Sasuke uchylił
niechętnie powieki, rejestrując przy okazji, że kręci mu się w głowie. Jęknął i
ponownie zamknął oczy, ale nieprzyjemne uczucie nie mijało, a zamiast tego z
każdą sekundą stawał się coraz bardziej świadomy swojego fatalnego stanu. Do
wirującego świata szybko dołączyły mdłości i nieprzyjemny posmak na języku.
Przekręcił się
na drugi bok, zamierzając zasnąć jeszcze na przynajmniej krótką chwilkę, kiedy
dał o sobie znać jeszcze pęcherz. Podnosząc się z twardego legowiska, Sasuke z
irytacją zrzucił kilka paczek po papierosach i butelkach po piwie, które leżały
obok niego. Dlaczego spał w takim chlewie? Na miękkich nogach podszedł do
umywalki stojącej w rogu pokoju, stanął w lekkim rozkroku i… sięgnął do
rozporka.
Kiedy już
zrobił, co miał zrobić, odkręcił wodę w kranie, umył ręce i przepłukał twarz.
Jednak biorąc pod uwagę, że nie kąpał się od przeszło tygodnia, wcale nie
sprawiło to, że poczuł się czystszy. Miał świadomość, że śmierdzi. Alkoholem,
papierosami, potem i niemytym ciałem. Teraz chyba żadna z jego wielbicielek nie
poszłaby z nim do łóżka.
Odwrócił się i
spojrzał na swoje tymczasowe lokum. Znajdował się w samym centrum wioski w
piwnicy, którą Orochimaru niegdyś wykorzystywał jako jedną ze swoich kryjówek.
Sasuke dowiedział się o niej przypadkiem podczas szpiegowania Sannina i
postanowił teraz z tej wiedzy skorzystać.
Podszedł do
mocno wysłużonego już łóżka, przy okazji kopiąc puste butelki, które od kilku
dni zalegały na podłodze. Drżącymi dłońmi wyjął papierosa i wymacał zapaliczkę
w kieszeni. Zaciągnął się mocno, a potem spojrzał na wyłączony telefon leżący
na rogu łóżka.
Wyłączył go
wieczorem, tego samego dnia, kiedy urodziło się jego… dziecko. Sumire. Jego
córka.
– Córka. –
Smakował to słowo. – Jestem ojcem.
I to nie byle
jakim, bo sam widok noworodka tak nim wstrząsnął, że niewiele myśląc, schował się
tutaj, żeby ochłonąć i tak zleciało mu tych kilka dni. Telefon dzwonił raz po
raz. Pierwsza była Keiko, później kilkakrotnie dobijała się do niego matka,
następnie Itachi, a potem Sasuke już nie wiedział, bo sygnał zaczynał
przyprawiać go o istne szaleństwo, więc wyłączył komórkę i do tej pory nie
odważył się jej uruchomić.
Był tchórzem.
Pierdolonym tchórzem, który był w stanie pół roku spędzić w towarzystwie
nieprawdopodobnie silnego mężczyzny, który pożądał jego ciała i w tamtej
sytuacji nawet nie mrugnął, ale narodziny córki wstrząsnęły nim tak bardzo, że
od tygodnia non stop chodził pijany. Czy to znaczyło, że był urodzonym ninja? Idealnym
shinobi? Odkąd pamiętał, już jako gówniarz cechował się odwagą, która często
była brana za zwykłą brawurę. Nie miał problemów, by rzucić się do walki z dużo
potężniejszym przeciwnikiem, nie bał się zranienia ani bólu, ale bał się… odpowiedzialności.
Niemowlęcia, które go potrzebowało.
– Ja się do
tego, kurwa, nie nadaję…
Przez chwilę
nawet zaczął żałować, że ta półroczna misja u Orochimaru nie przypadła mu
właśnie teraz, bo z ogromną chęcią i bez gadania by ją przyjął. Tsunade nie
musiałaby się wysilać, szukając argumentów, by go przekonać, a on nie wahałby
się tak długo z podjęciem decyzji. Uciekłby. Dzieci to nie była jego bajka,
zdecydowanie.
Podrapał się
po tygodniowym zaroście, przerywając ponure rozmyślania. Nie miał tu lustra i
bardzo był szczęśliwy z tego powodu, bo własne odbicia na pewno nie poprawiłoby
mu teraz humoru.
– Weź się w garść,
człowieku – szepnął, zapalając kolejnego papierosa. – Jeszcze jeden i włączysz
ten telefon, tak.
Strzepnął
popiół na swoją prowizoryczną pościel i zaciągnął się potężnie. Teraz, to już z
całą pewnością był uzależniony. W ciągu kilku ostatnich dni zaledwie dwa razy
wychodził ze swojej kryjówki i oba spowodowane były głodem nikotynowym.
Odwiedzał w środku nocy sklep całodobowy i pierwszą rzeczą, którą kupował, były
fajki, drugą alkohol, a dopiero trzecią stanowiło coś treściwego do jedzenia. I
cieszył się, że nie miał pod ręką kalkulatora, bo okazałoby się, że na ten
nałóg wydał w ostatnim czasie majątek.
Peta rzucił
gdzieś przed siebie, a potem sięgnął po telefon; z wahaniem wpisał
PIN. Telefon mulił przez chwilę, a potem na ekranie wyskoczyło mu siedemnaście
nieodebranych połączeń i dwadzieścia osiem smsów. Połowa z tych telefonów była od
jego matki, druga od Keiko. Itachi zadzwonił tylko dwa razy i to zapewne dla
świętego spokoju, bo wspomniane kobiety nie dawały mu żyć.
Jeśli zaś
chodziło o wiadomości, praktycznie wszystkie pochodziły od Keiko. Dwa napisał do
niego Itachi i te postanowił zostawić sobie na koniec, bo spodziewał się
takiego opieprzu, że po przeczytaniu nie miałby już na nic siły. Trzy smsy
przyszły od Uzumakiego, były napisane samymi wielkimi literami i zawierały tonę
znaków zapytania, wykrzykników i niecenzuralnych słów pod jego adresem, zero zaś
właściwej treści.
Otworzył
pierwszą wiadomość od Keiko i zaczął czytać.
„Gdzie jesteś,
Sasuś? Haniko o ciebie pytała, przyjdź do szpitala!”
Następne dwa
były o podobnej treści, chociaż widać było, że Keiko powoli zaczyna tracić
cierpliwość. Czwarty przypominał nieco te, które dostał od Naruto i nawet dwa
razy sprawdził nadawcę, żeby się upewnić, że to nie on.
„SASUKE!!!! TY
BURAKU CUKROWY, JA TU ZA CIEBIE GŁOWĄ RĘCZĘ, A TY ZNIKASZ!!!! NIE RÓB MI TEGO, NIE
RÓB TEGO HANIKO I DZIECKU!!!! ODEZWIJ SIĘ!!!! I WIEDZ, ŻE KARA CIĘ NIE
OMINIE!!! TAK CIĘ WYTARMOSZĘ, ŻE MNIE POPAMIĘTASZ!!!”
Następne pięć
zawierało coraz wymyślniejsze groźby, a potem nastąpił przełom.
„Sasuś…
martwię się o ciebie, daj chociaż znać, czy wszystko w porządku! Nie znika się
tak bez słowa, wiesz? Przyjaźnimy się, czemu nic nie powiesz…”
Ścisnęło go za
serce, kiedy czytał o jej zamartwianiu się o niego, o tym, że chciałaby go
przytulić i kilka innych, dziwnych wyznań, których dopuścić się mogła tylko
ona. I kiedy już myślał, że nic go nie zdziwi, otworzył wiadomość, przez którą
niemal telefon wypadł mu z ręki.
„Z Haniko jest
źle. Itaś powiedział, że zupełnie cię to nie obchodzi i że mam ci o tym nie
pisać, ale ja wiem, że tak. Bo wiesz, Tsunade mówi, że jej organizm nie
pozbierał się po porodzie. Coś jest nie tak i w ogóle i nie chcą ją wypuścić ze
szpitala. Itachi wspomniał, że ma gorączkę, która nie chce spaść. No, niefajnie.”
Trzy dni
później napisała:
„Sasuś, to
znowu ja. Byłam u niej i ona serio nie wygląda za dobrze. Ma zostać w szpitalu
do odwołania i tylko po części może się zajmować Sumire, i nie wiadomo, co z
nią teraz zrobić… Sasuś, ona cię potrzebuje. Otrząśnij się! Proszę.”
Sasuke nie
czytał dalej. Odłożył telefon, czując, że już dłużej nie wytrzyma. W ciągu
kilku sekund znalazł się przed umywalką i zwymiotował. Prócz wypitego wczoraj
alkoholu nie miał zbyt wiele na żołądku. Jego ciałem wstrząsnęły konwulsje,
zmuszając go do siadu. Wytarł usta i brodę rękawem, oddychając głęboko.
I wtedy to
dostrzegł. Kawałek szkła? Nie, to było lustro. Chwycił je z lekkim wahaniem, a
potem przysunął do twarzy. Mężczyzna, który spoglądał na niego z odbicia, nie
prezentował się najlepiej. Nie wyglądał na swoje lata, zarośnięty, zaniedbany,
z ogromnymi worami pod oczami, trupiobladą cerą i przekrwionymi oczyma. Gdzie
była ta duma i prezencja, którą emanował zazwyczaj? Naprawdę tym się stał?
Takim człowiekiem był właśnie Uchiha Sasuke?
Sasuke
odwrócił wzrok, czując wstręt do samego siebie. Musiał się pozbierać, musiał.
Skoro był w stanie sobie poradzić z Orochimaru, u którego spędził tyle czasu ze
świadomością, że jeśli się nie przyłoży, czekać go będzie tylko śmierć, musiał
też poradzić sobie z życiem. Z kobietą, którą kochał i dzieckiem, które
spłodził.
Jeszcze raz
spojrzał na swoje odbicie i zmarszczył brwi. Tak, zrobi to.
***
Haniko z
niemałą ulgą odsunęła Sumire od piersi, próbując ukołysać ją do snu. Za każdym
razem, kiedy kończyła karmić, ogromny ciężar spadał jej z serca, a raczej… z
brodawek, które przez tych kilka dni zdążyły zostać tak bardzo pogryzione przez
małą, że Haniko każdą kolejną porę karmienia traktowała jak najgorszą torturę.
Sumire może i nie miała zębów, ale to wcale nie znaczyło, że wiedziała, czym
jest delikatność i ssąc mleko z matczynej piersi, starła się nie robić tego
gwałtownie. Była w końcu tylko niemowlęciem.
Najedzona
zazwyczaj zasypiała dość szybko i tak też było tym razem. Haniko chwilę tuliła
do piersi ciemnowłosą dziewczynkę, zanim ta zapadła w sen. Z lekkim wahaniem
umieściła ją w łóżeczku przy łóżku i opadła na poduszki.
Powoli
przyzwyczajała się do dyskomfortu spowodowanego karmieniem, ale podczas
trzeciego albo czwartego dnia, myślała, że nie da rady. Ból piersi był nie do
zniesienia, a dodatkowo przeżywała jakąś hormonalną burzę i niemal pół dnia
przepłakała, nie dopuszczając do siebie nikogo. Nie chciała, żeby Itachi
widział ją w takim stanie. Nie chciała, żeby słyszał, jak szlochając w poduszkę,
co jakiś czas wymawiając imię jego brata. Łkała, ale nie czuła ukojenia. Wmawiała
sobie, że jest na to wszystko przygotowana, ale to okazało się kolejnym
kłamstwem, którym karmiła samą siebie już od dłuższego czasu. Zniknięcie Sasuke
zabolało dużo mocniej, odczuła je dużo dotkliwiej niż za pierwszym razem. Jakby
ktoś wbił jej jakiś szpikulec prosto w serce. Ostrą i zimną stal, po której
nieprzerwanie sączyła się krew.
Chciała, żeby
przy niej był, żeby chwycił ją za rękę i wyszeptał to, co zawsze, kiedy nie
mogła zasnąć w nocy. Byłby dla niej oparciem, nawet gdyby nie robił nic.
Wystarczyłaby zaledwie jego obecność. A jego nie było.
Wciąż czasem
chciało jej się wyć, bo czuła, że nie zniesie tęsknoty za Sasuke i nie nadaje
się na matkę, ale wtedy pielęgniarki zapewniały ją, żeby się nie martwiła, bo
to przez hormony i szybko minie. Tak, Haniko czytała, czym jest baby blues, ale
nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie spodziewała się czegoś takiego. Ona,
osoba zazwyczaj spokojna i trzymająca emocje na wodzy, nie była w stanie nad
sobą zapanować. Czuła tyle na raz i tak dotkliwie, że bywało, że zapierało jej
dech. A zmartwione oczy Itachiego wcale nie przyprawiały ją o lepsze
samopoczucie, chociaż mężczyzna bardzo się o to starał. Mikoto wpadała raczej
rzadko, kiedy udało jej się zerwać ze smyczy Fugaku i roztkliwiała się nad nią,
jakby to ona była małym dzieckiem. O zgrozo, raz nawet obie się rozpłakały.
Haniko, bo patrząc na kobietę, dostrzegała ogromne podobieństwo do Sasuke, pani
Uchiha, bo… bo Haniko płakała.
Działy się rzeczy
dziwne i zupełnie niespodziewane, a wszystko to przeplatane co rusz atakami
gorączki, która w krytycznych momentach osiągała nawet czterdzieści sześć
stopni Celsjusza. Temperatura śmiertelna dla zwykłego człowieka i dosyć
niebezpieczna dla przeciętnego shinobi. Tsunade zrobiła kilka testów i
oznajmiła, że gdyby Haniko nie była użytkowniczką chakry natury ognia, sytuacja
wyglądałaby znacznie gorzej. Póki jednak w żaden sposób nie panowała nad swoim
organizmem, który rozchwiał się całkowicie po ciężkim porodzie, nie była nawet
pełnoprawną matką.
– Jak się
czujesz? – zapytał szeptem Itachi, pojawiając się niespodziewanie w drzwiach. –
Przyniosłem ci coś do poczytania.
Podszedł do
łóżka i usiadł na metalowym taborecie, podając jej książkę. Jeden z nielicznych
egzemplarzy historii powstania jednej z najpotężniejszych technik ognia.
– Dziękuję –
odpowiedziała z uśmiechem Haniko, zaglądając do książki. – A tak przy okazji,
przeczytałam już tę o rozwoju prawa, którą mi wczoraj przyniosłeś. Miałeś
rację, może nie wygląda, a okazała się bardzo wartościową lekturą.
– Prawda?
Kiedy usłyszałem o niej po raz pierwszy, uznałem, że nawet ja nie dam rady
przez to przebrnąć. Rozwój praw shinobi na przestrzeni wieków? Kodeksy rzadko
okazują się pasjonujące.
– Gdzieś w
domu powinnam mieć egzemplarz autorstwa Watanabe Anuro dotyczący systemów
nauczania. To również bardzo dobra książka. Jeśli masz ochotę, możesz do mnie
wpaść i pożyczyć.
– Z chęcią –
oznajmił z uśmiechem Itachi.
Rozmowa się
urwała. Ostatnio ich spotkania często wyglądały właśnie w ten sposób. Chwytali
się jakiegoś tematu, który pasjonował oboje, żywo wymieniali się informacjami,
a potem niespodziewanie temat kończyli, czego skutkiem była zawsze niezręczna
cisza. I Haniko wiedziała, czym była ona spowodowana. Oboje wiedzieli, że
prędzej czy później będą musieli porozmawiać o Sasuke, ale żadne z nich nie
paliło się do tego, żeby zacząć. Młodszy brat Itachiego stał się tematem tabu,
a oni mimowolnie zaczęli się zachowywać, jak gdyby nigdy nie istniał. Nie
temat, a Sasuke.
– Wspomniałeś
ostatnio, że twój ojciec znowu zaczyna coś kombinować.
Itachi
spojrzał na nią ze zdziwieniem. Haniko zdała sobie sprawę z tego, że musiał
pleść, co mu ślina przyniesie i nawet nie zdawał sobie sprawy, że poruszył taki
temat. A teraz jeszcze wyglądał, jakby było mu wstyd, że przy jej natłoku
zmartwień, zaczął opowiadać o Fugaku, który powoli, z dużą dozą ostrożności,
ponownie zaczął interesować się sprawą zamachu.
Ona jednak
była innego zdania. Czymże były jej głupie zmartwienia przy tak poważnym
temacie, jakim był Fugaku? Już zamach był trudny, a do tego dochodziły jeszcze
uczucia Itachiego względem ojca, którego – co by nie mówić – bardzo kochał.
– Nie ma się
czym martwić. Na razie tylko… luźno planuje. – Wzruszył ramionami. – Zastanawia
się, co by było, gdyby... Jest ostrożny, bo ANBU ma na niego oko.
– Żadnych
konkretów? – dopytywała przyciszonym głosem Haniko. – Mieszkańcom na pewno nic
nie grozi?
– Próbuje się
skontaktować z grupą z Suna, z którą ostatnim razem zawarł porozumienie. Nie
wie, że Kazekage z naszą pomocą wytropił spiskowców i na sojusz z nimi raczej
nie ma co liczyć. Bardziej obawiam się tego, co będzie, kiedy Piąta dowie się o
jego poczynaniach. Nie pochwalam ich, ale…
– To wciąż
twój ojciec – dokończyła za niego.
Ojciec.
Od tego słowa
coś ją ścisnęło w gardle. I chyba miała wypisane to na twarzy, bo Itachi
spojrzał na nią z troską i nieśmiało chwycił za rękę. Uśmiechnęła się do niego
kącikiem ust, spoglądając smutno na ich splecione palce.
– Dzień dobry
– powiedziała jedna ze starszych pielęgniarek, zaglądając do jej pokoju. –
Przyszła pora na kąpiel. Zabiorę małą, dobrze?
– Tak,
dziękuję. – Haniko uśmiechnęła się do kobiety z wymuszeniem.
– Dawno temu
jadła?
– Jakieś pół
godziny temu.
– To dobrze. –
Kobieta wyjęła małą z łóżeczka i wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.
***
Sasuke chyba
jeszcze nigdy tyle czasu się nie szorował. Był shinobi, zdarzało się, że
wyruszał na tygodniowe misje, podczas których nie miał czasu, żeby się
odświeżyć i był do tego przyzwyczajony. Wszyscy byli. Nie czuł się może zbyt
komfortowo, ale nie o komfort przecież chodziło, a życie. Śmierdział? Trudno,
inni też śmierdzieli. Wszyscy bez wyjątku byli ludźmi szkolonymi od dzieciństwa
do zostania ninja i nie mogli sobie pozwolić na fobie związane z higieną.
Ale
świadomość, że zapuścił się tak, będąc przez cały ten czas w wiosce, nieco go
przerażała. Czuł się brudny, nawet kiedy już dokładnie wymył każdy centymetr
ciała, namydlając się trzykrotnie. Początkowo woda pod prysznicem była zupełnie
szara od brudu, ale po kilkunastu minutach nie różniła się już wcale od tej,
która wytryskiwała ze słuchawki, a Sasuke i tak nie czuł się świeżo.
Zupełnie jak
wtedy, kiedy zabił po raz pierwszy i wydawało mu się, że cały czas ma krew na
rękach. Niczym nie mógł jej domyć i w samotności popadał w obłęd, póki Itachi
nie zauważył, że coś z nim nie tak i nie postawił go do pionu. Jego pierwszy
trup. Mógł tego momentu oczekiwać, ale kiedy już nadszedł, własne sumienie niemal
zwaliło go z nóg. Życie takie było. Pierwszy raz był zawsze najintensywniejszy.
Ogolił się jeszcze
dokładnie, po czym z dozą nieufności, zaczął przeglądać swoje ubrania.
Potrzebował… czegoś małego. Żadne spodnie nie leżały na nim dobrze, a koszulki
wisiały na coraz szczuplejszej klatce piersiowej, na której powoli zaczynały
odznaczać się żebra. Sasuke był autentycznie przerażony, kiedy stanął nago
przed lustrem w łazience Uzumakiego i zobaczył swoje odbicie.
I mało
brakowało, żeby nie zaczął z tego powodu znowu pić. Nie mógł jednak pozwolić,
żeby używki rządziły jego życiem. Wyszorował jeszcze raz dokładnie zęby i czym
prędzej opuścił mieszkanie.
***
Po szpitalu
poruszał się dość nieśmiało. Musiał porozmawiać z Tsunade i miał nadzieję, że
zastanie ją w siedzibie Hokage, ale jak na złość musiała wyjść. Żeby chociaż…
do baru poszła, ale nie, ona musiała odwiedzić akurat ten cholerny szpital,
który Sasuke najchętniej ominąłby szerokim łukiem. Przynajmniej na razie.
Placówka była
dosyć rozległa i Sasuke z coraz mocniej bijącym sercem odwiedzał kolejne
oddziały. Kiedy dotarł na porodówkę, zastanawiał się, czy nie skręcić od razu
do toalety i nie wyrzygać wszystkiego, co zostało mu na żołądku. O ile zostało
w nim cokolwiek.
Serce waliło
mu tak mocno, że niemal nie słyszał własnych kroków, kiedy jak skończona oferma
kręcił się po korytarzu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. I dopóki był na nim
sam, nie musiał maskować strachu. Prawie podskoczył, kiedy drzwi do jednego z
pokojów kliknęły, a na zewnątrz wyszła pielęgniarka, niosąc dziecko.
Sasuke
przełknął ślinę, kiedy zobaczył czuprynę ciemnych włosów noworodka i jego jasną
skórę. Pielęgniarka zmierzała w jego stronę i Sasuke miał wrażenie, że nogi
wrosły mu w szpitalną podłogę i nie może się ruszyć. Dopiero kiedy kobieta
wyminęła go bez słowa, uzmysłowił sobie, że nawet nie zwróciła na niego uwagi.
– Przepraszam!
– Odwrócił się w stronę odchodzącej pielęgniarki. – Czy to…
Kobieta
spojrzała na niego z niezrozumieniem, ale on nic już więcej nie powiedział, z
obawą przyglądając się dziecku.
– Czy to jest…
– odchrząknął. – Hm.
– Pan Uchiha?
Sasuke nerwowo
podniósł na nią wzrok i skinął głową.
– Tak, to jest
pańska córka – oznajmiła.
Uchiha
przełknął ślinę i nieśmiało wyciągnął rękę w stronę dziecka. Mógłby jej przynajmniej… dotknąć. Sprawdzić, czy noworodki faktycznie mają taką miękką i
delikatną skórę. I… i w ogóle.
– Proszę za
mną. Pani Tsunade prosiła, by zgłosił się pan do niej jak najszybciej.
Sasuke cofnął
dłoń i poszedł za kobietą. Kiedy wychodzili z oddziału, przytrzymał jej drzwi.
Przeszli głównym holem i skręcili w lewo, do pomieszczenia dla personelu. Przeszli
wąskim, ciemnym korytarzem, w którym unosił się zapach środków czystości, aż
znaleźli się w niewielkim holu z trzema drzwiami. Łazienka, pomieszczenie
socjalne i…
Pielęgniarka
pchnęła trzecie drzwi i kiwnęła głową do Sasuke.
– Hokage-sama,
ma pani gościa! – krzyknęła kobieta i z dzieckiem na rękach cofnęła się do
wyjścia.
Sasuke wszedł
do przestronnego pokoju i się rozejrzał. Na jednej ścianie aż po sufit
piętrzyły się półki wypełnione po brzegi jakimiś specyfikami. Leki, czy środki
czystości? Tego nie wiedział. Chociaż lekarstw raczej nikt nie trzymał w
pomieszczeniu takim jak to. Na przeciwległej ścianie stał olbrzymi regał, na
którym ułożone zostały kolorowe segregatory, a gdzieniegdzie jakieś pojedyncze
kartki lub całe ich stosy. Pod ścianą naprzeciwko drzwi stało biurko zawalone
papierami i brudnymi kubkami po kawie.
Na krześle
siedziała Tsunade i przyglądała mu się wnikliwie.
– Uchiha, już
po wakacjach? Nie wyglądasz na wypoczętego.
Sasuke
zmarszczył brwi.
– Co dolega
Haniko?
– Nie zostałam
upoważniona do…
– No
oczywiście! – warknął, przerywając jej w pół zdania. – Ale chyba mam prawo
wiedzieć, to w końcu matka mojego dziecka!
– Tak, a z
ciebie jest bardzo przykładny ojciec – podsumowała, wstając z krzesła i
podchodząc do jednego z segregatorów. – Ale rozumiem, że przyszedłeś tu, żeby
to zmienić.
– Co?
Hokage
odwróciła się w jego stronę, trzymając w dłoniach jakiś dokument. Sasuke
spojrzał na nią bez zrozumienia.
– Kiedy matka
nie jest zdolna do opieki nad dzieckiem, opiekę przejmuje ojciec.
Pod Sasuke
niemal ugięły się nogi. On? On miałby zajmować się niemowlęciem? Sam, bez
niczyjej pomocy?
– Wykluczone –
oznajmił, robiąc krok w tył. – Niech ona wyjdzie ze szpitala, a ja…
– A ty co? –
przerwała mu kobieta, marszcząc czoło. – Będziesz ją wspierał… duchowo?
Słuchaj, Uchiha, szpital to nie żłobek, nie trzymamy tu dzieci, które nie
potrzebują opieki lekarskiej, a Sumire jest w pełni zdrowa. I ze względu na
Haniko nie będę robić wyjątków. To dziecko tu nie zostanie.
– Ale… Nie,
nie zrobię tego! – Oparł się o drzwi, jedną dłoń układając na klamce. Jeszcze
tylko krok i będzie wolny. Jeden krok i zrzuci z barków wszystkie obowiązki.
– Świetnie –
wycedziła Hokage, zaglądając z powrotem do segregatora i wyjmując inny dokument.
– W takim razie podpisz mi tu, że zrzekasz się praw rodzicielskich i będzie po
sprawie. A małej znajdziemy jakąś inną opiekę.
– Kto miałby
się nią zająć? – szepnął Sasuke, odrywając się od drzwi i podchodząc do biurka
po długopis.
Tsunade podała
mu dokument; zaczął czytać.
– W takim
wypadku najprawdopodobniej ojciec chrzestny, czyli Itachi. Haniko jest
niezdolna do zajmowania się dzieckiem, ty się go wypierasz, więc prawa do
opieki spadają na niego. Będzie dla niego dobrym ojcem.
Sasuke zamarł.
Spojrzał na swoją dłoń, w której trzymał długopis i wykropkowane pole, na
którym miał złożyć podpis. To tylko jeden ruch. Nabazgrze swoje imię i nazwisko,
i będzie wolnym człowiekiem, ale…
Serce chyba
jeszcze nigdy nie waliło mu w piersi tak szybko i mocno, jak w tym momencie.
– Nie, kurwa,
mowy nie ma. – Zgniótł kartkę i cisnął nią do kosza. – Nie Itachi – warknął,
odwracając się do kobiety.
– Przypominam,
że sam zaproponowałeś go na ojca chrzestnego. Twój brat się zgodził i podpisał
wszystkie papiery.
– Ale to… –
Sasuke przełknął ślinę.
Szlag! To nie
tak miało wyglądać. Przecież nie może się na to zgodzić. Nie może znowu
zachować się jak gówniarz i zrzucić całej odpowiedzialności za swoje czyny na
barki brata. Całe życie tak robił. Nawet wtedy, kiedy był święcie przekonany,
że jest dorosły i sam odpowiada za siebie, tak naprawdę polegał na Itachim.
Instynktownie zrzucał na niego wszystko, z czym nie był gotów się mierzyć i żył
w ogólnym samozadowoleniu, dumny z tego, jak niezależnym i silnym był
mężczyzną.
Gówno prawda.
Był dzieciakiem, który tylko bawił się w dorosłość. I chociaż Itachi
niejednokrotnie próbował pchnąć go do przodu, zawsze szedł krok za nim, by go
złapać, gdyby Sasuke przypadkiem się potknął.
Był dla niego
jak rodzic, który zamiast zaufać dziecku i pozwolić zmierzyć się samodzielnie z
dwoma kółkami, biegł za rowerem, nie wypuszczając kija z ręki.
A Sasuke nie
oponował. Tak było wygodnie, prawda? Żył sobie swoim poukładanym życiem, podczas
gdy jego starszy brat przejmował od niego wszystkie obowiązki i nigdy się nie
skarżył. Tak, nawet bardzo wygodnie.
– Zajmę się
nią – oznajmił, nie dając sobie czasu na to, by jeszcze raz to przemyśleć. –
Chcę być ojcem.
– Jesteś tego
pewien?
Nie. Chyba jeszcze
nigdy niczego nie był aż tak niepewien, jak tego.
– Tak.
Tsunade
wydawała się usatysfakcjonowana jego odpowiedzią. Skinęła głową, a na jej
ustach pojawił się uśmiech. Spojrzała na dokument spoczywający w koszu,
żałując, że w pokoju nie było kominka, bo mogłaby kazać Sasuke demonstracyjnie
go spalić. Może powinna dopisać budowę pieca do planu archiwum? Byli w trakcie
remontu tej części szpitala i dlatego papiery walały się obecnie wszędzie, ale
jeszcze nie było za późno, żeby wprowadzić w życie to jedno życzenie.
Ale tym mogła
zając się później.
– Za mną,
Uchiha. Ktoś musi ci pokazać, jak zajmować się niemowlęciem.
***
Kiedy Sumire
została wyniesiona z sali, nie musieli już mówić szeptem. Od razu zrobiło się
jakoś weselej, a kiedy jeszcze Itachi niechętnie opowiedział o ostatnich
odwiedzinach Mikoto, Haniko nawet zaczęła się uśmiechać. Dla niego ten dzień
był katastrofą, ale niezaprzeczalnie z perspektywy osób trzecich cała sytuacja
musiała prezentować się zabawnie.
Nie wspomniał
jednak ani słowem o pogarszającym się stanie zdrowia Keiko, starając się
skupiać na opowiadaniu zabawnych anegdotek. Nigdy nie podejrzewał się o posiadanie
poczucia humoru, a teraz okazało się, że je miał. I to całkiem przyzwoite, bo
nawet jego samego bawiło czasem to, co mówił. Kilka razy musiał przerwać
opowieść w połowie, gdyż zwyczajnie nie potrafił opanować śmiechu cisnącego się
na usta. Haniko też chichotała, co jakiś czas przysłaniając usta ręką, żeby nie
zagłuszać jego opowieści.
On śnił, czy
to działo się naprawdę? Zmartwień miał tyle, że dawno temu powinien zostać
przez nie zmiażdżonym na krwawą miazgę, a on jakby gdyby nigdy nic, siedział
sobie teraz w odwiedzinach u najlepszej przyjaciółki, młodej matki, którą
porzucił jego brat, obserwując, jak stan jej zdrowia się pogarsza i opowiadał
głupawą historię o tym, jak Fugaku zabrał ostatnio przez przypadek do pracy
pudełko z kaszką Kinari zamiast kanapek.
Chyba jednak
coś kryło się w tym powiedzeniu, że czasem nie wiadomo, czy śmiać się, czy
płakać. Jeśli lada dzień zaczną go bawić zwierzęta ślizgające się na oblodzonym
chodniku, to uda się do psychiatry.
Śmiali się w
najlepsze, ubawieni już nie wiadomo czym, kiedy drzwi do sali otworzyły się i
weszła młoda pielęgniarka, uśmiechając się ciepło.
– Muszę
zmierzyć pani temperaturę – oznajmiła, podchodząc do łóżka i wyjmując z
kieszonki na piersi termometr. – Dobrze się pani dziś czuje?
– Tak, w
porządku – odparła Haniko, wycierając łzę, która pojawiła się w kąciku oka.
Pierwsza od dawna łza radości. – Wie pani może, czemu ta kąpiel tyle trwa? Pani
Ushio zabrała Sumire prawie godzinę temu.
– O, o niczym
pani nie wie?
Haniko
zmarszczyła czoło i spojrzała na Itachiego, który nagle zrobił się czujny.
– Pani Ushio
na życzenie pani Tsunade pokazuje panu Uchiha jak opiekować się dzieckiem.
Shimanouchi
zamarła.
– Sasuke… tu
jest?
Pielęgniarka
spojrzała zdezorientowana na Itachiego. Kiedy nie odezwała się przez dłuższy
czas, zerwał się z miejsca i wybiegł na korytarz.
– Itachi,
uspokój się, proszę! – krzyknęła Haniko, ale jego już nie było. – Itachi!
Uchiha
wyleciał na korytarz jak strzała i rozejrzał się nerwowo. Niewiele osób się tu
kręciło, a już żadna z nich z całą pewnością nie była jego bratem. Itachi
ruszył przed siebie, zdając sobie sprawę, że nie ma pojęcia, gdzie powinien go
szukać. W tej części szpitala sal było może niezbyt wiele, ale to nie
oznaczało, że mógł ot tak zaglądać do każdej kolejnej w nadziei, że znajdzie
Sasuke.
Miał jednak
więcej szczęścia, niż podejrzewał.
Dostrzegł go
wychodzącego z sali kilka metrów przed nim. Sasuke zdawał się czymś tak
przejęty, że nawet nie zwrócił na niego uwagi. Przynajmniej do czasu, kiedy
Itachi brutalnie nie chwycił go za przód koszulki i nie przygwoździł mocno do
ściany.
***
Sasuke aż
zobaczył gwiazdy przed oczami, kiedy jego głowa zaliczyła bliskie spotkanie z
betonową ścianą. Jęknął mimowolnie z bólu i dopiero wtedy uchylił powieki,
napotykając mordercze spojrzenie brata i… sharingan.
Itachi
przycisnął go z całej siły, uniemożliwiając wykonanie ruchu, a potem przydusił
go przedramieniem.
– Jak śmiesz
tu przychodzić po tym wszystkim? – wycedził przez zęby.
Był tak
wzburzony, że zupełnie nie panował nad siłą, jaką wkładał w trzymanie brata.
Sasuke zacisnął mocno szczękę, żeby nie jęknąć i spróbował się wyrwać, ale
Itachi był silniejszy.
Kurwa, od
kiedy on miał tyle siły? Jeszcze pół roku temu, kiedy wybierali się na sparing,
wypadali na tym polu porównywalnie. Co więcej, Sasuke podejrzewał, że to on
miał jej więcej, bo kilkakrotnie był w stanie powstrzymać cios, którego
teoretycznie nie powinien mieć szans zablokować.
Co się z nim,
do cholery, stało? Czemu czuł się taki bezbronny i nie był w stanie wykonać
żadnego ruchu?
Otworzył usta,
łapiąc gwałtownie powietrze, bo nacisk na jego szyję przybrał na sile.
– Kim ty
jesteś, do cholery? – wysyczał mu do ucha Itachi. – Mój brat nigdy nie
zachowałby się w ten sposób.
– A jednak –
warknął Sasuke, chociaż głos ledwo przeszedł mu przez gardło. – Puść.
Itachi nie
zareagował. Ani się nie cofnął, ani choćby odrobinę nie poluzował uścisku.
Wyglądał na tak wściekłego, że zapewne nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co
robi. A Sasuke coraz bardziej brakowało powietrza.
Zebrał się w
sobie i jakoś wyswobodził rękę spomiędzy ich przyciśniętych do siebie ciał.
Pomimo drżenia, zacisnął ją mocno na koszuli Itachiego, a z jego palców
poleciały pierwsze iskry. Aktywował sharingan, odpowiadając na wyzwanie.
Starszy Uchiha
spojrzał na rękę, trzymającą go za ubranie, w której brat powoli zaczynał
formować chidori. Potem ponownie spojrzał na twarz Sasuke, z której odpłynęły
wszystkie kolory.
– Stop! –
Usłyszeli wrzask z prawej strony, a chwilę później, Tsunade ich rozdzieliła,
ciskając w dwie różne ściany.
Itachi
wyprostował się bez słowa, nagle odnajdując w sobie opanowanie, natomiast
Sasuke… Sasuke klęczał, gwałtownie wciągając powietrze. Kiedy zdołał się
podnieść, spojrzał na brata takim wzrokiem, jakby mierzył najgorszego wroga.
– Odbiło wam
do reszty?! – krzyknęła Hokage, uderzając pięścią w ścianę i nie przejmując się
tym, że skruszyła odrobinę farby. – To jest szpital! Walki na śmierć i życie
możecie prowadzić sobie na zewnątrz!
Sasuke wytarł
z brody ślinę rękawem i ignorując Itachiego, zwrócił się do kobiety:
– W której ona
jest sali?
– Nie ma mowy!
Nie pójdziesz do niej – warknął Itachi, robiąc krok w jego stronę. – Koniec z
tym mieszaniem jej w głowie!
– Pierdol się
– wysyczał. – Który to pokój?
Tsunade nie
odpowiedziała. Na jej czole pojawiła się pulsująca żyłka i zapewne przywaliłaby
im obu, gdyby nie pielęgniarka, która podeszła do niej nieco wystraszona.
– Pani
Tsunade, pacjentka z sali jedenaście ma znowu wysoką gorączkę.
Itachi
zacisnął pięści, posyłając bratu mordercze spojrzenie. Sasuke zrozumiał. To musiało
się tak skończyć, nie musiał nawet pokazywać się jej na oczy, żeby spowodować
kolejny atak. Musiała naprawdę mocno przejąć się jego pojawieniem w szpitalu.
– Zaraz
przyjdę – oznajmiła Tsunade. – Wracaj do niej i monitoruj temperaturę. Uchiha,
nie możesz się z nią teraz zobaczyć.
Sasuke
zacisnął usta, ale skinął głową.
– Przyjdę z
nią porozmawiać wieczorem i… przy okazji zabiorę dziecko.
– Co? –
wypalił Itachi, nie wierząc w to, co słyszy. – Chyba sobie żartujesz. Ona nigdy
się na to nie zgodzi.
– Nie ma wiele
do powiedzenia – powiedziała Tsunade. – Sumire nie może zostać w szpitalu.
– To ją zniszczy,
jeśli zabierzecie jej Sumire – stwierdził gniewnie Itachi. – Zabierzecie jej
jedyną motywację do walki z chorobą.
– Uspokój się,
Itachi. Nie mamy tyle personelu, żeby ktoś mógł non stop zajmować się
dzieckiem. Ona nie jest matką nawet na ćwierć etatu, a nie powinna być nią w
ogóle. Od kilku dni zastanawiam się, jak jej powiedzieć, że lepiej by było,
gdyby ze względu na swoje zdrowie przestała karmić. Miewa ataki głównie po tym,
jak karmi piersią, a jak myślisz, jak będzie wyglądało jej samopoczucie, kiedy
dowie się, że nie może nawet tego i jedyne, co jej pozostanie, to patrzeć, jak
inni zajmują się jej córką? Lepiej będzie, jeśli ktoś zabierze stąd dziecko.
Możliwości są tylko dwie…
– Jaka jest ta
druga? – spytał z nadzieją Itachi, jakby liczył na to, że istniało jakieś
lepsze, mniej inwazyjne wyjście z sytuacji. Powierzenia opieki Sasuke było
najgorszym rozwiązaniem.
– Ona ma dwóch
ojców. Biologicznym jest Sasuke, a chrzestnym jesteś… ty.
Sasuke z
zaciśniętymi zębami patrzył, jak wyraz twarzy Itachiego ulega gwałtownej zmianie. I dobrze, niech pomyśli, że to wykluczone i przestanie wściubiać nos w nie
swoje sprawy. Sasuke naprawdę zaczynał żałować, że pokusił się o wpisanie brata
jako kandydata na ojca chrzestnego, bo teraz mogły wyniknąć z tego same
nieprzyjemności. A gdyby tak nagle stwierdził, że…
– W takim razie ja mogę się nią zająć.
Nie wierzył, że to się dzieje naprawdę.
– Chyba,
kurwa, śnisz! – wrzasnął Sasuke, uderzając pięścią w ścianę. Tsunade spojrzała
na niego krzywo, chociaż sama przed chwilą zrobiła to samo. – Ja jestem jej
ojcem! Nie zgadzam się!
– Jakim prawem
nazywasz się jej ojcem?! Nie było cię tu przez ostatni tydzień! Ani przy córce,
ani przy Haniko, która cię potrzebowała! Nie masz do tego dziecka żadnych praw.
– Obawiam się,
że jednak ma – oznajmiła Tsunade, kładąc Itachiemu uspokajająco dłoń na
ramieniu. – Haniko może nie wyrazić na to zgody, ale prawa do opieki mają
równe. Nawet jeśli wniesie wniosek o odebranie Sasuke praw rodzicielskich,
rozprawa trochę potrwa. Przykro mi, ale w tej chwili nic nie możesz z tym
zrobić.
Sasuke posłał
mu spojrzenie pełne wyższości, zakładając ręce na piersi. Jego samozadowolenie
jednak szybko uleciało, kiedy uzmysłowił sobie, jaką odpowiedzialność na siebie
wziął. Itachi po raz kolejny próbować go odciążyć i chociaż wyjątkowo nie robił
tego ze względu na niego, to mógłby bez skrupułów zrzucić ten problem na jego
barki, a on nawet nie miałby do niego o to pretensji.
Pokręcił
głową. Podjął już decyzję.
– Przyjdę po
nią koło dziewiętnastej. Muszę jeszcze załatwić kilka rzeczy.
Itachi
zacisnął pięści, ale nic na to nie powiedział.
– Niech tak
będzie – oznajmiła Tsunade. – Haniko też powinna do tego czasu dojść do siebie.
Będziecie mieli okazję porozmawiać.
Sasuke skinął
głową, odwrócił i już zamierzał odejść, kiedy usłyszał głos kobiety:
– Sasuke, ile
ważyłeś przed misją?
– Czy to
ważne? – westchnął z irytacją.
– Ile
schudłeś? – dopytywała Tsunade.
Odwrócił się
przodem i dostrzegł na sobie oceniający wzrok Itachiego, który na pewno
zauważył, jak bardzo stracił na prezencji. Spodnie, które jeszcze jako tako
leżały tydzień temu, teraz wisiały mało estetycznie, trzymając się tylko dzięki
mocno ściśniętemu paskowi. Sasuke wyglądał… źle.
– Dwanaście
kilogramów.
Itachiemu nie
udało się ukryć zaniepokojenia, co doprowadziło Sasuke niemal do kolejnego
wybuchu.
– Zadbaj o
siebie – poradziła Hokage, cmokając z wrażenia. – Żeby być dobrym ojcem, trzeba
być w formie.
Nie
odpowiedział. Stał jeszcze chwilę w miejscu, a kiedy nikt niczego więcej nie
powiedział, ruszył przed siebie. Czym prędzej dopadł do wieszaka stojącego na
początku korytarza i na szybko narzucił na siebie kurtkę. Kiedy wypadł ze
szpitala, w pospiechu wskoczył na pierwszy lepszy dach i zaczął biec.
Ulicami
dotarcie na miejsce zajęłoby mu zdecydowanie zbyt wiele czasu, a teraz liczyła
się dla niego każda minuta. Chwilę walczył z telefonem w kieszeni, mając
niewielkie trudności z wydobyciem go, ale kiedy dostał go już w swoje ręce,
ekspresowo wybrał numer i przystawił komórkę do ucha, skupiając się na drodze.
– Keiko –
szepnął, kiedy dziewczyna odebrała telefon.
– SASUKE! –
wrzasnęła tak głośno, że odsunął komórkę od ucha, krzywiąc się z bólu. Bębenki
w uszach miał naprawdę wrażliwe. – Boże, co się z tobą działo?! Czy ty wiesz,
ile się ostatnio wydarzyło?! Jak mogłeś…
– Bądź przez chwilę
cicho – warknął, przerywając jej monolog, którego zapewne szybko by nie
skończyła. – Obiecuję, że wysłucham wszystkich twoich pretensji, ale… nie
teraz. Musisz mi pomóc. Jesteś w domu?
Po drugiej
stronie przez chwilę trwała cisza. Sasuke zastanawiał się nawet, czy się nie
obraziła i nie rozłączyła, ale odezwała się po chwili.
– Jestem.
– Będę u
ciebie za chwilę – rzucił do słuchawki i rozłączył się.
Tak dawno się
nie ruszał, że teraz zaczynał odczuwać małe zmęczenie, ale nie mógł sobie
pozwolić na postój. Skoro Haniko była w kiepskim stanie, to Tsunade na pewno
zakazała odwiedzin i… Itachi mógł chcieć jak najszybciej wrócić do domu. A
jeśli kogoś nie miał ochoty oglądać w tym momencie na oczy, to był to właśnie
starszy brat. Jeszcze do niedawna powiedziałby, że Fugaku, ale… pal licho z
nim.
Sasuke
poruszał się w linii prostej, do czasu, aż skończyły się domy, po których
mógłby skakać. Keiko mieszkała w samym środku opuszczonej już dzielnicy, a
sąsiednie budynki były od tylu lat niezamieszkane, że Sasuke nie miał pewności
co do ich stabilności. Wolałby, żeby żaden dach nie zawalił się pod wpływem
jego – obecnie dość niewielkiego – ciężaru.
Zeskoczył na
ziemię i puścił się biegiem, pokonując ostatnie kilkadziesiąt metrów do domu
dziewczyny.
Kiedy zapukał,
nie musiał długo czekać. Keiko błyskawicznie mu otworzyła, niemal wyrywając
przy okazji drzwi z futryny.
***
Zlustrowała go
uważnie od góry do dołu, ale zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, doskoczył do
niej i mocno przytulił. Było to na tyle niespodziewane, że zamarła ze
zdziwienia, dopiero po chwili odwzajemniając uścisk.
Sasuke
pierwszy raz zrobił coś takiego. Pierwszy raz to on ją napadł, a nie ona jego.
Pierwszy raz wydawał się szczerze i całkowicie czerpać przyjemność z powodu
czyjejś bliskości. Keiko była tym tak zszokowana, że pretensje, którymi
zamierzała uraczyć go już na wycieraczce, odeszły na dalszy plan. Nie mogła
tego przerwać. Nie teraz kiedy Sasuke po raz pierwszy naprawdę bezgranicznie
się przed nią otworzył.
Kiedy odsunęli
się od siebie, Keiko spojrzała na jego zapadnięte policzki i przekrwione oczy,
i zapragnęła znowu go przytulić. Rzuciła się na niego, zamykając w ciasnym
uścisku.
– Przepraszam
cię – szepnął Sasuke gdzieś w okolicy jej ucha. – I dziękuję.
Uśmiechnęła
się szeroko.
– Właź – odsunęła
się od niego i zrobiła mu przejście. – Herbatki ci zrobić? Czekaj… nie!
Najpierw coś zjesz. Wyglądasz, jakbyś był na diecie zera kalorii. Diecie mówimy
papa, musisz zacząć się lepiej odżywiać!
– Niestety nie
mam tyle czasu, ja… przyszedłem, bo miałem nadzieję, że Haniko zostawiła wam
klucz do swojego domu.
– Zostawiła –
przytaknęła Keiko, przyglądając mu się nieufnie. Potem mimowolnie spojrzała na
pęk kluczy wiszący na drewnianym kołku, a Sasuke podążył za jej spojrzeniem.
Keiko doskoczyła do wieszaka i chwyciła klucze w obie dłonie, przyciskając do
piersi.
– Proszę. –
Spojrzał na nią błagalnie. – Muszę je odzyskać. Chciałbym się tam wprowadzić
razem z dzieckiem.
Keiko
zamrugała. On chciał… Że z Sumire chciał?
– O boże! –
krzyknęła, łapiąc go za przedramiona. – To cudowne! Ale… czy ty jesteś tego
pewny? Dasz sobie radę?
Sasuke
zacisnął usta i nieznacznie spuścił wzrok.
– Nigdy tak…
– Się nie bałeś
– podpowiedziała Keiko, patrząc mu głęboko w oczy. Śledziła wzrokiem wszelkie
zmiany na jego twarzy i wyczytała z niego więcej, niżby chciał. – Nigdy niczego
się tak nie bałeś. Nie masz pojęcia, czy podejmujesz właściwą decyzję i czy
dasz sobie radę. Więc dlaczego?
Sasuke oparł
się o framugę, oddychając głęboko.
– A czy będę
miał jeszcze jakąś szansę? Czuję, że ta jest ostatnia. Jeśli teraz zawalę, to
będę tego żałował do końca życia.
– Chcesz tego?
– To moje
dziecko i… kobieta, którą kocham.
Więcej mówić
nie musiał. Keiko nie wahała się ani przez chwilę, kiedy oddawała mu klucze,
chociaż miała świadomość, jaka awantura ją czeka, kiedy Itachi dowie się o
wszystkim. Nie to jednak było ważne. W tym momencie nie liczyła się ani ona,
ani Itachi, ani nawet Sasuke. Chodziło o dobro dziecka, a Keiko wierzyła, że
młodszy Uchiha sobie poradzi. Czuła to gdzieś w głębi serca i nie zamierzała
stawać im na drodze.
Sasuke wciąż
zasługiwał na opieprz. Na wytarganie za uszy, potężnego kopniaka i
umoralniającą gadkę, którą wyćwiczyła już w myślach do perfekcji przez ostatnie
dni. Ale nie teraz. Teraz potrzebował wsparcia, bo wszystko wskazywało na to,
że choć był bardzo zagubiony, właśnie wkraczał na dobrą drogę i potrzebował
kogoś, kto dodałby mu odwagi. Chwycił za rękę, uśmiechnął się i przytaknął,
utwierdzając go w przekonaniu, że postępuje właściwie.
Keiko zrobiła
krok do przodu i obejmując go za szyję, ucałowała krótko w policzek.
– Kocham cię,
Sasuś – powiedziała, uśmiechając się szeroko. – Jak przyjaciela, ale naprawdę
cię kocham. I wierzę, że jeśli tylko tego zechcesz, będziesz świetnym ojcem!
Sasuke
niepewnie odwzajemnił uśmiech. Wyszło mu to raczej koślawo i smutno, ale lepsze
to niż nic. Odwrócił się i wyjrzał na zewnątrz, jakby kogoś wypatrywał. Keiko
szybko zdała sobie sprawę, że musiało chodzić o Itachiego i że gdyby przyszło
mu walczyć o te klucze, teraz z całą pewnością by przegrał.
– Muszę iść.
– Ale jeszcze
w tym tygodniu musimy się zgadać, dobra? Dopóki pamiętam, za co mam cię
ochrzanić.
– Słowo –
oznajmił, wychylając się trochę mocniej przez drzwi. Teren czysty. – Do
zobaczenia.
Keiko
pożegnała się z nim, czując, że kamień spadł jej z serca.
***
Sasuke wracał
do kawalerki Naruto, niemal pewien, że teraz już nie uda mu się uniknąć
przyjaciela. Kiedy zakradł się do mieszkania przed wizytą w szpitalu, była pora
obiadowa i Uzumaki zapewne przesiadywał
w Ichiraku, więc Sasuke bez pretensji i pytań mógł się ogarnąć, ale teraz,
kiedy dochodził już wieczór, zapewne odpoczywał w domu przed telewizorem.
Idąc,
zastanawiał się, czy Naruto wybije mu wszystkie zęby, czy tylko część. Bo że rzuci
się na niego z pięściami, to był pewien. Zachował się skandalicznie, a Uzumaki
jako jego przyjaciel był zawsze pierwszy w kolejce do uświadamiania mu, że
popełnił błąd. A w męskiej przyjaźni najlepiej się takie rzeczy uświadamiało
pięściami. Szybko i skutecznie.
Kiedy więc
wkroczył do mieszkania, od razu aktywował sharingan, by już w następnej chwili
zablokować cios wymierzony w jego policzek.
– Uchiha! –
ryknął mało sensownie Naruto, próbując przycisnąć go do ściany.
Ale Sasuke się
nie dał. Dwa razy dziennie nie zamierzał się nabierać na to samo. Już i tak
wiedział, że po uścisku Itachiego będzie miał siniaka na szyi.
– Odsuń się,
głąbie. Przyszedłem tylko po swoje rzeczy.
– Tak?! I
gdzie się z nimi wybierasz? Do Orochimaru?! A nie, no przecież, że nie, bo on
NIE ŻYJE! Jeszcze jakichś przestępców masz na oku?!
– Do Haniko
wracam! – wrzasnął. Temu głąbowi niczego nie dało się wytłumaczyć inaczej niż
krzykiem. – Przejmuję opiekę nad dzieckiem…
Naruto puścił
go i zrobił dwa kroki w tył.
– Ty mówisz…
serio?
Sasuke machnął
ręką i podszedł do swojej torby, wrzucając do niej wszystkie swoje rzeczy,
które walały się po kanapie. Pewnie powinien wyluzować i zrobić to wszystko na
spokojnie, żeby na pewno wszystko zmieścić, ale nie miał do tego nerwów.
Wciskał wszystko na pych, mając nadzieję, że torba jakimś cudem się zamknie. A
jak nie to… to coś wymyśli.
– Zapieczętuj
mi z łaski swojej wszystkie kartony – rozkazał, zerkając przelotnie na
przyjaciela, który wciąż stał z rozdziawioną gębą.
– Sasuke… –
zaczął Naruto, posłusznie podchodząc do tekstowych pudeł.
– Hm?
– Jesteś
idiotą.
– Wiem… –
odburknął, siadając na torbie, żeby wszystko dobrze upchnąć. No, jakby ważył te
dwanaście kilogramów więcej, to na pewno byłoby mu łatwiej.
– Wiesz, jaka
chryja wybuchła, jak zniknąłeś? Twoja matka zamartwiała się na śmierć, Itachi
był tak wkurzony, że zdolny był zabić z byle powodu, Keiko kazała mu się od
ciebie odczepić i nieustanne stawała w twojej obronie, a Haniko…
– Nie kończ –
wciął się, uzmysławiając sobie, że nie chce wiedzieć. Jeszcze byłby gotów
zmienić zdanie, gdyby się dowiedział, ile przykrości jej sprawił swoim kolejnym
gówniarskim postępowaniem.
Uzumaki
posłusznie zamilkł. Sasuke zaś uzmysłowił sobie, że musi wyglądać naprawdę źle,
skoro przyjaciel mimo wszystko, tak dla zasady, nie obił mu mordy. Że Keiko z
dobrego serca mu odpuściła, to był gotów uwierzyć, ale nie Naruto. On zawsze
dobitnie uzmysławiał innym, jak wielkie błędy popełnili, nie stosując taryfy
ulgowej.
I kiedy tak
się zastanawiał, jak żałośnie musi się prezentować, Naruto podszedł do niego,
oddał zwoje z zapieczętowanymi pudłami i bez ceregieli trzasnął go w nos.
Sasuke
wylądował na tyłku i syknął, łapiąc za bolącą część twarzy. Spojrzał z mordem
na Uzumakiego, który w tym czasie wyjął z kieszeni opakowanie chusteczek i podał
mu jedną.
Krew pociekła
mu po rękach, zanim przyłożył ją do zranionego miejsca.
– Dzięki,
kurwa – warknął, wstając z podłogi i rozglądając się za swoimi rzeczami.
– Proszę,
kurwa – odpowiedział Naruto, a potem klepnął go w plecy i uśmiechnął się
szeroko. – Dobrze, że wróciłeś, draniu!
Sasuke
prychnął. To się jeszcze okaże.
***
Kiedy razem z
Sumire dotarł do domu Haniko, było już po dwudziestej. Przed zajściem do
szpitala, wstąpił tu jeszcze na chwilę, żeby nieco uprzątnąć rzeczy na górze i
włączyć ogrzewanie, którego od tygodnia nikt nie używał.
W domu panował
nieprzyjemny chłód i Sasuke nie był zadowolony, że musi przenieść córkę w takie
warunki. Jeszcze tylko tego by brakowało, żeby na start mu się rozchorowała.
Wystarczyło, że już i tak był przerażony na myśl, że ma zostać z nią sam na sam
i bał się, że nie przetrwa nocy.
Sympatyczna
starsza pielęgniarka wszystko mu pokazała w… dużym skrócie, wierząc, że sobie
poradzi. W końcu wszyscy młodzi rodzice byli równie zagubieni, co on, nie mając
zbytniego doświadczenia w zajmowaniu się dziećmi. Tyczyło się to zwłaszcza
shinobi, którzy swoje życia poświęcali zazwyczaj na coś innego, niż zakładanie
rodziny.
Ale
pielęgniarka była wyrozumiała i chwaliła go, gdy robił coś dobrze. Dowiedział
się, że całkiem nieźle trzyma maleństwo i gdyby miał więcej pewności siebie, to
byłoby niemal idealnie. Nienajgorzej wychodziła mu kąpiel, dziecko się nie topiło
– to najważniejsze. Miał za to problemy z ubieraniem niemowlęcia, zmianą
pieluch i nienajlepiej wychodziło mu karmienie, bo trzymał butelkę pod
niewłaściwym kątem.
Trening czyni
mistrza, pomyślał, umieszczając małą w kołysce. Przykrył ją szczelnie, bo w
pomieszczeniu było jeszcze dość zimno, a potem opadł na posłanie.
Był tak
zmęczony, że najchętniej od razu by zasnął. Czuł jeszcze kaca po wczorajszej,
jednoosobowej imprezie, a psychicznie ten dzień zrównał go z ziemią, o ile od
razu nie wepchnął do głębokiej studni, ale nie mógł sobie jeszcze pozwolić na
sen.
Miał kilogramy
mleka w proszku do rozlokowana na półkach w kuchni, musiał przerobić sobie
szafkę na stolik do przewijania, rozlokować gdzieś wszystkie pieluchy i inne
akcesoria, które będą mu potrzebne, kiedy tylko mała się zbudzi. Haniko może i
zakupiła wiele przydatnych rzeczy, ale do tej pory nie martwiła się tym, gdzie
i jak je zagospodarować. Stosy dziecięcych akcesoriów piętrzyły się w sypialni,
a Sasuke musiał to ogarnąć, jeśli chciał coś później bez problemu znaleźć.
Innymi słowy,
czekała go długa noc.
Kiedy niechętnie
sprzątał ten bałagan, rozmyślał o minionym dniu. Kiedy ponownie przyszedł do
szpitala, Haniko wciąż miała bardzo wysoką gorączkę i nie kontaktowała ze
światem. Chciał ją zobaczyć i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że zajmie
się ich córką, ale nie miał do tego okazji. I jakkolwiek irracjonalnie nie brzmiałoby
to w jego ustach, była to prawda i miał nadzieję, że Haniko by to wyczuła. A
teraz, kiedy się obudzi, Tsunade postawi ją przed faktem dokonanym. Przyszedł
Sasuke, zabrał dziecko i poszedł. O, i tyle miała do gadania. Nawet nie miała
okazji się przygotować na taką wiadomość. Bez słowa, bo przecież nie mieli
okazji go zamienić, zabrał Sumire ze szpitala i tyle go widziała.
Sasuke
westchnął, spoglądając na maleństwo, smacznie śpiące w kołysce. Ona była taka
krucha, taka delikatna. Mała ciemnowłosa istotka, która nie zasłużyła na to, by
mieć tak nieogarniętego ojca.
I właśnie
dlatego musiał się zmienić. Musiał stać się takim rodzicem, jakiego
potrzebowała.
Wow.... Super się zapowiada ^^
OdpowiedzUsuńMuszę napisać jak bardzo jestem rozczarowana. 27 osób oficjalnie zainteresowanych blogiem i 1 komentarz? Mam nadzieję, że ten komentarz przeczyta ktoś z czytających i zastanowi się trochę. Obie poświęcacie multum czasu na pisanie, sprawdzanie. Tekstu jest dużo i nie czyta się go w parę sekund, więc czym jest kilka minut na to, aby coś po sobie zostawić? Zwłaszcza, że nic tak nie motywuje do dalszego pisania jak parę słów od czytelników.
OdpowiedzUsuńNo to się nagadałam.
Rozdział fajny, ciekawy, momentami zabawny, czasem flustrujący, ale to wszystko w pozytywny sposób. Po prostu kawał dobrej roboty. Sasuke opiekujący się dzieckiem, to jak ogórek udający cukinię. Niby można się pomylić z wyglądu, ale w smaku to coś zupełnie innego. Już na starcie popełnił błąd. Trzeba było spać póki się dało. Od rana mu się zacznie jazda bez trzymanki. No chyba, że okaże się, że jego córcia to aniołek, ale to przypadek jeden na milion. On nie będzie pachniał jak mama, ma obcy głos i będzie dawał złe mleko, bo mamy jest najlepsze. Jak pisałaś o tym, że się nigdy tyle nie szorował, to w wyobraźni widziałam go jak mega brudasa z wielką szczotą, próbującego za wszelką cenę doszorować ślady wieloletniej melanżerii.
Oby tak dalej! Wszystko super, chcę więcej ;-)
Weny i chęci do pisania ;-)
Moje oko już przy pierwszym spojrzeniu na komentarz wyłapało to: 'jestem rozczarowana' i się przeraziłam :D. Okazało się jednak, że niesłusznie ;-). Dziękujemy bardzo za miłe słowa! Martwi nas trochę brak odzewu czytelników, tak jak martwią nas statystyki odwiedzin, które od kwietnia drastycznie spadły. Tylko czy da się cokolwiek na to poradzić...
UsuńPodoba mi się to porównanie ogórka udającego cukinię, jest świetne :D. Ale do rzeczy, skoro w jej żyłach płynie krew Uchiha, to szanse na aniołka ma raczej niewielkie ;-). Cóż, Sasuke musi się kiedyś nauczyć życia. Pytanie tylko, jak sobie poradzi i czy w ogóle to wszystko wytrzyma? I komu tu teraz współczuć? :D
Na szczęście bród nie był kilkuletni, a zaledwie kilkudniowy :D ale wizja ciekawa, chociaż na samą myśl o takim szorowaniu aż mnie skóra piecze, ała.
Więcej już wkrótce ;-) bo oprócz tego, że rozdział już jutro, to od 1 lipca planujemy przejść na tryb tygodniowy, bo mamy dość spory zapas :-)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!