Cała eskapada trafiła bezpiecznie i w całości do Konohy,
ku uciesze Itachiego, który miał serdecznie dość tej misji. Wartownicy zabrali
dzieci do szpitala, aby upewnić się, że wszystko z nimi w porządku. Skąd następnie
miały być odeskortowane do domów. Natomiast drużyna udała się zdać krótki,
rzeczowy raport Hokage.
— Misja zakończona sukcesem — zakomunikował Itachi kończąc
sprawozdanie.
— Rozumiem, rozumiem — mówiła Tsunade z brodą opartą na
splecionych dłoniach. — Najpóźniej do jutra szczegółowy raport na piśmie —
oznajmiła wracając do papierów, które przeglądała nim przyszli. Zebrani z
lekkim pokłonem odwrócili się na pięcie opuszczając gabinet, jednak Itachi
zatrzymał się przed drzwiami.
— Przepraszam wielmożna.
—O co chodzi? — mruknęła nie zaszczycając wzrokiem, cały
czas w studiując dokumenty.
— Jako kapitan drużyny powinienem poinformować o
panujących w niej relacjach — zaczął niepewnie. Nie był pewien czy chce o tym
wspominać Hokage, lecz uznał, że sprawy zaszły troszkę za daleko. Doskonale
wiedział, że blondynka nie czyta akapitu pod tytułem „uwagi”. Stąd albo
poinformuje ją osobiście, albo będzie trzeba się męczyć w takim składzie, jaki
jest.
— O co chodzi? — zapytała po raz kolejny, lecz tym razem odkładając
kartki, przy okazji uważnie lustrując bruneta wzrokiem.
— Chciałbym poinformować, że Keiko…
— O nie — jęknęła ze zrezygnowaniem. — Tylko mi Uchiha nie
mów, że znów drużyna złożyła, grupowe podanie z prośbą o natychmiastowe jej
przeniesienie. Ja już nie mam gdzie jej przydzielić. Była już chyba u każdego.
Będę musiała cofnąć ją do Kindersów. Miałam nadzieję, że sprawdzi się i u mnie.
Itachi milczał nie bardzo mając możliwość przerwanie
wywodu blondynki. Głównie przez grzeczność, w końcu tytuł Hokage wymusza
szacunek, lecz również przez to, że wszystkie zdania wypowiadała jedno po
drugim, bez pauzy.
— Nie chodzi o jej przeniesienie — oznajmił rad, że w
końcu Tsunade umilkła na chwilę.
— To, o co?
— Akaibe wysnuwa dziwne teorie i zachowuje się jakby
szpiegował. Interesuje się w dużej mierze właśnie Keiko. Obawiam się, że może
to wpływać na powodzenie misji i zgranie drużyny. Dodatkowo ja i Keiko, Sasuke
i Haniko jesteśmy razem. Ten fakt również ma diametralny wpływ na zlecenia.
Prosiłbym również o wzięcie pod uwagę mojej prośby, nie wysyłania mnie na misje
z bratem.
— Owszem masz rację. To wszystko może mieć negatywny wpływ
na powodzenie zleconego zadania. Niestety z przykrością oznajmiam, że uwagi
zostały dorzucone. Aktualnie cierpimy na brak personelu. Wiele shinobi jest na
długoterminowych misjach, rannych ostatnio również przybywa a ja nie jestem w
stanie rozbijać idealny drużyn tylko po to, aby, być może jedną naprawić. Zdaję
sobie sprawę, że jesteście zlepkiem osób, które nie do końca pasują do siebie.
Nigdzie indziej nie pasowaliście. Przykro mi, ale taka jest prawda. Nie było,
co z wami zrobić, toteż musicie się dogadać między sobą. Taki stan rzeczy nie
będzie trwał długo. Życzę miłego dnia — dodała na sam koniec, wyraźnie
wypraszając Uchihę.
— Dziękuję. Przepraszam. Do widzenia. — Pokłonił się
opuszczając gabinet Tsunady.
— Bracia Uchiha w związku? — mruknęła do siebie patrząc na
zamknięte przed chwilą drzwi. — To może być interesujące.
***
Brunet szykował się na spotkanie. Spoglądając w lustro
wygładził dłonią koszulę i poprawił zsuwającą się gumkę do włosów. Był umówiony
z Keiko na te jej obiecaną kremówkę, toteż planował wyjść z domu przed obiadem.
Pochwyciwszy portfel, komórkę oraz leżące na obok klucze ruszył na dół.
— Itachi nie będziesz jadł obiadu? — zapytała Mikoto
widząc jak kieruje się w stronę drzwi wyjściowych.
— Jestem umówiony — odparł, szybko wkładając buty. Chciał wyjść
bez zbędnych pogaduszek.
— Z dziewczyną? — dopytywała się lustrując elegancko
ubranego syna.
— Tak — rzucił mając nadzieję, że ta informacja jej
wystarczy.
— Właśnie w tej sprawie rozmawialiśmy ostatnio z ojcem. —
Zatrzymał się w chwili, kiedy jego dłoń dotykała klamki. Obawiał się tego, że w
końcu Fugaku wróci do scenki, którą widział w salonie w dniu promocji
Kindersów. — Kochanie mógłbyś przyjść na chwilę — zawołała w głąb korytarza.
— Mamo ja się spieszę, nie chcę się spóźnić.
Próbował wymigać się od, zapewne nie łatwej rozmowy z
ojcem o Keiko. Już sam fakt występowania słów „Keiko, Fugaku” w jednym zdaniu,
wróżyło katastrofę. To się zwyczajnie nie mogło udać.
— To potrwa momencik — zapewniała zerkając na wychodzącego
z gabinetu męża. — Ojciec chciałby cię o coś prosić — oznajmiła patrząc
porozumiewawczo na pana tego domu. Jemu wyraźnie również nie podobała ta cała
sytuacja, co próbował ukryć pod maską chłodu i opanowania.
— Wypadałoby, abyś w końcu przedstawił nam dziewczynę, z
która od dłuższego czasu się spotykasz.
Nie zapowiadało się to dobrze.
— Związku z tym — ciągnął dalej nie zważając na prawie
cierpiętniczą minę syna, — chcielibyśmy, aby pojawiła się jutro na obiedzie.
— Słucham? — rzucił zaskoczony. Wprawdzie ojciec już coś o
tym wspominał, ale nie sądził, że tak szybko będą chcieli ją poznać. I dlaczego
nie wystarczy zwykłe przywitanie? Od razu uroczysty obiad i to zapewne jeszcze
w towarzystwie brata. O tak, już to widział. Keiko robiąca dobre wrażenie przed
Fugaku, a obok siedzi sobie jak trusia Sasuke z uroczo śliniąca się
siostrzyczką na rękach, która będzie cichuteńko, jakby jej nie było. Katastrofa
przy tym to bardzo łagodne i pozytywne określenie.
— Masz zaprosić na jutrzejszy obiad swoją dziewczynę, aby
nam ją przedstawić. To tyle — odparł głosem nieprzyjmującym żadnych wykrętów.
— Będzie dobrze — pocieszała go Mikoto uśmiechając
się. — Leć, bo się jeszcze spóźnisz —
dodała wracając do kuchni, gotować obiad.
— Będzie dobrze — mruknął sarkastycznie
do siebie. — Już to widzę.
***
— Co się dzieje? —zapytała szatynka
zerkając na pochłoniętego własnymi myślami Uchihę.
— Hę?
— No przecież widać, że mnie nie
słuchasz — żachnęła się. — Słowa nie zapamiętałeś z całego mojego wywodu. Jakby
cię o cokolwiek zapytała, to byś nic nie powiedział. — Naburmuszyła się, odwracając
teatralnie głowę w stronę witryny kawiarni, w której się znajdowali. — I gdzie
ta moja druga kremówka?
— Umawialiśmy się na jedną. Dobrze o tym
wiesz.
— Skleroza w tym wieku jest
niebezpieczna.
— Jakoś dam sobie radę.
— A ja chcę moją drugą kremówkę — mówiła
krzywiąc się, chcąc tym wyrazić swoją dezaprobatę, na brak poparcie jej żądań.
— Jeszcze ci się przytyje i będzie potem
marudzić, że moja wina.
— No wiesz! — oburzyła się krzyżując
ręce na brzuchu. — Tym Uchihą się nie dogodzi. Najpierw Sasuke krytykuje moją
figurę, teraz ty. Jakbyś chciał wiedzieć to przyjaciołom się podoba — dodała
najwyraźniej zupełnie się obrażając.
— Co Sasuke mówił? — Zainteresował się,
wyłapując jego imię w morzu słów, które Keiko niemal bez przerwy z siebie
wydobywała.
— Nie rozmawiam z tobą.
Westchnął. Nie chciał się sprzeczać z
Higashiyamą, zwłaszcza przed jutrzejszą katastrofą. Zerknął na swoje prawie nietknięte
ciastko.
— Masz — mruknął zamieniając miejscami
talerzyki. Na ten gest w granatowych tęczówkach błysnął blask zachwytu a usta
ułożyły się w wielki uśmiech.
— Jednak jesteś kochany — oznajmiła
chwytając decydowanym ruchem widelczyk. — A co się dzieje, że taki markotny?
— No właśnie związku z tym mam do
ciebie prośbę.
— Oho, o co chodzi? — zapytała
przerywając jedzenie by spojrzeć na Uchihę.
— Chciałbym abyś jutro przyszła do
mnie.
— Po co? — pytała marszcząc
intensywniej brwi, czując w tym jakiś podstęp.
— Ojciec chce cię poznać. Jesteś
zaproszona na obiad.
Usta bezwiednie otworzyły się, a
powiększone źrenice tylko potęgowały głupi wygląd, przypominający złotą rybkę
podczas karmienia.
— Oj wiesz, ja zapewne będę mieć misję
jutro. O tak, na pewno będę coś mieć. Właśnie! Właśnie w tej sprawie mam iść do
Josuke. To ja może już sobie…
— Wiem — przerwał jej mało składną
wymówkę, — chciałbym, abyś nie mogła przyjść, ale niestety musisz się jutro
pojawić.
— Naprawdę uważasz, że to jest dobry
pomysł?
— Uważam, że to beznadziejny pomysł.
Ten cały obiadek będzie katastrofą.
— No dzięki, wiesz — burknęła krzywiąc
się.
— Keiko wiesz, że tak nie myślę.
Chciałbym tylko, aby ojciec cię polubił.
— Wiesz, to się da zrobić. Mam pomysł.
Przyprowadź jutro kogoś innego na obiad. Może jakąś swoją koleżankę, czy fankę
i przedstaw ją ojcu.
— Przecież widział cię, wie jak
wyglądasz.
— To powiesz mu, że, ku jego uciesze,
ze mną zerwałeś, a to nowa dziewczyna.
— Keiko — mruknął lekko unosząc głos. —
Po prostu jutro przyjdź, zrób dobre wrażenie i będzie po wszystkim.
— Jesteś głupi. Ty na serio sądzisz, że
robię dobre wrażenie? Nawet na tobie nie zrobiłam dobrego pierwszego wrażenia.
A przecież wiesz, że z twoim ojcem miałam już styczność. Zapewne w pamięci ma,
cały dzień promocji i tą hecę.
— Chociaż spróbuj poudawać dobrze
wychowaną.
— Co? To ja według ciebie jestem źle
wychowana i wstydzisz się mnie pokazać rodzicom? Może więcej się nie odzywaj,
grabisz sobie. Cześć — rzuciła wstając.
— Keiko poczekaj — krzyknął za
oddalającą się szatynką. Szybko wyjął z kieszeni portfel i zostawiwszy banknot
ruszył za Higashiyamą, licząc na to, że ją dogoni. Na złość dziewczyna zniknęła w tłumie ludzi,
zupełnie jakby się rozpłynęła. Westchnął
głęboko, wyjmując komórkę. Niestety nie odebrała, nawet za trzecim razem.
„Przepraszam
cię, to nie tak miało zabrzmieć. Jestem trochę tym wszystkim podenerwowany, bo
chciałbym abyś zrobiła dobre wrażenie na ojcu. Obiad jest jutro o 16. Przyjdź
chwilę wcześniej.”
Szatynka odczytała sms’a. Wibracje
komórki też słyszała, lecz ignorowała. Naprawdę wolałabym być na jakieś misji
niż na tym obiedzie. Doskonale wiedziała, że to udać się nie może. Nie była zła na Itachiego, wykombinowała
wymówkę, aby szybko się ulotnić do siebie. Chciała jakoś przemyśleć tą
jutrzejsza wizytę w posiadłości Uchiha. W końcu, już Fugaku pokazała się od tej
„lepszej” strony, teraz nie ma jak udawać kogoś innego. Do tego kodeks
Kindersów ją ograniczał, więc grać swoją rolę musiała dalej. Jak to zrobi, to
Uchiha nie poprze ich związku, a grosze jest to, że może chcieć go skończyć.
Była zestresowana, pod denerwowana, niepewna i nie wiedziała, co robić. Jak
wypaść dobrze, jak się już pierwszego wrażenie pozytywnego nie zrobiło? Oj,
jutro będzie ciężki dzień.
***
Higashiyama po raz setny przeglądała
się w lustrze, krytycznym wzrokiem spoglądając na strój. Musiała wypaść dobrze,
toteż wybrała, jak na nią, elegancką kreację. Po raz setny obciągała plisowaną granatową
spodniczkę w czarną kratkę. Zastanawiała się czy długość do połowy ud będzie
odpowiednia, czy aby nie za krótka. Rozważała nawet opcję założenia czegoś do
kostki, już miała się iść po raz n-ty przebrać, kiedy zerknęła na zegarek.
— Kurcze — mruknęła pochwytując przygotowaną
torebkę. Musiała wychodzić, jeśli chciała przyjść kilka minut przed szesnastą.
Godziną rozpoczęcia najgorszego, najtrudniejszego wieczoru w jej życiu. Nigdy
nie była zaproszona na obiad do rodziców chłopaka. Stresowała się bardziej niż
przed włamaniem do gabinetu Mizukage. To teraz wydawało się pikusiem, w
porównaniu do oficjalnego spotkania z Fugaku.
Włożywszy sandały na niewielkim
obcasie, które miały dopełniać eleganckie wrażenie, wyszła z domu. Zrobiła to
sporo przed czasem, dając sobie niemal dwukrotnie więcej minut niż zazwyczaj potrzebowała
na dotarcie do posiadłości Uchiha. Spowodowane to było chęcią dobrego
wypadnięcia w oczach domowników, więc przyjść z pustymi rękami nie wypadało, do
tego w butach na obcasie idzie się wolniej.
Tuż przed przekroczeniem progu ulicy
klanu zatrzymała się zapinając powiewającą na wietrze białą koszulę z ¾ rękawkami.
To już był znak, że się bardzo poświęca. Niewiele było sytuacji, które
zmusiłyby ją do zapięcia guzików. Z kołacząco mocno sercem ruszyła na randkę z
przeznaczeniem. A gdyby tak móc go wystawić do wiatru?
Wzięła głęboki oddech, wyprostowała
plecy a na twarz przykleiła uroczy uśmiech. Dopiero wówczas zapukała.
— Wita… — urwał przyglądając się
szatynce, dokładnie ją lustrując. Domyślał się, że Keiko przyjdzie ładniej
ubrana niż zazwyczaj, ale nie spodziewał się aż takiego wrażenie. Prezentowała
się elegancko a jednocześnie pociągająco. Włosy miała lekko zakręcone,
delikatnie podpięte wsuwkami, tworzące nieuporządkowany kok, z którego
miejscami wystawały niesforne kosmyki. Oczy podkreślone stosownym, nierzucającym
się makijażem, pasującym do koloru tęczówek i stroju. Usta maźnięte
błyszczykiem odbijały światło, sprawiając wrażenie pełniejszych, większych,
kusząc do pocałunków. Wyeksponowane nogi na obcasie, wydawały się dłuższe niż
są w rzeczywistości. Zaś zapięta
koszulka prawie pod szyję, miała dowodzić grzecznego usposobienia. Itachi
poczuł się rozczarowany. Nie ubrała się tak na festyn, nawet na jego urodziny,
tylko teraz, dla Fugaku.
— I jak? — zapytała międląc w dłoniach
rączki papierowej ozdobnej torebki z wykwintnymi czekoladkami. To oraz
niepewność w oczach zdradzały stres i zdenerwowanie.
— Wyglądasz bajecznie — odparł nie
mogąc oderwać wzroku, zwłaszcza od ud, które zawsze ukrywała pod spodenkami,
nawet jak nakładała spódniczki.
— Nie za bardzo wyzywająco? Jest
elegancko? Może powinno być coś dłuższego? — pytała znów starając się obciągnąć
granatowy materiał.
— Jest świetnie. Wchodź.
Przypominając sobie, że trzyma gościa na
wycieraczce. Otworzył szerzej drzwi zapraszając gestem ręki. On również starał
się ubrać elegancko, na co wskazywały długie dżinsy oraz pozapinana koszula na
krótki rękaw. Temperatura dzisiaj wskazywała dwadzieścia siedem stopni, lecz
musiał się pomęczyć, chcąc dobrze wypaść.
— Dzień dobry — oznajmiła prawie dygając
na widok Mikoto z córeczką na rękach.
— Mamo to jest Keiko, moja dziewczyna —
przedstawił wypychając delikatnie szatynkę do przodu.
— Miło mi poznać. — Odruchowa wyciągnęła
rękę do przodu, lecz szybko ją cofnęła, orientując się, że brunetka nie będzie
wstanie odwzajemnić gestu. Starając się,
żeby nie wyszło to nietaktowanie udawała poprawianie niesfornych kosmyków, co
ostatecznie wyszło nienaturalnie i niezręcznie.
— Mi też jest miło cię wreszcie poznać. Itachi
jakoś niewiele o tobie opowiadał.
Nie wiedziała, co mówić, więc milczała
uśmiechając się, najbardziej naturalnie na ile ją było stać. Wówczas wzrok padł
na trzymane sznureczki od opakowania w kwiatowe wzorki.
— To dla państwa. Mam nadzieję, że będą
odpowiednie — oznajmiła wystawiając przed siebie torebkę, którą brunetka ledwo
odebrała.
— Jak miło, nie trzeba było. Dziękuję
bardzo.
Stali tak przez chwilę uśmiechając się
do siebie. Niestety mina Keiko zrzedła, kiedy u szczytu schodów ujrzała Sasuke.
Liczyła na to, że młodszy z Uchihów wybędzie na ten moment, nie pogarszając i
tak kiepskiej sytuacji.
— Sasuke pewnie znasz — powiedziała
wskazując ręką drugiego syna. — Byłbyś na tyle uprzejmy, aby zaprowadzić gościa
do salonu — zwróciła się do niego. — Itachi pomógłbyś mi. Muszę małą położyć, a
ty dopilnuj garnków.
Nie wiadomo, kto miał bardziej skwaszoną
minę Keiko czy Sasuke. Jednak trzeba było grać dalej.
— Proszę tędy — rzucił na wpół chłodno.
Widać starał się maskować swoje naturalne zachowanie, co nie szło mu dobrze. Co
zabawniejsze oboje zgadzali się, co do jednego, aktualnie chcieliby być jak
najdalej stąd.
— No proszę, ktoś tu ma nogi — odparł
kąśliwie lustrując ubiór szatynki.
— No ba. Mam się w końcu, czym pochwalić
— oznajmił siadając na kanapie i zakładając nogę na nogę. — W przeciwieństwie
do ciebie — dodała wystawiając język.
Sasuke prychnął.
— Faceci potrafią mieć lepsze niż twoje
— odciął się zajmując miejsce na fotelu. Zapowietrzyła się, szukając riposty.
Ostatnimi czasu docinanie sobie, stało się pewnego rodzaju hobbym.
— No ja nie wiem, czy to, aby normalne,
aby Uchiha oglądał pod tym kątem nogi swoich kolegów — rzuciła szczerząc się w
pełni zadowolenia, że coś znalazła na niego. Mina bruneta spoważniała, ukazując
kamienne wręcz oblicze z niebezpiecznie przymrużonymi powiekami. Już otwierał
usta, aby rzucić kolejną złośliwą uwagę, kiedy do salonu wszedł pan domu. Keiko
jak na zawołanie poderwała się do pionu. Zamiast lekko pochylić głowę w geście
powitania, prawie pokłoniła się, jak przed Hokage. Czego przy Tsunadzie nie zawsze
robiła.
— Dzień dobry, miło mi pana poznać.
Keiko Higashiyama — odparła wyciągając rękę.
— Witam. Mi również jest miło.
Ta, wiedziała, że łże, ale grę czas
zacząć.
— Obiad gotowy. Dzisiaj wyjątkowo na
tarasie — oznajmił Itachi wchodząc do salonu, ratując z opresji dziewczynę.
Mężczyźni ruszyli przodem, co pozwoliło brunetowi na zagadanie do Keiko. — I
jak? — zapytał szeptem.
— Ratunku — wycedziła patrząc niepewnie
w stronę ogrodu.
— Będzie dobrze — zapewniał, wyciągając
rękę by pogłaskać po włosach.
— Gdzie, fryzurę mi zepsujesz —
mruknęła odtrącając dłoń. Uśmiechnął się. W życiu by nie spodziewał się takich
słów z jej ust.
— Dziękuję, że się, chociaż
starasz. — Pociągnął ją za rękę, przytulając mocno. — Prześlicznie dziś
wyglądasz — dodał szeptem muskając skórę na szyi.
— Wszystko dla mojego Itasia.
Ale nie myśl sobie, zrekompensujesz mi to jakoś — oznajmiła pewnym tonem głosu,
odsuwając się do niego. Nie rozłączając splecionych dłoni pociągnęła ku
tarasowi. Uśmiechnął się, przeliczając w myślach, czy nie wyda majątku na
kremówki.
— Zapraszam do stołu —
zachęcała Mikoto wskazując na zastawiony naczyniami mebel. Keiko zasiadła na
wyznaczonym miejscu koło Itachiego, starając się nie patrzeć na Fugaku, który
uważnie się jej przyglądał.
— To może ja pani pomogę? —
zapytała zerkając na brunetkę, która zastanawiała się, co zrobić ze zdjęta
pokrywką od wazy na zupę.
— Z miłą chęcią.
Uśmiechnęła się, rada, że
dobrze wypada, dziarsko zabrała się za pomoc. Nawet dobrze to szło, póki nie,
manewrując talerzami, podawanymi do Mikoto, wsadziła łokieć centralnie w oko
Sasuke.
— Ej uważaj gdzie się pchasz —
fuknął stanowczo łapiąc ją za rękę i odciągając od stołu. Jednak poluzował
uchwyt w tak niefortunnym momencie, że Keiko pod wpływem siły bezwładności
wylądowała na Fugaku. Mina pana domu z szatynką przyciskającą się do jego
ramienia, nie napawała optymizmem.
— Oj bardzo przepraszam. —
Odskoczyła uśmiechając się uprzejmie. Dla świętego spokoju, szybko uciekła na
swoje miejsce.
Posiłek się zaczął w absolutnej
ciszy. Itachi, co jakiś czas zerkał na ojca, sprawdzając jego nastawienie. Nie
było pozytywne. Keiko wlepiała uparcie wzrok w talerz, nie mając odwagi
podnieść go o milimetr wyżej. Sasuke najspokojniej w świecie przyglądał się
każdemu z osoba, zaś Mikoto starała się być naturalna.
— Może powiesz, czym się
zajmujesz? — zagadała, chcąc przerwać te krępujące milczenie. — Wiemy tylko
tyle, że jesteś shinobi i najprawdopodobniej w drużynie z Itachim.
— Tak — potaknęła. Uchiha
szturchnął ją łokciem, dając sygnał, że powinna rozwinąć wypowiedź. — A —
otrząsnęła się. — Aktualnie jestem przydzielona do Hokage i pod zwierzchnictwem
Itchiego. Normalnie jestem członkinią Kindersów.
Twarz Fugaku stała się bardziej
obojętna niż dotychczas, przez co coraz bardziej przypominał posąg. No tak, to
nie wróży nic dobrego.
— O, to niezwykłe — ciągnęła
dalej kobieta nie zwracając uwagi na mimikę męża, która jasno informowała, aby
ten temat pomijać. — Nie codziennie się spotyka osoby stamtąd. Taka trochę
zamknięta ta wasza organizacja. Podobna do ANBU, prawda?
— Tak oczywiście. Przepiękny
macie państwo ogród — oznajmiła rozglądając się po okolicy, próbując zmienić
temat.
— A dziękuję bardzo.
— Zapewne poznałeś ją na misji,
tak? — dopytywała się spoglądając na Itachiego.
— Ta, na misji — wtrącił się
Sasuke. — Chyba w połowie jej, jak przybyła spóźniona.
— Ale przynajmniej nie
opowiadałam historyjek o owcy — odcięła się wystawiając młodszemu z braci
język.
— Lecz to nie ja zgubiłem się w
połowie drogi powrotnej.
— To nie mnie trzeba było
ratować.
— To nie na mnie poluje
Takeshi.
— Itachi! — krzyknęła ciągnąc
bruneta za rękaw. — Zrób coś — nalegała, skarżąc się na złego Sasuke.
Długowłosy schował twarz w dłoniach, udając, że nic nie słyszy. Zaś Keiko naburmuszyła
się, że nie chce jej bronić.
— Piękną mamy pogodę, nieprawdaż
Sasuke? — zagadała Mikoto chcąc ratować jakoś sytuację.
— Tak bardzo upalną —
odpowiedział wracając do swojego dania, z zadowoleniem patrząc jak Itachi
wzorkiem karci Keiko, przybierającą minę przepraszającego szczeniaczka.
— Nie znam rodu Higashiyama. Pochodzisz
stąd? — zabrał głos Fugaku, przerywając krótką ciszę.
— Nie. Jestem z Kiri Gakure.
— To, dlaczego zmieniliście
kraj? Od dawna tutaj?
— A ojciec, zaciągnął, jak byłam malutka. Nie mój wybór —
odparła uśmiechając się szeroko, starając się, by to zabawnie zabrzmiało. W
myślach błagając by nie drążył tematu.
Nastało kolejne milczenie. Prawie każdy wpatrywał się w
swój niemalże pusty talerz. W chwili, kiedy Mikoto podniosła się, aby
posprzątać brudne naczynia, Keiko również zerwała się, oferując pomoc, lecz
kobieta domówiła, pozostawiając towarzystwo na chwilę same.
— To — zaczęła, chcąc coś powiedzieć, aby nie było tak
dziwnie cicho, — jak tam panu w pracy się układa?
Fugaku zlustrował ją nie do odgadnięcia wzrokiem, zaś ta
tylko wyszczerzyła się machając delikatnie.
— Dobrze — burknął.
— A… — mruknęła wlepiając wzrok w kant stołu. — To, komu
kompotu?! — krzyknęła zrywając się do pionu, omal nie przestraszając Itachiego,
który chciał ją wesprzeć łapiąc za dłonie spoczywające na udach. Jednak panowie
pokręcili głową, ochładzając entuzjazm szatynki. Nie mając wyboru nalała sobie
pełną szklankę siadając z powrotem na miejsce.
— Słyszałem, że byłaś ostatnio na misji z moimi synami.
Ranga A, zakończona do tego sukcesem. Zapewne musisz mieć wysoki stopień.
— A gdzie tam, jestem geninem.
— Geninem? — powtórzył Itachi zupełnie
zaskoczony. Nigdy nie pytał o coś takiego, ale patrząc po umiejętnościach
obstawiał, co najmniej stopień chuunina. Niestety Keiko w warunkach azylu
udzielone przez Konohę, kiedy ona wraz z ojcem uciekali z Kiri, miała wyraźnie
napisane, że nie może uzyskać wyższej rangi. W Kindersach nikogo to nie
obchodzi, więc ją również.
— Nie poinformowałaś Itachiego o swoim
stopniu? — dopytywał się, patrząc tak zwanym krzywym okiem na speszoną teraz
Keiko. Nie uważała to za coś ważnego, lecz głupio się jej zrobiło. Przypomniała
sobie, że przecież Itachi jest jouninem.
— Hehe, tak jakoś wyszło. A czy to
kluczowe? Od taka błahostka.
— Ukrywanie czegokolwiek nie jest
błahostką. A przejrzystość w związku jest sprawą podstawową — zganił.
— Ale to co ja mam być duchem? —
zapytała poważnym głosem spoglądając na siebie. — Duchy są przejrzyste. A nie!
One są przeźroczyste. Pomyliło mi się.
Itachi myślał, że zapadnie się pod
ziemię. Z opresji wybawiła go matka wchodząc na taras z tacą kolejnych
półmisków i proszą o pomoc. Zerwał się natychmiast, powstrzymując od tego
szatynkę.
— To może… Ja lubię jabłka, a państwo? —
zapytała starając się nawiązać jakąś konwersację i przerwać stukot uderzających
o siebie sztućców. Wybrała dobry, neutralny temat, lecz niezbyt dobrze się do
niego zabrała.
— Tak, są bardzo smaczne — odpowiedziała
Mikoto, jako jedyna zabierając w tej sprawie głos. — To może być powiedziała,
długo jesteście parą?
— Raczej niedługo. Chociaż to zależy,
jak kto postrzega upływ czasu. Dla jednych trzy dni to szmat czasu, dla innych
pół roku to tylko chwila. Ja raczej balansuję pośrodku tych ludzi, taki złoty
środeczek jestem. — Wyszczerzyła się, uruchamiając swój słowotok. — To było
niedługo po tym festynie. Jakieś dwa, a może trzy dni po. Hm… Pamiętam, że
wróciłam wówczas z misji. A nie! To musiało być jakieś, co najmniej cztery dni.
A może się mylę. Hm… A! No tak, to był dzień przed jego urodzinami. A, które,
kiedy były? To na pewno była środa, tylko, która? No tak, to był dziewiąty.
Pamiętam, pamięta. W takim razie jesteśmy ze sobą od ósmego czerwca, a
dokładniej od jego wieczoru — odparła dumna z siebie, że mogła podać tak
precyzyjną datę.
— Czyli mój syn zna cię stosunkowo
niedługo?
— No na to wychodzi. Ale to się nazywa
miłość od pierwszego wejrzenia.
— A nie przypadkiem zwisu? — sprostował
Sasuke przypominając sobie chwilę jak „przedstawiła się” reszcie drużyny
doganiając ich na pierwszej misji.
— Oj tam, nietoperkiem nie jestem. Raz
czy dwa zawisłam, to wszystko. Przynajmniej nie udaje gekona wtulając się w
skały — odcięła się wracając wspomnieniami do sytuacji, kiedy przeczesywali
wąwóz ze skacowanymi panami. — Punkt dla mnie, wygrywam — dodała wystawiając
język, widząc, że brunet nie ma odpowiedzi.
— Wyszedł ci bardzo smaczny obiad —
zachwalał Itachi, chcąc tym ukrócić docinki między Sasuke a Keiko.
— A tak! Bardzo, bardzo dobre. Lepszego
w życiu nie jadłam — dołączyła się do pochwał, odbierając słowa bruneta, jako
zwrócenie uwagi na komplementowanie. — W ogóle macie państwo prześliczny dom. I
taki ogród zadbany. U mnie wszystko porosło chaszczami, nie ma się, kto ty
zajmować. A u was tak pięknie, aż chce się siedzieć na leżaczku i nic więcej.
— To miłe, że ci się tak podoba. I
prawda ogród wymaga wiele pracy.
— Oj tak, tak. A ja, tu trening,
tu misja, nie ma czasu.
— Zapewne.
I na tym urwała się ta krótka
pogawędka. Jedna z nielicznych, która wypaliła. Keiko już naprawdę nie
wiedziała, co ma robić. Czuła skrępowanie pod wpływem tego przenikliwego
spojrzenia Fugaku, który uważnie i nazbyt dokładnie lustrował szatynkę.
Jednocześnie od siedzącego obok Itachiego biła aura zestresowania, potęgując
jej dyskomfort. Milczała, nie mając pomysłu na jakąkolwiek rozmowę. Brunet
również był cicho z wyprutymi z inicjatywy myślami. Zebrani tępo wlepiali wzrok
w drugie danie, wiedząc, że coś powinni powiedzieć, lecz co? No może oprócz
Fugaku, który nie wyglądał na osobę zainteresowaną pomocą przy konwersacji.
Sasuke także dobry w tym nie był.
Keiko nie mając nic innego do
roboty, zabrała się dziarsko za obiad. Może nazbyt dziarsko. Zawzięcie kroiła
kotleta, który jak na złość przeciąć się nie chciał. Z zacięta miną zwiększała siłę
nacisku noża, aż w końcu się udało. No, nie całkiem. Maleńka żyłka łącząc
została nagle przecięta, toteż dłoń trzymając widelec została odrzucona ze
sporą energią. Nic by się nie stało, gdyby nie to, że kawałek kotleta ledwo
trzymający się na ząbkach sztućca wyswobodził się z nich. Przeleciał pół stołu
i wylądował centralnie na środku czoła pana domu. Wszyscy zaniemówili
obserwując z przerażeniem twarz Fugaku. Mężczyzna znieruchomiał z uniesioną
szklankę, z której chciał się napić. Nim zdążył jakoś zareagować, kawałek mięsa
osunął się. Zostawiając za sobą stróżkę z sosu zjechał idealnie po nosie,
kończąc trasę w tym, co akurat było pod. Ciche plusk, zakomunikowało, że kotlet
ostatecznie wylądował w napoju.
Keiko nie wytrzymała i zaczęła
się głośno śmiać, do tego stopnia, że prawie zleciała z krzesła. Itachi z
zażenowania zaczerwienił się chowając wzrok oraz pół twarzy za dłonią, unikając
kontaktu z ojcem. Mikoto odwróciła głowę, starając się nie parsknąć śmiechem.
Sasuke wymownie udawał, że wyciera usta, ukrywając za serwetką uśmiech.
Niestety Fugaku nie było wesoło. Z miną wyrażającą czystą chęć mordu patrzył na
wijąca się w niemal histerycznym śmiechu szatynkę.
— Oj, ja przepraszam — oznajmiła
zbierając się do kupy, lecz bananowaty uśmiech pozostał. — Proszę mi wybaczy,
to niefortunny zbieg okoliczności. Bardzo zabawny, ale nieplanowany. Tak
wyszło. Proszę nie robić takiej miny, gburowatość źle wpływa na układ
pokarmowy, źle się wówczas trawi.
Mikoto nie powstrzymała się i
parsknęła, widząc tężejącą z sekundy na sekundę twarz męża. Urażonego
usłyszanymi słowami.
— Keiko – szepnął patrząc
błagalnie na swoją dziewczynę. Wiedział, że te spotkanie będzie katastrofą, ale
w najgorszych scenariuszach nie przewidywał czegoś takiego. Sama szatynka
również nie spodziewała się, że wypadnie aż tak źle. W końcu wystroiła się,
komplementy powiedziała, nawet zagadywała, lecz wszystko na marne.
— Ja bardzo przepraszam.
Zerwała się na nogi biegnąc z
serwetką, aby powycierać zaplamionego Fugaku.
— Ja naprawdę bardzo przepraszam,
tak wyszło. To było niefortunne — mówiła trąc wytrwale twarz mężczyzny.
— Dość. Dość już — mruknął
odpychając od siebie nadgorliwie wycierającą dziewczynę.
— Ojcze, to naprawdę zbieg
okoliczności — wtrącił się Itachi starając ratować beznadziejną sytuację.
— Przepraszam, tak wyszło —
powtarzała Higashiyama, usiłując przestać się uśmiechać i przybrać
przepraszającą minę.
— Kochanie, to tylko wypadek.
Niefortunny zbieg okoliczności. — Nawet Mikoto starała się złagodzić osąd męża
na temat dziewczyny najstarszego syna.
— Zdarzający się tylko Keiko —
dorzucił się Sasuke, nie mając zamiaru bronić szatynki.
— Sasuke — warknął jego brat,
posyłając mu mordercze spojrzenie.
— Nie ważne, zasiądźmy do
posiłku — nakazał Fugaku ucinając wszelkie dyskusje. Wszyscy grzecznie wrócili
do jedzenia. Higashiyama jedynie to wpatrywania się w talerz, bojąc się dotknąć
sztućców, aby nie wyszła z tego kolejna tragedia. Wiedziała, że się
skompromitowała po całość. Najpierw sytuacja w Dniu Promocji, teraz ten
obiadek. Uznała, że wszystko zakończy się sukcesem, jak ojciec nie wydziedziczy
Itachiego.
Grobowe wręcz milczenie
przerwało pukanie do drzwi. Brunetka zaoferowała się, sprawdzić, kto to, lecz
nie spodziewała się w drzwiach zastać blondynkę.
— Dzień dobry, czy Sasuke jest
obecny w domu?
Mikoto w Haniko ujrzała
zabawienie dla tej całej sytuacji.
— Dzień dobry. Tak owszem, proszę
wejść — oznajmiła zachęcając gestem ręki i przesuwając się w głąb przedpokoju.
— Akurat jesteśmy w trakcie obiadu, ale to się dobrze składa. Zapraszam.
— Nie, to ja może poczekam.
Przyjdę później — zaproponowała.
— Ależ nie trzeba. Nalegam,
będzie miło.
Zaskoczona tym wszystkim Haniko,
nie miała wyboru. Posłusznie ruszyła za kobietą, prowadząc się na taras. Czuła,
że coś w tym jest nie tak. Naleganie wydawało się dziwne i nie zupełnie
naturalne, jakby brunetka oczekiwała od niej czegoś.
O boże :'D
OdpowiedzUsuńPłaczę xD
Haniko zbawieniem ♥
Sasek taka wredota ♥
Fagaku vs Keiko! Fight!
Ogólnie... Idealne :*
Pozdraaawiam cieplutko ;*
Su♥
Boję się, co z tego wyniknie x'D
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieję, że Haniko uratuje sytuacje! I że Sasek dalej będzie rzucał w jej stronę perwersyjne propozycje xDD (#Shori_zboczuch)
Pisz szybciutko kolejny rozdział, bo rozsadzi mnie z tej niewiedzy! ><
Podrowionka!
Shōri
Hej,
OdpowiedzUsuńno ten obiadek to wyszedł rewelacyjnie, co za wredota z Sasuke, Hanako okazała się zbawieniem tutaj... ciekawe co by było gdyby i Naruto pojawił się na obiadku ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia