10 marca 2018

41. Powinniśmy wierzyć

— A, co myślisz o tym? — zagadała, wskazując upatrzony model.
— Nie jestem pewien — mruknął z powątpiewaniem, przyglądając się uważnie całkiem ładnej biżuterii.
— W czym mogę pomóc? — zapytał uprzejmym tonem sprzedawca, wyrastając przed nimi spod lady. Usta Itachiego od razu ułożyły się w wąską kreskę. Zaraz zostaną zasypani po raz kolejny tymi samymi pytaniami, których serdecznie miał dość.
— Szukamy pierścionka zaręczynowego — wyręczyła go Haniko. — Chcielibyśmy, aby był...
Mężczyzna popatrzył niezbyt przychylnym wzrokiem na Uchihę, wyraźnie zniesmaczonym tym, że nie potrafi, jak przystało na porządnego faceta kupić wybrance pierścionka.  W końcu to powinna być niespodzianka, a nie dziewczyna sama sobie musi wybierać. Następnie zlustrował wózek ze śpiącą Sumire i choć nic nie powiedział, to jego wzrok mówił więcej, niż powinien.
— Miałby pan coś w tym stylu? — zapytała, kończąc tym lekko przydługi wywód. To nie był  ich pierwszy jubiler, więc zdążyła już wydusić z Itachiego, czego on tak właściwie chce.
— Sądzę, że coś się znajdzie. Może ten model? — zaproponował, wyjmując pierścionek z gabloty. Haniko zmarszczyła brwi, obracając biżuterię między palcami, dokładnie ją oglądając.
— Co o tym sądzisz?
— Jakoś nie jestem przekonany. Trochę za dużo tych ozdóbek wokół kamienia — dodał pod wpływem ostrego spojrzenia dziewczyny, lekko już zmęczonej jego niezdecydowaniem.
— Może niech pani przymierzyć. Pierścionek na palcu prezentuje się zupełnie inaczej — zachęcał z przesadnie miłym uśmiechem typowym u sprzedawców. Ignorując słowa Itachiego, bo w końcu to nie dla niego, więc co on tam może wiedzieć.
 —To zaczyna być męczące — skwitowała przybitym tonem, odkładając biżuterię na ladę. — Mogłoby ci się coś w końcu spodobać.
Sprzedawca milczał, starając się, powstrzymując się do komentarza o tym, że to wybrance ma się podobać nie jemu. Pozwolił sobie tylko obdarzyć Uchihę lekko zniesmaczonym wzrokiem.
— To może chodźmy na kawę? — zaproponował, kierując się w stronę wyjścia, całkowicie tracąc ochotę na oglądanie kolejnych pierścionków.
Dziewczyna cierpiętniczo westchnęła, przepraszając sprzedawcę.
— No naprawdę z takim nastawieniem to i za dwa lata niczego nie wybierzesz — wróżyła, kiedy wyszli na niewielką uliczkę pełną dzieciaków wracających z pobliskiej szkoły.
— Przepraszam. Po prostu jakoś nic mi do Keiko nie pasuje.
— Może to wina tego, że ogólnie nie pasuje do niej pierścionek.
Nie odpowiedział. Po części, dlatego że miała rację. Higashiyama prawie nie nosiła biżuterii, a jeśli już to w formie bransoletek czy czegoś na szyję. Nie miała żadnych kolczyków i pierścionków, w niczym takim również jej nigdy nie widział. Jednak tradycja to tradycja, zaręczynowy jest pierścionek, a nie naszyjnik, więc musi kupić pierścionek. Tylko że to nie było takie łatwe, jakby się mogło wydawać.
Jedyny krok naprzód, jaki zrobił to, kiedy pod naciskiem Haniko udało się wreszcie sprecyzować wymagania. Już wiedział, że ma być złoty, oczko ciemnoniebieskie, niewystające, aby Keiko nim nie zahaczyła o każdy możliwy element ubioru. To miał ustalone, ale mimo wszystko nie mógł się zdecydować. W każdym dostrzegał wadę, ten zbyt pospolity, z kolei ten za bardzo ekstrawagancji. Jeszcze nie zdarzył się taki, który widziałby na jej palcu.
Próbował nawet wybadać sprawę u źródła. Spacerując z Higashiyamą, specjalnie niechcący zatrzymał się przed witryną jubilerską, zachęcając ją do opinii. Dziewczyna najpierw zachwycała się tym, że wszystko błyszczy, potem nabijała się z wielgachnych gabarytów niektórych naszyjników, aby na sam koniec podziwiać ten w złote gwiazdki. Nic mu to nie pomogło.
Tak go pochłonęło rozmyślanie nad tym, że nawet nie zauważył, kiedy Haniko zaprowadziła go do kawiarni, wybrała stolik oraz właśnie złożyła zamówienie.
— Napijesz się czegoś? — zagadała do niego, sprowadzając z odmętów przykrych wizji niemożliwości kupienia pierścionka.
— A y tak, kawę z mlekiem proszę.
— Aż tak cię męczy ta sprawa?
— Taak — mruknął przeciągle, zwieszając głowę. — I przepraszam cię za te wszystkie problemy.
W końcu nie pierwszy raz sprzedawca uznawał Haniko za wybrankę jego serca i myślał, że para przyszła razem wybrać pierścionek. Z początku szybko zaprzeczali, wyjaśniając sprawę, ale potem atmosfera robiła się dość krępująca oraz po prostu odechciało im się tego. Tłumaczenie po raz dziesiąty tego samego w przeciągu niespełna dwóch godzin strasznie męczyło. Także darowali sobie, ale Itachi za każdym razem miał mieszane uczucia. Niby z twarzy Shimanouchi nie można było niczego wyczytać, jednak odnosił wrażenie, że wówczas aura wokół robiła się trochę dziwna.
— To żaden problem naprawdę. Cieszę się, że mogę ci pomóc w tak ważnej kwestii i, że po prostu mogę spacerować po ulicach Konohy. Zresztą i tak bym wychodziła ze względu na małą.
Uśmiechnął się do niej ciepło.
— Dziękuję ci. Ale może dość już o mnie, mów, co u ciebie? Jak się trzymasz?
— Dobrze. W końcu udało mi się porozmawiać z Sasuke, więc jest lepiej — zapewniała z delikatnym uśmiechem na potwierdzenie.
— Jestem z tego bardzo rad — oznajmił, obserwując kelnerkę podającą ich zamówienie. Skupiwszy wzrok na filiżankach, nie dostrzegł zmiany wyrazu twarzy Haniko, która nagle spochmurniała.
— W porządku? — zapytał zatroskany, na co pokiwała głową, zmuszając się do uniesienia kącików ust, ale i tak oczy ją zdradziły. — Wiesz, że mi możesz powiedzieć — przypomniał, wychylając się, aby złapać ją delikatnie za dłoń. Westchnęła cichutko, uciekając wzrokiem w zawartość swojej filiżanki. — Haniko — ponaglił, nieznacznie naciskając na nią.
— Martwię się tym sądem w przyszłym tygodniu — wyjaśniła cicho, jakby wypowiedzenie tego głośniej mogło sprowadzić jakieś nieszczęście.
Itachi również sposępniał. Sprawa Sasuke leżała mu na sercu i choć próbował wszystko zagłuszyć przygotowaniami zaręczyn, to jednak po głowie kołatały się niespokojne myśli.
— Jak sobie z tym radzi? — dopytywał, wylewając mleko z mini kubeczka.
— Podszedł do tego bardzo poważnie. Całe dnie spędza, zaczytując się we wszystkich możliwych kodeksach. Oferowałam mu pomoc, ale kategorycznie domówił. — Itachi pokiwał głową, dobrze wiedząc, o czym mówi. Sasuke nie był osobą chętną do przyjmowania pomocy. — Jednak znając prawo Suna… boję się tego — dodała ciszej, prawie niesłyszalnie i gdyby nie fakt, że nasłuchiwał, ostatnie słowa zapewne umknęłyby w zwyczajowym hałasie otoczenia.
Potrafił zrozumieć, jak się czuła. Z pewnością aż takiego rozeznania w prawie Kraju Wiatru nie posiadał, ale dobrze orientował się w kodeksach międzynarodowych zwłaszcza tych dotyczących shinobi. Wiedział, że sprawa wygląda bardzo kiepsko i tak po prawdzie wszystko zależy do nastroju Kazekage. Czy zechce być dla Sasuke łaskawym, znajdując dla niego łagodniejsze przepisy, czy pójdzie na całość?
Mocniej ścisnął drobną dłoń dziewczyny, przez co podniosła głowę, a ich wzrok się spotkał.
— Rozumiem, co czujesz i wiem, że to nie jest łatwe, ale powinniśmy wierzyć, że będzie dobrze, powinniśmy… wierzyć w niego. — Otworzyła szerzej oczy, patrząc na niego ze zdumieniem. — Tak wiem, sam się dziwię swoim słowom, ale Keiko ciągle powtarza, że mu ufa i w niego wierzy, więc na pewno da sobie radę. A skoro ona tak potrafi, to może też powinniśmy tego spróbować.
Haniko uśmiechnęła się, rada z tych słów, po czym zaraz z lekkim rozbawieniem pokręciła przecząco głową.
— Sądzę, że nawet gdyby Sasuke zabił Kazekage to ona i tak by w niego wierzyła — zażartowała.
— Coś w tym jest — potaknął niechętnie, z zamyślaniem obserwując niezbyt dokładnie wymieszane mleko w kawie. — A właśnie… — urwał, podnosząc wzrok na Haniko pochyloną nad filiżanką. Jeden żarcik z pogranicza prawdy a fikcji, nie rozładował całego napięcia. Wręcz przeciwnie, w końcu tam na serio zginął człowiek, dobrze znany jej człowiek.
— Ja wiem, kogo… zabito.
Forma bezosobowa, nienacechowana zbytnimi emocjami, odznaczająca się pustym bezdusznym faktem, jak z książek historycznych. Zabito kogoś tam, ktoś tam zabił, ale bez znaczenia kto, przecież to nieistotne. Tak, dla historii to nie ważne, liczą się cyfry, nie koniecznie sprawcy, ale w rzeczywistości tak nie jest. Tego zabitego znano, był dla kogoś ważny. Zabijającego też znano, też jest dla kogoś ważny. I dlatego słowo zabił, nie potrafiło przejść jej przez gardło. Nie umiała tego powiedzieć, tak po prostu osądzić, on zabił.
— Haniko.
Wzdrygnęła się, kiedy do jej uszu dobiegł ten pełen zmartwienia dobrze znany głos. Ciepło jego dłoni, przyjemny dotyk smukłych palców, teraz stało się niewygodne. Delikatnie szarpnęła ręką, oswobadzając ją i przenosząc na filiżankę. Parzące ciepło porcelany, wcale nie przynosiło ukojenia, które zapewniała skóra drugiej osoby, ale właśnie te nieprzyjemne odczucie, wbrew pozorom ostudziło emocje, pozwoliło przebudzić się, pogrążającemu się we wspomnieniach umysłowi.
— Satoru. Spotkali tam przetrzymywanego, półżywego Satoru. Poprosił ich o to. Nie dało się już nic dla niego zrobić.
Znów forma mniej raniąca. Liczba mnoga, oni, oni, których tam nie było. Wiedziała, że przy Satoru znajdował się tylko Sasuke i to z nim rozmawiał. W zimnym zatęchłym podziemnym pokoju znajdowała się tylko ta dwójka. Ale tak łatwiej było mówić, przecież i Akihito i Keiko tam byli, nie w tym samym pomieszczeniu, nie przy tym konkretnym wydarzeniu, ale przecież byli.
— A-ale jak to? — zapytał w pełnej konsternacji, po dłuższej chwili milczenia, w której próbował przetrawić wieści.
— Tak to — odpowiedziała, obojętnie wnosząc ramiona. Sama nie wiedziała jak to, ale taki był fakt. A przecież fakt to fakt, niezaprzeczalny i nie do ruszenia.
Itachi zamarł, nieskłonny wydusić z siebie reakcji. Myśli w zastraszającym tempie gnały w swoim kierunku, a on nie potrafił się ani jednej uczepić. Wszystko się przeplatało w niezbyt logicznej ciągłości.
Minęła dłuższa chwila, nim w końcu był gotów się odezwać, ale nawet wówczas nie miał pojęcia, co by mógł powiedzieć. Przykro mi, brzmiało niewymownie płytko.

***

Z posępnym wyrazem twarzy wszedł do gabinetu, rozsiadając się na niezbyt wygodnym krześle dla petentów.
— W przeciągu ostatnich dwóch miesięcy widujemy się częściej niż w ciągu całego zeszłego roku — skomentował, spoglądając na równie niepałającą entuzjazmem Tsunade.
— Nie da się temu zaprzeczyć.
— Męczące to — rzucił ponurym głosem, aby zaraz dodać bardziej neutralnie: — To, o co chodzi tym razem?
— Sprawa dotyczy ich samowolnej misji. — Josuke natychmiast się spiął, choć niezauważalnie. — Kazekage naciskał na mnie, abym wydała Sasuke. Nie zgodziłam się, więc rozprawa odbędzie się tutaj w Konoha i to już w przyszłym tygodniu.
 Zerknęła w rozłożone na biurku dokumenty, upewniając się, co do daty.
— Keiko ma być?
— Chyba nie — mruknęła z powątpiewaniem. — Uchiha rozegrał to po mistrzowsku, chroniąc Higashiyamę przed jakimikolwiek działaniami, więc…
— O czym mówisz? — zainteresował się tym dziwnym zlepkiem słów, które notabene nie powinny istnieć obok siebie. Uchiha chroniący kogoś? A dokładniej jego Keiko, którą tak bez pardonu wciągnął w swoje przestępstwa. No nie, to się kupy nie trzyma.
— O ich misji. Nie zauważyłeś tego? — dopytała, uważnym wzrokiem lustrując mężczyznę. — Przeczytaj jej raport jeszcze raz. — Wyciągnęła doń rękę z uprzednio wygrzebanymi kartkami. — Keiko brała we wszystkim udział, ale z łatwością można zauważyć, że tak naprawdę to Sasuke dopuszczał się przestępstw. Jej można zarzucić uczestnictwo w tym w formie współudziału, utrudnianie pracy tropicielom, nielegalne przebywanie na terenie Kraju Wiatru oraz Suna, poddawanie fałszywej tożsamości i ogłuszenie człowieka w jego własnym domu. To Uchiha oszukał strażników, włamał się do szpitala, szperał w archiwum medycznym, zdobył recepturę i co najważniejsze zabił Satoru.
Josuke z nieukrywanym szokiem przesuwał wzrok po linijkach raportu.  Czytał go wcześniej i to nie jeden raz, ale tego nie dostrzegł. Keiko odruchowo pisała w liczbie mnogiej, odnosząc się do wszystkich wydarzeń, jako zrobiliśmy.
Włamaliśmy się do szpitala w Suna, w celu przeszukania archiwów. Akihito wraz z Sasuke przeglądali karty pacjentów, podając się za lekarzy, kiedy ja znajdowała się na dachu i za pomocą swoich technik ukrywałam nasz zapach przed tropicielami z Konohy.
Na pierwszy rzut oka, wygląda to na jakby była tam z nimi i robiła to samo, ale zaraz z łatwością można było zauważyć, że sprawa wyglądała inaczej, co umknęło Josuce.
Ze zmieszanym wyrazem twarzy oddał przeczytany raport. Przeoczyć taką oczywistości na jego stanowisko było zwykłym wstydem, ale nie to powodowało konsternację. Chodziło tu bardziej o czyn Sasuke, o jego troskę, którą włożył w jak najmniejsze wmieszanie w całą tę sprawę dziewczyny. Przy takich faktach, nic dziwnego, że Kazekage uderzał tylko do niego.
Poruszył się w krześle, czując się nieswojo. Myśl, że MOŻE zbyt pochopnie ocenił Uchiha była niewyobrażalnie drażniąca.
— W związku z tym, to Sasuke ma być sądzony na oficjalnie zebranej komisji. Nic mi nie wiadomo o stanowisku Gaary w kwestii Keiko — ciągnęła dalej, nie zważając na stan oszołomienia rozmówcy. — W przysłanym do mnie liście o niej nie wspomina, ale osobiście uważam, że dobrze by było się przygotować na wypadek nagłej zmiany zdania. I tu trzeba zaznaczyć, że w razie konieczności prawdopodobnie to ty zostaniesz wezwany przed komisję, jako osoba za nią odpowiedzialna. Chociaż sądzę, że jeśli już Keiko będzie musiała się zjawić to bardziej w formie świadka niż oskarżonej. W każdym razie chciałabym, aby nigdzie nie została wspomniana jej niechlubna przeszłości związana z Kiri. Po prawdzie nie jest niczemu winna i występuję w formie ofiary, ale Kraj Wody ma inne zdanie i po prostu lepiej by było nie rozgrzebywać niepotrzebnych spraw. Oczywiście na prośbę Kazekage musiałam udostępnić akta ich obojga, lecz wersja Higashiyamy jest oficjalnie skrócona.
— Tak oczywiście — mruknął machinalnie, słabo ją słuchając. Cały czas próbował przetrawić niechciany fakt o trosce Uchihy. Wszystko miał czarno na białym, ale chciałby móc udawać, że to nie istnieje.

***

Tak! Nastał cud. Niewyobrażalny, wspaniały cud, podczas którego Itachi w końcu, ku niemałej uciesze Haniko, zdecydował się na pierścionek. Wprawdzie chyba sprawdzili każdego możliwego jubilera w Konoha, ale udało się, znaleźć odpowiedni, spełniający wszystkie oczekiwania.
Niestety tuż po zakupie okazało się, że sam pierścionek to trochę mało. Na pytanie dziewczyny o formę oświadczyn zaniemówił. Ceregieli z tym było więcej, niż przypuszczał. Standardowa opcja średnio pasowała do Keiko, ale on też nie był na tyle rozrywkowy, aby wymyślić coś bardziej oryginalnego. Ostatecznie po rozmowie z Haniko poprzestał na jej kobiecej opinii, że nie liczy się miejsce, czy sposób tylko atmosfera. O to było łatwiej się postarać, niż próbę odgadnięcia, o czym marzy Keiko.
Także późnym popołudniem wcieli swój plan w życie. Każąc dziewczynie wyjść z domu i nie wracać przed dwudziestą. Wprawdzie długo drążyła temat, a potem oponowała, ale jak rzucił, że ma dla niej niespodziankę, to się zgodziła.
Potem wszystko poszło dość gładko. Przytachał do salonu nie za duży stolik, taki idealny na dwie osoby. Umył go, doniósł krzesła z kuchni, znalazł ładny obrus. Do tego świece w całym pokoju, bukiet róż w wazonie no i kolacja. W tym aspekcie dopuścił się lekkiego oszukaństwa, bo zamówił gotowe dania z restauracji. Musiał je tylko wyłożyć na talerze, nic poza tym. Jednak uważał, że to była bezpieczniejsza forma niż próba gotowania samemu. Zwłaszcza że na tym polu nie miał się czym popisać.
Na sam koniec zostało jedynie umycie się i ubranie. Kto twierdzi, że mężczyźni się nie stroją, chyba nigdy nie widział mężczyzny, któremu na czymś zależy. Itachi w łazience spędził niemalże godzinę. W dużej mierze większość tego czasu pochłonął sam prysznic wraz z suszeniem włosów. Długie włosy wymagały pielęgnacji oraz sporej ilości minut. Tutaj nie wystarczyło trzy razy machnąć szczotką, czy na Sasuke po prostu wytrzeć je w ręcznik i niech się same układają.
Po ułożeniu włosów, a także wyperfumowaniu się, przyszedł czas na tę trochę gorszą część, ubieranie. Stał przed szafą w niemałej konsternacji. Mała lampeczka w głowie krzyczała, że wypada włożyć garnitur, jednak rozsądek podpowiadał, że to przesada, więc Itachi niezdecydowany przyglądał się raz marynarce, raz koszuli. W końcu wybierał drugą opcję, chociaż potem jeszcze chwilę, to nakładał krawat, to go zdejmował, aby w ostateczności odłożył go do szafy. W jego mniemaniu krawat bez marynarki wyglądał dziwnie, nie na miejscu.
Gotowy zerknął na zegarek. Za szesnaście dwudziesta.
Niepewnym ciut nerwowym krokiem krążył po kuchni. Niby to nie powinno być nic takiego. Przecież już się oświadczył parę dni temu. Niestety problem polegał na tym, że wówczas zrobił to mało świadomie. Po prostu bliskość dziewczyny, tamta podsłuchana rozmowa spowodowały otwartość. Zwyczajnie mówił, co mu na sercu leżało, dając się ponieść chwili. Absolutnie nie żałował, a mało tego uważał, że sam z siebie z pewnością szybko by się nie zdobył na taki krok.
Jednak wypowiedzenie tych słów w pełnej świadomości w tradycyjnej formie, lekko go stresowało. Próbował sobie wyjaśnić na zdrowy rozsądek, że już się zgodziła, więc obawy są niepotrzebne. Tylko powtórzy to, co już mówił i wręczy pierścionek. Nic wielkiego… A jednak czuł się trochę przytłoczony.
Na tyle, aby drgnąć, słysząc szczęk klucza w zamku. Z mocno kołaczącym sercem wyszedł na przedpokój, obserwując Keiko, odwieszającą wiosenną kurtkę.
— Witaj z powrotem — oznajmił lekko dziwnym głosem, którym sam się zaniepokoił. Był zbyt drętwy, wymuszony i gdzieś tam w tle pobrzmiewało echo stresu.
— Witam Itasia — rzuciła radośnie, muskając jego policzek. Na szczęście niczego nie wyczuła. — To, co z tą niespodzianką?
— Wejdź do salonu.
Keiko z wielkim uśmiechem, w trzech skokach znalazła się na miejscu i od razu zamarła niemalże w samym progu. W pomieszczeniu panowała romantyczna intymna atmosfera spowodowana blaskiem świec. Wyczuć można było zapach róż pomieszany z pysznie pachnącą kolacją oraz subtelnym zapachem świeczek. Wszystko było przygotowane pod standardowe, a jakże tradycyjne oświadczyny. Jednego tylko nie przewidział.
— O JASNA CHOLERA! — krzyknęła, żeby nie rzec, wydarła się w pełnej panice. — Itachi ja cię tak baaaaaaaaardzo przepraszam — jęczała żałosnym głosem, wlepiając w niego rozpaczliwe spojrzenie.
Zdębiał. Tylko tyle mógł zrobić, bo tego zupełnie się nie spodziewał. Stał, jak przysłowiowy słup soli, tępo gapiąc się na panikującą dziewczynę, międlącą mu nerwowo koszulę.
— Ja zapomniałam o naszej rocznicy. Tak baaaaaaardzo cię przepraszam. Ty się tak postarałeś, a ja wychodzę na wredną dziewczynę.
— Jakiej rocznicy? — zapytał, nadal nie do końca się otrząsnąwszy.
— To my nie mamy dzisiaj żadnej rocznicy? — dopytywała zaskoczonym głosem, przestając mu gnieść świeżo uprasowaną koszulę. — Myślałam, że te świece i jedzenie… Umarł ktoś?!
Itachi się aktualnie totalnie załamał. Przygarnął ją płynnym ruchem do siebie i oparłszy czoło o jej ramię, tkwiąc tak przez chwilę.
— Wszystko w porządku? — pytała zmartwionym głosem, kiedy ramiona zaczęły mu się trząś. W odpowiedzi wybuchnął gromkim śmiechem.
Jego Keiko to… po prostu jego Keiko. Drugiej takiej osoby nie ma na calutkim świecie. Tylko ona jedyna mogła pomyśleć, że romantyczna kolacja jest z powodu czyjeś śmierci.
Z rozbawieniem patrzył na jej niezrozumienie wymalowane na twarzy i zaskoczenie w oczach. Teraz to ona była skonsternowana, co tylko bardziej go śmieszyło. W tej chwili cała sytuacja wydawała mu się tak absurdalna, że pozostało już tylko się śmiać.
— Choć, bo kolacja wystygnie.
Pociągnął ją lekko w stronę stolika i pomógł usiąść. Lekkie skrępowanie, odznaczające się wierceniem w miejscu, ewidentnie wskazywało na to, że nadal ją gryzie brak sprecyzowanego powodu.
— Skoro to nie rocznica, bo faktycznie zaczęliśmy się umawiać od czerwca, to, z jakiego to powodu? Coś się stało? — drążyła, przyglądając się mu niepewnie.
— Kochanie nic się nie stało. To niespodzianka bez okazji — skłamał, unosząc ku górze butelkę wina. Kiwnęła głową, rozluźniając się.
— Więc to na pewno nie z powodu złych wieści?
— Ręczę, że nie.
— Uf — sapnęła z ulgą. — No to smacznego — dodała radośnie, chwytając za widelec.

Kolacja upływała w miłej atmosferze na zwykłych luźnych pogaduszkach. Nie, stop, było jak zwykle, czyli Itachi potakiwał, słuchając, a Keiko nawijała, o czym tylko chciała. Absolutnie mu to nie przeszkadzało. Już jakiś czas temu zauważył, że po prostu to lubi. Dziewczyna paplająca o wszystkim w jakiś dziwny sposób go relaksowała. Odprężał się, przyglądając, jak żywo gestykuluje, z przejęciem opowiadając często o błahostkach, a jej oblicze przystraja wyraźna mimika odpowiadająca tak licznym i zmiennym emocjom, że aż to potrafiło być fascynujące. Dla niego w takich chwilach wyglądała uroczo.
Dzięki temu atmosfera była luźna i swobodna, a świadomość, co za niedługo miało nastąpić, nie powodowało żadnego zdenerwowania. Wręcz przeciwnie, kiedy myślał, że już do końca życia będzie mógł po prostu przy niej być, czuł przyjemne ciepło. Takie słodkie czułe ciepełko rozchodzące się promieniście po całym ciele.
— No i śledziłam tego kota, ale go zgubiłam. Wielka szkoda, bo był taki słodziak z niego. Liczę, że jeszcze go spotkam. — I tym zakończyła swój przydługi wywód o tym, co robiła, czekając na dwudziestą. — Ale powiem ci Itaś, że to mega miła niespodzianka. Tak się postarać. Te świece, wino i przepyszna kolacja. Nie wiedziałam, że ty tak dobrze gotujesz.
— Ekhm kupne — wymamrotał lekko zmieszany.
— W każdym razie — rzuciła, zupełnie nieprzejęta jego wyznaniem — jesteś taki mega kochany. Moje Itasiowe słoneczko.
Serce zabiło mu mocniej. To był ten moment, bo jeśli nie teraz, to kiedy?
— Keiko zostań — zawołał, powstrzymując ją od wstania i rzucenia się mu na szyję. — Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać.
— Czyli jednak złe wieści? — spochmurniała, uważnie mu się przyglądając.
— Nie, nie o to chodzi, spokojnie. Chciałem powiedzieć, że… Wprawdzie nie jesteśmy ze sobą zbyt długo, nawet nie świętowaliśmy pierwszej rocznicy, a większość naszego związku to twoja półroczna misja. Do tego twoi przyjaciele mnie nie akceptują, mój ojciec ciebie. Nie jesteśmy również zbytnio dopasowani do siebie, raczej jak przysłowiowa woda i ogień, co jest dosłowne w przypadku naszych technik. Ale…
— Ty-ty chcesz ze mną zerwać? — zapytała cichutko, a jej oczy się zaszkliły.
— NIE! — krzyknął, zrywając się z miejsca. Naprawdę niewiele brakowało, aby się rozpłakała. — Nigdy w życiu. Naprawdę tu nie o to chodzi — zapewnił, kucając przy niej i delikatnie głaszcząc po policzku. — Ja mówię o czymś odwrotnym, ja chce powiedzieć coś zupełnie innego.
Spojrzała na niego zainteresowana, przekrzywiając lekko głowę, a jemu zaczął plątać się język. Coś dzisiaj wszystko szło na opak. Keiko jak na złość odczytywała każdy gest w kontekście antonimu.
Odchrząknął znacząco, klękając na jedno kolano. W końcu i tak kucał przy niej, więc to chyba najlepsza pora.
— Wiele dla mnie znaczysz i chciałbym… Keiko Higashiyama, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Wyjął pudełeczko, otwierając go nieznacznie drżącymi dłońmi, bardziej z emocji niżeli nerwów.
— Po-poważnie? — zapytała w totalnym szoku, patrząc mu prosto w oczy, nie zaś na biżuterię.
— Jak najbardziej.
Dopiero wówczas rozpromieniła się, uśmiechając w ten jego ukochany sposób, a jej oczy lśniły bardziej niż brylanty. I nie była to przenośnia, przez ostatnie parę dni naoglądał się ich w nadzwyczajnej ilości, więc wiedział, co mówi.
— TAK! — pisnęła, rzucając mu się na szyję.
Itachi z impetem wylądował rozłożony na podłodze ze wtuloną w niego Keiko, łapczywie wpijającą się w usta. Akurat sam miał na to ochotę, więc oddawał pocałunek z równą pasją i namiętnością. Zaczęli zwalniać dopiero po znacznie dłuższej chwili, aby móc dopełnić rytuał oświadczyn, wsuwając pierścionek na palec.
— Kocham cię Itaś — szepnęła mu do ucha, mocniej się wtulając.
— Ja ciebie też. To jak chcesz deser? — zagadał, poprawiając opadające na jej twarz kosmyki włosów. — Właśnie sobie przypomniałem, że mam jeszcze ciasto w lodówce.
— Hm, a myślałam, że to ja organizuję deser. — Uniósł pytająco brew, jak zwykle mając problem z nadążaniem za jej tokiem myślenia. — No wiesz, deser po romantycznej kolacji — wyjaśniła, prowokacyjnie wsuwając dłoń pod jego koszulę.
— Czyli mam rozumieć, że całe ciasto moje?
— O nie, nie ma mowy. Nie oddam ci ciasta. Wręcz przeciwne zjem je sama. Kto pierwszy ten lepszy — krzyknęła, zrywając się z miejsca i biegnąć do kuchni.
— No tak — mruknął do siebie, uśmiechając się z rozczuleniem.

***

Popatrzyła na palce, uśmiechając się słodko. Nie mogła napatrzeć się na pierścionek. Przykuwał wzrok, mieniąc się w blasku słońca i chociaż powodował, że dłoń wyglądała trochę jak nie jej, to jednocześnie pasował idealnie.
I tak dokładnie, Itachi mierzył rozmiar kawałkiem sznurka, kiedy Keiko spała. Osobiście nie widział różnicy między trzema głównymi palcami, ale jubiler twierdził inaczej, a specjalista zawsze wie lepiej.
— Podoba się? — usłyszała ciche zapytanie tuż nad uchem, po czym poczuła ciepłe wargi na skroni.
— Jest prześliczny. Nie wiedziałam, że masz taki dobry gust.
— Haniko pomagała wybrać, gdyby nie jej pomoc poległbym.
Zaśmiała się, oczami wyobraźni widząc komiczną scenkę, jak Itachi z krzykiem ucieka przed goniącymi go pierścionkami, krzyczącymi wybierz mnie. Nie wiedziała skąd taka wizja, ale była przezabawna.
— Czyli Haniko już wie, Sasuś też?
— Nie sądzę, aby mu powiedziała.
— To dobrze, bo sama chcę to zrobić i zobaczyć jego minę. Chociaż bardziej nie mogę się doczekać reakcji Fumiko, hehehe. A tak w ogóle to zginiesz marnie — dodała, dźgając go placem pod żebra.
— O czym mówisz? — zapytał lekko skołowany. Znów przeskakiwała z tematu na temat, za czym nie nadążał.
— No o tym, że moi przyjaciele cię zamordują, jak się dowiedzą, że chcemy się pobrać. Ciekawe jak z tego się wykaraskasz.
Westchnął cierpiętniczo. Tak, to był problem, duży problem i to odkąd tylko zaczęli się spotykać. Kaoru chyba eksploduje ze wściekłości, zwłaszcza po ich ostatnich spotkaniach. Najpierw fałszywa śmierć, potem pobicie, eh… Isamu również nie prezentował się lepiej. Ich rozmowa dalej krążyła we wspomnieniach. A jest jeszcze Josuke i Oda, będzie ciężko…
— Trzeba ich powiadomić — wyjaśniła, wtulając się mocniej.
Keiko, jako jedyna wierzyła, że takie ogłoszenie może przejść bez echa. Wprawdzie przewidywała niewielkie spięcie, ale było ono bardzo oderwane od realiów. Zakładała, że będą musieli się z tym pogodzić i tyle. Nie miała pojęcia o paru dość konkretnych wydarzeniach, które rozegrały się między jej przyjaciółmi a Itachim. Żyła sobie w błogiej niewiedzy, przekonana, że dobrze się dogadują. Taaa, niczym byk z czerwoną płachtą. Idealny stopień porozumienia.
— To jak daleko mam uciec? Księżyc wystarczy? — zapytał pół żartem pół serio. Wprawdzie nie miał zamiaru zostawiać ją samej z takim ważnym ogłoszeniem, ale jednocześnie nie mógł pozbyć się wizji awantury, jaką mu zrobią.
— Nie wygłupiaj się — żachnęła się, podnosząc z łóżka i kierując w stronę komody. — Masz być obok i koniec kropka — dodała, rzucając na materac wyjętą bieliznę.
— Wiem, wiem — potaknął niezbyt zachwyconym głosem, obserwując jej poczynania. Akurat to, że Keiko nie przejmowała się stanem ubioru, poniekąd mu się podobało. Lubił przyglądać się, kiedy biegała po domu w samej bieliźnie, ręczniku, czy niekiedy nawet nago.
— Dobra, w takim razie zaproszę ich dzisiaj na przyjątko i wówczas ogłosimy to oficjalnie. Co ty na to? — pytała z głębi szafy.
— Tak już?
Zaskoczyła go szybkością jej działania. Spodziewał się, że ten koszmar nastąpi za jakieś parę dni, a nie tak od razu.
— A czemu nie? — Wzruszyła ramionami. — Im szybciej, tym lepiej.
— Myślałem, że najpierw wypadałoby powiadomić rodzinę.
— No to jest moja rodzina — tłumaczyła, przysiadając na łóżku i stukając w telefon, już wysyłając zaproszenia. — No i nie utrzyma tego długo w tajemnicy. Już mam ochotę do kogoś zadzwonić.
— To niech tak będzie — mruknął potakująco, chociaż w głosie można było wyczuć drobne zrezygnowanie.
Zerknął na dziewczynę zajętą komórką. Nadal się nie ubrała, więc należało wykorzystać okazję. Pociągnął ją z powrotem na łóżko, zagłuszając sprzeciw pocałunkiem.

***

To niech tak będzie. Łatwo powiedzieć. Wydawało mu się, że powiadomienie przyjaciół odnosiło się do kameralnego grona paru najbliższych osób, ale gdy zobaczył listę gości… Bardziej to wyglądało na spraszanie tłumów na imprezę.
Słowo przyjątko wcale nie było żadnym uproszczeniem. Itachi spodziewał się uroczystego obiadu, a Keiko na serio organizowała… przyjątko. Tak, to naprawdę idealne określenie.
Także był huk roboty z przesuwaniem mebli, znoszeniem stołów i krzeseł, wizytą w sklepie oraz przygotowaniem jedzenia, aby na sam koniec zaprosić ludzi, którzy cię nie lubią. Tak to odczuwał, bo Keiko była cała w skowronkach. Z podekscytowaniem oczekiwała momentu, kiedy będzie mogła powiadomić swoją rodzinkę o tak ważnej sprawie. Przy okazji ogólnie przygotowanie spotkań towarzyskich sprawiało jej radość i wykazała się nie najgorszą organizacją. Z łatwością rozmieszczała meble, zyskując przy tym jeszcze trochę swobodnej przestrzeni. To ten rodzaj wprawy, który zyskuje się z doświadczeniem.

***

Wreszcie drzwi doczekały się odpoczynku po fali gości, jaka się przez nie przedostała. Itachi oprócz znanych osób wyłapał również całkiem niemałe grono nowych twarzy, co powodowało skrępowanie. Trochę dziwne się czuł, mając ogłaszać swoje plany małżeństwa przed ludźmi, których pierwszy raz widzi na oczy.
I w przeciwieństwie do Keiko, czującej się jak ryba w wodzie, trzymał się na uboczu. Nie jego towarzystwo, nie jego klimaty. Chociaż i tak zamienił parę zdań z Fumiko oraz został zmuszony do poznania mamy i taty. Uściślając, chodziło o państwo Orinoke, których dziewczyna traktowała niczym rodziców. Reiji bardzo wczuł się w rolę ojca, przez co Itachi stracił resztki komfortu. Między innymi, dlatego że dostał pouczający wykład o tym, jak powinien dbać o Keiko. Nawet zaczął się zastanawiać, czy Higashiyama tak samo czuła się w obecności Fugaku.

W powietrzu można było wyczuć atmosferę typową dla imprez. Wszyscy swobodni, wyluzowani, jedzą, piją i gadają, zagłuszając, puszczono cicho muzykę. Wypełniając ten, na co dzień dość pusty dom życiem.  Idealny moment, chociaż Itachi uważał, że na to nigdy nie będzie dobry, ale nie powiedział tego głośno, zdaje się na jej intuicję. Zna swoich przyjaciół, więc wie lepiej.
Lekko podenerwowana z ekscytacji, machnęła, aby wyłączyć muzykę i krzyknęła, prosząc o chwilę ciszy. Zaskoczony wzrok zebranych spoczął na Keiko, która dopiero teraz odczuła skrępowanie. Pośpiesznie zerknęła na Itachiego szukając w nim oparcia. Pewnie kiwnął głową, zachęcając do powiedzenia tego głośno.
— Zebraliśmy się dzisiaj tutaj nie tak zupełnie bez okazji, bo mam wam coś do ogłoszenia. Chodzi o pewną ważną — zaczęła lekko oficjalnym podniosłym głosem, za plecami wykładając biżuterię — oraz radosną nowinę. A mianowicie... Zaręczyłam się! — pisnęła, unosząc wysoko dłoń, dumnie prezentując pierścionek.
Najpierw było słychać trzask szklanki Kaoru, potem brzęk tym razem upadającego sztućca Isamu, kolejny trzask zgniecionej w dłoniach szklanki Ody i ciche plask, kiedy z dłoni Josuke wypadło ciastko.
W salonie nastała cisza, grobowa cisza, zmieniająca przyjazną atmosferę w gęstą zasłonę, w której można by było się udusić. Oszołomione spojrzenia zebranych z Keiko przeniosły się, na stojącego obok Itachiego, mrożąc go lodowatym nieprzychylnym wzrokiem.
— Że kurwa co? — palnął Oda, postępując na przód, przy okazji wgniatając w dywan krem z ciastka Josuke.
— Co to ma znaczyć? — dopytywał Kaoru.
Hiroshi z Yumi wymienili porozumiewawcze spojrzenia, szybko reagując. Mężczyzna niezauważenie przemieścił się w stronę Ody, lekko mu blokując drogę, tak, aby w razie, czego zdążyć go pochwycić, nim ruszy do ataku. Natomiast dziewczyna podszedł do Maedy, chwytając go za nadgarstek, czego nawet nie zarejestrował.
Atmosfera gęstniała coraz bardziej, do tego stopnia, że można było już ją ciąć niekoniecznie super naostrzonym nożem. Passę złowróżbnych reakcji przerwała Fumiko, rzucając się Higashiyamie na szyję ze łzami w oczach.
— Tak się cieszę kochana — pochlipywała ze szczęścia. — Gratuluję, tak bardzo gratuluję. Jestem trochę zazdrosna, że ty pierwsza, ale moje gratulacje — mówiła, mocno ją ściskając, a nawet przytulając się na chwilę do Itachiego.
To rozluźniło nastrój i przełamało ciężką atmosferę, dzięki czemu posypały się kolejne wyrazy uznania, wywołując u Keiko radość. Jednak trwało to raptem chwilę, bo zaraz…
— Co w wyrabiacie?! — wrzasnął Kaoru, korzystając z okazji, kiedy Yumi puściła go, aby złożyć gratulacje. — Przecież to jest kurwa jakiś nieśmieszny żart. Jak to zaręczyny? Jakie zaręczyny? Nie ma mowy! Ja na nic się nie zgadzam! Nie pozwałam. Ty — warknął, stając wyzywająco przed Itachim — wypierdalaj z jej życia! Nie pozwolę na coś takiego! Nie oddam ci jej — zapewniał, chwytając Keiko mocno za nadgarstek, odciągając daleko, chowając za swoimi plecami. — Nie zniszczysz tego! Nie zniszczysz... — Początkowa wściekłość zaczynała się mieszać z rozpaczą, a głos łamał się, stając coraz bardziej łkający. — Nie pozwolę…
Uczepił się mocno dziewczyny, opadając na kolana, ciągnąc ją ze sobą.
— Ja nie mogę. Nie mogę. Nie oddam — szeptał rozpaczliwym tonem, pochylając mocno głowę, chowając twarz za włosami.
— To twoja wina! — warknął Oda, próbując wyszarpać się z objęć Hiroshiego, który go pośpiesznie zatrzymał. — Patrz, co narobiłeś!
— Oda, zamknij się — rzuciła Yumi, wywracając oczami ze zdenerwowania.
— Mówiłem ci to już — oznajmił Isamu, postępując lekko na przód. — I sam to teraz widzisz. Widzisz, do czego doprowadziły twoje egoistyczne pobudki!
— Ani mi się waż synu! — ryknął Reiji. — Nie pozwolę, abyś wszedł z butami pomiędzy tę dwójkę. Tutaj się liczy szczęście Keiko, nie twoje własne. To nie ty wychodzisz za niego, więc się ogarnij! — zbeształ go, na co Isamu wytrzeszczył oczy. Ojciec był zawsze na luzie, taki jak on, niemalże nigdy nie podnosił głosu i nie robił mu żadnych kazań. Prędzej matka zajmowała się jego porządnym wychowaniem, prawiąc mu morały.
Zamilkł, zmieszany sytuacją, spojrzeniem szukając wsparcie w Josuke, który nadal się nie otrząsnął. Przywódca spojrzał na Uchihę. Tęczówki Itachiego kryły determinację, nie było w nich niepewności, konsternacji, czy czegoś innego. Tylko twarda stanowczość.
— Chciałbym coś ogłosić — zaczął, spokojnie pewnym donośnym głosem. Oczy zebranych, prócz Kaoru wtulającego się nadal w skołowaną Keiko, spojrzały na niego. — Bez względu na to, jak mnie postrzegacie i co o mnie myślicie, chcę zapewnić, że nie zależy mi na odbieraniu wam Keiko. Nie mam zamiaru wyrywać ją ze świata Kindersów i w żaden sposób ograniczać jej kontakty z wami. Tak chcę ją poślubić, ale to nie oznacza, że mam zamiar zmuszać ją do zerwania waszych więzi. Akceptuję was, wasze układy i relacje oraz oczekuję tego samego. Nie mam zamiaru wyrządzać żadnej krzywdy komukolwiek oraz nie wyrządziłem, także moglibyście skończyć z tym obwinianie mnie o każde możliwe zło. To, że jestem częścią klanu Uchiha nie oznacza, że automatycznie popieram wszystko, co się w nim dzieje. Nie jestem swoją rodziną, tylko indywidualną jednostką. Keiko przecież nie oceniacie przez pryzmat nazwiska i opinii Kiri.
— Itachi — szepnęła wzruszonym głosem, lecz więcej powiedzieć nie zdołała, bo Kaoru zaniósł się szlochem.
— NIE. To wszystko nieprawda! Ja nie pozwolę. Nie oddam. Keiko — załkał, podnosząc na nią załzawioną twarz — ja nie chcę cię stracić. Ja nie mogę. Nie zostawiaj mnie — wyszeptał z desperacją w głosie.
I nagle stało się coś nieoczekiwanego. Po pomieszczeniu rozległo się donośne plask, a Kaoru wylądował z twarzą przytuloną do paneli.
— Jak śmiałeś tak pomyśleć! — krzyknęła Keiko z wściekłością. Wszyscy zamarli w napięciu, oczekując rozwoju sytuacji. Nikt nie ważył się choćby o milimetr drgnąć, ani nawet sapnąć pół słówka sprzeciwu.
Skołowany mężczyzna podniósł się do siadu, trzymając za obolały czerwony policzek. Uderzenie było na tyle mocne, że pozostał piękny ślad dłoni.
— Jak śmiałeś tak pomyśleć — powtórzyła, łapiąc go za ubranie i potrząsając na tyle intensywnie, że wyglądało to bardziej na szarpanie szmacianej lalki. — Do reszty ci odbiło! Ty zidiociały kretynie. — Na jej policzku pojawiły się drobne stróżki łez. — Jak mogłeś pomyśleć, że cię zostawię? — zapytała cicho, puszczając materiał jego bluzy.
— Keiko? — zapytał ostrożnie, z obawą wyciągając rękę.
— Spadaj debilu — fuknęła, odtrącając ją. — Naprawdę myślisz, że mogłabym cię zostawić? Zapomniałeś o naszej obietnicy? Na zawsze razem, co by się nie działo, jakbyśmy daleko do siebie nie byli, do końca świata razem — mówiła łkającym głosem, głośno pociągając nosem. — A ty mi tutaj teraz wyjeżdżasz z czymś takim, że mogłabym cię zostawić!
— Keiko…
— Jak mogłeś?! — warknęła, próbując się wyszarpać z uścisku, ale zaraz przestała oponować, dając się przytulić. — Przecież wiesz, że nigdy cię nie zostawię. To, że jestem z Itachim. To, że za niego wyjdę, nie oznacza, że cię zostawię. Itachi nie ma cię zastąpić ani ciebie. — Spojrzała na Isamu, przywołując go gestem ręki. — Po prostu krąg bliskich się powiększa. Tak samo, jak kiedyś powiększył się o Isamu. Czy przez to, że Isamu jest z nami, ty stałeś się mniej ważny? — Zwiesił lekko głowę, uciekając wzrokiem. — Czy to, że krąg powiększył się potem o całą resztę, spowodowało pominięcie ciebie, czy kogokolwiek? Więcej Itachiego w moim życiu, nie oznacza mniej ciebie. Itachi jest po prostu nową osobą w kręgu, tak samo Sasuke. Pojawienie się ich, nie spowoduje wyrzucenie kogoś innego. Krąg i horyzont, jedynie się powiększył, to wszystko.
— Keiko — zaczął niepewnie Isamu, delikatnie dotykając jej ramienia — ja cię przepraszam.
— Oboje przepraszamy — sprostował Kaoru.
— Kocham was — załkała, rzucając się na nich.
— My ciebie też — zawyli oboje, szlochając w swoich wspólnych objęciach, co wywołało uśmiech rozczulenia na twarzach pozostałych.

— Możemy porozmawiać na osobności — poprosił, szturchając Itachiego w ramię, wskazując głową korytarz.
Minęli wejście do kuchni, schody, łazienkę, schowek pod schodami i wyszli tylnymi drzwiami na taras.
— Słodka scena, nieprawdaż? — zagadał, obserwując zachodzące słońce barwiące chmury na czerwono. Itachi nie odpowiedział, opierając się o drewnianą balustradę, czekał na krok Josuke. — To, co powiedziałeś chwilę wcześniej, to prawda?
— Owszem.
— Mhm, rozumiem — szepnął, uśmiechając się gorzko. — Chyba faktycznie wszyscy daliśmy się ponieść — ciągnął dalej, nie zaszczycając Itachiego wzrokiem. — Jak Kaoru zapomnieliśmy, nie, ja zapomniałem, ile znaczymy dla niej i snułem nierealne wizje.
Zmarszczył czoło. Czyżby zanosiło się na przyznanie do winy? To było równie nieoczekiwane, co szokujące. Z pewną dozą niepewności obserwował jego łagodne oblicze pełne nostalgii.
— Co by się nie działo Keiko zawsze będzie częścią organizacji — mówił cicho, wygrzewając twarz w ostatnich promieniach słońca. — Skoro rozumiesz, że nawet po zostaniu twoją żoną nadal będzie członkinią Kindersów, to chyba nie ma, o co toczyć bojów. Czas na koniec. Zgoda?
Odwrócił się do niego przodem, wystawiając rękę. Mina nie kryła determinacji, wyzwania, czy niechęci. Prezentowała tylko pewności i spokój oraz delikatny uśmiech akceptacji.
Itachi pewnie ścisnął dłoń.
— No to witam w naszym kręgu — oznajmił, poklepując go po ramieniu. Trochę mocniej niż powinien, bo tylko dzięki refleksowi nie stracił równowagi.

W salonie już panowała zupełnie inna atmosfera. Zniknęły łzy, napięcie i krzyki. Na nowo zapanował miły towarzyski zamęt. Pomieszczenie zapełnione ludźmi aż wrzało od radosnych rozmów oraz pozytywnej energii. Po płaczu Keiko nie było śladu, znów uśmiechała się szczęśliwa, zagadując do wszystkich, a gdy tylko weszli, pomachała im, przechwytując Josuke.
— Mam nadzieję, że nie suszyłeś mu głowy — mówiła ostrym tonem, unosząc ostrzegawczo palec ku górze.
— W żadnym wypadku.
— Dzięki — mruknęła, przytulając się na chwilę, aby zaraz pognać dalej.
— No to zostaliśmy obezwładnieni — mruknął posępnie Oda, zjawiając się obok Josuke.
— Taa, na to wygląda — potaknął równie entuzjastycznie, obserwując radość na twarzy Keiko, która rozmawiała o czymś z Hiroshim. — Może to i lepiej.
— Tak uważasz?
— A bo ja wiem — rzucił obojętnie. — Jestem tylko przywódca Kindersów, a nie wróżką.
— Danar ci wykład zrobił? — prychnął, nawet nie oczekując odpowiedzi, bo dobrze ją znał.
— Robi się z nimi strasznie upierdliwy — skwitował, lekko się krzywiąc na myśl o asystencie. — Ale skoro takie jest ich postanowienie. — Zerknął na Itachiego, a wzrok Ody powędrował za nim.
— Sądzę, że chłopina da radę. Skoro tyle z nami wytrzymał, to już go nic nie ruszy.
— No, co ty nie powiesz — rzucił prześmiewczym głosem, zerkając na zawstydzonego mężczyznę, który burknął coś pod nosem.
— Nie to, że go akceptuję — mruczał niewyraźnie i cicho, broniąc się przed zarzutami.
— Jasne, jasne — potakiwał Josuke, z głosem pełnym udawanego poparcia, na co Oda zmierzał się jeszcze bardziej. Oddalił się, wkładając ręce do kieszeni, lekko się garbiąc i mamrocząc do siebie. Zawsze tak robił, kiedy tylko czuł się zawstydzony, czy speszony.
Prychnął pod nosem, z rozbawieniem odprowadzając go wzrokiem.
— Chyba nam dojrzewasz.
— Nawet nie zaczynaj Miyu — fuknął, krzywiąc się ostentacyjnie.
— Masz i nie dąsaj się.
Odebrał od niej przyniesioną szklankę z sokiem, nadal obserwując radosne towarzystwo.
— Chyba będzie miała całkiem spory wkład w nowy wizerunek organizacji — zagadała, dostrzegając, na kogo spojrzał.
Uśmiechnął się delikatnie.
— Kindersi to żywy ciągle kształtujący się twór. Czy tego chcemy, czy nie, ciągle się zmieniamy.
— Uważasz, że to źle? — dopytywała, kątem oka sprawdzając jego reakcję.
— Nie. Moja reforma całkowicie przekształciła to, co było kiedyś, ale także nie jest idealna. Posiada w sobie sporo zgrzytów, które należałoby sprostować, jeśli chcemy pretendować do głównej struktury shinobi w wiosce. Musimy się rozwijać i wychodzić naprzeciw oczekiwaniom młodszych pokoleń. Nie mam zamiaru pozwolić, abyśmy stali się jak Korzeń. Niechcianym, skostniałym i przestarzałym reliktem dawnych władz. No a teraz — urwał, duszkiem wypijając zawartość szklanki, którą później wręczył Miyu — trzeba się trochę pobawić — dokończył, ruszając w wir przyjaciół.
Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem, uśmiechając się z zadowoleniem. Znała Josuke od dawna, jeszcze przed nimi, jeszcze z tamtych czasów. Rozumiała jego stanowisko i czym się kierował, a teraz dostrzegła rodzące się kolejne zmiany, do których właśnie dojrzał. Cieszyło ją to, bo oznaczało nowy kształt organizacji.

— Hej Uchiha — burknął Kaoru, podchodząc do Itachiego, kątem oka zerkając za siebie, gdzie stała Keiko, niczym strażnik. I to była prawda, pilnowała go, aby nie zwiał przed zrobieniem tego, co obiecał.
— Ekhm panie Maeda — rzuciła ponaglającym tonem, kiedy nastała dłuższa chwila ciszy.
— No już, już — mruknął skwaszony. — Jeszcze panna Higashiyama. — Zerknął za siebie, nie dając się zwieść temu uroczemu uśmiechowi od ucha do ucha. — Wyjęczała u mnie to. Chciałbym cię przeprosić — rzucił niechętnie do Itachiego, unikając kontaktu wzrokowego.
— Bo? — dopytywała nieustępliwym tonem.
— Bo trochę mnie poniosło.
— I? — Nie dawała za wygraną, wręcz wyciągając z niego przeprosiny.
— I niepotrzebnie popadłem w histerię.
— Także?
— Także przepraszam cię za moje zachowanie. Zadowolona? — fuknął w jej stronę.
— Oczywiście — odparła spokojnie, rozpromieniając się.
— Zapomnijmy o tym, co było — dorzucił jeszcze, wyciągając rękę na zgodę.
Itachi starał się nie roześmiać. Kaoru teraz już nie był tym niekontrolowanym wulkanem pełnym agresji. Bardziej przypominał zbesztanego młodszego braciszka. Trochę jak Sasuke, on też w przeszłości boczył się, ilekroć zrobił coś złego. Jednak mimo reprymendy i tak udawał, że niczego nie przeskrobał, a to są tylko fanaberię dorosłych.
— Dobrze — odpowiedział, ściskając jego dłoń, zorientowawszy się, że oboje czekają na reakcję.
— Tiak! — pisnęła radośnie Keiko, muskając policzek Itachiego. — Dzięki skarbie. Ho pochwalisz się tacie swoją bohaterską postawą — rzuciła, ciągnąć Kaoru w stronę pana Orinoke.
Natomiast do Uchihy podszedł Isamu, czający się w niedalekiej odległości.
— Chyba też powinienem coś powiedzieć — mruknął niewyraźnie, udając, że przyszedł nalać soku. — Na mnie nie naciskała, bo nic nie wie o tamtej rozmowie, ale coś powinienem dodać. Chociażby najpierw wypadałoby przeprosić za próby zniechęcenia.
— Nie ma sprawy, przeprosiny przyjęte — wtrącił się dość cynicznym i poniekąd zuchwałym głosem. Isamu spojrzał na nie bykiem, ale nic nie skomentował. — Wasza niechęć pomieszana ze strachem była dość zrozumiała. Tak jak ja się obawiałem, że ją odciągnięcie ode mnie, tak samo i wy mieliście te same obawy.
— Głupie nieporozumienie — uzupełnił Josuke, zjawiając się zaraz obok nich. — Ale jest ono już nieważne. Zadecydowała, że połączy nasze dwa światy i jedyne, co nam zostało…
— To wspierać ją w tym oraz wierzyć, że da radę — dokończył Isamu.
Itachi uśmiechnął się subtelnie. Chyba w końcu powstała nić porozumienia. No i te słowa, to je zawsze wypowiadała w kontekście swoich przyjaciół, które głównie słuchał w odniesieniu do Sasuke. Keiko bezgranicznie wierzyła w bliskich, wspierając ich. Stojąc za nimi twardym murem, co by się nie działo, ale jednocześnie pozwala na samodzielne kroki.
I to było to, o czym Itachi zapominał w kontaktach z bratem. On już nie był w wieku podatnym na kształtowanie. Skończył się okres, kiedy mógł, ciągnął go za rękę po swojej ścieżce oczekując pewnego konkretnego zachowania. Powinien w całości zaakceptować jego wybory i to, jakim jest.  Czy robi dobrze, czy popełnia błędy, po prostu otoczyć go wiarą we własne możliwości.
Tak jak wierzy, że Keiko wcale nie traktuje go jak osobnego świata, do którego zostaje nagle wyrwana ze swojego. Tak jak wierzy, że ojciec w końcu przejrzy na oczy i porzuci plan zamachu. I tak jak wierzył, że jakoś, kiedyś uda mu się zostać zaakceptowanym przez przyjaciół dziewczyny, chociażby w tolerancyjnym zakresie.
Tak samo Josuke i cała reszta zapomnieli, że przecież Higashiyama nigdy ich nie zostawi, że Kindersi to nie tylko organizacja, nazwa, czy praca, to jej rodzina. Zagubili wiarę w nią, tą, którą ona ich obdarza.

4 komentarze:

  1. ŁO JEŻU CO SIĘ TU STAŁO. TE OŚWIADCZYNY TO TAK NA SERIO?!
    1 Jak ja rozumiem Itachiego, wszyscy moi znajomi wiedzą, że ze mną sie nie robi zakupów bo jestem dość wybredna i potrafię obejść 3 centra handlowe i niczego nie znaleźć. Zresztą ja wybieram przez 15 min kolor pomiędzy dwoma prawie podobnymi kolorami lakieru do paznokci aż w końcu kumpela zadecydowała bo miała mnie już dość XD
    2 Strasznie czekam na proces Sasuke bo co tu kryć to moja ulubiona postać w uniwersum Naruto ale Ty mnie tak przyjemnie zaskoczyłaś, że aż chce więcej czytać o starszy bracie i Keiko.
    3 Te oświadczyny nie mogły wyjśc inaczej. Tak bardzo to podobne do Keiko, że wszystko odwrotnie zrozumiała ale powiedziała Tak! I bedzie panią Uchiha :)
    4 Cieszę się, że Itachi nie daje się zastraszyć i twardo stoi przy tym, że będzie mężem Keiko. Reakcja Keiko i jej przywalenie Kaoru jak i późniejsza rozmowa z nim świetna. Powiedziała co ma na sercu. W ogóle moment, gdy Keiko mówi zebranym, że wychodzi za mąż boska. Uśmiałam się bardzo. Podoba mi się postawa Josuke, jak uzyslawai sboie najpierw, że Sasuke nie jest wcale taki zły, potem akceptuje oświadczyny i te reformy w organizacji.Jeszcze go najbardziej polubie z Kindersów. Ci w końcu uzmysławiają sobie, że nie tracą Keiko i zakopują topór wojenny z Itachim ( i Sasuke ??). No i Oda się ogarnął.
    5 Bardzo podoba mi się, że Itachi zmienił swój stosunek do Sasuke, że uśwadomił sobie, że on musi w niego wierzyć a nie tylko go pouczać.
    6 Zabije za to, że nie ma tam Mikoto i Fugaku to byłaby komedia. Za to musisz opisać ich ślub!!!!! To bedzie porządna dawka śmiechu. Już widzę Mikoto strofującą męża albo podsumująca machnięciem ręki, że jakoś to przeżyje. Mam wrażenie, że to Haniko bedzie bardziej lubianą synowa. Jeśli Itachi ma być przywódcą klanu to Keiko jako jego żona będzie choernie ważna w klanie, biedny Fugaku, kto wie, może jeszcze się przekona do młodszego syna i on baędzie spadkobiercą. Szczerze ani Itachi ani Sasuke mi nie pasują na przywódców Uchiha i kapitanów policji. To może Shisui nim zostanie XD Takie luźnie przemyślenia.
    Rozdział 40 też skomentuję, mam nadzieję, że jeszcze dziś.
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak na serio! No to w końcu Itachi, nie może zostawić niedopowiedzianej sprawy. Oświadczył się nieoficjalnie to teraz, jak przystało na mężczyznę musi wręczy pierścionek. Co to za oświadczyny bez pierścionka?
      I oj tak Itachi dał popalić Haniko z tym wyborem. Chociaż powinien dokonać go szybko (patrząc na jego charakter, w końcu nie jest marudą) to jednak nie zawsze jest to możliwe. A to dość ważna sprawa, więc nic dziwnego, że szło to z takim trudem. I też to znam z autopsji, godzinami mogę wybierać cokolwiek w sklepie.
      Spokojnie już w przyszłym rozdziale Erroaya zajmie się procesem Sasuke. I cieszę się, że moja wersja Itachiego przypadła ci do gustu (nawiązuje tu do twojego wcześniejszego komentarza). Mnie również postać Itachiego w mandze nie do końca odpowiada. Był zbyt nieczuły i obojętny. Rozumiem, że taki musiał być, aby utrzymać kłamstwo i siebie w Akatsuki, ale... Zawsze jest jakieś ale. Mam nadzieję, że nierozwinięcie jego drugiego opiekuńczego oblicza (o czym była w dużej mierze tylko mowa) spowodowane było ograniczonym miejscem, że po prostu się nie zmieściło i pozostało w domyśle fanów.
      Cieszyłabym się jakby Josuke polubiono. Zwłaszcza że do tej pory raczej ciężko było go darzyć sympatią. Jednak w końcu dojrzał, co pozwoliło przejrzeć na oczy. Zrozumiał, że mentalność młodszych shinobi uległa zmianie. Wartości, którym on hołdował powoli odchodzą w zapomnienie, stając się społecznie nieakceptowalne. I tak zakopali topór wojenny. Wprawdzie nie sądzę, żeby tak do razu z miejsca polubili Itachiego, traktując go jak kumpla. Pewne docinki, czy dogryzanie zostanie, ale zaakceptowali, więc nie będą już podkopywać ich związku.
      I spokojnie zapewniam cię, że Mikoto i Fugaku zostaną powiadomieni, co będzie opisane w już następnym moim rozdziale, czyli 43. Ślub również planujemy opisać, więc będzie się działo xD Więcej nie zdradzę, aby nie zepsuć przyjemności z czytania.
      Dziękujemy za komentarze i do następnego ;)

      Usuń
  2. Ja Cię bardzo, ale to bardzo przepraszam :) Przeczytałam na raty już jakiś czas temu, ale nie znalazłam czasu na to by zasiąść do kompa i skomentować. Teraz już aż tak dobrze nie pamiętam co chciałam napisać, to też jak coś pomylę, to wybacz :)
    Najpierw było chyba szukanie pierścionka :) Ach ten pedantyzm. Musi być idealny, albo... no i tu zależy od pomysłowości autora :) Całe szczęście Itachi odnalazł ideał. Keiko na pewno ucieszyła się z tego jaki był i nie narzekałaby nawet, gdyby jej się nie podobał. W końcu to Keiko, a dla niej nie liczy się jakość czy też inne przyziemne sprawy, a gest, chęci i znaczenie. Lubię ją za to :) Same zaręczyny wyszły fajnie :) Podobało mi się to jak Itachi nie wytrzymał i zaczął się śmiać. On się przy niej zmienił i to naprawdę na dobre. Ja w ogóle uwielbiam Itachiego w wesołej wersji :))
    Jak zaczęłam czytać o tym, co chce zrobić Keiko i z jaką pompą ogłosić to, że się zaręczyła, to wróżyłam tej imprezie istną katastrofę, czyli tornado, tajfun i czarną dziurę w jednym miejscu. Scena była, no bo innej opcji nie było. Czułam się jednak rozczarowana. Nie tym jak to napisałaś, czy tez wymyśliłaś, ale tym, że byłam tak daleko prawdy :(( Miał ją szturmem zdobyć, a tu poszło na inteligentne zagrania. Czyżbym ulokowała swój plan nie w tym bracie co trzeba? Sasuke wojuje, a Itachi używa mózgu, a ja o tym zapomniałam ;(
    Ciekawi mnie teraz reakcja rodziny Uchiha. Matka będzie w euforii, Sasuke pewnie pomyśli, że jego brat znowu postąpił tak jak trzeba w odpowiedniej kolejności, a nie jak on, a ojciec... No właśnie, co zrobi pan ojciec? Już nie zgaduję, tylko poczekam. Ciekawe czy jest to w następnym rozdziale, czy będzie dopiero jak Ty dodasz kolejny.
    Weny i więcej takich fajnych rozdziałów :)))

    PS. Erroay von Uchiha ja Cię bardzo przepraszam, ale zanim przeczytam Twój rozdział, minie jeszcze trochę czasu. Może uda mi się to w weekend. Jak na razie ledwo znalazłam chwilę, aby w końcu napisać ten rozdział. W każdym razie się pojawię :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy. Rozumiem brak czasu, też ostatnio z Erroay na to cierpimy i ważne, że w ogóle udało się znaleźć chwilę na skomentowanie. Zawsze nam miło zobaczyć nowy komentarz :)
      No cóż, Itachi nie mógłby wybrać czegoś co by nie było idealne. To Itachi, wszystko musi być zgodnie z wcześniej ustalonym planem. A po prawdzie Keiko wystarczyłoby cokolwiek, nawet tandetny pierścionek z bazaru z pamiątkami. Naprawdę.
      I przy takiej dziewczynie nie sposób się nie zmieniać. Spędza z nią 24/7, więc jakby nie było ma duży wpływ na niego, ale to dobry wpływ. Dzięki niej Itachi przestał być aż takim poważnym sztywniakiem ;)
      Co do ogłoszeń zaręczyn, przy takich okolicznościach i takich ludziach nie sposób byłoby wojować, bo spotkałoby się to z twardym oporem. A wówczas sprawa mogłaby wymknąć się spod kontroli, czego uratować z pewnością by się już nie dało. Itachi to rozumiał, więc wiedział, że musi ich przekonać do siebie na spokojnie. Zresztą kwestia przekonywania tak naprawdę dotyczyła tylko Isamu i Kaoru, bo Josuke niemalże już był bliski kapitulacji. A wypowiedź Itachiego była jak ta dosadna zamykająca wszystko kropeczka nad i.
      No mogę zapewnić, że reakcja państwa Uchiha będzie, hm... dużo wniesie. I tak pojawi się dopiero przy moim kolejnym rozdziale, więc jeszcze trochę trzeba poczekać.
      I nie wydaje mi się, aby Sasuke przejmował się takimi sprawami. W tej sytuacji w jakiej jest nie myśli o czymś takim jak ślub, czy jakaś kolejność. Zresztą w dzisiejszych czasach ciężko nadal mówić o jakieś kolejności. To kwestia czysto indywidualna i bardzo często zależna od przypadku. A Sasuke nie jest osobą, która wybiega myślami w daleką przyszłość, planującą co będzie robić za x lat. On bardziej jak Keiko żyje tu i teraz. Skupia się jedynie na sprawach bieżących, ewentualnie planując tylko najbliższą przyszłość. Wbrew pozorom bracia są mocno różni, więc ciężko w ich przypadku mówić o czymś takim jak słuszna kolejność.
      Trochę się rozpisałam, ale już nie przedłużając. Dziękuję za komentarz i za życzenia weny (oj przyda się). Do następnego ;) Pozdrawiam

      Usuń