1 lutego 2016

30. Feralny obiad

Cała eskapada trafiła bezpiecznie i w całości do Konohy, ku uciesze Itachiego, który miał serdecznie dość tej misji. Wartownicy zabrali dzieci do szpitala, aby upewnić się, że wszystko z nimi w porządku. Skąd następnie miały być odeskortowane do domów. Natomiast drużyna udała się zdać krótki, rzeczowy raport Hokage.
— Misja zakończona sukcesem — zakomunikował Itachi kończąc sprawozdanie.
— Rozumiem, rozumiem — mówiła Tsunade z brodą opartą na splecionych dłoniach. — Najpóźniej do jutra szczegółowy raport na piśmie — oznajmiła wracając do papierów, które przeglądała nim przyszli. Zebrani z lekkim pokłonem odwrócili się na pięcie opuszczając gabinet, jednak Itachi zatrzymał się przed drzwiami.
— Przepraszam wielmożna.
—O co chodzi? — mruknęła nie zaszczycając wzrokiem, cały czas w studiując dokumenty.
— Jako kapitan drużyny powinienem poinformować o panujących w niej relacjach — zaczął niepewnie. Nie był pewien czy chce o tym wspominać Hokage, lecz uznał, że sprawy zaszły troszkę za daleko. Doskonale wiedział, że blondynka nie czyta akapitu pod tytułem „uwagi”. Stąd albo poinformuje ją osobiście, albo będzie trzeba się męczyć w takim składzie, jaki jest.
— O co chodzi? — zapytała po raz kolejny, lecz tym razem odkładając kartki, przy okazji uważnie lustrując bruneta wzrokiem.
— Chciałbym poinformować, że Keiko…
— O nie — jęknęła ze zrezygnowaniem. — Tylko mi Uchiha nie mów, że znów drużyna złożyła, grupowe podanie z prośbą o natychmiastowe jej przeniesienie. Ja już nie mam gdzie jej przydzielić. Była już chyba u każdego. Będę musiała cofnąć ją do Kindersów. Miałam nadzieję, że sprawdzi się i u mnie.
Itachi milczał nie bardzo mając możliwość przerwanie wywodu blondynki. Głównie przez grzeczność, w końcu tytuł Hokage wymusza szacunek, lecz również przez to, że wszystkie zdania wypowiadała jedno po drugim, bez pauzy.
— Nie chodzi o jej przeniesienie — oznajmił rad, że w końcu Tsunade umilkła na chwilę.
— To, o co?
— Akaibe wysnuwa dziwne teorie i zachowuje się jakby szpiegował. Interesuje się w dużej mierze właśnie Keiko. Obawiam się, że może to wpływać na powodzenie misji i zgranie drużyny. Dodatkowo ja i Keiko, Sasuke i Haniko jesteśmy razem. Ten fakt również ma diametralny wpływ na zlecenia. Prosiłbym również o wzięcie pod uwagę mojej prośby, nie wysyłania mnie na misje z bratem.
— Owszem masz rację. To wszystko może mieć negatywny wpływ na powodzenie zleconego zadania. Niestety z przykrością oznajmiam, że uwagi zostały dorzucone. Aktualnie cierpimy na brak personelu. Wiele shinobi jest na długoterminowych misjach, rannych ostatnio również przybywa a ja nie jestem w stanie rozbijać idealny drużyn tylko po to, aby, być może jedną naprawić. Zdaję sobie sprawę, że jesteście zlepkiem osób, które nie do końca pasują do siebie. Nigdzie indziej nie pasowaliście. Przykro mi, ale taka jest prawda. Nie było, co z wami zrobić, toteż musicie się dogadać między sobą. Taki stan rzeczy nie będzie trwał długo. Życzę miłego dnia — dodała na sam koniec, wyraźnie wypraszając Uchihę.
— Dziękuję. Przepraszam. Do widzenia. — Pokłonił się opuszczając gabinet Tsunady.
— Bracia Uchiha w związku? — mruknęła do siebie patrząc na zamknięte przed chwilą drzwi. — To może być interesujące.

***

Brunet szykował się na spotkanie. Spoglądając w lustro wygładził dłonią koszulę i poprawił zsuwającą się gumkę do włosów. Był umówiony z Keiko na te jej obiecaną kremówkę, toteż planował wyjść z domu przed obiadem. Pochwyciwszy portfel, komórkę oraz leżące na obok klucze ruszył na dół.
— Itachi nie będziesz jadł obiadu? — zapytała Mikoto widząc jak kieruje się w stronę drzwi wyjściowych.
— Jestem umówiony — odparł, szybko wkładając buty. Chciał wyjść bez zbędnych pogaduszek.
— Z dziewczyną? — dopytywała się lustrując elegancko ubranego syna.
— Tak — rzucił mając nadzieję, że ta informacja jej wystarczy.
— Właśnie w tej sprawie rozmawialiśmy ostatnio z ojcem. — Zatrzymał się w chwili, kiedy jego dłoń dotykała klamki. Obawiał się tego, że w końcu Fugaku wróci do scenki, którą widział w salonie w dniu promocji Kindersów. — Kochanie mógłbyś przyjść na chwilę — zawołała w głąb korytarza.
— Mamo ja się spieszę, nie chcę się spóźnić.
Próbował wymigać się od, zapewne nie łatwej rozmowy z ojcem o Keiko. Już sam fakt występowania słów „Keiko, Fugaku” w jednym zdaniu, wróżyło katastrofę. To się zwyczajnie nie mogło udać.
— To potrwa momencik — zapewniała zerkając na wychodzącego z gabinetu męża. — Ojciec chciałby cię o coś prosić — oznajmiła patrząc porozumiewawczo na pana tego domu. Jemu wyraźnie również nie podobała ta cała sytuacja, co próbował ukryć pod maską chłodu i opanowania.
— Wypadałoby, abyś w końcu przedstawił nam dziewczynę, z która od dłuższego czasu się spotykasz.
Nie zapowiadało się to dobrze.
— Związku z tym — ciągnął dalej nie zważając na prawie cierpiętniczą minę syna, — chcielibyśmy, aby pojawiła się jutro na obiedzie.
— Słucham? — rzucił zaskoczony. Wprawdzie ojciec już coś o tym wspominał, ale nie sądził, że tak szybko będą chcieli ją poznać. I dlaczego nie wystarczy zwykłe przywitanie? Od razu uroczysty obiad i to zapewne jeszcze w towarzystwie brata. O tak, już to widział. Keiko robiąca dobre wrażenie przed Fugaku, a obok siedzi sobie jak trusia Sasuke z uroczo śliniąca się siostrzyczką na rękach, która będzie cichuteńko, jakby jej nie było. Katastrofa przy tym to bardzo łagodne i pozytywne określenie.
— Masz zaprosić na jutrzejszy obiad swoją dziewczynę, aby nam ją przedstawić. To tyle — odparł głosem nieprzyjmującym żadnych wykrętów.
— Będzie dobrze — pocieszała go Mikoto uśmiechając się.  — Leć, bo się jeszcze spóźnisz — dodała wracając do kuchni, gotować obiad.
— Będzie dobrze — mruknął sarkastycznie do siebie. — Już to widzę.

***

— Co się dzieje? —zapytała szatynka zerkając na pochłoniętego własnymi myślami Uchihę.
— Hę?
— No przecież widać, że mnie nie słuchasz — żachnęła się. — Słowa nie zapamiętałeś z całego mojego wywodu. Jakby cię o cokolwiek zapytała, to byś nic nie powiedział. — Naburmuszyła się, odwracając teatralnie głowę w stronę witryny kawiarni, w której się znajdowali. — I gdzie ta moja druga kremówka?
— Umawialiśmy się na jedną. Dobrze o tym wiesz.
— Skleroza w tym wieku jest niebezpieczna.
— Jakoś dam sobie radę.
— A ja chcę moją drugą kremówkę — mówiła krzywiąc się, chcąc tym wyrazić swoją dezaprobatę, na brak poparcie jej żądań.
— Jeszcze ci się przytyje i będzie potem marudzić, że moja wina.
— No wiesz! — oburzyła się krzyżując ręce na brzuchu. — Tym Uchihą się nie dogodzi. Najpierw Sasuke krytykuje moją figurę, teraz ty. Jakbyś chciał wiedzieć to przyjaciołom się podoba — dodała najwyraźniej zupełnie się obrażając.
— Co Sasuke mówił? — Zainteresował się, wyłapując jego imię w morzu słów, które Keiko niemal bez przerwy z siebie wydobywała.
— Nie rozmawiam z tobą.                      
Westchnął. Nie chciał się sprzeczać z Higashiyamą, zwłaszcza przed jutrzejszą katastrofą. Zerknął na swoje prawie nietknięte ciastko.
— Masz — mruknął zamieniając miejscami talerzyki. Na ten gest w granatowych tęczówkach błysnął blask zachwytu a usta ułożyły się w wielki uśmiech.
— Jednak jesteś kochany — oznajmiła chwytając decydowanym ruchem widelczyk. — A co się dzieje, że taki markotny?
— No właśnie związku z tym mam do ciebie prośbę.
— Oho, o co chodzi? — zapytała przerywając jedzenie by spojrzeć na Uchihę.
— Chciałbym abyś jutro przyszła do mnie.
— Po co? — pytała marszcząc intensywniej brwi, czując w tym jakiś podstęp.
— Ojciec chce cię poznać. Jesteś zaproszona na obiad.
Usta bezwiednie otworzyły się, a powiększone źrenice tylko potęgowały głupi wygląd, przypominający złotą rybkę podczas karmienia.
— Oj wiesz, ja zapewne będę mieć misję jutro. O tak, na pewno będę coś mieć. Właśnie! Właśnie w tej sprawie mam iść do Josuke. To ja może już sobie…
— Wiem — przerwał jej mało składną wymówkę, — chciałbym, abyś nie mogła przyjść, ale niestety musisz się jutro pojawić.
— Naprawdę uważasz, że to jest dobry pomysł?
— Uważam, że to beznadziejny pomysł. Ten cały obiadek będzie katastrofą.
— No dzięki, wiesz — burknęła krzywiąc się.
— Keiko wiesz, że tak nie myślę. Chciałbym tylko, aby ojciec cię polubił.
— Wiesz, to się da zrobić. Mam pomysł. Przyprowadź jutro kogoś innego na obiad. Może jakąś swoją koleżankę, czy fankę i przedstaw ją ojcu.
— Przecież widział cię, wie jak wyglądasz.
— To powiesz mu, że, ku jego uciesze, ze mną zerwałeś, a to nowa dziewczyna.
— Keiko — mruknął lekko unosząc głos. — Po prostu jutro przyjdź, zrób dobre wrażenie i będzie po wszystkim.
— Jesteś głupi. Ty na serio sądzisz, że robię dobre wrażenie? Nawet na tobie nie zrobiłam dobrego pierwszego wrażenia. A przecież wiesz, że z twoim ojcem miałam już styczność. Zapewne w pamięci ma, cały dzień promocji i tą hecę.
— Chociaż spróbuj poudawać dobrze wychowaną.
— Co? To ja według ciebie jestem źle wychowana i wstydzisz się mnie pokazać rodzicom? Może więcej się nie odzywaj, grabisz sobie. Cześć — rzuciła wstając.
— Keiko poczekaj — krzyknął za oddalającą się szatynką. Szybko wyjął z kieszeni portfel i zostawiwszy banknot ruszył za Higashiyamą, licząc na to, że ją dogoni.  Na złość dziewczyna zniknęła w tłumie ludzi, zupełnie jakby się rozpłynęła.  Westchnął głęboko, wyjmując komórkę. Niestety nie odebrała, nawet za trzecim razem.

„Przepraszam cię, to nie tak miało zabrzmieć. Jestem trochę tym wszystkim podenerwowany, bo chciałbym abyś zrobiła dobre wrażenie na ojcu. Obiad jest jutro o 16. Przyjdź chwilę wcześniej.”

Szatynka odczytała sms’a. Wibracje komórki też słyszała, lecz ignorowała. Naprawdę wolałabym być na jakieś misji niż na tym obiedzie. Doskonale wiedziała, że to udać się nie może.  Nie była zła na Itachiego, wykombinowała wymówkę, aby szybko się ulotnić do siebie. Chciała jakoś przemyśleć tą jutrzejsza wizytę w posiadłości Uchiha. W końcu, już Fugaku pokazała się od tej „lepszej” strony, teraz nie ma jak udawać kogoś innego. Do tego kodeks Kindersów ją ograniczał, więc grać swoją rolę musiała dalej. Jak to zrobi, to Uchiha nie poprze ich związku, a grosze jest to, że może chcieć go skończyć. Była zestresowana, pod denerwowana, niepewna i nie wiedziała, co robić. Jak wypaść dobrze, jak się już pierwszego wrażenie pozytywnego nie zrobiło? Oj, jutro będzie ciężki dzień.

***

Higashiyama po raz setny przeglądała się w lustrze, krytycznym wzrokiem spoglądając na strój. Musiała wypaść dobrze, toteż wybrała, jak na nią, elegancką kreację. Po raz setny obciągała plisowaną granatową spodniczkę w czarną kratkę. Zastanawiała się czy długość do połowy ud będzie odpowiednia, czy aby nie za krótka. Rozważała nawet opcję założenia czegoś do kostki, już miała się iść po raz n-ty przebrać, kiedy zerknęła na zegarek.
— Kurcze — mruknęła pochwytując przygotowaną torebkę. Musiała wychodzić, jeśli chciała przyjść kilka minut przed szesnastą. Godziną rozpoczęcia najgorszego, najtrudniejszego wieczoru w jej życiu. Nigdy nie była zaproszona na obiad do rodziców chłopaka. Stresowała się bardziej niż przed włamaniem do gabinetu Mizukage. To teraz wydawało się pikusiem, w porównaniu do oficjalnego spotkania z Fugaku.
Włożywszy sandały na niewielkim obcasie, które miały dopełniać eleganckie wrażenie, wyszła z domu. Zrobiła to sporo przed czasem, dając sobie niemal dwukrotnie więcej minut niż zazwyczaj potrzebowała na dotarcie do posiadłości Uchiha. Spowodowane to było chęcią dobrego wypadnięcia w oczach domowników, więc przyjść z pustymi rękami nie wypadało, do tego w butach na obcasie idzie się wolniej.
Tuż przed przekroczeniem progu ulicy klanu zatrzymała się zapinając powiewającą na wietrze białą koszulę z ¾ rękawkami. To już był znak, że się bardzo poświęca. Niewiele było sytuacji, które zmusiłyby ją do zapięcia guzików. Z kołacząco mocno sercem ruszyła na randkę z przeznaczeniem. A gdyby tak móc go wystawić do wiatru?
Wzięła głęboki oddech, wyprostowała plecy a na twarz przykleiła uroczy uśmiech. Dopiero wówczas zapukała.
— Wita… — urwał przyglądając się szatynce, dokładnie ją lustrując. Domyślał się, że Keiko przyjdzie ładniej ubrana niż zazwyczaj, ale nie spodziewał się aż takiego wrażenie. Prezentowała się elegancko a jednocześnie pociągająco. Włosy miała lekko zakręcone, delikatnie podpięte wsuwkami, tworzące nieuporządkowany kok, z którego miejscami wystawały niesforne kosmyki. Oczy podkreślone stosownym, nierzucającym się makijażem, pasującym do koloru tęczówek i stroju. Usta maźnięte błyszczykiem odbijały światło, sprawiając wrażenie pełniejszych, większych, kusząc do pocałunków. Wyeksponowane nogi na obcasie, wydawały się dłuższe niż są w rzeczywistości.  Zaś zapięta koszulka prawie pod szyję, miała dowodzić grzecznego usposobienia. Itachi poczuł się rozczarowany. Nie ubrała się tak na festyn, nawet na jego urodziny, tylko teraz, dla Fugaku.
— I jak? — zapytała międląc w dłoniach rączki papierowej ozdobnej torebki z wykwintnymi czekoladkami. To oraz niepewność w oczach zdradzały stres i zdenerwowanie.
— Wyglądasz bajecznie — odparł nie mogąc oderwać wzroku, zwłaszcza od ud, które zawsze ukrywała pod spodenkami, nawet jak nakładała spódniczki.
— Nie za bardzo wyzywająco? Jest elegancko? Może powinno być coś dłuższego? — pytała znów starając się obciągnąć granatowy materiał.
— Jest świetnie. Wchodź.
Przypominając sobie, że trzyma gościa na wycieraczce. Otworzył szerzej drzwi zapraszając gestem ręki. On również starał się ubrać elegancko, na co wskazywały długie dżinsy oraz pozapinana koszula na krótki rękaw. Temperatura dzisiaj wskazywała dwadzieścia siedem stopni, lecz musiał się pomęczyć, chcąc dobrze wypaść.
— Dzień dobry — oznajmiła prawie dygając na widok Mikoto z córeczką na rękach.
— Mamo to jest Keiko, moja dziewczyna — przedstawił wypychając delikatnie szatynkę do przodu.
— Miło mi poznać. — Odruchowa wyciągnęła rękę do przodu, lecz szybko ją cofnęła, orientując się, że brunetka nie będzie wstanie odwzajemnić gestu.  Starając się, żeby nie wyszło to nietaktowanie udawała poprawianie niesfornych kosmyków, co ostatecznie wyszło nienaturalnie i niezręcznie.
— Mi też jest miło cię wreszcie poznać. Itachi jakoś niewiele o tobie opowiadał.
Nie wiedziała, co mówić, więc milczała uśmiechając się, najbardziej naturalnie na ile ją było stać. Wówczas wzrok padł na trzymane sznureczki od opakowania w kwiatowe wzorki.
— To dla państwa. Mam nadzieję, że będą odpowiednie — oznajmiła wystawiając przed siebie torebkę, którą brunetka ledwo odebrała.
— Jak miło, nie trzeba było. Dziękuję bardzo.
Stali tak przez chwilę uśmiechając się do siebie. Niestety mina Keiko zrzedła, kiedy u szczytu schodów ujrzała Sasuke. Liczyła na to, że młodszy z Uchihów wybędzie na ten moment, nie pogarszając i tak kiepskiej sytuacji.
— Sasuke pewnie znasz — powiedziała wskazując ręką drugiego syna. — Byłbyś na tyle uprzejmy, aby zaprowadzić gościa do salonu — zwróciła się do niego. — Itachi pomógłbyś mi. Muszę małą położyć, a ty dopilnuj garnków.
Nie wiadomo, kto miał bardziej skwaszoną minę Keiko czy Sasuke. Jednak trzeba było grać dalej.
— Proszę tędy — rzucił na wpół chłodno. Widać starał się maskować swoje naturalne zachowanie, co nie szło mu dobrze. Co zabawniejsze oboje zgadzali się, co do jednego, aktualnie chcieliby być jak najdalej stąd.
— No proszę, ktoś tu ma nogi — odparł kąśliwie lustrując ubiór szatynki.
— No ba. Mam się w końcu, czym pochwalić — oznajmił siadając na kanapie i zakładając nogę na nogę. — W przeciwieństwie do ciebie — dodała wystawiając język.
Sasuke prychnął.
— Faceci potrafią mieć lepsze niż twoje — odciął się zajmując miejsce na fotelu. Zapowietrzyła się, szukając riposty. Ostatnimi czasu docinanie sobie, stało się pewnego rodzaju hobbym.
— No ja nie wiem, czy to, aby normalne, aby Uchiha oglądał pod tym kątem nogi swoich kolegów — rzuciła szczerząc się w pełni zadowolenia, że coś znalazła na niego. Mina bruneta spoważniała, ukazując kamienne wręcz oblicze z niebezpiecznie przymrużonymi powiekami. Już otwierał usta, aby rzucić kolejną złośliwą uwagę, kiedy do salonu wszedł pan domu. Keiko jak na zawołanie poderwała się do pionu. Zamiast lekko pochylić głowę w geście powitania, prawie pokłoniła się, jak przed Hokage. Czego przy Tsunadzie nie zawsze robiła.
— Dzień dobry, miło mi pana poznać. Keiko Higashiyama — odparła wyciągając rękę.
— Witam. Mi również jest miło.
Ta, wiedziała, że łże, ale grę czas zacząć.
— Obiad gotowy. Dzisiaj wyjątkowo na tarasie — oznajmił Itachi wchodząc do salonu, ratując z opresji dziewczynę. Mężczyźni ruszyli przodem, co pozwoliło brunetowi na zagadanie do Keiko. — I jak? — zapytał szeptem.
— Ratunku — wycedziła patrząc niepewnie w stronę ogrodu.
— Będzie dobrze — zapewniał, wyciągając rękę by pogłaskać po włosach.
— Gdzie, fryzurę mi zepsujesz — mruknęła odtrącając dłoń. Uśmiechnął się. W życiu by nie spodziewał się takich słów z jej ust.
— Dziękuję, że się, chociaż starasz. — Pociągnął ją za rękę, przytulając mocno. — Prześlicznie dziś wyglądasz — dodał szeptem muskając skórę na szyi.
— Wszystko dla mojego Itasia. Ale nie myśl sobie, zrekompensujesz mi to jakoś — oznajmiła pewnym tonem głosu, odsuwając się do niego. Nie rozłączając splecionych dłoni pociągnęła ku tarasowi. Uśmiechnął się, przeliczając w myślach, czy nie wyda majątku na kremówki.
— Zapraszam do stołu — zachęcała Mikoto wskazując na zastawiony naczyniami mebel. Keiko zasiadła na wyznaczonym miejscu koło Itachiego, starając się nie patrzeć na Fugaku, który uważnie się jej przyglądał.
— To może ja pani pomogę? — zapytała zerkając na brunetkę, która zastanawiała się, co zrobić ze zdjęta pokrywką od wazy na zupę.
— Z miłą chęcią.
Uśmiechnęła się, rada, że dobrze wypada, dziarsko zabrała się za pomoc. Nawet dobrze to szło, póki nie, manewrując talerzami, podawanymi do Mikoto, wsadziła łokieć centralnie w oko Sasuke.
— Ej uważaj gdzie się pchasz — fuknął stanowczo łapiąc ją za rękę i odciągając od stołu. Jednak poluzował uchwyt w tak niefortunnym momencie, że Keiko pod wpływem siły bezwładności wylądowała na Fugaku. Mina pana domu z szatynką przyciskającą się do jego ramienia, nie napawała optymizmem.
— Oj bardzo przepraszam. — Odskoczyła uśmiechając się uprzejmie. Dla świętego spokoju, szybko uciekła na swoje miejsce.
Posiłek się zaczął w absolutnej ciszy. Itachi, co jakiś czas zerkał na ojca, sprawdzając jego nastawienie. Nie było pozytywne. Keiko wlepiała uparcie wzrok w talerz, nie mając odwagi podnieść go o milimetr wyżej. Sasuke najspokojniej w świecie przyglądał się każdemu z osoba, zaś Mikoto starała się być naturalna.
— Może powiesz, czym się zajmujesz? — zagadała, chcąc przerwać te krępujące milczenie. — Wiemy tylko tyle, że jesteś shinobi i najprawdopodobniej w drużynie z Itachim.
— Tak — potaknęła. Uchiha szturchnął ją łokciem, dając sygnał, że powinna rozwinąć wypowiedź. — A — otrząsnęła się. — Aktualnie jestem przydzielona do Hokage i pod zwierzchnictwem Itchiego. Normalnie jestem członkinią Kindersów.
Twarz Fugaku stała się bardziej obojętna niż dotychczas, przez co coraz bardziej przypominał posąg. No tak, to nie wróży nic dobrego.
— O, to niezwykłe — ciągnęła dalej kobieta nie zwracając uwagi na mimikę męża, która jasno informowała, aby ten temat pomijać. — Nie codziennie się spotyka osoby stamtąd. Taka trochę zamknięta ta wasza organizacja. Podobna do ANBU, prawda?
— Tak oczywiście. Przepiękny macie państwo ogród — oznajmiła rozglądając się po okolicy, próbując zmienić temat.
— A dziękuję bardzo.
— Zapewne poznałeś ją na misji, tak? — dopytywała się spoglądając na Itachiego.
— Ta, na misji — wtrącił się Sasuke. — Chyba w połowie jej, jak przybyła spóźniona.
— Ale przynajmniej nie opowiadałam historyjek o owcy — odcięła się wystawiając młodszemu z braci język.
— Lecz to nie ja zgubiłem się w połowie drogi powrotnej.
— To nie mnie trzeba było ratować.
— To nie na mnie poluje Takeshi.
— Itachi! — krzyknęła ciągnąc bruneta za rękaw. — Zrób coś — nalegała, skarżąc się na złego Sasuke. Długowłosy schował twarz w dłoniach, udając, że nic nie słyszy. Zaś Keiko naburmuszyła się, że nie chce jej bronić.
— Piękną mamy pogodę, nieprawdaż Sasuke? — zagadała Mikoto chcąc ratować jakoś sytuację.
— Tak bardzo upalną — odpowiedział wracając do swojego dania, z zadowoleniem patrząc jak Itachi wzorkiem karci Keiko, przybierającą minę przepraszającego szczeniaczka.
— Nie znam rodu Higashiyama. Pochodzisz stąd? — zabrał głos Fugaku, przerywając krótką ciszę.
— Nie. Jestem z Kiri Gakure.
— To, dlaczego zmieniliście kraj? Od dawna tutaj?
— A ojciec, zaciągnął, jak byłam malutka. Nie mój wybór — odparła uśmiechając się szeroko, starając się, by to zabawnie zabrzmiało. W myślach błagając by nie drążył tematu.
Nastało kolejne milczenie. Prawie każdy wpatrywał się w swój niemalże pusty talerz. W chwili, kiedy Mikoto podniosła się, aby posprzątać brudne naczynia, Keiko również zerwała się, oferując pomoc, lecz kobieta domówiła, pozostawiając towarzystwo na chwilę same.
— To — zaczęła, chcąc coś powiedzieć, aby nie było tak dziwnie cicho, — jak tam panu w pracy się układa?
Fugaku zlustrował ją nie do odgadnięcia wzrokiem, zaś ta tylko wyszczerzyła się machając delikatnie.
— Dobrze — burknął.
— A… — mruknęła wlepiając wzrok w kant stołu. — To, komu kompotu?! — krzyknęła zrywając się do pionu, omal nie przestraszając Itachiego, który chciał ją wesprzeć łapiąc za dłonie spoczywające na udach. Jednak panowie pokręcili głową, ochładzając entuzjazm szatynki. Nie mając wyboru nalała sobie pełną szklankę siadając z powrotem na miejsce.
— Słyszałem, że byłaś ostatnio na misji z moimi synami. Ranga A, zakończona do tego sukcesem. Zapewne musisz mieć wysoki stopień.
— A gdzie tam, jestem geninem.
— Geninem? — powtórzył Itachi zupełnie zaskoczony. Nigdy nie pytał o coś takiego, ale patrząc po umiejętnościach obstawiał, co najmniej stopień chuunina. Niestety Keiko w warunkach azylu udzielone przez Konohę, kiedy ona wraz z ojcem uciekali z Kiri, miała wyraźnie napisane, że nie może uzyskać wyższej rangi. W Kindersach nikogo to nie obchodzi, więc ją również.
— Nie poinformowałaś Itachiego o swoim stopniu? — dopytywał się, patrząc tak zwanym krzywym okiem na speszoną teraz Keiko. Nie uważała to za coś ważnego, lecz głupio się jej zrobiło. Przypomniała sobie, że przecież Itachi jest jouninem.
— Hehe, tak jakoś wyszło. A czy to kluczowe? Od taka błahostka.
— Ukrywanie czegokolwiek nie jest błahostką. A przejrzystość w związku jest sprawą podstawową — zganił.
— Ale to co ja mam być duchem? — zapytała poważnym głosem spoglądając na siebie. — Duchy są przejrzyste. A nie! One są przeźroczyste. Pomyliło mi się.
Itachi myślał, że zapadnie się pod ziemię. Z opresji wybawiła go matka wchodząc na taras z tacą kolejnych półmisków i proszą o pomoc. Zerwał się natychmiast, powstrzymując od tego szatynkę.
— To może… Ja lubię jabłka, a państwo? — zapytała starając się nawiązać jakąś konwersację i przerwać stukot uderzających o siebie sztućców. Wybrała dobry, neutralny temat, lecz niezbyt dobrze się do niego zabrała.
— Tak, są bardzo smaczne — odpowiedziała Mikoto, jako jedyna zabierając w tej sprawie głos. — To może być powiedziała, długo jesteście parą?
— Raczej niedługo. Chociaż to zależy, jak kto postrzega upływ czasu. Dla jednych trzy dni to szmat czasu, dla innych pół roku to tylko chwila. Ja raczej balansuję pośrodku tych ludzi, taki złoty środeczek jestem. — Wyszczerzyła się, uruchamiając swój słowotok. — To było niedługo po tym festynie. Jakieś dwa, a może trzy dni po. Hm… Pamiętam, że wróciłam wówczas z misji. A nie! To musiało być jakieś, co najmniej cztery dni. A może się mylę. Hm… A! No tak, to był dzień przed jego urodzinami. A, które, kiedy były? To na pewno była środa, tylko, która? No tak, to był dziewiąty. Pamiętam, pamięta. W takim razie jesteśmy ze sobą od ósmego czerwca, a dokładniej od jego wieczoru — odparła dumna z siebie, że mogła podać tak precyzyjną datę.
— Czyli mój syn zna cię stosunkowo niedługo?
— No na to wychodzi. Ale to się nazywa miłość od pierwszego wejrzenia.
— A nie przypadkiem zwisu? — sprostował Sasuke przypominając sobie chwilę jak „przedstawiła się” reszcie drużyny doganiając ich na pierwszej misji.
— Oj tam, nietoperkiem nie jestem. Raz czy dwa zawisłam, to wszystko. Przynajmniej nie udaje gekona wtulając się w skały — odcięła się wracając wspomnieniami do sytuacji, kiedy przeczesywali wąwóz ze skacowanymi panami. — Punkt dla mnie, wygrywam — dodała wystawiając język, widząc, że brunet nie ma odpowiedzi.
— Wyszedł ci bardzo smaczny obiad — zachwalał Itachi, chcąc tym ukrócić docinki między Sasuke a Keiko.
— A tak! Bardzo, bardzo dobre. Lepszego w życiu nie jadłam — dołączyła się do pochwał, odbierając słowa bruneta, jako zwrócenie uwagi na komplementowanie. — W ogóle macie państwo prześliczny dom. I taki ogród zadbany. U mnie wszystko porosło chaszczami, nie ma się, kto ty zajmować. A u was tak pięknie, aż chce się siedzieć na leżaczku i nic więcej.
— To miłe, że ci się tak podoba. I prawda ogród wymaga wiele pracy.
— Oj tak, tak. A ja, tu trening, tu misja, nie ma czasu.
— Zapewne.
I na tym urwała się ta krótka pogawędka. Jedna z nielicznych, która wypaliła. Keiko już naprawdę nie wiedziała, co ma robić. Czuła skrępowanie pod wpływem tego przenikliwego spojrzenia Fugaku, który uważnie i nazbyt dokładnie lustrował szatynkę. Jednocześnie od siedzącego obok Itachiego biła aura zestresowania, potęgując jej dyskomfort. Milczała, nie mając pomysłu na jakąkolwiek rozmowę. Brunet również był cicho z wyprutymi z inicjatywy myślami. Zebrani tępo wlepiali wzrok w drugie danie, wiedząc, że coś powinni powiedzieć, lecz co? No może oprócz Fugaku, który nie wyglądał na osobę zainteresowaną pomocą przy konwersacji. Sasuke także dobry w tym nie był.
Keiko nie mając nic innego do roboty, zabrała się dziarsko za obiad. Może nazbyt dziarsko. Zawzięcie kroiła kotleta, który jak na złość przeciąć się nie chciał. Z zacięta miną zwiększała siłę nacisku noża, aż w końcu się udało. No, nie całkiem. Maleńka żyłka łącząc została nagle przecięta, toteż dłoń trzymając widelec została odrzucona ze sporą energią. Nic by się nie stało, gdyby nie to, że kawałek kotleta ledwo trzymający się na ząbkach sztućca wyswobodził się z nich. Przeleciał pół stołu i wylądował centralnie na środku czoła pana domu. Wszyscy zaniemówili obserwując z przerażeniem twarz Fugaku. Mężczyzna znieruchomiał z uniesioną szklankę, z której chciał się napić. Nim zdążył jakoś zareagować, kawałek mięsa osunął się. Zostawiając za sobą stróżkę z sosu zjechał idealnie po nosie, kończąc trasę w tym, co akurat było pod. Ciche plusk, zakomunikowało, że kotlet ostatecznie wylądował w napoju.
Keiko nie wytrzymała i zaczęła się głośno śmiać, do tego stopnia, że prawie zleciała z krzesła. Itachi z zażenowania zaczerwienił się chowając wzrok oraz pół twarzy za dłonią, unikając kontaktu z ojcem. Mikoto odwróciła głowę, starając się nie parsknąć śmiechem. Sasuke wymownie udawał, że wyciera usta, ukrywając za serwetką uśmiech. Niestety Fugaku nie było wesoło. Z miną wyrażającą czystą chęć mordu patrzył na wijąca się w niemal histerycznym śmiechu szatynkę.
— Oj, ja przepraszam — oznajmiła zbierając się do kupy, lecz bananowaty uśmiech pozostał. — Proszę mi wybaczy, to niefortunny zbieg okoliczności. Bardzo zabawny, ale nieplanowany. Tak wyszło. Proszę nie robić takiej miny, gburowatość źle wpływa na układ pokarmowy, źle się wówczas trawi.
Mikoto nie powstrzymała się i parsknęła, widząc tężejącą z sekundy na sekundę twarz męża. Urażonego usłyszanymi słowami.
— Keiko – szepnął patrząc błagalnie na swoją dziewczynę. Wiedział, że te spotkanie będzie katastrofą, ale w najgorszych scenariuszach nie przewidywał czegoś takiego. Sama szatynka również nie spodziewała się, że wypadnie aż tak źle. W końcu wystroiła się, komplementy powiedziała, nawet zagadywała, lecz wszystko na marne.
— Ja bardzo przepraszam.
Zerwała się na nogi biegnąc z serwetką, aby powycierać zaplamionego Fugaku.
— Ja naprawdę bardzo przepraszam, tak wyszło. To było niefortunne — mówiła trąc wytrwale twarz mężczyzny.
— Dość. Dość już — mruknął odpychając od siebie nadgorliwie wycierającą dziewczynę.
— Ojcze, to naprawdę zbieg okoliczności — wtrącił się Itachi starając ratować beznadziejną sytuację.
— Przepraszam, tak wyszło — powtarzała Higashiyama, usiłując przestać się uśmiechać i przybrać przepraszającą minę.
— Kochanie, to tylko wypadek. Niefortunny zbieg okoliczności. — Nawet Mikoto starała się złagodzić osąd męża na temat dziewczyny najstarszego syna.
— Zdarzający się tylko Keiko — dorzucił się Sasuke, nie mając zamiaru bronić szatynki.
— Sasuke — warknął jego brat, posyłając mu mordercze spojrzenie.
— Nie ważne, zasiądźmy do posiłku — nakazał Fugaku ucinając wszelkie dyskusje. Wszyscy grzecznie wrócili do jedzenia. Higashiyama jedynie to wpatrywania się w talerz, bojąc się dotknąć sztućców, aby nie wyszła z tego kolejna tragedia. Wiedziała, że się skompromitowała po całość. Najpierw sytuacja w Dniu Promocji, teraz ten obiadek. Uznała, że wszystko zakończy się sukcesem, jak ojciec nie wydziedziczy Itachiego.
Grobowe wręcz milczenie przerwało pukanie do drzwi. Brunetka zaoferowała się, sprawdzić, kto to, lecz nie spodziewała się w drzwiach zastać blondynkę.
— Dzień dobry, czy Sasuke jest obecny w domu?
Mikoto w Haniko ujrzała zabawienie dla tej całej sytuacji.
— Dzień dobry. Tak owszem, proszę wejść — oznajmiła zachęcając gestem ręki i przesuwając się w głąb przedpokoju. — Akurat jesteśmy w trakcie obiadu, ale to się dobrze składa. Zapraszam.
— Nie, to ja może poczekam. Przyjdę później — zaproponowała.
— Ależ nie trzeba. Nalegam, będzie miło.

Zaskoczona tym wszystkim Haniko, nie miała wyboru. Posłusznie ruszyła za kobietą, prowadząc się na taras. Czuła, że coś w tym jest nie tak. Naleganie wydawało się dziwne i nie zupełnie naturalne, jakby brunetka oczekiwała od niej czegoś.

3 komentarze:

  1. O boże :'D
    Płaczę xD
    Haniko zbawieniem ♥
    Sasek taka wredota ♥
    Fagaku vs Keiko! Fight!
    Ogólnie... Idealne :*

    Pozdraaawiam cieplutko ;*
    Su♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Boję się, co z tego wyniknie x'D
    Miejmy nadzieję, że Haniko uratuje sytuacje! I że Sasek dalej będzie rzucał w jej stronę perwersyjne propozycje xDD (#Shori_zboczuch)
    Pisz szybciutko kolejny rozdział, bo rozsadzi mnie z tej niewiedzy! ><
    Podrowionka!
    Shōri

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    no ten obiadek to wyszedł rewelacyjnie, co za wredota z Sasuke, Hanako okazała się zbawieniem tutaj... ciekawe co by było gdyby i Naruto pojawił się na obiadku ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń