Haniko
podeszła do furtki i przejechała dłonią po drewnianym, lekko obdrapanym z farby
płocie. A potem podniosła wzrok i spojrzała na budynek, który na najbliższe
miesiące, a może i lata, miał się stać jej nowym domem.
Cud
architektoniczny to może nie był, ale wyglądał na całkiem stabilny. I co
dziwniejsze – jak na taką jakość, był całkiem tani. W Suna za taką kwotę trudno
było znaleźć coś przyzwoitego. Do tej pory stać ją było zaledwie na wynajem
niewielkiego pokoju. Mieszkała w nim ostatni rok, a wcześniej…
Wzdrygnęła
się. Nie było już żadnego wcześniej.
Nieśmiało
pchnęła zardzewiałą furtkę i wkroczyła na niewielki, aż przesadnie zielony,
teren wokół domku. Dlaczego przesadnie? Bo przez te chaszcze nie widać było,
gdzie zaczyna, a gdzie kończy się kamienny chodniczek. Niezaprzeczalnie jednak
gdzieś pod jej stopami jakiś był, bo czuła, że nie stąpa po ziemi. Podeszła do
drewnianych drzwi pokrytych niebieską, gdzieniegdzie odchodzącą farbą i wyjęła
z kieszeni niewielki kluczyk.
W środku domek
okazał się jeszcze bardziej zapuszczony, niż na zewnątrz, co w sumie było zrozumiałe.
Podczas gdy na dworze mogły szaleć najróżniejsze żywioły, wnętrze pozostało
przez nie nietknięte.
W pierwszym
odruchu Haniko zapaliła światło. Przynajmniej zamierzała, bo chociaż została
zapewniona, że prąd będzie, nikt nie wspomniał o żarówkach. Westchnęła i
rozsunęła ciemnogranatowe zasłony, które przysłaniały ogromne okno i dopiero wtedy
rozejrzała się dokładniej. Pomieszczenie było niewielkie i prawdopodobnie
służyło jako salon. Wchodziło się do niego właściwie bezpośrednio z dworu, bo
drzwi, które oddzielały ten pokój od holu, zostały wyjęte z framugi. W
przedpokoju znajdowały się jeszcze jedne drzwi i – jak się domyślała –
prowadziły do łazienki.
– A kuchnia? –
spytała, nieco zdziwiona rozkładem domu.
Podeszła do
schodów znajdujących się za miejscem, w którym już w myślach ustawiła kanapę i
weszła na piętro. Zgniłozielona farba odchodziła w tym miejscu ze ścian jeszcze
bardziej, niż ta na dworze, sprawiając wrażenie, że korytarz jest jeszcze
ciaśniejszy niż w rzeczywistości. O ile przestrzeń o takiej długości można było
w ogóle określić tym mianem. Korytarzyk, o, tak lepiej.
Haniko nieśmiało
pociągnęła za klamkę po jej prawej stronie i zajrzała do niewielkiej sypialni.
Pomieszczenie może nie było wcale takie małe, ale znajdowało się na poddaszu, a
skośna ściana biegła przez prawie połowę jego długości, robiąc nieco
przytłaczające wrażenie.
Podeszła do
okna dachowego i uchyliła je lekko, by wpuścić trochę świeżego powietrza.
Zaduch panował tu straszny, a od kurzu niemal kręciło jej się w nosie. Zrzuciła
ciemną kapę ze starego, dwuosobowego łóżka i przysiadła na rogu. Materac
zatrzeszczał pod jej naciskiem.
– Wszędzie
przydałoby się malowanie – westchnęła, wstając z posłania.
Drugie drzwi,
ku jej zaskoczeniu, okazały się prowadzić do łazienki. Ciasnej, ale za to w
niezłym stanie. I dobrze, bo jakoś nie uśmiechało jej się wymienianie rur i
kładzenie płytek. Nie wiedziałaby, jak się do tego zabrać, bo do tej pory
jawiło jej się to jako… męskie zajęcie.
Pokręciła
gwałtownie głową, próbując odgonić nieprzyjemne myśli i zeszła z powrotem na
dół.
Pokój na ledwo
od drzwi wejściowych okazał się kuchnią. Całkiem przestronną i przyjemnie
urządzoną. Na środku pomieszczenia stał okrągły stół i trzy krzesła. Haniko
usiadła na jednym z nich i stukając niecierpliwie palcem w blat, zaczęła się
zastanawiać, co dalej.
***
Sasuke
przeciągnął się jeszcze kilka razy i spojrzał na zniszczenia, których dokonał.
Jedna, stanowczo zbyt głęboka dziura w ziemi i kilka połamanych, gdzieniegdzie
przypalonych drzew. Z technikami ognia starał się zbytnio nie szaleć i
wychodziło mu to nienajgorzej. Zniszczenia Hokage mogłaby mu jeszcze wybaczyć –
w końcu dokonał ich na placu treningowym klanu Uchiha – ale gdyby przez
nieuwagę spalił pół Konohy, mogłaby nie być już taka wyrozumiała. Na szczęście,
dopóki ćwiczył sam, znał umiar. Gorzej, kiedy w zasięgu wzroku znajdował się
Uzumaki, z którym lubowali się w ścieraniu na pył wszystkiego, co znalazło się
na ich drodze, lub Itachi, któremu… zwyczajnie chciał zaimponować. A że to nie
działało, to już inna sprawa. Im gorszych zniszczeń dokonał, tym większa była
dezaprobata w oczach brata. No cóż, tak bywa.
Sasuke starł
krew, która w niewyjaśnionych okolicznościach znalazła się na jego policzku,
schował broń za pas i ruszył spacerowym krokiem w stronę domu. Chłodny
kwietniowy wietrzyk zakradał się pod ubranie i studził rozgrzaną do czerwoności
skórę. Wysuszył pot i rozwiał włosy, które zaczynały nieprzyjemnie lepić się do
skóry.
Kiedy dotarł
do rezydencji Uchiha, zdążył już uspokoić oddech i nieco odpocząć. Kolejny w
planach był gorący prysznic, a potem kolejne wysychanie na świeżym powietrzu.
Zamknąłby się w pokoju, otworzył szeroko okna i położył na łóżku. Wiosenny
wiatr mógłby bez skrępowania śmigać po jego nagim ciele, podczas gdy on
zapadałby w popołudniową drzemkę. Tak. Tak. Tak…
– Och –
szepnęła na jego widok Mikoto, wypadając z kuchni. – Nie poszedłeś z ojcem i
Itachim na zebranie klanu?
Sasuke
zacisnął szczękę. Może i by poszedł, gdyby został o nim poinformowany.
Najwyraźniej jednak ojciec nie widział potrzeby zabierania ze sobą młodszego
syna. I tak zapewne nikt nie zwróciłby na niego uwagi, bo całą uwagę Itachi
skupiłby na sobie.
– Zrobiłbyś
coś dla mnie?
Skinął niechętnie
głową.
– Dzwonił pan
Takenada. Farby, które zamówił ojciec już przyszły i dobrze by było je dziś
odebrać. Wiesz, że ojcu zależy, żebyście jak najszybciej skończyli remont.
Poszedłbyś?
No, to chyba
nici z wylegiwania się w pościeli, sam na sam ze swoimi myślami.
– Tylko wezmę
prysznic.
***
Sasuke
spojrzał na kwit, który dała mu matka i kiedy upewnił się, że to właściwy
adres, pociągnął za klamkę. Drzwi zahaczyły o niewielki dzwoneczek i w sklepie
rozległ się cichy, aczkolwiek nieprzyjemny dla ucha, brzęk.
Uchiha
skrzywił się i ruszył w głąb sklepu. Lada, za którą stał przygarbiony staruszek,
znajdowała się kilka metrów od wejścia. Kiedy Sasuke wyłonił się zza ściany
stworzonej z puszek jakiejś farby lateksowej, dostrzegł, że w sklepie nie był
sam.
– I może
jeszcze… ma pan wałek?
Mężczyzna
skinął głową i wrócił po chwili z kilkoma o różnej wielkości.
– Ten mały i
największy poproszę – powiedziała kobieta, uśmiechając się lekko.
Sasuke
przyjrzał jej się niechętnie, a kiedy zauważył, że zagląda do stanowczo za
długiej listy, przewrócił oczami. Jak tak dalej pójdzie, to spędzi tu wieki.
– Potrzebuję
jeszcze… jaką powierzchnię mogę pomalować jedną taką puszką farby? – Machnęła
ręką w stronę pojemników, stojących za jej plecami.
– Tą to chyba
będzie… – Staruszek zawahał się i wyszedł zza lady. Wyciągnął z kieszeni na
piersi okulary i zmarszczył czoło, próbując przeczytać miniaturowe literki,
zdobiące etykietę. – Wydajność farby to czternaście metrów kwadratowych na
litr. Ale to uwzględniając tylko jedną warstwę. Trzeba będzie położyć co
najmniej dwie, żeby uzyskać taki kolor, jak na opakowaniu. Jaką powierzchnię
chce pani pomalować?
– Ja… chyba…
Sasuke
ponownie przewrócił oczami, ze zrezygnowaniem opierając się o ladę.
– Za dużą –
podsumowała kobieta, marszcząc nos. – Chyba zacznę od salonu po prostu.
Potrzebowałabym w takim razie dwóch takich pojemników.
Mężczyzna
skinął głową i wyjął spod lady katalog z kolorami. Sasuke przysunął się lekko w
jego stronę, a kiedy dostrzegł, ile było możliwości, prawie złapał się za
głowę. Jak powszechnie wiadomo – kobiety i kolory to katastrofa.
Tak też i było
w tym przypadku. Nieznajomej zabłyszczały oczy z podekscytowania, kiedy przejeżdżała
palcem po wzorniku.
– Może… ten
jasny, Fiołek Poranka. Albo… ten Lazurowy Ocean. Tak, chyba ten.
Sasuke
zacisnął szczękę. A może czerwony, jakaś Głębia
Gniewu. Jego gniewu.
Właściciel
przytaknął i poszedł wśród puszek szukać pożądanego koloru. W tym czasie
kobieta odwróciła się w stronę Uchihy i jakby dopiero go zauważając, posłała
mu delikatny uśmiech. Nie miała jednak okazji zobaczyć jego reakcji, bo zaraz
wróciła do sprawdzania rzeczy ze swojej listy, oglądając przedmioty leżące na
blacie. Nagle zamarła.
– Albo wie pan
co… może jednak Fiołek Poranka.
– Jak sobie
pani życzy.
Sasuke wziął
głęboki wdech, starając się zapanować nad nerwami. Ostatnimi czasy bardzo łatwo
było go wyprowadzić z równowagi i chociaż z całych sił starał się nad sobą
panować, nie zawsze mu to wychodziło. Wszystko przez ten cholerny klan, ojca,
Itachiego i pieprzone ANBU. I nieważne, jak długo ślęczał na polu treningowych,
wyciskając z siebie siódme poty, złość nie mijała. Oczyszczał umysł zaledwie na
krótkie chwile, a potem przy byle okazji dawał się pochłonąć irytacji.
Spojrzał na
produkty, które kupowała kobieta – chociaż właściwie, to jeszcze dziewczyna, bo
z całą pewnością nie była starsza od niego – uzmysłowiając sobie, że nieznajoma
zupełnie nie zna się na tym, za co się zabiera. W innym razie nie kupowałaby
tylu różnych pędzli, wałków, taśm i folii, a skupiła się na wyborze dobrego,
uniwersalnego sprzętu. Tymczasem połowa z tego, co wzięła, do niczego jej się
nie przyda.
– Dwa razy Fiołek Poranka – oznajmił staruszek,
kładąc na ladzie puszki. – Coś jeszcze dla pani?
– Przydałaby
się jeszcze jakaś niewielka drabina. Hm, albo… – Spojrzała do swojej listy.
– Długo jeszcze? –
Nie wytrzymał Sasuke. – Bez drabiny można sobie poradzić, dziewczyno.
Dziewczyna
odwróciła głowę z jego stronę i zmierzyła go nieprzychylnym spojrzeniem.
– Nie
przypominam sobie, żebyśmy przechodzili na ty. Poza tym moje zakupy, to nie
twoja sprawa. Pozwól, że sama zdecyduje, co będzie mi potrzebne, a co nie.
Pyskata,
pomyślał Sasuke.
– Przestań się
kompromitować. Widzę, że jesteś shinobi.
– Co ma jedno
do drugiego? Ja za to widzę, że masz jakiś poważny, emocjonalny problem z tą
drabiną.
Sasuke
prychnął. Zanim zdążył odpowiedzieć, do rozmowy włączył się właściciel sklepu:
– Pan Uchiha
pewnie po odbiór zamówienia? Pańska matka dzwoniła, że pan przyjdzie.
– Uchiha… –
Dziewczyna przyjrzała mu się badawczo, śmiesznie marszcząc nos. – Jesteś z
klanu Uchiha?
– Nie, z Hyūga
– prychnął. – Mogę już dostać to zamówienie?
Staruszek
spojrzał niepewnie na Sasuke, a potem na dziewczynę.
– Proszę, nie
ma problemu. – Odsunęła się od lady, robiąc mu miejsce. – W końcu mama nie może
czekać.
Sasuke nie
warknął tylko dzięki temu, że zacisnął zęby. Zmierzył dziewczynę oceniająco,
czerpiąc niemą satysfakcję z tego, że się speszyła pod wpływem tego spojrzenia,
a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Podobał jej się, a jakże.
Pan Takenada
przyniósł z zaplecza dwa opakowania specjalnej farby i skinął Sasuke głową.
Zamówienie było opłacone, więc Uchiha czym prędzej opuścił sklep.
***
Kiedy Sasuke
dotarł do domu, ojciec i Itachi byli już z powrotem. Fugaku siedział na głównym
miejscu przy dębowym stole w kuchni, a Mikoto skakała wokół niego i podstawiała
mu pod nos kolejne przekąski. Itachi siedział obok niego i z namaszczeniem
kiwał głową, kiedy ojciec wskazywał mu coś na kartce.
Sasuke
spochmurniał.
– O, już
jesteś – zauważyła Mikoto. – Dziękuję ci.
Fugaku
podniósł wzrok, ale kiedy tylko go dostrzegł, stracił zainteresowanie. Dopiero
kiedy pani Uchiha postawiła puszki z farbą w kącie kuchni, oderwał się od
dokumentów i spojrzał na żonę. No bo nie na Sasuke, jego tam przecież nie było.
– Wysłałaś go
po farby? Dobrze. Jesteśmy z Itachim trochę zajęci i raczej nie zdążyłbym dziś
po nie pójść – oznajmił, ponownie spuszczając wzrok na papiery. Przewrócił
jednak zaledwie stronę, kiedy coś jeszcze przyszło mu do głowy. Podniósł wzrok
na Sasuke. – Mam nadzieję, że ukłoniłeś się nisko i porządnie podziękowałeś Takenadzie
za jego pomoc w sprowadzeniu niezbędnych materiałów. Wyświadczył nam ogromną
przysługę – dodał pouczającym tonem.
– Tak, ojcze.
– Sasuke zmusił się do tego, żeby nie warczeć.
– Dobrze. –
Fugaku kiwnął głową i wrócił do poprzedniego zajęcia, ignorując młodszego syna.
Sasuke
zacisnął pięści. A kiedy jeszcze brat spojrzał na niego z lekkim zmartwieniem,
nie wytrzymał i wyszedł z kuchni. No, najchętniej to by wybiegł, ale wtedy
utwierdziłby ojca w przekonaniu, że zachowuje się jak rozemocjonowany gówniarz.
A był przecież dorosłym, dwudziestokilkuletnim mężczyzną, prawda? Prawda?
Nie zdążył
jednak nawet demonstracyjnie wejść po schodach i zamknąć się w swoim pokoju,
jak obrażona na świat nastolatka, której przecież nikt nie rozumie, bo ktoś
zadzwonił do drzwi. I Sasuke, zamiast się ewakuować, w pierwszym odruchu
podszedł do nich i pociągnął za klamkę.
Na wycieraczce
stał jeden z młodych chłopaków, których Tsunade wysyłała, kiedy chciała kogoś
do siebie wezwać. Sasuke zastanawiał się, czy tym szczęśliwcem będzie może on,
czy jego starszy brat, bo Fugaku i Mikoto raczej rzadko dostawali jakieś
zadania. Głowa rodziny częściej stawała się przed obliczem Hokage, żeby zebrać
opieprz za kolejne skandaliczne działania policji, niż żeby faktycznie wykonać
jakąś robotę. Cóż, takie życie.
– Czy jest
Uchiha Itachi? – O zgrozo, zaczęło się. – I Uchiha Sasuke. Hokage-sama wzywa do
siebie.
***
Kiedy dotarli
na miejsce, Tsunade już kogoś przyjmowała. Sasuke opadł na plastikowe krzesełko
naprzeciwko drzwi, czując, że zaczynają doskwierać mu łydki i uda. Najwyraźniej
się trochę przetrenował. Kiedy wróci do domu, zrobi sobie kąpiel, a potem
wymasuje bolące mięśnie.
– Jak trening?
Podniósł głowę
na przyglądającego mu się Itachiego.
– Dobrze.
Itachi wciąż
na niego patrzył, najwyraźniej oczekując jakiejś kontynuacji, ale się nie
doczekał. Kiwnął głową i odwrócił się plecami do niego.
– Jak zebranie
klanu? – spytał po chwili Sasuke, starając się brzmieć beznamiętnie.
Starszy Uchiha
odwrócił się, marszcząc brwi. No proszę, czyżby młodszemu nie wolno było
zadawać żadnych pytań?
– Też dobrze –
Wzruszył ramionami.
I to by było
na tyle, jeśli chodzi o rozmowę. Itachi zaczął się przechadzać korytarzem, co
Sasuke dosyć szybko zaczęło irytować. Co, czyżby tak bardzo nie mógł się doczekać
powrotu do ważnych spraw omawianych z ojcem? Z pewnością, bo co go mogło tutaj
czekać? Najwyżej jakaś bzdurna, mało ważna misja. Bo skoro zostaje na nią
wysłany z młodszym bratem, to do rangi ANBU z pewnością się nie umywa.
Sasuke
zacisnął pięści, a w tym samym momencie drzwi do gabinetu Hokage otworzyły się.
Bracia zbliżyli się, a kiedy ostatnia osoba wyszła z pomieszczenia, sztywno
weszli do środka. Itachi ukłonił się nieznacznie, a Sasuke tylko przewrócił
oczami. Etykieta tego nie wymagała, więc lizus zapewne chciał sobie zaskarbić
dodatkowe względy.
Za ich plecami
drzwi otworzyły się gwałtownie i do pomieszczenia wpadł zdyszany mężczyzna,
będący w połowie plecenia warkocza ze swoich długich niebieskich włosów.
– Dobrze –
oznajmiła Tsunade, przyglądając im się uważnie. Przejechała wzrokiem po ich
sylwetkach dwa razy, po czym westchnęła. – Itachi, zakładam, że nie widziałeś
gdzieś po drodze Keiko?
– Nie,
Hokage-sama.
– Wysłałam jej
wezwanie z samego rana, żeby na pewno się nie spóźniła – oznajmiła,
przygryzając wargę. – Trudno, sam będziesz musiał poinformować ją o misji.
Itachi skinął
głową, nie zdradzając, czy zadanie to przypadło mu do gustu, czy wręcz
przeciwnie.
– To nie
jedyna osoba, której brakuje – kontynuowała Tsunade. – Drugiej mój wysłannik
nie zastał w domu. Ją też poinformujesz.
– Tak jest.
– A już
myślałem, że czeka nas taka męska wyprawa – oznajmił wesoło nieznajomy chłopak,
kończąc pleść warkocz i związując go gumką.
– Męskie
wyprawy kończą się zazwyczaj klęską, Akaibe. – Tsunade splotła palce i
pochyliła się nad blatem. – Przejdźmy do rzeczy.
***
Kiedy Tsunade
skończyła, bracia czym prędzej opuścili gabinet. Szli ramię w ramię, choć obaj
wyglądali na takich, co woleliby drogę do domu spędzić w samotności. Zaraz,
zaraz… do domu? Itachi jako kapitan musiał jeszcze obskoczyć dwie dziewczyny i
poinformować je o tym, jak idiotyczne zadanie przyjdzie im razem wykonywać. Bo
Sasuke o powierzonej im misji nie mógł powiedzieć nic innego. Jeśli jakieś
słowa jeszcze cisnęły mu się na język, to same niecenzuralne. Wysłanie go na
taką misję znacznie urągało jego dumie, a co dopiero mówić o Itachim.
Nie, żeby on
był jakiś wyjątkowy, pomyślał Sasuke, mierząc brata wzrokiem. Ujmę musiało mu
to przynosić głównie ze względu na stopień.
– Ej,
poczekajcie, halo! – krzyknął ktoś za ich plecami.
Sasuke
najchętniej by przyspieszył, ale Itachi się zatrzymał, więc on też tak uczynił.
W ich stronę biegł ten niebieskowłosy dziwoląg. Takie miał na jego temat zdanie
Sasuke, bo nie wywarł na nim zbyt dobrego pierwszego wrażenia. Chłopak
notorycznie wcinał się Hokage w zdanie, dzieląc swoimi dziwacznymi
spostrzeżeniami. Czego dotyczyły? Sasuke nie wiedział, ale na pewno nie
powierzonej im misji.
– Nie
poznaliśmy się jeszcze. Jestem Akaibe Takeshi.
– Uchiha
Itachi. A to mój brat, Uchiha Sasuke.
– Umiem mówić
– warknął młodszy, łypiąc gniewnie na brata.
Itachi nie
zwrócił na niego najmniejszej uwagi.
– Fajnie –
odparł Takeshi, odgarniając z twarzy kosmyk włosów, którego nie udało mu się
wpleść w warkocz. – Klan Uchiha, to taka elita. Na pewno macie sporo mrocznych
tajemnic.
Odpowiedziała
mu cisza. Sasuke zaklasyfikował w myślach nowego znajomego do kategorii Idiota. Itachi odwrócił się w stronę
brata i podał mu kartkę, którą Sasuke mechanicznie przyjął.
– Chciałbym,
żebyś udał się do tej Haniko i poinformował ją o misji.
Dlaczego ja?, chciał warknąć Sasuke, ale
ugryzł się w język. Zamiast tego zmarszczył brwi.
– Obawiam się,
że odnalezienie Keiko może wcale nie należeć do łatwych zadań. Nie mam
pewności, czy uda mi się do niej dotrzeć przed zmrokiem.
Sasuke
niechętnie skinął głową, spoglądając na adres. Itachi zawsze mógłby zacząć od
tej Haniko, ale niech już mu będzie. Adres wskazywał na jakieś zapuszczone
peryferia, nawet niedaleko od dzielnicy Uchiha, która też radośnie kwitła na
kompletnym zadupiu. Nie raz słyszał, jak mieszkańcy centrum straszyli swoje
pociechy ich czerwonymi ślepiami. Im dalej trzymano ich od zaludnionej części
wioski, tym więcej irracjonalnych plotek wymyślali mieszkańcy na ich temat. Palenie
zagubionych kociąt ku czci Madary, krwawe obrzędy przy pełni księżyca i inne
brednie. Raz nawet słyszał, że są klanem krwiożerczych wampirów.
– To może
jakieś… piwko potem? – zaproponował Takeshi, puszczając oczko.
– Innym razem
– odpowiedział wymijająco Itachi, sprawdzając adres swojej podopiecznej.
Nigdy,
pomyślał Sasuke. Bracia pożegnali się, burcząc coś niewyraźnie do siebie, po
czym każdy udał się w swoją stronę. Takeshi został sam.
***
Sasuke
rozglądał się ciekawie po okolicy, nie przypominając sobie, by był kiedyś w
tych stronach. Nie mieszkało tu zbyt wiele osób, a droga prowadziła właściwie
donikąd. Kończyła się ślepą uliczką, a w tle majaczył wysoki mur oddzielający
wioskę od reszty terenów Kraju Ognia. Okolica była spokojna. Można by rzec, że
przypominała wieś ze względu na te niewielkie, śmieszne domki i ogródki, które
większość mieszkańców wykorzystywała do sadzenia warzyw. No, to nawet dzielnica
Uchiha wyglądała dużo bardziej miejsko niż ten zalesiony zakątek.
Wiejskiego
wrażenia dopełniła kura, która przebiegła Sasuke tuż przed nogami i pognała w
zarośla. Okej, był na zadupiu.
Kiedy pchnął
furtkę, prawie wypadła z zawiasów. Zawahał się, kiedy ją zamykał, starając się
to robić najdelikatniej, jak potrafi. Pierwsze wrażenie było złe. Z wahaniem
zapukał w drzwi, bojąc się, że i one rozpadną się pod wpływem jego dotyku.
Chociaż poniekąd był to komplement. Musiał mieć w końcu sporo siły.
Drzwi
otworzyły się i stanęła w nich dziewczyna ze sklepu.
– To ty? –
spytała, zdziwiona. – Zawsze najpierw kogoś obrażasz, a potem nachodzisz go w
domu?
Sasuke
początkowo zamierzał się odgryźć, ale kiedy zauważył, że była lekko
zaniepokojona jego obecnością, odpuścił. Do czego to doszło, żeby kobiety bały
się jego odwiedzin. Większość byłaby zachwycona, dostrzegając go przed swoimi
drzwiami i chętnie zaciągnęłaby go… głębiej, ale na szczęście nie wszystkie. I
chociaż nie schlebiało mu to, że dziewczyna się go obawia, to przynajmniej musiał
jej przyznać, że zachowuje się rozsądnie.
– Nie stawiłaś
się na wezwanie Hokage – wyjaśnił. – Wpuścisz mnie, czy mam ci wszystko
tłumaczyć na wycieraczce?
Zmarszczyła
czoło, ale usunęła się z drogi i uchyliła drzwi. Dopiero teraz Sasuke zauważył,
że w środku w najlepsze trwał remont, a ona prezentowała się nie najlepiej. O
ile nikt o zdrowym rozsądku nie zakładał wyjściowych ubrań do malowania, to w domowych
raczej w się farbie nie tarzał, a ona wyglądała, jakby spadła z tej
nieszczęsnej drabiny i wleciała prosto do puszki z… jak to szło? Porannym
Fiołkiem?
Kilka plam
zdobiło też jej policzki oraz włosy, które częściowo wydostały się spod
niechlujnego koka, którego zaplątała na czubku głowy.
– Ty się
naprawdę na tym nie znasz – zauważył Sasuke, wchodząc do pomieszczenia.
Pół roku temu
sam niewiele wiedział o remontowaniu, ale po ostatnim ataku na Konohę, kiedy to
przypadkiem ucierpiała część rezydencji Uchiha, Fugaku zarządził męskie robótki
i wspólnie, krok po kroku, w wolnym czasie odbudowywali dom. A że czasu było
niewiele, to zaledwie liznęli zniszczenia, ale co nieco Sasuke już o remontach
wiedział.
– Podłogę
zabezpieczyłaś dobrze, ale nie podkleiłaś sufitu taśmą i jak dojdziesz na samą
górę ściany, to gwarantuję ci, że przez przypadek go zabrudzisz. Chyba że on
też ma być… fioletowy – dodał, lustrując plamy na jej policzkach. Ten Fiołek w końcu nic a nic mu nie mówił.
– Hokage
przysłała cię, żebyś udzielał mi rad na temat malowania?
– Nie, nie
stawiłaś się na wezwanie. Mamy wspólną misję.
– Nie było
żadnego wezwania.
– Było, ale
najwyraźniej ten czas też spędziłaś w jakimś sklepie.
Dziewczyna
nachmurzyła się, ale szybko złagodniała i wyciągnęła do niego rękę.
– Shimanouchi
Haniko. Przepraszam, powinnam była cię przepuścić, zamiast kazać tyle czekać.
Miałam całkiem sporo rzeczy na liście.
– Uchiha
Sasuke. – Uścisnął jej dłoń. – Masz tu nierówną podłogę, więc nic dziwnego, że
drabina się chwieje. Jeśli jej czymś nie zabezpieczysz, to spadniesz jeszcze
nie raz.
– No co ty nie
powiesz… – odparła kąśliwie, poprawiając włosy na czubku głowy, przy okazji
jeszcze bardziej brudząc je farbą. A na jasnym blondzie takie plamy były bardzo
widoczne.
Zanim zaczął
jej wyjaśniać szczegóły ich jutrzejszej misji, do drzwi ktoś zapukał. Sasuke,
który stał najbliżej, chciał odruchowo chwycić za klamkę i otworzyć, ale kiedy
dostrzegł na niej plamę fioletowej farby, automatycznie mu się odechciało.
Haniko
wyminęła go i otworzyła drzwi.
– Pani
Shimanouchi? Dostarczyliśmy pani meble.
Uchiha
odwrócił się i spojrzał na mężczyzn, którzy rozładowywali wóz, zostawiając
wszystko przed furtką. Dziewczyna kompletnie zrozpaczona spojrzała na bordową
sofę, półki na książki i fotele, a potem na swój do połowy pomalowany salon,
który ociekał farbą.
– Dziękuję
panom bardzo – powiedziała, kiedy mężczyźni ustawili ostatnią szafkę i ukłonili
jej się nisko, wracając na wóz. Kiedy odjechali, westchnęła.
– Fatalnie to
rozegrałaś – stwierdził Sasuke.
– Nie
wiedziałam, że dziś z tym przyjadą – odburknęła. – Nieważne, powiedz mi to, co
masz powiedzieć i idź już.
Sasuke już
otworzył usta, żeby streścić przebieg rozmowy z Tsunade, ale po chwili je
zamknął. Mógłby ją tak z tym zostawić? Mógłby, czemu nie, ale choć nie prosiła
go o pomoc, wydawała mu się w tym momencie tak bezradna, że chyba nie
potrafiłby tego zrobić. Na pewno nie zamierzał za darmo pomagać jej w remoncie,
ale gdyby wniósł kilka rzeczy, jego świat by się raczej nie zawalił. Tylko…
gdzie miałby to wszystko upchnąć, nie brudząc przy okazji farbą?
Rozejrzał się
dookoła, zauważając schody prowadzące na piętro.
– Na górze też
malujesz?
– Co? Nie.
– Jest tam
dość miejsca na to wszystko?
Haniko
zmarszczyła czoło, przyglądając mu się z pewną dozą nieufności.
– Co
zamierzasz?
– Pomogę ci.
***
Haniko
osuszała włosy ręcznikiem, stojąc przed zaparowanym lustrem. Nie widziała
swojego odbicia, ale wcale nie musiała go widzieć, żeby zauważyć, że jej włosy
wciąż w dużej mierze ubrudzona są fiołkową farbą. I chociaż dobrze jej było w
tym kolorze, raczej wolała nie mieć go na głowie.
Kiedy woda na
lustrze trochę się skropliła pod wpływem chłodnego powietrza, wpadającego do
łazienki przez otwarty lufcik, Haniko rozczesała włosy i przyjrzała się swojemu
odbiciu. Wyglądała na zmęczoną, ale bynajmniej nie była to wina dzisiejszych
porządków. Kiedy powtykała trochę starych papierów pod drabinę i ta nie chwiała
się już tak bardzo, szybko skończyła malowanie. W tym czasie Sasuke uporał się
z jej meblami, zanosząc je na górę. I jak na rasową kobietę przystało, mogłaby
nawet pozachwycać się jego umięśnionymi przedramionami, bo nieco podwinął
rękawy koszuli, ale… no, nie była w nastroju. Uchiha z całą pewnością był niczego
sobie, ale nie robiło to na niej wrażenia. Nie tak, jak mogłoby.
Z ulgą
stwierdziła, że farbą zabrudzone ma tylko końcówki. O ile za końcówki można
uznać dobre pięć centymetrów. Sięgnęła po nożyczki, zamierzając pozbyć się tego
odcinka, kiedy uderzyło ją coś jeszcze.
Była tą samą
osobą, która kilka dni temu opuszczała Suna. I nie było w tym nic dziwnego,
tylko że nie chciała nią być. Na pewno nie tą dziewczyną, którą była od
przeszło roku. Po to zmieniła miejsce zamieszkania i kraj, żeby zacząć wszystko
od nowa. Zacząć być nową Haniko, a raczej znowu być starą. Tą, którą była
jeszcze tak niedawno, choć wydawało jej się, że od tego czasu minęły wieki. I
chociaż miała świadomość, że ludzie nieustannie się zmieniają, a czasem powrót
do dawnego życia jest niemożliwy, nie przeszkadzało jej to w marzeniu o
przeszłości.
– Jesteś
żałosna – powiedziała do swojego odbicia, kręcąc głową. – Przeszłość nie wróci.
Zawalcz przynajmniej o przyszłość.
Spojrzała na
trzymany kosmyk włosów i nagle zmieniła zdanie. Zamiast kilku centymetrów,
chwyciła włosy na wysokości ucha i cięła. Szybko, jakby obawiając się, że lada
moment zmieni zdanie i powróci do wcześniejszych rozmyślań.
Szybko uporała
się z włosami i przekonała się, że takie decyzje kończą się dobrze tylko na
filmach. Rozemocjonowana bohaterka sięga niespodziewanie po nożyczki i…
wyczarowuje sobie na głowie cudo, jakby wróciła prosto od fryzjera. Tymczasem
Haniko miała na głowie chaos. Włosy były postrzępione, o różnej długości i
prezentowały się po prostu brzydko.
Haniko
sięgnęła z powrotem po grzebień i rozczesała je na nowo, starając się nadać im
jako taki kształt. A potem wzięła głęboki wdech i nożyczki po raz kolejny
poszły w ruch.
Zanim nadała
fryzurze jako taki kształt i równość, nastała noc. Ale kiedy kładła się spać,
miała znacznie lżejszą głowę, niż przed tym wybrykiem. I bynajmniej nie
chodziło tylko o włosy.
O jejku, jejku świetny blog!*.* Uwielbiam braci Uchiha, a wszczególności Sasuke^///^ Strasznie zabawne sceny!^^ Najlepsza była pobudka Itasia zafundowana przez Saska hihihi... Macie nową fanke, będę tu często wpadać!^^ Lecę czytać następne notki, a i jeszcze jedno: OBY TAK DALEJ!!!*_* Więcej Saska!XDDDDDDD
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńno Sasuke i jego fanklub, walka między braćmi super, i ten jego pedantyzm...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział naprawdę fantastyczny, tak Sasuke i ten jego fanklub super... a ta walka między braćmi, piękna...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Fanklub? Walka? Wybacz, ale nie wiem, o co Ci chodzi, bo nic takiego nie pojawia się w rozdziale :-)
UsuńPozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział nic dodać, nic ująć, tak Sasuke traci panowanie nad sobą jak pojawia się Naruto lub Itachi...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Iza