6 maja 2017

17. Gratuluję, zostałeś ojcem

Sasuke ze średnim entuzjazmem przemierzał mniej uczęszczane uliczki na obrzeżach Konohy. Nie miał najmniejszej ochoty ruszać się z domu, wciąż czując lekkiego kaca po przedwczorajszym imprezowaniu. Miał raczej mocną głowę, ale mieszanie piwa i wódki wyraźnie mu nie służyło. Po odprowadzeniu Keiko z trudem doczłapał się z powrotem do mieszkania Uzumakiego, a cały następny dzień praktycznie przeleżał, delektując się ciszą, spowodowaną nieobecnością właściciela. Żołądek podszedł mu do gardła, kiedy po kolejnej drzemce dostrzegł słoik stojący na blacie w kuchni. Na wszelki wypadek przykrył go ściereczką do wycierania naczyń. A kiedy zebrał odwagę, schował do lodówki, żeby się nie katować. Danie wyjął dopiero dziś rano, kiedy uznał, że jego żołądek jest już gotowy na odrobinę współpracy. I musiał przyznać, że smakowało mu to, co zostawiła Keiko.
Kiedy skręcił, docierając do niewielkiego jeziorka, zadzwonił telefon. I chociaż Sasuke przeczuwał, kto się do niego dobijał, z kieszeni wyszarpał go w pospiechu, od razu zerkając na wyświetlacz.
– Przecież idę – warknął do słuchawki i nie czekając na odpowiedź, rozłączył się.
Zanim schował komórkę z powrotem, zajrzał do skrzynki nadawczej i jeszcze raz przeczytał smsa, którego przedwczoraj wysłał do Haniko.
– Kocham cię – szepnął, zamykając wiadomość i chowając telefon.
Haniko nie odpisała i nie zadzwoniła, w ogóle nie dała znaku życia. A on nie miał odwagi, by spróbować się z nią skontaktować. W ostatnim czasie sporo pisał i dzwonił, ale po tej ostatniej wiadomości… jakoś nic. Chyba nie potrafił. I chociaż miał świadomość, że ona sama też się do niego nie odezwie, każdy sygnał przychodzącej wiadomości, każdy dzwonek, przyprawiał go o szybsze bicie serca. Niestety, to cały czas była tylko…
– Keiko – powiedział, kiedy dziewczyna otworzyła mu drzwi, nawet nie odwracając się w jego stronę. Stała tyłem, pochylając się, by zapiąć buty. Podniósł wzrok na sufit, żeby nie spoglądać na pośladki malowniczo wypięte w jego stronę.
– O, jesteś, właź.
– Wychodzimy gdzieś? – spytał, kiedy sięgnęła po płaszczyk.
– Ja tak, ty nie.
– Co?
– Itachi! – krzyknęła, ignorując pytanie. Zanim starszy Uchiha znalazł się na schodach, rzuciła się w stronę Sasuke i niemal siłą zdarła z niego kurtkę. – Spójrz, kto do ciebie przyszedł!
Widząc minę brata, Sasuke szybko zwątpił, by Itachi spodziewał się jego wizyty. Uświadamiając sobie, że dał się wrobić, zacisnął szczękę i spojrzał na Keiko z mordem. Mimo to Itachi zszedł na dół i wyciągnął do niego dłoń, której jednak nie uścisnął.
– Chyba sobie żartujesz – warknął Sasuke, wciąż mierząc Keiko groźnym spojrzeniem.
– Nie, ale fajnie będzie, zobaczysz. To ja lecę. – Zrobiła krok w jego stronę i cmoknęła w policzek. Potem podeszła do starszego z braci i nie zwracając uwagi na wyraźnie niezadowoloną minę, musnęła jego usta. – Papa!
Sasuke sam miał ochotę zrobić „papa”, natychmiast. Wziął jednak głęboki wdech i stłumił chęć, by pociągnąć za klamkę i pójść za dziewczyną, robiąc jej awanturę. Nie miał na to siły. Wciąż huczało mu w głowie i był pewien, że tę konfrontację przegrałby z kretesem.
– Wejdź do salonu.
Zjeżył się na głos Itachiego za plecami.
– Nie, wychodzę.
– Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać?
Sasuke otworzył usta, chcąc zapewnić, że nie, ale szybko je zamknął. Pewnie powinni. Ale czy on tego chciał?
– Nie.
– Mimo to uważam…
– Gówno mnie obchodzi, co uważasz – warknął, odwracając się do brata. – Nie przyszedłem do ciebie i nie chcę mi się nawet na ciebie patrzeć. Zajmij się sobą, a ja odczekam dwie minuty i sobie pójdę. Keiko możesz powiedzieć, co chcesz.
– Nie robię tego dla Keiko – oznajmił ze spokojem, chociaż awantura, do której zmierzał Sasuke, zaczynała i jemu się udzielać.
– Nie? Nie zagroziła ci, że będziesz spał na kanapie, dopóki się ze mną nie pogodzisz? – zadrwił.
Itachi drgnął. To, że obiecał Keiko, że porozmawia z bratem, wcale nie oznaczało, że zrobi to za wszelką cenę i da się w tym celu obrażać.
– Masz rację, na ciebie już czas – oznajmił, po czym odwrócił się na pięcie i wrócił na górę.
Sasuke oparł się o ścianę, ze zniecierpliwieniem spoglądając na wskazówki zegara. Kiedy dwie minuty minęły i zatrzasnął za sobą drzwi, wcale nie poczuł się lepiej.

***

Sasuke był wściekły. Przeklął brata pod nosem, skręcając w kolejną sklepową alejkę. A poza tym, że był wściekły, był w dodatku rozgoryczony i… głodny. A w tym pierdolonym markecie, nie dość, że było cholernie gorąco, to jeszcze niczego nie można było znaleźć! Miotał się po sklepie od dwudziestu minut, przeszedł przez wszystkie działy spożywcze po dwa razy i niczego nie potrafił znaleźć. A przyszedł tylko po… po…
Po co tu przyszedł?
Zdesperowany przystanął przed półką z daniami w torebkach i westchnął głośno. Uzumaki chyba wcale nie był taki głupi, decydując się zapełnić wszystkie szafki zupkami instant. Szybko, łatwo i… niesmacznie. Zwłaszcza w porównaniu z maminymi obiadkami, które jadał do tej pory.
Warknął po raz kolejny, zwracając na sobie uwagę przechodzącej obok kobiety. Zmroził ją spojrzeniem, a potem szybkim krokiem ruszył w przeciwnym kierunku. Gdzie tym razem? Zatrzymał się przy stoisku z warzywami, rozglądając się na wszystkie strony i zastanawiając, jak w ogóle można coś z tego przyrządzić. Zresztą nie był przecież jakąś krową, żeby żywić się samą zieleniną.
Odwrócił się, ale za nim piętrzyły się tylko półki z jajkami i nabiałem. Z lewej zaś kilometrowa kolejka do lady, zza której flegmatyczna starsza pani podawała mięso. Z prawej… wyjście.
Rzucił pusty koszyk na stos innych i już chciał pognać do pierwszej lepszej knajpy, kiedy jakaś drobna postać zagrodziła mu drogę. Chciał na nią nawrzeszczeć i odsunąć z drogi, ale zdał sobie sprawę z tego, że to nie byle intruz, a… jego matka.
– Och, Sasuke, tak dawno cię nie widziałam!
Pewnie powinien coś z siebie wykrzesać, ale on tylko stał sztywno; zlustrował ją uważnym spojrzeniem. Mikoto była obwieszona zakupami jak choinka. Trzymała po kilka toreb w każdej ręce, a dwie płócienne dziadówki przewiesiła przez ramię. Muła można było tak załadować, ale nie matkę.
– Mamo, jest ktoś z tobą? – Sasuke rozejrzał się uważnie, jakby spodziewając się, że zza rogu wyskoczy zaraz Fugaku.
– Nie, wybrałam się tylko na małe zakupy.
Bardzo małe, pomyślał Sasuke. Mikoto chciała chyba machnąć ręką na znak, żeby się nią nie przejmował, ale przecież w takim stanie nie mogła tego zrobić.
– Daj mi te torby.
I nie zważając na słowa protestu, Sasuke zabrał jej większość zakupów, zastanawiając się, jak ona dała radę to udźwignąć. Jego już niemalże zwaliło z nóg, ale nie dał tego po sobie poznać.
– Odprowadzę cię – oznajmił, ruszając przodem.
– Och, ależ nie trzeba, kochanie. Nie zrobiłeś jeszcze zakupów. – Wskazała ręką w stronę sklepu.
– To nieważne.
Przez jakiś czas szli w milczeniu. Mieszkańcy Konoha, chociaż przyzwyczaili się już do obecności Sasuke w wiosce, wciąż czasem rzucali jakieś ukradkowe spojrzenia w jego kierunku. Ale to nie oni byli najgorsi. Najbardziej nienawistnie patrzyli na niego członkowie policji, którzy naturalnie wiedzieli, że nie wolno mu kontaktować się z nikim z klanu Uchiha. I gdyby Mikoto nie była żoną głowy całego rodu, zapewne nie zważając na widownie, odciągnęliby ją od Sasuke, udzielając reprymendy.
– Tęsknię za wami – szepnęła Mikoto, kiedy skręcili z głównej ulicy. – Cieszę się, że mam jeszcze Kinari. To smutne, kiedy dzieci opuszczają dom rodzinny. Najpierw ty, a teraz, równie niespodziewanie, Itachi. Sasuke, czy ty coś wiesz?
– Co masz na myśli?
– Itachi zapewnił mnie, że Keiko nie jest w ciąży, ale może po prostu wstydził się przyznać. Wiesz, jaki on jest. Ostatnio bardzo się krępował, kiedy próbowałam z nim rozmawiać na pewne bardzo delikatne tematy.
– Mhm – mruknął Sasuke, pojmując nagle, dlaczego bratu tak bardzo spieszyło się z wyprowadzką z rodzinnego domu. Jego samego gonił czas, ojciec i obowiązki, ale Itachi nie miał takich problemów. Ale jak się właśnie okazało, miał inne. I Sasuke przeczuwał, że zainteresowanie matki życiem erotycznym brata było poniekąd jego winą. – Nic nie wiem, ale Keiko na pewno nie jest w ciąży.
– Skąd wiesz?
Milczał. Skąd wiedział? Nie wiedział. Ale podejrzewał, że los jego i Haniko, był przestrogą dla pary i pilnowali się bardziej, niż oni w swoim czasie. No i nie miał Keiko za idiotki, raczej nie upijałaby się niemal do nieprzytomności, gdyby spodziewała się dziecka.
– Trochę razem mieszkaliście… – zaczęła nieśmiało Mikoto. – Zauważyłeś coś niepokojącego?
Tak, trzymanie łyżeczek z kubkami z dala od pozostałych sztućców.
– Co masz na myśli, mamo?
– A bo wiesz… – Kobieta zmarkotniała. – Dziwnie ostatnio między nimi było.
Sasuke zaczął się zastanawiać nad słowami matki. Dziwnie? Jeśli próbę zrobienia łóżkiem dziury w ścianie można uznać za dziwną, to owszem. Po chwili jednak domyślił się, że mogło chodzić o te nieszczęsne zdjęcia i niedoszłą zdradę. Cholera wie, co Mikoto rozumiała przez ostatnio.
Wzruszył ramionami, dając jej do zrozumienia, że nie jest odpowiednią osobą do rozmowy na ten temat.
– Nic ci nie przychodzi do głowy, kochanie? Jakiś powód, dla którego zamieszkali razem? Bo to do Keiko się wprowadził, prawda? Przy Fugaku nie pisnął słowem na ten temat, ale kiedy przyszła mu pomóc, wszystkiego się domyśliłam.
– Nie wiem, może po to, żeby łatwiej mu było ją kontrolować? – warknął, zanim zdążył ugryźć się w język. Szybko pożałował tych słów, dostrzegając minę Mikoto.
– Czyli Itachi jest…
– Trochę zazdrosny. – Wciął się. – Nic, czym należałoby się martwić.
Mikoto nie wyglądała jednak na przekonaną, więc kontynuował:
– Nie jest zaborczy, po prostu się o nią martwi, głównie o jej stan zdrowia. Powiedział mi, że…
– Czyli jednak jest w ciąży!
Sasuke zamilkł. Jak ona doszła do takiego wniosku?
– Nie, mamo, raczej nie jest, po prostu…
– Sasuke, kochanie, kobiety potrafią dostrzec takie rzeczy – przerwała mu.
– Ale…
– Tylko czemu oni się z tym tak kryją? – zapytała samą siebie, przestając zwracać najmniejszą uwagę na syna. – Ach, bo Fugaku! Boją się po prostu. Będę musiała im przygotować jakiś grunt do rozmowy.
Sasuke nic już nie powiedział. Itachi go zabije. Jeśli do tej pory nie zamierzał tego zrobić, to po dzisiejszym już na pewno. Zwłaszcza jeśli Mikoto wypapla ojcu, że Keiko jest z nim w ciąży i Fugaku postanowi przeprowadzić z nim kolejną poważną rozmowę. Świetnie, czyli już był trupem.
Skrzywił się poniekąd do swoich myśli, a poniekąd dlatego, że dotarli właśnie do dzielnicy Uchiha. Widok bramy z wymalowanym emblematem klanu Uchiha napawał go obrzydzeniem. Tak, jakby przekraczając jej granicę, wchodziło się od razu do jakiejś gorszej części Konohy. Do getta, w którym nawet powietrze nie pachniało tak, jak w reszcie wioski.
Dalej iść nie zamierzał. Przystanął przed wejściu i wyciągnął reklamówki w stronę Mikoto.
– Nie wejdziesz na obiad? – spytała smutno, nie przyjmując toreb. – Tak bardzo schudłeś…
Sasuke ścisnął się żołądek na myśl o jedzeniu. Zwłaszcza o tym maminym, za którym tęsknił potwornie i który raz na jakiś czas nawiedzał go w snach.
– Nie mogę, przykro mi.
– Dlaczego? Jeśli tylko o ojca chodzi, to nie martw się, wyszedł na zebranie klanu. Chodź, pozwól się nakarmić.
Mikoto chwyciła go za rękę i pogładziła kciukiem po jej zewnętrznej stronie. Uśmiechnęła się do niego ciepło i chociaż nie zrobiła tego w ten sposób, co Keiko, zrobiło mu się jakoś lepiej na sercu. Znowu znalazł się ktoś, komu na nim zależało i kto chętnie by o niego zadbał. Nieświadomie skinął głową i zanim się obejrzał, matka ciągnęła go w stronę rezydencji.
Faktycznie, ojca nie było. W środku było cicho i pusto. Sasuke odstawił torby na blat w kuchni i rozejrzał się dookoła. Niby nic się nie zmieniło od czasu jego wyprowadzki, a jednak miał wrażenie, że dom rodzinny wyglądał jakoś inaczej. Czuł się tu teraz obco i nieco nie na miejscu. A przecież przy tym krześle siadał i pijał kawę. W blaszanej misce w rogu zawsze leżały pomidory, obok zaś solniczka i… I ta solniczka, która teraz tam stała nie była tą, którą pamiętał. Czarno-biała w kropki, prezent od Itachiego.
– Gdzie Kinari? – spytał, kiedy matka przebrała się w swoją zwyczajową domową sukienkę i wróciła do kuchni.
– Sąsiadka się nią zajmuje. Ma córeczkę w podobnym wieku i umówiłyśmy się, że w razie czego możemy na siebie liczyć.
Sasuke przytaknął, a nawet mu ulżyło. Jeszcze matka poprosiłaby go, żeby się nią zajął, czy… coś. Dopóki była to tylko jego siostra, nie było tragedii. Przerażeniem napawał go fakt, że lada dzień sam doczeka się dziecka. I nie będzie dla niego już tylko starszym braciszkiem, który może, ale wcale nie musi się nim zajmować. Będzie rodzicem.
Niby wiedział o tym wszystkim już od jakiegoś czasu, ale kiedy tak teraz o tym pomyślał, nogi się pod nim ugięły. Zostanie… ojcem.
– Że też wcześniej o tym nie pomyślałam. – Z zamyślenia wyrwał go głos Mikoto. Kobieta stała do niego tyłem i mieszała w garnku coś pachnącego bardzo apetycznie. Jak to się stało, że wcześniej nie poczuł tego zapachu? – Keiko była taka pewna, że nigdy nie zostanie częścią naszej rodziny. Pewnie wpadli, a Itachi jej się nie oświadczył i była zawiedziona. Kobiety już tak mają… Och… – Speszyła się, zasłaniając usta dłonią.
Sasuke nie zareagował. Haniko kiedyś chciała zostać jego żoną. Kiedy? Czyżby akurat wtedy, kiedy na rodzinnym obiedzie informował matkę, że żadnego ślubu nie będzie ani teraz, ani nigdy?
– W każdym razie – kontynuowała Mikoto, najwyraźniej starając się odwrócić jego od wcześniejszej wypowiedzi – myślę, że to wina Fugaku. Biedny Itachi chyba za bardzo się go boi. Wiesz, Sasuke, co on ostatnio najlepszego wymyślił? Że mężczyzna powinien się wyszaleć, zanim postanowi założyć rodzinę. Z taką dumą w głosie opowiadał o zdobywaniu praktyki seksualnej w przelotnych romansach… – Westchnęła. – A Keiko z taką radością przymierzała koszulkę z herbem klanu. To było jak niemy krzyk: noszę w sobie przyszłą głowę tej rodziny!, naprawdę smutne. I to jej zainteresowanie przydużymi ubraniami Itachiego, zapewne chciała ukryć brzuch. Będę musiała… porozmawiać z Fugaku. To on doprowadził do tego, że jego własny syn boi się przyznać, że spodziewa się dziecka. To potworne.
Sasuke wygrzebał z kieszeni komórkę i bez ceregieli wystukał treść wiadomości.
„Jesteś w ciąży?”
Ze zniecierpliwieniem wpatrywał się w wyświetlacz, zastanawiając się, czy powinien schować telefon, czy położyć na stole. Na szczęście na odpowiedź nie musiał długo czekać.
„E, bez żartów, nie spaliśmy ze sobą!”
Przewrócił oczami. Keiko nie mogła tak po prostu odpowiedzieć na pytanie. Każdy normalny napisałby tak lub nie, ale nie ona. No dobrze, może faktycznie każda zdrowa na umyśle kobieta byłaby zaniepokojona jego zainteresowaniem akurat tą kwestią jej życia, ale on nie miał w tym momencie na to czasu.
„Nie ze mną, głuptasie. Z Itachim.”
„Z tego, co mi wiadomo, to nie, a co? Wujkiem chcesz zostać? :D”
Jeszcze tylko tego by mu do szczęścia brakowało.
„Moja matka jest przekonana, że wpadliście. Lepiej wyskakuj z testu ciążowego, bo zamierza porozmawiać o tym z Fugaku.”
Zanim zdążył odłożyć telefon, poczuł wibracje w dłoni. Spojrzał na wyświetlacz, przekonany, że dzwoni Keiko i się nie mylił.
– Muszę odebrać – powiedział do matki i udał się w stronę ogrodu. – Czego? – rzucił do słuchawki, kiedy już znalazł się na zewnątrz i miał pewność, że Mikoto go nie usłyszy.
– Ty jeszcze się pytasz? O co chodzi z tą ciążą?
– Skąd mam wiedzieć? – skłamał gładko. – Mówiła coś o jakimś ślubie, koszulce z herbem klanu, ukrywaniu brzucha, nie wiem.
– O ranyyyy…
Sasuke skrzywił się i odsunął nieco telefon od ucha, kiedy jęknęła głośniej, niż był na to przygotowany.
– Nie obchodzi mnie, jak to odkręcicie i czy w ogóle. Ja po prostu ostrzegam. – I nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, rozłączył się.
Zanim wrócił do środka, jeszcze chwilę wpatrywał się w telefon, na wypadek, gdyby Keiko postanowiła zadzwonić ponownie. Chociażby, żeby… podziękować za informację. Albo… przeprosić za dzisiaj, za tę akcję z Itachim. Ale ona nie zadzwoniła. Sasuke, czując narastającą złość, wepchnął komórkę do kieszeni i wszedł z powrotem do rezydencji.
Już od progu poczuł, że coś jest nie tak. I nie było to bynajmniej żadne z tych przeczuć, które często miewali shinobi. Żadna intuicja ani nic z tych rzeczy. Sasuke po prostu usłyszał głos. I nie był to miękki i delikatny głos jego matki, który w pewnym okresie życia stanowił najprzyjemniejszą melodię dla jego uszu, a zimny i szorstki głos Fugaku. Czyli jego… byłego ojca. Bo chyba nie potrafiłby już powiedzieć tato.
– Co to ma znaczyć, Mikoto?! Jak śmiałaś wpuścić ZDRAJCĘ do tego domu?!
– A-ale…
– Nie rozumiesz powagi sytuacji?!
– Proszę cię, ja naprawdę…
– NIE! – wrzasnął Fugaku, uderzając pięścią w stół.
Sasuke wszedł cicho do kuchni. I szybko ogarnęła go furia, kiedy dostrzegł łzy na policzkach matki. Mikoto stała wciąż przy kuchence, ale wyglądała, jakby miała lada moment wcisnąć się w ścianę, którą miała za plecami. Dłonie jej drżały, a z garnka wydobywał się zapach przypalonej, od dawna niemieszanej, potrawki.
Miał ochotę doskoczyć do Fugaku i go uderzyć. Odsunąć od matki, napluć w twarz i wykrzyczeć wszystko to, co nagromadziło się przez te lata. Wytknąć mu wszystkie upokorzenia, wszystkie krzywdy i niesprawiedliwości, ale też… wszystkie żale. Bo i ich w jego życiu nie brakowało. To od nich wszystko się zaczęło i to one doprowadziły do tego, że Sasuke w pewnym momencie zaczął nienawidzić ojca.
– Zrób to raz jeszcze, a to ja cię uderzę!
Fugaku drgnął, a potem odwrócił się powoli w stronę Sasuke i zmierzył go nienawistnym spojrzeniem. Mikoto zrobiła krok w stronę męża i po chwili wahania chwyciła go za ramię.
– Kochanie, nie uważasz, że już czas, żebyście…
– Milcz!
Kobieta skuliła się w sobie i pospiesznie wycofała pod ścianę. Sasuke zacisnął dłonie w pięści, widząc, jak bardzo była zastraszona przez ojca. Dlaczego więc milczał? Dlaczego nie uderzył tego agresora w obronie kobiety, która przez całe życie była dla niego wsparciem?
– Zamknij się – wysyczał. – Nie podnoś na nią głosu, rozumiesz?
Bo wymierzając sprawiedliwość, bardziej zraniłby ją niż jego. Mikoto go kochała, nawet bardzo. I choć sam nie miałby oporów, by podnieść rękę na… byłego ojca, miał świadomość, że byłoby to równoznaczne z uderzeniem matki.
– Wynoś się!
Sasuke potaknął, posłał matce uśmiech, a raczej grymas, który w zamierzeniu miał nim być i zaczął wycofywać się z kuchni.
– Nie waż się tu nigdy więcej przychodzić! I nawet nie próbuj temu bękartowi dawać MOJEGO nazwiska. Nie życzę sobie, żebyś ani ty, ani twoje dzieci plamiły honor tej rodziny!
Sasuke zatrzymał się gwałtownie. Puls przyspieszył, gorąca krew uderzyła do głowy. Zanim Fugaku zdążył coś jeszcze powiedzieć, Sasuke zamachnął się i zatrzymał pięść zaledwie kilka centymetrów od jego twarzy. To było szybkie. To było niespodziewane. Młodszy Uchiha zmusił się do tego, by się cofnąć, chociaż korciło go, by zakończyć to, co zaczął.
Mikoto krzyknęła, zasłaniając usta dłonią.
– Nigdy więcej nie mów w ten sposób o mojej córce! Możesz mnie nienawidzić, możesz mną gardzić i wytykać palcami, ale jej w to nie mieszaj!
– Zepsutej krwi tak po prostu nie da się naprawić!
– Kurwa, to jest twoja krew! – wrzasnął Sasuke, łapiąc gwałtownie powietrze.
– Przestańcie, proszę… – załkała Mikoto, próbując do nich podejść, ale wystarczyło jedno spojrzenie Fugaku, by wycofała się z powrotem pod ścianę.
Wyglądała, jakby nie wiedziała, o kogo powinna bać się bardziej. Sasuke wiedział, że był wyższy i znacznie silniejszy od ojca, ale Fugaku w przeciwieństwie do niego, nie miałby oporów do podniesienia ręki. Jego własne bardzo go świerzbiły, a w wyobraźni widział wypadające zęby i krew, a także posiniaczoną twarz ojca, który błagał o litość. Nieważne, który by zaczął, nieważne czy w obronie własnej, czy też nie, jeśli doszłoby do rękoczynów, mogłoby to dla nich obu skończyć się tragicznie.
– Jesteś zerem, który nie ma prawa mianować się Uchiha. Nie jesteś godzien mojego nazwiska i nie jesteś już moim synem!
Sasuke kątem oka spojrzał na Mikoto, która patrzyła na nich z jawnym przerażeniem. Potem przeniósł wzrok na ojca, a kiedy dostrzegł w jego oczach sharingan, nie pozostał dłużny. Wyprostował się jak struna, oceniając odległość, w jakiej od siebie stali. Dwa metry, wystarczająco dużo, by w porę się wycofać, jeśli będzie trzeba. Na wszelki wypadek jednak przesunął się odrobinę w lewo, tak, by dzielił ich jeszcze stół. I w dupie miał, czy ojciec weźmie to za oznakę słabości, czy nie. Choć żaden z nich nawet nie drgnął, powietrze między nimi zgęstniało.
– Tak wiele ci dałem, tyle mi zawdzięczasz, a co ja otrzymałem w zamian? ZDRADĘ!
– Zdradę?! Brzydzę się tobą, ojcze! Masz to, na co zasłużyłeś, bo nigdy nie poświęcałeś mi uwagi! Zawsze byłem dla ciebie nikim, nieważne co bym zrobił!
Fugaku zapowietrzył się z wrażenia, jakby zabrakło mu słów. Sasuke sam był w szoku, słysząc ton swojego głosu. Było w nim tyle tłumionej przez lata urazy, że nawet średnio spostrzegawczego obserwatora, ta gorycz uderzyłaby w twarz.
Kątem oka obserwował Mikoto, która rozglądała się panicznie dookoła. Kiedy dostrzegła słuchawkę od telefonu leżącą na stole, rzuciła się w jej kierunku.

***

– Padnij na kolana i błagaj o wybaczenie! – odkrzyknął Fugaku, zaciskając dłonie w pięści.
Sasuke cały się zjeżył, a Mikoto załkała, przyciskając telefon do ucha. Szum wybieranego połączenia wydawał jej się cichszy niż dudnienie serca.
– Och, Itachi… – zaszlochała do słuchawki, kiedy syn odebrał telefon. – P-proszę przyjdź. O-oni się pozabijają…
Odpowiedź Itachiego została zagłuszona przez odgłos upadających na podłogę sztućców. Mikoto zerknęła przerażona w stronę mężczyzn, ale pojedynek nie przeszedł jeszcze do fazy rękoczynów.
– Podjąłeś złą decyzję, to teraz ponosisz jej konsekwencje!
– Mamo, co się tam dzieje? – Rozległ się głos po drugiej stronie słuchawki.
Nie miała siły tłumaczyć; płakała coraz głośniej i głos ugrzązł jej w gardle. Zamiast tego odsunęła telefon od ucha i wycelowała w stronę mężczyzn, którzy w pierwszym ferworze walki postanowili się nawzajem przekrzyczeć.
– Powiedz wprost, że NIGDY tak naprawdę mnie nie chciałeś!
– Nie raz dawałem ci szansę, ale ty nie potrafiłeś żadnej z nich wykorzystać! Mój drugi syn, nie dość, że mniej zdolny, okazał się w dodatku dużo głupszy od pierworodnego! Wstydziłem się za ciebie!
– Zaraz będę, mamo – oznajmił Itachi i nie czekając na odpowiedź, rozłączył się.
– Świetnie! – wrzasnął drżącym głosem Sasuke, a potem zaśmiał się histerycznie. – Ale wiesz, co? Jednego mnie nauczyłeś! Że nigdy nie chcę być taki jak ty! Nigdy nie zrobię swojej córce takiej krzywdy!
Mikoto zatkała uszy i opadła na krzesło. Gdyby teraz zaczęli się tłuc, nie miałaby siły ruszyć się z miejsca, o rozdzielaniu ich nawet nie wspominając. Zamknęła oczy, oczekując na najgorsze.

Itachi zjawił się w rezydencji Uchiha ekspresowo. Przynajmniej według zegara wiszącego na ścianie w kuchni, bo Mikoto miała wrażenie, że od jej telefonu minęły wieki. Sasuke i Fugaku wciąż krzyczeli na siebie, obrzucając się coraz bardziej wymyślnymi obelgami, parę razy robiąc kilka kroków w stronę tego drugiego, jakby zamierzali zaatakować. Napinali mięśnie, zaciskali pięści, ale do tej pory nie padł ani jeden cios.
– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo żałuję, że wcześniej ci nie wygarnąłem, co o tobie myślę!
Mikoto nie potrafiła już rozróżnić głosów i gdyby nie przekaz, nie domyśliłaby się, że stoi za nimi Sasuke. Nie miała natomiast problemu z rozpoznaniem dzwonka do drzwi, więc kiedy tylko go usłyszała, skoczyła w ich kierunku i wpuściła starszego syna do środka.
Itachi uśmiechnął się pokrzepiająco i bez słowa ruszył do kuchni, a Mikoto kilka kroków za nim. Sasuke zaciskał pięści na rancie stołu tak mocno, że pobielały mu knykcie. Fugaku stał po jego drugiej stronie, żywo gestykulując, co jakiś czas wygrażając mu pięścią.
– Sasuke, idziemy. – Itachi położył bratu dłoń na ramieniu, próbując go jakoś odciągnąć.
Sasuke zareagował w ułamku sekundy i gdyby nie refleks, Itachi dostałby z łokcia w nos. Mikoto pisnęła, zasłaniając usta. Itachi tylko zmarszczył brwi i zanim młodszy zdążył cofnąć rękę, chwycił go mocno za przedramię i pociągnął w stronę wyjścia.
– Powiedziałem: idziemy.
Tym razem Sasuke ruszył z miejsca i dał się poprowadzić w stronę drzwi. Na sztywnych nogach opuścili kuchnię i udali się do przedpokoju, Mikoto ruszyła ich śladem. Sasuke oddychał głęboko, a kiedy zerknął w jej stronę, jego spojrzenie złagodniało. Otworzył usta, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego gardła. Mikoto uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco, ale zdawał się już tego nie zauważać. Przy eskorcie brata, włożył buty i naprędce narzucił na siebie kurtkę. Kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Mikoto pobiegła do męża.

***

– Zostaw – warknął Sasuke, wyrywając się z uścisku brata i szybkim krokiem ruszając do wyjścia z dzielnicy Uchiha.
Itachi szedł kilka kroków za nim. Patrząc na tłumek, który zebrał się na zewnątrz, bez problemu się domyślił, że doskonale było ich słychać przez cienkie ściany rezydencji. Fugaku jako pierwszorzędny krzykacz już dawno powinien postawić dom zbudowany z samych dźwiękoszczelnych materiałów. Mógłby się drzeć do woli i nie zostałoby to źle odebrane przez sąsiadów.
Kiedy tylko znaleźli się poza dzielnicą, Sasuke wziął głęboki oddech i opadł na pierwszą lepszą ławkę, nie zważając na kupkę niestrzepniętego śniegu. Drżącą ręką wyjął paczkę papierosów i zapalił, zaciągając się solidnie.
– Po coś tam poszedł? – spytał Itachi, przysiadając obok.
– Pierdol się.
Itachi przewrócił oczami, a potem policzył do dziesięciu, starając się zachować spokój. Jakby tego było mało, Sasuke celowo wypuścił w jego stronę trochę dymu. Na moment przestał oddychać, zmuszając się do tego, żeby nie kaszleć. Patrzył na Sasuke spod zmarszczonych brwi i czekał, aż sam się odezwie.
I doczekał się.
– Powiedz to. Powiedz, co myślisz. Że to wszystko moja wina – powiedział kpiąco, ale sposób, w jaki spuścił głowę, sugerował, że wcale nie żartował.
Itachi zacisnął szczękę, żeby faktycznie tego nie powiedzieć. Bo przecież tak myślał. Sasuke był lekkomyślny, Fugaku zaś jeszcze gorszy. Ich kłótnie na nim może nie robiły wrażenia, ale robiły je na Mikoto. Jeszcze tylko matki na skraju załamania nerwowego brakowało mu do szczęścia.
– Po co? – zapytał raz jeszcze.
– Nie planowałem tego – odparł Sasuke już dużo spokojniej i wyjął z paczki kolejnego papierosa. – Spotkaliśmy się w sklepie, miała ciężkie zakupy, ojca miało nie być. – Wzruszył ramionami.
– To pomaga?
– Co?
Sasuke wyglądał na skołowanego. Itachi kiwnął głową w stronę papierosów. Po chwili namysłu Sasuke wyciągnął paczkę w jego stronę, ale on grzecznie odmówił.
– I dobrze, nie pal.
– Nie zamierzam.
– Taką miałem nadzieję – odburknął Sasuke.
– Dlaczego?
Sasuke skrzywił się, zgasił peta i wyrzucił do kosza. Wraz z nową porcją nikotyny poczuł najwyraźniej, że przemakają mu spodnie, bo wstał i z obrzydzeniem strzepnął resztki śniegu z pośladków. Itachi miał ochotę westchnąć. Czego on się spodziewał, kiedy jak gdyby nigdy nic usiadł na śniegu? Itachi miał nadzieję, że młodszy brat potrafił jeszcze samodzielnie myśleć i nie potrzebował do tego papierosów.
– Sasuke. – Nie odpuszczał.
– Bo to niezdrowe, kosztowne i śmierdzące, wystarczy?
Itachi chwycił go za nadgarstek, zmuszając do tego, by na niego spojrzał.
– Więc dlaczego to robisz?
Sasuke nie odpowiedział. Zamiast tego wbrew sobie uśmiechnął się smutno i spuścił wzrok. Itachiego coś zakuło na ten widok; przełknął ślinę.
– Posłuchaj… Widziałem się wczoraj z Haniko. Pokazała mi twojego smsa.
Sasuke zesztywniał, a potem gwałtownie wyrwał rękę z jego uścisku.
– I wspólnie uznaliście, że będziesz robił za pośrednika – warknął. – Nie będę z tobą rozmawiał.
– Poczekaj! – krzyknął Itachi i zerwał się z miejsca za odchodzącym szybkim krokiem Sasuke. Dogonił go bez problemu i zastąpił mu drogę. – Nie jestem żadnym pośrednikiem, a ona nawet nie wie, że z tobą rozmawiam.
– Świetnie. I niech tak pozostanie.
– Sasuke… – Położył mu dłoń na ramieniu, ale ten szybko ją strącił.
– Zostaw mnie!
Ale Itachi nie zamierzał odpuszczać. Ignorując zaciśnięte pięści brata, jeszcze raz chwycił go za ramię i zmusił do tego, by na niego spojrzał. Przez chwilę w oczach młodszego czaił się szkarłat sharingana, ale szybko ustąpił czerni. Co wcale nie znaczy, że mniej wkurzonej czerni. Wystarczyło jedno proste zdanie, by ten Sasuke, z którym rozmawiał przed chwilą, ustąpił miejsca Sasuke szczelnie zamkniętemu w zbroi, do której uciekał, kiedy rzeczywistość zbyt mocno na niego naciskała.
– Kochasz ją?
Sasuke parsknął śmiechem.

***

Sasuke nie był jedynym, do którego ten dzień się nie uśmiechnął i zmusił do rozmów, na które nie miał najmniejszej ochoty. Nie tylko on został brutalnie osaczony i zmuszony do konfrontacji, na którą nie był przygotowany.
– Hejka! – Zawołała radośnie Keiko, kiedy tylko Haniko uchyliła drzwi. – Wpuścisz mnie?
Haniko nawet nie drgnęła, chociaż miała ochotę po prostu się skrzywić. Keiko zatrzepotała rzęsami, zapominając, że na ten chwyt łapali się wyłącznie mężczyźni. Nigdy nie zaszkodzi spróbować, prawda?
– Chciałam pogadać – dodała, kiedy Haniko nie ruszyła się z miejsca.
– O czym?
– A… to może powiem ci w środku, co? Bo wiesz, zimno tu trochę.
Keiko zatrzęsła się teatralnie, ale na Haniko nie zrobiło to wrażenia. Z grobową miną przyglądała się koleżance i nie zareagowała, dopóki powiew mroźnego powietrza nie dostał się i pod jej ubrania. Może faktycznie rozmowa przez uchylone drzwi w taką pogodę nie była najlepszym pomysłem. Kiedy tak przyglądała się uważnie Keiko, czuła, że zaczyna mięknąć. Powinna ją w pierwszej chwili opieprzyć za kradzież płyty, powinna jej wytknąć, co o tym wszystkim myśli i wyrzucić z siebie wszystkie żale. A jednak nie była do tego zdolna. Złość gdzieś tam tliła się wciąż w jej sercu, co jakiś czas dając o sobie boleśnie znać, ale na krzyki było już chyba za późno. Dlaczego?
– Wejdź.
Keiko wyszczerzyła się i dziarskim krokiem wmaszerowała do mieszkania, zrzucając buty i zostawiając je byle gdzie.
– Zrobię herbaty – oznajmiła Haniko, zostawiając gościa w przedpokoju.
Po chwili stanęła w drzwiach z przygotowanymi napojami. Na ławie na środku pokoju stał bukiet czerwonych róż. Przyglądała się Keiko, która podeszła do nich i zaciągnęła się ich ulotnym zapachem. Haniko sama robiła to dosyć często, wyobrażając sobie, że tak właśnie pachnie wiosna. Może nie różami, ale kwiatami. Kolorowe łąki, cykanie świerszczy, zapach koszonej trawy. Ptaki na gałęziach i pąki, dające roślinom nowe życie. Coś, na co bardzo czekała, tym bardziej że byłaby to dopiero druga prawdziwa wiosna w jej życiu. W Suna przez cały rok trwało lato.
Haniko postawiła kubki na ławie i usiadła w fotelu.
– O, kupiłaś już cukier! – zażartowała Keiko, ale była jedyną osobą, którą to rozbawiło; kąciki ust Haniko nawet nie drgnęły.
– Co cię do mnie sprowadza?
– Itachi.
Haniko spojrzała na nią z niedowierzaniem.
– Błagam, nie mów, że znowu chodzi o jakąś zdradę.
– Nie, nie – zaprzeczyła, kręcąc głową. – Tym razem chodzi o to, że poprztykaliśmy się trochę z waszego powodu. Twojego i Sasuke.
Zapadło milczenie. Haniko odłożyła na bok łyżeczkę, którą zamierzała pomieszać herbatę i westchnęła.
– Oczekujesz przeprosin? Przykro mi, że pokłóciliście się z… naszego powodu, nie chciałam tego, ale przepraszać za to też nie zamierzam.
– Nie, nie – zaprzeczyła ponownie. – Między nami wszystko dobrze, to była tylko mała sprzeczka.
– W takim razie do rzeczy. – Shimanouchi uznała, że ta sytuacja zaczyna już powoli ją wkurzać. Czy Keiko zamierzała w ogóle powiedzieć, o co jej chodzi, czy dalej bawić się w kalambury?
– No bo chodzi o to, że po tym wszystkim coś sobie uświadomiłam…
– Keiko, proszę cię… – westchnęła.
Higashiyama nie wyglądała na szczęśliwą. Haniko zaś coraz bardziej zaczynała się obawiać tej rozmowy. Keiko zazwyczaj działała spontanicznie i już z tego było sporo kłopotów. Tym razem wyglądała jednak na kogoś, kto przez długi czas obmyślał plan działania. Kto wie, ile złego mogło z tego wyniknąć? Nieprzewidywalna Keiko mogła okazać się mniej groźna niż Keiko skrupulatnie planująca.
– Dobra, dobra, już przechodzę do sedna! Mieszasz mi.
Haniko uniosła brew.
– I to jest to sedno?
– No właśnie nie. Słuchaj, chciałam cię przeprosić za… pożyczenie tej płyty, ale uważam, że się mylisz.
– Pożyczenie. Mylę się – wycedziła.
– Tak. – Keiko wstała z fotela i zaczęła się nerwowo kręcić po pokoju. – Może Itachi ma rację, może nie powinnam zabierać tego nagrania i dawać Sasuke, ale uważam, że było warto, wiesz? Co ja mówię, wiesz na pewno, przecież dostałaś wiadomość!
Haniko spochmurniała.
– Nie wiem, o co dokładnie poszło z Itachim, ale jestem pewna, że cokolwiek ci powiedział, nie zrozumiałaś przesłania – odparła zimno, po czym sięgnęła po kubek z herbatą.
– Zrozumiałam. I on też zrozumiał. Ale ja nie o tym przyszłam porozmawiać. Co czujesz do Sasuke?
– To nie jest twoja sprawa. – Haniko odłożyła kubek i spojrzała na nią gniewnie. – Proszę, żebyś się w to nie mieszała.
– Nie martw się, nie mam takiego zamiaru. Chciałam ci tylko coś uświadomić. Zrobię to i zaraz mnie nie ma, okej?
– Nie.
– To jest właśnie jedno z takich nie, co oznaczają tak. – Keiko uśmiechnęła się i zaczęła dla odmiany krążyć wokół fotela, na którym siedziała Haniko. – Sasuke cię kocha, wiesz?
– Keiko, o co ci chodzi?! – Haniko wstała gwałtownie z miejsca, marszcząc gniewnie brwi. – To ty mi wysłałaś tego smsa, tak?
– Nie ja, Sasuke to zrobił, ŚWIADOMIE. Mogłaś mu dać tę płytę, serio. Prawie się rozpłakał ze wzruszenia, jak to obejrzał.
Haniko zamarła, a potem pokręciła głową i opadła z powrotem na swoje miejsce.
– Nie rozumiesz mnie, Keiko…
– Ty mnie też. Nawet nie dałaś mi szansy.
– Posłuchaj – westchnęła, zakrywając twarz dłońmi. – to nie jest tak, że uwzięłam się na Sasuke i postanowiłam ukarać go za to wszystko, co się stało. Ja naprawdę chciałabym… – Przełknęła ślinę. – Ale nie mogę. Sasuke to jest duże dziecko. Podnieca go to, że zostanie ojcem i na siłę pcha się do roli rodzica, chociaż zupełnie się do niej nie nadaje. Dam mu szansę, a wtedy on się znudzi, rozumiesz?
Keiko podeszła do niej i usiadła obok. Shimanouchi odsunęła ręce od twarzy i spojrzała na nią kątem oka.
– Nie będzie tak, on cię kocha.
– Wydaje mu się, że tak jest. Sama przecież widziałaś, jak bardzo przejął się tym USG. Zareagował na nie emocjonalnie i przerzucił to sobie na uczucie, którymi mnie darzy. Tylko wmawia sobie, że jest zakochany.
Keiko pokręciła energicznie głową i chwyciła Haniko za rękę, zmuszając ją do tego, by na nią spojrzała.
– Mieszkałam z nim dwa tygodnie i co nieco wiem. Powinniście porozmawiać. On bez rzucania się na ciebie, ty bez poniżania go.
Haniko patrzyła na nią bez przekonania. Była już tym wszystkim taka zmęczona. Keiko ścisnęła mocniej jej dłoń i uśmiechnęła się pokrzepiająco. I zanim Haniko zdążyła w jakiś sposób zareagować, rzuciła jej się na szyję, obejmując ciasno.
– Keiko, ja nie zaryzykuję, bo tu już nie chodzi tylko o mnie.
– Ja tylko chcę, żebyś się nad tym wszystkim zastanowiła. Bo Itachi niepotrzebnie cię utwierdza w przekonaniu, że wszystko, co złe, to jego brat. Czasem chodzi o coś więcej…
Dziewczyny odsunęły się od siebie. Keiko uśmiechnęła się promiennie, a Haniko odpowiedziała jej delikatnym uniesieniem kącików ust.
– Zrobię świeżej herbaty – oznajmiła, spoglądając na kubki z już zimnym napojem. Założyła włosy na uszy i poszła do kuchni, by wylać resztki do zlewu.
I kiedy tak krzątała się po pomieszczeniu, opłukując naczynia i wyjmując świeże torebki z szafki, poczuła, że niespodziewanie robi jej się… mokro. Oparła się rękoma o blat, skupiając na tym uczuciu. Serce zabiło jej mocniej, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że to nie wytwór jej wyobraźni. Nie chlusnęło, jak z odkręconego kranu, ale chyba właśnie… wody jej odeszły.
Jeszcze raz wzięła głęboki wdech, żeby uspokoić zbyt mocno walące w piersi serce i spojrzała w dół. Miała na sobie zwiewną sukienkę, ale czuła, że rajstopy nieprzyjemnie kleją się do ciała. Nie było mowy o pomyłce.
– Keiko!
Chciała krzyknąć coś jeszcze, ale zagryzła wargi, słysząc, jak bardzo spanikowany był jej głos.
Keiko pojawiła się w kuchni w ułamku sekundy. Spojrzała na opartą o blat Haniko, a potem na jej rozbiegane spojrzenie i wytrzeszczyła oczy.
– O boże! Nie mów, że…– Higashiyama podeszła do niej ostrożnie, jakby zbliżała się do jakiegoś dzikiego zwierzęcia, nieufnie spoglądając na jej brzuch. – Ja nigdy nie… Ja w życiu nie odbierałam porodu!
– Spokojnie, Keiko, wszystko będzie dobrze. – A przynajmniej taką miała nadzieję. – Poród… nie wygląda tak, jak to pokazują na filmach. To nie kwestia minut, a godzin. Uspokój się, niczego nie będziesz odbierać.
Keiko wcale nie wyglądała na uspokojoną.
– Co mam robić?
– W sypialni na krześle położyłam plecak. Mam w nim wszystko, co będzie mi potrzebne w szpitalu. Gdybyś mogła…
– Ta jest!
Kiedy Keiko pobiegła na górę, Haniko wzięła kilka głębokich wdechów, próbując zapanować nad nerwami. Nie miała serca jej powiedzieć, że wbrew temu, co pokazywali w telewizji, mało który poród zaczynał się od tego, że kobiecie niespodziewanie odchodziły wody. Powinna zacząć od odczuwania słabych skurczów, a dopiero kilka godzin później, już w szpitalu, pozbyć się płynu owodniowego i zacząć rodzić. Co więcej, w ogóle nie powinna być w takim stanie w domu! Tsunade kazała jej się zgłosić do szpitala tydzień przed planowanym terminem, żeby mieć na wszystko oko. A jej lekarz z dziewięćdziesięcioprocentową pewnością stwierdził, że zostały jeszcze co najmniej dwa tygodnie…
Haniko oddychała miarowo. Powinna sprawić, jaki kolor mają wody, by ocenić, czy istniało jakieś zagrożenie dla dziecka, ale nie miała odwagi tego zrobić. A gdyby okazało się, że jest w nich krew?
– Mam wszystko – oznajmiła Keiko, niespodziewanie pojawiając się w pomieszczeniu. – Dobrze się czujesz? To… boli?
Shimanouchi pokręciła głową.
– Nie boli, jest okej. Teraz musimy iść do szpitala.
Keiko mimo wszystko chwyciła ją pod ramię. Po jej minie Haniko wywnioskowała, że musi wyglądać coraz gorzej. Nieoczekiwanie zaczęła gwałtowniej chwytać powietrze, jakby miała problemy z oddychaniem. Fakt czy zwyczajne złudzenie?
Bywałam już w gorszych sytuacjach, pomyślała, będzie dobrze!
Przeszła jeszcze kilka kroków i nogi się pod nią ugięły.
– Proszę… nie teraz – sapnęła, przykładając sobie dłoń do czoła, a potem zadygotała. – Zmiana planów, pomóż mi dojść do kanapy.
– Masz rację, zaczerpnij trochę sił przed… dalszą drogą. – Keiko zaśmiała się wymuszenie.
Haniko ulokowała się na kanapie i okryła szczelnie kocem, lekko szczękając zębami.
– Weź mój telefon i zadzwoń do Tsunade – poinstruowała ją.
Keiko zaczęła się nerwowo rozglądać po pokoju, aż w końcu dostrzegła komórkę na ławie. Niemal rzuciła się w jej kierunku, a potem dwa razy przeszła przez całą listę kontaktów, bo nie potrafiła skojarzyć, że Haniko mogła ją zapisać pod Hokage.
Kobieta odebrała po drugim sygnale.
– ZACZĘŁO SIĘ! – ryknęła Keiko do słuchawki. – No mówię, że rodzi! I no… zębami szczęka!
– Powiedz, że wody mi odeszły – wyszeptała, Haniko. – I że nie dam rady dojść do szpitala.
Keiko powtórzyła wszystko do słuchawki. Potem zaczęła intensywnie kiwać głową i Haniko domyśliła się, że Tsunade najwyraźniej zaczęła ją instruować, co powinna robić. Myśl, że Higashiyama chyba jeszcze nigdy tak uważnie nie wysłuchała tego, co Tsunade miała do powiedzenia, wydała jej się nawet zabawna. Przynajmniej dopóki nie poczuła, że robi jej się coraz zimniej.
– Hokage pyta, czy masz skurcze?
Haniko pokręciła głową, przykładając dłoń do czoła; temperatura ciągle spadała.
– Nie ma – powiedziała Keiko. – Co? Czekać mamy? A jakby coś było nie tak, to… – Odsunęła telefon od ucha. – Rozłączyła się – szepnęła, a potem przeniosła wzrok na Haniko. – Zadzwonić do kogoś jeszcze?
Haniko nie odpowiedziała, odwróciła wzrok.
– Do… Sasuke? – zaproponowała nieśmiało Higashiyama.
Brak odpowiedzi. W oczach Haniko zaczęły nagle gromadzić się łzy. Zasłoniła je wierzchem dłoni, a potem pociągnęła gwałtownie nosem i zacisnęła usta. Keiko przyglądała jej się wyczekująco, a kiedy ta pokiwała nieśmiało głową, już wybierała numer do Uchihy.

***

Sasuke chodził nerwowo, zaczynając się poważnie zastanawiać, czy nie dać bratu w pysk. Itachi naprawdę zaczął porządnie go wkurwiać i chociaż nie powinien tego robić, wizja pozostawienia śladu ręki na jego inteligentnie wyglądającej twarzy, kusiła niesamowicie.
– Jak zawsze zamierzasz mnie pouczać, co? Co cię, kurwa, obchodzi, co robię ze swoim życiem?! Jesteśmy sobie przecież zupełnie obcy!
– Przestaniesz? – warknął Itachi. – Doskonale wiesz, że mówiąc to wtedy, chodziło mi o coś zupełnie innego. Po co wyciągasz to ciągle na światło dzienne i wykorzystujesz, jako swój kluczowy argument do wszystkiego? To, że się od siebie oddalamy, wcale nie oznacza, że przestałeś być moim bratem!
Sasuke wciągnął gwałtownie powietrze, a potem zacisnął pięści. Itachi znowu zamierzał zrobić z niego głupka! Zawsze musiał odwrócić kota ogonem i to z niego zrobić tego złego, co to wszystkiego się czepia i niczego nie rozumie!
– To ty się ode mnie odwróciłeś! – ryknął. – A pomyślałeś, jak ja się czuł… – Urwał, kiedy zadzwonił jego telefon.
Może to i dobrze, pomyślał. Nie powinien przyznawać się do swoich uczuć, a gdyby nie komórka, nie potrafiłby ugryźć się w język. Telefon wyjął od niechcenia, ale kiedy zobaczył, kto dzwoni, zrobiło mu się nagle dziwnie gorąco. Zanim odebrał, przełknął ślinę.
– Keiko? – spytał zaskoczony. – A czemu dzwonisz od… Nie mów, że teraz postanowiłaś ukraść jej telefon!
Itachi słysząc to, westchnął. Keiko naprawdę było niereformowalna…
– CO?! – wrzasnął niespodziewanie Sasuke. – Ale… Zaraz będę!
– Co się stało? – spytał z niepokojem Itachi.
Ale Sasuke nie odpowiedział. Łapał nerwowo powietrze, nie zwracając najmniejszej uwagi na starszego brata. Rozejrzał się nerwowo dookoła, a potem puścił się biegiem. Itachi patrzył na niego, jak na wariata, dopóki nie zdał sobie sprawy z tego, dokąd prowadzi ta ścieżka…
Wziął głęboki wdech i pobiegł za Sasuke.

***

Keiko chodziła nerwowo po przedpokoju, czekając, aż Tsunade wyjdzie z salonu i powie, co dalej. A raczej oznajmi, że wszystko jest w najlepszym porządku, że dziecku nic nie jest, a Haniko zabiera do szpitala i Keiko nie musi się już martwić. A potem, że…
Jej rozmyślania przerwał huk. Pociągnęła odruchowo za klamkę, domyślając się, że ktoś zderzył się z drzwiami. Do środka wpadł zdyszany Sasuke, patrząc na nią przestraszonym wzrokiem.
– Gdzie Haniko?
Jednak zanim zdołała odpowiedzieć, walenie w drzwi odbyło się ponownie. Tym razem do przedpokoju wpadł Itachi. Z wyjątkiem lekko przyspieszonego oddechu, był jednak w znacznie lepszym stanie niż jego młodszy brat, który wyglądał, jakby lada moment miał wypluć płuca.
– Tsunade z nią jest. – Wskazała na drzwi prowadzące do salonu; wyjątkowo zamknięte.
Sasuke opadł na krzesło, które bez słowa podsunął mu Itachi i schował twarz w dłoniach.
Czekali w ciszy. Hokage wyszła kilka minut później
– Nie zdążymy do szpitala. – Zwróciła się do kobiety, która jej towarzyszyła; prawdopodobnie położnej. – Trzeba przygotować pokój na górze. Keiko, będziesz nam potrzebna.
– CO?! Ale ja… ja… nie chcę odbierać porodu! Może lepiej… Itachi?
Tsunade zmarszczyła brwi.
– Nie będziesz odbierać żadnego porodu! Jesteś ostatnią osobą, której pozwoliłabym to zrobić. – Spojrzała na Sasuke. – Może z wyjątkiem Uchihy. Będzie nam potrzebna woda, rozumiesz? I pomoc. Do dziecka cię nie dopuszczę.
Keiko z niesmakiem skinęła głową, a potem na drżących nogach ruszyła na górę.
– Uchiha, ogarnij się. Ktoś powinien do niej iść.
Sasuke podniósł wzrok na kobietę, a potem wstał i spojrzał przez ramię na leżącą na kanapie Haniko. Wyminął Hokage i nieśmiało wszedł do pokoju. Kiedy podszedł do kanapy, Haniko odsunęła dłoń z twarzy i spojrzała na niego kątem oka.
Sasuke uklęknął przed nią, chwycił za dłoń i ucałował jej zewnętrzną stronę.
Haniko patrzyła mu w oczy, ale nie śmiała się odezwać. Ścisnęła jego rękę, a on z czułością pogłaskał ją po niej. Wyglądała na osobę, która zaczyna się trochę uspokajać, aż tu nagle…
– Ahh… – sapnęła.
– Co się stało? – spytał zaniepokojony Sasuke, gotów w każdej chwili zerwać się z miejsca i pobiec do Tsunade, która w międzyczasie poszła na górę.
– Nic – uspokoiła go Haniko. – Chyba właśnie miałam pierwszy skurcz.

***

Poród trwał wiele godzin. Najdłuższą, pierwszą fazę Sasuke zniósł ze względnym spokojem, siedząc na dole na kanapie. Itachi zrobił mu herbatę, kanapki, ale on nic z tego nie ruszył. Nie zwracał uwagi na starszego brata, jakby w ogóle go z nim nie było.
Dopiero kiedy rozwarcie było na tyle duże, że zaczęła się właściwa, druga faza porodu, poczuł, że sytuacja go przerasta. Chodził nerwowo po pokoju, nie mogąc nieść krzyków, które dochodziły z sypialni. A Haniko krzyczała naprawdę głośno i przeraźliwie, jakby co najmniej obdzierali ją ze skóry. Sasuke nawet nie pamiętał, co mamrotał do brata, który siedział na kanapie i próbował go jakoś uspokoić. Pamiętał tylko, że za każdym razem miał ochotę zatkać uszy i głośno zapłakać.
Tak samo czuł się teraz, kiedy stał w szpitalu przed inkubatorem i przyglądał się maleńkiej istotce – swojej córce. Sumire była taka krucha i drobna! Tak bardzo różniła się od półrocznej Kinari, tak bardzo przerażała go myśl, że miałby jej dotknąć…
Nieśmiało podszedł bliżej i przez szybkę przyjrzał się ciemnowłosej dziewczynce. Serce waliło mu w piersi tak mocno, że równie dobrze lada moment mogłoby połamać mu wszystkie żebra i wydostać się na wolność.
Sumire była taka… taka…
– Gratuluję, zostałeś ojcem – powiedziała beznamiętnym głosem Tsunade, wchodząc do szpitalnej sali. – Haniko jest wyczerpana, więc prosiłabym, żebyś wypełnił te dokumenty.
Kiedy wyszła, Sasuke opadł na krzesło i spojrzał na plik kartek, które trzymał w dłoni. Dane noworodka, dane rodziców i… tym podobne. Już chciał się odezwać, że przecież nie ma długopisu, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że przecież go trzyma.
Drżącą dłonią zaczął wypełniać papiery.
I ani przez chwilę nie zawahał się przy nazwisku nowonarodzonego dziecka.
Uchiha Sumire
Wbrew Haniko, trochę dla siebie i na złość Fugaku.
Potem doszedł do rubryczki dotyczącej rodziców chrzestnych małej. Itachi wyznał mu dziś, o co poprosiła go Haniko i chociaż Sasuke początkowo zamierzał się nie zgodzić, teraz uznał, że jeśli komuś zrobiłby tym samym na złość, to przede wszystkim samemu sobie.
Uchiha Itachi
Matki chrzestnej nie wpisał. Mikoto nadawałaby się na nią idealnie, ale nie chciał ją tym obarczać, a przede wszystkim nie chciał podejmować tej decyzji bez uzgodnienia tego z Haniko. Wystarczająco się naraził, nadając już małej swoje nazwisko.
Kiedy Sumire zapłakała, Sasuke zerwał się na równe nogi i dopadł do inkubatora, ale wszystko wyglądało w porządku. Dzieci przecież czasem płakały… prawda?
– Chciałby pan potrzymać córkę? – Do sali weszła starsza pielęgniarka i uśmiechnęła się do niego ciepło. – Pani Tsunade powiedziała, że jej życiu nic nie zagraża i możemy przenieść ją do normalnego łóżeczka. Chciałby pan?
Sasuke patrzył to na swoje dłonie, to na maleństwo spoczywające w inkubatorze. A potem… zrobił krok w tył. A kiedy już zrobiło się pierwszy, nie było problemów z następnymi. Porzucił do połowy wypełnione papiery na krzesło i wybiegł ze szpitala.

6 komentarzy:

  1. Konkreciarski rozdział. Spotkanie braci, to był już fajny motyw. Potem słodki Sasuke, który super się zachował, bo pomógł mamusi. No i starcie tytanów. Oj było gorąco. Papierowe ściany, to kiepski wynalazek w domu wszech wiedzącego i wspaniałego Uchihy. Mam nadzieję, że Mikoto nie wyskoczy z ciążą Keiko przed mężem. Itachi to się z nią już wystarczająco ma.
    Co do porodu, to nie wiem czy komentować czy też zachować dla siebie spostrzeżenia :-) Pierwsze słowa wypowiedziane przez Haniko do Keiko mi się podobały, no bo to tylko w filmach porody niczym pendolino, ale czemu ona nie rodziła w szpitalu, to nie łapię. Musiało jej chyba coś dolegać, bo nawet ze skurczami co 3 min idzie dotrzeć na porodówkę. No ale, to wasze opowiadanie, więc możecie pisać co chcecie.
    Za to zachowanie Sasuke the best! Dojrzałość w każdym calu B-) no dwa razy czytałam, czy się aby nie pomyliłam i on czasem nie dał kroku do przodu zamiast do tyłu. Jak potem było, że dał nogę, to nie wiedziałam czy pukać się w czoło czy śmiać. Czy on zawsze musi spieprzyć to co mu się uda wypracować? Był, zapunktował, wypełniłby papierki, Haniko puściłaby płazem to, że nazwisko wpisał swoje, ale jak dał drapaka, to potwierdził jedynie jej przypuszczenia. Mógł po prostu odmówić. Ach Wy się lubicie nad nim pastwić. Sorry Sasuke, z kogoś trzeba zrobić idiotę i utrudnić mu życie.
    Weny, aby więcej było takich rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam!
      Komentuj śmiało, ja w temacie jestem zielona i zrobiłam jakieś tam rozeznanie, ale Twojego komentarza obawiałam się najbardziej xD jeśli chodzi o ten szpital, to Haniko dostała swojego ataku, temperatura jej spadła, na dworze też panuje zima i mrozy, więc uznałam, że lepiej jej nie ciągać przez pół Konohy, bo tylko jej się pogorszy, a to może tylko zaszkodzić dziecku. Czy ma to sens? Pewna nie jestem, ale się starałam :D
      Cóż, Sasuke lubi zaskakiwać... :-) częściej negatywnie to prawda, ale kiedyś w końcu to będzie musiało się zmienić. Życie mu nie pozwoli być wiecznie dzieckiem ;-)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
    2. hehe... spoko, annzwill nie jest chyba taka straszna. Twoje podejście jak najbardziej OK! mogło tak być, że przenoszenie jej zagroziłoby dziecku. Biedactwo musiało przyjść na świat w zimę. Jak chcesz dobry motyw na odbieranie jej ze szpitala, to mogę zapodać pomysł. Ja np. wychodziłam w kapciach, choć na dworze śniegu było co nie miara, bo mój mężczyzna zapomniał mi przywieść buty. Jakie on ma szczęście, że jedyne co, to parsknęłam śmiechem i nie zrobiłam mu awantury. Wspomnienie bezcenne, a to jedno z wielu, bo oczywiście faceci nie słuchają i wszystko robią na opak :)) A co do samego przebiegu porodu, to się nie wypowiadam, bo każdy jest inny i tu można sypać opowiadaniami przeróżnymi, dobrymi, zabawnymi, strasznymi, bekowymi i bardzo przykrymi. Sasuke nie będzie tego wydarzenia wspominał dobrze, bo słyszał jak Haniko się męczy. Pewnie na drugie się nie zdecyduje mając w pamięci ten dzień. No ale chcecie go porządnie zmienić, to też nic nie wiadomo :))
      A tak swoją drogą, to ile lat ma obecnie Sasuke i Itachi w Waszym opowiadaniu?

      Usuń
    3. Ale ja i tak się boję, bo jest jeszcze kilka rozdziałów, w których poruszam tematy, na które nie mam pojęcia ;-)
      Ha, no przyznam, że ciekawa historia :D jeszcze nie opisywałam wyjścia Haniko ze szpitala, więc kto wie, co się przyda! Chociaż znając życie, to wyjdzie całkiem co innego, niż zaplanuję. Zazwyczaj tak jest.
      Może będzie chciał drugie, a może nie. A może wpadną znowu i nie będzie miał nic do gadania? O ile w ogóle do siebie kiedykolwiek wrócą :D
      Celowo nigdy nie wspominałyśmy o ich wieku w opowiadaniu, bo nie chciałyśmy ustalać niczego konkretnego, żeby potem w razie czego tego nie zmieniać. Zwłaszcza, że wrobiłyśmy Mikoto w trzecią ciąże i było trochę zastanawiania się, ile oni mają lat, ile ona, ile miała kiedy urodził się Itachi i czy to w ogóle możliwe, żeby mogła mieć jeszcze dzieci. Jednak od dłuższego czasu uważamy, że Itachi ma 28, a Sasuke 23.

      Usuń
  2. W końcu!! Nie mogłam się doczekać nexta! Kocham, pozdrawiam! ����

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nowy rozdział tak bardzo Cię ucieszył :-)
      Również pozdrawiam!

      Usuń