6 sierpnia 2016

44. A ty co za jeden?

— Weź mnie już nie dręcz — jęczała do telefonu. — Nie będę ci teraz wszystkiego opowiadać. Spotkamy się to pogadamy. No nie wiem, kiedy to może być. No teraz trochę roboty u siebie mam. Nie, nie wykręcam się. Serio, zapytaj brata. A no tak, jest na misji. No weź teraz nie zaczynaj z tej strony — jęknęła cierpiętniczo. To, że szła teraz po ulicach Konohy, wcale jej nie przeszkadzało w głośnej rozmowie przez telefonu i nadmiernymi okazywaniem emocji.  — Kobieto proszę cię, bo przestanę od ciebie dobierać telefony. Nie umówię cię z jego kuzynem, żadnego nie znam. Chociaż — urwała na chwilę automatyczną serię odpowiedzi, — Shisui to chyba jego kuzyn. Nie wiem, jaki on jest, raz go spotkałam. Ej, on nie jest gburowaty — oburzyła się. — No dobra trochę jest. Fumiko, błagam ja ciebie, przestać mi o tym nawijać — prosiła niemal krzycząc do urządzenia. — Męczysz mnie tymi pytaniami odkąd się dowiedziałaś. Mówiłam ci, że nic przez telefon nie powiem, spotkamy się to pogadamy — oznajmiła dobitnie, dziarskim krokiem wychodząc za zakrętu. Zrobiła to na tyle energicznie, że wpadła na mężczyznę idącego z na przeciwka. — Przepraszam — odpowiedziała automatycznie, nawet nie patrząc na niego. Wzrok skupiła na butelce, którą wytrąciła mu z ręki. — Bardzo mi przykro — dodała patrząc jak woda wypływa z niezakręconej zakrętki. — Naprawdę przepraszam — oznajmiła pochylając głowę w geście przeprosin i ruszyła dalej. — No widzisz, co przez ciebie zrobiłam — fuknęła do telefonu. — Hę? — mruknęła czując jak łapie ją ktoś za nadgarstek. — O, Itachi. — Uśmiechnęła się widząc go. — O rany — dodała uświadamiając sobie, że to na niego wpadła. — To ja kończę, na Itę wpadłam. Pa — rzuciła rozłączając rozmowę. — Hej. — Uśmiechnęła się do niego promiennie.
— Witam — odparł przysuwając ją bliżej siebie i całując w policzek.
— Słodko.
Jej rozbrajający oraz niewinny uśmiech, zawsze go rozweselał. Nawet teraz, mimo iż był po ciężkim treningu i jedyne, o czym myślał to odpoczynek w domu.
— Winna ci jestem wodę, nie? — Wskazała na butelkę, po którą się schylił, aby wyrzucić do pobliskiego kosza. — To ho, poszukamy sklepu. A coś ty taki wymęczony? — zapytała, przyglądając się brunetowi.
— Z samego rana miałem trening.
— O, to tak jak ja.
Przyjrzał się jej. Nie wyglądała na zmęczoną, wręcz przeciwnie tryskała energią. Żadnego potu, zadrapań, rozdartych ubrań, brudu, prezentowała się tak, jakby właśnie wyszła z domu.
— Na trening moją cierpliwość wystawili.
I po tych słowach wszystko stało się jasne.
— Która w ogóle jest.
— Po drugiej.
— O rany! — krzyknęła, przystając. — To ja — urwała licząc coś na palcach, — pięć godzin z tymi dzieciakami siedziałam — zszokowała się. — Żądam podwyżki — oznajmiła tupiąc nogą.
Itachi obserwował szatynkę, nie rozumiejąc, o czym mówi.
— A no tak — dodała uderzając się otwartą dłonią w czoło, kiedy spojrzała na bruneta i dostrzegła uniesioną brew. — Wezwali mnie rano, aby przeszkoliła grupę rekrutów. Grupę, to dużo powiedziane. Garstka ich była... — ucichła zastanawiając się nad czymś. — Więcej powiedzieć nie mogę — dodała, wznawiając krok. — A jak tam trening? Co robiłeś? Musimy się kiedyś wybrać na wspólny trening, to mogłoby być ciekawe.
Szatynkę słabo interesowała odpowiedź na zadane pytania. Po zdawkowych wypowiedziach Uchihy, szybko zmieniła temat, paplając jak najęta o drobnostkach. Usta jej się praktycznie nie zamykały. Wypowiadała słowo po słowie, często nie trzymając się poprawnej stylistyki czy chociażby logiki. Z opowieści o braku śniadania i jedzeniu jogurtu pitnego, zakupionego po drodze, z łatwością oraz płynnością przeszła do dość poważnego tematu o tym, że czasy się zmieniły i teraz młodzi nie chcą już tak chętnie narażać swojego życia, jako ANBU czy Kindersi. Jednak brunetowi to nie przeszkadzało. Lubił słuchać jej historyjek, słodkiego głosu, patrzeć jak się uśmiecha i z entuzjazmem opowiada czy obserwować blask zachwytu w jej oczach. Poprawiało mu to nastrój, bez względu na to ile problemów miał na głowie.
Czas mijał dość przyjemnie. Do czasu, aż para nie postanowiła wyjść ze sklepu, do którego weszli po wodę.
— No przecież ja ci wodę wylałam to odkupuję.
— Nie trzeba. To był drobiazg. Zapłacę za zakupy.
— No mowy nie ma — wykłócała się Keiko. — Ja miałam ją odkupić to odkupuję i koniec basta! — oznajmiła tupiąc noga na potwierdzenie swoich słów.
— Naprawdę nie musisz jej odkupywać, to tylko woda — przekonywał. Niestety niezbyt dobrze, gdyż dziewczyna się zawzięła i za punkt honoru przyjęła zapłacenie za napoje. Itachi czuł się niezręcznie pozwalając by to ona stawiała. Jednak ustąpił, nie chcąc ciągnąć dalej tego przedstawienia, które zrobiła wykłócając się przy kasie o to, kto płaci.  Zaś szatynka, była bardzo dumna z dokonanego osiągnięcia. Ze sklepu wychodziła dziarskim krokiem, wyprostowana, z wypiętą klatka piersiową oraz wysoko uniesiona głową. Itachi tylko cichutko westchnął podążając w ślad za ukochaną. Mimo obciachu, jaki mu narobiła, rozczuliła go jej postawa. Z uporem dziecka i podobnie oburzoną miną, przekonywała, jaka to jest niezależna. Nigdy w to nie wątpił, jednak bawiła sytuacja, jaką wybrała na udowadnianie tego.
— Coś taki markotny? — zapytała.
— Słucham?
— O kotek! — krzyknęła odwracając się w stronę zwierzaka. Leżał wygrzewając się w słońcu, na krześle, o którego oparcie opierała się tabliczka z reklamą sklepu. Ostrożnie podeszła, kucając w niewielkiej odległości od niego. Oparła brodę na dłoniach i patrzyła na kociaka. Bure zwierzę machnęło ogonem, odwracając leniwie głowę w jej stronę.
— Cześć — przywitała się uśmiechając promiennie. Ten tylko ziewnął, mlasnął językiem, po czym znów powrócił do poprzedniej pozycji.
— Widziałeś, jaki słodziak — oznajmiła podbiegając do Uchihy, stojącego z boku. — Taki mały i słodki kociak — opowiadała a jej oczy błyszczały zachwytem.
— Uroczy zwierzak — potaknął uśmiechając się.
— No to wracając do pytania. Coś taki markotny? — powtórzyła wznawiając marsz. — Oj, no przecież widzę — dodała wywracając oczami, napotykając zaskoczoną minę mężczyzny.
— Zdaje ci się.
— Jasne — odparła przeciągając samogłoski. — A co u Sasuke? — zapytała odkręcając butelkę z wodą i zerkając kątem oka na bruneta. Przystanął na chwilę, z niedowierzaniem przyglądając się dziewczynie. Zorientowawszy się, że został lekko w tyle, ruszył przyśpieszając.
— Skąd wiedziałaś? — zapytał, równając krok z pijącą wodę szatynką.
— Bo to widać. Przykro mi słonko, ale jesteś strasznie przewidywalny. Niekiedy z ciebie czyta się jak z otwartej księgi. Ilekroć jesteś sposępniały, zamyślony, zmartwiony, to zawsze chodzi o brata. Normalnie miłość życia i oczko w głowie — oznajmiła składając ręce jak do modlitwy, wytrzeszczając oczy, starając się przyjąć minę jak zauroczona nastolatka. — Czasami trochę przesadzasz —skwitowała upijając kolejny łyk.
— To aż takie oczywiste? — zapytał cicho, niezadowolony z tego, że tak łatwo go przejrzeć.
— Nooo — potaknęła kiwając energicznie głową.
Westchnął spoglądając na czysty błękit popołudniowego nieba. Nie rozumiał, jakim cudem, Keiko wyczytuje z niego wszystko z taką łatwością. Niewiele osób potrafi coś takiego. Wręcz większość mówi mu, że jest skryty, tajemniczy, nie okazuje zbytnio emocji, zamknięty w sobie i nigdy nie wiadomo, o czym myśli. A wystarczy jedno jej spojrzenie, a zna każdą myśl.
— No to, co u naszego tatuśka?
Patrzyła na niego z ciekawością i z lekko pochyloną sylwetką. Ręce miała spleciona na plecach a upięte w kitkę włosy opadały na dekolt. Sprawiała wrażenie zainteresowanej jego odpowiedzią. Dostrzegał też gotowość do natychmiastowego pocieszania. Uśmiechnął się. Może ma rację i faktycznie trochę przesadza. Wprawdzie Sasuke dzieckiem nie jest, chociaż często o tym zapominał traktując go jakby nadal miał te dziesięć lat. Chciał wierzyć w to, że nic się nie stało, że jak będzie konieczność to brat się do niego zgłosi. Bardzo chciał, ale znał go za dobrze. Brunet nie należał do osób, które pochylą kark, przyznają się do problemów i poproszą o pomoc. O nie. Prędzej pies zostanie Hokage niż Sasuke tak postąpi. Właśnie to, powodowało, że tak bardzo martwił go jego ostatni telefon. Nie miał w zwyczaju od tak odwoływać spotkania, zwłaszcza, jeśli miał to być trening. Musiało się coś poważnego stać, że zrezygnował z tego. Miał ochotę wybrać się do nich i wypytać. Jednak nie mógł tego zrobić. Brat mu nie wybaczy, wtrącania się. Musi cierpliwie czekać, aż sam zechce go poinformować o tym, co się dzieje.
— Nie, no serio, mógłbyś odpowiedzieć.
— Nie wiem — oznajmił lekko wzdychając. — Naprawdę nie wiem — dodał napotykając świdrujące spojrzenia Keiko. — Ostatnio umówieni byliśmy na trening, ale zadzwonił i odwołał. To wszystko.
Dopiero, kiedy to powiedział na głos, zdał sobie sprawę, jak to głupio brzmi. Martwi się o brata, tylko, dlatego że odwołał spotkanie. Odnosił wrażenie, że teraz przez to, że Haniko spodziewa się dziecka, zrobił się bardziej wyczulony na humorki Sasuke.
— Dramatyzujesz — mruknęła, wywracając oczami. — Może Haniko go potrzebowała w domu do sprzątania, czy zakupów. Może go znów chcica naszła. — Zachichotała, po czym wyszczerzyła rzędy zębów. — To bardzo możliwe. Ciekawe czy to będzie chłopiec czy dziewczynka — dodała zamyślając się. — Haha, o rany już widzę jak Sasuke wiąże dwa kucyki lub robi warkoczyki córeczce. Haha, jak to będzie ona to ja chcę takie zdjęcia. Będę musiała namówić Haniko na ukrywanie się z aparatem za roślinką. W sumie to on się siostrą średnio zajmował, nie? — dodała po chwili, kiedy uspokoiła się, wyrzucając sprzed oczu ten widok. — Ciekawe jak sobie będzie radził jak dziecko się urodzi. Hm — mruknęła zamyślając się. — Masz wyrzucisz — oznajmiła wciskając w ręce Itachiego pustą butelkę. Brunet nie ogarniał, jak ona może z taką swoboda skakać z tematu na temat. Potrafiła wypowiedzieć pięć zdań dotyczących pięciu różnych spraw. Pocieszające w tym było to, że nie oczekiwała odpowiedzi. Bardzo lubił ją słuchać, ale skomentowanie każdej wypowiedzi byłoby udręką. Nie należał do osób wylewnych czy gadatliwych, wolał słuchać.
— Stąd sądzę, że powinien urodzić im się chłopczyk — kontynuowała, nie zwracając uwagi na to, że Uchiha oddalił się nieznacznie. — A ty ja sądzisz? — zapytała, kiedy wrócił.
— Nie wiem — odpowiedział zgodnie z prawdą. Zbytnio go nie zajmowała kwestia płci dziecka. Jeśli już bardziej martwił się o sam fakt, jak brat sobie poradzi z takim maleństwem. Haniko naturalnie nie będzie mieć zbytnich problemów z obsługą noworodka, ale Sasuke przewijający. Nie widział tego.
— Mnie tam taki mały Uchiha bardziej pasuje do Sasuke. Śmiesznie będzie jakby miał oczy po nim a włoski po Haniko. Jednak sądzę, że to będzie chłopczyk. Oj biedaczek. Przecież będzie go maltretował treningami od malutkiego. Chociaż, a kogo z nas rodzice nie maltretowali nimi jeszcze nim poszliśmy do Akademii. No właśnie. A ty sam z siebie się uczyłeś, czy ojciec ci kazał?
Nagle zatrzymała się. Wiecznie radosny wyraz twarzy zniknął. Stała osłupiała patrząc się chłodnym spojrzeniem przed siebie. W ich stronę szła trójka mężczyzn z arogancko wykrzywionymi ustami.
— Chodźmy stąd — oznajmiła twardo, chwytając Itachiego za nadgarstek, ciągnąc w boczną uliczkę.
— A kogo my tu widzimy — odezwał się jeden z przybyłych. Keiko zatrzymała się. Chwilę stała tyłem do nich, aby następnie odwrócić się i spiorunować każdego z nich lodowatym spojrzeniem. Brunet pierwszy raz widział tak groźny wzrok u szatynki.
— Czyżby to nie ostatnia z Higashiyamów? No witamy, upadłego aniołka.
— Co porabiasz ze statusem genina? Koty łapiesz? — zakpił drugi.
— Daj spokój, przecież od razu widać, że dorabia, jako dziwka.
— Ej, wyrażajcie się o mojej narzeczonej — wtrącił się trzeci z nich. — Chociaż dupy to na pewno daje — dodał lustrując ją uważnie.
— O co chodzi panowie? — zapytał lodowatym tonem głosu. Itachi zerknął na Keiko, której postawa go zaskoczyła. Posłusznie stała i słuchała. Z lekko pochyloną głową, wlepiała wściekły wzrok w ich kolana. Nie rozumiał, czemu pozwala, by tak o niej mówiono. Szatynka nie jest dziewczyną, która da sobie w kasze dmuchać, więc tym bardziej zastanawiało go jej zachowanie. Sprawiała wrażenie przyzwyczajonej do taki obelg oraz konieczności wysłuchiwania ich, bez cienia sprzeciwu. To do niej nie podobne.
— A to, kto?
— Jej alfons, to pewne.
— Ile bierze za noc?
Zacisnął pięści, a w jego oczach zamienił się szkarłat. To był odruch. Nie mógł pozwolić, aby w jego obecności tak mówić o niej. Wówczas poczuł jak jej palce zaciskają się na trzymanym przez nią nadgarstku. Zaskoczony spojrzał na nią. Leciutko pokręciła głową. Wzrok miała zrezygnowany, pogodzony z sytuacją.
— No dowiem się wreszcie? Chcę wiedzieć ile musze zapłacić za dzisiejszą nockę.
— Spieprzaj Kimachi — warknęła odzywając się pierwszy raz. — Rozhulanym życiem erotycznym z panienkami spod latarni, rekompensujesz sobie fakt bycia kompletnym śmieciem i niedojdą gorszą niż nie jeden uczniak Akademii? Bo tak to wygląda.
— Ty jędzo! Jestem lepszy od ciebie.
— W czym? Triku nalewania wody z pustej szklanki? A nie, przecież tego nie umiesz. Jak mi przykro.
— Mogę ci tu i teraz udowodnić, co umiem.
— Nie dzięki. Nie bawi mnie dawania łupnia dzieciom.
— Tchórzysz, bo wiesz, że przegrasz.
— Dokładnie. Kimachi ma rację. Przecież jest z Higashiyamów, nie może nic umieć.
— Kochanie, a nie pamiętasz może tego, że to Higashiyama ocaliła wam dupę? I nie wciągnięcie mnie w swoją gierkę. Wiem, po co tutaj przyszliście. — Podeszła do niego. — Cała nasza czwóreczka doskonale wie, kto jest silniejszy — wyszeptała na tyle cicho by tylko on to usłyszał. — Więc mój drogi narzeczony, mógłbyś zdać raport, że jednak nic z tego. Miło było znów zobaczyć starych kumpli. Do następnego — rzuciła odwracając się gwałtownie.
— Jeszcze się gapią? — zapytała cicho idącego obok Itachiego.
— Tak — odpowiedział, zerkając ukradkiem przez ramię.
— Skręcamy — zakomunikowała raptownie wchodząc w boczną uliczkę, znikając z ich pola widzenia. — Uf — mruknęła rozluźniając się. — Co za banda patałachów! — krzyknęła, dając upust złości. — Zgraja, totalny imbecyli, cholernych pieprzników, nic tylko wszystkich rozszarpać, powoli i w męczarniach!
— Keiko, wszystko w porządku? — pytał zatroskany, obserwując jak wyładowuje gniew, żywo wymachujący przy tym rękami.
—Tak, już tak — mruknęła opierając plecy o mur czyjeś posiadłości.
— Możesz mi wytłumaczyć, co to było?
— A po co?
— To trochę jednak dziwne, żeby od tak nagle obrażała cię grupa mężczyzn z Kiri.
Itachiemu nie umknął fakt, że posiadali opaski sąsiedniej wioski.
— Nie, dlaczego — odparła wzruszając ramionami i wznawiając marsz. — Wiesz, ja już będę lecieć. Do później.
— Keiko.
Zatrzymał ją, łapiąc za nadgarstek.
— Spieszy mi się.
— Keiko — powtórzył stanowczym głosem. Doskonale wiedział, że to tylko wymówka i dziewczynie nigdzie się nie śpieszy.
— Itachi, ja na serio nie chcę tego tłumaczyć.
Spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. Naprawdę, wolała, aby nie wiedział. Ugoda z Hokage, była na wpół tajna. Niby powiedzieć mogła, lecz wskazane było milczenie. A z drugiej strony, bała się, że zechce ją zostawić, jak dowie się prawdy.
— Wydaje mi się, że powinienem wiedzieć. Skarbie? — zapytał ściszonym, lekko obniżonym tonem głosu. Wyciągnął dłoń czule głaszcząc po policzku. Pociągnął za trzymany nadgarstek przysuwając bliżej, zamykając w delikatnym uścisku.
— Wstrętnyś — mruknęła wprost w jego klatkę piersiową, od której się przytulała.
— Skarbie — powtórzył nadal tym samym głosem.
— Słodko uwodzisz — oznajmiła odchylając głowę, by spojrzeć w czerń tęczówek. Uśmiechnęła się, stając na palcach. Złączyła na krótką chwilę wargi, pozwalając na subtelny pocałunek. — Ty weź mi tylko wytłumacz, kto tu, kogo powinien kusić — dodała odsuwając się od mężczyzny.
— Ty zawsze kusisz, daj mi raz spróbować — odciął się, lekko uśmiechając.
— Ooo, czyżbyśmy stali się na chwilę bardziej odważni?  — Zatrzepotała flirciarsko rzęsami, przysuwając się bliżej. — Jesteś pewny, że to ci wyjdzie? — zapytała oblizując koniuszkiem języka wargi, a na koniec delikatnie przygryzając dolną. Patrzyła na niego, najbardziej zmysłowym wzrokiem, na jaki ją teraz było stać.
— Keiko nie zmieniaj tematu — oznajmił zasłaniając dłonią jej oczy.  Zaśmiała się, rozbawiona. Niestety Itachi nie umiał się jej oprzeć. Doskonale wiedział, że jeszcze chwila, a dziewczyna będzie mogła z nim zrobić, co chce.
— Naprawdę chcesz wiedzieć? — dopytywała zabierając jego dłoń z twarzy. — To nie jest nic miłego. Bolesna przeszłość.
— Rozumiem, że jest to dla ciebie przykre. Jednak chciałbym wiedzieć, wiedzieć, dlaczego Hokage może mi ciebie odebrać — wyszeptał wracając wspomnieniami do początku ich znajomości.
— No dobrze, ale nie tutaj. Chodź do mnie. Po za tym tu śmierdzi —dodała machając dłonią koło nosa. Chcąc jak najszybciej zniknąć tamtym z oczy, nie zwróciła uwagi, że skręciła w bardzo boczną uliczkę, będącą niewielkiej szerokości szparą pomiędzy sąsiednimi posiadłościami.
Powolnym krokiem zmierzali na obrzeża Konohy. Itachi dziwnie się czuł idąc obok milczącej szatynki. Dziewczyna w ciszy, spacerowym tempem szła obok, obserwując błękit nieba. Odkąd wyszli z ciasnej uliczki nie odezwała się ani razu. To go krępowało, ten brak paplaniny z jej ust i mina prezentująca wyraźną powagę pomieszaną z zadumą. Kątem oka obserwował ją, coraz mniej przekonany do tego, że dobrze postąpił naciskając na wyjaśnienia. Próg domu także przekroczyli w ciszy. Jednym dźwiękiem był brzdęk, jaki wydały rzucane na szafkę klucze. Rzucone przez Keiko w nieładzie buty i pierwsze słowa od dobrych trzydziestu minut:
— Chcesz herbaty?
— Poproszę — rzucił z przedpokoju, gdzie układał w rządku obuwie. Wszedł do kuchni obserwując jak szatynka kręci się po niej, przygotowując picie. Znów milczała, dopóki nie zalała kubków.
— Chodź na górę. To, co chcesz wiedzieć? — Ostawiła naczynie na biurko, zasiadając na krześle. Podkuliła jedną nogą, opierając na niej brodę i z takiej pozycji spokojnym wzrokiem obserwowała jak Itachi siada na łóżku.
— Wyjaśnij mi, kim byli i o co chodzi z tą narzeczoną?
— Długa historia. Zaczynając od początku, czyli od Kiri Gakure. Ród Higashiyama był jednym z ważniejszych klanów w Kiri. Prawie tak jak Hyuuga w Konoha. Naszą specjalizacją była woda, potrafiliśmy zrobić z nią, co tylko zechcemy. W rodzinie była przepowiednia, że jak narodzi się dziecko tego a tego dnia przy odpowiednich warunkach pogodowych to będzie wybrańcem, który posiądzie we władzy żywioł wody. Moja mama urodziła się w bardzo podobnym dniu. Została okrzyknięta boskim dzieckiem. Opanowała wiele rodowych zakazanych technik, którym nikt dotąd nie sprostał. Więc kiedy zaszła w ciąże, było jedno wielkie oczekiwanie i nastał ten upragniony moment. Urodziłam się dokładnie w wyznaczonej dacie przy odpowiednich warunkach. Radość w rodzinie nie miała końca. Wielka wrzawa, że urodziła się kapłanka. Jednak, nie tylko Higashiyama posługiwali się wodą. Były jeszcze dwa inne klany, Karimashi i Nagayachi. Nie trudno się domyśleć, że byli zazdrośni o naszą potęgę. Jednak milczeli, godząc się na zaślubiny moje i następy rodu Nagayashi. U nas w rodzinie małżeństwa były kojarzone, aby nie psuć czystości krwi, a przede wszystkim nie stępić dziedzictwa kekkei genkai. Ku radości klanu już od maleńkości wykazywałam zdolności do technik, które uczą się dzieci dopiero w wieku siedmiu lat. To niepokoiło inne rody. A szalę przeważył pewien incydent. Podczas wojny Iwa Gakure postanowiła zmieść Kraj Wody z mapy. Wysłała potężną armię, która miała obrócić w pył Kiri. Niestety nie udało się ich powstrzymać i dotarli do stolicy. Nad wioską zaroiło się od głazów, które miały zniszczyć wszystko. Wówczas moja mama wraz z grupką innych ludzi z klanu wystąpili do obrony. Praktycznie wszystkie kamienie zamienili w wodę, ratując tym samym wioskę. Wojsko Iwa została przepędzona i było wielkie świętowanie. No tak jakby. Niestety te ataki, które zebrały się nad budynkami, zostały zamienione w wodę, która runęła kaskadami na Kiri, podtapiając bardzo. Niby powinny być gratulację za ocalenie stolicy, ale zaczęły się pretensje o zalanie. Wody było tak dużo, że nie obeszło się bez strat w ludziach. Nie było tego wiele, nie sposób porównać do spustoszenia, jakie by wywalała inwazja Iwa, ale dało pretekst do oskarżeń pod adresem klanu Higashiyama. Ten incydent podsycił także obawy innych rodzin o nasze umiejętności. Skoro garstka ludzi od nas potrafiła coś takie zrobić, a teraz jeszcze narodziłam się ja, dziecię, które ma opanować wszystkie rodowe techniki, to powstała nienawiść. Patrzono jak radzę sobie z panowaniem nad wodą, jak klan jest dumny, a nienawiść rosła. Rok po ataki Iwa, wioska odbudowała się i zaczęła się szykanowanie mojej rodziny. Oskarżano o wywołanie poważnej powodzi, o śmierć utoniętych, o specjalne doprowadzenie do tego, o to, że powinni przetransportować powstałą wodę po neutralizacje techniki gdzieś daleko. Na nic szło wyjaśnianie. Pewnej nocy, Kirimashi i Nagayachi z grupą innych osób zaatakowała naszą posiadłość. Rodzina nie chciała rozlewu krwi, starała się bronić, lecz napastnicy uznali, że odejdą, jeśli zostanę im wydana. Nikt się na to nie zgodził. Wywiązała się walka. Doszło do interwencji Mizukage. Podczas rozmów zostało ustalone, że dojdzie po porozumienia, tylko wtedy, kiedy ludzie biorący udział w obronie Kiri zostaną im wydani na publiczną śmierć. Umowa została zawarta. Grupa najlepszych shinobi klanu, w tym moja mama, głowa rodu, mieli zostać zabici. Higashiyama nie chcieli tego przyjąć do wiadomości. Podczas egzekucji dokonali próby odbicia krewnych. Wywiązała się jedna wielka walka. Starszyzna klanu wiedziała, czym to się skończy. Wręczyli mnie ojcu i kazali uciekać do Konohy, proszą o azyl. Reszta rodziny pozostała w Kiri, została wybita, nikt nie przeżył. Ojciec z trudem dotarł tutaj. Po rozmowach z Hokage i przedstawieniu sytuacji, został udzielony nam azyl. Po negocjacjach między wioskami, zostało ustalone, że możemy żyć, jeśli będziemy przestrzegać kilku wymogów. Nie mamy prawa nigdy przekroczyć terenu Kraju Wody, pod groźbą śmierci, nie możemy mieć wyższego stopnia niż genin, nie mogę również uczyć się zakazanych technik rodowych i trochę tam jeszcze takiego bla, bla. Szczerze, ale to tajemnica, średnio przestrzegam ostatniego punktu. Ale wracając do rzeczy. Ojciec nie pogodził się nigdy ze śmiercią mamy i zaczął o nią obwiniać mnie. Nasze relacje bardzo się pogorszyły, praktycznie nie istniały. Pracował, jako shinobi, dostając marne zlecenia na poziomie genina. Jednak ludziom z Kiri nie pasowało to, że nadal żyjemy i starali się nas zabić, gdy tylko opuszczaliśmy teren Konohy. No i dopadli ojca. Zbytnio mnie to wówczas nie ruszyło. Nadal studiowałam zakazane księgi, które przed ucieczką starszyzna wręczyła tacie. Z powodu ograniczeń nie miałam szans na karierę, jako shinobi a nic innego nie umiałam, więc postanowiłam wstąpić do Kindersów. Tam stopień genina nikomu nie przeszkadza a moje techniki wręcz okazały się atutem. I tak to się potoczyło. Kiri teraz, co jakiś czas próbuje pozbyć się mnie. Przykładowe ci ludzi, co nas zaatakowali jak wracaliśmy z pierwszej nasze wspólnej misji do Suna, byli to przebrani shinobi Kiri. Nie pierwszy raz, coś takiego robią. Starają się ze wszystkich sił dowieść, że łamię postanowienia azylu, który związku z tym powinien zostać cofnięty. No i to tyle, od i cała historia. Trochę smętna. Szczerze, wszystkiego nie pamiętałam. — Jej oczy nagle stały się puste. Były pozbawione emocji, wyjałowione ze wszystkiego. Zdawały się być wykute w skale. — Kiedyś pamiętałam. Wszystko ze szczegółami. Podobno widziałam masakrę klanu, stałam na placu w chwili egzekucji — głos miała beznamiętny. Tonacja podobna do zdawania raportu z misji. Itachi pociągnął ją, zamykając w swoich ramionach. Przytulał mocno, żałując, że wpędził ją we wspomnienia. Jednak Keiko nie odwzajemniła gestu, tkwiła w jego objęciach jak marmurowy posąg. — Jak tu trafiliśmy, nie potrafiłam się pozbierać. Jeszcze na początku ojciec starał się o mnie dbać i wysyłała na terapie. Nie były zbyt skuteczne. W chwili, kiedy coś w nim pękło zabronił mi chcieć się pozbierać po tym. Każdego dnia przypominał o Kiri i tym, co się wydarzyło. Opowiadał, ze szczegółami, non stop, przywołując makabryczne obrazy. Nie potrafiłam tego znieść. Byłam sama w obcym mieście z taką przeszłością i brakiem wsparcia. Chciałam ze sobą skończyć, ale nieudanie. — Objął ją mocniej, odruchowo głaszcząc po włosach. — Odratowali mnie, a Hokage złamał prawo. Bez zgody rodzica nakazał zapieczętować wspomnienia. Chciał abym pamiętała szczęśliwe chwile i rodzinny dom, ale nie udało się tak. Mam zablokowane wszystkie wspomnienia sprzed dnia, w którym chciałam zniknąć z tego świata. Po całym pieczętowaniu Hokage podał mi karteczkę z dokładnie tymi słowami, które chwilę temu wypowiedziała. To moja przeszłość, a raczej to, co o niej wiem. Nie mogę pamiętać więcej, bo pieczęć zostanie zerwana. Powiedział wówczas, że jeśli kiedyś zechcę wrócić do wspomnień, mogę nigdy nie wrócić do rzeczywistości. Dlatego nie pamiętam. W pokoju obok, starym pokoju ojca są dzienniki opisujące dokładnie wszystko, ze szczegółami. Nie mogę ich przeczytać. Nie mogę nawet spojrzeć na jedyne zdjęcie matki, które też się tam znajduje. Tak naprawdę zupełnie jej nie pamiętam. Nawet nie wiem, jakiego koloru miała włosy — zamilkła. — Ale ciesz się z tego — dodała po chwili, lekko się uśmiechając. — Dzięki temu mogłam znieść codzienne tyrady ojca. Po prostu nie wiedziałam, o co mu chodzi, bo nie pamiętałam. Pieczęć na samym początku była bardzo, ale to bardzo mocna. I opowiadania ojca nie potrafiły jej złamać. Z czasem słabnie i zerwanie jej może spowodować nawet błaha sprawa. Stąd nie można mi zobaczyć nawet zdjęcia. No i cała historia. Nic szczególnego.
Objął mocniej, tak szczelnie, jakby chciał ją zatopić w swoim torsie. Składał delikatne pocałunki na głowie, policzkach, czole. Nigdy by nie przepuszczał, że ta, na co dzień wesoła osóbka, mogła przeżyć taką makabrę. Sam rozumiał, co to znaczy widzieć w dzieciństwie koszmar. Widział nie raz tragiczne skutki wojny oraz pola pełne trupów. A mimo tego, Keiko widziała znacznie więcej, przeżyła mocniejszy wstrząs. Nic dziwnego, że chciała umrzeć, aby zapomnieć. Chciał iść na grób Trzeciego i składać szczere podziękowania, za odratowanie jej. Teraz mógł ją przytulać, wspierając samym byciem obok.
— Nie powtarzaj tego nikomu — poprosiła szeptem, wtulając się, zaciskając pięści na materiale koszuli.
— Oczywiście. Przepraszam, że chciałem to wiedzieć. Już nie myśl o tym. Proszę.
— Spokojnie Itaś, mnie takie coś nie rusza — odpowiedziała odsuwając się i uśmiechając. — Teraz jest dobrze, mam ciebie i całą organizację. Nie ma bata, aby coś poszło nie tak.
Mimo uniesionych kącików ust, widział cień tragicznej historii w oczach. Pogłaskał ją po policzku z czułością.
— Uważaj na siebie. Przyszli cię sprowokować, abyś pokazała, że znasz techniki, które w umowie były zakazane. — Szybko rozszyfrował sytuację. Dokładnie tak było. Keiko to wiedziała, stąd nie reagowała na wyzwiska. — Proszę tylko, uważaj na siebie — powtórzył całując namiętnie. Zrozumiał, że jeśli uda się przyłapać szatynkę na łamaniu azylu, to Hokage ją wyda w ręce Mizukage, co oznacza śmierć.
— Spokojnie, radze sobie, to nie pierwszy raz. Nie musisz się martwić. A teraz zmieniamy temat! Co u Shisuiego?
— Słucham? — zapytał zaskoczony szybka zmianą nastroju. Znów emanowała radością i szczęściem.
— No Fumiko chce, aby ją swatała z jakiś twoim kuzynem, więc co u Shisuiego? Ma kogoś? Chętny by był?
Westchnął. Z jednej strony był rad, że Keiko już się pozbierała i znów uśmiecha się, a z drugiej wolał, aby nawijała o słodkim kocie minionym na chodniku niż próbowała umawiać jego przyjaciela na randki.

***

Jak na prawdziwego detektywa przystało, niebieskowłosy ruszył do akcji w terenie. Nie wierzył tym szumowinom z gazet. O nie, oni na pewno są na usługach Hokage i wciskając biednym ludziom to, co blondynka każe. Tak się nie robi! Obywatele powinni znać prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, a nie jakieś półśrodki, które toną w szumie informacyjnym. Był na to za bystry, aby złapać się w propagandę prowadzoną przez władze Konohy. Tylko on jeden może dotrzeć do prawdy, oczyścić niewinny i skazać potępionych. To jego misja! Wypowie się w imieniu tych, których nikt nie chce słuchać.
Z taką determinacją i twardym postanowieniem przemierzał ulice w nieodłącznym płaszczu i kapeluszu z dużym rondem. Uważnie obserwował okolice, przyglądając się nastroją mieszkańców, ich zachowaniom. Jednak to nie dało zbyt wiele informacji. Trzeba było zmienić taktykę. Przybierając różne oblicza, zagadywał do napotkanych ludzi. Udając skłonną do pogadanek i ploteczek starowinkę lub prężnie rozwijającego się mężczyznę ze stanowiskiem reporter główny popularnej gazety. W końcu, kto by nie chciał mieć wzmianki o sobie na pierwszych stronach „Dwutygodnika Konohy” lub „Najprawdziwszych faktów Konohy”. Dzięki takiej taktyce, ludzie chętnie z nim rozmawiali i dzielili się swoimi obserwacjami. Zaś Takeshi czuł się w swoim żywiole. Z pełną pasją i podekscytowaniem zagadywał kolejne osoby podając się za dziennikarza. Zapisując strony w tempie ekspresowym. Do tego stopnia, że pod wieczór musiał zajść do sklepu po nowy notatniki.
Natłok informacji nie zrażał, wręcz przeciwnie, powodował, że mężczyzna pragnął ich jeszcze bardziej. A gdzie dowie się o tym, co w duszy hula pospolitym zjadaczom chleba; w barze. Nic tak nie rozwiązuje języków i atmosfery jak alkohol. Zamówiwszy szklanice piwa, z miłym uśmiechem niewiniątka dosiadł się do lekko podchmielonych rezydentów krańca baru. Mężczyźni kołysali się na wysokich stołkach, tępym wzrokiem obserwując znikający złocisty płyn. Opaski na czołach wskazywały jednoznacznie na shinobi, zaś charakterystyczne ciemnozielone kamizelki, na dość wysoką rangę. Może nawet byli powiązani z Hokage?
— Mam już tego dość — mruknął czkając na koniec.
— Problemy? — zagadał niebiesko włosy, wtrącając się do dyskusji.
— A tyś, co za jeden? — przyjrzał się podejrzliwie Takeshiemu przez na wpół opity wzrok.
— Właśnie przyjechałem wczoraj do Konohy — skłamał, no może nie do końca.
— Jesteś jakiś guru modowym? — zapytał drugi przyglądając się kapeluszowi w szerokim rondem, który aktualnie spoczywał na plecach Akaiby. — Z takim kretyńskim wyglądem nie możesz być nikim innym — dodał upijając konkretny łyk, opróżniając tym samym kufel do końca.
— Albo jakaś gwiazda. Moja córka wlepia wzrok w równie dziwnie odzianych piosenkarzy. Ja nie wiem, jak dziewczyną może podobać się taki pizdryczek w obcisłych spodniach, prawie jak jego druga skóra, wyciętej na brzuchu bluzki z jakimiś długimi majtającymi się rękawami, do tego coś jak spódnica a pasie, włosy tlen na żelu, pełen makijaż, ze szminką, rzęsami i czarnymi oczami, jakby od szklanki odrysowanymi. Jak do czegoś takiego można wzdychać. I to jeszcze śpiewa słodkim głosikiem, że ma problemu. Świat zwariował — mamrotał z oburzeniem patrząc smętnie na prawie pusty kufel. — Ona mnie nie chce w ogóle słuchać. Nawet nie chce być shinobi — załkał.
— Ale chyba Akademię skończyła? — dopytywał przejętym głosem kolega.
Takeshi westchnął, są w takim stanie, że chyba nic od nich nie wyciągnie.
— Tak, tak. Ma tytuł genina, ale zupełnie nie chce się tym zajmować. Odeszła z drużyny i woli z koleżankami szlajać się po ulicach nic nie robiąc. Widziałeś takie piętnastoletnie gówniarstwo.
— Współczuję ci.
— A co tam w pracy słychać? — zagadywał, starając się wyciągnąć od nich, co tylko można.
— A ty co za jeden? — zapytał powtórnie zwracając na niego uwagę, jakby zapomniał, że chwilę temu o nim gadali.
— Przyjechałem wczoraj, jestem projektantem modowym — naprędce wyjaśnił, nie bawiąc się w szczegóły, przybierając tożsamość, którą mu wymyślili.
— Ciekawy zawód. Non stop być otoczonym tyloma modelkami — westchnął rozmarzonym głosem.
Takeshi się poddał. Nic od nich nie wyciągnie, za dużo wypili, aby móc z nimi prowadzić w miarę sensowną rozmowę. Rozejrzał się po barze, szukając kolejnej ofiary. I bingo! Znalazł młodego mężczyznę w rogu sali, który sam popijał piwo obserwując własne oblicze odbijające się w szybie.
— Można? — zagadał wskazując wolne krzesło. Rudzielec zmierzył go bacznym spojrzeniem, lecz kiwnął głową, wracając do kontemplacji własnego wyglądu.
— Projektant modowy, co?
Takeshi zmarszczył brwi. Usłyszał, mimo takie odległości i gwaru. Musi to być wprawiony shinobi. Niestety nigdzie nie dostrzegł charakterystycznej opaski ze znakiem Konohy.
— Owszem. Wyruszyłem w podróż szukając inspiracji.
— W barze — mruknął podejrzliwie. — No cóż — dodał po chwili, — wszyscy smutki topimy w alkoholu.
— A ty masz jakieś smutki do utopienia?
— Praca shinobi wesoła nie jest.
Bingo! Dobrze wyczuł w nim jednego ze swoich. A jego stan pozwalał na swobodna konwersację. Może uda się czegoś ciekawego dowiedzieć.
— Oj tak, słyszałem o tym. Zmuszani do mordowania i oglądania makabr każdego dnia. Nieciekawe zajęcie.
— Zależy, kto. Ja na szczęście na front nie jestem wysyłany. Chyba bym ze świrował, widząc takie sceny codziennie. Jak po czymś takim wrócić do żony i wieść spokojne życie, jak godzinę temu zabiło się pięciu ludzi. Czysty horror. Mówię ci, shinobi to nie są ludzie, to psychopaci — dodał przyciszając głos, rozglądając się uważnie, czy nikt nie podsłuchuje.
— Coś w tym jest — mruknął potakując i upijając łyk ze swojego prawie nietkniętego kufla. — To, co robisz, skoro nie jesteś wysyłany na front? — zagadał niby z ciekawości.
— A proste sprawy. Papierkowa robota, bieganie między wioskami z raportami, taka tam robota chłopca na posyłki. Do bani — skwitował krzywiąc się.
— Jesteś stąd?
— Iwa — burknął przykładając rant do ust. Jednym duszkiem wypił prawie całą zawartość.
— A to na misji jesteś? — wypytywał.
— Ta. Nudy na budy. Mam obserwował nastroje w wiosce. Cholera wie po kiego.
— A to coś niedobrego się tutaj dzieje?
— Tak jakby. Brak policji, jakieś zamieszanie, te dziwne utraty przytomności, cholera wie, co się tutaj dzieje. Ja mam tylko to obserwować, notować i wysyłać raporty, tyle mojej pracy. Nuda.
— A to, co zaobserwowałeś?
— A nic.
Takeshi popatrzył na jego pusty kufel, chyba czas postawić kolejkę, aby rozwiązać mu język.
— W sumie to niewiele. Ciężko dowiedzieć się, czemu zniknęła cała policja. Podejrzewam, że biorą udział w jakieś zorganizowanej akcji. Mam też na oku tą waszą organizację, Kindersi. Muszą być powiązani z Uchiha, skoro to oni są rzekomo odpowiedzialni za te utraty przytomności. Znika policja, dochodzi do tych incydentów i nagle to oni za to przepraszają. Coś tu nie gra. Muszą być w jakieś zmowie. Wytłumaczenia lipnie naciągane, tylko debil to kupi.
— Interesujące — mruknął. Nie łączył faktów w ten sposób, ale jego nowo zapoznany kolega może mieć rację. To bardzo pomocna uwaga.
— A ty, czym się odpłacisz? — burknął upijając spory łyk ze świeżo przyniesionego kufla.
— Dopiero, co przyjechałem, jestem artystą, nie znam się na sprawach shinobi — wykręcał się. W końcu to on chciał zdobyć informację a nie dzielić się zdobytymi.
— Coś jednak musisz wiedzieć — nalegał mierząc bacznym spojrzeniem.
— Zauważyłem tylko tyle, że w wiosce panują atmosfera intrygi. Wszyscy są jacyś pobudzenia, szeptają, rozmawiają.
— Każdy to wie. Nie znasz się na sprawach shinobi. Ale dzięki za piwo — zaśmiał się rubasznie unoszą kufel i wypijając całą jego zawartość jednym duszkiem. — Nara.
Takeshi jeszcze przez chwilę siedział przyglądając się jak rudzielec znika za drzwiami. Dopisał zdobyte informacje, stawiając przy nich okazały znak zapytania. Musiał potwierdzić domniemane domysły. W końcu jest detektywem, nie może na poważnie brać wszystkiego, co usłyszy. Musi mieć niezbite dowody. A skoro chodzi o Kindersów i Uchiha… Wybiegł z baru, pozostawiając niedopite piwo. Ten przebieraniec będzie coś wiedział! W końcu nie dość, że kręci z najstarszym synem głowy rodu to jeszcze jest od tych popaprańców.
Naciągnął na głowę kapelusz i wtapiając się w zapadający zmrok pognał na obrzeża Konohy. Ostrożnie się skradając, zbliżył się do domu Higashiyamy. W pomieszczeniu na parterze świeciło się światło, a okna nie były zasłonięte. Dostrzegł zarysy męskiej sylwetki krzątającej się. Czyżby, w końcu zrzuciła swoją przykrywkę? W tej chwili żałował, że nie miał lornetki. Postać zbliżyła się do okna, więc Takehis musiał schować się za murem.
— Też sobie porę wybrałaś — usłyszał męski głos i dźwięk otwieranego okna.
— No, co?
Ostrożnie wychylił się. To była jego szansa. Przeskoczywszy przez ogrodzenie przycupnął w krzakach. Teraz znajdował się tuż pod otwartym na oścież oknie. Idealne miejsce, na podsłuchiwanie.
— Przecież nie masz składników na to.
— Oj Itachi nie marudź. Dla chcącego nic trudnego. Zmielimy i będzie.
Drgnął. Co oni mają zamiar mielić? Czyżby znalazł dowód na swoją teorię o narkotykach?
— Mikser masz?
— Taki mały o tam. Wsyp po brzegi, to powinno wystarczyć.
Żałował, że nie ma jak zerknąć do środka. Chyba, że… Mrówka! Przywołał jedną i wrzucił na parapet. Ona wszystko zarejestruje. Z rosnącym podekscytowaniem przysłuchiwał się głośnemu a także irytującemu hałasowi, jaki wytwarzał uruchomiony mikser.
— Tyle?
— Ta, starczy, ale weź ty uważaj z tym proszkiem — żachnęła się.
— Pyli się, to naturalne.
— Białe świństwo — mruknęła zniesmaczona.
Takeshiego aż nosiło. Przecież oni mówili o narkotykach!
— A!
— Keiko co się dzieje? Czekaj co ty robisz?
— O nie tym razem to się nie dam przestraszyć. A masz! — krzyknęła dobitnie i… Chlusnęła wodą z pokaźnej miski wprost na parapet i krzaki pod oknem, więc i centralnie na głowę niebieskowłosego. Pośpiesznie schował notes, bojąc się, że zamknie. Serce mu przyśpieszyło, czyżby zauważyli jego obecność. I co teraz? Przecież to mafiosi, będą go torturować tygodniami!
— Co ty wyrabiasz?
— A nie, to nie to — mruknęła z ulga pomieszaną z rozczarowaniem. — Myślałam, że to pająk a to tylko duża mrówka.
— Weź nie przesadzaj.
— Dobrze, że to tylko woda, bo bym zniszczyła rośliny.
Takeshi spomiędzy listowia dostrzegał kasztanowe włosy dziewczyny wychylającej się przez okno. Patrzyła wprost na niego. Przełknął głośno ślinę czekając na wyrok.
— Przesypałeś ten proszek.
Na szczęście odwróciła się w głąb pomieszczenia, przymykając okno. Wypuścił wstrzymywane powietrze, oddychając z ulgą. Nie został wykryty. Niestety, także już nic nie słyszał. Nie mając wyboru i nie chcąc już ryzykować ujawnieniem, wycofał się poza mury posiadłości. Stamtąd jeszcze raz przyjrzał się parze krzątającej się po pomieszczeniu. Uchiha zbierał coś rozsypanego po blatach, zaś Keiko zawzięcie mieszała w misce. Teraz miał potwierdzenie, że oni handlują narkotykami. Mało tego, że handlują to jeszcze je wytwarzają. Nic dziwnego, że dziewczyna mieszka na takich obrzeżach Konohy. Tutaj nikogo nie ma, nawet sąsiadów, totalna pustka. Idealna na czarne interesy.



2 komentarze:

  1. Ten detektyw mnie irytuje jak się pojawia. Czaję, że on się musi pojawić, aby nieco namącić, ale mam nadzieję, że Itachi sowicie go ukarze :D Historia Keiko - wow! Zawiłe i zwiastujące sporo rozdziałów. A ja się zastanawiałam o czym teraz będzie pisały, skoro Uchiha się już powiązali w pary :D
    No i muszę podkreślić, że Keiko znowu zachowuje się tak jaką ją lubię najbardziej :D Ona jest rozkosznym, roztrzepanym stworzeniem. Mogłabym się głowić, co Itachi w niej widzi, ale mam przyjaciółkę z podobnym charakterkiem i faceci dla niej też głowy tracili, więc to jednak nie takie dziwne :D
    Weny. czasu i chęci do pisania :))
    Ze względu na porę, ograniczę się do tych kilku słów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniale, w końcu poznaliśmy przeszłość Keiko haha swatanie Suchiego bosko, ale mnie Takeshi wkurza jakaś chorą intrygę wymyślił i jak na złość wychodzi że myśli dobrze...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń