Tsunade
siedziała w jednym z prowizorycznych gabinetów lekarskich, który zyskał to
miano tylko na czas niekończącego się remontu. Ona wolała zdecydowanie
określenie schowek, bo tym właśnie
pierwotnie był ten pokój, ale niezaprzeczalnie lepiej pracowało się w miejscu o
bardziej profesjonalnej nazwie. W końcu i tak na gabinet, pomieszczenie to niespecjalnie
się nadawało, a zachowanie w nim ładu było rzeczą niemalże niemożliwą.
– Pani
Tsunade.
Podniosła
wzrok znad dokumentów, kiedy do ciasnej klitki zajrzała kobieta.
– Już po
urlopie? – zagadała, wracając do przewalania stosu papierów w poszukiwaniu
tego, na czym zależało jej najbardziej. Przy okazji zganiła się w myślach za
to, że nie posłuchała Shizune i na czas nie wyznaczyła jednej z nieużywanych
sal, jako nowe archiwum. Teraz było już za późno, wszystkie rzeczy potrzebne do
pracy były porozwalane po całym szpitalu, a sala… wciąż stała nieużywana, a
przecież mogłaby się teraz przydać. Oczywiście istniała możliwość, że nieoczekiwanie
wzrośnie liczba pacjentów, bo ataki na Konohę wciąż się zdarzały i wtedy ten pokój
mógł zyskać kluczowe znaczenie, ale nic na to nie wskazywało. I całe szczęście.
– Tak, już po.
Szybko minęło.
Tsunade
przytaknęła, nie podnosząc wzroku. W końcu wyjęła ze stosu wszystkie
poszukiwane receptury i wręczyła kobiecie.
– Misaki, przygotuj
te leki. Laboratorium na szczęście nie zmieniło swojego miejsca.
Kobieta
przyjrzała się niezafoliowanym dokumentom, które dostała, ale nie odważyła się
spytać, czemu nie były one umieszczone w dokumentacji chorych. Wystarczyło
jedno ostre spojrzenie Tsunade, by na dobre zamknąć jej usta.
***
Kobieta mająca
na imię Misaki wytarła wierzchem dłoni pot, który wystąpił na jej czole.
Cieszyła się, że przynajmniej w laboratorium będzie miała odpowiednie warunki
do pracy, ale jak na złość, wysiadła klimatyzacja. Gdyby nie to, że pracownia
mieściła się dwa pięta pod ziemią, Misaki otworzyłaby okno. Wietrzenie nie było
jednak możliwe, a w białym lekarskim fartuchu czuła się tu jak w piekle.
– Im szybciej
to skończę, tym szybciej się stąd wydostanę – mruknęła do siebie, przewalając
papiery i sprawdzając jeszcze raz recepturę przygotowywanego leku. – Im
szybciej skończę, tym szybciej… – zamilkła, kiedy roztwór w jej fiolce zmienił
barwę na intensywnie czerwoną. Gotowe.
Odstawiła
fiolkę na bok i sięgnęła po chusteczkę, którą osuszyła czoło. Lało się z niej
jak ze starego, przeciekającego kranu.
Kiedy była w
połowie kolejnego zamówienia, za ścianą coś głucho zatrzeszczało, a potem
niespodziewanie włączyła się klimatyzacja. Misaki odetchnęła z ulgą i wystawiła
twarz do nawiewu znajdującego się wprost nad jej stanowiskiem.
Westchnęła z
ulgą, nie zauważając, że nagły powiew przesunął kartkę, nad którą obecnie
pracowała. Nie zauważyła również, że ta, która obecnie leżała na wierzchu, została
spisana innym charakterem pisma niż poprzednia. Nie zwróciła uwagi na nic,
delektując się rozkosznym chłodnym powietrzem.
***
– O, a
pamiętasz to? – krzyknął Akihito, przysuwając się do niej na łóżku i podsuwając
album prawie pod sam nos.
Haniko spojrzała
na zdjęcie sprzed dziesięciu lat i uśmiechnęła się nostalgicznie.
Stali z
Akihito na tle Akademii i dumnie prezentowali swoje, dopiero co zdobyte, opaski
ninja. Mała Haniko skromnie spoglądała w aparat, a Akihito stał w szerokim rozkroku
i z łobuzerskim uśmiechem wskazywał kciukiem na swoje czoło. Co najzabawniejsze
– włożył ochraniacz do góry nogami.
– Ach,
pamiętam, jaki byłem z nas dumny! – Otarł łzę, która popłynęła mu od śmiechu, a
potem uważniej przyjrzał się zdjęciu. – Ej, byłaś ode mnie wyższa!
Haniko
przysunęła się bliżej niego, wyglądając mu przez ramię. Faktycznie, na tym
zdjęciu Akihito sięgał jej zaledwie do ucha, choć był przecież o rok od niej
starszy. To był jeszcze ten etap dojrzewania, kiedy to dziewczynki rosły
szybciej i górowały nad chłopcami. Tak bardzo wiele się od tamtej pory zmieniło.
Wzruszyła z uśmiechem ramionami.
– No i gdzie
ten twój wzrost? – ciągnął przyjaciel, kręcąc głową. – Wszystko ci trzeba
ściągać z górnych półek.
Haniko nie
dała się sprowokować. Nie zwracając uwagi na przyjaciela, przewróciła stronę w
albumie.
– O, Satoru –
zauważył niezbyt mądrze Akihito i łypnął na przyjaciółkę.
– Tak, Satoru.
Przejechała
palcem po zdjęciu, a potem cofnęła dłoń i uśmiechnęła się, wspominając sytuację,
w której zostało zrobione.
Satoru dopiero
uczył się medycznego ninjutsu i wtedy po raz pierwszy wyleczył jej skaleczenie.
Na twarzy miał wypisaną euforię z tego, że mu się udało. Nastoletnia Haniko
patrzyła na swoją dłoń z lekkim niedowierzaniem.
– Może
skończmy na dziś, co? – zaproponował Endo, kiedy przewróciła kolejną kartkę. –
Swoją drogą, dawno nie robiliśmy sobie żadnych zdjęć. Nie mamy żadnego z tobą w
roli wieloryba.
– Muszę cię
zmartwić, ale mamy. A raczej, znalazłyby się jakieś. – Skrzywiła się. –
Przyjaciele Keiko zrobili mi ich kilkadziesiąt. Ostatnio były też urodziny
Mikoto, a ona uwielbia zdjęcia…
Przerzuciła
kolejną stronę. A im dalej, tym więcej było jej zdjęć z byłym chłopakiem. Z
Satoru tu, z Satoru tam, sama ona, ale zdjęcie zrobione przez Satoru, tylko
Satoru… Zaledwie gdzieniegdzie pojawiały się jakieś głupawe wstawki z Akihito,
czy zdjęcia z dalszymi znajomymi, z którymi nie utrzymywała już żadnego
kontaktu.
– Trzeba żyć
dalej, prawda? – zagaiła, przyglądając się fotografii, na której Satoru
wyciągał w jej stronę dłoń z piękną czerwoną różę. Był zdenerwowany, bo wtedy
po raz pierwszy wyznał jej swoje uczucia. Ugotował kolację, którą spożyli przy
świecach, a potem wpatrywali się w gwiazdy. Było bardzo intymnie i zupełnie
inaczej niż wcześniej. Niby znała go już wtedy od wielu lat, ale w tamtej
chwili, byli dla siebie obcymi osobami, nie przyjaciółmi, którzy znali się jak
łyse konie. Byli już parą. Dwójką zakochanych. Jak w bajce. – Nie traktuj mnie,
jakbym była z porcelany.
– No niby tak,
ale…
– Teraz Sumire
jest dla mnie najważniejsza – oznajmiła, chwytając go za ramiona i ze
zdecydowaniem patrząc mu w oczy. – Satoru już nie ma, to tylko wspomnienia, a ja
nie chciałabym nigdy o nim zapomnieć.
– Nikt
przecież tego od ciebie nie wymaga… – zauważył, ale zanim powiedział coś
jeszcze, drzwi do jej pokoju otworzyły się i zajrzała do nich młodziutka
pielęgniarka.
Haniko
dyskretnie odsunęła się od Akihito na wyciągnięcie ręki, pozorując bezpieczny dystans
między nimi.
Pielęgniarki
uwielbiały plotkować, o czym już zdążyła się przekonać. Nasłuchała się, jak to
Itachi bił się o nią z Sasuke na korytarzu, Keiko przyszła zrobić jej awanturę,
bo chłopak ją zdradził, a potem wpadła Mikoto, bo zamierza ją pozbawić praw
rodzicielskich. Nie plotkowały do tej pory tylko o wizycie Naruto, niczego jeszcze
nie słyszała o odwiedzinach Fugaku i na szczęście nikt nie odważył się
spekulować, czym i skąd wzięła się dokładnie jej choroba. Wersje mogłyby być
ciekawe. A kiedy tak wysłuchiwała tych wszystkich bzdur, zastanawiała się
nawet, czy opieki nad szpitalem nie przejął Takeshi, który smakował się w takich
niedorzecznych plotkach.
Pielęgniarka
przesunęła maślanymi oczami po Akihito, a potem rzuciła jej znaczące
spojrzenie. Haniko chciała jej powiedzieć: On
jest gejem, dziewczyno, ale nie otworzyła ust. A kiedy Endo uśmiechnął się
szeroko do pielęgniarki, a potem przyciągnął do siebie Haniko, zamykając ją w
czułym uścisku, przewróciła tylko oczami. Zamarła, kiedy poczuła jego
usta na czole. Łypnęła kątem oka na dziewczynę, która pospiesznie
zostawiła jej lekarstwa i ulotniła się z pokoju.
– Co ty
robisz? – Wyswobodziła się z uścisku. – Przecież wiesz, co sobie pomyślała.
– Tak i mam
nadzieję, że Uchiha się o tym dowie.
Haniko
przewróciła oczami. Chwyciła przyniesiony przez pielęgniarkę kubeczek i wypiła
duszkiem cierpkie lekarstwo. Zmarszczyła czoło i oblizała usta.
– Co?
– Inne jakieś
– zauważyła, zastanawiając się nad smakiem. – Chyba czegoś do tego dodali.
– Lepsze czy
gorsze?
– Takie…
słodsze.
– No to chyba
dobrze – zauważył przyjaciel, podnosząc się z miejsca. – Jak będziesz miała
ochotę na coś gorzkiego, to może wpadnie twój kochaś. Napatrzysz się i
zatęsknisz za słodkim życiem, które mogłabyś wieść bez niego.
– Akihito…
– Dobra,
nieważne. – Machnął ręką. – Muszę iść, bo jeszcze Naruto zapomni, że miałem u
niego nocować, a jak zaśnie, to już go nie dobudzę i spędzę noc na wycieraczce.
A, cholera, trzeba przyznać, że zimno tu macie. Wpadnę rano, okej?
Haniko skinęła
głową. Jeszcze jeden czuły uścisk i przyjaciel zniknął za drzwiami. A kiedy
wyszedł, chwyciła komórkę i otworzyła smsa, którego dostała chwilę przed jego
przyjściem. Sumire w różowej sukience patrzyła w aparat, a w kadrze znalazła się
jeszcze dłoń, którą Sasuke trzymał na jej brzuszku.
Uśmiechnęła
się do siebie i wygasiła komórkę. Jeszcze trzy dni i będzie mogła do nich
dołączyć.
***
– Oddaj mi to,
Fugaku, proszę – zaszlochała Mikoto, kiedy mąż po długiej szarpaninie wyrwał
jej słuchawkę z ręki. Rzuciła się ponownie w jego kierunku, ale odsunął ją od
siebie stanowczym ruchem. – Oddaj!
Fugaku nic
sobie nie robiąc z jej łez, schował przedmiot do kieszeni. Spojrzał krytycznie
na zapłakaną żonę, nie kryjąc złości i obrzydzenia jej osobą.
– Jak możesz,
Mikoto?! Jak możesz spoufalać się z kimś, kto nas zdradził!
– To mój syn!
– Załkała, tupiąc nogą. – Moje dziecko, mój maleńki chłopiec…
– ZDRAJCA! –
wydarł się Fugaku, tak głośno, że się zlękła i spuściła wzrok na dywan.
– Kocham go –
szepnęła, siadając na posłaniu. – Bardzo go kocham i nigdy nie przestanę!
Rodzice nie powinni odwracać się od swoich dzieci. Nigdy nie powinno do tego
dojść… – szeptała, przyglądając się swoim stopom. – Nigdy drobny błąd nie
powinien zaważyć na przyszłości dziecka. Mój kochany…
– Przestań!
Fugaku
zatrząsł się z wściekłości, z całej siły zaciskając szczękę. Żeby trochę sobie
ulżyć, zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Rozprostował palce, a potem wsadził rękę
do kieszeni i zacisnął ją na tym cholernym telefonie, z którym przyłapał żonę.
Czy go zniszczy, połamie? Och, całkowicie mu to w tej chwili wisiało!
Dwa dni temu
sprawdził bilingi i nie podobało mu się to, pod jaki numer w ciągu ostatnich
kilku dni dzwoniła Mikoto. Do syna. Byłego syna. Zdrajcy, z którym miała nie
utrzymywać kontaktów! Kiedy więc zauważył, że dziś rano znowu chwyciła za
słuchawkę, był wyjątkowo czujny. Udając, że to nic takiego, przy śniadaniu
wepchnęła ją do kieszeni fartuszka, śmiejąc się, że będzie musiała zadzwonić do
rodziny. A kiedy tylko zniknął jej z oczu, czmychnęła z telefonem na górę i
chciała zamknąć się w sypialni, ale przyłapał ją na gorącym uczynku.
Teraz
siedziała na materacu ich małżeńskiego łoża i udawała ofiarę. Tak, jak gdyby to
on ją właśnie zdradził. Próbowała wzbudzić w nim wyrzuty sumienia, szepcząc
przy tym tyle kłamstw, że robiło mu się niedobrze.
– Zdradę
całego klanu i wystawienie mnie na śmierć, śmiesz nazywać drobnym błędem?!
– Nie wystawił
cię na śmierć! – krzyknęła Mikoto i niespodziewanie spojrzała mu w oczy. – Nie
zrobił ci nic, choć próbowałeś skrzywdzić kobietę, którą kocha.
Fugaku
prychnął.
– Co jest z
tobą nie tak?! – Mikoto zerwała się na nogi i wskazała palcem na lustro,
stojące w rogu. – Spójrz na siebie! Kim się stałeś? Mężczyzna, którego
poślubiłam, nigdy nie porzuciłby swojego dziecka!
Zanim Fugaku
zdołał odpowiedzieć, że Sasuke nie jest od dawna dzieckiem, jej już nie było.
Wybiegła z pokoju, trzaskając przy okazji drzwiami. Tak go to rozzłościło, że
ruszył za nią, ale zatrzymał się na schodach, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Awantura
przy obcych? Nie, na to nie mógł sobie pozwolić. Nikt nie mógł się dowiedzieć,
że miał w ostatnim czasie problem z utrzymaniem dyscypliny we własnym
królestwie. Stanął więc na górnym stopniu i patrzył; Mikoto wytarła załzawione
policzki i ze sztucznym uśmiechem, wpuściła gościa do środka.
– Jej, jaka
pani śliczna! – krzyknął nieznajomy, ale szybko się zreflektował. –
Przepraszam… jest może Itachi?
Fugaku cofnął
się kilka kroków, nie chcąc zostać zauważonym i wsłuchiwał się w dalszą
konwersację z ukrycia. Głos był mu nieznany. Czyżby Itachi ukrywał przed nim
coś więcej niż ten nieszczęsny romans z pierwszą lepszą niegodną go
dziewczyną? W dodatku pomylił pożądanie z miłością, czym mocno go rozczarował.
A wydawał się taki… bystry.
– Mogę coś
jeszcze dla pana zrobić? – spytała Mikoto, kiedy już podała mu aktualny adres.
– Ach, proszę
mi mówić Akihito! Jest pani zaprawdę rozkoszna, aż trudno mi uwierzyć, że pani
dzieci są faktycznie… pani. Ale nieważne. Tak, może mi pani pomóc. Słyszałem,
że posiada pani pewne zdjęcia…
Fugaku
skrzywił się, kiedy nieznajomy wspomniał o drugiej zmorze narzucającej się ich
rodzinie w ciągu ostatnich miesięcy i już zamierzał zejść na dół, by z hukiem
wyrzucić go za drzwi, kiedy zatrzymał się w pół kroku.
Drzwi do
łazienki przy samych schodach były otwarte, a z wnętrza wpatrywał się w niego
skrzywiony, starszy mężczyzna.
Minęła chwila,
zanim Fugaku uzmysłowił sobie, że to tylko on sam w lustrzanym odbiciu.
Spojrzał z uwagą na grymas na swojej twarzy, uzmysławiając sobie, jak dawno na
siebie nie patrzył. Mimo to miał wrażenie, że gdzieś już ostatnio widział ten
wyraz twarzy. Na buzi znacznie młodszej od jego, nieskalanej jeszcze zmarszczkami.
Czyjeś ciemne oczy mrużyły się tak samo, jak teraz te jego, a identycznie
wykrojone usta, krzywiły z niesmakiem.
Poczuł
uderzenie gorąca, kiedy uzmysłowił sobie, że tym kimś był Sasuke.
***
Akihito
przejrzał sobie szybko otrzymane fotografie i z ulgą wcisnął dłonie z powrotem
do kieszeni. W Suna zima charakteryzowała się tym, że zamiast nosić krótkie
spodenki, wkładało się dłuższe spodnie i koszulkę z długim rękawem, ale w
Konoha… było naprawdę zimno. Niby wiedział o tym wcześniej doskonale, a jednak
pomimo grubej kurtki, trząsł się jak galareta.
Zacisnął dłoń
na zdjęciach, starając się ich nie pognieść i przyspieszył kroku.
Keiko
wspominała mu kiedyś, że mieszka na peryferiach, a jednak zupełnie nie tego się
spodziewał. A może… Zerknął nerwowo na karteczkę z adresem. Może powinien
poprosić tę przeuroczą kobietę, żeby opisała mu drogę. Trudno, teraz już za
późno.
Rozejrzał się
dookoła, zdając sobie sprawę z tego, że chyba się zgubił. Ulice nie miały tu
żadnych nazw, nie wspominając nawet o numerach. I nagle nawet życie shinobi
wydało mu się niezmiernie proste, bo listonosz musiał przechodzić piekło w
takim miejscu.
– Może lepiej
z góry – szepnął do siebie i wskoczył na dach pobliskiego domu.
Z niego
przeskoczył na kolejny, a potem jeszcze jeden, znajdując się na niegdyś czerwonej
dachówce, położonej na budynku, który musiał kiedyś służyć jakimś ważnym celom,
bo wyglądał znacznie gustowniej niż sąsiednie.
– Tak lepiej.
Akihito
rozejrzał się dookoła i westchnął z ulgą, kiedy dostrzegł domek, który był nieco bardziej zadbany niż reszta. Co prawda w szanującej
się dzielnicy, to właśnie on wyglądałby na opuszczony, ale w takim towarzystwie…
No i światło się paliło.
Kilkoma susami
zeskoczył z powrotem na chodnik – bo przy samej ziemi było cieplej, w
porównaniu z zawieją szalejącą na wysokościach – i pogratulował sobie
orientacji w terenie. Trafił!
Jego entuzjazm
jednak szybko wygasł, kiedy przypomniał sobie, co było celem jego podróży.
Zapukał do drzwi dwa razy, zadzwonił dzwonkiem trzy, a potem zapukał jeszcze
pięć, a przynajmniej miał taki zamiar, bo przy czwartym drzwi się otworzyły.
– O. –
Podniósł wzrok na Itachiego. – Szybki jesteś, ale to dobrze, bo nie mamy czasu.
Itachi nie
zdążył kulturalnie wycofać się do przedpokoju i wpuścić go do środka, bo zanim zareagował, został bezceremonialnie wepchnięty z powrotem do mieszkania. Endo pospiesznie zrzucił z
siebie buty i stanął, wyczekująco przebierając nogami.
Uchiha
wyglądał na zmieszanego, ale starał się nie dawać tego po sobie poznać. Akihito
i tak swoje wiedział.
– Kurtki nie
zdejmujesz?
– Nie, zimno.
– Jak chcesz.
– Itachi wzruszył ramionami i wskazał gościowi drogę do salonu. – Zapraszam.
Akihito
umościł się wygodnie na kanapie, okrywając się dodatkowo kocem, który znalazł
zwinięty w rogu. Kiedy Uchiha przyniósł jeszcze gorącą herbatę, przyssał się od
razu do kubka, obejmując go ciasno dłońmi.
– Dobra, to ja
sobie wypiję, a ty… zacznij się szykować.
Itachi
spojrzał na niego z niezrozumieniem.
– Nie jesteś jakoś
specjalnie zdziwiony moją obecnością – kontynuował Endo, mrużąc oczy – więc
zakładam, że już o wszystkim wiesz…
Itachi wciąż
przyglądał mu się w milczeniu.
– Albo i nie –
skrzywił się i spuścił wzrok. To będzie zdecydowanie trudniejsze, pomyślał,
upijając łyka. Pomimo tego, że wciąż trząsł się jak galareta, odrzucił koc na
bok, postanawiając już dłużej nie zwlekać. – W takim razie wolałabym ci
wszystko wyjaśnić po drodze.
– Coś się
stało?
– Mówiłem ci
już, powiem ci po drodze.
Akihito dopił
herbatę i bez ceregieli sięgnął po kubek z napojem Itachiego, wypijając od razu
połowę. Nie przeszkadzało mu nawet to, że herbata była słodka, a on od dawna
nie spożywał cukru. O zgrozo, mógłby nawet wypić napój z miodem, którego z
całego serca nienawidził i zapewne nie zwróciłby na to uwagi.
– Keiko jest?
– Jest –
odpowiedział Uchiha. – Ale…
– To jej nie
wołaj. Musimy iść.
Zerwał się z
miejsca i odstawił kubek na stolik. Kurtkę już miał, więc zostały mu tylko
buty, ale na samą myśl, że zaraz ponownie znajdzie się na mrozie, zwolnił
kroku. Itachi podążył za nim, aczkolwiek nie wyglądał na do końca przekonanego.
Biło od niego niezdecydowanie. Zupełnie nie wiedział, co ma myśleć
o tej wizycie i miał to doskonale wypisane na twarzy. A każde jego zawahanie i
niepewność, były jak szpilki, które wbijały się w serce Endo. Tak będzie
trudniej, będzie trudniej.
Kiedy więc Akihito zawiązał już buty i dostrzegł, że Itachi w dalszym ciągu stał w miejscu i
wpatrywał się w niego całkowicie skołowany, nie wytrzymał. Westchnął i oparł
się o drzwi.
– Jeśli my w
Suna mamy burdel w szpitalu, to nie chcę nawet myśleć, jak nazwać to, co dzieje
się u was. Podano jej złe leki, jest... niedobrze – wyrzucił z trudem, spoglądając Itachiemu
prosto w oczy. – W nocy jej stan bardzo się pogorszył…
Itachi
wytrzeszczył oczy, najwyraźniej zupełnie nie tego się spodziewając.
– Zbladłeś –
zauważył Akihito. – Ja pewnie też, kiedy powiedziała mi o tym Tsunade. Co ja
mam teraz zrobić… – jęknął i już zamierzał usiąść na podłodze przed drzwiami, całkowicie
poddając się czającej się za rogiem depresji, kiedy został gwałtownie
pociągnięty w górę.
– Keiko! –
krzyknął Itachi, chwytając Akihito pod łokciem i ciągnąc z powrotem w stronę
salonu.
A on, o dziwo,
nie protestował. Dał się zawlec z powrotem, jak jakaś kukła, siadł i nie
zważając na to, że brudzi obicie, wciągnął pod siebie nogi, ponownie okrywając
się kocem. Siedział tak i milczał, wpatrując się w dywan, dopóki w pomieszczeniu
nie pojawiła się zawołana dziewczyna.
– Ale
wyładniałaś! – zagwizdał z zachwytem, zapominając na moment o swoim zmartwieniu. – Ale ta nowa figura, to ci nie służy.
Cycki ci się zmniejszyły, wiesz? No, a Haniko z kolei, to ma teraz takie
balony, że pewnie przechodzenie bokiem przez drzwi sprawia jej trudność. Ale to
by pewnie wszystko z niej zeszło, gdyby jej organizm przestał produkować ten
no… pokarm, a tak to o… – zawiesił się, spuszczając głowę. – Bo
przecież dużego biustu, to ona nigdy nie miała.
Keiko zmarszczyła
nos, przenosząc wzrok na Itachiego.
– Co mu się
stało? – wyszeptała, zasłaniając konspiracyjnie usta.
– Mnie? Mnie
się nic nie stało, o dziwo – odpowiedział, ponownie markotniejąc. – Ale nie
wszyscy mają tyle szczęścia, co ja… Oni mnie opuszczają, wszystkich po kolei
tracę… Nie zniosę tego? Nie, chyba nie.
– Akihito… –
Keiko podeszła do niego i usiadła obok. – Haniko powiedziała nam, że będziesz w
Konoha, ale nie mówiła, że coś jest nie tak. To coś… z twoją rodziną? Bo wiesz,
nam możesz powiedzieć wszystko. – Uśmiechnęła się pokrzepiająco i objęła go
ramieniem. – Zrzuć ten ciężar, śmiało.
Akihito
próbował odwzajemnić jej uśmiech, ale tym razem wyszedł mu grymas. Spojrzał na
Itachiego, który stał przed kanapą. Jednym spojrzeniem, zmusił go do tego, by usiadł.
Po co stać w takiej sytuacji, po co męczyć nogi i poddawać próbie.
– Wybaczcie. Nie
chodzi o mnie, moją rodzinę, czy kogokolwiek skądkolwiek, chodzi o Haniko… –
Zamilkł, kiedy Keiko obok niego zesztywniała. – Podano jej nie ten lek, co
trzeba. A właściwie… to nie wiadomo, co jej podano. Ja to wszystko widziałem i
ona mi mówiła, że to jakieś inne jest, ale ja to zbagatelizowałem i uznałem, że
to dobrze, a teraz… no. – Przełknął ślinę. – Hokage zadzwoniła do mnie z samego
rana i poinformowała, że w nocy Haniko miała atak i nie mogą z nią nawiązać
żadnego kontaktu. Nic nie wiedzą! Gdyby Satoru żył, to by na pewno… Echhh. Nieważne,
bo ja nie w tej sprawie. – Podniósł wzrok na Itachiego. – Widziałem Sasuke w
szpitalu. Haniko podała mnie i jego, jako osoby najbliższe, więc poinformowano
nas o jej stanie. Wcale mnie nie cieszy, że to musiał być akurat on, ale… No w
każdym razie, jak mnie tylko zobaczył, to dał w długą z wózkiem i tyle, jeśli
chodzi o jakąkolwiek rozmowę. Ale ja go widziałem, rozumiecie?
Keiko
pokręciła głową, nie rozumiała. W oczach Itachiego przez chwilę czaiło się wahanie,
zanim potaknął ze zdecydowaniem. Na geniuszu klanu Uchiha jednak można było polegać! Akihito zdawał sobie sprawę,
że opowiedział to w taki sposób, że nie mógł wymagać zrozumienia od kogokolwiek,
ale Itachi pomimo to pojął, zrozumiał. I dobrze, bo
on sam zaplątał się w tym wszystkim i miał wrażenie, że to, co przeszło przez jego
usta, nie było tym, co powiedzieć zamierzał.
– Chodzi o to,
że on się sypie. I chciałbym, żebyś ty, Itachi, mi pomógł. Trzeba go postawić
na nogi. Zajmuje się jej dzieckiem, a ja nie pozwolę, żeby jeszcze tej małej coś
się stało.
Zapadła cisza.
Akihito sięgnął po kubek z niegdyś herbatą Itachiego i dopił to, co poprzednio zostawił
na dnie. Zimne. Zupełnie jak ten wstrętny śnieg za oknem. Potem podniósł wzrok
na Itachiego, który z namysłem przyglądał się jego poczynaniom. Na jego twarzy
błąkało się tyle różnych uczuć na raz, że Akihito przez chwilę nie potrafił niczego
z niej wyczytać. Emocje były jak kolory, a Uchiha miał w tej chwili prawdziwą
tęczę na twarzy.
– Nie sądzę,
bym mógł ci pomóc. Między mną i Sasuke bardzo wiele się zmieniło. Jeśli chcesz
do niego iść, weź Keiko, jest mu zdecydowanie bliższa.
Akihito
otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zanim to zrobił, odezwała się
Higashiyama.
– Dlaczego chcesz
mu pomóc? Przecież ty go nawet nie lubisz.
Przytaknął, to
była prawda.
– Łatwiej w
tej sytuacji byłoby odebrać mu dziecko, nie? Nigdy nie zdecydowałbym się mu
pomóc, gdyby Hokage w swej łaskawości nie powiedziała mi prawdy o jego misji.
Zapadło
kolejne milczenie. Akihito spojrzał na niewyraźną minę Itachiego, a potem na
Keiko, która przyglądała mu się z niezbyt mądrym wyrazem twarzy. Westchnął.
– Ale wy nic
nie wiecie…
– Sasuke
dostał misję, żeby szpiegować, a potem zabić Orochimaru – zauważył Itachi. –
Mylę się?
Akihito
pokręcił głową.
– Sasuke zostawił
Haniko i poszedł sobie do Orochimaru, to prawda. Ale w tej chwili liczą się
powody, dla których to zrobił. Tsunade mi wspomniała, że próbowała go…
przekonać serią komplementów, umniejszając twoje zdolności i wyliczając
wszystko, w czym Sasuke jest lepszy, ale ku jej zdziwieniu, to nie podziałało.
– To, czemu on
tam, do licha, poszedł? – warknął Itachi.
Akihito
przyjrzał mu się, zauważając, że uczucie wstydu za zachowanie młodszego brata
wciąż było w nim całkiem świeże. Ciążyło mu na sercu jak niestrawność na
żołądku. Uśmiechnął się kwaśno na to porównanie.
– Sasuke
zdecydował się pójść, bo Hokage mu powiedziała, że Orochimaru może mieć lek na
ataki Haniko. Ja nie znam szczegółów, ale wy powinniście. Mieliście jakąś
misję, coś wspomniała o próbce, którą
dostarczyliście, wielkim wężu, ja nie wiem. – Machnął ręką. – Ale wyszło na to,
że może jej to pomóc, więc Sasuke no… poszedł. Nic jej nie powiedział, żeby nie
robić jej nadziei i ja też bym tak zrobił, ale myślałem, że wy wiecie.
Akihito
śledził zmiany malujące się na ich twarzach. Z Itachiego trudno było coś
wyczytać, bo na jego twarzy odmalowała się kolejna emocjonalna tęcza, stworzona z istnie skrajnych emocji. Keiko zaś
siedziała nerwowo na drugim końcu kanapy, bo najwyraźniej zaczynało ją nosić. Prócz
chęci niesienia pomocy, rozpierała ją duma z zachowania przyjaciela. Sporo się
nie pomylił.
– Musimy do
niego iść! – krzyknęła, zrywając się z miejsca. Obaj mężczyźni spojrzeli na
nią, ale żaden z nich nie podzielał jej entuzjazmu. – Na co czekamy?
– Przykro mi,
Keiko, ale to nie możesz być ty – oznajmił Akihito, przygryzając wargę. –
Potrzebuję Itachiego.
– Ja… on mnie
nie wpuści ani nie wysłucha, nie ma szans – zauważył Uchiha. – Weź
Keiko.
– Nie.
– Mówię serio,
on…
– Posłuchaj
mnie. – Akihito wstał i podszedł do Itachiego. Nachylił się nad nim i uważając,
by Keiko go nie podsłuchała, wyszeptał mu kilka słów na ucho.
Zbolały wyraz
twarzy Itachiego tylko się pogłębił.
– Jesteś tego
pewny?
– Całkowicie –
oznajmił. – Rozmawiałem już z Naruto. Potrzebujemy jeszcze tylko ciebie.
– Zaraz! –
krzyknęła Keiko, zwracając na sobie ponownie ich uwagę. – Nie zostawicie mnie
tu, Sasuke to mój przyjaciel! Idę z wami i kropka. Nie zostanę, nie, nie, nie, nie!
Przyglądali
jej się obaj przez chwilę, zanim Akihito westchnął, a Itachi odwrócił wzrok.
– Keiko,
posłuchaj, to… jest taka sprawa, w której nie możesz mu pomóc. Nie zabronię ci,
ale jeśli tam pójdziesz, to może dojść do tego, że Sasuke… on… no… tam się może
wydarzyć coś takiego, że wasza przyjaźń może po prostu tego nie przetrwać. Jest
chyba dosyć świeża, prawda? Dla ciebie to może być nic, ale on się z tym nie
pogodzi i się od ciebie odwróci. Jeśli jednak zrezygnujesz z tego pomysłu,
będziesz go mogła wesprzeć później w inny sposób. Teraz naprawdę do niczego się
nie przydasz, dlatego proszę, zostań.
Keiko
zmarszczyła z niepokojem brwi. Akihito wiedział, że choć przyglądała mu się
nieufnie, w głębi serca walczyła z samą sobą. Chciała rzucić się na pomoc
komuś, kto był jej drogi, a z drugiej strony wierzyła jego przeczuciom i
zdolnościom analitycznym, i tylko to powstrzymywało ją przed natychmiastowym
pobiegnięciem do Sasuke. W końcu przeniosła wzrok na Itachiego, który
potwierdził jego słowa, skinięciem głową.
– To prawda –
oznajmił, podnosząc się z miejsca. – Pójdę z tobą do Sasuke – zwrócił się do
Akihito, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Kiedy Itachi
poszedł się przyszykować, pod Akihito nogi się ugięły. Usiadł z powrotem na
kanapie, spoglądając z przerażeniem na swoje dłonie.
– Nie mogę
uwierzyć, że to robię. Ona tam leży, a ja… zamierzam pocieszać gościa, który w
życiu sprawił jej chyba najwięcej przykrości. Oszalałem. – Złapał się za głowę.
– To mnie jest potrzebne pocieszenie.
Keiko się nie
odezwała. Przysunęła się do niego i przytuliła do piersi. Kiedy nie
zaprotestował w żaden sposób, pogłaskała go po włosach, przeczesując je
palcami.
– Ciiiiii… –
szepnęła, kiedy odniosła wrażenie, że jej koszulka stopniowo staje się mokra.
***
Kiedy Itachi
zszedł na dół, Akihito zdążył się już pozbierać i teraz próbował udawać
wyluzowanego, opowiadając Keiko jakąś historyjkę związaną z psem sąsiada.
Higashiyama słuchała go cierpliwie, a potem oboje zaśmiali się z wymuszeniem.
Itachi skrzywił się, atmosfera była tak sztuczna, że nawet ślepy zauważyłby, że
coś było nie tak.
– Możemy iść –
oznajmił, przerywając im głupi chichot, za co oboje zdawali się wdzięczni. – Po
drodze opowiesz mi wszystko ze szczegółami – zażądał.
Akihito
niechętnie przytaknął i uścisnął Keiko na pożegnanie.
– Itachi,
tylko no… wiesz… – zaczęła dziewczyna – nie bądź dla niego zbyt surowy.
Uchiha skinął
głową. Obawiał się, że nie będzie łatwo i będzie musiał znaleźć w sobie nieograniczone
pokłady cierpliwości, żeby to wytrzymać. Chociaż miał szczerą nadzieję, że ze
względu na sytuację, Sasuke trochę odpuści i nie będzie im tego wszystkiego
utrudniał.
Kiedy znaleźli
się na zewnątrz, Akihito przestał się głupio uśmiechać i zamilkł. Itachi dał mu
chwilę, ale mężczyzna jak na złość w dalszym ciągu się nie odzywał, a zamiast
tego drżącymi z zimna dłońmi wyjął z kieszeni kilka fotografii i przyglądał się
im zbolałym wzrokiem.
– Skąd to
masz? – spytał Itachi, dostrzegając, co przedstawiają zdjęcia.
– Od twojej
mamy, złota kobieta, przez cały czas miałem ochotę ją przytulić, ale obawiałem
się reakcji.
–
Niepotrzebnie, pewnie by się ucieszyła – odpowiedział Itachi, wyobrażając sobie
uśmiechniętą Mikoto w objęciach Akihito. – A co się stało z twoją umiejętnością
czytania z ludzkich twarzy?
Akihito
wzruszył ramionami, chowając zdjęcia z powrotem do kieszeni.
– Czasem nawet
ona zawodzi.
Zamilkli. Z
domu Keiko do mieszkania Uzumakiego nie było daleko, więc przebyli już ponad
połowę drogi, chociaż Itachiemu ten czas bardzo się dłużył. Podejrzewał jednak,
że to i tak było niczym w porównaniu z tym, co będzie czuł, kierując się do
Sasuke.
– Ktoś się
pomylił, przygotowując lekarstwo – odezwał się niespodziewanie Endo, zwracając
na sobie jego uwagę. – Nawet nie wiedzą, jaki składnik receptury został
zmieniony i czy chodzi o jeden, czy więcej. Tsunade zobowiązała się osobiście
przycisnąć osobę odpowiedzialną za przygotowanie lekarstw, ale… nie ma zbyt
wielkich nadziei, że czegoś się dowie.
– W jakim ona
jest stanie?
– Ciężkim. To
znaczy, nie zrozum mnie źle, jej życiu nic nie zagraża… na razie – dodał
znacznie ciszej. – Ten lek zaatakował jej układ oddechowy, spowodował bardzo
wysoką gorączkę i pozbawił przytomności.
– Przestała…
oddychać? – To słowo ledwo przeszło Itachiemu przez gardło. Nagle zrobiło mu
się niedobrze.
– Nie, ale
robiła to tak słabo, że obawiali się niedotlenienia, więc podłączyli ją do tego
no… tego z tlenem. Nad gorączką nie są w stanie zapanować, a badania toksykologiczne,
czy jak to się tam zwie, wykazały, że poziom trucizny w jej organizmie wzrósł. I
na tę nową nie znają lekarstwa…
Itachi
milczał. Sytuacja brzmiała bardzo poważnie, a on nie wiedział, jak mógłby
pocieszyć Akihito, skoro sam czuł się w tym momencie nienajlepiej. Skrzywił
się, kiedy jedyną frazą, która przyszła mu do głowy, okazało się: Wszystko będzie dobrze.
– Ona by ci to
lepiej wytłumaczyła – parsknął Endo z udawanym rozbawieniem. – Satoru nawkładał
jej do głowy trochę tego medycznego języka i zdarzało się, że oboje coś bełkotali,
a ja nie potrafiłem nic z tego zrozumieć. Ona by ci wyjaśniła, ale…
Itachi położył
mu uspokajająco dłoń na ramieniu, więc Akihito zamilkł. Wymienili się krótkimi
spojrzeniami, dodając sobie otuchy i dopiero zauważyli, że zdążyli już dojść do
mieszkania Naruto.
Uzumaki stał
na schodach, w rękach trzymając jednorazówki wypełnione szkłem.
– To co,
idziemy? – spytał, uśmiechając się smutno.
***
Itachi nie był
specjalnie zdziwiony tym, że Sasuke ich nie wpuścił. Stali pod niebieskimi
drzwiami już od kilku minut, nie doczekawszy się żadnej reakcji na pukanie,
wołanie ani telefony.
Jako pierwszy
zadzwonił do niego Naruto. Wtedy jeszcze mogli się łudzić, że Sasuke nie
słyszał telefonu i dlatego nie odebrał. Ale kiedy spróbował się z nim
skontaktować Itachi, Sasuke odrzucił połączenie w ułamku sekundy, wywołując
konsternację na ich twarzach. Itachi zadzwonił do niego raz jeszcze, spotykając
się z identycznym potraktowaniem.
– To teraz
chyba ty. – Naruto zwrócił się do Akihito. – Sasuke nie ma twojego numeru, więc
może…
– Nie odbierze
– odpowiedział mężczyzna, szukając czegoś intensywnie w kieszeniach spodni. – A
ja nie zamierzam tracić więcej czasu i marznąć.
Drżącymi z
zimna dłońmi, wygrzebał po chwili pęk kluczy, wybrał odpowiedni i umieścił w
zamku. Wszyscy trzej wpakowali się do środka, z ulgą rejestrując, że w
mieszkaniu było ciepło.
Naruto i
Itachi zrzucili z siebie odzież wierzchnią, ale Akihito zdjął tylko buty, wciąż
trzęsąc się z zimna.
– Kto po niego
pójdzie? – spytał, wciskając dłonie do kieszeni puchowej kurtki. – Ja tak
szczękam zębami, że pewnie by mnie nawet nie zrozumiał.
– To nie ma
znaczenia – oznajmił Itachi, zaglądając do salonu i zapalając niewielką lampkę,
stojącą w rogu. – Zapewne nie zrozumiałby cię, nawet gdybyś mówił wyraźnie…
– Itachi,
wyluzuj trochę. – Naruto znalazł się za jego plecami i pokręcił głową z
niesmakiem. – Drań, to drań, ale z takim podejściem…
– Z takim
podejściem co?
Wszyscy trzej
drgnęli i podnieśli oczy, dostrzegając stojącego na szczycie schodów Sasuke, a
konkretniej – tylko jego sylwetkę, bo twarz pozostawała w głębokiej ciemności.
Ręce skrzyżował na piersi, dłonie zaciskając na przedramionach.
– Czego
chcecie? – spytał, schodząc stopień niżej.
– Nie mieliśmy
okazji porozmawiać… – zaczął Akihito. – A myślę, że powinniśmy. Dla umilenia
tej prawdopodobnie niezbyt przyjemnej pogawędki, Naruto wziął kilka napojów
procentowych. Skusisz się?
Sasuke nie
odpowiedział. Itachi nie spuszczał z niego oczu, zastanawiając się, czy powinni
od razu uciekać, czy raczej przygotowywać się na atak. Z drugiej jednak strony,
Sasuke miał małe dziecko i powinien się hamować przed wszczynaniem burd we
własnym domu.
Itachi dał
sobie mentalnego kopa, uzmysławiając sobie, co właśnie pomyślał. To było
mieszkanie Haniko, nigdy nie powinien o tym zapominać.
– Ja też coś
przyniosłem – kontynuował Akihito. – Haniko zostawiła to u mnie na
przechowanie, kiedy wyprowadzała się do Konohy. Zbyt wiele wspomnień, zbyt wiele
ran i takie tam, chyba rozumiesz. Ale ostatnio poprosiła mnie, żebym to ze sobą
wziął, więc jest. – Wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki album. – Oglądaliśmy je
wczoraj w szpitalu, ale nie zdążyliśmy dojść do końca, potem doszły nowe i
uznałem, że może ty… może wy mi potowarzyszycie. W grupie raźniej.
Sasuke
pokręcił się niespokojnie i w końcu zszedł na dół. Itachi spodziewał się, że
kiedy jego twarz znajdzie się wreszcie w zasięgu światła, dojrzy na niej jakieś
uczucia, ale się pomylił. Sasuke lustrował ich uważnie, a wyraz jego twarzy
pozostał nieprzenikniony. Maska. Itachi już od dawna jej u niego nie widział.
Akihito zdawał
się jednak coś dostrzec na jego kamiennym obliczu. Odłożył album na ławę w
salonie i rozpiął kurtkę.
– Mogę ją
zobaczyć?
Zrobił kilka
kroków w stronę schodów, ale Sasuke niespodziewanie zagrodził mu drogę.
Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, po czym Endo spokojnie wycofał się kilka
kroków.
– Wyluzuj –
odparł Naruto. – Przyszliśmy cię tylko wesprzeć.
Spojrzenie
Sasuke spoczęło na nim, a w jego oczach niespodziewanie pojawił się gniew.
– Dlaczego ich
tu przyprowadziłeś?!
Sasuke
zacisnął mocno dłoń na poręczy, ale Naruto nie wydawał się przejmować jego
zdenerwowaniem. Stanął przed nim, najwyraźniej zamierzając położyć mu dłoń na
ramieniu, ale zanim zdążył to zrobić, Uchiha chwycił go boleśnie za łokieć.
– Jesteś głupi
– wysyczał – zdajesz sobie sprawę z tego, czego oni naprawdę chcą?
– Tak,
wesprzeć cię w trudnej sytuacji – odpowiedział ze spokojem Uzumaki. –
Słyszeliśmy, że stan Haniko się pogor…
– Milcz!
Sasuke chwycił
go za ramiona i przyciągnął do siebie. Itachi drgnął, obawiając się, że zaraz
dojdzie do rękoczynów, ale nic takiego nie nastąpiło. Naruto również postąpił
krok do przodu i zacisnął dłonie na barkach przyjaciela. Przysunęli się do siebie,
niemal stykając nosami i dalszą konwersację poprowadzili przyciszonymi głosami.
Kiedy Naruto
mówił, Sasuke rzucił im kilka wrogich spojrzeń, ale w końcu skinął głową i
odsunął się od Uzumakiego. Bez słowa wyminął ich i poszedł do kuchni.
– No, to
możemy się rozgościć – oznajmił Naruto z uśmiechem, od razu rzucając się na
niewygodną sofę. – Sasuke powiedział, że jeśli chcesz, możesz iść zobaczyć
Sumire, ale masz być cicho, bo dopiero zasnęła.
Akihito z ulgą
zniknął na schodach, prowadzących na piętro. Itachi usiadł na jednym z foteli,
przyglądając się zadowolonemu z siebie Uzumakiemu.
– Jak to
zrobiłeś?
– Też byłbyś
do tego zdolny, gdybyście się w końcu pogodzili – odpowiedział wymijająco.
Itachi
szczerze w to wątpił, ale nie zamierzał się kłócić. Sasuke był jego młodszym
bratem, a jak wiadomo – młodsze rodzeństwo nigdy nie słuchało starszego. Sasuke
nienawidził być przez niego pouczanym i nie znosił, kiedy brat próbował mu coś
tłumaczyć. Nawet gdyby byli w dobrych stosunkach, Itachi nic by w tej sytuacji
nie wskórał.
Albo właśnie
wmawiając to sobie, próbował uciszyć swoje sumienie.
Sasuke wrócił
po chwili, niosąc w dłoniach trzy szklanki. Odłożył je w trzaskiem na ławę i
skrzyżował ręce na piersi.
– Czemu trzy?
– spytał Naruto, marszcząc czoło.
– Nie piję,
nie jestem idiotą – odparł sucho Sasuke i oparł się o ścianę na drugim końcu
pokoju. Jak najdalej od nich i jak najbardziej w cieniu.
– Oczywiście,
że tak, draniu.
Uzumaki z
westchnieniem podniósł się z kanapy i poszedł do kuchni po dodatkowe naczynie.
W
pomieszczeniu zrobiło się cicho. Itachi łypnął kątem oka na brata, ale nie
wiedział, co powinien mu powiedzieć. Odwrócił się z powrotem w stronę stolika i
wyjął z reklamówek zakupiony przez Naruto alkohol. Sporo tego, zauważył. Zaczął
przeglądać etykietki, chcąc zająć czymś ręce do czasu powrotu Akihito i Naruto.
Ten czas jednak
niemiłosiernie się wydłużał.
– Akihito
wspomniał, że spotkaliście się w szpitalu – zagaił, nieświadomy, że brat za
jego plecami cały się zjeżył.
– Nie
zamierzam z tobą rozmawiać – warknął Sasuke. – Więc jeśli już musisz tu być, to
łaskawie się do mnie nie odzywaj. A najlepiej to wyjdź – dodał, nieco ostrzej,
a potem już na dobre zamilkł.
Itachi zmemłał
przekleństwo w ustach i powołując się na swoją cierpliwość, wrócił do
przeglądania etykiet.
Wkrótce w
pokoju pojawił się Naruto z dodatkowymi pięcioma szklankami i miską z
orzeszkami, którą niósł właściwie w zębach. W pomieszczeniu wciąż panował
półmrok, więc tylko cudem nie potknął się o walający się po ziemi karton.
Szklanki wylądowały na stole w jednym kawałku.
– Zapalę może,
co? – zaproponował, rozglądając się za włącznikiem światła.
– Nie –
zaprotestował Sasuke.
– No ale…
– Tyle światła
wystarczy – oznajmił, nie odrywając się od ściany.
Naruto
skrzywił się, ale usłuchał. Przyjrzał się stojącej w rogu lampce, która jarzyła
się słabym światłem żarówki energooszczędnej, a potem opadł na kanapę.
Chwilę później
do salonu wrócił Akihito. Wyglądał lepiej, niż kiedy wchodził na górę,
najwyraźniej uspokojony widokiem Sumire.
– Uznałbym, że
jest śliczna, ale zupełnie niepodobna do Haniko, więc… – Wzruszył ramionami i
zajął miejsce na fotelu po lewej stronie Itachiego. – Sasuke, usiądziesz z
nami?
Odpowiedziała
mu cisza.
– Dobra, to
może ja rozleję – zaproponował Akihito, nie szczędząc wódki. Do pozostałych
czterech szklanek wlał soku porzeczkowego, który zakupili jeszcze po drodze. –
Sasuke, podać ci?
Ponownie nie
doczekawszy się odpowiedzi, przesunął obie szklanki młodszego Uchihy na róg ławy.
– To zdrowie…
Haniko.
We trzech
unieśli do góry naczynia wypełnione trunkiem, a potem opróżnili je na raz.
Itachi skrzywił się lekko i szybko zapił gorzki posmak kwaśnawym sokiem.
Akihito w ogóle nie sięgnął po swoją zapitkę, a zamiast tego chwycił ich puste szklanki
i uzupełnił wódką, tym razem wlewając jej jeszcze więcej.
Kiedy wznieśli
drugi toast, Itachi spasował. Czuł, że jeszcze przyda się tu trzeźwy.
– A wiecie,
jak poznałem Haniko? – zapytał Endo, mając świadomość, że odpowiedź będzie
przecząca. – W Akademii. Ona i Satoru byli rok niżej i ćwiczyli akurat rzuty
shurikenami. On był w tym beznadziejny i Haniko musiała się wykazać ogromnymi
pokładami cierpliwości, żeby go czegokolwiek nauczyć. Taka śmieszna wydała mi
się ta para, że podpatrywałem ich jeszcze kilka razy, zanim w końcu mnie na tym
przyłapali. Przyglądając się im z daleka, już zdążyłem sobie wyrobić o nich
opinię, więc jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, jak bardzo się
myliłem!
Zarechotał,
choć nikt z obecnych nie zrozumiał, co w tym zabawnego.
– Wtedy byłem
taki wielce przekonany, że skoro należę do klanu Endo, to już wszystko wiem o
ludziach i nigdy się nie mylę. Ale tak nie było. Pomyliłem się, bo założyłem,
że Haniko jest taką przebojową dziewczyną, szkolącą mniej zdolnego,
przerażonego życiem kolegę. Dupa, nic bardziej mylnego.
Sięgnął po
swoją szklankę i tylko ją uzupełnił świeżą porcją alkoholu.
– Ona okazała
się taka ułożona, choć nieco nerwowa, a on był istną duszą towarzystwa. I w
ogóle nie przeszkadzało mu to, że shinobim był naprawdę marnym! Nic mu nie
wychodziło, ale nie tracił wiary w siebie, nie denerwował się, a na wszelkie
przytyki tylko się uśmiechał. Przyciągał do siebie ludzi jak mało kto.
– Żałosne –
parsknął Sasuke, gdzieś za ich plecami.
– Nie żałosne,
tylko godne pozazdroszczenia – sprostował Akihito. – A potem okazało się, że ma
wrodzony talent do medycznego ninjutsu i w ciągu roku nauczył się więcej, niż
pozostali zdołali w ciągu pięciu. Ale bynajmniej nie wzbudził w tym nagle
podziwu wśród znajomych. Nie, ponieważ oni podziwiali go już wcześniej, za to,
jakim charyzmatycznym człowiekiem był.
Itachi
usłyszał, że Sasuke poruszył się za jego plecami. Spojrzał na siedzącego
naprzeciw Naruto, który mrużył oczy, wpatrując się w cień, a potem skrzywił się
lekko.
– W każdym
razie, Haniko była bardzo pomocną i sympatyczną dziewczyną, choć czasem trochę
zbyt surową i złośliwą. Pewnie już zauważyliście, że potrafi mieć naprawdę
ostry język. No, zwłaszcza ty, Sasuke. Ale była… jest przy tym bardzo oddana i
wierna jak mało kto. Zawsze będę ją kochał.
– To dlaczego
z nią nie jesteś? – warknął Sasuke z ciemnego kąta pokoju.
– Istnieją
różne rodzaje miłości, Sasuke – odparł Akihito, bawiąc się butelką wódki.
Itachi zaczął
podejrzewać, że przyjaciel Haniko odpadnie jako pierwszy, jeśli zaraz nie
przystopuje z alkoholem. Zacisnął usta, to nie tak miało wyglądać.
– A ty
powinieneś o tym wiedzieć – kontynuował. – Założę się, że twój brat też na swój
sposób ją kocha. Są sobie bardzo bliscy, przyjaźnią się przecież.
Itachi
postanowił, że kiedy tylko Akihito straci czujność, zabierze mu z rąk butelkę,
bo zaczynał pleść pierwsze lepsze bzdury, które tylko przyszły mu do głowy. Czy faktycznie kochał
Haniko? Nigdy się nad tym nie zastanawiał, starał się po prostu przy niej być i
cieszyć jej obecnością. Jednak niezależnie od tego, jaka była prawda, Sasuke
nie mógł gładko przyjąć tej informacji.
Przymknął
oczy, zastanawiając się, jak szybko młodszy brat wyrzuci ich na bruk, jeśli Endo
nie zamknie zaraz buzi.
– Więc
powinniście się bardzo dobrze rozumieć, no wiesz… – wyjaśnił Akihito,
przyglądając się z nieufnością swojej szklance z sokiem, której nie tknął do
tej pory. – Każdy z was żywi do niej… jakieś głębsze uczucie i siedzicie w tym
bagnie teraz razem. Chyba. Tak na swój sposób.
Sasuke
poruszył się gwałtownie, ale zanim Itachi zdążył się zorientować, co robił za
jego plecami, jego już nie było. Wyszedł do kuchni.
– Czy ty
wiesz, co robisz? – szepnął Naruto, pochylając się nad stolikiem. – Ty tego nie
widzisz, ale on wygląda, jakby chciał coś roznieść w pył.
– Spoko. –
Akihito machnął lekceważąco dłonią. – Już się napatrzyłem i wiem, że nic mu nie
będzie.
– Mimo
wszystko uważam, że żeby tego nie zepsuć, powinieneś mieć na niego stale oko –
podzielił się swoimi spostrzeżeniami Itachi. – Może zamieńcie się miejscami?
Endo pokręcił
głową.
– Jeśli Sasuke
zauważy, że zmieniłem miejsce, a zauważy na pewno, to pójdzie pod inną ścianę.
On nie jest głupi i wie, co robi, uciekając przed moim spojrzeniem. Już prawie
go mam, więc po prostu bądźcie cierpliwi.
Umilkli. Itachi
dolał sobie soku i sączył go przez chwilę, próbując zagłuszyć rosnące obawy. O
Haniko, o brata, a także o bratanicę, której była teraz potrzebna fachowa
opieka. Pozbawiona matczynego ciepła, mogła teraz liczyć tylko na ojca, który…
nie był w najlepszej kondycji.
Zamknął oczy,
mając nadzieję, że sprawy nie potoczą się na tyle źle, by to jemu przypadła
opieka nad dzieckiem. Nie, musiał wierzyć w Sasuke, musiał wierzyć w Haniko.
Tylko… nigdy nie był specjalnym optymistą.
Kilka chwil
później do salonu wrócił Sasuke. Zajął swoje poprzednie miejsce pod ścianą, a do
uszu Itachiego doleciał dźwięk otwieranej puszki. A więc zdecydował się na
piwo.
– Dobra, to
może pooglądamy zdjęcia, co? – zaproponował Akihito, na moment tracąc
zainteresowanie alkoholem. – Opowiem wam okoliczności, w jakich zostały
zrobione. Większość z nich jest śmieszna, serio.
Naruto
pochylił się nad stołem, a Itachi przysunął nieco bliżej swój fotel, żeby
cokolwiek widzieć. Endo otworzył album na pierwszej stronie, uśmiechając się do
malutkiej, zaledwie kilkuletniej Haniko, która robiła groźną minę do aparatu.
– To zdjęcie
zrobiła pani Yunko, opiekunka sierocińca, w którym mieszkała Haniko. Z tego, co
wiem, nie znosiły się nawzajem. Niestety, nigdy tej pani nie poznałem, bo
zginęła na jakiejś misji, na długo przed tym, zanim spotkałem Haniko. Nieważne.
Kiedyś przy jakiejś okazji wspomniała mi o niej i wyjaśniła, że jej niechęć nie
miała tak naprawdę żadnych logicznych podstaw. Nie lubiła jej ze względu na
włosy – długie, rude loki. Haniko twierdziła, że takie sama miała jej matka. Niewiele
pamiętała z wczesnego dzieciństwa, ale akurat ten szczegół zapadł jej w pamięć.
W
pomieszczeniu zapadła cisza. Akihito przejechał palcem po skrzywionej buźce
Haniko, a jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.
– No i ona
niby nie może dziedziczyć po matce, ale jej włosy się kiedyś trochę falowały,
widzicie?
Itachi
pochylił się bardziej w stronę fotografii, ale w tak słabym świetle trudno było
ocenić. Akihito podał mu album, by mógł się lepiej przyjrzeć.
– Faktycznie,
trochę jej się kręcą.
Już chciał
oddać album Naruto, kiedy zauważył, że ktoś się nad nim pochyla. Odwrócił się
powoli, dostrzegając Sasuke, mrużącego uważnie oczy. Wyciągnął do niego dłoń z
albumem, ale młodszy brat tylko się skrzywił i wycofał z powrotem w cień.
Kiedy podawał
zdjęcia Naruto, zauważył, że Akihito mrugnął do niego znacząco.
– Popatrzcie
teraz na następne zdjęcie. Miała na nim sześć lat i poczucie, że jest wielce
dorosła i odpowiedzialna, bo często pomagała młodszym kolegom w sierocińcu.
Trzyma na rękach dwuletnią Kai, smarkula się potem do niej przykleiła i
wszędzie za nią łaziła. Te, Itachi, czy z tobą i twoim młodszym braciszkiem nie
było przypadkiem podobnie?
Uchiha
zacisnął szczękę. A przecież już szło tak dobrze!
– Nie no,
jasne, że nie. Chociaż Haniko też była dla tej małej jak starsza siostra.
Wzbudza to może w tobie nostalgię, Sasuke? – spytał trochę głośniej, nie mając
świadomości, że młodszy Uchiha już nie czai się pod samą ścianą, a znacznie
bliżej fotela, na którym siedział. – Była dla niej surowa, ale dobrze się nią
opiekowała i wszystko cierpliwie tłumaczyła, brzmi znajomo? Haniko, to taka
trochę damska wersja Itachiego, nie uważasz?
Itachi sięgnął
po szklankę z wódką, uznając, że jeśli się zaraz nie napije, to nie przeżyje
tego spotkania. Akihito może i próbował jakoś zachęcić Sasuke do uczestnictwa
w oglądaniu zdjęć, ale w taki sposób nie mógł niczego zdziałać. Nie, dopóki w
jego głosie słychać było wrogość, którą żywił wobec Sasuke. To się po prostu
nie mogło udać.
– Wiesz,
Sasuke, że nigdy cię nie polubiłem.
No, a teraz
jeszcze to… Itachi westchnął cicho.
– Dalej cię
nie lubię, ale wydaje mi się, że teraz nie ma to większego znaczenia –
kontynuował. – Haniko mi wczoraj powiedziała, że jesteś dobrym ojcem i tylko to
się dla mnie liczy. Nie spieprz tego.
– Nie
zamierzam – odpowiedział Sasuke dosyć nieoczekiwanie, a potem wyszedł z cienia
i usiadł na kanapie obok Naruto.
Itachi starał
się opanować zdziwienie. Przyglądał się, jak jego brat odstawia puszkę z piwem
na bok i sięga po album. Z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywał się w fotografie
na pierwszej stronie, a potem przewrócił na kolejną i zwrócił zdjęcia w stronę
Akihito.
– Co jest na
tych?
Endo wyjął
przedmiot z jego dłoni i położył centralnie na środku stołu, tak, by wszyscy
widzieli. Oglądał zdjęcia przez chwile, a potem podniósł głowę i uśmiechnął się
smutno.
– To będzie
trochę dłuższa historia.
Pozwolę sobie zacytować jedną z moich postaci. "O zgrozo!" Wy to wiecie jak utrudnić czyjeś życie. Do tej pory liczyłam wyłącznie na szczęśliwe zakończenie. Teraz jednak myślę, że jesteście zdolne do takiego, co to nazwać można wyciskacz łez. Niby idzie to w dobrą stronę, ale wszystko jest takie trudne i okupione tyloma cierpieniami. To dobry styl, bo zostaje w pamięci, ale tak bardzo ma się ochotę na krzyczeć na autora, aby już się zlitował i pozwolił bohaterom żyć w szczęściu i bez trosk. To jednak zakończyłoby historię, więc konflikt wewnętrzny jest okrutny. Trafi więc zagryźć zęby i czekać na przypływ dobrych chwil. Mam nadzieję, że kolejny post, to kontynuacja. Wiem, że gdzieś jest rozpiska, ale nie bardzo chce mi się ją szukać.
OdpowiedzUsuńWeny na dalsze pisanie takich rozdziałów 😀
Możesz na mnie krzyczeć do woli :-) sama najbardziej właśnie cenię tych autorów, którzy sprawiają, że mnie nosi i nie mogę usiedzieć w miejscu, więc uznaję to za ogromny komplement ;-) pewnie nawet większy, niż faktycznie miałaś na myśli :P
UsuńTak, następny post będzie kontynuacją. Urwanie w takim momencie i pisanie później o czymś innym można by już podpiąć pod znęcanie się nad czytelnikami ;-)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Przepraszam za chamską reklamę, ale nie znalazłam zakładki, gdzie mogłabym zostawić mały spam :)
OdpowiedzUsuńCzujesz niedosyt, oczekując na kolejne części pomiędzy wydaniami chapterów? A może nie do końca odpowiada ci przedstawienie postaci przez samą autorkę? W takim razie zapraszam do siebie. "Kuroshitsuji. Zbiór wolnych opowiadań" to coś dla każdego miłośnika lekkiego dreszczyku grozy i subtelnego piękna. Znajdziesz tam historie zakończone i trwające, towarzyszące bohaterom, śledzące ich losy i decyzje. Zajrzyj, przeczytaj, zostaw komentarz.
www.kuroshitsujizbior.blogspot.com
Biedna Haniko :(
OdpowiedzUsuńW końcu Sasuke wyszedł na prostą... Już go lubię o wiele bardziej, kiedy tak córką się zajmuje i w ogóle... A ten rozdział był taki mega smutny...
Jak Akihito przyszedł do Itasia to prawie mi serce pękło :( Taka smutna ta sytuacja...
Cieszę się, że w całej tej historii nie zapomnialyscie o Naruto. W końcu to najlepszy przyjaciel Sasuke :) Dobrze, że się pojawił w domu Haniko. Pewnie w końcu się dowiemy czegoś więcej o historii Haniko, czekałam na to bardzo długo :)
Myślałam, że może dzisiaj będzie rozdział, ale widać nie :(
Tak bardzo mi szkoda Haniko... Najbardziej ze wszystkich postaci. Tylko czekam aż się pogodzi z Sasuke i będą wychowywać dziecko :)
Teraz najważniejsze njest, żeby wyzdrowiała....
Pozdrawiam :*
Rozdział będzie! Potrzebuję jeszcze tylko chwilkę czasu, żeby go raz jeszcze przejrzeć i ogarnąć, cierpliwości :-)
UsuńPoza tym, miło Cię znowu widzieć! Chyba od tego w sumie powinnam zacząć :D
Naruto faktycznie dosyć rzadko się pojawia, bo jakoś nie ma okazji, żeby go na dłużej wprowadzić do opowiadania. Z drugiej strony ja nie lubię o nim pisać, bo zwyczajnie nie umiem. Ciężko mi się w niego wczuć, więc zazwyczaj unikam jego postaci, żeby niczego nie zepsuć ;P
Cóż, o Haniko trochę będzie, ale czy ja wiem, czy wystarczająco? Nieco więcej na pewno będzie później. Ile to nie wiem, bo jeszcze nie napisałam, ale mam nadzieję, że się nie rozczarujesz.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam również! :-)