Spojrzał na zegarek, po czym znów potrząsnął patelnią,
pilnując, aby warzywa się nie przypaliły. Niestety czekał go kolejny samotny
obiad. Do tego składający się z wczorajszych resztek. Westchnął, podnosząc
przykrywkę i energicznie mieszając w ryżowo-warzywnej paćce, gdyż Keiko
rozgotowała je, a głównie brokuły, które były teraz zieloną pastą. Bez
entuzjazmu przekręcił kurek, wyłączając gaz i sięgnął po talerz. Dokładnie w
tym momencie z salonu dobiegła irytująca muzyczka, zwiastująca przychodzące
połączenie. Zaniechał, wykładanie obiadu, licząc w duchu, że to nie matka
dzwoni. Nawet rozważał zignorowanie natrętnej melodyjki, lecz to nie było w
jego stylu. Przecież to mógł być Fugaku, a on nie toleruje nieodbierania
połączeń. Toteż chcąc nie chcąc musiał, chociażby sprawdzić, kto dzwoni.
— Ona — mruknął po cichu do siebie, zaskoczony nazwą
wyświetlonego kontaktu. — Tak słucham — odebrał niepewnie, zastanawiając się,
jaki powód może mieć.
— Itachi, bo ja…
Zamarł, słysząc donośny szloch.
— Fumiko, co się dzieje? — zapytał, przestraszony.
— Ja nie chciałam. Ja nie wiedziałam, że tak to się
skończy — mówiła, łkając i co chwilę dławiąc się łzami.
— Spokojnie, złap oddech i powiedz powoli, co się stało —
uspakajał, chociaż sam był coraz mniej spokojny. Fumiko kontaktowała się z nim
tylko wtedy, kiedy sprawy dotyczyły… Jego własne myśli właśnie zostały,
zagłuszone głośnym zawodzeniem.
— Bo Keiko i krew i teraz jest nieprzytomna. Ja nie wiem,
co się stało.
Wstrzymał oddech.
— Fumiko mów, co się dzieje — nakazał zdenerwowanym
głosem. Szybko pożałował tego, że troszkę się uniósł, bo dziewczyna znów
zaczęła łkać, przez co nie rozumiał już ani słowa.
— Daj mi to. — Usłyszał młodzieńczy głos z oddali. — W
wyniku pewnego incydentu znaleźliśmy Keiko, nieprzytomną z raną na głowie.
Właśnie ogląda ją Nerin. To wszystko — wyjaśnił i się rozłączył.
Itachi osunął się na kanapę. W ciągu następnej sekundy
niewiele myśląc, poderwał się, niemalże rzucając się, na równiutko stojące na
przedpokoju buty. Ubrał się w tempie szybszym niż ekspresowym. I gdyby nie
szamotanina z trafieniem kluczem w zamek, byłby już zdecydowanie dalej niż
dopiero za bramą domu.
***
— No już, już, spokojnie — oznajmił, lekko przytulając
roztrzęsioną dziewczynę. Fumiko od wielu lat nie brała udziału w walkach i misjach.
Nauczała w Akademii, a tam nawet wypadki podczas treningów nie są zbyt
niebezpieczne. Stąd też przeżyła szok, zastając przyjaciółkę w kałuży krwi z
raną na głowie.
— Nerin jest dobry w tym, co robi — zapewniał rudowłosy
chłopak, przyglądając się niecodziennej sytuacji, jak osoba w wieku Orinoke
wypłakuję się w ramię piętnastolatkowi. I to tylko z powodu nieprzytomnej
osoby. Obaj młodzieńcy nie rozumieli zachowania Fumiko. Nie widzieli w
zaistniałej sytuacji powodu do aż takiego lamentu. Otwarta rana, czy krew nie
robiła na nich najmniejszego wrażenia, w końcu byli shinobi, ale mimo tego próbowali
uspokoić zapłakaną.
— O zobacz, właśnie Josuke idzie.
Mężczyzna z poważną miną spojrzał na trójkę, czekającą pod
jego gabinetem.
— Co z nią? — Poderwała się, chwytając go za rękaw.
— Nie panikuj, Nerin się nią zajmuje. A was zapraszam do
środka — oznajmił, popychając solidne dębowe drzwi. — Dokładny raport proszę —
zarządzał, zasiadając za biurkiem.
— Keiko z Kaoru wpadli do mnie na obiad — zaczęła od
samego początku, nie bardzo wiedząc, czego oczekuje Josuke poprzez dokładny raport. — Potem chłopaki
wyszli. — Darowała sobie, omawianie tego, że się pokłócili i Kaoru wybiegł w szale,
a Isamu poszedł go uspakajać. — Posiedziałam jeszcze trochę z Keiko i później zaproponowałam,
że ją odprowadzę. Po drodze miałyśmy zajrzeć do jednego sklepu — wyjaśniła, na
koniec głośno pociągając nosem. Stojący koło niej chłopak wyciągnął z kieszeni
chusteczki. A Fumiko nie przejmując się poważną miną przywódczy Kindersów,
wysmarkiwała powoli i dokładnie nos. Usta mężczyzny ułożyły się w wąską kreskę,
na co obaj pierwszostopniowcy zesztywnieli, jeszcze bardziej się prostując.
— Kontynuuj — ponaglił, lekko podirytowana koniecznością
słuchania tego początku, niemającego żadnego związku z sytuacją, która się później
wydarzyła.
— Keiko powiedziała, że słyszy odgłosy walki. Wówczas, jak
na zawołanie w mur za nami uderzył on. — Wskazała rudowłosego chłopca, który
lekko się speszył i uciekła wzrokiem w podłogę, kiedy Josuke przeniósł na niego
spojrzenie. — Kazała mi się nim zająć, a sama pobiegła w stronę, którą on wskazał,
gdzie podobno został jego kolega. Wypytałam go, co się dzieje, sprawdziłam, czy
z nim wszystko w porządku i chwilę potem przybiegł jego kolega, czyli on. —
Pokazała na drugiego. — Następnie usłyszeliśmy krzyk Keiko, więc tam
pobiegliśmy i ją tak zastaliśmy i… — rozpłakała się po raz kolejny. — A jeśli
coś jej się stało? Przecież jej kolor spadł. Wszyscy się tym przejmowaliśmy, a
poza tym i do tego, a... — zaczęła się, plątać w słowach nie mogąc wyrazić
tego, co chce.
— Fumiko opanuj się. Co było potem? Widziałaś ich?
Pokręciła głową, ocierając łzy w kolejną chusteczkę.
— Natychmiast wyjęłam jej telefon i zadzwoniłam do Nerina,
a potem do Isamu i Kaoru.
— O boże — jęknął, zasłaniając oczy dłonią. — Jeszcze ich
paniki mi brakuje — westchnął, święcie przekonany, że już na pewno męczą
biednego medyka. Wyjął telefon i wykonał bardzo szybką rozmowę, składająca się
jedynie z przyjść do gabinetu. Po
czym chwilę milczał, nim zaczął ciągnąć dalej: — Naprawdę nie ma, co
histeryzować. Wróć do siebie, odpocznij i uspokój się. Jest pod dobrą opieką.
Pokiwała niepewnie głową, powoli wstając z krzesła.
Dokładnie w chwili, kiedy rozległo się pukanie.
— Wejść — zakrzyknął. — Idealne wyczucie, odprowadź Fumiko
do domu — nakazał Hiroshiemu, który właśnie się zjawił. Mężczyzna tylko pokiwał
głową i obejmując ją delikatnie ramieniem, wyprowadził z gabinetu. — Wasza
kolej panowie. — Zwrócił się do pozostałej dwójki, powodując, że chłopcy znów
wyprostowali się, jak napięta struna. —
Co to było?
— Nie wiem — odparł zgodnie z prawdą.
— Ćwiczyliśmy na boisku na osiedlu, kiedy zostaliśmy
zaatakowani.
— A co takiego robiliście? I przez kogo zaatakowani.
— Mieliśmy puszczona muzykę z komórki i wykonywaliśmy
układ 2-2-5. Aż tu nagle przed nami pojawiło się trzech mężczyzn. Mieli mocno
naciągnięte kaptury oraz wysoko zawiązane szaliki, więc nie było widać twarzy.
Josuke opadł znudzony na biurko, podtrzymując głowę dłonią
i wystukując rytm palcami o blat, czekał na dalsze wyjaśnienia. Podwładni
spięli się jeszcze bardziej, odbierając tę postawę, jako zły znak.
— Kontynuuj, kontynuuj — polecił, machnąwszy ręką. Jednak
resztę raportu słuchał na zasadzie, jednym uchem wpada, drugim wypada. Już po
tamtym krótkim wstępie wiedział, że puszczana przez nich muzyka
najprawdopodobniej była ich hymnem, stąd też zostali łatwo wykryci. Do tego są
z pierwszego stopnia, więc stanowili zbyt banalny cel. Po prostu padli ofiarą
zabawy Korzenia. To nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz. Bardziej od ich sprawozdania
interesowała go relacja Keiko, lecz na to musiał poczekać.
— Rozumiem. Spisać mi to w formie raportu — mruknął, kiedy
skończyli się tłumaczyć. — A teraz migiem do Nerina, niech was obejrzy.
Odmaszerować.
— Tak jest — krzyknęli obaj, lekko się kłaniając przed
wyjściem.
***
Bez tchu, zdyszany wpadł do siedziby Kindersów, niemal
pokładając się ze zmęczenia na ladzie portierni.
— NatychmiastmuszęznaćstanzdrowiaKeikoHigashiyamy — wysapał
na jednym wydechu, łącząc słowa. Mężczyzna popatrzył na niego jak na
bełkoczącego intruza, którym w rzeczy samej był. — Keiko Higashiyama, jej stan,
muszę go znać — wyrzucił z siebie nieco bardziej wyraźnie, po złapaniu oddechu
i w miarę unormowanej akcji serca. Jednak portier nadal patrzył nieprzychylnym
wzrokiem. — To bardzo pilne — ponaglił, nie doczekawszy się reakcji. Mężczyzna
nie spiesząc się, pochwycił za telefon.
— Uchiha Itachi czyż nie? Proszę chwilę poczekać — odparł
twardym tonem, zaszczycając go wybitnie sztucznym i nieszczerym uniesieniem
kącików ust. Odczucia portiera miał w poważaniu, jednakże nie miał wpływu na
procedury i musiał grzecznie poczekać. Pokiwał głową na znak zrozumienia,
odsuwając się na bok. Nie wpuszczą go ot, tak do środka, doskonale o tym
wiedział, więc nie pozostało nic innego, jak czekać.
— Przepraszam, ale przybył Itachi Uchiha, który chce znać
stań Keiko Higashiyamy. Tak, mhm, oczywiście — mruczał do słuchawki, potakując,
po czym rozłączył się, bez pożegnania. — Proszę usiąść, zaraz ktoś przyjdzie —
wyjaśnił od niechcenia, niedbale wskazując kanapę.
***
— Jeszcze ten mi dupę zawraca — fuknął, wciskając komórkę
do kieszeni fartucha i w złości opuszczając pomieszczenie, z całych sił walcząc
ze sobą, aby nie trzasnąć drzwiami.
— I co? — zagadał Kaoru, podbiegając do medyka.
— Widzieliśmy, że ją przenosicie — dołączył się Isamu, z
zaniepokojeniem zerkając to na mężczyznę w kitlu to na pomieszczenie, z którego
wyszedł.
— Nerin!
— Czego?! — zawarczał, odwracając się gwałtownie w stronę
nowego rozmówcy. — Nie zawracać mi gitary, roboty mam potąd — wyjaśnił agresywnym
tonem, kreśląc palcem linię dobre dwadzieścia centymetrów nad głową. — O to, ty
Josuke — dodał łagodniej, dostrzegając równie niewesołą minę przywódcy.
— Chcę się dowiedzieć, jak wygląda jej stan.
— Jasne rozumiem. Zapraszam do gabinetu. Mamy na razie
tylko wstępne wyniki — zaczął, tłumaczyć, przeglądając papiery, przyczepione od
sztywnej czarnej podkładki, kontynuując marsz.
— Ale my też byśmy…
— Kaoru mówiłem, że masz czekać i nie plątał mi się pod
nogami — fuknął na niego Nerin.
— Powiedz tylko czy jest okej — nalegał Isamu, również nie
mając zamiaru odpuścić.
— Rany same z wami problemy — mamrotał sam do siebie, zły na
ciężki dzień pełen pracy. — Ale jeśli chcesz Kaoru na coś się przydać — dodał,
ciągnąc za klamkę — to w portierni czeka Itachi i chyba oczekuje jakichś
wieści. Mógłbyś go poinformować? Ja nie mam czasu.
— Uchiha? — dopytywał zaskoczony Josuke, nieoczekiwanie
zatrzymując się centralnie w progu, przez co Nerin wpadł na niego. — Fumiko —
prychnął rozeźlony. — Ta dziewczyna ma za długi język.
Kaoru mina stężała, a pieści samoistnie się, zacisnęły.
Isamu już miał zamiar się odezwać, dostrzegając, niebezpiecznie drgające kąciki
ust przyjaciela, ale ten go uprzedził.
— Jasne, poinformuję go — wysyczał, odwracając się
napięcie. Isamu przeczuwając, że coś się szykuje, wolał udać się za nim, lecz
nim wykonał krok, został zatrzymany.
— Isamu bądź tak użyteczny i odbierz papiery od Tai, a
potem je przynieś — polecił Nerin, na chwilę wyłaniając się z gabinetu.
***
Minuty oczekiwania zdawały się, trwać niesamowicie długo. Odnosił
wrażenie, że czeka już z godzinę, jak nie dłużej. Z początku spełnił prośbę i
zajął miejsce na kanapie, ale szybko poderwał się z niej zniecierpliwiony.
Ostatecznie stanął obok, co chwilę zerkając w stronę solidnych podwójnych drzwi,
prowadzących w głąb organizacji. Gdy tylko zaskrzypiały, drgnął, chcąc niemal odruchowo
podbiec. Jednak powstrzymał się i tylko nerwowo przystanął z nogi na nogę,
obserwując spokojny, w jego mniemaniu ślamazarny chód Kaoru.
— I co? — ponaglił, kiedy mężczyzna łaskawie, w końcu
raczył podejść. Jednak jemu na wyjaśnienia się nie zbierało. Stanął przed nim z
poważną wręcz grobową miną i nie kwapił się wydobyć z siebie żadnego dźwięku. —
Jak ona się czuje? To coś poważnego? Powiedź coś — warknął, nadal nie
doczekawszy się odpowiedzi.
— To nie są dobre wieści — wyszeptał, odwracając głowę,
zaciskając przy tym usta i pięści. Itachi znieruchomiał. Postawa Kaoru budziła
duży niepokoi oraz obawę. Przełknął głośno ślinę, wpatrując się w stężały wyraz
twarzy mężczyzny, który unikał kontaktu wzrokowego, patrząc w martwy punkt na
podłodze. To spowodowało, że zląkł się. Najzwyczajniej przestraszył się tego,
co może usłyszeć.
— Co jej jest? — zapytał cicho, drżącym głosem.
— Przykro mi — zaczął, kładąc mu dłoń na ramieniu. Stan zaniepokojenia
Itachiego znacząco wzrósł, a dokładnie właśnie dochodził do dopuszczalnej
granicy. — To, co mam do powiedzenia jest bardzo bolesne również dla mnie, ale…
— Uchiha wstrzymał oddech, bojąc się kolejnych słów. — Keiko nie żyje —
oznajmił, podnosząc na niego pełny współczucia wzrok.
Stanęło mu serce, a nogi samowolnie odmówiły
posłuszeństwa. Ciężko osunął się na kanapę z autentycznym przerażającym
strachem.
— T-to nie-nie-niemożliwe — wydukał ledwie słyszalnie, przez
narosłą w gardle gulę, uniemożliwiającą oddychanie, a co dopiero mówienie.
— Doszło do złamania kości czaszki. Nic nie mogliśmy
zrobić.
Był w stanie ciężkiego szoku. Zamarł, nie potrafiąc złapać
tchu, jakby zapomniał, jak się oddycha. Nie dławił się brakiem powietrza,
jednocześnie go nie pobierając. Nawet serce zastygło, wprowadzając organizm w
stan całkowitego letargu. Żadne zewnętrzne bodźce do niego nie docierały. Nie
czuł pocieszycielskiego poklepania po ramieniu, nie słyszał tego, co do niego
mówił Kaoru, nawet szum ulicy dopierający z uchylonego okna, zdawał się nie
istnieć.
— Czy to pewne? —
zapytał, nagle podrywając się, szukając ostatniej deski ratunku, desperacko
odtrącając prawdę. — Może można…
— Czaszka jest całkowicie zgruchotana od siły uderzenia, z
jaką spadła. To była śmierć na miejscu. Przenieśliśmy tutaj ciało, które
znajduje się aktualnie piętro niżej pod okiem medyków. Jednak nic dla niej nie
mogliśmy zrobić.
Nogi zadygotały, odmawiając posłuszeństwa, a kolana
samoczynnie ugięły się. Ponownie ciężko opadł na kanapę, chowając twarz w
dłoniach.
— O boże — wymamrotał. Nie mógł uwierzyć, że Keiko nie
żyje. Przecież raptem kilka godzin temu informowała go, że wraca wieczorem.
Powinna w tej chwili wymruczeć niechętne, wróciłam
i wbiec po schodach, znikając w swoim pokoju. — Co ja narobiłem — wyszeptał,
uświadamiając sobie, że rozstał się z ukochaną w gniewie. Dokładnie jeszcze
dzisiejszego poranka się wykłócali. Nie był w stanie wybełkotać, głupiego
przepraszam za idiotyczną sprzeczkę i … już nigdy nie będzie mógł tego
naprawić. Już przenigdy nie zobaczy jej radosnego uśmiechu, nie usłyszy
wesołego głosu z urokliwym Itaś, nie
skosztuje przesłodkich ust, nie poczuje dobrze znanego ulubionego zapachu
ciała, już przenigdy…
— Nie, nie — powtarzał zrozpaczony. Napełniając każde
kolejne słowo większą ilością determinacji i błagalnej prośby, by był to tylko
przykry sen.— Nie, NIE!
Wiedziony emocjami, totalnie nimi ubezwłasnowolniony,
zerwał się na równe nogi. Nie chciał wierzyć, nie chciał! Nie przyjmie tego za
prawdę, póki nie dostanie dowodów, póki jej nie zobaczy.
— Ej, co ty robisz?!
— Tam nie wolno! — wrzeszczał portier, wychylając się ze
swojego stanowiska.
Aczkolwiek to nic nie dało. Itachi niemalże jednym susem
pokonał całkiem sporą odległość, dzielącą go od potężnych drzwi, prowadzących w
głąb organizacji. I w chwili, kiedy mężczyźni zareagowali z kilkusekundowym
opóźnieniem, zszokowani jego postępowaniem, on już był na korytarzu. Nie zważając
na nic, dokonał jawnego włamania na teren siedziby i ignorując krzyki, biegł do
upatrzonego miejsca. Dopadłszy schody, zbiegł ledwo kilka stopni, aby następnie
odbić się od schodka i przerzuciwszy nogi nad poręczą znaleźć się niemalże
piętro niżej. Wystarczyło już tylko zeskoczyć z ostatnich stopni, aby być
całkowicie na dole. Dzięki temu w ciągu zaledwie kilku sekund znalazł się w
sekcji szpitalnej. Gorączkowo rozejrzał się, próbując na szybko wybrać dalszy
kierunek biegu. Właśnie zamierzał rzucić się w prawo, lecz powstrzymał się w
ostatnich chwili, dostrzegając mężczyznę opartego o ścianę, który wyglądał
dziwnie znajomo. Kierując się intuicją, ruszył w jego stronę.
— Kurwa, co ty wyrabiasz — wydarł się za nim Kaoru,
zjawiając się u podnóża schodów.
— Co? Itachi? —
rzucił oszołomiony Isamu, przyglądając się, jak Uchiha ustawia się bokiem do
kierunku biegu i ślizgiem wyhamowuje. Dla Orinoke było to tak duże zaskoczenie,
że nie zdążył zareagować i tylko obserwował, jak Itachi odepchnął Tai, wpadając
do pokoju. Dosłownie wpadając, bo omal nie wywrócił się na kafelkach. Trzy duże
susy pozwoliły mu na dotarcie do łóżka, gdzie mężczyzna w białym fartuch
układał ciało Keiko odziane w szpitalną koszulę. Itachi bezwładnie usunął się
na kolana, wyciągając w jej stronę dłonie, drążącymi palcami dotykając zimnej
skóry. Niemalże ze łzami patrzył na zabandażowaną głowę z pokaźnym opatrunkiem
na skroni, który częściowo zakrywał oko.
— Mówiłam wam, że jest zakaz wstępu — zbulwersowała się
kobieta, otrząsnąwszy się po huraganie, jaki ją minął, w postaci biegnącego
Uchihy. — Panie Orinoke wyprowadzić… Kto to w ogóle jest?
— To jest pogwałcenie prawa! — fuknął zdyszany Kaoru,
zjawiając się w pokoju.
— Amon idź po Nerina, jest u siebie w gabinecie — poleciła
Tai, niepewnie spoglądając na klęczącego Itachiego.
— Nie — krzyknął za nim Maeda. — My go stąd zaraz
zabierzemy i po krzyku — zapewniał, nerwowo zerkając w stronę rozwartych na
oścież drzwi, lecz było za późno.
— To jest szpital, ile razy wam mówiłem, abyście byli
cicho — zaczął Nerin kazanie, jeszcze nim całkowicie przekroczył próg. — Co
tutaj się wyrabia?! — dodał, rozglądając się po pokoju, dostrzegając klęczącego
przy łóżku obcego, zaniepokojoną Tai przy monitorze EKG, Amona w pozycji
wychodzącej całkowicie skołowanego, Isamu wepchniętego w kąt przez wpadnięcie
do środka Kaoru, który właśnie stał niemalże na środku pokoju, nie wiedzącego
gdzie podziać wzrok.
— Co się dzieje? Co on tu robi?! — dopytywał Josuke, który
zjawił się tuż za medykiem, również zbawiony harmidrem. — Co tu się wyprawia,
czy może mi to ktoś wyjaśnić?
Kaoru skulił się w sobie, próbując dyskretnie usunąć się z
linii rażenia i zająć miejsce obok Isamu w kącie. Może i Josuke był ich
przyjacielem, wygłupiali się i droczyli razem, ale równocześnie potrafił być
naprawdę przerażający i surowy, jeśli tego wymagała sytuacja. W końcu jakby na
to nie spojrzeć dowodził organizacją skrytobójców, musiał umieć utrzymać ich w
ryzach. Także, jeśli faktycznie zalazło się mu za skórę, potrafił zrobić się
naprawdę nieprzyjemny.
Do Itachiego nic nie docierało, nawet ich głośne krzyki. Pogrążony
w odmętach wspomnień, mocno trzymał Keiko za rękę, nadal nie mogąc uwierzyć, że
właśnie patrzy na jej martwe ciało.
— Dzisiaj to już jest jakaś paranoja — skitował, zdejmując
okulary, aby przetrzeć oczy. — Nie
zwracajcie na nich uwagi — polecił w stronę swoich asystentów. — Po prostu
wracajcie do pracy i podłączcie jej kroplówkę i EKG.
— Jak to kroplówkę? — Itachi ożywił się, gwałtownie
odwracając w stronę Nerina. — Jaki jest jej stan? — Wstał, gotowy zacząć
szarpać mężczyznę, żeby tylko odpowiedział.
— Uspokój się Uchiha — warknął Josuke, starając się
kontrolować i za wszelką cenę nie wybuchnąć. W końcu ma przed sobą czerwony
alarm w postaci nieupoważnionego shinobi, który siłą wtargnął na teren
organizacji. I gdyby nie fakt, że to Itachi wybuchłby już dawno. — Lepiej
wyjaśnił mi, co ty tutaj robisz?
Zignorował go, zwracając się w stronę nieprzytomnej
dziewczyny. Trupowi nikt kroplówki nie podłącza, ale musiał mieć pewność, że na
pewno Keiko jest wśród żywy. Znów pochwycił jej zimną dłoń, przesuwając palce
na nadgarstek. Wyczuł to, dla upewnienia się, sprawdził jeszcze raz, po czym
porównał ze swoim. Odetchnął z ulgą, nieprzemożoną czystą i niesamowitą ulgą.
Poczuł się lekki jak puch, jakby nic nie ważył. Odczuwany jeszcze minutę temu kilkunastotonowy
głaz zalegający na sercu i ramionach, znikł. Rozpłynął się w powietrzu,
zupełnie nie istniejąc. Puls był słabo wyczuwalny, ale jednak był. Nogi
odmówiły posłuszeństwa i tylko dzięki wsparciu się na rękach dowlekł się do
krzesła nieopodal łóżka.
Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, a do środka
wleciał zdyszany mężczyzna, przyciskając do piersi duży notes i komórkę.
— Josuke mamy czerwony alarm! — wykrzyczał, opierając
dłonie o kolana, próbując złapać oddech. — Dlaczego ty nie nosisz przy sobie
tele… — urwał, dostrzegłszy sytuację.
— W samą porę Danar. Wiesz coś na ten temat? — zapytał,
wskazując Itachiego, siedzącego na krześle.
— Dzwoniono do mnie z portierni z wiadomością, że Itachi
Uchiha wtargnął do środka i Maeda za nim pobiegł. Próbowano do ciebie
zadzwonić, ale zostawiłeś komórkę w gabinecie.
— Rozumiem — szepnął, przenosząc wzrok na intruza. — No panie Uchiha — zaczął pretensjonalny
tonem — co ma pan na swoje usprawiedliwienie? Może w końcu by się pan
wytłumaczył, co tutaj robi? Bo jak na razie to mam pełne prawo do aresztowania
— zaznaczył, uśmiechając się podle. Oj tak, chciał to zrobić, oskarżyć
Itachiego o wtargnięcie i poddać go specjalnej procedurze. I gdyby tylko to był
ktoś inny, to nie cackałby się tak. Niestety przez wzgląd, na Keiko,
powstrzymywał się przed pochopnymi decyzjami. Wiedział, że jeśli okazałoby się,
że Uchiha ma porządne wytłumaczenie, a on go nie wysłuchał, to ostatnia
awantura przy tej, którą by mu zrobiła, byłaby niczym mysz przy kocie.
Itachi miał ochotę palnąć się w łeb. Zadziałał całkowicie
pod wpływem emocji, zupełnie tego nie przemyślawszy. W tamtej chwili nie
interesowało go to, że łamie prawo, dokonując wtargnięcia na zakazany teren.
Powinien się cieszyć, że to Kindersi, a nie Korzeń, bo Danzo nie czekałby
grzecznie na wyjaśnienia. Jednak, co ma powiedzieć? Hej wybaczcie, ale ten palant
wmówił mi, że Keiko nie żyje i dostałem depresji pomieszanej z paniką i
koniecznie musiałem sprawdzić to na własne oczy, ale to w sumie już nie
aktualne, bo ona żyje. No, na pewno coś takiego powie.
— Aron wszystko słyszał. Kaoru poinformował Itachiego, że
Keiko nie żyje. W chwili, kiedy go zapewniał o tym, Itachi bez uprzedzenia
wdarł się w głąb budynku — wyjaśnił Danar, zerkając na Maedę, powolutku
przesuwającego się w stronę ściany, byle tylko uciec ze środka pokoju.
Natomiast zaintrygowany wzrok pozostałych spoczął na intruzie. Uchiha nie miał
wyboru, nieznacznie skinął głowa, potwierdzając opowieść.
— KAORU! — wydarł się niemal, co sił w płucach. Mężczyzna
podskoczył, próbując wtopić się w ścianę.
— Ja, nie, bo, to, i — bełkotał niewyraźnie, oblewając się
zimnym potem.
— Co to ma znaczyć?! — cedził, przez zaciśnięte zęby. —
Gadaj! — zawarczał.
Kaoru nie potrafił, wydusić z siebie żadnego dźwięku.
Spojrzał błagalnie na Isamu, bezgłośnie krzycząc o ratunek. Pokręcił ze
zrezygnowaniem głową, właśnie czegoś takiego się obawiał, gdy z nim rozmawiał
niespełna parę godzin temu. No przecież sam go ostrzegał przez głupotami,
nakazując kontrolować swoją zazdrość. Josuke i Kaoru są siebie warci, pomyślał.
Tak samo uparci i tak samo działający impulsywnie. Całe szczęście, że nie było
Maedy w Konoha, kiedy Keiko dostała zdjęcia będące rzekomo dowodem zdrady.
Kaoru by na pewno odwalił lepszy cyrk, może nawet o poziom większy niż teraz.
Jednak przyjaciel to przyjaciel, trzeba mu pomóc.
— Chwila — zawołał, powstrzymując wybuch przełożonego. Podszedł
do Danara, szepcąc na tyle cicho, że nikt poza nimi dwoma nie usłyszał.
Mężczyzna z powagą pokiwał ze zrozumieniem. Następnie przekazał uwagi Josuke. Wysłuchał
tego, z markotną minął, jednocześnie cmokając z niezadowoleniem, jednak przyjął
propozycję.
— Idziemy — warknął na Kaoru, ciągnąc go za drzwi, za
którymi zniknął wraz z Danarem.
— Skończyliśmy — zakomunikowali asystencie medyka, a po
pomieszczeniu rozległo się jednostajne pikanie aparatury. Nerin tylko pokiwał głową,
pozwalając im odejść, po czym spojrzał wyczekująco na Isamu. Mężczyzna tylko
wzruszył ramionami, przyglądając się nieprzytomnej dziewczynie, tak samo jak
Itachi.
Minęła dłuższa chwila nim cała trójka wróciła do pokoju, z
wyjątkowo nieciekawymi wyrazami twarzy. Danar przypominał człowiek gotowego
przeżyć załamanie psychiczne. Josuke nadal się pieklił, a Kaoru wyglądał jak
zbesztany nastolatek, który nadąsany stał z tyłu. Widać nikt nie pojął jego
geniuszu i nie podzielał chęci w dowiedzeniu się raz na zawsze, czy Itachi jest
wybitnym aktorem, czy też nie.
— W zaistniałej sytuacji uważam, że korzystnie byłoby
zachować cały ten incydent dla siebie — wyjaśnił Danar, dokonując krótkiego
wpisu w notesie.
— Pokrótce, po prostu Keiko ma nic nie wiedzieć o całym
tym zajściu — dodał Josuke, upraszczając komunikat asystenta. — Jej kolor to wrzos, nieprawdaż? — zwrócił
się do Nerina, potakującego skinieniem głowy. — Nie dokładajmy jej lepiej
zmartwień.
Itachi poczuł się, jakby to był przytyk do niego.
Wprawdzie on obiecywał, że się o nią zatroszczy, a tymczasem urządza awantury.
I chociaż nie miał powodów do ukrywania dzisiejszej sytuacji, wolał dostosować
się do słów Josuke. Keiko byłaby wściekła oraz zapewne wywołała kłótnię z
przyjaciółmi, co nijak by się miało do odpoczywania, które jest jej zalecone.
— Skoro jesteśmy w komplecie i wszystko zostało wyjaśnione
to Nerin raportuj.
— Oczywiście Josuke. Jest poobijana, ma trochę siniaków.
Opatrunek na głowie to tylko zdarta skóra na skroni. Sporo krwi, ale nic poważnego.
Na stan obecny tomografia jest nie możliwa, ale rezonans magnetyczny nie
wykazał nic podejrzanego. Nic nie wskazuje na uszkodzenie czaszki czy mózgu. Co
prawda jest możliwość, że dostała wstrząśnienia mózgu, lecz okaże się dopiero,
jak się ocknie. Przebudzić się powinna do sześciu godzin. Zalecam
profilaktycznie, sprawdzanie stanu akcji serca za pomocą EKG. Również dożylne
uzupełnianie równowagi wodno-elektrolitycznej. Nawet po przebudzenia i
stwierdzeniu braku wstrząśnienia, zalecałbym kilkudniowe zatrzymanie z
obserwacją. Widziałeś jej ostatnie wyniki — zwrócił się bezpośrednio do przełożonego.
— Chciałbym w najbliższym czasie ponowić kontrolę, aczkolwiek nie sądzę, aby
kolor się zmienił.
— Możliwość jego pogorszenia? — dopytał ponuro,
spoglądając na nieprzytomną dziewczynę.
— Możliwość jest — westchnął. — Jednak nie wydaje mi się,
aby to nastąpiło.
— Rozumiem. Z mojej strony to wszystko. Chcę widzieć pełen
raport. Danar, Kaoru do mojego gabinetu, nie skończyliśmy rozmowy. Isamu
prosiłbym, wyprowadzić pana Uchihę poza budynek — nakazał, po czym nie czekając
na resztę, zamaszystym krokiem opuścił pokój. Sekundy później wyszedł także
Nerin, poprawiając okulary i wzdychając ciężko.
— Kaoru — ponaglił go Danar, przytrzymując drzwi.
Mężczyzna syknął, międląc pod nosem przekleństwa. Obiecał coś i musiał to
wykonać. Zaciskając z całej siły pięści, wbijając przydługie paznokcie we
wnętrze dłoni aż do krwi, wykonał dwa kroki w kierunku Itachiego, by gwałtownie
zgiąć się wpół do idealnego kąta prostego.
— Najmocniej cię przepraszam — oznajmił poważnym tonem,
nadal pozostając w niezmienionej postawie. — Z całego serca cię przepraszam za
swoje zachowanie. Dopuściłem się haniebnego czyny, plamiąc nie tylko dobre imię
organizacji, ale także jestem przyczyną, dla którego ty złamałeś prawo. Biorę
na siebie pełną odpowiedzialność za to i ręczę własną głową, że nikt poza mną
nie brał w tym udziału i o niczym nie wiedział. Przyjmij me uniżone przeprosiny
— zakończył, pochylając się jeszcze odrobinę niżej.
Mowa była piękna i wyniosła, lecz Itachi wiedział, że jest
czcza i pusta, wykonana na rozkaz przełożonego.
— Dlaczego?
Tylko tyle go interesowało. Chciał wiedzieć, jaki Kaoru
miał powód, by tak postąpić. W końcu nawet Josuke go osobiście zapewniał, że
niczego takiego więcej nie będzie i został, jako tako zaakceptowany, a raczej
po prostu umiarkowanie tolerowany.
Wyprostował się, bez cienia zawahania patrząc wyzywająco,
prosto w tęczówki Itachiego. Pod żadnym względem nie wyglądał na osobę, która
właśnie przepraszała, bardziej przypominał śmiertelnego wroga, zapowiadającego
sławetne jeszcze się policzymy. Nie
odpowiedziawszy mu, odwrócił się na pięcie, kierując ku wyjściu.
— Chciałem zwyczajnie wiedzieć, ile ona dla ciebie znaczy.
Nic więcej — oznajmił chłodno, zatrzymując się na chwilę w progu. Danar udał
się w jego ślady, zamykając za nimi drzwi. W pokoju pozostał tylko Uchiha i
Orinoke.
— Muszę cię wyprowadzić — zakomunikował, łapiąc za klamkę.
Itachi powoli podniósł się z krzesła, lecz nie ruszył w
stronę drzwi, tylko łóżka Keiko. Nikło uśmiechnął się, chwytając za rękę.
Wracaj szybko do zdrowia, poprosił. A jak tylko wrócisz, to będę cię na
klęczkach przepraszać, obiecuję, zapewniał, nachylając się i delikatnie całując
wierzch dłoni.
***
Gdzie jest ta przeklęta dziewucha?! Klął w myślach,
ciskając piorunami na prawo i lewo, do tego stopnia, że przechodząca obok
kobieta podskoczyła, kiedy na nią spojrzał. A wkurzał się tylko dlatego, że
Keiko się spóźniała. Niby nic, niby w jej przypadku oczywistość, a jednak ta
oczywistość wyprowadzała Sasuke z równowagi. I wcale go nie interesowało to, że
czeka zaledwie dziesięć minut. Ona już powinna tu być!
To wyczyn wyjść samemu pierwszy raz z dzieckiem na miasto.
Wyczyn, którego podjął się dla niej, jak trzy dni, bite trzy dni jęczała mu o
wspólnym spacerze. On się poświęcił, zebrał w sobie ostatnie pokłady
cierpliwości, a panna spóźnialska nie raczyła się pojawić. Ponadto nawet nie
pokwapiła się, żeby uprzedzić. Mało tego dopuściła się haniebnego czynu
rozładowanej komórki.
— Przepraszamy, wybrany abonent jest w tym momencie
nieosiągalny. Prosimy zadzwonić później — poinformował go słodki głos
automatycznego komunikatu.
— Kurwa, co mnie to — warknął, wciskając agresywnie
komórkę do kieszeni i lekko wzmacniając swoje próby uspokojenia Sumire. Właśnie
to było głównym powodem jego wysokiego poziomu zirytowania. Niemalże od razu,
jak tylko dotarł na skraj umówionego parku, mała rozpłakała się. Najwyraźniej
znudziła się, oglądaniem błękitu ze swojego statycznego poziomu w wózeczku i
zaczęła, domagać się czegoś bardziej interesującego. Niestety świeżo upieczony
tatuś nie opanował do końca jeszcze sztuki dogadywania się z córeczką.
Standardowe opcje typu butelka, czy jedyna maskotka, którą zabrał, nie
skutkowały. W geście rozpaczy, po tym, jak przypadkowi przechodnie spoglądali
dziwnie na Sasuke trzęsącego energicznie wózkiem, wziął małą na ręce. Niestety
nawet w jego ramionach Sumire nie była skora do uspokojenia się i nadal
rozdziawiała najszerzej, jak mogła swoje małe usteczka. Na domiar złego,
negatywna energia, jaką promieniował, źle wpływała na dziecko, które za nic nie
miało zamiaru się uciszyć. Rozjuszony do granic możliwości, z miną wyrażającą więcej
niż tysiąc słów, włożył Sumire do wózka, przykrywając na tyle starannie, na ile
jej wierzgające kończyny pozwalały i pośpiesznie ruszył.
W akompaniamencie głośnego lamentu, mieszającego się z
klekotem kółek, przemierzał wściekły ulice. Mordując w myślach raz za razem
bogu winną Keiko. Od czasu do czasu dokładając do tych wizji, jeszcze jakiegoś
przechodnia, który śmiał spojrzeć na niego.
I z takim oto nastawieniem, wreszcie, ku swojej
niewyobrażalnej uldze dotarł do domu. Mniej więcej w tym samym czasie Sumire
wycieńczona krzykiem usnęła. Sasuke głęboko westchnął, wdzięczny niebiosom za
tę ciszę. Już w lekko lepszym humorze, ostrożnie i pocichu wszedł do środka,
starając się wcisnąć wózek do wąskiego przedpokoju. Następnie w jeszcze
większym skupieniu wyjął małą, zanosząc na górę do łóżeczka.
Spojrzał na pucołowate czerwone i mokre od płaczu
policzku. Pokręcił ze zrezygnowaniem głową, ile to może problemu sprawić takie
małe coś, ważące zaledwie niewiele ponad trzy kilogramy. Westchnął krótko,
wyciągając rękę, aby odruchowo zetrzeć lekko już zasychające łzy, ale wizja, że
dziewczynka na nowo się obudzi, go sparaliżowała. Zastygł w bezruchu, cofając
dłoń. Wolał jednak nie ryzykować.
Schodząc na dół, jeszcze raz zerknął na komórkę, oczekując
jakiegokolwiek odzewu od Keiko. Jednak nic takiego nie nastąpiło i mało tego,
nadal miała rozładowany telefon. Zmarszczył brwi, zorientowawszy, że dziewczyna
nie kontaktowała się z nim od dwóch dni. Do tej pory zasypywała kilkunastoma
smsami dziennie, dzwoniąc przy tym przynajmniej raz, a teraz nagle ucichła. Nie
przypominał sobie też żadnej jej wzmianki o misji. Wprawdzie całych tych jej paplanin
nie słuchał, aczkolwiek coś takiego powinien wyłapać. W takim razie, skoro nie
misja, to czemu milczy i nie zjawia się na tak długo wyczekiwane spotkanie? Hm,
coś tu było nie tak.
***
Spojrzał ukradkiem na telefon, jednak ku rozczarowaniu nie
widniała na nim żadna nieodebrana wiadomość, czy połączenie. Zaczynało go to
martwić. Było już późne popołudnie, a on nadal nie uzyskał żadnych wieści. Po
incydencie z Kaoru czuł obiekcje na myśl, że miałby iść do siedziby Kindersów.
Na szczęście Fumiko wyszło mu z pomocą, oferując swoje wtyki u brata i relacje
niemalże z pierwszej ręki dotyczące stanu zdrowia Keiko. Przeważnie
kontaktowała się wczesnym popołudniem, ale dzisiaj telefon milczał, co go
niepokoił.
Ogólnie ostatnio chodził napięty i nie mógł skupić się na
niczym, a wszystkie myśli w ostateczności orbitowały wokół Keiko. Niby nic jej
nie było, o czym sam został poinformowany, podczas całego tego zamieszania z
genialnym planem Maedy, ale jednak gdzieś to zdenerwowanie w nim krążyło.
— Itachi. Itachi — powtarzał natrętny stanowczy głos.
Mężczyzna jeszcze chwilę patrzył na pusty wyświetlacz, nim
dotarło do niego, że ktoś go woła. Poderwał głowę, napotykając chłodne, surowe
oblicze ojca, który wpatrywał się w niego intensywnie, najprawdopodobniej
czegoś oczekując. Zresztą nie tylko on, reszta zebranych członków klanu, na
tajnej naradzie, na której właśnie się znajdował, również patrzyła na niego
wyczekująco.
Nie dał tego po sobie poznać, ale oblał się zimnym potem.
Nie miał pojęcia, o czym przed chwilą ojciec mówi, a tym bardziej, z czym
zwrócił się do niego. Gorączkowo myślał, próbując znaleźć wyjście z tej
kłopotliwej sytuacji, bo przecież nie zapyta się o powtórzenie.
— Hm — mruknął, starając się wcisnąć kit, że cały ten czas
bardzo intensywnie rozmyślał nad właściwą odpowiedzią. — Jest to kwestia sporna
— zaczął ostrożnie, rzucając dyplomatycznymi frazesami, byle nikt się nie
zorientował, że nie uważał. — Musimy to tak zaplanować, aby to dla nas były jak
najdogodniejsze warunki — oznajmił tonem rzeczoznawcy. I ku jego uldze reszta
zebranych pokiwała z uznaniem głowami. Jedynie Fugaku jeszcze chwilę bacznie mu
się przyglądał, nim odchrząknął i ciągnął dalej:
— Dokładnie tak trzeba postąpić. Stąd też uważam, że samo
wsparcie grupy z Suna tym razem nie wystarczy. Część z was zapewnie już wie,
ale potwierdzę to teraz oficjalnie. Nawiązaliśmy kontakt z rozbitkami z
konspiracyjnego ugrupowania z Kraju Wiatru. Wprawdzie po naszym ostatnim
zamachu, który niestety został powstrzymany. Kazekage aresztował sporą ich
część, rozbijając linie komunikacji i całą organizację. Z racji powstałego chaosu,
trochę trwało, nim udało nam się wstępnie dogadać. Na szczęście wynikłe
komplikacji ich nie zraziły, nadal są skorzy udzielić nam wsparcia.
Po pomieszczeniu rozległ się pomruk podziwu, że pomimo
takich niedogodności udało się, odtworzyć łączność z Suna.
— Jednak to nie wystarczy — oznajmił
stanowczo, uciszając całkowicie niewyraźne szepty pomiędzy zebranymi. — Dlatego
chciałbym teraz usłyszeć wasze raporty.
— Ekhm — odchrząknął głośno jeden z
uczestników, poprawiając trzymany plik dokumentów. — Pozwolę sobie zacząć —
ciągnął, wstając i obdarzając pozostałych pełnym powagi wzrokiem. — Ostatnio
wróciłem z urlopu, podczas którego odwiedziłem Kusa. Uważam, że tamci shinobi
przyjęliby propozycję ataku na Konohę. Mają wiosce za złe zniszczenie
strategicznego mostu Kannabi podczas Trzeciej Wielkiej Wojny Shinobi. Odbudowa
go kosztowała ich bardzo dużo, więc sądzę, że skusiliby się na zemstę.
Aczkolwiek problem polega na tym, że jest to mała nieznacząca wioska, a ich
shinobi… No cóż, poziom ich wyszkolenia nie jest zbyt wysoki, ale posiadają
interesujące techniki opierające się na florze i faunie.
— Dziękuję — mruknął Fugaku, kiedy
mężczyzna skinął głową i zasiadł z powrotem.
— A może tak poszukać po prostu jakieś
grupy nukeinów? — zaproponował ktoś z zebranych. — Z nimi łatwiej byłoby się
dogadać, bo nie ograniczałyby ich sojusze między wioskami.
— Albo odszukać pozostałości po
Orochimaru? — sugerowała kolejna osoba.
— To jest myśl. Oni z natury lubią
niszczyć i zabijać, więc namówienie ich do ataku na Konohę byłoby proste.
— Ale ich nie utrzymasz w ryzach —
zauważył, wątłej postury mężczyzna, zasiadający na niemalże samym rogu stołu.
— Niby nie, ale korzyści płynące…
I tak rozpoczęły się słowne
przepychanki pomiędzy zebranymi. Milczące osoby, można by było policzyć na
palcach jednej ręki. Wśród nich Itachi wzdychał cierpiętniczo w duchu,
utrzymując na twarzy profesjonalną maskę. I Fugaku z kamiennym obliczem
wiecznego niezadowolenia, z rękoma splecionymi na piersiach, w skupieniu
przysłuchiwał się powstałej wrzawie.
***
Wrócił do domu dość późno z nietęgą
miną. Nie podobało mu się to, że ojciec tak prędko pozbierał się po ostatniej
porażce związanej z zamachem i zaczął już knuć na nowo. To działo się
zdecydowanie w zbyt przyśpieszonym tempie. Fugaku odzyskawszy siły, od razu
ruszył z kopyta z kolejnym planem przewrotu. Tym razem na większą skalę, gdyż
rozważał wciągnięcie innych grup w swoje knowania.
Itachi westchnął krótko, odkładając
kolejną zapisaną kartkę. Niestety, jako podwójny agent miał obowiązek
niezwłocznie powiadomić Hokage o kolejnych posunięciach ojca, co niniejszy
czyni, tworząc raport ze spotkania klanowego, któryś z rzędu. Ostatnio ojciec
stał się dość aktywny, przez co narady odbywały się częściej. Jedyny tego plus
był taki, że bywały krótsze niż przed zamachem. Dzięki temu sprawozdanie nie
przypominało już skróconej wersji rozprawy doktorskiej. Tyle dobrego. No i
Tsunade szybciej się dowiadywała o poczynaniach Fugaku, mając możliwość
szybszej reakcji na sytuację.
Niestety Itachi nadal zmagał się z
odczuwanym wewnętrznym niepokojem, który dość usilnie go dekoncentrował oraz
strasznie denerwował. Nie był typem człowieka, który łatwo się rozprasza. Jego
zdolności skupiania się na jednej czynności, były fenomenalne, a tu proszę, co
rusz uciekały mu myśli i gubił wątki. Podirytowany odłożył długopis,
rozmasowując nasadę nosa. Miał nieodparte wrażenie, że Tsunade załamie się nad
tym raportem, dokładniej nad jego składnią. Właśnie miał się zganić za
opieszałość, kiedy znów zgubił myśl. Tylko dlatego, że chciał sięgnąć po kubek
z herbatą, a nieopatrznie zaparzył ją sobie w ulubionym Keiko.
Krótkie spojrzenie na naczynie wybiło go z poprzedniego
toku myślowego i nakierowało na dziewczynę, przez co zaniepokojenie zmogło się.
Przypomniał sobie, że przecież Fumiko nadal nie skontaktowała się z nim.
Właśnie wyciągnął rękę, chcąc sprawdzić, która to już godzina. Przy okazji
rozważając, czy jednak nie zostać natrętem i samemu nie zadzwonić, kiedy
komórka zawibrowała. Szybko ją pochwycił, odbierając połączenie bez sprawdzenia
nadawcy, jeszcze nim rozległa się głośna muzyczka.
— Tak słucham? — zapytał kurtuazyjnie, lecz odpowiedziała
mu cisza. — Halo? — zawołał niepewnie, nie słysząc nawet szumu po drugiej
stronie.
W lekkiej konsternacji po kolejnym braku odzewu spojrzał
na wyświetlacz, Sasuke. Zaskoczenie
to mało powiedziane. Przełknął głośno ślinę, z powrotem przykładając telefon do
ucha.
— Cześć — usłyszał ponure i trochę zbyt przy ciche
powitanie.
— Mmm hej — mruknął, nie mniej zachwycony z sytuacji. Z
jednej strony przychodziło mu teraz do głowy milion pytań, które chciałby mu
zadać, ale z drugiej nie miał ochoty z nim rozmawiać. Sasuke równie
entuzjastycznie podchodził do sprawy, gdyż milczał.
— Jak tam spra… — zaczął, przełamując się. Niechęć na bok,
w końcu musi dowiedzieć się, jak wygląda stan dziecka. Haniko ostatnimi czasy
była dziwnie spokojna i milcząca, ale na pewno się bardzo niepokoi.
— Keiko ma misję? — zapytał, przerywając mu, z trudem rozpoczęte
pytanie. Ściągnął brwi, zaskoczony pytaniem. Niby, czemu dopytuje się o Keiko?
— Nie — odpowiedział zgodnie z prawdą, lecz może trochę
bardziej oschle niż zamierzał. Jakoś tak na domiar złego, właśnie przypomniał
sobie słodki głos dziewczyny i jej całkiem niedawne kocham cię Sasuś. Wiedział, że ci dwoje przyjaźnią się, nic poza
tym. Jednak niezbyt mu odpowiadało to, że Keiko z taką łatwością wyznaje takie
rzeczy jego bratu, kiedy on z nią ledwo rozmawia, bo są skłóceni.
I jakiś trafem kolejne milczenie ze strony Sasuke, już mu
aż tak nie przeszkadzało.
— Wszystko u niej w porządku?
— Nie wiem — ciągnął dalej, wszystko zgodnie z prawdą.
Przecież jeszcze Fumiko dzisiaj do niego nie dzwoniła, więc nie orientował się,
co u Keiko, jak się miewa. Wprawdzie wiedział, że już się dawno ocknęła, ale
podobno Nerin w ramach jej leczenie, skonfiskował komórkę, aby w pełni i
prawdziwie wypoczęła, odcinając się od świata.
Ta rozmowa zaczynała być bardziej niż dziwna i bardziej
niż sztywna. Sasuke próbował, wykombinować takie pytanie, aby wreszcie się
czegoś dowiedzieć, omijając, obraną przez brata taktykę odpowiadania, jak
najbardziej ubogo się da.
W tym czasie Itachi nie dowierzał całej tej sytuacji.
Sasuke sam z siebie zdobył się na odwagę i do niego zadzwonił tylko po to, aby
wypytać o Keiko? To było takie, hm… niespotykane oraz całkowicie nieoczekiwane.
— Ma ostry trening poza wioską? — zapytał, próbując ugryźć
temat z tej strony. Wprawdzie nie widziało mu się, aby Keiko wybrała się na kilka
dni morderczego ćwiczenia do lasu, całkowicie odcinając się od wioski, ale można
było spróbować zapytać. W końcu
dziewczyna jest nieobliczalna, więc kto wie, co jej do głowy strzeliło.
— Nie.
Sasuke z całych sił walczył ze sobą,
międląc, cisnące się na usta przekleństwo. Właśnie kończyła mu się cierpliwość
i był gotowy wybuchnąć.
— Posłuchaj — warknął ostro, lecz w
odpowiedzi otrzymał tylko ciche westchnienie rezygnacji. Itachi postanowił nie
ciągnąć dalej tej szopki i po prostu opisać sytuację. Sasuke przyjaźnił się z
Keiko, więc miał prawo wiedzieć, co się z nią dzieje. Gdyby odwrócić sytuację,
gdzie jakiś cudem to brat próbowałby, nie tyle ile zataić, bo Itachi tego nie
robił, ale w jakikolwiek sposób utrudniać dowiedzenie się o stan zdrowia
przyjaciółki, to by mu tego nie darował.
— Keiko miała wypadek — poinformował
spokojnie. Nie był na tyle ignorantem, aby olać jego dobre chęci. W końcu Sasuke
zaczęło zależeć na kimś inny, poza sobą. Wprawdzie wolałby, aby jednak to nie
była jego dziewczyna, no ale to już jakiś krok naprzód.
— Poważny?
— Podobno nie. Aktualnie jest zamknięta w swojej
organizacji. Odzyskała już przytomność, ale dla odpoczynku odcięto ją od
kontaktów z innymi. Nie wiem, kiedy mają zamiar ją wypuścić, teraz jest na
obserwacji.
— Rozumiem.
— Jak tylko będę mieć z nią kontakt, to poproszę, aby do
ciebie zadzwoniła.
— Spoko.
— A jak…
— Cześć. Pip. Pip. Pip.
Rozłączył się, nim zdążył, dopytać o Sumire. Westchnął
ciężko, spoglądając na czarny ekran telefonu. Wiedział, że nie odbierze, nawet
jeśli zadzwoniłby teraz, poza tym nie czuł się na siłach, na rozmowę z nim o
dziecku. Na domiar złego ten telefon dowodził racji Keiko. Znał Sasuke sprzed
ponad pół roku, ale teraz jest on już inny. Sama jego przyjaźni z dziewczyną zdawała
się krzyczeć, że nie wszystko jest po staremu. W końcu przed wyruszeniem do
Orochimaru, średnio się dogadywali. Raczej za sobą nie przypadali, a jak się
spotykali, to dogryzali sobie. Teraz często spędzali czas ze sobą, umawiając
się na spotkania. Czyżby jednak Higashiyama miała rację, wierząc w niego? Czy
samo wierzenie, potrafi zmienić ludzi? Czy wystarczy usilnie w kogoś wierzyć,
aby ten ktoś był w stanie sprostać wierze?
Westchnął, orientując się, jakie właśnie ma idiotyczne
rozkminy, średnio grzeszące logicznością. Szturchnął, więc komórkę sprawdzając
godzinę. Była już dwudziesta pierwsza. Fakt ten tylko jeszcze bardziej go
zniechęcił, do dalszego pisania raportu. Zwłaszcza że z tapety uśmiechała się
do niego Keiko. Uniósł delikatnie kąciku ust, a jego myśli znów zawędrowały do
niej. Tak by bardzo chciał, aby wszystko wróciło do normy. Mógłby wówczas po
prostu się do niej przytulić i usłyszeć miłe witaj z powrotem, po
wejściu do domu z kolejnej nudnej narady klanu.
Potrząsnął energicznie głową, zdając sobie sprawę, że znów
zmienił tok myślenia, dekoncentrując się i rozpraszając. Zaczynało już to go
potwornie męczyć. W końcu, ile można. Zawsze miał bardzo dobre umiejętności
skupiające, jak się zagłębiał w jeden temat, to nic go od niego nie odciągało.
Nawet jeśli musiał odebrać telefon lub odpowiedzieć na pytanie, niezwiązane z
analizowanym zagadnieniem, to odrywał się dokładnie tylko na te kilka minut,
wracając po nich płynnie do dalszej pracy, a teraz był rozmemłany… Naprawdę
doszedł już do momentu, w którym byłby w stanie zacząć podziwiać Keiko, że ona
jest w stanie codziennie spokojnie funkcjonować z poziomem skupienia złotej
rybki. Dziewczyna tak łatwo się dekoncentrowała, jedna zgoła nic nieznacząca
rzecz potrafiła zmienić tok jej myślenia. Nigdy nie rozumiał, jak ona to robi,
że umie z taką oczywistością skakać z tematu na temat nie tracąc przy tym
spójności wypowiedzi. On już szału dostawał, jak myśli wymykały się spod jego
kontroli i nie dawał rady w pełni skupiać się od początku do końca na jednym
zagadnieniu.
Popatrzył niechętnie na zapisaną do
połowy kartkę. Nie ciągnęło go do dokończenia raportu, a problemy ze skupienie
nie pomagały w zmuszeniu się do pracy, więc odpuścił. Rozumiejąc, że na dziś
już więcej nie wskóra, zebrał rozłożone na stole kartki, wkładając je do
teczki. Nic się nie stanie, jak dokończy pisanie jutro. Wprawdzie nawet jakby
teraz zaparł się, kończąc to i tak o tej porze nie zaniesie tego Hokage.
Z czystym sumieniem, po usprawiedliwieniu
się sam przed sobą, wstał, odkładając kubek do zlewu. Już zamierzał zgarnąć
resztę rzeczy ze stołu, kiedy komórka za wibrowała, wydając z siebie melodyjny
dźwięk. Tym razem wiedziony doświadczeniem sprzed kilkunastu minut sprawdził
wyświetlacz i natychmiast odebrał. Wreszcie dzwoniła Fumiko.
— Tak słucham? — rzucił pośpiesznie.
— Hej, bardzo cię przepraszam, że
wcześniej nie dzwoniłam — mówiła zmęczonym tonem, wyraźnie skruszona. — Dzisiaj
mieliśmy taki kocioł w pracy, że dopiero teraz znalazłam czas na rozmowę z
bratem. Widział się z nią, chociaż Nerin wyjątkowo bardzo skrupulatnie pilnował
czasu odwiedzin, więc zbyt długo nie posiedział. W każdym bądź razie, Keiko ma
się dobrze. Nudzi się potwornie i jęczy, żeby oddali jej telefon — zaśmiała
się. Ona by z wielką chęcią przyjęła uziemienie w łóżku na kilka dni, które w
całości spędziłaby z książką w ręku. Idealny wymarzony relaks. Jednak Keiko
była inna, dla niej takie siedzenie w miejscu to katorga. — Z bardziej tych
medycznych wieści, to wstrząśnienia mózgu nie ma, co zostało w całej mierze
potwierdzone, a rana ładnie się goi. To tyle. Wybacz, ale będę kończyć, bo
padam z nóg. Dobrej nocy i papa.
— Dobranoc — mruknął i się rozłączył.
Odetchnął z ulgą. Teraz miał pewność,
że na pewno z Keiko wszystko w porządku i nic się nie pogorszyło. Rad z
usłyszanych wieści, zebrał niepotrzebne rzeczy ze stołu, dokładniej to
wszystko, co tam było i udał się na górę. Teczkę zostawił na komodzie, sięgając
po czyste ciuchy na zmianę. Następnie poszedł do łazienki, wchodząc pod
przyjemnie orzeźwiający chłodny strumień wody.
Zmywał z siebie trudy dzisiejszego
dnia, bezdźwięcznie proszą o zmycie także trosk. Ostatnio trochę za dużo
nagromadziło się zmartwień, przez co chodził trochę nie swój. Bez trudu się
dekoncentrował, wszystko go rozpraszało, łatwo się irytował, a ostatnio nawet
zapomniał, po co wszedł do sklepu, zupełnie jak nie on. Co więcej, odwiedzanie
Haniko stało się dziwne. Ilekroć tam był, to nastawała krępująca atmosfera i
nie mieli, o czym rozmawiać. Przedtem również zdarzały się ciężkie nastroje,
ale zawsze jakoś z tego oboje potrafili wybrnąć, tak, że spotkanie przebiegało
dość miło. Teraz odnosił wrażenie, że Haniko podchodzi do niego z dystansem i
chce się szybko pozbyć. Zdawał sobie sprawę z tego, że od pewnego czasu ma
ciężkie zachowanie, niestandardowe, ale, że aż tak?
Oparł czoło o zimne kafelki,
pozwalając, aby woda spokojnym niedużym strumieniem spływała mu na kark. Miał
tego serdecznie dość, po dziurki w nosie! Wiele dałby, by wszystko wróciło do
normy. By zniknął niedający żyć niepokój, myśli wróciły do ładu na poprzednie
tory oraz rozpłynęły się przytłaczające chłodem i samotnością puste ściany
przydużego domu. Nigdy jeszcze nie przyszło mu mieszkać samemu. Zawsze ktoś się
krzątał po rezydencji, a jak nie, to stan osamotnienia trwał raptem kilka
godzin, nie dłużej. W przeciwieństwie do tego, co miał teraz.
Chciałby, aby Keiko wróciła do domu,
który bez niej wydawał się opuszczonym molochem. Nawet łóżko sprawiało wrażenie
za dużego i zimnego. Pod kołdrą z kocem marznął. Brakowało rozpychające się
dziewczyny. Niekiedy tak się go uczepiała, że miewał problemy z oddychaniem,
jak za mocno zaciskała nogi na przeponie. Jednak mimo tych drobnych
niedogodności, to właśnie tego teraz pragnął. Nawet niech już będzie obrażona i
milcząca, ale niech będzie obok cała, zdrowa i bezpieczna.
Z cichym westchnieniem zakręcił kurek,
odwracając się tak, że teraz plecami przylegał do kafelek. Powinien poczuć
dreszcz zimna, lecz uczucie to gdzieś zaginęło i nie zarejestrował go. Po
głowie ciągle kołatało się to nieprzyjemne odczucie, kiedy Kaoru poinformował
go o oszukanej śmierci Keiko. Jeszcze czuł ten depresyjno-bezsilny posmak na
końcu języka, kiedy w tamtej chwili walił mu się świat. I pobrzmiewająca echem
myśl straciłem tą jedyną, która teraz
wydawała się szczęśliwie ulotna, ale wówczas była tak boleśnie namacalna.
Do tej pory nigdy nie zdarzyło mu się
pomyśleć o Keiko w kontekście tej jedynej. Gdzieś podświadomie to w nim
siedziało, bo nie wyobrażał sobie przyszłość z kimś innym, ale dopiero teraz
udało mu się to przyznać przed samym sobą. Nadać temu konkretnej i precyzyjnej
nazwy.
Uśmiechnął się czule do swoich myśli.
Jak tylko wrócisz, to będę cię solennie na klęczkach przepraszać i wyściskam za
wszystkie czasy, to właśnie pomyślał.
Kocham to opowiadanie, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. <3
OdpowiedzUsuńCo to w ogóle za pomysł? Oj laski, znęcacie się nad Itasiem :'( Uchiha to wyjątkowy człek, to też pewnie nie zachowa się jakoś dziwnie, ale normalny ludź powinien całkowicie skreślić chęć jakiegokolwiek kontaktu z przyjacielem Keiko. Koleś jest nie tylko niepoważny, ale też niezrównoważony psychicznie. Ciekawe jak o by się poczuł, gdyby jemu ktoś wywinął taki numer. I to pozostać w tajemnicy? Mam nadzieję, że ktoś się wygada, bo Keiko też mogłaby zdać sobie sprawę z tego, że Itachi nie ma tak łatwo w życiu.
OdpowiedzUsuńWeny do dalszego klikania w klawiaturę :-)
No cóż, pomysł faktycznie raczej z tych drastycznych, no ale potrzebowałyśmy pootweirać paru osobą oczy, a do tego konieczne było coś co odpowiednio by potrząsnęło. No i niestety jak pewnie zauważyłaś mamy tendencję do znęcania się nad braćmi Uchiha. Sasuke w końcu też nie ma lekko.
UsuńCo do Kaoru to było mówione, że on jest nieobliczalny i bardzo impulsywny. Nie wiem czy ci się to spodoba, ale jeszcze swój znaczący udział w rozdziałach będzie miał. Itachi jeszcze trochę będzie się z nim męczył.
Czy Keiko się dowie o incydencie Kaoru, tego nie zdradzę. A to tylko dlatego, że jeszcze nie wiem czy jestem wstanie to jakoś wpleść w fabułę czy też nie.
No i na zakończenie, cieszę się, że znalazłaś czas na skomentowanie. Dziękuję i pozdrawiam, do następnego ;)
Ann, miałam bardzo podobne odczucia do Twoich, kiedy czytałam ten rozdział po raz pierwszy :D. Strasznie zirytował mnie Kaoru i nie podobała mi się cała ta sytuacja, ale tak po głębszym namyśle i wymianie zdań z Akari, doszłam do wniosku, że przyda się jakaś toksyczna relacja i postać, która nie wzbudza specjalnie sympatii czytelników. Kaoru jest jaki jest ;-)
Usuń