Keiko jak zawsze z wielkim uśmiechem, skoczny krokiem i
słuchawkami w uszach zmierzała do siedziby Kindersów. Przekroczywszy próg, radośnie powitała
portiera machając mu.
— Josuke oczekuje cię, w gabinecie — poinformował poważnym
tonem, co lekko zaniepokoiło. Przeważnie był miły i radosny. Oziębłość
prezentował tylko przybyszom a nie członkom. Czyżby jakieś złe wieści? Pełna obawy
szybko ruszyła ku schodom. Oczekiwała najgorszego, czyli wieści o śmierci
któregoś z przyjaciół. Stając pod drzwiami
wzięła głęboki oddech i zapukała.
— Wejść — rozległ się stanowczy twardy głos Josuke. Rzadko go używał, i zawsze to nie wróżyło
dobrze. Przez co z jeszcze większymi obawami nieśmiało uchyliła drzwi
przekraczając próg. — Wchodź, wchodź — ponaglał widząc, jak szatynka czai się w
przejściu. Powoli zamknęła za sobą, niepewnie wychodząc na środek pokoju.
— Wzywałeś mnie? — zapytała poważnie zaniepokojona,
przerywając ciszę.
— Owszem — odparł spokojnie wskazując palcem krzesło. Odrywając
na moment od kobiety przeszywający wzrok. — Doszły mnie pewne wieści — zaczął,
gdy zasiadła, — pewne niepokojące wieści. Podobno ty i Itachi jesteście ze sobą
— ni to zapytał ni stwierdził lustrując dokładnie wzrokiem.
— Tak, jesteśmy parą — potwierdziła wywołując gniewne
zwężenie oczu u Josuke.
— Aha — mruknął rozplatając splecione palce, na których do
tej pory opierał brodę. — Do tej pory wydało mi się, że znasz nasz regulamin na
pamięć — mówił wstając od biurka.
Obszedł go, stając na przeciw szatynki. — Wiesz o tym, jaki mamy
stosunek do zawierania związków? — zapytał, mimo iż znał odpowiedź. — Więc
dlaczego złamałaś prawo? — ciągnął dalej opierając się o rant biurka.
Pochyliła głowę ukrywając błądzący wzrok po podłodze, pod
opadającym na twarz włosami. Z nerwów przygryzała wargę i bawiła się palcami,
nie wiedząc, co odpowiedzieć.
— Powiedz mi, dlaczego akurat Uchiha? — wycedził starając
się nie tracić panowania nad sobą.
— Tak jakoś wyszło — wymamrotała nie mając odwagi podnieść
głowy.
— Tak jakoś wyszło akurat z nim?! — fuknął unosząc głos i
trzaskając otwartą dłonią o blat biurka. — Doskonale wiesz, że jednym z naszych
niepisanych praw jest zakaz przebywania w jakichkolwiek związkach. Doskonale
wiesz, że to jest dla dobra członków. Nie możemy pozwolić sobie na miłostki czy
myślenie o tym jedynym, i za wszelką cenę powrotem do domu dla niego. To jest
zabójcze nie dość, że dla misji to jeszcze dla wykonawcy. Przecież wiesz jak
się kończą związki Kindersów.
Pochyliła głowę jeszcze bardziej, mocniej zaciskając zęby
na wardze. Wiedziała, do czego zmierza i bała się, że każe jej to teraz
powiedzieć.
— Podnieś głowę i przypomnij, czego dotyczy misja kodu
czternaście zero dwa.
A jednak to zrobił. Kazał to przypomnieć. Wyprostowała się
biorąc głęboki wdech. Spoglądała pustymi oczami na surowe oblicze Josuke, tak
rzadko ukazywane.
— Kod czternaście zero dwa, upozorowanie śmierci członka
Kindersów podczas misji. Powody: bycie w szkodliwym dla organizacji związku —
wyrecytowała pozbawionym emocji głosem regułkę z kodeksu.
— Przypomnij mi przy okazji, sprawę Nabu?
Ciągnął to dalej, do ostatecznego ciosu. Nie pozostawiając
miejsca na jakąkolwiek opozycję. Wzięła kolejny głęboki wdech.
— Nabu Kiyoshi, trzeci stopień wtajemniczenia. Złamał
regulamin wdając się w szkodliwy związek z osobą z zewnątrz, zagrażający
powodzeniem misji, przez co i reputacji organizacji. Zlecenie to kod
czternaście zero dwa. Data wykonania, osiemnasty marca tego roku. Wykonawca,
Keiko Higashiyama. Okoliczności, odebranie fałszywego sprawozdania od szpiega z
Oto Gakure. Wykonanie misji przebiegło z powodzeniem, cel osiągnięty, ślady
zatuszowane. Oficjalnie Nabu Kiyoshi został zaatakowany przez ludzi Orochimaru,
kiedy odbierał tajną przesyłkę. Zginął on jak i dostarczyciel — mówiła głosem
obdartym z jakichkolwiek uczuć, beznamiętnym do bólu, a oczy bezdenne jak pusta
studia, wpatrywały się w nieodgadniony wyraz twarzy Josuke.
— I ty, mimo tego pozwoliłaś na zbliżenie się do ciebie
Uchihy?
Drgnęła, lecz tym razem nie opuściła głowy. Wyprostowana
jak napięta struna, oczekiwała kolejnych słów.
— Jak to się stało, że w ogóle on?
— Sam mnie przydzieliłeś do Hokage, a ona zdecydowała, że
moim przełożonym będzie akurat Uchiha.
— Jakim cudem Uchiha? Nie mogłaś znaleźć sobie kogokolwiek
innego?! — fuknął. Nie wytrzymał. Powiedział jej to, mimo iż w planach miał
rozmowę w innym tonie.
Keiko zmarszczyła brwi, odnajdując tutaj pewną
nieścisłość.
— Mamy zakaz zawierania związków z kimkolwiek spoza
organizacji, więc nazwisko Itachiego tutaj nie gra roli — zauważyła
przyglądając się przełożonemu.
— Właśnie ono w tym wszystkim jest największym problemem. Gdyby
to był ktokolwiek inny, można by było przymknąć oko.
— Nie rozumiem.
— Keiko. Itachi jest z klanu Uchiha, następca głowy rodu,
wyśmienity wręcz wybitny shinobi przyjęty w poczet ANBU już w wieku, kiedy jego
rówieśnicy dostawali dopiero tytuły geninów, dowódca grupy w wieku nastoletnim,
ojciec dowódcą policji, unikalny i niepowtarzalny kekkei genkai, mistrz we
władaniu iluzją, niebywale uzdolniony oraz przystojny. Szaleją za nim tłumy
dziewczyn. Może mieć dosłownie każdą, jaką sobie wymarzy. I ty chcesz mi
powiedzieć, że z tego całego swojego haremu wybrał nagle ciebie?! Dziewczynę
stojąca z boku, przeciętną i niewyróżniająca się z tłumy, nieznającą go przed
spotkaniem w gabinecie Hokage, będąca członkinią znienawidzonej organizacji z
zupełnie przeciwnym usposobieniem czy poglądami. I ty chcesz powiedzieć, że on
wybrał ciebie?! — wyliczał na jednym wydechu, podenerwowanym uniesionym głosem.
— Chcesz mi powiedzieć, że to niemożliwe, aby ktoś taki
jak Itachi, zwrócił na mnie uwagę? — zapytała ostrożnie i powoli wypowiadając
każde słowo.
— Dokładnie.
— Jak możesz? — wyszeptała z żalem. — Jak możesz
twierdzić, ty mój przyjaciel, że ja jestem gorsza od tych wszystkich dziewczyn,
że nie jestem godna, aby zwrócono na mnie uwagę?! — krzyknęła zrywając się do
pionu, dając się ponieść napiętej atmosferze. Poczuła się urażona. Dotknęło to
bardzo, gdyż, gdzieś w podświadomości uważała, że właśnie tak jest, jak
insynuuje Josuke.
— Nie o to chodzi.
— No to, o co?!
— Ano o to, że ktoś taki jak Uchiha nie spojrzałby na
ciebie od tak bez powodu! Przecież nie mógłby się zakochać.
— A to niby, dlaczego?
— Spójrz ty na siebie dziewczyno!
— Nie jestem gorsza od tych wiecznie kręcących się wokół
niego dziewczyn!
— Nie chodzi tu o jakiś wygląd zewnętrzny. Wy jesteście
swoimi prawie idealnymi przeciwieństwami. Nie ma możliwości, że poczuł
cokolwiek do ciebie. To jest Uchiha, oni nie wiedzą nic o uczuciach a co
dopiero o miłości. Zrozum on się tobą bawi!
— Jak możesz mi coś takiego mówić?!
— Taka jest prawda. Chcę cię chronić — oznajmił łapiąc ją
za ramiona. — Jemu nie można ufać, on cię wykorzystuje.
— Co ty możesz wiedzieć?! — fuknęła wyszarpując się i
robiąc krok w bok.
— Keiko mam więcej lat niż ty, więcej widziałem i
przeżyłem. Ja widzę, co tu się dzieje.
— Masz paranoję na tym punkcie. Tylko, dlatego że ciebie
to spotkało. Wszyscy mamy ponosić konsekwencję tego, że się dałeś urobić jakieś
babie! — krzyknęła. Wiedziała, że robi źle, lecz było za późno. Nie umiała
powstrzymać wypowiadanych pod wpływem emocji słów. Josuke nie był jej dłużny. Rozwścieczony
uderzył z taką siłą, że wylądowała na podłodze. Odruchowo dotknęła piekącego
policzka. Od razu żałując tego, co powiedziała. Zerknęła na mężczyznę, który znieruchomiał
w pozycji ataku, oddychając głęboko.
— Keiko — wyszeptał, kiedy opanowanie przyszło, a w oczach
zamalował się strach. — Keiko — powtórzył podbiegając do szatynki. — Kei —
mruknął z czułością dotykając czerwonego policzka. — Oh Keiko — wymamrotał
zamykając dziewczynę w szczelnym uścisku. — Wybacz.
— Nie — urwała, nim zaczął dalej przepraszać. — To ja
powinnam prosić o wybaczenie. Poniosło mnie, i nie potrzebnie to wspomniałam.
Przepraszam Josuke, nie chciałam. — Uczepiła się go mocniej, zaciskając pięści
na materiale koszuli.
— Ciii, nic się nie stało — zapewniał głaszcząc po
włosach. I on i ona mieli rację, wiedział o tym. Prawdą było to, co
powiedziała. Dał się uwieść swojej pierwszej miłości, którą traktował, jako tą
jedyną. Niestety kobieta była podstawiona, jako szpieg ANBU, a on był jej
misją. Doszło do starcie, gdzie
ostatecznie musiał ją zabić. Przez to, jak tylko objął stanowisko przywódcy
Kindersów, wprowadził zakaz wchodzenia w związki członkom organizacji, aby taka
sytuacja więcej nie musiała się wydarzyć.
— Keiko tak jak mówiłem, chcę cię chronić. Jestem nie
tylko twoim przełożonym, przyjacielem, jesteśmy przecież jak rodzina.
Uśmiechnęła się spoglądając w jego oczy, które z czułością
patrzyły na nią. Pogłaskał ostrożnie i delikatnie po policzku odgarniając
niesforne kosmyki włosów.
— Jesteś dla mnie bardzo ważna, dla reszty również. Ani
oni, ani ja nie chcemy, aby cokolwiek ci się złego przydarzyło. Toteż proszę
rozważ moje słowa.
Spochmurniała, opuszczając głowę.
— Ja po prostu nie chcę, żeby to się powtórzyło. On jest z
ANBU, występuje możliwość tego, że jesteś jego misją. Wprawdzie znacie się
krótko a podobno jesteś w nim zakochana. Przez to, rozwiązuję ci się przy nim
język trochę za bardzo. Keiko — rzekł unosząc jej brodę, aby mógł uchwycić
kontakt wzrokowy, — to jest na razie tylko pogawędka, ufam tobie i nie wydam
rozkazu, na razie — zaakcentował. — Pragnę tylko, abyś naprawdę przemyślała to,
co powiedziałem i wzięła to pod uwagę, jako coś możliwego. Proszę.
Pokiwała głową uciekając wzrokiem w bok.
— Cieszę się moja maleńka. — Uśmiechnął się pomagając
szatynce wstać. Wówczas rozległo się gwałtowne pukanie do drzwi. — Wejść —
oznajmił odwracając głowę w stronę skrzypiącego drewna. W wejściu pojawił się
Danar, jak zawsze z naręczem papierów w rękach i poważną miną.
— Natychmiastowe wezwanie do Hokage — zakomunikował. — Przy
okazji, — dodał wchodzą w głąb pomieszczenia, — raporty z ostatnich misji,
wykaz od Nerina, a tu… — urwał, bo fioletowowłosy na widok piętrzących się
dokumentów wykładanych na jego biurko, szybko ulotnił się do Tsunade. —
Wiedziałem, że tak będzie — westchnął dokładając resztę papierów.
— Dobra technika na wymuszenie natychmiastowego działania
— oznajmiła uśmiechając się i unosząc kciuk w górę.
— A ty, co tutaj jeszcze robisz? — mruknął w stronę nadal
stojącej w miejscu szatynki. —Grunt to trening, sio, sio.
— Tak jest! — Zasalutowała nim zniknęła na korytarzy,
kierując się do sali treningowej.
***
Danzo powolnym krokiem przemierzał most nad ogromną
przepaścią. Oficjalna granica oddzielająca świąt od Korzenia. Przystanął na
chwilę, kiedy niespodziewanie przed nim pojawił się mężczyzna. Uklęknął na
jedno kolano, pochylając głowę w geście całkowitego szacunku.
— Zwołaj wszystkie jednostki alfa — zakomunikował.
Zamaskowany tylko potaknął kiwnięciem, i nim Danzo odwrócił wzrok, już go nie
było. Mężczyzna spoglądał w czarną otchłań za barierką mostu. Właśnie wrócił z
interesującymi wieściami od Hokage. Był przekonany, że kiedyś nastąpi ten
moment. Nie pomylił się. Ostrzegał przed tym wielokrotnie, lecz nikt nie chciał
słuchać. A teraz, proszą go jeszcze o pomoc. Zgadzał się z Fugaku w kwestii
odpowiedzialności za zniszczenie Konohy. Może nie doszukiwał się tego w
Hashiramie, zrzucając winę na Hiruzena. Jednakże łącząc sprawy genetyczne z
faktem, kto kogo nauczał, oboje doszliby do porozumienia, bez większego
problemu. To mogłaby być płaszczyzna do współpracy, lecz Uchiha chcieli tego
samego, co Danzo, władzy w Konoha. Przywódca Korzenia nie należał do osób,
które grzecznie poczekają licząc na łut szczęścia. O nie, on był z tych, którzy
ten łut wywołają. I mimo iż potęga klanu Uchiha, w postaci sharingana mu
imponowała, a wręcz pragnął jej, wiedział, że Fugaku stanowi zagrożenie. W
kwestii upartego trwania przy obranym poglądzie, byli podobni.
— Wszyscy czekają.
Wzrok Danzo skierował się na mężczyznę, tkwiącego w
dokładnie takiej samej postawie, jak przed zniknięciem. Chwilę patrzył na białą
maskę imitującą pysk psa z czerwonymi malunkami, nim ruszył przed siebie.
Blondyn trwał z pochyloną głową dopóki jego pan nie minął go. Następnie szedł
kilka kroków za nim, poruszając się zupełnie bez szelestnie. Słychać było tylko
stukot drewnianej laski, którą wspomagał się Danzo. Oboje zatapiali się w
mrokach korytarzy siedziby Korzenia.
Shimura wiedział jak rozegrać cała akcję na swoją korzyść.
Rozumiał położenie Fugaku i dążenia Uchihów, ich pretensje, żale. Jednakże to
nie mogło pokrzyżować jego planów. Sharingan jest zbyt niebezpieczny, a klan
rodzi za dużo geniuszy. Było tylko jedno wyjście. Okazja idealna, aż szkoda nie
skorzystać. Takie to łatwe. Zamach, zamieszanie, nieoczekiwane sytuacje,
przecież nikt nie będzie miał do niego pretensji, jak w obronie dobra Konohy,
zupełnie przypadkiem, rodzina Uchihów nagle się znacznie skurczy. Wprawdzie
Tsunade podkreślała konieczność braku rozlewu krwi, lecz bezpieczeństwo wioski
przede wszystkim. W końcu to pole bitwy, które jest nieprzewidywalne, wszystko
może się niespodziewanie zacząć dziać.
***
Keiko stała na rancie wielkiej kamiennej misy walcząc na
taijutsu ze swoim przyjacielem. Naczynie kiwało się, bujając w sposób
niekontrolowany. To miało wyuczyć zachowywania równowagi w każdym momencie
walki, bez względu na stabilność podłoża. Szatynka lubiła tę formę treningu,
bawiąc się nią i wygłupiając. Niestety teraz jej myśli krążyły wokół słów
Josuke, co owocowało tym, że często traciła równowagę.
— Keiko, co z tobą? — zapytał zaniepokojony Oda pochylając
się nad dziewczyną, która po raz kolejny spadła z rantu.
— To nic — odparła szybko się podnosząc. — Możemy
kontynuować — oznajmiła wskakując na przedmiot, lecz nim partner wykonał ruch,
zachwiała się spadając do wnętrza wielkiej misy.
— Nie, no to już przegięcie! — fuknął zatrzymując bujające
się naczynie, aby, niemogąca podnieść się do pionu Keiko, wstała. — To do
ciebie nie podobne. Co się dzieje?
— To nic.
— Co-się-dzie-je? — sylabizował potrząsając nią, gdy tylko
wygramoliła się z misy i stanęła przed nim. Szczęście w nieszczęściu, do sali
wszedł Danar.
— Natychmiast do Josuke ma się udać… — oznajmił odczytując
imiona z listy, wśród których była i Keiko.
— Pogadamy później — rzekła, szybko wychodząc, zostawiając
niewywołanego Odę w sali. Zadowolona, że upiekło się jej.
Nie mała grupa ludzi ledwo zmieściła się w gabinecie
przełożonego. Nie był on tak duży, bo do Josuke przychodziło się w maksymalnie
trzy osoby.
— Są wszyscy? — zapytał fioletowowłosy patrząc na swojego
asystenta kiwającego głową. Keiko rozejrzała się po zebranych. To niecodzienna
sprawa, aby tyle osób zwoływać. Nie tylko ją to zaniepokoiło, gdyż reszta także
spoglądała po sobie, wymieniając pełne obawy spojrzenia. — Chwilę temu wróciłem
od Hokage — oznajmił, zwracając uwagę. Każdy znieruchomiał, przyglądając się
przywódcy. — Dostaliśmy misję, wymagającą od nas wiele dyskrecji, precyzji i
szybkości działania. — Higashiyama zmarszczyła brwi. Misja, dla tylu osób? To
się robiło już alarmujące. A sądząc po minie reszty zebranych, pomyśleli o tym samym.
— Musimy być w pełni gotowości na to — ciągnął z powagą spoglądając po każdym z
osobna. Aż nazbyt to wzbudzało niepokój. — Akcja ma się rozwiązać za niespełna
dwa tygodnie. Dokładna data jest jeszcze nieznana, ale możemy być wezwani w
każdej chwili. Także wymagam od was pełnej gotowości. A sprawa wygląda
następująco… — urwał obchodząc biurko, za którym stał, aby oprzeć się o jego
rant. — Na Konohę jest szykowany zamach. — Wszyscy drgnęli, lecz nikt nic nie
powiedział. Kindersi byli do tego szkoleni. Mogłoby się z wierzchu wydawać, że
nie znają niczego innego poza zabawą i wygłupami, lecz to była tylko maska,
jedna z wielu. Każdy teraz stał wyprostowany jak struna, ze spokojnym obliczem
i powagą w oczach.
— Przykro to stwierdzić, ale zamach nie będzie przeprowadzany
z zewnątrz — dodał. — Klan Uchiha chce doprowadzić do wojny domowej i w ten
sposób przejąć władzę, pozbywając się Hokage. — Keiko zamarła na dźwięk
wypowiadanego nazwiska. Te zaskoczenie oraz szok malujący się w granatowych
tęczówkach, dostrzegł Josuke, patrząc jej teraz prosto w oczy. — Dzięki
donosowi jednego z członków klanu, jesteśmy w stanie przygotować się na odparcie
ataku i w dyskretny sposób załagodzić starcie. Nieszczęśliwe, główny udział w
tej operacji przypada Korzeniowi — oznajmił nie kryjąc niechęci i awersji,
kiedy wypowiadał nazwę przeciwnej organizacji. Wśród zebranych nastąpiło
poruszenie. Niemalże każdemu drgnęła warga, wykrzywiając usta w grymas
obrzydzenia. — Nasze zadanie polegać będzie na wspieraniu Korzenia. Ta… —
mruknął krzywiąc się. — W każdym razie. Mamy być dyskretni i niezauważalni.
Będziemy tam po to, aby pilnować oddziałów Danzo. Gdyby zaczęli wspierać
rebeliantów, nawet zwykłą obojętnością, mamy pełne prawo interweniować i zająć
się nimi jak buntownikami — oznajmił uśmiechając się w pełnej satysfakcji. W
końcu takie zadanie to pewnego rodzaju prestiż. Ukazanie, że Hokage ufa im
bardziej niż Korzeniowi. Zadowolenie udzieliło się reszcie. Oczami wyobraźni
już widzieli jak z poparciem i ochroną Tsunade mogą zaatakować ANBU Danzo. Po
cichu liczyli, że ci jednak coś przeskrobią i nadarzy się okazja do
interwencji.
— Oczywiście także mamy powstrzymywać Uchihów, lecz
głównie skupiamy się na pilnowaniu Korzenia. Spowodowane jest to tym, że Hokage
nie życzy sobie rzezi klanu i przesadnego rozlewu krwi. Chodzi o powstrzymanie
zamachu poprzez dezorientację wroga, pojmanie głównodowodzącego, wyższych
przedstawicieli policji konoszańskiej oraz co znamienitszych członków rodziny.
Jeśli tylko możliwe, nie zabijamy. Ogłuszamy, bierzemy do niewoli,
unieruchamiamy, nokautujemy, dowolność, byle jak najmniej poważnych ran. Nie
możemy dopuścić do tego, aby Uchiha znacznie się uszczuplili w liczebności, aby
mieli więcej powodów do nienawiści i czuli się bardziej sponiewierani. Hokage
życzy sobie załatwić to w miarę pokojowo. A jak powszechnie wiadomo u Korzenia
z tym trochę trudno. Specjalizują się w szybkim, cichym zabijaniu. Z tego
powodu nasza obecność tam jest kluczowa. Mamy pilnować czy spełniają wymagania,
czyli nokaut nie śmierć. W przypadku niewypełniania rozkazów, mamy zająć się
nimi. Pojmać, unieruchomić, byle zawlec przed oblicze Tsunade.
Najprawdopodobniej akcja będzie rozgrywać się w trudnych warunkach. Nie wiemy
czy zrobią to przemykając się po Konoszę czy skorzystają z podziemnych
korytarzy. Niezależnie od tego, musimy zachować pełną dyskrecję. Zero
obszarowych ataków, pełnej dywersji, widowiskowych technik. Szybko i
potajemnie, tak ma to wyglądać. Wiem, że głównie jesteśmy przygotowani na walki
terenowe i w obcym mieście, lecz musimy sobie poradzić. W razie, gdyby atak
przebiegał na ulicach wioski a cywile coś zobaczyli, należy interweniować.
Uśpienie czy iluzja, będą wskazane. Pilnujemy, aby nie wyszło na jaw, że
dochodzi do jakichkolwiek zbrojnych przewrotów. To jest nasze główne zadanie.
Przechodząc do konkretów — rzekł podnosząc leżąca na biurku kopertę. — To jest
Fugaku, głowa klanu — oznajmił prezentując wyjęte zdjęcie bruneta. — Jeśli
Korzeń go nie sprzątnie, my to mamy zrobić. Następnie — kontynuował pokazując
kolejne fotografie ważniejszych członków Uchihów. — I weź ty ich rozróżnij,
wszyscy bruneci — skomentował po którymś z rzędu zdjęciu. Niestety to był fakt,
charakterystyczna cecha klanu. Do tego w ciemnościach, zapewne jeszcze z jakimś
maskowaniem, ciężko będzie odróżnić, kto jest, kim. Problem może być w
rozpoznaniu ludzi z Korzenia, a co dopiero konkretnych osób z Uchihów.
— Nie mogą stawiać na indywidualność i farbnąć się w
kolory tęczy — marudził przyglądając się fotografiom. Keiko starała się nie
parsknąć śmiechem wyobrażając sobie Fugaku we włosach niczym grzywa kucyka w
bajeczne kolorki, różowy, fioletowy, niebieski, pomarańczowy.
— Kontynuując — odezwał się Danar naprowadzając
przełożonego na poważny tor wypowiedzi, z której zaczął powoli rezygnować.
— Tak, tak. To dalej. Następny jest Shisui i Itachi —
rzekł pokazując ich zdjęcia. Higashiyama drgnęła, napotykając nieodgadniony
wzrok Josuke. Patrzył prosto w jej oczy. Wiedziała, że brunet nie jest zdolny
do ataku na jego ukochaną wioskę, lecz mimo tego, z lękiem oczekiwała słów
dowódcy. — Ci dwaj są po nasze stronie — oznajmił z lekką nutą zawiedzenia.
Odrywając wzrok od zdeterminowanej Keiko, pewnej swoich przekonań. — Mamy z
nimi nie walczyć, a jak zbiegiem okoliczności będzie dochodzić do starcia,
wycofywać się. W celu rozpoznania i wyeliminowania przypadkowego znokautowania.
Oboje będą posiadać przy sobie coś charakterystyczne, dyskretnego, lecz
rozróżniającego ich od reszty. Następnie jest sprawa Sasuke. — Pokazał jego
zdjęcie, które było ostatnim, jakie trzymał. — Na stan obecny nie wiadomo, jaka
jest jego postawa względem zamachu klanu. Nieszczęście polega na tym, że
zalicza się do geniuszy i może sprawiać znaczące kłopoty, jeśli przyłączy się
do ojca. Tuż przed samym atakiem, zostanę poinformowany, jaka jest decyzja
Hokage w jego sprawie. Na wszelki wypadek, przeanalizujcie możliwe scenariusze
walki z nim. Zaznaczam, nie pchać się w pojedynkę, to mogłoby być zbyt
niebezpieczne. A teraz na ostatek. Zostaliście wybrani do tej misji ze względu
na umiejętności. Będziecie pracować samodzielnie. Łączność z siedzibą nie
będzie konieczna. Zostanie wyznaczone miejsce na terenie Konohy, na
przyjmowanie pojmanych, także ciała znokautowanych tam dostarczać. Nie wypada
ich od tak sobie pozostawić. Ten teren będzie pilnowany przez Korzeń, plus
jedna może dwie osoby od nas. Na stan obecny więcej nie wiem. Konkrety i
szczegóły dowiedzie się tuż przed. Aktualnie przygotować się na mobilizację w
każdej minucie. Przećwiczyć ataki dyskretne, skoncentrowane na pozbawianiu
przytomności. Odmaszerować.
— Tak jest! — rozległ się zgodny chór Kindersów.
— Keiko, nazad — oznajmił zawracając szatynkę. Odczekał
chwilę, nim wszyscy opuścili gabinet. — Widzisz, mogę mieć rację, więc przemyśl
dokładnie to, co ci powiedziałem. A do tego czasu, staraj się unikać Itachiego.
I chyba nie muszę mówić, że to ściśle tajna operacja. Nawet on nie może o tym
wiedzieć. Odmaszerować — dodał, kiedy Higashiyama pokiwała głową.
***
Do domu wracała późnym wieczorem, zmęczona i z mętlikiem w
głowie. Od razu po przekroczeniu progu, skierowała się do łazienki na
orzeźwiający prysznic, który dał ukojenie spoconemu ciału. Niestety tylko jemu.
Przebrawszy się w piżamę siedziała na skraju łóżka wycierając mokre włosy.
Myśli miała coraz bardziej przygnębiające. Ku swojemu nieszczęściu doszukała
się argumentów przemawiających na korzyść teorii Josuke. Fakt był nie do
odrzucenia. Itachi z samego początku dość intensywnie interesowało się
organizacją, wypytując o metody działania, zasady w niej panujące. Pamiętała
to. Wtenczas wydawało się to niegroźną ciekawością, teraz pozostawiła wiele
znaków zapytania. Słyszała też o tym, że niekiedy kręci się w pobliżu siedziby.
Plotka o próbie wejścia i rzekomego skontaktowania się z nią, też dotarła. Może
faktycznie Hokage nasłała go, poddając Kindersów infiltracji? Wprawdzie, nagle
po przydzieleniu do jego drużyny, wpadła na pomysł testu, w postaci
zastraszenie oddaniem jej w ręce Mizukage. To było dziwne, temu zaprzeczyć się
nie da. Do tego sprawa braku jakiś sygnałów od bruneta na mocniejsze zbliżenie.
Sama to już dostrzegła. Nawet ostatnio zwróciła mu uwagę, po tym feralnym
obiedzie. Nie wytłumaczył się z tego. Wprawdzie, jakby miała być tylko jego
misją, oczywisty byłby brak zainteresowania nią pod kątem fizycznym. To
wzbudzało niepokój, za dobrze pasowało do słów Josuke. Dając mu jeden z
cięższych od podważenia argumentów. Jednak z drugiej strony, Itachi nie był
osobą, która posunęłaby się do udawania zakochania, w celu wypełnienia misji.
Wprawdzie infiltrację mógł wykonać, po prostu wstępując w ich szeregi. Nie,
jednak nie. Obowiązywałaby go wówczas pieczęć, nie zdradziłby sekretów
organizacji. Każdy z Kindersów taką posiadał, uniemożliwiała ona wygadanie
tajemnic. Keiko nie była wyjątkiem, więc wprawdzie nie powiedziała Itachiemu
niczego, czego nie dowiedziałby się przychodząc na rekrutację. To ratowało,
dając kontrargument przeciwko teorii Josuke. Niestety nie rozwiało wątpliwości,
które zasiał.
Westchnęła podnosząc się, aby rozwiesić wilgotny ręcznik
na oparciu krzesła. Nie podobały jej się aktualne myśli. Do tego jeszcze ta
akcja z zamachem. Nie wyglądało to dobrze, ani nie wróżyło zbyt szczęśliwie.
Wie, że Josuke nie wyda zbyt pochopnie rozkazów, ale… Istniała obawa, że
posunie się do tego ostatecznego kroku. Nie wiedziała, co zrobić, kiedy
nadejdzie ten moment. Nie ma możliwości odmówienia wykonania rozkazu. Jest z
Kindersów, bez względu na wszystko musi spełnić polecenie przywódcy, nie bacząc
na to, jakie jest. Na nieszczęście, fioletowowłosy ma pełne prawo wydać taki
rozkaz, a odwołania nie ma żadnego. Jedyny ratunek znajduje się w przekonaniu
Josuke do Itachiego i jego szczerych intencji. Niestety, dla Keiko brzmi to
wyczynem nie do osiągnięcia.
— I co ja mam zrobić? — zapytałam, sam siebie wzdychając
cicho. Przerywając na chwilę panującą w okolicy ciszę. — Eh, gdybyś tu był —
mruknęła podnosząc fotografię przedstawiającą ją z Kaoru. Był dla niej jak
rodzony brat, więc mocno tęskniła. Niestety jego zdolności, idealne nadawały
się na tą misję i został wysłany na wiele miesięcy do Orochimaru. Udając
uciekiniera, miał wkupić się w łaski, poddając infiltracji jego podziemia oraz
badania, które dokonywał. Źródło cennych
informacji, tak potrzebnych. Rozumiała to, lecz czasami żałowała, że akurat on
musiał tego się podjąć. Spoglądając w te błękitne tęczówki, uśmiechała się
mimowolnie.
— Gdybyś tu był — westchnęła, dokładając ramkę ze
zdjęciem.
— Ta — mruknęła. — Wiem,
co byś powiedział. Nawet słyszę to w głowie. — Odchrząknęła przyjmując buńczuczną
pozę. Dłonie na biodrach, lekko pochylona do przodu postawa, nogi w niewielkim
rozkroku. — Keiko — zakomunikowała starając się naśladować głos przyjaciela. —
Ocipiałaś do reszty! — fuknęła. — Ty i Uchiha. Nie dość, że ześwirowałaś to
jeszcze zidiociałaś! Idziemy na trening. Dobry wycisk, potem zabawa nad wodą w
naszym gronie i rozum ci wróci. Od co! — krzyknęła przybierając poważny,
zacięty wyraz twarzy. Po czym wybuchła głośnym śmiechem. — Dokładnie tak by
było, heh. Aż dziwne, że jeszcze Isamu nie zareagował — zadumała się zerkając
na kolejną fotografię przedstawiającą ją z blondynem. — Ostatnio sporo misji,
może czasu nie miał. A ja gadam do siebie. Oj to bardzo źle wróży. Może
ucichnę? — zaproponowała milknąc, pozwalając by w pokoju znów zapanowała cisza. Nie trwała zbyt długo, gdyż została zakłócona
dźwiękiem komórki. Podeszła do niej zerkając na wyświetlacz. Westchnęła cicho.
Rozkaz, to rozkaz, miała go teraz unikać. Patrzyła na wibrujące urządzenie,
czekając aż zamilknie. Zaraz po tym znów zaczęło dzwonić. Itachi wykręcał numer
aż cztery razy, nim dał sobie spokój.
— A do licha z tym — mruknęła, cały czas obserwując
komórkę. Po czym rzuciła się na łóżko, mocno przytulając poduszkę. Jedną z
licznych, gdyż szatynka posiadała ich ze sześć. Z czego nie każda leżała na swoim
miejscu. Niekiedy wyłączała światło leżąc, co sprowadzało się do rzucania
poduszką w kontakt.
Niestety nadal nie wiedziała jak postąpić. Była przekonana
o szczerych intencjach Itachiego, lecz były też fakty przemawiające na korzyść
Josuke.
— Ześwirować idzie.
Nałożyła na głowę poduszkę mocno ją przyciskając. Miała
teraz ochotę zasnąć, nie myśląc już o tym więcej. Wykona polecenie. O ile
będzie to możliwe ograniczy kontakt z Itachi, aż do zamachu. Pokaże
przełożonemu, że nadal jest wzorowym członkiem organizacji i potrafi dostosować
się do rozkazów. To pozwoli Josuce na niezwątpienie w nią, co odwlecze kwestię
związku z brunetem.
***
Leżał na łóżku czytając książkę. Przynajmniej starał się,
gdyż z przeczytanej stron nie był w stanie zapamiętać, chociażby najłatwiejszego
szczegółu, jak, o czym to jest. Od dnia pogawędki z ojcem, kiedy to przedstawił
swój, jakże błyskotliwy pomysł zamachu, nie potrafił się na niczym skupić. W
jakimś tam stopniu mógł zrozumiał ojcowskie pretensje do Konohy, lecz za nic
metody ich rozwiązania. Fugaku dokonujący krwawego przewrotu w wiosce, z
własnych pobudek na tle chorej ambicji. Nie mógł w to uwierzyć. Jeszcze
bardziej niepokoiła go postawa brata. Sasuke nie był głupi, rozumiał, czym
grozi przedsięwzięcie, którego podjął się ojciec. Niestety mimo tego tkwił
uparcie przy swoim zdaniu. Itachi starał się ze wszystkich sił porozmawiać z
nim, nakłonić do zmiany postawy. Na próżno. Tracił już nadzieję, na
przemówienie mu do rozsądku. Na domiar złego, nie istniała rzecz, która w tym
stanie ukoiłaby jego nerwy. Błąd. Była Keiko, lecz ostatnio nie mógł się z nią
skontaktować. Po feralnym obiedzie spotkali się raz, wybierając na spacer.
Trwał krótko, gdyż szatynka dostała wezwanie do siedziby. Nie miał
wówczas odwagi przyznać się jej, co klan szykuje. Uznał, że jej ta sprawa nie
dotyczy. Im mniej będzie wiedzieć tym lepiej. Jednak po którejś z kolei
nieudanej próbie dodzwonienia się, braku odzewu na sms’y, zaczął rozumieć, że
musiała się czegoś dowiedzieć. Misji nie podejrzewał, gdyż powiadomiłaby go. Do
tej pory, nawet jak spędzała całe dnie u siebie w organizacji, chociaż raz w
ciągu dnia odpisywała na wiadomość. Czuł, że cała ta sytuacja zaczyna go
przytłaczać. A do rozwiązania akcji, jeszcze ponad tydzień, niemalże dwa.
KEIKO!!! No kurdę, jak ja uwielbiam tą dziewczynę, to głowa mała. Gdyby była postacią realną, to czuję, że byśmy się świetnie dogadywały i szalały razem na maksa. Teraz wiem czemu Itachi względem niej jest taki powściągliwy. Potrzebowałyście tego, aby zwiększyć jej niepewność po słowach przełożonego. Szkoda mi jedynie Uchihy, bo choć nie jest tu niczego winien, to dostaje mu się po dupie. Z drugiej strony on zawsze kojarzy mi się z kimś, kto musi się nacierpieć. Choć jest geniuszem, to życie zawsze ciężko go doświadcza. Więc w sumie to dobrze to rozegrałyście. Rozdział za-je-bi-sty!!!
OdpowiedzUsuńCzy w związku z tym, że macie zapas to można liczyć na to, że rozdziały będą się pojawiać regularnie? Np. w soboty? Tak pytam, bo oczywiście fajnie jest zobaczyć, że pojawiło się coś nowego u Was, ale jak człowiek wie że będzie nowy rozdział i wyczekuje tego konkretnego dnia, to jest jeszcze lepiej ;)
Z racji wyjaśnienia dedykacji, jeszcze raz dziękuję. To naprawdę miłe, gdy autor dedykuje rozdzialik czytelnikowi. Fajnie też, jak naskrobie kilka zdań w odpowiedzi na komentarz, ale to oczywiście Wasza decyzja ;)
Weny! Chęci! Czasu na pisanie! No i wszystkiego co tylko chcecie :)
Dziękujemy za komentarz!
UsuńAkari na pewno bardzo się ucieszy, bo Keiko to jej bohaterka :-)
W swojej odpowiedzi nie chciałam się odnosić do treści Twojego komentarza (uściślając - tematu planowanego zamachu) ze względu na to, że ten rozdział co nieco wyjaśnia. Kolejne również, więc wolałam nie spoilerować :D
Jeśli chodzi o częstotliwość publikacji, to bardzo byśmy chciały, ale jest jeden problem. Owszem, mamy trochę rozdziałów w zapasie, ale obecnie niewiele czasu na pisanie kolejnych i obawiam się, że szybko by się nam skończyły i zrobiłoby się pusto. Ja mam prawie dokończony 47, a Akari wciąż walczy z 42. Niestety idzie nam topornie...
Ostatnio ustaliłyśmy, że będziemy się starały wrzucać coś raz na 2 tygodnie, raczej w weekendy. Więcej obiecać naprawdę nie mogę, bo obietnice zbyt łatwo jest złamać ;-)
Pozdrawiam!
Rozumiem, zwłaszcza, że Wasze rozdziały to kawał tekstu, a nie mała pierdółka. Będę czekać na kolejny rozdział :)
UsuńOdpisuje, odpisuje! Jeny, jak zawsze w tyle.
UsuńBardzo Ci dziękuję za ten i wszystkie poprzednie komentarze. Bardzo się cieszę, że postać Keiko przypadła ci go gustu (dobra nie ukrywajmy, nie da się jej nie lubić xD). Sporo ciężkiej pracy trzeba włożyć w wykreowanie całkiem nowej postać. Wszystko trzeba zaczynać od zera, więc to naprawdę podnosi na duchu, jak ktoś to docenia.
Także cieszę się, że rozdział oceniłaś tak pozytywnie :) I mam nadzieję, że następne z tak samo przypadną do gustu.
Jak Erroaya wspominała, mamy lekko zapas rozdziałów, więc będziemy się starać co 2 tygodnie, w weekendy wrzucać kolejne.
Nie przedłużając, raz jeszcze wielkie dzięki i lecę pisać 42 ;)
Hej,
OdpowiedzUsuńz Keiko to naprawdę jest fantastyczna dziewczyna taka zwariowana, no i Itachi nie ma co się dziwić tej jego piwściągliwiści... coraz bliżej buntu już Uchihow...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia