Itachi nie potrafił nazwać tego dnia udanym. Najpierw miał
dziwna rozmowa z bratem, o ile wypowiedzenie kilku zdań i odejście można było
nazwać rozmową. Potem musiał wysłuchać ojca z pretensjami dotyczącymi
zaniedbywania obowiązków klanowych. No cóż, po prostu jego myśli zaprzątały
poważniejsze sprawy niż problem nieprzychylnego nastawienia społeczeństwa
Konohy do klanu Uchiha. Zwłaszcza że rozwiązanie nie było jakoś wybitnie
trudne. Wystarczyłoby porzucić mrzonki o zamachu i skupić się na wypełnianiu
swoich obowiązków z uśmiechem na ustach, ale tego powiedzieć nie mógł.
Westchnął głęboko, odwracając wzrok od wieczornego widoku
za oknem. Zbyt dobrze znanego, nudnego aż do przesady.
Zerknął na trzymaną w rękach komórkę. Niedawno skończył
rozmawiać z Keiko, która słodko szczebiotała, zasypując go masą pytań dotyczącą
przeprowadzki. To prawda, że chciał się wprowadzić jak najszybciej. Oddalić od
nadopiekuńczej Mikoto i zacieśnić relację z Higashiyamą. Zwłaszcza zależało mu
na tym drugim, bo niestety aktualnie czuł się, jakby stał w cieniu, gdzieś za
jej plecami. Wszyscy wokół się liczyli, Kaoru, Sasuke, tylko on stał z boku,
czekając na trochę uwagi. Keiko skakała między przyjaciółmi, tylko od czasu do
czasu przypominając sobie o nim. Trochę bolało, kiedy nawet jego brat stawał
się dla niej ważniejszy. Kaoru poniekąd jeszcze zrozumiał, znali się od
dzieciństwa, dawno się nie widzieli, ale Sasuke? Powinien cieszyć się ich
przyjaźnią. W końcu to dobrze, jak dziewczyna dogaduje się z rodzeństwem
chłopaka, ale… oni dogadywali się, aż zanadto. Zdawał sobie sprawę z głupoty
bycia zazdrosnym o brata, jednak dziwne nieprzyjemne uczucie nie chciało
zniknąć. Ścisnął mocniej telefon, niechcący podświetlając ekran, z którego
uśmiechała się do niego Keiko. Uniósł delikatnie kąciki ust, przypominając
sobie, jak pewnego razu uparła się, że skoro są parą, to powinien mieć jej
zdjęcie na wyświetlaczu. Zaangażowała się wówczas całkiem mocno, każąc sobie
robić kilkanaście fotografii, aby potem móc wybrać tą jedną najładniejszą.
Przyjemne wspomnienie, a na pewno milsze niż pamięć jej
dzisiejszego powitania. A to ty
dźwięczało mu w uszach, pobrzmiewając rozczarowanym tonem. Brakowało jeszcze
słowa tylko, to tylko ty… Nie drążył tematu, dlaczego wolałaby zobaczyć Sasuke.
Nie chciał wiedzieć, wystarczyło, że już na dźwięk tych słów poczuł dziwne ukłucie.
— Kolacja — zawołała Mikoto zza drzwi.
No tak, ten tragiczny dzień jeszcze nie dobiegł końca.
Nadal miał do wykonania ostatnie zadanie i to te najważniejsze. Z ponurym
nastawieniem wstał z parapetu, wciskając komórkę do kieszeni.
W kuchni powitała go codzienna scenka. Matka z entuzjazmem
zachwalała kaszkę, opowiadając o tym, jaka ona jest przepyszna, starając się tym
zachęcić małą do jedzenia. Niestety Kinari standardowo wybrzydzała, intensywnie
machając rączkami, odtrącając łyżkę. Dumna z siebie, kiedy udawało jej się
wytrącić sztuciec z rąk Mikoto. Natomiast ojciec prezentował się zwyczajnie.
Siedział ze swoją maską braku zainteresowania i tylko jego ciepły wzrok od
czasu do czasu spoczywający na plecach żony, dowodził, że odczuwa jakiekolwiek
emocje. Do tego wszystkiego brakowało jedynie Sasuke z równie kamiennym wyrazem
twarzy, beznamiętnie dłubiącego w talerzu.
Ostatni rok przyniósł wiele zmian. Nigdy nie byli przesadnie
blisko siebie, ale zawsze się wspierali. Cokolwiek by się nie działo, brat mógł
na niego liczyć, a teraz? Co poszło nie tak? Nie potrafił już tak jak kiedyś
zamartwiać się o Sasuke. Czar wiecznie malutkiego młodszego braciszka w
potrzebnie, po prostu prysł. Wewnętrzna blokada żalu uniemożliwiała wykonanie
pierwszego kroku. Mimo iż wiedział, jak bardzo potrzebuje teraz aprobaty,
wsparcia, to jednak nie umiał się przemóc.
— Itachi nie smakuje ci?
— Co? — zapytał wyrwany z rozmyśleń, zupełnie nie rejestrując
pytania.
— Tak niewiele zjadłeś. Nie smakuje ci? — powtórzyła,
wskazując na prawie nietkniętą kolację.
— Zamyśliłem się.
— Coś się dzieje? — dopytywała zaniepokojona, zabierając
sprzed Kinari miskę, która lada moment mogła wylądować na podłodze.
— W sumie to tak.
Oczy kobiety zabłyszczały. Syn z własnej nieprzymuszonej
woli, chciał się zwierzać! Czuła, jakby to było zwieńczenie jej półrocznej
misji przypominania Itachiemu, że przecież ma matkę, do której może zwrócić się
w każdej chwili, z każdą sprawą.
— Chciałbym was poinformować, że się wyprowadzam —
oznajmił spokojnym, aczkolwiek stanowczym głosem.
— A-a-ale jak to? Co? Oh — wyrzuciła z siebie ciche
westchnienie, z niepokojem spoglądając na syna.
— Kiedy chcesz się wyprowadzić? — ton głosu pana domu był
niezmieniony. Brak zaskoczenia, niedowierzania czy strachu, który pobrzmiewał w
wypowiedziach matki. Fugaku nawet na moment nie pozbył się swojego stoickiego
opanowania, z który uważnie lustrował syna.
— Jutro.
— Rozumiem — oznajmił, kiwając lekko głową. Dostrzegając w
postawie Itachiego twarde zdecydowanie.
— Dlaczego? — wyszeptała zaniepokojona. Próbowała doszukać
się przyczyny tej nagłej decyzji. Przecież nie miał żadnych powodów, do tej
pory nic o tym nie wspominał. Czyżby…? — Keiko jest w ciąży?
Czy on nawet matce musi kojarzyć się tylko z bratem? To,
że Sasuke wyprowadził się ze względu na dziecko, nie oznacza, że on będzie
szedł tą samą drogą. Zresztą po zamachu i tak musiał opuścić dom.
— Nie, nie jest w ciąży. Zapewniam. — Nikło uśmiechnął się
do kobiety, udając, że nie ma żadnego konkretnego powodu. W końcu nie powie
matce, że ma jej dość.
— To dobrze — oznajmił, zwracając uwagę zebranych. — I mam
nadzieję, że nigdy nie będzie. Gdzie zamieszkasz? — kontynuował,
uniemożliwiając reakcję na poprzednie słowa.
— Znalazłem odpowiadające mi miejsce — odparł wymijająco.
Nie chciał zdradzać, że wyprowadza się do Keiko. Matka z tym nie miałaby
większego problemu, za to miny ojca wolał nie widzieć. Według niego to
mężczyzna jest panem domu, więc hańba jest wprowadzanie się do dziewczyny.
Zgodnie z regułą, jak na samca alfę przystało, to on powinien kupić mieszkanie,
tudzież inną posesję i ściągnąć swoją kobietę. Nigdy na odwrót, bo oznaczałoby
to, że nie spełnia się w roli głowy rodziny. Cele prawdziwego mężczyzny:
wybudować dom, spłodzić syna i zasadzić drzewo. Ile razy to już słyszał? I
absolutnie nie było tam nic o mieszkaniu u dziewczyny. Zresztą i tak, Fugaku
nie akceptował Higashiyamy, więc lepiej, aby nie wiedział.
— Gdzie? — dopytywała, nie dając za wygraną. Nie pozwoli
wyprowadzić się synowi, nie wiadomo jak daleko.
W łóżku Keiko, pomyślał, powstrzymując się od parsknięcia.
— Na obrzeżach Konohy.
— Masz nie zaniedbywać obowiązków klanowych — przypomniał,
ostrzegawczym tonem. —Widzę cię na każdym spotkaniu.
— Oczywiście.
— Itachi jesteś tego pewien?
Spojrzała na niego z niepokojeniem, kładąc mu dłoń na
ramieniu. Nie chciała tracić kolejnego syna, który opuszcza rodzinny dom.
Wprawdzie będzie miała jeszcze Kinari, ale to już nie to samo.
— Na pewno to sobie przemyślałeś? — ciągnęła dalej. — Nie
musisz się wyprowadzać. Nie ma takiej potrzeby. Będę rada, jeśli zostaniesz.
Ojcu to też będzie na rękę.
— Już postanowiłem. Wszystko jest przygotowane, tylko się
spakować.
— A może byś to jeszcze przemyślał — nalegała. — Jeśli
potrzebujesz więcej przestrzeni osobistej, to się nie krępuj. Możemy ci oddać
do dyspozycji pokój brata. A jeśli chcesz Keiko zapraszać to nie ma sprawy.
Chętnie ją przyjmę nawet na noc — zapewniała, lekko już desperackim głosem,
uczepiając się jego ramienia.
O nie! Keiko spędzająca u niego noc, w piżamie wymijająca
Fugaku w drzwiach do łazienki i plotkująca z Mikoto rano w salonie. Mowy nie
ma!
— Mamo podjąłem już decyzję — oznajmił stanowczo,
zabierając jej dłoń z ramienia. — To, że się wyprowadzę, nie oznacza, że nie
będę przychodził w odwiedziny — dodał łagodniej, spoglądając w jej zmartwione
oczy.
— Tak, ja wiem, ale…
— Mikoto.
Gwałtownie obróciła się, słysząc, jak Fugaku wypowiada jej
imię. Rzadko się to zdarzało, szczególnie takim miękkim i ciepłym tonem.
— Jeśli tak postanowił, to niech tak zrobi. To jest męska
kolej rzeczy. Tak musi być.
Mikoto zamrugała, przypatrując się mężowi z
niezrozumieniem. Itachi również nie pojął toku myślenia ojca, lecz obawiał się,
że zaraz usłyszy ciąg dalszy, który będzie ciekawym wykładem.
— W życiu każdego mężczyzny…
I nie pomylił się.
— Przychodzi taki moment, kiedy należy opuścić rodziców,
aby zacząć żyć samodzielnie. Samotny mężczyzna poznaje, co to odpowiedzialność.
Uczy się, bycia panem we własnym domu oraz odkrywa, na czym polega zarządzanie
przyszłą rodziną. To czas na zdobycie odpowiedniego doświadczenia, aby w
przyszłości objąć ważne stanowisko na czele rodziny. To również okres, w którym
mężczyzna może się wyszaleć. Poznać smak życia erotycznego i pierwszych
związków. To pozwoli nauczyć się obejścia z kobietami. To bardzo ważne. W tym
czasie mężczyzna poznaje wiele potencjalnych kandydatek i, kiedy nadejdzie
odpowiedni moment, mądrzeje, porzucając przelotne romanse. Wiąże się z
odpowiednią kobietą i powraca na rodzinne łono, przejąć obowiązki głowy klanu.
Taka jest kolei rzeczy. Uważam, że Itachi powinien podjąć ten krok.
Kobieta nie umiała wydusić z siebie słowa. Mrugała
intensywnie, patrząc na stanowczą postawę Fugaku. Wiedziała, że mąż ma dość
konserwatywne podejście do niektórych spraw i nie jest otwarty na inne poglądy.
Aczkolwiek wolałabym, aby nie nauczyła tego dzieci. No przecież Itachi nie może
zostać łamaczem kobiecych serc, traktującym związki, jak przelotny romans, a
kobiety przedmiotowo.
Gdyby mógł, to zakryłby oczy dłonią, wzdychając
cierpiętniczo. Niestety zmuszony był zachować zimną postawę i ani drgnąć.
Ojciec nie od dziś miał dziwne wywody, jednak ten z całą pewnością mieścił się
w topowej dziesiątce. Jeszcze zniósłby to, gdyby nie opowiadał tego przy matce.
Co sobie teraz Mikoto o nim pomyśli? Zawsze miał opinię grzecznego synka,
spełniającego oczekiwania ojca. Idąc tym tropem, ten łańcuszek również powinien
wypełnić. Miał ochotę zapaść się pod ziemię.
— Postanowione — zakomunikował, wstając od stołu. —
Jednakże liczę na to, że ten okres w twoim życiu nie będzie zbyt długi. Jesteś
prawie w wieku, w którym powinieneś już ustatkowywać się i przedstawić nam
odpowiednią wybrankę.
— Ale przecież on ma…
— Odpowiednią wybrankę — zaakcentował wyraźnie. — Itachi to
rozumie — dodał, znacząco spoglądając na syna, który mimowolnie się spiął. Po
czym dostojnym krokiem opuścił kuchnię, udając się na wieczorne wiadomości.
Itachi również podniósł się, pośpiesznie wychodząc, byle
by umknąć pytań matki, która nadal skołowana usłyszanym wykładem, nie potrafiła
odpowiednio szybko zareagować.
***
— Jaki masz kolor?
Dziewczyna oderwała wzrok od gierki w telefonie,
spoglądając na zapatrzonego w okno mężczyznę. To pytanie było tematem tabu.
Poza daną osobą, medykiem i przywódcą nikt nie powinien znać odpowiedzi.
Wszyscy tego przestrzegali. No z wyjątkiem sławetnej niesfornej trójki, Keiko,
Isamu oraz Kaoru, którzy wbrew zakazowi informowali siebie nawzajem. Jednak Higashiyama
zignorowała pytanie przyjaciele, nieświadomie dając tym samym sygnał, że coś
jest nie tak. Mężczyzna zrobił kilka długich kroków i stanąwszy przed nią,
gwałtownie wyrywał komórkę z ręki.
— Jaki kolor? — zapytał ponownie ostrym tonem, uważnie
wpatrując się w jej twarz.
— Co w ciebie wstąpiło? Czyżby twój został zabrudzony? —
odparła wymijająco, starając się odciągnąć Kaoru od drążenia tematu. Zawsze
sobie podawali swój kolor, ale to nie znaczyło, że było to mniej wstydliwe. Dla
shinobi przyznanie się do niemożliwości wyruszenia na misję w każdej możliwej
chwili, nie było czymś komfortowym.
— Zapytam po raz ostatni — wycedził przez zaciśnięte zęby.
— Jaki kolor?
— Za takie pytanie można oberwać.
Oboje zwrócili się w stronę drzwi, o których framugę
opierał się Hiroshi.
— Gdyby to Josuke słyszał — kontynuował, podchodząc do nich.
— Pytanie o kolor jest zabronione, więc uważaj. Keiko ja już skończyłem, Nerin
cię wzywa — oznajmił, zasiadając w fotelu obok.
— Już idę — mruknęła, odbierając komórkę i lekko
odpychając mężczyznę. Jednak Kaoru nie miał zamiaru odpuścić. Złapał za łokieć,
wpatrując się w nią z oczekiwaniem. Z cichym westchnieniem zrezygnowania nachyliła
się, szepcząc:
— Nie przejmuj się, wszystko jest w porządku. Mój kolor to
czerwień, a twój?
Uśmiechnął się, oddychając z ulgą. Odkąd Nerin powiadomił
go o kolorze, nie mógł przestać o tym myśleć. Przekonany był, że sprawa wygląda
lepiej. Niestety z badań medyka wychodziło, co innego. Skoro tak kiepsko
wyglądało to u niego, to jak się sprawy miały w przypadki Keiko? Półroczna
misja, Itachi, napad na Josuke, bał się, że zwariowała. U Kindersów i Korzenia
to nie jest rzadka rzecz. Ludzie, którzy cały czas operują dwiema maskami. Z
radosny, nieszkodliwych, przemieniają się w bezlitosnych morderców gotowych
zabijać nawet znajomych. Coś takiego pozostawia ślady na psychice. A do tego
umiejętności Kindersów były specyficzne. Nie szczędzili ciała, skłonni oddać je
diabłu w zamian za odpowiednie techniki. Wyniszczali się na własne życzenie,
nie mają przy tym wglądu w stan zdrowia. Nie mogli mieć, gdyby wiedzieli,
mogłaby pojawić się panika, strach. Tak się stać nie mogło. Głupie pytanie,
jaki kolor urosło do rangi
niebezpiecznego, zakazanego dopytywania się. Kindersi nie mogli w pełni wiedzieć,
w jakim są zdrowiu, ani fizycznym, ani psychicznym, jednak jakiś pogląd powinni
mieć. Stąd też powstała niby niewinna zabawa w kolory. Okaz zdrowia biały,
człowiek przeznaczony do egzekucji czarny.
— Fuksja.
To niżej niż u mnie, pomyślała odsuwając się do Kaoru i
mierząc go bacznym wzrokiem. Prawie rok u Orochimaru, prawie rok ciągłego życia
w strachu, prawie rok grania kogoś, kim się nie jest. Zmarszczyła z niepokojem
brwi, jeszcze raz lustrując przyjaciela od głowy po stopy.
— Spokojnie, nic mi nie jest — rzucił, z zażenowaniem
drapiąc się w tył głowy. Koślawy uśmiech czy nerwowy śmiech nie polepszyło
sytuacji, nadal przyglądała mu się niepewnie.
— Koniecznie się weź za siebie, bo jak nie to z Isamu
sprawimy ci taką terapię, że będziesz mieć nas dość — zagroziła, karcąco
kiwając palcem. Zaśmiał się, targając jej głosy.
— Co byście nie zrobili i tak nigdy nie będę mieć was
dość. A teraz grzecznie znikaj na kontrolę.
— Taki mam zamiar. A i po kontroli mam coś do zrobienia,
więc nie czekaj.
— Uchiha — mruknął zniesmaczony, starając się nie
wykrzywić ust w grymasie niezadowolenia. — Jeszcze o nim nie pogadaliśmy.
— Tak, tak — rzuciła na odczepne, podbiegając do drzwi. —
Kiedyś zrobisz wykład o tym, jaki to on jest zły — dodała, wystawiając język i
nim zdążył dopowiedzieć, opuściła bibliotekę.
***
— Zjaw się na w najbliższym czasie na badania — polecił,
przeglądając plik kartek podanych przez asystenta.
— Badania? — powtórzyła zaniepokojona, nakładając bluzkę.
— Tak badania.
— Coś się zmieniło? Wyniki są nieprawidłowe? — dopytywała,
wpatrując się z przejęciem, w poruszający się po dokumentach długopis.
Mężczyzna dopisał kilka uwag, intensywnie marszcząc czoło.
— Po prostu przyjdź na badania — polecił, poprawiając
okulary i przenosząc na nią wzrok.
— Jaki kolor? — zapytała stanowczo.
— Tym wzrokiem mnie nie przestraszysz — odparł spokojnie, się
podnosząc. — Nie wiem, czy się zmienił. To ustalą badania. Po prostu na nie
przyjdź — tłumaczył, odkładając zdobyte dzisiaj wyniki do specjalnej teczki.
— Tak jest — mruknęła, odwracając się napięcie i
opuszczając pokój. Nerin na chwilę zatrzymał się, wpatrują w zamknięte drzwi.
— Burgund — wyszeptał. — Kolor wina.
***
— Dobry! — krzyknęła od progu, uśmiechając się
rozbrajająco.
— Itachi jest dzisiaj zajęty i nie będzie miał dla ciebie
czasu.
— No wiem. Przeprowadza się, więc przyszłam pomóc.
Twarz Fugaku jeszcze bardziej stężała, o ile to w ogóle
możliwe.
— Tak wiem, że sobie beze mnie poradzi — uprzedziła jego
słowa, nie przestając się uroczo uśmiechać. — Ale wsparcie na misjach to
podstawa, także oto jestem. Wpuści mnie pan?
Zanim odpowiedział, z głębi mieszkania dobiegł irytujący i
głośny dźwięk telefonu. Odruchowo cofnął stopę, chcąc udać się do gabinetu,
lecz znieruchomiał, zwężając źrenice. Jeden ruch, a ta nieznośna dziewucha
raczy bezczelnie wepchnąć się do środka.
— Kochanie mógłbyś odebrać — zawołała kobieta, której
wtórowało cichutkie zawodzenie. — Kinari się rozpłakała.
Jednak Fugaku ani drgnął.
— Coś nie tak? — zapytała Keiko, przekrzywiając głowę. —
Nie odpowiedział mi pan.
— Itachi jest w trakcie pakowania, nie potrzebuje osoby,
która będzie go rozpraszała. Proszę przyjść, kiedy indziej. Do widzenia —
odparł stanowczym głosem, zatrzaskując drzwi przed jej nosem.
— A takiego — burknęła, tupiąc noga i wystawiając język,
czego nie mógł już zobaczyć. — A będę wredna — zakomunikowała, wyjmując z
kieszeni komórkę. Zdjąwszy rękawiczkę nacisnęła odpowiednią ikonkę uruchamiając
kontakt do Itachiego. Prawie już nacisnęła zieloną słuchawkę, lecz ostatecznie
zrezygnowała. Bardzo chciała zobaczyć minę Fugaku, kiedy ucałuje Itachiego na
powitanie i pomachała mu z przedpokoju, z tryumfalnie rzuconym i tak weszłam. Jednak postanowiła być
grzeczna, rozgrywając to inaczej. W końcu pan Uchiha poszedł odebrać telefon,
teraz ktoś inny powinien otworzyć. Zapukała po raz kolejny, przybierając
rozbrajający uśmiech.
— Doberek —
zawołała, nim drzwi w pełni się otworzyły.
— Witaj Keiko. Proszę, wejdź.
Kobieta cofnęła się, wpuszczając gościa. Dziewczynka
rozpromieniła się na widok nowej osoby, łapczywie wyciągając rączki. Keiko
nieznacznie krzyknęła, kiedy mała chwyciła ją za włosy ciągnąć w stronę
rozwartej buzi. Na szczęście, zanim język je dotknął, Mikoto zareagowała,
zabierając nowy obiekt zainteresowania z zaciśniętych palców, co poskutkowało
płaczem.
— Cii maleństwo, cii — powtarzała, kołysząc się i machając
jej przed oczami różnokolorową ośmiorniczką.
— Mówi już coś? — zainteresowała się, przyglądając, jak
dziewczynka uspakaja się, ciekawskimi oczami wadząc za pluszakiem.
— To jeszcze za wcześnie — zaprzeczyła, uśmiechając się
delikatnie. — Jest w stanie tylko gaworzyć i powtarzać pojedyncze sylaby albo
tworzyć ciągi sylab.
— O! — zawołała ucieszona. — To skoro powtarza, to można
ją nauczyć pioseneczek.
Podekscytowana swoim pomysłem pochwyciła zabawkę. Przy
pierwszym melodyjnym na poruszyła
jedną macką, przy kolejnym następną. Kinari zafascynowana nowym wydarzeniem,
uważnie przyglądała się poczynaniom Keiko.
— Teraz ty? — zakomunikowała, wskazując głową ośmiornicy
na skonsternowaną dziewczynkę.
— Nanana — oznajmiła zadowolona z siebie, energicznie
potrząsając jedną z macek. Nie miało to nic wspólnego z wymyśloną przez Keiko
melodią, ale małej to zupełnie nie przeszkadzało. Niestety miłą atmosferę
popsuło wejście smoka. A dokładniej Fugaku zamaszystym krokiem opuścił gabinet,
udając się na przedpokój, gdzie obie stały zabawiając Kinari.
— Witam — przywitała się, uśmiechając najbardziej
rozbrajająco, jak tylko potrafiła. Mężczyzna nie skomentował. Nieproszonego
gościa obdarzył jedynie przelotnym, nieprzychylnym spojrzeniem, przepychając
się w stronę wieszaka.
— Itachi jest u siebie na górze — poinformowała Mikoto
wyłapując napiętą atmosferę.
— To ja już pójdę — zakomunikowała, pośpiesznie znikając
na piętrze.
— Bum skarbie! — krzyknęła gwałtownie, otwierając drzwi,
dosłownie wpadając do pokoju z szeroko rozstawionymi ramionami. Po czym
ignorując to, że mu przeszkadza, uwiesiła się na ramieniu, żądając buzi na
dzień dobry.
— Mówiłem, że sobie poradzę — odparł po skromnym muśnięciu
policzka.
— A ja mówiłam, że i tak przyjdę — rzuciła, uśmiechając
się czarująco. — Chciałam pomóc i trochę spędzić z tobą czasu — oznajmiła,
zaglądając do porozstawianych kartonów.
— A co, cała reszta zajęta? Kaoru i Sasuke cię zbyli? — w
tonie jego głosy pobrzmiewało rozdrażnienie. Keiko z zaskoczenia zatrzymała
się, zamierając z wyjętą z kartonu teczką. Żal za ostatnią sytuacją, był aż
nazbyt widoczny. Zmieszana, nerwowo wierciła się w miejscu, patrząc, jak Itachi
nie zaszczycając ją wzrokiem, ostrożnie pakuje zwoje. Nie mając innego pomysłu,
porzuciła teczkę, mocno przytulając się do odwróconego tyłem mężczyzny.
— Przepraszam za wczoraj. Wynagrodzę ci to jakoś —
gwarantowała pewnym głosem. — O! Dam ci… A nie, Kaoru wszystko zjadł. To
ugotuję ci nowy obiad. Mówię ci, będzie przepyszny — opowiadała. — I mogę ci
buzi dać — zapewniała, składając drobne pocałunki na łopatkach przez materiał
bluzki.
— Nie gniewam się na ciebie — powiedział, odwracając się do
niej przodem, klepiąc delikatnie po głowie.
— Na pewno? — spytała podejrzliwie. Potaknął z uśmiechem i
poprawił jej dwie nisko związane kitki, którymi starała się zakryć szyję, co
wychodziło całkiem skutecznie.
— To jak już tu jesteś, pomożesz pakować? — Wskazał na pokaźny
stos książek rozłożony na łóżku.
— Sporo tego masz — mruknęła, rozglądając się po pokoju. Szybko
kalkulując, że na raz to się nie zabiorą.
— Trochę się nazbierało — potaknął, wracając do układania
zwojów.
***
Faktycznie Itachi posiadał wystarczająco dużo, aby
zapełnić więcej kartonów, niż można było się spodziewać. Również na pakowanie
poświęcili więcej czasu niż potrzeba. Głównie przez Keiko, która zamiast skupić
się na pracy, wolała szperać w jego rzeczach.
— Zostały tylko ciuchy i łazienka — oznajmił, rozglądając
się po pustych półkach.
— A ta książka spod łóżka? — dopytywała, specyficznie
poruszając brwiami. Doskonale pamiętając o wpadce podczas oficjalnego obiadu u
państwa Uchiha.
— Niech zostanie.
— No weź, można by było przetestować to i owo z jej
pomocą.
Puściła oczko, co tylko bardziej umocniło go w swoim
przekonaniu.
— Ma zostać.
— Bu — mruknęła zawiedziona. — Jak tam sobie chcesz. — Wzruszyła
ramionami niby niezainteresowana. — A do pakowania ciuchów też masz jakąś
technikę jak z broniami? — zagadała, otwierając na oścież drzwi od szafy.
— Po prostu złóż je ładnie. Pójdę po rzeczy z łazienki.
— Spoko — rzuciła, sięgając po ubrania z górnej półki.
Jednak, kiedy usłyszała cichy trzask zamykanych drzwi, szybko popędziła w
stronę łóżka. Wydobyła spod niego nieszczęsną książkę, którą następnie wrzuciła
na dno kartonu, przykrywając ją pochwyconym z wieszaka swetrem. Zachichotała
dumna ze swojego czynu i nucąc ulubioną melodię, powróciła do właściwej
czynności. W końcu, kto wie, taka pożyteczna książka może przydać się kiedyś. Szkoda
ją porzucić pod łóżkiem.
Trochę minęło, nim Itachi powrócił z niewielkim pudełkiem
po brzegi zapełnionym przyborami łazienkowymi. To wystarczyło, aby Keiko na
dobre rozkręciła się sprawdzaniem garderoby mężczyzny. Zdążyła wybrać
najładniejsze według niej bluzy i swetry, które z chęcią by na nim widziała.
Nie wspominając o czterech przymierzonych, które z równą ochotą pożyczałaby lub
grzecznie prosiła o oddanie, bo marznie.
— Keiko pooglądasz je, jak będziemy rozpakowywać. Teraz
chciałbym szybko to ogarnąć — prosił, zabierając od niej koszulę, którą
dokładnie oglądała z każdej strony. Nie zważając na jego marudzenia,
zanurkowała w szafie, wydobywając kolejny ciuch.
— Itachi to twoje rzeczy z ostatniego prania —
zakomunikowała Mikoto, wchodząc do pokoju z naręczem starannie poukładanych
ubrań.
— O! — zawołała Keiko, rozkładając wydobyty z głębin szafy
czarny t-shirt. Prosty, niewyróżniający się krój. Nic nadzwyczajnego, gdyby nie
jeden szczegółu, spory emblemat klanu na plecach. — Ale fajne, mogę przymierzyć?
Wzruszył ramionami: — Jak chcesz.
Dziewczyna pośpiesznie naciągnęła materiał na swoją
bluzkę, podbiegając do lustra.
— I jak? — pytała, starając ustawić się tak, aby plecy
odbijały się w zwierciadle.
— Pasuje ci kochana — wtrąciła się Mikoto, odkładając
przyniesione ciuchy na łóżko i podchodząc do Higashiyamy. — Naprawdę
zadziwiająco ci pasuje.
— To tylko t-shirt. — Pociągnęła za czarny materiał na
wysokości mostka.
— Mówię o emblemacie — wyjaśniła, dotykając go delikatnie.
Itachi zbawiony słowami matki, zaprzestał przenoszenia ubrań
i spojrzał na czerwono-biały wachlarz, symbol Uchiha. Niby nic niezwykłego, przecież
połowa ulicy klanu oznaczona była ich herbem. Jednak znak przynależności do
rodziny widniejący na plecach Keiko powodował przyjemne ciepło, przez które nie
mógł odwrócić wzroku.
— Ślicznie wyglądasz. Jakbyś należała do Uchiha —
oznajmiła, przyciskając ją do siebie mocniej. — Pamiętam, jak Fugaku mi
podarował czarną sukienkę z tym znakiem. Były to wówczas nasze oficjalne
zaślubiny, oh — westchnęła, pogrążając się we wspomnieniach. — Wspaniałe przyjęcie.
Zaślubiny, powtórzył w myślach, intensywnie wpatrując się
w plecy swojej dziewczyny. Przesunął się nieznacznie, próbując na tafli lustra
uchwycić jej wyraz twarzy. Keiko to zauważyła, napotykając jego wzrok. Posłała
mu uroczy pocieszycielski uśmiech, czego nie zrozumiał.
— To bardzo miłe, co pani mówi, ale spokojnie, tak nie
będzie — oznajmiła radośnie, kręcąc przecząco głową.
— Słucham? — zapytała zaskoczona, porzucając odruchowo
uruchamiające się wspomnienia z tamtych czasów.
— Należę do tego tu Uchiha — oznajmiła, wskazując na lekko
tym ogłoszeniem zmieszanego Itachiego — ale do klanu… Może być pani spokojna,
że to się nigdy nie stanie — dokończyła, uśmiechając się czarująco. Mimo
chwilowego zacięcia się mówiła swobodnie i spokojnie, z pewnością, która
zaintrygowała mężczyznę.
— Czemu tak myślisz? — dopytywała przyciszonym zmartwionym
głosem, zerkając kątem oka na syna. Poczuł się dziwnie i z nie do końca
wyjaśnionego powodu, się spiął.
— Ja tak nie myślę, ja to wiem — zaręczała, przeświadczona
o posiadaniu racji. — A mogę w tym zostać? — zapytała, przerywając krępujące
milczenie spoglądając na Itachiego prosząco. — Strasznie wygodne — dodała,
obciągając przyduży t-shirt.
— Nie ma sprawy — oznajmił, otrząsając się z osobliwego
stanu, powracając do pakowania.
— Dzięks — rzuciła, płynnym ruchem zdejmując t-shirt oraz
swoją bluzkę. Dwa materiały naraz lekko krępowały, przez co czuła się mniej
komfortowo. Chciała zdjąć swoje ubranie, aby nałożyć nowe, jednak zapomniała o
dość ważnym szczególe:
— Oh! — zawołała Mikoto, zakrywając usta dłonią. Czerwone
plamy pokrywające ciało Keiko były nadal wyraźnie widoczne. Nie ma mowy, aby znikły
po tak krótki czasie, w końcu zostały zrobione raptem przedwczoraj.
— Keiko czy Itachi traktuje cię odpowiednio? — zapytała
zaniepokojonym głosem, robiąc krok w jej stronę.
— Słucham? — Odwróciła się, zaskoczona słowami Mikoto.
— Czy traktuje cię z czułością i delikatnością? — dopytywała,
nie spuszczając wzroku z malinek.
Mężczyzna zaniepokojony pytaniami matki odwrócił się w jej
stronę. Już nie musiał doszukiwać się przyczyny. Błyskawicznie pochwycił bluzę
leżącą w niezamkniętym kartonie. Kilka długich kroków i już był przed dziewczyną,
narzucając jej ubranie na ramiona, chcąc ukryć pół nagie ciało przed bacznym
wzrokiem Mikoto.
— A nie, spokojnie to nie tak — zaczęła szybko zaprzeczać,
próbując ratować dobre imię Itachiego, przed posądzeniami o molestowanie czy
maltretowanie. — Na treningu byłam. Wyszłam trochę z wprawy i koleżanka mnie
urządziła tymi siniakami — tłumaczyła się gorączkowo. — To nic takiego, tylko
siniaki — zapewniała, starając się brzmieć wiarygodnie. — Siniaki to nic
takiego, szybko zniknął — wyjaśniała, powodując jedynie większe zwątpienie
Mikoto.
— A no tak, to tylko siniaki — skłamała, delikatnie się
uśmiechając. — Uważaj na siebie kochana. To ja może pójdę zrobić wam herbatki —
zaproponowała, co oboje przyjęli z ulgą, energicznie potakując. — To zrobię
herbatki — oznajmiła, opuszczając pomieszczenie. Jednak nim zamknęła drzwi,
ostatni raz przelotnie przyjrzała się Keiko. Nie kupiła taniego wykrętu. W
końcu nie pierwszy raz widziała malinki i takich świeżych nie sposób było
pomylić ze zwyczajowymi siniakami.
Itachi westchnął głęboko, siadając na łóżko. Palcami
przeczesał włosy, wydając kolejne cierpiętnicze westchnienie.
— Przepraszam — wymamrotała, spuszczając głowę i bawiąc
się palcami. Zapomniała, że przecież nie tylko szyje miała oznakowaną. — Ja nie
chciałam.
— Wiem, ubierz się po prostu — mruknął markotnym tonem,
nie zaszczycając wzrokiem, który ukrywał pod dłonią. Jeszcze tego brakowało,
aby matka widziała w nim brutalne, niewyżyte zwierze. Wystarczająco już mu ojciec
wczoraj popsuł opinię, która od incydentu z łazienką i tak była nadszarpnięta.
***
— Kochanie masz chwilę? — zapytała, zaglądając do gabinetu,
gdzie zastała Fugaku czytającego dokumenty.
— Oczywiście, o co chodzi?
— Chciałabym, abyś porozmawiać z Itachim, zanim się całkowicie
wyprowadzi — poprosiła, niepewnie siadając na krześle. To nie była łatwa
rozmowa ani przyjemne miejsce. Przeważnie męża łapała w kuchni, a jak musiała
tu zajrzeć to tylko na chwilę, w drzwiach przekazać krótką informację i tyle.
— Myślałem, że już wyszedł.
— Tak, wyszli, ale nie udało im się zabrać na raz, więc
Itachi jeszcze wróci.
— Rozumiem. A o czym miałbym z nim porozmawiać? — zapytał
zaintrygowany prośbą. Wytłumaczył synowi wszystko, co powinni wiedzieć. Spełni
rodzicielski obowiązek, opowiadając, skąd się biorą dzieci i jak używać
prezerwatyw, więc, o co może jeszcze chodzić?
— Przypadkiem zauważyłam, że ciało Keiko pokryte jest dość
mocnymi, a także licznymi malinkami — mówiła pomału, starając się dobrze ubrać
zagadnienie w słowa. Fugaku nie należał do ludzi, którzy lubią wysłuchiwać
owijania w bawełnę i innych pokrętnych dróg. Przedstawienie problemu powinno
być rzeczowe, przejrzyste, pełne, zrozumiałe za pierwszym razem oraz
zawierające, jak najmniej niepotrzebnych słów.
— W związku z tym — kontynuowała — chciałabym, abyś
porozmawiał z Itachim o...
— Nie wiedzę tu powodu do rozmowy — odparł spokojnie, powracając
do czytanego dokumentu. Oznaczało to koniec rozmowy, jednak Mikoto nie miała
zamiaru ustąpić.
— Chodzi o to, że niepokoję się o stosunek Itachiego do
kobiet — zaczęła ostrożnie, starając się nie wytknąć mu wczorajszego wykładu,
który bardzo nie przypadł jej do gustu.
— Mój syn ma na pewno odpowiedni stosunek od płci
przeciwnej.
Stanowczość Fugaku nie opuszczała, co znaczy, że będzie
uparcie trwał przy swoich racjach.
— Jednak to nie wyglądało zbyt…
— Posłuchaj — przerwał żonie, kolejne ciężko składane
zdanie — to normalne dla mężczyzny, że oznacza swój teren. Malinki na szyi
kobiety mają obwieszczać światu, że należy do niego. Jest jak flaga powiewająca
nad budynkiem ambasady. To absolutnie zdrowy i naturalny odruch u mężczyzn.
Odruchowo zacisnęła dłonie na materiale długiego
rozpiętego swetra, usilnie gryząc się w język. Znała mężczyznę nie od wczoraj,
wdawanie się w dyskusję o poglądach było równie sensowne, jak bieganie za
motylem ze skarpetką zamiast siatki. Musiała, więc przełknąć cisnący się na
usta wywód. W końcu jakby nie spojrzeć jest to zwykłe uszkodzenie naczyń
krwionośnych. Wprawdzie niegroźne, no, ale jest. Pomijając kwestię tego, że nie
każdy musi to lubić. A na nieszczęście
Mikoto pamiętała, jak w ich młodości mężczyzna lubował się w nich, często
robiąc je nawet bez jej zgody.
— Uważam, że powinieneś z nim porozmawiać, aby był
bardziej czuły i delikatny.
— Nie ma potrzeby. To jest coś naturalnego. A poza tym Itachi
jest teraz w fazie testów. Musi na kimś ćwiczyć, zanim spotka tą odpowiednią.
— Fugaku! — podniosła głos, gwałtownie wstając. — Nie
powiesz mi, że nasz syn, kobiety traktuje przedmiotowo!
— Uspokój się skarbie — pouczył, wskazując krzesło. —
Itachi rozumie, o co chodzi i zachowuje się odpowiednio. Nie ma powodu do
zmartwień. Jest świadom tego, że Keiko nie jest odpowiednią dla niego
kobietą. Na pewno postąpił stosownie,
informują ją o tym wcześniej.
— To o to chodziło — wyszeptała. Nigdy to się nie stanie,
pomyślała, przywołując jej słowa. Fugaku wcale nie uspokoił, wręcz przeciwnie
napełnił jeszcze większymi obawami.
Mikoto wszystkie poważne rozmowy z synami przekazywała mężowi.
Przekonana, że tak będzie lepiej, że mężczyźnie łatwiej będzie trafić do mężczyzny.
I mimo iż zdawała sobie sprawę z lekko przestarzałych, czasami odrobinę
kontrowersyjnych poglądów Fugaku, to jednak zawsze uważała, że synowie są w
stanie wyrobić sobie własne zdanie, więc bardzo zaniepokoiła ją wizja, że jednak
tak nie jest.
No cóż, teraz trzeba wziąć sprawy we własne ręce!
***
Z cichym trzaskiem przekręcanego klucza w zamku, Itachi
wszedł do domu. Zdjąwszy jedynie buty, udał się na górę. Chciał szybko zabrać
ostatnie trzy kartony i wrócić do Keiko, jednak Mikoto miała inny plan. Po
cichu udała się za nim, zatrzymując go w drzwiach pokoju, kiedy chciał wyjść.
— Itachi mógłbyś usiąść na chwilę, chciałabym z tobą
porozmawiać.
Spojrzał niepewnie na dłoń matki wskazującą łóżko.
Dostawił ciężkie pudła, pod okiem obserwującej go kobiety. I z coraz bardziej
słabnącym przekonaniem rozebrał się z wierzchnich ciuchów, siadając na skraju
posłania.
— Chciałabym się dowiedzieć, jak traktujesz swoją
dziewczynę?
Spodziewał się tego. Matka wówczas jakoś tak za szybko się
ulotniła.
— Mamo to nie tak jak myślisz.
— Nie, tu nie chodzi o te malinki.
— Siniaki — poprawił szybko, na upartego trzymając się
wymyślonej przez Keiko wersji.
— Siniaki — powtórzyła, udając przekonaną, co akurat nie
koniecznie jej nie wychodziło. — Interesuje mnie bardziej, jakie masz względem
niej zamiary?
— Słucham?
— Chodzi o to, czy traktujesz Keiko poważnie. O, dokładnie
o to chodzi — dodała zadowolona, że wreszcie udało się dobrać odpowiednie
słownictwo.
— Tak, traktują ją poważnie.
— Jak bardzo?
— Mamo, do czego dążysz? — dopytał coraz bardziej
zlękniony dociekliwością kobiet. Miał jakieś nieodparte wrażenie, że zaraz
wyskoczy ze ślubem. Może to przez tę koszulkę?
— Ojca trzeba szanować i słuchać. Jednak Fugaku w pewnym
kwestiach nie zupełnie ma rację. Nie należy wszystkiego brać bezkrytycznie —
mówiła powoli, ostrożnie dobierając słowa. Nie miała zamiaru podważać
autorytetu męża, chciała tylko mieć pewność, że Itachi rozumie, czym są relacje
damsko-męskie.
Westchnął, na pół cierpiętniczo na pół z ulgą. Cieszył
się, że nie chodziło o żadne śluby, tylko o wczorajszy wykład ojca. Chociaż
trochę niepokoiło to, że matka uważała, że jest zdolny do ślepego podążania za
wytycznymi Fugaku.
— Spokojnie mamo — oznajmił, łapiąc kobietę za dłonie. —
Ja wiem, że ojciec nie zawsze ma rację. Nie masz, o co się martwić, nie mam
zamiaru postępować według wczorajszych punktów.
O to możesz być spokojna.
— Więc nie traktujesz jej jako przelotny romans i
dziewczynę do nauki obejścia z kobietami?
— Oczywiście, że nie, nie masz się, o co martwić —
zapewniał łagodnie, lecz stanowczo, aby nie miała wątpliwości.
— W takim razie, co jej naopowiadałeś? — zapytała,
odsuwając się od syna, dokładnie lustrując jego zaskoczoną minę.
— Słucham?
— Musiała mieć powód, dla którego uznała, że nigdy nie
będzie dla ciebie kimś bliższym. Zakochane kobiety dość szybko zaczynają
planować przyszłość z ukochanym i oczekiwać pierścionka. Musiałeś jej dać jasno
do zrozumienia, że czegoś takiego od ciebie nie może się spodziewać, skoro z
taką swobodą i łatwością zaprzeczyła.
Odwrócił głowę, zabierając z jej dłoni swoje. Matka była
ostatnią osobą — no dobrze, oprócz ojca — z którą chciałby rozmawiać o
uczuciach do Keiko, czy nawet relacji między nimi. Jednak nie mógł nie dać
odpowiedzi, bo zacznie się jeszcze bardziej wtrącać. Poza tym wolał, aby miała
o nim dobre mniemanie i nie uważała, że jest jak ojciec. Niestety nie wiedział,
dlaczego Keiko to powiedziała, więc co miał wytłumaczyć Mikoto?
— Zależy ci na niej? — dopytywała, kładąc mu dłoń na
ramieniu.
Nie odpowiedział, unikając jej wzroku.
— To znaczy, że tak. — Uśmiechnęła się. — Wbrew pozorom
pasujecie do siebie i jestem przekonana, że stworzycie udany związek na lata.
Kobiety nawet, które z zawodu są shinobi, a może wręcz zwłaszcza te, potrzebują
delikatności i czułości. Nie należy je traktować zbyt brutalnie, bo szybko
odejdą. Radzę ci to przemyśleć, bo drugiej takiej nie znajdziesz.
Nastała chwila ciszy. Itachi uparcie wpatrywał się w
podłogę, nie mając odwagi choćby zerknąć w stronę kobiety. Czuł na sobie jej
przenikliwe spojrzenie. Matczyny sokoli wzrok, przed którym nie ukryje się nic,
nawet najdrobniejszy wykręt, czy ukryta emocja. To ten rodzaj spojrzenia, przy
którym czujesz się bezbronny, obdarty ze wszystkich swoich masek i murów oraz
od razu masz poczucie winny, przypominając sobie wszystkie możliwe grzeszki.
— Ja wiem, że mężczyźni nie myślą o takich sprawach, jak
wspólna przyszłość. A przynajmniej nie robią tego zbyt szybko i na ten krok
decydują się dopiero po latach. Może powiedziałeś coś lub zrobiłeś, nawet
nieświadomie, co odczytała, jako twoją niechęć do przeniesienia relacji na inny
poziom. Keiko zdaje się lubić dzieci. Całkiem nieźle radzi sobie z Kinari i z
chęcią się z nią bawi. Na urodzinach z zafascynowaniem oglądała USG i z
podekscytowaniem przerzucała kolejne strony w albumie. Wyda się, że chętna
byłaby na posiadanie własnych dzieci.
Itachi wstrzymał oddech, bojąc się, tego, co zaraz
usłyszy. Wizja nalegającej Mikoto na jego ślub i wnuki, autentycznie go przerażała.
W końcu, jakby nie było, jest starszym synem, a na razie tylko młodszy postarał
się o potomstwo. Czyżby matka dotarła do wieku, w którym marzy się o gromadce
wnuków?
— Oczywiście nie mówię, że już i natychmiast, ale tak
ogólnie przyszłościowo — dodała pośpiesznie. Odetchnął z pełną ulgą. — A jeśli
nie chcesz z nią wiązać żadnej przyszłości, może lepiej byłoby dać jej spokój?
Kobiety bardzo łatwo przywiązują się do partnerów i chcą spędzić z nimi resztę
życia. Jeśli miałaby być jakimś przelotnym…
— Powiedziałem to już — wtrącił się mało delikatnie,
uniesionym głosem. — Nie masz, o co się martwić — kontynuował łagodniej. —
Zapewniam cię. W końcu dobrze mnie wychowałaś, więc umiem należycie się
zachowywać — dodał, posyłając najbardziej uroczy uśmiech, na jaki go było w tej
chwili stać. W rzeczywistości był dość nikły i lekko koślawy, ale dla Mikoto
znaczył bardzo wiele. Rozpromieniła się, przytulając, a raczej przyciskając
syna do piersi.
— Kochany jesteś Itachi. Faktycznie nie potrzebnie się
martwię — mówiła, głaszcząc zawzięcie po włosach. Skrzywił się nieznacznie,
czując, jak ciągnie za pojedyncze kosmyki, ale nic nie powiedział. — A ojcem
nie przejmuj się — wyjaśniła, oswobadzając, lekko przyduszonego mężczyznę. — Podobne kazania słyszał od swojego ojca i
teraz je powtarza dziejowo. —
Uśmiechnęła się, na samo wspomnienie, jakie to ona dostawała wykłady od teścia.
***
Skupiony na swoich myślach, szedł przed siebie, nie
rejestrując niczego. Jak długo idzie, którą drogą i czy nie miał czegoś kupić
po drodze. Dopiero głos Keiko spowodował ocknięcie się z tego dziwnego transu.
— Kupiłeś curry?
— Zapomniałem.
A przeczuwał, że coś miał zrobić po drodze.
— No to będziesz mieć trochę niedoprawiony obiad. Eh
szkoda, że nie zadzwoniłeś, sama bym wyskoczyła do sklepu — mruknęła, krzywiąc
się niezadowolona, że przygotowane danie nie będzie takie, jakie miało być. —
No nic to — dodała, machając lekceważąco ręką. — Kartony zaniosłam do twojego
pokoju. Na górze, drzwi po… chyba lewej od łazienki. Zostawiłam otwarte, więc
się domyślisz. Umyj tylko łapki i chodź. Obiad gotowy — wyjaśniła, znikając w
kuchni.
Dobrze zapamiętała, po lewej od łazienki i faktycznie
zostawiła uchylone drzwi. Kopnął je lekko, wchodząc do środka. Zwykły niewielki
pokój. Szafa, łóżko, sporej wielkości półka i okno wychodzące na ulicę przed
domem, nic nadzwyczajnego. Tylko stos kartonów odznaczał się na tle pustego
pokoju. A prosił ją, aby sama nie targała pudeł na górę, że jak wróci to się
tym zajmie. Widać nie posłuchała.
Dostawił przyniesione i umywszy ręce, zszedł na dół. Keiko
czekała z rozłożonym obiadem na talerzach i przygotowanym do tego sokiem. Z
uśmiechem krzyknęła smacznego,
entuzjastycznie zabierając się za jedzenie. Itachi jakoś stracił ochotę.
Najchętniej wyłożyłby się na łóżku w ciszy i spokoju, kontemplując własne
myśli.
— Nie lubisz ryżu z warzywami? — zagadała, zerkając na
jego talerz. Na swoim prawie już nic nie miała.
— Nie, jest dobre. Bardzo smaczne.
— Kłamiesz — skwitowała pewnym siebie głosem. — Mów, o co
chodzi? Oberwało ci się za mnie i ten incydent z koszulką? Przepraszam, ja…
— Keiko jak widzisz swoją przyszłość? — zapytał znienacka,
podnosząc do tej pory opuszczony wzrok wlepiony w rozdzióbane danie. Słowa Mikoto
nie dawały mu spokoju.
— E, że jak? — rzuciła zaskoczona.
— Powiedź, jak widzisz siebie za pięć lat.
— Jako trupa — rzuciła spokojnie, z oczywistością
porównywalną do stwierdzenia, że niebo jest błękitne. Nie wzruszona ważnością
pytania, powróciła do pałaszowania ryżu.
— Dlaczego tak uważasz? — drążył.
— Ja tak nie uważam, ja to wiem — odparła machinalnie,
wyuczonym na pamięć aż do bólu frazesem. W końcu, jako Kinders właśnie to
musiała mówić.
— Skąd?
— No to jest logiczne — rzuciła, unosząc nieznaczne
ramiona i wymachując widelcem, jak nauczycielskim wskaźnikiem. Niezbyt
podłapując poważny ton mężczyzny.
— To może inaczej. Jak widzisz moją przyszłość?
— Hę? Durne pytanie — skwitowała, nadal nie dopatrując się
powagi rozmowy. — Ty sam planujesz swoją przyszłość, więc co mi do tego. Ale
mogę ci powiedzieć, że twoją widzę ze szczęśliwym zakończeniem.
— To jak widzisz nas za te pięć lat?
— Nas? — powtórzyła w konsternacji, zamyślając się na
chwilę. Po czym pokręciła energicznie głową. — Nie będzie żadnego nas —
oznajmiła rzeczowo, upijając łyk soku. Znów odruchowo przestawiając się na
wałkowanie tego, co powinna, co musi mówić, jako Kinders. — Daje sobie jakieś dwa lata jeszcze —
kontynuowała, nie zmieniając tonu wypowiedzi. Wszystko było lekkie i swobodne,
jakby rozmawiali o jakiś błahostkach. —
Nie wiem, czy przy dobrych wiatrach uda się dobić do trzech, wątpię. No
to ja trup za te dwa lata, a ty? Hm… — zamyśliła się. — Na pewno będzie ci
przykro i będziesz mieć jakiś miesiąc może ze dwa żałoby. Jednak chciałabym,
abyś był szczęśliwy. No i jesteś czuły, troskliwy, namiętny oraz przystojny,
toteż szybko znajdziesz inną. I w końcu po kilku latach, ku uciesze rodziców oświadczasz
się jej. Ona będzie cudowna i doskonała pod każdym względem. Idealna żona,
zajmująca się domem, troszcząca się o ciebie aż w końcu wychowująca gromadkę
waszych pociech. Mikoto będzie w pełni szczęścia z małego stadka wnucząt, a
Fugaku będzie, rozpiera duma, że jego ukochany syn spłodził następcę i reprezentuje
godnie klan z odpowiednią kobietą u boku. I żyli długo i szczęśliwie, koniec.
Szkoda, że nie twojego obiadu, nie smakuje ci? — dodała zmartwiona, patrząc na
ledwo tknięty ryż.
— Dlaczego właśnie tak?
— No nie miałam za wiele czasu, więc wybrałam proste
danie.
— Nie o to pytam — żachnął się, lekko podirytowany
zachowaniem dziewczyny. Nie dość, że nie brała na poważnie jego słów, martwiąc
się bardziej obiadem, to jeszcze opowiadała swobodnie o swojej śmierci i wizji
jego przyszłości z inną.
— A, chodzi o te twoje pytanie. Dlaczego tak, bo tak
będzie. Zawsze tak jest — wyjaśniła, wzruszając ramionami i cichym brzdękiem
rzucając widelec na talerz.
Ściągnął brwi, obserwując, jak wkłada brudne naczynia do
zlewu.
— Powiedź mi, traktujesz nasz związek poważnie? — zapytała,
wpatrując się w plecy dziewczyny ozdobione herbem jego klanu. — To jest dla
ciebie coś trwałego czy przelotnego?
— No wiesz — oburzyła się, odwracając do niego przodem,
krzyżując ręce na piersiach. —Jak tak będziesz myślał to zarobisz focha i
będziesz spał na kanapie — zagroziła. — Dla kogoś przelotnego nie staję się przeciw
własnemu przełożonemu. Zresztą — urwała, odpychając się do zlewu. Kilka kroków
i stanęła centralnie przed nim. Pochyliła się do tego stopnia, że prawie
ocierali się nosami. Poparzyła głęboko w oczy, uśmiechając się czarująco. —
Jesteś miłością mojego życia Itachi — wyszeptała pewna swego, delikatnie i
czułe całując. Podniósł się, przysuwając ją bliżej siebie, zamykając w ciasnym
uścisku, z pasją oddając pieszczotę. Odsunął się nieznacznie, dopiero po
dłuższej chwili, patrząc z miłością w błyszczące szczęściem granatowe tęczówki.
Żałuję, że nie umiem ci czegoś takiego powiedzieć,
pomyślał, delikatnie głaszcząc po policzku. Keiko z łatwością mówiła o swoich
uczuciach i nie krępowały ją żadne miłosne wyznania. Ze swobodą potrafiła
rzucić, kocham się na dobranoc. On
tego nie potrafił. Czuł się głupio, nie umiejąc jej odpowiedzieć, wyszeptać
najczulszych słówek.
— Mówię, szczerze i naprawdę — zapewniała, uśmiechając się
czarująco.
— To, dlaczego opowiadasz o jakieś innej?
Westchnęła, odsuwając się, odwracając do niego tyłem.
— Wiesz Ita, to nie jest łatwe. Kochać cię i wiedzieć, że
nie będzie szczęśliwego zakończenia. Mieć w głowie wizję ciebie w szykownym
garniturze, jak z nieprzemożoną miłością patrzysz na inną, mówiąc twarde i
zdecydowane tak na ślubnym kobiercu.
To boli i to dość mocno — mruknęła, delikatnie się obejmując.
— O czym ty opowiadasz? Niczego takiego nie będzie.
— Ale tak będzie! — krzyknęła. — Ja nie umiem dać ci
szczęścia! — wyrzuciła z siebie na jednym wydechu, wybiegając z kuchni, kiedy zbliżył
się, chcąc przytulić.
Westchnął, spoglądając w sufit, słysząc trzask drzwi. Nie
miał zamiaru odpuścić, więc udał się za nią. Zastając Keiko zwiniętą w kłębek
na swoim łóżku.
— Skarbie — szepnął, przysiadając na skraju, delikatnie
dotykając jej ramienia. Zacisnęła palce na narzucie, znów spinając mięśnie.
— Takie są realia, przykro mi — wymamrotała, chowając
twarz w poduszkę, nie chcąc by, patrzył na nią. — Z tego powodu Kindersi nie
wchodzą w związki. Nie możemy dać tej ukochanej osobie tego, czego oczekuje.
Nie damy ciepłego domu, szczęśliwej rodziny, stabilności czy poczucia
bezpieczeństwa. Jesteśmy maszynami do zabijania i taki jest nasz cel. Żyjemy
tylko dla organizacji. Przepraszam, przepraszam, że cię uwiodłam.
Dygotała, uparcie chowając twarz. Przepraszała za poznanie,
kiedy dla niego była to jedna z najszczęśliwszych rzeczy, jaka go spotkała.
Westchnął, kładąc się obok i przytulając. Nie, nie tak zwyczajnie, wtulił się w
jej plecy, opiekuńczym gestem zamykając w ramionach. Uspokoiła się, czując
ciepło drugiej osoby. Powoli odwróciła się przodem, przyciskając policzek do
jego klatki piersiowej.
— Więcej nie opowiadaj takich głupot — poprosił,
delikatnie głaszcząc po włosach. — Ty jesteś całym moim szczęściem — wyszeptał,
muskając wargami czubek głowy, mocniej przytulając.
— Jesteś kochany. Przez co naprawdę chciałabym, żeby było
inaczej. Niestety Kindersi nie żyją zbyt długo, taka specyfika zawodu. Nie
istnieje coś takiego jak zwolnienie, odejście. Opuścić organizację można tylko
w trumnie. Ja…
— Nic więcej skarbie nie mów — przerwał jej, starając się
jeszcze mocniej przytulić. — Nie rozmyślaj o tym. Czyż nie na szczęściu z dzisiaj
powinna się skupiać?
Uśmiechnęła się. Dobrze mieć obok siebie, kogoś, kto
sprowadzi na prawidłowy tor, kiedy się troszeczkę pogubisz. W końcu tak zawsze
robiła, ignorowała wizje przyszłości, bawiąc się teraźniejszością. Co ma być,
to będzie.
— Zdałeś kochanie podstawowy test Kindersów. Mamy się
cieszyć tym, co jest, bez względu na to, co ma być. Czyli będę cię męczyć swoją
osobą tak długo, jak to tylko możliwe, więc się przygotuj — zagroziła.
— Nie mogę się doczekać.
Jego delikatny uśmiech, który tak lubiła, zamiast
przynieść wparcie, wywołał przygnębienie.
— Co się stało? — dopytał, widząc nagłą zmianę nastroju.
— Nie, nic takiego — zapewniała, nie chcąc go martwić
swoimi przypuszczeniami.
— Na pewno?
— Jasne nie masz, czym się martwić — przekonywała,
wymuszając uśmiech.
— A właśnie byłaś dzisiaj na tej kontroli?
Bingo, trafił w dziesiątkę.
— Tak, dlatego trochę się do ciebie spóźniałam.
— I co powiedziano?
— Nic. Dokładnie nic — dodała, kiedy Itachi popatrzył na nią
pytająco. — Nerin każe zjawić się na pełne badania. Mam nadzieję, że to
oznacza, że kolor poszedł do góry — oznajmiła, starając się samą siebie
przekonać.
— Kolor? — powtórzył, niepewnie marszcząc brwi. Był pewny,
że dobrze usłyszał, ale to nie pomogło w zrozumieniu, o co chodzi.
— No kolor. Aaa, bo ty nie wiesz — rzuciła, przypominając
sobie, że przecież Itachi nie jest jednym z nich i może nie znać takich
oczywistości. Chwilę dumała, czy jest w stanie mu to wyjaśnić bez uruchomienia
pieczęci blokującej wyjawiania tajemnic organizacji, po czym zaczęła mówić.
***
— Kochanie mógłbyś mi pomóc? — zawołała męża z salonu,
szamocząc się z torbami. Długo nie musiała czekać, aby Fugaku zjawił się na
przedpokoju, bacznie przyglądając się jej poczynaniom.
— Wychodzisz gdzieś? — zapytał, oglądając siatkę pełną
słoików z domowymi obiadkami.
— Idę na spacer z Kinari — wyjaśniła, otulając małą
kocykiem. — Potrzymaj. — Wcisnęła mu w ręce torbę z akcesoriami dla
niemowlaków. Następnie schyliła się, upychając słoiki na dolnej półce wózka. —
Przy okazji odwiedzę też Haniko — dodała, odbierając przedmiot i przewieszając
przez ramę.
— Tyle razy ci mówiłem, że masz przestać to robić —
oznajmił twardym tonem, unosząc nieznacznie głos.
— Nie porzucę jej w takim momencie. Jest w pewnym stopniu
częścią rodziny.
— Nie jest! — krzyknął. — Jest hańbą dla klanu. Splamiona
przez byłego syna, zaplątana w zdradę. Nie akceptuję jej ani jej dziecka. Oni
nie mają nic wspólnego z nami.
Napięta atmosfera udzieliła się i Kinari, która nie
umiejąc poradzić sobie z nią w inny sposób, po prostu rozpłakała się głośno.
Mikoto zacisnęła usta, wyzywająco patrząc na męża. Ignorując zawodzenie
córeczki, ubrała się pośpiesznie. Po czym schyliła, wyciągając torbę ze
słoikami z wózka. Pochwyciwszy jeszcze swoją torebkę, nacisnęła klamkę,
otwierając na oścież drzwi wyjściowe.
— Oczekuję, że zaopiekujesz się należycie córką —
oznajmiła, trzaskając nimi, pozostawiając Fugaku z donośnie płaczącą Kinari w
wózku. Mężczyzna był na tyle zaskoczony, że chwile stał w bezruchu, patrząc na
dawno zamknięte drzwi, nim zabrał się za uspakajanie dziecka.
Taka mała zemsta.
To będzie zapewne mój pierwszy i ostatni komentarz na Waszym blogu. Trafiłam tutaj tydzień temu, spodobało mi się jak piszecie i przez te siedem dni zapoznawałam się z Waszą twórczością. Jestem więc ze wszystkim na świeżo i bardzo chętnie podzielę się z Wami swoimi spostrzeżeniami.
OdpowiedzUsuńZacznę może od tego, że fanfik bardzo mi się podoba. Napisałam to już wyżej, ale ze względu na to, co zamierzam Wam napisać za chwilkę, uznałam, że muszę to bardzo dokładnie podkreślić. PODOBA MI SIĘ. WCIĄGNĘŁAM SIĘ.
Prawda jest jednak taka, że Wasz fanfik ma wiele niedociągnięć. Pierwszych rozdziałów nie zamierzam się czepiać – uważam, że od tego czasu bardzo się rozwinęłyście i pisanie wychodzi Wam coraz lepiej i płynniej. Przyznam jednak, że ciężko mi było przebrnąć przez kilkanaście pierwszych ze względu na dziwaczne sformułowania i wysyp „brunetów” i „blondynek”. Nie charakteryzuje się postaci za pomocą koloru włosów! Jednak to już wiecie.
Inna niezmiernie irytująca kwestia, to błędy! Literówki, szalejące przecinki i czasem jakieś ortograficzne – te głównie u Akari. Chociażby w tym rozdziale – „ukucie” – jest ukłucie. Ukłuł się czymś, poczuł ukłucie. Ukucie, to coś zupełnie innego. Erroay jest na tym polu trochę lepsza. Błędów ortograficznych u niej może nie zauważyłam, ale często przytrafiają się literówki. Z przecinkami było źle, ale jest już o wiele lepiej. U Akari niestety wciąż mocno szaleją i pojawiają się w najmniej odpowiednich miejscach. Niemniej uważam, że Wam obu przydałaby się solidna beta. Powinniście zainwestować w porządną, bo obecnie takie niedoróby bardzo psują odbiór wrażliwszym czytelnikom, takim jak ja. Żeby Was jednak nie zniechęcać – postęp jest. Robicie mniej błędów niż na początku, jednak te wciąż potrafią wytrącić całkowicie z równowagi.
To tyle jeśli chodzi o kwestie techniczne, teraz chciałabym się zająć kwestią fabuły. Jak na świat shinobi, to mało u Was shinobi. W części pierwszej pojawiały się jeszcze jakieś misje, ale obecnie Wasz blog zszedł na takie tory, że można by ochrzcić mianem powieści obyczajowej. Miłości, dramaty, dylematy, okej, ja to rozumiem, czyta się to przyjemnie, ale uważajcie, bo możecie łatwo się w tym zgubić i stracić to, co budowałyście do tej pory. Jeśli zbyt mocno skupicie się na życiu prywatnym bohaterów, zapominając całkowicie o tym, kim i dlaczego są, może być ciężko potem do tego wrócić. To tak w ramach wskazówki i ostrzeżenia zarazem.
Przejdę może do tego, co najbardziej razi mnie w Waszym fanfiku, a potem przejdę do kwestii bohaterów. Bynajmniej nie jest to Wasz styl, który jest różny. Ponieważ pomimo tego, że Wasze teksty się różnią i nie patrząc na autora już jestem w stanie wskazać, która z Was go napisała, taka odmiana jest dobra. Czyta się to całkiem przyjemnie, a musicie wiedzieć, że wiem, co mówię, bo w ciągu siedmiu dni przerobiłam ponad sześćdziesiąt rozdziałów Waszego fanfiku! Te różnice stylu dodają historii uroku – to tak na podsumowanie.
To, co naprawdę mnie razi, to brak współpracy. Zastanawiałam się nawet, czy nie zrobić Wam przysługi i nie zestawić tego, o czym Wam zaraz powiem, żebyście miały to w liczbach, ale uznałam, że nie mam to na siły. Otóż – każda z Was ma dwójkę bohaterów i każda z Was skupia się w swoich tekstach głównie na nich, ale… no właśnie, piszecie jedno WSPÓLNE opowiadanie i wypadałoby, by fabuła ciągnęła się płynnie. Ze strony Erroay zauważyłam dużą chęć współpracy, bo w jej rozdziałach – pomimo tego, że skupia się głównie na Haniko i Sasuke – często pojawia się Itachi oraz Keiko. Kiedy po tekście Akari przechodzę do rozdziału Erroay zauważam spójność, temat się zmienia, ale bohaterowie, o których czytałam chwilę temu nie znikają nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki. U Akari tego nie ma. Bohaterka Erroay oraz młodszy brat Itachiego pojawiają się bardzo rzadko i to zazwyczaj wtedy, kiedy inaczej być nie mogło np. wspólnej misji, czy urodzinach. Jednak poza takimi sytuacjami, Akari zdaje się zupełnie odcinać od bohaterów Erroay i mam wrażenie, że na WSPÓLNYM (podkreślę to raz jeszcze) blogu udaje, że pisze oddzielną historię. Chodzi mi o to, że o przyjaźni Itachiego i Haniko dowiadujemy się od Erroay, bo to właściwie u niej w rozdziałach ta dwójka ma okazję się spotkać. Akari podchwyciła trochę temat relacji Sasuke i Keiko, ale te scenki też były sporadyczne i stanowiły rolę zapychacza rozdziału, a nie np. jego główny wątek. Źle mi się to czyta, bo mam wrażenie, że tylko jedna z Was dąży do tego, by ten blog stanowił jedną spójną całość, podczas gdy druga na każdym kroku próbuje się odciąć i stara się pisać coś odrębnego i udawać, że całej reszty nie ma, co jest dużym błędem.
OdpowiedzUsuńBohaterowie, to chyba najtrudniejsza kwestia. Otóż każda z Was rozumie ich na swój własny sposób i często widać odskocznię w interpretacji. Głównie tyczy się to Keiko i Sasuke.
Keiko jest bohaterką Akari, która bardzo płynnie nią steruje, ale kiedy do pisania o niej zabiera się Erroay… zdarza się klops. Nie zawsze, bo Erroay też zdarzyło się napisać kilka bardzo udanych scen i dialogów tej postaci, ale mam wrażenie, że średnio radzi sobie z tą bohaterką. Czasem jej dialogi są… dziwne. Gdzieś gubi się ta prawdziwa Keiko, bo Erroay nie potrafi oddać jej charakteru. Może powinniście więcej dyskutować o reakcji bohaterów na niektóre kwestie?
Sasuke z kolei bardziej udany jest w wykonaniu Erroay. Niemniej nie dlatego, że jest on jej bohaterem, a ze względu na to, że pisany przez nią, posiada swoistą głębie. Nie jest bohaterem płaskim, jednowymiarowym. Ma wady i zalety, można go opisać kilkoma zdaniami, ale jak to z ludźmi bywa – nikogo nie można opisać tak w zupełności. Sasuke może być agresywny i władczy, ale zdarzają mu się chwile, kiedy jest całkowitym przeciwieństwem tego, kim właściwie powinien być i to są te momenty, które najbardziej lubię. Ludzie nie są płascy! Odważni mogą być tchórzliwi, zabawni mogą być smutni. W kreacji Sasuke podczas pisania Akari przeszkadza mi to, że zaczyna on się zachowywać zgodnie ze swoim życiorysem. Brakuje mu spontaniczności, tak jakby Akari opisywała wszystko zgodnie z planem, nie pozwalając tej postaci się rozwinąć. Zawsze jest wściekły i zawsze burkliwy, nawet jeśli w akurat tej sytuacji powinien zachowywać się inaczej. Jest zdecydowanie za bardzo jednotorowy.
Itachi jest myślicielem, który męczy mnie chyba najbardziej. Nigdy nie powiedziałabym, że jest bohaterem Akari, bo Erroay pisze o nim równie często i tutaj powstaje pewien zgrzyt. Erroay w niezbyt udany sposób próbuje mu nadać cech, które opisują jego postać w mandze, Akari napycha go emocjami, których nie powinien czuć. Jest trochę obowiązkowy i stanowczy, a trochę… rozlazły. Przejmuje się za bardzo, jąka przy Keiko, co autentycznie mnie rozwala i sprawia, że mam ochotę popełnić harakiri, a potem traci cierpliwość przy byle głupocie, którą zrobi Sasuke. Nie kupuję go, ta postać jest dziwna i niedopracowana. Wybaczam Wam to jednak, bo uważam, że ze wszystkich bohaterów mangi „Naruto” Itachi jest najbardziej skomplikowaną postacią i najtrudniejszą do odtworzenia. W Internecie pełno jest nieudanych Itachich, a rzadko który wypada tak, jak powinien.
OdpowiedzUsuńNa sam koniec wisienka na torcie – Haniko. Kocham ją po prostu całym sercem! Może zanim zacznę uzasadniać, dlaczego, wspomnę jeszcze o dwóch szablonach tworzenia bohaterek w literaturze Naruto OC. Wesoła, lekkoduszna trochę-idiotka, której mottem jest umrę-ale-co-z-tego oraz poważna, sarkastyczna kobieta nic-mnie-nie-rusza i żaden-przystojniak-nie-jest-mnie-wart. Jak łatwo zauważyć Wasza Keiko idealnie wpasowuje się w pierwszy schemat, jest więc bohaterką mało oryginalną, chociaż ratunkiem dla niej jest pewien zestaw cech, który nieco wyróżnia ją na tle innych postaci tego typu. Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z Haniko, pomyślałam, że o, ta dla odmiany należy do tego drugiego typu. Myliłam się. Haniko ma ostry język w kontaktach z Sasuke, ale ponadto jest przesympatyczną, zwyczajną dziewczyną! Może dlatego ginie w tym opowiadaniu, bo nie jest przejaskrawioną postacią, jakie zazwyczaj umieszcza się w fanfikach, żeby czytelnik zwracał na nie uwagę. Jest niesamowicie realistyczna! Taką Haniko mogłabym spotkać na ulicy. To inteligentna, trochę zagubiona dziewczyna, która stara się – choć nie do końca jej to wychodzi – wrócić do zwykłego życia. Była zapewne kiedyś roześmianą nastolatką, ale przedwcześnie wydoroślała i próbuje się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Przy tym swoim chłodnym i logicznym podejściu, gubi się, kiedy zaczyna kręcić się wokół niej Sasuke. I to jest to, o czym wspomniałam na początku – nie jest to bohaterka jednowymiarowa, która zachowywałaby się tylko tak, jak można by to opisać w kilkuzdaniowym opisie. Jej kreacja jest znakomita i ubolewam, że jak na jedną z czterech głównych postaci, pojawia się najrzadziej i często stanowi po prostu tło. No i jeszcze jedno – ze wszystkich czterech bohaterów – z wyjątkiem Sasuke, który praktycznie składa się z samych złych cech – to właśnie ona ma najwięcej wad. Jest najbardziej ludzka, a Erroay pisząc o niej nie stara się jej usprawiedliwiać, co z kolei widać u Akari, kiedy ta pisze o Keiko. Autor nie jest adwokatem swojego bohatera – zapamiętajcie to, bo to mądre słowa.
Na koniec chciałabym się jeszcze odnieść do tego, że to zapewne mój ostatni komentarz na Waszym blogu. Musicie wiedzieć, że zamierzam czytać Was dalej, ale musicie również zrozumieć, że nie potrafię trzaskać kilku zdań co rozdział i opisywać jakieś swoje głupie przemyślenia, czy pisać Wam streszczenie tego, co same napisałyście, a niestety tak wygląda większość komentarzy. Po jednym rozdziale po prostu NIC NIE MOŻNA POWIEDZIEĆ o akcji. To tak, jakby każdy rozdział książki wydawać oddzielnie, żeby recenzenci mogli skupić się na nich oddzielnie, a nie łącząc w całość. Być może za jakiś czas ponownie odniosę się do większej partii materiału, ale na chwilę obecną nie przewiduję dalszego komentowania.
Wam natomiast życzę wielu sukcesów, bo Wasz fanfik jest niezmiernie ciekawy i realistyczny! Piszcie dalej, pilnujcie się nawzajem i twórzcie całość!
Pozdrawiam serdecznie,
Marika
Cieszymy się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu i spodobało się na tyle, że od razu zapoznałaś się z całością, w przeciągu dość krótkiego czasu, jakim jest tydzień. I miło nam, że zechciałaś podzielić się swoimi spostrzeżeniami w taki szczegółowy sposób. No właśnie, co do Twoich zastrzeżeń, to:
UsuńCo do błędów to zdajemy sobie z tego sprawę, a na pewno ja wiem, że kuleję na tym polu i to dość mocno. Cieszę się, że widać poprawę, gdyż cały czas bardzo się staram wyeliminować wszelakie błędy. Erroay na pewno również stara się ze wszystkich sił.
Kwestia „mało shinobi w shinobi”, zdajemy sobie z tego sprawę, że troszkę zagalopowałyśmy się nie w tę stronę, co trzeba. Niestety jesteśmy zmuszone przyznać się do błędu i potaknąć Twojemu ostrzeżeniu. Ciężko aktualnie zawrócić, fabuła poszła już tak do przodu i to w sprawie rozdziałów zapasowych oraz planów na następne. Staramy się poprawić ten mankament, aczkolwiek z przykrością stwierdzam, że nagle rewelacji nie należy się spodziewać na tym polu.
Co do zarzutu o brak ciągłości i spójności fabuły. Sprawa wygląd tak, że jest nas dwie, każda ma inny styl, inne pomysły, inaczej chce pociągnąć fabułę no i nie oszukujmy się, troszkę inaczej postrzegamy wspólnych bohaterów. W takim wypadku nie sposób, aby wszystko było perfekcyjne. Nie jesteśmy w stanie wejść sobie nawzajem do umysłów i nigdy nie napiszemy tak samo nawet tej samej sceny. Nie jesteśmy klonami, aby móc w stu procentach odtworzyć kreacje swoich bohaterów. Stąd mogą być drobne różnice, ale staramy się wiernie oddawać ich charaktery, poruszając się w granicy błędu. Z pewnością zdarzyły się momenty, że niestety któraś z nas przekroczyła ten drobny dozwolony margines, przez co nieścisłość była uwypuklona. Przykro nam z tego powodu, aczkolwiek nadal chciałabym, aby Ty i inni czytelnicy zrozumieli, że jest to blog prowadzony przez dwie różne osoby. Rozdziały są tworzone na zasadzie naprzemiennej, gdzie jedna z nas pisze cały jeden rozdział. Opowiadanie posiada liczne wątki i jest ciągle tworzone. Z racji tego mamy pewne ograniczenia. Nie jesteśmy w stanie poruszać się tak swobodnie, jak to ma miejsce przy tworzeniu własnego odrębnego opowiadania. Każda z nas uważa coś innego za istotne, ma innych bohaterów, którzy potrzebują takich, a nie innych bodźców zewnętrznych. Do tego znacząco ograniczają nas limity. Mamy ustawiony górny maksymalny pułap ilości słów na rozdział oraz wyznaczoną granicę ilości rozdziałów. Nie możemy tego znieść, gdyż wówczas opowiadanie stałoby się nieprzyjemne do czytania. Bez limitów pisałybyśmy rozdziały na dwadzieścia tysięcy słów i kilkadziesiąt stron, przedłużając zbyteczne wątki, dodając nowe niewnoszące absolutnie niczego. Nie możemy do tego dopuścić, więc trzymamy się wyznaczonych granic. Ponadto w pewny sposób ogranicza nas też, to, że piszemy naprzemiennie. Musimy starać się zamknąć wątki w swoim rozdziale albo przedstawić je tak, żeby nie przeszkadzało im rozciągnięcie na kilka rozdziałów. Nie każdy fragment możemy oddać sobie nawzajem do pociągnięcia, bo to wynika z tego, co pisałam wyżej, że nie jesteśmy w stanie oddać idealnie charakterów postaci. Spowodowałoby to skopanie wątku, który by zatracił zainteresowanie i naturalność. Niestety nie zawsze jesteśmy w stanie to zrobić, stąd też czasami może się wydawać, że fabuła skacze i brakuje jej ciągłości. Staramy się niwelować takie sytuacje, ale wiadomo, nie zawsze wszystko się udaje.
W kwestii tego, że za mało pojawia się u mnie postaci Erroay. To nie jest tak, że ich nie chcę, odtrącam je i chcę pisać tylko o swoich. Będę się starała to zmienić i w ramach możliwości częściej o nich pisać. Jednakże nie zawsze można, bo wszystko sprowadza się do limitów słów na rozdział. Rozdziały planujemy na zasadzie głównych wątków, drugoplanowych i reszta. Przeważnie mamy jakieś dwie istotne dla fabuły sceny, które bezwarunkowo muszą się pojawić. Jakaś jedna może dwie scenki drugoplanowe, które są ważne i powinny być, wypadałoby o tym napisać, potrzeba o tym zawiadomić czytelnika. No i jest jeszcze reszta, czyli sceny/akapity, które mogą być, fajnie by było jakby były, są w pewnym stopniu ważne, ale jak ich nie będzie to trudno, poradzimy sobie i bez nich. A w praktyce wygląda to tak, że po napisaniu głównych fragmentów mamy już niewiele miejsca. Drugoplanowe scenki są, często kompresowane, aby nie były zbyt rozbudowane, a reszta nie istnieje. Stąd też najzwyczajniej w świecie potrafię nie mieć miejsca na pisanie o bohaterach Erroay, bo akurat w tych rozdziałach są rozbudowane sceny główne. Przykro mi, że moje rozdziały czyta się mniej płynnie i ma się wrażenie odrębności ich. Będę w ramach możliwości starała się to poprawić, ale proszę także o wyrozumiałość.
UsuńO odskoczni między bohaterami pisałam już wcześniej, więc nie będę się powtarzać.
Cieszę się, że postać Haniko przypadła Ci go gustu. Erroay jest zapewne miło, że udała jej się kreacja bohaterki i tak bardzo Ci się ona spodobała.
Na koniec, mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości znów nas skomentujesz, po jakieś większej partii materiału. Może za jakieś kilkanaście rozdziałów? Z pewnością będziemy wyczekiwać twojej opinii. Przy okazji dziękujemy za Twój komentarz, postaramy się dostosować do uwag i naprawić błędy.
Pozdrawiam, Akari.