— No chyba sobie w kulki lecisz — burknęła zła,
zorientowawszy się, że Sasuke bez słowa ostrzeżenia rozłączył się, chamsko
przerywając jej wypowiedź. Stuknęła palcem w telefon, lecz zatrzymała się, zamiast
nacisnąć zieloną słuchawkę, wybrała strzałkę, cofając ostatnio wykonane ruchy.
Nie będzie mu przeszkadzać, widać jeszcze nie jest gotowy na taką rozmowę, a
zresztą nawet jak zadzwoni, to pewnie nie odbierze.
Odłożyła komórkę na szafkę, wlepiając wzrok w biały sufit.
Znów przed oczami miała przykre wspomnienia wypadku.
Szła z Fumiko pustą ulicą, kiedy za nimi przeleciał
młodzieniec, głośno uderzając o mur. Nie mogła tego zignorować, zwłaszcza że
to byli Kindersi, więc pobiegła z odsieczą. Nie całkiem udaną z resztą. Miała
zakaz stosowania technik, więc trzymając się tego, starała walczyć jedynie
wręcz, lecz przeciwnicy nie szczędzili chakry. Na jej oko, byli świeżo
upieczeni, gdyż koordynacja szwankowała, przejścia nie były płynne i trochę
zbytnio miotali się, zamiast skoncentrować ataki. To tylko jeszcze bardziej
dobijało, dać się pokonać grupce świeżaków i to dodatkowo w taki idiotyczny
sposób. Oni zamierzali się wycofać, lecz ona nie chciała im to umożliwić, więc
ruszyła za nimi, zagradzając drogę. Walka przeniosła się z ziemi na okoliczne
drzewa, murki aż wreszcie zewnętrzną klatkę przeciwpożarową jednego z budynków.
Uciekający rzucali technikami bez ładu i składu, co trochę utrudniało ich
unikanie na chybotliwej żelaznej konstrukcji. Salwę błyskawic wyminęła, nie
straciła równowagi podczas silnego uderzenia, które zatrzęsło schodami, lecz
nie zdążyła uskoczyć przed gradem ognistych kul. Przyjęła trzy z pięciu na
siebie, przez co wyleciała poza barierkę. Upadek nawet z tej wysokości
trzeciego piętra, dla shinobi nie byłby niczym szkodliwym. Wystarczyło tylko
przyjąć odpowiednią postawę i gładko wylądować. Niestety przeciwnik okazał się
na tyle cwany, aby wykorzystać brak swobody w ruchu podczas spadania.
Zafundowana przez nich technika nie pozwoliła na zmianę pozycji i przyśpieszyła
spotkanie z ziemią, co skończyło się tym, że głośno huknęła, rozbijając sobie przy
okazji skroń.
Od dawien dawna nie była tak na siebie wściekła. Dać się znokautować
w taki sposób, jakimś idiotom z Korzenia. Zdzierżyć tego nie mogła. Przeklęty
Korzeń, nie ujdzie mu to płazem! Już szykowała odwet, oczami wyobraźni
oglądając istną masakrę w samym centrum siedziby przebrzydłych robaków Danzo.
Wprawdzie dość mocno koloryzowała i nie koniecznie trzymało się to realiów,
chociaż nie w paradowała do budynku na latającym jednorożcu ani też nie
strzelała laserami z oczu, ale wizja błagającego o litość Danzo, była iście nie
z tego świata.
Z cichym westchnieniem przewróciła się na bok, pstrykając
palcami w metalową rurę u szczytu, której znajdowała się kroplówka. Tamtego
dnia wracała z Fumiko w pełni gotowa na przyciśnięcie Itachiego i wyduszenie z
niego przeprosin. Wtenczas była zdeterminowana, by to zrobić, teraz miała znów
wątpliwości. Uznała napaść Korzenia za znak, że ma odpuścić, poczekać, aż on
się wykaże. Oczywiście nic takiego nie zrobił. Nawet do niej nie zadzwonił. Z
początku skonfiskowano jej komórkę, gdyż Nerin miał podejrzenia o wstrząśnienie
mózgu i kategorycznie zakazywał jej kontaktów z kimkolwiek. Myślała, że
oszaleje z nudów. Na szczęście w końcu przyjaciele wybłagali możliwość
odwiedzin, a z czasem odzyskała telefon. Fumiko zapewniała, że Itachi się
martwi, wypytując o nią, że codziennie do niego dzwoni, zdając relację, ale,
nawet kiedy poprosiła ją, by powiedziała mu, że odzyskała komórkę, on nie
skontaktował się z nią. Nie wysłał, chociażby głupiego smsa. A jak Fumiko do
niego zadzwoniła powiedzieć, że był wypadek, nadto się nie przejął, nie raczył
zjawić się w organizacji, aby wypytać. Zwyczajnie siedział sobie na czterech
literach, znudzonym wzrokiem wodząc po meblach w salonie i tylko z bożej łaski
zechciał odebrać telefon, aby wykazać się wspaniałomyślnością w wysłuchaniu od
takich podrzędnych pierdółek o tym, jak Keiko się czuje. Znów przekoloryzowała,
dość mocno, ale czuła się totalnie zlana.
Zgodnie z ustaleniami z tamtego dnia, nic nie wiedziała o
odwiedzinach Itachiego. Wszyscy to ukrywali, stąd też była przekonana, że
mężczyzna nawet nie przejął się nią.
Już mu nie zależy, pomyślała, znów uderzając rurkę. Czuła
to, więc dlaczego wszyscy usilnie wmawiali jej, że tak nie jest, co więcej
Sasuke również się do nich zaliczał. Każdy tylko powtarzał Itachi to Itachi mniej to na uwadze i odpuść mu trochę. A jakość
nikt nie przejmował się nią. Prosili o wyrozumiałość dla niego, nakazując,
postawić się w jego sytuacji. Dlaczego nikogo nie obchodziło to, jak ona się w
tym czuje? Tylko Isamu namawiał, aby zażądała natychmiastowego wytłumaczenia.
Kaoru unikał tematu, a Fumiko niby grała obojętną, radząc jedno i drugie, co
tylko mieszało jeszcze bardziej.
— Bu — mruknęła żałośnie, przewracając się na plecy. W
połowie ruchu powstrzymała się od ułożenia na drugim boku, w porę orientując
się, że podpięta kroplówka nie pozwala na taki manewr. Ostatecznie tylko
odwróciła głowę, spoglądając na sąsiednie łóżko, gdzie leżała mumia. Nie, tak
naprawdę to była tylko osoba z zabandażowaną sporą częścią ciała, a że Keiko go
nie kojarzyła, to zaczęła mówić o nim mumia.
— Dzień dobry panno Higashiyama, jak się dzisiaj czujemy?
— Tak samo, jak wczoraj Tai — burknęła znużonym głosem. — Długo
jeszcze? — dopytywała, obserwując kobietę, oglądającą dane na ekranie
urządzenia podłączonego do chłopaka. — A w ogóle, co z mumią?
— Nie najlepiej — szepnęła, głośno kreśląc zapis w
papierach. — Nerin musi się tym zająć — oznajmiła bardziej do siebie niż Keiko.
— Czemu nie mogę mieć żwawszego kompana? Czemu tu nikogo
więcej nie ma? — marudziła. — A czemu tak w ogóle nie jestem na grupowej sali
tylko z jakimiś mumiami, które nawet nie mruczą.
— Nie karz mi tego znów powtarzać — jęknęła zrezygnowanym
tonem, podchodząc do jej łóżka. — Polecenie medyka, odizolować pannę nie umiem
zastosować się do wymogów.
Keiko wywróciła oczami. Codziennie ich rozmowa wyglądała
właśnie tak. Z początku nie mogła zaakceptować werdyktu, nakazującego pozostać
w osamotnieniu, mimo iż zgodnie z zasadami powinna przebywać z innymi pozostawionymi
na obserwacji. Jednak musiała skapitulować w obliczu niezachwianego medycznego
autorytetu Nerina. A tak naprawdę to złowróżył o dziewięćdziesięcioprocentowej
szansie na spadek kolor, jeśli się nie dostosuje.
— Chcesz dobrą nowinę? — zapytała, przykładając zimny
stetoskop do klatki piersiowej, na co Keiko zasyczała. — Nie gadaj — nakazała,
widząc, jak otwiera usta. — Oddychaj głęboko — poleciła, przesuwając słuchawkę.
— Nerin chce zrobić ostatnie badania, więc pewnie jutro maksymalnie pojutrze
wracasz do siebie.
— Hura! — zakrzyczała, poprawiając podwiniętą koszulkę. —
Wracam do domu, wracam do domu, do domu, do domu — śpiewała.
— Nie ekscytuj się tak, bo źle to wpływa na wyniki —
nakazała, zakładając rękaw do pomiaru ciśnienia.
***
Zmęczony przysiadł na podłodze, rozwiązując sznurowadła.
Doskonale czuł każdy możliwy mięsień w ciele, a nawet kilka nadprogramowych, o
których zdążył zapomnieć przez ostatni czas. Sapnął ciężko, dźwigając się do
pionu. Niechętnie popatrzył na schody, wydające się przedziwnie wysokie
zupełnie, jakby prowadziły bezpośrednio na drugie, a może nawet trzecie piętro.
Jednak nie miał wyboru, rozmasowując bark, postawił stopę na pierwszym schodku,
rozpoczynając tę niebagatelną wspinaczkę.
Stanąwszy przed komodą, odruchowo zaciągając się
powietrzem, co wywołało wykrzywienie w zniesmaczeniu ust. Zamiast poczuć
przyjemną woń z ustawionego między ramkami ze zdjęciami odświeżacza, w nozdrza
uderzył intensywny zapach potu. Skrzywił się jeszcze bardziej, z hukiem
zasuwając szufladę. Chyba jednak trochę przesadził z treningiem. Dawno żadnego
nie przeprowadzał. Zwyczajnie nie miał na to czasu, ciągle biegał między
rezydencją Uchiha, szpitalem a domem, przy okazji mając tysiąc myśli na
sekundę. W rezultacie nie dawało się przy tym wszystkim ani przez chwilę
odetchnąć. Niestety tym razem wycieńczenie psychiczne było zbyt silne, więc
musiał zareagować. Odegnał wszystko, idąc na całkowite fizyczne wycieńczenie
organizmu. Aczkolwiek może troszeczkę za mocno się w tym zatracił, co
potwierdzały skarżące się boleśnie mięśnie.
Z przygotowanymi ubraniami wyszedł z pokoju, kierując się
w stronę łazienki, lecz zatrzymał go telefon. Niechętnie zawrócił do sypialni,
odnajdując wibrujące urządzenia na szafce nocnej. Przez moment zaczął się
zastanawiać, kto to może być, ale szybko zaniechał rozmyślań. Ostatnio
oczekując ojca, usłyszał Fumiko z informacją o wypadku. Spodziewając się
Fumiko, dwa razy naciął się na Sasuke. Także tym razem bez oczekiwań odebrał, z
rozpędu znów nie spojrzawszy na wyświetlacz.
— Hej, co tam u ciebie? — usłyszał, nim zdążył zareagować.
— Cześć Shisui. A w miarę — skłamał. Chociaż gdyby dodać równo doprowadza mnie wszystko do szału,
to wówczas byłoby zdecydowanie bardziej prawdziwe.
— Wyskoczymy na browar? I nie każ się namawiać — dodał,
wyczuwszy wahanie, potwierdzone milczeniem.
— Zgoda. Tylko muszę się wykąpać, jestem po treningu.
— No dobra. To za godzinę, przy hmm Equdor?
— Półtorej, mam… — dłuższe włosy niż ty, pomyślał, ale nie
powiedział tego — trochę dalej niż ty — dokończył, zgrabnie wybrnąwszy.
— No to za półtorej pod Equdorem. Do zobaczyska.
***
— Nie, nie, nie — krzyczał, kręcąc głową. — Jesteś za
wolny. Co to za opóźnienia w wyskoku? Co to za niski pułap? Dwadzieścia
centymetrów niżej i przywaliłbyś Hiroshiemu w głowę. Od początku — nakazał, z
całych sił próbując utrzymać maskę niezadowolenia i nie zacząć się szyderczo
uśmiechać.
Epika znużona wywracała oczami. Doskonale znali układ do
tego stopnia, że jeszcze chwila, a będą go wykonywać przez sen. Dla nich to
było bezsensowne wałkowanie ciągle tego samego, natomiast dla Kaoru nową sekwencją kroków
widzianą pierwszy raz. Wcale to nie ułatwiało szybkiego dostosowania się do
reszty. Gubił się, wpadał na przyjaciół, mieszał ruchy, ociągał się oraz na
dodatek zmęczył się, co tylko pogarszało sprawę, bo nie miał sił na utrzymanie
tempa ani odpowiednio wysokiego wyskoku.
Ciężko dysząc, wsparł dłonie na kolanach. Josuke z
premedytacją wyciskał z niego siódme poty, dobrze się bawiąc na obserwacji jego
żałosnej postawy.
— Od początku, ruchy Maeda — nakazał donośnym głosem.
— Ja ci kurwa dam ruchy — warknął, przecierając czoło
nadgarstkiem opatrzonym szeroką frotkę. Jeszcze trochę, a materiał będzie
spokojnie mógł wycisnąć, jak szmatę wyjętą z wiadra pełnego wody.
— Mówiłeś coś?
Kaoru zacisnął szczękę, powstrzymując się od wybuchu.
Josuke po całej akcji z Itachim zrobił mu niezłe kazanie, drąc się dobre dwie
godziny. Głównie za to, że Uchiha wtargnął ot tak na teren organizacji i za
nieprzemyślane do końca kłamstwo. Działał wówczas pod wpływem impulsu,
obmyślając plan podczas niewielkiego czasu przejścia z części szpitalnej do
portierni. Nie przewidział skutków, był przekonany, że Itachi pójdzie sobie,
zapominając o istnieniu Keiko albo, co również podejrzewał, zdradzi się, że
wcale mu na niej nie zależało, a związek był pewnego rodzaju misją. Chciał mieć
pewność, niepodważalny dowód, że Uchiha ma czyste intencje względem dziewczyny,
nieopierające się na jakimkolwiek wykorzystaniu. I w pewnym sensie dostał go,
chociaż nadal stara się odrzucić, bo to było nie to. To znaczy, dostał to, co
chciał, ale nie zupełnie. Tak naprawdę to w głębi siebie pragnął, aby okazało
się, że faktycznie Itachi ma niecne zamiary. Niestety jak na złość, coraz
więcej zbierał dowodów świadczących o jego niewinności. Przez co zaczynał się
bać, że to prawda i będzie musiał go zaakceptować, że będzie musiał podzielić
się dziewczyną.
Wzdrygnął się na samą myśl, ustawiając do kolejnego
układu.
Dodatkowo bolała go reakcja Josuke. Nie pochwalił chęci
udowodnienia winy Uchihy. Mało tego miał wielkie pretensje, cały czas
powtarzając, co jeśli się jej wygada.
No cóż, to był problem. Itachi nie miał powodu, żeby nie powiedzieć tego, nie
oczernić go w oczach Keiko. Jedyne, czego mogli się trzymać to nadziei na jego
milczenie podyktowanego jej stanem zdrowia. Nie trzeba być geniuszem, aby
domyślić się, że wściekłaby się, zamartwiała, kłóciła i z pewnością
wykombinowała coś, żeby jasno pokazać brak aprobaty dla tego typu cyrków.
Pomijając fakt, że sam jej pomysł podchodziłby pod niezłe widowisko.
Kaoru wiedział o ataku Keiko na Josuke, po akcji ze
zdjęciami. I o tym, że do tamtego czasu mężczyzna nie podejmuje żadnych gestów
w kierunku Itachiego. Mało tego, utemperował Odę, aby on z niczym nie
wyskoczył. Zrobił to samo co Isamu, przeszedł do obserwacji, czekając na rozwój
wydarzeń. Cierpliwie wypatrując ewentualnej okazji do interwencji.
Zazgrzytał zębami. Nie potrafił tak, doskonale o tym
wiedział. Poza tym nie miał zamiaru przegrać z kimś takim jak Itachi.
Nie pozwolę na to! Nie zostanę odsunięty! Nie będę się
dzielił!
***
— Wyglądasz dość żałośnie.
— Dzięki za wsparcie.
— W takim razie twoje zdrowie — oznajmił radośnie,
podnoszą podany przez barmana kufel.
— Zdrowie — potaknął, również unosząc swój.
— No to, co u ciebie?
— A tak sobie — rzucił niemrawo. Jakoś nie miał ochoty
wywlekać wszystkiego po kolei. Od tamtej zamieci nie miał okazji z nim pogadać,
a to całkiem spory kawał czasu, więc Shisui o wielu rzeczach nie miał pojęcia.
— I stąd te podkrążone oczy, czy po prostu w nocy są
ciekawsze rzeczy do roboty — zagadał, szturchając go łokciem i specyficznie
ruszając brwiami.
— Pokłóciłem się z Keiko. Nie rozmawiamy ze sobą od wielu
dni.
Shisui zamilkł, z zaskoczeniem przyglądając się posępnej
minie przyjaciela.
— Coś ty jej zrobił? Kota zamordował?
Próba rozluźnienia, poprzez żart nie wyszła, więc dyplomatycznie
zamilkł, upijając kolejny łyk, próbując znaleźć odpowiednie słowa. Nie miał
okazji zbyt dobrze poznać Keiko, jednak to, co o niej wiedział, wystarczyło na
szybką ocenę i stwierdzenie, że sprawa jest naprawdę poważna. W innym wypadku
łatwo puściłaby w niepamięć drobne spięcie. Do tego nie umknęło jego uwadze, że
Itachi wyglądał na kupkę nieszczęścia, co tylko potęgowało powagę sytuacji.
— Przeprosiłeś? — zapytał ostrożnie, badając jego reakcję.
Zaprzeczył, nie odrywając wzorku od złocistego trunku. Shisui w porę zacisnął
usta, powstrzymując ciche pozbawione aprobaty cmoknięcie. — A wiesz, że kobiety
należy w trybie natychmiastowym przepraszać, bez względu na to, czy miała rację,
czy też nie?
No pewnie, że wie. Stwierdzenie stare jak świat i
wałkowane dokładnie wszędzie, więc jakby mógł nie wiedzieć. Skrzywił się, ale
nic nie odpowiedział, wziął tylko kolejnego łyka, udając, że wcale go nie
słyszy. Shisui prawiący kazania z pouczającym głosem, jakoś mu nie odpowiadał.
— W ogóle masz zamiar ją przepraszać?
— Oczywiście — odparł machinalnie, znów zatapiając usta w
piwie.
Już jakiś czas temu ustalił, że podejmie się tego kroku i ją
przeprosi, aby wszystko wróciło do normy, ale… Problemy polegał na tym, jak
tego dokonać. Nie był w tym dobry. Jeśli już musiał, to przeważnie wygłaszał
krótką notę o swojej skrusze, mówił, przepraszam
i w sumie tylko tyle. Sprostowanie, głównie zmuszony był wyrażać oficjalne
służbowe przeprosiny. A coś mu podpowiadało, że dla Keiko to może być ciut za
mało oraz za drętwo.
Westchnął ciężko, opróżniając jednym łykiem resztę kufla.
Shisui popatrzył na niego zmartwiony. Przeważnie to on wypijał pierwszy i
jeszcze musiał popędzać guzdrającego się przyjaciela, ale teraz jego był w
połowie pełny, a Itachiego już pusty. Nie skomentował tego, tylko machnął na
barmana, aby nalał kolejny.
— Ej, na pewno się jakoś ułoży — zapewniał,
pocieszycielsko klepiąc go po ramieniu. — W końcu… — reszta słów ugrzęzła mu w
gardle jak nie ta, to inna. Przy
Itachim taki farmazon nie wyszedłby, z prostego powodu, on taki nie był. Skoro
po tylu latach w końcu udało mu się kimś zainteresować to pierniczenie o tym,
że po jednej kłótni przecież można się rozstać i poszukać kogoś nowego, było
totalnie nie na miejscu.
— W końcu to wasza pierwsza sprzeczka, więc nie powinno
być problemu — dokończył, zmieniając swoją myśl.
— To nie była pierwsza — mruknął cicho. — I w międzyczasie
zdążyliśmy parę razy dodatkowo się pokłócić.
Shisui patrzył na jego smętny wzrok wbity w białą pianę
nad złocistym płynem. Sprawa wyglądała dość poważnie, przez co mocniej
krępowała. Nie wiedział, co zrobić, ani co powiedzieć. Obserwował Itachiego,
mając ochotę, albo trzepnąć go w łeb, aby się ogarnął, albo pocieszycielsko
rzucić się na niego z masą wsparcia.
— A o co wam poszło? — zapytał ze spokojem, odwracając
głowę i zajmując się swoim kuflem. Dając przyjacielowi swobodę wyboru, bez
nacisku.
Itachi milczał, spijając pianę z wierzchu, zastanawiając
się nad odpowiedzią. Pamiętał, od czego się wszystko zaczęło, ale, o co im tak
naprawdę w tym wszystkim chodziło, było już mniej jasne.
Shisui nie pośpieszał, ze spokojem czekał. Jednak czas
leciał, a milczenie przedłużało się, więc w końcu postanowił zabrać głos. Skoro
Itachi nie chce rozmawiać o przyczynie to, chociaż postara się podnieść go na
duchu.
— Nie przejmuj się tym — odparł wesoło, uśmiechając się z
pokrzepieniem, kiedy spojrzał na niego kątem oka. — Z pewnością to nic takiego,
ot zwykłe nieporozumienie. W końcu jesteście raczej z różnych światów, więc zwyczajnie
mogliście się nie dogadać w pewnych kwestiach. Także dopijaj i leć z nią
pogadać. — Klepnął go w plecy, szczerząc zęby. — Dobra rozmowa wszystko
wyjaśni.
Itachi obdarzył go chłodnym spojrzeniem. Wprawdzie
rozumiał postawę przyjaciela, ale… Tak to wychodzi, jak ktoś stara się udzielać
porady, nie mając pojęcia o sytuacji. W ostatecznym rozrachunku sprowadza się
to do powstania krępującej dość nieprzyjemnej atmosfery. Shisui musiał ją
wyczuć, gdyż mina mu zrzedła. Poprawił się na wysokim stołku, uciekając
wzrokiem w kierunku barmana pucującego kufle.
— Keiko miała wypadek, jest teraz u siebie na leczeniu,
więc nie sposób z nią pogadać — wyjaśnił niby od niechcenia.
Zmieszał się, nie wiedząc, co odpowiedzieć, więc sięgnął
po swój trunek, dopijając go do końca. Itachi wyraźnie nie był dziś sobą. Z
racji tego, że nie zdarzało się to zbyt często, miał problem z ogarnięciem
sytuacji. Przeważnie kilka głupich żarcików i zmiana tematu rozwiązywało
sprawę. Jednak tym razem to nie rutynowa sprzeczka z bratem ani dobijający
swoimi poglądami ojciec.
Itachi już wiedział, co ma robić, wprawdzie nie był pewny
jak, jednak to, że przeprasza, miał ustalone. Zresztą po wizycie u brata i
oczyszczeniu myśli podczas treningu, trochę perspektywa mu się obróciła.
Aktualnie nie potrafił tak desperacji trzymać się swoich racji, jak wcześniej,
ale też nie uważał, że zupełnie jej nie miał, a Keiko urosła do rangi wszystko
wiedzącego bóstwa. Po prostu paliło się światełko, że może odrobinę się mylił.
— Spokojnie, jak tylko stamtąd wyjdzie, to wszystko z nią
załatwię — dodał, uśmiechając się delikatnie, na co Shisui wyszczerzył się w
odpowiedzi.
— I tak trzymaj brachu — rzucił, klepiąc go po ramieniu. —
To, co, kolejny kufelek? — zapytał, zacierając ręce.
***
Wizja powrotu do pustych ścianach przydużego domu jawiła
się ponuro i dość odpychająco, więc z chęcią zaoferował Shisuiemu odprowadzenie.
Naprawdę coraz częściej się zastanawiał, jak do tej pory Keiko znosiła całą tę
samotnię. Dom autentycznie był spory, zdecydowanie przeznaczony dla rodziny,
nie pojedynczego człowieka. A jeszcze, teraz kiedy brakowało radosnego hałasu,
który tworzyła, wydawał się zimny i odległy.
— Powinniśmy częściej robić taki wypad — podsumował. — Ej,
następny razem mógłbyś wziąć tą swoją. Za bardzo jej nie poznałem.
— Jasne nie ma sprawy. A w ogóle…
— Itachi. — Po okolicy rozniósł się donośny twardy głos. Zacisnął
powieki, nie mając najmniejszej ochoty się odwracać. — Dobrze, że cię widzę,
chciałbym z tobą zamieć parę słów. Wejdź na chwilę do domu — oznajmił i nie
czekając na odpowiedź, wyminął syna, stanowczym krokiem przemierzając ulicę.
Westchnął ciężko z odczuwalną udręką. Shusiu poklepał go
pocieszycielsko po ramieniu, kiwając ze zrozumieniem. Pożegnali się krótko,
wymieniając kilka prostych zdań, po czym Itachi przyśpieszył kroku, doganiając
oddalającego się Fugaku.
— Możemy to przełożyć na później, to nie jest najlepszy
moment — zaproponował, błagając w myślach, aby się zgodził. Wprawdzie wypili
tylko trzy piwa i zagryźli to pizzą, a dodane do rachunku miętówki powinny
zabić zapach alkoholu, ale mimo tego wolał teraz nie rozmawiać z ojcem. Nie
miał ochoty na kolejne wywody o próbie obalenia Hokage. Chciał, tylko aby po
mile spędzonym czasie z Shisuim reszta dnia również przebiegała sielsko, nic
poza tym. Niestety widać Fugaku miał inne plany, co do niego i jego humoru.
— To wymaga natychmiastowej rozmowy — oznajmił twardo,
popychając furtkę. Szedł jak taran prosto do celu, nie zważając na nic po
drodze, zwłaszcza syna próbującego wymigać się do konwersacji.
— Ojcze ja…
Absolutnie go nie słuchał, traktując jak cień, który za
nim podąży bez względu na wszystko.
— Witaj kochanie. — Od razu po przekroczeniu progu w
przedpokoju zjawiła się Mikoto, zwyczajowo witając męża. Do tej scenki
brakowało tylko standardowego buziaka w policzek i uśmiechu. Jednak zamiast
tego mina kobiety wyrażała obojętność, a nawet pewną dozę chłodu w stosunku do
mężczyzny. — Kolacja już na stole. Itachi — zawołała, uśmiechając się na widok
syna. — To ja wyjmę dodatkowe nakrycie.
I zawróciła do kuchni. Odruchowo odprowadził matkę
wzrokiem, zastanawiając się, jak bardzo oberwało jej się za wizytę u Sasuke. Z
pewnością ojciec wygłosił jedno ze swoich sławetnych kazań o byłym synu. Był
nawet tego pewien. Dowodów nie musiał zbytnio szukać, sztywne zachowanie Mikoto
względem niego, wszystko tłumaczyło.
Niechętnie popatrzył na drzwi do gabinetu Fugaku, które
właśnie z cichym trzaskiem zostały zamknięte. Wyboru już nie miał, musiał
rozebrać się, grzecznie człapiąc za nim.
— Doszły mnie słuchy, że wyprowadziłeś się do Keiko, czy
to prawda? — zaczął, jak tylko Itachi zajął miejsce naprzeciwko biurka.
Widocznie Mikoto się wygadała. Nie było sensu dalej tego
ukrywać, więc musiał potaknąć. Chociaż czuł, że mu ręce opadają. Naprawdę o to
mu chodziło, oznajmiając, że wymaga to natychmiastowej rozmowy?
— Co takiego? — uniósł się. — Co to ma znaczyć? Nie chcesz
mi chyba powiedzieć, że traktujesz tę dziewczynę poważnie.
Przymknął powieki, wyczuwając nadciągający pouczający
wykład.
— Słodycz niektórych kobiet potrafi być zachęcająca, ale
nie wszystkie warte są zachodu. Jako przyszła głowa rodu musisz nauczyć się, że
niektóre ciągnie jedynie do tytułów czy majątku.
No jasne, bo Keiko jest z nim tylko, dlatego że kiedyś
będzie przewodził klanowi, z pewnością.
— Musisz uważać na takie osoby. — Niechętnie potaknął. —
Widzę, że się rozumiemy, to dobrze — odparł zadowolony, rozluźniając się w
fotelu. — W takim razie zapewne zdajesz sobie sprawę z konieczności zmienienia
miejsca zamieszkania. Nie wypada, aby przyszły przywódca rodu żył na łasce
kogoś takiego jak ona. Poza tym nie godzi się, aby Uchiha mieszkał na
całkowitych peryferiach Konohy. — Itachi darował sobie uwagę, że oni także nie
znajdują się w centrum wioski. — Do tego taka niechlubna ulica opuszczonych domów
i ten nieestetyczny budynek. Coś takiego się po prostu nie godzi.
Zaraz, zaraz, coś tutaj nie pasowało. Skąd wie?
— Byłeś tam? — wypalił bez zastanowienia. Mógł posądzać
Mikoto o wygadanie się, ale nie podejrzewał, że wskaże dokładny adres.
— Ma niechlubną przeszłość. Swego czasu dostała mandat za
picie w miejscu publicznym. Nie trudno jest przeszukać archiwa i zdobyć dane —
wyjaśnił zdegustowanym tonem. — Wracając do meritum. Mężczyzna nie może być
uwarunkowany od kobiety, zwłaszcza takiej. Oczekuję, że już rozglądasz się za
lepszym lokalem.
— Nie — odparł twardo. Nie miał ochoty na dalsze kazanie
oraz nie podobało mu się to, że ojciec posunął się do przeszukiwania kartotek
policyjnych w celu sprawdzenia Keiko.
— Słucham? — oburzył się, ściągając brwi.
— Przykro mi ojcze — oznajmił, wstając, wprawiając tym
Fugaku w większe osłupienie — ale to nie jest najlepszy moment. — Odwrócił się,
z zamiarem wyjścia. — I w najbliższej przyszłości nie zamierzam zmieniać
miejsca zamieszkania.
Tak po prostu powiedział nie, sprzeczając się ojcu i wyszedł, pozostawiając go w
oszołomieniu. To z pewnością wypite procenty dodawały odwagi.
***
Spojrzał na zegarek, poprawiając szalik, szczelniej się
nim obwiązując. Błękitne niebo i świecące słońce, nie przeszkadzały lodowatemu
podmuchowi, zwiastować ostatnie dni zimy. Wzrok z komórki przeniósł na szerokie
dwuskrzydłowe drzwi pod wielkim czarnym symbolem organizacji. Powinna już się
pojawić, pomyślał. Wczoraj dostał smsa od samej Keiko, że dzisiaj wychodzi z
orientacyjną godziną, o której będzie w domu. Dzięki temu szybko obliczył,
kiedy mniej więcej powinna opuścić budynek.
Przystanął z nogi na nogę, chowając telefon do kieszeni,
przy akompaniamencie głośnego śmiechu. Podniósł głowę, dostrzegając
nierozłączne trio na szczycie schodów.
— No na serio usnęłam przy tej książce, nie śmiejcie się.
— Masz nauczkę, więcej Hiro nie proś o coś do czytania.
I jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki przystanęli,
milknąc. Keiko nie pewnie spoglądała na Itachiego, bijąc się z myślami.
Ucieszyła się na jego widok, mając nieprzemożoną ochotę się przytulić, ale
nagle przypomnienie, że przecież nadal się skłóceni nakazało się zatrzymać.
Mężczyzna odchrząknął, ostrożnie wyciągając za pleców
kwiatka. Oczy dziewczyny rozbłysły z zachwycenia, na widok żółciutkich niczym
słoneczko płatków.
— To tylko jeden chabaź, weź, nie przesadzaj — skomentował
Kaoru, krzywo patrząc na Keiko, rzucającą się Itachiemu na szyję. Isamu tylko
prychnął, się uśmiechając.
— Chodźże mój druhu. Nie czas nas.
— Hola. — Wywinął się przyjacielowi spod ramienia. —
Mieliśmy ją odprowadzić — przypomniał. Wykorzystując sytuację, w której
dziewczyna oglądała kwiatka, posłała Itachiego najbardziej nieprzychylne
spojrzenia, na jakie się w tej chwili zdobył.
Od samego początku nie pałał zbytnio sympatią do Kaoru,
ale od incydentu z kłamstwem sprawa się pogorszyła i zaczynał go drażnić. Do
tego stopnia, że zdobył się na myśl, że mógłby już wyruszyć na kolejną długą
misję.
— No to, co, idziemy nie? — zaproponowała, dziarskim
krokiem ruszając przed siebie.
***
Itachi milczał, nie wtrącając się w dyskusję przyjaciół o…
Naprawdę nie wiedział czym, skakali z tematu na temat z częstotliwością zbyt
szybką, aby móc doszukiwać się logiki w wypowiedziach. Niemniej cieszyło go to,
że Keiko mimo zaangażowania w rozmowę, nie porzuciła go gdzieś z tyłu i szła
obok, a nawet przez chwilę pod ramię.
Tym bardziej zaskoczyła go pod domem. Spławiła przyjaciół,
nie dając im wejść do środka. Tego się nie spodziewał. Wprawdzie Kaoru chwilę
oponował, ale Isamu skutecznie go odciągnął.
— Co tak patrzysz? — rzuciła, otwierając drzwi. — Przecież
wiesz, że musimy w końcu pogadać, nie?
— Tak, dobrze by było — potaknął, wchodząc do środka i
przekręcając za sobą klucz.
— Eh nie ma jak w domu — westchnęła, rozglądając się po
przedpokoju. — To może zrobię nam herbaty, co? — zapytała, porzucając byle jak
buty. — Tylko kilka dni cię w domu nie ma, a taka radość, kiedy wracasz —
mówiła, nalewając dla kwiatka wody do wysokiej szklanki.
Stanął w progu, przyglądając się dziewczynie. Nagła zmiana
podejście trochę była zaskakująca. Spodziewał się nadal chłodnego obejścia, nie
zaś udawania, że nie było kłótni.
Itachi nie wiedział, że w pustym szpitalnym pokoju miała
aż zanadto czasu na rozmyślanie. Postanowiła dłużej nie czekać i wziąć sprawy
we własne ręce. Uchiha był sobą, zapomniała o tym. Nie sposób oczekiwać, że
nagle sam z siebie domyśli się, czego ona chce. Zwłaszcza że pogrążyła się
dawno temu, nie pozwalając mu samodzielnie myśleć. Nieumyślnie podsuwała mu
gotowe rozwiązania, na które wystarczyło potaknąć. Czyż nie tak ostatnio się
pogodzili? Zamiast poczekać na jego słowa, wcisnęła mu w usta swoje. Nie musiał
niczego robić.
Tym razem miała zamiar, wykrzyczeć mu to, co czuje. Nie
będzie miał wykrętu, że nie zrozumiał. Wyjedzie z kawą na ławę, żądając
natychmiastowych przeprosin, o! Koniec czekania, aż się domyśli. W końcu Haniko
wspominała, ile ma teraz na głowie. Przy tym natłoku ciężko znaleźć siły na
czytanie między wierszami.
— No to — zawahała się. Herbata była gotowa od kilku
minut, lecz oni nadal tkwili w milczeniu. Nie często się zdarzało, żeby nie
potrafiła wydobyć z siebie głosu. — Dobra — zakrzyknęła gwałtownie, delikatnie
uderzają dłonią o blat. — Nie cackam się z tobą i wyjeżdżam z gruber rury, więc
się przygotuj panie Itachi — ostrzegła, lekko mrużąc oczy. Ściągnął brwi,
przyglądając się zdeterminowanej minie dziewczyny. — Lecimy z tym. —
Zaczerpnęła głośno powietrza, wydąwszy policzki, po czym wypuściła je w
zwolnionym tempie. — Co moich relacji z Sasuke…
— Zostawmy to — wtrącił się.
Zamrugała, zaskoczona twardym tonem wypowiedzi. Zbita z
tropu, zmieszała się.
— Wiem, że jest twoim przyjaciele i tego nie zmienisz.
Muszę się z tym pogodzić. Ale chciałbym jasno postawić kreskę pomiędzy tymi
relacjami. Wspieram Haniko i mam pewien żal do Sasuke. Ty zaś chcesz go bronić
za wszelką cenę. Nie musimy tak samo reagować na ludzi, ale nie chcę, aby nasze
różne kontakty z nimi wpływały na to, co jest między nami. Nie aprobuję twojego
zachowania ani tego, co zrobiłaś. Jednak postaram się uszanować twoje odmienne
zdanie.
Zszokowana mina z początku wywodu, szybko zaczęła
zamieniać się w niezrozumienie, potem zniesmaczenie aż po znudzenie.
— Bajdy pleciesz — mruknęła, wyłapując chwilę, podczas
której szukał właściwych słów. — Od dupy strony zabieramy się za to, znowu. Nie
przepraszamy Sasuke tylko siebie nawzajem. A no właśnie. — Zrobiła dłuższą
pauzę. — Itachi — zawołała, wychylając się z krzesła — ty wiesz, że cię bardzo
przepraszam? Ale tak naprawdę bardzo, bardzo, bardzo, strasznie mocno bardzo —
mówiła przyciszonym głosem, unikając kontaktu wzrokowego. No i pogubiła się we
własnych wątkach, miała to zrobić na koniec, a walnęła na początek, bo właśnie
sobie przypomniała.
— Keiko, choć na chwilę.
Zawołana gestem ręki, podeszła niepewnie, powłócząc
nogami, zatrzymując się tuż przed nim. Szybki ruch, jedno pociągnięcie i
wylądował w jego ramionach. Od razu uczepiła się materiału ubrania, mocno
przytulając. Itachi westchnął prawie bezdźwięcznie, przeczesując jej
rozpuszczone, lekko już splątane włosy.
— Nie powinnam tak wybuchać, ale, ja… Jak byłam mała,
wszyscy mnie odtrącali. Pamiętam jeszcze te potworne uczucie bycia totalnie
samą, nie mając, chociażby jednej osoby, do której można by zwrócić się o
pomoc. Brak, chociażby najdrobniejszego wsparcia od kogokolwiek. I ja nie
pozwolę, aby osoba, którą znam, znalazła się w takiej sytuacji. Może faktycznie
trochę za mocno wybuchłam, ale niestety przypadkowo obudziłeś stare rany.
Przepraszam za kłótnie, ale jednocześnie nie zrezygnuję z tego. Naprawdę
uważam, że Sasuke nie zasługuje na odrzucenie i należy mu się szansa na
wysłuchanie.
O tym też chciała mu powiedzieć. I to też miało być na
końcu rozmowy, po tym wszystkim jak już się wykrzyczy oraz wyciągnie
przeprosiny. No cóż, nie należała do osób, które potrafią przeprowadzić
konwersację zgodnie z wcześniej ustalonym planem.
Zrobiło mu się głupio. Wprawdzie nagła sympatia między
nimi wydawała mu się, no właśnie nagła i niespodziewana. Także nigdy nie
podejrzewał, że Keiko ma takie podstawy, aby tak wytrwale przy nim stać. Autentycznie
w pewnym momencie myślał, że Sasuke zmanipulował naiwną i zbyt przyjacielską
dziewczynę, wykorzystując ją do własnych celów. Czuł się z tym paskudnie.
— No i przepraszam, że nie mam też niczego
przeprosinowego. Ale mogę zrobić obiadek, no i…
Delikatnie przesunął opuszki palców po ranie na skroni,
później przejechał po włosach, odgarniając je i wplatając w nie dłoń. Umilkła,
czując jego dotyk. Z zaciekawieniem wpatrywała się w niego, czekając na rozwój
wydarzeń. Pochylił się, niemalże przykładając wargi do ucha.
— Przepraszam cię — wyszeptał czule. — Proszę, niech będzie
jak dawniej.
— …
— Naprawdę bardzo mocno przepraszam.
— A wiesz, dlaczego te ciche dni trwały tak długo? —
Zaprzeczył. — Oczekiwałam właśnie czegoś takiego. Twojej i wyłącznie twojej
inicjatywy, od początku do końca bez mojego nacisku. —Zmarszczył brwi,
doszukując się nieścisłości. — Tak, powinnam poczekać, aż pierwszy powiesz, przepraszam, ale no strasznie mnie męczyła ta cisza i wszyscy mi ciągle mówili,
że jesteś sobą i mam odpuścić, że mamy inne charaktery i inaczej reagujemy, że
źle odczytuję twoje zachowanie. Wiesz, ile ja się tego nasłuchałam? —
westchnęła cierpiętniczo. — Nawet Haniko mówiła, żeby odpuściła, bo masz teraz
dużo na głowie. Strasznie mnie to irytowało, wkurzało wręcz — opowiadała
energicznie, wkładając w słowa nadmiar emocji. — Ale leżąc te kilka dni u
Nerina, zrozumiałam, że może trochę przesadzam. W końcu nie wiedziałeś, że
poruszyłeś drażliwy temat. No i bardzo się stęskniłam.
Ucałował czule czoło, kącik oka, kącik ust, czubek nosa.
Przy ostatnim Keiko zachichotała cichutko, uśmiechając się w ten specyficzny,
uwielbiony przez niego sposób.
— Jak, ja dawno go nie widziałem — wymamrotał,
przyciskając dziewczynę do piersi, opierając policzek o jej głowę. Wdychając
delikatny przyjemny zapach szamponu pomieszanego z odżywką. Dobrze go znał.
Widać musiała mieć w organizacji dokładnie ten sam zestaw kosmetyków, co u
siebie w łazience.
— Mam coś dla ciebie — wypalił nagle, rozkojarzając lekko
odpływając w stan euforii Keiko.
Odczekała dokładnie chwileczkę, licząc do dziesięciu, po
czym na palcach ruszyła za nim. Nakryła go w sypialni, wyciągającego tajemniczo
wyglądające płaskie pudełko.
— Co tam masz? — zagadała, starając się zajrzeć przez
ramię.
— Drobiazg dla ciebie, na przeprosiny.
— Co to?
— Nie rób tego — zakrzyknął, powstrzymując ją przed
potrzęsieniem zawartością.
— Hm — mruknęła z coraz bardziej rosnącym
zainteresowaniem. Jednym susem wskoczyła na łóżko, siadając skrzyżnie. Wręcz z
dziecięcą ekscytacją podniosła wieczko. Momentalnie rozpromieniała, szeroko się
uśmiechając. Na różowej krepinie leżały ułożone w wachlarz trzy średniej
wielkości lizaki. Te zwijane w ślimaka, ręcznie robione z tego drogiego sklepu
w centrum Konohy. Na dodatek każdy był innego koloru. Jeden w odcieniach
niebieskiego, drugi bajecznie tęczowych niczym grzywa jednorożca i trzeci w
odcieniach różu. Ponadto na dole leżała niewielka złożona karteczka.
Dla mojego szczęścia. Dobrze, że jesteś.
Innego pomysłu nie miał. Usilnie próbował przypomnieć
sobie, jakiś film gdzie mężczyzna przepraszał, ale totalnie nic mu do głowy nie
przychodziło. Nie pamiętał także żadnych słów Keiko dotyczących tego tematu.
Totalna pustka, aż nagle, jest. Otwierając szufladę w szafce nocnej, dostrzegł
koślawe ręcznie robione pudełko po ciasteczkach z walentynek. No i bingo, skoro
coś takiego zrobiła, to musi to lubić, więc czemu nie wykorzystać pomysłu na
słodkość zamkniętą w kartoniku. Czekoladki były zbyt oklepane, kupne ciasteczka
są mało romantyczne, a nie ma mowy o zrobieniu ich własnoręcznie. Rozmyślając o
tym, przypomniał sobie, jak pewnego razu z zafascynowaniem oglądała witrynę
sklepową z robionymi na miejscu lizakami i cukierkami. Marudziła wówczas, że są drogie, przez co
kupuje je od święta. Także idealnie nadawały się do przepraszającego prezentu. Na
nic bardziej uczuciowego nie potrafił wpaść, ale po minie dziewczyny można było
łatwo wywnioskować, że to w zupełności wystarczało.
Zapiszczała z zachwytu, rzucając się na Itachiego z takim
impetem, że go przewróciła na podłogę.
— Jesteś tak mega kochany — oznajmiła absolutnie rozradowana,
wpatrując się w jego oczy z pełną miłością. — O rany, jak ja cię uwielbiam.
Znów rzuciła się na szyję, przygniatając do zimnych
paneli.
— Cieszę się, że się podoba.
— Jest urocze, słodkie, romantyczne, w twoim stylu,
pasujące do mnie no i nie jest banalne. Czego chcieć więcej? A nie w sumie to
bym coś jeszcze chciała — dodała, zamyśliwszy się na chwilę, niemalże siadając
okrakiem na rozłożonym na podłodze Itachim.
— Co takiego? — dopytywał zainteresowany, szybko w myślach
sprawdzając, czy czegoś nie pominął. Kwiatek był, przepraszam, było, karteczka z
miłym tekstem była, podarunek był. O czymś zapomniał?
— To.
Złapała za materiał na klatce piersiowej i mocno
szarpnęła, przyciągając go do siebie, złączając wargi, nim zdążył się odezwać.
Zareagował natychmiastowo, przysunął ją bliżej, pogłębiając pocałunek.
Pieszczota była namiętna, zachłanna oraz pełna pasji.
Oboje jej spragnieni, całkowicie zatracili się w słodyczy swoich ust.
— Nie stop — wysapała, przerywając galopujący apetyt,
dokładnie w chwili, kiedy podwijał jej sweterek.
— Proszę skarbie później — mruknął zawiedziony, wychylając
wargi do kolejnego pocałunku.
— O nie, bo potem zapomnę. I nie patrz tak na mnie —
zażądała, zasłaniając mu oczy, uciekając do kuszącego pełnego pożądania spojrzenia.
— Jeszcze cały wieczór i noc przed nami — wyszeptała, zapewniając, że mają
czas. Jednak rezultat był odwrotny, niż zamierzała. Zamiast uspokoić, wzbudziła
jeszcze większą ochotę.
— Chcę cię — wymruczał uwodzicielskim głosem, obniżając
ton. Keiko zagryzła wargi. Delikatnie rozchyliła palce, odsuwając dłonie z jego
powiek, pozwalając by ten wzrok, ją pochłonął. Zmiękła, nie było szans, żeby
oprzeć się temu. Uśmiechnęła się zalotnie, łącząc wargi w kolejnym gorącym
pocałunku.
Następne godziny minęły im bardzo przyjemnie w imię
zasady, że najlepszy na zgodę jest seks. Wymęczenie, spełnieni i zaspokojeni
wykładali się na łóżku, ciesząc swoją bliskością.
— To, co wówczas chciałaś? — dopytywał, smyrając ją po
ramieniu.
— Hm — mruknęła, lekko przysypiając. — Kiedy?
— No przed.
— Żeby ja to… A nie pamiętam — zakrzyczała, rozbudzając
się, podrywając do siadu. Jednak popełniła błąd, odwracając się i nachylając
nad mężczyzną. Itachi wystawił język, przejeżdżając nim po obojczyku, który miał
tuż nad ustami, kiedy Keiko szamotała się z opadającym kocem.
— Ej mógłbyś myśleć o czymś innym? — zganiła go, zajmując
pozycję obok niego, nie jak dotychczas rozwalona w poprzek.
— No to, co chciałaś? — ponowił pytanie, przytulając ją i
znajdując nowe zajęcie w postaci zabawy jej włosami.
— No, bo ja mam do ciebie zarzut. Chciałabym, abyś
bardziej traktował mnie jak przyjaciółkę.
— Słucham? — oburzył się. Przeprosił, wszystko było
pięknie, dopiero, co skończyli się kochać, a ona oznajmia, że chce ochłodzić
relacje. Coś tu nie pasowało.
— No chcę w pierwszej kolejności być twoją przyjaciółką
potem dziewczyną. — Ściągnął brwi, uważnie się jej przyglądając z
niezrozumieniem. — No, co tak patrzysz? — burknęła, podnosząc się do siadu. —
To ty się chowasz w swoją skorupkę jak jakiś pancernik — oznajmiła, kładąc ręce
na biodra. Fakt, że była naga, gdyż koc znów się zsunął, wcale nie dodawał
buńczucznego akcentu tej postawie.
— O czym ty mówisz?
— No właśnie chciałabym, abyś mi o wszystkim mówił, jak
przyjaciele, którzy o wszystkim sobie opowiadają. Bo ja ci mówię o każdej nawet
najmniejszej duperelce, ale ty mi o niczym. Chciałabym, byś mógł mi o wszystkim
powiedzieć. Nie ważne czy to będzie dotyczyło tego, że matka się na ciebie uwzięła
i wciska ci jakieś dzieci, czy to, że nie było twojej odżywki w sklepie, czy
coś tak poważnego, jak problemy z ojcem, który wszczyna awantury. Chcę wiedzieć
o wszystkim.
— Skąd o tym wiesz?
— Haniko mi powiedziała, jak wówczas u niej byłam. No i
właśnie Haniko wie, ja nie. I sądzę, że, nawet jeśli nie bylibyśmy pokłóceni to
i tak byś mi nie powiedział. Po to tu jestem, aby razem z tobą dźwigać twoje
problemy, nieważne czy bagatelne, czy błahe. Chcę pomóc. Chcę je znać!
Odwrócił wzrok. Miała rację, nie dzielił się z nią swoimi
zamartwieniami, uważając, że jej nie dotyczą.
— Itachi — mruknęła smętnie — jeśli się nie otworzyć, to
ten związek będzie lipny.
— To nie takie proste.
— Wiem, ale jesteś moim Itasiem, dasz sobie radę. Spróbuj
— zaproponowała, spoglądając mu ufnie w oczy i kładąc głowę na piersi. —
Opowiedz o swoich zmartwieniach, proszę.
Dłuższą chwilę patrzył w granatowe tęczówki pełne wsparcia
i optymizmu. Bitwa myśli została zakończona cichym westchnieniem, przegrał. Z
wahaniem zaczął powoli opowiadać o ostatnich problemach. Mówił o Mikoto
subtelnie namawiającej do wnuków. Fugaku szalejącego w domu z kolejnym jakże
wielkim planem podbicia Konohy. Hokage rozkładającej ręce nad przyszłością
klanu Uchiha. Haniko ostatnimi czasy dystansującej się do niego.
Keiko w milczeniu słuchała, nie drgnąwszy na milimetr,
pozwoliwszy mu na wyrzucenie wszystkiego z siebie. Nawet nie otworzyła ust, by
skomentować krótką wzmiankę o Sasuke i chorej Sumire.
Mimo iż mówił oszczędnie, nie wdając się zbytnio w
szczegóły. Prawdę mówiąc, bardziej przypominało to krótkie sprawozdanie niż
wyżalenie się ze swoich zmartwień, to musiał przyznać, że niby takie nic, a
jednak poczuł się zdecydowanie lepiej. Zupełnie tak, jakby wypowiedzenie
wszystkiego na głos przypięło temu łatkę błahsze.
Całe te zamartwianie się, teraz wydawało się niepotrzebne.
Keiko po tych wszystkich emocjach szybko usnęła, nadal
wtulona w niego. Jednak Itachi nie potrafił tak łatwo dopłynąć. Leżał w
ciemności, przeczesując jej włosy. Nie mógł uwierzyć, że był moment, podczas
którego pomyślał, że ten związek nie ma sensu. Na szczęście bądź nie, akurat
wtenczas przybyła z blefowana straszna wieść o śmierci dziewczyny. Nadal w
głowie miał to okrutne uczucie i tamtą jedną myśl; straciłem tą jedyną. Tak
wówczas o niej pomyślał, jako o dziewczynie swojego życia. Rzecz bliska prawdy,
Keiko była jedyna w swoim rodzaju. Działała jak talizman odpędzający złe moce.
Ostatnio miał naprawdę dużo na głowie i zaczynał powoli nie radzić sobie z tym.
Jednak bliskość dziewczyny, jej zwykła obecność, powodowała ogromny przypływ
energii. Teraz hardo parzył na piętrzące się problemy ze świętym przekonaniem,
że da radę.
Przez ten cały okres potwornie mu brakowało Higashiyamy.
Niby była obok, niby się widywali, ale wszystko to gdzieś się rozmywało,
pozostawiając cichą pustkę pozbawioną szczęścia. Wcześniej nie zdawał sobie
sprawy, że potrzebuje jej. Tamta półroczna rozłąka była inna. Martwił się,
bardzo tęsknił, ale wiedział, że są razem i musi tylko poczekać, nic więcej. Ale
kiedy byli razem nie będąc, podczas tego przytłaczający okres, czuł się wypruty
ze wszystkiego, pozbawiony czegoś ważnego, czego nie potrafił zlokalizować ani
nazwać. Widywali się, ale pewność braku, chociażby ciepłego uśmiechu na dzień
dobry, tylko potęgowało udrękę.
Spojrzał na Keiko mamroczącą coś cichutko przez sen. Okrył
ją szczelniej kołdrą, ucałowawszy w głowę. Nie miał wątpliwości co do tego, że
bardzo ją kocha i chciałby, aby już zawsze była blisko. Nie chciał nigdy więcej czuć tego zimnego
uczucia utraty możliwości zaznania kiedykolwiek szczęścia. Więcej nie pozwolę
ci odejść, pomyślał, głaszcząc ją po policzku, mocniej przytulając. Obiecuję ci
to.
***
— Jesteś pewna? — dopytywał, skręcając.
— Chcę spędzić z tobą więcej czasu, więc się przejdę. O
zobacz, jaka słodka maskotka — zawołała, podbiegając do witryny sklepowej. No
tak była w swoim żywiole. Uśmiechnął się nieznacznie, udając za nią.
— O cześć Keiko, Itachi. Dawno cię nie widziałem.
Zrzedła mu miną. Naprawdę, nie miał, kiedy się napatoczyć.
— Nawet pisałem do ciebie — ciągnął dalej, zwracając się
do dziewczyny, delikatnie ignorując obecność Uchihy.
— Siema Aken, fakt dawno się…
— O rany, co ci się stało? — wciął się, dostrzegając
pokaźnego strupa na twarzy.
— Nic takiego, mały wypadek podczas treningu — skłamała
gładko, nie chcą się upokorzyć i przyznać, że poległa w konfrontacji z
Korzeniem. — Dlatego nie odpisywałam — nadal kłamała — przebywałam na
obserwacji, wiesz podejrzenia o wstrząśnienie.
Wprawdzie po prostu zwyczajnie zapomniała mu odpisać.
Odzyskawszy dostęp do komórki, zabrała się za odpisywanie na zastałą masę smsów
i gdzieś w tym wszystkim akurat Aken i Sasuke się zagubili. Z czego ten
pierwszy to tak całkowicie, bo z Sasuke nie od razu, ale w końcu się
skontaktowała.
— Ojej — cmoknął, przyglądając się zasklepionej ranie. —
Paskudna sprawa.
— E tam wszystko ze mną w porządku.
— To może w ramach uczczenia tego wyskoczylibyśmy gdzieś?
— Dzisiaj nie da rady. Idę z Itachim do szpitala odwiedzić
wspólną koleżankę. Ale jutro można by było zorganizować wspólny trening. W
końcu Hokage nam kazała — przypomniała, nie wyłapując subtelności w propozycji
Akena, który wyraźnie oferował wyjście sam na sam. Itachi uśmiechnął się,
zadowolony z jej nieogarnięcia.
— Jasne, nie ma sprawy — nie trudno było wyczuć
rozczarowanie w głosie. — To się zgadamy.
Zadzwonię do ciebie wieczorem, okej?
— Spoko, to do później, na razie — pożegnała się, ciągnąc
Itachiego w stronę szpitala. Mężczyzna poczuł się tryumfalnie. Tak po prostu
słodko nic nie zrozumiała, w rezultacie, czego odrzuciła propozycję randki.
***
— Sssiieemmaannoo — zakrzyczała, z hukiem otwierając drzwi
do pokoju, lekceważąc ostre spojrzenia ludzi na korytarzu. Po czym jednym susem
wskoczyła na metalowy taboret, który niebezpiecznie się zakołysał. — Przybyłam
po przesyłać ci pozytywne fluidy — dodała dumna z siebie, rozbrajająco
szczerząc się. — Kkkssaaaa, kkkssaaaa — wydawała z siebie bliżej nieokreślone
dźwięki, rozpościerając ręce w stronę, lekko tym zaniepokojonej Haniko.
Skołowana spojrzała na Itachiego, który kręcić ze zrezygnowaniem głową.
Machnął, dając do zrozumienia, by nie zwracała na nią uwagi.
— Cześć, jak się czujesz?
— Coraz lepiej. Naprawdę — przekonywała, kiedy wymownie na
nią spojrzał. — Nie mogę się doczekać, aż wreszcie pozwolą mi stąd wyjść. Przy
okazji — dodała, zerkając na dziewczynę, która uspokoiła się i aktualnie
spokojnie siedziała, chociaż nadal w pozycji na kota — widzę, że u ciebie też
nastąpiła poprawa.
— Tak, udało nam się dogadać.
— Jestem z tego rada. — Wyciągnęła rękę, łapiąc go za
dłoń. Nie umknął jej uwadze spokój wymalowany na jego twarzy. Czysta wewnętrzna
harmonia, niezakłócona niczym. Wyglądał zdecydowanie lepiej niż ostatnimi
czasy, wreszcie był bardziej sobą niż kupką nieszczęścia.
— Przyniosłem ci nową książkę — oznajmił, wyciągając z
torby opasłe tomidło w twardej okładce. — Trochę tematyką zbacza od innych, ale
uważam, że jest godna zainteresowania. Tobie powinna bardziej przypaść do
gustu.
— Kontrola ciała — przeczytała tytuł, od razu z ciekawości
zaglądając na spis treści.
— Dużo wątków medycznych. Polecam to — dodał, wskazując rozdział
siódmy.
— Hmm interesujące — mruknęła do siebie, przesuwając wzrok
po literach.
Odwiedziny przebiegały w radosnej i miłej atmosferze.
Haniko uśmiechała się łagodnie, dyskutując o książkach, czy filmie
dokumentalnym, który wczoraj oglądała w świetlicy. Głównie konwersację
prowadziła z Itachim, gdyż Keiko zaczynała ziewać przy opowieściach o nudnych
lekturach. Mimo tego grzecznie siedziała w pokoju i o ile nie włączała się do
dyskusji to w milczeniu grzebała w telefonie.
Spokojne spotkanie w sympatycznym luźnym klimacie.
Oczywiście nigdy za miło nie może być i coś musi się w końcu schrzanić.
Wszystko szło gładko do czasu aż:
— A właśnie Haniko, wiesz coś jak tam u Sasu z chorobą? —
wypalił nagle, unosząc wzrok znad ekranu telefonu. Ot tak sobie właśnie
znienacka przypomniała, od razu zapragnąwszy wiedzieć więcej.
Itachi miał ochotę kopnąć ją. Gdyby tylko nie siedział po
przeciwnej stornie łóżka, z pewnością to by zrobił.
— Jak to chorobą? — Nie udało jej się ukryć
zaniepokojenia. — O co chodzi? — Spoglądała po nich niepewnie.
— Nic nie wiesz? — zdziwiła się. — W sumie mi Sasuke też
nic o chorej Sumire nie powiedział, tylko strzelił focha.
— Sumire jest chora! — krzyknęła z obawą. W końcu krzywda
dzieje się jej córeczce.
— Spokojnie Haniko. — Położył jej dłonie na ramieniu,
uspokajając. — Sasuke autentycznie dobrze się nią opiekuje. — Sam był
zdziwiony, że przeszło mu to przez gardło, chociaż było prawdą. Był zaskoczony,
pierwszy raz widząc mała w ramionach brata. Wyglądała na zadbanego noworodka
otoczonego poprawną opieką.
— Ale, przy chorobie...
Wprawdzie widziała się z nim i wiedziała, że dobrze
zajmuje się maleństwem, ale jednak faceci na chorobach się nie znają. A jeszcze
nie daj bóg, by się zaraził to przy gorączce trzydzieści siedem stopnia,
pisałby testament na łożu śmierci.
— Byłem tam z matką.
— Mikoto?
Potaknął.
— Sumire nic nie jest, dostała tylko gorączki. Mama
pomogła się nią zaopiekować i kupiła lekarstwa. Naprawdę nic jej nie jest.
Siedziałem przy niej chwilę, więc zapewniam, że to nic takiego.
Odetchnęła z ulgą, opadając mocniej na poduszki. Interwencja
Mikoto była zdecydowanym plusem, na pewno poinstruowała Sasuke, także nie ma, o
co się martwić. Raczej.
— Wybacz — mruknęła zakłopotana Keiko, orientują się, że
popełniła gafę. — Napadnę go jeszcze dzisiaj i napiszę ci potem esa albo fotę
cyknę — zaoferowała, gotowa zadość uczynić za błąd. — Poza tym Sasu na pewno
dobrze się nią opiekuje. Zapewniam i gwarantuję!
Haniko machnęła od niechcenia ręką, dając znak, by
zaprzestała tematu.
Ach Akari,
OdpowiedzUsuńJeszcze nie tak dawno wychwalałam Cię pod niebiosa, a teraz mam ochotę odrobinę wytargać za ucho.
Najpierw ustalmy pewne fakty.
Gdy czytasz słabe opowiadanie, to jak pojawia się nowy rozdział, to wiesz, że nie wydarzy się nic nadzwyczajnego i nie ma co liczyć na poryw serca.
Kiedy czytasz dobre opowiadanie, liczysz, że ponownie zakończy się, a Ty będziesz chciał więcej.
Kiedy autor potrafi napisać zajebisty rozdział (jak Ty niedawno), który pozostaje w pamięci i powoduje, że kolejnego wpisu wręcz się nie możesz doczekać, to widząc nowy post liczysz na duuuużo emocji. Co jeśli, ponownie jest dobrze, ale już nie wyśmienicie? Masz ochotę wytargać autora za ucho :))
Było spoko, ale czegoś mi brakowało. Pogodzenie się mojej ulubionej pary, przyszło jakoś tak za łatwo? Może za mało emocjonalnie? Były opisane momenty, które można by sobie darować, ale na przykład strach Itachiego, na to jak zareaguje Keiko, jego nerwowe przytupywanie przed budynkiem organizacji, albo tysiące myśli w głowie co powie, a w końcu suchość w gardle, bo widząc ją każde słowo zdawało się niewłaściwe. Jakoś tak za łatwo mu to przyszło. Nie pasowała mi cała ta godząca się atmosfera. Ja wiem, że Ty wiesz, iż było mu trudno, tylko że ja czytając to, nie poczułam tego. Wiem, że potrafisz to opisać, ale co się stało, to już nie wiem :| (moja wypowiedź, to chyba masło maślane, ale mam nadzieję, że pojmujesz sens)
Co do końcówki, to tu w ogóle szok. Nie odnoszę wrażenia, że rozdział jest kompletny. Tak jakby zabrakło kilku zdań na koniec. Po prostu Haniko zakończyła temat i już. Wredne zakończenia, czyli takie, gdzie coś się dzieje, ale autor przerywa, pozostawiając nas w napięciu, dają uczucie niedosytu. To potrafi być irytujące, ale pamiętajmy, że najbardziej pamięta się początek i koniec, plus jakieś konkreciarskie akcje w środku.
Na pochwałę zasługuje pojawienie się Shisuiego i jego rozmowa z Itachim. Za to najbardziej podobało mi się, jak Itachi zareagował na zachowanie ojca. Za to masz wielkiego plusa. No i ciekawi mnie jakie relacje panują teraz między państwem Uchiha. Czy wielki awanturnik ponownie został sprowadzony na ziemie i musiał zająć się małą córeczką? Czy przyszło mu zmieniać jej pieluchę? Kiedy Mikoto postawi na swoim i każe mu samemu prać i gotować, aż przestanie zachowywać się jak buc? A przede wszystkim ciekawa jestem, czy w ogóle planujecie to opisać.
Weny, dobrych pomysłów i szybkiego klikania z klawiaturę :))
No i coś mi nie wyszło... Eh, sama czułam, że to nie jest najlepsze, ale niestety tak wyszło, jak wyszło. Przykro mi, że ten rozdział nie przypadł ci do gustu. Po części moja wina, bo faktycznie mogłam to napisać trochę inaczej po drugie wina też tego, że znów limity ograniczały. Tak szczerze na te przeprosiny potrzebne by były dwa rozdziały, ale, że nie mogłyśmy sobie na to pozwolić to musiałam się zmieścić w jednym. I wyszło tak niemrawo jak wyszło.
UsuńZachowanie ich obojga było w pewnym sensie podyktowane zmęczeniem. Mieli już dość tej sprawy, byli zniechęceni i zrezygnowani, więc całę napięcie przy przepraszaniu ulotniło się. Trochę za sprawą tego, żę oboje ustalili, że chcą się pogodzić, a cała ta sytuacja z kłótnią ich już zmęczyła doszczętnie.
No i cieszę się, że rozmowa z Shisuim przypadła ci do gustu, bo trochę się z nią męczyłam.
A co do następnych rozdziałów. Narazie Fugaku raczej nie będzia miał okazji zbytnio zabłysnąć na scenie, na to będzie trzeba trochę poczekać. Ale za to następne dwa rozdziały są Erroay a tam się będzie już działo, więc na pewno nie będziesz mieć na co narzekać :) I mam nadzieję, że następny mój rozdział już wróci na poprawne tory i przypadnie ci do gustu.
Pozdrawiam :)i wybacz, że ten nie spełnił oczekiwań.
Ann, wątku z Fugaku na pewno się doczekasz :-) rozdział, który napisałam tydzień temu w dużej części jest właśnie jemu poświęcony. Co nie znaczy, że wcześniej nic się w tym temacie nie dzieje ;-)
UsuńCo do zakończenia, to szczerze mówiąc ono nic nie wnosi tak naprawdę, bo temat nie jest w żaden sposób kontynuowany i nic z tej krótkiej rozmowy nie wynika. Jest sobie i o, koniec.
Tak, kolejne dwa rozdziały są moje i czy ja wiem, czy nie ma na co narzekać... kwestia dyskusyjna, bo mamy w końcu jakiś przełom. No ale nie ma sensu ciągnąć teraz tego tematu, to się wszystko okaże.
Pozdrawiam!