Kategoria: Naruto
OC, Shinobi, Romans, Komedia, Dramat
Fugaku westchnął. Zacisnął
dłonie w pięści, a potem oderwał się od czytanego dokumentu i odwrócił w stronę
okna.
Z podwórka dochodziły
dziecięce śmiechy, mieszając się ze śpiewem ptaków i cichym szumem… po prostu
wiosny. Wszędzie na zewnątrz słychać było wiosnę, czuć ją w nozdrzach i na
końcu języka.
Siedmioletni Sasuke
próbował popisać się przed starszym bratem. Itachi z uporem tłumaczył coś, czego młody nie chciał zrozumieć. Albo udawał, że nie słyszy. Sprzeczali się
chwilę, a potem jak gdyby nigdy nic, wymienili porozumiewawcze spojrzenia i obaj wybuchnęli śmiechem. Itachi potargał bratu włosy i przyciągnął do siebie.
Fugaku skrzywił się, a
potem z grobową miną spojrzał na mężczyznę, który stał po drugiej stronie
biurka.
– Jaka decyzja?
Fugaku jeszcze raz
przeleciał wzrokiem po trzymanym dokumencie i pokręcił głową.
– Nie, zamachu nie będzie.
***
Haniko poprawiła niewygodny
plecak, a potem spoconą dłonią odgarnęła grzywkę przyklejoną do czoła. Zrobiła
kilka kroków, ale coś wciąż było nie tak.
– Przechyla cię na lewo –
stwierdził Akihito i pomógł jej poprawić wiązanie.
Nie odpowiedziała. Zamiast tego
spojrzała w dal. Gdzieś za tą górą piasku, za złotymi pustyniami, znajdował się
inny świat. Kraina zieleni i jezior. Miejsce dobre jak każde inne, żeby zacząć
nowe życie.
– Jesteś gotowa?
– Tak – odpowiedziała z
uśmiechem. – To… do zobaczenia?
Akihito pokiwał od
niechcenia głową, chociaż w jego oczach czaiły się łzy. Czy naprawdę nie
istniał inny sposób? Taki, dzięki któremu udałoby się uniknąć tej rozłąki?
Po raz ostatni spojrzeli
sobie w oczy i… nie. To było jedyne wyjście z sytuacji.
– No to idę – oznajmiła
Haniko, odwracając się przodem do wielkiej bramy. Kiedy tylko ją przekroczy,
nie będzie już obywatelką Suna.
– Pamiętaj, że…
– …zawsze będę cię kochać –
dokończyła za niego. – Tak, wiem.
***
— Przyszedł czas, abyś
zaczął bardziej angażować się w sprawy klanu — oznajmił twardym tonem,
spoglądając na ulicę ozdobioną czerwono-białym wachlarzem, który z tej
odległości wyglądał jak mała kropka. Jednak wzrok Itachiego sięgał dalej. Nie
skupiał się, jak ojciec, tylko na jednym widoku, dostrzegając jedynie klan.
Jego perspektywa obejmowała także wszystko wokół. Dla niego Uchiha byli częścią
Konohy. Integralną nierozerwalną częścią całości. Zaś dla Fugaku liczył się
tylko klan i jego dobro, reszta była marginesem.
— Twój awans w szeregach
ANBU, jest naszą szansą. Masz nie przynieść wstydu.
— Tak, ojcze.
— Przyjdzie kiedyś czas, że
powierzę ci przywództwo.
— Tak, ojcze — powtórzył
machinalnie, spoglądając na skałę pod swoimi stopami, która była głową Piątej
Hokage.
— A ty poprowadzisz klan ku
świetności. Nigdy nie zapominaj, że jesteś z Uchiha. Służysz, jako ANBU, a
teraz po awansie bezpośrednio podlegasz Hokage. Jednak nie zapominaj o swojej
przeszłości, o tym, kim jesteś. To rodzina jest najważniejsza. Uchiha są przyszłością
Konohy.
***
Sasuke trzasnął drzwiami od
pokoju, czerpiąc niemałą satysfakcję z łomotu, który wywołał. Czy ktoś to
usłyszał? Nie obchodziło go to. W ogóle nie obchodziło go nic z wyjątkiem
kartki, którą trzymał w dłoni.
„Decyzja odmowna.”
Po tylu latach intensywnych
treningów, ćwiczeń i doskonalenia swoich umiejętności, wciąż był do niczego.
Przynajmniej zdaniem tego starego pryka, który werbował do ANBU.
Itachi tak, ale Sasuke…
Sasuke nie.
Zgniótł papier w kulkę i
powstrzymał chęć, by cisnąć nią za okno. Pozwolenie ptakom uwić sobie z niej
gniazdo, nie było wyjściem z tej sytuacji.
Dlaczego teraz? Dlaczego
znowu? Czy już nie dość udowodnił, że nie jest tylko cieniem swojego brata? Że
jest kimś innym, być może nawet lepszym? Każdemu w życiu należał się wybór
drogi, którą zamierzał podążać, a jemu ten wybór co rusz odbierano.
Przysiadł na rogu łóżka i
wyjrzał za okno. Na gałęzi mały ptaszek śpiewał swoją własną sonatę.
Sasuke też chciałby być
wolny.
***
— Ale nie waż mi się płakać
— zażądał, potrząsając nią. — Głowencja do góry — nakazał, chwytając za brodę.
— Będę potwornie tęsknić.
Mocno się w niego wtuliła,
niemal desperacko uczepiając.
— Pamiętasz, co ci
obiecałem? — zapytał, szepcząc. — Na zawsze razem. Duchem i myślami jestem zawsze
obok. Razem do końca świata.
— I nic nas nie rozdzieli —
dopowiedziała, zaciskając palce na materiale czarnej peleryny.
— Uszka do góry — dodał,
odsuwając się i szeroko uśmiechając. — I pamiętaj, żyjemy wszyscy pod jednym
niebem…
— A nasz wzrok zawsze się
krzyżuje hen pośród chmur — znów dokończyła, rozpromieniając się. — Obstawiam,
że nie wrócisz.
— Będę się starał ze
wszystkich sił. Ty też się trzymaj, Isamu — zwrócił się do stojącego obok
przyjaciela, wymieniając z nim żółwika. — Dbajcie o siebie.
Jeszcze raz przytulił
Keiko, po czym odwrócił się na pięcie, wskakując na gałąź pobliskiego drzewa.
— Tylko masz nie wrócić,
Kaoru! — krzyknęła za nim, lecz mężczyzna już nie zareagował. Nie znosiła
pożegnań przed długoterminową misją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz