Keiko
wstała bladym świtem, co nie było w jej zwyczaju, lecz dzisiaj Kindersi mieli
wielki dzień, toteż w siedzibie musiała być już z samego rana. Cały czas nucąc przewodnią piosenkę
najbliższych kilku godzin szybciutko oporządziła się, po czym wybiegła na
spotkanie organizacyjne. W samym budynku wrzawa niemożliwa, pełno ludzi z
pudłami, jakieś krzyki, tańce, śpiewy, tam pierwszostopniowcy zaaferowani po
raz setny powtarzają układ, tu jakaś grupka omawia ostatnie szczegóły, tam się
ktoś rozciąga, tu znowu układa dłonie w pieczęci, a ci najbardziej
wtajemniczeni, którzy grać mieli najważniejsze role z rozbawieniem wygłupiali
się nie przejmując się absolutnie niczym.
— No, ludzie uwijać się, uwijać — nawoływał Danar zastępca
Josuke i organizator tego dnia. — Zostało niewiele czasu, przebierać się,
przebierać. Keiko błagam ciebie na wygłupy będzie później pora. Isamu odstaw ją
i marsz przebrać się — pouczał przemierzając hałaśliwy korytarz, który
przeważnie świeci pustkami, gdyż członkowie przebywają na salach treningowych.
— Ulotki gotowe? Gdzie są roznosiciele? — pytał zaglądając na listę, na której
stawiał ptaszki przy przygotowanych rzeczach.
— Ktoś tu w pełnej robocie — mruknęła szatynka do stojącego
nieopodal Ody.
— W końcu to bardzo ważne, żeby nam dzisiaj wszystko wyszło
— odparł kierują kroki wraz z resztą przyjaciół, do sal przeznaczonych dla
nich.
— Oto dziś dzień krwi i chwały, oby dniem zwycięstwa był —
zaśpiewał Isamu zapożyczając słowa ze słynnej piosenki patriotycznej.
— To tylko Dzień Promocji — zauważyła Keiko otwierając drzwi
do szatni, znajdującej się obok ich głównej
hali treningowej.
— Ostatnio coraz gorzej u nas z rekrutami — przypomniał
Uchiha. — Brakuje nam ludzi, a pierwszostopniowcy giną w zaskakującej
szybkości.
— Coś w tym jest — zgodziła się z nim.
— Nic już nie jest takie jak kiedyś, dzieci więcej się
uczyły niegdyś, lecz dzisiaj zakazanych techniki nie chcą poznawać, więc nas
przyprawiają o zawał, gdy nam Josuke o misji zapowiada.
— I to są święte słowa — wtrącił się szatyn z głębi
pomieszczenia przebierając się w wyznaczony strój.
— Jednym słowem, musimy dzisiaj dać z siebie wszystko. Więc
do roboty! — krzyknęła entuzjastycznie Higashiyama dopadając do swojej szafki.
Trasa od siedziby do pobliskiego parku, gdzie mieścił się
amfiteatr była pięknie udekorowana kolorowymi flagami, balonikami, drążkami,
kwiatami, linami, serpentynami. Większość członków Kindersów uzbrojona w ulotki
stała w wyznaczonych miejscach rozdając je przechodniom. Grupa osób
oddelegowana do ostatnich poprawek na scenie dawno opuściła sztab główny, w
którym pozostała najważniejsza elita dzisiejszego przedstawienia.
— Ja, wraz z Josuke, wierzymy w was i życzymy połamanych nóg
— oznajmił dumnie Danar, stojącym przed nim przyjaciołom gotowym do wymarszu. —
Wasz sukces to sukces Kindersów.
— Tak jest!!! — krzyknęli chórem.
Keiko uwielbiała ten dzień, był jej ulubionym od momentu
przystąpienia do organizacji i robiła wszystko, żeby go nie opuszczać. Kilka
godzin niesamowitej zabawy, możliwości wnerwiania ANBU, jak i robienia rozróby
na głównych ulicach Konohy, czego chcieć więcej. Nic dziwnego, że to była
impreza, na którą cały piąty stopień czekał od dawna, nawet nowicjusze
wyczekiwali okazji do popisania się swoimi nowymi umiejętnościami.
Grupka przyjaciół odziana w kolorowe, żeby nie powiedzieć
pstrokate stroje, dość sporo odsłaniające, zatrzymali się w portierni, tuż
przed głównymi drzwiami Kindersów, aby popatrzeć po sobie ostatni raz przed
wyjściem. Przybijając swoje specyficzne wymyślne piątki przy okazji życząc
połamanych kości. Ustawieni w odpowiednim szyku wyszli na skąpaną w promieniach
słonecznych ulicę, zapełnioną ludźmi, którzy przyszli popatrzeć na widowisko.
Między nimi dzielnie krążyli członkowie organizacji, z ważną misją namowy do
wstąpienia w ich szeregi. Wszystko to działo się wśród spadających z dachów
budynków konfetti, serpentyn, zwisających, z czego popadnie balonów czy flag z
godłem Kindersów. Do uszu dobiegały ciut za głośne dźwięki skocznej melodii,
która zagłuszała wszystko, dodatkowo wprawiając w ruch drgający głośniki. Na
wyznaczonym pasie pośrodku ulicy, prowadzącym aż pod sam amfiteatr, tańczyli
wyginając się w najróżniejszych akrobacjach członkowie organizacji, powodując
zachwyt wśród gapowiczów. Skakali z przenośnych trampolin, aby dać się złapać
stojącym dalej przyjaciołom, rozkraczali do szpagatów, wyginali kręgosłup w mostki
i inne dziwne pozycje, strzelali w górę płomieniami ognia wykonanymi dzięki
technikom, tworzyli deszcz padający tylko do głów zebranych, tak, że nikt nie
był zmoczony, oprócz osób, które były podrzucane na tak wysoko, aby trafić tam.
Wśród tej wrzawy, wesołości i śpiewów krążyła wyraźnie niezadowolona rodzina
Uchiha. Oddziały policji w takich sytuacjach miały obowiązek nadzorować
bezpieczeństwo uczestników zabawy, co robiły niechętnie z wyraźną dezaprobata
wyrażoną poprzez mimikę twarzy, czy słowa na temat jak to, taka poważna
organizacja urządza coś takiego, jeszcze w ramach promocji siebie.
Ostatni stopień wtajemniczenia opuściwszy mury siedziby
widowiskowo ruszyli w tan muzyki, wystrzeleni na wysokie wysokości przez Isamu
i jego powietrzne techniki. Przelecieli ponad głowami gapowiczów wpadając w obszar
gdzie jeszcze chwilę temu padał deszcz, aby złapać się przygotowanych tam
specjalnie dla nich drążków, wykonując obroty a ostatecznie siadając na nich,
spuścić się w dół, wśród okrzyków zebranych. Sprawnie i szybko została na
wysokości pierwszego piętra rozpostarta narzuta pozwalając na odbicie się od
niej spadającym, którzy dzięki temu znów znaleźli się w powietrzu pochwytując
kolejny drążek, nagrodzeni pełnymi zachwytu dźwiękami.
— Zapodaj ten rytm! — krzyknęła Keiko stając wyprostowaną na
rurce i unosząc do góry rękę. Muzyka na chwilkę ucichła, aby po chwili znów
rozedrzeć przestrzeń ulubioną piosenką Higashiyamy. Wówczas stając na jednej
nodze wykonała pełny obrót powodując, że z błękitnego czystego nieba
nieskażonego najmniejszą chmurką spadł obfity deszcz, który wyparowywał
dokładnie w chwili, kiedy na coś spadł. Dodatkowo dzięki promieniom słonecznym
odbijającym się od kropli powstała piękna, widoczna tęcza, powiększając odgłosy
zachwytu wśród zebranych.
— Dajmy czadu! — wrzasnęła zamykając oczy i ufnie rzucając
się z drążka. Przygotowany na to Isamu dzięki kontrolowaniu wiatru zapewnił
szatynce spokojne i bezpieczne lądowanie. — No przyjaciele! — krzyknęła stając
twardo na ziemi poprawiając przy tym nadajnik od bezprzewodowego mikrofonu, w
który była wyposażony. Na ten sygnał odpowiednia grupa zjawiła się obok niej również
zaopatrzona w taki sprzęt.
Świat jest podzielony
na dobro i na zło
Ciężko jest być
królem
Zdarza się, że trudno
połapać, kto króla a kto głupiec
My królowie Konohy
Nie posiadamy reguł,
żyjemy ponad to
W nocy na wojnie, za
dnia na przyjęciu
To nasze życie
Kindersi — zabłąkane
szczęśliwe dzieci
Łatwo nam jest na
świecie
Królowie wybierani z
tłumu
Wzywani na pojedynek
z przeznaczeniem
Nie przejmujemy się,
kto napastnik, kto cel
Pogrywamy ze
śmiesznym i pustym losem
My królowie Konohy
Nie posiadamy reguł,
żyjemy ponad to
W nocy na wojnie, za
dnia na przyjęciu
To nasze życie
Szczęście nie trwa
wiecznie
Słowa ślepców
Dla nas wszystko jest
zabawką
Po cóż żyć na ziemi,
jak się bawić nie da?
Nie żyjemy w cieniu i
na klęczkach
Wiemy, że czas jest
jak wiatr, więc nie dbamy o reguły
Wiemy dobrze, że nie
robimy nic złego
Ważne jest tylko by
żyć
Kindersi królowie
Konohy
Wiemy jak żyć, aby
żyć
Nie posiadamy reguł,
żyjemy ponad to
Dzisiaj na wojnie,
jutro na przyjęciu
To nasze życie
Śpiewali równym, czystym głosem przemierzając ulice
skocznym, tanecznym krokiem, wirując do rytmu. Wokół nich przemieszczali się
inni członkowie Kindersów wykonując, co wymyślniejsze układy, salta, fikołki,
przewroty, bardzo często posiłkując się pomocą drugiej osoby. Pokaz był ustawiony
na zwrócenie uwagi na wspólną organizację i piękna synchronizację całej grupy. Jednak
nie tylko ulica była zapełniona, gdyż w powietrzu ponad głowami również
odbywały się pokazy akrobacji, dopasowanej do całokształtu. Okoliczny tłum
szybko pochwycił melodię kołysząc się wraz z nią, lub wyśpiewując powtarzany
wielokrotnie refren. Właśnie w trakcie kolejnego z rzędu wersu „My królowie
Konohy”, nagle i niespodziewanie przed postępującą na przód paradą zaroiło się
w powietrzu od osób ubranych w stroje niewyróżniające się z tłumu, lecz z
maskami na twarzy typowymi dla ANBU. Obserwatorzy wstrzymali oddech, gdy
napastnicy dobyli broń, posyłając w stronę tańczących salwę shurikenów. Na
szczęście Kindersi przewidując taki obrót sprawy byli przygotowani, nawet nie
drgnęli a grupie odpowiedzialnej za śpiew głos nie zadrżał. Oda występując
przed zebranych, wraz z innymi użytkownikami technik ognistych, w widowiskowy
sposób stopili nadlatujące ostrza. Jednak to nie był koniec, rozproszeni
zamaskowani, zaatakowali powietrznych akrobatów. Ci zaś przygotowani na to,
dobyli kunaia ukryte w zakamarkach ubrań. Na sygnał dany przez zwiadowców ukrywających
się na szczytach dachów, Keiko cofnęła technikę suchego deszczu zalewając
okolice gęstą mgłą. Pod jej osłoną Kindersi zaatakowali ANBU, którzy zniknęli
tak samo szybko i nagle jak się pojawili. Szatynka zneutralizowała i tą
technikę pozwalając przechodniom znów podziwiać bajeczno kolorowy spektakl.
Zagrywka powtarzana, co roku, zawsze pojawiający się niespodziewanie zamaskowani
rzucali się na paradę, chcąc pogrążyć organizację Kindersów, która wyraźnie
pokazywała swoją wyższość nad innymi shinobi. ANBU nie należało do spokojnych
stowarzyszeń a konflikt między nimi a Kindersami był wręcz odwieczny. Nie mogąc
zrobić odwetu w postaci urządzenia lepszego widowiska, sabotowali ich show, starając
się ukazać porażkę oraz degrengoladę konkurencji. Niestety ANBU było owiane złą
sławą, mimo iż incydenty w postaci krążących plotek były jedynie jednorazowe i
sporadyczne, to mocno przyczepiły czarne łatki, jakoby działo się tak za każdym
razem. W przeciwieństwie do Kindersów, gdzie ciemna prawda została otoczona
piękną wręcz lukrowaną otoczką, dzięki której opinia powszechna była
sprzyjająca i pochlebna. Zarząd organizacji sprawnie radził sobie z maskowanie,
czy ukrywaniem wszystkiego za pomocą specjalnych technik, znacznie bardziej
wymyślnych, skrytych i skutecznych niż te, które stosował Danzo u siebie.
Między innymi, dlatego obie organizacje nie przepadły za sobą, ukazując to przy
każdej możliwej okazji, a rywalizacja o rekrutów i względy Hokage ze Starszyzną
włącznie, bywała zacięta.
Główna część parady nadal wyśpiewując piosenkę, praktycznie
stałając się hymnem Kindersów dotarła już bez zbędnych incydentów do
amfiteatru. Tam dla mieszkańców Konohy został przygotowany szereg pokazów. Widownia
zapełniła się, a na pustą scenę wyszli zeszłoroczni nowicjusze informując o tym
zebranych. Potem pokazali niesamowity postęp, jaki dokonali dzięki
przynależności do organizacji. Zaaranżowane walki między sobą, akrobacje z
dziedziny gimnastyki sportowej wykonywane na deskach parkietu, specjalnie
poustawianych licznie drążkach, równoważniach, kółkach, poręczach asymetrycznych,
koniach czy stołach gimnastycznych. W zestawie były też trampoliny i inne
wyskocznie, a innowacją w przeciwieństwie do sportu był brak mat, znacznie
wyższe odległości oraz stopień skomplikowania układów, jak również fakt odgrywania
przedstawienia w parach czy grupach. Keiko wraz z przyjaciółmi za sceną czekali
na swoją kolej, dla urozmaicenia czasu naśmiewając się z dzisiejszych działań
ANBU i podśpiewując ulubioną przez wszystkich piosenkę, a głównie jej refren.
— Potrzebny nam ktoś z piątego stopnia — krzyknął blond
młodzieniec wpadając do rozbawionej grupki za kulisami.
— Idziemy — zakomunikowała szatynka ciągnąc ze sobą Isamu,
obawiając się, że chodzi o kolejny atak ANBU. — O co chodzi? — zapytała
oczekując wyjaśnień od chłopaka, który biegnąc obok wskazywał drogę.
— Mamy problemy z policją — oznajmił wyraźnie zaniepokojony
z bardzo poważną miną.
— Policją — powtórzyła zatrzymując się zaskoczona. — Policją
— jęknęła zawiedziona trywialnością sprawy.
— Cóż my uczynili, tak łatwo się zbłaźnili, pozwalając na
wrobienie, w bredzenie.
— Dokładnie — potaknęła mu rozgoryczona, nie mając już
możliwości ucieczki. Spokojnym krokiem powędrowała z blond towarzyszem niedoli,
zdając sobie sprawę, że źle wybrała. Isamu ze swoim językiem do rozmów z klanem
Uchiha się nie nadaje, a jasnowłosy młodzieniec, który po nich przyszedł najwyraźniej
również nie wie, co uczynić, skoro ich potrzebuje. Zła na siebie, że to ona
będzie musiała zająć się tą sytuacją zmarkotniała.
— Już ich widać — zakomunikował, wskazując ręką grupkę
ubraną w charakterystyczne kamizelki z symbolem policji. Stali z wyraźnie
niezadowolonymi minami zerkając na nadal postępującą paradę oraz grupkę
młodzików najprawdopodobniej z pierwszego stopnia. Keiko spojrzała na Isamu,
który uśmiechnął się rozbrajająco. Westchnęła przybierając taki sam wyraz
twarzy. Płynnym, roztańczonym krokiem podeszli, rozczochrując fryzury
małolatom.
— Co jest moi mili? — zagadała promieniejąc entuzjazmem. —
Nie przejmujcie się niczym, my się tym zajmiemy. Do pracy mali królowie —
oznajmiła puszczając im oczko.
— Tak jest! — zasalutowali znikając w tłumie, w celu
rozdania pozostałych ulotek.
— Cóż się stało dostojni waszmość panowie? Czyżby nasi
maluczcy coś zahuczeli za mocno?
Mina członków klanu Uchiha bezcenna, słowami opisać się jej
nie dało. Keiko starała się tylko nie paść na ziemię ze śmiechu i nie zacząć
się po niej turlać.
— Wołamy tamtych? — zapytał jeden z nich wskazując w
kierunku, gdzie zniknęli poprzedni rozmówcy.
— Mieli przyprowadzić przełożonych — przypomniał, prowadząc
dyskusję, jakby Kindersów w ogóle tutaj nie było.
— Wołam szefa, inaczej się nie da. Tu strefa beta pięć,
wzywamy szefa — oznajmił do wyjętej krótkofalówki. — Powtarzam, tu strefa beta
pięć, wzywamy szefa.
— Przyjąłem, za chwilę będę.
Keiko przełknęła głośno ślinę, obawiała się stanąć twarzą w
twarz z przełożonym policji konoszańskiej, głową klanu Uchiha i jednocześnie
ojcem Itachiego. Nie mogła starać się wywrzeć dobre wrażenie, gdyż musiała
zachowywać się jak kodeks Kindersów nakazywał, przed wszystkim broniąc honoru
organizacji.
— A w czym, panowie mili jest problem? Kolega nie zdążył
mnie wtajemniczyć.
Postanowiła grać na czasie, chcąc szybko rozwikłać sprawę
nim dotrze tutaj Fugaku. Oszczędzając tym samy kazań Itachiemu i
skompromitowaniu go w decyzji o wyborze dziewczyny.
— Pogadamy jak szef przyjdzie.
Plan nie wypalił.
— Waszmość panowie, dla was czas być może w cenzorowie, lecz
my na szczypty go z recepty, śpieszno nam, dziś wielka gra.
— Jeszcze tylko moment.
I rację miał, kilka chwil po wypowiedzeniu tych słów, przez
tłum przecisnął się, do grupki stojącej na uboczu sam Fugaku.
— Szefie.
— Tak wiem — oznajmił brunet, uciszając podwładnych
uniesioną lekko do góry rękę. — Sprawa wygląda tak. — Zwrócił się do dwójki
Kindersów przechodząc bez ogródek do sedna. — Sprawdziłem w dokumentach i nie
znalazłem wydanego pozwolenia na urządzenie takiej parady oraz nawet brak
złożonego wniosku o pozwolenie. Jesteśmy organem odpowiadającym za
bezpieczeństwo mieszkańców Konohy, o to musimy się zatroszczyć, a wasze
przedstawienie zagraża obywatelom. Używacie podczas niego broni, technik,
blokujecie główne ulice. Jednym słowem bez zezwolenia się nie obejdzie. Mamy
pełne prawo w tej chwili rozgromić całą paradę — rzekł twardym głosem pełnym
powagi.
— Momencik proszę. — Keiko wyszczerzyła się najmocniej jak
umiała odciągając Isamu.
— Danar nie zgłosił tego?! — jęknęła przez zaciśnięte zęby,
aby stojąca policja za ich plecami nie usłyszała tego. — Josuke by tak zrobił,
ale nie uwierzę, że Danar nie przypilnował czegoś takiego.
— Moja droga — odparł prawie się zaśmiewając, — a nie czujesz
tutaj rączki piesków Danzo?
— Znowu oni. — Westchnęła. — Leć podrzuć papiery do ich
siedziby, ja załatwię to z nimi.
— Już się robi, złotko — rzekł puszczając oczko i bez
zwracania jakiejkolwiek uwagi na zebraną, sporą z resztą grupkę policji z ich przywódcą
oddalił się. Pozostawiając Keiko na pastwę losu, a raczej Fugaku. Odwróciła się
do nich wyszczerzając jak tylko się da.
— To jakieś nieporozumienie, papiery były złożone a
pozwolenie wydane.
— Gdyby tak faktycznie było, to nie zaistniała by ta rozmowa
— zauważył słusznie Fugaku, wyraźnie nie mając zamiaru ustąpić. Niestety
Kindersi również nie posiadali sympatyków wśród policji. Klan Uchiha od wieków
zabiegał o miejsce wśród ANBU czy to Danzo czy Hokage, przez co ich nastawienie
łatwo przepłynęło na nich.
— Punkt dla ciebie — mruknęła wywołując poczucie wyższość
wśród oponentów. — No, ale bez przesady panowie, chcielibyście pozbawić ludu
takiej atrakcji. Przecież widzicie jak się cieszą, jaką radość dają im te
popisy. W gruncie rzeczy to…
— Uwaga! — krzyk przerwał jej wypowiedź. Rozpoznawszy głos
wiedziała, co ma zajść, więc schyliła się, kucając, przez co latające wokół
błoto, które wymknęło się spod kontroli jednego z drugostopniowców wylądowało
na Uchihach.
— Chyba w tym momencie nie powinnam się uchylać — wypowiedziała
myśli na głos obserwując jak panowie zdejmując maź z twarzy.
— Co ty nie powiesz — skomentował krótkowłosy brunet
wyraźnie rozeźlony. Zaś Keiko wyszczerzyła się rozbrajająco.
— To ja może pomogę — zaoferowała składając dłonie jak do
modlitwy. W momencie, kiedy zetknęły się z cichym klaśnięciem, z nieba, tuż nad
głowami policji spadł obfity strumień wody. — No i jesteście czyści. I wszyscy
zadowoleni — powiedziała nieprzerwanie szczerząc się. Tym mniej cierpliwym
pulsowała już żyła na skronie, dłonie zaciskały się w pięści a w oczach
malowała się chęć mordu.
— Coś nie tak? — zapytała robiąc zdezorientowaną minę
przekrzywiając głowę na bok, wprawiając przez to w ruch kasztanowe włosy upięte
dzisiaj w dwie wysokie kitki. — A i jeszcze to — dodała pstrykając palcami, aby
ich wysuszyć.
— Dość tego! — krzyknął Fugaku. — Jesteście niemożliwi,
niezdyscyplinowani, a przede wszystkim nie posiadacie dokumentów
umożliwiających takie parady!
— No panowie, coś tacy spięci? — zagadała pochwytując dwójkę
za nadgarstki i tak kierując nimi, aby wykonali obrót niczym panienka
prowadzona w tańcu. — Trzeba się bawić, trochę rozrywki — kontynuowała
uśmiechając się rozbrajająco, okręcając wokół własnej osi z rozłożonymi na
wznak rękoma. — Powinniście wziąć w tym udział — dodała wchodząc, a bardziej
wpadając w sam środek grupki Uchihów. W momencie, kiedy chciała zakręcić
kolejnym, ktoś pochwycił ją za ramiona wyprowadzając na bok i dopiero tam
dostawiając. Zerkając przez ramię rozpoznała Fugaku.
— Uspokój się! — krzyknął mocno już podirytowany. — Rozumiem
— oznajmił spokojniejszym głosem, po kilku głębszych oddechach, — że jesteś
członkinią Kindersów i tak będziesz się zachowywać, lecz zapowiadali
przyprowadzenie przełożonego.
— Oh! Wy chcecie rozmawiać z Josuke. A to było tak od razu,
zaraz zadzwonię. Tylko jakby ktoś pożyczył komórkę.
Z cierpiętniczą miną podali jej telefon, gdzie na szybko
wybrała odpowiedni numer, dzwoniąc do portierni w siedzibie.
— Siema, tu Keiko kod…
— Daj na głośno mówiące i bez kodowania — upomniał ją szef
oddziałów policyjnych, przerywając wypowiedź. Wykonała polecenie.
— Podaj do telefonu Josuke, mały problem w dokumentach.
— O.KE.J — odparł męski głos po drugiej stronie słuchawki
sylabizując wypowiadany wyraz.
— Tu Josuke słucham — padła odpowiedź po chwili ciszy.
Keiko była zaskoczona, że przełożony pofatygował się do
telefonu.
— Fugaku Uchiha szef policji Konohy, chciałbym wyjaśnić
sprawę waszej dzisiejszej parady. Niestety w rejestrze nie znaleźliśmy
pozwolenia na nią, ani wniosku z prośbą o przeprowadzenie jej. W takim wypadku
cała impreza jest nielegalna i naszym obowiązkiem jest usunięcie jej.
— Oh… To musi być jakieś wielkie nieporozumienie, wszystko
zostało zgodnie z literką prawa przeprowadzone. Ja niestety muszę już iść i się
zająć tym, no, bo, bo, bo zostawiłem kunai na ogniu. Keiko wszystko wyjaśni.
Pip. Pip. — I się rozłączył wypowiadając wszystkie słowa po ostatnim „bo” na
jednym wydechu. Szatynka pod pływem wzroku zebranych zaczęła się głupio
szczerzyć. Już się ucieszyła, kiedy Josuke podszedł do telefonu nie odsyłając
portiera z równie głupią wymówką, lecz się przeliczyła. Zastawiona na lodzie z
nieprzychylną policją i problemem utrzymania parady na głowie, nie zostało jej
nic innego jak wielki uśmiech z machaniem rączką.
— Jak słyszeliście państwo przełożony jest bardzo zajęty,
ale zapewnia, że pozwolenie zostało uzyskane. Może macie państwo bałagan w
siedzibie, radzę przejrzeć to jeszcze raz wnikliwie. W końcu sporo ostatnio
incydentów było, dokumentacja jest zapewne rozległa, jeden czy dwa świstki
mogły się zawieruszyć. — Zaczęła się samoistnie pogrążać zrzucając
odpowiedzialność za zgubienie papierów na Uchihów, ale wyboru nie miała, jeśli
chciała utrzymać paradę przy życiu. Wiedziała już, że pokazać się w domu u Itachiego
po tym wszystkim nie będzie mogła.
— Ty! Jak śmiesz oskarżać nas o bałagan.
— Jak twój szef opowiada brednie o kunaim na ogniu.
— Nie daliście nam tych papierów i teraz…
— Spokój — podniósł głos Fugaku uciszając rozeźlonych
podwładnych. Zaś Keiko jak stała uśmiechnięta machając ręką, tak dalej to
robiła, modląc się w duchu o powodzenie tej misji niesprawiedliwie zrzuconej
jej na barki.
— Naprawdę uważam, że to nieporozumienie. Bardzo proszę o
sprawdzenie dokumentacji jeszcze raz — oznajmiła składając ręce jak do
modlitwy, starając się przyjąć minę szczeniaczka.
— Dobrze. — Westchnął
zrezygnowany. Szatynka omal nie podskoczyła, krzycząc radosne „jupi”. —
Prosiłbym w takim razie, abyś przyniosła mi dzisiaj wieczorem osobiście do domu
plik dokumentów odebranych od przełożonego, aby sprawa została szybko wyjaśniona.
Pokiwała głową,
wyszczerzając się w zupełnie szczerym pełnym radości uśmiechu.
— Tak jest — poparła głośnym okrzykiem salutując dość
pokracznie.
— Mamy wam na oku — upomniał jeden z Uchihów, kiedy oddalali
się za szefem wracając do pracy, czyli nadzorowania imprezy.
— Jasne nie ma sprawy — mówiła machając im na dowidzenia. —
Uf… — mruknęła, kiedy zniknęli w tłumie. — Udało się.
Odetchnęła pełna ulgi, że wszystko poszło w miarę gładko.
— Josuke to będzie sporo kosztowało — dodała potakując na
znak, że upomni się o to, kierując kroki ku amfiteatrowi. Zaraz powinna wychodzić
na scenę, jak nie już.
Rację miała, gdy tylko dotarła na miejsce od razu została
wypchnięta na parkiet, gdzie miał się odbyć popisowy numer. Spora grupa osób z
piątego stopnia miałam z zawiązanymi oczami wykonać układ taneczny do
puszczanych piosenek. Widowiskowe w tym wszystkim było to, że ruchy były, co do
milisekundy synchronizowane, mimo czasami wymyślnych kroków. Widzowie już
zdołali przyswoić sobie fakt, że ciała Kindersów sprawiają wrażenie
pozbawionych kości, tak płynnie, lekko i z wdziękiem oraz naturalnością wyginali
się w dziwnych akrobacjach. Jednak jak zawsze musiał się trafić jakiś gagatek
na trybunach, który będzie uważał, że to zostało przygotowane, żeby ściemnić
innych. Po takich słowach, zawsze zapewniane jest, że bez względu na muzykę,
wszystko będzie wyglądało tak samo i do tego w rytm melodii. Salwa zaprzeczeń
wylewa się wręcz z gapowiczów, więc są proszeni o podejście i użyczenie swoich
odtwarzaczy oraz wybranie z nich muzyki. Potem standardowo prawda wychodzi na
jaw, a wszyscy w okrzykach podziwu przeplatanych oklaskami nagradzają
rzetelność Kindersów. Następnie odbył się pokaz poważnej walki z udziałem
najbardziej wtajemniczonych z organizacji, przez co poziom znacznie wyższy niż
w poprzednich wystąpieniach. W momencie, kiedy Keiko pojedynkowała się z Odą, ukazując
widowiskowe starcie wody i ognia znów pojawili się zamaskowani przeciwnicy, z
akcentami typowymi dla ANBU na maskach. Kindersi również ich używali, lecz ich
miały wyraźne inne kształty, symbole oraz kolory. Niestety dla nie shinobi,
wszystkie one wyglądały identycznie, przez co publika sądziła, że to część
przedstawienia nie rozumiejąc powagi i faktu autentycznej walki. To było na
korzyść ANBU, mogli spokojnie atakować nie martwiąc się o nic, ograniczając
pole manewru przeciwnikom. Oni musieli liczyć się z widownią, pilnować, aby
rykoszetem na nich nie poszło. Brak możliwości użycia pełnej siły przy odwecie
również mocno przeszkadzał. W końcu jakby zranili napastników, wszyscy pomyślą,
że zagalopowali się okaleczając współtowarzysza. Do czegoś takiego dopuścić za
nic nie mogli, więc starali się jedynie odpierać ciosy, w czym skuteczna była
między innymi Keiko. Higashiyama niemalże nie ustawała w wykonywaniu technik, lecz…
Z ust pociekła krew, którą zaczęła się dławić, pod naporem sił przeciwnika jej bariera
osłonna została rozerwana, przez co osoby w otoczeniu zostały zdmuchnięte silną
falą rażenia na najbliższą ścianę. Szatynka osunęła się po niej obryzgując
krwią pobliże. Dzisiejszego dnia przesadziła, organizm jeszcze nie do końca
zregenerował się w pełni po ostatniej niedawnej misji, nie powinna używać aż
tylu technik na raz i to tych z wyższej półki. Przyjaciele szybciutko zgarnęli
dziewczynę za kulisy przetransportowując ją do siedziby, aby medyk mógł ją
obejrzeć. Dziękując w duchu za lekkie zamieszanie oraz skupienie widzów na
widowiskowych technikach, praktycznie nikt nie zobaczył problemu, w postaci
niedomagającej jednej z członkini Kindersów.
Itachi, który dostał z samego rana telefon od Keiko, aby
przyszedł oglądać paradę wszystko widział. Zaniepokojony przedarł się przez
tłum zafascynowanych pokazem widzów, chcąc dostać się pod budynek, gdzie na
pewno zabrali szatynkę. Widział, że tak jak to było wcześniej, nie uzyska
żadnych wiadomości o jej stanie, lecz chciał poczekać pod nim, aż Higashiyama
wyjdzie. Dowiadując się u źródła, od samej dziewczyny jak się czuje. Jednak z
powodu wysokiej temperatury, która przez bliskość sporej ilości przechodniów
sprawiała wrażenie jeszcze wyższej, szybko zmęczył się staniem w jednym miejscu
i zapragnął ochłody. Dostrzegając szyld popularnej sieci sklepów całodobowych zaczął
przepychać się przez tłum. Będąc prawie pod automatycznymi drzwiami dostrzegł
znajome blond włosy.
— Witaj, Haniko, co u ciebie? — przywitał się z dziewczyną
przeciskającą się w jego stronę. — Wchodzimy? — dopytał wskazując głową
wejście, marząc o znalezieniu się w klimatyzowanym pomieszczeniu.
— Witaj Itachi. Tak oczywiście — potaknęła ku uciesze
bruneta, który z błogą ulgą przyjął chłodny powiew. — Oglądałeś show? Keiko
występuje? — zagadała rozglądając się po półkach w celu odnalezienia tej z
napojami. Szybko domyśliła się, że znalazł się tutaj tylko ze względu na nią,
co wywoływało lekki uśmiech na jej ciut zmęczonym obliczu. Właśnie wracała z
zadania, które miała do wykonania w okolicy. A jako, że było ściśle tajne,
bliska obecność takiej imprezy dawała idealny wręcz kamuflaż i przykrywkę,
trudną do podważenia.
— Tak owszem. Muszę powiedzieć, że naprawdę dobrze im to
wychodzi, a Keiko jest niesamowicie z nimi zgrana.
— W końcu to wizytówka Kindersów, zgranie.
Chcąc dobrze wykonać zadanie i móc opowiadać spotkanym, że
była na paradzie, musiała, co nieco wiedzieć, więc dorwała pierwszostopniowaca
z ulotkami, dokładnie ją studiując.
— Prawda.
Przechadzali się bez celu między półkami oglądając produkty,
zastanawiając się czy czegoś jeszcze oprócz picia nie kupić, a tak naprawdę
delektując się klimatyzacją. Nie wiedzieli tylko, że są obserwowani.
Przebywający w okolicy Sasuke również zapragnął odrobinę chłodu, zawitawszy do
„Kombin”. W momencie, kiedy miał z niego wychodzić zobaczył parę, którą
musiałby minąć, czego chciał uniknąć. Cofnął się w głąb sklepu czekając, aż
zrobią to samo, aby mógł spokojnie potem wyjść, niezauważony. Jednak
dostrzegając obok brata Haniko, zaniechał pierwotny plan. Nie do końca
rozumiejąc, czemu poczuł potrzebę śledzenia ich i dowiedzenia się, o czym będą
rozmawiać.
— A tobie jak się podoba parada? — zagadywał, aby nie
powstawała martwa cisza.
— Ciekawie to zaaranżowali. Poczekasz chwilkę, muszę coś
skserować — oznajmiła zatrzymując się na dziale z gazetami, obok którego stało
urządzenie.
— Jasne — mruknął odsuwając się, aby dać dziewczynie swobodę
w operowaniu kserem i książką, którą wyjęła z torebki. Stał przejeżdżając
wzrokiem po kolorowych okładkach, nie skupiając się na tytułach i wielkimi
literami obwieszczaną myśl przewodnią numeru. Jednak w pewnym momencie coś
zwróciło uwagę, podszedł bliżej regału skrupulatnie jeszcze raz oglądając
magazyny. Wśród nich dostrzegł niewielki format z parą mężczyzn na okładce,
uniósł przedmiot do góry marszcząc brwi. Blondyn wydawali mu się dziwnie zbyt
znajomy a bruneta mógłby wziąć za replikę zdjęcia Sasuke.
— Skończyłam — zakomunikowała Haniko zjawiając się obok. —
Coś znalazłeś dla siebie? Czytasz mangi? — zapytała zerkając mu przez ramię na to,
co trzyma w ręku.
— Co to jest?
— Manga z gatunku miłości męsko-męskiej — wytłumaczyła
spokojnie przyglądając się nieokreślonemu wyrazowi twarz Uchihy, który z powagą
i zmarszczonym czołem skupiał się na okładce. — Wszystko w porządku?
— Tak, tylko, ta postać strasznie z wyglądu przypomina
Sasuke — wyjaśnił wskazując palcem narysowanego bruneta.
— Nie widziałeś tego wcześniej?
— Nie, dopiero teraz pierwszy raz to widzę.
— Podobno autorem jest jego kolega, ostatnio się z nim
pobił.
— Rozumiem — mruknął odkładając egzemplarz, kierując się z
Haniko w stronę kas. Sasuke stał zaskoczony tym, co usłyszał. Nie rozumiał,
czemu Itachi miałby wypytywać blondynkę o mangę sprawiając wrażenie jakby
widział ją pierwszy raz. W końcu to on ją podrzucił ojcu. Nie było innej osoby,
która mogłaby to zrobić. Nie pojmując tego, wychodził ze sklepu zupełnie
skołowanym.
Kryzys wywołany atakiem ANBU udało się zażegnać. Reszta
spektaklu przebiegała sprawnie, bez zbędnych incydentów. Najważniejsze, że
obserwatorom się niezmiernie podobało a wiele komentowało dynamikę układów,
widoczną pasję i odrobinę agresji czy te spokojniejsze fragmenty przepełnione
wdziękiem, powabem, delikatnością. Przy czy wszystkie cechowały się
naturalnością. Zdarzali się tacy, co wychwalali przygotowanie i trud włożony w
zorganizowanie tak skomplikowanych przedstawień, nie mając pojęcia, że to, co
zobaczyli było niemalże w całości częścią tego, co wykonują podczas
zwyczajowych, obowiązkowych treningach.
***
Keiko po przesiedzeniu reszty dnia u Nerina opuściła
siedzibę z plikiem dokumentów, które chcąc nie chcąc musiała zanieść jeszcze do
Fugaku. Gdyby nie ten obowiązek, zapewne pozostałaby pod nadzorem do jutra, a
tak dostała tylko wytyczne i obowiązek zjawienia się na kontrolę.
Spokojnym krokiem mrucząc przewodnią piosenkę tego dnia,
pokonywała opustoszałe uliczki Konohy. Mimo zapadającego zmroku i późnej
godziny Kindersi nadal uwijali się, sprzątając wszelkie dekoracje, których
malutko nie było, a czas na skończenie pracy mieli do świtu. Keiko pożegnała
się z nimi machając przyjaźnie i życząc dobrej nocy skręciła w obok kierując
się ku posiadłości Uchiha.
Ściskając kurczowo teczkę stanęła na wycieraczce, pukając. W
myślach prosząc, aby otworzył Fugaku, któremu mogłaby wcisnąć papiery i
szybciutko zwiewając stąd.
— Tak, słucham? — zapytała długowłosa bruneta otwierając
drzwi. Jednak modlitwa nie została wysłuchana.
— Dobry wieczór. Miałam dostarczyć te oto dokumenty panu
Fugaku — oznajmiła wyciągając przed siebie teczkę, mając nadzieję, że kobieta z
racji późnej pory, po prostu ją odbierze przekazując głowie rodu.
— Rozumiem, proszę wejść — zachęciła otwierając na oścież
drewniane drzwi. I tym razem prośba szatynki nie została wysłuchana. Nie mając
innego wyboru, weszła zdejmując buty. — Proszę tutaj zaczekać, zaraz
poinformuję męża o twoim przybyciu. Proszę się rozgościć.
Westchnęła, kiedy Mikoto zniknęła na schodach. Z braku
pomysłu podeszła do okna wyglądając na ogród otaczany powolutku ciemnym całunem
nocy. Liczyła tylko na to, że…
— Keiko? — Wiedziała, do kogo należy ten głos i właśnie
pragnęła na niego teraz nie wpaść. — Keiko — powtórzył szybkim krokiem
przemierzając salon, aby przytulić mocno dziewczynę. — Tak się wystraszyłem.
Nic ci nie jest? Więcej tak nie rób. Miałaś się oszczędzać, przecież niedawno
byłaś na ciężkiej misji, z której ledwo wróciłaś. Ojej, tak mnie wystraszyłaś —
mówił składając czułe pocałunki na czubku głowy, przeczesując aktualnie
rozpuszczone włosy, przy okazji trzymając w opiekuńczym geście. — Kotek, co się
stało? Pozwolili ci wykonywać tak wiele technik, czy się sama z siebie
wyrwałaś? Wiesz, że nie powinnaś. Co się stało? — zapytał odgarniając niesforne
kosmyki za ucho i łapiąc za podbródek zmusił do spojrzenia w oczy. Uśmiechnęła
się lekko, nie bardzo wiedząc jak to wyjaśnić. W gruncie rzeczy jakby nie
patrzeć to Itachi należał do ANBU. Dobrą ucieczką z tej niewygodnej sytuacji
było wspięcie się na palce, aby złączyć usta.
— Ekhm… — Usłyszeli za plecami, w chwili, kiedy zaczęli
zatracać się w pocałunku. — Ekhm…
Keiko nie wiedziała czy się śmiać z fakty, że wszystko szło
nie po jej myśli, czy schować się za Itachiego. Ostatecznie wybierała
opracowaną już dzisiejszego dnia metodę stania z wielkim uśmiechem i machania
do Fugaku. Ten zaś z zacięta miną pełną niezadowolenia, lustrował dezaprobaty
szatynkę tkwiącą w ramionach syna. Za to brunet lekko skołowany milczał, nie
wiedząc, co się dzieje. W końcu nie zdążył się zapytać, jaki jej cel tej późnej
wizyty, a że Keiko to jego dziewczyna automatycznie obstawiał, że chodziło o
niego.
— Dobry wieczór panu — zaczęła z lekko drążącym głosem,
mając naprawdę wielką ochotę wybuchnąć śmiechem, co musiała powstrzymywać. —
Zgodnie z umową dostarczam pełną dokumentację. — Wyswobadzając się z objęć
Itachiego wykonała kilka kroków ku panu Uchiha zabierając ze stolika teczkę,
gdzie ją uprzednio odłożyła.
— Proszę zasiąść — odparł wskazując kanapę, nadal mierząc
nieprzychylnym wzrokiem, starając się nie skomentować zaistniałą sytuację. —
Ekhm — odchrząknął zerkając na syna. — Itachi ,nie jesteś potrzebny przy tej
rozmowie.
— Dobrze, poczekam w kuchni — oznajmił niepewnie, posyłając
Keiko sygnały żądające wyjaśnienia, lecz ta tylko wyszeptała prawie
bezdźwięcznie „później”.
— Tutaj ma pan kopię, którą może pan zatrzymać, oryginał
jest dla nas, przyniesiony tylko do wglądu — zakomunikowała obserwując, jak
Fugaku wyciąga papiery z teczki.
— Tak, wszystko się zgadza. Data, podpisy, pieczątki —
mruczał oglądając dokumenty. —Wyszło jakieś nieporozumienie, ostatecznie
wszystko znalazło się w siedzibie. Zostało nieumyślnie skatalogowane w
nieodpowiednie miejsce.
— Ależ nic się nie stało — odparła uśmiechając się
rozbrajająco, doskonale wiedząc, że znalazł się tylko dzięki interwencji Isamu
w postaci włamu do ich budynku. — My przepraszamy za zamieszanie i liczymy na
owocną współprace w kolejnych publicznych przedsięwzięciach. Dziękujemy przy
okazji za wyrozumiałość oraz wzięcie naszego zdania pod uwagę, co pozwoliło na
sprawne przeprowadzenie parady do końca. Przepraszam za najście i życzę dobrej
nocy — oznajmiła na szybko wpakowując, odebrane z rąk bruneta dokumenty do
teczki, chcąc ulotnić jak najprędzej.
— Również życzę dobrej nocy i dziękuje za przyjście o takie
porze. — Wstał kierując gościa do wyjścia, zachowują etykietę i maniery godne
tytuły jak i nazwiska.
— Keiko?
W chwili, kiedy dziewczyna nakładała buty na przedpokój
wyszedł Itachi zerkając na szatynkę, lecz widząc surowy i karcący wzrok ojca,
szybko zaniechał próbę zatrzymania jej.
— To ja cię
odprowadzę. Ciemno, nie powinnaś chodzić sama po zmroku — odparł wciskając na
szybkiego stopy w złapane pierwsze lepsze obuwie, byle by już wyjść z domu.
— Do wiedzenia — rzuciła opuszczając prędko teren klanu
Uchiha.
— Za niedługo wrócę.
Fugaku stał chwilę obserwując niedawno zamknięte przez syna
drzwi.
— Ładna z nich para — zakomunikowała Mikoto zjawiając się
koło męża, również widząc scenę w salonie. — Itachi wydaje się być szczęśliwy.
— Ona nie jest odpowiednią kandydatką dla niego — oznajmił
stanowczo, odwracając się by wrócić do gabinetu. Kobieta westchnęła spoglądając
to na oddalającego się męża, to na drzwi wyjściowe, rozumiejąc, że będą tylko z
tego przykre problemy. Zaś w tej chwili Itachi był przez Keiko wtajemniczany w
dzisiejszą sytuację.
Hej,
OdpowiedzUsuńmoże jest jednak szansa na dogadanie się między braćmi, bo ziarenko niepewności zostało zasiane... och Fukagu jest zadowolony z dziewczyny...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, a może znajdzie się jednak szansa na dogadanie braci...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, a może coś się wydarzy i będzie jednak szansa na dogadanie się braci...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza