17 grudnia 2016

06. No, bo miało tyle sensu, że aż nie ogarnąłeś!

Witam wszystkich!
Związku ze zbliżającymi się świętami mamy dla Was niespodziankę! Następny rozdział ukaże się, za ... Proszę o werble. TYDZIEŃ! Ta dam! I to nie są żarty. W ramach prezentu świątecznego rozdział 7 ukaże się dokładnie w wigilię w przyszłą sobotę. A po nim rozdział 8 przybędzie do Was, jako prezent na miły początek Nowego Roku, czyli dokładnie 31.12!
Podsumowując, następne dwa rozdziały będą publikowane w odstępie tygodnia. Dopiero później wraz z rozdziałem 9 wracamy do starego systemu dwutygodniowego.
A dla pełnego zrozumienia, oto rozpiska:
Rozdział 7 - 24.12.16
Rozdział 8 - 31.12.16
Rozdział 9 - 14.01.17
Zapraszam wszystkich do lektury i życzę miłego czytania!
_______________________________________________________________


Skrzywiła się, kiedy jej wzrok padł na nieszczęsną teczkę, leżącą na biurku. Wiedziała, że nie może tego przekładać w nieskończoność. Musi w końcu zebrać się na odwagę i pogadać z przyjaciółmi. Ta pogadać, wiedziała, jak to może wyglądać, a tym bardziej jak może się skończyć. Potrząsnęła energicznie głową, wyrzucając nieciekawe myśli. Nie będzie psuć tak dobrze rozpoczętego dnia, czymś, o co będzie martwić się jutro. Opuściła głowę, przenoszą wzrok na dłonie. Od pewnego czasu ściskała komórkę, czekając na oddzwonienie przyjaciółki. Dzisiaj miała dobry humor — dzięki mile spędzonym godzinom z Itachim — więc postanowiła podjąć się wyzwania, jakie rzucił jej Sasuke. Ugotuje coś dobrego! I w tym celu, zadzwoniła do Fumiko, aby wyciągnąć od niej przepis. Menu Keiko nie było zbyt urozmaicone ani bogate, potrafiła kilka dni z rzęd przygotowywać to samo i wcale jej to nie przeszkadzało. Natomiast szanowny pan rezydent, zaczynał marudzić, kiedy oferowała po raz kolejny jedno danie. Dziewczyna uważała, że umie gotować i jakby tylko chciała, to by potrafiła przygotować genialną potrawę. W końcu, co to za sztuka postępować zgodnie z przepisem. Robisz to, co tam jest napisane i nic więcej, łatwizna.
— No wreszcie — rzuciła, czując wibracje komórki, jeszcze zanim usłyszała znaną melodyjkę. — Siema Fumiko. Długo ci to zajęło. Mam do ciebie prośbę, możesz mi dać przepis na jedno ze swoich dań? Musi być dość wyrafinowane, ale nie za trudne, bo nie chce mi się siedzieć pięciu godzin w kuchni. Hę, ale co Itachi? Nie, nie robię romantycznej kolacji, bez przesady. Zresztą to nie dla Itachiego tylko Sasuke. Ale co w tym dziwnego? — zamyśliła się. Mieszkając w kilka osób, robi się jeden wspólny obiad, aby zaoszczędzić czas i wydatki. — Co może nie podobać się Itachiemu w tym, że robię obiad? Ja twojego toku rozumowanie, nie łapię. Że jakie flirtowanie na boku?! Palnij się w łeb. No przecież, że nie. No jak to, dlaczego robię mu obiad. Obraził mnie, więc chcę mu udowodnić, że potrafię gotować! A bo ty nie wiesz — zawołała, przypominając sobie, że prawie nikt nie wie. — Sasuke u mnie pomieszkuje przez pewien czas. Nie, na głowę nie upadłam. Przyjacielowi się pomaga, zwłaszcza w potrzebie. No Fumiko ja tu dzwonię po przepis, a nie wysłuchiwanie pouczeń. Tak Itachi o tym wie — mruknęła zrezygnowana, rozumiejąc, że blondynka szybko nie da za wygraną. Będzie musiała wysłuchać przemówienia, inaczej nie zdobędzie przepisu. — No był pewien zgrzyt — oznajmiła niepewnie, nie chcąc wdawać się w szczegóły, a tym bardziej opisywać całej sytuacji. — Bez a nie mówiłam. Wszystko zostało wyjaśnione i jest okej. Ale… — Dziewczyna nie dała dojść do głosu i zaczęła swój monolog. Keiko wzdychała, wywracając oczami, zła na siebie, że przy ostatnim spotkaniu, zapomniała przyjaciółkę poinformować a takim szczególe. Wtenczas skupiała się na kwestii zdjęć, zalegający na kanapie Sasuke był nieistotny.
— Już skończyłaś? Nie, nie olewam cię. Naprawdę to nic takiego. Między mną a Itachim jest tak, jak było. Wszystko zostało wyjaśnione, i tak nie było żadnej zdrady. Wygłupiłam się tylko. I… — urwała. Fumiko poruszyła niechciany temat. Zmarkotniała, odruchowo przenosząc wzrok na fotografie stojące na komodzie. — Ja wiem, jak to wygląda — odparła cicho, podnosząc się. Uśmiechnęła się nikło, słuchając jej wywodu i poprawiając przekrzywioną ramkę, przedstawiającą ją z Isamu. — Zdaję sobie z tego sprawę. Nie wiem jeszcze, jak to rozegrać. Jutro będę się tym zajmować. Dam radę. Nie bój się. Przepisy przepisami, ale wyjątek można zrobić. Będzie dobrze, wymyślę coś — zapewniała, zaniepokojoną, a nawet już lekko przestraszoną przyjaciółkę. Fumiko nie wiedziała wszystkiego, nie znała każdego prawa Kindersów, więc spokojnie mogła wcisnąć jej kity. Nie chciała rozwodzić się o tym, nie teraz i nie jej.
— To przy okazji przepisów, co z nim? — zapytała radosnym tonem, zmieniając temat. — No słucham, tak mam coś do pisania — dodała, podchodząc do łóżka gdzie na szafce leżała przygotowana kartka z długopisem. — Coś obiadowego. W miarę nieskomplikowane, ale żeby też nie było za proste, bo będzie marudził. Brzmi ciekawie, a jakie składniki? Dobra zapisuję.  No, no, no, no, czekaj, co? A skąd ja mam ci teraz wytrzasnąć szczyptę soli himanali a do tego różowej?! I co jeszcze, shichimi togarashi. Co to kurde w ogóle jest?! Fumiko daj coś normalnego, to nie danie dla lorda feudalnego. Nie będę teraz biegać po całej wiosce w poszukiwaniu jakiś cholernych przypraw — oznajmiła dobitnie, przekreślając zapisane słowa i odwracając kartkę na drugą stronę. — Podkreślam, ma być normalne. Może być na tę twoją zapiekankę z makaronem, smakowało mu. Tak jadł ją. No przecież przyniosłaś mi ją na imprezę, marudząc, że powinnam teraz dobrze się odżywiać po misji, a nie jeść pizzę. No widzisz. To dawaj ten przepis. No, no, no — powtarzała po każdym zapisanym składniku. — Wielkie dzięki! Kochana jesteś. Zadzwonię i pochwalę się, jak wyszła. Dzięki i na razie. Pa.
Zadowolona z uzyskanej instrukcji, pochwyciwszy kartkę, pognała do kuchni. Zegarek wskazywał idealną porę. Powinna spokojnie się wyrobić, zakładając, że Sasuke wróci między szesnastą a siedemnastą.
— O — zawołała, widząc lśniącą blaskiem, wypucowaną kuchnię. Z zafascynowaniem oglądała wyszorowane blaty, czystą podłogę, z której szło jeść, kuchenkę pozbawioną niedomytych plam. — O jacie. — Okręcała się dokoła własnej osi, podziwiając tę niesamowitą czystość. Od wieków ten pokój nie wyglądał tak nieskazitelnie. Z jeszcze większym zapałem do wykonania porządnego i smacznego obiadu, podeszła do lodówki. Zamaszystym ruchem otworzyła ją, wyjmując na sąsiadujący blat potrzebne produkty. Następnie chwyciła za rączkę szafki i…
— Gdzie mój makaron? — zapytała, patrząc zdezorientowana na patelnię. Zamrugała kilkakrotnie. Jednak to nie było przewidzenie, naczynie nadal tam tkwiło. Skonsternowana, zamknęła powoli szafkę, aby po chwili ponownie otworzyć. Nic się nie zmieniło. Patelnia ciągle tam leżała wraz z garnkami. Przecież tu zawsze, nad kuchenką trzymała makarony, ryże, kasze i dwa garnki.  No to garnki się zgadzały, ale gdzie reszta? Czując się, jak w jakieś ukrytej kamerze, chwyciła za kolejny uchwyt. Tu powinny być talerze, łyżeczki i kubki. A były znów garnki. Niepewnie otworzyła kolejną szafkę, talerze i miski. No przecież tu zawsze było mleko, cukier, mąka oraz tarka, deska do krojenia, wyciskać do cytryny i kilka innych drobnych dupereli. Gdzie to wszystko jest? Z rosnącą irytacją, pootwierała pozostałe szafki. Odsunęła się kilka kroków, lustrując ich zawartość. Skrzyżowała ręce, tupiąca nogą i wykrzywiła twarz w grymas niezadowolenia mieszający się ze złością.
— SASUKE! — wybuchła. Nie trudno było dodać dwa do dwóch, aby wyszło, kto narobił jej bałaganu w kuchni. — Ja cię uduszę — groziła, trzaskając drzwiczkami bogu winnych szafek. — Posiekam na kawałki, usmażę w tym cholernym shichimichu togamuchi coś tam i podam, jako danie główne!
Groziła mu jeszcze przez chwilę, nim pozamykała wszystkie szafki. Na sam koniec z głośnym westchnieniem cierpiętnicy opadła na krzesło. Uspokoiła się, ale nadal była zła za wprowadzenie chaosu. Teraz poruszanie się po kuchni, będzie zajmowało czterokrotnie więcej czasu. Nie sposób odnaleźć się w tych nielogicznych porządkach. Na jakiego grzyba ona ma się teraz schylać do dolnych szafek, aby wyjąć makaron? A czemu łyżeczki nie są razem z kubkami tylko na dole z innymi sztućcami? To bez sensu.
Podniosła się, niechętnie patrząc na szafki i przemieliwszy w ustach salwę gróźb, zabrała się za szukanie kolejnych składników i potrzebnych naczyń. Miotając się w sposób dość nieskoordynowany i chaotyczny starała się przygotować zapiekankę z makaronem. Szło jej to topornie, bo co chwilę nie mogła czegoś znaleźć.
Po wielu trudach i kolejnych wymamrotanych obelg wreszcie udało się zapakować danie do piekarnika. Chwała! Duma ją rozpierała. Szczęśliwa, że mimo kilku potknięć, które miała w trakcie przygotowywania, udało się doprowadzić sprawę do końca. Z głośnym westchnieniem ulgi, usiadła popijając już dawno wystygniętą herbatę. Satysfakcja z wykonanej roboty szybko minęła, kiedy ogarnęła wzrokiem pobojowisko, jakie powstało w kuchni. Z cichym warkotem rozeźlonego kota, stuknęła parę razy w komórkę. Ustawiwszy niemalże maksymalną głośność odtwarzanej muzyki, zakasawszy niewidzialne długie rękawy — była w krótkiej bluzce — zabrała się za sprzątanie.
Właśnie odkładała ostatnią misję do szafki, kiedy:
— Ścisz ten jazgot — warknął, wchodząc w głąb mieszkania. Keiko posłusznie wykonała polecenie, włączając pauzę.
— Coś się stało? — Udała się za nim do salonu, zaniepokojona jego tonem głosu.
— Nic — burknął, odstawiając przyniesiony karton obok rozbebeszonej torby. Przyglądała się to jemu to pudełku.
— Coś chyba poszło nie tak — podsumowała, dostrzegając skwaszoną minę Sasuke. A chciała, od progu wydrzeć się na niego za chaos zorganizowany w kuchni. W takiej sytuacji będzie musiała zrezygnować z planu i poczekać aż się od dąsa.
— Nie twój interes.
— No jasne — potaknęła, starając się nie roześmiać. Nie wiedząc, czemu bawiła ją jego mina. — Zrobię herbaty.
Kątem oka zerknął, jak wychodzi, po czym opadł na kanapę, wzdychając ciężko. Domyślał się, że wszystko nie może pójść zbyt kolorowa, ale liczył na lepsze rezultaty. Ostatecznie potwierdził, że między nimi jest okej, ale… To brzmiało raczej, jak tymczasowo zawieszamy broń, ustanowione na prędze, aby pozbyć się intruza. Całe spotkanie przebiegało w napiętej i chłodnej atmosferze. Miał nadzieję, że brat będzie w skowronkach po wizycie Keiko, dzięki czemu ich rozmowa będzie łatwa. A tu proszę, coś nie wyszło. Jeszcze potem ta wizyta u Haniko. Nie poszła najgorzej, w sumie jak na nich wyszła dość neutralnie. Tylko że efekt miał być zupełnie inny. Nie planował wychodzić stamtąd z brakiem wiadomości i kartonem swoich rzeczy.
— Kiepsko wyglądasz — głos dziewczyny wyrwał go z rozmyśleń. — Choć nakryłam do stołu, zaraz podaję obiad.
— Nie mam ochoty.
— O nie — uniosła głos, przybierając buńczuczną postawę; w lekkim rozkroku z dłońmi ułożonymi na biodrach. — Masz w tej chwili iść na obiad, bo psami poszczuję.
— Nie masz psów.
— Nie ważne. Idziemy.
Dał się pociągnąć za rękę i zaprowadzić do kuchni. Posprzątała. To pierwsze rzuciło się w oczy. Zawsze po przygotowywaniu jakiegokolwiek posiłku zostawiała wszędzie bałagan. Teraz było prawie tak, jak rano, kiedy wychodził. Prawie, bo Keiko nie była perfekcjonistką. Do tytułu perfekcyjnej pani domu, miała równie daleko, co mrówka do księżyca. Skomentowałby to jakoś, ale nie miał ochoty na przepychanki słowne. Zajął wyznaczone miejsce, obserwując dziewczynę wyjmującą brytfankę z piekarnika. Postawiła ją na kuchence i zamarła. Stała odwrócona tyłem nie spuszczając wzroku z zawartości naczynia.
— Nie umiesz poradzić sobie z nałożeniem na talerze? — mruknął zirytowany czekaniem.
Nie odpowiedziała. Wywrócił oczami, podnoszą się, aby pomóc nieszczęsnej. Jednak nim odezwał się ponownie, zajrzał jej przez ramię. W brytfance znajdowało się coś, co miało być zapiekanką z makaronem, tak przynajmniej zakładał, bo wyglądało jak… Tu mu brakowało porządnego określenia. Posypany na górze ser przy brzegach przyjął kolor mocno brązowy; spiekł się. Miejscami ładnie rozstroił się, a w innych nadal wyglądał, jak rzucona na odczep się garść startych wiórek. Spod niego gdzieniegdzie wystawał makaron, równie posiadający brązowe czubki, zapewne bardzo chrupiące. Zapewne ta brązowo zielona paćka, to brokuł? A te podejrzanie wystające, szare coś to grzyb? Ciężko nazwać to apetycznym daniem.
— Nie wyszło — usłyszał cichy szept, łamiącego się głosu. — Nie wyszło mi — powtórzyła, podnosząc na niego wzrok. Drgnął, napotykając parę granatowych tęczówek bliskich płaczu. Minę miała niczym zbity pies, żałosną i rozczarowaną, a oczy szkliły się, jakby miały zaraz zacząć wylewać potoki łez.
— Ja się tak starałam. Od Fumiko wyciągnęłam przepis, wiele godzin spędziłam w kuchni. A to mi i tak nie wyszło. Tak się starałam, aby zrobić smaczny obiad — mówiła łamiącym się głosem, mogącym w każdej chwili przejść w szloch.
Zaskoczenie to mało powiedziane. Zwyczajnie nie mógł uwierzyć, że ktoś mógłby przejąć się jego docinkami do tego stopnia.
— No chodź tu — polecił, przysuwając ją bliżej i obejmując. Wczepiła się, chowając twarz pełną rozczarowania i żalu. Jednak same dobre chęci oraz przepis nie wystarczą, aby umieć coś ugotować.
Przytulił ją, ciesząc się ciepłem drugiej osoby. Sam do końca nie rozumiał, czemu to zrobił. Bo ona była bliska płaczu? Bo chciał pocieszyć? Bo miał dość tego dnia i pragnął chwili wytchnienia? Bo brakowało mu przyjemnego ukojenia, które daje bliskość drugiej osoby? Bo taki miał kaprys? Bo sam chciał się przytulić? Bo nie wiedział, co począć z rękoma? Bo tak wyszło? Nie bardzo go interesował powód, którym głowy sobie nie zaprzątał. Skupił się na przyjemnym ciepłu i nastającym powoli odprężeniu. W jednej chwili całe napięcie uszło, pozostawiając delikatne szczęście.
— Tylko mi nie płacz — nakazał. — To tylko danie. Może nie wygląda, ale zapewne jest bardzo smaczne. No to teraz nakładaj, tylko dużą porcję, bo jestem głodny — skłamał. Średnio miał ochotę na cokolwiek, ale skoro aż tak się postarała i przejęła, to nie może odmówić.
— Już nakładam — oznajmiła rozradowana. Totalne załamanie sprzed chwili prysło niczym bańka mydlana. Z wielki uśmiechem i szklącymi się z podekscytowania oczami, dziarsko zapełniała przygotowane talerze. Wrócił na krzesło, uśmiechając się delikatnie. Chyba nikomu tak szybko nie zmieniały się humory.
A co do zapiekanki. No cóż, jak już odkroiło się wszystkie spieczone kawałki, olało rozlewający się za rzadki sos, to nawet nie było złe. Widać, że się starała. Potrawa była dobrze doprawiona, w przeciwieństwie do tego nijakiego czegoś, co przeważnie serwowała, tylko coś nie wyszło w kwestii technicznej.
— I jak? — pytała z wielki rozentuzjazmowaniem typowym dla dzieci, kiedy udaje się im wykonać coś pierwszy raz.
— Było… całkiem smaczne — dokończył, lekko się uśmiechając. Miał wrażenie, że aktualnie przybrał taką samą minę, jaką robił ojciec, kiedy matka się go pytała, czy smakował nowy przepis. Zawsze się wówczas prężył i z kamiennym wyrazem twarzy, ogłaszał swój umiarkowany w pochlebstwach osąd. Tylko lekko uniesione kąciki ust, zdradzały, jak jest naprawdę. Z tą różnicą, że Fugaku starał się ukryć zachwyt, a Sasuke z tym nie miał problemu. Starał się docenić poświęcenie dziewczyny, jednocześnie zwracając uwagę, że mistrzynią kuchni nadal nie jest.
— Tylko tyle? — mruknęła zawiedziona.
— Cud kunsztu kulinarnego to, to nie było.
— Dzięki — burknęła, krzywiąc się. — Ja tu się urabiam, a pan jaśnie Uchiha, niczym kapryśne dzieciątko na troniku wybrzydza, że owsianeczka nie smakowała małemu uchihosz.. życzy… szyczy… wsącz… — dukała, starając się dobrać popraną końcówkę, lecz język odmawiał współpracy, plącząc się. — Uchihorzątku niech będzie.
— Rzątku? — powtórzył niezadowolony, starając się zemleć cisnące się kolejne słowa, które do zbyt sympatycznych nie należały.
Nie odpowiedziała, tylko wystawiła język, nadal się dąsając.
— Dziękuję za posiłek. — Wstał, odkładając talerz do zlewu. — I nie było takie złe. Parę razy powtórzyć, a wyjdzie — dodał, opuszczając kuchnie.
— Tak myślisz? — zawołała ucieszona, idąc w ślad za nim.
— Mhm.
Usiadł na kanapie, sięgając po pilota. Miał ochotę się w coś bezmyślnie pogapić, aby nie wracać myślami do odbytych dzisiaj niezbyt sympatycznych rozmów.
— No to teraz będę robić to codziennie. Aż w końcu wyjdzie. O! — zakomunikowała, dziarsko wskakując na miejsce obok.
— To będzie znęcanie się.
— Przesadzasz.
— Nie sądzę.
— A właśnie — krzyknęła, podrywając się do pionu. — Bo ja coś miałam zrobić, jak ci się humor polepszy.
Spojrzał na nią niepewnie. Co znowu wymyśliła?
Keiko obeszła ławę i stanęła przed nim, po raz kolejny kładąc dłonie na biodrach. Wzięła głęboki wdech i:
— Coś ty mi odjebał w kuchni?!
— Sama chciałaś, aby sprzątał.
— Sprzątał, a nie tworzył jakąś pokręconą reorganizację.
— Pokręconą? — Podniósł się, aby tak jak ona przyjąć buńczuczną postawę. No dobra, dłoni na biodrach nie ułożył, tylko skrzyżował je na piersi.
— A jak inaczej to nazwiesz?
— Logiką!
— Jaką logiką? Teraz nic się znaleźć nie da.
— Jak się nie da, jak teraz to ma sens. Nie trzyma się łóżeczek z dala o innych sztućców.
— No przecież to oczywiste, że trzyma się łyżeczki z kubkami. Przecież się ich używa razem.
— A płatki między garnkami?
— No, żeby zjeść płatki trzeba ugotować mleko, więc garnek jest potrzebny.
— Ja pierdolę, na serio takim system układałaś rzeczy w kuchni?
— A co jest złego w tym systemie? Hm? — mruknęła zaczepnie, gotowa kłócić się w najlepsze.
— To, że nie ma najmniejszego sensu.
— A właśnie, że ma.
— Niby jak, skoro nic nie mogłem znaleźć.
— No, bo miało tyle sensu, że aż nie ogarnąłeś!
Popatrzyli po sobie, po czym wybuchli śmiechem. Najwyraźniej obojgu była potrzebna chwila pokrzyczenia.
— Nie, ale tak na serio — zaczęła, kiedy opanowała niekontrolowany atak śmiechu — ułóż to, tak jak było.
— Nie.
— Jak to nie?
— Tak, to. Twój system nie miał sensu, więc nie jestem w stanie przywrócić nielogicznego chaosu, który panował wcześniej. Chcesz swój bałagan, to sama go zrób.
Zmierzyła go groźnym wzrokiem, zwężając lekko powieki i układając usta w wąską kreskę.
— Groźna mina, na mnie nie podziała. Zwłaszcza taka.
— Phi — prychnęła, wystawiając mu język. — Następnym razem sprzątamy, a nie bawimy się w nowy porządek świata — oznajmiła kąśliwie, opuszczając salon z wyraźnie niezadowolonym tupaniem. — Dla nieogarniających — dodała, nieznacznie się cofając i wychylając za framugi drzwi — to znaczy, że ścieramy kurze i nic więcej.
— Jeszcze jakieś sugestie?
— Owszem. Streszczaj się, bo na razie niewiele wysprzątałeś.
— Jesteś okropna.
— Wiem. Taki mój urok.
Wystawiła mu język i zniknęła za drzwiami. Uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie poranną rozmowę, przed jej wyjściem. Wyglądała prawie tak samo.

***

No cóż, wiedziała, że samym wparowaniem do siedziby oraz nawrzeszczeniem na Josuke, nic nie wskóra. Musi się przygotować na tyle, aby nie zaskoczył żadnym prawem, więc czekała ją masa roboty. Niestety zapał miała niewielki, ale wiedziała, że nie może przeciągać tego w nieskończoność. I tak wczoraj robiła wszystko, byleby nie to.
Także do pracy zabrała się z samego rana. Wędrując po pokoju z wielkim kubkiem kawy, tworzyła bałagan. W sumie to on wychodził przypadkiem, gdyż tak naprawdę to szukała ksiąg. Wywalając przy tym połowę szafy i komody, przekopując biurko oraz szafkę, zaglądając pod łóżko. Nie przejmując się tym, że pokój po poszukiwaniach wygląda jak pobojowisko, dziarskim krokiem zeszła do salonu, gdzie ku zgrozie Sasuke zabierała się za to samo.
— Poukładasz to na miejsce — zakomunikował, posyłając srogie spojrzenie jej i stercie książek, które wyrzuciła z biblioteczki na ławę.
— Nie mam czasu — rzuciła krótko, nie odrywając wzroku od przeszukiwania półek. No przecież, gdzieś to musi być.
— Jak ja mam sprzątać, jak ty zaraz tworzysz nowy bałagan. A potem masz mi jeszcze czelność zarzucać, że się obijam i nie wywiązuję z zobowiązania.
— Coś marudny dzisiaj jesteś. — Przeniosła na niego wzrok. Siedział na kanapie z gazetą w rękach i groźnym wzrokiem mierząc dziewczynę. — Kolejna pogadanka z kimś?
— Wolałbym nie.
Odwrócił głowę, udając, że wraca do czytania. Powoli miał dość tych niewiele wyjaśniających rozmów, które przeważnie źle się kończyły.
— A ty nie lecisz do Itachiego?
— Nie. Ale chyba został ci jeszcze Naruto nie? — zauważyła, nie podłapując nowego tematu.
— Za dużo wiesz.
Roześmiała się.
— To ty za dużo mówisz. Są horoskopy? — zagadała, starając się odczytać tytuł gazety.
— Nie interesuje mnie to.
— Oj nie marudź. Daj to.
Bez ceregieli wyrwała mu gazetę, wertując przyduży format stron. Spojrzał na nią krzywo.
— Dam ci ją, ja to poukładasz na miejsce — zagroził, odbierając swoja własność.
— Tak, tak.
Machnęła od niechcenia ręką, znów przechwytując prasę.
— O jest! — zawołała, odnajdując interesującą ją rubrykę. — Co mnie dzisiaj czeka — mruczała, szukając odpowiedniego znaku zodiaku. — W pracy bądź czujna i ostrożna, będziesz dzisiaj napotykać liczne przeszkody. Przekonasz się, że pewne osoby działają na twoją niekorzyść. Zrezygnuj z pomysłów, które mogą okazać się zgubne. Natomiast w miłości, dostaniesz to, czego chcesz, ale będziesz musiała o to zawalczyć. Ze zdrowiem uważaj, naucz się radzić sobie ze stresem. No bosko — skwitowała, się krzywiąc. No to wybrała sobie dzień.
— Wierzysz w to?
— Ci, szukam twojego. O jest, lew. Czeka cię niespokojny dzień. Plany wymagają rozwagi i przemyślenia wszystkich szczegółów. Wszelkie błędy mogą mieć kolosalne znaczenia. Uważaj, co mówisz i podpisujesz. Praca może skomplikować się i wyprowadzać cię dzisiaj z równowagi. Natomiast w miłości wykaż się słusznym postępowaniem. Ze zdrowiem nie szarżuj, zapewnij sobie maksimum odpoczynku. Hihihi, ale cię podsumowali.
— To tylko stek bzdur.
— No jak to — oburzyła się. — Horoskop prawdę ci powie — dodała poważnym tonem. — Dzisiaj masz odpoczywać cały dzień, a jeśli chcesz gdzieś wyjść, to zaplanuj to ze szczegółami. I to każdy kroczek, bo jeden błąd a nogę złamiesz. Uważaj, co mówisz, bo focha zarobisz. Dla Haniko masz być posłuszny i dobrze postępować. A do drzwi zaraz zapukają z informacją, że schrzaniłeś raport.
— Nie ma takiej op… — urwał, słysząc pukanie.
— Widzisz, widzisz, horoskop prawdę ci powie — oznajmiła pewna swoim słów, podnosząc się z kanapy. Niestety za drzwiami nie stał posłaniec od Hokage, tylko listonosz i nie z wieściami dla Sasuke, tylko z listami z ponagleniami. Teraz to on miał ubaw ze skwaszonej Keiko, odczytującej upomnienie o zapłatę.
— Czep się jeża — rzuciła rozeźlona. Pół roku nieobecności, to pół roku opóźnienia w opłatach. Niby dostała sowite wynagrodzenie za Ame, ale przy takich długach, to nie pozwoliło wyjść na prostą. Z posępną miną wepchnęła listy do kieszeni.
— Nie zapomnij tylko to poukładać. — Wskazał rantem gazety na stos książek. W odpowiedzi wystawiła mu język, lecz go już nie dostrzegł, chowając wzrok za papierem. Jednak grzecznie odłożyła książki na miejsce, kiedy tylko skończyła przeszukiwać biblioteczkę.
Wracając na górę, próbowała wymyśleć, gdzie mogła jeszcze schować zwoje i księgi. Wówczas jej wzrok padł na drzwi obok, prowadzące do pokoju ojca. Zatrzymała się przed nimi, niepewnie chwytając za klamkę. Z cichym jękiem nieużywanych zawiasów popchnęła drzwi, wzniecając tumany kurzu. Od lat tutaj nie zaglądała.
— Witaj tato — mruknęła, przekraczając próg, — mamo — dodała, zerkając na przewrócone zdjęcie na szafce nocnej, pod którym leżał notes. Ojca notes, ze wszystkimi zapiskami. Kilkakrotnie biła się z chęcią przeczytania go, chociażby zajrzenia do środka. Zawsze ostatecznie rezygnowała, wiedząc, jakie to ma konsekwencje. Teraz, po tych wszystkich latach, nawet nie miała ochoty o tym myśleć. A może to było spowodowane taką, a nie inną sytuacją? Odwróciła wzrok, przesuwając go po zagraconym pokoju. Na serio tyle tych rzeczy miała? Nikt by nie pomyślał, że mieszka sama. Chwilę rozważała, czy zapalić światło i dostać zawału widząc te wszystkie pająki, czy po omacku szukać książek. Wybrała opcję pośrednią, cofnęła się do siebie po latarkę. Tak uzbrojona podeszła do sporej szafy. Był to tradycyjny mebel z przesuwanymi drzwiami. Niestety szyny wysłużyły się, za nic nie chciały drgnąć. Szamotanina chwilę trwała, nim drzwi z przeraźliwym jazgotem się przesunęły. We wnętrzu na półkach, zamiast znaleźć, schludnie ułożone stare ubrania ojca, zastała pudła, książki i różne drobne pierdółki.
To, co ją interesowało to pudła i książki. Potrzebowała zebrać wszystkie dotyczące technik klanowych. Nie opanowała każdej, lecz uważnie chciała przestudiować ograniczenia oraz kilka tych, które zna, ale prawie nie używa. Niestety opcję walki nie mogła wykluczyć. Znała zasady, wiedziała, co może Josuke zażądać. Zgodnie z prawem mógł wydać rozkaz, aby zerwała z Itachim, czego nie uczyni. Za niewypełnienie rozkazy grozi śmierć. Równie dobrze mógł oskarżyć o awanturnictwo, podważanie autorytetu przywódcy, szkodzenie organizacji, łamanie zasad i niewywiązywanie się z obowiązków, za co również groziła śmierć. Mało tego, może natychmiast wysłać na upozorowaną misję, wydając komuś z jej przyjaciół kod czternaście zero dwa, co oznacza śmierć. Może się wybronić tym, że rzuci wyzwanie przywódcy, jeśli wygra pojedynek, racja będzie po jej stronie, jak przegra, śmierć. Nie trzeba tłumaczyć, że wygranie jest a wykonalne, kiedy przeciwnik wie o tobie więcej niż ty sam. W końcu akta sporządzane są z taką starannością, że nawet wady technik są wypisane; nie ma szans na zwycięstwo. Chociaż Josuke może wyznaczyć zastępcę na swoje miejsce i powołać kogoś innego do pojedynku. Nie uśmiechało jej się walczyć z przyjaciółmi na śmierć i życie. Zwłaszcza że również wiedzieli o sobie dość dużo, a Josuke nie jest głupi, aby wybrać kogoś, z kim przegra.
Podsumowując, nie ważne, co wybierze, wszystko sprowadza się do zgonu. Keiko miała tego pełną świadomość. Ich prawo było bardziej surowe niż ANBU Hokage. Członkowie są w pełni zależni, a wręcz są własnością przywódcy. Może z nimi zrobić, co chce. W Korzeniu panują podobne reguły. Całkowite oddanie podwładnych jest kluczowe przy Kindersach i Korzeniu. Dwóch organizacjach, które mają na rękach więcej zbrodni i krwi niż wszyscy shinobi Kage razem wzięci. Niechlubne zajęcie, ale niestety istnienie takich jednostek jest koniecznością. Kage muszą mieć kogoś, kto będzie robił za ich cień, w razie wypadku kozła ofiarnego i kogoś, kto posłusznie spełnił polecenia, nawet najbardziej krwawe, aby reszta mogła spać spokojnie.
Westchnęła, świecąc latarką po najwyższym kartonie. Bingo! Na samym szczycie leżał niezbyt duży karton z napisem klan. Pochwyciwszy pudło, opuściła przesiąknięty brudem i kurzem pokój. Chwilę wahała się, lecz ostatecznie poszła poszukać klucza. Nie mogła ryzykować, że Sasuke w wirze sprzątania, zajrzy tu, dokonując swojej logicznej reorganizacji. Notes i zdjęcie musiały tam leżeć. Od zawsze i na zawsze. Dzięki temu dokładnie wiedziała, czego unikać.

***

Przekroczywszy furtkę, spojrzała na dom.
— Wrócę tu — szepnęła, puszczając się biegiem. Miała plan. Jeśli wszystko pójdzie po jej myśli to nie dość, że powróci w jednym kawałku, to przyjaciele będą musieli odpuścić Itachiemu.
Zwolniła dopiero przed siedzibą. Uspokoiwszy przyśpieszony oddech, przekroczyła próg, miło witając się z portierem. Następnie skierowała się do szatni, przebierając w pełny uniform obowiązujący na misje, no prawie pełny, gdyż maskę sobie darowała, nie była teraz konieczna. Z kołaczącym sercem i drżącymi dłońmi zaciśniętymi na teczce, wyszła. Spokojnym, lecz pewnym krokiem udała się pod gabinet Josuke. Głęboki wdech. Zapukała. Cisza. Jeszcze raz. Nadal nic. Klamka nie stawiała oporu, lecz pomieszczenie było puste.
— No bez jaj — warknęła podirytowana. Ona tu się przygotowuje jak na misję rangi S, a jego nie ma?! Już chciała wyklinać wszystko i wszystkim, kiedy opamiętała się, przypominając sobie o pewnym szczególe. Ostatnio został ogłoszony nowy układ, więc Josuke będzie w sali treningowej.
Zdeterminowanym krokiem ruszyła przed siebie. Zatrzymała się dopiero pod odpowiednimi drzwiami. Wzięła głęboki oddech i pchnęła je gwałtownie, wchodząc do ulubionego pomieszczenia. Jednak cała odwaga ją opuściła, kiedy ujrzała fioletowe włosy upięte w wysoką kitkę, stojącego tyłem do niej przywódcy. Wraz z Danarem przyglądał się treningowi nowej czteroosobowej formacji. Zwątpiła. Niepewność zawładnęła całym ciałem, od stóp po głowę. Stała, całkowicie niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.
— Hej — zawołał Yumi, machając przyjacielsko. Nie przejmując się tym, że właśnie jest pomiędzy ruchami, przygotowując się do wyskoku.
— Cześć — zakrzyknęła reszta przyjaciół, kończąc układ popisowymi saltami. Uśmiechnęła się do nich miło, unoszą dłoń w geście przywitania.
— Chcesz dołączyć? — zagadał Josuke, odwracając się do niej. Spojrzał znacząco na strój, unoszą jedną brew. No tak, wiedział, że misji nie miała, aby paradować tak przebrana, a do treningów używali nieformalnych ubrań.
— Przejście z wykorzystaniem wody — Danar zamyślił się na głos, dokonując wpisu w wiecznie noszonym notatniku, z którym nigdy się nie rozstał.
Keiko przełknęła głośno ślinę, unikając świdrującego spojrzenia Josuke. Zacisnęła palce na trzymanej teczce, lekko ją międląc.
Zrobisz to, zrobisz to, zapewniała siebie w myślach, nie mogą wykonać kroku. Nagle powstała blokada, unieruchamiając w miejscu. Chwilę walczyła sama ze sobą, nim zebrała odwagę. Pierwszy krok pociągnął drugi, a ten następny i następny. Potem wszystko poszło gładko tak jakby bez jej udziału. Nie zastanawiała się nad tym, co robi, zdała się na wyszkolony instynkt, który zatrzymał ją tuż przed przywódcą. Ich wzrok skrzyżował się, lecz nie na długo. Mężczyzna zaraz odleciał do tyłu, zatrzymując się na równoważni. Kopnęła go, z pół obrotu centralnie w brzuch. Nie czekając na reakcję, podeszła rzucając mu prosto w twarz, kurczowo trzymaną teczką, z której posypały się zdjęcia.
— Co to kurwa miało znaczyć?! — krzyknęła. Napełniając to jedno zdanie całą złością i żalem, jaki do niego miała.
Nikt z zebranych nie wykonał najmniejszego ruchu, byli zbyt oszołomieni tym, co zobaczyli.
— Co to miało znaczyć? — zapytał dość spokojny głosem, podnosząc się i otrzepując z fotografii.
— Dobrze wiesz, o co mi chodzi — wysyczała przez zaciśnięte zęby, pozwalając, aby złość przybrała na sile.
— Pokazałem ci tylko prawdę.
— Gówno prawdę.
Isamu otrząsnął się, przenosząc zszokowany wzrok z nich na zdjęcia. Nie zważając na mrożącą się wzorkiem parę, podszedł powoli, podnosząc pierwszą przypadkową fotografię. Padło na sytuację z jemiołą. Reszta zaintrygowana podeszła do blondyna, zaglądając mu przez ramię. Danara, doskonale wiedział, o co chodzi, mało tego przypuszczał, że tak może się stać. Ostrzegał go przed tym, ale Josuke nie chciał słuchać.
— Co robimy? — wyszeptała zaniepokojona Yumi, obserwując, jak Keiko wykonuje krok w stronę przywódcy.
— Trzeba ją zatrzymać, postradała zmysły — oznajmił Oda, wyrywając się do przodu.
— Czekamy — odparł spokojnie Hiroshi, zatrzymując go. Chciał się wyszarpnąć, lecz Isamu położył mu dłoń na ramieniu. Spojrzał na jego pełen skupienia wzrok utkwiony w parze przed nimi.
Atmosfera gęstniała, opadając ciężką kotarą na ramiona.
— Jak mogłeś coś takiego zrobić? JAK?! — krzyczała, zaciskając palce w pięści. Z każdym kolejnym słowem była bliżej mężczyzny. Przy ostatnim uniosła dłoń, chcąc zadać cios. Josuke tym razem był przygotowany, zablokował atak. Pięść uderzyła w otwartą dłoń. Wiedziała, że tak zrobi. Półobrót i… nogę zatrzymał tuż przed uchem, drugą ręką. To tylko wyglądało, jakby była unieruchomiona. Wygięła się do tyłu, uwalniając pięść z uścisku i opierając cały ciężar na dłoniach. Odbiła się od podłoża. Albo nogą zahaczy o krocze przeciwnika, przerzucając go nad sobą i zadając konkretny cios, albo uderzy w szczękę odrzucając go do tyłu. Niestety mężczyzna szybko dostrzegł manewr, dzięki czemu w porę odskoczył, całkowicie oswobadzając.
— Jawny atak na przywódcę — zakomunikował, prostując lekko pochyloną postawę. — Wiesz, co za to grozi?
Uśmiechnęła się. Wiedziała. Wiedziała, co za to grozi i wiedziała, że próbuje zasiać zwątpienie, a także odciągnąć od głównego tematu.
— Atak na przywódcę jest karany śmiercią, w wyjątkowych sytuacjach można złagodzić osąd do surowej kary — wyrecytowała, niczym rymowankę z pamięci, którą każdy przedszkolak zna.
— Czyli nie oszalałaś.
Poszerzyła uśmiech, powoli rozumiejąc, w co zaczął grać.
— O nie, drogi przywódco. Tu nie ma nikogo przy zdrowych zmysłach.
Wykrzywiła kpiąco usta, niepostrzeżenie wydobywając z kabury rząd shurikenów. Wyrzuciła je w powietrze, wprost na mężczyznę, jednocześnie kierując ciało w bok. Tak jak zakładała, skupił się na lecącej broni, nie obserwując przeciwnika, przez co odskoczył dokładnie tam, gdzie chciała. Dobywając kunai zamachnęła się, zachodząc go do tyłu i przykładając ostrze do gardła.
— Jak mogłeś coś takiego zrobić? JAK?!
Poruszyła ręką, chcąc zamachnąć się, przecinając ramię, lecz Josuke był szybszy. Chwycił za nadgarstek ciągnąć do przodu, zmuszając do zrobienia kilka kroków wprzód, a także się pochylenia. Odpowiednio silny nacisk kciuków na dłoń, spowodował upuszczenie kunaia z głośnym łoskotem. Keiko znała ten manewr, teraz powinno nastąpić wykręcenie ręki. Powinno, lecz podskoczyła, odbijając się nogami od pleców mężczyzny. Siła odrzutu spowodowała oswobodzenie. Zgrabne salto w powietrzu i wylądowała.
— Poważna niesubordynacja Higashiyama. Nie będę łaskawy w wyborze kary.
— O — zawołała zdziwiona. — To będzie kara, a nie od razu wyrok śmierci. Za mało się staram.
Zaskoczyła go, przez co opuścił gardę. Wykorzystała to. Stając na jednej nodze, wykonała obrót i zamach. Wraz z ruchem ręki pojawiła się woda, która zgarniając porozrzucane fotografie, falą uderzyła w mężczyznę. Doszczętnie mokry z poprzyklejanymi do ciała zdjęciami, wyglądał dość groteskowo.
— Jak mogłeś coś takiego zrobić? Jak mogłeś z premedytacją podważyć moje zaufanie? Jak mogłeś posunąć się tak daleko w swoich urojeniach?!
— Pokazałem ci tylko prawdę. Nic więcej — odpowiedział spokojnie, się otrzepując. Wyraz twarzy miał beznamiętny, wręcz kamienny.
— Prawdy, której NIE BYŁO!
— To są fakty. Nie da się temu zaprzeczyć.
— Kurwa, przestań łgać! Miej, do jasnej cholery, odwagę przyznać się do swoich intryg.
— Zaprzeczył temu i mu wierzysz? On cię omamił — skwitował, z niedowierzaniem kręcąc głową. — Wierzysz mu czy nam?
— Przestań kłamać!
— Nie mam wyboru. Stawiasz mnie pod murem, muszę wydać rozkaz — groził, ignorując oskarżenia Keiko.
Roześmiała się.
— Serio? — pytała rozbawiona z głosem przepełnionym kpiną. — Teraz będziesz zgrywać nieszczęśnika, który został zmuszony do powiedzenia czegoś, czego nie chciał. Proszę cię, chociaż przestań udawać. Od początku marzyłeś, aby to powiedzieć. Także słucham, słuchamy my wszyscy — dodała, rozstawiając ręce szeroko i odwracając głowę do tyłu, gdzie stali przyjaciele.
Josuke na moment zamilkł, mierząc ją oraz ich bacznym spojrzeniem, doszukując się podstępu.
— Nie pozostawiasz mi wyboru — odparł twardo. — Keiko Higashiyama, nakazuję ci zerwać wszelki kontakt z Itachim Uchihą.
Z każdym kolejnym słowem uśmiechała się coraz szerzej i coraz bardziej szyderczo.
— Nie.
— Złamanie rozkazu…
— Grozi śmiercią — dokończyła, nie przestając się uśmiechać, w ten dość makabryczny, jak na okoliczności, sposób. — Nie ma sprawy. Możesz dokonać wyroku, nawet teraz — powiedziała, rozkładając ręce na całą szerokość, ukazując swoją bezbronność. — Zabijesz mnie? — zapytała, przekrzywiając głowę, prawie kładąc ją na ramieniu.
Zamarł. Groźba to miała być zwykła groźba, wywołująca przestrach. Miała teraz paść na kolana przepraszając albo zrobić cokolwiek innego błagając o litość. W końcu, kto chce ginąć? Po chwili jednak się uśmiechnął. No tak, zapomniał. Nie stała przed nim słodka Keiko, tylko wyszkolona morderczyni, której nic nie jest straszne. Zapomniał. Zapomniał, że każdy z Kindersów ma drugie oblicze, że są doskonale wytresowani.  To w końcu piąty stopień, nie mogłoby być inaczej.
— Niezłe zagranie, ale tak łatwo umrzeć ci nie dam. Izolacja, kolejna półroczna misja, likwidacja Uchihy, jest masa innych sposobów.
Na to nie była gotowa. Nie pomyślała, że Josuke może wymyślić coś innego, wykraczającego poza standardowe schematy. Szybko się otrząsnęła. Tylko, on blefuje czy nie? Nie miała wyboru, pociągnie to dalej. Gdyby coś poszło nie tak, miała przygotowane kilka innych wariantów, jak chociażby ten:
— Zgodnie z prawem członek organizacji niezgadzający się z rozkazami przywódcy, może wyzwać go na pojedynek. Śmierć lub życie. Kto będzie miał rację?
— O. Zadatki masz na nowego przywódcę.
— W końcu uczę się od ciebie.
To była prawda. Dawno temu, Josuke postąpił podobnie. Złamał prawo. Na misji zlekceważył część wytyczonych zadań oraz dopuścił się odczytania tajnych dokumentów, które pozyskali. Dobrze postąpił, gdyż wszystko ostatecznie okazało się wielkim spiskiem, ale prawo to prawo. Za niesubordynację groziła mu śmierć, a jedyną furtką było wyzwanie na pojedynek przywódcę. Zrobił to, a wygrawszy, dostał tytuł poległego. Hokage nie wzniosła sprzeciwu, zaakceptowała zmianę. I tak oto został przywódcą Kindersów.
Keiko wykorzystała to. Gotowa była do stoczenia pojedynku, chociaż miało to być ostateczność. Josuke znał każda jej słabostkę i technikę — jak każdego innego z piątego stopnia — nie było mowy, aby wygrała. Szanse na powodzenie bliskie zera.
— To jak? Przyjmujesz rękawicę, czy obnażasz swój fałsz? — zapytała, wystawiając rękę.
Zabolało, trafiła w dość czuły punkt. Może i mężczyzna na wiele pozwalał podwładnym. Wykłócanie się, nie było karane, ale do błędu się nie przyzna. Kiepski przypadek. Keiko była zbyt zdeterminowana a on zbyt pewny swego. Uważał, że Itachiemu nie można ufać. Jeśli teraz nie zdradził, to zrobi to później.
Podszedł, wyciągając dłoń do uścisku. Kilka centymetrów dzieliło ich palce, już miało dość do obustronnej akceptacji rzuconego wyzwania, kiedy… Nagle pomiędzy nimi pojawiła się Yumi, z prędkością równą czasowi poświęconemu na jedno mrugnięcie. Złapała ich za nadgarstki, wykręcając je w przeciwne kierunki. Nim Keiko zdążyła zareagować, Isamu złapał za ubranie na wysokości bioder i zgrabnie odciągnął do tyłu. Ciche plask i poczuła uderzenie między łopatkami.
Josuke już chciał wygłosić mowę, komentując wtrącanie się osób trzecich, kiedy na jego plecach również wylądowała prostokątna karteczka zapisana czerwonymi symbolami, unieruchamiając przepływ chakry.
— To posunęło się za daleko — zakomunikował Danar, spokojnym krokiem odsuwając się od przywódcy, którego przytrzymywał Hiroshi. Widząc, do czego to zmierza, postanowił reagować. Na wszelki wypadek zawsze miał kilka takich karteczek, z którym teraz mógł skorzystać.
— Co ty wyrabiasz? — ofukał go. W końcu on również był jego podwładnym, nie powinien ingerować.
— Ostrzegałem, że to przesada.
— Jak śmiesz?!
Danar tylko uniósł do góry dłoń, w geście uciszenia. Ignorując wyższość przywódcy.
— Nie pozwolę, aby z tak błahego powodu, stracić doskonałego shinobi. Piąty stopień to garść ludzi. Są najlepsi z najlepszych, a ty z własnych pobudek chcesz uszczuplić i tak wychudzony oddział? Nie mamy ludzi. Teraz nastolatki wolą proste uciechy niż ostry trening. Nie chcą umierać w imię wyższych celów. Nie mamy rekrutów. To, co przychodzi, do pięt nie dorasta im, jak byli w ich wieku. — Zatoczył ręką półokrąg, wskazując zebranych. — Jestem tu po to, abyś nie popełniał błędów. A Keiko ma prawo do wyjaśnień. Mimo iż zabrała się do tego w nienależyty sposób — dodał, posyłając jej karcący wzrok.
Odetchnęła z ulgą, opierając głowę o pierś Isamu, który delikatnie ją obejmował. Poczuła, jak napięcie ulatuje, a kolana nieznacznie się uginają. Mężczyzna wzmocnił uścisk, ratując przed upadkiem.
Josuke także przystopował. Rozluźnił spięte mięśnie i złagodził wyraz twarzy, przez co Hiroshi odważył się go puścić. Oboje odetchnęli, radzi, że przeszkodzono im, bo gdyby nie, to skończyliby na śmiertelnej walce. Zbyt uparci, aby zrezygnować z podjętego wyzwania.
— Chodźmy do gabinetu.
— Zostajemy tutaj — odparła twardo. — Oni też powinni wiedzieć.
Rozejrzał się po zebranych. Jedynie Oda nie brał udziału w reakcji. Nadal stał z boku, z dala od wszystkich. A aktualnie unikał wzroku przełożonego.
— Niech będzie. — Westchnął. — Wiesz, że podczas twojej nieobecności sprawdzaliśmy, czy Itachi faktycznie jest zakochany, czy to była tylko przykrywka. Chciałem ci ostatecznie otworzyć oczy, abyś zrozumiała, że ufać mu nie można. Niestety, nie uzyskaliśmy nic oprócz tych zdjęć i szerzących się po Konoha plotek. Nie udało się pozyskać niczego, co jednoznacznie potwierdzałoby jego zdradę. Oda starał się robić wszystko, aby doszukać się czegokolwiek. Niestety były tylko te nijakie zdjęcia, niepodważającego niczego. Liczyłem na to, że wasze relacje ochłodzą się po tak długiej rozłące, do czego nie doszło. Postanowiłem, więc przedstawić ci to, jako rzekome dowody zdrady. Mając nadzieję, że zerwiesz z nim.
— Czysta manipulacja — wyszeptała. Już nie wiedziała, czy bardziej jest wściekła, czy ma żal, czy może jest zszokowana.
To był odruch. Zrobiła krok do przodu i zamachnęła się pięścią wymierzoną prosto w policzek. Mężczyzna zachwiał się, a stojący z tyłu Hiroshi, przesunął się w bok, pozwalając mu upaść.
— No, co jest? — warknął, spoglądając na Isamu, który powinien bez problemu zatrzymać dziewczynę, Hiroshiego, który mógł złapać, Yumi, dla której powstrzymanie takiego ciosu to pikuś.
— Wybacz szefie, należało ci się — odparł spokojnie blondyn, a reszta pokiwała głowami.
— To jawny bunt.
— Było nie przeginać — wtrąciła się Yumi, wzruszając ramionami.
— Nie powiecie mi, że popieracie Itachiego — rzucił Oda, włączając się do dyskusji.
— Jego mamy głęboko i jeszcze dalej — oznajmił Isamu, darując sobie swój komiczny sposób wysławiania się. — Chodzi nam tylko o Keiko. Z chęcią byśmy przegnali tego padalca, gdzie pieprz rośnie, ale manipulacją to już za dużo. Rozumiem, rozmowa, wyjaśnienie swoich obaw, poglądów, ale posuwanie się do wmawiania czegoś, czego nie było, tylko po to, aby uzyskać z tego jakieś korzyści. Nie godzimy się na to. Manipuluj do woli, kim tylko zechcesz, ale nie nią, nie nami, nie kimś, komu mówisz, że jest twoim przyjacielem. I to prosto w oczy. Czegoś takiego się nie robi.
— Ma rację — poparła go Yumi, z aprobatą kiwając głową.
— O to chodzi Josuke, że przesadziłeś. Ja rozumiem twoje wątpliwości i obawy, ale żeby posunąć się do tego stopnia. Nie niszczy się szczęścia przyjaciół. Jesteś jak mój, jak nasz starszy brat, ale jak mamy ci ufać, skoro robisz coś takiego?
— Keiko dobrze mówi i ty o tym wiesz. Kindersi opierając się na wzajemnym zaufaniu — wtrącił się Danar. — Oni ufają ci, powierzając swoje życia w twoje ręce, a ty musisz ufać im, że nie zdradzą, że dadzą radę, że zawsze będą obok. Nie jesteśmy Korzeniem, aby opierać współpracę na strachu i praniu mózgu. To jest zgubne oraz krótkotrwałe.
— Wszyscy przeciwko mnie — rzucił z wyrzutem, spoglądając po zdeterminowanych twarzach podwładnych, który w różnych odległościach stali nad nim.
— Ja nie — oznajmił Oda, podchodząc do mężczyzny, który powoli się podnosił. — Uważam, że miał pełne prawo, a nawet obowiązek pokazać Keiko te zdjęcia.
— Po pierwsze sam je robiłeś, więc głosu nie masz. Po drugie, nie było żadnej zdrady i oboje doskonale o tym wiecie. A te zdjęcia o niczym nie świadczą.
— Keiko, ale posłuchaj nas. Itachi jest z Uchiha, naprawdę nie masz powodu, by mu ufać.
— No właśnie mam. Podczas półrocznej misji, wykazał się wiernością. To chyba należyty dowód.
— To Uchiha, nie można im ufać — szedł w zaparte.
— Oda przeginasz. Nie patrzysz racjonalnie, tylko, dlatego że ich nienawidzisz. Twoje zdanie w tej dyskusji nie jest obiektywne.
— Twoje tym bardziej.
— Dobra. Ale ufasz mi?
— Tobie tak, ale…
— I to ci powinno wystarczyć. I to powinno wam wszystkim wystarczyć. Danar to już ładnie powiedział. Wzajemne zaufanie. Nie ufacie Itachiemu, dobra rozumiem, ale ufacie mi. Ja wiem, że nie chcecie, aby stała mi się krzywda i chcecie obronić swoją młodszą siostrę. — Spojrzała na Josuke, który nieznacznie potaknął. — No nie zawsze młodszą, ale nie ważne. Jednak nie jestem znowu taka mała, w razie konieczności poradzę sobie. Obiecuję też, że jeśli faktycznie mnie zdradzi, to osobiście sprawię mu totalne piekło. I mam wrażenie, że w razie, czego to będzie grupowy atak.
— No jasne — rzucił Isamu, zawieszając rękę na jej ramieniu. — Na nas zawsze możesz liczyć.
— To jak? Zaakceptujecie to wreszcie?
— A mamy jakiś wybór? — zapytał Josuke, uśmiechając się delikatnie. — Zdanie nie zmienisz?
— Nie — odparła stanowczo, energicznie kręcąc głową.
— No cóż. No to postaramy się, przyjąć to do wiadomości.
— Jej — zawołała, rzucając mu się na szyję. — Dziękuje — dodała, całując w policzek.
Westchnął cierpiętniczo, po czym uśmiechnął się, przytulając dziewczynę.
— To, co, może małe oblewanie w klubie? Dawno u Nocnego Kota nie byliśmy? — zaproponował, zgarniając pod ramię Keiko i Isamu.
— W sumie.
— Czemu nie.
— Się należy.
— No to idziemy. A tak swoją drogą, to faktycznie masz zadatki na nowego przywódcę Kindersów, mała.
— Josuke nie przesadzaj. Nie pokonałabym cię.
— Wielka siła to tylko jeden z wielu punktów, które musi spełniać dobry przywódca.
— A jednym z nich jest, niemanipulowanie podwładnymi — dodała kąśliwie. Prychnął, udając obrażonego. — A tak na serio, to w gruncie rzeczy mogłam wybrać gorzej, nie?
— Czy ja wiem — mruknął, krzywiąc się.
— Uchiha to nie Korzeń. Jakiś plus ma.
 Dokładnie Danar — poparła go Keiko, starając się ukazać plusy Itachiego.
— Jednak ANBU — przypomniał przywódca. — No dobra — mruknął, napotykając znaczące spojrzenie Higashiyamy. — Podlega Hokage, więc to też inaczej.
— Ej, ale jakby nie patrzeć, co z całych Uchiha to Itachi, to i tak najlepszy wybór — zauważyła Yumi, kiedy wychodzili z sali.
— Hm, mówisz — zamyślił się Isamu.
— Podlega Hokage, w zamachu udziału nie brał, świetny shinobi, lojalny wiosce — wymieniał na palcach Hiroshi.
— Zobaczymy czy lojalny swojej dziewczynie — dorzucił Oda.
— Ale tym razem bez insynuowania czegoś — zażądała Keiko, mierząc uważnie Odę i Josuke groźnym spojrzeniem.
— Ta — mruknęli niechętnie obaj.
— Jednak czy najlepszy? — dopytywał kwaśno Oda.
— No, jeśli zawęzić tylko do Uchihów — tłumaczyła Yumi.
— W sumie — poparł ją. — Mają tam gorszych typów. Chociażby Sasuke. Wyobrażacie to sobie? Nasza Kei z tym dupkiem. Horror murowany.
— Chociaż został teraz ogłoszony bohaterem — zauważył Danar.
— Na huj nam tacy bohaterowie — skomentował. —  Najpierw zdrajca, potem wybawca. I jeszcze akcja z tą ciężarną z Suna. Na miejscu Hokage to bym kazał go zabić i wcisnął, że poległ w starciu z Oro.
— Ej, a dzisiaj w Kocie nie ma wieczoru karaoke? — zagadała Keiko, taktycznie zmieniając temat. Rozkręcony Oda w obrzucaniu obelgami klan Uchiha, mógłby skończyć dopiero nad ranem, trzy dni później. Zresztą to być dość grząski temat, zważywszy na to, że przyjaciele nie mają pojęcia o tym, że tymczasowo mieszka z Sasuke.
— Serio dzisiaj?! — zawołała zachwycona tym pomysłem Yumi, od razu podłapując rozmowę.
— A to nie przypadkiem jutro? — dopytywał Oda, również angażując się w nowe zagadnienie.

1 komentarz:

  1. Zabij mnie, ale nie wiem co napisać :( Chyba już zbyt dużo czasu minęło od tego jak czytałam rozdział. Pamiętam tylko, że bardzo mi się podobało. To w sumie chyba najważniejsze :)) Za to kolejny Twój wpis czytałam dziś, więc będę miała więcej do powiedzenia. To też do przeczytania za chwilę, kiedy już spłodzę inne komentarze :))

    OdpowiedzUsuń