Witam
Obie życzymy wszystkim SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!
Obie życzymy wszystkim SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!
_______________________________________________________________
Brunet szedł spokojnie przez
niemalże puste ulice Konohy, miejscami tylko przemykali ludzie szybkim tempem
spiesząc się na festyn. Jego czas nie poganiał, nie było sensu wychodzić zbyt
wcześnie gdyż znał punktualność szatynki.
Jednak nie to zaprzątało myśli czarnowłosego, lecz fakt, że na ową
imprezę wybierał się również Sasuke, który dosłownie kilka minut przed nim
wyszedł. To było dziwne gdyż obaj bracia spędzali tego typu zabawy w domu
ewentualnie na treningach a strój młodego Uchiha ewidentnie nie wskazywał na
zaplanowane męczenie ciała. Itachi starał się znaleźć powód, dla którego brat
postanowił wybrać się na festyn, domniemał, że po części to dotyczy Haniko, na
którą Sasuke ostatnio — według niego — dziwnie reaguje. Jednak postanowił nie
wtrącać się w relacje tej dwójki, pozostawić je własnemu losowi i tak miał
wystarczająco problemów z Keiko. Do chwili obecnej nie do końca jest pewny,
dlaczego w ogóle jej uległ godząc się na te wspólne wyjście na festyn.
Westchnął cicho spoglądając na wyświetlacz komórki gdzie widniała godzina, 17:
55, po czym spojrzał na widniejące raptem sto metrów od niego skrzyżowanie
Ishimary z Kamuro. Podszedł do niego opierając się plecami o mur okalający
czyjąś posiadłość, przygotowany by czekać, co najmniej piętnaście minut.
Po
chwili, która wydawało mu się minąć zbyt szybko ujrzał biegnącą szatynkę.
Dziewczyna zatrzymała się dopiero przy nim opierając dłonie na kolana by złapać
oddech.
—
Nie spóźniłam się? — wysapała, gdy unormowała pracę serca na tyle by móc mówić.
Brunet wyciągnął komórkę gotowy wymamrotać haniebne kilkanaście minut
opóźnienia.
—
Jesteś na czas — oznajmił zaskoczony wpatrując się w dwa zera po dwukropku.
—
Oj nie rób takich wybałuszonych oczu, zdarza mi się przyjść na czas. Zważywszy
na fakt, że to festyn no i skoro udało mi się ciebie wyciągnąć na coś, co nie
lubisz wypadało by nie kazać ci czekać, żeby zacząć wieczór od samych plusów. To,
co idziemy — dodała prostując się w pełni po ustabilizowaniu oddechu. W
odpowiedzi brunet tylko kiwną głową.
—
To jak przygotowany na zabawę? Bo ja tak! — krzyknęła podskakując. — Ogólnie
tak się cieszę. W ogóle jestem ci wdzięczna, że ze mną idziesz. Samemu by
smutno było. Ale pomijając to, to nie
mogę się już doczekać. A ty? Co byśmy najpierw zobaczyli? O, alejka konkursów!
O, pamiętam taki festyn… — paplała idąc skocznym krokiem oraz co jakiś czas
wyprzedzając i zagradzając drogę brunetowi, by po chwili zejść na jedną ze
stron, zawsze inną, dlatego można by zasugerować słowa, że szatynka wokół niego
skakała, emanując wręcz ekscytacją. Uchiha starał się twardo trzymać obojętnej
miny, chociaż zdradzały go lekko unoszące się kąciki ust.
—
O już jesteśmy blisko! — krzyknęła, gdy opustoszałe uliczki zaczęły zapełniać
się ludźmi zmierzającymi na festyn. Z powodu powstałego tłoku szatynka
uspokoiła się na tyle, by spokojnie kroczyć, obok, lecz nie by przerwać
uruchomiony słowotok. Brunet wyłączył
się chcąc ocalić umysł od wiadomości dziwnej treści, z których i tak ponad
połowę nie rozumiał gdyż dziewczyna mówiła pół słówkami najwyraźniej traktując
go jak członka Kindersów, zapominając się. Jednak coś go radowało w tej
dziecinnej euforii spowodowaną tak błahą rzeczą. Lubił obserwować oczy
błyszczące bardziej nić brylanty, uroczy uśmiech nieschodzący nawet na ułamek
sekundy. I miał wrażenie, że zgodził się na te katusze tylko ze względu na
możliwość oglądania tego.
—
Chodź — oznajmiła ciągnąć go za rękaw koszuli ku bocznej uliczce.
—
Wejście jest tam. — Wskazał ręką tłum za plecami.
—
Nie lubię wchodzić głównymi wejściami.
—
To zauważyłem — rzekł przypominając sobie jak Keiko odwiedziła go pewnego razu
posługując się oknem jak drzwiami. — Coś nie tak? — zapytał po przejściu kilku
kroków orientując się, że dziewczyna umilkła idąc spokojnie z głową lekko
zadartą do góry. Pokręciła przecząco wprawiając w ruch kaskady falujących
włosów, które zawsze były proste i związane w kitkę. I to oraz brak torebki
było w niej dzisiaj inne. Gdyż strój nie bardzo wyróżniał się od tych, które
nosiła na codzień. Dżinsowe spodnie kończące się ze trzy centymetry przed
kolanem, niebieska bluzka na ramiączkach oraz ciemnofioletowy, luźny, ażurowy
sweterek z dekoltem w łódkę, który odsłaniał jedno ramię. Higashiyama
potraktowała spotkanie bardzo na luzie, co potwierdza brak wystrojenia się. Dziewczyny
idące z paczką przyjaciół bardziej zadbały o swój wygląd, makijaż podkreślający
oczy, wymyślne fryzury, brzęczenie biżuterii, krótkie spódniczki eksponujące
nogi, przyległe sukienki zaznaczające talię i biodra, bluzeczki z dekoltami,
jakieś buciki na obcasie, czasem niedużym a niekiedy wręcz ogromnym.
—
Co tak umilkłaś? — zagadał gdyż panująca między nimi cisza wydawało mu się co
najmniej osobliwa.
—
Pomyślałam, że fajnie gdyby Kaoru mógł tu być. Ostatni raz widzieliśmy się
przeszło ze trzy, cztery miesiące wstecz i to na króciutko, ponieważ przekazał
tylko przesyłkę do analizy.
—
To twój chłopak, że tak za nim tęsknisz?
— Zabawny jesteś. No coś ty, Kaoru
jest moim najlepszym przyjacielem, znamy się odkąd spotkaliśmy się na polanie,
tej nie daleko mojego domu, przy której płynie ten strumyczek, to było jakiś
czas po tym jak wprowadziłam się do Konohy. Rok później, jakoś tak. I to ja go
wciągnęłam do Kindersów, jak mieliśmy dziesięć lat przyszła wiadomość, że
jego rodzice zginęli na misji, byli w ANBU. Wówczas postanowił, że przystąpi ze
mną do tej organizacji. Jednak musieliśmy trochę poczekać, do Kindersów
rekrutują dopiero od trzynastego roku życia.
—
Dlaczego postanowiłaś do nich przystąpić?
—
A co miałam innego do zrobienia? — Wzruszyła ramionami.
—
ANBU, praca w Akademii, nauczanie geninów.
—
Nie przepadam za dziećmi, fajne są na kilka godzin raz na miesiąc. A do ANBU
mnie nie chcieli. Uznali, że niektóre moje techniki nie odpowiadają im a to, co
prezentuję bez nich jest za słabe. Mogłam albo zacząć się uczyć nowych technik,
które by podpasywały lub wstąpić do Kindersów idąc nadal drogą, którą
obrałam. No dość o przeszłości mamy się
bawić — dodała rozweselając się i ciągnąć w stronę widniejącego już tłumu ludzi
kręcącego się wokół budek, które jak się chwilę później okazało sprzedawały
najróżniejsze przekąski od żelków po szaszłyki i owoce w czekoladzie. Brunet
westchnął cierpiętniczo widząc panujący ścisk i z podnieceniem biegających
wśród przechodniów dzieci. Ewidentnie takie imprezy nie były dla niego, wolał ciszę
swojego pokoju gdzie mógłby się zaszyć z pradawny zwojem, już nie ważne, co by
zawierał, mogłaby to być zwykła legenda, byle by być z dala od tego.
—
To gdzie idziemy najpierw? — pytała rozglądając się uważnie a oczy znów mieniły
się blaskiem brylantów. Uchiha
uśmiechnął się nieznacznie rozczulony jej umiejętnością cieszenia się z tak
błahych spraw.
—
Od czego tylko zechcesz.
—
Chodźmy do Domu Strachu — oznajmiła ciągnąc chłopaka w odpowiednim kierunku. Na
szczęście cel podróży znajdował się niedaleko i nie było potrzeby przechodzenia
pod sceną gdzie rozłożona mata imitowała parkiet do tańca.
Budynek
wyglądał mocno tandetnie. Namalowane niebieskie kamienie i charakterystyczna
ząbkowana góra miała imitować wrażenie zamku, gdzie w oknach mieściły się
rysunki potworów, które wyglądały jak żywcem wyjęte z kreskówki. Do tego
„mroczna” pajęczyna z czerwonym napisem „Dom Strachu” oraz niewielka kolejka
przy stojącym obok parasolu z tabliczką „kasa”. Po zakupie biletów, szatynka
błyskawicznie wskoczyła do jakże przerażającej budowli. Odwiedzający poruszali się po podświetlanej
rzece krwi, na której miejscami namalowane były kości lub części ciała, wraz z
pływającymi gałkami ocznymi. Jedyne
światło emanowało od tej sztucznej czerwonej mazi, pogrążając sufit i ściany w
kompletnych ciemnościach. Większość osób szło blisko siebie z przerażeniem
uważnie się rozglądając i krzyczeli jak tylko niespodziewanie ruchomy szkielet
wyskakiwał za ściany. Jedynie Itachi ze stoickim spokojem obserwował
„makabryczne” maszkary, którym z plastikowych głów wystawy kości, lała się krew
lub ściekało coś, co miało przypominać mózg. W ciszy drwił z przerażających
potworów z bronią, którzy ze skrzypem zardzewiałych kółek w butach gonili cię
przez cztery kroki. Wywracał oczami, gdy za kotar pracownicy domu wylewali ci
na nagie ręce obślizgłe mazie lub dotykali zimnymi palcami. Spokojnie szedł
obok szatynki, która wybuchała śmiechem ilekroć coś wyskakiwało, wzbudzając
zdziwienie przerażonych dzieciaków uciekających w popłochu ku wyjściu. Raz
jedyny krzyknęła łapiąc bruneta odruchowa za rękę, gdy z sufitu zwiesił się
wielkości dłoni pająk, bardzo dobrze imitujący rzeczywiste tarantule. Szybko
jednak przypomniała sobie, że one nie występują na tej szerokości geograficznej
i uderzyła falsyfikat robiąc naburmuszoną minę, splatając przy tym ręce na
piersi, wywołując tym parsknięcie śmiechu u Itachiego.
—
Nie przypuszczałem, że taki shinobi może się bać zwykłego pająka — powiedział,
gdy wyszli na zewnątrz nadal rozbawiony zaistniałą sytuacją.
—
Phi — prychnęła. — Każdy czegoś nie lubi.
—
Użyłbym tu słowa boi się.
—
Pff. — Odwróciła się do niego plecami robiąc skwaszoną minę. — Nie boję się ich
— mruknęłam starając się nie przypominać tamtego dnia. Jednak za późno, przed
oczami stanął obraz przeszłości.
—
Coś się kiedyś stało z ich udziałem — oznajmił kładąc dłoń na jej ramieniu. Pokiwała
głową. — Rozumiem. Wybacz nie wiedziałem — dodał widząc popełniony błąd. Keiko
zamknęła oczy przygryzając wargę, nie mogła już powstrzymać ukazujących się
wspomnień. Była wówczas geninem, to stało się podczas powrotu z misji, zgubili
się i źle weszli wpadając w zagęszczenie pajęczyn z właścicielami. Keiko
niefortunnie natrafiła na najgęstszą sieć zaplątując się w nią, przez co
została dotkliwie pogryziona. Nie bywała zbytnio lubiana w swojej drużynie
toteż reszta uznała, że fajnie jak przydzielą im kogoś nowego. Porzucili ją,
gdy trucizna z jadów sparaliżowała dziewczynę, która chwilę potem straciła
przytomność. Została odratowana dzięki interwencji senseia i szybkiego
wstrzyknięcia odtrutki. Jednak uraz został, od tamtej pory nie znosi pająków.
—
Dobra — rzuciła odwracając się. — Nie ma, co smęcić o przeszłości, obiecałam
ci, że będzie to niezapomniany festyn i zamierzam tego dokonać. Idziemy na
konkursy! — krzyknęła zdecydowanym krokiem zwierzając ku celowi. Bruneta
dziwiła szybkość, z jaką dziewczyna potrafiła się pozbierać. Dosłownie z minuty na minutę zmieniał jej się
humor, ze smutku i przybicia po chwili wracała dawna wesołość. To tylko
potwierdzało wniosek, jaki wyciągnął swego czasu, Keiko niczego zbytnio nie
roztrząsa.
Niestety,
aby dojść do stoisk z konkursami należało przejść koło parkiety, wokół którego
poustawiane były stoliki, co jeszcze bardziej utrudniało drogę. Właśnie z
głośników popłynęły spokojniejsze dźwięki zachęcające do tulaśnego kołysania
się.
—
O! Niektórzy słodko wyglądają — oznajmiła zatrzymując się by popatrzeć na pary
będące dość mocno blisko siebie.
—
Nie mów mi, że chcesz tańczyć? — zapytał przeczuwając najgorsze z lekką
niepewnością w głosie. Nic osobiście nie miał do wolnych tańców, ale wzbudzało
to w nim niechęć, gdyż przypominało o natrętnych fankach klejących się i
mizdrzących, którym dla świętego spokoju kiedyś ulegał. Jednak zrozumiał, że to
je jeszcze bardziej przyciąga dając płodną nadzieję, że któraś mu wpadnie w
oko.
— Skądże, nie lubię wolnych. Z resztą zmierzamy gdzie indziej.
— Skądże, nie lubię wolnych. Z resztą zmierzamy gdzie indziej.
—
Itachi — rozległ się piskliwy dziewczęcy głos, na który brunet skrzywił się
jeszcze zanim ukazała się farbowana blondynka w przylegającej czarnej sukience
z dekoltem w trójkąt kończący się znaczniej głębiej niż powinien. — Co za
przypadek, że na siebie wpadliśmy a może przeznaczenie — mówiła przygryzając
uwodzicielko dolną wargę. — Tak rzadko się widujemy — ciągnęła kładąc dłoń na
klatce piersiowej. — Do twarzy ci w tej koszuli. — Z kompletną obojętnością na
twarzy zdjął jej rękę z torsu. — O, chyba ktoś tu intensywnie trenował —
kontynuowała nie zwracając uwagi na poprzedni gest, macając bicepsy.
—
To ja może was zostawię — wtrąciła się Higashiyama zniesmaczona nachalnością
dziewczyny.
—A
co to za maszkara? —odparła krzywiąc się jakby patrzyła na coś wstrętnego. —
Zmiataj stąd. Nie przeszkadzaj zakochanym — dodała wyginając uwodzicielko ciało
i zarzucając ręce na szyję Uchihy.
—
Poczekaj. — Zatrzymał oddalającą się szatynkę. — Nie jestem w tobie zakochany i nigdy nie będę.
— Gdyby oczy mogły zamrażać blondynka byłaby teraz martwą bryłą lodu.
—
Oh dziubek nie opowiadał głupot.
—
Prędzej słonie zaczną latać niż zwrócę na ciebie uwagę — oznajmił dosadnie
mając już serdecznie dość tego typu spotkań.
—
A, a, ale… — jąkała się ze łzami w oczach. Brunet nie miał ochoty ciągnąć to
dalej, złapał za rękę przysłuchującą się Keiko odchodząc w wyznaczonym
wcześniej kierunku.
—
One tak zawsze? — zapytała, gdy tylko odeszli od parkiety. Potaknął jej ruchem
głowy. — U, to faktycznie upierdliwe, albo i nie — oddała po chwili namysłu.
Itachi spojrzał na nią unosząc pytająco jedną brew. — No daj spokój jesteś
facetem, pewnie ci się podoba to, że dziewczyny tak zabiegają o twoje względy.
—
Czy ja wyglądałem za szczęśliwego?
—
No wiesz, może akurat ta nie była w twoim typie albo — zrobiła dramatyczną
pauzę — wolisz chłopców. — Wywrócił oczami. — A nie przecież to była owieczka.
— Teraz wzdychał cierpiętniczo.
—
To ty mi to wymalowałaś na twarzy i dobrze o tym wiemy.
—
Akurat ja nie o tym, lecz o momencie, kiedy z Sasuke się spiliście. Co wyście
wówczas robili — zaśmiała się przypominając wymienioną sytuację powodując tym
zawstydzenie u bruneta, który do końca nie wiedział, co mówił nim nie został
potraktowany specyficzną mieszanką szatynki. W sumie to opracowali ją medycy w
Kindersach, lecz jako, że składała się głownie z wody Keiko szybko pochwyciła
skład. — No nie powiesz, że nie pamiętasz o owieczce ujeżdżanej aż na łąkę —
mówiła śmiejąc się szczerze rozbawiona, zaś Itachi pokrył się różem. — No i nie
zapominajmy o słodkim spaniu z Sasusiem.
A! — krzyknęła nagle przypominając sobie więcej szczegółów z tamtego
wieczora. — I jeszcze kłóciliście się między sobą o to, kto ma więcej fanek. No
naprawdę Itachi jak ty to robisz, że masz wszystkich i czas na trening. A ty
coś tak zróżowiał? — zapytała dopiero teraz spostrzegłszy reakcję bruneta,
który na te słowa zmieszał się jeszcze bardziej. — Oj nie bądź taki spięty. Czy
ty wszystko przyjmujesz dosłownie? Przecież tylko wygłupiam się. Nie można tak
brać wszystkich słów dosadnie, zwłaszcza moich. I masz zamiar mi się ta
prezentować cały wieczór? — zapytała po chwili nie widząc poprawy. — Eh… —
rzuciła wywracając oczami. — Zobacz! — krzyknęła szarpiąc go za rękaw i
pokazując niewielki roller coaster,
którego widać było z daleko. — Chcę na to — oznajmiła dobitnie z oczami jak
spodki ciągnąc w tamtą stronę Uchihę. Brunet nie miał wyboru poddał się
grzecznie idąc obok rozentuzjazmowanej szatynki. Chwilę później głuchnął od
krzyków pasażerów niewielkich wagoników, którzy piszczeli za każdym razem, gdy
zjeżdżali ze stromej górki.
—
Wow, to ci była przejażdżka — komentowała schodząc z niedużego podwyższenia. Po
czym nagle zmarkotniała. — No Itachi, no weź naprawdę nie masz zamiaru, choć
trochę się uradować? — pytałam widząc spokojne obliczę bruneta niewyrażającego
kompletnie nic.
—
Mówiłem, że mnie zadowolić będzie trudno.
—
Ta, ta marudziłeś… Wiem! — krzyknęła wpadając na kolejny genialny pomysł znowu
ciągnąc Uchihę na następne atrakcje. Mężczyzna miał wrażenie, że kręcą się
niemalże po całym festynie biegając z jednego krańca na drugi, gdyż w pewnym
momencie charakterystyczna tęczowa budka z żelkami wydawała mu się nad wyraz
znajoma. Mimo tego, że otoczenie zostało przykryte czarny całunem nocy. A słońce
już dawno zaszło, zmierz zadomowił się na stałe i obecnie w szybkim tempie
zamieniał się w ciemność. Wychodząc z roller coastera spojrzał na zegarek,
który wskazywał wpół do dwudziestej drugiej.
Jednak z powodu intensywnych oświetleń nie można było narzekać na brak
widoczności, wręcz niekiedy jasność płynąca z lampek bywałą rażąca.
—
No, to ci się powinno spodobać — rzekła wyjmując portfel i rzucając na
niewielki stolik odpowiedni banknot, po czym sprzedawcę zarzuciła dopiero, co
zdjętym swetrem. — Tor przeszkód. Wygrywa ten, kto będzie pierwszy na końcu.
Odważysz się mnie prześcignąć, może mały zakład?
—
O co? — zapytał oglądając coraz to bardziej podobający mu się konkurs.
—
Jeśli ja wygram to kupujesz mi coś słodkiego.
—
A jeśli ja to nigdy, przenigdy nie wspominasz o misji w Suna.
—
Aleś treściwy, nie możesz chcieć czekoladki? — zapytała retorycznie gdyż
wiedziała, że odpowiedzi nie uzyska. — Zgoda — rzuciła wyciągając dłoń.
—
Zakład przyjęty — oznajmił odwzajemniając gest.
—
To na mój sygnał — wtrącił się sprzedawca podnosząc do ust gwizdek, który kilka
sekund później wydał charakterystyczny gwizd. Ruszyli. Tor zbyt trudny nie był
w końcu to atrakcje dla mieszkańców Konohy a nie wyspecjalizowanych shinobi,
jednak był pewnym wyzwaniem zwłaszcza dla uczniaków Akademii i ewentualnie
geninów. Trasa składała się z biegu po poziomej drabinie nad kałużą błota,
przejściu nad skrzynią za pomocą drążka, przeskoczeniu przez kilka płotków,
przejściu górą nad pionową ścianą, przeczołganiu się po materacach pod nisko
wiszącym drutem kolczastym a na koniec slalom między pachołkami.
—
Zwycięzca o całe trzy sekundy — oznajmił podnosząc brunetowi rękę do góry. —
Ustanowił nowy rekord. A o to pamiątkowy medal, proszę. — Wręczył mu przedmiot w ręce a ludzie z
kolejki zaczęli bić brawo.
—
Wygrałem — odparł uśmiechając się tryumfatorsko do nakładającej sweter
szatynki.
—
Phi… Marne cztery sekundy i ja bym paradowała w medalu.
—
Na misji te cztery sekundy decydują o tym czy przeżyjesz czy nie.
—
No to bym najwyżej z tej jednej misji nie wróciła. No, ale moje gratulacje —
dodała nim czarnowłosy zdążył wygłosił swoje zdanie na temat wypowiadanych
przez nią słów.
—
To, co teraz robimy? — zapytał oddalając się od toru by następni uczestnicy
mogli wziąć w nim udział.
—
Idziemy wygrywać następne konkursy.
Chodzili
wzdłuż poustawianych budek oferujących najróżniejsze możliwości wygrania
ogromnych maskotek. A to rzut kunaijem do tarczy, zbijanie piłką puszek,
wyławianie jabłek ustami z miski z wodą, łowienie na haczyk niewielkich obręczy
oraz masa innych najróżniejszych gier i zabawa. Nie było niczego dziwnego w
tym, że Keiko wszystkie wygrywała, to nie wyzwania dla shinobi.
—
Nie uważasz, że to nie w porządku brać udział w tych konkursach? — zapytał
obserwując szatynkę taszczącą całe naręcze maskotek. Dziewczyna nie
odpowiedziała mu tylko uważnie się za czymś rozglądała. Musiała to znaleźć, bo
po chwili dziarsko kroczyła przez tłum ludzi idąc pod prąd.
—
Cześć wam. — Rzuciła zabawki do wielkiego kosza ustawionego przy stoliku z
parasolką.
—
Witamy ponownie. Widzę, że tradycji zadość się stała — mówiła kobieta, ubrana w
żółtą koszulkę zapewne jakiegoś wolontariatu, ruchem głowy wskazując pojemnik.
—
No oczywiście. Zeszłoroczna akcja się udała? Na to teraz zbieracie?
—
Tak była sukcesem. W tym roku zajmujemy się zbiórką prezentów na święta dla
ubogich rodzin, których nie stać na podarunki dla dzieci. Zaczynam tak wcześnie
gdyż ostatnio trochę problemów jest z uzbieraniem odpowiednich dotacji i ilości
podarków na czas.
—
Rozumiem. Niestety muszę was poinformować, że wynikły pewne problemy i nie
jestem z grupą. Przykro mi.
—
Oh, rozumiem. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
—
Nie skądże, a sama dzisiaj tu jesteś? — Dziewczyny rozmawiały jeszcze chwilę
odpowiadając na kurtuazyjne pytania, których można się spodziewać od znajomej
spotkanej po długiej nieobecności. W tym czasie brunet dostrzegł logo akcji
charytatywnej oraz slogan „Naszym szczęściem jest szczęście dzieci”. Szczerze
mówiąc nie spodziewał się takiego gestu z jej strony. Najwyraźniej pod otoczką
wiecznej radości, braku odpowiedzialności i lekkiego podejścia do wszystkiego
kryje się coś więcej.
Po
chwili Keiko pożegnała się oddalając od stanowiska. Spacerowali powolnym
krokiem wśród tłumy, który zatrzymywał się, co budkę, nieważne, co oferującą.
Rozmawiali, chociaż dziewczyna przez większość prowadziła monolog opowiadając z
zacięciem o imprezie z okazji jej pozostania w Konoha. Uchiha lubił ją słuchać
bez względu na to, o czym mówiła. Takim sposobem przeszli całą alejkę wychodząc
na niewielkie skrzyżowanie, gdzie z boku stali ludzie trzymający tabliczki.
Keiko uśmiechnęła się jakby zobaczyła kogoś znajomego i natychmiast podeszła
tam.
—
Siema — rzuciła do liczącego ze dwa metry, chudego szatyna żeby nie powiedzieć
kościstego. Prezentował się dość odpychająco chociażby ze względu na
przygarbioną postawę i skojarzenie z patyczakiem z garścią roztrzepanych włosów
na głowie. Mimo tego dziewczyna
przytuliła się do niego pozostają w uścisku przez kilkadziesiąt sekund. Itachi
spojrzał na resztę osób stojącą w nieznacznej odległości od nich, wszyscy
trzymali kawałki kartonu, na których było napisane „darmowy przytulas”.
—
Co roku tu przychodzisz.
—
A ty co roku to stoisz, taka tradycja. A właśnie pożyczysz mi to na chwilkę? —
zapytała wskazując tabliczkę. Mężczyzna kiwnął głową. Wówczas w ręce Itachiego
trafił prostokątny przedmiot a następnie Keiko tuląca go jak wielkiego
pluszaka. Po dłuższych chwili odwzajemnił nieśmiało gest kładąc dłonie na
plecy, przygarniając ją delikatnie bliżej siebie.
—
Z uśmiechem ci do twarzy — zakomunikowała odrywając się do bruneta i oddając
tabliczkę szatynowi. — Skoro pan Uchiha jest już uśmiechnięty to możemy iść
dalej — oznajmiła wznawiając marsz. Przyjęła sobie dzisiaj za cel
uszczęśliwienie go, chciała pokazać, że zabawa jest dobra i poprawia
samopoczucie. Po za tym lubiła, gdy ludzie wokół niej uśmiechali się, zwłaszcza
jak ona mogła być źródłem ich radości. Uważała, że niepotrzebne zamartwianie
się oraz pozbawianie organizmu hormonów odpowiadających za szczęście doprowadza
do popadania w nerwice, podczas której człowiek wydziera się na wszystko wokoło
psując humor współtowarzyszą, co może odbić się depresją a w ostateczności
skróceniem życia. W końcu jest ono wystarczająco krótkie, więc trzeba się
cieszyć każdą jego minutą. A najłatwiej wywołać ów hormon poprzez przytulanie,
co strasznie lubiła robić, dlatego gdy tylko mogła to się do wszystkich tuliła.
Itachi nie mógł pojąć, jakim cudem dziewczynie jest tak łatwo ukazywać uczucia
i robić dokładnie to, na co miała ochotę. Sam chciał móc by tak potrafić a nie
mieć wewnętrzną blokadę. Nawet przed wypowiedzeniem zwykłych słów jak „ładnie
dziś wyglądasz” miał obiekcje. Automatycznie występowała analiza konsekwencji,
ewentualnych z piętnastu scenariuszy tego, co mogłoby się potem wydarzyć,
osiemnastu wersji interpretacji owego komplementu i idącymi za nimi
konsekwencjami. Takim sposobem ograniczał się jedynie do uśmiechów nie mając
dość odwagi by zrobić cokolwiek innego. Nie lubił tej cechy w sobie, mimo iż na
misjach była niebywale cenna. Jednak chwilami pragnął by istniał przycisk,
dzięki któremu mógłby ją wyłączyć, kiedy zechce.
Powolny
spacer wśród lekko już przerzedzonego tłumy był przyjemny. Jak wyjaśniała Keiko
spowodowane to zostało tym, że odbywają się teraz koncerty na scenie i
towarzyszące temu konkursy, między innymi wybór na najładniejszą dziewczynę
wieczora. Do tego dochodził sam fakt tego, że rodziny z małymi dziećmi zbierały
się w stronę wyjścia. Nagle w połowie wypowiedzi dziewczyna zatrzymała się
intensywnie wpatrując z oczami jak spodki od talerzy w wystawę nagród przy
kolejnych jakże trudnych zawodach.
—
Keiko. — Zamachał jej ręką przed oczami próbując zwrócić uwagę.
—
Weź mi wygraj tą maskotkę — poprosiła zbijając tym z tropu Uchihę zaskoczonego
taką sytuacją. — Proooszęęę — jęczała składając dłonie jak do modlitwy ze
szczenięcymi oczkami. — Bo będę chlipać — zagroziła pociągając nosem. — Tak
ładnie proszę — marudziła kładąc głowę na torsie bruneta i delikatnie nią
poruszając w charakterystyczny koci sposób. Koty prosząc o coś ocierając się o
nogi.
—
Dobrze już dobrze — odparł mięknąć jak w chwili, gdy zapraszała go na festyn.
Po prostu zdał sobie sprawę z tego, że nie umie jej odmówić, co go niebywale
zaszokowało. Zawsze umiał każdemu powiedzieć twarde, lodowate „nie”, tylko nie
Higashiyamie, zwłaszcza jak zacznie robić proszące oczka. Uległ dziewczynie
nawet, a może już w chwili kłótni w wąwozie wówczas w Suna, z nie do końca
rozumianych przez niego przyczyn, w końcu tam Keiko nie miała słodkiej minki i
nie tuliła się. Jednak zmuszony został porzucić rozmyślania gdyż uczestnik
przed nim odszedł od stanowiska a nie mógł teraz pokazać plamy. Konkurs okazał
się banalny. Polegał on na trafieniu kunaiem do poruszających się tarcz,
utrudnieniem — oczywiście nie dla wprawnego shinobi — miał być fakt, że cele
znajdowały się przy suficie. Itachi bezdźwięcznie ubolewał nad trywialnością zadania,
które z zamkniętymi oczami wykonywał w wieku dziewięciu lat. Toteż nie było
zaskoczenia, gdy trafił bezbłędnie dokładnie w samiutkie środeczki tarcz.
—
To sobie wybierz, co chcesz — oznajmił po krótkim aczkolwiek zbytecznym
komunikacie sprzedawcy, że wygrał.
—
Chcę tego — rzekła wskazując na rząd pluszowych breloczków.
—
Jest panienka pewna — dopytywał się. — Możesz wybrać cokolwiek zechcesz, nawet
tą wielką pandę. — Wskazał na ogromną maskotkę, o którą starał się tutaj każdy
dzieciak. Szatynka pokręciła głową.
—
Tą —rzekła dobitnie pewna swojej decyzji.
— Wedle życzenia — oznajmił
podając jej pęk breloczków by wybrała odpowiedni. Szatynka odchodziła w pełni
uradowana oglądając z błyszczącymi oczami trzymaną maskotkę. Idealnie mieściła
się w dłoni przedstawiając szarego siedzącego misia z czarnymi oczkami, łatką
na policzku i błękitnym noskiem trzymającego kurczowo czterolistną koniczynę.
—
Oh… Jest taki słodki, nazwę go… — zawahała się — fuksiarz. Tak fuksiarz.
Przyczepie go do torby i będzie mi przynosił szczęście na misjach. Tak bardzo
ci dziękuję. — Rzuciła się na szyję brunetowi mocno go ściskając.
—
Nie ma sprawy — odparł czując jak rumieni się od nadmiaru tulenia dzisiaj.
Kręcili
się po alejkach bez większego celu. Itachi nie wiedział, co można by tutaj
jeszcze robić a Keiko wpatrywała się ciągle w maskotkę jak w siódmy cud świata.
Nigdy by nie przypuszczał, że taki drobiazg może wywołać tyle szczęścia. Już
się przyzwyczaił do tego, że radość dziewczyny udziela się i mu zwłaszcza,
jeśli za długo będzie wpatrywał się w granatowy ocean błyszczących oczu.
—
Może odpoczniemy gdzieś? — zaproponowała odrywając wzrok od maskotki, którą
przyczepiła do spodni. I po krótkim skinieniu głową czarnowłosego zawrócili
skręcając w boczną uliczkę na niedawno minionym rozwidleniu.
—
Witaj Keiko, tym razem bez ekipy jak widzę — zaczepił chodzący wśród przechodniów
młody chłopak, na oko miał z góra trzynaście lat.
—
Cześć. — Uśmiechnęła się na powitanie delikatnie przytulając gdyż przez jego
szyję biegł pasek od przymocowanego na brzuchu kosza z kwiatami. — Jak zawsze w
robocie. Siostra nie pomaga.
—
Na kolejnej randce — odparł wywracając oczami jakby to była rutyna.
—
A to tam u was? Jakoś nie miałam ostatnio okazji rozmawiać z Megumi.
—
Po staremu. Festyn to patrole wzmożone, więc ojciec do późna w robocie. W
kwiaciarni trochę lżej bo Megi pomaga, jakoś nie mają dla niej żadnego zadania.
A słyszałem, że ostatnio nieźle rozrabiasz.
—
No może troszeczkę, ale to opowieść na dłuższą chwilę.
—
Rozumiem. Wpadnij niedługo do nas.
—
Postaram się — odparła wyjmując chłopakowi z koszyka pojedynczy niebieski
hiacynt. Powąchała kwiat i wręczyła mu kilka monet. — Reszty nie trzeba —
dodała odchodząc z nosem w kwiecie.
—
Dzięki — rzucił za nią chowając pieniądze.
—
Mam wrażenie, że ty tutaj znasz każdego — zagaił doganiając dziewczynę.
—
No nie przesadzajmy. To akurat brat koleżanki z organizacji.
—
Koleżanki? A ponoć wy tam się wszyscy przyjaźnicie?
— No wszyscy na piątym szczeblu wtajemniczenia. Megumi jest, mimo iż już pracuje z nami od dłuższego czasu to na poziomie nowicjusza i nie sądzę żeby kiedykolwiek weszła na wyższy.
— No wszyscy na piątym szczeblu wtajemniczenia. Megumi jest, mimo iż już pracuje z nami od dłuższego czasu to na poziomie nowicjusza i nie sądzę żeby kiedykolwiek weszła na wyższy.
—A
nie przyjmują do was najlepszych z najlepszych?
—
No aleś dociekliwy się zrobił. Tacy to są na najwyższym stopniu wtajemniczenia.
A Megumi zalicza się do członków tylko do określonych zadań a poza nimi
niezdolna do innych zleceń.
—
Mam wrażenie, że działacie jak ANBU.
—
Gdybyśmy byli jak ANBU nie było by sensu ten organizacji. Różnimy się i to
znacznie, czego nie zawsze rozumieją osoby ubiegające się o członkowstwo. Po
pierwsze u was na misję może zostać wysłane kilka oddziałów u nas maksymalna
ilość osób to pięć i nie można tego przekroczyć nieważne, jakie by to nie było
zadanie. Po drugie — mówiła tonem nauczycielki czytającej zasady panujące w
szkole — macie zawsze medyka w zespole, my niemalże nigdy. Na ilość misji, w
jakich brałam udział tylko pięć razy poszedł z nami lekarz i to tylko, dlatego
że miał umiejętności potrzebne do zlecania a nie żeby nas uzdrowić. Po trzecie
macie nieograniczony czas na wykonanie misji nawet tej z kategorii zabójstwo.
My nie mamy tak łatwo, jest określona ilość dni a wręcz czasami godzin na
doprowadzenie zadania do końca i jedynie nieoczekiwane komplikacje mogą
przedłużyć czas. No nie tyczy się to długoterminowego szpiegostwa, jakie ma na
przykład Kaoru. Od miesięcy infiltruje terytorium wroga. A po czwarte w ANBU
stawiane są dwa nadrzędne cele: powodzenie misji oraz bezpieczny powrót
oddziałów z jak najmniejszymi stratami w ludziach. My mamy tylko pierwszy cel,
misja. Nic innego nas nie obchodzi, czy
wrócą wszyscy czy nikt, to nie ma znaczenia. O tym możesz poczytać w ulotkach
oraz posłuchać na spotkaniu z rekrutami. A po za tym są jeszcze różnice w
hierarchii, administracji, szkoleniach lub nawet w metodach zabójstw,
szpiegowania no i innej rangi dostajemy misje, innego kalibru, ale o tym
milczę, bo to dla wtajemniczonych. A w ogóle,
po co tak wypytujesz? Jeszcze trochę a wezmę cię za szpiega podstawionego do
zinfiltrowania naszej organizacji — zażartowała.
—
Po prostu ciekawi mnie ta owiana tajemnicą organizacja. Z resztą mam wrażenie,
że nią żyjesz a chciałbym cię zrozumieć.
—
Na serio? — zapytała wyprzedzając go i stając przodem do mężczyzny. — A na co
ci ta analiza? — dodała krzyżując ręce na tyle na ile pozwolił jej to trzymany
kwiat. Wówczas zrozumiał, w jaki kozi róg się zapędził.
—
Kie… kiedyś ci wyjaśnię — wydukał po chwili zdając sobie sprawę, że nie zna
odpowiedzi na to pytanie. Zwykłe, „bo mnie interesujesz” brzmiało w jego głowie
dziwnie i nieodpowiednio, dlatego wolał przemilczeć tą kwestię przynajmniej do
czasu aż nie znajdzie sensownego wytłumaczenia. Szatynka zmarszczyła brwi
lustrując twarz bruneta bardzo dokładnie.
—
Jako, że jesteś ten słynny Uchiha nie sądzę żebyś mógł być szpiegiem
działającym na niekorzyść Konohy, więc przyjmuję taka odpowiedź — odparła
wznawiając marsz. — Ale wiedz, że mam dobrą pamięć i upomnę się o wyjaśnienie.
— Odetchnął, szczęśliwy, że nie zostanie dzisiaj przyparty do mury.
— Obym wówczas znał odpowiedź.
Na
tym rozmowa się skończyła gdyż ich oczom ukazał się rząd budek z napojami i
przekąskami, przed którymi rozciągały się stoliki zapełnione po brzegi przez
głównie paczki przyjaciół i pary, rodzice z dziećmi ze względu na późnią porę
raczej skłaniali się ku wyjściu.
—
No to trudno będzie znaleźć coś wolnego — podsumowała oczywistą rzecz.
Rozglądali się uważnie poszukując osób zwalniających miejsce, jednak szatynkę
szybko zupełnie, co innego przykuło uwagę. Obserwowała nastoletniego chłopaka
krążącego w miejscu raptem kilka kroków od nich. Wyglądał na osobę zestresowaną
i co jakiś czas mamrotał do siebie. Keiko dostrzegła jak zerkał w stronę
stojącej bliżej zaczynającego się za stolikami parkiety dziewczyny. Uśmiechnęła
się szybko rozumiejąc powód zdenerwowania chłopaka.
—
Zaczekaj moment — rzuciła do Itachiego oddalając się. Czarnowłosy odwrócił się
obserwując jak mniemał kolejne spotkanie ze znajomym. — Wręcz to jej.
Dziewczyny lubią dostawać kwiatki, zwłaszcza oryginalne — rzekła wciskając mu w
ręce hiacynta. Chłopak patrzył na nią zaskoczony. — Weź zbierz się na odwagę i
poproś ją do tańca nim zrobi to ktoś inny.
—
Przecież może odmówić — wybełkotał spuszczając wzrok.
—
O rany — jęknęła cierpiętniczo. — Ale może również nie odmówić zwłaszcza, że
dzisiaj jest wyjątkowa noc. Festyn jest robiony na upamiętnienie wydarzenia
sprzed kilkuset lat, kiedy to stała tu fontanna, do której ludzie wrzucali
monety wypowiadając życzenia. Właśnie tego dnia wszystkie wypowiedziane
pragnienie się spełniały. Fontana uległa całkowitemu zniszczeniu podczas jedne
z wojen, lecz magia nocy pozostała. Toteż dzisiaj marzenia się spełniają,
trzeba mieć tylko odrobinę odwagi by im dopomóc — oznajmiła uśmiechając się
miło wywołując na twarzy chłopaka zdeterminowanie a w oczach błysnęła nadzieja.
Jednak w połowie ruchu zatrzymał się niczym na hasło „stop klatka”. — Trochę
odwagi — mruknęła popychając go tak, że mimo woli siłą rozpędu musiał wykonywać
kolejne kroki aż nie wpadł na obserwowaną dziewczynę. Higashiyama patrzyła jak
niemalże czerwony niczym burak wręcza jej nieśmiało kwiatka mamrocząc
najpewniej prośbę do tańca. Ona z zarumienionymi policzkami pokiwała głową.
—
Wiesz, że go okłamałaś. — Podszedł do niej przysłuchując się cały czas wymianie
zdań.
—
I wyszło mu to na korzyść. Zobacz, jacy są słodcy. Oh… Zakochane pary są
urocze.
—
Dlaczego się wtrąciłaś?
—
Bo nie lubię czegoś takiego, tego zastanawiania się co by było gdybym jednak mi
odmówiła. No nigdy się nie dowiesz, jeśli nie spróbujesz. Z resztą skoro już
jest zakochany to niech się doważy jej to powiedzieć a nie kryje się po kątach
jęcząc, że go nie chce, jak nie dał jej szansy. Po za tym lubię patrzeć jak
ktoś jest szczęśliwy.
—
Coś w tym jest — mruknął po chwili namysłu. — Jednak uważam, że…
—
Tak, tak wiem — przerwała mu. — Pan odpowiedzialny nie zrobiłby żadnego kroku,
którego nie przeanalizowałby na miliony sposób i nie ustalił setki scenariuszy
tego, co mogłoby być nastąpić po wykonaniu tak niebagatelnego kroku. Nawet,
jeśli chodziłoby o zaproszenie dziewczyny, która by mu się podobała do tańca.
Albo chłopaka, ewentualnie owcy. I tak, tak wiem, miałam o tym nie wspominać,
ale zauważ, że nie mówię o misji, więc mi wolno. — Miała rację, niestety miała
rację. Sposępniał, tak łatwo go rozpracowała, gdy on nadal trudzi się nad
złożonością jej osobowości.
Zamilkli, Keiko nadal z
uśmiechem obserwowała tańczącą parę zaś Itachi bił się z myślami a raczej z
własnymi cechami, które przeszły w automatyczne odruchy. W końcu można z nimi
walczyć, ba nawet przezwyciężyć. Trudna to praca oraz niestety czasochłonna,
lecz postanowił spróbować, chociażby ten jeden raz, tego jednego wieczora.
—
Ładnie dziś wyglądasz. — Przemógł się. Udało mu się wypowiedzieć komplement bez
do końca przeanalizowanych skutków. Niestety tak zupełnie wyplenić tego nie
umiał a przynajmniej nie w tak krótkim czasie. Jednak i tak uważał swoje
posunięcie za pewnego rodzaju sukces.
—
Dzięki. — Odwróciła się w jego stronę uśmiechając słodko. Najwyraźniej nie
często słyszy komplementy. — A u ciebie nic nowego, jak zawsze przystojny.
—
Przystojny? — powtórzył niezupełnie pewny czy się nie przesłyszał. — Po-podobam
ci się?
—
A co ja ślepa jestem. — I znów ta jej dosadność, łatwość mówienia takich
rzeczy, okazywania wszelkich uczuć. — Jesteś z Uchiha, a każdy Uchiha ma to
coś. Poczynając od nienagannie wysportowanej sylwetki. — Klepnęła go delikatnie
po brzuchu mniej więcej na wysokości żołądka. — Lśniących włosach, koniecznie
czarnych albo przynajmniej ciemnobrązowych. — Uniosła kosmyk włosów opadający
na twarz. — I nie można zapomnieć o zniewalających czarnych, ewentualnie
ciemnych oczach. — Spojrzała w nie odpływając na chwilkę. — Pomijając sławetne
nazwisko, maniery i wszystko to, co się składa na shinobi. — Powróciła do
dawnej swobodnego zachowania. Uśmiech stracił na czarowności a ciało cofnęło
się o krok. — A tak między nami to wydaje mi się, że to coś to właśnie oczy.
Ody też są hipnotyzujące — dodała kompletnie zabijając poprzedni nastrój i
wybudzając bruneta spod uroku granatowych oczu, w których utonął. Ledwo
zauważalnie zarumienił się robiąc krok w tył, zdając sobie sprawę z tego, że
nieświadomie pochylał się na nią pragnąc pocałunku.
—
Chodź, może poszukamy tego stolika. — Oddalił się starając ukryć zakłopotanie,
którego na szczęście najwidoczniej szatynka nie dostrzegła gdyż zachowywała się
tak samo jak piętnaście minut temu.
—
O! — krzyknęła. — Tam jest chyba wolne. — Wskazywała bliżej nieokreślone
miejsce niemalże na samym końcu stolików blisko parkietu. Jednak brunet nie
miał czasu dokładniej się przyjrzeć gdyż został pociągnięty w tamtą stronę. Stanął
zdumiony, gdy ujrzał brata z Uzumakim oraz Haniko, którzy również chcieli
usiąść. Niby domyślał się celu wyjścia Sasuke z domu jednak i tak zdziwienie
przyszło.
—
O cześć wam — przywitała się zupełnie niczym niezaskoczona. — A ty jesteś? —
zapytała zwracając się do blondyna.
—
Uzumaki Naruto tworzymy razem drużynę — rzekł wskazując na pozostałą dwójkę.
—
Higashiyama Keiko, miałam z nimi ostatnio misję — wyjaśniał również głową
pokazując na Sasuke z Haniko. Nastała dziwna cisza, podczas której bracia
przyglądali się sobie uważnie. Szatynka dostrzegłszy to wywróciła oczami
przypuszczając, że te spotkanie ochłodzi zabawę jak nie zamrozi ją.
—
No powiedz ile serc już dziś złamałaś? — zagadała do blondynki, która w
odpowiedzi uniosła pytająco brew. — Tak się wystroiłaś. Zwiewna sukieneczka,
butki na koturnie, nowa fryzura a do tego lekki makijaż, na pewno ktoś teraz do
ciebie wzdycha.
—
Dziękuję — odpowiedziała rumieniąc się nieznacznie. — Ty… — urwała
niewypowiedziany, grzecznościowy, odwzajemniany kompletne przyglądając się dziewczynie
i dochodząc do wniosku, że wcale nie zadbała przesadnie o swój wygląd. — Ładna
fryzura — skomentowała jedyną rzecz, jaka wyróżniała się.
— No dobra, to jak się
spotkaliśmy to może usiądziemy razem? — zaproponował blondyn robiąc krok w
stronę stojącego obok pustego stolika. Haniko kiwnęła głową, Keiko bez
odpowiedzi po prostu zajęła wybrane krzesło zaś bracia ruszyli ostatni
przerywając wzrokową walkę. Nastało krępujące milczenie, w której nikt z
zebranych nie wiedział, co powiedzieć. Sekundy leciały zbierając się w minuty a
pustka nadal widniała.
— Więc… — zaczął blondyn nie do
końca pewny co chce powiedzieć.
— Więc… — Haniko podłapała
„rozmowę”.
— No — skwitowała szatynka
porywający dialog, po czym znów zamilkli. — O to moja ulubiona piosenka — oznajmiła
nagle prostując się z przygarbionej pozycji, w której niemalże leżała na
blacie. — To… — urwała upuszczając kąciki ust jak wzrok padł na Itachiego. — To
może Naruto — dodała uradowana, że jednak znalazła wyjście. — Może pójdziemy
tańczyć? Chcesz z nami? — zapytała zwracając się do blondynki, która
nieznacznie kiwnęła głową. W obecnej sytuacji ciekawszego rozwiązania na dziwne
milczenie nie było, więc cała trójka wstała podchodząc do parkietu.
Ohayo! Jestem nowa na tym blogu i jestem mile zaskoczona. Od razu powiadamiam, że zostaję Waszą fanką i czytelniczką ;) pomysł na opowiadanie jest wspaniały ;D ale wracając do rozdziału.. Itachi w końcu się przełamał i powiedział Keiko coś miłego, ale zawstydził się jak jakiś małolat. To takie kawaii :3 co do osoby starszego Uchihy to też piszę o nim bloga. Gdyby chciał ktoś go odwiedzić to zapraszam na hebi-and-uchiha.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny rozdział i jeśli to nie problem, to proszę o powiadomienie o nowościach ;3
Ja też mam ostatnio problemy z blogspotem,więc nie martwcie się,nie jesteście jedyne. Mam ogromne problemy, nie mogę normalnie napisać, co chwila przesuwa mi się kursywa -.- . Do tego wszystkiego nie mogę ustawić nowego szablonu. Ktoś się chyba Nam buntuje :) .
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału,to....byłam święcie przekonana ,że skomentowałam go już dawno temu,dopiero dzisiaj weszłam i zobaczyłam,że jednak nie : o .Może mi się przyśniło ? . Właściwie ,to nie byłoby dziwne,ja coś ostatnio często gorączkuję,wiec...mam nadzieję,że mi wybaczycie xd :D
Co do samej treści,to nie powiem/napiszę nic nowego : rozdział świetny. Bynajmniej moim zdaniem. Piszecie bardzo konkretnie,dlatego łatwo się czyta :) . No i macie nienaganny styl :D .
Co ja tu jeszcze...a ! . NN na aitakunaru-no-shoudou.blogspot.com : ) .
So sorry, so very sorry. Nie wiem jak do tego doszło, że przegapiłam waszego bloga. To jest naprawdę szalenie dziwne. No nie mieści mi się w głowie z taki opóźnieniem czytać. Masakra.
OdpowiedzUsuńAle do konkretów. Jak mogłaś nie opisać kissa. Zbulwersowałam się. Zła jestem. Było tak blisko, atmosfera odpowiednia a Keiko od tak się odsunęła. No jak mogła. Miałam ochotę wejść do tego rozdziału i pójść ją popchnąć tak by wpadła w jego ramiona. Wówczas Itachi nie miałby wyjścia i byłby kiss.
Co do reszty to świetnie wyszedł opis festynu. Poczułam się jakbym tam była i od razu zachciało mi się pójść na taką imprezę.
No i jak można bać się pajączków, to takie fajne stworzątka. Tak fajnie na tych nogach chodzą.
A i ciekawe jak będzie dalej. Co wydarzy się między Haniko a Sasuke. Może tutaj będzie jakiś kiss? No bardzo na to liczę.
Jeszcze raz very sorry za te opóźnienie i czekam na następny rozdział, który powinien się wktótce ukazać. Ta tak dawno było opublikowany. No nic to, czekam na nexta i bye bye Yuuki
Kiedy następny rozdział co?Jest już luty a tu nadal nie ma 2 części.Ja chce się już dowiedzieć co będzie dalej.Proszę zlituj się i napisz go szybko:-)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, o Itachi się rumieni, a Keiko taka rozgadana, robiła wszystko aby się rozluźnił, a potem już tylko spotkanie braci...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, Itachi się rumieni ;) pięknie, och nasza Keiko taka rozgadana, robiła wszystko aby się rozluźnił, a potem już tylko spotkanie się braci...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńrozdział dobry, ocho naszcItachi się rumieni ;) cudnie, Keiko taka rozgadana, robiła wszystko aby się w końcu rozluźnił, a potem już tylko spotkanie się braci...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza