Sasuke, jako shinobi i w dodatku młody
ojciec, powinien być stanowczo bardziej spostrzegawczy.
Kiedy chwilę
po północy zgasił światło, by łatwiej usypiało mu się małą. Kiedy ledwo
przytomnie zerknął na zegarek przy łóżku i dostrzegł tylko ciemny ekran. Kiedy
panująca w pomieszczeniu ciemność była głębsza niż zwykle, na dworze świszczał
wiatr, a deszcz coraz mocniej uderzał o dachówki. Kiedy zdawało mu się, że od
podłogi wieje chłodem i powinien włożyć skarpetki.
Ledwo patrzył
na oczy, ale w końcu dopiął swego. Najwyraźniej
zmęczenie było zaraźliwe, bo chociaż Sumire spała tego dnia nieco dłużej niż
zwykle i wydawała się pobudzona, w końcu jej oczy również zaczęły się zamykać.
Może sprawiły to ciepłe ramiona ojca, a może pełny brzuszek? To nieistotne,
ważne, że Sasuke w końcu mógł świętować swój sukces.
Zwycięsko
umieścił córkę w łóżeczku i zwycięsko runął na własne, nie przejmując się już
zupełnie niczym.
A potem spał.
Godziny mijały, a on spał snem tak smacznym i głębokim, że później miał z tego
powodu tylko wyrzuty sumienia. Gdzie był jego instynkt, jego spostrzegawczość i
zdolność do oceny sytuacji?
Zawiodły.
Wszystkie te cechy przegrały z kretesem w walce ze skrajnym wyczerpaniem. I gdyby
wiercąc się przez sen, nie zrzucił przez przypadek kołdry na podłogę, zapewne
jeszcze przez długi czas by się nie obudził.
W końcu jednak
z trudem otworzył oczy. W pokoju było ciemno. Zamrugał kilkakrotnie,
rejestrując przy okazji, że szczęka zębami. Podniósł się na łokciach i chciał
spojrzeć na zegarek, ale nie dostrzegł niczego z wyjątkiem całkowitego mroku. I
zimna. Choć to akurat poczuł. Zatrząsł się i objął ramionami, rozcierając gęsią
skórkę, która pojawiła się na rękach. Czemu było tak lodowato? Umysł pracował
jakby w zwolnionym tempie.
Sasuke
wzdrygnął się, kiedy jego bose stopy spotkały się z zimną podłogą. Podniósł z
paneli kołdrę, zarzucił sobie na ramiona i podszedł do okna. Wiatr zmienił
kierunek i krople deszczu z łoskotem uderzyły w szybę, ale nawet pomimo ulewy, Sasuke
nie miał wątpliwości, że na dworze było zupełnie ciemno. Która mogła być
godzina?
Rozejrzał się
po pokoju, starając się namierzyć komórkę, ale nie okazało się to wcale takie
łatwe. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na łóżko, a potem z powrotem za okno. Zatrząsł
się od chłodu, który szedł od podłogi i dopiero wtedy to sobie uświadomił.
W pokoju było
zimno.
Nie działał
ani zegarek elektroniczny, stojący na szafce nocnej, ani latarnie, których żółte
światło wpadało co noc do sypialni.
Nie było
prądu.
I nie było
ogrzewania.
Sasuke upuścił
kołdrę i szybkim krokiem podszedł do kołyski. Nie widział niczego, prócz zarysu
postaci, a mimo to, zanim dotknął córki, zamknął oczy.
Niemowlęca
skóra, z wyjątkiem tego, że niesamowicie gładka i miękka, była też teraz
zdecydowanie zbyt zimna. Zimniejsza niż podczas nielicznych zimowych spacerów.
Zimniejsza niż… och, cholera, zimniejsza niż wszystko! Walące w piersi serce
zaczęło mu podpowiadać, że była zimna jak skóra trupa, ale Sasuke nie wierzył. I
dopóki nie wyczuł ruchu i delikatnego bicia serca pod wyciągniętą dłonią, był
pewien, że zaraz straci rozum.
– O ja
pierdole – szepnął, podnosząc córkę i przytulając do piersi. Jej skóra była tak
chłodna, że aż się wzdrygnął. – Kurwa…
Nie zwracając
uwagi na to, że teraz sam drży, podszedł do łóżka i wymacał miejsce, w którym
jeszcze przed chwilą leżał. Materac wciąż był ciepły, więc położył na nim
dziecko, a potem wrócił po kołdrę, która leżała obok kaloryfera przy oknie.
Jedno szybkie dotknięcie grzejnika wystarczyło, by nabrał pewności, że nie
działał już od wielu godzin. Ale czy to na pewno z powodu zimna tak trzęsły mu
się ręce? Czy to dlatego tak mocno waliło serce?
– Tak to jest,
kiedy kobieta zajmuje się szukaniem mieszkania, zamiast poprosić o pomoc –
szepnął Sasuke do córki, kiedy zaczął ją owijać w ciepły materiał. Dwa razy
sprawdził, czy na pewno jej nie przydusił, kiedy stworzył wokół niej kokon z
jeszcze ciepłej kołdry, a potem padł na kolana przed łóżkiem. – Kupuje dom na
odludziu, gdzie bywają problemy z dostawą prądu i w dodatku wybiera taki,
którego poprzedni właściciel nigdy nie słyszał o ociepleniu. Czujesz? W cholerę
daje od tego okna, ściany są nieszczelne, ale… Ale to nieważne, bo…
Sasuke umilkł,
czując gule w gardle i pieczenie pod powiekami. Sumire powierciła się chwile w
pościeli.
– Bo tyle razy
cię prosiłem, żebyś choć raz pozwoliła mi się wyspać, ale czy musiałaś mnie
posłuchać akurat dziś? Naprawdę nie mogłaś być głodna? Nie mogłaś czegoś
chcieć? Choćby dla… zwykłego kaprysu. Albo na złość… mnie na złość… ojcu.
Przejechał
palcem po chłodnej skórze córki i poczuł, że w oczach zbierają mu się łzy. Ostatnie
trzy tygodnie tak bardzo go wymęczyły, że nie potrafił już panować nad
emocjami. Miał nadzieję, że z czasem będzie łatwiej, że prędzej czy później
wszystkiego się nauczy, ale wiele rzeczy wciąż szło nie tak. Sasuke
kilkakrotnie łapał się na tym, że jest bliski płaczu i z każdym kolejnym razem
coraz trudniej było mu się od niego powstrzymać. A najgorsze było to, że miał
pełną świadomość, że w końcu mu się to nie uda. Kiedyś nie wytrzyma i wypłacze
wszystkie żale w poduszkę, ciesząc się, że nikt go w tej sytuacji nie widzi.
Przetarł oczy
wierzchem dłoni, wziął kilka głębokich wdechów, a potem jeszcze raz zerknął na
dziecko i wmawiając sobie, że wszystko jest okej, postanowił poszukać świec. W
sypialni naturalnie ich nie było, więc po omacku wyszedł z pokoju i zszedł na
dół. Pośliznął się na szmatce, którą zostawił wczoraj na jednym z górnych
stopni i runął w dół.
– Kurwa –
sapnął, zaciskając szczękę, by nie wyrzucić z siebie całej serii przekleństw.
Złapał się za
bolące miejsce i powoli dźwignął na nogi. Pokuśtykał do kredensu i przewalając
zawartość szuflad, w końcu namierzył kilka długich woskowych świec.
Kiedy wrócił
do pokoju, uzmysłowił sobie, że cały czas się trzęsie. Chwycił bluzę
przewieszoną przez oparcie krzesła i założył na gołe ciało. Następnie zapalił
dwie świeczki, ustawił je na szafce nocnej i uklęknął przed łóżkiem.
Świece nie
dawały zbyt wiele światła, ale wystarczająco, by mógł wreszcie przyjrzeć się
dziecku. Sumire leżała spokojnie z zamkniętymi oczami i najwyraźniej pomimo
paniki ojca, zasypiała. Sasuke ostrożnie sprawdził, czy na pewno jej nie
poddusił i czy dla odmiany nie było jej zbyt gorąco w tym kokonie, który
stworzył. Wszystko wydawało się w porządku.
Sasuke oparł
brodę na dłoni i wzdrygnął się, czując chłód idący od podłogi. Wciąż siedział
na boso, a temperatura w pokoju nie przekraczała dziesięciu stopni Celsjusza.
Poszukał chwilę pod krzesłem i wymacał wczorajsze skarpetki, których nie miał
siły zanosić do pralki, bo był tak zmęczony, że zrzucił z siebie wszystko na
podłogę, z zamiarem sprzątnięcia rano. I chyba pierwszy raz cieszył się z tego,
że postąpił w ten sposób.
Głowa leciała
mu raz po raz, ale nie mógł się tak po prostu położyć. Bałby się, że przez sen
mógłby zrobić córce krzywdę, a skoro to ona chwilowo zajmowała łóżko, jemu
pozostawała… podłoga.
Narzucił na
ramiona koc, pod którym kiedyś z Haniko uwielbiali uprawiać seks i raz jeszcze spojrzał
na owoc ich igraszek. Sumire ułożyła rączki po obu stronach głowy i oddychała
spokojnie. Sasuke pozwolił sobie oprzeć głowę na materacu, uspokojony tym, że
to wszystko tak dobrze się skończyło.
Już dobrze,
powtarzał sobie w myślach. Uspokój się, już wszystko dobrze.
***
Haniko
przeciągnęła się i kontynuowała wykonywanie serii przysiadów. Włosy wysunęły
się częściowo z luźnego koka, którego zaplotła na czubku głowy, a na czole
wystąpił pot. Przerwała ćwiczenia, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
Tsunade
zmierzyła ją krytycznym spojrzeniem i zerknęła do teczki, którą przyniosła ze
sobą.
– Tylko się
nie przetrenuj, twój organizm wciąż jest jeszcze osłabiony.
– Zauważyłam –
oznajmiła Haniko, wykonując skłon. Prostując się, wykonała jeszcze kilka
skrętów głową i spojrzała na kobietę. – Kiedy będę mogła wyjść ze szpitala?
Tsunade
przerzuciła papiery i zmarszczyła brwi.
– Twój stan
się poprawił, ale trucizna bardzo wolno wypłukuje się z organizmu.
Zmniejszyliśmy jej stężenie o osiemdziesiąt procent, ale zanim będziesz
zupełnie zdrowa, musi minąć jeszcze co najmniej około tygodnia.
Haniko
pokiwała głową, powstrzymując się od westchnięcia. Spieszyło jej się, bardzo
jej się spieszyło, żeby wrócić do domu i córki, ale nie pisnęła ani słowa.
Zawsze uważała się za dosyć cierpliwą i rozsądną kobietę, a do pełni zdrowia
brakowało jej teraz przede wszystkim rozwagi i czasu.
– Wciąż szybko
się męczysz – zauważyła Hokage. – Najlepiej by było, gdybyś poczekała z tymi
ćwiczeniami, aż wszystko wróci do normy.
–Wiem, ale… ja
już po prostu nie mogę siedzieć bezczynnie i czekać. – Shimanouchi usiadła na
skraju łóżka i odgarnęła włosy z czoła. – Staram się zachować umiar. Chociaż od
kiedy zobaczyłam po raz pierwszy swoje odbicie w lustrze, nie ukrywam, że jest
trudno.
Dotknęła
swojego brzucha, a potem zjechała na uda. Sasuke schudł ponad dziesięć kilogramów,
a ona dla równowagi tyle przytyła. I dopóki leżała w łóżku i nie miała za
bardzo sił się ruszać, zupełnie jej to nie przeszkadzało. Teraz jednak każde
spojrzenie na swoją sylwetkę tylko ją frustrowało. Im więcej wracało jej sił,
tym bardziej rosła determinacja, by wrócić do poprzedniej wagi.
– Jak uważasz.
Jednak nie o tym przyszłam z tobą pomówić. – Tsunade przysunęła sobie krzesło i
usiadła naprzeciwko. – Chciałam porozmawiać o Sasuke…
***
– Cicho… –
szepnął, przytulając dziecko do piersi i nerwowo krążąc po kuchni. – Już
dobrze, nie przejmuj się.
Sasuke nie
miał pewności, czy ostatnie słowa skierował do Sumire, czy raczej do siebie,
ale nie miało to znaczenia.
Córka zbudziła
go płaczem chwilę przed ósmą, dostała gorączki i nie chciała jeść. I choć
starał się zachować spokój, przekonując samego siebie, że przecież to nic
takiego, że gorączkę trzeba po prostu zbić, to powoli kończyły mu się pomysły.
Zaraz, zaraz…
jakie pomysły? Nie miał przecież najmniejszego. Nie wiedział, czy pięciotygodniowemu
dziecku można zbić temperaturę, kąpiąc je w zimnej wodzie, czy podając jakieś
leki. A jeśli tak, to jakie? Obszukał apteczkę i wszystkie szafki w łazience,
ale nie znalazł niczego, co nadawałoby się dla niemowląt. Powinien pewnie
skoczyć do apteki, ale… co miałby zrobić z Sumire? Zabrać ze sobą? Wątpił w to,
by był to dobry pomysł, ale zostawiać jej też nie chciał.
A co, gdyby
już znalazł się w tej aptece? Skąd miałby wiedzieć, co kupić i czy mógłby to
podać dziecku na pusty żołądek? Zaufać farmaceutce? Powiedziałaby mu wszystko,
byle go zadowolić. Nikt nie powinien przyjmować leków w taki sposób, a już na
pewno nie takie małe dziecko. Do tej pory karmił córkę średnio co trzy godziny,
ale w tej chwili mijało niemal jedenaście od jej ostatniego posiłku i Sasuke
zaczynał powoli wpadać w panikę.
Przytulił
opiekuńczo jej ciepłe ciałko do piersi i wziął kilka głębokich wdechów, zanim
sięgnął po telefon. Nie chciał brzmieć tak żałośnie, jak się czuł. Najchętniej
nie przyznawałby się do porażki i nie prosił o pomoc, ale wiedział, że teraz
już nie ma wyjścia.
Z Sumire w
ramionach usiadł na rogu kanapy i przycisnął komórkę do ucha.
– Ciiii… –
szepnął, kołysząc ją lekko, a potem skupił się na sygnale połączenia.
Kiedy przez
długi czas nikt nie odebrać, rozłączył się, odczekał chwilę i wybrał numer raz
jeszcze.
Tym razem nie
musiał zbyt długo czekać.
– Halo?
– Ma… – urwał
w pół słowa. Kim była ta kobieta? Zmarszczył brwi. – Z kim rozmawiam?
– O, to ty,
Sasuke? Mówi Asami, sąsiadka. Twoja mama prosiła mnie, bym zaopiekowała się
twoją siostrą. Mogę w czymś ci pomoc? Jak się masz, maleńki?
Sasuke zacisnął
szczękę. Nawet gdyby się nie przedstawiła, po tym maleńki poznałby ją wszędzie. I o ile był w stanie zrozumieć, że
zwracała się tak do niego, kiedy był jeszcze smarkiem, tak odkąd był od niej
wyższy o dwie głowy, zaczęło go to irytować. Zwłaszcza kiedy tytułowała go w
ten sposób przy starszym bracie, do którego jakoś potrafiła zwracać się normalnie.
– Czy matka
mówiła pani, dokąd wychodzi?
– Tak,
wspomniała, że chce wpaść do Itachiego z wizytą. Och, to taki zaradny chłopak.
Sasuke ugryzł się
w język, żeby tego nie skomentować. Bo on oczywiście z zaradnością nie miał nic
wspólnego. Pewnie nie powinien nawet znać takiego słowa.
– A co to za
dźwięki w tle, maleńki? – zainteresowała się sąsiadka. – To twoja córeczka?
Mikoto wspominała, że zajmujesz się małą. Och, jest przesłodka, tak
przecudownie sobie gaworzy.
– Dziękuję za
pomoc, do widzenia – wycedził Sasuke i czym prędzej się rozłączył.
Głośnych
krzyków Sumire z całą pewnością nie można było pomylić z niczym innym, a już na
pewno nie z radosnym gaworzeniem, na które było zresztą jeszcze za wcześnie.
Poza tym do tej pory tylko Keiko udało się rozweselić małą na tyle, by nawet
przez moment wyglądała na szczęśliwe dziecko.
Westchnął,
uświadamiając sobie, że czeka go dużo trudniejsza rozmowa. Dźwignął się na nogi
i zaniósł córkę na górę. Pomimo tego, że głośno płakała i wierzgała kończynami,
przykrył ją kocykiem i cicho wyszedł z pokoju. Zamknął drzwi i oparł się o nie,
spoglądając na telefon.
Itachi nie
mógł się dowiedzieć, że nie radził sobie z opieką nad dzieckiem. Mógł się tego
domyślać i Sasuke był tego w pełni świadomy, ale nie zamierzał dawać mu na to
żadnych dowodów. Podszedł do schodów i usiadł na którymś z niższych stopni, bo
dopiero z takiej odległości nie było słychać płaczu.
Przeczesał
palcem włosy, przysuwając telefon do ucha. Jeden sygnał, drugi. Dłonie zaczęły
mu się lekko pocić, ale udawał, że tego nie zauważa. Odchrząknął jeszcze dla
pewności i usłyszał w końcu głos brata w słuchawce.
– Tak?
Otworzył usta,
żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamknął. Kto by pomyślał, że rozmowa z nim
okaże się tak trudna. Ostatnio też nie potrafił wydobyć z siebie głosu.
– Jeśli znowu
chodzi o Keiko, to wiedz, że już odzyskała telefon i jeśli będzie miała ochotę,
to się z tobą skontaktuje – odparł niechętnie Itachi.
– Nie.
– Co nie?
Nic, chciał odpowiedzieć Sasuke i się
rozłączyć, ale wiedział, że to głupie. Zazgrzytał zębami, mając nadzieję, że
brat tego nie usłyszy i w końcu postanowił się odezwać.
– Jest u ciebie
mama? Daj mi ją do telefonu – zażądał.
Kiedy Itachi
potwierdził, Sasuke w końcu poczuł, że uchodzi z niego napięcie.
– Sasuke? – odezwała się Mikoto. – Chciałeś ze mną rozmawiać?
– Mamo, Sumire
ma gorączkę i… nie wiem, co mam robić.
Przymknął
oczy, uświadamiając sobie, że żałośnie to zabrzmiało. Po drugiej stronie przez
chwilę panowała cisza.
– Zaraz u
ciebie będę. Jak wysoką?
– Ja… nie
wiem.
Nawet przez
myśl mu nie przeszło, żeby zmierzyć jej temperaturę, taki był zaaferowany, że w
ogóle ją miała. No po prostu pięknie. Wzorowy ojciec.
– Nie martw
się, kochanie, to na pewno nic poważnego. Zaraz u ciebie będę. Itachi, możesz
mi pomóc… tak, dziękuję. Podaj mi jeszcze torebkę. Tak, tak. – Sasuke
wsłuchiwał się w jakieś szumy. – Sasuke, jesteś jeszcze? Mógłbyś teraz zmierzyć
jej temperaturę?
– Zrobię to.
Mikoto
pożegnała się i oddała komórkę Itachiemu. Sasuke jednak nie zamierzał więcej
rozmawiać z bratem, więc rozłączył się, zanim Itachi zdążył się odezwać.
***
Itachi nie
wiedział, czy z ulgą przyjąć fakt, że Mikoto zbiera się do wyjścia, czy zacząć
się niepokoić.
– Coś się
stało? – spytał, kiedy matka oderwała się od kartki, na której pisała coś
zawzięcie od dwóch minut.
– Sumire się
przeziębiła. Wiesz, Itachi, taka pogoda, to kiepski okres dla niemowląt.
Itachi nie
odpowiedział. Kiepska pogoda czy nie, na pewno można było temu zaradzić. Wcale
nie cieszyło go, że Sasuke ostatecznie okazał się kiepskim rodzicem, ale nie
mógł zaprzeczyć, że miał rację.
Mikoto
skończyła pisać, zajrzała do portfela i przeliczyła pieniądze. Pokiwała w
zamyśleniu głową, a potem poszła do przedpokoju i sięgnęła po buty. Itachi
stanął obok.
– A ty się nie
ubierasz?
Itachi zacisnął
usta. Nie było mowy, żeby poszedł z nią do Sasuke i patrzył, jak jego
niedojrzały brat wypiera się odpowiedzialności za dziecko i przy pierwszych
kłopotach, zrzuca wszystko na innych. Mikoto bez mrugnięcia zajmie się Sumire,
a on będzie mógł zacząć się wymądrzać, jak wiele poświęcił dla córki.
Itachi zdawał
sobie sprawę, że zapewne nieco wyolbrzymia, ale wcale go to nie powstrzymywało.
– Zostaję w
domu, do niczego się tam nie przydam.
– Ależ
oczywiście, że się przydasz – oznajmiła Mikoto, sięgając na wieszak po kurtkę.
– Proszę, będę potrzebować twojej pomocy.
– Nie, przykro
mi.
– Itachi,
proszę. – Mikoto chwyciła go za rękę. – Chciałabym ugotować Sasuke coś
treściwego do jedzenia, ale nie dam rady zajmować się chorym dzieckiem i robić
zakupów jednocześnie.
– Powiesz
Sasuke, co ma kupić, to pójdzie. Przepraszam, ale ja… muszę zanieść Keiko kilka
rzeczy.
Zanim jednak
zdążył wyrwać rękę w jej uścisku, Mikoto objęła go w pasie i przywarła do niego
całym ciałem. Itachi zastygł, bo matka raczej rzadko się do niego przytulała,
wszystkie czułości zachowując dla młodszego syna.
Westchnął i niechętnie
odwzajemnił uścisk.
– Dobrze,
pomogę – oznajmił, tłumiąc irytację. – Ale zrobię tylko te zakupy i idę.
Mikoto
uśmiechnęła się do niego ciepło i pogłaskała po policzku.
– Jesteś
kochany.
***
Sasuke miał
wrażenie, że zaraz zwariuje. Ze zmartwienia, irytacji, właściwie powodów było
multum. Jak na chore i głodne niemowlę, Sumire miała bardzo wiele sił i
uprzykrzała mu życie już od dłuższego czasu. Krzyczała, wierciła się, nie
dawała się nawet w spokoju ubrać ani przytulać. Tylko wyła, non stop wyła. I nagle
Sasuke nabrał pewności, że byle mróz i niepogoda nie byłyby w stanie odebrać
życia jego córce.
– Wytrzymałość
odziedziczyłaś po mnie – burknął pod nosem, bujając dziecko, po czym spojrzał
na zegarek. – Twoja mama nie ma najmocniejszego organizmu.
Minęło
czterdzieści minut od rozmowy z Mikoto i Sasuke zaczynał się niecierpliwić. Nie
wiedział, czy to była jego wyobraźnia, czy nie, ale miał wrażenie, że Sumire
była coraz cieplejsza i lada moment wypali mu dziurę w klatce piersiowej. Kiepskimi
żartami próbował poprawić sobie humor, ale wcale nie było mu do śmiechu.
Kiedy w końcu
usłyszał dzwonek do drzwi, odetchnął z ulgą.
– Będzie
lepiej, mała. Babcia przyszła – szepnął do niej Sasuke.
Poprawił
kocyk, w który owinął córkę, a wolną ręką szarpnął za klamkę i uchylił drzwi.
Gdyby od razu podniósł wzrok, zauważyłby, że na wycieraczce stały dwie osoby, a
nie jedna, ale Sumire zadrżała pod wpływem zimnego powietrza z dworu, więc poprawił
przykrycie i ciaśniej otulił ją ramionami.
– Sasuke… –
szepnęła Mikoto.
– Wejdź, mamo
– odpowiedział i dopiero wtedy podniósł wzrok.
Itachi stał za
kobietą i patrzył na niego w autentycznym szoku. Sasuke na ten widok zacisnął
szczękę, a jego mina stężała.
– Co on tu
robi? – warknął, zerkając na matkę.
Mikoto zignorowała
pytanie i wyminęła go w drzwiach, ciągnąc starszego syna za rękę, bo wciąż stał
jak kołek. Powiesiła torebkę na wieszaku i odwróciła się do Sasuke.
– Moja
ukochana wnusia… – wyszeptała łagodnie, ostrożnie wyjmując Sumire z jego rąk. – Jaka ty
jesteś rozpalona.
– Trzydzieści osiem
i sześć – wycedził przez zęby Sasuke, mierząc brata groźnym spojrzeniem.
Itachi
zignorował jego niechęć i pomógł matce wyswobodzić się z kurtki, a potem sam
rozebrał się z wierzchniego odzienia i bez słowa skierował do kuchni.
Sasuke ruszył za nim. Itachi stał przy stole i
wypakował zawartość niewielkiej reklamówki z rzeczami z apteki. Podniósł
kartonik z jakimś lekiem, ale zanim zdążył przeczytać ulotkę, Mikoto pokręciła
głową i wskazała na inne pudełko.
– Ten jest na
wieczór. Podaj mi te niebieskie saszetki. Dawno temu jadła? – zwróciła się do
Sasuke.
– Dzisiaj nie
chciała w ogóle – odpowiedział cicho. – Ostatni raz… w nocy, koło pierwszej.
– Och, no
dobrze. To może… Itachi potrzymasz ją przez chwilę, a ja przygotuję mleko?
Sasuke, idź sobie odpocząć, mamy wszystko pod kontrolą.
Sasuke jednak
zignorował jej słowa i sam zaczął wyjmować butelkę i pudełko z białym proszkiem.
Wyrwał bratu jedną z niebieskich saszetek i mrużąc oczy, przeczytał instrukcję.
Lek należało podawać z mlekiem, więc wsypał proszek do miarki i odważył resztę
składników. Drugą ręką wstawił palnik, na którym stał garnuszek z wodą i włożył
do niego butelkę. Czuł na sobie spojrzenie Itachiego, ale nie odważył się
odwrócić, dopóki mleko nie zagrzało się do odpowiedniej temperatury. Sprawdził
jeszcze na nadgarstku, czy nie było za gorące, po czym podał butelkę matce.
Mikoto uśmiechnęła
się do niego, a potem przeniosła wzrok na wnuczkę i podsunęła jej przedmiot do
ust. Sumire odsunęła głowę, nie przerywając krzyku.
– Proszę –
szeptała kobieta uspokajająco. – Wiem, że jesteś głodna, kochanie. No dalej,
napełnisz brzuszek i poczujesz się lepiej. Zaufaj babci.
Jej głos
brzmiał tak łagodnie i czule, że Sasuke sam zapragnął pociągnąć trochę tego mleka. Sumire
w końcu chwyciła przynętę i przyssała się z pełnym zaangażowaniem do butelki. Mikoto
pochwaliła ją szeptem, a potem przeniosła wzrok na starszego syna.
– W bocznej
kieszonce torebki schowałam listę. Sprawdź, czego brakuje i skocz do sklepu,
dobrze?
Itachi skinął
głową i posłusznie wyszedł z kuchni. Mikoto w tym czasie wstała z krzesła i
skinęła Sasuke, by szedł za nią. Weszli po schodach do sypialni i usiedli obok
siebie na łóżku.
Pani Uchiha
nie powiedziała ani słowa, ale Sasuke czuł, że znowu zbiera mu się na płacz.
Ostatni raz rozmawiał z matką jeszcze przed narodzinami Sumire, a od czasu
swojego zniknięcia, unikał jej jak ognia. Nie odbierał telefonów – których nie
było znowu wcale tak wiele, bo Fugaku sprawował pieczę nad żoną i nie dawał jej
zbyt wiele okazji – i sam też ani razu nie zadzwonił. Wiedział, że matka była
nim rozczarowania, nie było innej możliwości.
– Dobrze się
spisałeś – oznajmiła po jakimś czasie, kiedy Sumire skończyła jeść. – Jestem z
ciebie dumna, synku.
Sasuke
zacisnął mocno oczy, a pięści, które trzymał na udach, zadrżały.
Chciało mu się
płakać bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
***
Itachi uporał
się z listą szybciej, niż przypuszczał. Sasuke miał w lodówce opakowanie
kupnych pulpetów i wodę mineralną, więc szybko doszedł do wniosku, że będzie
musiał po prostu kupić wszystko. Mikoto zapisała drobnym pismem całą kartkę,
ale namierzenie wszystkich produktów w sporym markecie zajęło mu stosunkowo
niewiele czasu.
A może po
prostu nie zwracał uwagi na jego upływ? Minuty mijały, a on nie potrafił
wyrzucić z głowy widoku zmartwionego Sasuke, który z czułością przytulał swoje
dziecko. Potem w oczy rzuciły mu się cienie pod jego oczami, potargane włosy i
zmęczenie, które wyraźnie odbijało się na jego chudej twarzy.
Wrażenia
dopełniał bałagan w mieszkaniu, do którego Sasuke w życiu by nie dopuścił,
gdyby tylko miał czas i siłę. A całą swoją uwagę najwyraźniej poświęcał…
Sumire, która nie wyglądała ani na zaniedbaną, ani niedożywioną, czego obawiał
się Itachi. Byłaby naprawdę ślicznym, pulchnym bobasem, gdyby nie krzyczała tak
przeraźliwie przez cały czas. Itachi czuł się zmęczony po kilku chwilach, więc
co dopiero musiał czuć Sasuke, który opiekował się nią już od trzech tygodni.
Podchodząc do
drzwi, Itachi doszedł do wniosku, że zaczyna nawet współczuć bratu. Kiedy
zdejmował buty, zrobiło mu się go szkoda, a kiedy wszedł do kuchni i zastał go
opartego o blat… nawet przez chwilę chciał go przeprosić i zapewnić, że od dziś
może liczyć na jego wsparcie.
Przynajmniej,
dopóki Sasuke się nie odezwał.
– Po co tu
przyszedłeś? – warknął, patrząc na Itachiego, jak na robaka, którego zamierzał
zdeptać.
No i to by
było na tyle.
– Jestem tu
dlatego, że mama prosiła mnie o pomoc – wycedził, siląc się na spokój. Żeby
zająć czymś ręce, zaczął wypakowywać zakupy na stół.
– To skoro już
zrobiłeś, co chciała, to teraz łaskawie wynoś się stąd.
Itachi
zmarszczył brwi.
– Jesteś
ostatnią osobą, która ma prawo mnie stąd wyrzucić. To nie twoje mieszkanie i…
– Nie moje
dziecko? – warknął Sasuke, robiąc krok w jego stronę. – Dalej rościsz sobie do
niego jakieś prawa? Powiedziałem: wynoś się. Wypierdalaj.
Zanim jednak
stało się coś jeszcze, zanim wybuchła awantura, która w krótkim czasie mogłaby
doprowadzić do rękoczynów, usłyszeli kroki na schodach, a chwilę później w
kuchni pojawiła się Mikoto.
– Zasnęła –
oznajmiła z uśmiechem, spoglądając to na Itachiego, to na plecy Sasuke, który w
międzyczasie odwrócił się do okna. – Może sam też pójdziesz się położyć?
– Nie ma
takiej potrzeby – stwierdził, kręcąc głową.
– Ale naprawdę
powinieneś odpocząć. Nie martw się, my wszystkim się zajmiemy.
– Już
powiedziałem – odparł ostrzej.
Mikoto
drgnęła, ale ku zdziwieniu Itachiego, wcale nie odpuściła. Położyła Sasuke dłoń
na ramieniu i obróciła przodem do siebie. Sasuke nawet na nią nie spojrzał,
uciekając wzrokiem w bok.
– Ile czasu
spałeś w nocy? Jesteś wykończony. Bardzo chciałabym ci pomóc i jakoś odciążyć,
ale za jakiś czas będę musiała wrócić do domu i zostaniesz z nią sam,
rozumiesz? Sumire się obudzi i będzie cię potrzebowała. Jest przeziębiona i
będzie wymagała więcej uwagi, więc nalegam, idź się prześpij, dopóki
możesz, bo potem nie będzie na to szansy. Zaufaj matce, wiem, co mówię. Mam
takie wspaniałe dzieci…
Sasuke zaniechał dalszej dyskusji. Mikoto chwilę głaskała go po ramieniu, ale w końcu odsunęła
rękę, a on z zaciśniętymi ustami skinął lekko głową i wyszedł z kuchni.
– Zrobiłem zakupy
– oznajmił Itachi, kiedy matka wciąż nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknął Sasuke.
– A, tak,
dziękuję ci.
Mikoto
uśmiechnęła się niemrawo i skończyła rozpakowywać torby. Wyglądała na
autentycznie zmartwioną, ale Itachi, zamiast zacząć się zastanawiać, o co tym
razem chodzi, zirytował się, że matka znowu zapomniała o całym świecie, bo
Sasuke stała się jakaś krzywda. Bo pierwszy raz w życiu miał jakiś problem.
Itachi naprawdę miał czasem wrażenie, że w rezydencji Uchiha świat kręci się
wokół Sasuke. Matka pieściła się z nim, jakby miał dziesięć lat, a ojciec do dziś
nie potrafił przeboleć, że mu się sprzeciwił i przy każdej
możliwej okazji, średnio dwa, trzy razy wspominał o byłym synu.
Bo Itachi
przecież nie miał prawa mieć żadnych problemów, czy zmartwień.
– Będę szedł –
oznajmił, sięgając po telefon, który położył na blacie. Zamierzał sprawdzić
godzinę, ale zamarł, kiedy tylko spojrzał na uśmiechniętą twarz Keiko.
Wepchnął
komórkę do kieszeni, zły na siebie, że zamiast myśleć o jej zdrowiu, przez
chwilę nawet zamartwiał się o brata. Jeśli już, to powinien raczej o bratanicę,
ale nie, on musiał poświęcić cenne minuty na Sasuke, który w najmniejszym
stopniu na to nie zasługiwał. Tylko że… to nie była prawda. Może był zły po
prostu na siebie? Wszyscy, na których mu zależało, ostatnio się od niego
odsuwali. Czym zawinił?
– Dokąd idziesz? – Mikoto
zdawała się nie słyszeć jego wcześniejszych słów.
– Do domu.
– Itachi,
proszę cię – westchnęła. – Zostań, jesteś mi potrzebny.
Nie
odpowiedział. Zawsze musiał być komuś potrzebny, ale nikt nigdy nie wpadł na
to, że może być potrzebny jemu. Uchiha Itachi – człowiek, któremu nigdy nie
była potrzebna pomoc.
– Nie
zachowujcie się obaj jak dzieci, już nimi nie jesteście.
– Mamo, jeśli
ktoś mówi nie... – Zamilkł. Nie? Chyba wypierdalaj, dodał w myślach. – To trzeba to uszanować. Nie będę się
narzucał, tym bardziej że nie mam na to najmniejszej ochoty.
– Sasuke jest
trochę… nieswój, to prawda, ale musisz mu wybaczyć. – Mikoto trwała przy swoim.
– Wiesz, jaki on jest. Nie potrafi poprosić cię o pomoc, ale z całą pewnością
jej potrzebuje. Wiesz… on tam na górze… – Urwała, nieco markotniejąc. – Po
prostu pomóż mi, jeśli nie chcesz jemu, proszę.
Itachi
spojrzał na matkę i westchnął, zdając sobie sprawę, że nie będzie w stanie jej
odmówić. Była naprawdę zdeterminowana i przejęta tym, co wydarzyło się na
górze, a o czym wspomnieć najwyraźniej nie chciała.
Uśmiechnął się
do niej nieco wymuszenie, przekonując się w myślach, że to jest właśnie to, czym
powinien się teraz zająć. Nie powinien siedzieć w pustym mieszkaniu i spoglądać
na rzeczy Keiko, bo do tej pory wcale nie robiło mu się od tego lepiej. Myślenie
i analizowanie sytuacji nie przynosiło efektów. Czuł się winny, ale i skrzywdzony, a oba
te uczucia w parze nie pomagały mu znaleźć rozwiązania. Tutaj się przynajmniej
do czegoś przyda.
– Jesteś
kochany. – Usłyszał po raz drugi tego dnia.
Przynajmniej
ona jedna tak uważała.
***
Itachi znalazł
sobie jakąś książkę i przez ostatnie dwie godziny delektował się lekturą, co
jakiś czas zaglądając do dziecięcego łóżeczka.
Mikoto kręciła
się po kuchni, a Sasuke usnął w salonie, więc to jemu przypadła opieka nad
dzieckiem. Sumire spała jak zabita, najwyraźniej wykończona tym dniem równie
mocno, co jej ojciec.
Itachi
skończył czytać rozdział, rozmasował powieki i spojrzał na małą.
Miał pięć lat,
kiedy urodził się Sasuke i dosyć dobrze pamiętał tamten okres. Wtedy po raz
pierwszy poczuł się naprawdę ważny. Jego braciszek był taki malutki i kruchy, a
na Itachim spoczęła odpowiedzialność za niego. Pokochał go całym sercem, kiedy
go po raz pierwszy zobaczył i teraz, patrząc na swoją bratanicę, czuł się dokładnie
jak wtedy.
Uśmiechnął się
kącikiem ust, kiedy Sumire poruszyła się przez sen. Zamknął książkę i po cichu
zszedł na dół. Po kuchni roznosił się smakowity zapach. Garnek stał na ogniu, a
Mikoto krzątała się przy zlewie, sprzątając tygodniowy bałagan.
Itachi
podszedł do kuchenki i podniósł pokrywkę. Mikoto zrobiła ulubione danie Sasuke
i to w takiej ilości, by starczyło mu na co najmniej kilka dni. Patrzył jeszcze
chwilę na parujący sos pomidorowy, po czym odłożył wieczko i spojrzał na
kobietę.
– Nałóż sobie.
W końcu miałam tobie coś ugotować, ale wyszło, jak wyszło. Nie krępuj się.
Itachi jednak
nie wyglądał na specjalnie skrępowanego. Wyjął sobie talerz z szafki, nałożył
świeżo ugotowanego ryżu i niewielką porcję sosu.
– Och, jak już
późno – zauważyła Mikoto, kiedy wytarła ostatni kubek i odwinęła rękawy
sukienki. – Zostaniesz jeszcze? Nie chciałabym na razie budzić Sasuke,
widziałeś, jak on wygląda.
– Zostanę.
– Cieszę się.
Będę się zbierać. – Mikoto podeszła do niego i ucałowała w czoło. – Zostawiłam
Sasuke na blacie kartkę z instrukcjami, pokaż mu ją, kiedy wstanie.
Itachi
przytaknął, wstając od stołu. Odprowadził matkę do drzwi, a zanim zamknął,
zapewnił jeszcze, że nie będą się kłócić. Wracając do talerza, nie był jednak
taki pewien, czy była to prawda.
***
Itachi tak
mocno wciągnął się w książkę, którą już jakiś czas temu poleciła mu Haniko, że
nawet nie spostrzegł, kiedy Sumire się obudziła. Nie wiedział, jak długo leżała
spokojnie w kołysce, dopóki nie zaczęła się wiercić i wydawać z siebie
dźwięków, które wkrótce miały zapewne przerodzić się w płacz.
Poderwał się z
miejsca i lekko niepewnie wziął bratanicę na ręce. Była cięższa, niż się
spodziewał, ale i tak wydawała się lekka, jak piórko w porównaniu z Kinari.
Itachi wprost
nie potrafił uwierzyć w te wszystkie historie Mikoto, kiedy to rzekomo jako
pięciolatek bez oporów wyjmował Sasuke z łóżeczka i w ogóle nie obawiał się, że
może zrobić mu krzywdę. Pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo
delikatny był jego malutki braciszek, a dziecięca odwaga dodawała mu śmiałości.
Ostrożnie
zszedł na dół, nawet ciesząc się z tego, że Sumire nie zachowywała się cicho,
bo przynajmniej to nie on musiał budzić Sasuke. Jednak ku jego zdziwieniu,
młodszy brat nie wyrwał mu dziecka od razu, kiedy go z nim zobaczył, a bez
słowa poszedł do kuchni i zaczął przygotowywać posiłek.
– Mama
zostawiła ci kartkę.
Sasuke kiwnął
głową i chwycił za pozostawiony świstek. Następnie odłożył go na miejsce i
poszedł do łazienki po termometr.
Kiedy już
ustalili, że Sumire miała niewielką gorączkę, Sasuke dodał zawartość kolejnej
saszetki do mleka i podszedł do Itachiego.
– Oddaj mi ją
– zakomunikował chłodno, a Itachi bez słowa wykonał polecenie.
Sasuke wyszedł
z córką z pomieszczenia, najwyraźniej nie zamierzając jej karmić w jego
obecności.
Wrócił po około
pół godziny z pustą butelką i od razu zabrał się do mycia. Itachi wpatrywał się
w jego plecy i zastanawiał, jak zacząć temat. Ładna pogoda, to na pewno nie był najlepszy tekst, biorąc pod
uwagę, że cały dzień z nieba siąpił deszcz, rozpuszczając resztki zalegającego
jeszcze gdzieniegdzie śniegu.
– Wyjaśnisz mi
to? – zaczął, kiedy Sasuke zakręcił kran i odwrócił się przodem.
W ręku trzymał
pudełko papierosów, które leżało na stole, kiedy przyszli. Nie chcąc denerwować
matki, niewiele myśląc, schował je do kieszeni, ale bratu nie zamierzał
odpuszczać. Jeśli Sasuke powie mu, że to nie jego sprawa, przestanie być tak
miło.
– Nie palę
przy dziecku – odparł, wyrywając mu opakowanie z ręki. Trzymał je przez chwile
niepewnie w dłoni, po czym otworzył szafkę pod zlewem i cisnął do kosza. – Po
problemie. A ty już chyba powinieneś iść.
– Tak, myślę,
że tak. Wezmę tylko książkę.
Sasuke nie
zaprotestował, więc Itachi po cichu wszedł na górę. Sumire spała jak kamień.
Uśmiechnął się lekko do siebie i chwycił pokaźne tomiszcze. Kiedy zszedł na
dół, brata już nie było. Zamknął się w kuchni, najwyraźniej nie zamierzając
odprowadzać go do drzwi.
Może to i
dobrze, pomyślał Itachi. I tak nie wiedziałby, co powinien mu jeszcze
powiedzieć.
***
Pomimo
nieprzyjemnego deszczu i mroźnego wiatru, Haniko z największą radością stała na
balkonie swojego pokoju i wdychała świeże powietrze. Na zewnątrz wszyscy
pochowali się przed brzydką pogodą, a ona chłonęła ją, nie mogąc się nadziwić,
ile szczęścia dawało jej wystawienie głowy na dwór.
Cofnęła się
lekko od balkonowej barierki, kiedy wiatr zmienił kierunek, a krople deszczu
zaczęły moczyć jej włosy i ubranie. Opatuliła się ciaśniej różowym polarem i
cofnęła do wejścia. Jeśli na coś nie mogła sobie teraz pozwolić, to było to
przeziębienie.
Usłyszała, że
ktoś otwiera drzwi do jej pokoju, więc odwróciła się i drgnęła. Osoba stojąca
przy jej łóżku i wpatrująca się w nią wyczekująco, nie była kimś, kogo by się
spodziewała.
–
Porozmawiajmy na zewnątrz – oznajmił mężczyzna i wypchnął ją z powrotem na
balkon, a potem sam wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Haniko oparła
się o ścianę po swojej lewej stronie, próbując maksymalnie odsunąć się od
niechcianego gościa.
– Doszły mnie
słuchy, że dochodzisz do siebie. Uznałem, że to najlepszy moment na poważną rozmowę.
– Żona panu
powiedziała?
Kątem oka
Haniko zauważyła, że Fugaku się zmarszczył. Oczywiście, że ona, bo któżby inny?
Itachi wciąż udawał, że utrzymuje z nią kontakty tylko po to, by móc szpiegować
dla ojca.
– Przyszedłem
ci zakomunikować, że nie życzę sobie, byś w dalszym ciągu mieszała się w sprawy
naszej rodziny.
Oczywiście nie
mógł odpowiedzieć normalnie. Haniko zmarszczyła brwi, widząc jego minę; wyraz
twarzy miał grobowy i tylko w oczach czaiła się iskierka złości.
– Owinęłaś
sobie mojego… byłego syna wokół palca, zdradziłaś nas i wystawiłaś na łaskę
Hokage. Trzymaj się od mojej rodziny z daleka, bo może zrobić się… nieprzyjemnie.
Nie
odpowiedziała, nie miała w zwyczaju reagować na takie groźby.
– Wyzdrowiej,
zabierz swojego bękarta i wracaj do dawnego życia. Taka jest moja propozycja.
– Propozycja…
– powtórzyła po nim Haniko. – Wziąć dziecko i zniknąć. Zostawić Sasuke i pańską
rodzinę. Bardzo ciekawa ta… propozycja – zakpiła.
Fugaku drgnął.
– Jego los
mnie już nie interesuje. To już nie
jest moje dziecko – wyjaśnił. – Możesz z nim zrobić, co tylko chcesz.
Interesuje mnie tylko dobro mojej rodziny.
Haniko
milczała. Wpatrywała się przez chwilę w panoramę Konohy, ale uznała, że nie
może tak tego zostawić. Gdzieś tam po lewej stronie znajdowała się dzielnica
Uchiha i jej mieszkańcy, których Drugi Hokage postanowił wygnać na obrzeża
wioski. Zostali potraktowani bardzo niesprawiedliwie, ale to nie zwalniało ich
z traktowania innych przyzwoicie. Otrzymali od wioski drugą szansę, a sami nie
zamierzali jej teraz nikomu dawać. A właściwie, to Fugaku nie zamierzał.
– Sasuke jest
pańskim synem – wypaliła Haniko, odwracając się przodem do mężczyzny. – A
Sumire pańską wnuczką i będzie nią, niezależnie od tego, co pan powie. Jeśli
pańska żona ma ochotę się z nią widywać, to ja nie zamierzam jej tego
utrudniać.
– A więc
wybrałaś…
Śmierć. Haniko była niemal pewna, że to
właśnie chciał powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
– Nie, to pan
wybrał samotność.
– Słucham? –
wysyczał.
– Naprawdę pan
tego nie widzi? Może pan sobie wmawiać, że to Sasuke i moja córka stanowią
zagrożenie dla pańskiej rodziny, ale to pan nim jest. A ani pani Mikoto, ani
Itachi nie są głupi. Jeśli dalej będzie pan postępował w ten sposób, to wkrótce
wszyscy się od pana odwrócą – oznajmiła, kręcąc głową. – Nie uważa pan, że to
smutne? Sasuke całe życie dążył do tego, by wreszcie zaczął pan go zauważać.
Robił wszystko, o co pan prosił, podporządkowywał się i płaszczył, jeśli było
trzeba, a co dostał w zamian? Jeden jedyny raz postąpił zgodnie z własnym
sumieniem, robiąc to, co uznał za słuszne, a pan go od razu odrzucił. A kto
wie, być może powstrzymując ten cały śmieszny zamach, uratował panu życie?
– Ten człowiek mi się
sprzeciwił, zniszczył wszystko, co planowaliśmy latami.
– wycedził Fugaku, wykonując krok w jej stronę. – Zrównał nasze marzenia
z ziemią i nie zasłużył na rozgrzeszenie!
– Wasze,
czyli? Pańskie, tak? Bo pani Mikoto nie wygląda mi na osobę, która marzyłaby o
obalaniu obecnej władzy, Itachi zresztą też nie. Wielu z tych was też uznało najwyraźniej ten pomysł
za nierozważny, bo poddało się, zanim udało się panu cokolwiek zdziałać. Jest
pan pewien, że mówi pan w imieniu wszystkich? Może to wcale nie było marzenie
pańskiej żony; ma małe dziecko i wątpię, by tym, czego pragnęła, była
wojna. Itachi i Sasuke też mają prawa do własnych pragnień.
Zamilkła,
zdając sobie sprawę z tego, że wkracza na grząski grunt. Itachi wciąż
szpiegował ojca, udając, że podziela jego rządzę władzy, więc mogła sobie
jedynie pozwolić na zasianie ziarenka niepewności. Fugaku i tak powinien ją
zlekceważyć, bezwarunkowo ufając swojemu synowi.
– Ktoś taki
jak ty, nigdy nie zrozumie i w pełni nie pojmie naszej sytuacji. Skandalu,
jakim jest obecna władza i hańby, jaka wisi nad naszym rodem – wysyczał przez
zaciśnięte zęby, jakby z trudem zmuszał się do tego, by to powiedzieć.
Haniko
pokręciła głową.
– Naprawdę
szczerze polecam się panu zastanowić, czego najbardziej pan pragnie: władzy,
czy uznania rodziny? Jeśli dalej będzie pan postępował niesprawiedliwie i karał
za to, że ktoś ma inne zdanie, zostanie pan sam. Myślę, że jeszcze nie jest za
późno, by Sasuke panu wybaczył.
– Nie
zamierzam prosić zdrajcy o wybaczenie! – Uniósł się, zaciskając pięści. – Takiego
nieposłuszeństwa nie zamierzam tolerować! Itachi w przeciwieństwie do… –
Zawiesił się, najwyraźniej nie zamierzając wymawiać imienia młodszego syna. –
Nigdy mnie nie zawiódł!
– Jest pan
niesprawiedliwy – oznajmiła Haniko, poprawiając polar, czując zimne powietrze
na skórze. – I sam siebie pan oszukuje. Wszystko, co zrobi Sasuke, uważa pan za
błąd. Jeśli Itachi jakiś popełni lub zachowa się niezgodnie z pańskimi
oczekiwaniami, wmawia pan sobie, że sam tego chciał. Czy tak samo pan postąpił,
kiedy Itachi wyprowadził się do Keiko, której pan przecież nie lubi?
– Co? –
wypalił Fugaku, tracąc rezon.
Haniko zawahała
się, uzmysłowiając sobie, jak wielką gafę właśnie popełniła, broniąc Sasuke. Przecież
Fugaku nie wiedział, dokąd wyprowadził się Itachi. No pięknie, dołożyła
przyjacielowi kolejnych zmartwień. Mleko się rozlało, ale nic nie stało na
przeszkodzie, żeby przekuć je w żelazo. Albo… nie, to chyba nie tak szło.
– Niech się
pan uspokoi i spojrzy na wszystko z punktu widzenia osoby
postronnej. Itachi pana okłamał, ale może zamiast atakować go z tego powodu,
powinien się pan zastanowić, dlaczego to zrobił. I dlaczego, z wyjątkiem pana,
wszyscy wiedzą, gdzie teraz mieszka? Dlaczego?
Fugaku nie
odpowiedział. Zacisnął szczękę, a potem gwałtownie pchnął drzwi i wszedł do
pokoju. Po chwili i do niego trzasnęły drzwi wejściowe, a Haniko ponownie
została sama.
Westchnęła,
mając nadzieję, że nie narobiła większych szkód, niż podejrzewała.
***
Sasuke
siedział na krześle w kuchni i kołysał córkę do snu. Zalet jej choroby było
niewiele, ale jednak jakieś były – usypianie Sumire przestało być problemem. Zazwyczaj
musiał się nieźle nagimnastykować, żeby przekonać ją do drzemki, a dziś wystarczała
jej chwila w jego objęciach, by skutecznie i na długo odpływała.
– Pewnie
jakieś środki usypiające są w tych lekach – wyszeptał.
Spojrzał na
jej zaspane oczka, które zdawały się coraz bardziej przymknięte, aż w końcu jej
niewielkie ciałko zupełnie się rozluźniło. Uśmiechnął się delikatnie na ten
widok i dotknął jej pulchnego policzka.
Po chwili
zaniósł ją do łóżeczka, zerknął, czy na pewno odpowiednio ją przykrył, sprawdził,
czy kaloryfer na pewno działa, po czym udał się do kuchni. Nachmurzył się już
od progu, dostrzegając otwartą szafkę pod zlewem i opakowanie papierosów na
samym szczycie sterty śmieci. Jeżeli Itachi przekaże Haniko, co widział, mogą z
tego wyniknąć niemałe kłopoty. Przecież obiecał jej, że rzuci palenie i nie
sięgnie już po papierosy.
Cztery dni
temu, zirytowany brakiem wieści, wyszedł dowiedzieć się czegoś o stanie zdrowia
Keiko, a skończyło się na tym, że jakimś cudem zaszedł z Sumire do szpitala i znalazł
się w pokoju tej, której unikał jak ognia. Haniko była niemniej zdziwiona jego
widokiem, ale przyjęła go bez złego słowa. Prawdę mówiąc, to właściwie w ogóle
niewiele mówili. Jemu język ugrzązł w gardle, a ona nie wydawała się skora
do rozmowy, całą uwagę poświęcając córce. Tak ciężkiego milczenia jeszcze między nimi nie było. Sasuke
posiedział u niej dwadzieścia minut, wymienili się tylko zdawkowymi
informacjami dotyczącymi dziecka, a potem… poszedł. W drodze powrotnej był tak
zdenerwowany, że zaszedł do pierwszego lepszego sklepu i kupił papierosy.
Wypalił dwa, dopiero kiedy znalazł się niedaleko domu, a potem zły na siebie
rzucił paczkę na stół i od tej pory jej nie ruszał.
Teraz Itachi
mógł wszystko zepsuć.
Zacisnął
pięści, denerwując się na brata, ale zanim zdążył się rozpędzić w
samonakręcaniu się, zadzwonił telefon.
– Keiko.
– Sasuś! –
krzyknęła do słuchawki. – Co tam słychać?
– Wszystko
dobrze – skłamał gładko. – A u ciebie? Jak się czujesz? – spytał, mając
nadzieję, że wywoła tym monolog i uniknie ciągnięcia za język.
Po drugiej
stronie nastała cisza. Sasuke już miał powiedzieć coś jeszcze, bo milczenie
bardzo się przeciągało, ale Keiko nieoczekiwanie się odezwała.
– Dobra, co
się stało? Mów mi natychmiast.
– To ty
odpowiedz, a nie udajesz, że mojego pytania nie było.
– Sasuke, no
przecież słyszę, że coś jest nie tak! Spytałeś mnie, jak się czuję, to
podejrzane…
Zaklął w
myślach. Podejrzane… no może odrobinę. Zazwyczaj, kiedy do niego dzwoniła,
skupiali się na rzeczach błahych, żeby zapomnieć o zmartwieniach. Ostatnio
opowiadali sobie nawet dowcipy. Chociaż opowiadali,
to złe słowo. To Keiko mówiła, bo on żadnego nie znał.
– Uznałem, że
nie możemy tego w nieskończoność odkładać – wypalił, niepewny jeszcze, o czym
właściwie mówi.
– E, ale że
czego?
– Rozmowy. Wal.
Keiko jednak
milczała. Sasuke przewrócił oczami. Musiał być stanowczy.
– Keiko…
– To ty wal –
odpowiedziała. – Coś się stało, prawda?
Przejrzała go.
Dlaczego tak dobrze go znała? Przecież rozmawiali ze sobą tak bardziej od
zaledwie dwóch miesięcy, wcześniej traktując się z obojętnością, a nawet
wrogością. Ile razy w tamtym czasie próbował nastawić ją przeciwko bratu? Obrażał
ją i uważał za głupią, a takich rzeczy raczej szybko się nie zapominało. Pewnie
powinna wciąż mieć mu to za złe, a nie miała.
A mimo to nie
potrafił się przemóc. Czasem udawało jej się coś z niego wyciągnąć, ale były to
szczątkowe informacje. Nie potrafił jej opowiedzieć o tym, jak paskudnie czuł
się przez cały dzień i że niemal rozpłakał się przy Mikoto. Wystarczyło, że
matka i tak widziała jego łzy, bo jedna czy dwie zdążyły popłynąć mu po
policzkach, zanim wybiegł z pokoju.
– Jesteś tam?
– spytała Keiko. – Muszę ci się do czegoś przyznać…
– Jestem.
– Ale najpierw
musisz mi obiecać, że nie będziesz krzyczał! Bo ja naprawdę bardzo, bardzo nie
chciałam. To tak przypadkiem się stało, podszedł mnie po prostu od złej strony,
no i wiesz… zanim zdążyłam się zorientować, już było po. Ale bardzo mi głupio z
tego powodu i już kilka razy chciałam ci powiedzieć, ale jakoś po prostu…
– Obiecuję –
przerwał jej Sasuke, bo obawiał się, że jeśli Keiko wpadnie w słowotok, to nic
mu nie powie, albo wyjaśni to w tak pokraczny sposób, że on i tak nie zrozumie.
– Nie będę krzyczał, mów.
– No bo ja…
jak się upiliśmy i mnie odprowadziłeś do domu, to ja potem przez przypadek…
powiedziałamitachiemużekochaszhaniko – wyrzuciła na jednym wydechu.
– Zrobiłaś…
co? Możesz powtórzyć?
Więc
powtórzyła. Sasuke westchnął, przeczesując włosy ręką.
– Sasuś, ale
ja cię bardzo, bardzo, bardzo przepraszam! Bo ja nie chciałam, naprawdę. I
kazałam mu od razu o tym zapomnieć, ale nie podziałało chyba. Potem miałam
wyrzuty sumienia, ale nie potrafiłam już tego naprawić.
– To już
nieważne – odparł po dłuższej chwili – nie jestem na ciebie zły.
– Naprawdę?!
– Tak –
przytaknął, przypominając sobie, że Haniko pokazała Itachiemu tamtą
wiadomość. I tak by się dowiedział. – Zapomnijmy o tym.
– Ach, nawet
nie wiesz, jak cię kocham! – Zaćwierkała do telefonu tak głośno, że Sasuke
musiał odsunąć go od ucha. – Obiecuję, że od tej pory wszystkie twoje tajemnice
pozostaną głęboko ukryte i za moją sprawą nie ujrzą światła dziennego.
– To nie
podlega żadnym wątpliwościom – odparł sucho.
Zmienili
temat. Keiko nie miała zbyt wiele do roboty w szpitalu, więc opowiadała mu
fabułę jakiegoś serialu, który leciał w telewizji i był ponoć tak głupi, że aż
zabawny. On w tym czasie wstawił sobie wodę na herbatę. Słuchał jednym uchem,
ale zanim całkiem się wyłączył, Keiko zmieniła temat i mówiła coś teraz o
Itachim.
– Stop. Możesz
powtórzyć?
– On mnie nie
kocha – wypaliła niespodziewanie. – Fumiko mówiła, że o mnie pyta, ale w ogóle
do mnie nie dzwoni.
– To nieprawda.
– Sasuke nie wiedział, skąd wzięła się pewność w jego głosie. – Zaręczam.
– To dlaczego
nie mogę z nim porozmawiać tak, jak z tobą?
– To Itachi,
nigdy o tym nie zapominaj. On nie potrafi rozmawiać przez telefon o poważnych sprawach, bo uważa, że takie rzeczy powinno się załatwiać osobiście. A o
pierdołach w ogóle lepiej z nim nie mówić. Co nie zmienia faktu, że no… – Kocha cię, chciał powiedzieć. – Bądź
cierpliwa, na pewno wszystko sobie wyjaśnicie, kiedy wrócisz do zdrowia.
– Sasuke… –
zaczęła cicho, a on przeczuwając, że szykuje się coś nieprzyjemnego, zamknął
oczy. – A co będzie z wami, kiedy Haniko wyjdzie ze szpitala?
– A co ma być?
– odparł gorzko. – Nie będzie tu już dla mnie miejsca.
– No co ty,
Sasuke… Przecież…
– Muszę
kończyć.
Rozłączył się.
Nie chciał słyszeć na ten temat już ani słowa więcej.
Kocham!
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, ale końcówka taka przygnębiająca. Świetna jest odpowiedź Sasuke. Lubię takie zdania, bo zostają w pamięci na bardzo długo i to chyba jest prawdziwy kunszt. Najbardziej smutno, bo na kolejny rozdział trzeba poczekać, a ja mam dziś trochę czasu.
OdpowiedzUsuńWeny na dalsze pisanie.
PS. Sorry, że tak mało napisałam, ale niezwykle ciężko mi to dziś przychodzi.
Wiem, o czym mówisz! Co jakiś czas natykam się w różnych tekstach na jakieś pojedyncze zdanie, które zapada mi w pamięć i potem nie chce jej opuścić. Tylko jedno zdanie, zaledwie ułamek całości, a potrafi zdziałać cuda :-) cieszę się, że znalazłaś w tym rozdziale takie, które trafiło do Ciebie.
UsuńAle pocieszające jest to, że na kolejny rozdział i tak nie będzie trzeba czekać tyle, co na ten ;-)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Tyle emocji w tym rozdziale! Nie mogę się doczekać konfrontacji Haniko i Sasuke, liczę na jeszcze trochę zamieszania, bo obie postacie mają swoje charakterki. No i czekam na te wielkie przeprosiny od Itachiego. :)
OdpowiedzUsuńConchita
Chciałabym nawet odrobinę zdradzić, jak będzie wyglądała ich rozmowa, ale zwyczajnie nie wiem, bo jeszcze nie została napisana. Co mi po planach, skoro zawsze wychodzi coś innego ;-)
UsuńPozdrawiam!