Witam
Chciałabym wyjaśnić jedną małą rzecz tak na przyszłość, mianowicie... Dzieci shinobi nie są zupełnie taki jak inne. Rozwijają się w zupełnie inny sposób, oczywiście szybciej i sprawiają trochę inne problemy, o których przekonacie się w swoim czasie. Teraz zapraszam do nowej notki. Życzę miłego czytania i do następnego :)
Chciałabym wyjaśnić jedną małą rzecz tak na przyszłość, mianowicie... Dzieci shinobi nie są zupełnie taki jak inne. Rozwijają się w zupełnie inny sposób, oczywiście szybciej i sprawiają trochę inne problemy, o których przekonacie się w swoim czasie. Teraz zapraszam do nowej notki. Życzę miłego czytania i do następnego :)
_______________________________________________________________
Brunet wstał dość
wcześnie zważywszy na to, o której w nocy wrócił i fakt, że był w lekko
podpitym stanie. Dla upewnienia się jeszcze raz zerknął na wyświetlacz komórki.
Dobrze odczytał, dziewiąta rano. Przewrócił się na drugi bok, z powodu
wczorajszej zabawy nie miał ochoty od tak wyskakiwać z łóżka. Oplótł się
szczelniej kołdrą wtulając twarz w poduszkę. Przed oczami miał nadal scenę
pożegnania z szatynką, oczy przepełnione szczęściem, błyszczące bardziej niż
gwiazdy posiadające większe właściwości hipnotyzujące od księżyca w pełni. Pod
palcami czuł miękkość jej włosów, chropowatą strukturę sweterka. Mimo upływu
tak długiego czasu nadal miał wrażenie, że w nozdrzach czuje ten przyjemny
zapach. Najpierw lekka, delikatna nuta kwiatowa, najprawdopodobniej pochodząca
z szamponu bądź dezodorantu a potem już tylko zapach ciała szatynki. Nie
wiedział, czemu ale kojarzył mu się z morską bryzą, miastem skąpanym w deszczu,
wodospadem spływającym na ostre skały, orzeźwiający, porywająca niedająca
spokoju a tym bardziej zapomnieć o sobie woń. Klatka piersiowa przy klatce, gdy
przytulał ją do sobie i ten niczym muśniecie motyli skrzydeł pocałunek. Na sam
koniec Keiko dotknęła wargami policzek szepcząc ciche „dziękuję” a następnie
wyswobodziwszy się odeszła kilka kroków i odwróciła się posyłając swój
najbardziej promienisty uśmiech, przy którym bledną wszystkie smutki, troski,
zmartwienia znika złość czy gniew. A na ostatek te różane wargi układają się w
krótkie życzenie „słodkich snów”. Brunet po tym wszystkim wracał do domu
rozpromieniony, chociaż nie do końca mógł przeanalizować całą sytuację gdyż
wypite piwa swoje robiły z umysłem. Dopiero teraz leżąc w łóżku i wspominając
te wydarzenie rozumie, jaką okazję przegapił. Dzięki całej tej sytuacji oraz
między innymi dzięki poznanemu przyjacielowi Haniko dowiedział się, że ma
jakieś szanse u szatynki. Zgodziła się na nagrodę, jaką jej Endo zaproponował,
co budziło nadzieję. Po za tym festyn otworzył mu trochę oczy na całą tą
sprawę. Pojął, że zainteresowanie Keiko nie sprowadza się tylko do intrygującej
organizacji o nazwie Kindersi.
***
Absolutna rozkosz. Czuła na sobie silne
męskie dłonie delikatnie przesuwające się po plecach, wilgotne wargi muskające
szyję w czułych pocałunkach, jego włosy łaskoczące po twarzy i tą bliskość
drugiej osoby. Uchyliła nieznacznie powieki obserwując pustą ulicę o nocnej
porze. Przysunęła się bliżej, gdy poczuła, że zaprzestał pieszczoty i tylko
tuli się.
—
Zatańczysz? — szeptem wypowiedziana prośba zaskoczyła ją, toteż odsunęła się na
niewielką odległość by spojrzeć w oczy. Zamarła, gdy napotkała parę intensywnie
czarnych tęczówek.
— Itachi! —
Zerwała się do pionu a upewniwszy się, że przebywa w swoim pokoju opadła z
powrotem na plecy zgarniając kasztanowe kosmyki z czoła. — To tylko sen — szeptała starając się
uspokoić przyspieszone bicie serca. — To
tylko sen — powtórzyła spoglądając na błękit sufitu. Była lekko roztrzęsiona tym, co widziała a
raczej tym, kogo widziała. Nie ma, co ukrywać, że podobne sny miewała czasami,
uroki bycia samemu, lecz zawsze mężczyzna był tak niewyraźną marą, że za nic
nie można było go przypisać do żadnej znanej osoby, a teraz… Trochę ją
przerażał fakt pojawienia się Itachiego. Nie można było zmyślić, wymówić sobie
kogoś innego, to był zbyt realny, zbyt dokładny obraz.
— Prysznic —
rzuciła mając dość leżenia i roztrząsania tego oraz niemijającego uczucia jego
warg i dłoni nadal spoczywających na ciele. To ją niepokoiło a ratunku szukała
w chłodnej wodzie. Niestety spływające krople ze słuchawki prysznicowej dały
tylko orzeźwienia spoconemu ciału, lecz nie miały wpływu na stan umysłu.
Rozumiejąc głupotę stania dłużej pod zimną wodą wyszła z łazienki owinięta
ręcznikiem by sprawdzić, jaka pogoda. Duchota i skwar buchnęły z otwieranego
okna nieprzyjemnym ciepłym powietrzem. Wycofała się z pokoju by nasmarować
ciało intensywnie nawilżającym balsamem. Takie bywały uroki jej technik,
wiecznie musiała dbać o odpowiedni poziom wody w organizmie. W każdej chwili
musiała być gotowa do użycia wszelkich możliwych technik bez względu na stan
pogodowy. Jakby nie patrząc gorące dni nie sprzyjały utrzymaniu stabilnego
obiegu płynów.
— Pusto — szepnęła
zaglądając do lodówki już po porannej toalecie. Naprawdę oprócz na wpół
zjedzonego masła nie było tam nic. Westchnęła cicho przeszukując szafki,
herbata, cukier, trochę przypraw, pusta paczuszka po migdałach, nic, z czego
można by było zrobić śniadanie. Zrezygnowana cofnęła się na piętro by sprawdzić
stan finansów, który okazał się dość ubogi.
— Jak mi Josuke
nie załatwi jakieś misji to zbankrutuje — oznajmiła przypatrując się
niewielkiemu plikowi banknotów i spoglądając niepewnie na dzisiejszą datę.
Shinobi byli dość dobrze opłacani, lecz nie wszyscy a Hokage stawki
niedorównywany tym dostawanym od Kindersów. Od czasu przeniesienia się do
normalnych oddziałów znów popadła w zadłużenia. Prawdą było to, że powinna
sprzedać dom i poszukać małego mieszkania znacznie tańszego w utrzymaniu, lecz…
Nie umiała rozstać się z tymi ścianami a przede wszystkim lokalizacją, która
nikomu nie pasowała oprócz niej. Obrzeża Konohy, zaraz obok niewielka rzeczka,
wejście do lasu, brak sąsiadów, oficjalnie ulica miała zostać oddana do
zburzenia na rzecz postawienia alei sklepów jednak inwestycję zaniechali z
powodu wycofania się sponsora. Jednak ludzie już nie powrócili do opuszczonych
domostw, obecnie tylko dwie parcele były zamieszkane, jej i należąca do pewnej
staruszki posiadłość na początku. Kochała po części te miejsce, wszystkie
wspomnienia z nim związane, każdą imprezę, jaką tutaj organizowała z
przyjaciółki, wszelkie godziny spędzone na treningach, od tak porzucić tego nie
umiała, więc borykała się z odcinaniem, co chwila gazu, prądu czy bieżącej
wody. W pewnym momencie się przyzwyczaiła do specyfiki mieszkania tutaj i nie
ruszały ją braki takich podstaw, doskonale umiała sobie z tym poradzić.
Nalewając do
pustej plastikowej półlitrowej butelki wody oraz wyskrobawszy odrobinę monet z
portfela wyszła w poszukiwaniu posiłku, którym się okazały dwie bułki kupione w
osiedlowym sklepiku. Absolutnie się tym nie przejmując włożyła słuchawki do
uszu ruszając niemalże tanecznym krokiem w rytm puszczanej piosenki. Miała
wolne i cały dzień dla siebie, z którym nie do końca wiedziała, co począć toteż
dała się nieść nogą przed siebie, nie pilnując gdzie idzie.
***
Długowłosy brunet
siedział skryty w cieniu drzewa opierając plecy o jego konar, z przymkniętymi
oczami starał się nie zwracać uwagi na panujący żar, nienależący do
przyjemności.
— Witaj, kopę lat
— usłyszał tuż nad sobą dobrze znajomy głos.
— Faktycznie dawno
się nie widzieliśmy — odpowiedział otwierając powieki i napotykając
uśmiechniętą twarz przyjaciela. Ciemne krótkie włosy sterczące we wszystkie
kierunku świata oraz czarne tęczówki podobne do niego, lecz zdecydowanie o
jaśniejszym odcieniu bardziej blade. —
Jak misja? — zagadał, gdy Shisui ulokował się obok również starając się skryć
przed tak intensywnymi dzisiaj promieniami.
— Jak wszystkie
inne, zaliczona — odparł wyszczerzając się w szczerym uśmiechu. Ten o dwa lata starszy brunet był jego
przyjacielem od dziecka. Niemalże razem dorastali, uczyli się, trenowali i
zdobywali szacunek w klanie. — Lepiej ty
gadaj, co tam było wczoraj — rzucił przerywając powstałą ciszę.
— O czym ty
mówisz? — Zaskoczył go. Prawdą było, że przyszedł tu porozmawiać z nim na ten
temat, lecz nie wspomniał o tym w sms-ach, a Shisuiego na festynie nie było ze
względu na powrót z misji przed północą.
— Cała Konoha już
wre o tym, że państwo Uchiha zaszczycili festyn — odparł najnormalniej w świecie
szczerząc się. — Lepiej się spowiadaj, co się stało, że tam poszedłeś. Jakaś to
laska namówiła cię na taki wyczyn — zażartował śmiejąc się rozbawiony z
własnego żarciku gdyż wiedział, że nie ma takie opcji i przyjaciel miał inne
powody. Itachi nie zareagował wlepiając wzrok w granice między cieniem rzucanym
przez koronę drzewa a nasłonecznioną trawą tak intensywnie, że wydawało się, że
jest biała, nie zielona.
— No nie mów. —
Dopiero po chwili zobaczył zachowanie długowłosego i brak standardowej odzywki
na takie jego wyskoki. — Ty jesteś poważny.
— A pamiętasz żebym kiedyś nie był — mruknął
lekko rozeźlony ze sposobu bycia Shisuiego. Mimo iż się przyjaźnili tak długo i
pochodzili z tego samego klanu starszy z mężczyzn posiadał inny charakter,
mniej uchihowski. Oczywiście nadal zaliczał się do geniuszy, na misjach
opanowany, zdystansowany, lecz prywatnie roześmiany, żartujący, nieukrywający
swoich uczuć.
— To będzie
pierwszy raz, kiedy będziemy ten problem rozważać na tobie — oznajmił próbując
zrobić poważną atmosferę. — Nie ja nie mogę — rzucił po chwili szczerząc rządek
równych białych zębów. — Ja tego po prostu nie widzę. Tyś zwrócił uwagę na
jakąkolwiek dziewczynę? Haha… To chyba prima aprilis.
— Shisui — warknął
starając się doprowadzić bruneta do spokoju.
— Hahaha. — Nie
przejmował się groźną miną Itachiego czy jego warczeniem, dalej zataczał się ze
śmiechu próbując jakoś to wizualizować w głowie, lecz wyobraźnia nie sięgała
tak daleko. Dopiero silny ból w boku spowodowany nokautem przez łokieć,
podarunkiem od młodszego z Uchihów pozwolił na oprzytomnienie. — Dobrze, dobrze
już się uspakajam — rzucił prostując sylwetkę i ocierając kąciki oczu gdzie
zaczynała zbierać się słona woda.
Shisui ucichł
rozumiejąc, że przyjaciel mówi całkiem poważnie, na co wskazywał wyraz
spojrzenia. Przeważnie czarne tęczówki kryły obojętność kompletny brak emocji,
lecz teraz tlił się niepokojem, niepewnością lekkim zagubieniem.
— Jesteś pewny
tego?
— Wszystko na to
wskazuje.
Jeszcze dwa dni
temu wyparłby się nawet takich myśli a co dopiero słów. Dopiero ostatnia noc oraz
przeprowadzona analiza dzisiejszego poranka pokazały rzeczywistość, której
wyzbyć się nie można od tak, ukazuje prawdę, trzeba ją przyjąć lub udawać, że
nie ma miejsca i brnąć w zaparte. Długo rozważał, co począć z dokonanym
odkryciem, jak zareagować. Wówczas pojawił się obraz, Keiko w ramionach Sasuke
razem tańczących, flirtujących będących zdecydowanie za blisko siebie. Pamiętał
uczucia, jakie mu towarzyszyło przy oglądaniu tej sceny, rosnącą złość, potem
rozczarowanie, gdy szatynka poszła prosić jego brata do tańca i ta ulga, kiedy
Endo powiedział, że ją o to prosił.
— Chcesz jej o tym
powiedzieć? — Głos Shisuiego spowodował rozmycie się wspomnień. Obrócił głowę
tak by widzieć poważne oblicze może lekko zaniepokojone przyjaciela. Itachi
unikał kontaktu wzrokowego speszony przenikliwym spojrzeniem dokonującym
szybciej analizy. Pokiwał tylko lekko głową znów patrząc na cienie tym razem
poruszające się w rytm delikatnego wiatru, który łopotał liśćmi drzew.
— I chcę cię pytać
jak to zrobić.
— To zależy od
tego, jaka ona jest. Jeśli podobna do ciebie to…
— Nie.
— Nie? — powtórzył
zaskoczony spodziewając się, że wybranka Itachiego będzie mieć podobny
charakter, co ułatwi dogadanie się i wyeliminuje ewentualne zgrzyty czy
nieporozumienia.
— Keiko to
niemalże zupełne przeciwieństwo — oznajmił, gdy Shisui nie spuszczał z niego
pytającego spojrzenia. — Zawsze roześmiana, nie przejmując się niczym, wiecznie
gadająca, nieznająca powagi.
— Jesteś pewny, że
tego chcesz? — dopytywał zaniepokojony aż taką różnicą osobowości. — To może
się nie udać — oddał próbując przedstawić swój punkt widzenia. — Zwyczajnie
możecie się nie dogadywać. Jej wesołkowatość może ciebie irytować a twoja
postawa ją ranić. Nie wiem czy to dobry pomysł.
— Nie martw się.
Dogadujemy się i dobrze nam w swoim towarzystwie. I nie zapomnij, że to ona
mnie wyciągnęła na ten festyn — dodał leciutko się uśmiechając.
— No tak, ma
dziewczyna widać tego dar przekonywania. Jednak dalej mnie dziwi to, że
zwróciłeś na kogoś uwagę. Długo się znacie?
— Nie. Mieliśmy ze
sobą raptem jedną misję, wspólne prace społeczne oraz festyn.
— To szybka
decyzja skoro nie znacie się zbyt długo.
— Shisui, ja wiem,
że chcesz dobrze, ale spokojnie wiem, co robię.
— No nie byłbym
taki pewien. Nie zapomnij, że nie masz w tym nawet najbledszego doświadczenia —
dodał kąśliwie, czego reakcją było przewrócenie oczami u Itachiego. — Ale nie teraz tak na poważnie — rzekł
przybierając opanowany wyraz twarzy. — Dajcie sobie więcej czasu. Nie dobrze
jest się tak pchać od razu w związek, biorą poprawkę na to, że to będzie twój
pierwszy. Według mnie trochę za mało się znacie, poznajcie się lepiej.
— Nie mogę czekać
— odparł spokojnie nadal unikając jego wzroku, chociaż wiedział, że przyjaciel
teraz przypatruję się mu uważnie z podniesioną brwią do góry.
— Ja wiem, że —
zaczął po chwili ciszy, w której zrozumiał, że Itachi nie będzie kontynuował —
przy pierwszym zakochaniu się już tak od razu chce być z tą wybraną, tak już na
wieki wieków amen, ale…
— Tu nie o to
chodzi — przerwał jego tłumaczenia, trafne i jakby nie patrzeć na pewno
prawdziwe, lecz on tego nie chciał słuchać.
— Keiko jest z Kindersów — oddał uprzedzając Shisuiego, który już
otwierał usta.
— Z Kindersów? —
powtórzył nie kryjąc zaskoczenia. — O nie — jęknął przypominając sobie
wszystkie usłyszane fakty o ludziach z tej organizacji, gdy po chwili jeden
szczególny zwrócił jego uwagę. — Przecież oni nigdy nie działają z nami, to,
jakim cudem mieliście wspólną misję?
— Keiko została
przydzielona do naszych drużyn z polecenia Hokage. Nie wiem, o co dokładnie
chodzi, ale będziemy mieli ze sobą jeszcze na pewno kilka zadań.
— Coś mi tu nie
pasuje. — Pokręcił głową zamyślając się na chwilę i patrząc na zupełny bezkres
błękitu nieba gdzie nie było ani jednej chmurki.
— Shisui ja
podjąłem decyzję.
Itachi zdawał
sobie sprawę, że on chce dla niego jak najlepiej, doradza próbując uchronić
przed niewłaściwymi poczynaniami. Rozumiał to, ale jednocześnie swoje wiedząc.
Pamiętał automatyczne odruchy w sprawie z niesubordynacją Keiko, bał się
wówczas, że ona tak po prostu nagle zniknie z jego życia. Nie chciał tego, robił,
co tylko mógł, aby do tego nie dopuścić. W końcu przyznał się przed samym sobą
ile szatynka znaczy dla niego. Do tej pory unikał tych myśli, ganił się za
takie durne domysły, lecz to było kiedyś teraz chciał wyjawić swoje uczucia.
Miał na uwadze to, do jakiej organizacji Higashiyama należy, co łączyło się ze
specyficznymi misjami. Dzisiejszego poranka, gdy to do niego dotarło
przestraszył się, przecież Keiko może w każdej chwili dostać zadanie, z którego
już nigdy nie wróci. To go przerażało, toteż zdecydował się nie przeciągać
dłużej rozmyślań i przedstawić swoje uczucia.
Tak żeby móc jeszcze nacieszyć się, chociażby krótką chwilą bycia razem.
— Wiesz, jaki to
będzie ból, kiedy przyjdzie informacją, że zginęła na misji. — Rozmył
wspomnienia długowłosego, w których na ten moment się pogrążył obserwując jak
promienie słoneczne usilnie próbują przedostać się przez gęste listowie korony
drzew powodując malownicze niemalże białe plamy wśród zieleni. — Ja chcę cię
tylko przed tym uchronić. Ja wiem, że…
— Shisui — przerwał
stanowczym głosem. — Wierze w nią. Mimo jej zachowania jest naprawdę silnym
shinobi, poradzi sobie. W tejże organizacji jest od dawien, od nastoletnich lat
i jak widać żyje. — Sam w to nie do końca wierzył. Organizm z wiekiem coraz
bardziej był wyniszczony, nie umiał już reagować jak kiedyś, nie przyjmie na
siebie takiego przeciążenia jak dawniej. Stawał się po prostu zbyt słaby z
każdą jej misją. Takie były fakty, jednak z drugiej strony wiedział, że Keiko,
mimo ciągłego gadania o tym, że jest przygotowana na śmierć tak łatwo zabić się
nie da. Wierzył w nią, starając się trzymać tej lekko zgubnej nadziei.
— Jak chcesz —
szepnął widząc determinację w oczach przyjaciela. Rozumiał stanowisko Itachiego
jednocześnie też wiedząc, że i jego jest poprawne.
Zapadła cisza, w której oboje
patrzyli na lekko poruszające się liście. Każdy na moment zapadł się w
czeluściach swoich myśli czy wspomnień, pozwalając by zawładnęły umysłem
chociażby na chwilę.
— Mam ci poradzić jak jej to
powiedzieć. — Pierwszy ciszę przerwał Shisui. Przekonywanie Itachiego o swoich
racjach nie było sensu. Chciał dla niego jak najlepiej, chcąc uchronić przed
bólem straty. Jednocześnie życząc najwspanialszych chwil z tą wybraną i mając
nadzieję, że szybko nie dozna uczucia utraty. Odpowiedzi się nie doczekał tylko
lekkiego skinięcia głową toteż ciągnął dalej. — Znając twój charakter mogę ci
tylko powiedzieć jedno, musisz się dać ponieść.
— Co przez to rozumiesz? —
Spojrzał na bruneta, który obserwował majaczące w oddali budynki Konohy. Znajdowali
się na obrzeżach tuż przy lesie otaczającym wioskę, ściślej mówiąc byli na
jednym z pól treningowych. Ze względu na wysoką temperaturę nie zakładali, że
ktokolwiek może przyjść ćwiczyć, więc mogli liczyć na chwilę prywatności.
— Ty nie jesteś w stanie od tak
chociażby zaraz kupić kwiaty i pójść to jej powiedzieć. — Itachi speszył się
pochylając głowę wlepiając wzrok we własne kolana. Taka była prawda, do której
nie chciał się przyznać. — Dlatego też musisz zadbać o jakiś romantyzm, aby
wyłączyć analizowanie, myślenie i po prostu poddać się chwili, tej bliskości i
uczuciu, jakie między wami jest. O ile z jej strony jakieś jest.
— Jest — mruknął nadal nie
umiejąc spojrzeć na przyjaciele, który tak dobrze go znał.
— Cieszę się i nie wnikam już czy
na pewno dobrze to odczytałeś. — Wyszczerzył się szturchając długowłosego w
ramię. — Dobrze by było na ten przykład zabrać ją na nocne obserwowanie nieba,
wieczorem nad jezioro czy wodospad, sprawdzić, kiedy będzie burza i wyciągnąć
ją daleko od domu, żebyście musieli się gdzieś przed deszczem schować na pewien
czas, na misji tak zamotać z namiotami abyście go dzielili albo dać się zranić
i poprosić ją o opatrzenie rany. Rozumiesz?
Pokiwał głową starając się nie
zdradzić uważnego wsłuchiwania się w każde jego słowo. Od razu próbował
wyobrazić sobie przedstawiane sceny i swoje zachowanie wówczas, szybko
wykombinował, że dwie pierwsze opcje wydają się najlepsze.
***
Skocznym krokiem do rytmu
szybkiej piosenki szatynka przemierzała główne ulice Konohy nie zważając na
śpieszących się ludzi marzących o odrobinie cienia. Nawet wszędobylskie
dzieciaki grzecznie siedziały na tarasach unikając kontaktu ze słońcem.
Wychodzili na niego tylko ci, którzy naprawdę nie mieli wyboru i musieli to
zrobić. Reszta jak tylko mogłam skrywała się w cieniach budynków, drzewa czy
swoich domów toteż ulice uchodziły za lekko opuszczone.
Keiko z na wpół przymkniętymi
oczami poruszającymi wargami bezdźwięcznie wyśpiewującymi teksty piosenek
niespodziewanie skręciła. Idący od dłuższego czasu za nią mężczyzna w długim
płaszczu oraz obszernym kapeluszu zerwał się do biegu, lecz gdy zjawił się na
bocznej uliczce gdzie zniknęła szatynka zamarł. Nigdzie nie mógł dojrzeć
kasztanowych włosów związanych w kitkę. Widział tylko jakiegoś młodzieńca
niosącego zakupy, staruszka zachwalającego sprzedawane owoce, małżeństwo z
dzieckiem śpiesznym krokiem zmierzające ku swojemu celowi. Zaskoczony tym wyszedł z ukrycia niemalże na
środek drogi kręcąc głową w obie strony omiatając oczami raz za razem
przestrzeń pozbawioną Higashiyamy.
— Bu! — usłyszał tuż za uchem a
następnie poczuł dotyk na plecach. Podskoczył przerażony odwracając się do
intruza, lecz zrobił to z takim brakiem koordynacji, że ostatecznie wylądował
na ziemi z kapeluszem, który poturlał się do tyłu. Przez to świat mógł ujrzeć
niebieskie włosy związane w schludny warkocz. Mężczyzna krzyknął rzuciwszy się
w pogoń za częścią garderoby, którą jak tylko złapał wcisnął z powrotem na
głowę.
— Czegóż pani ode mnie chce? —
zapytał stając w pionowej postawie udając przy tym zachrypnięty głos mężczyzny
w podeszłym wieku i poprawiając potężne słoneczne okulary zsuwające się z nosa.
— Cześć Takeshi — rzuciła
szczerząc się do niego jak gdyby nigdy nic trzymając w dłoni wyjęte z uszu
słuchawki.
— Nie wiem, o kim pani mówi. —
Ciągnął dalej farsę udając, że wcale nie miało miejsce zgubienie kapelusza. —
Musiałaś mnie z kimś pomylić. A teraz pani wybaczy, ale śpieszę się — rzucił
odwracając się chcąc szybko odejść, lecz szatynka ruszyła za nim bez problemów
wyrównując krok.
— Na to wygląda — odparła z
nieschodzącym uśmiechem z ust. — To ja może pana odprowadzę?
— Nie, nie trzeba, nie musi się
pani kłopotać. — Kamuflaż głosowy zaczynał zawodzić gdyż można było wyczuć
lekka panikę w jego słowach, co potwierdzało przyśpieszenie kroku.
— Ależ nalegam, gdzie pan
mieszka? — Keiko wyraźnie bawiła ta sytuacja, czego w ogóle nie ukrywała a co
jeszcze bardziej drażniło niebieskowłosego.
— O tutaj. Do widzenia — rzucił
niemalże wbiegając do mijanego budynku. Zrobił to tak gwałtowanie, że nie było
problemu z domyśleniem się, że nie wie gdzie wchodzi.
— Do następnego Takeshi! —
krzyknęła za mężczyzną znikającym za zamykającymi się drzwiami klatki.
Roześmiała się tylko szczerze rozbawiona, po czym ruszyła dalej na przechadzkę
po Konoha. Akaibe tkwił ukryty w cieniu uspakajając przyśpieszoną akcję serca.
— Omal się nie wydało — mruknął
do siebie wychylając się za rogu, aby sprawdzić czy Keiko nie podążyła za nim.
Upewniwszy się, że jest czysto usiadła na zimnej kamiennej posadzce i
wyciągnąwszy notek dokonał kilku zapisów.
„Jest bardzo czujny. Ostrożnie przemierza ulice udając zrelaksowanego,
okrężną drogą zmierzając w stronę posiadłości Uchiha. Najwyraźniej wczorajszy
romans z Sasuke zaowocował jakąś nową dostawą, gdyż jest nad wyraz dzisiaj w
dobrym humorze. Nie wiem jak z reakcją Itachiego na to, ale po wczorajszym
spotkaniu wyglądał na szczęśliwego. W nocy zniknęli mi gdzieś razem, wyraźniej
nie chcąc, aby ktoś ich widział. Obecnie
nie wiem gdzie przebywają bracia, zaś oszust wyraźnie planuje dostarczyć
przesyłkę o wyraźnym zabarwieniu narkotykowym. Musze być bardziej ostrożny w
śledzeniu. On wykazuje niesamowitą czujność bardziej niż podczas misji. Sprawa
z Saiem na chwilę zawieszona. Wracam do śledzenia.”
Takeshi nie rezygnował ze swoich
domysłów chcąc wszystkim udowodnić ich słuszność demaskując narkotykowy gang z
chłopakiem podającym się za dziewczyną na czele. Z tego względu cały festyn
śledził Higashimamę, a raczej starał się gdyż, co chwile gubił obiekt
obserwacji. Święcie przekonany o słuszności swoich teorii i pomocy, która ma
uzyskać do Saia ostrożnie wyszedł z budynku rozglądając się, aby na pewno tego
transwestytę tutaj nie ma, ruszył na dalsze szpiegostwo.
Szatynka zaś wprowadzona w dobry
nastrój przez wygłupy Akaibe zapuściła się w głąb wioski ostatecznie lądując w
okolicy domu blond rodzeństwa. Z powodu rozładowania się urządzenia oraz faktu kończącej
się pory obiadowej postanowiła zajrzeć do przyjaciółki. Isamu nie spodziewała
się zastać w domu, nieraz i nie dwa zdarzało się, że dostawał misje pod rząd.
— Cześć Keiko — rzuciła Fumiko
widząc szatynkę wchodzącą przez bramę na teren posiadłości.
— Hej, jak randka? — zagadała
pochodząc do rozwieszającej pranie blondynki.
— Nie powiem żebym była
zawiedziona, chłopak na serio słodki, ale to nie ważne — dodała po króciutkiej
pauzie — mów, co tam u ciebie i Itachiego.
— No wiesz… — Zmieszała się lekko pokrywając
rumieńcami policzki a wzrok wbijając w rozwieszone pranie.
— O boże… — jęknęła łapiąc
szatynkę za rękę i porzucając niedokończoną czynność. — Siadaj i opowiadaj —
oznajmiła zaciągając dziewczynę na taras gdzie z podekscytowaniem patrzyła na
jej zmieszane oblicze oczekując opowieści.
— Wiesz, no nie wiem czy jest,
co opowiadać.
— Nie jęcz, po twojej twarzy już
widzę, że jest. Opowiadaj — nakazała lekko potrząsając przyjaciółką.
— No… — wypowiedź przerwało
głośne burczenie dobiegającego z brzucha Keiko, która jeszcze bardziej się
zmieszała całą sytuacją.
— Głodna?
— Nie, gdzie tam — kłamała,
czego Fumiko nie słuchała.
— Chodź — zawołała wchodząc do
salonu skąd skierowała się dalej do kuchni gdzie przed szatynką postawiła
resztki z dzisiejszego obiadu.
— Teraz opowiadaj — ponagliła
widząc jak ryż w szybkim tempie znika z talerza.
— W sumie to…
Keiko niczym na spowiedzi
opowiedziała blondynce niemalże wszystko, co się działo, pomijając niektóre
wątki. Fumiko siedziała zapatrzona z oczami jak spodki wychwytując każde najcichsze
słowo i niekiedy piszcząc w jej mniemaniu przy romantycznych momentach.
— Kurcze on jest w tobie
zakochany po uszy — oznajmiła na sam koniec potrząsając nią znacznie mocniej
niż przed historią. — Tak się cieszę. Będziecie taką śliczną parą, bo ty też
coś do niego masz — dodała wystawiając język i puszczając oczko pukając przy
tym szatynkę w ramię.
— Tak sądzisz? — zapytała
nieśmiało. Nie miała doświadczenia w tych sprawach, zawsze twierdziła „w życiu
się nie zakocham”, nie umiała czytać między wierszami wersów dotyczących takich
uczuć a tym bardziej odnaleźć ich u siebie. Wiedziała, że lubi Uchihę, miło
przebywało się w jego towarzystwie, tańczyło czy tuliło, przyjemnie się
rozmawiało do tego ten dzisiejszy sen.
Zdawała sobie sprawę z niezaprzeczalnego faktu, w snach pojawiają się marzenia,
skryte pragnienia, które podświadomość ci przedstawia.
— No oczywiście, że tak. Mówiłam
ci to już parę razy — rzekła lekko pretensjonalnym głosem. — Strasznie swobodna
przy nim jesteś, traktujesz jak członka Kindersów, paplasz przy nim jak najęta,
ciągle gdzieś razem chodzicie, to jego chciałaś uszczęśliwiać na festynie i to
ty się mu wieszałaś na szyi.
— No może — wybełkotała
rumieniąc się lekko.
— Uważam, że powinnaś mu jakoś
dać do rozumienia, co czujesz, to Uchiha on raczej pierwszego kroku nie zrobi
albo zaczekasz się na śmierć przy nim. I na pewno odwzajemni to, bo widać, że
nie jesteś mu obojętna. Mogłabyś…
Dzwonek komórki wibrującej w
kieszeni Keiko przerwał wypowiedź blondynki, która umilkła pozwalając odebrać
wiadomość. Higashiyama wstała odchodząc na kilka kroków by spokojnie
porozmawiać, lecz widniejący uśmiech szybko spełzł z warg, które ułożyły się w
wąską kreskę. Przez całą krótką rozmowę milczała potakując nieznacznie głową a
na sam koniec rzuciła krótkie „dobrze”.
— Wzywają muszę lecieć. —
Odeszła chowając komórkę w trakcie opuszczania pomieszczenia. — Dzięki postaram
się coś wymyśleć — rzuciła jeszcze tylko w stronę blondynki, która z lekkim
niepokojem podniosła się do pionu słuchając jak przyjaciółka opuszcza dom. W
głowie, podświadomie widziała jak wskakuje na dach pobliskiego domu i
poruszając się powietrzną drogą zmierza ku siedzibie Kindersów. Przyzwyczajona
było do tego, że nagle dostawali misje, nie raz i nie dwa była świadkiem takich
telefonów do brata, jednak zawsze budziły one w niej pewny niepokój.
***
Nie tylko Keiko
dostała ważny telefon, wibracje uruchomiły się również w kieszeni Uchihy, który
spokojnym krokiem przemierzał wraz z Shisuim Konohę.
— Tak ojcze, zaraz będę —
oznajmił rozłączając się po chwili. — Wybacz, ale matka trafiła do szpitala.
— Do szpitala? — zapytał
zaskoczony i jednocześnie zamartwiony.
— Poród się zaraz zacznie —
wytłumaczył naprędce powstrzymując się jeszcze by nie odbiec.
— Poród? Mikoto spodziewa się
dziecka? — Itachi pokiwał głową.
— Muszę iść — rzucił widząc
zastój u przyjaciela.
— Rozumiem. Do następnego i
powodzenia z Keiko. A i gratulacje — rzucił za odbiegającym brunetem. — Chyba —
dodał już do siebie zastanawiając się jak poradzą sobie bracia przy opiece nad
małym dzieckiem. Itachi na pewno nie odmówi matce pomocy, ale zaabsorbowany
jest sprawami sercowymi, do tego zaraz urodziny ma. Sasuke również nie oleje
sprawy aczkolwiek jakoś nie widzi go przy przewijaniu maleństwa. Pomijając
absolutnie myśli o tym, że zapewne pokłócą się nie raz i nie dwa na temat
technik zajmowania się niemowlakiem. Z jednej strony chciał się roześmiać
wyobrażając sobie takie sceny, lecz z drugiej szkoda mu było ich nowego członka
rodziny, będzie mieć przekichane już od maleńkości.
— Będę musiał do nich niedługo
wpaść — szepnął do siebie przestając obserwować drogę, którą pobiegł Itachi
zniknąwszy już mu dawno za którymś zakrętem.
Uchiha chcąc zyskać na czasie
wskoczył na dach mijanego budynku by w ten sposób błyskawicznie znaleźć się pod
szpitalem. Krótka rozmowa z recepcjonistką i już stał pod odpowiednimi
drzwiami, gdzie zastał czekającego Sasuke.
— Ojciec jest przy porodzie, nam
nie wolno tam wejść — wyjaśnił nie zaszczycając brata spojrzeniem, cały czas
tylko wlepiał swoje czarne niczym otchłań tęczówki w białe drzwi sali
szpitalnej. Itachi nie widząc innego wyjścia zajął wolne miejsce obok, również
poddając się hipnozie białej przestrzeni. Mimo iż oboje powinni teraz
przejmować się matką i rodzącym się nowym rodzeństwem każde z nich było
pochłonięte zupełnie innymi myślami. Karcąc się do chwila za nie, lecz nie
umiejąc się ich wyzbyć. Jednak Sasuke wyraźnie przeszkadzała obecność brata, bo
po krótkiej chwili wstał udając się na najwyraźniej na krótką przechadzkę.
Wrócił po dłuższym czasie zajmując miejsce znacznie oddalone od Itachiego, pod
innymi drzwiami niemal na drugim końcu korytarza.
Po kilku godzinach wsłuchiwania
się w krzyki rodzącej Mikoto mieszające się z głosami innych przyszłych matek,
w końcu czekali na korytarzu porodówki wyszedł z sali doktor, na co bracia
zareagowali automatycznie poderwaniem się do pionu. Mężczyzna tylko pokiwał
głową odsłaniając przejście do pokoju informując ich tym samym, że mogą wejść.
Bruneci niepewnie poczynili kroki ku drzwiom gdzie po przekroczeniu progu
ujrzeli ojca trzymającego za rękę matkę oraz niewielki zawiniątko spoczywające
na jej piersiach, pomijając położna krzątającą się po pomieszczeniu i
sprzątającą. Nieśmiało podeszli bliżej stając w szeregu koło głowy rodziny.
— Oto wasza siostrzyczka, Kinari
— oznajmił odsuwając się by panowie mogli bardziej się zbliżyć. Ujrzeli niewielkie
dziewczęce ciałko tulące się do matki oraz patrzące na nich z radością przez
czarne tęczówki. Mała wyciągnęła swoją drobną rączkę w stronę Sasuke
rozwierając paluszki i zaciskając je jakby chciała coś złapać. Młodszy z braci
lekko drżącą dłonią chwycił jej pozwalając by zamknęła place w piątkę na jego.
Rozczulając tym zebranych, gdyż nawet Fugaku stał z tyłu z dumą na twarzy,
wargami wygiętymi w delikatny uśmiech, czułością malującą się w źrenicach.
Mikota zaś jeszcze lekko dyszała po niedawnym porodzie z włosami sklejonymi od
poty na czole, zmęczeniem wymalowanym na obliczu mieszającym się z absolutną
szczęśliwością.
— Gratulacje. — Itachi pochylił
się nad matką całując ja w policzek i ostrożnie przytulając. Po czym to samo
wykonał Sasuke obsypując pocałunkiem czoło również szepcząc ciche wyrazy
szacunku. Stali tam tak jeszcze przez chwilę obserwując jak ich nowa
siostrzyczka tuli się do Mikoto a następnie delikatnie wyproszeni przez ojca opuścili
pomieszczenie.
— Matka będzie teraz głównie
skupiać się na Kinari, więc liczę na was panowie, że przejmiecie część jej
domowych obowiązków i będziecie pomagać przy siostrze.
— Naturalnie. — Sasuke uprzedził
Itachiego otwierającego usta by wyrazić poparcie prawdopodobnie tymi samymi
słowami, toteż ograniczył się do kiwnięcia głową.
— Mikoto musi przejść kilka
badań tak samo jak Kinari, potowarzyszę im przy tym. Wy wracajcie do domu.
Pewnie wrócimy przed północą. — Oboje potaknęli odwracając się do znikającego za
drzwiami ojca, po czym ruszyli spokojnym krokiem przez białe korytarze. Nie
odzywali się do siebie. Ostatnie spory pozostawiły na sobie piętno a festynowa
noc wcale nie poprawiła relacji, wręcz miało się wrażenie, że lekko je
pogorszyła. Zatem nie dziwił fakt rozejścia się braci zaraz po przekroczeniu
progu szpitala, każdy wracał zupełnie inną drogą pogrążony w swoich
zmartwieniach.
***
Keiko słuchała wytycznych Josuke
przedstawiającego zdjęcie teczki, którą miała ukraść. Niby prosta misja, lecz…
— Przedmiot znajduje się w
głównym sejfie Kiri. — Na sam dźwięk nazwy wioski szatynka skrzywiła się. —
Masz nie więcej niż trzynaście sekund na wejście tam, zabranie jej, podłożenie
falsyfikatu i wyjście. — Zmarszczyła brwi ściągając je niemal w jedną idealną
kreskę.
— Trzynaście — szeptem
powtórzyła lekko zmartwiona takim limitem. Przygryzła wargę po namyśle kręcąc
przecząco głową, za mało. — W teczce
znajdują się tylko papiery?
— Owszem około dwudziestu
kartek.
— Czas na wykonanie całego
zlecenia? — Podczas zadań Keiko traciła cały swój wesołkowaty charakter, robiła
się skupiona, konkretna, tego wymagały zadania.
— Pięć godziny — oznajmił
wręczając sfałszowaną teczkę, którą ma podłożyć.
— Wedle rozkazu. — Pokłoniła się
nieznacznie.
— Obstawiam, że nie wrócisz. —
Josuke zatrzymał szatynkę dokładnie w progu. Odwróciła się widząc lekko
uniesione ku górze kąciki ust odwzajemniła uśmiech kiwając głową, po czym
zniknęła zamykając drzwi. Wybiegła z
siedziby Kindersów i nie zwalniając nawet na moment dostała się do domu. Tam
bez ceregieli przeskakując pod dwa stopnia na raz znalazła się w swoim pokoju
gdzie rzuciła na łóżko zdejmowaną już na korytarzu bluzkę. Migiem zmieniła
strój na bardziej odpowiedni do misji w kolorach czerni i szarości by móc zlać
się z zapadającym zmrokiem. Włosy upięła w koka a z kieszeni wyjęła wszelkie
zbędę przedmioty jak komórka czy odtwarzacz muzyki. Jednym haustem wypiła
półlitrową butelkę wody stojącą na biurku, do pokrowca na udach schowała trochę
kapsułek nawadniających oraz parę kunai, sznurkiem przywiązała otrzymaną teczkę
na brzuchu pod ubraniem i była gotowa. Bez jakiś sentymentów, chwil zawahania
płynnym susem wyskoczyła przez otwarte okno lądując na gałęzi sąsiadującego
drzewa. Stamtąd przemieszczając się po koronach drzew gnała w stronę Kiri mając
cały czas na uwadze ograniczenia czasowe. Jako członkini Kindersów musiała
bardzo pilnować tych ram wyznaczonych przez Josuke.
***
Będąc już prawie pod domem
brunet zatrzymał się. Uznał, że trochę to głupie, ale miał swoje powody ku
temu. Wyjął z kieszeni komórkę i
wybrawszy odpowiedni numer przyłożył urządzenie do ucha. Niestety prócz sygnały
połączenia nie usłyszał nic. Nie przejął się tym zbytnio powtórzywszy czynność
aż pięć razy. To zaczynało być lekko irytujące toteż gwałtownym ruchem wpakował
telefon do kieszeni obróciwszy się na piecie, zawrócił. Śpiesznym krokiem
przemierzał ulice kierując się na obrzeża. Wolał tą sprawę załatwić przed
komórkę jednak niedane mu było a koniecznie chciał dzisiaj przekazać jej
zaproszenie.
Po dość długim spacerze stanął
przed drzwiami pukając, gdyż Keiko nie posiadała dzwonka. Niestety nikt nie
odpowiadał. Ponowił tylko uderzając mocniej, efekt ten sam. Zaintrygowany
brakiem rezultatów odszedł obchodząc budynek. Zobaczywszy otwarte okno pokręcił
ze zrezygnowaniem głową przekonany, że szatynka zwyczajnie zasnęła.
Bezszelestnie zbił się w powietrze kucając na gałęzi drzewa, z której
przedostał się na parapet w sypialni Higashiyamy. Pokój był pusty, co go
zaniepokoiło. Cichutko ześlizgnął się na podłogę kierując kroki ku czarności
korytarza wyłaniająca się z niezamkniętych drzwi. Chciał sprawdzić czy
przypadkiem może w salonie przed telewizorem nie zasnęła a jako, że nigdy tu
nie był zaglądał do każdego. Raczej starał się gdyż większość z nich była
zamknięta na klucz. Po niedługim czasie obszedł cały dom, który okazał się
całkowicie pusty. Zaniepokojenie wzrosło, gdy cofnąwszy się do sypialni
zauważył na biurku jej komórkę oraz tuż obok odtwarzać muzyki, bez którego nie
wychodziła nigdzie. Starał się myśleć o tym, że po prostu Keiko zapomniała,
lecz złośliwy chochlik krzyczał w głowie „misja”. Omiótł wzrokiem jeszcze raz
bałagan panujący w pokoju i chcąc nie chcąc wycofał się na parapet cicho
wzdychając.
Powolnym krokiem zmierzał znów w
stronę domu, tylko tym razem z lekko posępnymi myślami. Właśnie mijał centrum
wioski, przez który robił skrót do siebie, kiedy ujrzał znajomą postać.
Zatrzymał się przypatrując dziewczynie, upewniając się, co do swoich domysłów.
Nie lubił tego typu sytuacji, lecz pragnął rozmyć wątpliwości.
— Cześć — zagadał zatrzymując
idącą blondynkę z zakupami, na co wskazywały na pewno nie lekkie siatki.
— O witaj Itachi — odparła
zatrzymując się i kładąc na chwilę pakunki. Nie kryła zaskoczenia ze spotkania
przyglądając się chłodnemu obliczu bruneta.
— Widziałaś Keiko, nie odbiera
telefonów — sprostował szybko widząc unosząca się brew Fumiko.
— Jest na misji nie wiem, kiedy
wróci.
Obawy się potwierdziły, Itachi
poczuł jak cały niepokój zamienia się w kilkuset kilogramowy głaz i spada mu na
ramiona. Nie umiał nic odpowiedzieć patrząc tępym wzrokiem na chodnik
oświetlany przydrożną lampą.
— Może, mógłbyś mi dać swój
numer? — zagadała widząc w tym możliwość wyswatania tej dwójki. — Mój brat jest
też z Kindersów będę mieć relacje z pierwszej ręki.
Uchiha nie umiałam w tej chwili
przełknąć grudę, która narosła w gardle i tylko pokiwał głową. Wyjął z kieszeni
komórkę pokazując po uprzednim wyświetleniu swój numer, który blondynka szybko
wpisała do kontaktów.
— No to w razie, czego będę
dzwonić lub pisać — oznajmiła podnosząc z powrotem siatki. — Pa — rzuciła
wznawiając marsz. Itachi stał jeszcze przez moment nie mogąc okiełznać
galopujących myśli podrzucających mu teraz najczarniejsze scenariusze, lecz w
końcu i on ruszył do domu. Przez całą drogę karcił się za to, że nie wykonał
wcześniej kroku, chociażby wczoraj. Bał się o szatynkę, o jej stan, w jakim
wróci.
O super nowy rozdział! Jupi! Keiko i Itachi mają się ku sobie, Keiko i Itachi, mają się ku sobie :P No nie mogę się doczekać sceny "kocham cię, ja ciebie też" i wielkiego cmok! *.* Mam nadzieję, że będzie to niedługo. I żeby tylko wróciła ona cało z misji. Ale jaka przesada z tą misją. 5 godzin na dotarcie z Konohy do Kiri tam i z powrotem!!! To przecięcie jak oni do Suna szli dużo dłużej. A te trzynaście sekund to chyba jakiś żart. To już naprawdę przesada, nikt nie wyrobi się w takim czasie! I wow bracia mają malutką siostrzyczkę i będą się nią opiekować i zajmować. *.* Czekam na notkę o tym :P Do następnego i mam nadzieję, że w miarę szybko teraz będą się notki ukazywać w końcu wakacje kupa czasu, chociaż za 3 tygodnie już wrzesień ;( i powrót do szkoły :((
OdpowiedzUsuńEj, co z nowym rozdziałem! :( :( :( myślałam, że podczas wakacji będzie ich więcej, a tu koniec ich i nadal pusto, jak się akcja tam fajnie rozkręciła :(( Napiszcie coś!
OdpowiedzUsuńYuuki
Hej,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, ten sen Keiko, ciekawe co wyjdzie z tej spontaniczności Itachi'ego, i mają siostrzyczkę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, och ten sen Keiko... Itachi I spontaniczność... ciekawe co z tego wyjdzie, och i mają siostrzyczkę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńświetnie, och ten sen Keiko... Itachi i spontaniczność? no ciekawe co z tego wyjdzie, bracia Uchiha mają siostrzyczkę...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza