12 sierpnia 2017

26. To będzie trochę dłuższa historia

Tsunade siedziała w jednym z prowizorycznych gabinetów lekarskich, który zyskał to miano tylko na czas niekończącego się remontu. Ona wolała zdecydowanie określenie schowek, bo tym właśnie pierwotnie był ten pokój, ale niezaprzeczalnie lepiej pracowało się w miejscu o bardziej profesjonalnej nazwie. W końcu i tak na gabinet, pomieszczenie to niespecjalnie się nadawało, a zachowanie w nim ładu było rzeczą niemalże niemożliwą.
– Pani Tsunade.
Podniosła wzrok znad dokumentów, kiedy do ciasnej klitki zajrzała kobieta.
– Już po urlopie? – zagadała, wracając do przewalania stosu papierów w poszukiwaniu tego, na czym zależało jej najbardziej. Przy okazji zganiła się w myślach za to, że nie posłuchała Shizune i na czas nie wyznaczyła jednej z nieużywanych sal, jako nowe archiwum. Teraz było już za późno, wszystkie rzeczy potrzebne do pracy były porozwalane po całym szpitalu, a sala… wciąż stała nieużywana, a przecież mogłaby się teraz przydać. Oczywiście istniała możliwość, że nieoczekiwanie wzrośnie liczba pacjentów, bo ataki na Konohę wciąż się zdarzały i wtedy ten pokój mógł zyskać kluczowe znaczenie, ale nic na to nie wskazywało. I całe szczęście.
– Tak, już po. Szybko minęło.
Tsunade przytaknęła, nie podnosząc wzroku. W końcu wyjęła ze stosu wszystkie poszukiwane receptury i wręczyła kobiecie.
– Misaki, przygotuj te leki. Laboratorium na szczęście nie zmieniło swojego miejsca.
Kobieta przyjrzała się niezafoliowanym dokumentom, które dostała, ale nie odważyła się spytać, czemu nie były one umieszczone w dokumentacji chorych. Wystarczyło jedno ostre spojrzenie Tsunade, by na dobre zamknąć jej usta.

***

Kobieta mająca na imię Misaki wytarła wierzchem dłoni pot, który wystąpił na jej czole. Cieszyła się, że przynajmniej w laboratorium będzie miała odpowiednie warunki do pracy, ale jak na złość, wysiadła klimatyzacja. Gdyby nie to, że pracownia mieściła się dwa pięta pod ziemią, Misaki otworzyłaby okno. Wietrzenie nie było jednak możliwe, a w białym lekarskim fartuchu czuła się tu jak w piekle.
– Im szybciej to skończę, tym szybciej się stąd wydostanę – mruknęła do siebie, przewalając papiery i sprawdzając jeszcze raz recepturę przygotowywanego leku. – Im szybciej skończę, tym szybciej… – zamilkła, kiedy roztwór w jej fiolce zmienił barwę na intensywnie czerwoną. Gotowe.
Odstawiła fiolkę na bok i sięgnęła po chusteczkę, którą osuszyła czoło. Lało się z niej jak ze starego, przeciekającego kranu.
Kiedy była w połowie kolejnego zamówienia, za ścianą coś głucho zatrzeszczało, a potem niespodziewanie włączyła się klimatyzacja. Misaki odetchnęła z ulgą i wystawiła twarz do nawiewu znajdującego się wprost nad jej stanowiskiem.
Westchnęła z ulgą, nie zauważając, że nagły powiew przesunął kartkę, nad którą obecnie pracowała. Nie zauważyła również, że ta, która obecnie leżała na wierzchu, została spisana innym charakterem pisma niż poprzednia. Nie zwróciła uwagi na nic, delektując się rozkosznym chłodnym powietrzem.

***

– O, a pamiętasz to? – krzyknął Akihito, przysuwając się do niej na łóżku i podsuwając album prawie pod sam nos.
Haniko spojrzała na zdjęcie sprzed dziesięciu lat i uśmiechnęła się nostalgicznie.
Stali z Akihito na tle Akademii i dumnie prezentowali swoje, dopiero co zdobyte, opaski ninja. Mała Haniko skromnie spoglądała w aparat, a Akihito stał w szerokim rozkroku i z łobuzerskim uśmiechem wskazywał kciukiem na swoje czoło. Co najzabawniejsze – włożył ochraniacz do góry nogami.
– Ach, pamiętam, jaki byłem z nas dumny! – Otarł łzę, która popłynęła mu od śmiechu, a potem uważniej przyjrzał się zdjęciu. – Ej, byłaś ode mnie wyższa!
Haniko przysunęła się bliżej niego, wyglądając mu przez ramię. Faktycznie, na tym zdjęciu Akihito sięgał jej zaledwie do ucha, choć był przecież o rok od niej starszy. To był jeszcze ten etap dojrzewania, kiedy to dziewczynki rosły szybciej i górowały nad chłopcami. Tak bardzo wiele się od tamtej pory zmieniło. Wzruszyła z uśmiechem ramionami.
– No i gdzie ten twój wzrost? – ciągnął przyjaciel, kręcąc głową. – Wszystko ci trzeba ściągać z górnych półek.
Haniko nie dała się sprowokować. Nie zwracając uwagi na przyjaciela, przewróciła stronę w albumie.
– O, Satoru – zauważył niezbyt mądrze Akihito i łypnął na przyjaciółkę.
– Tak, Satoru.
Przejechała palcem po zdjęciu, a potem cofnęła dłoń i uśmiechnęła się, wspominając sytuację, w której zostało zrobione.
Satoru dopiero uczył się medycznego ninjutsu i wtedy po raz pierwszy wyleczył jej skaleczenie. Na twarzy miał wypisaną euforię z tego, że mu się udało. Nastoletnia Haniko patrzyła na swoją dłoń z lekkim niedowierzaniem.
– Może skończmy na dziś, co? – zaproponował Endo, kiedy przewróciła kolejną kartkę. – Swoją drogą, dawno nie robiliśmy sobie żadnych zdjęć. Nie mamy żadnego z tobą w roli wieloryba.
– Muszę cię zmartwić, ale mamy. A raczej, znalazłyby się jakieś. – Skrzywiła się. – Przyjaciele Keiko zrobili mi ich kilkadziesiąt. Ostatnio były też urodziny Mikoto, a ona uwielbia zdjęcia…
Przerzuciła kolejną stronę. A im dalej, tym więcej było jej zdjęć z byłym chłopakiem. Z Satoru tu, z Satoru tam, sama ona, ale zdjęcie zrobione przez Satoru, tylko Satoru… Zaledwie gdzieniegdzie pojawiały się jakieś głupawe wstawki z Akihito, czy zdjęcia z dalszymi znajomymi, z którymi nie utrzymywała już żadnego kontaktu.
– Trzeba żyć dalej, prawda? – zagaiła, przyglądając się fotografii, na której Satoru wyciągał w jej stronę dłoń z piękną czerwoną różę. Był zdenerwowany, bo wtedy po raz pierwszy wyznał jej swoje uczucia. Ugotował kolację, którą spożyli przy świecach, a potem wpatrywali się w gwiazdy. Było bardzo intymnie i zupełnie inaczej niż wcześniej. Niby znała go już wtedy od wielu lat, ale w tamtej chwili, byli dla siebie obcymi osobami, nie przyjaciółmi, którzy znali się jak łyse konie. Byli już parą. Dwójką zakochanych. Jak w bajce. – Nie traktuj mnie, jakbym była z porcelany.
– No niby tak, ale…
– Teraz Sumire jest dla mnie najważniejsza – oznajmiła, chwytając go za ramiona i ze zdecydowaniem patrząc mu w oczy. – Satoru już nie ma, to tylko wspomnienia, a ja nie chciałabym nigdy o nim zapomnieć.
– Nikt przecież tego od ciebie nie wymaga… – zauważył, ale zanim powiedział coś jeszcze, drzwi do jej pokoju otworzyły się i zajrzała do nich młodziutka pielęgniarka.
Haniko dyskretnie odsunęła się od Akihito na wyciągnięcie ręki, pozorując bezpieczny dystans między nimi.
Pielęgniarki uwielbiały plotkować, o czym już zdążyła się przekonać. Nasłuchała się, jak to Itachi bił się o nią z Sasuke na korytarzu, Keiko przyszła zrobić jej awanturę, bo chłopak ją zdradził, a potem wpadła Mikoto, bo zamierza ją pozbawić praw rodzicielskich. Nie plotkowały do tej pory tylko o wizycie Naruto, niczego jeszcze nie słyszała o odwiedzinach Fugaku i na szczęście nikt nie odważył się spekulować, czym i skąd wzięła się dokładnie jej choroba. Wersje mogłyby być ciekawe. A kiedy tak wysłuchiwała tych wszystkich bzdur, zastanawiała się nawet, czy opieki nad szpitalem nie przejął Takeshi, który smakował się w takich niedorzecznych plotkach.
Pielęgniarka przesunęła maślanymi oczami po Akihito, a potem rzuciła jej znaczące spojrzenie. Haniko chciała jej powiedzieć: On jest gejem, dziewczyno, ale nie otworzyła ust. A kiedy Endo uśmiechnął się szeroko do pielęgniarki, a potem przyciągnął do siebie Haniko, zamykając ją w czułym uścisku, przewróciła tylko oczami. Zamarła, kiedy poczuła jego usta na czole. Łypnęła kątem oka na dziewczynę, która pospiesznie zostawiła jej lekarstwa i ulotniła się z pokoju.
– Co ty robisz? – Wyswobodziła się z uścisku. – Przecież wiesz, co sobie pomyślała.
– Tak i mam nadzieję, że Uchiha się o tym dowie.
Haniko przewróciła oczami. Chwyciła przyniesiony przez pielęgniarkę kubeczek i wypiła duszkiem cierpkie lekarstwo. Zmarszczyła czoło i oblizała usta.
– Co?
– Inne jakieś – zauważyła, zastanawiając się nad smakiem. – Chyba czegoś do tego dodali.
– Lepsze czy gorsze?
– Takie… słodsze.
– No to chyba dobrze – zauważył przyjaciel, podnosząc się z miejsca. – Jak będziesz miała ochotę na coś gorzkiego, to może wpadnie twój kochaś. Napatrzysz się i zatęsknisz za słodkim życiem, które mogłabyś wieść bez niego.
– Akihito…
– Dobra, nieważne. – Machnął ręką. – Muszę iść, bo jeszcze Naruto zapomni, że miałem u niego nocować, a jak zaśnie, to już go nie dobudzę i spędzę noc na wycieraczce. A, cholera, trzeba przyznać, że zimno tu macie. Wpadnę rano, okej?
Haniko skinęła głową. Jeszcze jeden czuły uścisk i przyjaciel zniknął za drzwiami. A kiedy wyszedł, chwyciła komórkę i otworzyła smsa, którego dostała chwilę przed jego przyjściem. Sumire w różowej sukience patrzyła w aparat, a w kadrze znalazła się jeszcze dłoń, którą Sasuke trzymał na jej brzuszku.
Uśmiechnęła się do siebie i wygasiła komórkę. Jeszcze trzy dni i będzie mogła do nich dołączyć.

***

– Oddaj mi to, Fugaku, proszę – zaszlochała Mikoto, kiedy mąż po długiej szarpaninie wyrwał jej słuchawkę z ręki. Rzuciła się ponownie w jego kierunku, ale odsunął ją od siebie stanowczym ruchem. – Oddaj!
Fugaku nic sobie nie robiąc z jej łez, schował przedmiot do kieszeni. Spojrzał krytycznie na zapłakaną żonę, nie kryjąc złości i obrzydzenia jej osobą.
– Jak możesz, Mikoto?! Jak możesz spoufalać się z kimś, kto nas zdradził!
– To mój syn! – Załkała, tupiąc nogą. – Moje dziecko, mój maleńki chłopiec…
– ZDRAJCA! – wydarł się Fugaku, tak głośno, że się zlękła i spuściła wzrok na dywan.
– Kocham go – szepnęła, siadając na posłaniu. – Bardzo go kocham i nigdy nie przestanę! Rodzice nie powinni odwracać się od swoich dzieci. Nigdy nie powinno do tego dojść… – szeptała, przyglądając się swoim stopom. – Nigdy drobny błąd nie powinien zaważyć na przyszłości dziecka. Mój kochany…
– Przestań!
Fugaku zatrząsł się z wściekłości, z całej siły zaciskając szczękę. Żeby trochę sobie ulżyć, zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Rozprostował palce, a potem wsadził rękę do kieszeni i zacisnął ją na tym cholernym telefonie, z którym przyłapał żonę. Czy go zniszczy, połamie? Och, całkowicie mu to w tej chwili wisiało!
Dwa dni temu sprawdził bilingi i nie podobało mu się to, pod jaki numer w ciągu ostatnich kilku dni dzwoniła Mikoto. Do syna. Byłego syna. Zdrajcy, z którym miała nie utrzymywać kontaktów! Kiedy więc zauważył, że dziś rano znowu chwyciła za słuchawkę, był wyjątkowo czujny. Udając, że to nic takiego, przy śniadaniu wepchnęła ją do kieszeni fartuszka, śmiejąc się, że będzie musiała zadzwonić do rodziny. A kiedy tylko zniknął jej z oczu, czmychnęła z telefonem na górę i chciała zamknąć się w sypialni, ale przyłapał ją na gorącym uczynku.
Teraz siedziała na materacu ich małżeńskiego łoża i udawała ofiarę. Tak, jak gdyby to on ją właśnie zdradził. Próbowała wzbudzić w nim wyrzuty sumienia, szepcząc przy tym tyle kłamstw, że robiło mu się niedobrze.
– Zdradę całego klanu i wystawienie mnie na śmierć, śmiesz nazywać drobnym błędem?!
– Nie wystawił cię na śmierć! – krzyknęła Mikoto i niespodziewanie spojrzała mu w oczy. – Nie zrobił ci nic, choć próbowałeś skrzywdzić kobietę, którą kocha.
Fugaku prychnął.
– Co jest z tobą nie tak?! – Mikoto zerwała się na nogi i wskazała palcem na lustro, stojące w rogu. – Spójrz na siebie! Kim się stałeś? Mężczyzna, którego poślubiłam, nigdy nie porzuciłby swojego dziecka!
Zanim Fugaku zdołał odpowiedzieć, że Sasuke nie jest od dawna dzieckiem, jej już nie było. Wybiegła z pokoju, trzaskając przy okazji drzwiami. Tak go to rozzłościło, że ruszył za nią, ale zatrzymał się na schodach, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Awantura przy obcych? Nie, na to nie mógł sobie pozwolić. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że miał w ostatnim czasie problem z utrzymaniem dyscypliny we własnym królestwie. Stanął więc na górnym stopniu i patrzył; Mikoto wytarła załzawione policzki i ze sztucznym uśmiechem, wpuściła gościa do środka.
– Jej, jaka pani śliczna! – krzyknął nieznajomy, ale szybko się zreflektował. – Przepraszam… jest może Itachi?
Fugaku cofnął się kilka kroków, nie chcąc zostać zauważonym i wsłuchiwał się w dalszą konwersację z ukrycia. Głos był mu nieznany. Czyżby Itachi ukrywał przed nim coś więcej niż ten nieszczęsny romans z pierwszą lepszą niegodną go dziewczyną? W dodatku pomylił pożądanie z miłością, czym mocno go rozczarował. A wydawał się taki… bystry.
– Mogę coś jeszcze dla pana zrobić? – spytała Mikoto, kiedy już podała mu aktualny adres.
– Ach, proszę mi mówić Akihito! Jest pani zaprawdę rozkoszna, aż trudno mi uwierzyć, że pani dzieci są faktycznie… pani. Ale nieważne. Tak, może mi pani pomóc. Słyszałem, że posiada pani pewne zdjęcia…
Fugaku skrzywił się, kiedy nieznajomy wspomniał o drugiej zmorze narzucającej się ich rodzinie w ciągu ostatnich miesięcy i już zamierzał zejść na dół, by z hukiem wyrzucić go za drzwi, kiedy zatrzymał się w pół kroku.
Drzwi do łazienki przy samych schodach były otwarte, a z wnętrza wpatrywał się w niego skrzywiony, starszy mężczyzna.
Minęła chwila, zanim Fugaku uzmysłowił sobie, że to tylko on sam w lustrzanym odbiciu. Spojrzał z uwagą na grymas na swojej twarzy, uzmysławiając sobie, jak dawno na siebie nie patrzył. Mimo to miał wrażenie, że gdzieś już ostatnio widział ten wyraz twarzy. Na buzi znacznie młodszej od jego, nieskalanej jeszcze zmarszczkami. Czyjeś ciemne oczy mrużyły się tak samo, jak teraz te jego, a identycznie wykrojone usta, krzywiły z niesmakiem.
Poczuł uderzenie gorąca, kiedy uzmysłowił sobie, że tym kimś był Sasuke.

***

Akihito przejrzał sobie szybko otrzymane fotografie i z ulgą wcisnął dłonie z powrotem do kieszeni. W Suna zima charakteryzowała się tym, że zamiast nosić krótkie spodenki, wkładało się dłuższe spodnie i koszulkę z długim rękawem, ale w Konoha… było naprawdę zimno. Niby wiedział o tym wcześniej doskonale, a jednak pomimo grubej kurtki, trząsł się jak galareta.
Zacisnął dłoń na zdjęciach, starając się ich nie pognieść i przyspieszył kroku.
Keiko wspominała mu kiedyś, że mieszka na peryferiach, a jednak zupełnie nie tego się spodziewał. A może… Zerknął nerwowo na karteczkę z adresem. Może powinien poprosić tę przeuroczą kobietę, żeby opisała mu drogę. Trudno, teraz już za późno.
Rozejrzał się dookoła, zdając sobie sprawę z tego, że chyba się zgubił. Ulice nie miały tu żadnych nazw, nie wspominając nawet o numerach. I nagle nawet życie shinobi wydało mu się niezmiernie proste, bo listonosz musiał przechodzić piekło w takim miejscu.
– Może lepiej z góry – szepnął do siebie i wskoczył na dach pobliskiego domu.
Z niego przeskoczył na kolejny, a potem jeszcze jeden, znajdując się na niegdyś czerwonej dachówce, położonej na budynku, który musiał kiedyś służyć jakimś ważnym celom, bo wyglądał znacznie gustowniej niż sąsiednie.
– Tak lepiej.
Akihito rozejrzał się dookoła i westchnął z ulgą, kiedy dostrzegł domek, który był nieco bardziej zadbany niż reszta. Co prawda w szanującej się dzielnicy, to właśnie on wyglądałby na opuszczony, ale w takim towarzystwie… No i światło się paliło.
Kilkoma susami zeskoczył z powrotem na chodnik – bo przy samej ziemi było cieplej, w porównaniu z zawieją szalejącą na wysokościach – i pogratulował sobie orientacji w terenie. Trafił!
Jego entuzjazm jednak szybko wygasł, kiedy przypomniał sobie, co było celem jego podróży. Zapukał do drzwi dwa razy, zadzwonił dzwonkiem trzy, a potem zapukał jeszcze pięć, a przynajmniej miał taki zamiar, bo przy czwartym drzwi się otworzyły.
– O. – Podniósł wzrok na Itachiego. – Szybki jesteś, ale to dobrze, bo nie mamy czasu.
Itachi nie zdążył kulturalnie wycofać się do przedpokoju i wpuścić go do środka, bo zanim zareagował, został bezceremonialnie wepchnięty z powrotem do mieszkania. Endo pospiesznie zrzucił z siebie buty i stanął, wyczekująco przebierając nogami.
Uchiha wyglądał na zmieszanego, ale starał się nie dawać tego po sobie poznać. Akihito i tak swoje wiedział.
– Kurtki nie zdejmujesz?
– Nie, zimno.
– Jak chcesz. – Itachi wzruszył ramionami i wskazał gościowi drogę do salonu. – Zapraszam.
Akihito umościł się wygodnie na kanapie, okrywając się dodatkowo kocem, który znalazł zwinięty w rogu. Kiedy Uchiha przyniósł jeszcze gorącą herbatę, przyssał się od razu do kubka, obejmując go ciasno dłońmi.
– Dobra, to ja sobie wypiję, a ty… zacznij się szykować.
Itachi spojrzał na niego z niezrozumieniem.
– Nie jesteś jakoś specjalnie zdziwiony moją obecnością – kontynuował Endo, mrużąc oczy – więc zakładam, że już o wszystkim wiesz…
Itachi wciąż przyglądał mu się w milczeniu.
– Albo i nie – skrzywił się i spuścił wzrok. To będzie zdecydowanie trudniejsze, pomyślał, upijając łyka. Pomimo tego, że wciąż trząsł się jak galareta, odrzucił koc na bok, postanawiając już dłużej nie zwlekać. – W takim razie wolałabym ci wszystko wyjaśnić po drodze.
– Coś się stało?
– Mówiłem ci już, powiem ci po drodze.
Akihito dopił herbatę i bez ceregieli sięgnął po kubek z napojem Itachiego, wypijając od razu połowę. Nie przeszkadzało mu nawet to, że herbata była słodka, a on od dawna nie spożywał cukru. O zgrozo, mógłby nawet wypić napój z miodem, którego z całego serca nienawidził i zapewne nie zwróciłby na to uwagi.
– Keiko jest?
– Jest – odpowiedział Uchiha. – Ale…
– To jej nie wołaj. Musimy iść.
Zerwał się z miejsca i odstawił kubek na stolik. Kurtkę już miał, więc zostały mu tylko buty, ale na samą myśl, że zaraz ponownie znajdzie się na mrozie, zwolnił kroku. Itachi podążył za nim, aczkolwiek nie wyglądał na do końca przekonanego. Biło od niego niezdecydowanie. Zupełnie nie wiedział, co ma myśleć o tej wizycie i miał to doskonale wypisane na twarzy. A każde jego zawahanie i niepewność, były jak szpilki, które wbijały się w serce Endo. Tak będzie trudniej, będzie trudniej.
Kiedy więc Akihito zawiązał już buty i dostrzegł, że Itachi w dalszym ciągu stał w miejscu i wpatrywał się w niego całkowicie skołowany, nie wytrzymał. Westchnął i oparł się o drzwi.
– Jeśli my w Suna mamy burdel w szpitalu, to nie chcę nawet myśleć, jak nazwać to, co dzieje się u was. Podano jej złe leki, jest... niedobrze – wyrzucił z trudem, spoglądając Itachiemu prosto w oczy. – W nocy jej stan bardzo się pogorszył…
Itachi wytrzeszczył oczy, najwyraźniej zupełnie nie tego się spodziewając.
– Zbladłeś – zauważył Akihito. – Ja pewnie też, kiedy powiedziała mi o tym Tsunade. Co ja mam teraz zrobić… – jęknął i już zamierzał usiąść na podłodze przed drzwiami, całkowicie poddając się czającej się za rogiem depresji, kiedy został gwałtownie pociągnięty w górę.
– Keiko! – krzyknął Itachi, chwytając Akihito pod łokciem i ciągnąc z powrotem w stronę salonu.
A on, o dziwo, nie protestował. Dał się zawlec z powrotem, jak jakaś kukła, siadł i nie zważając na to, że brudzi obicie, wciągnął pod siebie nogi, ponownie okrywając się kocem. Siedział tak i milczał, wpatrując się w dywan, dopóki w pomieszczeniu nie pojawiła się zawołana dziewczyna.
– Ale wyładniałaś! – zagwizdał z zachwytem, zapominając na moment o swoim zmartwieniu. – Ale ta nowa figura, to ci nie służy. Cycki ci się zmniejszyły, wiesz? No, a Haniko z kolei, to ma teraz takie balony, że pewnie przechodzenie bokiem przez drzwi sprawia jej trudność. Ale to by pewnie wszystko z niej zeszło, gdyby jej organizm przestał produkować ten no… pokarm, a tak to o… – zawiesił się, spuszczając głowę. – Bo przecież dużego biustu, to ona nigdy nie miała.
Keiko zmarszczyła nos, przenosząc wzrok na Itachiego.
– Co mu się stało? – wyszeptała, zasłaniając konspiracyjnie usta.
– Mnie? Mnie się nic nie stało, o dziwo – odpowiedział, ponownie markotniejąc. – Ale nie wszyscy mają tyle szczęścia, co ja… Oni mnie opuszczają, wszystkich po kolei tracę… Nie zniosę tego? Nie, chyba nie.
– Akihito… – Keiko podeszła do niego i usiadła obok. – Haniko powiedziała nam, że będziesz w Konoha, ale nie mówiła, że coś jest nie tak. To coś… z twoją rodziną? Bo wiesz, nam możesz powiedzieć wszystko. – Uśmiechnęła się pokrzepiająco i objęła go ramieniem. – Zrzuć ten ciężar, śmiało.
Akihito próbował odwzajemnić jej uśmiech, ale tym razem wyszedł mu grymas. Spojrzał na Itachiego, który stał przed kanapą. Jednym spojrzeniem, zmusił go do tego, by usiadł. Po co stać w takiej sytuacji, po co męczyć nogi i poddawać próbie.
– Wybaczcie. Nie chodzi o mnie, moją rodzinę, czy kogokolwiek skądkolwiek, chodzi o Haniko… – Zamilkł, kiedy Keiko obok niego zesztywniała. – Podano jej nie ten lek, co trzeba. A właściwie… to nie wiadomo, co jej podano. Ja to wszystko widziałem i ona mi mówiła, że to jakieś inne jest, ale ja to zbagatelizowałem i uznałem, że to dobrze, a teraz… no. – Przełknął ślinę. – Hokage zadzwoniła do mnie z samego rana i poinformowała, że w nocy Haniko miała atak i nie mogą z nią nawiązać żadnego kontaktu. Nic nie wiedzą! Gdyby Satoru żył, to by na pewno… Echhh. Nieważne, bo ja nie w tej sprawie. – Podniósł wzrok na Itachiego. – Widziałem Sasuke w szpitalu. Haniko podała mnie i jego, jako osoby najbliższe, więc poinformowano nas o jej stanie. Wcale mnie nie cieszy, że to musiał być akurat on, ale… No w każdym razie, jak mnie tylko zobaczył, to dał w długą z wózkiem i tyle, jeśli chodzi o jakąkolwiek rozmowę. Ale ja go widziałem, rozumiecie?
Keiko pokręciła głową, nie rozumiała. W oczach Itachiego przez chwilę czaiło się wahanie, zanim potaknął ze zdecydowaniem. Na geniuszu klanu Uchiha jednak można było polegać! Akihito zdawał sobie sprawę, że opowiedział to w taki sposób, że nie mógł wymagać zrozumienia od kogokolwiek, ale Itachi pomimo to pojął, zrozumiał. I dobrze, bo on sam zaplątał się w tym wszystkim i miał wrażenie, że to, co przeszło przez jego usta, nie było tym, co powiedzieć zamierzał.
– Chodzi o to, że on się sypie. I chciałbym, żebyś ty, Itachi, mi pomógł. Trzeba go postawić na nogi. Zajmuje się jej dzieckiem, a ja nie pozwolę, żeby jeszcze tej małej coś się stało.
Zapadła cisza. Akihito sięgnął po kubek z niegdyś herbatą Itachiego i dopił to, co poprzednio zostawił na dnie. Zimne. Zupełnie jak ten wstrętny śnieg za oknem. Potem podniósł wzrok na Itachiego, który z namysłem przyglądał się jego poczynaniom. Na jego twarzy błąkało się tyle różnych uczuć na raz, że Akihito przez chwilę nie potrafił niczego z niej wyczytać. Emocje były jak kolory, a Uchiha miał w tej chwili prawdziwą tęczę na twarzy.
– Nie sądzę, bym mógł ci pomóc. Między mną i Sasuke bardzo wiele się zmieniło. Jeśli chcesz do niego iść, weź Keiko, jest mu zdecydowanie bliższa.
Akihito otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zanim to zrobił, odezwała się Higashiyama.
– Dlaczego chcesz mu pomóc? Przecież ty go nawet nie lubisz.
Przytaknął, to była prawda.
– Łatwiej w tej sytuacji byłoby odebrać mu dziecko, nie? Nigdy nie zdecydowałbym się mu pomóc, gdyby Hokage w swej łaskawości nie powiedziała mi prawdy o jego misji.
Zapadło kolejne milczenie. Akihito spojrzał na niewyraźną minę Itachiego, a potem na Keiko, która przyglądała mu się z niezbyt mądrym wyrazem twarzy. Westchnął.
– Ale wy nic nie wiecie…
– Sasuke dostał misję, żeby szpiegować, a potem zabić Orochimaru – zauważył Itachi. – Mylę się?
Akihito pokręcił głową.
– Sasuke zostawił Haniko i poszedł sobie do Orochimaru, to prawda. Ale w tej chwili liczą się powody, dla których to zrobił. Tsunade mi wspomniała, że próbowała go… przekonać serią komplementów, umniejszając twoje zdolności i wyliczając wszystko, w czym Sasuke jest lepszy, ale ku jej zdziwieniu, to nie podziałało.
– To, czemu on tam, do licha, poszedł? – warknął Itachi.
Akihito przyjrzał mu się, zauważając, że uczucie wstydu za zachowanie młodszego brata wciąż było w nim całkiem świeże. Ciążyło mu na sercu jak niestrawność na żołądku. Uśmiechnął się kwaśno na to porównanie.
– Sasuke zdecydował się pójść, bo Hokage mu powiedziała, że Orochimaru może mieć lek na ataki Haniko. Ja nie znam szczegółów, ale wy powinniście. Mieliście jakąś misję, coś wspomniała o próbce, którą dostarczyliście, wielkim wężu, ja nie wiem. – Machnął ręką. – Ale wyszło na to, że może jej to pomóc, więc Sasuke no… poszedł. Nic jej nie powiedział, żeby nie robić jej nadziei i ja też bym tak zrobił, ale myślałem, że wy wiecie.
Akihito śledził zmiany malujące się na ich twarzach. Z Itachiego trudno było coś wyczytać, bo na jego twarzy odmalowała się kolejna emocjonalna tęcza, stworzona z istnie skrajnych emocji. Keiko zaś siedziała nerwowo na drugim końcu kanapy, bo najwyraźniej zaczynało ją nosić. Prócz chęci niesienia pomocy, rozpierała ją duma z zachowania przyjaciela. Sporo się nie pomylił.
– Musimy do niego iść! – krzyknęła, zrywając się z miejsca. Obaj mężczyźni spojrzeli na nią, ale żaden z nich nie podzielał jej entuzjazmu. – Na co czekamy?
– Przykro mi, Keiko, ale to nie możesz być ty – oznajmił Akihito, przygryzając wargę. – Potrzebuję Itachiego.
– Ja… on mnie nie wpuści ani nie wysłucha, nie ma szans – zauważył Uchiha. – Weź Keiko.
– Nie.
– Mówię serio, on…
– Posłuchaj mnie. – Akihito wstał i podszedł do Itachiego. Nachylił się nad nim i uważając, by Keiko go nie podsłuchała, wyszeptał mu kilka słów na ucho.
Zbolały wyraz twarzy Itachiego tylko się pogłębił.
– Jesteś tego pewny?
– Całkowicie – oznajmił. – Rozmawiałem już z Naruto. Potrzebujemy jeszcze tylko ciebie.
– Zaraz! – krzyknęła Keiko, zwracając na sobie ponownie ich uwagę. – Nie zostawicie mnie tu, Sasuke to mój przyjaciel! Idę z wami i kropka. Nie zostanę, nie, nie, nie, nie!
Przyglądali jej się obaj przez chwilę, zanim Akihito westchnął, a Itachi odwrócił wzrok.
– Keiko, posłuchaj, to… jest taka sprawa, w której nie możesz mu pomóc. Nie zabronię ci, ale jeśli tam pójdziesz, to może dojść do tego, że Sasuke… on… no… tam się może wydarzyć coś takiego, że wasza przyjaźń może po prostu tego nie przetrwać. Jest chyba dosyć świeża, prawda? Dla ciebie to może być nic, ale on się z tym nie pogodzi i się od ciebie odwróci. Jeśli jednak zrezygnujesz z tego pomysłu, będziesz go mogła wesprzeć później w inny sposób. Teraz naprawdę do niczego się nie przydasz, dlatego proszę, zostań.
Keiko zmarszczyła z niepokojem brwi. Akihito wiedział, że choć przyglądała mu się nieufnie, w głębi serca walczyła z samą sobą. Chciała rzucić się na pomoc komuś, kto był jej drogi, a z drugiej strony wierzyła jego przeczuciom i zdolnościom analitycznym, i tylko to powstrzymywało ją przed natychmiastowym pobiegnięciem do Sasuke. W końcu przeniosła wzrok na Itachiego, który potwierdził jego słowa, skinięciem głową.
– To prawda – oznajmił, podnosząc się z miejsca. – Pójdę z tobą do Sasuke – zwrócił się do Akihito, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Kiedy Itachi poszedł się przyszykować, pod Akihito nogi się ugięły. Usiadł z powrotem na kanapie, spoglądając z przerażeniem na swoje dłonie.
– Nie mogę uwierzyć, że to robię. Ona tam leży, a ja… zamierzam pocieszać gościa, który w życiu sprawił jej chyba najwięcej przykrości. Oszalałem. – Złapał się za głowę. – To mnie jest potrzebne pocieszenie.
Keiko się nie odezwała. Przysunęła się do niego i przytuliła do piersi. Kiedy nie zaprotestował w żaden sposób, pogłaskała go po włosach, przeczesując je palcami.
– Ciiiiii… – szepnęła, kiedy odniosła wrażenie, że jej koszulka stopniowo staje się mokra.

***

Kiedy Itachi zszedł na dół, Akihito zdążył się już pozbierać i teraz próbował udawać wyluzowanego, opowiadając Keiko jakąś historyjkę związaną z psem sąsiada. Higashiyama słuchała go cierpliwie, a potem oboje zaśmiali się z wymuszeniem. Itachi skrzywił się, atmosfera była tak sztuczna, że nawet ślepy zauważyłby, że coś było nie tak.
– Możemy iść – oznajmił, przerywając im głupi chichot, za co oboje zdawali się wdzięczni. – Po drodze opowiesz mi wszystko ze szczegółami – zażądał.
Akihito niechętnie przytaknął i uścisnął Keiko na pożegnanie.
– Itachi, tylko no… wiesz… – zaczęła dziewczyna – nie bądź dla niego zbyt surowy.
Uchiha skinął głową. Obawiał się, że nie będzie łatwo i będzie musiał znaleźć w sobie nieograniczone pokłady cierpliwości, żeby to wytrzymać. Chociaż miał szczerą nadzieję, że ze względu na sytuację, Sasuke trochę odpuści i nie będzie im tego wszystkiego utrudniał.
Kiedy znaleźli się na zewnątrz, Akihito przestał się głupio uśmiechać i zamilkł. Itachi dał mu chwilę, ale mężczyzna jak na złość w dalszym ciągu się nie odzywał, a zamiast tego drżącymi z zimna dłońmi wyjął z kieszeni kilka fotografii i przyglądał się im zbolałym wzrokiem.
– Skąd to masz? – spytał Itachi, dostrzegając, co przedstawiają zdjęcia.
– Od twojej mamy, złota kobieta, przez cały czas miałem ochotę ją przytulić, ale obawiałem się reakcji.
– Niepotrzebnie, pewnie by się ucieszyła – odpowiedział Itachi, wyobrażając sobie uśmiechniętą Mikoto w objęciach Akihito. – A co się stało z twoją umiejętnością czytania z ludzkich twarzy?
Akihito wzruszył ramionami, chowając zdjęcia z powrotem do kieszeni.
– Czasem nawet ona zawodzi.
Zamilkli. Z domu Keiko do mieszkania Uzumakiego nie było daleko, więc przebyli już ponad połowę drogi, chociaż Itachiemu ten czas bardzo się dłużył. Podejrzewał jednak, że to i tak było niczym w porównaniu z tym, co będzie czuł, kierując się do Sasuke.
– Ktoś się pomylił, przygotowując lekarstwo – odezwał się niespodziewanie Endo, zwracając na sobie jego uwagę. – Nawet nie wiedzą, jaki składnik receptury został zmieniony i czy chodzi o jeden, czy więcej. Tsunade zobowiązała się osobiście przycisnąć osobę odpowiedzialną za przygotowanie lekarstw, ale… nie ma zbyt wielkich nadziei, że czegoś się dowie.
– W jakim ona jest stanie?
– Ciężkim. To znaczy, nie zrozum mnie źle, jej życiu nic nie zagraża… na razie – dodał znacznie ciszej. – Ten lek zaatakował jej układ oddechowy, spowodował bardzo wysoką gorączkę i pozbawił przytomności.
– Przestała… oddychać? – To słowo ledwo przeszło Itachiemu przez gardło. Nagle zrobiło mu się niedobrze.
– Nie, ale robiła to tak słabo, że obawiali się niedotlenienia, więc podłączyli ją do tego no… tego z tlenem. Nad gorączką nie są w stanie zapanować, a badania toksykologiczne, czy jak to się tam zwie, wykazały, że poziom trucizny w jej organizmie wzrósł. I na tę nową nie znają lekarstwa…
Itachi milczał. Sytuacja brzmiała bardzo poważnie, a on nie wiedział, jak mógłby pocieszyć Akihito, skoro sam czuł się w tym momencie nienajlepiej. Skrzywił się, kiedy jedyną frazą, która przyszła mu do głowy, okazało się: Wszystko będzie dobrze.
– Ona by ci to lepiej wytłumaczyła – parsknął Endo z udawanym rozbawieniem. – Satoru nawkładał jej do głowy trochę tego medycznego języka i zdarzało się, że oboje coś bełkotali, a ja nie potrafiłem nic z tego zrozumieć. Ona by ci wyjaśniła, ale…
Itachi położył mu uspokajająco dłoń na ramieniu, więc Akihito zamilkł. Wymienili się krótkimi spojrzeniami, dodając sobie otuchy i dopiero zauważyli, że zdążyli już dojść do mieszkania Naruto.
Uzumaki stał na schodach, w rękach trzymając jednorazówki wypełnione szkłem.
– To co, idziemy? – spytał, uśmiechając się smutno.

***

Itachi nie był specjalnie zdziwiony tym, że Sasuke ich nie wpuścił. Stali pod niebieskimi drzwiami już od kilku minut, nie doczekawszy się żadnej reakcji na pukanie, wołanie ani telefony.
Jako pierwszy zadzwonił do niego Naruto. Wtedy jeszcze mogli się łudzić, że Sasuke nie słyszał telefonu i dlatego nie odebrał. Ale kiedy spróbował się z nim skontaktować Itachi, Sasuke odrzucił połączenie w ułamku sekundy, wywołując konsternację na ich twarzach. Itachi zadzwonił do niego raz jeszcze, spotykając się z identycznym potraktowaniem.
– To teraz chyba ty. – Naruto zwrócił się do Akihito. – Sasuke nie ma twojego numeru, więc może…
– Nie odbierze – odpowiedział mężczyzna, szukając czegoś intensywnie w kieszeniach spodni. – A ja nie zamierzam tracić więcej czasu i marznąć.
Drżącymi z zimna dłońmi, wygrzebał po chwili pęk kluczy, wybrał odpowiedni i umieścił w zamku. Wszyscy trzej wpakowali się do środka, z ulgą rejestrując, że w mieszkaniu było ciepło.
Naruto i Itachi zrzucili z siebie odzież wierzchnią, ale Akihito zdjął tylko buty, wciąż trzęsąc się z zimna.
– Kto po niego pójdzie? – spytał, wciskając dłonie do kieszeni puchowej kurtki. – Ja tak szczękam zębami, że pewnie by mnie nawet nie zrozumiał.
– To nie ma znaczenia – oznajmił Itachi, zaglądając do salonu i zapalając niewielką lampkę, stojącą w rogu. – Zapewne nie zrozumiałby cię, nawet gdybyś mówił wyraźnie…
– Itachi, wyluzuj trochę. – Naruto znalazł się za jego plecami i pokręcił głową z niesmakiem. – Drań, to drań, ale z takim podejściem…
– Z takim podejściem co?
Wszyscy trzej drgnęli i podnieśli oczy, dostrzegając stojącego na szczycie schodów Sasuke, a konkretniej – tylko jego sylwetkę, bo twarz pozostawała w głębokiej ciemności. Ręce skrzyżował na piersi, dłonie zaciskając na przedramionach.
– Czego chcecie? – spytał, schodząc stopień niżej.
– Nie mieliśmy okazji porozmawiać… – zaczął Akihito. – A myślę, że powinniśmy. Dla umilenia tej prawdopodobnie niezbyt przyjemnej pogawędki, Naruto wziął kilka napojów procentowych. Skusisz się?
Sasuke nie odpowiedział. Itachi nie spuszczał z niego oczu, zastanawiając się, czy powinni od razu uciekać, czy raczej przygotowywać się na atak. Z drugiej jednak strony, Sasuke miał małe dziecko i powinien się hamować przed wszczynaniem burd we własnym domu.
Itachi dał sobie mentalnego kopa, uzmysławiając sobie, co właśnie pomyślał. To było mieszkanie Haniko, nigdy nie powinien o tym zapominać.
– Ja też coś przyniosłem – kontynuował Akihito. – Haniko zostawiła to u mnie na przechowanie, kiedy wyprowadzała się do Konohy. Zbyt wiele wspomnień, zbyt wiele ran i takie tam, chyba rozumiesz. Ale ostatnio poprosiła mnie, żebym to ze sobą wziął, więc jest. – Wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki album. – Oglądaliśmy je wczoraj w szpitalu, ale nie zdążyliśmy dojść do końca, potem doszły nowe i uznałem, że może ty… może wy mi potowarzyszycie. W grupie raźniej.
Sasuke pokręcił się niespokojnie i w końcu zszedł na dół. Itachi spodziewał się, że kiedy jego twarz znajdzie się wreszcie w zasięgu światła, dojrzy na niej jakieś uczucia, ale się pomylił. Sasuke lustrował ich uważnie, a wyraz jego twarzy pozostał nieprzenikniony. Maska. Itachi już od dawna jej u niego nie widział.
Akihito zdawał się jednak coś dostrzec na jego kamiennym obliczu. Odłożył album na ławę w salonie i rozpiął kurtkę.
– Mogę ją zobaczyć?
Zrobił kilka kroków w stronę schodów, ale Sasuke niespodziewanie zagrodził mu drogę. Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, po czym Endo spokojnie wycofał się kilka kroków.
– Wyluzuj – odparł Naruto. – Przyszliśmy cię tylko wesprzeć.
Spojrzenie Sasuke spoczęło na nim, a w jego oczach niespodziewanie pojawił się gniew.
– Dlaczego ich tu przyprowadziłeś?!
Sasuke zacisnął mocno dłoń na poręczy, ale Naruto nie wydawał się przejmować jego zdenerwowaniem. Stanął przed nim, najwyraźniej zamierzając położyć mu dłoń na ramieniu, ale zanim zdążył to zrobić, Uchiha chwycił go boleśnie za łokieć.
– Jesteś głupi – wysyczał – zdajesz sobie sprawę z tego, czego oni naprawdę chcą?
– Tak, wesprzeć cię w trudnej sytuacji – odpowiedział ze spokojem Uzumaki. – Słyszeliśmy, że stan Haniko się pogor…
– Milcz!
Sasuke chwycił go za ramiona i przyciągnął do siebie. Itachi drgnął, obawiając się, że zaraz dojdzie do rękoczynów, ale nic takiego nie nastąpiło. Naruto również postąpił krok do przodu i zacisnął dłonie na barkach przyjaciela. Przysunęli się do siebie, niemal stykając nosami i dalszą konwersację poprowadzili przyciszonymi głosami.
Kiedy Naruto mówił, Sasuke rzucił im kilka wrogich spojrzeń, ale w końcu skinął głową i odsunął się od Uzumakiego. Bez słowa wyminął ich i poszedł do kuchni.
– No, to możemy się rozgościć – oznajmił Naruto z uśmiechem, od razu rzucając się na niewygodną sofę. – Sasuke powiedział, że jeśli chcesz, możesz iść zobaczyć Sumire, ale masz być cicho, bo dopiero zasnęła.
Akihito z ulgą zniknął na schodach, prowadzących na piętro. Itachi usiadł na jednym z foteli, przyglądając się zadowolonemu z siebie Uzumakiemu.
– Jak to zrobiłeś?
– Też byłbyś do tego zdolny, gdybyście się w końcu pogodzili – odpowiedział wymijająco.
Itachi szczerze w to wątpił, ale nie zamierzał się kłócić. Sasuke był jego młodszym bratem, a jak wiadomo – młodsze rodzeństwo nigdy nie słuchało starszego. Sasuke nienawidził być przez niego pouczanym i nie znosił, kiedy brat próbował mu coś tłumaczyć. Nawet gdyby byli w dobrych stosunkach, Itachi nic by w tej sytuacji nie wskórał.
Albo właśnie wmawiając to sobie, próbował uciszyć swoje sumienie.
Sasuke wrócił po chwili, niosąc w dłoniach trzy szklanki. Odłożył je w trzaskiem na ławę i skrzyżował ręce na piersi.
– Czemu trzy? – spytał Naruto, marszcząc czoło.
– Nie piję, nie jestem idiotą – odparł sucho Sasuke i oparł się o ścianę na drugim końcu pokoju. Jak najdalej od nich i jak najbardziej w cieniu.
– Oczywiście, że tak, draniu.
Uzumaki z westchnieniem podniósł się z kanapy i poszedł do kuchni po dodatkowe naczynie.
W pomieszczeniu zrobiło się cicho. Itachi łypnął kątem oka na brata, ale nie wiedział, co powinien mu powiedzieć. Odwrócił się z powrotem w stronę stolika i wyjął z reklamówek zakupiony przez Naruto alkohol. Sporo tego, zauważył. Zaczął przeglądać etykietki, chcąc zająć czymś ręce do czasu powrotu Akihito i Naruto.
Ten czas jednak niemiłosiernie się wydłużał.
– Akihito wspomniał, że spotkaliście się w szpitalu – zagaił, nieświadomy, że brat za jego plecami cały się zjeżył.
– Nie zamierzam z tobą rozmawiać – warknął Sasuke. – Więc jeśli już musisz tu być, to łaskawie się do mnie nie odzywaj. A najlepiej to wyjdź – dodał, nieco ostrzej, a potem już na dobre zamilkł.
Itachi zmemłał przekleństwo w ustach i powołując się na swoją cierpliwość, wrócił do przeglądania etykiet.
Wkrótce w pokoju pojawił się Naruto z dodatkowymi pięcioma szklankami i miską z orzeszkami, którą niósł właściwie w zębach. W pomieszczeniu wciąż panował półmrok, więc tylko cudem nie potknął się o walający się po ziemi karton. Szklanki wylądowały na stole w jednym kawałku.
– Zapalę może, co? – zaproponował, rozglądając się za włącznikiem światła.
– Nie – zaprotestował Sasuke.
– No ale…
– Tyle światła wystarczy – oznajmił, nie odrywając się od ściany.
Naruto skrzywił się, ale usłuchał. Przyjrzał się stojącej w rogu lampce, która jarzyła się słabym światłem żarówki energooszczędnej, a potem opadł na kanapę.
Chwilę później do salonu wrócił Akihito. Wyglądał lepiej, niż kiedy wchodził na górę, najwyraźniej uspokojony widokiem Sumire.
– Uznałbym, że jest śliczna, ale zupełnie niepodobna do Haniko, więc… – Wzruszył ramionami i zajął miejsce na fotelu po lewej stronie Itachiego. – Sasuke, usiądziesz z nami?
Odpowiedziała mu cisza.
– Dobra, to może ja rozleję – zaproponował Akihito, nie szczędząc wódki. Do pozostałych czterech szklanek wlał soku porzeczkowego, który zakupili jeszcze po drodze. – Sasuke, podać ci?
Ponownie nie doczekawszy się odpowiedzi, przesunął obie szklanki młodszego Uchihy na róg ławy.
– To zdrowie… Haniko.
We trzech unieśli do góry naczynia wypełnione trunkiem, a potem opróżnili je na raz. Itachi skrzywił się lekko i szybko zapił gorzki posmak kwaśnawym sokiem. Akihito w ogóle nie sięgnął po swoją zapitkę, a zamiast tego chwycił ich puste szklanki i uzupełnił wódką, tym razem wlewając jej jeszcze więcej.
Kiedy wznieśli drugi toast, Itachi spasował. Czuł, że jeszcze przyda się tu trzeźwy.
– A wiecie, jak poznałem Haniko? – zapytał Endo, mając świadomość, że odpowiedź będzie przecząca. – W Akademii. Ona i Satoru byli rok niżej i ćwiczyli akurat rzuty shurikenami. On był w tym beznadziejny i Haniko musiała się wykazać ogromnymi pokładami cierpliwości, żeby go czegokolwiek nauczyć. Taka śmieszna wydała mi się ta para, że podpatrywałem ich jeszcze kilka razy, zanim w końcu mnie na tym przyłapali. Przyglądając się im z daleka, już zdążyłem sobie wyrobić o nich opinię, więc jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, jak bardzo się myliłem!
Zarechotał, choć nikt z obecnych nie zrozumiał, co w tym zabawnego.
– Wtedy byłem taki wielce przekonany, że skoro należę do klanu Endo, to już wszystko wiem o ludziach i nigdy się nie mylę. Ale tak nie było. Pomyliłem się, bo założyłem, że Haniko jest taką przebojową dziewczyną, szkolącą mniej zdolnego, przerażonego życiem kolegę. Dupa, nic bardziej mylnego.
Sięgnął po swoją szklankę i tylko ją uzupełnił świeżą porcją alkoholu.
– Ona okazała się taka ułożona, choć nieco nerwowa, a on był istną duszą towarzystwa. I w ogóle nie przeszkadzało mu to, że shinobim był naprawdę marnym! Nic mu nie wychodziło, ale nie tracił wiary w siebie, nie denerwował się, a na wszelkie przytyki tylko się uśmiechał. Przyciągał do siebie ludzi jak mało kto.
– Żałosne – parsknął Sasuke, gdzieś za ich plecami.
– Nie żałosne, tylko godne pozazdroszczenia – sprostował Akihito. – A potem okazało się, że ma wrodzony talent do medycznego ninjutsu i w ciągu roku nauczył się więcej, niż pozostali zdołali w ciągu pięciu. Ale bynajmniej nie wzbudził w tym nagle podziwu wśród znajomych. Nie, ponieważ oni podziwiali go już wcześniej, za to, jakim charyzmatycznym człowiekiem był.
Itachi usłyszał, że Sasuke poruszył się za jego plecami. Spojrzał na siedzącego naprzeciw Naruto, który mrużył oczy, wpatrując się w cień, a potem skrzywił się lekko.
– W każdym razie, Haniko była bardzo pomocną i sympatyczną dziewczyną, choć czasem trochę zbyt surową i złośliwą. Pewnie już zauważyliście, że potrafi mieć naprawdę ostry język. No, zwłaszcza ty, Sasuke. Ale była… jest przy tym bardzo oddana i wierna jak mało kto. Zawsze będę ją kochał.
– To dlaczego z nią nie jesteś? – warknął Sasuke z ciemnego kąta pokoju.
– Istnieją różne rodzaje miłości, Sasuke – odparł Akihito, bawiąc się butelką wódki.
Itachi zaczął podejrzewać, że przyjaciel Haniko odpadnie jako pierwszy, jeśli zaraz nie przystopuje z alkoholem. Zacisnął usta, to nie tak miało wyglądać.
– A ty powinieneś o tym wiedzieć – kontynuował. – Założę się, że twój brat też na swój sposób ją kocha. Są sobie bardzo bliscy, przyjaźnią się przecież.
Itachi postanowił, że kiedy tylko Akihito straci czujność, zabierze mu z rąk butelkę, bo zaczynał pleść pierwsze lepsze bzdury, które tylko przyszły mu do głowy. Czy faktycznie kochał Haniko? Nigdy się nad tym nie zastanawiał, starał się po prostu przy niej być i cieszyć jej obecnością. Jednak niezależnie od tego, jaka była prawda, Sasuke nie mógł gładko przyjąć tej informacji.
Przymknął oczy, zastanawiając się, jak szybko młodszy brat wyrzuci ich na bruk, jeśli Endo nie zamknie zaraz buzi.
– Więc powinniście się bardzo dobrze rozumieć, no wiesz… – wyjaśnił Akihito, przyglądając się z nieufnością swojej szklance z sokiem, której nie tknął do tej pory. – Każdy z was żywi do niej… jakieś głębsze uczucie i siedzicie w tym bagnie teraz razem. Chyba. Tak na swój sposób.
Sasuke poruszył się gwałtownie, ale zanim Itachi zdążył się zorientować, co robił za jego plecami, jego już nie było. Wyszedł do kuchni.
– Czy ty wiesz, co robisz? – szepnął Naruto, pochylając się nad stolikiem. – Ty tego nie widzisz, ale on wygląda, jakby chciał coś roznieść w pył.
– Spoko. – Akihito machnął lekceważąco dłonią. – Już się napatrzyłem i wiem, że nic mu nie będzie.
– Mimo wszystko uważam, że żeby tego nie zepsuć, powinieneś mieć na niego stale oko – podzielił się swoimi spostrzeżeniami Itachi. – Może zamieńcie się miejscami?
Endo pokręcił głową.
– Jeśli Sasuke zauważy, że zmieniłem miejsce, a zauważy na pewno, to pójdzie pod inną ścianę. On nie jest głupi i wie, co robi, uciekając przed moim spojrzeniem. Już prawie go mam, więc po prostu bądźcie cierpliwi.
Umilkli. Itachi dolał sobie soku i sączył go przez chwilę, próbując zagłuszyć rosnące obawy. O Haniko, o brata, a także o bratanicę, której była teraz potrzebna fachowa opieka. Pozbawiona matczynego ciepła, mogła teraz liczyć tylko na ojca, który… nie był w najlepszej kondycji.
Zamknął oczy, mając nadzieję, że sprawy nie potoczą się na tyle źle, by to jemu przypadła opieka nad dzieckiem. Nie, musiał wierzyć w Sasuke, musiał wierzyć w Haniko. Tylko… nigdy nie był specjalnym optymistą.
Kilka chwil później do salonu wrócił Sasuke. Zajął swoje poprzednie miejsce pod ścianą, a do uszu Itachiego doleciał dźwięk otwieranej puszki. A więc zdecydował się na piwo.
– Dobra, to może pooglądamy zdjęcia, co? – zaproponował Akihito, na moment tracąc zainteresowanie alkoholem. – Opowiem wam okoliczności, w jakich zostały zrobione. Większość z nich jest śmieszna, serio.
Naruto pochylił się nad stołem, a Itachi przysunął nieco bliżej swój fotel, żeby cokolwiek widzieć. Endo otworzył album na pierwszej stronie, uśmiechając się do malutkiej, zaledwie kilkuletniej Haniko, która robiła groźną minę do aparatu.
– To zdjęcie zrobiła pani Yunko, opiekunka sierocińca, w którym mieszkała Haniko. Z tego, co wiem, nie znosiły się nawzajem. Niestety, nigdy tej pani nie poznałem, bo zginęła na jakiejś misji, na długo przed tym, zanim spotkałem Haniko. Nieważne. Kiedyś przy jakiejś okazji wspomniała mi o niej i wyjaśniła, że jej niechęć nie miała tak naprawdę żadnych logicznych podstaw. Nie lubiła jej ze względu na włosy – długie, rude loki. Haniko twierdziła, że takie sama miała jej matka. Niewiele pamiętała z wczesnego dzieciństwa, ale akurat ten szczegół zapadł jej w pamięć.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Akihito przejechał palcem po skrzywionej buźce Haniko, a jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.
– No i ona niby nie może dziedziczyć po matce, ale jej włosy się kiedyś trochę falowały, widzicie?
Itachi pochylił się bardziej w stronę fotografii, ale w tak słabym świetle trudno było ocenić. Akihito podał mu album, by mógł się lepiej przyjrzeć.
– Faktycznie, trochę jej się kręcą.
Już chciał oddać album Naruto, kiedy zauważył, że ktoś się nad nim pochyla. Odwrócił się powoli, dostrzegając Sasuke, mrużącego uważnie oczy. Wyciągnął do niego dłoń z albumem, ale młodszy brat tylko się skrzywił i wycofał z powrotem w cień.
Kiedy podawał zdjęcia Naruto, zauważył, że Akihito mrugnął do niego znacząco.
– Popatrzcie teraz na następne zdjęcie. Miała na nim sześć lat i poczucie, że jest wielce dorosła i odpowiedzialna, bo często pomagała młodszym kolegom w sierocińcu. Trzyma na rękach dwuletnią Kai, smarkula się potem do niej przykleiła i wszędzie za nią łaziła. Te, Itachi, czy z tobą i twoim młodszym braciszkiem nie było przypadkiem podobnie?
Uchiha zacisnął szczękę. A przecież już szło tak dobrze!
– Nie no, jasne, że nie. Chociaż Haniko też była dla tej małej jak starsza siostra. Wzbudza to może w tobie nostalgię, Sasuke? – spytał trochę głośniej, nie mając świadomości, że młodszy Uchiha już nie czai się pod samą ścianą, a znacznie bliżej fotela, na którym siedział. – Była dla niej surowa, ale dobrze się nią opiekowała i wszystko cierpliwie tłumaczyła, brzmi znajomo? Haniko, to taka trochę damska wersja Itachiego, nie uważasz?
Itachi sięgnął po szklankę z wódką, uznając, że jeśli się zaraz nie napije, to nie przeżyje tego spotkania. Akihito może i próbował jakoś zachęcić Sasuke do uczestnictwa w oglądaniu zdjęć, ale w taki sposób nie mógł niczego zdziałać. Nie, dopóki w jego głosie słychać było wrogość, którą żywił wobec Sasuke. To się po prostu nie mogło udać.
– Wiesz, Sasuke, że nigdy cię nie polubiłem.
No, a teraz jeszcze to… Itachi westchnął cicho.
– Dalej cię nie lubię, ale wydaje mi się, że teraz nie ma to większego znaczenia – kontynuował. – Haniko mi wczoraj powiedziała, że jesteś dobrym ojcem i tylko to się dla mnie liczy. Nie spieprz tego.
– Nie zamierzam – odpowiedział Sasuke dosyć nieoczekiwanie, a potem wyszedł z cienia i usiadł na kanapie obok Naruto.
Itachi starał się opanować zdziwienie. Przyglądał się, jak jego brat odstawia puszkę z piwem na bok i sięga po album. Z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywał się w fotografie na pierwszej stronie, a potem przewrócił na kolejną i zwrócił zdjęcia w stronę Akihito.
– Co jest na tych?
Endo wyjął przedmiot z jego dłoni i położył centralnie na środku stołu, tak, by wszyscy widzieli. Oglądał zdjęcia przez chwile, a potem podniósł głowę i uśmiechnął się smutno.
– To będzie trochę dłuższa historia.

5 komentarzy:

  1. Pozwolę sobie zacytować jedną z moich postaci. "O zgrozo!" Wy to wiecie jak utrudnić czyjeś życie. Do tej pory liczyłam wyłącznie na szczęśliwe zakończenie. Teraz jednak myślę, że jesteście zdolne do takiego, co to nazwać można wyciskacz łez. Niby idzie to w dobrą stronę, ale wszystko jest takie trudne i okupione tyloma cierpieniami. To dobry styl, bo zostaje w pamięci, ale tak bardzo ma się ochotę na krzyczeć na autora, aby już się zlitował i pozwolił bohaterom żyć w szczęściu i bez trosk. To jednak zakończyłoby historię, więc konflikt wewnętrzny jest okrutny. Trafi więc zagryźć zęby i czekać na przypływ dobrych chwil. Mam nadzieję, że kolejny post, to kontynuacja. Wiem, że gdzieś jest rozpiska, ale nie bardzo chce mi się ją szukać.
    Weny na dalsze pisanie takich rozdziałów 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz na mnie krzyczeć do woli :-) sama najbardziej właśnie cenię tych autorów, którzy sprawiają, że mnie nosi i nie mogę usiedzieć w miejscu, więc uznaję to za ogromny komplement ;-) pewnie nawet większy, niż faktycznie miałaś na myśli :P
      Tak, następny post będzie kontynuacją. Urwanie w takim momencie i pisanie później o czymś innym można by już podpiąć pod znęcanie się nad czytelnikami ;-)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Przepraszam za chamską reklamę, ale nie znalazłam zakładki, gdzie mogłabym zostawić mały spam :)

    Czujesz niedosyt, oczekując na kolejne części pomiędzy wydaniami chapterów? A może nie do końca odpowiada ci przedstawienie postaci przez samą autorkę? W takim razie zapraszam do siebie. "Kuroshitsuji. Zbiór wolnych opowiadań" to coś dla każdego miłośnika lekkiego dreszczyku grozy i subtelnego piękna. Znajdziesz tam historie zakończone i trwające, towarzyszące bohaterom, śledzące ich losy i decyzje. Zajrzyj, przeczytaj, zostaw komentarz.

    www.kuroshitsujizbior.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna Haniko :(
    W końcu Sasuke wyszedł na prostą... Już go lubię o wiele bardziej, kiedy tak córką się zajmuje i w ogóle... A ten rozdział był taki mega smutny...
    Jak Akihito przyszedł do Itasia to prawie mi serce pękło :( Taka smutna ta sytuacja...
    Cieszę się, że w całej tej historii nie zapomnialyscie o Naruto. W końcu to najlepszy przyjaciel Sasuke :) Dobrze, że się pojawił w domu Haniko. Pewnie w końcu się dowiemy czegoś więcej o historii Haniko, czekałam na to bardzo długo :)
    Myślałam, że może dzisiaj będzie rozdział, ale widać nie :(
    Tak bardzo mi szkoda Haniko... Najbardziej ze wszystkich postaci. Tylko czekam aż się pogodzi z Sasuke i będą wychowywać dziecko :)
    Teraz najważniejsze njest, żeby wyzdrowiała....
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział będzie! Potrzebuję jeszcze tylko chwilkę czasu, żeby go raz jeszcze przejrzeć i ogarnąć, cierpliwości :-)
      Poza tym, miło Cię znowu widzieć! Chyba od tego w sumie powinnam zacząć :D
      Naruto faktycznie dosyć rzadko się pojawia, bo jakoś nie ma okazji, żeby go na dłużej wprowadzić do opowiadania. Z drugiej strony ja nie lubię o nim pisać, bo zwyczajnie nie umiem. Ciężko mi się w niego wczuć, więc zazwyczaj unikam jego postaci, żeby niczego nie zepsuć ;P
      Cóż, o Haniko trochę będzie, ale czy ja wiem, czy wystarczająco? Nieco więcej na pewno będzie później. Ile to nie wiem, bo jeszcze nie napisałam, ale mam nadzieję, że się nie rozczarujesz.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam również! :-)

      Usuń