16 lutego 2013

02. Głębia Gniewu. Jego gniewu


Haniko podeszła do furtki i przejechała dłonią po drewnianym, lekko obdrapanym z farby płocie. A potem podniosła wzrok i spojrzała na budynek, który na najbliższe miesiące, a może i lata, miał się stać jej nowym domem.
Cud architektoniczny to może nie był, ale wyglądał na całkiem stabilny. I co dziwniejsze – jak na taką jakość, był całkiem tani. W Suna za taką kwotę trudno było znaleźć coś przyzwoitego. Do tej pory stać ją było zaledwie na wynajem niewielkiego pokoju. Mieszkała w nim ostatni rok, a wcześniej…
Wzdrygnęła się. Nie było już żadnego wcześniej.
Nieśmiało pchnęła zardzewiałą furtkę i wkroczyła na niewielki, aż przesadnie zielony, teren wokół domku. Dlaczego przesadnie? Bo przez te chaszcze nie widać było, gdzie zaczyna, a gdzie kończy się kamienny chodniczek. Niezaprzeczalnie jednak gdzieś pod jej stopami jakiś był, bo czuła, że nie stąpa po ziemi. Podeszła do drewnianych drzwi pokrytych niebieską, gdzieniegdzie odchodzącą farbą i wyjęła z kieszeni niewielki kluczyk.
W środku domek okazał się jeszcze bardziej zapuszczony, niż na zewnątrz, co w sumie było zrozumiałe. Podczas gdy na dworze mogły szaleć najróżniejsze żywioły, wnętrze pozostało przez nie nietknięte.
W pierwszym odruchu Haniko zapaliła światło. Przynajmniej zamierzała, bo chociaż została zapewniona, że prąd będzie, nikt nie wspomniał o żarówkach. Westchnęła i rozsunęła ciemnogranatowe zasłony, które przysłaniały ogromne okno i dopiero wtedy rozejrzała się dokładniej. Pomieszczenie było niewielkie i prawdopodobnie służyło jako salon. Wchodziło się do niego właściwie bezpośrednio z dworu, bo drzwi, które oddzielały ten pokój od holu, zostały wyjęte z framugi. W przedpokoju znajdowały się jeszcze jedne drzwi i – jak się domyślała – prowadziły do łazienki.
– A kuchnia? – spytała, nieco zdziwiona rozkładem domu.
Podeszła do schodów znajdujących się za miejscem, w którym już w myślach ustawiła kanapę i weszła na piętro. Zgniłozielona farba odchodziła w tym miejscu ze ścian jeszcze bardziej, niż ta na dworze, sprawiając wrażenie, że korytarz jest jeszcze ciaśniejszy niż w rzeczywistości. O ile przestrzeń o takiej długości można było w ogóle określić tym mianem. Korytarzyk, o, tak lepiej.
Haniko nieśmiało pociągnęła za klamkę po jej prawej stronie i zajrzała do niewielkiej sypialni. Pomieszczenie może nie było wcale takie małe, ale znajdowało się na poddaszu, a skośna ściana biegła przez prawie połowę jego długości, robiąc nieco przytłaczające wrażenie.
Podeszła do okna dachowego i uchyliła je lekko, by wpuścić trochę świeżego powietrza. Zaduch panował tu straszny, a od kurzu niemal kręciło jej się w nosie. Zrzuciła ciemną kapę ze starego, dwuosobowego łóżka i przysiadła na rogu. Materac zatrzeszczał pod jej naciskiem.
– Wszędzie przydałoby się malowanie – westchnęła, wstając z posłania.
Drugie drzwi, ku jej zaskoczeniu, okazały się prowadzić do łazienki. Ciasnej, ale za to w niezłym stanie. I dobrze, bo jakoś nie uśmiechało jej się wymienianie rur i kładzenie płytek. Nie wiedziałaby, jak się do tego zabrać, bo do tej pory jawiło jej się to jako… męskie zajęcie.
Pokręciła gwałtownie głową, próbując odgonić nieprzyjemne myśli i zeszła z powrotem na dół.
Pokój na ledwo od drzwi wejściowych okazał się kuchnią. Całkiem przestronną i przyjemnie urządzoną. Na środku pomieszczenia stał okrągły stół i trzy krzesła. Haniko usiadła na jednym z nich i stukając niecierpliwie palcem w blat, zaczęła się zastanawiać, co dalej.

***

Sasuke przeciągnął się jeszcze kilka razy i spojrzał na zniszczenia, których dokonał. Jedna, stanowczo zbyt głęboka dziura w ziemi i kilka połamanych, gdzieniegdzie przypalonych drzew. Z technikami ognia starał się zbytnio nie szaleć i wychodziło mu to nienajgorzej. Zniszczenia Hokage mogłaby mu jeszcze wybaczyć – w końcu dokonał ich na placu treningowym klanu Uchiha – ale gdyby przez nieuwagę spalił pół Konohy, mogłaby nie być już taka wyrozumiała. Na szczęście, dopóki ćwiczył sam, znał umiar. Gorzej, kiedy w zasięgu wzroku znajdował się Uzumaki, z którym lubowali się w ścieraniu na pył wszystkiego, co znalazło się na ich drodze, lub Itachi, któremu… zwyczajnie chciał zaimponować. A że to nie działało, to już inna sprawa. Im gorszych zniszczeń dokonał, tym większa była dezaprobata w oczach brata. No cóż, tak bywa.
Sasuke starł krew, która w niewyjaśnionych okolicznościach znalazła się na jego policzku, schował broń za pas i ruszył spacerowym krokiem w stronę domu. Chłodny kwietniowy wietrzyk zakradał się pod ubranie i studził rozgrzaną do czerwoności skórę. Wysuszył pot i rozwiał włosy, które zaczynały nieprzyjemnie lepić się do skóry.
Kiedy dotarł do rezydencji Uchiha, zdążył już uspokoić oddech i nieco odpocząć. Kolejny w planach był gorący prysznic, a potem kolejne wysychanie na świeżym powietrzu. Zamknąłby się w pokoju, otworzył szeroko okna i położył na łóżku. Wiosenny wiatr mógłby bez skrępowania śmigać po jego nagim ciele, podczas gdy on zapadałby w popołudniową drzemkę. Tak. Tak. Tak…
– Och – szepnęła na jego widok Mikoto, wypadając z kuchni. – Nie poszedłeś z ojcem i Itachim na zebranie klanu?
Sasuke zacisnął szczękę. Może i by poszedł, gdyby został o nim poinformowany. Najwyraźniej jednak ojciec nie widział potrzeby zabierania ze sobą młodszego syna. I tak zapewne nikt nie zwróciłby na niego uwagi, bo całą uwagę Itachi skupiłby na sobie.
– Zrobiłbyś coś dla mnie?
Skinął niechętnie głową.
– Dzwonił pan Takenada. Farby, które zamówił ojciec już przyszły i dobrze by było je dziś odebrać. Wiesz, że ojcu zależy, żebyście jak najszybciej skończyli remont. Poszedłbyś?
No, to chyba nici z wylegiwania się w pościeli, sam na sam ze swoimi myślami.
– Tylko wezmę prysznic.

***

Sasuke spojrzał na kwit, który dała mu matka i kiedy upewnił się, że to właściwy adres, pociągnął za klamkę. Drzwi zahaczyły o niewielki dzwoneczek i w sklepie rozległ się cichy, aczkolwiek nieprzyjemny dla ucha, brzęk.
Uchiha skrzywił się i ruszył w głąb sklepu. Lada, za którą stał przygarbiony staruszek, znajdowała się kilka metrów od wejścia. Kiedy Sasuke wyłonił się zza ściany stworzonej z puszek jakiejś farby lateksowej, dostrzegł, że w sklepie nie był sam.
– I może jeszcze… ma pan wałek?
Mężczyzna skinął głową i wrócił po chwili z kilkoma o różnej wielkości.
– Ten mały i największy poproszę – powiedziała kobieta, uśmiechając się lekko.
Sasuke przyjrzał jej się niechętnie, a kiedy zauważył, że zagląda do stanowczo za długiej listy, przewrócił oczami. Jak tak dalej pójdzie, to spędzi tu wieki.
– Potrzebuję jeszcze… jaką powierzchnię mogę pomalować jedną taką puszką farby? – Machnęła ręką w stronę pojemników, stojących za jej plecami.
– Tą to chyba będzie… – Staruszek zawahał się i wyszedł zza lady. Wyciągnął z kieszeni na piersi okulary i zmarszczył czoło, próbując przeczytać miniaturowe literki, zdobiące etykietę. – Wydajność farby to czternaście metrów kwadratowych na litr. Ale to uwzględniając tylko jedną warstwę. Trzeba będzie położyć co najmniej dwie, żeby uzyskać taki kolor, jak na opakowaniu. Jaką powierzchnię chce pani pomalować?
– Ja… chyba…
Sasuke ponownie przewrócił oczami, ze zrezygnowaniem opierając się o ladę.
– Za dużą – podsumowała kobieta, marszcząc nos. – Chyba zacznę od salonu po prostu. Potrzebowałabym w takim razie dwóch takich pojemników.
Mężczyzna skinął głową i wyjął spod lady katalog z kolorami. Sasuke przysunął się lekko w jego stronę, a kiedy dostrzegł, ile było możliwości, prawie złapał się za głowę. Jak powszechnie wiadomo – kobiety i kolory to katastrofa.
Tak też i było w tym przypadku. Nieznajomej zabłyszczały oczy z podekscytowania, kiedy przejeżdżała palcem po wzorniku.
– Może… ten jasny, Fiołek Poranka. Albo… ten Lazurowy Ocean. Tak, chyba ten.
Sasuke zacisnął szczękę. A może czerwony, jakaś Głębia Gniewu. Jego gniewu.
Właściciel przytaknął i poszedł wśród puszek szukać pożądanego koloru. W tym czasie kobieta odwróciła się w stronę Uchihy i jakby dopiero go zauważając, posłała mu delikatny uśmiech. Nie miała jednak okazji zobaczyć jego reakcji, bo zaraz wróciła do sprawdzania rzeczy ze swojej listy, oglądając przedmioty leżące na blacie. Nagle zamarła.
– Albo wie pan co… może jednak Fiołek Poranka.
– Jak sobie pani życzy.
Sasuke wziął głęboki wdech, starając się zapanować nad nerwami. Ostatnimi czasy bardzo łatwo było go wyprowadzić z równowagi i chociaż z całych sił starał się nad sobą panować, nie zawsze mu to wychodziło. Wszystko przez ten cholerny klan, ojca, Itachiego i pieprzone ANBU. I nieważne, jak długo ślęczał na polu treningowych, wyciskając z siebie siódme poty, złość nie mijała. Oczyszczał umysł zaledwie na krótkie chwile, a potem przy byle okazji dawał się pochłonąć irytacji.
Spojrzał na produkty, które kupowała kobieta – chociaż właściwie, to jeszcze dziewczyna, bo z całą pewnością nie była starsza od niego – uzmysłowiając sobie, że nieznajoma zupełnie nie zna się na tym, za co się zabiera. W innym razie nie kupowałaby tylu różnych pędzli, wałków, taśm i folii, a skupiła się na wyborze dobrego, uniwersalnego sprzętu. Tymczasem połowa z tego, co wzięła, do niczego jej się nie przyda.
– Dwa razy Fiołek Poranka – oznajmił staruszek, kładąc na ladzie puszki. – Coś jeszcze dla pani?
– Przydałaby się jeszcze jakaś niewielka drabina. Hm, albo… – Spojrzała do swojej listy.
– Długo jeszcze? – Nie wytrzymał Sasuke. – Bez drabiny można sobie poradzić, dziewczyno.
Dziewczyna odwróciła głowę z jego stronę i zmierzyła go nieprzychylnym spojrzeniem.
– Nie przypominam sobie, żebyśmy przechodzili na ty. Poza tym moje zakupy, to nie twoja sprawa. Pozwól, że sama zdecyduje, co będzie mi potrzebne, a co nie.
Pyskata, pomyślał Sasuke.
– Przestań się kompromitować. Widzę, że jesteś shinobi.
– Co ma jedno do drugiego? Ja za to widzę, że masz jakiś poważny, emocjonalny problem z tą drabiną.
Sasuke prychnął. Zanim zdążył odpowiedzieć, do rozmowy włączył się właściciel sklepu:
– Pan Uchiha pewnie po odbiór zamówienia? Pańska matka dzwoniła, że pan przyjdzie.
– Uchiha… – Dziewczyna przyjrzała mu się badawczo, śmiesznie marszcząc nos. – Jesteś z klanu Uchiha?
– Nie, z Hyūga – prychnął. – Mogę już dostać to zamówienie?
Staruszek spojrzał niepewnie na Sasuke, a potem na dziewczynę.
– Proszę, nie ma problemu. – Odsunęła się od lady, robiąc mu miejsce. – W końcu mama nie może czekać.
Sasuke nie warknął tylko dzięki temu, że zacisnął zęby. Zmierzył dziewczynę oceniająco, czerpiąc niemą satysfakcję z tego, że się speszyła pod wpływem tego spojrzenia, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Podobał jej się, a jakże.
Pan Takenada przyniósł z zaplecza dwa opakowania specjalnej farby i skinął Sasuke głową. Zamówienie było opłacone, więc Uchiha czym prędzej opuścił sklep.

***

Kiedy Sasuke dotarł do domu, ojciec i Itachi byli już z powrotem. Fugaku siedział na głównym miejscu przy dębowym stole w kuchni, a Mikoto skakała wokół niego i podstawiała mu pod nos kolejne przekąski. Itachi siedział obok niego i z namaszczeniem kiwał głową, kiedy ojciec wskazywał mu coś na kartce.
Sasuke spochmurniał.
– O, już jesteś – zauważyła Mikoto. – Dziękuję ci.
Fugaku podniósł wzrok, ale kiedy tylko go dostrzegł, stracił zainteresowanie. Dopiero kiedy pani Uchiha postawiła puszki z farbą w kącie kuchni, oderwał się od dokumentów i spojrzał na żonę. No bo nie na Sasuke, jego tam przecież nie było.
– Wysłałaś go po farby? Dobrze. Jesteśmy z Itachim trochę zajęci i raczej nie zdążyłbym dziś po nie pójść – oznajmił, ponownie spuszczając wzrok na papiery. Przewrócił jednak zaledwie stronę, kiedy coś jeszcze przyszło mu do głowy. Podniósł wzrok na Sasuke. – Mam nadzieję, że ukłoniłeś się nisko i porządnie podziękowałeś Takenadzie za jego pomoc w sprowadzeniu niezbędnych materiałów. Wyświadczył nam ogromną przysługę – dodał pouczającym tonem.
– Tak, ojcze. – Sasuke zmusił się do tego, żeby nie warczeć.
– Dobrze. – Fugaku kiwnął głową i wrócił do poprzedniego zajęcia, ignorując młodszego syna.
Sasuke zacisnął pięści. A kiedy jeszcze brat spojrzał na niego z lekkim zmartwieniem, nie wytrzymał i wyszedł z kuchni. No, najchętniej to by wybiegł, ale wtedy utwierdziłby ojca w przekonaniu, że zachowuje się jak rozemocjonowany gówniarz. A był przecież dorosłym, dwudziestokilkuletnim mężczyzną, prawda? Prawda?
Nie zdążył jednak nawet demonstracyjnie wejść po schodach i zamknąć się w swoim pokoju, jak obrażona na świat nastolatka, której przecież nikt nie rozumie, bo ktoś zadzwonił do drzwi. I Sasuke, zamiast się ewakuować, w pierwszym odruchu podszedł do nich i pociągnął za klamkę.
Na wycieraczce stał jeden z młodych chłopaków, których Tsunade wysyłała, kiedy chciała kogoś do siebie wezwać. Sasuke zastanawiał się, czy tym szczęśliwcem będzie może on, czy jego starszy brat, bo Fugaku i Mikoto raczej rzadko dostawali jakieś zadania. Głowa rodziny częściej stawała się przed obliczem Hokage, żeby zebrać opieprz za kolejne skandaliczne działania policji, niż żeby faktycznie wykonać jakąś robotę. Cóż, takie życie.
– Czy jest Uchiha Itachi? – O zgrozo, zaczęło się. – I Uchiha Sasuke. Hokage-sama wzywa do siebie.

***

Kiedy dotarli na miejsce, Tsunade już kogoś przyjmowała. Sasuke opadł na plastikowe krzesełko naprzeciwko drzwi, czując, że zaczynają doskwierać mu łydki i uda. Najwyraźniej się trochę przetrenował. Kiedy wróci do domu, zrobi sobie kąpiel, a potem wymasuje bolące mięśnie.
– Jak trening?
Podniósł głowę na przyglądającego mu się Itachiego.
– Dobrze.
Itachi wciąż na niego patrzył, najwyraźniej oczekując jakiejś kontynuacji, ale się nie doczekał. Kiwnął głową i odwrócił się plecami do niego.
– Jak zebranie klanu? – spytał po chwili Sasuke, starając się brzmieć beznamiętnie.
Starszy Uchiha odwrócił się, marszcząc brwi. No proszę, czyżby młodszemu nie wolno było zadawać żadnych pytań?
– Też dobrze – Wzruszył ramionami.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o rozmowę. Itachi zaczął się przechadzać korytarzem, co Sasuke dosyć szybko zaczęło irytować. Co, czyżby tak bardzo nie mógł się doczekać powrotu do ważnych spraw omawianych z ojcem? Z pewnością, bo co go mogło tutaj czekać? Najwyżej jakaś bzdurna, mało ważna misja. Bo skoro zostaje na nią wysłany z młodszym bratem, to do rangi ANBU z pewnością się nie umywa.
Sasuke zacisnął pięści, a w tym samym momencie drzwi do gabinetu Hokage otworzyły się. Bracia zbliżyli się, a kiedy ostatnia osoba wyszła z pomieszczenia, sztywno weszli do środka. Itachi ukłonił się nieznacznie, a Sasuke tylko przewrócił oczami. Etykieta tego nie wymagała, więc lizus zapewne chciał sobie zaskarbić dodatkowe względy.
Za ich plecami drzwi otworzyły się gwałtownie i do pomieszczenia wpadł zdyszany mężczyzna, będący w połowie plecenia warkocza ze swoich długich niebieskich włosów.
– Dobrze – oznajmiła Tsunade, przyglądając im się uważnie. Przejechała wzrokiem po ich sylwetkach dwa razy, po czym westchnęła. – Itachi, zakładam, że nie widziałeś gdzieś po drodze Keiko?
– Nie, Hokage-sama.
– Wysłałam jej wezwanie z samego rana, żeby na pewno się nie spóźniła – oznajmiła, przygryzając wargę. – Trudno, sam będziesz musiał poinformować ją o misji.
Itachi skinął głową, nie zdradzając, czy zadanie to przypadło mu do gustu, czy wręcz przeciwnie.
– To nie jedyna osoba, której brakuje – kontynuowała Tsunade. – Drugiej mój wysłannik nie zastał w domu. Ją też poinformujesz.
– Tak jest.
– A już myślałem, że czeka nas taka męska wyprawa – oznajmił wesoło nieznajomy chłopak, kończąc pleść warkocz i związując go gumką.
– Męskie wyprawy kończą się zazwyczaj klęską, Akaibe. – Tsunade splotła palce i pochyliła się nad blatem. – Przejdźmy do rzeczy.

***

Kiedy Tsunade skończyła, bracia czym prędzej opuścili gabinet. Szli ramię w ramię, choć obaj wyglądali na takich, co woleliby drogę do domu spędzić w samotności. Zaraz, zaraz… do domu? Itachi jako kapitan musiał jeszcze obskoczyć dwie dziewczyny i poinformować je o tym, jak idiotyczne zadanie przyjdzie im razem wykonywać. Bo Sasuke o powierzonej im misji nie mógł powiedzieć nic innego. Jeśli jakieś słowa jeszcze cisnęły mu się na język, to same niecenzuralne. Wysłanie go na taką misję znacznie urągało jego dumie, a co dopiero mówić o Itachim.
Nie, żeby on był jakiś wyjątkowy, pomyślał Sasuke, mierząc brata wzrokiem. Ujmę musiało mu to przynosić głównie ze względu na stopień.
– Ej, poczekajcie, halo! – krzyknął ktoś za ich plecami.
Sasuke najchętniej by przyspieszył, ale Itachi się zatrzymał, więc on też tak uczynił. W ich stronę biegł ten niebieskowłosy dziwoląg. Takie miał na jego temat zdanie Sasuke, bo nie wywarł na nim zbyt dobrego pierwszego wrażenia. Chłopak notorycznie wcinał się Hokage w zdanie, dzieląc swoimi dziwacznymi spostrzeżeniami. Czego dotyczyły? Sasuke nie wiedział, ale na pewno nie powierzonej im misji.
– Nie poznaliśmy się jeszcze. Jestem Akaibe Takeshi.
– Uchiha Itachi. A to mój brat, Uchiha Sasuke.
– Umiem mówić – warknął młodszy, łypiąc gniewnie na brata.
Itachi nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.
– Fajnie – odparł Takeshi, odgarniając z twarzy kosmyk włosów, którego nie udało mu się wpleść w warkocz. – Klan Uchiha, to taka elita. Na pewno macie sporo mrocznych tajemnic.
Odpowiedziała mu cisza. Sasuke zaklasyfikował w myślach nowego znajomego do kategorii Idiota. Itachi odwrócił się w stronę brata i podał mu kartkę, którą Sasuke mechanicznie przyjął.
– Chciałbym, żebyś udał się do tej Haniko i poinformował ją o misji.
Dlaczego ja?, chciał warknąć Sasuke, ale ugryzł się w język. Zamiast tego zmarszczył brwi.
– Obawiam się, że odnalezienie Keiko może wcale nie należeć do łatwych zadań. Nie mam pewności, czy uda mi się do niej dotrzeć przed zmrokiem.
Sasuke niechętnie skinął głową, spoglądając na adres. Itachi zawsze mógłby zacząć od tej Haniko, ale niech już mu będzie. Adres wskazywał na jakieś zapuszczone peryferia, nawet niedaleko od dzielnicy Uchiha, która też radośnie kwitła na kompletnym zadupiu. Nie raz słyszał, jak mieszkańcy centrum straszyli swoje pociechy ich czerwonymi ślepiami. Im dalej trzymano ich od zaludnionej części wioski, tym więcej irracjonalnych plotek wymyślali mieszkańcy na ich temat. Palenie zagubionych kociąt ku czci Madary, krwawe obrzędy przy pełni księżyca i inne brednie. Raz nawet słyszał, że są klanem krwiożerczych wampirów.
– To może jakieś… piwko potem? – zaproponował Takeshi, puszczając oczko.
– Innym razem – odpowiedział wymijająco Itachi, sprawdzając adres swojej podopiecznej.
Nigdy, pomyślał Sasuke. Bracia pożegnali się, burcząc coś niewyraźnie do siebie, po czym każdy udał się w swoją stronę. Takeshi został sam.

***

Sasuke rozglądał się ciekawie po okolicy, nie przypominając sobie, by był kiedyś w tych stronach. Nie mieszkało tu zbyt wiele osób, a droga prowadziła właściwie donikąd. Kończyła się ślepą uliczką, a w tle majaczył wysoki mur oddzielający wioskę od reszty terenów Kraju Ognia. Okolica była spokojna. Można by rzec, że przypominała wieś ze względu na te niewielkie, śmieszne domki i ogródki, które większość mieszkańców wykorzystywała do sadzenia warzyw. No, to nawet dzielnica Uchiha wyglądała dużo bardziej miejsko niż ten zalesiony zakątek.
Wiejskiego wrażenia dopełniła kura, która przebiegła Sasuke tuż przed nogami i pognała w zarośla. Okej, był na zadupiu.
Kiedy pchnął furtkę, prawie wypadła z zawiasów. Zawahał się, kiedy ją zamykał, starając się to robić najdelikatniej, jak potrafi. Pierwsze wrażenie było złe. Z wahaniem zapukał w drzwi, bojąc się, że i one rozpadną się pod wpływem jego dotyku. Chociaż poniekąd był to komplement. Musiał mieć w końcu sporo siły.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich dziewczyna ze sklepu.
– To ty? – spytała, zdziwiona. – Zawsze najpierw kogoś obrażasz, a potem nachodzisz go w domu?
Sasuke początkowo zamierzał się odgryźć, ale kiedy zauważył, że była lekko zaniepokojona jego obecnością, odpuścił. Do czego to doszło, żeby kobiety bały się jego odwiedzin. Większość byłaby zachwycona, dostrzegając go przed swoimi drzwiami i chętnie zaciągnęłaby go… głębiej, ale na szczęście nie wszystkie. I chociaż nie schlebiało mu to, że dziewczyna się go obawia, to przynajmniej musiał jej przyznać, że zachowuje się rozsądnie.
– Nie stawiłaś się na wezwanie Hokage – wyjaśnił. – Wpuścisz mnie, czy mam ci wszystko tłumaczyć na wycieraczce?
Zmarszczyła czoło, ale usunęła się z drogi i uchyliła drzwi. Dopiero teraz Sasuke zauważył, że w środku w najlepsze trwał remont, a ona prezentowała się nie najlepiej. O ile nikt o zdrowym rozsądku nie zakładał wyjściowych ubrań do malowania, to w domowych raczej w się farbie nie tarzał, a ona wyglądała, jakby spadła z tej nieszczęsnej drabiny i wleciała prosto do puszki z… jak to szło? Porannym Fiołkiem?
Kilka plam zdobiło też jej policzki oraz włosy, które częściowo wydostały się spod niechlujnego koka, którego zaplątała na czubku głowy.
– Ty się naprawdę na tym nie znasz – zauważył Sasuke, wchodząc do pomieszczenia.
Pół roku temu sam niewiele wiedział o remontowaniu, ale po ostatnim ataku na Konohę, kiedy to przypadkiem ucierpiała część rezydencji Uchiha, Fugaku zarządził męskie robótki i wspólnie, krok po kroku, w wolnym czasie odbudowywali dom. A że czasu było niewiele, to zaledwie liznęli zniszczenia, ale co nieco Sasuke już o remontach wiedział.
– Podłogę zabezpieczyłaś dobrze, ale nie podkleiłaś sufitu taśmą i jak dojdziesz na samą górę ściany, to gwarantuję ci, że przez przypadek go zabrudzisz. Chyba że on też ma być… fioletowy – dodał, lustrując plamy na jej policzkach. Ten Fiołek w końcu nic a nic mu nie mówił.
– Hokage przysłała cię, żebyś udzielał mi rad na temat malowania?
– Nie, nie stawiłaś się na wezwanie. Mamy wspólną misję.
– Nie było żadnego wezwania.
– Było, ale najwyraźniej ten czas też spędziłaś w jakimś sklepie.
Dziewczyna nachmurzyła się, ale szybko złagodniała i wyciągnęła do niego rękę.
– Shimanouchi Haniko. Przepraszam, powinnam była cię przepuścić, zamiast kazać tyle czekać. Miałam całkiem sporo rzeczy na liście.
– Uchiha Sasuke. – Uścisnął jej dłoń. – Masz tu nierówną podłogę, więc nic dziwnego, że drabina się chwieje. Jeśli jej czymś nie zabezpieczysz, to spadniesz jeszcze nie raz.
– No co ty nie powiesz… – odparła kąśliwie, poprawiając włosy na czubku głowy, przy okazji jeszcze bardziej brudząc je farbą. A na jasnym blondzie takie plamy były bardzo widoczne.
Zanim zaczął jej wyjaśniać szczegóły ich jutrzejszej misji, do drzwi ktoś zapukał. Sasuke, który stał najbliżej, chciał odruchowo chwycić za klamkę i otworzyć, ale kiedy dostrzegł na niej plamę fioletowej farby, automatycznie mu się odechciało.
Haniko wyminęła go i otworzyła drzwi.
– Pani Shimanouchi? Dostarczyliśmy pani meble.
Uchiha odwrócił się i spojrzał na mężczyzn, którzy rozładowywali wóz, zostawiając wszystko przed furtką. Dziewczyna kompletnie zrozpaczona spojrzała na bordową sofę, półki na książki i fotele, a potem na swój do połowy pomalowany salon, który ociekał farbą.
– Dziękuję panom bardzo – powiedziała, kiedy mężczyźni ustawili ostatnią szafkę i ukłonili jej się nisko, wracając na wóz. Kiedy odjechali, westchnęła.
– Fatalnie to rozegrałaś – stwierdził Sasuke.
– Nie wiedziałam, że dziś z tym przyjadą – odburknęła. – Nieważne, powiedz mi to, co masz powiedzieć i idź już.
Sasuke już otworzył usta, żeby streścić przebieg rozmowy z Tsunade, ale po chwili je zamknął. Mógłby ją tak z tym zostawić? Mógłby, czemu nie, ale choć nie prosiła go o pomoc, wydawała mu się w tym momencie tak bezradna, że chyba nie potrafiłby tego zrobić. Na pewno nie zamierzał za darmo pomagać jej w remoncie, ale gdyby wniósł kilka rzeczy, jego świat by się raczej nie zawalił. Tylko… gdzie miałby to wszystko upchnąć, nie brudząc przy okazji farbą?
Rozejrzał się dookoła, zauważając schody prowadzące na piętro.
– Na górze też malujesz?
– Co? Nie.
– Jest tam dość miejsca na to wszystko?
Haniko zmarszczyła czoło, przyglądając mu się z pewną dozą nieufności.
– Co zamierzasz?
– Pomogę ci.

***

Haniko osuszała włosy ręcznikiem, stojąc przed zaparowanym lustrem. Nie widziała swojego odbicia, ale wcale nie musiała go widzieć, żeby zauważyć, że jej włosy wciąż w dużej mierze ubrudzona są fiołkową farbą. I chociaż dobrze jej było w tym kolorze, raczej wolała nie mieć go na głowie.
Kiedy woda na lustrze trochę się skropliła pod wpływem chłodnego powietrza, wpadającego do łazienki przez otwarty lufcik, Haniko rozczesała włosy i przyjrzała się swojemu odbiciu. Wyglądała na zmęczoną, ale bynajmniej nie była to wina dzisiejszych porządków. Kiedy powtykała trochę starych papierów pod drabinę i ta nie chwiała się już tak bardzo, szybko skończyła malowanie. W tym czasie Sasuke uporał się z jej meblami, zanosząc je na górę. I jak na rasową kobietę przystało, mogłaby nawet pozachwycać się jego umięśnionymi przedramionami, bo nieco podwinął rękawy koszuli, ale… no, nie była w nastroju. Uchiha z całą pewnością był niczego sobie, ale nie robiło to na niej wrażenia. Nie tak, jak mogłoby.
Z ulgą stwierdziła, że farbą zabrudzone ma tylko końcówki. O ile za końcówki można uznać dobre pięć centymetrów. Sięgnęła po nożyczki, zamierzając pozbyć się tego odcinka, kiedy uderzyło ją coś jeszcze.
Była tą samą osobą, która kilka dni temu opuszczała Suna. I nie było w tym nic dziwnego, tylko że nie chciała nią być. Na pewno nie tą dziewczyną, którą była od przeszło roku. Po to zmieniła miejsce zamieszkania i kraj, żeby zacząć wszystko od nowa. Zacząć być nową Haniko, a raczej znowu być starą. Tą, którą była jeszcze tak niedawno, choć wydawało jej się, że od tego czasu minęły wieki. I chociaż miała świadomość, że ludzie nieustannie się zmieniają, a czasem powrót do dawnego życia jest niemożliwy, nie przeszkadzało jej to w marzeniu o przeszłości.
– Jesteś żałosna – powiedziała do swojego odbicia, kręcąc głową. – Przeszłość nie wróci. Zawalcz przynajmniej o przyszłość.
Spojrzała na trzymany kosmyk włosów i nagle zmieniła zdanie. Zamiast kilku centymetrów, chwyciła włosy na wysokości ucha i cięła. Szybko, jakby obawiając się, że lada moment zmieni zdanie i powróci do wcześniejszych rozmyślań.
Szybko uporała się z włosami i przekonała się, że takie decyzje kończą się dobrze tylko na filmach. Rozemocjonowana bohaterka sięga niespodziewanie po nożyczki i… wyczarowuje sobie na głowie cudo, jakby wróciła prosto od fryzjera. Tymczasem Haniko miała na głowie chaos. Włosy były postrzępione, o różnej długości i prezentowały się po prostu brzydko.
Haniko sięgnęła z powrotem po grzebień i rozczesała je na nowo, starając się nadać im jako taki kształt. A potem wzięła głęboki wdech i nożyczki po raz kolejny poszły w ruch.
Zanim nadała fryzurze jako taki kształt i równość, nastała noc. Ale kiedy kładła się spać, miała znacznie lżejszą głowę, niż przed tym wybrykiem. I bynajmniej nie chodziło tylko o włosy.

5 komentarzy:

  1. O jejku, jejku świetny blog!*.* Uwielbiam braci Uchiha, a wszczególności Sasuke^///^ Strasznie zabawne sceny!^^ Najlepsza była pobudka Itasia zafundowana przez Saska hihihi... Macie nową fanke, będę tu często wpadać!^^ Lecę czytać następne notki, a i jeszcze jedno: OBY TAK DALEJ!!!*_* Więcej Saska!XDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    no Sasuke i jego fanklub, walka między braćmi super, i ten jego pedantyzm...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    rozdział naprawdę fantastyczny, tak Sasuke i ten jego fanklub super... a ta walka między braćmi, piękna...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fanklub? Walka? Wybacz, ale nie wiem, o co Ci chodzi, bo nic takiego nie pojawia się w rozdziale :-)
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Witam,
    wspaniały rozdział nic dodać, nic ująć, tak Sasuke traci panowanie nad sobą jak pojawia się Naruto lub Itachi...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń