25 października 2013

13. Praca społeczna

Z wybiciem ósmej rano Itachi stanął przed bramą do szpitala czekając na Keiko by wreszcie odrobić zadane prace społeczne. Stał mając nadzieję, że tym razem raczy się pojawić. Chociaż zaczynał w to wątpić gdy zegar na budynku pokazał kwadrans po. Upłynęło kolejne pięć minut, w których brunet doszedł do wniosku, że i tym razem dziewczyna się nie pojawi. Już wykonał pierwsze kroki w stronę powrotną, lecz zawahał się obierając inny kurs udając się do Keiko, by sprawdzić czy przypadkiem nie zaspała.  Podróż się zakończyła z ujrzeniem machającej mu na powitanie dziewczyny.
— Cześć — rzuciła nie bardzo wiadomo, do kogo, bo gdy mówiła to wpatrywała się w wyświetlacz odtwarzacza starając się wyłączyć urządzenie. — Chyba nie jestem spóźniona? — zapytała spoglądając na zdegustowaną minę Uchihy.
— Tylko kilkadziesiąt godzin. Mieliśmy być tu wczoraj.
— Oj daj spokój. Dzień w tą czy w tamtą, co za różnica. Z resztą po balandze w siedzibie trzeba było wytrzeźwieć. U nas nie ma małych imprez, ja już jest to mega feta i wszyscy dochodzą do siebie kilka dni. I tak było dość skromnie gdyż sporo osób teraz wraca na misje lub na nie wyrusza.
Mężczyzna westchnął cicho, obierając kurs z powrotem na szpital. Gdzie na szczęście recepcjonistka nie była poinformowana, kiedy mają się zjawić toteż nie robiła żadnych wyrzutów, co zadowoliło Itachiego gdyż nie chciał podpaść ponownie zważywszy na rozmiar ostatniej hecy.
— W głębi korytarza po lewej znajduje się schowek gdzie znajdziecie potrzebne wam przybory. W razie jakichkolwiek pytań proszę się kierować do mnie — rzekła wręczając mężczyźnie klucze. Ich zadanie nie było wybitnie skomplikowane, mieli odmalować dach gdyż woźny jest na urlopie a przybyła ładna pogoda skłania pacjentów do wychodzenia.
— Co oni niby tutaj chcą odmalowywać? — mruknęła Higashiyama rozglądając się po dachu gdzie wszystko wyglądało na dobry stan. Jedynie miejscami odpryskująca farba na balustradzie prosiła o odświeżenie ukazując światu pierwotny mosiężny kolor.
— Takie jest po prostu nasze zadanie, które polega na odmalowaniu nie ocenie czy należy odmalować.
— Marudzisz — skwitowała przeciągając się oraz rozglądając, za co by się zabrać.

Godziny mijały na żmudnej pracy a temperatura rosła powodując coraz większe zniechęcenie. Do tego dochodziła cisza, która coraz bardziej irytowała Keiko, więc żeby ją zabić zaczęła nucić ulubioną piosenkę.  A z racji tego, że Itachi wybrał się na dół po coś do picia pozwoliła sobie na zaśpiewanie tej jednej, która chodzi jej ciągle po głowie.
Itachi, który cały czas ukrywał się w cieniu wejścia westchnął nie mogąc pozbyć się wrażenia, że słowa piosenki  w jakimś stopniu odnosiły się do niego.
— Już południe zasłużyliśmy na przerwę — rzekł wychodząc na dach skąpany w promieniach słonecznych. Gwałtownie odwróciła się jakby wystraszona obecnością Uchihy. Jednak on postanowił udawać, że nic nie słyszał wyciągając w jej stronę przyniesioną butelkę wody.
— Dzięki — mruknęła podnosząc się z siadu tureckiego, w jakim tkwiła podczas malowania balustrady. — Ale zdrętwiałam — dorzuciła przeciągając się i siadając na ławeczce obok. Zaległa dziwne krepująca cisza, w której oboje nie wiedzieli, co powiedzieć ani jak się zachować. Każdy starał się skupić na wykonywanej czynności, czyli piciu wody, lecz ona z czasem się skończyła i trzeba było coś powiedzieć.
— A właśnie, no, bo ja nie, jeszcze nie podziękowałam za kolejne krycie przed Tsunadą — wybełkotała lekko się rumieniąc. — Chociaż — dodała przybierając buńczuczną minę patrząc prosto w czerń jego oczu — prosiłam abyś powiedział prawdę — żachnęła się.  — Co ci przyszło do głowy wymyślać kolejne kłamstwo? Nie no wdzięczna jestem za pomoc, ale lekko się zaplątaliśmy. Dlatego na przyszłość radze po prostu mówić prawdę, z niej szybciej się wyplącze. I naprawdę nie wiem skąd pomysł na ciągnięcie tego dalej.
— Wolałbym to zachować dla siebie — odparł lekko speszony gdyż nie był przygotowany na takie pytanie. Sam od końca nie rozumiał przyczyn swojego zachowania i na stan obecny wystarczyła mu taka odpowiedź.
— Dobra, nie to nie. Jednak w taki razie ty nie pytasz mnie o Kraj Wody. Okej?
— Zgoda.
— O zobacz! — krzyknęła podnosząc się i podchodząc do balustrady. — Widać stąd przygotowania do jutrzejszego festynu. Tam na obrzeżach miasta — mówiła wskazując rękę odpowiedni kierunek — budują festynowe miasteczko, nawet można dojrzeć zarysy stawiania sceny. Już nie mogę się doczekać jutra. A ty? — zapytała odwracając się przodem do rozmówcy. — Uwielbiam ten dzień. Zawsze zbieramy ekipę i idziemy się bawić.  Jest parkiet, są te głupie konkursy gdzie wygrywa się pluszaki. Niemalże z każdego festynu mam jakąś pamiątkę. Oh, a zeszły obchodziłam z Kaoru. A w ogóle to wpadliśmy na genialny pomysł, że… — mówiła nie zwracając uwagi na to, czy rozmówca ją słucha czy też nie. Bardziej skupiała się na przeżywaniu minionych imprez i opowiadaniu jak to będzie super jutrzejszego dnia. Z ekscytacji aż błyszczały jej oczy a uśmiech nie schodził z twarzy.
— Ocean granatowych oczu — szepnął wpatrując się w jej tęczówki.
— He? Mówiłeś coś? — zapytała zatrzymując się w połowie zdania.
— Nic przypomniałem sobie, że… Trochę spóźnione życzenia, ale wszystkiego najlepszego.
— He?
— Wczoraj był dzień kunoichi.
— Serio. Nawet nie zauważyłam. Ale dzięki.
— To nikt ci wczoraj nie złożył życzeń?
— No. U nas mało, kto pamięta o takich świętach. Nawet na urodziny rzadko, kto ci życzenia złoży. Jedyne co hucznie się obchodzi i wszyscy o tym pamiętamy to dzień wstąpienia do organizacji. Wówczas robimy imprezę niespodziankę dla solenizanta. Zabawa wygląda mniej więcej jak urodzinowe przyjęcie. Chociaż się zdarza, że kilka osób ma tego samego dnia. Bywa.
Dziwne — pomyślał, nie chcąc na głos wypowiadać swojej konsternacji nad zwyczajami Kindersów, które coraz bardziej go zaskakiwały. Mało kto miał o tej grupie jakiekolwiek informacje oprócz kilku ogólników, była niezwykle tajemnicza, przez co wydawało mu się że powinna być sama w sobie tajemnicą, a nie zbiorem kuriozalnym członków, z jeszcze bardziej kuriozalnymi zasadami i misjami które są jednym wielkim znakiem zapytania.
— A zostawiając ich, to jak, jakieś plany na jutro?
— Żadnych.
— Nie idziesz na festyn? — Pokiwał głową. — Ale dlaczego? Przecież to taka fajna zabawa. Zorganizowany po to, aby shinobi mieli trochę imprezy i chwilę relaksu.
— Nie przepadam za taką formą rozrywki a wręcz taka zabawa będzie dla mnie męcząca.
— Dziwny jesteś — skitowała. — Nie chcieć się pójść zabawić. No, ale jak wolisz siedzieć w domu nad czymkolwiek tam będziesz siedzieć to proszę bardzo. Tylko potem nie żałuj.
— Uwierz mnie nie będę mieć, czego żałować. Każdy festyn wygląda tak samo.
— Ośmielę się nie zgodzić. Ale, jak co roku zostajesz w domu to dla ciebie faktycznie będzie wyglądało tak samo.
— Nie o to chodzi. Miałem na myśli…
— Dobra wiesz, co, — przerwała mu — to jest bezcelowa, możemy gadać tak do jutra a ja chcę to jak najszybciej skończyć by się stąd zmyć — oznajmiła powracając do przerwanej czynności. Z cichym westchnieniem pochwyciła pędzel siadając po turecku przed balustradą. Lubiła spędzać czas z Itachi, ale czasami męczyła ją jego hierarchia priorytetów.  

Czas leciał w pustej ciszy, nawet Keiko porzuciła nucenie na rzecz skupienia się na malowaniu, które szło im nad wyraz sprawnie. Słońce schowawszy się za pobliskim drzewem rzucało przyjemny cień na dach, niezwykle kojący po godzinach smażenia się w zenicie.
— No nie uwierzę, co tutaj tak cicho? — Spokój został zakłócony przez intruza, który wtargnął wywołując hałas. — Keiko pracująca w skupieniu i ciszy, coś ty jej zrobił Uchiha? — warknął spoglądając groźnie na bruneta, który odpłacił mu się tym samym. Mężczyzna nie znosi całego klanu, mimo przynależności do niego. Chociaż ona jest tylko oficjalna, bo w praktyce trzon wyrzekł się jego rodziny za przynoszenie hańby tak zacnemu nazwisku. A w rezultacie poszło o niedokładnie wykonaną misję Ody, gdzie miał uwieść córkę władcy jednego z malutkich państewek, która po namowie miała nakłonić monarchę do zmiany decyzji i niepakowania się w przymierze z Krajem Dźwięku. Niestety źle zatarte ślady spowodowały ujawnienie „romansu” i małe zamieszanie, ale to wystarczyło żeby głowa rody wyrzekła się Ody, jego siostry i matki. Przez co rodzina popadła w problemy finansowe, odcięcie od wsparcia klanu dla owdowiałej kobiety spowodowało sporą dziurę w budżecie i zmusiło do przeprowadzki oraz podjęcia pracy. Toteż młodzieniec od dwóch lat nienawidzi każdego Uchihy a zwłaszcza, jeśli pochodzi z trzonu gdyż to oni przegłosowali decyzję o wyrzeczeniu się ich.
— Oda? Co ty tutaj robisz? Nie miałeś dzisiaj wyruszać na misję?
— Wyruszam za trzy godziny. Tyle, że przegrałem wyliczankę i… muszę cię poinformować o… — urwał szukając odpowiednich słów na białych kafelkach, którymi był wyłożony dach.
— Tylko mi nie mów, że wysyłają mnie na misję jutro. Przecież wiecie jak czekam na ten jutrzejszy festyn.
— Nie, ale wiadomość jest równie przykra.
— Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że coś się komuś stało?
— Nie.
— No to, o co chodzi? — zapytała lekko już podirytowana jego podchodami.
— Zostajesz na festynie sama.
— Co?!
— Ze względu na akcje z Hokage wszystkie misje zostały przerwane i odwołane, przez co mamy opóźnienie w pracy, toteż Josuke powysyłał wszystkich w teren. Niemalże nikt nie zostaje w Konoha, a jak zostaje to ma masę roboty w siedzibie. Przykro mi.
Cisza, w której panowie obserwowali reakcję dziewcyzny, która stała ze skwaszoną miną naburmuszonego dziecka.
— No to, to już jest chamstwo.
— Nie jesteś zła? — zapytał zaskoczony spodziewając się krzyków i wrzasków.
— Oczywiście, że jestem, ale chyba bardziej na to, że skoro wysłał wszystkich to, czemu nie mnie. Lepiej bym się poczuła gdyby musiała zrezygnować z imprezy na rzecz misji a nie została przez was wystawiona.
— To porozmawiaj z nim w tej sprawie. Może ci załatwi jakąś małą dywersję. Chociaż wątpię, bo jako że jesteś teraz z tym palantem w drużynie to mniej dostajesz zadań od nas, bo w każdym momencie może Hokage zażyczyć sobie wysłania cię gdzieś. A teraz wybacz, muszę lecieć przygotować się do misji. Do zobaczenia za parę dni — rzekł przytulając ją. — I trzymaj się z dala o tego padalca — dorzucił wskazując głową na Itachiego, który gniewnie zmrużył oczy.
— Obstawiam, że nie wrócisz! — krzyknęła za znikającym przyjacielem na klatce schodowej.
— Dzięki! — odparł znikając wewnątrz budynku. Zaś dziewczyna stała jeszcze chwilę z uśmiechem wpatrując się w zejście z dachu. Lecz po chwili się otrząsnęła i napotkała Itachiego z uniesionymi do góry brwiami w geście niemego zapytania o dziwne pożegnanie. W odpowiedz machnęła ręką kręcąc przecząco głową, by dać mu do zrozumienia, że to mało istotne. W organizacji wszyscy się tak żegnali, życząc sobie powodzenia przed misją. Taki rodzaj odwróconej psychologii, robisz coś na przekór innym. Jeśli mówią ci, że nie wrócisz z misji ty zrobisz wszystko żeby było inaczej i wrócisz cały z wyśmienicie wypełnionym zadaniem.
Po krótkiej przerwy para wróciła do pracy, która zakończyła się po dwóch godzinach. Dach lśnił nowością a tytanowa biel odbijała promienie słońca powoli niknącego za przeciwległym krańcem wioski. Recepcjonista, której wręczali klucze była zdziwiona szybkością, z jaką wykonali zadanie, toteż na pytanie Higashiyamy o której mają się jutro zjawić odpowiedziała:
— Proszę mi wybaczyć, ale zakładaliśmy, że odnawianie zajmie wam dwa dni. Nie mam dla was więcej pracy.
— To proszę znaleźć jakąś inną. Hokage kazała odpracować dwa… — urwał z powodu silnego kopa, którego zasunęła mu niemająca ochoty więcej pracować społecznie.
— Niestety nie mam innej pracy do wykonania w szpitalu. Zakomunikuję wielmożnej, że odpracowaliście wyznaczoną pracę, gdyż tylko tyle mieliśmy dla was. Jednak jak bardzo chcecie pomóc — dodał po chwili zaglądając do rozłożonego na blacie zeszytu szukając im zadania. — W sumie to jest coś jeszcze — oznajmiła po chwili, w której Keiko mierzyła Uchihę morderczym wzrokiem. — Jak dostarczycie ta paczkę leków do naszej pacjentki będziecie wolni.
— O to niedaleko Fumiko — rzuciła odczytując adres przesyłki.  — I tak mam ochot wpaść do niej, więc mogę ją zanieść — zaproponowała odbierając niewielki kartonik z rąk recepcjonistki.
— Nie zwalam zadania na innych. Mamy to dostarczyć razem i razem to dostarczymy — zakomunikował stanowczym głosem jakby pouczał dziecko, że nie kradnie się jabłek sąsiadowi.
— Jak chcesz — mruknęła wzruszając ramionami i wciskając paczkę w jego ręce.

Przez pierwszą część podróży musieli przeciskać się przez zatłoczone ulice pełne ludzi z ciężkimi pakunkami, które zanosili na rozbijające się miasteczek festynowe na obrzeżach miasta. Co chwile przecinał im drogę biegnący monter krzyczący do tragarzy żeby uważali z tymi stelażami. Nawet sklepiki się dzisiaj szybciej zamknęłyby przygotować produkty na jutrzejsze stoiska. Jedynie kwieciarnie pękały w szwach, gdyż takie wydarzenie to dobra okazja do randki, na którą wybierała się znaczna część młodej populacji wioski. A i jeszcze butiki miały w takich dniach wzmożoną sprzedaż, bo jak spotkanie z ukochanym to kupno nowej sukienki. Toteż nie zabrakło wśród przechodniów grupek koleżanek z pełnymi torbami z najróżniejszych sklepów i ożywionych dyskusji, co będzie pasować do kremowej spódnicy, czy zachwalania nowego błyszczyka.  Jednym słowem czuć było narastające podniecenie jutrzejszym wydarzeniem, które wzmagało wywieszane plakaty i:
— No to się nazywa złośliwość przedmiotów martwych — mruknęła, gdy młody mężczyzna wręczył jej ulotkę z programem festynu, którą ku pogorszeniu swojego humoru zaczęła czytać. — I mnie ominie ta całą zabawa — jęczała zaczytując się w atrakcjach. — Do bani — skwitowała zgniatając papier w piękne działo orgiami, które każdy potrafi stworzyć, czyli w kulkę. Po czym arcydzieło powędrowało do mijanego kosza.
— Przecież możesz sama pójść. Nikt ci nie broni.
— No, ale mi zabawa samemu iść. Beznadzieja. Zabawa jest tylko wówczas, gdy idziesz z kimś. Samemu jest nudno nawet w najbardziej czadowym otoczeniu.  W końcu balanga jest super ze względu na towarzystwo a nie miejsce.  Mam! — krzyknęła zatrzymując się doznawszy olśnienia, jednak uznała, że poczeka aż przerzedzą się te tłumy i wyjdą na bardziej spokojne ulice. A dzięki pomysłowi humor jej się poprawił, przez co zaczęła iść skocznym krokiem podśpiewując.
— To jasne, że już wyruszać czas, gdy świt dał ci wyraźnie znak. Nad głową mieć słońce lub pełno gwiazd, by zrozumieć, że życie ma smak. To jasne, że wyruszać już czas. Krok za krokiem pragnę cieszyć się. Słońce śle promień swój do mnie raz po raz, a ja wciąż czuję, że śmiać się chcę — śpiewała przeskakując z jednej płyty chodnikowej na drugą, jakby nadepnięcie na linie spowodowało niewyobrażalne skutki. — Ani śnieg ani deszcz, nie straszne są dziś, bo blask słońca znów wróci tu. Łi! — krzyknęła rozpościerając ręce i zataczając okręgi naśladując ptaki. Uśmiechnął się lekko rozbawiony radością dziewczyny. Nie umiał pojąć jak ktoś taki jak ona jest w stanie aż tak cieszyć się z samego faktu życia. Czasami wydawało mu się, że dziewczyna wręcz emanuje szczęściem, rozweselając otoczenie. Będąc samą w sobie źródłem radości okolicy. Przez co nie potrafił w jej towarzystwie nie uśmiechać się, rozczulała go ta dziecinność czy szczera, bezinteresowna wesołość, która i mu się udzielała. Lubił obserwować Keiko, która tanecznym krokiem przeskakiwała z płyty na płytę, gdy się śmiała lub zwyczajnie była wesoła. Wówczas granatowym ocena sprawiał wrażenie pokrytego diamentowym pyłem, aż taki blask bił z oczu przyciągając niczym tarcza księżyca w bezchmurną noc bezbronnego gapowicza.

— Co robisz jutro? — zagadała równając krok i mniej więcej poważniejąc, czyli po prosty przestała skakać i śpiewać.
— Mówiłem już, że nie mam żadnych planów na jutro.
—A wybrałbyś się ze mną na festyn?
— Co?! — niemalże krzyknął zatrzymując się i odwracając przodem do dziewczyny, która zagrała nieczysto robiąc słodka minę proszącego szczeniaczka. Chociaż nie, bardziej to przypominało minę przepraszającego koteczka, który narozrabiał, ale ty i tak nie będziesz w stanie być na niego zły, bo jest zwyczajnie zbyt uroczy, żeby na niego krzyczeć.  I jak tu odmówić tak pięknym oczkom?
— Pójdziesz ze mną?
— Mówiłem ci, że nie lubię tego typu wydarzeń — odparł wróciwszy do marszu i starając się być twardym.
— No, ale proszę cię — jęczała zastępując mu drogę. — Tym oczom się nie odmawia — oznajmiła przysuwając się bliżej, starając się robić jeszcze słodszą minkę i składając dłonie jak do modlitwy. — Ptosiem…
Uchiha zmiękł nie mogąc odmówić tak słodkim oczkom. W myślach karci siebie za chwilę słabości i brak odpowiednio stanowczego postanowienia. W końcu po pewnym festynie, na którym musiał niemalże uciekać przed swoim fanklubem obiecał sobie, że więcej na coś takiego nie da się nikomu oraz niczemu wyciągnąć. A jednak postanowienie przy Higashiyamie udało się na wakacje a Itachi z głośnym westchnieniem rzucił krótkie „zgoda”.
— Jej! Hura! — krzyknęła podskakując z radości i przytulając się do niego w geście podziękowania. — Mówię ci, przy mnie ten festyn będzie niezapomniany i jedyny w swoim rodzaju. Już o to zadbam — odparła dobitnie przytupując noga na znak prawdy.
— Zobaczymy. Mnie tak łatwo nie jest zadowolić.
— Nie martw się na każdego coś znajdę.
— Niech ci będzie. To gdzie chcesz się spotkać? — zapytał powracając do przerwanej czynności, gdyż wypadałoby jeszcze przed nocą dostarczyć tą przesyłkę.
— Wpadnę po ciebie o osiemnastej.
— Mowy nie ma — zaprzeczył. Wystarczy, że będzie na tym festynie, nie chce jeszcze, aby matka widziała, że idzie na niego z kimś. Po za tym uważał, że to mężczyzna powinien przyjść po dziewczynę nie na odwrót. — Ja przyjdę po ciebie.
— Bezsensu. Mieszkam w przeciwną stronę. Niepotrzebnie tylko będziemy krążyć po Konoha.
— W takim razie spotkajmy się w połowie.
— Dobra myśl. Na skrzyżowaniu Ishimary z Kamuro o osiemnastej. Pasuje?
— Teraz, tak.

Paczka została dostarczona bezproblemowo pewnej miłej staruszce, przed którą grzecznie wykręcali się od pijania herbaty i oglądania stosu starych zdjęć a żeby wykręt był bardziej prawdziwy rozstali się pod jej drzwiami rzekomo idąc załatwić ważne sprawy, które w przypadku Keiko był związane z odwiedzinami Fumiko. W końcu wypadałoby wpaść będąc w okolicy. Skocznym krokiem rada z tego, że jednak nie będzie musiała kombinować misji na festyn udała się do przyjaciółki, która otworzyła jej drzwi w dość ciekawym stroju.
— Rozumiem, że to ostateczna broń na uwodzenie listonosza — zaśmiała się komentując wygląd blondynki.
— Oj daruj sobie kąśliwe uwagi — mruknęła zamykając drzwi za przyjaciółką. — Doskonale wiesz, że szykuję się na jutrzejszy festyn.
— Dobry pomysł idąc w samej bieliźnie w końcu będziesz miała cel osiągnięty. Wszyscy mężczyźni będą się za tobą oglądać — rzuciła z sąsiedniego pokoju, do którego przemieściła się w momencie gdy Fumiko układała rzucone przez nią byle jak buty.
— Hahaha bardzo zabawne. Może byś mi pomogła a nie opychała się paluszkami — burknęła zabierając szklankę ze słonymi przekąska z rąk rozłożonej na kanapie Keiko.
— Dobra, dobra nie złość się, bo to piękności szkodzi.
—   Jesteście z Isamu tacy do siebie podobni. — Wzdychała zrezygnowana .
— A właśnie brata już nie ma? — zapytała udając się w stronę pokoju blondynki.
— A czy mi pulsuje skroń na czole?
— Oj daj spokój Isamu taki zły nie jest.
— Zdaje sobie z tego sprawę. Jednak, gdy szykuję się do randki on staje się nieznośny.
— U… —Zatrzymała się w połowie ruchu z ręką na klamce. — Miałam z tobą o tym porozmawiać. — Odwróciła się. —To z tobą wówczas ciężko wytrzymać — rzekła z rozbawieniem na twarzy i nie czekając na reakcję blondynki wskoczyła do pokoju zamykając szybko drzwi.
— Że niby ja? — Z korytarza dobiegł podniesiony głos przepełniony pretensją.
— Ile ty tego masz? — Keiko stanęła zaskoczona pojemnością skromnie wyglądającej szafy, z której teraz wylały się tony ubrań, butów oraz torebek.
— Niby, dlaczego wówczas ze mną trudno wytrzymać? — zapytała ignorując poprzednią wypowiedź przyjaciółki, która starała się odkopać parapet spod wystawy biżuterii.
— Stajesz się strasznie nerwowa, wszystko bierzesz poważnie i pokrzykujesz na każdego.
— No może racją. Jednak ja chcę tylko tego by randka była udana. Kwiaty, romantyczna kolacja, spacer wśród gwiazd i na koniec czuły pocałunek z wyznaniem miłości aż po grób — oznajmiłam z rozmarzonymi oczami wzdychając głęboko.
— Za dużo romansów czytasz — skwitowała sprowadzając blondynkę do rzeczywistości.
— Co w tym złego, że marzę o księciu na białym koniu? — odparła oburzona zwijając w kłębek sukienkę by móc usiąść na skraju łóżka.
— Nic tylko prędzej dostaniesz gamonia na ośle.
— Dzięki, ty zabójczyni marzeń — rzekła rzucając w dziewczynę leżącą obok bluzką, która wylądowała centralnie na głowie. — Z resztą, z kim ja o tym gadam. Na ostatniej randce znokautowałaś swojego partnera.
— Nie moja winna. Sam chciał grać na obronie.
— Dziewczyno, nie grywa się w zespole przeciwnym. Po za tym, kto będąc na randce gra w piłkę nożną.
— Ano ja. Z resztą to on mnie zaprosił na randkę akurat w Dzień Sportu i on zaproponował przejść się na boisko.
— Ponieważ to jest stara zagrywka chłopaków. Idziecie na boisko, on dołącza do drużyny ty siadasz kulturalnie na trybunach i oglądając jak twój luby pręży przed tobą muskuł oraz popisuje się umiejętnościami kopania piłki zalewają przy tym ciało potem, kibicujesz mu robiąc maślane oczy, gdy on ściąga koszulkę w czasie meczu.
— Ale nuda — oznajmiła ziewając przy tym mocno na potwierdzenie swoich słów.
— Eh… Dlatego poległam w próbie wyswatania ciebie. A zostawiając to, to pomożesz mi w wyborze stroju? Nie jestem pewna czy ubrać coś dłuższego czy krótszego? To ma być nasza pierwsza randka.
— Hym… — Keiko ześlizgnęła się z parapetu uważnie oglądając porozrzucane ciuchy. — Włożyłabym coś dłuższego jak to pierwsza randka. Po za tym przy miniówce istnieje możliwość, że dostaniesz ataku wściekłości jak cię będą komary gryzły w nogi. Z resztą będzie tam trochę ciemnawo, więc nie ma za bardzo jak uwodzić go nagimi udami. A może przymierz tą? — poleciła rzucając w stronę przyjaciółki zwiewną kremową spódniczką do połowy ud.
— Niezła — oznajmiła po nałożeniu dolnej części garderoby. — I tak fajnie faluje podczas ruchu — dodała kołysząc biodrami. — Będzie super wyglądała w tańcu.
— No i widzisz, wybór stroju to nie taka trudna rzecz.
— A co na górę? W staniku nie pójdę.
— E… Hym… Może to. — Rzuciła kolejnym materiałem, który tym razem okazał się dżinsową koszulą.
— Koszula? Czy to dobry pomysł? — pytała z powątpiewaniem, lecz mimo to założyła podaną część garderoby. — Średnio. Koszula nie pasuje. No chyba, że ją włożyć do środka — dodała przeglądając się w lustrze. — Do tego ten brązowy szeroki pasek. Podaj go, powinien być na krześle. Jakby włożyć jeszcze buciki na niewielkim obcasie. O mogą być te.
— Jakiś drobiazg na nadgarstek — dorzuciła podając Fumiko jedną z licznych bransoletek rozrzuconych po biurku. — I wyglądasz zjawiskowo — podsumowała obchodząc blondynkę.
— Jeszcze tylko makijaż i fryzura. Jesteś genialna. — Rzuciła się jej na szyje. — Nie wiem jak ty to robisz. Ja się męczę z tym już od dwóch godzin a ty przychodzisz wyciągasz, co bądź i rewelacja.
— Tak bywa. Ale sprzątać to ci już nie pomogę — dorzuciła widząc jak po chwili blondynka chowa powyjmowane wieszaki z sukienkami z powrotem do szafy. — To, z kim się umówiłaś?  Pierwsza randka na festynie, ma chłopak gust.
— Właśnie festyn! — krzyknęła gwałtownie się prostując, co wyglądało jakby podskoczyła. — Wybacz, zapomniałam ci powiedzieć, ale Isamu twierdzi, że nie wyrobi się do jutrzejszego wieczora, wybacz.
— Już mnie Oda poinformował o tym, że zostaje sama — wyjaśniła spokojnie siadając na parapecie. — Dlatego też tu przylazłam, mimo iż wiedziałam, że się stroisz na randkę.
— Wiesz skoro tak to może idź z nami — zaproponowała, chociaż było widać, że nie jest z takiego obrotu sprawy zadowolona. — Na pewno zdążę ci znaleźć partnera.
— Mówisz poważnie? Podwójna randka, po tym jak wydarłaś się na mnie, że nigdy więcej na coś takiego się nie zgodzisz. Dwa lata temu pamiętasz?
— Ta, nie da się zapomnieć. To też był wówczas festyn a ja za punkt honoru przyjęłam znalezienie ci chłopaka. Nie dość, że uwiodłaś mi faceta, którego i tak na końcu porzuciłaś to jeszcze cały wieczór ktoś cię od stolika odciągał, przeważnie Kaoru lub Isamu. Siedzieliśmy tak w trójkę a Shan mnie wypytywał o ciebie. Wspaniała randka.
— Nie moja winna. Zachowywałam się tak jak zawsze. To on sobie coś ubzdurał. A odchodziłam, bo mój partner nie proponował mi niczego innego jak taniec i to tylko wolny. A chłopaki zaproponowali udział w wyścigu przez tor przeszkód. No jak temu odmówić.
— Dobra, było minęło. I tak za nim zbytnio nie przepadałam. Zostawiając to, to jak wybierzesz się z nami?
— Po tym wszystkim chcesz mnie nadal zabrać?
— No wiesz jesteś moją przyjaciółką, nie zostawię cię samej w tak oczekiwanym przez ciebie dniu.
— To bardzo miłe z twojej strony, ale spoko nie zepsuje ci randki.
— Misję sobie wykombinowałaś?
— Nie.
— W takim razie musisz z kimś iść.
— No.
— No weź nie bądź taka tajemnicza i mów, z kim? — mruknęła lekko podirytowana zdawkowymi odpowiedziami.
— Z Uchihą.
— Idziesz na randkę z Itachim?! — niemalże krzyknęła z szeroko rozwartymi powiekami i szokiem wymalowanym na twarzy. — Takie wydarzenie a ja pozwalam byś gadała o przeszłości. Zbieraj się, musimy ci kupić jakąś kieckę! — krzyczała z podniecenia ciągnąć szatynkę w stronę drzwi.
— Fumiko uspokój się! — Wyrwała rękę cofając się o kilka kroków. — Nie idę na żadną randkę.
— Ale mówiłaś, że idziesz z Itachi na festyn?
— Bo idziemy, ale jako para znajomych.
— Na pewno? — dopytywała się robiąc podejrzliwą minę. — Tobie nie wychodzi najlepiej odczytywanie niuansów romansu.
— Fumiko palnij się w łeb. Jakiego romansu? Żeby to była randka to on powinien mnie zaprosić a nie ja go siłą wyciągam.
— Siłą?
— Tak, bo on nie lubi tego typu wydarzeń i na nie, nie chodzi. Po za tym, my naprawdę się różnimy. On festyn woli przesiedzieć w domy a ja bym chyba umarła. Więc błagam ciebie przestań bawić się w swatkę, bo jeszcze przez ciebie zacznę widzieć coś, czego nie ma.
— Czekaj, co widzisz? — zapytała z nieukrywanym zainteresowaniem.
— Tylko to, że różnimy się jak biel i czerń.
— E, przesadzasz. Już to, że udało ci się go wyciągnąć na ten festyn dowodzi temu, że cię lubi. Tylko wiesz, tak lubi, lubi.
— A co ja mam pięć lat — mruknęła oburzona ostatnimi słowami blondynki. W odpowiedzi Fumiko wywróciła oczami.
— Tak czy siak pozostanę przy tym, że między wami coś jest.
—Ar… — warknęła szybkim krokiem przemierzając pokój. — Z tobą to ostatnio nie da się porozmawiać byś nie poruszała tego tematu. Robisz się nieznośna — oznajmiła stanowczo i opuściła pomieszczenie. — Powodzenia na randce — rzuciła z głębi korytarza kierując się ku wyjściu.
— I nawzajem — mruknęła, chociaż przyjaciółka już nie mogła jej usłyszeć.


5 komentarzy:

  1. Hej, szperałam po spisie fanficków i natrafiłam na tego bloga którego przeczytałam w ciągu jednego dnia, rekord! Wciągająca fabuła. Z początku na serio nie zauważyłam żeby były mocno widoczne różnice w rozdziałach i szczerze brałam was za jedną osobę, później dopiero zajarzyłam, że są dwie autorki. Naprawdę jakoś tak płynnie łączycie fabułę i odmienne style pisania, że za bardzo nie widać tego przeskoku. Dopiero gdy się zorientowałam, zaczęłam zwracać uwagę na różnice w rozdziałach. To teraz może fabuła. Ciekawa jest para Keiko Itachi, takie dwa przeciwieństwa jednak wydają się świetnie dogadywać, chociaż mam wrażenie jakby Itachi szedł pod pantofel, tak odrobinkę. Para Haniko Sasuke jest dość trudna, czekam na rozwiązanie sytuacji z koszmarem Haniko. Z resztą interesująca postać, dość zagadkowa, nic prawie o niej nie wiemy, bo o Keiko to niemalże wszystko. Rozbawił mnie moment kiedy Keiko opisywała swoją którąś tam randkę. No i niezmiernie mnie interesuje kiedy dojdzie do jakiegoś zbliżenia, już bez znaczenia która para. Takesji! Zapomniałabym o nim. Fajny pomysł na wprowadzanie zamieszania i kretyńskich pomysłów. Fascynujący będzie moment gdy Sasuke się z nim spotka, no i Keiko bo na nią też coś ma i Itachi, który ponoć wili chłopców, a jeszcze Naruto jest. Oj będzie biedaczek mniał kiepsko jak zaplanują wspólny atak. Mam nadzieję, że rozdział ukaże się niedługo, bo dawno już ten został opublikowany, a ciekawa jestem co za rzeczy będą się dziać na imprezie. Czuję, że szykuje się jakiś romantyzm. Noc, wspólne tańce, może jakiś kiss *.* Pozdrawiam i do następnego Yuuki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i opublikowane. Bardzo dziękuję za dołączenie swojego bloga do Lapidarium Narutowskiego. Pozdrawiam i zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów !

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    no i już wiadomo Oda jest wykluczony z klanu, ale może Iatchi ma inny pogląd, no i festyn, najpierw smutna, potem och bosko, Itachi się wybiera, będzie szok...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no i już wszystko wiadomo Oda został wykluczony z klanu Uchiha, ale może Itachi ma zupełnie inny pogląd... no i festyn ;) najpierw smutna, potem och bosko, Itachi się wybiera, to będzie szok dla wszystkich...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    cudownie, i się już wyjaśniło Oda został wykluczony z klanu Uchiha, ale może Itachi ma zupełnie inny pogląd? mamy festyn ;) Itachi się wybiera na festyn, to będzie szok dla wszystkich...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń