1 września 2013

11. Bo czasami można zaplątać się w zeznaniach

Drzwi stanęły otworem a w nich uśmiechnięta twarz. Dziewczyna weszła spokojnym krokiem, rzucając krótkie przywitanie, niezbyt stosowne, ze względu na znacznie wyższą rangę osoby odwiedzającej, jednak jak to miała w zwyczaju nie przejęła się tym.  Stanęła w rozluźnionej postawie przed biurkiem czekając na słowa z ust blondynki, które nie następowały przez dłuższą chwilę. Zaciekawiona tym dziewczyna zwróciła wzrok na kobietę tym razem uważniej badając mimikę twarzy, która wyrażała, ujmując ładnie niezadowolenie. 
— O nie — jęknęła. — Znów drużyna przyszła błagać by mnie przenieść? — zapytała pamiętając, że ostatni raz Tsunade była w takim nastroju po wspomnianym wydarzeniu.
— Nie zupełnie — zaczęła mówiąc dziwnie przeciągle jak osoba starająca się nie wybuchnąć wściekłością. — Był tu dzisiaj rano Akaibe pytając o postępy w sprawie twojej — urwała na chwilę, jakby szukała odpowiedniego słowa —niesubordynacji.  
— Ojej, zaspanie każdemu się zdarza — odparła tonem, który jednoznacznie wskazywał na brak przywiązania do tejże błahostki.
— Nie o to mi chodzi. — Mina jej na chwile zrzedła, gdyż domyśliła się o czym mówi Hokage, jednak po chwili znów powrócił radosny wyraz twarzy osoby, która niczym się nie przejmuje, choć tym razem był wymuszony, przez co sztuczny. — Akaibe opowiedział dość szczegółowo, co się działo i zadziwiające jest to, że niezbyt pokrywa się z tym, co dostałam w raporcie od Shimanouchi.
— Ile uczestników wyprawy tyle różnych wersji — rzekła wzruszając ramionami. — Każdy do czegoś innego przywiązuje wagę, może ona zapomniała o tym spóźnieniu. Z resztą sprawozdaniami zajmuje się kapitan.
— Otóż widziałam się z Uchihą. — Keiko minimalnie pobladła wiedząc, że on w życiu nie skłamie przed takim autorytetem, jakim jest Hokage i to w dodatku tylko po to by uratować jej cztery litery. — Który zapewniał mnie, że wszystko wyglądało jak w sprawozdaniu dostarczonym mi przez Haniko. — Zamrugała kilka razy z niedowierzaniem. On osłaniał ją, kłamiąc w żywe oczy Tsunadzie? To było nie w jego stylu, a gdzie odpowiedzialność, honor, przestrzeganie zasad? — Wyjaśnił również — rzekła blondynka ciągnąc dalej — czemu Akaibe mówił, że wszystko przebiegało inaczej. Chciałabym abyś teraz dokładnie mi opisała jak to się stało, że on myślał, że ty uciekłaś i miałaś jakąś inną misję w międzyczasie? — Szatynka wyglądała teraz jak słup soli, do tego blady. Zesztywniała a jej oczy zdradzały uruchomienie trybu wymówki, który działał teraz na zwiększonych obrotach, wręcz niepożądanych. 
— A tu nie ma nic do wyjaśniania — rzuciła lekceważąco machając ręką po dłuższej chwili, w której ułożyła swój, miała nadzieję dobry plan. — Przecież Itachi wszystko już powiedział. I ja to poprę, było dokładnie tak jak to przedstawił.
— Rozumiem — odparła blondynka zaglądając do papierów. — Czyli potwierdzasz to, że Akaibe wpadł w chmurę substancji halucogennych, którą wytworzyli wrogowie podczas ataku?
— Oczywiście, że tak. — Uśmiechnęła się szeroko dumna z tego, że jej plan wypalił.
— Hym… To zadziwiające, ale Itachi powiedział, że Akaibe dostał halucynacji poprzez zatrucie od kunaia podczas przeszukiwania wąwozu.
Keiko przełknęła głośno ślinę przybierając przy tym kolor ściany. Nerwowo rozejrzała się po gabinecie szukając na szybkiego wybrnięcia z tej kłopotliwej sytuacji. 
— Wiesz, co to jest? — zapytała Tsunade podnosząc do góry wypchaną papierami teczkę. Higashiyama grzecznie pokręciła głową, nawet nie siląc się na cień luzackiego podejścia do życia. — Dokumenty dotyczące ciebie.  Mam tutaj każde twe przewinienie, poczynając od błagań drużyn, aby ciebie wyrzucić z nich po listy, które dostaję od Mizukage. — Na dźwięk tego ostatniego słowa zrobiło jej się słabo. — O na przykład tej jest sprzed miesiąca — mówiła wyjmując dokument z teczki. — Wiesz, co Kage Kraju Wody pisze? — Przeczący ruch głową, na więcej nie było jej w tym momencie stać. — Zapewnia o twoim złamaniu przyrzeczenia, podając mgliste dowody, często naciągane prosząc o wydanie ciebie. — Nogi pod szatynką się załamały, przez co spoczęła na krześle stojącym koło biurka. — Przysyła mi to, co jakiś czas. Do tej pory to lekceważyłam.
— Do tej? — wyszeptała nie mogąc uwierzyć własnym uszom. 
— Tak. Coraz bardziej jestem zdania, że faktycznie złamałaś przyrzeczenie, doskonale ukrywając swój pobyt na terenie Kraju Wody. Ciekawi mnie tylko jedno, po co tam byłaś? 
— Nie złamałam przyrzeczenia — odparła twardym głosem, który miał zapewniać o wiarygodności. 
— Nie jestem pewna. Z moimi faktami i jej, można by było udowodnić ci winę. 
Keiko z lękiem, nie bardziej tu pasuje określenie paniką w oczach obserwowała usta blondynki czekając na kolejne słowa, oczekując tych najgorszych. Zaś Hokage przesuwała wzrokiem po rozłożonych dokumentach Higashiyamy. 
— C-c-co ze-ze mną zrobisz? — wydukała po minutach ciszy, które zdawały się wlec godzinami.
— Świetnie wykonujesz misje, jesteś w tym naprawdę dobra, ale… mam dość twojego zachowania.  Nie wiem, co już z tobą robić. Przydzielałam cię do osób, z którymi powinnaś nawiązać kontakt, nic nie wyszło. Szukałam grupy bardzo tolerancyjnej, i nic. Wybrałam Uchihę by może on swoim przestrzeganiem reguł sprowadził cię na dobrą drogę, ale jak widać nawet on temu nie sprostał. Szczerze… mam ochotę przystanąć na prośbę Mizukage i… cię jej wydać.
Szatynka zamarła. Akacja serca została wstrzymana a mózg zalała fala paniki. Przez głowę przebiegała jedna myśl „ale jak to?”. Świeciła się gdzieś lampeczka niedowierzania, zagłuszona przerażeniem. 
— Ostateczną decyzję usłyszysz jutro, jak przesłucham dokładnie resztę drużyny. Tak, więc przekaż im, że mają się jutro w południe u mnie stawić. Tylko Sasuke nie kłopocz, wyśle do niego Shizune by zadała mu kilka pytań. 
Keiko wstała, kiwnęła głową i wręcz marazmatycznym krokiem opuściła gabinet bez cienia pożegnania czy jakiegokolwiek słowa. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić, w głowie huczały koszmary tego, co może nadejść, a racjonalizm się spakował i pojechał na wakacje. 
Szła przed siebie, nawet nie bacząc na to gdzie, pozwoliwszy by nogi same ją niosły. Pierwszy raz była w takim stanie lęku, paniki, strachu. Mimo iż wiele razy znajdowała się w sytuacji grożącej utratą życia, a nikt ich nawet już nie zliczy, jednak nigdy nie trafiła w takie otępienie. Chmura marazmu nad nią zawisła, szczelnie otulając swoją depresją. Chciała się z tego uwolnić, zdając sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazła, ale nie umiała, biegała jak ślepe dziecko we mgle, odbijając się od ścian. 
Przemieszczała się zatłoczonymi ulicami Konohy nie zważając na szczęśliwych ludzi, grupki znajomych czy zakochane pary idące za rączkę. Zdawała się nie widzieć nawet celu swej podróży, który nastał, gdy zatrzymała się przed domem Isamu. Dopiero wówczas oprzytomniała na tyle, aby dostrzec gdzie się znajduje. Zrozumiawszy to przeszła przez furtkę i zapukawszy do drzwi weszła nie czekając na reakcję.
— O Keiko, witaj — rzekła uśmiechnięta pani tego domu idąc z naręczem prania do rozwieszenia. — Tak dawno cię nie widziałam — mówiła odstawiając niesioną miskę i przytulając dziewczynę.— Herbaty? Zaraz zrobię — rzuciła znikając w drzwiach prowadzących do kuchni. Zaś szatynka zdąwszy obuwie przeszła przez obszerny salon udając się do korytarza na końcu, którego znajdowały się pokoje przyjaciół.  Bez pukania weszła do pomieszczenia gdzie przy biurku siedziała blondynka sprawdzając sprawdziany swoich uczniów. 
— Keiko? — zapytała zaskoczona odwracając się do szatynki. — Dość nieoczekiwana wizyta, ale proszę — dodała zapraszając gestem ręki. — Co jest? —Zaniepokoiła się widząc stan przyjaciółki.
— Hokage chce mnie oddać Mizukage — wyszeptała nieodgadnionym wzrokiem wpatrując się w podłogę.
— CO?! — krzyknęła niedowierzając temu, co usłyszała. — Isamu! — ryknęła w stronę drzwi, a w których po chwili pojawiła się uśmiechnięta twarz brata. 
— O Keiko. Witam nadobną białogłowe. 
— Nie czas na to. Chcą ją wydać — wytłumaczyła pośpiesznie siadając koło szatynki.
— Wydać, komu? Wychodzi za mąż?
— Nie udawaj debila. Mówię o Mizukage.
— Na jakiej podstawie? —zapytał przybierając poważną oraz zaniepokojona minę, co w jego przypadku było naprawdę rzadkością. 
Po wysłuchaniu dokładnego sprawozdania z tego, co mówiła Hokage, Isamu wybiegł z domu poinformować Josuke o zaistniałej sprawie. Gdyż tylko on może coś na to poradzić, a przynajmniej wszyscy mają taką nadzieję. 
— To niedorzeczne, że chce się ciebie pozbyć. Tak nagle, ni z tego ni z owego wyskakuje z czymś takim. Mówisz, że jak ma na nazwisko ten gostek?
— Akaibe — mruknęła podnosząc się nieznacznie, gdyż zaczęła zjeżdżać a parapetu, po czym wróciła do oglądając matki rodzeństwa rozwieszające pranie w ogrodzie. 
— Może on ma jakieś wtyki u Hokage, albo ewentualnie ona ma okres i ją wszystko irytuje — zaśmiała się próbując rozbawić przyjaciółkę a przynajmniej wywołać cień uśmiechu gdyż ta ponura Keiko wydawała jej się taka nienaturalna. Blondynka zmarszczyła czoło szukając innego tematu do rozmów. Ciągnięcie dalej tego tylko powodowało jeszcze większe przygnębienie u Higashiyamy. 
— A tak w ogóle to widać, że miałam rację — rzuciła szczerząc się i siadając naprzeciwko szatynki. 
— Racje, z czym? — zapytała odwracając wzrok od okna. 
— Z tym, że wpadłaś w oko Itachiemu. — Puściła jej oczko, uśmiechając się znacząco. — Skłamał Hokage by cię osłonić. Tu ewidentnie jest coś na rzeczy.
— Fumiko, ja pojutrze mogę być w lochach na torturach, które nawet nie śniłyby się psychopatycznemu mordercy, a ty mi tu wyskakujesz z Uchihą. Co z tego, że mogę mu się podobać, jak za kilka dni będę błagać tych z Kiri żeby mnie dobili. 
— Wybacz, ja chciałam tylko, żebyś o tym już nie myślała. 
— Doceniam to, ale wolę chyba zebrać ekipę i się z nimi pożegnać należycie.
— O czym ty mówisz — oburzyła się. — Jeszcze nic nie jest przesądzone.
— Wszystko jest już przesądzone. Dała mi dzień, żeby pożegnać się z przyjaciółmi. Nie zrobiła tego, bo się waha. Jasno przedstawiła jutrzejszy dzień. Nawet zbiera widownie do mojej klęski — odparła krzywiąc się na samą myśl. — Ale z niej menda — rzuciła przyciszonym głosem. — Nie ważne — dodała po chwili ciszy. — Chodźmy po resztę i urządźmy sobie zabawę. Pożegnanie w naszym stylu. Co ty na to?

Słoneczny dzień, bezchmurne błękitne niebo pogoda wręcz idealna na leniuchowanie, miłe spotkanie ze znajomymi czy imprezę, lecz szatynce nie jest do śmiechu. Obserwuje radość na twarzach przechodniów ich spokój wymalowany na ustach powodując, że fala goryczy zalewa serce. Odwzajemnia uśmiech dzieciaka, przed którym się zatrzymuje by mógł spokojnie podnieść upuszczoną zabawkę, lecz kąciku ust uniesione są w gorzki uśmiechu. 
Ruszają dalej, jednak niebieskie oczy, które wiecznie wpatrywały się w niebo teraz utraciwszy blask, pustym spojrzeniem wodziły po kamyczkach pod nogami aż do kresu podróży, siedziby Kindersów. Przez twarz Keiko przemknął nikły uśmiech, nie może pokazać przyjaciołom się w takim stanie. Unosi głowę do góry i z pewniejszym krokiem wchodzi do środka. 
Fumiko zaskoczona pustkami na korytarzach bacznie się rozgląda, lecz Higashiyama twardo upatrzyła sobie wyimaginowany punkt przed sobą, w który się wpatruje. Po chwili marszu gwałtownie stanęły obserwując widok z lekkim niedowierzaniem.  W dużym wspólnym salonie znajdowała się z połowa członków Kindersów, wszyscy z książkami i zwojami, zawzięcie śledzili tekst jakby od tego zależało ich życie. Spora część nawet nie siedziała na krzesłach, kanapie czy fotelach, zajmowali parapety, stoliki, podłogę. Pomiędzy nimi chodził Danar, asystent Josuke, zabierając przeczytane księgi i wręczając nowe tomidła, odznaczając coś w pliku kartek, które miał w ręce oraz wypytując o zdobycie szukanej informacji. 
— Danar, masz coś? — zapytał Josuke wpadając niczym burza do pokoju z poważną miną.
— Na razie nie, ale to dopiero początek.
— Masz to znaleźć wszelkim możliwym sposobem.
— Wedle rozkazu — odparł prostując się przed nim prawie jak do salutu. 
— Co tutaj się dzieje? — zapytała Fumiko zaskoczona widokiem z resztą nie tylko ona, Keiko również przyglądała się scenie z zainteresowaniem, gdyż przedtem niczego takiego tutaj nie widziała.
— Isamu nam wszystko wyjaśnił. Właśnie przeczesujemy prawo szukając luki w przepisach, która uniemożliwia wydanie Keiko w ręce Mizukage — wyjaśnił fioletowowłosy zjawiając się koło dziewczyn. 
— Świetna myśl. Mogę dołączyć? — zapytała blondynka rada z tego, że może w jakiś sposób pomóc w uratowaniu przyjaciółki. 
— Jasne. Czytaj — rzekł Danar zjawiając się nagle koło Josuke i wręczając dziewczynie gruby tom. Ta od razu go pochwyciła znajdując kawałek miejsca na podłodze za drzwiami.
— To miło z waszej strony, ale decyzje Hokage są nadrzędne — przypomniała szatynka. — Przyszłam tu, bo chcę z wami spędzić ostatni dzień. 
— Nie ma sprawy — rzucił Danar wyciągając do niej rękę z książką.
— Nie o tym myślałam. Bardzie o tym, żeby gdzieś pójść, coś zrobić.
— Nie teraz Keiko. Nikt się stąd nie ruszy póki nie znajdziemy tej luki. Hokage nie jest dyktatorem, by jej zdanie było nie do podważenia. 
— To miło z twojej strony Josuke, ale…
— Nie ma żadnego, ale, albo pomagasz albo nie przeszkadzaj. Mamy tylko noc na znalezienie tego — odparł odchodząc w towarzystwie asystenta. 
— Aha — mruknęła Higashiyama zawiedziona postawą przyjaciół. — Więc… żegnam — szepnęła wychodząc z pokoju i opuszczając budynek. Nie spodziewała się, że ją aż tak oleją, ale z drugiej sprawy to Kindersi, taka ich natura, na którą nic się nie poradzi. W gruncie rzeczy mogła się tego spodziewać, nawet była na siebie zła, że tego nie przewidziała. 
Powłócząc nogami przeszła przez tak dobrze znane korytarze. Wychodząc spojrzała za siebie unosząc wzrok ku górze gdzie nad wejściem widniał czarny szyld ze znakiem Kindersów, przeplatana wstążka nazywana też czasami węzłem celtyckim. Dokładnie taki sam, jaki posiadała Keiko oraz reszta członków tej organizacji wytatuowany na ciele, mniej więcej na wysokości żołądka, lecz trochę bardziej przesunięty w bok. Znak przynależności uzyskiwany, kiedy się staje pełnoprawnym członkiem. Szatynka odwróciła gwałtownie głowę zdajać sobie sprawę z tego jak bardzo będzie tęsknić za tym miejscem.
Ruszyła przed siebie chcąc czymś zająć umysł by nie podsyłał coraz mroczniejszych wizji jeszcze niedoszłych dni. Jednak nie bardzo wiedziała, co miałaby zrobić. Jedynie przyjaciele mogliby coś na to poradzić, ale jak widać są czymś innym zajęci, za co miała do nich ukrywany żal. Nie chciała się przyznać nawet przed sobą, bo w końcu, jako członek Kindersów nie powinna przejmować się zbytnio niczym, lecz czuła pewną gorycz, że osoby, które dla niej znaczyły tak wiele nie mają dla niej czasu w takim momencie, w chwili, kiedy jutro jej już tu nie będzie.
Zatrzymała się na krzyżowaniu dalej nie wiedząc, co począć ze sobą. Znów zmuszona była obserwować szczęśliwych ludzi. Drażniła ją ich wesołość, roześmiane usta, czułe słówka wypowiadana przez parę, która właśnie przeszła obok, śmiechy kumpli idących zapewne wspólnie na kilka piw. Spojrzała na tych wszystkich ludzi jakby byli obrzydliwymi robalami. Warga zadrżała tłamsząc jeszcze niewypowiedziane wściekłe warczenie. Nie chciała oglądać radości, gdy sama zapadała się w chmurę depresji. Odwróciła się na pięcie a włosy pofalowały za nią. Niemalże biegiem uciekła od tej szczęśliwości do swoich ponurych czterech ścian. Ścian, które zawsze samotnie ją otulały. 
Trzasnęła głośno drzwiami osuwając się po nich. 
— Co ja wyrabiam? — szepnęła zrezygnowana, ale jednocześnie oburzona swoim dotychczasowym zachowaniem. Nigdy nie załamywała się, nawet gdy ojciec stał na nią drąc się, że jest bezużytecznym szczeniakiem, że śmierć matki i unicestwienie klanu to wyłącznie jej wina, że niczego nie osiągnie, że nigdy nie powinna się narodzić; nawet tamtego dnia gdy przyszli shinobi poinformować ją, że nie ma już ojca. Pamięta to, trochę jak przez mgłę, gdyż był to zwykły dzień niewyróżniający się na tle reszty, lecz wtenczas cień uśmiechu przemknął jej przez usta, albo jej się to teraz wydaje. Jednego była pewna tego, że nawet powieki nie drgnęły. Przyjęła to z takim stoicyzmem, że aż tamci mężczyźni byli w szoku. A teraz? Robi jakiś cyrk z błahego powodu. 
— No i co z tego, że umrę — mruknęła, zła, że poddaje się jakieś depresji. Doszła do wniosku, że przecież jak tylko upuści mury Konohy postaram się im uciec, a jak to nie wypali to popełni samobójstwo nim zdążą zakuć ją w więziennych łańcuchach. 
Z takimi bardziej pozytywnymi myślami podniosła się z zimnej posadzki wchodząc do kuchni by zrobić sobie herbaty. Poczym już z parująca substancją udała się na górę. Odstawiła kubek na nocną szafkę a sama wskoczyła na łóżko siadają na nim po turecku i rozglądając się po dobrze znanych zakamarkach. Lubiła siedzieć w swoim pokoju, w którym na pierwszy rzut oka panował chaos, ale ona uparcie twierdziła, że to uporządkowany chaos.  Chociaż trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy, porządku w pokoju to nie posiadała. Półka, na której w nieodgadnionym do dziś systemie walały się książki, zwoje, bronie, papiery, jakieś flakoniki, bandaże, plastry. Szafę aż strach było otwierać, bo co rusz coś spadało na głowę. Na oparciu krzesła poprzewieszane ciuchy, które również wystawały z niedomkniętych szuflad komody oraz poupychane warstwowo okupowały wieszaki rozwieszone na szafie oraz haczykach na wewnętrznej stronie drzwi. Spod sterty „śmieci” prześwitywało gdzie niegdzie biurko, skrupulatnie ukrywające się pod stosem kolejnych książek, zwojów, jakiś wykresów, diagramów, map ludzkiego organizmu, zapisanych drobnym maczkiem notatek, zleceń misji, niedokończonych sprawozdań, zużytych bandaży, papierkach po cukierkach i tony innych jakże ważnych rzeczy. 
— Wypadałoby tu posprzątać — rzekła śmiejąc się pod nosem, gdy dostrzegła stary ogryzek jabłka sprzed kilku dni. Wygląda na to, że najczystszym miejscem była szafka nocna, na której stała tylko lampka, herbata, komórka i zapasowe słuchawki. Uśmiechnęła się kręcąc ze zrezygnowaniem głową z głupiego pomysłu sprzątanie teraz. Wówczas wzrok padł na komodę gdzie stały fotografie. Szatynka podeszła do nich i chwyciła pierwszą z brzegu. Przestawiała ona ją z Isamu, stali obok siebie trzymając się pod rękę, roześmiani, uśmiechnięci, ze znakiem pokoju na dłoniach szczerzyli się do obiektywu. Wpatrywała się w ten widok przez chwilę, po czym odstawiła ramkę biorąc kolejną. Tym razem z nią i Kaoru. Również obok siebie, również radośni i uśmiechnięci do tego stopnia, że szczęście aż wylewało się z fotografii, mimowolnie, nieświadomie podnosząc kąciku ust obserwatora. Jednak tym razem ręce postaci krzyżowały się stykając zewnętrznymi stronami dłoni, w ich osobistym geście. A w oczach niemalże można było przeczytać napis „naszego duetu nikt nie pokona”. 
— Szkoda, że nie mogę cię zobaczyć — szepnęła odstawiając niebieską ramkę. Następna fotografia była największa a przestawiała grupową fotkę wszystkich Kindersów, a przynajmniej tych, którzy byli w organizacji półtora roku temu, bo z tego okresu pochodzi owe zdjęcie. Wszyscy ustawieni obok siebie ze spleconymi dłońmi. Niekiedy uniesione ku górze, to ramiona niektórych sąsiadów są bliżej niż reszty, nogi wysunięte do przodu jak do kopniaku, usta otwarte w niemych krzykach. Ogólna radość i szczęście biła od twarz uwiecznionych. Gdyby wyjąc fotkę z ramki na odwrocie byłaby konkretna data z podpisami osób uczestniczących w tamtym momencie oraz czasami krótkimi wyrażeniami typu „nigdy się nie daj”, „zawsze będziemy razem”, „Kindersi górą” etc. Zaś ostatnia fotografia była wykonana podczas letniego dnia, gdy ściślejsze grono przyjaciół udało się nad rzekę w celu relaksu, odpoczynku i przede wszystkim zabawy a uwieczniona chwila idealnie ją oddawała. Ktoś kogoś w tle wywraca z materaca pływającego po wodzie, tutaj kilka osób goni Fumiko z wiadrami pełnymi zaczerpniętej substancji z rzeki, tam obrzucają się balonami z wodą, tu ktoś właśnie jest uwieczniony z dorobionym biustem z piasku, bo zasnął.
Keiko z rozmarzeniem pogrążyła się we wspomnieniach, niemalże słyszała ich głosy, krzyki, śmiech, zapach wody, ogarniającą cie zewsząd radość.
— Ale będzie mi was brak — szepnęła dokładając ramkę i głęboko westchnąwszy powróciła na łóżku skąd tęsknym wzrokiem spoglądała na komodę. Tkwiła tam przez dłuższą chwilę by następnie upić spory łyk przestudzonej herbaty i wyciągnąć z kieszeni mp3. Nałożyła słuchawki, uruchomiła urządzenie i na chybił trafił wyszukała piosenki, by za moment kołysać się w jej rytm mrucząc śpiewane przez piosenkarza słowa.
Po kilku przesłuchanych utworach wyłożyła się wygodnie na łóżku sięgając na ślepo do szufladki w szafce nocnej gdzie powinien się znajdować zapas lizaków. Lecz zamiast słodycza namacała ręką prostokątne pudełeczko. Zmarszczywszy brwi zajrzała do środka wyjmując tabletki, które dostała od Uchihy. Teraz jej czoło jeszcze bardziej się pofalowało a muzyka została brutalnie zakończona przez zdjęcie słuchawek, gdyż właśnie zdała sobie sprawę z trzech rzeczy. Po pierwsze miała zawiadomić resztę drużyny o jutrzejszym przesłuchaniu; po drugie powinna podziękować Itachiemu za próby ratowania jej przed Hokage no i ostatnie, musi z nim wyjaśnić kilka spraw. 
Zła na siebie, że dopiero sobie o tym przypomniała włożyła słuchawki z powrotem na głowę, porwała lizaka z szufladki oraz tabletki i szybko zeszła na dół, opuszczając dom. Po czym skocznym krokiem, lecz stosunkowo szybkim, ze względu już na wieczorną porę udała się do rezydencji klanu Uchiha. Gdy przed nią stanęła zmrok na dobre otulił okolicę powodując zapalenie się lamp ulicznych. Keiko ze zmarszczonym czołem obmyślała plan jak wejść do środka. Nie znosiła robić to metodą tradycyjną, gdyż nie lubiła tych sztywnych gadek z rodzicami zwłaszcza, jeśli pokazuje im się pierwszy raz w życiu i nie może wejść jak do siebie. Po za tym zdawała sobie sprawę, że raczej państwo Uchiha nie będzie zadowolone z wizyt po zmroku. Jedyny pomysł, jaki przyszedł jej teraz do głowy to liczyć na to, że ma otwarte okno. I tak też zrobiła. Zgrabnie i cichutko wskoczyła na teren posiadłości, stąpając ostrożnie zakradła się pod ścianę, na której według niej powinny się mieścić sypialnie.
— He? — mruknęła szeptem widząc wysoką drabinę tuż koło otwartego okna. Przechyliła głowę zdziwiona tą sytuacją. Przyjrzała się uważnie budynkowi oraz przymrużyła oczy analizując ostatni raz czy to na pewno jego pokój, po czym płynnym ruchem wskoczyła na pierwszy szczebel drabiny, by po chwili siedzieć na parapecie w sypialni Itachiego. W pomieszczeniu panowała ciemność, która jednak nie uniemożliwiła szybkiej kalkulacji szatynce. Tak, była w dobrym miejscu, teraz czekać tylko aż łaskawie pan Uchiha raczy wejść. W sumie to nawet było jej na rękę brak jego obecności, gdyż do końca jeszcze nie była pewna tego, co chce mu powiedzieć. Jakoś tak skupiła się bardziej na tym, że go zobaczy niż na tym, po co tak naprawdę do niego szła. 
Siedziała tam już od ładnych pięciu minut nudząc się potwornie. Już zamierzała mruknąć zła coś w stylu „gdzie wywiało tego gostka” gdy drzwi do pokoju otworzyły się wpuszczając snopy światła. W nich stanął Itachi w samym spodniach od piżamy z ręcznikiem na głowie, osuszając włosy. Dlatego też nie zauważył intruza i na oślep zapalił światło wchodząc w głąb pokoju. Keiko uśmiechnęła się widząc już oczami wyobraźni jego minę jak się zorientuje, że tu jest; ale równocześnie pozwoliła sobie na dokładne obejrzenie nagiego torsu, który do codziennych widoków nie należał. 
— Tak właśnie myślę, że gdyby ci zrobiła teraz fotkę, to zarobiłabym masę pieniędzy sprzedając ją twoim fankom, które będą się nad nią ślinić — rzekła nie mogąc opanować się od nierobienia uwag. Zaś brunet po pierwszych słowach podskoczył totalnie zaskoczony czyjąkolwiek obecnością, jednak, gdy wygrzebał się spod ręcznika, tylko uśmiechną się nikło, nie chcąc zdradzać zadowolenia z powodu widoku szatynki. — A tak po za tym to, kogo masz zamiar uwodzić w tym stroju?
— Zamierzałem poduszkę, ale jak widać mam nieproszonego gościa.
Keiko ześlizgnęła się z parapetu stając przed chłopakiem w niewielkiej odległości i kładąc ręce na biodrach zmarszczyła brwi uważnie wpatrując się w jego oczy.
— Nie wygląda na to żebyś miał gorączkę, więc nie wiem, co ci się w głowie poprzewracało, że żartujesz – odparła powracając do okna, a w jej wypowiedzi można było wyczuć dziwny chłód, który nastał po przypomnieniu sobie, że wcale tu nie przyszła w celu droczenia się z Uchihą. Brunet skrzywił się dostrzegłszy ową oziębłość.
— Mogę wiedzieć skąd tu się wzięłaś? I o takiej porze.
— Następnym razem nie stawiaj drabin koło okna — odparła najspokojniej jakby to było rzeczą oczywista wchodzenie do kogoś przez okno. Itachi zmarszczył brwi nie do końca pojmując, o co chodzi dziewczynie póki nie wyjrzał na zewnątrz. 
– Ojciec ją musiał tam postawić — mruknął usadawiając się na krześle tuż naprzeciw szatynki. — Ale skąd wiedziałaś, że to będzie mój pokój? I co cię do mnie sprowadza, o tak później porze?
— Jak się było w jednym domu Uchiha to tak jakby było się we wszystkich. — Itachi wpatrywał się w nią ze znakiem zapytania wręcz wymalowanym na twarzy. — Mamy u siebie twojego kuzyna. Dalekiego kuzyna gdyż nie jest z trzonu. Ale nie przyszła gadać tu o nim. Masz jutro w południe stawić się u Hokage i zawiadomić resztę, i nie fatygować Sasuke.
— Misje mamy?
— Ta, chciałabym, lecz niestety nie, sprawa dotyczy mnie i mojej jakże poważniej niesubordynacji. — Przybrała poważną minę, krzyżując ręce na piersiach.
— Przecież Hokage już mnie w tej sprawie przepytywała, gdyż Akaibe poszedł powiedzieć prawdę… 
— Wiem — przerwała mu. — I wielkie dzięki za krycie. Doceniam to — dodała rumieniąc się i odwracając wzrok.
— Nie ma, za co — odparł uśmiechając się lekko. — Więc, w czym problem? — zapytał wracając na tor rozmowy.
— Hokage przepytała mnie i zeznania się nie pokryły. 
— Powinienem cię powiadomić o spotkaniu z Tsunade i nowym kłamstwie.
— Nie szkodzi. Trudno się mówi. — Wymusiła uśmiech, by zapewnić go o braku kłopotów. 
Nastało milczenie. Keiko wodziła wzrokiem po podłodze myśląc jak mu powiedzieć to, po co tu przyszła. Zaś Itachi cierpliwie czekał przyglądać się dziewczynie, która teraz z powagą na twarzy przygryzała dolną wargę. Minut leciały a cisza zalegała.
— Po coś jeszcze przyszłaś, mam rację? — rzekł przerywając milczenie.
— Tak. Powinnam się ciebie spytać, czemu mnie kryłeś i kłamałeś Tsunadzie wiedząc, że mogą wyniknąć z tego poważne problemy, ale — dodała po dłuższej chwili pauzy podnosząc wzrok na bruneta — mając na uwadze jutrzejszy dzień, chyba będzie lepiej jak nie będziesz się wysilał tłumacząc mi to. Więc przechodząc do sedna, proszę powiedz jutro prawdę.
— Co? Dlaczego?
— Po prostu powiedz. Tak będzie lepiej.
— Nie mogę. Zabrnąłem za daleko, jak teraz się wycofam Hokage się wścieknie. Musimy ustalić jedną wersję wydarzeń i tego się trzymać.
— Nie — przerwała mu dobitnie, kiedy zauważyła, że zaczyna kolejne zdanie. — Kłamstwa tylko pogorszą i tak żenującą sytuację. I nie martw się, Tsunade nic tobie nie zrobi. Wyżyje się na mnie. Ty dostaniesz zapewne jedynie upomnienie. Nie ma się czym martwić.
— O co tu chodzi? — zapytał podnosząc się z krzesła. — Nie uwierzę, że przejmujesz się mną. Co się dzieje?
— Nie ruszaj się! — warknęła zatrzymując bruneta w połowie drogi do okna. — Nic. Wszystko w porządku. Po prostu zrób, o co się proszę i powiedz prawdę. Akurat mi pomożesz tym — skłamała, gdyż chciała go wyplątać z tego całego zamieszania. Odwdzięczyć się tak za krycie. 
— Również w to nie uwierzę, po tym jak ze szczęścia skakałaś, gdy powiedziałem, że skłamałem Tsunadzie — przerwał robią kolejny krok w jej stronę. — Powiedź, co się dzieje — nalegał.
— Nie ma, o czym mówić — rzuciła szybko odwracając się przodem do okna, gotowa przez nie wyskoczyć. — A przy okazji. — Zatrzymała się w chwili, kiedy kładła już nogę na parapet. — Dzięki, ale to już nic nie zmieni. Nie potrzebuję tego — oznajmiła stojąc cały czas do niego tyłem i wyjmując z kieszeni pudełko tabletek, które postawiła na parapecie, po czym płynnym ruchem wyskoczyła przez okno nim Itachi zdążył ją zatrzymać.
— Nie. Keiko, poczekaj! — krzyknął chcąc ją złapać, lecz była szybsza. Widział jak wylądowała na trawie w ogródku, jak przeskoczyła przez ogrodzenie i zniknęła w mroku, spowodowanym wypaleniem się kilku lamp przy ulicy. Przeniósł wzrok na białe pudełeczko, wzdychając ciężko. Nie podobała mu się ta cała rozmowa, miał przez cały czas wrażenie jakby szatynka próbowała się pożegnać. Tylko nie rozumiał, dlaczego uważa, że Hokage przeniesienia ją do innej drużyny. W ogóle zachowywała się dziwnie, tak nienaturalnie. 

Brunet z szatynką stali pod drzwiami Hokage, czekając aż ta przesłucha Takeshiego i Haniko. Dziewczyna jak nigdy była podenerwowana, choć starała się ukryć wszystko pod maską sztucznego uśmiechu, lecz co chwila zerkała nerwowo w stronę drzwi, unikając jednocześnie wzroku Uchihy, który starał się ją zmusisz do nawiązania kontaktu. Jedna ona olewała go do takiego stopnia, że nawet nie przywitała się. 
— Możecie wejść — rzekła Shizune otwierając drzwi. Higashiyamie serce zabiło mocniej. Przełknęła głośno ślinę poprawiając wymuszony uśmiech i starając się na siłę wyglądać luzacko. 
— Witaj Tsunade — oznajmił Itachi kłaniając się przed blondynką, w geście szacunku, czego nie uczyniła Keiko po prostu wchodząc i stając z boku.
— Wysłuchałam już sprawozdań was wszystkich — zaczęła obserwując bacznie każdego z zebranych. — I jak na razie tylko wersja Haniko i Sasuke się pokryły. Takeshiego również, chociaż za dużo dodał swoich przypuszczeń. — Spojrzała na niego znacząco, lecz chłopak nie zrozumiał aluzji. —Z bardzo zdawkowych zdań Itachiego również wynika to samo, co u pozostałych. Więc moje pytanie, dlaczego na początku skłamałeś? — zapytała opierając brodę na złączonych dłoniach i wbijając swój przenikliwy wzrok w bruneta. Kąciki oczu drgnęły jakby chciał spojrzeć na stojącą obok szatynkę, lecz ostatecznie czarne tęczówki spoczęły na Tsunadzie, a konkretniej na jej nadgarstkach gdyż nie miał odwagi podnieść oczu wyżej.
— Zostałem o to poproszony — skłamał. — A wysłuchawszy wytłumaczenia tej dziwnej prośby uznałem, że faktycznie zasługuje na utajnienie. 
— No Keiko, coś mu nagadała? — Wzrok blondynki spoczął na Higashiyamie, która w błyskawicznym tempie zaczęła układać wymówkę, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. Przecież Uchiha miał mówić tylko prawdę, dlaczego znów coś kręci? Żeby, co? Pogrążyć ją, czy zminimalizować karę?
— Prawdę — odparła spoglądając w brązowe tęczówki przywódczyni wioski. Właśnie w duchu dziękowała Itachiemu za te małe kłamstewko, gdyż podsunęło jej genialny plan, który być może spowoduje możliwość zostania w Konoha. 
— Słucham.
— Mój przyjaciel odkrył, że po Kraju Wiatru kreci się grupka ludzi, którzy poszukują mnie gdyż ktoś z Kiri obiecał sporą sumkę człowiekowi, który przyniesie mu mnie w trumnie — odparła naginając odrobinę fakty. Nie to żeby ci ludzie byli kłamstwem, nie, są autentycznie, lecz kręcą się nie tylko po Kraju Wiatru i nie ktoś obiecał pieniądze tylko brat Kage. — Wówczas w wąwozie przyszedł mnie poinformować, że grupka takich ludzi właśnie zawitała do Suna. Potem, gdy wracałam ze szpitala zobaczyli mnie, dlatego wymknęłam się z hotelu by się z nimi rozprawić. Jednak to była pustynia, trochę ciężko tam z moimi technikami toteż cała walka się przeciągnęłam. A nie mówiłam o tym reszcie, bo raczej wolę takie sprawy zachować dla siebie. A jak widać nie mogę — rzekła dobitnie udając zdenerwowaną.
— Nie możliwe — szepnęła Tsuande po chwili ciszy, w której wpatrywała się w punkt na drzwiach. — W umowie wyraźnie jest napisane, że nie zostaniesz wpisana na żadną listę, a Mizukage zadba by również nie widniało twoje imię na czarnym rynku w Kraju Wody. — Zmarszczyła brwi przygryzając paznokieć na kciuku jak miała w zwyczaju, gdy nad czymś intensywnie myślała. Zaś Keiko miała ochotę roześmiać się i krzyczeć, że jest genialna. I wówczas…
— Z całym szacunkiem, nie masz prawa jej wydać — rzekł Josuke wpadając jak burza do gabinetu, dosłownie gdyż nawet nie pukał. Rzucił jedynie obszernym tomidłem o biurko. — Według artykuły czterysta czterdziestego czwartego paragraf piętnaście podpunkt czwarty, od chwili wstąpienia Keiko do Kindersów, za jej życie odpowiadam tylko i wyłącznie ja i podlega ona mojej jurysdykcji. Nie masz prawa decydować o jej życiu, bez mojej aprobaty. A ja nie wyrażam zgody na oddanie jej Mizukage — oznajmił twardym, nieprzyjmującym sprzeciwu głosem z poważną miną, wyprostowany na baczność gotowy bronić wypowiedzianych słów nawet kataną. Tsunade uśmiechnęła się parskają śmiechem.
— Nie masz się czym martwić, nie chciałam jej wydać.
— NIE?! — krzyknęła szatynka z fioletowowłosym jednocześnie.
— To po co mnie tym straszyłaś? — zapytała kompletnie zaskoczona słowami Hokage. 
— Tak naprawdę to chciałam sprawdzić, czy ta, tak bardzo podkreślana przez Josuke synchronizacja jest faktycznie na aż tak wysokim poziomie. Jeśli tak to reszta organizacji zrobiłaby wszystko, aby nie stracić jednego z elementów. Zegarek bez chociażby najdrobniejszego trybiku nie będzie działał poprawie, jeśli w ogóle będzie działał. Zdaliście śpiewająco. Moje gratulacje. — Keiko z Josuke popatrzyli po sobie, po czym wybuchli śmiechem. Tylko tak potrafili odreagować stres i bezsenną noc. — Jednakże twoje słowa mnie zaniepokoiły. Nie wiedziałam nic o tym, że na ciebie polują. Zawiedziona się czuję tym, że nie zostałam o tym poinformowana.
— Proszę wybaczyć, lecz Higashiyama doniosła mi o takich incydentach — wtrącił się Josuke szybko podłapując grę szatynki. — Wysyłałem nawet listy do wielmożnej Mizukage, przekazując te niepochlebne wieści. W odpowiedziach zapewnia, że sprawa jest w toku, lecz przestępcę trudno wykryć, ciągle się im wymyka. Nie chciałem drobnostką zawracać głowę Hokage.
— Rozumiem, ale następnym razem wolę żebyś zawrócił mi głowę czymś takim. Proszę poczekajcie na zewnątrz. I wszystko, co tutaj zostało powiedziane proszę zachować dla siebie. Wasza dwójka zostaje — dodała zatrzymując Uchihę oraz Higashiyamę. Reszta skinął głową opuszczając pomieszczenie. — Nie rozumiem, czemu Uchiha nie przyszedłeś mnie o tym poinformować? 
— Ja… — zaczął niepewnie, szukając w głowie pomysłu na kolejne słowa.
— Zakładam, że to wina tego, że ona nie powiedziała ci wszystkiego — Hokage przerwała mu trud wydobycie z siebie sensownej wymówki. — Na dziś starczy dochodzeń. Keiko oficjalnie zostajesz w Konoha, a za kłamanie mi w żywe oczy wlepiam wam dwa dni prac społecznych. Macie się jutro stawić w miejskim szpitalu, tam wam znajdą robotę. Do zobaczenia przed kolejną misją, z której tym razem chcę dostać prawdziwy raport. 
— Tak jest — odparł brunet kłaniając się.
— Się zrobi — rzuciła Keiko wracając do swojego dawnego humoru. 

— Jesteś wspaniały Josuke! — krzyknęła rzucając się mężczyźnie na szyją jak tylko drzwi do gabinetu zostały zamknięte. 
— Sie wie — odparł odstawiając szatynkę na podłogę.
— Uniewinnili ją? — zapytał Takeshi z wielkim oburzeniem. 
— I co?! — krzyczał chłopak o mocno cieniowanych czarnych włosach do połowy szyi, który biegł przez korytarz. — Jaki werdykt?
— Zostaję! — krzyknęła Keiko rzucając się na niego. 
— Całe szczęście. Chciałem już obstawiać cały budynek.
— Teraz ci się udało z tego wyślizgnąć, ale uważaj ja znajdę dowody na to, że jesteś zdrajcą — rzekł Takeshi grożąc ze zmrużonymi gniewnie oczami. 
— Ty jesteś Akaibe? — Niebieskowłosy kiwnął głową. — Szykuj się pędraku na śmierć —wycedził przez zaciśnięte zęby nowo przybyły. — Jeszcze jeden taki wyskok. Najmniejszy gest przeciwko Keiko a zadrzesz ze wszystkimi Kindersami. A my cię znajdziemy, oj tak, nawet w kanałach — wysyczał a tęczówki z jasnego bursztyny stały się krwistoczerwone. Takeshi przełknął głośno ślinę.
— Groźbą mnie nie przestraszysz, ty handlarzu narkotyków. Znajdę na was dowody — rzekł dobitnym głosem, odchodząc z mocnym przytupem. Wówczas wzrok Ody padł na Itachiego.
— Ciebie to też się tyczy Uchiha.
— Oda, daj spokój. — Ręka szatynki spoczęła na ramieniu mężczyzny. — Chodźmy.
— Spróbujesz mi ją tknąć — ostrzegł. — Plugawy trzon — dorzucił nim odwrócił się w stronę kobiety. — To, co, robimy teraz imprezkę? — rzekł bardziej oznajmiając niż pytając. — W końcu trzeba to uczcić, nie Kei? — Przewiesił jej rękę przez ramię. 
— Jasne, że tak. Coś się należy reszcie za noc spędzoną na poszukiwaniach — dorzucił się Josuke widząc okazję do wypicia. — Chodźmy, czekają z niecierpliwością na wieści.
— No, to ruszamy panowie.



7 komentarzy:

  1. Hej,
    trafiłam tutaj kilka dni temu, no i cóż jestem po pierwszym rozdziale, ale ze względu, że nie będę miała teraz przez jakiś czasu dostępu do komputera, postanowiłam już napisać kilka słów dotyczących tego, ze opowiadanie bardzo mi się spodobało, i jestem ciekawa dalszych relacji Itachiego o Keiko....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak słyszę ,, Itachi '' to dostaję spazmy . Takiej pozytywnej. Po prostu go uwielbiam <3.
    Jeszcze chyba nigdy nie trafiłam na bloga o podobnej fabule... to dość intrygujące...
    Informuj mnie,jak możesz,no i zostaw po sobie ślad u mnie, na http://aitakunaru-no-shoudou.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, kiedy można się spodziewać następnego?:p

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie rozdział II ;) .
    aitakunaru-no-shoudou.blogspot.com ;)
    + KIEDY DODASZ NASTĘPNĄ NOTKE ?!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    ich Keiko oni myśleli o tobie jak to wszystko rozwiązać, Takeshi mnie całkowicie wkurza...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka, hejka,
    rozdział wspaniały, Takeshi mnie wkurza, to jego zachowanie, teorie spiskowe...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    wspaniale, Takeshi - może mu się coś przydarzyć? bardzo mnie wkurza, te jego teorie spiskowe...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń