Dziękował, że Haniko pozwoliła pozostać na kanapie póki
nie wytrzeźwiał. Nie wierzył w udany powrotu do domu w stanie, kiedy ledwo mógł
raczkować. Wiedział, że nie dotarły do siebie, a nawet, jeśli cudem udałoby
się, to wolał, aby matka go takiego nie widziała. Miała wystarczająco swoich
zmartwieć. Stąd nie odmówił, gdy pozwolono mu zalegać w salonie przez cały
dzień. Prawdą było, że Haniko nie pałała entuzjazmem na konieczność tolerowania
dwóch cuchnącym wódką, spitych na umór mężczyzn we własny domu. Jednak z
dobroci serca przymknęła na to oko. Dokładniej, po prostu ich unikała nie
wchodząc do pokoju, pozostając u siebie lub krzątając się na linii kuchnia,
piętro. Dzięki temu panowie w spokoju przespali cały dzień, lecząc
niemiłosiernego kaca. Starając się nie ruszać z miejsca, gdyż wstawanie
kończyło się mdłościami i wirowaniem świata.
Następnego dnia około południa dolegliwości spowodowane
nadmiarem alkoholu ustąpiły na tyle, aby móc wrócić do siebie. Po popijawie
został tylko zapach, suchość w ustach, nieprzyjemny posmak oraz konieczność
zażycia kąpieli i oporządzenia się. Brunet nie chcąc nadużywać gościnności,
grzecznie podziękował, udając się do siebie. Zostawiając brata z koniecznością
sprzątania klejącej się podłogi. Na co, o dziwo Sasuke nie protestował.
Rozumiejąc, że i tak wystarczająco podpadł z braniem udziału w tej popijawie.
Itachi stał na ulicy mrucząc oczy. Zbliżało się południe i
słońce jasno świeciło, drażniąc. Przetarł powieki, ukrywając przed światem
czarne tęczówki. Jedyne, o czym marzył to orzeźwiająca kąpiel. Niestety, aby
tego doświadczyć musiał przedrzeć się przez niemały kawał drogi i chmarę fanek,
na którą na pewno się natknie. Nigdy nie wiedział, jak one to robiły, że w najmniej
oczekiwanym momencie zjawiały się. Dokładnie, wtedy, kiedy wiele by się
zrobiło, aby ich nie było. Westchnął
głęboko, ruszając przed siebie. Starał się unikać większych ulic. Stąd wybrał
okrężną drogę. I tak jak się spodziewał, natknął się na zakochane w nim
nastolatki. Dlaczego piszczały wdzięcząc się, do nieumytego mężczyzny
cuchnącego alkoholem? Nie miał najmniejszego pojęcia.
W domu zastał zupełną ciszę. Najprawdopodobniej Mikoto
wyszła z Kinari na spacer. Los się jednak do niego uśmiechnął. Nie musiał od
progu tłumaczyć się matce i mógł dotrzeć do upragnionej łazienki bez przeszkód.
Chłodny prysznic ukoił ciało, dając orzeźwienie. Dokładnie to, czego aktualnie potrzebował. Doprowadziwszy
się do normalności, udał się na śniadanie. Przez ostatni czas niewiele jadł,
więc żołądek dopominał się swego. W chwili, kiedy krzątał się po kuchni, z
przedpokoju dobiegł go charakterystyczny dźwięk przekręcanego klucza. Kilka
sekund później, było słychać raban, jaki robiła Mikoto wyjmując małą z wózka i
przekładając do poręcznego nosidełka. Bez cienia zastanowienie się, poszedł
pomóc kobiecie.
— Itachi? — zapytała zaskoczona widząc syna, jednocześnie
nie ukrywając radości. — Wszystko w porządku? — dopytywała przyglądając się
uważnie brunetowi.
— Tak, oczywiście — odpowiedział zabierając z podłogi
różne torby z akcesoriami dla Kinari.
— Całe szczęście — odetchnęła udając się za mężczyzną na
górę, odnieść wszystko do sypialni. — Takie plotki sieją związku z tym całym
incydentem. Bałam się, że coś się stało.
— Wszystko w porządku — zapewniał, układając przyniesione
rzeczy na łóżku.
— A co u Sasuke?
— Z tego, co wiem, to dobrze — odparł wymijająco.
Wiedział, że kobieta bardzo się o niego martwi, ale też nie chciał powiedzieć
za dużo. W końcu to Sasuke osobiście powinien poinformować, co się wydarzyło.
Być może ojciec już coś wspominał przy odwiedzinach o zdradzie, lecz Itachi
dyplomatycznie omijał ten temat.
— A może by wpadł na obiad? Przygotuje jego ulubione
danie.
— Mamo. On nie jest małym dzieckiem, poradzi sobie.
Doskonale o tym wiesz.
— Wiem, wiem, ale martwię się i tak. To takie
nieoczekiwane, nagłe. Raz jest, a potem, niespodziewanie, następnego dnia
wyprowadza się. Bez słowa, bez uprzedzenia, bez pożegnania.
Westchnęła ciężko, obserwując śpiącą córeczkę, która
ułożona w łóżeczku przytuliła maskotkę. Patrzyła na te malutkie paluszki
zaciskające się na miękkim pluszu. Spokojne oblicze, niewinne i słodkie.
Przypomniał jej się Sasuke. Wiele lat temu, a zdawałoby się niekiedy, że to
było tak niedawno. Leżał w tym samym łóżeczku, w tym pomieszczeniu, a dumny
ojciec, remontował jego pokój. A teraz jej malutki syneczek, nagle dorósł i
niespodziewanie opuścił dom. Miała wrażenie, jakby dopiero miesiąc temu
zaczynał akademia. Lubiła go odprowadzać pod mury budynku. Często się
zawstydzał, opowiadając, jaki to on jest duży i sam może chodzić na zajęcia.
Rozczulając ją tą dumnie wypięta piersią oraz poważnym tonem rzeczoznawcy.
— Spokojnie.
Głos Itachiego sprowadził ze wspomnień. Przeniosła wzrok
na starszego syna, który uśmiechał się do niej ciepło, pocieszająco.
— Sasuke ma teraz trochę spraw na głowie. Ureguluje je i
na pewno spotka się z tobą. Mogę ci to nawet obiecać.
Uśmiechnęła się delikatnie, widząc jego starania i chęć
pocieszenia. Z jednej strony rozumiała, że takie nagłe wyprowadzenie musiało
być czymś podyktowane, a sprawa na pewno do błahych nie należała. Musi
poczekać, aż brunet będzie gotowy na rozmowę o tym. W końcu, nie przyjdzie,
tylko po to, aby powiedzieć, że opuścił dom. Wprawdzie to już widać. Niestety,
mimo racjonalnego zrozumienia, matczyna troska dawała się we znaki. Nie umiała
nie wypatrywać jego odwiedzin czy wypytywać Itachiego.
Brunet po zapewnieniach Mikoto, że na pewno sobie ze
wszystkim poradzi sama, udał się do siebie. Kobieta odkąd zabrakło Fugaku oraz
Sasuke, nie wiedziała, co ze sobą począć. Potrafiła bez celu chodzi po pustych
pokojach, sprawiając wrażenie, jakby kogoś szukała. Wybita z codziennego rytmu,
zwyczajowej rutyny krzątała się ścierając kurz piąty raz w tym samym miejscu. Nie
bardzo wiedziała, za co się zabrać, co aktualnie powinna robić. Sporo czasu
teraz spędzała w kuchni, gotują zdecydowanie za dużo, nawet na standardową czwórkę
domowników. Z tego też powodu, często odwiedzała sąsiadki, dzieląc się z nimi
potrawami. Chociaż Itachi uważał, że chodziła do nich, aby nie czuć się
samotnie. Przy trzech mężczyznach, zawsze któryś był w domu, a nawet, jeśli
nie, to za niedługo miał być. A teraz, posiadłość jest prawie pusta. Mikoto
musi czuć się samotnie, sama siedząc w tak dużym domu. Sasuke się wyprowadził.
Fugaku dalej w więzieniu. A Itachi często wychodzi na całe dnie. Itachi to
rozumiał i po części chciał, aby ojciec już wrócił. Na pewno matce byłoby wówczas
łatwiej. Chociaż ze względu na to, że Fugaku to Fugaku, podobała mu się jego
nieobecność.
Westchnął wyciągając rękę po książkę, leżącą na szafce
nocnej. Uznał, że dobrze by było zająć czymś myśli. W końcu, kiedy człowiek nic
nie robi, to za dużo myśli. A on wolał teraz nie wracać do problemów, która
zapewne się pojawią jak ojciec wróci, sprawy z wyprowadzką Sasuke i tym, że ma
mieć dziecko, unikami Keiko.
Zamknął powieki, biorąc głęboki wdech, aby oczyścić myśli.
Otworzył książkę na ostatnio skończonym rozdziale i zabrał się do lektury.
— Leń z ciebie. Spać
w ciągu dnia i to jeszcze w taką ładną pogodę. Wstydziłbyś się.
Otworzył oczy
spoglądając w stronę, skąd dochodził głos. Szatynka siedziała z nogą na nodze
na jego parapecie. Nie do końca rozumiejąc, co się dzieje, spojrzał na brzuch,
gdzie leżała rozłożona książka. Czyżby zasnął, podczas czytania?
— Jak tu weszłaś? —
zapytał odkładając książkę i podnosząc się do siadu.
— Tak jak ostatnio.
Serio, nie powinieneś stawiać drabiny koło okna. Nie żeby coś, ale ja to najmniejszy
problem, a jakby jakaś twoja psycho fanka tak weszła?
— Zazdrosna? —
Chociaż na usta mu się cisnęło stwierdzenie o tym, że nikt po za nią nie ma
takich pomysłów, aby do kogoś wchodzić przez drabinę postawioną przy oknie.
— Może ta, może nie
— odparła przekornie. — A, co, ciekaw?
— Może. A po co
przyszłaś?
— A co, mam sobie
już iść? Nie ma sprawy, na razie — rzuciła zeskakując z parapetu i odwracając
się do niego tyłem, aby wyjść przez okno.
— Nie. Zostań. — Natychmiast
ją powstrzymał, zatrzymując. Od dawna się z nią nie widział. Tylko krótkie
spotkanie podczas zamachu, na dokładnie chwilę. Chciał się dopytać, o co
chodzi, dlaczego go unikała, czy nie ucierpiała podczas misji, ale nie wiedział
jak to zrobić.
— Mam zostać? —
zapytała odwracając się do niego przodem. — A po co?
— Porozmawiać? —
zaproponował, wskazując ręką łóżku, aby usiadła.
— To na łóżku się
rozmawia? A ja myślałam, że robi coś innego — oddała kierując się w jego stronę,
kołysząc przy tym uwodzicielsko biodrami.
— A niby, co innego robi
się na łóżku? — dopytywał.
— No nie wiem jak
ty, ale ja na łóżku śpię — oznajmiła zaśmiewając się i rzucając na wznak.
— To, czemu
zawdzięczam twoją wizytę? — zapytał siadając na skraju łóżku, po uprzedniej
zachęcie gestem ręki ze strony Keiko.
— A przyszłam coś
dokończyć.
— Dokończyć? —
powtórzył, przyglądając się tajemniczemu uśmiechowi szatynki.
— No wiesz. Fugaku
teraz nie ma. Sasuke za ścianą także nie przeszkadza. Mikoto gotuje, więc nie
wpadnie jej do głowy zajrzeć tu.
— Nie bardzo wiem,
do czego dążysz.
— No pomyśl trochę,
kochanie. Ostatnio nam chyba coś tu przerwano, nie? — zapytała przeciągając samogłoski
w ostatnim słowie. Podniosła się do
siadu, przybliżając do twarzy zaskoczonego bruneta. — Nie miał być ochoty na
coś? — zapytała kuszącym głosem wprost do ucha, owiewając go gorącym oddechem.
Itachiemu zrobiło się zbyt ciepło, ale wcale nie uważał tego za problem. Już
miał objąć Keiko w pasie i pocałować, kiedy odsunęła się do niego.
— To jak?
— Możemy to
dokończyć.
— I na taką
dopowiedz liczyłam — odparła uśmiechając się zadziornie i płynnym ruchem
zdejmując z siebie bluzkę. Pod nią miała czarny stanik, w całości wykonany z
prześwitującego materiału, ozdobionego czerwonymi dużymi wzorami. Nie zdążył
się na niego napatrzeć, gdyż szatynka chwyciła za jego bluzkę, podciągając ją
do góry. Chwilę później wylądowała na podłodze koło górnej części ubrania dziewczyny.
Potem ich wargi się złączyły w namiętnym i kuszącym pocałunku. Atmosfera robiła
się coraz bardziej gorąca, a sam Itachi nabierał większej ochoty. Dłonie
wędrujące po półnagim ciele Keiko natrafiły na zamek w szortach, z którym poradziły
sobie bez problemu. Usta z warg przeszły na szyję i dekolt. Ramiączka stanika zaczęły
być uciążliwe, więc zostały zsunięte. Czuł jak dłonie szatynki wędrują po jego
nagim torsie, jak powoli odpinam pasek u spodni, guzik, a potem sam suwak. Jak
paluszkami delikatnie prześlizguje się po materiale bokserek, zsuwając spodnie
do końca. Na chwilę oderwał się od całowania dekoltu, aby spojrzeć w piękno
granatowych oczu.
— Itachi możesz mi
pomóc? — zapytała. — Itachi — powtórzyła, a w tle usłyszał pukanie do drzwi. —
Itachi, przynoszę pranie.
— Co? — zapytał lekko nie kontaktują z rzeczywistością.
— Potrzebuję pomocy. Zrobiłam pranie, możesz je rozwiesić.
— Co? — powtórzył powoli wracając do rzeczywistości i
podnosząc się. Książka leżąca na brzuchu zsunęła się zahaczając o wypukłość na
spodniach.
— Pranie.
— Nie, sam wezmę — krzyknął słysząc jak Mikoto ciągnie za
klamkę. Natychmiast porwał leżący na łóżku koc, zakrywając wstydliwą prawdę. W
ostatniej chwili. Brunetka weszła do pokoju stawiając koło łóżka miskę z
wyjętym praniem z pralki.
— Miałam sama to zrobić, ale Kinari się rozpłakała. Mógłbyś
to za mnie zrobić. Oh — mruknęła urywając, widząc syna w łóżku. Itachi poruszył
się nerwowo uginając kolana, aby je podnieść wyżej i ukryć wstydliwy problem. —
Nie wiedziałam, że zdrzemnąłeś się. Wybacz, mam nadzieję, że nie obudziłam.
— Nie, tylko leżałem i czytałem. Zaraz rozwieszę pranie.
— Dzięku — urwała spoglądając w stronę skąd usłyszała
donośniejszy płacz córeczki. — Muszę już iść.
Itachi odetchnął opadając na łóżko, jak tylko Mikoto
zamknęła za sobą drzwi.
— Więc to był tylko sen? — zapytał siebie zerkając na wypukłość
na kocu.
***
Bardzo późnym popołudniem, szatynka opuściła budynek
organizacji. Mocno trenowała, nadal zła za dopuszczenie do sytuacji, która
miała miejsce podczas udaremniania zamachu.
Nie mogła sobie darować, tego jak to się potoczyło. Starała się trzymać nakazu
medyka o nie używaniu technik. Skupiała się, więc na fizycznym ćwiczeniu ciała.
Do tego ze względu na braki personelu, musiała wziąć pod opiekę jedną z sal
treningowych. Niestety z powodów bezpieczeństwa, niższe stopnie wtajemniczenia nie
mogą trenować bez opieki kogoś doświadczonego. Stąd większość czasu spędzała w
siedzibie. Nie przeszkadzało jej to, lubiła instruować nowicjuszy. Patrzeć jak
w pocie czoła męczą się z ćwiczeniami, które uważają za niesamowicie trudne.
Też, kiedyś tak patrzyła na to. Teraz wykonuje je z zamkniętymi oczami, robiąc
z tego więcej zabawy niż trenowania.
Szła ulicami Konohy ze słuchawkami w uszach, bezgłośnie
śpiewając ulubione utwory. Dzięki temu nie słyszała, jak ludzie szeptają o
niedawnych wydarzeniach. Plotki o tym, co się działo w dniu zamachu, były
pierwszym tematem rozmów. Nie ważne czy się spotykały dwie babcie, nastolatki,
kobiety z dziećmi czy mężczyźni podczas przerwy na drugie śniadanie. Wszyscy o
tym opowiadali, snując swoje domysły.
Nawet wśród shinobi dało się słyszeć przyciszone szepty, ukradkowych
rozmów o tym, co zaszło. Keiko starała się nie wracać do tego i przywołując
wspomnienia rzeczonej nocy. Wolała skupiać się na aktualnych obowiązkach.
Tanecznym, powolnym krokiem zmierzała na obrzeża wioski,
podziwiając okolicę. Rozglądała się obserwując przelatujące gołębie nad
głowami, kolorowe kwiaty w skrzynkach na balkonach czy parapetach, witryny sklepów,
radośnie biegające dzieci. Kręciła głową na prawo i lewo, czasami zadzierając
ją wysoko ku górze. Zachowywała się niczym turysta starający się wszystko
zobaczyć, chłonąc atmosferę otoczenia. Właśnie jej wzrok utknął w szyldzie
niewielkiego samoobsługowego sklepu. Przystanęła zastanawiając się, czy powinna
wejść. W chwili, kiedy analizowała
zawartość lodówki, z budynku wyszła starsza kobieta. Niesione siatki,
najwyraźniej sprawiały jej problem, gdyż poruszała się bardzo powoli. I nagle.
W jednej z toreb pękło dno, rozsypując produkty po ulicy.
— O rany — jęknęła staruszka patrząc jak ziemniaki
poturlały się we wszystkie strony świata.
— Pomogę — oznajmiła szatynka wyrwana z rozmyśleń o stanie
lodówki.
— Jesteś kochana — odparła uśmiechając się ciepło, rada,
że nie musi sama schylać się po produkty. Najprawdopodobniej w jej wieku,
miałaby z tym nie lada problemy.
— To nic takiego. — Odwzajemniła gest, pakując rzeczy do
drugiej torby. — No, chyba wszystko — oddała rozglądając się uważnie.
— Dziękuję ci bardzo.
— Drobiazg. Daleko pani mieszka?
— Kawałek. Dwie ulice dalej.
— To jest bardzo ciężkie. Pomogę pani — oznajmiła
zabierając z jej dłoni rączki od torby.
— Tak bardzo dziękuję. To…
— Proszę prowadzić — przerwała. Lubiła pomagać, lecz nie
przepadała za cukrowanymi podziękowaniami. Wystarczy krótkie, szczere, jedno
słowo.
Staruszka faktycznie mieszkała niedaleko. Jednak ze
względu na narzucone przez nie tempo, droga wydłużyła się. Minęła spokojnie i
dość przyjemnie na drobnych opowiastkach. Staruszka rada, że ktoś chce ją
posłuchać paplała, o czym się tylko dało. Narzekała na podniesione ceny
żywności, na niewychowaną młodzież, na schorowane ciało, na wnuki, które rzadko
ją odwiedzają. Prowadziła swój monolog nie zważając na to, że Keiko niewiele uważała.
Potakiwała głową, wypowiadając, co jakiś czas zdania potwierdzające oburzenie
kobiety. Zwykłe to było nieznaczące „ma pani rację, też tak sądzę, to straszne,
jak tak można”. Szatynka bardziej skupiała się na oglądaniu hasającego psiaka,
wyraźnie spragnionego spaceru. Uśmiechała się widząc jak ten radośnie merda
ogonkiem i mimo niewielkiego wzrostu stara się zwrócić uwagę właściciela,
skacząc wysoko. Niestety po chwili zwierzak zniknął z oczu, pozostając za
drzwiami klatki schodowej. Stary budynek pięciopiętrowy bez windy, a kobieta
mieszkała na trzecim. Wchodziły powoli, gdyż staruszka potrzebowała, co jakiś
czas zatrzymać się.
— Złote z ciebie dziecko — oznajmiła, kiedy Higashiyama
postawiła zakupy na blacie kuchennego stołu.
— To nic takiego — odparła uśmiechając się miło.
— Poczekaj — powiedziała zatrzymując ją. Stanęła
posłusznie przerywając rozpoczęty marsz w stronę drzwi. — Zaraz wrócę — dodała
znikając w sąsiednim pomieszczeniu. Keiko nie wiedząc, co ze sobą zrobić rozejrzała
się. Kuchnia, jak to kuchnia, wrażenia nie robiła. Jednak jej wzrok utknął w
gazecie na blacie. Dokładniej w oczy rzucał się wielki napis na pierwszej
stronie, „GŁUPIE POMYSŁY KINDERSÓW. Wyjaśnienia tamtej nocy”. Zmarszczyła czoło
podnosząc gazetę, aby rozłożyć ją.
— Znalazłam.
Aż podskoczyła z wrażenia, upuszczając podnoszony
przedmiot.
— To dla ciebie za fatygę — oznajmiła wręczając szatynce
kolorowego lizaka. — Dziękuję ci bardzo za pomoc.
— To nic takiego.
— Nie prawda. To była ogromna pomoc. Chodź odprowadzę cię
do drzwi.
Nie chcąc, musiała ruszyć za kobietą. Ostatni raz zerknęła
przez ramię odczytują tytuł gazety. Następnie po kulturalnym pożegnaniu się,
dosłownie wybiegła z budynku. Szybko pokonała drogę powrotną, aby znów znaleźć
się pod sklepem, do którego wpadła z rozbiegu. Dopadłszy do półki z prasą,
nerwowo zaczęła obmacywać wszystkie tytuły, szukając jednego konkretnego.
Bingo. Nie chciała tego czytać tutaj.
Zabrawszy gazetę udała się od razu do kasy. Potem znów ruszyła biegiem.
Zapominając już nawet o włączeniu muzyki, szybko pokonywała kolejne ulice.
Przystanęła dopiero na progu, szamocząc się z włożeniem odpowiedniego klucza do
konkretnego zamka. Pośpiesznie zdjęła buty i niemal wskoczyła na kuchenne
krzesło, które zaskrzypiało głośno. Łapiąc oddech i ściskając kurczowo, lekko
już wymięta gazetę, przygotowywała się na to, co miała zaraz przeczytać. Głęboki wdech i czas zabrać się do roboty. Z
każdym kolejnym słowem złość na jej tworzy rosła. W momencie skończenia
artykuły, warga niebezpiecznie drżała, palce zaciskały się gniotąc papier a
brwi zbliżyły się do siebie.
— CO?! — wrzasnęła zrywając się do pionu, z takim impetem,
że przewróciła krzesło. Wyjęła z kieszeni komórkę wykręcając numer do Josuke.
Pip. Pip. Pip. — Do jasnej anieli odbierz to! — warknęła. Niestety włączyła się
poczta głosowa. Ponowiła połączenie, jednak rezultat był taki sam. Nie odebrał
nawet za piątym razem. Z coraz bardziej rosnącą złością, postanowiła
skontaktować się z portiernią. Tam zawsze ktoś podniesie słuchawkę. Tym razem
do tego nie doszło. Pojawił się sygnał zajętości. Piekląc się, po minucie
spróbowała jeszcze raz. I nadal nic. Próbowała jeszcze kilka razy, ale nadal z
kimś rozmawiał.
— Co tam się dzieje? — mruknęła, zaczynając się niepokoić.
Przejrzała listę kontaktów i wybrała kolejny numer, tym razem do Danara. Nie ma
bata, aby nie odebrał. Doskonale o tym wiedziała, ale… — A temu się telefon
rozładował. To jakaś paranoja — podsumowała. — Co to w ogóle ma znaczyć?! To
jakiś stek bzdur! Jak Josuke mógł zgodzić się na wystawienie na takie
pośmiewisko — komentowała krążąc po kuchni. Była podenerwowana przeczytanymi
wyjaśnieniami. Nie mogła zrozumieć, dlaczego to oni musieli wziąć, za to
odpowiedzialność. Domyśliła się, że to Hokage kazała coś takiego napisać.
Kindersi nie obrzuciliby siebie błotem. Jednak nie mogła uwierzyć, że kobieta
wydała takie polecenie. Przecież sprawowali się najlepiej jak mogli. Uchiha
zostali powstrzymani, ANBU przywoływali do porządku, nawet ponieśli personalne
straty, a ona upokarza całą organizację. Nie mieściło jej się to w głowie.
Jeszcze raz wykręciła numer do portierni, ale nadal
zajęty.
— Cholera jedna! — warknęła odkładając komórkę na stół.
Zrobiła to przy użyciu większej siły niż potrzeba, przez co powstał hałas,
zakłócający pukanie. Ze złością usidła na krześle, stukając nerwowo palcami o
blat.
— Hej. Nie podchodziłaś do drzwi, a było otwarte.
— Itachi? — zapytała zupełnie zaskoczona widząc bruneta w
wejściu do kuchni. No tak, nie miała w zwyczaju przekręcać klucza w zamku.
— Co tu robisz? — zapytała oschle, nie siląc się na
uprzejmości. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Chciała tylko dowiedzieć się,
o co chodzi z tymi bzdurami w gazecie.
— Przyszedłem porozmawiać. Wszystko w porządku?
Zaniepokoił się zachowaniem dziewczyny. Uważnie obserwował
jej rozeźlone oblicze, rzadko spotykane. Nie było zwyczajowego uśmiechu,
pogodnych, radosnych oczu. Tylko wykrzywione usta, ściągnięte brwi, zaciśnięta
szczęka, chłodne spojrzenie.
— Czytaj — mruknęła popychając w jego stronę wygniecioną
gazetę. Podniósł krzesło, zasiadając na nim. Ze spokojem śledził tekst. Nie
bardzo go to obchodziło, ale rozumiał złość szatynki. A raczej starał się
zrozumieć. Wprawdzie organizacja była dla niej wszystkim, niemal jak rodzinna,
której nie posiada. Nic dziwnego, że tak zdenerwowała ją treść artykułu, w
którym była zacytowana, osobiście wysłana do gazety wiadomość od przywódcy
Kindersów. Wymówka wyraźnie naciągana, w którą uwierzyć może jedynie totalny
laik. Niestety wywołała burzę, wyciągając na światło dzienne inne przewinienia
organizacji. Skąd też wszyscy plotkowali o tym.
— Widzisz te oszczerstwa? Do czego zmusiła nas ta głupia
baba.
— Spokojnie, to tylko kilka słów na papierze.
— Tylko kilka słów na papierze? — żachnęła się. Już
otworzyła usta by wypowiedzieć kolejną lawinę słów, kiedy zatrzymała się. Przyjrzała
się dokładniej brunetowi i zamknęła buzię. — Nie jesteś jednym z nas, więc nie
zrozumiesz tego — oznajmiła spokojnie, już bez gwałtownych emocji. W głosie
można było wyczuć jedynie lekki żal. — Po co tu przyszedłeś? — zapytała
podnosząc się. Niechętnie zaczęła składać gazetę, starając się ją wyprostować.
Itachi posmutniał, widząc Keiko w takim stanie. To nie było nic przyjemnego,
patrzeć jak zawsze roześmiana i radosna dziewczyna, nagle jest oburzona,
wściekła, by następnie niespodziewanie zmarkotnieć.
— Chciałem porozmawiać — oznajmił spokojnie, starając się
wybadać grunt.
— Telefonu nie masz — odparła oschle, przeglądając
zawartości szafek.
— Chciałem osobiście przeprosić, właśnie za te telefony w
nocy i to, że widziałaś mnie kompletnie pijanego. Także za oddelegowanie cię do
rozmowy z Haniko.
— Mhm — mruknęła odwracając się do niego przodem. Oparta o
kuchenkę, przyglądała mu się. — Idziesz ze mną na zakupy i tachasz wszystkie
torby — zakomunikowała wskazując go rękę z wystawionym palcem wskazującym.
Uśmiechnął się lekko, odczytując to, jako znak powrotu humoru.
— Oczywiście.
Zapadło milczenie. Keiko wróciła do przeszukiwania, tym
razem lodówki. Uspakajała się. Wiedziała, że nie może obwiniać bruneta o
decyzję Tsunade czy nawet niezrozumienie jej złości. Itachi podlegał ANBU
Hokage, organizację zawsze szanowaną i podziwianą, nie to, co Kindersi. Z
resztą, wściekanie się nic tu nie pomoże. Zapewne w siedzibie telefony się
urywają a Danar i Josuke unikają rozmów na ten temat. Nie miała do nich
pretensji. Obwiniała Tsunade, w końcu to ona wydała taki rozkaz. A wszystkiego
się dowie, jak osobiście pogada z przełożonym.
— W porządku? — zapytał przerywając jej rozmyślania oraz
milczenie.
— Spoko. A w ogóle,
co tam u przyszłych rodziców?
— Wydaje mi się, że dobrze.
— Oberwałeś za spicie przyszłego ojca i zaleganie na nie
swojej kanapie?
— Trochę.
— Tylko trochę? Ja bym to inaczej rozegrała — oznajmiła
zamyślając się na trochę. — A kac minął? — kontynuowała trzaskając drzwiczkami
ostatniej szafki w pomieszczeniu.
— Tak.
— Śmiesznie to wyszło — odparła zamyślając się na trochę i
opierając pośladkami o stół. — Oni później zostali para niż my, ale widać
musieli to robić skoro ona spodziewa się dziecka, a ty nawet nie próbowałeś się
dobierać. Do tego jesteś starszy, więc to powinno u ciebie wyjść, jako
oczywistość. Chociaż, jak Sasuke młodszy to może kwestia hormonów i
młodzieńczego niewyżycia. Chyba, że strasznie go Haniko, po prostu pociąga i na
to poleciał. Jednakże to byłoby widać od początku, a tak nie było. W takim
razie ten punkt odpada. Hm, a rodzeństwo nie powinno mieć takiego samego
libido? — paplała bez zastanowienia, wypowiadając na głos swoje przemyślania.
Brunet spochmurniał. Znów wracali do tego tematu. Myślał, że ostatnia sytuacja
w jego domu rozwiała wątpliwości dziewczyny. Najwyraźniej nie do końca. Nie
potrafił wytłumaczyć, dlaczego tak jest, a przynajmniej jej. Był pewny, że
Keiko tego nie zrozumie. Po za tym, to wymagałoby opowiadania o swoich
uczuciach, a on był z Uchihów i nie przychodziło mu to z łatwością. Musiałby
się otworzyć, wykładając na tacy wszystkie emocje, pragnienia, tłumaczyć się z
nich jeszcze. To ewidentnie nie należało do przyjemnych ani prostych rzeczy.
— Dziwne to i śmieszne. Patrząc na to z jeszcze innej
strony… — nawijała dalej, nie zwracając uwagi na minę bruneta, któremu coraz
mniej podobał się ten monolog. Chcąc go przerwać, chwycił ją za ręką i pociągnął.
Szatynka wylądowała na jego kolanach, wpadając w ramiona.
— Ciii — szepnął przykładając palec wskazujący do warg.
Przekrzywiła głowę, przyglądając się Itachiemu. Uśmiechnął się lekko,
odgarniając kasztanowe kosmyki za ucho. Patrzył chwilę w granatowe tęczówki.
Teraz sprawiający wrażenie ciemnych burzowych chmur na niebie. Objął ją mocniej, wychylając się do pocałunku.
— Nie lubię, kiedy się nie uśmiechasz — oznajmił całując
czubek nosa. Keiko automatycznie rozweseliła się, ukazując koniuszki białych zębów.
— Ekhm.
Szatynka gwałtownie odwróciła głowę w stronę wejścia do
kuchni. Zrobiła to na tyle energicznie, że zasłoniła swoimi włosami twarz
Uchihy. Oniemiała widząc bruneta z założonymi rękoma na piersi i wyraźnie
rozeźloną miną.
— Czyli to prawda. Ty i ten padalec — warknął mierząc
Itachiego morderczym spojrzeniem. — Trzymaj łapy przy sobie — dodał łapiąc
szatynkę za rękę i wyszarpując z objęć długowłosego. Pociągnął ją na tyle
silnie, aby odsunąć daleko poza jego zasięg, chowając lekko za własnymi
plecami. — Myślałem, że to jakieś plotki, brednie wyssane z palca. Jak mo…
— Po co przyszedłeś? — zapytała przerywając. Obawiała się,
że jak pozwoli na samowolny rozwój sytuacji, skończy się bójką. Znała Odę, nie
od kilku dni. Był porywczy i nienawidził klanu Uchiha.
— Chciałaś trenować odporność na sharingan.
— A, no tak! — zawołała uderzając się otwarta dłonią w
głowę. Zupełnie zapomniała, że poprosiła go o to. Genjutsu nigdy nie było jej
mocną stroną, a i też nie często spotkała się z nim. Jednak po ataku Uchihów na
wioskę, postanowiła również zainteresować się tym rodzajem technik.
Itachi lekko spochmurniał. Nie poprosiła jego, mimo iż też
posiada sharinagn i to na wyższym poziomie. Miał ostatnio wrażenie, że szatynka
unika go, odtrącą, ograniczając kontakt. Z tego powodu dzisiaj tu przyszedł,
chciał o tym porozmawiać, dowiedzieć się, jakie są przyczyny. Obawiał się, że
chodzi o zamach klanu. W końcu zaangażowali ją w obronę Konohy, przed jego
rodziną. Nie wiedział, jakie ma nastawienie do wioski, jak bardzo jest
patriotyczna. Jednak według niego to musiało się jakoś wiązać. Ograniczenie
nastąpiło tuż przed zamachem.
— To ee… — urwała. Atmosfera stawała się napięta, a nie
wiedziała jak ją załagodzić. Oda nie spuszczał morderczego wzroku z Itachiego.
On zaś w charakterystyczny sposób obserwował, tak jak robi się to podczas sparingu
na polu treningowym. Jest się spokojnym oraz opanowanym, ale dokładnie
analizuje każdy ruch.
— Słyszałeś, mamy trening. Spadaj stąd.
— Oda — oburzyła się bezpośrednią wypowiedzią przyjaciela,
wyraźnie nacechowaną niechęcią w stosunku do długowłosego. — Tak nie można.
— Nie broń go. Nie jest tego wart.
— Oda!
— Jak ty możesz być z tym ścierwem?
— Przeginasz!
— Keiko weź ty przejrzyj na oczy. On jest z Uchihów. Jego
intencje nie będą czyste.
— Oda to jest moja sprawa.
— Nasza, należysz do Kindersów. Znasz przecież regulamin.
Higashiyama opuściła głowę, wlepiając wzrok w blat stołu.
Natrafił na czuły punkt. Zaczynały wracać we wspomnieniach słowa wypowiedziane
przez Josuke. Wątpliwości, którymi napełnił szatynkę. Najwyraźniej nie tylko on
uważał, że Itachi ma złe zamiary i brakuje mu szczerości.
— Po za tym, jak ty możesz być z człowiekiem, którego
rodzina postanowiła przeprowadzić zamach na Konohę. Tylko, dlatego, że uważają,
że za mało dostali. No błagam cię, to jest żałosne.
— Nie popieram ojca i w zamachu nie brałem udziału —
oznajmi, wtrącając się do rozmowy, odruchowo wstając. Wiedział, że on nie pała
do niego sympatią, nawet mógł to zrozumieć, ale nie bezceremonialne
uświadamianie Keiko, jaki błąd popełniła wiążąc się z nim.
— Kto cię tam wie. Równie dobrze, może to być jakaś gra
dla zmylenia. Tobie się ufać nie da — rzekł obdarzając go pełnym obrzydzenia
spojrzeniem. — Keiko. — Zwrócił się w jej stronę. — Jak ty możesz być z
człowiekiem, przez którego Kristena już z nami nie ma?
Dziewczyna zareagowała. Opuszczoną głowę, ze wzrokiem
utkwionym w stole, gwałtownie podniosła. W oczach malował się strach, smutek i
gorycz. Przypomniała sobie uczucia, jakie jej towarzyszyły, kiedy dowiedziała
się, że ktoś z nich nie żyje. Ten ogromny strach, że to ci najbliżsi. Bała się,
błagając w myślach by to nie chodziło o Isamu. I ta gorycz, kiedy okazało się,
ze prośby zostały wysłuchane, ale mimo tego jednego z przyjaciół już nigdy
więcej nie zobaczy. Najgorsze były późniejsze wątpliwości. Zginął z rąk Uchihów
czy Korzenia? I te wspomnienie pamiętnej walki. Gdyby nie Isamu, wynik strat
dla Kindersów wynosiłby dwa. A piekielny chochlik w głowie siedzi i oskarża,
powtarzając w kół te same słowa: „to wina Uchihów, gdyby nie ich zamach nic
takiego by się nie wydarzyło”.
— Widzisz Kei — oznajmił czule, przytulając ją mocno.
Dziewczyna odruchowo wtuliła się, zamykając mocno oczy, chcąc pozbyć się tych
wspomnień. Niestety była shinobi i choć marzyła o tym, aby chociaż w połowie
zapomnieć to, co widziała, nie sposób wymazać przeszłości.
Itachi patrzył jak szatynka chowa twarz, opierając czoło o
klatkę piersiową bruneta, jak on ją z troską głaszcze po głowie, mocniej
przytulając. Bolał go ten widok. Doskonale wiedział, że powinien być teraz na
jego miejscu. Dostrzegał powagę sytuacji i konsekwencje, jakie może ze sobą ponieść.
Zrozumiał, że musi od razu reagować, aby
wszystkiego nie zepsuć.
— Kochanie.
Drgnęła. Przypominając sobie, że w pomieszczeniu jest
Itachi. Poruszyła się, chcąc oswobodzić z objęć Ody, jednak on nie pozwolił na
to, zaciskając mocniej ramiona. Nie dała za wygraną i szarpnęła się lekko,
odsuwając. Jeden krok w tył, by móc spojrzeć na długowłosego. Stał, niemal po
drugiej stronie stołu ze smutnymi oczami. Oda szybko wybadał sytuację, reagując
natychmiast.
— Powinieneś sobie stąd iść — odparł stanowczo. Nie chciał
dopuścić do tego, aby Keiko zaczęła rozmawiać z Uchihą. Tak jak większość,
uważał ten związek za, nie śmieszny żart. Zrobiłby wszystko, aby zakończyć go.
I wiedział, że dla Higashiyamy organizacja jest całym światem. W ostateczności,
dokona wyboru, na ich korzyść.
— Porozmawiajmy na osobności — zaproponował starając się
wyciągnąć dziewczynę z dala od przyjaciela. Wyjaśnić, w spokoju kilka kwestii.
— Wiesz, jaki jest kodeks, co o tym Josuke myśli.
Opuściła głowę zaciskając powieki, zęby i pięści. Nie
mogła uwierzyć, że nagle, tu i teraz ma dokonać wyboru. Przecież to było
niedorzeczne, absurdalne. Oda był nieustępliwy, nie odejdzie tak łatwo. Jednak
też nie mogła zranić Itachiego. Długo milczała, czując na sobie wzrok obu
mężczyzn. W końcu przerwała ciszę, wzdychając głośno.
— Wydaje mi się, że powinieneś wyjść Itachi — wyszeptała
nie podnosząc głowy nawet o milimetr.
Zaskoczyło go to, jednocześnie zasmucając. Natomiast
tryumfu Ody nie dało się nie zauważyć. Stał pewny siebie, uśmiechając się
zwycięsko.
— Odprowadzę cię do wyjścia — dodała kierując się w stronę
drzwi. Posłusznie ruszył za nią, rozumiejąc, że nic więcej nie wskóra. W
milczeniu i unikaniu swojego spojrzenia, oboje nałożyli buty. Wyszli z domu, zatrzymując
się dopiero przy furtce. Niepewnie zerkali na siebie, skrępowani całą tą
sytuacją. Szatynka wiedziała, że w kuchennym oknie, za firanką obserwuje ich
Oda. Była tak tego pewna, że nie musiała potwierdzać.
— Keiko ja… — zawahał się. Nie wiedział, co powiedzieć.
Chciał porozmawiać, wyjaśnić, jednak nie umiał tego ubrać w słowa. Stał patrząc
na kasztanowe kosmyki zasłaniające twarzy, z powodu opuszczonej głowy. Unikała
kontaktu wzorkowego, rozglądając się po ziemi. — Ja chciałbym — zaczął, starając
się, coś z siebie wydusić.
— Muszę iść, trening czeka — odpowiedziała jego butom,
gdyż obecnie patrzyła się na nie.
— Rozumiem. Powiedz tylko, dlaczego nie poprosiłaś o to
mnie?
Powiedzieć prawdę czy półprawdę? Naprawdę chciałaby, aby
ta sytuacja nigdy nie miała miejsca.
— Przepraszam, ale… — ucięła. Walczyła ze sobą, czy
powiedzieć, to czy nie. W końcu przemogła się. — Nie jesteś jednym z nas i nie
możesz o wszystkim wiedzieć.
Nie czekała na reakcję, po prostu pchnęła furtkę
odbiegając w stronę domu. Odwróciła się dopiero przy drzwiach, napotykając parę
czarnych tęczówek niespuszczających z niej wzroku. Chwilę patrzyła na Itachiego
stojącego cały czas w tym samym miejscu. Nawet z takiej odległości widziała ból
i smutek w jego oczach. Wiedziała, że nie powinna tego mówić, ale… Właśnie, ale
co? Nie umiała tego wytłumaczyć. Górę wziął instynkt, odruch, a może
podświadomie spełniła wolę Josuke, separując od siebie Uchihę. Tego nie umiała wyjaśnić.
Patrzył jak dziewczyna znika za drzwiami. Westchnął,
bolały jej słowa i to bardziej niż przypuszczał. Nim odwrócił się, dostrzegł
poruszająca się firankę w kuchennych oknach. Domyślał się, że byli obserwowani
przez cały czas. I ta wątpliwość, Keiko powiedziała to ze względu na swojego
przyjaciela, czy to wyszło od niej samej.
Ruszył powoli przed siebie. Nie wiedział czy chce wracać
do domu i słuchać martwiącej się matki o Sasuke. Wolałby teraz się gdzieś
zaszyć, w odosobnieniu, aby wszystko przemyśleć. Przyznawał to niechętnie, ale
trudno było nie zauważyć, że Higashiyama stara się go trzymać na dystans.
Unikała przed zamachem, podczas niego uciekała, a teraz to. Rozumiał, że jeśli
szybko czegoś nie zrobi, może ją stracić A nie wyobrażał sobie tego.
***
— Dobrze zrobiłaś.
— Być może — mruknęła zerkając w stronę okna, gdzie
widziała pusty chodnik. Odszedł już.
— Nie jest jednym z nas, musisz go odseparować. Nie mamy
dowodów na jego czyste intencje.
— Wiem.
— Chodź trenować. Poprawi ci się humor — oznajmił
uśmiechając się do niej pocieszająco. Skierowała na niego wzrok, unosząc lekko
kąciki ust. Wiedziała, że chcieli dla niej dobrze, lecz wolałabym to sama
załatwić.
— Nie smutaj mi już tu — dodał czochrając jej włosy.
— Jak mnie złapiesz, to może — odpowiedziała przeciągając
samogłoski w ostatnim słowie i sprzedając mu pstryczka w nos. Następnie, nim
brunet zorientował się, zdążyła uciec.
Trenowali w ogrodzie. Keiko posiadała dość spory tren
wokół domu, co pozwalało jej na ćwiczenia tutaj oraz posiadanie własnego
basenu. Niestety, jako, że mieszkała sama, nie przepadała za sprzątaniem i nie
miała zbyt wiele czasu, wszystko wyglądało na trochę zapuszczone. Trenowali do
zmierzchu, póki szatynka nie dostała wezwania do siedziby. Tam Josuke zbierając
wszystkich uczestników ostatniej misji, oficjalnie wygłosił przemówienie
wyjaśniające bzdury wypisane w gazecie. Kindersi z rosnącym niezadowoleniem i
pretensjami pod adresem Tsunade, wysłuchali przełożonego. Zamknąwszy się na
swojej sali wyraźnie komentowali postanowienia Hokage. Na zbiorczej tablicy,
zostało wywieszone skrócone sprostowanie dla reszty członków. Wszyscy z
niezadowoleniem oceniali karę. Zważywszy na fakt, że informacja o śmierci
Kristena rozniosła się po organizacji. Każdy już wiedział, że zginął tamtej
nocy, z rak Uchihów, lub co gorsza Korzenia. Niestety z przyczyn technicznych
nie sposób było ocenić, kto był sprawcą. Jednak plotka o tym, że Danzo za tym
stoi żyła własnym życiem.
Jest dużo o parze, o której od dawna chciałam poczytać. No ale nie podoba mi się to w jaką stronę zmierza ich relacja. Jestem rozczarowana podejściem Keiko. Rozumiem, że ona chce dobrze, ale skąd jej wątpliwości, to już inna sprawa. Itachi nie dał jej powodu do tego by w niego zwątpiła. To jak ją teraz przedstawiasz, powoduje pomniejszenie ogromu sympatii jaką do niej czułam. Itachiemu należą się wyjaśnienia i choćby jego dziewczyna musiała stanąć nago przed ojcem chłopaka, to powinna to zrobić. Na tą chwilę czuję, że ona na niego nie zasługuje i szczerze życzę mu, aby ten związek się rozpadł, a on znalazł kogoś kto bardziej doceni jego uczucia. Wiem jednak, że tak nie będzie, bo Uchiha nie przerzuci się na inną tak łatwo. Będzie cierpiał, ale łatwo się nie podda. Zastanawiam się, czy skończy się na tym, że on odejdzie z Anbu i zapisze się do organizacji Keiko, czy może coś w ten deseń, ale nico inaczej rozegranego. Pewnie tego żadna z Was nie zdradzi, ale może można liczyć na jakieś inne informacje? :)
OdpowiedzUsuńWeny, czasu i natchnienia na dalsze pisanie.
Witam. Fakt, nie możemy za wiele zdradzić, gdyż nie chcemy psuć frajdy z czytania i spoilerować x rozdziałami do przodu. Przykro mi, że jesteś rozczarowana podejściem Keiko i tracisz sympatię do niej. Mam nadzieję, że przyszłe rozdziały trochę zmienią te nastawienie, gdyż zostanie sporo kwestii wyjaśnionych. Więcej powiedzieć nie mogę. Ale naprawdę z osądzaniem jej poczekałabym na następne rozdziały. A z racji tego, że sesja się u nas skończyła i mamy teraz więcej czasu to w planach jest zabrania się dziarsko do pisania. Stąd sądzę, że na nowe rozdziały nie będzie trzeba czekać zbyt długo. I na serio chciałabym coś więcej napisać, ale wówczas to będzie już spoiler, więc proszę o ubranie się w cierpliwość i zaczekanie do następnych rozdziałów.
UsuńDziękujemy za "weny, czasu i natchnienia na dalsze pisanie" i mamy nadzieję, ze następne rozdziały ci się spodobają i nadal będzie komentować. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, smutno choć mogę zrozumieć w pewien sposób Keiko, ale jak na razie postępuje tak jak inni chcą, a nie tak jak sama czuje, Itachi taki smutny...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia