagatelizowałeś sprawę, więc postanowiłem ukrócić ją u źródła.
Zacisnął zęby, aby nie wpuścić z ust czegoś, co by zaszkodziło.
— Rozumiem — oznajmił, po policzeniu do dwudziestu w ramach odstresowania. — Jednakże przepraszam cię ojcze. — Skłonił nisko głowę. — Nie życzę sobie, abyś mieszał w to Keiko. Wolałbym, abyś na przyszłość swoje uwagi kierował do mnie. I jak ci już mówiłem, na stan obecny będę nadal tu mieszkał i nadal się z nią spotykał, to się nie zmieni. Także, dziękuję ci za troskę, ale do widzenia.
Przesunął się w bok, ukazując znajdujące się za sobą drzwi wyjściowe. Fugaku spiął się, obdarzając go chłodnym spojrzeniem. I co dziwniejsze, zaskoczyło go to, że odpowiedział tym samym. Do tej pory Itachi nigdy mu się tak nie postawił. Z lekką konsternacją, dobrze ukrytą pod maską obojętności. Zadarł lekko głowę, dostojnym krokiem opuszczając dom, zabierając ze sobą gęstą atmosferę.
Itachi z ulgą głęboko odetchnął, wchodząc do salonu i opadając ciężko na kanapę. Rozmasowywał właśnie nasadę nosa, kiedy Keiko nieśmiało wychylała się za framugi.
— Mogę?
Potaknął, przywołując ją gestem ręki. Chciała usiąść obok, ale pociągnął ją tak, że wylądowała na jego kolanach.
— Mam nadzieję, że nie uwierzyłaś? — wyszeptał, mocno się wtulając. Szukając ukojenia w jej ramionach.
— Mhm. Oczywiście, że tak.
— To dobrze.

4 komentarze:

  1. Akari, Akari, Akari....
    Jak czytałam, to w trakcie wiele słów cisnęło mi się na usta. Kiedy jednak dobrnęłam do końca, podsumowałabym to jednym zdaniem: "Dostałam to co chciałam".
    Teraz czuję się wewnętrznie rozdarta, bo jak Cię pochwalę, to może spoczniesz na laurach i potem znowu będę czytać Twój wpis, mając ochotę pociągnąć Cię za włosy. No ale bądźmy szczerzy. Rozdział bardzo mi się podobał. Nie wyobrażam sobie sytuacji, aby wystąpić w samej bieliźnie przed swoim przyszłym teściem. Za to kolejna scena, kiedy to Itachi nie może się pohamować i dobiera się do swojej dziewczyny, nie wiedząc, że ojciec patrzy, to już w ogóle kanał. Oj ten chłopak to nie ma łatwo. Podobało mi się też określenie: on jest potrójnym agentem. Choć niby było wiadomo, że ma ciężko, to jednak pokazanie tego na podstawie rozmowy hokage z Josuke podkreśliło, jak przerąbane ma ten chłopak.
    No i rozmowa Itachiego z ojcem w domostwie Uchiha :))) Mikoto powinna tam wpaść z bazuką, albo kałasznikowem, aby zrobić porządek. W tym rozdziale pomyślałam sobie, że aby klan Uchiha przestał kombinować, to musiałaby tu zadziałaś właśnie ta drobna i delikatna z pozoru kobietka. Gdyby usadziła męża odpowiednio, to może przestałby skarżyć się na to, jak życie jest okrutne, bo nie wielbią go wszyscy mieszkańcy. To też jak ona wtargnęła, krzycząc, że się nie zgadza na to co mówi mąż i nie pozwoli na to, aby stracili drugiego syna, to liczyłam, że coś tu się stanie na plus, że może w końcu choć mikro klapeczka spadnie z oczek tego cymbała, ale nie. Itachi!!!! Jak mogłeś wyprosić matkę? Trzeba było jej dać czynić jej własną wendetę. I na co mu się to zdało? Jego łagodnych słów, ojciec jak zwykle nie wziął do siebie. Klapki na oczkach zamiast zacząć się kruszyć, wzmocniły swoją warstwę o kilka milimetrów.
    Ach życie.
    W każdym razie, mi się podobało i teraz będę Cię męczyć, aby każdy rozdział był równie fajny :)))
    Weny i chęci do klikania dla nas :)

    PS. szkoda, że to już koniec i znowu będzie trzeba czekać po 2 tygodnie :(( fajnie jednak, że wakacje dały choć tyle częściej ukazujących się rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że ten rozdział przypadł ci do gustu na tyle, aby został pochwalony. To bardzo zawsze autora buduje, ale sama wiesz jak jest ;)
    Co do Itachiego to tak, chłopina lekko nie ma, nigdy nie miał i raczej nie będzie miał. No i trzeba było w końcu trochę bardziej unaocznić pracę Itachiego, bo do tej pory niby było wiadomo czym się zajmuje i, że cały czas pracuje w tle. Jednak z drugiej strony wychodziło na to, że nic nie robi, nie ma żadnych misji tylko na tyłku siedzi, więc należało mu się w końcu podkreślenie tego, że jednak cały czas prowadzi bardzo ważną i niezmiernie delikatną misję.
    Keiko i jej pomysł, jak pokazywanie się w samej bieliźnie. No cóż, jej by w życiu nie przyszło do głosy, że może odwiedzać ją ktoś poza jej przyjaciółmi, a tym bardziej, że to będzie ktoś taki, więc odruchowo chwyciła za klamkę. A Itachi tym bardziej nie spodziewał się ojca. Wprawdzie był świaodmy tego, że on wie gdzie Keiko mieszka, ale kto by przypuszczał, że Fugaku się tam pofatyguje osobiście? Ano nikt.
    Co do otwierania się oczu Fugaku, to spokojnie będzie to jeszcze. Akurat teraz piszemy takie rozdziały, gdzie te klapki mu powoli odpadają i zaczyna widzieć co takiego narobił. Także jeszcze się tego doczekasz. A Mikoto również tak bezwzględnie posłuszna mężowi nie będzie. Czekają cię fragmenty, gdzie pokazuje trochę swoje różki i stara się prostować zapędy mężusia.
    W kwestii przerzucenia się znów na rozdziały co 2 tygodnie to był pewnego rodzaju mus. Na początku wakacji rozważałyśmy opcję ciągnięcia tego cotygodniowego wrzucania aż do października, ale jednak okazało się, że przez lipiec/sierpień niewiele napisałyśmy i zapasy nam się drastycznie kurczą. Z tego względu musiałyśmy już we wrześniu wrócić do normy. Jeśli uda nam się zrobić więcej zapasów, to jest szansa, że znów ogłosimy akcję "rozdział na tydzień", ale to wszystko zależy od naszej weny i czasu na pisanie. Sama doskonale wiesz, że z tymi rozdziałami różnie bywa. Niekiedy trzaśnie się jeden w dwa dni, a i bywa, że jeden piszę się dwa tygodnie.
    Będę się starała, aby reszta moich rozdziałów trzymała ten poziom i już nie było takich wpadek jak ostatnio ;)
    Dziękujemy za komentowanie i za ten komentarz oraz do zobaczenia za dwa tygodnie ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie gadaj tyle, tylko pisz ten rozdział, to zapasy będą :D

      Usuń
    2. hahaha :))) Tak jest Erroay! Pilnuj koleżankę ;)

      Usuń