23 września 2017

30. Takie cyrki i to z samego rana

Sprężystym krokiem przemierzał korytarz z nieukrywaną wściekłością wymalowaną na twarzy. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów wreszcie zdobył się na powrót do mieszkania na noc, aby nagle zostać wyrwanym z łóżka, na pilne wezwanie Hokage.
— Jeśli nie ma ataku na Konohę, to go zorganizuję — warczał do siebie, wkładając więcej siły w marsz, przez co dudniące echo kroków wzmogło się.
Nie zatrzymał się przed drzwiami, tylko pchnął je, zamaszyście wchodząc do środka.
— Na cholerę ci to o takiej porze? Nie może to poczekać do rana? — protestował, wymachując opasłą teczką. Ignorując obecność Shizune, która odbierała od Tsunade dokumenty, mało elegancko opadł na krzesło. — To jest to, co chciałaś — kontynuował, rzucając przedmiotem.  Asystentka podskoczyła, na dźwięk huku, jaki spowodowała taka ilość papieru upadająca z wysoka. Jednak na Piątej to nie zrobiło wrażenia. Sprawnym ruchem pochwyciła, wyślizgujące się swobodne kartki. — Ale potrzebuję to od razu z powrotem — dodał, rozsiadając się z założeniem nogi na nogę w męskim stylu, czyli ze sporym rozkrokiem.
— Shizune proszę, zostaw nas na chwilę.
Kobieta z ulgą przyjęła prośbę, pośpiesznie zganiając ostatnie dokumenty i niemalże biegiem wychodząc. Josuke pozbawiony zwyczajowej cyniczności w kontakcie z Tsunade był swego rodzaju fenomenem, który wzbudzał lęk.
— Domyślasz się może, po co mi jej akta o tej porze? — Siliła się na spokój ducha, wprawionym okiem przeglądając papiery, odruchowo wyłapując tylko konkretne wiadomości.
— Ni w ząb — mruknął niezbyt szczerze. Posiadał swoje domysły, którymi nie zamierzał się dzielić.  W sporej mierze ze względu na możliwość utraty dobrego wizerunku organizacji także Hokage o wszystkim nie musi wiedzieć. Na wszelki wypadek miał już w przygotowane kilka pustych obronnych frazesów. Zarzuci nimi kobietę, uda skruszonego i zaraz stąd wyjdzie.
— Jakaś misja dla niej?
Josuke ściągnął brwi, uważnie lustrując nad wyraz spokojne oblicze Tsunade. Bawi się w podchody, pomyślał, nabierając podejrzeń.
— Może tak bez ogródek. Jest zbyt późno by się cackać. Kto na nią złożył skargę? — dopytywał, święcie przekonany, że wie, o co chodzi.
— Keiko jako Kinders nie potrzebuje mojego zezwolenia na opuszczenie Konohy, wystarczy twoje — mówiła, śledząc zapiski o dziewczynie, nawet na moment nie odrywając wzorku od tekstu. — Mało tego, jako Kinders rzadko też korzysta z głównej bramy. Wy i Korzeń macie od tego specjalne wyjście.
Mężczyzna coraz bardziej tracił swój animusz i, mimo iż ona tego nie widziała, miał wrażenie, że zdaje sobie z tego sprawę.
— Do czego zmierzasz? — zapytał z nutą ostrożności, napotykając chłodny wzrok Tsunade.
— Keiko opuściła wioskę.
Nastała chwila milczenia. Josuke z tępym wyrazem, mrugał gwałtownie, nadal nie rozszyfrowując sensu usłyszanych słów.
— Ręczę za nią, że nie zdradziła Konohy — oznajmił twardo, gwałtownie się podnosząc. — Keiko jest całkowicie lojalna organizacji i…
— Uspokój się. Nie o to tu chodzi — zapewniała, powstrzymując mężczyznę przed całkowitym wejściem na biurko, co wyczyniał, napierając na nie. — Keiko nie dopuściła się zdrady wioski i porzucenia jej. Jednakże wraz z Sasuke Uchiha bez pozwolenia opuściła Konohę, wybierając się na samowolnie wyznaczoną sobie misję, której ja nie chciałam poprzeć.
— Konkretniej — zażądał skołowany, opadając na krzesło.
Hokage ze szczegółami przedstawiła całe zajście, nie pomijając udziału leżącej w szpitalu Haniko. Josuke w ciszy wysłuchiwał, z każdym kolejnym zdaniem, coraz mocniej chowając oczy za dłonią.
— Ja tę dziewczynę zamorduję — skwitował, rozmasowując nasadę nosa. — Wysłałaś za nimi tropicieli i chcesz ich zgarnąć, nim przekroczą granicę kraju Ognia?
Pokiwała głową, wychylając się z fotela.
— Interesujące postępy — skomentowała, oddając akta.
Uśmiechnął się kurtuazyjnie, licząc w duchu, że Danar przed wręczeniem mu teczki, dokładnie przygotował zawartość.
— Nie są nukleinami ani uznani za niebezpiecznych, aczkolwiek wolałabym, aby to nie Gaara ich przechwycił. Wprawdzie jeden nieostrożny krok, a grozi nam poważne nadszarpnięcie stosunków z Suną.
— Złapanie dwójki shinobi z Konohy w tajnych archiwach bez zgodny na ich przeszukiwanie, spowoduje, co najmniej zerwanie kontaktów dyplomatycznych, ale nie sądzę, aby Kazekage posunął się do wypowiadania wojny to nie Iwa.
— Racja, jednak mimo wszystko sprawy nie można zbagatelizować.
— Oczekujesz, że wyślę za nimi drużynę?
— Nie. Tropiciele powinni sobie poradzić.
Josuke z całych sił próbował nie parsknąć ani nie zacząć się kpiąco uśmiechać.
— Tak z pewnością — rzucił od niechcenia, za grosz w to nie wierząc. Nie wiedział, jak sprawa wygląda w przypadku Sasuke, ale Keiko mająca niemalże ciągle ogon z Kiri była mocno wprawiona w gubieniu pościgu, czy wręcz w likwidowaniu go. Także, szczerze wątpił, aby grupka zwykłych tropicieli ich powstrzymała.
— Zaznaczam tylko, że jak wrócą to Higashiyama, jako członkini Kidersów podlega mojej jurysdykcji i to ja odpowiadam za nią.
— Oczywiście. Liczę, że kara będzie surowa.
— Oj tak, ja się już nią zajmę.
Uśmiechnął się złowrogo, oczami wyobraźni widząc, jak ją szatkuje na kawałeczki. Nie wściekł się i nie panikował tak otwarcie, jak Tsunade, ale jednak miał ochotę udusić dziewczynę.

***

Naprawdę nie wiedział, jakim cudem udało mu się dotrzeć do posiadłości rodziców. Nogi miał jak z waty, same się pod nim uginały. Przez co nie raz i nie dwa lądował na rączce wózka, tylko dzięki niej nie zaliczając bruku.
Mikoto nie prezentowała się lepiej. Całą drogę milczała, pochlipując cichutko i powłóczyła nogami, ciężko szurając. Nawet po przekroczeniu progu, bez słowa odłożyła dziewczynki do łóżeczka oraz przygotowała herbatę. Na szczęście Fugaku nie było, zmył się nie wiadomo gdzie, tzn. Itachi podejrzewał gdzie go szukać, ale akurat jego nieobecność była wszystkim na rękę.
Posiedział z matką jeszcze przez jakieś dwie godziny, starając się uspokoić roztrzęsioną kobietę. Niestety puste farmazony o tym, że wszystko będzie dobrze, niewiele dawały. Szczerze sam w nie, nie wierzył, więc ciężko było wydobyć z siebie na tyle wiarygodności, aby przekonać Mikoto. W końcu kobieta zmęczona płaczem sama usnęła. On tego nie potrafił. Snuł się jak cień po domu, a nawet ogrodzie nie zaznając, chociażby krztyny wytchnienia.
Dopiero nad razem płacz dzieci obudził Mikoto, która zapewniała, że da sobie radę i odprawiła syna. Ojca nadal nie było, a wszystko wskazywało na to, że nie ma zamiaru się pojawić. Aczkolwiek w razie, czego Itachi nakazał od razu do siebie dzwonić. Chwilę jeszcze marudził, aż w końcu wypchany za drzwi, uległ, udając się do siebie.

***

— Wróciłem skarbie — mruknął odruchowo, zamykając za sobą drzwi.
Odpowiedziała mu cisza. I tylko tyle mógł oczekiwać po pustym domu. Westchnął boleściwie, odwieszając kurtkę. Ile by dał, aby teraz Keiko wyskoczyła zza rogu, uśmiechając się szeroko. Przywitałaby go zwyczajowo, paplając swoje trzy po trzy.
— Błagam was, nie zróbcie czegoś głupiego — modlił się pod nosem, po raz n-ty. Jeśli tylko ich misja okaże się sukcesem, istnieje szansa, że Tsunade będzie łagodniejsza przy wymierzaniu kary, ale jeśli tylko coś zawalą… Pomijając to, co może im zrobić Kazekage i jakie z tego będą konsekwencje dla całej Konohy, to sama Piąta z pewnością nie będzie łaskawa. Jak tylko o tym myślał, miał ochotę się rozpłakać.
I niestety nie potrafił się uspokoić. Jedzenia przełknąć nie mógł, hektolitry melisy nie skutkowały, chłodny orzeźwiający prysznic ukojenia nie przyniósł, a w sen zapaść nie umiał. W desperacji przeszukał nawet apteczkę, ale niczego nasennego nie znalazł.
Rzucił się na łóżko, jakkolwiek próbując okiełznać galopujące przed oczami w zawrotnej prędkości czarne scenariusze. Który to już był? Dwudziesty? Dwudziesta dokładnie opracowana, co do najdrobniejszego szczególiku pesymistyczna wizja odpowiedzialności, jaką mogą ponieść Sasuke z Keiko. I w żadnym wypadku nie potrafił zapanować przed pojawianiem się takich myśli i obrazów.

***

— Mości jegomości cienkości — podsumował, pochylając się nad rozłożonym na łopatki mężczyzną.
— No, co ty nie powiesz — burknął, chwytając pomocną dłoń. Nie chciał tego głośno przyznać, ale nic nie mógł poradzić na to, że przez tak długi okres nieobecności w siedzibie wyszedł z wprawy. To były po prostu rzeczy mniej lub zupełnie nieprzydatne przy jego sztuce szpiegowania, ale niestety musiał nadrobić program, jeśli chciał, aby Josuke wyraził zgodę na wyruszenie na misję. Także ostro trenował, zamęczając, kogo się tylko da, aby mu partnerował. Aktualnie wybór padł na biednego Isamu, którego zwlókł z łóżka i zaciągnął do organizacji już z samego rana.
— Jam łaskawy w swych rządach wszelakich. Takoż zarządzam dwa tchnienia na oddech — oznajmił wzniosłym głosem, kierując się ku równoważni, gdzie stały butelki. — Spragniony? — zapytał, zerkając za siebie na Kaoru, wycierającego pot w koszulkę.
— Mhm — mruknął, łapiąc rzuconą wodę. — Może popołudniu zgarniemy Keiko i wyskoczymy gdzieś?
— Jegomości powinności trenować są.
Prychnął rozdrażniony.
— No dobra, to zgarniemy ją na trening, pasuje ci teraz? — mruknął rozgniewany, na co dostał w odpowiedzi, szeroki uśmiech pełen równiutko ułożonych zębów.
— A mo… — Reszta wypowiedzi została zagłuszona donośnym hukiem otwieranych drzwi.
— SŁYSZELIŚCIE?! — wydarła się rozemocjonowana, podbiegając do nich.
— Co się dzieje Yumi?
— Sama w to nie wierzę, ale… Szukałam Danara, aby mu powiedzieć, że schodzę z nocki z salki pierwszaków, a następca się nie zjawił.  Nie mogłam go nigdzie znaleźć, więc poszłam do Josuke i pod drzwiami przypadkowo usłyszałam uniesiony głos i dwa słowa — zrobiła dramatyczną pauzę — karna kompania.
Spojrzeli na nią z przerażeniem i jednocześnie zaskoczeniem.
— Karna kompania? — powtórzyli jednocześnie, nie dowierzając zmysłowi słuchu.
— Też jestem w nie małym szoku.
— Przecież nikt nie wywinął numeru na taką skalę. Byłoby głośno o tym.
— Ty się lepiej Kaoru pytaj, kto ją dostanie.
— No właśnie Yumi, wiesz, kogo ona dotyczy?
— Nie ja na serio nie mogę uwierzyć w to, co usłyszałam, ani co zaraz powiem. Proszę was tylko chłopaki o spokój. — To nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, spojrzeli po sobie z niepokojem. — Keiko — wyszeptała. — Josuke mówił o karnej kompani Keiko.
I nim doszła do końca ostatniego zdania, Kaoru z szybkością dźwięku wybiegł z sali. Dziewczyna popatrzyła zmartwiona na oszołomionego Orinoke, który próbował przetrawić wieści.
— Isamu — zaczęła niepewnie, kładąc mu dłoń na ramieniu. Jednak mężczyzna jej nie odpowiedział, z miejsca prawie jak zawodowiec wystartował, znikając w ślad za przyjacielem. — Czekaj! — krzyknęła za nimi, orientując się, gdzie tak pognali.
— CO TO MA KURWA ZNACZYĆ?! — Już z połowy korytarza dobiegały wrzaski Kaoru, który z pewnością widowiskowo wdarł się do gabinetu Josuke.
— Jaka karna kompania?! Z jakiego powodu?! Gdzie ona jest?! Co się dzieje?! — krzyczał na przywódcę, siedząc na jego biurku i szarpiąc za jego ubrania. Tak, dokładnie tak było. Wpadł jak tajfun do gabinetu, potrącając przy okazji Danara i rzucił się na blat. Ignorując wszystko, wychylał się w stronę Josuke, próbując złapać go za kołnierz koszuli, ale mężczyzna strategicznie odchylał się na oparcie fotela. Niezrażony tym, kolanami wszedł na biurko i pochwyciwszy ubranie przełożonego, dość skutecznie za nie szarpał. W takiej pozycji zastał go Isamu, zbyt oszołomiony widokiem, aby rzucić się do odciągania przyjaciela, co czynił Danar. Natomiast Yumi wślizgnęła się, niezauważona przez przełożonych, próbujących okiełznać szalejące tajfun o nazwie Kaoru.
— Maeda w tej chwili spokój albo karzę cię zamknąć w karcerze! — fuknął Josuke, poprawiając wygniecione ubranie. — A wtedy gówno się dowiesz.
Drugie zdanie bardziej podziałało. Uspokoił się, zaprzestając szamotaniny z Danarem. Pozwolił całkowicie się odciągnąć na bezpieczną odległość i przejąć kontrolę nad sytuacją.
— Skąd wy do diabła już wiecie? — zapytał zaintrygowany, uważnie lustrując nadal lekko obojową postawę Kaoru. Przy okazji całkiem ignorując pozrzucane z biurka dokumenty, którymi zainteresował się asystent.
— To może być moja wina — zaczęła niepewnie Yumi. — Przypadkowo usłyszałam pod drzwiami o tym i nieopatrznie pobiegłam z tym do nich.
— Przypadkowo, nieopatrznie — powtarzał z powątpiewaniem — jasne. Czy wy przypadkiem nie jesteście zbyt solidarni między sobą?
To było pytanie retoryczne. Doskonale znał na nie odpowiedzi i nie oczekiwał, że mu ją udzielą. Zresztą sam zabiegał o ścisłą integrację całego piątego stopnia, podkreślając, jak ważna jest solidarność między członkami, ale jakoś nigdy nie przypuszczał, że może to się odbić negatywnie na nim.
— No to, o co chodzi z tą karną kompanią? — zaczął zaczepnie, naprowadzając rozmowę na poprzedni tor.
Josuke spojrzał na niego wymownie, karcącym wzrokiem. Na Kaoru nie zrobiło to wrażenia, nawet nie drgnął. Westchnął zrezygnowany, przecierając powieki. No tak, to nie pierwszaki, aby zlęknąć się czegoś takiego, pomyślał.
— Nie ma opcji, abyś posłusznie stąd wyszła? — dopytywał, przenosząc wzrok na dziewczynę.
— No nie bardzo — odparła od razu, krzyżując bojowo ręce na piersiach.
Znów westchnął. No nie ma to, jak przez własnych podwładnych zostać przypartym do muru.
— Dobrze powiem wam — kontynuował, bardziej prostując się w fotelu — ale wszystko ma zostać w tym gabinecie. Nie życzę sobie zamieszania, więc reszta nie może o niczym wiedzieć. Zrozumiano? — zaakcentował ostatnie słowo, bacznym złowrogim spojrzeniem lustrując każdego po kolei. Pewnie pokiwali głowami. — Keiko dopuściła się samowolki i…
Opowiedział o bezprawnej misji, której się podjęła wraz z Sasuke. Rozmawiał z shinobi, więc nie musiał wdawać się w szczegóły, jakie konsekwencje grożą, jeśli coś pójdzie nie tak. Cała trójka od razu się ich domyśliła, na co wskazywały przerażone wyrazy twarzy.
— I jak już wspomniałem, nie będzie to w pełni znaczenia tego słowa — wyjaśniał na koniec. — Jednak Keiko będzie przykładnie ukarana. Zostanie poddana jednej z kilku łagodniejszych wersji karnej kompani. Wybór zależeć będzie od rezultatu misji. I to nie ulega zmianie.
— Tsss — syknął rozjuszony Kaoru i nie czekając na kolejne słowa z ust przywódcy, odwrócił się na pięcie, trzaskając drzwiami.
— Przypominam, że ani słowa o tym.
— Tak jest — oznajmił oboje, odruchowo prostując się na baczność.
— A właśnie przy okazji Danar, bo ja chciałam…
— Wyjdźmy może — zaproponował, wskazując drzwi, kulturalnie wypychając dziewczynę na korytarz.
— Czy aby przypadkiem nie przesadzasz?
— Co masz na myśli Isamu? — dopytał, rozkładając na miejsce podniesione przez Danara dokumenty.
— Takie konsekwencje z takiego powodu? Jeśli tylko wrócą niezauważeni to nawet Hokage jedyne, co zrobi, to pogrozi paluszkiem.
— Tu nie chodzi o ten wybryk. Uważam, że Keiko jest na tyle ogarnięta, żeby wiedzieć, co robić. Sasuke także jest wykwalifikowany i nie zawali misji. Jednak sprawa rozchodzi się o to, że poszła, nie uprzedzając nas. Nawet wam nie pisnęła słówka. Ponadto robi to tylko ze względu na Sasuke. Nie Itachiego, on o niczym nie wiedział. Sama też nie ma w tym żadnych intencji. Wszystko tylko i wyłącznie dla Sasuke. — Ścisnął trzymany papier, gnąc jeden z raportów Nerina.
— Mhm — mruknął w pełni zrozumienia dla uczuć Josuke. Nie musiał nic mówić, szybko rozszyfrował jego myśli. Było to łatwe, w dużej mierze, dlatego że czuł podobnie. Starał się do tego nie przyznać i być wiernym temu, co obiecał, ale… to zaczęło zmierzać w niebezpiecznym kierunku. Kierunku, którego wiedzieć nie chciał.

***

Niechętnie wstał z łóżka, nie mogąc dłużej ignorować głośnego dobijania się do drzwi.  I tak już nie mógł ponownie zasnąć. Jednak kimkolwiek jest intruz, powinien się nauczyć, że walenie pięściami to niepukanie.
Z myślami nadal przepełnionymi marami nocnego spotkania z Tsunade, zszedł na dół. Krzywiąc się na harmider dobiegający z zewnątrz, przekręcił zamek i nim zdążył porządnie pociągnąć za klamkę, drzwi zostały otwarte z wielkim hukiem, a on sam wylądował kilka kroków dalej, uderzając boleśnie plecami o schody. Napastnik nie patyczkował się, przywalił mu już w samym progu.
Skołowany nagłym atakiem, nie był przygotowany na odparcie kolejnego ciosu. Poczuł ciężar na nogach, silne uderzenie i metaliczny posmak. Oprzytomniał, w porę blokując znów nacierającą pięść. Następnie zastosował dźwignię, zrzucając z siebie napastnika, który okazał się znajomy. Zaskoczony tym nieumyślnie poluzował uchwyt.
— Ja cię kurwa Uchiha zamorduję — wysyczał, szybko wracając do bojowej postawy, znów nacierając.
— Co ty wyprawiasz? — wydukał, nadal oszołomiony zaistniałą sytuacją, zgrabnie robiąc unik, czego w sumie za chwilę pożałował, gdyż pięść Kaoru zahaczyła o bibeloty stojące na szafce. Kątem oka zerknął na straty, licząc w duchu, że ta figurka wyginającej się w akrobacjach dziewczyny nie była dla Keiko zbyt cenna, bo właśnie odpadła jej noga i ręka.
— Jak mogłeś do tego dopuścić! — oskarżał, wymierzając kolejny cios. Itachi już zamierzał się znów usunąć z linii ataku, kiedy w porę zorientował się, że trajektoria prowadzi prosto na lustro. Tego było za wiele. Wystawił dłoń, pozwalając by pięść Kaoru z głuchym plaskiem w nią uderzyła, następnie zacisnął na niej palce, drugą ręką wymierzając cios w brzuch. To spowodowało, że mężczyzna lekko zgiął się, co pozwoliło Itachiego na drobny manewr, doprowadzający do wykręcenia mu ręki.
— Co ty wyprawiasz? — dopytywał dość spokojnym tonem, zważywszy na okoliczności. Jednak Uchiha nie należał do osób, które łatwo wyprowadzić z równowagi, a i zdążył nauczyć się, że Kaoru jest lekko nieobliczalny, spodziewać się po nim można wszystkiego.
— Ty się jeszcze kurwa pytasz — warczał ze wściekłością i oburzeniem. — Keiko! Pozwoliłeś jej opuścić Konohę z tym czymś!
Nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Sam siebie o to obwiniał, że ich nie powstrzymał, nie zorientował się w porę. Przez to nieznacznie znów poluzował uścisk, opuszczając gardę. Nie umknęło to uwadze Kaoru. Wykorzystał sytuację, uwalniając się i zadając cios, który wymusił cofnięcie się. Niestety niefortunne położenie spowodowało, że wpadł na poręcz schodów, wciskając drewno w nerki. Syknął, wyginając kręgosłup w łuk.
Tego powoli było już zbyt dużo. W pewnej mierze rozumiał wściekłość mężczyzny, ale nie będzie tolerował napaści i pobojowiska na przedpokoju. Czerwień zalśniła w oku, a oni znów zwarli się w ataku. Kaoru nie miał zamiaru negocjować ani nawet konwersować, po prostu uderzał, co jakiś czas rzucając wymamrotanymi obelgami.
Bijatyka trwałaby zdecydowanie dłużej nigdy nie to, że do domu wpadł Isamu. Zziajany, zasapany z hukiem otworzył przymknięte przez wiatr drzwi, dopadając do przyjaciela. I nim zdążył zareagować na jego przybycie, padł nieprzytomny do nóg Itachiego.
Isamu nie cackał się z nim. Jednym ruchem wytworzył ledwie widoczną bańkę wokół głowy, obniżając w niej zawartość tlenu na tyle drastycznie, aby doszło do natychmiastowego niedotlenienia i utraty świadomości.
— Spodziewałem się tego, ale jednak mogłeś sobie darować — mówił do nieprzytomnego, dźwigając bezwładne ciało przyjaciela.
— Możesz mi powiedzieć, co się dzieje? — dopytywał, wycierając stróżkę krwi z kącika ust. Przy okazji podchodząc do pozostawionych otwartych na oścież drzwi. Tuż przed zamknięciem lekko wychylił się w obawie, że jeszcze ktoś nadciąga. Na szczęście uliczka świeciła pustkami.
Odwrócił się, oglądając straty spowodowane szarpaniną. No cóż, nie licząc pozrzucanych rzeczy z szafki, pobitej figurki, porozrzucanych butów i piachu, który wniósł Kaoru, nie było tak źle. Grunt, że lustro i meble ocalały. Właśnie lustro. Niefortunnie zerknął w nie, czego od razu pożałował. Rozmazana strużka krwi w kąciku ust, czerwone policzki, po uderzeniach i rozcięta brew z pulsująca boleśnie skórą wokół. Ta…, kiedy to on ostatnio wdał się w bójkę, żeby tak wyglądać. Przeważnie tak prezentował się Sasuke wracający ze spotkania z Naruto.
Pokręcił z powątpiewaniem głową, udając się do kuchni. Nisko upadł, aby wdać się w bijatykę z przyjacielem Keiko, przecież jak ona się dowie, to mu zrobi awanturę. Chociaż nie, chwila on się tylko bronił, bo został napadnięty. Nie, Higashiyama nie przyjmie takiego wytłumaczenia. Toż to jej ukochany Kaoru, a on śmiał podnieść rękę na niego.
Z takimi ponurymi wizjami wyjął metalową łyżkę i zasiadł na krześle, przykładając zimny materiał do pulsującego miejsca nad okiem. Wolałby woreczek z lodem, ale akurat tego zabrakło. Właśnie próbował zmienić kąt przyłożenia sztućca, kiedy do pomieszczenia wszedł Isamu. Odruchowo spiął się, obserwując jego poczynania. Ten totalnie go zlewając, podszedł do szafek, krzątając się wzdłuż nich bez krępacji i z nadzwyczajną łatwością. Bez podnoszenia wzroku ku górze wyjmował herbatę, drugą ręką operując przy kuchence. Sprawność, w jakiej poruszał się, bez wątpienia przynosiła na myśl stwierdzenie, że zachowuje się jak we własnym domu. Itachiemu akurat niezbyt przypadało to do gustu. Zdecydowanie zbyt wiele mężczyzn czuło się swobodnie u Keiko.
Isamu przygotowawszy wszystko do zaparzenia herbaty, niezrażony uważnym spojrzeniem Uchihy zasiadł naprzeciwko, obdarzając go nie mniej przenikliwym wzrokiem. Itachi dla animuszu zerknął na zegarek, była dziesiąta czterdzieści. Takie cyrki i to z samego rana. Skrzywił się, kiedy miejsce nad okiem mocniej zapulsowało.
— Co z nim? — zapytał mimochodem, poprawiając przyłożenie łyżki, której dobrodziejstwa zimnego metalu z każdą sekundą słabły.
— To tylko nagłe i silne niedotlenienie. Nic mu nie będzie, jest tylko nieprzytomny. Położyłem go na kanapie, ale nie wiem, ile potrzebuje czasu, aby się ocknąć.  
— Rozumiem — mruknął.
— Także posiedzę tutaj, póki nie odzyska przytomności.
Jednym słowem chcesz powiedzieć, że cię nie mam jak wyrzucić, pomyślał, odrywając łyżkę od skóry. Przestało to pomagać.
— Dowiem się, o co mu chodziło?
Isamu zmierzył go oskarżycielskim wzrokiem, wprawiając w uczucie dyskomfortu. Itachi już wiedział, że jest winny całemu złu tego świata. A z pewnością znów coś zrobił, co zagroziło Keiko. W końcu nieważne to, że ona sama zwiała na tę misję, nawet jego o tym nie informując, przecież powinien ją zatrzymać. Gdyby to był Kaoru, to oczywiście przejrzałby jej wykręty i oszustwa, powstrzymując przed opuszczeniem Konohy. Z pewnością.
Mężczyzna jeszcze chwilę mierzył go prowokacyjnie, nim odwrócił wzrok, spoglądając na gwiżdżący czajnik.
— Nie wiem, czy wiesz, ale Keiko wraz z tym twoim braciszkiem, bez zezwolenia Hokage wybrali się samowolnie na misję — mówił, zalewając wrzątkiem przygotowany wcześniej kubek.
— Wiem o tym. Tsunade mówiła.
— O — zawołał zaskoczony, zasiadając z powrotem naprzeciwko. — Czyli jednak coś tam wiesz — ciągnął drwiąco. — Pani wielmożna Kage powiadomiła o konsekwencjach? — Pokiwał głową. Nawet nie musiała, domyślał się, czym grozi taka samowolka i co się stanie, jeśli Kazekage ich złapie. — No to skoro wiesz, jak bardzo Tsunade się piekliła, to teraz wyobraź sobie, że Josuke był bardziej wściekły.
Tego wolał sobie nie wyobrażać. I jakoś czuł, że aktualnie przywódca Kindersów wycofał swoje niegdyś wypowiedzianych słów odnośnie jego akceptacji. Przecież jak tak dalej pójdzie, to zaczną jego podobiznę wywieszać na korytarzu organizacji, jako wroga śmiertelnego numer jeden. Mało tego, wszystko jest za rzeczy, na które w gruncie rzeczy nie miał wpływu.
— Zarządził względem niej karną kompanię — ciągnął dalej. Itachi ściągnął brwi, nic mu te dwa słowa nie mówiły. — To jest rodzaj najgorzej kary, jaka panuje u nas.
—  A dokładniej co jej grozi? — dopytywał coraz bardziej zaniepokojony. Z jednej strony Tsunade i jej wściekłość na Sasuke, a z drugiej jeszcze Josuke i kara Keiko.
— Degradacja rangi, publiczne poniżenie, karcer, szereg najpodlejszych misji czy nawet misja z nakazem samobójstwa. — Przy ostatnich słowach spojrzał wymownie, wręcz jego wzrok zdawał się krzyczeć twoja wina.
Przełknął głośno ślinę. Nie spodziewał się, że Kindersi mają tak surowe zasady, a raczej bardziej nie przewidywał, że Josuke posunie się tak daleko w karaniu. Gdzie się podziała ta braterska więź między nimi? To już nie jest młodszą siostrzyczką? Przecież to nie realne, żeby przy tych relacjach, uciec się do takiej surowości.
Teraz po części rozumiał wściekłość Kaoru, ale dalej czuł do niego awersję. W końcu można było to rozegrać inaczej niż, jak dzieciak rzucać się z pięściami, zanim cokolwiek powiedział i wyjaśnił. Najpierw atak, a potem zadawanie pytań, kiepska taktyka.
— Nie uważasz, że to jest idealny moment, aby skończyć tę farsę.
Itachi ściągnął brwi, przyglądając się mu z nieufnością. Jakoś nigdy sympatią do przyjaciół Keiko nie pałał, mimo iż starał się traktować ich neutralnie. Jednak od incydentu ze sfałszowaną śmiercią miał się na baczności przy Karou, a teraz Isamu miał podobny wzrok.
— Co masz na myśli?
— Wiesz ile dla Kaoru znaczy Keiko? — zapytał z pewną dozą nonszalancji w głosie.
— Wiem. — Isamu uniósł ponaglająco brew. — Są jak rodzeństwo.
Skrzywił się, cmokając nieprzekonany.
— To zbyt płytkie. Ich relacje są o wiele głębsze — wyjaśnił, wychylając się w jego stronę. — Wiesz, co to oznacza? — dopytywał się z głosem, jakby swojemu rywalowi oznajmiał, że nie przegra.
Itachi zachował kamienny wyraz twarzy, lecz wzrok, którym go obdarzał, zdradzał niechęć.
— Keiko nie czuje się w obowiązku, wyjaśniać tego typu rzeczy, są one dla niej zbyt oczywiste — ciągnął, opadając z powrotem na krzesło. — Dla jasności. Kocha ją znacznie bardziej niż ty. Jest jego sensem życia oraz całym światem. I to nie jest coś nieodwzajemnionego — pokreślił, uśmiechając się z wyższością. — Mało tego, ja czuję to samo i między nami też jest tego rodzaju więź. Rozumiesz to?
Tor tej rozmowy coraz mniej przypadał mu do gustu, a nagła powaga połączona z nutą arogancji, mężczyzny, który codziennie zachowuje się jak kopia Keiko, albo i gorzej, wytrącała go z równowagi. Wprawdzie dziewczyna mówiła mu o tym, że każdy Kinders ma drugą twarz, jednak spotkanie się z tym osobiście, wprawiało w konsternację. Zmiana w zachowaniu była zbyt nagła i nieoczekiwana. W końcu czyżby Keiko nie mówiła, że Isamu zaakceptował go oraz jest mu najbardziej przychylny.
— No to świetnie — ucieszył się, klasnąwszy w dłonie. — To skoro rozumiesz sytuację, to w końcu się wycofaj — nakazał, podnosząc kubek do ust. Tak dokładnie był to rozkaz. Ani krztyny sugestii, rady, groźby a tym bardziej prośby, to był czysty nakaz.
Nastało milczenie. Isamu ze zbyt dużą pewnością siebie delektował się gorącą herbatą, z wyższością obserwując posągowe oblicze Itachiego.
— Co tak nagle? — zapytał w końcu, nie dopuszczając do zbytniej przewagi Orinoke, który ściągnąwszy lekko brwi, przyglądał mu się z niezrozumieniem. — Wiedziałeś o mnie i Keiko wiele miesięcy temu. Jego mogę zrozumieć, dowiedział się niedawno, ale ty? Co cię tak nagle wzięło?
Prychnął rozbawiony.
— No cóż, okoliczności się zmieniły — wyjaśnił, wzruszając ramionami. Tak obiecywał, że będzie wspierał ją i zaakceptuje Uchihę, ale nigdy by nie przypuszczał, że sprawy obiorą taki obrót. — Bo widzisz — ciągnął dalej, po upiciu kolejnego łyka — zacząłeś działać na niekorzyść. Pod twoim wpływem Keiko zmienia się i to na gorsze.
— Ludzie cały czas się zmieniają — oznajmił bezwiednie, wypowiadając pierwszą myśl. Dopiero po chwili zorientował się, że przecież takim samym argumentem broniła Sasuke podczas jednej z kłótni. Keiko chyba ma na mnie zbyt duży wpływ, pomyślał zaniepokojonym tym, że już zaczyna powtarzać po niej niektóre frazesy.
— Keiko zawsze była ostoją stałości — szepnął, z subtelnym uśmiechem i czułym wzrokiem wpatrując się w zawartość swojego kubka. — Ale ty to zniszczyłeś — warknął, obdarzając go nienawistnym spojrzeniem. — Ona nigdy by nie uciekła z Konohy, nie zrobiłaby czegoś, co by podważyło reputację organizacji. A tym bardziej nie zrobiłabym czegoś takiego dla kogoś takiego jak Sasuke. Ty ją niszczysz. Spowodowałeś, że stała się zbyt otwarta dla ludzi z zewnątrz. Już nie potrafi przywdziać dla innych swojej zwyczajowej maski. To ją obnaża i pozwala, aby taki wypierdek mamuta jak twój brat robił z nią, co chce. Przez ciebie prowadzi podwójne życie, życie w twoim świecie z tobą i z nami w naszym. Przez ciebie złamała niepisane prawo o niewchodzeniu w związki. Przez ciebie złamała kolejne prawo rzucając się z bronią na Josuke. Wiesz, co dla shinobi oznacza zaatakowanie swojego przywódcy? Jakie ty musiałbyś mieć powody, by stanąć naprzeciw Hokage, gotów w pełni ponieść wszystkie konsekwencje? Dla Keiko nie zrobiłbyś czegoś takiego. Wyrywasz ją z jej świata, z powodu swoich egoistycznych pobudek. Nie rozumiesz, że to ją niszczy. To przez ciebie jej stan zdrowia doprowadził do koloru fioletowego. Tylko, dlatego że zamartwiała się o ciebie i Sasuke.
Nie powinien tego robić, ale siła słów Isamu spowodowała, że opuścił nieznacznie głowę, uciekając przed jego wzrokiem pełnym pretensji, żalu i rozgoryczenia. Rozumiał, że mężczyzna chce za wszelką cenę chronić drogą mu osobę, ale…
— Widzę, że rozumiesz — dodał spokojniej, opadając na krzesło.
Itachi rozumiał, mimo iż tak naprawdę nie spodziewał się, że sprawa tak wygląda. Keiko zawsze uśmiechała się do niego, z błahością w głosie opowiadając o tych wydarzeniach, do tego stopnia, że nawet on uznał je za bagatele.
— Tak naprawdę niewiele o niej wiesz i nic jej dać nie możesz. Nawet twoja miłość jest mniejsza niż nasza, więc skończ to już.
— Odmawiam — odparł zdecydowanym twardym głosem. Słowa Isamu, nieważne jak bolesne, nie spowodują, że rozstania się z nią. — Skoro tak bardzo zależy ci na jej szczęściu, czemu chcesz doprowadzić ją do łez, zmuszając do zerwania?
— W przeciwieństwie do ciebie ja wiem, co należy zrobić, kiedy Keiko się rozpłacze. Wiem jak ją pocieszyć i spowodować, aby szybko zapomniała o przykrej sprawie. A ty wiesz? — zapytał wręcz z bezczelnością w głosie.
Nie wiedział. Gdyby nagle Keiko się przed nim rozpłakała, z pewnością w całkowitej bezradności miotały się, nie mając bladego pojęcia, co robić.
— Są jednak rzeczy, które tylko partner może zapewnić.
Zaśmiał się szyderczo.
— Proszę ja ciebie, nie ma rzeczy, której ty byś mógł zrobić a my nie. Mało tego nie ma rzeczy, której byśmy nie widzieli i o niej nie wiedzieli.
Itachi zacisnął pięści pod stołem. Odnosił wrażenie, że Isamu mu jawnie deklaruje w twarz, że nawet w sprawach łóżkowych jest do zastąpienia. Miał serdecznie dość tej rozmowy.
— Nie mam zamiaru się poddać — oznajmił stanowczo, podnosząc się. Brzmiało to, co najmniej jak deklaracja wojny i pod pewnym kątem tym było. — Oczekuję, że jak tylko Kaoru się ocknie, obaj opuścicie ten dom — dodał chłodno, wychodząc z kuchni.
Cichutko westchnął, gdy tylko zniknął z pola widzenia Isamu. Naprawdę kłótnia z przyjaciółmi Keiko była ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, ale też nie zamierzał pod ich naciskiem się wycofać. Uświadomił to sobie już jakiś czas temu, Keiko znaczyła zbyt wiele, aby móc z niej zrezygnować. Także nie odpuści.
Schylił się po porozrzucane przedmioty, ignorując spojrzenie Isamu, jakim go obdarzył, mijając w drodze do salonu. Wiedział, że nie ma, co wdawać się z następną dyskusję, więc po ogarnięciu przedpokoju, zniknął na piętrze, rzucając się na łóżko.
Około godziny później słyszał uniesione głosy obu mężczyzn. Krótka kłótnia zakończyła się donośnym trzaskiem drzwiami. Odczekał chwilę, nim zszedł na dół. Faktycznie wyszli, nie pozostawiając po sobie śladu. Jedynie brak figurki na szafce mógł sugerować, że cokolwiek tu miało miejsce. Podszedł do drzwi, przekręcając zamek. Oby to był koniec przygód na dzisiaj, pomyślał, wracając na górę.
Ze wszystkich sił chciał zasnąć, znaleźć odrobinę wytchnienia. Zmęczenie wyraźnie dawało się we znaki, ale sen nadejść nie zamierzał. Znów leżał z zamkniętymi oczami, próbując okiełznać szalejące myśli niedające spokoju. Za dużo się wydarzyło jak na jeden dzień. Wieści o samowolnej misji Sasuke i Keiko. Cyrk Fugaku przed Tsunade. Roztrzęsiona matka. Wiadomość o poważnych konsekwencjach Keiko. Napaść Karou. Oskarżenia Isamu. Naprawdę było tego odrobinę za dużo.
Przewrócił się na bok, zakrywając uszy poduszką, chcąc tym wypędzić męczące powtarzające się echa usłyszanych słów. Nic to nie dało. Obrócił się na plecy, rozmasowując pulsujące skronie. Jeszcze chwila i zacznie modlić się o sen.
Wiercił się niespokojnie z boku na bok, nie znajdując wytchnienia. Nawiedzały go obrazy z dotychczas minionego dnia, złowrogie wizje tego, jak brat z dziewczyną sobie teraz radzą, koszmarne scenariusze sytuacji po ich powrocie. Wszystko to przeplatało się niczym w jakimś makabrycznym spektaklu. Sceny przychodziły jedna za drugą, nie będąc ze sobą powiązane. Dręczyło go to i męczyło, dopóki sen nie nadszedł.

***

Sam nie wiedział, kiedy dokładnie usnął, a tym bardziej jak mu się to udało, ale obudziło go pukanie. Niechętnie zszedł na dół, w duchu błagając, aby to nie była powtórka wizyty Kaoru. Jednak dźwięk mimo swojej natarczywości i głośności sprawiał wrażenie beznamiętnego.
Uchylił drzwi, gotowy odskoczyć, jak tylko zobaczyć wymierzoną w niego pięść, lecz przed nim stał posłaniec.
— Dzień dobrym, mam wiadomość dla pana Itachiego Uchihy.
— Tak, słucham — odparł machinalnie, przyglądając się młodzieńcowi, który wpatrywał się w rozłożony notes.
— Pani Hokage wzywa do siebie na godzinę trzynastą. To wszystko — dodał, zamykając notatnik. — Do widzenia.
— Do widzenia — mruknął, zamykając drzwi i nadal nie do końca będąc rozbudzonym, powlókł się do kuchni. Właśnie głośno ziewał, starają się zapamiętać godzinę, kiedy dostał olśnienia. Przecież Kaoru z Isamu wyszli z domu po dwunastej. Szybko odszukał wzrokiem zegarek, była dziewiąta piętnaście. Patrzył na przedmiot nieufnie, intensywnie marszcząc brwi. Pamiętał, kiedy wychodzili, był tego pewien.
Całkowicie skołowany, szybkim krokiem udał się na górę po komórkę. Przy ściennym zegarku mogli majstrować i być może to jakiś ich głupi żart. Jednak nie. Telefon również wskazywał dziewiątą, tyle że już szesnaście. Usiadł na skraju łóżka, absolutnie skonsternowany. Popatrzył jeszcze raz na urządzenie i dopiero teraz dostrzegł, że data uległa zmianie. To nie był już wczorajszy dzień. Przespał blisko dwanaście godzin.  Nie dowierzał, ale komórka nie kłamała. Wyraźnie wyświetlała napis czwartek. Nie mógł pojąć, jak nie mogąc usnąć, usnął na aż tyle.
Zdezorientowany całą tą sytuacją, podszedł do szafy, wyjmując czyste ubranie, a następnie udał się do łazienki. Chłodny prysznic rozbudził, przywracając trzeźwe myślenie. W dalszej kolejności sute śniadanie i gorąca kawa pozwoliły w pełni zregenerować siły, aby móc znów stawić czoła Hokage. Nie wiedział, czego mogłoby dotyczyć wezwanie, jednak miał niemałe wrażenie, że jakoś wiąże się to z samowolką Sasuke i Keiko. Wprawdzie gdzieś w głębi liczył na zwykłe obwieszczenie dotyczące nowo otrzymanej misji, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że to tylko złudne pragnienie i nie ma na to szansy.

***

Zwyczajowo dotarł pod drzwi gabinetu Hokage dziesięć minut przed czasem. Podczas jego czekania nikt nie wyszedł i nie wszedł do środka, co pogrzebało nadzieję, że sprawa może dotyczyć otrzymania misji. Spojrzał na zegarek i punkt zero zero, zapukał.
— Wejść — rozległ się donośny krzyk Tsunade.
— Dzień dobry Ho-kage — na momencik urwał wypowiadanie zdanie, dostrzegłszy dwójkę osób.
— Wejdź — poleciła, zauważając, że zatrzymał się.
Spiął się, napotykając wręcz lodowate spojrzenie Ody. I już nie musiał dowiadywać się, kim jest fioletowowłosy mężczyzna siedzący na krześle. Przełknąwszy ślinę, poszedł do biurka, kłaniając się z szacunkiem. I z pewnością nie zdawało mu się, że słyszy ciche prychnięcie dalekiego krewnego.
— Zdajesz sobie sprawę, w jakim celu cię wezwałam?
Nie zupełnie. Po spotkaniu Josuke i Ody w gabinecie już nie miał pewności. Szedł tu przekonany, że sprawa dotyczy Sasuke i Keiko, ale teraz to nie było takie oczywiste. Zmuszony został, zaprzeczyć delikatnym ruchem głowy. Na co usłyszał kolejne drwiące prychnięcie, tym razem na tyle głośne, że nawet Tsunade zwróciła na nie uwagę, posyłając Odzie karcące spojrzenie. Za to rozłożony na krześle Josuke, musiał wyśmienicie się bawić, na co wskazywał szeroki arogancki uśmiech.
— No tak — przypomniała sobie. — Tego nie wiesz, ale powstrzymywanie twojego ojca odbywa się w pełnej kooperacji z nimi. Oboje są w pełni poinformowani o każdym kroku w tej sprawie — dodała, wskazując mężczyzny.
No świetnie, pomyślał Itachi. Tego argumentu przyjaciołom Keiko brakowało, aby go nienawidzić. W końcu przecież ich ukochana siostrzyczka nie może być z kimś, kogo ojciec jest zagrożeniem dla Konohy.  Ta, gorzej reputacji chyba się mieć już nie da.
— Właśnie skończyliśmy omawiać sprawę związaną z samowolką Sasuke i Keiko, a dokładniej reakcji Fugaku na nią i tego, jak to wyglądało wczorajszej nocy.
O świetnie! A jednak gorzej się da. Już sam fakt, że jego brat wyciągnął Higashiyamę na bezprawnie zorganizowaną misję, było wybitnie nie korzystne, o czym świadczyły działania Kaoru. Tak wdawanie się w szczegóły tamtego cyrku, jaki Fugaku odstawił na oczach Tsunade, było jak torturowanie trupa, bo to już pod dobijanie leżącego się dawno nie kwalifikowało.
— Po burzliwych dyskusjach wykreowała się propozycja, abyś ty — ciągnęła dalej, nie zważając na jego wewnętrzne załamanie psychiczne, które skutecznie maskował kamiennym wyrazem twarzy — zaczął lekko naciskać na ojca.
Zamrugał gwałtownie, zaskoczony propozycją Hokage.
— Naciskać, pod jakim kątem? — dopytywał, niezbyt przekonany co do słuszności pomysłu.
— Fugaku został wystawiony przez Sasuke — wtrącił się Josuke, poprawiając się w krześle. — Zrobił wielką aferę i go wydziedziczył, jednak Mikoto nie zerwała stosunków z synem, ani on z nią, na co wskazuje fakt, że ona teraz opiekuje się jego dzieckiem. Całą tą jego odstawioną histerię… — Ta, Josuke nie przebierał w słowach i nazwał rzecz po imieniu. —… nie poparła żona, wstawiając się za synem. To mogło go zaboleć, że ona śmie mu się tak jawnie sprzeciwiać przy naocznym świadku w postaci Tsunade. Mało tego, czara goryczy się przelała, kiedy i ty błagałeś o ułaskawienie braciszka. — O Keiko też, pomyślał, ale taktycznie milczał.
— Dokładnie, dlatego widzimy w tym światełko — dokończyła Tsunade. — Uważamy, że jeśli najbliższa rodzina, która zawsze była mu posłuszna nagle zacznie się odwracać do niego, to może da mu to do myślenia.
— Rozumiem. Tylko, co mam rozumieć przez pojęciem odwracać się od niego? — drążył temat, nadal nie mając przekonania. Obawiał się, że w tym stanie, jeśli zacznie podskakiwać Fugaku to jedyne, co uzyska to jego wściekłość i najprawdopodobniej odsunięcie od spraw zamachu. Ojciec nie toleruje sprzeciwu, więc skutek takiego pomysłu może być niefortunny.
— Nie chodzi nam o to, abyś mu krzyczał nie i tupał nóżką — wyjaśnił Oda zgryźliwym tonem. Tsunade obdarzyła go wymownym spojrzeniem, przez co nie kontynuował myśli.
— Chodzi o to, abyś w subtelny sposób zaczął mu sprzeciwiać się w sprawach zamachu. Zacznij delikatnie tłumaczyć, że pomysł jest nietrafiony — tłumaczyła, lecz Itachi ściągnął brwi, nie do końca nadążając za ich myślami. — Do tej pory obowiązywała taktyka potakiwania mu z ewentualnym naprowadzaniem na mniej szkodliwe i trudne do powstrzymania pomysły. Tym razem chcemy, abyś zaczął mu się lekko sprzeciwiać. Zrób coś, aby po tym błaganie wczorajszej nocy pokazać mu, że jesteś w pełni oddany jego sprawie. Jednocześnie przy następnej radzie klanu poddaj powątpiewaniu pomysł zamachu. Powiedzieć coś, co spowoduje odwleczenie w terminie, aby Fugaku zaprzestał przygotowań. Istnieje szansa, że jeśli ty, jako jego ukochany syn, prawa ręka i przyszły następna, zaczniesz negować pomysł zamachu, on może zacząć myśleć, że faktycznie to nie jest takie dobre. Skoro nawet ty tego nie chcesz. A przy okazji jak inni zobaczą, że stawiasz opór i nie masz ochoty na zamach, to możliwe, że również wyjdą z cienia i wygłoszą swój sprzeciw. Jeśli będzie zbyt dużo osób na nie, Fugaku zostanie zmuszony do zastanowienia się nad tym ponownie. Podsumowując cały ten wywód, chodzi o to, aby pokazując mu, że jesteś lojalny i się go słuchasz, jednocześnie negował kwestię zamachu.
— Rozumiem. — Lekko pokiwał głową z uznaniem. — Jeśli rozegra się to wystarczająco subtelnie, mogłoby przynieść oczekiwany rezultat.
— Dokładnie. Tylko jak sam zauważyłeś, sprawa jest iście delikatna. Jeden nieostrożny ruch może wiele zaprzepaścić — ostrzegła, wychylając się z fotela i podając mu teczkę. — Spisane są tutaj przykładowe pomysły na sprzeciw. Czy z tego skorzystasz i w jakiej formie to twoja własna sprawa. To tylko teoretyczne rozważania.
— Oczywiście — potaknął, odbierając przedmiot.
— Jeszcze jest jedna ważna kwestia — zaczął Josuke, machnąwszy na swojego podwładnego, który podał mu mapę. — Fugaku nie może zacząć poszukiwać innych grup wsparcia. Nie wiem, czy wiesz, ale całkowicie kontrolujemy wymianę korespondencji z grupą z Suna, z którą układał się przy ostatnim zamachu. Również przyjrzeliśmy się organizacjom, które wskazałeś, jako obiekt zainteresowanie ojca — mówił, rozkładając na biurku Tsunade mapę. — Jeszcze ich nie zinfiltrowaliśmy na tyle, aby sterować wymianą wiadomości. Na stan obecny jesteśmy w stanie przechwytywać listy na tej, na tej i na tej trasie. — Skazał punkt, na drogach, które Fugaku wytypował dla swojej prywatnej tajnej korespondencji. — Jeśli to się zmieni, może faktycznie dojść do nawiązania kontaktów z jakąś przestępczą grupą.
— To trochę dużo — wtrąciła się, obserwując skupienie na twarzy Itachiego. — Jednak musisz tak lawirować przy sprzeciwianiu się, aby zechciał odrzucić ideę zamachu, a nie tylko sam pomysł na jego przeprowadzenie.
— Rozumiem.
— A jak widzi ci się cały ten plan? Sądzisz, że jest prawdopodobny? — dopytywała, splatając ze sobą place, na których oparła brodę. Wprawdzie wszystko dokładnie zostało omówione z Odą i Josuke, ale opinia Itachiego także jest cenna. W końcu jest najbliżej Fugaku i zna go najlepiej.
— Może się to udać. — Potaknął. — Wszystko zależy tylko od tego, jak to się rozegra. Przy umiejętnym lawirowaniu plan może okazać się sukcesem.
— Dlatego twoja rola jest w tym kluczowa. Wierzę, że będziesz w stanie umiejętnie poprowadzić sprawę do końca. W razie jakichkolwiek wątpliwości masz się do mnie zgłosić. To jest misja na tyle delikatna, że większość kroków będzie analizowana w takim stałym gronie. Oczywiście nie muszę mówić, że oczekuję szczegółowego raportu z każdego posunięcia. Przy okazji skoro jesteśmy w takiej grupie, a ciebie nie łatwo wyciągnąć z organizacji — zwróciła się do Josuke, zwijającego mapę, na jej prztyczek odpowiedział słodkim uśmiechem — moglibyśmy omówić jeszcze kwestię…

***

— To jak teraz? — dopytywała, wybijając spory łyk wody.
— Mhm — mruknął bezwiednie, zaczytując się w rozłożonej mapie, ignorując słowa dziewczyny.
Mimo iż spotkali już Akihito i włączyli go w swój plan, to na razie jeszcze znajdowali się na terenie kraju Ognia w przygranicznym lesie i próbowali zmylić tropicieli. Logiczniej byłoby, jak najszybciej przekroczyć granicę kraju, ale na terenie pustynnym czuli się mniej pewnie. Keiko miała ograniczone możliwości, co obniżało potencjał bojowy ich niewielkiej drużyny. A dodatkowo oboje nie znali zbytnio tamtych rejonów. W starciu z shinobi wysłanymi z Suna istnieje zbyt duże ryzyko złapania. Gęstwina lasów, gdzie dziewczyna za pomocą swoich wodnych technik mogła ich dobrze ukryć i łatwiej było zmylić wroga, niż na otwarcie pustynnej przestrzeni, odczuwali większe bezpieczeństwo. Stąd też uznali, że odczekają na tyle długo, aby mieć pewność, że grupa wyruszająca z Suna się z nimi minęła. Zakładali, że Tsunade od razu zawiadomiła Kazekage o ich poczynaniach, więc on z pewnością również wykonał krok.
— Jesteś w stanie ten deszcz przesunąć tutaj? — zapytał, nakreślając palcem koło wokół wybranego obszaru.
Keiko pochyliła się nad mężczyzną, zerkając mu przez ramię na mapę. Sasuke chciał zmylić trop, wymuszając na ścigających myślenie, że mają zamiar dostać się na teren kraju Wiatru poprzez wąwóz na zachodzie. Dziewczyna po krótkim namyśle pokiwała z uznaniem głowa. To mogłoby się udać. Dolina jest często wykorzystywana przez shinobi do niepozornego dostania się w głąb kraju. Kiedyś teren ten był używany przez kupców, jednak ze względu na częste przypadki skalnych lawin, został wykluczony z dróg dla cywili i wszyscy go omijają. Aczkolwiek osoby ich pokroju są w stanie uniknąć osuwających się kamieni, więc dla nich nie stanowiłoby to przeszkody.
— Kiedy oni będą podążać tym tropem, my prześlizgniemy się tędy — wyjaśnił, wskazując południowy teren oznaczony, jako piaszczysty. Na samą myśl skrzywiła się wyraźnie. Otwarta przestrzeń połączona z palącym słońcem była dla niej i jej technik czystym horrorem. Jednakże rozumiała, czym kierował się Sasuke wybierając tę drogę. Nawet shinobi nie porywali się na piaszczyste tereny, wybierająć część kamienistą, gdzie można było schować się za różnymi formami skalnymi i istniały szlaki piesze. Tropicielom z Konohy ani z Suna nie przyjdzie do głowy szukać ich na otwartym terenie wśród wydm i piachu.
— Nie będziemy w stanie tym dotrzeć — wyraziła na głos swoje powątpiewanie, z niepokojem obserwując wybraną przez niego trasę.
— Spokojnie nie mam zamiaru nas usmażyć. To tylko na chwilę nim wysłannicy z Suna nie dotrą do granicy. Z pewnością zaczną przeszukiwać tradycyjne szlaki, a wówczas my tędy wyjdziemy i udamy się wzdłuż tak, aby na pewno wszystkich ominąć.
— No ma to sens — potaknęła, wodząc palcem po mapie.
— To jak? Przesuwasz ten deszcz?
— Jasne — mruknęła niewyraźnie, nadal zapatrując się na mapę.
Keiko bezbłędnie radziła sobie w lesie z gubieniem tropu.  W końcu nie raz i nie dwa musiała pozbyć się ogona ścigających ją shinobi z Kiri. Jednak miała pewne obiekcje przed wyjściem na piaszczystą pustynię po użytkowaniu swoich technik, ale ufała Sasuke i jego zdolnością. Skoro on twierdzi, że dadzą radę, to nie ma nic innego do zrobienia, jak spełnić jego oczekiwania. Toteż zamknęła oczy, maksymalnie się skupiając i wykonała szereg pieczęci, oczami wyobraźni widząc pojawiające się nowe chmury, z których spada soczysty deszcz. Kolejny rząd następujących po sobie pieczęci i wizja powoli zanikających opadów. Tym sposobem anulowała poprzednią technikę oraz stworzyła nowy deszcz w rejonie wcześnie wskazanym przez Sasuke.
Na tak dużą odległość nie potrafiła kontrolować wody, na tyle, aby zrobić coś innego, niż zmusić chmury do opadów, lub je zatrzymać. Nie miała pewności, czy wiatr nie zdmuchnie deszczu w niekorzystną stronę, ani czy tropiciele na pewno mokną. Jednak zgodnie z założeniami powinni właśnie biegać wśród ulewy. W końcu z pewnością są poinformowani o naturach chakry tych, których ścigają. A nie od dziś wiadomo, że o ile shinobi władają wodą, to właśnie w niej się ukrywają. W deszczu rozmywa się zapach, więc nawet przywołane zwierzęta mają problem z odnalezieniem tropu. Dudniące krople o całe połacie koron drzew zagłuszają, więc ciężko usłyszeć przemieszczające się osoby. Ponadto, jeśli ktoś posługuje się technikami dźwięku i czymś na kształt echolokacji próbuje zlokalizować położenie przeciwnika, to deszcz mu to utrudnia. Następuje zakłócenie na skutek odbicia fal od zbyt dużej ilości malutkich ciągle przemieszczających się kropel. Co więcej, o ile będzie się przemieszczać po gałęziach to nie zostawia się śladów. Fakt, skakanie po mokrych i śliskich konarach jest dość ciężkie oraz łatwiej o spadnięcie, ale jednak plusów bywało więcej niż minusów. Stąd też tropiciele nie powinni sądzić, że deszcz jest tylko dla zmyłki, a tak naprawdę dwójka poszukiwanych znajduję się zupełnie gdzie indziej. Chociaż dla całkowitej pewności nie tracili czujności i maskowali swoją obecność, zostawiając za sobą kilka mylących poszlak. Tak w razie, czego.
— Gotowa? — zapytał, składając mapę i kątem oka zerkając, jak dziewczyna rozluźnia się.
— Owszem — mruknęła, upijając kolejny soczysty łyk z butelki.
— To w drogę — zarządził, zarzucając na ramię plecak. Keiko idąc w jego ślady, sięgnęła po swój, wskakują na gałąź pobliskiego drzewa. I przeskakując z konara na konar, ruszyli w obranych kierunku, realizując dopiero, co omówiony plan.

4 komentarze:

  1. Teraz, sprawa się mocno pogmatwa, Josuke ukaże Keiko, a Itachi chcą ją uratować wstąpi do Kindersów i wyzwie szefa na pojedynek. Rozwali Josuke i przejmie tam rządy, a Keiko uniewinni :))) a wcześniej przywoła ojca do pionu i przejmie rządy w swojej dzielnicy :))
    Nie wiem co planujecie, ale ja cały czas myślę, że on jej będzie ratował dupę metodą siłową. Jak nie w Kindersach, to z tą grupą, co jej depcze po piętach. No bo choć dawno nie było żadnej wzmianki, to myślę, że nie bez powodu jej przeszłość była ukrywana i to do tego stopnia, że ona sama nawet tego nie pamięta. Chyba, że mieszam jakieś dwie różne historie, ale to tutaj, ona ma zamknięty pokój z rzeczami ojca, prawda? W ogóle to brakuje mi to walczącego Itachiego. Koleś nieźle wymiata i co? Nawet w mandze okazał się silniejszy mimo choroby od Sasuke, choć to Sasuke był jednym z wcieleń Indry. No może nie miał w pojedynku z bratem super oka, ale mimo wszystko takie są fakty :)) A Wy go trochę uziemiłyście. Ja wiem, że ma ważną misję ratowania wioski przed szalonym tatuśkiem. Niby wszystko wiem i czaję, ale jakoś tak mi go szkoda. Ma tyle problemów, że porządne bije trochę by go podbudowało. Nie mógł przywalić konkretnie Kaoru? Należało mu się już dawno.
    Dobra, przejdźmy do konkretów :) Fajny rozdział, choć skończył się zdecydowanie zbyt szybko i chciałoby się poczytać więcej. To też poproszę o dokładkę :)
    Weny dziewczęta :) niech paluszki klikają w klawiaturkę bez przerwy ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie powiem ciekawą masz wizję, ale jak to my nie zdradzamy fabuły, więc nie powiem czy z czymś dobrze trafiłaś ;) Ale na razie misja dopiero się rozpoczęła, więc o ich karze będzie dopiero później.
      I tak dobrze pamiętasz, że Keiko u siebie w domu ma zamknięty pokój po swoim ojcu z tym jego już sławetnym dziennikiem. Tutaj muszę przyznać się do pewnej sprawy, a mianowicie wątek ten nie wiem, czy będzie tak rozbudowany jak zakładałam na początku. Planowałam, że rozwiązanie kwestii sporu z Kiri nastąpi w trzeciej części, gdzie będą sprzyjające okoliczności do konfrontacji. Jednak na stan obecny nawet nie wiemy, czy będziemy pisać trzecią część. Stąd też istnieje spore prawdopodobieństwo, że niestety ten wątek nie będzie rozbudowany. Po prawdzie mam w planach w następnych rozdziałach poruszyć te zagadnienia, więc z pewnością coś więcej się na ten temat dowiesz i niektóre szczegóły zostaną dokładniej wyjaśnione. Jednakże ze względu na limity, w tej serii nie spodziewałabym się pełnej konfrontacji z krajem Wody.
      W kwestii Itachiego. Tak facet został poniekąd uziemiony. I ogólnie w naszym opowiadaniu scen walk jest bardzo niewiele, w sumie też nie opisujemy zbyt dużo misji. Powód jest oczywisty, brakuje na to miejsca w limitach, zwłaszcza że w rozdziałach i tak dzieje się dużo. Jak kiedyś pisałyśmy, no niestety popełniłyśmy błąd zatracając się w pewnym momencie w tej bardziej, że tak powiem części obyczajowej opowiadania, przez co umknęły nam misje i walki, a jak zorientowałyśmy się w błędzie, było trochę za późno by zawrócić. Także staramy się gdzieś dodać właśnie sceny walki i misje, ale no niestety głównie są one gdzieś w tle, bo brakuje na nie miejsca.
      I spokojnie dokładeczka będzie. Teraz szykują się dwa rozdziały Erroay o ich misji w Suna, więc będzie co czytać.
      Pozdrawiam ;)




      Psst... choć zdradzę tajemnicę właśnie klikają w klawiaturę pisząc nowy rozdział ;)

      Usuń
    2. usz Ty!!! Ja się tu napalam, że coś zdradzisz, a ty mi na uszko szepczesz, że rozdział piszesz? Jesteś bezduszna i okrutna. Ja chcę wiedzieć, czy choć trochę dobrze główkuję (i jak mała dziewczynka, ze złości zaciskam zęby i tupię nogą, a z gardła słychać yyyyyyy)

      Usuń
    3. Proszę mi Akari nie odciągać od pisania rozdziału! ;-) Ostatnio jej to dosyć mozolnie szło, więc teraz każdą chwilę, którą nad tym spędzi, traktujemy jak święto, nie wolno przeszkadzać! :D

      Usuń