20 maja 2017

18. Proszę przynieś mi swój kalendarzyk

Nie mógł w to uwierzyć. To nie mogła być prawda! Naprawdę nie chciał, aby to było rzeczywistością, ale nie sposób zaprzeczyć temu, że właśnie cały zdyszany biegał po ulicach. Gdyby tylko mógł, to darłby się wniebogłosy. Jednak to by niczego nie zmieniło, a tylko wprowadziło zamieszanie, więc jedynie rozglądał się uważnie, pokonując biegiem kolejne przecznice.
Nie zatrzymując się, odebrał telefon, wsłuchując się w zasapany głos.
— Ja, ah, już, uh, nie mogę oddychać — wydyszała, głośno przełykając ślinę. — Mo-monet — poprosiła, milknąć. — Okej. Sprawdziłam całą dzielnicę szpitala i tą gdzie mieszka Naruto. U niego z resztą też byłam. Biorę teraz za celownik dzielnicę Haniko. A ty?
— Okolice klanu — mruknął, starając się nie sapać do słuchawki. Również był zmęczony i zdyszany, ale nie miał w zwyczaju tego okazywać.
— Tam go nie będzie — oznajmiła, przekonana o swojej racji. — Ale sprawdź jego ulubione miejsca, a potem przyjaciół.
Już to zrobił. Obleciał każdy możliwy kąt, w którym mógłby się zaszyć lub w dzieciństwie to robił, a przyjaciół. Cóż Sasuke nie był zbyt towarzyski, tak naprawdę bliżej zadawał się tylko z Naruto.
— Zaraz skończę tu, więc następną biorę dzielnicę na wschód od szpitala.
— Ok.
Tylko tyle, potem się rozłączyła.
Odetchnął, przystając i podpierając dłonie na ugiętych kolanach.
— Gdzie ty kurwa jesteś — wymamrotał, ocierając pot z czoła.
Wiadomość, że Sasuke uciekł ze szpitala, nawet nie wypełniwszy wszystkich papierów, porządnie nim wstrząsnęła. Łudził się nadzieją, że sytuacja podczas porodu dała mu do myślenia, że jednak słowa Keiko nie są bujdą i kocha Haniko na tyle, aby móc się zmienić, ale… To, że właśnie jak głupi biega po Konoha w jego poszukiwaniach mówiło więcej niż powinno.
Żeby tylko Keiko się nie przeziębiła, pomyślał, znów ścierając pot z twarzy i spoglądając na rozpiętą kurtkę oraz wciśnięty w kieszeń szalik.

***

Niestety poszukiwania nic nie dały. Zbiegli całą Konohę zaglądając do każdego baru czy hotelu, sprawdzając wszelkie miejsca, w których Sasuke mógłby się zatrzymać, schować, lecz było to daremne. Również kontaktowanie się z nim nie dawało rezultatów. Keiko długo i namiętnie smsowała oraz wydzwaniała, mimo iż odpowiedzi nie dostawała. Sasuke przepadł bez śladu, nie wiadomo gdzie.

***

Omiótł pokój zmęczonym, ale nadal niesennym wzrokiem. To kolejna noc, podczas której nie mógł zaznać spokoju. Brat nadal się nie znalazł a… Oderwał wzrok do pleców Keiko, spoglądając na nikłe zarysy mebli.
Najbardziej w oczy rzucała się komoda ze zdjęciami, której dziewczyna za nic w świecie nie pozwoliła tknąć. Ramki mają tu stać i koniec kropka! Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie chaosu, jaki powstał, kiedy po długich dyskusjach ostatecznie zgodziła się na całkowite przemeblowanie, aby móc wstawić łóżko małżeńskie. Oprócz samego rabanu w ustawianiu nowego mebla, była jeszcze kwestia przenoszenia innych między pokojami i reorganizacji głównie rzeczy dziewczyny. Długo też protestowała przeciw pozbyciu się biurka i wstawieniu zamiast niego półki. Chociaż najbardziej oponowała przy kwestii płacenia. Zażarcie buntując się przeciw temu, żeby to on pokrył wszystkie koszty z tym związane. Nie rozumiał, czemu tak uparcie nie chciała na to pozwolić. Przecież jej fundusze są mocno ograniczone, a on był przygotowany na wynajem mieszkania, co za tym szło na opłacenie kaucji wynoszącej kilka czynszów, więc pieniędzy mu nie brakowało. Jednak Keiko dzielnie walczyła o swój honor, chcąc za wszelką cenę pokryć połowę wydatków. W ostateczności zgodziła się na kompromis i zakup bielizny pościelowej, zostawiając jemu resztę. Niestety świętowanie wprowadzenia się Itachiego do pokoju trwało krótko. A to z powodu Sasuke.
Wykonał krok do przodu, przy okazji gasząc światło na korytarzu i zalewając pokój w całkowitych ciemnościach. Nawet gwiazdy tej nocy nie chciały wyjść za chmur. Rzucił się na materac z szeroko otwartymi oczami, oglądając sufit. Te herbatki uspakajające naprawdę nic nie dawały. Nie ważne ile ich wypił i tak zasnąć nie potrafił. Wiercił się, przewracając z boku na bok do wczesnych porannych godzin. Jeszcze chwila, a będzie trzeba przerzucić się na środki nasenne, aby móc zaznać snu.
Spojrzał w bok, słysząc jak Keiko się porusza. W całkowitej nocnej ciszy był w stanie dosłyszeć szarpany oddech i cichutkie sapnięcia, które właśnie przybierały na sile. Czyżby…
 — Nie — krzyknęła wyraźnie, gwałtownie przewracając się na drugi bok.
— Spokojnie — szepnął delikatnie, chwytając jej dłoń. Rozluźniła się trochę, uspakajając przerywany oddech. Przewrócił się twarzą do niej, lecz aby móc na nią spojrzeć musiał podeprzeć głowę ręką, bo inaczej wzrok napotykał tylko zrulowanym kocu pośrodku łóżka. Mur, jak go określiła. Pośrodku ich podwójnego łóżka biegł mur, rozdzielając go na dwa pojedyncze. To przez kłótnię, jaka miała miejsce dość niedawno. Krótka wymiana niewygodnych pytań, kilka zbędnych oskarżeń zrodziło...

***

— Nie bronię go, tylko uważam, że nie masz podstaw, aby go przekreślić — oznajmiła stanowczo, trochę zbyt mocno rzucając pilotem o ławę. Jednak oboje nie zwrócili uwagi na rozpędzony siłą uderzenia przedmiot, który prześlizgnął się po blacie i potoczył pod szafkę.
— Nie mam podstaw? — powtórzył oburzony, unosząc znacznie głos. — Uciekł! — zaznaczył dobitnie. —  Jakie ty jeszcze chcesz podstawy? Pisemne potwierdzenie, podpisane przez niego, że ma ich w dupie. Przestań w końcu w niego ślepo wierzyć i przejrzyj na oczy!
— Ślepo w niego nie wierzę — zaprzeczyła, niebezpiecznie wykonując krok w stronę mężczyzny. — Ale nie można tak totalnie skreślać ludzi. Każdy popełnia błędy.
— Keiko proszę ją ciebie — rzucił zrezygnowany, nie mając już sił tłumaczyć takich oczywistości, osobie, która, według niego zaprzecza tylko dla faktu stania w opozycji. — Postaw ty się na miejscu Haniko. Wiesz, jak ona teraz musi się czuć?
— Nie moja wina, że oboje są do niczego i nie potrafią sobie nic wyjaśnić. Jedno skrywa wszystko przed drugim, a potem to się tak kończy, i jeszcze śmieją mieć pretensje — podsumowała ich charaktery, żywo gestykulując.
— Ty w ogóle siebie słyszysz? Nie wmówisz mi, że Haniko jest winna temu, że Sasuke jest totalnie nieodpowiedzialny i dał nogę, mimo zapewnień, że tak się nie stanie.
— W relacjach między ludzkich winne są zawsze obie strony. I ty chyba powinieneś o tym wiedzieć, panie geniuszu — dodała kąśliwie.
— W takim wypadku wskaż mi jakąś jej winę?
— Nie ma sprawy. Chociażby to, że nie dała mu się wytłumaczyć.
— Ty się postaw na jej miejscu. Naprawdę po tym wszystkim, co się wydarzyło w Konoha przez te pół roku, uważasz, że trzeba było powitać go z otwartymi ramionami? Wybaczyłabyś coś takiego?
— Ano tak. Najpierw kazała się wyspowiadać, szczegółowo ze wszystkiego i gęsto tłumaczyć, potem wytarmosiła za uszy i sprała na kwaśne jabłko, a na końcu dała drugą szansę. I tak to się robi!
— Nie no ty chyba po prostu żyjesz na innej planecie — oznajmił, wzdychając. Ręce mu już opadały. — Nie każdy zasługuje na drugą szansę.
— No jasne a w szczególności brat. Bo co mi tam, ot tak sobie przekreślę wszystkie wspólne lata, bo ktoś się pogubił, popełnił parę błędów i potrzebuje pomocy, ale co tam. W końcu jest wcieleniem zła, zdrajcą klanu i ex braciszkiem — mówiła kąśliwie, nadając zdaniom wyraźnego sarkazmu. — Czy ty przypadkiem za dużo czasu nie spędzasz z ojcem? — dopytała, zadając cios niemalże poniżej pasa.
— No świetnie. Po prostu idealnie — rzucił, zaczynając gestykulować, co mu się rzadko zdarza. — Owinął sobie ciebie wokół małego paluszka. I co, teraz będziesz go bronić, cokolwiek nie zrobi?
— Przesadzasz. Nikt mnie sobie nigdzie nie owinął i nie zaprzeczam, że zasługuje na łomot i solidną reprymendę, ale także na danie szansy na, chociażby wysłuchanie.
— Na niektóre rzeczy jest czasami już za późno.
— Ta, powiedział to koleś, który dorabia za robota.
— O co ci chodzi?
— Ano o to, że po prostu potakujesz Haniko, samemu nie dokonując żadnej analizy. Ty weź, się ogarnij! — krzyknęła, potrząsając nim energicznie. — To nie z tobą Sasuke ma dziecko i nie ciebie się stara odzyskać. Ty weź, spójrz na to okiem osoby trzeciej, a nie zgrywasz zranioną niewiastę.
— Tego już za wiele — oznajmił, odtrącając dziewczynę, która cały czas go szarpała za sweter. — Ta sprawa ciebie nie dotyczy i masz się w to wszystko nie mieszać.
— No ta, ta, bo ta sprawa dotyczy tylko waszej trójki. Jeśli ci faktycznie na niej zależy, to powinieneś, jako jej przyjaciel nią potrząsnąć, żeby się ogarnęła.
— Tu w grę wchodzą uczucia, a nie jakieś wasze spory bandy nastolatków — oznajmił, lekko tracąc kontrolę nad słowami, przez co rzucił pewną powszechną opinia o niej i organizacji, którą reprezentuje. W końcu Kindersi uważani są za grupę osób o umysłach dzieci tudzież najwyżej nastolatków. — Nie masz bladego pojęcia o miłości i uczuciach!
— Nie no spoko! — krzyknęła, odwracając się na pięcie. — To ty nie masz pojęcia o relacjach międzyludzkich — wyszeptała, zanim zniknęła na schodach.

***

Dokładnie pamiętał tę kłótnię. Po tym, jak się już uspokoił i przemyślał wszystko, doszedł do wniosku, że to głupota. Nie to, że miała rację. W żadnym wypadku! Jednak nie chciał się z nią kłócić, a tym bardziej trwać w milczeniu. Keiko nie zamierzała puścić tego mimochodem i traktowała go jak powietrze. Chciał jakoś to wszystko naprawić, załagodzić, ale napotykając jej obojętne oblicze, nie potrafił wydusić z siebie niczego. Skutkiem, czego ona nadal była obrażona, a on spędzał dnie, jak nie u Haniko w szpitalnej sali to na szwendaniu się po Konoha w nikłym celu, bo Sasuke jak przepadł, tak pozostało.

Keiko poruszyła się, zwracając jego uwagę. Drżała, niemo poruszając wargami, marszcząc czoło. Nie było wątpliwości, miała koszmar. Zamierzał zareagować. Zniszczyć ten głupi mur, przytulić ją, zapewnić, że jest obok i uspokoić. Niestety w chwili, kiedy puścił jej rękę, chcąc zrzucić koc, dziewczyna krzyknęła, zrywając się do pionu. Jej głośny oddech pomieszany z przyśpieszonym biciem serca wyraźnie było słuchać w całym pokoju.
— O rany boskie znowu — szepnęła, chowając twarz w dłoniach. — Przecież już dawno wróciłam — mówiła do siebie niezadowolonym głosem pełnym zawiedzenia i pretensji, odgarniając włosy do tyłu. — Ja nie wiem, jak Kaoru sobie z tym radzi? — westchnęła ciężko, opadając na łóżko.
Prawdą było, że jej umiejętności nie nadawały się do długotrwałego stosowania, przez co nie była wysyłana na misje rozłożone w czasie. Skutkowało to tym, że ostatnie niemal półroczne zadanie pozostawiło dość spore piętno, które mimo upływu tylu tygodni nie zostało jeszcze zniwelowane. Śpiąc z kimś, w czyjś ramionach czuła się bezpiecznie i koszmary ją nie nawiedzały. Jednak pozostawiona samej sobie, kiedy umysł był niekontrolowany, przenosił ją do zimnej zatęchłej jaskini, realizując najgorsze scenariusze, wszelkie lęki, którymi żyła w tamtych chwilach.
Uznała, że musi teraz z kimś porozmawiać, więc sięgnęła po komórkę, leżącą na szafce nocnej. Odblokowała wyświetlacz, zalewając otoczenie niebieskim ostrym światłem. Dopiero teraz dostrzegła zarys siedzącej sylwetki.
— Itachi? — rzuciła zaskoczona, zapominając, że przecież mężczyzna z nią mieszka i spał obok. — Czemu nie śpisz? Obudziłam cię? — Nie odpowiadał, uważnie się jej przyglądając. — Ej, co robisz?! — krzyknęła, kiedy sprawnym ruchem odrzucił za siebie koc i przysunął się do niej, zamykając w szczelnym uścisku. Na początku oponowała, chcąc się odsunąć, pamiętając znaczenie muru, który sama postawiła, lecz ostatecznie się wtuliła. Pozwalając, by odłożył telefon z powrotem na szafkę, opadł z nią miękko na materac i okrył kołdrą, nie przestając przytulać. Słodkie uczucie bezpieczeństwa ogarnęło umysł.
Nie tylko jej potrzebna była w tej chwili ta bliskość. Itachi poczuł ukojenie. Rozbiegane, chaotyczne myśli ciągle bawiące się w wyścigi, zaczęły się ulatniać, pozostawiając po sobie spokojną pustkę. Ciepło drugiej osoby rozgrzewało, delikatnie otulając sennością. Zamknął powieki, wtulając policzek w jej włosy, przekonany, że za chwilę uśnie.
— Ej — zawołała, sprowadzając go z krainy snu, do której właśnie odlatywał. — Chyba powinnam coś od ciebie usłyszeć? — zażądała, odsuwając się nieznacznie, na tyle, aby móc, spojrzeć mu w oczy. — Ej, bo sobie pójdę — groziła, dźgając go w mostek.
Niechętnie otworzył oczy, spoglądając na naburmuszoną minę dziewczyny. Tak, to był dobry moment, żeby wydukać przeprosiny. Wyciągnął dłoń, delikatnie głaszcząc opuszkami palców po policzku.
— Więc, co — zaczęła za niego — byłeś cymbał i teraz jest ci przykro?
Nigdy nie wiedział, jak ona to robiła, że potrafiła odpowiadać za niego, trafniej dobierając słowa, niż gdyby on to mówił. Niekiedy czuł się przy niej, jak otwarta księga, z której bez problemu wyczytywała, co tylko chciała. Zastanawiał się, czy ten dar posiadała względem każdego, czy był wyjątkiem. Jednak teraz nie chciał się nad tym zastanawiać. Pragnął jedynie wreszcie zapaść w błogi niezmącony niczym porządny sen.
— Tak, skarbie, dokładnie tak — potaknął, na wpół przysypiając. — Do zobaczenia rano.
 Przysunął ją bliżej. Nie protestowała, wtulając się w jego klatkę piersiową, szybko usnęła.

Chcąc odespać, oboje wstali później niż zwykle. Stąd w południe byli ledwo, co po porannych czynnościach i śniadaniu. Właśnie dopijał kawę, czytając prasę, kiedy usłyszał pukanie. Zignorował, lecz głuchy odgłos się powtórzył. Przelotnie pomyślał, o tym, aby Keiko się ruszyła. Niestety, nie doszło do tego, więc sam podniósł się, otwierając drzwi.
— Witaj Itachi.
— Mama?! — zawołał zaskoczony, dostrzegając Mikoto z troskliwym delikatnym uśmiechem.
— Byłbyś tak kochany i wniósł Kinari do środka — oznajmiła, z gracją wciskając się między mężczyznę a framugę drzwi.
— Tak, oczywiście — mruknął, otrząsając się z początkowego zaskoczenia i dopiero teraz dostrzegając wózek pozostawiony przed niewielkimi schodkami. — Skąd wiedziałaś, że tu będę?
— Dzieci przed matką się nie ukryją — odparła spokojnie, posyłając mu opiekuńczy uśmiech. — No chodź do mnie maleńka. — Wzięła na ręce ciekawsko rozglądającą się dziewczynkę. Itachiemu cisnęło się na usta pytanie, o cel wizyty i niezbyt miła uwaga o istnieniu telefonu, jednak potrafił zachować takt i ugryźć się w język. Mimo iż wizyta matki nie była mu na rękę. Wprawdzie bardziej nie podobało mu się to, że wiedziała gdzie go szukać.
— Proszę rozgość się. — Wskazał drzwi do salonu. Nie mógł zignorować matki, która z małym dzieckiem pokonała tak daleką drogę, tylko żeby się z nim zobaczyć. Nie, na pewno miała w tym jakiś ukryty cel i samo widzenia się, nie wchodziło w rachubę.
— Może he… — urwał, wchodząc za Mikoto do pokoju, gdzie zastał Keiko rozłożoną na podłodze w pełnym szpagacie z klatką piersiową przyciśniętą do podłogi i telefonem w ręku. Smsowała absolutnie nie przejmując się ćwiczeniami.
— Keiko mamy gościa — mruknął, delikatnie dotykając jej ramienia.
— No, co chcesz? — burknęła zła, wyciągając słuchawki z uszu. — O co chodzi? — dopytywała, ściągając brwi, kiedy dyskretnie wskazywał na kanapę za plecami. — A pani, co tutaj robi? — wyrzuciła z siebie całkowicie zaskoczona.
— Przyszłam was odwiedzić.
— Dada — zawtórowała jej Kinari jakby na potwierdzenie.
— Wybrałyśmy się na spacer i tak przy okazji byłyśmy w okolicy.
— A skąd pani wie, gdzie ja mieszkam? — ciągnęła mało kulturalnie, za to z gracją wstając.  Szok przeżyty widokiem Mikoto we własnym salonie, tak szybko nie chciał minąć.
— Na urodzinach wspomniałaś, że mieszkasz na tej ulicy, a to jedyny zamieszkały dom — wyjaśniła zgodnie z prawdą, nadal z tym specyficznym matczynym uśmiechem, który z minuty na minutę wydawał się coraz bardziej podejrzany.
— A-ha — oznajmiła ostrożnie, wyczuwając kłopoty. — No nic to, to ja się zmywam.
Itachi odruchowo wyciągnął rękę, łapiąc ją za łokieć. Miał złe przeczucie odnośnie wizyty matki i wolał nie zostawać z nią sam na sam.
— Zostań. — Spojrzał na nią prosząco. Odpowiedziała mu niezadowoloną miną, lecz ostatecznie pokiwała głową. — Zrobię herbaty.
Mnie każe zostać, a sam daje nogi za pas, pomyślała, odprowadzając go wzorkiem. Powstałą niezręczną ciszę przerwała Kinari.
— Baba — za gaworzyła, ukazując dumnie swoje dolne jedynki i wyciągając rączki ku nowej osobie.
— Jak na Uchihę jest dość towarzyska — skomentowała, przysiadając się do Mikoto, która męczyła się z utrzymaniem małej na rękach, gdyż ta wierciła się i wychylała z zainteresowaniem, pochłaniając nowe otoczenie.
— To prawda, bardzo lubi obecność innych ludzi — mówiła z uśmiechem, obserwując, jak Keiko droczyła się z Kinari, nie dając jej złapać się za rękę. — Strasznie lgnęła do Sasuke, więc myślałam, że będzie podobna do niego. Będąc niemowlakiem, nie przepadał za towarzystwem innych ludzi poza rodziną, spodziewałam się, że Kinari też będzie płakać w ramionach innych ludzi, ale jednak nie. Ciekawa jestem, co będzie z Sumire. Jest podobna do ojca, przynajmniej na razie z wyglądu. Zastanawiam się, czy później… — zamilkła, opuszczając głowę, chcąc zasłonić twarz nielicznymi kosmykami, wychodzącymi spod zbyt luźno związanego koka.
Znów nastała krępująca atmosfera. Mikoto milczała, ukrywając minę, Keiko dla bezpieczeństwa również się nie odzywała, nadal zabawiając Kinari. Na szczęście Itachi okazał się zbawcą, wchodząc z kubkami do salonu.
— To, czym zawdzięczamy twoją wizytę? — zapytał, wyraźnie nie odczytując atmosfery. Jednak to było akurat pomocne, gdyż kobieta rozluźniła się, unosząc głowę.
— Ach tak — zawołała, przypominając sobie o celu odwiedzin. — Chciałabym z wami porozmawiać o dość delikatnej sprawie i przede wszystkim zapewnić, zwłaszcza ciebie Itachi, że Fugaku nie należy się bać.
Oboje zdębieli, wymieniając się spojrzeniami pełnymi niezrozumienia.
— Fugaku czasami potrafi być groźny, ale nie należy się go bać. Ani tym bardziej przejmować się jego wytycznymi. Rozmawialiśmy o tym synku — mówiła ciepłym tonem, otwarcie odwracając się do mężczyzny. — Przecież wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć — zapewniała, łapiąc za rękę.
Keiko taktycznie zacisnęła usta, starając się nie parsknąć śmiechem. Z jej perspektywy kobieta z trzymaną na rękach Kinari, przemawiając w ten sposób do już tak dorosłego syna, niezmiernie ją bawiła. Zwłaszcza reakcja Itachiego z jego osłupiałą miną.
— Nie musicie się z tym kryć. Porozmawiam z ojcem, przygotuję go na te wieści. Nie powinniście tego ukrywać — ciągnęła dalej.
— Nie bardzo rozumiem — oznajmił w pełnej konsternacji, całkowicie nie nadążając za tokiem rozumowania matki.
— Naprawdę kochanie nie musisz się z tym kryć. Ja już o wszystkim wiem — gorliwie zapewniała, wprowadzając parę w coraz to większe zdumienie.
— Ale, że, co? — Keiko intensywnie wpatrywała się w Itachiego. Czuła się całkowicie zagubiona w sytuacji i starała się odnaleźć wsparcie w mężczyźnie. Niestety on również nie sprawiał wrażanie zorientowanego. A kiedy matka wcisnęła mu w ręce Kinari poczuł się już całkowicie skołowany.
— Wszystko kochana — oznajmił z głosem wyroczni, odwracając się do dziewczyny i kurczowo ściskając ją za obie dłonie.
— Eeee.
Tylko tyle była w stanie z siebie wydobyć. Naprawdę nie miała zielonego pojęcia, o co chodzi. Żadna nawet najdrobniejsza lampeczka nie mrugała, dając, chociażby zgubne przeświadczenie o zrozumieniu sytuacji.
— Rozumiem, że to może być szok, ale proszę, nie ukrywaj tego.
Keiko intensywnie mrugała, przybierając iście myślicielską minę.
— Nie — oznajmiła, po namyśle. — Poddaję się, nie wiem, o czym mowa.
Mikoto westchnęła ciężko, poprawiając się w miejscu, tak, aby mieć oko na nich obojga. Zwłaszcza Itachiego, który niczym wykuty w marmurze siedział skamieniały, zupełnie ignorując fakt, że trzyma Kinari, która rozbrykała się na tyle, aby zacząć ssać jeden z dużych ozdobnych guzików przy rękawie swetra.
— Ja rozumiem, że przy takiej sytuacji rodzinnej, kiedy… — Zamrugała gwałtownie, jakby chciała odpędzić cisnące się do oczu łzy. — Sprawa jest skomplikowana — kontynuowała, wymuszając na sobie nikły pozbawiony szczerości uśmiech. — Ciężko jest wam się przyznać do tego, ale zrozumcie, to nie jest tylko wasze zmartwienie. Ja was będę wspierać i Keiko — zwróciła się do niej, mocniej ściskając dłonie — pomogę ci przez to przejść.
— To eee, no bardzo miło z pani strony i no w ogóle — dukała, plącząc się w słowach, kątem oka próbując nawiązać kontakt z Itachim, daremnie.
— Kochana, po prostu to powiedz — zachęcała łagodny tonem.
— Ale gdybym wiedziała tylko co? — oznajmiła rozpaczliwie.
Kobieta po raz kolejny westchnęła ciężko, diametralnie smutniejąc.
— Czyli jednak chcecie iść w zaparte. Rozumiem wasz strach, ale nie pozwolę, abyście dalej ukrywali to. Keiko proszę, przynieś mi swój kalendarzyk.
— Ale, że po co? — wypaliła bez zastanowienia. — Datę mogę sprawdzić w telefonie — wyjaśniła pośpiesznie, wyjmując komórkę.
— No ta — zaśmiała się dość sztucznie — pewnie na to teraz są jakieś aplikacje. To proszę, podaj mi datę swojej ostatniej miesiączki — ściszyła głos przy ostatnim słowie, mocniej się wychylając w stronę Keiko. Uznała, że podejdzie ich z tej strony i dziewczyna nie będzie miała wytłumaczenia, aby nie pokazać kalendarzyka. Wprawdzie nie przewidziała opcji, że może prowadzić go w telefonie. To trochę popsuło sprawę, przez co musiała zapytać wprost, znów licząc, że nie zacznie się wykręcać.
— A skąd ja to mam wiedzieć — odparła swobodnie, zupełnie nie łapiąc aluzji, którą próbowała wprowadzić Mikoto.
— Nie prowadzisz jakiegoś kalendarzyka? — wtrącił się Itachi, odzyskując mowę.
— Kiedyś Fumiko mnie do tego zmuszała, ale to strata czasu i tak nigdy nie pamiętałam uzupełniać tego cholerstwa. Zresztą i tak jest zbyteczny — wyjaśniała, sięgając po kubek, nadal nie pojąwszy aluzji.
— Powinnaś taki mieć. Możesz łatwo kontrolować opóźnienia no i te dni, w które można… — i reszta utknęła mu w gardle. To nie był temat, na który mógłby swobodnie się wypowiadać, zwłaszcza w obecności matki, która z wyraźnym zadowoleniem z jego postawy, z aprobatą kiwała głową. Widać wykłady Fugaku nie poszły w zapomnienie.
— To sobie go prowadź. — Wzruszyła ramionami, upijając spory łyk.
— Ja nie mogę, przecież nie będę wiedział, kiedy to notować — bronił się, wyraźnie zakłopotany.
— To ci powiem. Poza tym mieszkamy razem, więc szybko się domyślisz — oznajmiła radośnie, podnosząc się z kanapy. — Liczę na ciebie skarbie. — Położyła mu dłoń na ramieniu, uśmiechając się promiennie.
— Nie to…
Atmosferę zażenowania i rozmowę obierającą dziwny kierunek przerwał głośny syk Keiko, kiedy pochyliwszy się nad Itachim, jej włosy znalazły się w zasięgu ciekawskich rączek Kinari. Pani Uchiha od razu poderwała się, biegnąc na pomoc.
— Puść skarbeczku, nie wolno ciągnąć za włosy — przemawiała przesłodzonym tonem. — To be, be, puść. — Delikatnie wyciągała pasemka z lekko zaciśniętych piąstek, po czym odebrała maleństwo z rąk Itachiego, ku jego ogromnej uldze.
— Uff — sapnęła, odzyskawszy kosmyk. — Dziękuję.
— Nie ma sprawy. Dzieci w tym wieku wszystko łapią w ręce i pchają do buzi. Dobrze, że Haniko i Sasuke mają krótkie wło…
I znów urwała, a jej do tej pory pogodna nawet roześmiana twarz przybrała zmartwione oblicze pełne troski. Itachi widząc to, szybko się poderwał.
— Mamo może herbaty? Trzeba pić, póki gorąca — zachęcał, przesuwając w jej stronę kubek. Obawiał się, że kobieta jest w stanie rozpłakać się w każdej chwili. Mikoto zawsze była wrażliwa i łatwo roniła łzy, ale mimo tego i tak zawsze wówczas czuł się bezradny.
— Masz rację — odparła, siląc się na sztuczny uśmiech.
— Wwwiiięęęc — przeciągała Keiko, wieszając się mężczyźnie na szyi — co z tym kalendarzykiem? Poprowadzisz go za mnie? I będziesz mi mówił, kiedy można iść do łóżka, a kiedy nie?
Itachi omal nie upuścił trzymanego kubka. Jego mina wprowadziła ją w wyśmienity humor. Roześmiała się w głos z całkowitą szczerością. Na tyle zaraźliwą, że na twarzy Mikoto zagościło rozbawienie i naturalnie uniesione kąciki ust. Jednak oburzony niemoralną propozycją Itachi nie załapał żartu, co tylko Keiko jeszcze bardziej śmieszyło.
— Spójrz na nią — wyszeptała, kiedy pochyliła się nad nim, muskając policzek w ramach przeprosin. Dopiero teraz dostrzegł rozczulony wzrok matki.
Spojrzał znacząco na dziewczynę, przesyłając nieme podziękowanie. Zrozumiał, że zrobiła to specjalnie, aby ją rozweselić. Puściła mu oczko i jednym susem wskoczyła z powrotem na kanapę.
— Keiko to w sprawie tej daty — oznajmiła, naprowadzając rozmowę z powrotem na porzucony tor. Naprawdę usilnie chciała wydusić z niej informacje o ciąży. Jednak ani ona, ani Itachi nie zamierzali nic powiedzieć, więc starała się dosadnie, ale nadal w dość subtelny sposób przycisnąć.
— Nie wiem. — Nie kłamała, nigdy nie interesowało ją pilnowanie tego, a wcale nie ogarniała, że przez wzgląd na aktywne życie seksualne powinna jednak się tym zaciekawić. — A to aż takie ciekawe? — dopytywała, sięgając po kubek.
— Miałaś w tym miesiącu albo poprzednim miesiączkę? — zapytała wprost, bo już się poddała. Higashiyama nie reagowała na żadną aluzję, wszystkie gładko zbywając.
Zamyśliła się na chwilę, po czym wypaliła:
— A może? Nie, chyba nie.
— Wreszcie to przyznałaś! — krzyknęła, łapiąc ją mocno za dłoń. Ta, tylko Mikoto nie wiedziała, że Keiko po prostu miała nadal nieregularny cykl i niczym nadzwyczajnym było to, że potrafiła dostawać okres, co dwa miesiące. — Tak się cieszę, nawet nie wiesz, jak jestem wzruszona.
— Ale co ja przyznałam? — dopytywała skonsternowana, zerkając na mężczyznę, który chyba powoli rozumiał, o co chodziło matce. A przynajmniej na to wskazywała jego mina.
— Naprawdę już nie musisz się ukrywać. Jestem kobietą i takie rzeczy od razu widzę. I spokojnie jakoś przygotujemy Fugaku na te wieści.
— Jakie wieści?
— O twojej ciąży.
— Eee, co?! — wyrzuciła z siebie w totalnym osłupieniu. No chyba Mikoto uderzyła się w głowę, pomyślała, przyglądając się kobiecie, której oczy błyszczały z zachwytu. — Aaaa, to o to chodzi. — Machnęła lekceważąco ręką, dopiero teraz przypominając sobie o starej rozmowie z Sasuke, gdzie uprzedzał ją o wymysłach matki. — Uf całe szczęście.
Itachi zbladł, do tego stopnia, że był wręcz biały. Nie umknęło to uwadze Mikoto, która wiedziała, co oznacza ten stan.
— Nie powiedziałaś mu? — zapytała, unosząc lekko pełen niepewności głos. Przecież powiadomienie partnera o tym to podstawa. Chociaż ona Fugaku o Kinari poinformowała na ostatnią chwilę, ale uznała, że to się rządzi innymi prawami. W końcu chodziło o trzecie dziecko i powiadomienie męża.
— Tak jakoś wyszło, że zapomniałam — wytłumaczyła, jednym haustem dopijając herbatę.
— Dlaczego go nie powiadomiłaś? — zadała nurtujące ją pytanie. — Kochana aż tak obawiasz się Fugaku? Tak nie może być. Długo to już ukrywasz?
— Nic nie ukrywam. — Podniosła się, zbliżając do Itachiego. W końcu trzeba było ratować ukochanego przed zostaniem posagiem wyrytym w kredzie. — Słońce — mruczała, szturchając — weź, się ogarnij.
Zareagował, ożywiając się. Chwycił dziewczynę mocno za dłoń, którą dźgała go w policzek. Wkładając w to zdecydowanie zbyt dużo siły, gdyż skrzywiła się, próbując wyszarpnąć.
— Nie jestem w ciąży — zapewniała, przecząc ruchem głowy.
— Kochana to jest piękny cud i nie należy go ukrywać ani bać się tego, że się nosi nowe życie pod sercem — oznajmiła, ciągnąc delikatnie dziewczynę z powrotem na kanapę.
— Nic nie ukrywam, na serio nie jestem w ciąży. No naprawdę! — krzyknęła na potwierdzenia, po podejrzanym spojrzeniu pani Uchiha.
— O nie kochana. Nie wypieraj się tego tak. Ja widzę, te wszystkie jednoznaczne sygnały. Tego nie da się ukryć. Widzę, co się dzieje i tak tego nie zostawię — odparła dobitnie, wstając.
— Ale się porobiło — mruknęła do siebie, obserwując jak Mikoto opuszcza salon. — Itaś, wszystko dobrze? — Zerknęła na wystraszonego mężczyznę, nadal mocno ściskającego jej dłoń. — Palce mi połamiesz. — Próbowała, uratować rękę z zacisku, ale daremnie.
— Proszę.
Wróciła, wręczając...
— Serio? — mruknęła, niepewnie patrząc na podłużne pudełko ze zdjęciem niemowlaka i wyraźnym napisem test ciążowy. Potaknięcie tylko utwierdziła w przekonaniu, że bez jednoznacznej odpowiedzi urządzenia, nie da za wygraną. — No dobra — rzuciła od niechcenia, wstając. Jednak, kiedy tylko znalazła się na przedpokoju, znikając z oczu kobiecie, nagle tuż za nią zjawił się Itachi.
— Skarbie, jeśli wynik będzie pozytywny — mówił powoli, z trudnością dobierając słowa — to…
— Nie panikuj. Niby jak mogę być w ciąży, jak zawsze jesteśmy zabezpieczeni i nigdy nic nie pękło — wyjaśniła, jako chyba jedyna z zebranych myśląc logicznie. Mikoto brnęła w zaparte w swoich przypuszczeniach, najwidoczniej zarażając nimi Itachiego, który zaczął w nie wierzyć.
— Jednak wiesz, jak to jest. Może było podziurkowanie, jakieś mikro pęknięcie.
— A kto ci to niby podziurawił? — mruknęła powątpiewająco. — Ty naprawdę weź, się słońce ogarnij — dodała ganiącym tonem. — Zaraz wracam.
Itachi nie czuł się przekonany. Niespokojnie krążył po salonie, co chwilę zerkając na drzwi. Minuty zdawały się, ciągnąc godzinami, nim wreszcie dziewczyna pojawiła się, ściągając na siebie niemałą uwagę. Towarzystwo nawet nie czekało na werdykt, zerwało się, podchodząc. Gdyby nie to, że podniosłą rękę ukazując wyniki, gotowi byli i to oboje, wyrwać go.
Mężczyzna odetchnął z ulgą, dostrzegając tylko jeden pasek. Wypompowany z tych wszystkich emocji, które jeszcze sekundę temu nimi targały, opadł na kanapę, się rozluźniając.
— Nie rozumiem — szeptała Mikoto, oglądając test. — Byłam przekonana, że powinien wyjść pozytywny.
— Mówiłam, że w ciąży nie jestem — odparła pewnie, zajmując miejsce obok Itachiego, który uspokojony zabrał się za lekko już ostudzoną herbatę.

***

Popatrzyła na kłębowisko ciężkich szarych chmur, spod których nawet skrawka błękity nie można było dostrzec. Przekrzywiła głowę, uważne obserwując pogodę zwiastującą opady. Chwilę jeszcze dumała, nim podjęła decyzję. Idę biegać! W końcu i tak to był jej plan na dzisiejszy dzień. A, że brzydko za oknem to mniej ludzi na ulicy.
Nie zrażona pogodą biegała ze słuchawkami w uszach, całkowicie pochłonięta przez muzykę. Nawet nie zareagowała, kiedy zaczął delikatnie prószyć śnieg. Ściągnęła jedynie troczki kaptura i biegła dalej. Niestety w pewnym momencie nie była w stanie dłużej ignorować nasilających się opadów. Musiała dać za wygraną. Pogoda pogorszyła się do tego stopnia, że ciężko było się poruszać. Drobne śnieżynki spadały w tempie ekspresowym w masowych ilościach. W połączeniu z silnym wiatrem zacinającym w oczy całkowicie uniemożliwiały widzenie. Do tego przenikliwe zimno zakradało się w najmniejsze szczeliny w ubraniach.
Została zmuszona skryć się w bardzo wąskim przejściu między restauracjami. Miała nadzieję na szybkie ulotnienie się nagłej zawiei, lecz ta mając w poważaniu nieme prośby hulała po ulicach Konohy. Mlasnęła niezadowolona, spoglądając na swoje dłonie w intensywnie różowych rękawiczkach. Gdyby tylko mogła użyć swoich technik, powrót do domu byłby łatwizną.
Zła na siebie, że mogła nie ignorować coraz to silniej padającego śniegu. Z zazdrością zerkała w okna restauracji, gdzie ludzie siedzieli w cieple, nie przejmując się zawieruchą na zewnątrz. Na samą myśl o ciepełku zatrzęsła się z zimna, mocniej oplatając rękoma ramiona. To wzmocniło irytację. Sięgnęła po telefon, sprawdzając godzinę. Stała tutaj już od ponad dwudziestu minut. Tego za wiele! Przecież była w okolicy domu. Wcisnęła urządzenie głęboko do kieszeni, mocniej zacisnęła ściągacze na kapturze i już miała wyjść z ukrycia, zmierzyć się z zawieją, kiedy usłyszała za sobą głośne tupanie. Odwróciła się, dostrzegając mężczyznę otrzepującego buty oraz parasol ze śniegu.
— Pomóc ci może? — zagadał miło.
— A skądś się tu wziąłeś? — zapytała bez pardonu, wypowiadając na głos pierwszą myśl. Keiko czasami brakowało ogłady. Jednak jego to nie zraziło i tylko uśmiechnął się czarująco rozbawiony jej bezpośredniością.
— Miałem zamiar przejść na skróty — wyjaśnił, wskazując głową drugi koniec przejścia — i tak wpadłem na ciebie. Chyba nie zamierzasz wyjść na tę zawieję tak o?
— A czemu nie? — odparła spokojnie, wzruszając ramionami. — Niewiele mam do stracenia. Jak się zepnę w sobie i szybko pobiegnę, to może zdążę, nim zamienię się w bałwanka.
Parsknął śmiechem.
— Wygląda na to, że mieszkasz niedaleko. Mogę cię odprowadzić — zaproponował, otwierając energicznie parasol.
— Mieszkam na kompletnym zadupiu — przyznała się, nawet nie starając się ubrać tego w ładne słowa. — Totalnie nie pod drodze do niczego. Tylko sobie nadłożysz drogę.
— Ale też nie mogę pozwolić, żeby taka urocza niewiasta zamieniła się w bałwanka.
— Ale…
— Będę nalegał — wciął się w jej zdanie, wykonując krok do przodu. — Oferuję swoje ramię i sprawdzoną w boju tarczę. —  Wystawił parasol przed siebie, okręcając go parokrotnie. — Oj, oj — zawołał, mocniej ściskając za rączkę. Silny podmuch wiatru omal nie wyrwał mu przedmiotu z dłoni. Keiko zaśmiała się, jednak przyjęła propozycję, łapiąc go pod ramię.
— No to panie rycerzu, sprawdzimy twoje umiejętności w boju.
— Nie ma problemu. Proszę się tylko mocno trzymać.
Szybko zrozumiała, że bez pomocy nieznajomego, musiałabym błyskawicznie szukać kolejnego schronienia. W wąskim przejściu wiało i padało, ale to, co się działo na otwartej przestrzeni, było bez porównania gorsze. Przedzierali się powoli do przodu, zmagając się z szalejąca zawieją. Keiko spojrzała na mijaną kobietę. Walczyła z utrzymaniem parasola, a wiatr wyginał cienkie druciki, jak tylko chciał, niemal rozszarpując na strzępy czerwony materiał. Przyglądając się jej, widziała chmarę wirujących wokół płatków śniegu, przypominających złośliwe maluteńkie stworki. Osiadały na każdym możliwym skrawku ubrania, zamieniając brązowy płaszczyk w biały. Wyostrzony zmysł Higashiyamy dał się we znaki. Coś było nie tak. Mijana kobieta zacięcie walczyła z zawieją, podczas kiedy oni po prostu szli jak taran? Coś tu nie pasowało. Zmrużyła jeszcze bardziej oczy, przyglądając się cienkiej barierze między nimi a otoczeniem. Dla zwykłego wyjadacza chleba nie istniałaby żadna różnica, lecz shinobi byli wyczuleni na takie drobne niuanse. Keiko dostrzegała znacznie mniejszą ilość śnieżynek w najbliższym otoczeniu. Z początku uznała, że to sprawa parasola skierowanego przed siebie. Jednak szósty zmysł podpowiadał inaczej i cos było na rzeczy.
— W prawo czy prosto? — zapytał, rozkojarzywszy. Odwróciła wzrok, spoglądając przed siebie.
— Skręcamy — zakomunikowała, mocniej do niego przylegając. Teraz byli w mniej komfortowej sytuacji, gdyż wiatr wiał z boku. Mężczyzna zmienił ustawienie antyśnieżnej tarczy, lecz i tak ciężej się szło. Ostry wiatr z niegroźnych śnieżynek tworzył maluteńkie igiełki, które boleśnie smagały policzki i z głośnym plaskiem rozbijały się o materiał parasola.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową, odrzucając ostatnie myśli. Z pewnością się jej przewidziało. Idąc pod prąd, mieli bardziej komfortowe ustawienie, to wszystko.
— Oj — zawołał, mocniej chwytając rączkę. Pod wpływem silnego podmuchu za pleców, parasol wyrwał się do przodu. Mężczyzna jedną ręką starał się przytrzymać czapkę, jednocześnie manewrując szarpanym przez wiatr parasolem. Nim Keiko zdążyła zareagować, polegli. Przegrali walkę z zawieją, która wywinęła parasol na drugą stronę, łamiąc cienkie mocowania. Nic się z tym już nie dało zrobić. Niewiele myśląc, złapała go za rękę.
— Chodź! — krzyknęła, ciągnąc go i puszczając się biegiem. Byli bardzo blisko celu, więc jakiekolwiek zatrzymywanie byłoby bezsensowne. Z początku starała się, ograniczyć tempo bojąc się, że mężczyzna nie nadąży, lecz widząc jak równa kroku, przyśpieszyła.
— Udało się! — oznajmiła dumnie, dopadając do drzwi domu. Krótkie szamotanie się z zamkiem i wpadła do wnętrza, wpychając nieznajomego. — Amen — zakomunikowała, otrzepując ubrania z warstwy puchu. — Rozbieraj się, rozbieraj — mówiła, ściągając w pośpiechu buty. — Tam jest salon, zaraz przyjdę — wyjaśniła, wbiegając na górę, zupełnie nie zwracając na niego uwagi. Całkowicie ignorując fakt, że zostawia nieznajomego, którego nawet imienia nie zna, samego na parterze swojego domu.
Po chwili wróciła, wciskając w ręce lekko zakłopotanego mężczyzny ręcznik.
— Przemoczyłeś coś? Chcesz się przebrać? — dopytywała, intensywnie lustrując jego ubranie. — No nie krępuj się.
Pochwyciła materiał, który subtelnie przykładał do cieknącej po policzku strugi roztopionego śniegu, aby rozłożyć go na jego głowie.
— Wiesz eee… — urwała, zaprzestając targania jego włosów. Dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie zna jego imienia.
— Aken — oznajmił, lekko wychylając się spod niebieskiego materiału, ściągając dłonie dziewczyny z głowy. — Nazywam się Aken. I to ty powinnaś osuszyć się w pierwszej kolejności.
Ta sytuacja była potencjalnie niebezpieczna, znajdowali się zbyt blisko siebie. Mężczyzna z ciepłym uśmiechem otarł jej policzek z wody, nie odsuwając się nawet o milimetr, a wręcz przeciwnie odrobinę się przysuwając.
— Wiem, wiem, wszystko się do mnie klei. To jakby, co łazienka jest w głębi korytarza, a ja idę się przebrać — wyrzuciła z siebie, wybiegając z salonu. Na szczęście Keiko nie pochwyciła atmosfery, ku rozczarowaniu mężczyzny.

— Uf jak dobrze być suchym, a jak cieplutko — komentowała, schodząc na dół i zapinając grubą, wyłożoną futerkiem bluzę. — Ej! Chcesz kakao?
— Z chęcią. Dwie łyżeczki cukru, poproszę.
Uśmiechnęła się pod nosem. A już zakładała, że wszyscy faceci są tak marudni na słodycze, jak Sasuke i chciała nie słodzić.
— Mam nadzieję, że nie jesteś na zewnątrz — szepnęła, zerkając w stronę okna.
Wiatr nadal szalał, przemieniając śnieg w groźną broń. Chwilę jeszcze patrzyła na zawieję, nim świst czajnika odwrócił uwagę. Wróciła do przerwanej czynności, wyjmując kubki z szafki. Odruchowo wyciągnęła rękę po swój i ulubiony Itachiego. Jednak zaraz szybko go schowała, wyciągając inny, przy okazji grzebiąc w kieszeni. Podczas zalewania, wpatrywała się w wyświetlacz komórki, uruchamiając kontakt do Uchihy.
— Hej kochanie gdzie jesteś? — zapytała od razu, po usłyszeniu sygnału łączności.
— U Shisuiego. Przez zamieć szybko nie ruszę, więc nie kłopocz się z obiadem.
— Nie ma sprawy. Chciałabym tylko się upewnić, że jesteś w ciepełku i nie na zewnątrz.
— Mam nadzieję, że ty także.
— Tak już w domu.
— Już? — powtórzył zaniepokojony. — Keiko nie mów mi, że wracałaś w taką pogodę.
— Nie no skąd — oburzyła się, lekko kłamiąc. — Ten koszmar złapał mnie tuż pod domem, więc no trochę…
— Ubierz się ciepło, napij czegoś gorącego i profilaktycznie weź witaminy — zaczął, pouczać wcinając się jej w zdanie.
— Tak, tak — odparła machinalnie, na odczepnego.
— A jak wyniki badań? — zapytał niepewnie, po krótkiej chwili ciszy. Spochmurniała, spoglądając w sufit, jakby na przestrzał chcąc dojrzeć swój pokój i kartki rzucone na komodę.
— O, zaraz film mi się zaczyna — skłamała. — Pogadamy później i nie spiesz się z powrotem. Wyjdź dopiero, jak się pogoda uspokoi. Do zobaczenia. Cmok i papa.
I nie czekając na reakcję rozłączyła się. Chwilę jeszcze trwała w zawierzeniu, nim otrząsnęła się z przykrych myśli. Z uśmiechem na ustach pochwyciła przygotowane kubki, udając się do salonu.
— Chcesz coś może do jedzenia?
— Nie trzeba, nie musisz się kłopotać — zapewniał, sięgając po ciepłe naczynie, które przyjemnie ogrzewało ręce.
— Na pewno? Bo jak jesteś głodny, to coś w lodówce się znajdzie.
— Nie trzeba.
— Jak chcesz, ale wiesz bez spiny jak coś to mów. Czuj się jak u siebie. No to, co porobimy? Chcesz pogadać czy może coś obejrzymy.
— Słucham? — zapytał zaskoczony, odsuwając kubek od ust.
— No przecież cię nie wypuszczę w taką pogodę, więc trochę tu posiedzimy.

***

Niechętnie spojrzała na zgięte na cztery kartki, leżące na komodzie tuż koło ramek ze zdjęciami. Skrzywiła się, lecz ostatecznie wzięła je do ręki, siadając na łóżku.
— Wrzos powiadasz — mruknęła, patrząc na wielki pogrubiony numer. Cyfry, które według tabeli odpowiadały kolorze oznaczonemu, jako wrzosowy. Po ludzku to po prostu jasny fiolet. Ładny kolor, pasujący na ściany i wiosenne ubrania, kolor, przez który zaciskała pięści.
— Szlak — rzuciła, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia i to tylko z powodu jednej barwy.
Jednak fiolet, znajduje się o dwa rzędy niżej niż jej poprzedni kolor i o jeden niżej od fuksji, którą posiada Kaoru. Mężczyzna przyzwyczajony był do długoterminowych misji i nigdy jego stan nie spadał poniżej ciemnego jagodowego fioletu, więc różowy odcień, który teraz miał było czymś dość naturalnym. Za to Keiko, wbrew logice, bo po ponad miesiącu od powrotu się stoczyła. Była w niemałym szoku, kiedy Nerin ogłaszał werdykt. Przecież dobrze się czuła, ba nawet skakała z radości, że przytyła o całe dwa kilo, więc nie rozumiała skąd zmiana na gorsze. W końcu nie miała żadnej misji ani nie trenowała technik.
Opadła na łóżko, wpatrując się w sufit. Fizycznie była sprawna, źle się nie czuła, więc co? Psychicznie niedomaga. Bzdura!
Leżała analizując ostatnie tygodnie, próbując odszukać się jakiejkolwiek przyczyny. I ostatecznie musiała przyznać, że dość sporo się wydarzyło. Powrót do Konohy i wielka impreza, zamieszkanie z Sasuke, zdjęcia i podejrzewanie Itachiego o zdradę, atak na przywódcę, cyrk Sasuke przed Josuke, urodziny Mikoto, powrót Kaoru i kolejna wielka impreza, spięcie na linii przyjaciele-Itachi, wyprowadzka Sasuke, wprowadzenie się Itachiego, popijawa z Sasuke, kłótnia z Itachim, poród Haniko, zniknięcie Sasuke, przemeblowanie w domu, kolejny spór z Itachim.
Eh, westchnęła ciężko. Minione tygodnie był owocne, bardziej niż mogło się wydawać. A miała niemałe przeświadczenie, że nic się nie wydarzyło i nie miała żadnych powodów do zmartwień. Jednak to, plus dodatkowo ostatnio niemałe ilości alkoholu, mogło faktycznie coś popsuć. W końcu nadal miała koszmary senne, więc mózg jeszcze nie do końca odrzucił Ame.
E tam, bzdura! Przecież to za mało, aby z czerwieni przejść na fiolet.
Pewna swojej racji, oddaliła przykre myśli, sięgając po komórkę, która wydobywała z siebie skoczną melodyjkę.
— Lekko się późnię. Przez tę zawieję, nie mogłem wyjść z organizacji. Poczekajcie na mnie, jestem niedaleko — wyrzucił z siebie szybko, rozłączając się, nim Keiko zdążyła otworzyć usta. Totalnie zapomniała, że umówiła się z przyjaciółmi na oglądanie filmu. I dopiero teraz spostrzegła, że jest już po dwudziestej oraz że dostała smsa.
Zawiodłem, ach jakże zawiodłem. Biję czołem o bruk, błagając o przebaczenie. Jam nie godzien wybaczenia, lecz jednocześnie wznoszę modły o nie. Podła natura zechciała nas nikczemnie rozdzielić i niemocy dostarczyła, przez co nie wypełniłem twych żądań na czas. Lecz jam dzielny, przybędę mimo przeszkód. Wyczekuj mego widoku, gdyż lada chwila przybędę.
Zaśmiała się. Nawet nie musiała sprawdzać nadawcy, z nikim nie byłaby w stanie tego pomylić. Jedyne, na co zwróciła uwagę to godzina, wiadomość wysłana piętnaście minut temu. Zerwała się do pionu. Popcorn, napoje, koce, poduszki, musi to wszystko przygotować, zanim przyjdą.

— Wróciłem.
— To fajnie — rzuciła, zjawiając się na przedpokoju z butelkami piwa, które niosła do salonu.
— Imprezę szykujesz? — Ruszył za nią, zaglądając do pomieszczenia i napotykając zastawioną ławę przekąskami.
— Isamu z Kaoru wpadają na film — oznajmiła, całując go na powitanie w drodze z powrotem do kuchni. — Chcesz się przyłączyć?
— Nie jestem pewny czy to dobry pomysł — odparł z powątpiewaniem. — A jak tam badania?
Omal nie upuściła miski, którą wyjmowała.
— Keiko — ponaglił, kiedy milczała ze zwieszoną głową, wpatrując się w blat szafki.
— Wyniki są… w porządku — skłamała. Były tragiczne, ale nie chciała go martwić. I tak teraz przeżywa katusze związane z Haniko w szpitalu i zaginięciem Sasuke, nie musi mu dokładać siebie. — Mam parę zakazów i wytycznych i w sumie to tyle.
— Jak one brzmią? — dopytywała, dostrzegając, że coś jest nie tak i Keiko kręci.
— Absolutny zakaz stosowania technik, jakichkolwiek. Zakaz picia alkoholu, denerwowania się, martwienia, adrenaliny. Mam zdrowo się odżywiać, nie pomijając posiłków, nawet mi jakieś kapsułki z witaminami dał, do tego sporo odpoczywać i się relaksować. Ogólnie nuda — skwitowała, przesypując popcorn do miseczki.
— Jadłaś już obiad?
— Myślałam, że u Shisuiego coś jadłeś i nic nie zrobiłam.
— Owszem jadłem, ale chce się dowiedzieć, co ty jadłaś.
— Kanapki.
— Kanapki wiedząc, że masz się zdrowo odżywiać — podsumował, kręcąc z dezaprobatę głową. — Koniecznie musimy iść na zakupy — dodał, na szybko sprawdzając dość ubogą zawartość lodówki. — A te piwa wracając na miejsce — zakomunikował, przypominając sobie, co niosła do salonu.
— Są dla nich.
— Jeszcze będą cię kusić. Lepiej je schowaj.
— Itachi weź, nie dramatyzuj.
Spojrzał na nią wymownie, więc zamilkła nie ciągnąc tematu dalej. Dokładnie w chwili, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Szybko poleciała otworzyć, byle z dala od bacznego wzroku mężczyzny.
— Przybyłem — zakomunikował wesoło, wchodząc do środka i mocno tupiąc nogami, w celu odśnieżenia butów. — Załatwiłem ciasteczka. Isa już jest?
— Zawieja go zatrzymała, ale powinien lada moment przyjść.
— Mam nadzieję, bo to on ma filmy — ciągnął, rozbierając się. — A ty tu, czego? — warknął, zastając Itachiego w kuchni.
— A… — urwała, bo zapomniała, że Kaoru nie wie o mieszkaniu z Itachim.
— Nie mówiłaś, że Uchiha ogląda z nami — rzekł z głosem pełnym pretensji, krzywo patrząc na mężczyznę.
— Tosz nic nie wiesz — rzucił Isamu, wchodząc do środka. No tak, zapomniała przekręcić klucz. Mogłaby czasami być bardziej rozgarnięta. — Mości pan padalec, rości sobie prawo do włości na piętrze.
— MIESZKA TU?! No nie mów.
— Isamu — zganiła przyjaciela.
— KEIKO!
— E… kocham cię — oznajmiła, uśmiechając się najszerzej, jak umiała.
— Nie no, masakra. Nerin cię badał, ale nie powiedział, że dostałaś pomieszania rozumu. A ty Isamu skąd takie rzeczy wiesz?
— Ma połówka krwi, w złoto milczenia nie opływa. Cały mój ród już wie. Królowa matka wniebowzięta, na podwieczorek i ploteczki zaprasza.
— No tak. Jak Fumiko coś wie, to ty automatycznie też — potaknął, przypominając sobie, że ona raczej nie utrzymuje języka za zębami. — Porypało cię do reszty! Z nim, pod jednym dachem, a jak w nocy będzie chciał cię zabić?
— Kaoru!
— A tobie Isamu w ogóle to nie przeszkadza? — zwrócił się do przyjaciela, który jak gdyby nigdy nic rozsypywał ciasteczka na talerz.
— I tak i nie.
— Mógłbyś się, chociaż raz sprecyzować. Czy ja na serio muszę na całą naszą paczkę, jako jedyny myśleć racjonalnie? To trochę męczące.
— Kaoru — oznajmiła poważnym tonem, kładąc mu dłonie na piersiach — marudzisz.
— Ja marudzę? Przecież to… Naprawdę nikomu to nie przeszkadza?
Isamu wzruszył ramionami, pakując na raz całe ciasteczko do ust. Keiko również uniosła ramiona, przegrzebując reklamówkę z filmami.
— A Josuke wie? — dopytywał, wyzywająco krzyżując ręce na piersiach.
— A co mu do tego?
— No ja nie wierzę. Ściąga cię na bardzo złą drogę. Jak tak dalej pójdzie, to będę zmuszony powiadomić Odę — zagroził, wiedząc, że mężczyzna urządziłby istną masakrę połączoną z karczemną awanturą.
— Ale tego nie zrobisz, bo mnie kochasz — oznajmiła, wyszczerzając się do niego.
— Temu uśmiechowi się nie odmawia — burknął niezadowolony, ale potargał jej włosy, zaglądając przez ramię, aby odczytać tytuł trzymanego filmu. — No, a jak tam kolor?
Upuściła pudełko, zamierając, co spowodowało, że przyjaciele zastygli. Jedyny Itachi nie rozumiejąc sytuacji, rozmyślał czy ulotnić się teraz, czy odczekać, aż uruchomią film.
— Jaki kolor? — rzucił bez ceregieli Kaoru, odwracając dziewczynę w swoją stronę. Skrzywiła się, czując na przedramionach silny zacisk męskich dłoni, ale nie ważyła się nawet pisnąć.
— A wiesz, nie pamiętam — łgała w żywe oczy. — Te nazwy są czasami tak dziwne. — To akurat była prawda, czasami ciężko było się połapać, jaki to niby amarantowy.
Nienaturalne zachowanie dziewczyny, kulącej się pod srogim wzrokiem Kaoru, zwróciło uwagę Itachiego. Właśnie zamierzał się, wtrącić w lekko napiętą atmosferę, kiedy Isamu go uprzedził.
— Gdzie masz wyniki? — zapytał ze spokojem, poważnym tonem.
— A gdzieś je rzuciłam, nawet nie pamiętam.
— Trzymaj ją — nakazał, pośpiesznym krokiem wychodząc z kuchni.
Keiko szarpnęła się, lecz Kaoru był skuteczniejszy, mocno ją przytrzymując.
— Itachi no mógłbyś uratować — żachnęła się, wiercąc w uścisku przyjaciela. Uchiha tylko pokręcił głową. Fakt powinien zareagować, ale zaintrygowało go słowo wyniki. Keiko lekko zbyła temat badań, a widać, że to coś poważnego, także wolał poczekać na rozwój sytuacji i ingerować dopiero w ramach konieczności. Przecież Higashiyamie krzywda się nie działa.
— Pieprzony wrzos! — warknął Isamu, machając kartkami.
— Czyli? — spytał skonsternowany Kaoru, nie ogarniając tych wydumanych barw.
— Jasny fiolet — wybełkotała, oswobadzając się z poluzowanego uścisku.
— Jak to się pogorszyło? —  oburzył się. — Przecież to jest dwa rzędy niżej.
— Wiem.
— Co on pisze? — zainteresował się, podchodząc do Isamu i zaglądając w kartki, co dziwniejsze Itachi również odłączył się do nich.
— Same bla, bla.
— Kurwa — warknął, odtrącając kartki, które Uchiha zgrabnie przejął, zaczytując się w nich. — To na pewno jego wina! — krzyknął oskarżycielsko, wskazując palcem Itachiego.
— On nie ma nic z tym wspólnego — zapewniała, broniąc partnera. — Uspokój się, chodźmy oglądać film — zaproponowała, wypychając przyjaciela z kuchni. — Pan też. — Pociągnęła Isamu, prowadząc ku salonowi. Po czym cofnęła się po płyty i ciasteczka. — Nie przejmuj się nimi — szepnęła do Itachiego, muskając jego policzek. — To nic takiego — usilnie zapewniała, wracając do przyjaciół.
Ściągnął brwi, obserwując, jak znika za rogiem. Nie był tym przekonany. Ich zachowanie i uniki Keiko, nie mogły być spowodowane niczym. W końcu sam Kaoru powiedział, że się pogorszyło.

3 komentarze:

  1. Tego ostatnio u siebie nie lubię. Czytam na raty, napisać komentarz nie mam czasu, a jak zasiadam, aby coś poklikacpć to już nie pamiętam co chciałam. Wybacz, jeśli coś pokręcę.
    Akcja z kalendarzykiem ciekawa. Widać, że i mąż i żona nie są do końca normalni :-) Może dlatego się zeszli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... ciąg dalszy...
      Trochę żal mi Mikoto, bo wychodzi w tym opowiadaniu na średnio rozwiniętą kobietę. Męczy obu synów swoją przesadną opieką i wtrącaniem nosa w nie swoje sprawy.
      Itachi ma sporo na głowie i niestety przegapia sprawy najważniejsze dla niego. Zastanawiam się co wymyślicie ze stanem zdrowia Keiko, bo raczej nie zniknie ten problem tak sam z siebie.
      Wybacz, że krótko, ale tak zmógł mnie sen, że przysypiam i nie wiem już co piszę.
      Weny do dalszego tworzemia ;-)

      Usuń
    2. Akari jest ostatnio trochę zabiegana, więc może ja odpowiem :-)
      Owszem, państwo Uchiha są nienormalni i to nam wyszło tak zupełnie przypadkiem :D. Założenie było takie, że po prostu sobie będą gdzieś tam w tle, jako rodzice, nic wielkiego. Potem jednak Fugaku zaczął szaleć z tymi swoimi naukami o ciążach, prezerwatywach i tak cudownie nam się te bzdury pisało, że jego postać dostała ważniejszą rolę w opowiadaniu. Nasze głupawe pomysły i śmiechy z Fugaku przerzuciły się nagle na Mikoto, która miała stała się przeciwwagą dla męża, ale wyszło... jak wyszło. Żadną przeciwwagą nie jest, a szaleje sobie i miesza się w sprawy dzieci w trochę inny sposób :D. Wiemy, że obie te postaci są mocno przejaskrawione i momentami komiczne, ale chyba za to je kochamy :-)
      To prawda, Itachi zawsze patrzy nie w tę stronę, w którą akurat powinien. I chociaż żaden problem nie dotyka bezpośrednio jego, zajmuje się zmartwieniami wszystkich wokół i ma bardzo wiele na głowie.
      O zdrowiu Keiko już wkrótce ;-)
      Dziękujemy za komentarz!

      Usuń