1 lipca 2013

09. Błyskawiczny powrót.

Haniko z niedowierzaniem wpatrywała się w zamknięte powieki bruneta. W obecnej sytuacji nie była nawet pewna czy jego słowa nie są wynikiem przemęczenia. Nie wspominając już o tym, że sam Sasuke będąc w takim stanie może zwyczajnie gadać bzdury majacząc.
Blondynka zamrugała kilka razy, dalej nie mogąc otrząsnąć się. Jednakże, kiedy wzrok wędrujący po okolicy spoczął na jej dłoniach, oprzytomniała przywołując się do porządku. W końcu teraz nie mają znaczenia słowa bruneta wypowiedziane świadomie czy tez nie, najważniejsze jest doprowadzenie jego ciała do stanu, w którym nie będzie mu groziła utrata życia. Przypominając sobie o tym ważnym fakcie, pokręciła energicznie głową wyrzucając z myśli wypowiedziane przez Uchihę słowa, uznając je, na szybkiego za majaki.    
Keiko przedstawiła swój plan, i mimo iż Itachi przyzwyczajony był do tego, że inni przystosowują się do jego pomysłów, teraz poszedł na ugodę, podporządkowując się. Nie było czasu na głupawe sprzeczki. Takeshiego unieruchomić trzeba natychmiast. Potem zgrabnie i szybko pozbyć się napastników i w końcu powrócić do Sasuke, by zanieść go w tempie błyskawicznym do Konohy. Właśnie, dlatego pozwolił na przejęcie dominującej roli, Keiko.
W całym planie najważniejsze było zgranie czasowe. Zadaniem Itachiego w pierwszym etapie polegało na odciągnięciu Takeshiego, by nie znalazł się w zasięgu ataku szatynki. Jedyny pomysł, na jaki wpadł brunet, było oszustwo.
 — Takeshi pomóż mi! — krzyknął udając, że walczy z niewidzialnym przeciwnikiem i oberwał mocnego kopniaka zginając się w pół z bólu. Chłopak zareagował zgodnie z przypuszczeniami, podbiegając do „potrzebującego”. W końcu nie można przeoczyć okazji do „uratowania” kapitana drużyny i jednocześnie członka tak szanowanego klanu jak Uchiha.
— Gdzie on jest? — zapytał zjawiając się koło Itachiego z bronią gotową do ataku.
— Tam. Kilka metrów przed tamtym drzewem — odparł dalej grając po mistrzowsku zmęczenie, ból i potrzebę pomocy.
— Już się nim zajmuję — rzekł ruszając na wyimaginowanego przeciwnika. Itachi wywrócił oczami, nie mogąc pojąć jak można na coś takiego się złapać.
Na tym zakończyła się pierwsza faza planu, Takeshi odseparowany. Teraz pora na dalszą część, czyli, terenowy atak Keiko. Szatynki zadaniem było wytworzenie techniki, która skupiałaby się na określonym obszarze a nie na przeciwniku. Do tego celu szatynka posiadała wprost idealną technikę, na którą przeważnie narzekała, gdyż nie było wiele okazji do użycia jej, ale teraz było inaczej. Higashiyama skupiła się, kucając i przykładając rozwarte dłonie do ziemi, z której starała się wydobyć spore pokłady wody, niezbędne do pomyślnego zakończenia tej fazy planu. Po chwili na powierzchni utworzyło się coś, co wyglądało jak krawężnik zrobiony jedynie z przezroczystej substancji, a obwodem przypominał kwadrat, w którym zamknięta była gigantyczna mrówka. Przed następnym ruchem, Keiko otworzywszy jedno oko spojrzała na Itachiego, który kiwał głową. Znak potwierdzający brak obecności Takeshiego w obrębie ataku. Teraz szatynka nie miała żadnych trudności. Raptownie wstała wyrzucając ręce w górę. Dziwaczny krawężnik podążył za przykładem, lecz uniósł się jedynie na wysokość około trzydziestu centymetrów, gdyż potem z gleby wystrzelił ogromny kwadrat zapełniony wodą. Mimo iż ciecz nie występowała w zamkniętym naczyniu, sprawiała wrażenie przebywania w szklanej bryle, gigantycznym basenie ze szczelną pokrywą. Gdy tylko kwadrat uzyskał oczekiwane wymiary, zawarta w nim woda natychmiast stałą się ciemnogranatowa, jakby ktoś zalał ją atramentem. W tej chwili, okolicą powinna wstrząsnąć fala przenikliwego ryku topiącej się mrówki oraz wstrząsów spowodowanych zakodowanej w genach woli przetrwania, lecz nic takiego nie nastąpiło. Głucha cisza zakłócona jedynie przez wiatr szeleszczący liśćmi. Nawet zwyczajne odgłosy lasu umilkły, starając się ochronić bezbronnych — w stosunku do shinobi— mieszkańców. Na tym etap drugi kończy się. Teraz czas na akcję Itachiego, która polega na użyciu genjutsu i doprowadzeniu Takeshiego do nieprzytomności, co akurat Uchiha wykonał błyskawicznie. Zamykając chłopaka w wyimaginowanym świecie oraz uderzając mocno w kark powodując utratę świadomości. Takim sposobem Akaibe padł niczym kłoda. I tak oto zakończyła się operacja „eliminacja mrówki”. Keiko opuszczając powoli uniesione ręce zniszczyła sześcian, powodując wchłoniecie wody przez glebę. Gdy technika została zakończona, można było ujrzeć cztery martwe ciała przeciwników, którzy najwyraźniej zaplątali się w okolicy, wpadając w obszar tak zwanej „wodnej pułapki”.  Szatynka wraz z brunetem rozejrzeli się uważnie, okręcając się kilka razy wokół własnej osi, by ustalić lokalizację pozostałej dwójki wrogów. Akurat to nie było zbyt trudne, oboje ukrywali się w krzakach kilka metrów za dziewczyną. Jeden sus, płynny ruch a napastnicy padli martwi przebici na wylot katanami. Nawet nie zdążyli ochłonąć po widoku tejże gigantycznej techniki, a co dopiero być w gotowości do obrony czy ataku.
I takim to sposobem walka dobiegła końca. Przeciwnicy martwi, mrówka w swoim świecie, Takeshi nieprzytomny, jednym słowem wszystko ok, … no prawie.
— A ty gdzie? — zapytała Keiko widząc, że brunet odbiega w tylko jemu znanym kierunku. — Ej, no! Nie zostawiaj mnie z tym nieprzytomnym kretynem — mruknęła, ale on już jej nie słuchał znikając w gęstwienie drzew. — Eh… — westchnęła spoglądając na Akaibe. Jednak zamiast podejść do niego, kroki skierowała ku martwym ciałom przeciwników. Po powierzchownym obejrzeniu zwłok z zmarszczonym czołem zabrała się za bardziej dokładne przeszukiwania, w celu ustalenia chociażby przynależności napastników do wiosek. Jedno ciało sprawdzone i nic, drugie także, dopiero w trzecim znalazła opaskę ze znakiem Kiri Gakure.
— Cholera — zaklęła patrząc nieufnie na znane linie. To nie pierwszy raz, gdy wysłannicy z tej wioski ją atakują, jednak przeważnie byli silniejsi, bardziej dostosowani do jej umiejętności. Możliwe, że ci tutaj to jakiś przypadkowy patrol. Jednak… jaki shinobi nie nosi przy sobie opaski informującej do jakiej wioski się przynależy? Zdejmuje się je podczas misji tajnych, jak na przykład zaatakowanie oddziału pochodzącego z kraju, z którym ma się sojusz.  Chyba, że byli nastawieni na kogoś innego, a przypadkiem wpadli na grupę Itachiego lub ewentualnie pomylili obiekt ataku.
Dziewczyna przygryzła wargę marszcząc czoło. Jaki by nie było wytłumaczenie, nie podobało się jej miejsce pochodzenia napastników, czyli Kiri Gakure, z którą ma niestety przeszłościowe utarczki. Uznała, że sprawdzi to w Konoha, a teraz musi zachować pozory jakoby nie znała odkrytego fakty i ewentualnych przyczyn ataku. Toteż spojrzała na Akaibe zastanawiając się jak przetransportować nieprzytomnego do reszty drużyny.Itachi pobiegł do Sasuke chcąc zobaczyć jak on się czuje, potwierdzić jego przynależność do świata żywych. Dlatego gdy tylko zobaczył w oddali pochylona sylwetkę Haniko, przyspieszył.
— I? — zapytał spoglądając na niemalże trupio blada twarz brata, tak przeraźliwie nienaturalną.
— Jest w naprawdę kiepskim stanie, jednak zagrożenia dla życia minęło. — Po tych słowach kamień, w które zamieniło się serce bruneta rozpłynęło się. Uczucie ulgi zalało organizm, powodując wycieszenie oraz upragniony spokój. Targany strachem o brata, nerwami o resztę drużyny, odetchnął przytulając zaskoczoną Haniko w geście wdzięczności. Takiego ruchu ze strony Uchihy blondynka się nie spodziewała. A po dzisiejszych wydarzeniach doszła do wniosku, że ten ród ma nieprzewidywalnych członków.
— Ja zrobiła tylko, co do mnie należało i co mogłam. Teraz trzeba go szybko przetransportować do szpitala, a najbliżej mamy tylko do Konohy — dodała wyswobadzając się z uścisku.
— Dziękuję — szepnął nie odrywając wzroku od nieprzytomnego Sasuke. Nigdy by sobie nie wybaczył gdyby brat zginął tutaj, teraz i przez niego. Tak bardzo się o niego martwił. W końcu, mimo nieokazywania tego, Sasuke był najważniejszy, zawsze na piedestale czy pierwszym miejscu.
— Nie zostawia się dziewczynie do taszczenia nieprzytomnego gościa — mruknęła Keiko pojawiając się z Takeshim, którego ciągnęła po ziemi trzymając jedynie za nogi. Haniko przyjrzała się chłopakowi, którego wygląd wskazywał na to, że szatynka „niosła” go tak całą drogę. — Co się dzieje? — zapytała widząc grobowe miny zebranych.
— Sasuke oberwał — wytłumaczyła blondynka wskazując głowa na nieprzytomnego bruneta.
— I to nieźle oberwał — skwitowała pochylając się nad Sasuke oglądając jego rany. — Ty on w ogolę żyje? Wygląda jak trup — skomentowała dźgając go palce w policzek.
— Żyje i nie potrzebuje twojego komentarza — rzekł Itachi odciągając szatynkę od brata.
— Dobra, dobra nie musisz mnie ciągnąć — oznajmiła wyszarpując się spod kurateli Uchihy i siadając pod drzewem. — A tak na serio to, co robimy? Bo sądzę, że nie to, co ja bym zrobiła w tej chwili.
— Musimy odpocząć a potem ruszyć szybko do Konohy, bo Sasuke potrzebuje fachowej opieki.
— Nie. Ruszamy w tej chwili — sprostował kapitan rozglądając się po okolicy by ustalić, w którą stronę jest wioska.
— Głupi pomysł — odparła Keiko opierając plecy o korę pnia. — Musimy odpocząć. Haniko wygląda jakby nie miała siły nawet czołgać się. Takeshi jest nieprzytomny, kto go niby by niósł? A mnie się nie chce łazić.
— Nie obchodzi mnie to, co tobie się chce, Sasuke trzeba zanieść w tempie ekspresowym do szpitala.
— Wszyscy musimy odpocząć. Z resztą przez najbliższą godzinę nie powinno się go przemieszczać, by nie otworzyć na nowo rany. — Pod wpływem ostatniego argumentu Itachi skapitulował, godząc się na postój.
Po około dwudziestu minutach Keiko zaczęło się nudzić. Do Itachiego i tak nie było, co teraz zagadywać, siedział z kamienna miną, niczym wyrytą w skale i obserwował nieprzytomnego brata, jakby miał zaraz otworzyć oczy i coś śmiertelnie ważnego powiedzieć.  Akaibe dalej leżał na ziemi, poturbowany przez sposób przetransportowania go tutaj. Jedynym wyjściem dla szatynki była Haniko, która odpoczywała pod drzewem nieopodal młodszego Uchihy, tak by w razie konieczności móc szybko interweniować.
— Niezły z ciebie medyk — zagadała wskazując głową leżącego bruneta.
— Nie jestem medykiem — sprostowała. — Mogę uleczyć jedynie i to w niewielkim stopniu osoby, które posługują się naturą ognia.
— O. To i tak nieźle. A co cię tak w ogóle sprowadziło do Konohy? — Haniko spojrzała zdziwiona na koleżankę, która prowadzi z nią w miarę poważną rozmowę.
— Sprawy prywatne mnie do przyjazdy zmusiły — odparła wymijająco.
— Jednym słowem nie chcesz powiedzieć. Jasne, spoko, rozumiem — odparła kładąc się na trawie, nie przejmując się odpowiedzią blondynki. — No to zmieniając temat, jak ci się wioska podoba?
I tak między dziewczynami wywiązała się luźna dyskusja o błahych sprawach. Mile spędzony czas gna szybciej, przez co nawet nie zorientowały się, kiedy otoczenie przykrył całun zmroku, informując drużynę, że czas postoju minął. Itachi od razu zarządził wymarsz nie bacząc na nadal nieprzytomnego Akaibe. Nie reagując nawet nie sprzeciwy dziewczyn, które próbowały mu wytłumaczyć, że trzeba poczekać aż chłopak się ocknie. Jednak Uchiha głuchy był na jakiekolwiek nawet racjonale argumenty, zaślepiony jedynie troską o brata, nic więcej się nie liczyło.
— Musimy go natychmiast odstawić do szpitala — mówił upierając się przy swoim.
— Jednak, jak chcesz to zrobić? Poczekajmy do rana — proponowała Haniko powoli mająca dość jednej i tej samej argumentacji Itachiego.
— Może ja coś poradzę — rzekła Keiko wtrącając się w sprzeczkę, która trwała od dobrych dziesięciu minut. Rozmawiający spojrzeli na nią z zainteresowaniem, nie bardzo rozumiejąc, jakie Higashiyama może mieć argumenty opowiadające się z jedna ze stron. — Nie chciałam wyciągać tego, ale w tej sytuacji... Jeśli dasz mi Sasuke, przetransportuję go błyskawicznie do Konohy.
— Zgłupiałaś — oznajmił podnosząc głos. — Nie powierzę brata jakieś nieodpowiedzialnej dziewczynie, która uważa, że walka jest zabawna. Równie dobrze mogę go oddać Takeshiemu pod opiekę.
— No dzięki — mruknęła krzywiąc się z niesmakiem. — Porównywać mnie do niego.
— Wiesz, Itachi ma trochę racji — rzekła ostrożnie Haniko, nie chcąc obrażać koleżankę. — Tutaj trzeba postępować ostrożnie. Jego stan nie jest jeszcze stabilny.
— Nie dramatyzujcie. Tutaj liczy się czas. Naprawdę mogę go przetransportować do Konohy błyskawicznie. I to nie jest przenośnia.
— O czym dokładnie mówisz? — zapytała blondynka zainteresowana sposobem dotarcia Keiko do wioski.
— Moja zdolność to woda, opanowana na zaawansowanym stopniu. Mogę zamienić dowolna materię w ciecz, a konkretniej właśnie w wodę. Jeśli dacie mi Sasuke, zamienię go i siebie w parę wodną, przez co w błyskawicznym tempie będziemy w szpitalu. W końcu szybkość poruszania się cząsteczek gazu jest niewyobrażalna. To będzie jedyne dobre wyjście. Sasuke znajdzie się szybko w Konoha i bez niepotrzebnych uszkodzeń ciała.
— Dobry pomysł.
— I tak nie zmienia to faktu, że nie powierzę go tobie. Chyba, że przetransportujesz nas obu.
— Ale nie możesz zostawić resztę drużyny. Jest jeszcze Takeshi i Haniko.
— To wszystkich nas weź.
— Co?! — warknęła zła, że dała zapędzić się w ten kozi róg. Jeszcze nigdy nie przenosiła tylu ludzi na raz. Zawsze to były tylko dwie osoby, czyli ona i ktoś jeszcze, a potrafiła przy tym i tak mieć problemy, jeśli to były duże odległości. A teraz miałabym niby przenieść piątkę na raz. Z czego dwójka nieprzytomna, co utrudnia późniejszą zamianę ze stanu gazowego w ciało stałe, gdyż woda w ciele jest wówczas nieco inna niż normalnie. Jednak nie mogła odmówić pokazując Itachiemu, że jest słabeuszem. W końcu nie może być aż tak źle, są tylko cztery ewentualności: pierwsza, przeciąży organizm umierając; druga, nie uda jej się i wszyscy pozostaną w stanie gazowym; trzecia, nie uda się i wszyscy umrą; czwarta, przeniesie tylko część ludzi lub tylko niektórych, gubiąc w transporcie resztę. Po szybkiej kalkulacji jedyne wyjście, jakie jej się podobało było pierwsze, jak mówią, pierwszy pomysł najlepszy.
— I? — dopytywał się Uchiha ponaglając.
                — Dobra, nie ma sprawy — odparła po chwili wahania. Powiedziało się „a”, trzeba powiedzieć „b”.
— To, co mamy robić?
— Jakbyś mogła podtrzymaj Takeshiego, bo zapewne Itachi nie da nikomu zbliżyć się do Sasuke. — Haniko uśmiechnęła się dając tym znak szatynce, że ma rację. I dziewczyny nie myliły się gdyż brunet wziął brata ostrożnie na ręce, jakby był z bardzo kruchego tworzyła a wart, bezcenny. Trzymał go niczym najcenniejszą rzecz w całym wszechświecie. Keiko już otwierała usta by jakoś skomentować słodycz braci, jednak szybko przypomniała sobie, że ona to musi się tu skupić, bo jak coś pójdzie nie tak to zginą. — Gotowe? — zapytała spoglądając po zebranych, którzy ustawili się blisko niej, Itachi z Sasuke na rękach oraz Haniko podtrzymująca Akaibe. Szatynka wzięła głęboki wdech, starając się skoncentrować myśli na operacji, która ma zaraz tu nastąpić. Najpierw podeszła do każdego z osobna przykładając rękę do czoła, palcami lekko zasłaniając oczy. Zrobiła to by sprawdzić poziom i charakter wody znajdującej się w organizmie, gdyż ona jest różna w zależności od tego czy jest się shinobi oraz jakimi technikami się posługuje. Gdy tylko przeszłą przez ten, najłatwiejszy etap, zamknęła oczy skupiając się do granic możliwość. Przemianę zaczęła od nieprzytomnych panów, gdyż z nimi było trudniej. Takeshi najpierw pokrył się cienką warstwą wody, potem stopniowo sam zamieniał się w ową substancję, by po chwili stać się cieczką, która sprawiała wrażenie zamkniętej w pojemniku o kształcie ciała chłopaka. I tak działo się z każdym po kolei, Sasuke, Haniko, Itachi a w końcu sama Keiko. Przeobrażenie ciała stałego w ciecz była trudna, ale nie aż tak jak kolejny etap techniki, stan gazowy. Szatynka znów przyjęła wybraną kolejność, poczynając od Akaiby. Najszybciej stan skupienia zmieniła sama Higashiyama, gdyż dziewczyna opanowała w zadawalającym stopniu owy manewr na swoim ciele, ewentualnie można by tutaj dodać przyjaciół z Kinderów. Po minutach, które zdawały się trwać godzinami cała piątka wyparowała, dosłownie i w przenośni. Teraz nadszedł czas na przetransportowanie wszystkich do szpitala w Konoha, co wymagało od Keiko niewyobrażalnej koncentracji oraz ogromnych pokładów chakry.  W momencie, w którym wykonywała ową czynność dla niej przestało istnieć cokolwiek, nawet nie możliwy do zatrzymania czas. W praktyce całe przenoszenie się trwało kilka sekund, to dla szatynki wydawało się niemal godzinnymi zmaganiami, co sprawiało wrażenie zakrzywienia czasoprzestrzeni.  Jednak już jakiś sukces nastąpił, szatynka zgromadziła w sali szpitalnej cząsteczki całej drużyny, teraz tylko trzeba było zamienić gaz w ciało stałe, koniecznie przechodząc przez stan cieczy, gdyż proces resublimacji nie miała nawet opanowanego w stosunku do siebie.  
Powoli powolutku skraplała, kropelka po kropelce Takeshiego, starając się odtworzyć „wodnego człowieka”, którym stał się podczas pierwszego kroku tejże operacji.  Z tej postaci doprowadzenie techniki do końca było w miarę łatwe i na osiemdziesiąt procent nie groziło już utratą części ciała bądź życia.
Po dłuższej chwili wszyscy przybrali swoje naturalne kształty, zjawiając się fizycznie w sali szpitalnej, która robiła za poczekalnię. Haniko stała lekko zaszokowana umiejętnościami szatynki, po której nikt się nie spodziewał czegoś takiego. Toteż, dlatego nie do końca zareagowała na otoczenie i fakt, że Takeshi leży rzucony na zimne kafelki. Jedynie Itachi, mając ciągle na uwadze brata zajął się przyczyną, która spowodowała ich tak szybkie przybycie tutaj, zaczepiając przechodzącą pielęgniarkę oraz informując ją o stanie Sasuke. Zaś Keiko w akcie ucieczki znalazła się za drzwiami upadając na kolana z wycieczenia i plując krwią, z powodu przeciążenia organizmu. Szczerze, nie powinna używać tej techniki na aż tylu osobach. Już przy stosowaniu dla siebie, była ona wystarczająco wyniszczająca wewnętrznie. Toteż nic dziwnego, że po chwili szatynka straciła przytomność .

Minęły trzy dni, w których to Takeshi dawno odzyskał świadomość opuszczając szpital. Haniko zdążyła na prośbę Itachiego zdać raport, gdyż ten nie odstępował nadal nieprzytomnego brata na krok. Siedział przy nim dniami i nocami, pilnując czy aby na pewno nic mu nie jest. Nie wierząc zapewnieniom lekarzy, że stan Sasuke jest stabilny, niezagrażający życiu. Właśnie Uchiha został wyproszony z sali, gdyż doktorzy mieli przeprowadzić rutynowe, kontrolne badania. Zezłoszczony, że codziennie musi przez to przechodzić krążył tam i z powrotem po długim korytarzy, wyjątkowo pustym, co zapewne było spowodowane dość wczesnymi godzinami.
— Co u niego? — zagadała Keiko, która właśnie zbierała się do opuszczenia szpitala, za którym szczerze nie przepadała. Nie znosiła tych ludzi ubranych w kilty, którzy wciskając ci palce w żebra, pytając czy boli.
— Twierdzą, że dobrze, jednak ja poczekam, aż się obudzi. Będę mieć wówczas pewność.
— Jednym słowem jak chodzi o bezpieczeństwo brata, nie ufasz nikomu. Słodkie — dodała po chwili w ciszy, w której Itachi nie raczył odpowiedzieć. — No nic to, ja lecę — odparła widząc, że rozmowa się nie klei. — Wolę zwiać jak najszybciej, nim wmówią mi, że jestem na coś chora i przykują do łóżka na miesiące. Na razie.
— Poczekaj — rzucił zdając sobie właśnie sprawę z tego, że nie miał okazji jej podziękować za tak szybkie przetransportowanie do Konohy. Cały czas skupiał się na bracie, przez co nic się wokół wówczas nie liczyło. Lecz Keiko go nie usłyszała znikając skocznym krokiem za zakrętem.
— Przepraszam pana — rzekła pielęgniarka szturchając go delikatnie w ramię. Brunet odsunął się, myśląc z początku, że kobieta chce przejść. — Zna pan tą dziewczynę. — Uchiha kiwną głową przyglądając się uważnie pracownicy szpitala. — Mam, może niezbyt stosowną prośbę, aczkolwiek dość ważną.
— Słucham — oznajmił marszcząc brwi, zdziwiony zaistniałą sytuacją.
— Proszę wybaczyć za poufałość, ale panna Higashiyama nie raz lądowała u nas w stanie grożącym utrata życia, a wychodziła z nich cudem. Jednak nikt nigdy jej nie odwiedzał, nie pytał o nią. Wyglądała na strasznie samotną, porzucona przez wszystko wokoło. Mimo iż zgrywała niepoprawną optymistkę. Miło, że wreszcie ktoś się nią zainteresował. Może w końcu zacznie być naprawdę szczęśliwa. Od dawna się kolegujecie?
— Jestem tylko kapitanem drużyny, do której należy. Moim obowiązkiem jest zainteresowanie się członkami, zwłaszcza, jeśli przebywając w szpitalu — odparł lekko kłamiąc, gdyż na szatynkę wpadł przypadkiem, nie mając zamiaru sprawdzą, w jakim jest stanie. W ogóle zapominając, że ona również znalazła się na szpitalnym łóżku.
— Oh… Proszę mi wybaczyć, nie wiedziałam. Szkoda. Jedna i tak mam prośbę. Może panu uda się ją przekonać.
— No słucham.
— Keiko organizm jej w kiepskim stanie. Strasznie przeciąża go na misjach, w ogóle o niego nie dbając. Do tego nie chce poddać się żadnym badaniom, które by sprecyzowały jej stan zdrowia. Dawane tabletki, które mogłyby jej pomóc wyrzuca od śmieci, nawet nie patrząc, na co są. Proszę spróbować jej do wcisnąć. Może pana akurat posłucha, skoro olewa lekarzy — rzekła podajać brunetowi spore opakowanie. — To witaminy przeznaczone dla shinobi. Mają za zadanie ogólnie wzmacniać organizm. Plus ekstra dorzucili jakieś związki mineralne. Naprawdę bardzo bym prosiła spróbować jej to wcisnąć.  — Uchiha kiwnął głową chowając pudełko do kieszeni. — Niezmiernie dziękuję — odparła uśmiechając się i odchodząc w tylko jej znanym kierunku. Brunet przez chwile wpatrywał się w miejsce gdzie chwile temu stała pielęgniarka analizując usłyszane fakty. Zdawał sobie sprawę z tego, że Keiko jest nieodpowiedzialna i wszystko to dla niej zabawa, ale nie przypuszczał, że aż do takiego stopnia nieracjonalna.

Wczesnym wieczorem Sasuke ku wielkiej radości Itachiego odzyskał przytomność. Jednak nazwisko Uchiha do czegoś zobowiązuje toteż bracia nie rzucili się sobie na szyję z szczęściem i ckliwymi gadkami. Po prostu uśmiechnęli się nieznacznie, wymienili kilka, krótkich oraz rzeczowych zdań i to by było na tyle. Długowłosy opuścił pomieszczenie dochodząc do wniosku, że już nie jest potrzebny. Sasuke ma się dobrze, jedynie, czego teraz potrzebuję to chwili spokoju i odpoczynku. Nie musi już stań nad nim jak anioł stróż nasłuchując każdego oddechu, jego życiu nic nie zagraża. Wszystko powoli wraca do normy. Rzecz jasna jeszcze nie wypuszczą go ze szpitala, ale Itachi nie miał w zwyczaju sterczeć przy Sasuke jak jakaś niańka.
Starszy Uchiha wyszedł z budynku rad, że nie musi już więcej w nim przebywać. Tonowy kamień zalegający na sercu pękł dając oswobodzenie. Czuł się teraz lekki, szczęśliwy i spokojny. Toteż na zakończenie tej niezbyt przyjemnej sytuacji lęku o życie brata postanowił zajrzeć do mijanego klubu. Po wejściu pierwsze, co rzuciło się w oczy to zapełnione stoliku i bar tuż naprzeciw drzwi. Spojrzał na ludzi, którzy przeważnie byli w młodym wieku około dwudziestu paru lat, siedzieli z paczkami znajomych głośno się zachowując. Bruneta to odrzuciło wolał ciszę i spokój, a przynajmniej jakiś zakamarek gdzie mógłby usiąść z dala od tej gwary. Już miał wychodzić z klubu, kiedy dojrzał schody. Na piętrze było mniej ludzi, najwyraźniej przez to, że wejście na nie zlewało się z ciemnymi tapetami na ścianach, mało, kto w ogóle dostrzegał je. Dojrzawszy pusty stolik w kącie ruszył przez pomieszczenie ku wyszukanemu miejscu.
— I wówczas bam! —krzyknęła dziewczyna opowiadająca przyjaciołom z zaangażowaniem ostatnią misję, wymachując przy tym rękami do tego stopnia, że trafiła przechodzącego bruneta. — Prze… — urwała, kiedy odwróciwszy się ujrzała Uchihę. — Itachi? — zapytała zaskoczona jego widokiem w takim miejscu. Już otwierała usta by w jakiś sposób go przegonić, gdyż nie chciała, aby wiedział o niej zbyt dużo.  W końcu ma mieć z nią tylko kilka misji, nie musi przedstawiać bruneta przyjaciołom. Jednak przypomniała sobie, że Fumiko podoba się Uchiha, więc chcąc sprawić blondynce przysługę postanowiła zaprosić go do stolika. — Trochę dziwne miejsce dla ciebie, ale jak już tu jesteś to siadaj — rzekła zachęcając gestem ręki i pokazując wolne miejsce przy Fumiko. Brunet sam zdziwiony swoją reakcją, przysiadł się. — Co u Sasuke?
— Dobrze. Odzyskał przytomność — odpowiedział zdawkowo przyglądając się znajomym szatynki, wśród których rozpoznał blondyna, który przyszedł do nich w wąwozie.
— Orientacyjnie pewnie chcesz wiedzieć, z kim siedzisz, ne? To zaczynając od lewej, Isamu, Josuke, Fumiko.
— No! — Fioletowo włosy zatarł ręce z cwaniackim uśmiechem. — Nowy człek przy stoliku, to lecę po alkohol — rzucił i już po sekundzie go nie było, nim Keiko otworzyła usta, chcąc go upomnieć. Mężczyzna uwielbiał wszelkiego rodzaju procentowe napoje, mógł je pić litrami, a nic mu nie było tak mocną miał głowę.
— Góry przepłynąłem, rzeki przeszedłem…
— Namieszałeś coś — wtrąciła się Keiko dając do zrozumienia blondynowi, że pomylił się, a jego wypowiedź jest bezsensowna.
— I odkryłem wybrańca spirytusowego świata, który pokazał mi piękno — mówił w ogóle nie zwracając uwagi na słowa szatynki, gestykulując przy tym niczym artysta na scenie w teatrze wygłaszający słynne słowa Hamleta.
— Poranka nad klopem — dorzuciła Higashiyama.
— I niesamowicie barwny obraz.
— Wczorajszego obiadu — dodała kładąc Isamu rękę na ramieniu i zataczając półokrąg przed nim jakby pokazywała piękno krajobrazu. Potem spojrzeli na siebie wybuchając śmiechem.
— Proszę nie zwracaj na nich uwagi — rzekła Fumiko starają się ratować swoją reputację popsutą przez przyjaciół. — Oni po prostu trochę za dużo wypili.
— Moja białogłowa waćpanno, stan trzeźwości nie mierzy się kieliszkami. Bądź zdrów, bądź rad, że trzeźwość to stan. Lecz nie kieliszka, o nie, tylko świadomości oj tak.
— No to, kto chce sprawdzić swoją silną świadomość? — zapytał Josuke wracając z naręczem zamówienia. Lecz zebrani natychmiast pochylili głowy nie chcąc rywalizować w piciu z nim, gdyż to zawsze źle się dla nich kończyło.
— Ej a co to? — zapytała Keiko widząc ulotkę na tacy, jednocześnie starając się zmienić temat.
— Nie wiem, Karan mi to wręczył. No, więc, Uchiha, tak? — rzekł siadając i lustrując bruneta. —Mam nadzieję, że umiesz opiekować się dziećmi, gdyż nasz wulkan energii, który jest teraz chwilowo i na krótko pod twoją jurysdykcją, nie należy do zbyt utalentowanych oraz myślących rozsądnie osób — rzekł, chociaż wcale o szatynce tak nie myślał, lecz były pewnie zasady, które trzeba przestrzegać. A mianowicie, pełne umiejętności Kindersów muszą pozostać ukryte. Jedyny zna je Josuke, nawet Hokage nie ma pełnego wglądu w opisy członków tejże organizacji.
Itachi nie odpowiedział, ignorując dziwne stwierdzenie przywódcy Kindersów. Zaś Keiko i Isamu go w ogóle nie słuchali pochylając się nad czytana ulotką. Zaś Fumiko postanowiła przejść do flirtu z Uchihą.
— Ponoć jesteś uważany za najlepszego shinobi w Konoha. To niesamowite prawda — mówiła bawiąc się kosmykami włosów.
— A propos umiejętności to chyba powinnaś ze mną pogadać Keiko — rzucił znacząco Josuke, co nie wróżyło niczego dobrego.
— No akurat teraz postanowiłeś, raz, podkreślam, raz przeczytać sprawozdanie.
— A cóż to za święto ogłoszono, że nasz jaśnie pan raczył zerknąć na pospolite papiery?
— Mam nadzieję, że moja znajoma nie narobiła ci zbyt dużo kłopotów. Czasami jest nie do wytrzymania — mówiła blondynka starając się robić najsłodsze oczy, które zawsze na mężczyzn działały. A przy okazji zapobiec wymianie zdań, która by powiedziała osobie z zewnątrz — Itachiemu zbyt dużo informacji o Kindersach. A do tego dopuścić nie można. Organizacja w pewnym sensie jest tajna, zwłaszcza cele, jakie spełnia. Wszyscy mają myśleć, że to od taka grupka przy ANBU, sierot, które nie mają nic do stracenia i poświęcają się na misjach, które nikt inny nie chce zrobić.
— Zachowanie Keiko na misji nie odbiegało od normy — odparł brunet starając się odsunąć od przyklejającej się Fumiko.
— He? — Zdziwiona wypowiedzą szatynka spojrzała na Itachiego z niedowierzaniem. — Spóźnienie, prowokacja Takeshiego, odłączenie się od grupy bez powiadomienia czy wymalowanie ci twarzy, które z tego nie odbiegało od normy?
Isamu słysząc wyczyny przyjaciółki zaśmiał się, Fumiko myślała, że zapadnie pod ziemię. Lubiła, nawet bardzo Keiko, ale teraz starała się wywrzeć oszałamiające wrażenie na Itachim, co psuł fakt zadawania się z szatynką. Josuke popijał zawartość kieliszka nie zareagują na poczynania Higashiyamy na misji, będąc przyzwyczajony do czegoś takiego.
— Wszystko. Takie zachowanie to u ciebie normalność. Sama mi to tłumaczyłaś, bierz życie pełnymi garści, jutro możesz już nie żyć.
— Nie wierze. Sztywny pan Uchiha akceptuje moje zachowanie. Coś ty morfiny się nawdychałeś w szpitalu?
— Nie powiedziałem, że to akceptuje.
— Ale tak pomyślałeś. No, ale wygląda na to, że ściągam pana „przestrzeganie zasad to podstawa” na zła drogę — zażartowała wypijając jednym haustem zawartość kieliszka, do którego próbował dobrać się Josuke.
— Dlaczego ciągle czepiasz się tego?
— Bo nie lubię sztywnego trzymania się reguł, które są po to by je łamać.
— Nie uwierzę, że nigdy nie chciałaś ponieść konsekwencje swoich czynów.
Dziewczyna położyła ręce na blacie podnosząc się nieznacznie i przesuwając ku brunetowi, który siedział naprzeciw niej.
— Nie odwracaj kota ogonem. I nie parafrazuj moich słów. Z resztą… — urwała pokazując mu język. Po czym zasiadła z powrotem na miejscu. Reszta zebranych milczała przyglądając się wymianie zdań, chociaż robiła to tylko Fumiko, gdyż blondyn próbował odebrać od Josuke zabrany mu kieliszek. Zapadła chwila niezręczności, ukazana milczeniem. Każdy zajął się sobą, co sprowadzało się do błądzenia wzrokiem po sali. Przez obecność Uchihy panowała dziwna atmosfera. Fumiko drażniło zachowanie przyjaciół, a Josuke był nad wyraz spokojny, brak zaczepek, docinek, jak nie w jego stylu. Jedynie Isamu z Keiko nie przeszkadzał Itachi przy stoliku.
Po kolejnych milczących minutach w momencie, kiedy blondyn otwierał usta by coś powiedzieć po pomieszczeniu rozległa się skoczna muzyka.
— Co to?
— No przecież sam przyniosłeś ulotkę od Karana. Tam jest napisane, że lokal będzie od teraz w wyznaczone dni o pewnych godzinach udostępniał parkiet — wyjaśniła szatynka obserwując pary, które podniosły się z miejsc. Fioletowo włosy skrzywił się, chcąc rzucić coś zapewne ironicznego, lecz został powstrzymany przez telefon
— Halo? — rzucił odbierając połączenie. — Nie wiesz ja teraz nie mogę. Daj to do załatwienia… zapewne Danar jest w biurze. Ja na serio nie mogę, bo… kapię bezpańską wiewiórkę. — Przyjaciele parsknęli śmiechem, zawsze tak reagując na idiotyczne wymówki przywódcy Kindersów, każdy w organizacji je znał, lecz i tak sporo osób przymykało na to oko, udając, że to normalne, biorąc przy okazji jego robotę na siebie. Jednak Itachi nie orientował się w ich obyczajach, toteż parzył na mężczyznę z ukrywaną niechęcią. Starając się, aby jego myśli o tym, że wolałby pocałować słup wysokiego napięcia niż służyć pod zwierzchnictwem kogoś takiego, nie zostały odkryte. — Dobra, dobra za chwile będę — oznajmił po wysłuchaniu rozmówcy i rozłączył się. — Kod czterysta osiemdziesiąt — szepnął do Isamu. — Wybaczcie obowiązki wzywając. Do zobaczenia, jak przeżyjemy do tego czasu — rzucił wypijając jednym haustem resztę przezroczystego płynu z kieliszka i odszedł. Dziewczyny spojrzały na blondyna zaniepokojone, tym, że wymówka nie poskutkowała. Mężczyzna w odpowiedzi pokręcił przecząco głową, dając im znać, że nie ma, czym się martwić. Kod czterysta osiemdziesiąt oznaczał, że materiał rozszyfrowany. Najwyraźniej szereg znaków, który pokrywał dostarczony przez Keiko zwój został złamany.
— No o jedną osobę mniej, ale to nie znaczy, że nie można się dobrze bawić. Co sądzisz Isamu o parkiecie?
— Moja nadobna Keiko, czyżby cię los obdarzył najwspanialszym darem czytania w mych myślach? Jakaż to musi być między nami więź, że odgadłaś me uczucia. To mnie tak napawa szczęściem, lecz i lękiem. Tak, i lękiem. Lękiem, że ktoś inny również ma ten dar, że…
— Och mój Isamu, uspokój se skołowane myśli — mówiła naśladując teatralno-dramaytczny ton głosu blondyna. — I chodź po prostu tańczyć — rzuciła już normalnie ciągnąc go w stronę parkietu. — Wykorzystaj okazję, jesteście sam na sam. Życzę powodzenia — dodała szeptem, gdy mijała Fumiko. Specjalnie wyciągnęła jej brata, by tylko dziewczyna w końcu mogła spróbować oczarować Uchihę, co starała się cały czas zrobić.
— No, więc… — zaczęła z uwodzicielskim głosem bawiąc się kosmykiem włosów. Lecz brunet odpowiadał na jej pytania bardzo ubogo i mało treściwie. Ograniczając się do „tak”, „nie” i różnych pomruków, na znak, że słucha. W pewnym momencie „rozmowy” Fumiko dostrzegła zadziwiającą rzecz, porzucając próbę flirtu i kompletnie zmieniając tematy, przyglądając się badawczo reakcji bruneta na zadawane pytania. A jako iż pracowała z uczniami, potrafiła doskonale zauważyć, kiedy ktoś kłamie, nie mówi wszystkiego, kręci.
Po kilku szybkich piosenkach do stolika podbiegła skocznym krokiem tańcząca para, która szalała za pięciorga na parkiecie, jakby od tego miało zależeć ich szczęście. Wzbudzając w reszcie zazdrość posiadaną energią i synchronizacją.
— Uf… — mruknęła szatynka opadając na krzesło. — Aż pić mi się chce.
— No chyba będziemy się zbierać Isamu — rzekła spoglądając na zegarek. — Powinniśmy być już w domu. Czy byłbyś Itachi tak uprzejmy i odprowadził Keiko do domu? Trochę wypiła, a taniec pewnie ją pobudził. Nie chcę żeby cos się jej stało.
— Daj spokój Fumiko. To było raptem parę kieliszków. Lepiej niech Itachi odprowadzi ciebie, w końcu będziesz przechodzić przez nieciekawą o tej porze dnia dzielnicę — mówiła akcentując ostatnie słowa, znacząco spoglądając na przyjaciółkę, nie rozumiejąc, dlaczego wciska Uchihę jej.
— Idę z Isamu to poradzę sobie.
— No jak chcesz. W takim razie też się będę zbierać, jutro ląduję na dywaniku u Josuke, trza się na to przygo… — urwała gdyż zachwiała się przy wstawaniu.
— Odprowadzę cię — rzucił brunet z głosem nieprzyjmującym odmowy.
— Marudzisz.
Grupka wyszła z klubu przeciskając się między tańczącymi parami, wirującymi w takt szybkiej muzyki. Orzeźwiające powietrze uderzyło w ich rozgrzane ciała, dając ukojenie. Oczy również odetchnęły napawając się mrokiem rozświetlanym jedynie przez z rzadka rozstawione lampy uliczne. Zebrani ruszyli w jednym kierunku idąc ramię w ramię.
— Wybacz, ukradną ci ją na chwilę — rzekła Fumiko po przejściu raptem paru metrów, odciągając dziewczyną, tak by nie było słychać ich przyciszonej rozmowy.
— Co ty wyrabiasz? —oburzyła się szatynka. — Ja ci tu daję możliwość flirtowania z twoim największym ciachem w Konoha, a ty każesz mu mnie odprowadzać. Co jest?
— Ja i Uchiha nie mamy szans. On już kogoś na oku ma.
— Serio? — zapytała szczerze zainteresowana. — Skąd to wywnioskowałaś? Powiedział ci? Kto to taki?
— Po jego zachowaniu można było to szyfrować. Z resztą ona również jest nim zainteresowana.
— No, ale kto to? — pytała z wyraźnym podnieceniem.
— Ano ty.
— Zgłupiałaś — rzuciła zniesmaczona.
— Nie prawda. Ciągle na ciebie zerkał, szukał wzorkiem na parkiecie, rozmawiał tylko z tobą. Jego najdłuższa odpowiedź na moje pytanie, to „nie zastanawiałem się nad tym”.
— A mnie się wydaje, że szukasz dziury w całym — burknęła dalej zła za, według niej niesłuszne domysły. — A nawet, jeśli to prawda, to gdzie widzisz te, cytuje „ona również jest nim zainteresowana”, he?
— No daj spokój. Widziałam, że na niego zbyt często patrzysz.
— Bo sprawdzałam reakcję na naszą paczkę. Nie chcę by zbyt dużo wiedział. Nasza znajomość będzie krótka i przelotna a wywnętrzanie się tylko przysporzy problemów.
— Nawet, jeśli hipotetycznie ci uwierzę, to nie znajdziesz wymówki na wasze spory słowne. Prowadzisz je wyłącznie z Kaoru, sporadycznie z Josuke, z nami praktycznie nigdy. I przypadkiem to on nie powiedział, że tłumaczyłaś mu swoje zachowanie? — Keiko przybrała naburmuszona minę, nie mając riposty czy chociażby odpowiedzi, zaś Fumiko tryumfowała zadowolona z odkrytych faktów. — Radzę ci zwróć na to uwagę, bo ewidentnie między wierszami można wyczytać, że macie się ku sobie.
— No właśnie, między wierszami — podkreśliła. — Pewnie źle to zinterpretowałaś. Od, zwykła pomyłka.
— Nie sądzę. I serio radzę ze szczerego serca, zwróć uwagę na jego zachowanie przy tobie i swoje przy nim. A zobaczyć, o czym mówię. Życzę ci z tym powodzenia. — Ostatnie zdanie niemalże krzyknęła odbiegając na skrzyżowaniu, tak by Keiko nie mogła nic już odpowiedzieć. — Na razie — dorzuciła machając ręką i odchodząc z bratem w kierunku domu, pozostawiając szatynkę z Itachim. Higashiyama krytycznie zlustrowała bruneta, zwężając groźnie oczy.
— Bzdura —mruknęła odwracając się gwałtownie. — Nie musisz mnie odprowadzać, poradzę sobie.
— Wolę mieć pewność, że dotrzesz do domu cało, z resztą chciałem o czymś z tobą porozmawiać.
— O czym niby? — Dziewczyna spojrzała na niego z lękiem, że zaraz wyskoczy z tekstem „kocham cię”. Jednak szybko odgoniła te myśli, zła na Fumiko, że jej pomieszała w głowie.
— Mówiłaś mi, że twoje techniki jak reszty Kindersów są mocno inwazyjne, w jakim stanie jest twój organizm?
Szatynka zaklęła pod nosem. Przez słowa blondynki, właśnie zadała sobie sprawę, że potraktowała Uchihę jak nowego członka Kindersów, mówiąc mu za dużo. Tego faktu, o którym teraz wspomniał nie powinien znać. Wściekła na siebie, że mu wygadała tajne informację zacisnęła dłonie w pięści przyspieszając.
— Nie mam pojęcia — burknęła.
— Keiko co jest? — zapytał łapiąc za ramę, niemalże biegnącą już dziewczynę. — Przed chwilą byłaś roześmiana, szczęśliwa, a teraz nagle chłodna i zdystansowana?
Higashiyama westchnęła widząc, w jaki kozi róg się zapędziła, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ciągle zadała te same pytanie „gdzie był mózg w chwili rozmów z Uchihą?”.  Nie może teraz tego urwać, ale nie może wszystkiego wypaplać. Spoważniała rozglądając się, by upewnić czy na pewno są sami na ulicy.
—  Po prostu, oni przypomnieli mi, że dowiedziałeś się zbyt dużo. Za wiele ujawniłam o sobie, organizacji. Rozumiesz, te sprawy powinny być utajnione i…
— Mam je zachować tylko dla siebie — dokończył za nią. — Domyśliłem się. Nie musisz się martwić. Poprosiłem Haniko o zadanie raportu według moich instrukcji, ukrywając, tłumacząc reputacją, kilka faktów, jak odwiedziny twojego przyjaciela, oddzielenie się od reszty, domniemania Takeshiego, ogólnie cała walka została przeinaczona no i nasze dotarcie do szpitala.
— Jesteś genialny — krzyknęła rzucają mu się na szyję. — Przeżyję jutrzejszy dywanik u Josuke. Świetnie — mówiła a jej radosny humor powrócił z wielkim uśmiechem na ustach oraz pojawieniem się po chwili różu na policzkach, jak zadała sobie sprawę, że właśnie uściskała Itachiego.
— Tak wiem — mruknął uśmiechając się nieznacznie.
— I bardzo skromny.
— To teraz odpowiesz na moje pytanie? — Upomniał się po chwili ciszy, w której szatynka spokojnie ruszyła w dalszą drogę.
— E, a jaki ono brzmiało? — Brunet westchnął.
— Jak wyniszczony jest twój organizm?
— A czemu w ogóle pytasz?
— W szpitalu zaczepiła mnie pielęgniarka twierdząc, że odmawiasz jakichkolwiek badań czy nawet leczenia, mimo iż twój stan ujmując ładnie jest w nienajlepszej kondycji. Dlaczego?
— Eh… Ona znowu marudzi. — Wywróciła oczami, przypominając sobie natrętną kobietę. — A niby, dlaczego mam się temu poddawać? — Mrożący krew w żyłach wzrok Uchihy był idealną odpowiedzią. Na to Keiko tylko wykrzywiła usta z niezadowoleniem wzdychając ciężko, jak nauczyciel tłumaczący uczniowi piętnasty raz prostą tą sama czynność. — My wręcz mamy zakaz poddawania się badaniem kontrolnym, czy jakimkolwiek. W teorii nawet nie powinniśmy trafiać do szpitali, tylko udawać się do naszego medyka. Jednak w praktyce jest inaczej, gdyż po prostu mamy dość ograniczoną ilość lekarzy, toteż pozwalają nam iść do zwykłego szpitala. Jedynie musimy poinformować osoby, które będą nas badać, że jesteśmy z Kindersów. A tak naprawdę mówimy „kod trzysta osiem” i wszyscy już wiedzą. — Brunet zmarszczył znacząco brwi dając dziewczynie do zrozumienia, że jej wyjaśnienia są mało wyjaśniające. — W praktyce, lekarze nie wykonują żadnych badań, nie mówią nam o naszym stanie zdrowia, jedyne, co robią to leczą rany, doprowadzając do takiego stopnia, by móc wyruszyć na misje.
— Dlaczego?
— A ty masz pięć lat, że ciągle zadajesz to pytanie. To dość oczywiste, jeśli o czymś nie wiesz to tym się nie przejmujesz. Chodzi tu o to, żebyśmy podczas misji dawali z siebie wszystko, nie patrząc na nic. Mieliśmy taki przypadek, że dziewczyna poszła się kontrolnie zbadać. Lekarze powiedzieli prawdę o jej stanie zdrowia, ona się przeraziła, przez co zaczęła zawalać misje. Gdyż nie chciała już stosować większości technik, by nie nadwyrężyć organizmu. Najpierw myślała o sobie, mając tylko to na uwagę, a reszta była potem. Takie zachowanie przy naszych misjach jest szalenie niebezpieczne. Nie tylko dla nas, ale często też do samej Konohy. Dlatego też nie możemy wiedzieć takich rzeczy, jak nasz stan zdrowia. Oczywiście, co jakiś czas nasi medycy robią nam badania, ale wgląd w ich wyniki ma nikt inny jak Josuke.
— Ale możecie łykać jakieś witaminowe tabletki, by w jakimś minimalnym stopniu poprawić swój stan?
— Tak. Nie ma takiego zakazu.
— To, dlaczego tego nie robisz? — Keiko ściągnęła brwi, nie wiedząc, o co pyta brunet. — Pielęgniarka ze szpitala powiedziała, że odmawiasz przyjmowania nawet regenerujących witamin. Dlaczego? Skoro nie zakazują ci tego brać, to, czemu tego nie robisz? Chcesz by twój organizm jeszcze wcześniej przestał być wydolny?
— Nie biorę, bo, po co? Mała cholera, o której trzeba pamiętać, by łyknąć. Z resztą to sprawia tylko, że jeszcze większy masz powód by cieszyć się z życia, bo jest jeszcze bardziej krótkie.
— Uważam, że to głupota.
— Nikt ci tego nie zabrania. Ty masz inne podejście do życia, ja mam inne. I chyba tak powinno być. Skoro ci się moje nie podoba, to ciesz się, będziemy razem chodzić a misję przez krótki czas, nikt ci nie każe rozumieć mojego postępowania.
— Po prostu jedz te tabletki — rzekł wciskając w ręce szatynki pudełko z kapsułkami. — Na pewno przyjaciele nie chcą abyś szybko opuszczała ten świat, a ja nie mam zamiaru patrzeć na ten moment, więc… weź je, to tylko parę tabletek. Świat się nie zawali jak je zażyjesz. Do zobaczenia i miłej nocy — rzekł odwracając się by udać do siebie. Wiedział, że szatynka nie potrzebuje odprowadzania, zaoferował je tylko po to, by przekazać jej pudełko, gdyż jak pomyślał, że miałby więcej nie iść na misję z Higashiyamą, poczuł dziwny smutek, bo, mimo iż była czasami irytująca, miała inne zadanie, to lubił spędzać czas w jej towarzystwie. Może to wina tego, że na wszystko patrzyła zupełnie inaczej niż on, a może przyczyna tkwi głębiej…?
Keiko stała przez chwilę zdziwiona obserwując jak Uchiha znika za zakrętem. Czegoś takiego się po nim nie spodziewała. Patrzyła na trzymane pudełko z nieodgadnionym wyrazem.
— Cholera. Teraz to Fumiko będzie miała, co czytać między wierszami. 

3 komentarze:

  1. Hej,
    Itachi i ta jego troska o brata, tak, tak Fumiko teraz będzie miała pole do popisu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, o tak Itachi i ta jego troska o brata ;) Fumiko to teraz będzie miała wielkie  pole do popisu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    cudowny rozdział,  Itachi i ta jego troska o brata ;] ocho Fumiko to teraz będzie miała wielkie pole do popisu... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń